Quantcast
Channel: Blog użytkownika Aleszumm
Viewing all 817 articles
Browse latest View live

KATARZYNA BRATKOWSKA CÓRKA STEFANA BRATKOWSKIEGO: "KOMUNIZM TO NAJBARDZIEJ PROLUDZKI USTRÓJ"

$
0
0
Ilustracja: 
CZARNA OWCA KATARZYNA BRATKOWSKA CÓRKA STEFANA BRATKOWSKIEGO BRATKOWSKA: KOMUNIZM TO NAJBARDZIEJ PROLUDZKI USTRÓJ Katarzyna Dominika Bratkowska (ur. 1972 r. w Warszawie) – krytyczka literacka, feministka i aktywistka ruchów lewicowych. Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim, ukończyła studia doktoranckie w Szkole Nauk Społecznych Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, gdzie pisała doktorat pod kierunkiem Marii Janion. Pracuje jako nauczycielka języka polskiego w Wielokulturowym Liceum Humanistycznym im. Jacka Kuronia w Warszawie. W latach 2008-2009 prowadziła wykłady w ramach podyplomowych gender studies przy Instytucie Badań Literackich PAN. Współzałożycielka (wraz z m.in. Kazimierą Szczuką i Agnieszką Graff) nieformalnej grupy Porozumienie Kobiet 8 Marca organizującej Manifę – doroczną demonstrację odbywającą się w różnych miastach Polski w Dzień Kobiet. Hołduje ideologii gender. W 2013 roku podczas debaty telewizyjnej na temat projektu zaostrzenia kar za przerwanie ciąży, opracowanego przez Komisję Kodyfikacyjną przy Ministerstwie Sprawiedliwości, ogłosiła, że w wigilię Bożego Narodzenia dokona aborcji, co stało się obiektem licznych kontrowersji i komentarzy. Jej działalność społeczna i polityczna skupia się przede wszystkim na walce o przywrócenie prawa kobiet do legalnej aborcji w Polsce. Jest współzałożycielką oraz prezeską polskiego stowarzyszenia „Pro-choice Same o sobie S.O.S” utworzonego w 2006 r. oraz inicjatorką akcji „Aborcyjny coming out”, w ramach której grupa kobiet przyznała się do przeprowadzenia aborcji. „Gazeta Wyborcza” w 2006 roku nominowała ją do tytułu Kobiety Roku. Zasiadała w Radzie Nadzorczej „Fundacji MaMa”. Należy do rady programowej Polskiej Partii Pracy, jest także członkinią Komitetu Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników. W 2011 roku we współautorstwie z Kazimierzą Szczuką napisała książkę o aborcji „Duża książka o aborcji” ( Wydawnictwo Czarna Owca). Jej ojcem jest prawnik i dziennikarz Stefan Bratkowski, zaś matką dziennikarka Roma Przybyłowska-Bratkowska. Piotr Markiewicz: Czytając Bratkowską poczułam się jakby mnie ktoś uderzył w twarz.   http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,15180796,_Czytajac_Bratkowska__poczulam_sie__jakby_mnie_ktos.html tokfm.pl, 2013-12-23.  Feministka Katarzyna Bartkowska w rozmowie  z red. Robertem Mazurkiem coraz bardziej kompromituje postulaty aborcjonistów, przy okazji negując zbrodnie komunizmu.   W sobotnio - poniedziałkowej "Rzeczpospolitej"(28 – 30 grudnia 2014 ) można przeczytać rozmowę red. Roberta Mazurka z Katarzyną Bratkowską, feministką i wykładowcą gender studies, która przed świętami zapowiedziała, że jest w ciąży i przerwie ją w Wigilię Bożego Narodzenia, po czym - ciągnięta za język - zasugerowała, że jest w ciąży politycznej, a nie biologicznej. Wydawało się, że Bratkowska osiągnęła już Everest absurdu. Tymczasem w owym wywiadzie możemy odnaleźć m. in. takie wypowiedzi feministki Katarzyny Bratkowskiej: Robert Mazurek: Dlaczego akurat walka o wolność aborcji ma dla pani takie znaczenie? Katarzyna Bratkowska: Gdy kobieta jest w niechcianej ciąży, to wystarczająco trudna jest sama konieczność dokonania wyboru, podjęcia - jakkolwiek na to patrzeć - decyzji ostatecznej. Nie uważam, żeby to było dziecko, ale to jest potencjalny człowiek, jest to już jakieś życie. RM: Skoro „jest to już jakieś życie", to decyduje pani o życiu lub śmierci. Czyim życiu, czyjej śmierci? KB: Potencjalnego bytu. RM: Byt jest realny. KB: OK, ale do pewnego etapu to bardziej część ciała matki niż jakikolwiek odrębny podmiot. RM: Gdyby tak było, nie mówiłaby pani o życiu lub śmierci, bo nie mówi pani o życiu lub śmierci paznokcia podczas obcinania go, ani nawet o śmierci ręki podczas amputacji. W dalszej części wywiadu Bratkowska udowadnia, że słowo pisane wszystko zniesie i wychwala komunizm jako "bardzo pozytywną, równościową ideologię". Bratkowska jako feministka podkreśla:   "Jestem komunistką, bo wierzę, że to najbardziej proludzki, humanitarny ustrój na świecie”.   I dalej Bratkowska:  „Wolałabym żyć na Kubie niż w USA".  Jej zdaniem -  „komunizm nie ma na swoim koncie żadnych zbrodni, bo... nigdy i nigdzie go nie wprowadzono. Zbrodniczy jest natomiast kapitalizm, który „ma więcej ofiar". Przy czym do ofiar kapitalizmu Bratkowska zalicza również „ofiary wypadków komunikacyjnych i przemysłowych, gdyż jej zdaniem są one... pochodną kapitalizmu”. Czasami, aby uświadomić społeczeństwu absurdalność postulatów aborcjonistów wystarczy pozwolić feministkom mówić bez skrępowania.   Dokumenty, źródła, cytaty:   https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=XfydJsMWyWo  www.gosc.pl  http://pl.wikipedia.org/wiki/Katarzyna_Bratkowska  http://gosc.pl/doc/1831668.Bratkowska-komunizm-to-najbardziej-proludzki-ustroj  Piotr Markiewicz: Czytając Bratkowską poczułem się jakby mnie ktoś uderzył w twarz. Wypowiedź w radio tok fm.pl 2013-12-23.http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,130137,2264799.html   http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,15180796,_Czytajac_Bratkowska__poczulam_sie__jakby_mnie_ktos.html    
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:11)
Kategoria wpisu: 

KTO ZAMORDOWAŁ GENERAŁA PETELICKIEGO?

$
0
0
Ilustracja: 
KTO ZAMORDOWAŁ GENERAŁA PETELICKIEGO? DLACZEGO GENERAŁ SŁAWOMIR PETELICKI POPEŁNIŁ "SAMOBÓJSTWO"? LIST GENERAŁA PETELICKIEGO ZNALEZIONY W SIECI Warszawa 19 kwietnia 2010   LIST OTWARTY DO PREMIERA DONALDA TUSKA  Panie Premierze!  Zakończyła się Żałoba Narodowa po największej Tragedii w historii powojennej Polski. W wyniku karygodnych zaniedbań, niekompetencji i arogancji staliśmy się jedynym na świecie krajem, który w jednym momencie stracił całe Dowództwo Wojska, ze Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej na czele. Apeluję do Pana o podjęcie radykalnych kroków mających na celu ratowanie Polskich Sił Zbrojnych i systemu antykryzysowego Państwa.   W trybie pilnym należy:   1. Rozwiązać Wojskową Prokuraturę i powierzyć prowadzone przez nią sprawy Prokuraturze Cywilnej. Będzie to zgodne z wcześniejszymi wnioskami Prawa i Sprawiedliwości popartymi przez Platformę Obywatelską, których orędownikami byli między innymi Świętej Pamięci Poseł Zbigniew Wassermann i Generał Franciszek Gągor. 2. Ustanowić pełnomocnika Rządu d/s ratowania naszych Sił Zbrojnych i powołać na to stanowisko generała dywizji Waldemara Skrzypczaka (byłego dowódcę Wojsk Lądowych, który miał odwagę głośno mówić o zaniedbaniach w MON), cieszącego się ogromnym autorytetem w Wojsku Polskim. 3. Odwołać Ministra Obrony Narodowej i do czasu wybrania Prezydenta powierzyć kierowanie Resortem przewodniczącemu Ko-misji Obrony Senatu Maciejowi Grubskiemu z Platformy Obywatelskiej, który broniąc żołnierzy z Nangar Khel wykazał się zaangażowaniem i dobrą znajomością problematyki wojskowej. Ministerstwem Obrony może skutecznie kierować tylko osoba nie związana z panującymi tam od lat „betonowymi układami”. 4. Przywrócić na stanowisko Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego doktora Przemysława Gułę. Ponad rok temu w obecności byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, profesora Krzysztofa Rybińskiego, przekazałem ministrowi Michałowi Boniemu notatkę na temat karygodnych zaniedbań w Ministerstwie Obrony Narodowej. Zdecydowałem się na to, gdyż Bogdan Klich wysłuchiwał moich rad popartych ekspertyzami specjalistów polskich i amerykańskich, a następnie postępował wbrew logice! Wszyscy Polacy widzieli tragiczną katastrofę wojskowego samo-lotu CASA C-295M, w której zginęło dwudziestu znakomitych lotników. Tłumaczyłem Ministrowi Klichowi, dlaczego tak się stało, prezentując mu procedury NATO. Minister zapewniał, że wyciągnie z tego wnioski. Nie wyciągnął! Nastąpiła katastrofa wojskowego samolotu BRYZA, w której zginęła cała załoga. Była jeszcze katastrofa wojskowego śmigłowca Mi-24. Pytałem publicznie B. Klicha, ilu jeszcze dzielnych żołnierzy musi zginąć, żeby zaczął konieczne reformy w Wojsku? W sierpniu 2009 roku bohaterską śmiercią zginał kapitan Daniel Ambroziński, którego patrol w Afganistanie Talibowie ostrzeliwali przez sześć godzin, a nasze Lotnictwo nie mogło tam dole-cieć, bo miało za słabe silniki (MI24). Co więcej, jak już doleciało – było nieuzbrojone (Mi-17). Minister Klich zapewniał wtedy publicznie, że w trybie nadzwyczajnym dostarczy do Afganistanu odpowiedni sprzęt. Nie zrealizował tych obietnic, za to wodował uroczyście kadłub Korwety Gawron (który kosztował ponad mi-liard sto milionów złotych), komunikując zdumionym uczestnikom uroczystości, że na tym kończy się program budowy tak potrzebnego Marynarce Wojennej okrętu, gdyż nie ma środków na jego dokończenie. W ubiegłym roku Bogdan Klich mówił, że robi coś, co nikomu dotąd się nie udało – leasinguje od LOT-u nowoczesne samoloty dla VIP, w miejsce awaryjnego sprzętu z poprzedniej epoki. Teraz twierdzi, że to się nie udało, bo przeszkadzali posłowie. Gdy Bogdan Klich leciał dwukrotnie do Afganistanu, w niepotrzebną PR-owską podróż, wyleasingował dla siebie Boeinga Rumuńskich Linii Lotniczych za 150 tys. zł. Dodać należy, że za boeingiem leciał wojskowy samolot CASA, który dla Ministra Klicha była za mało wygodny. Dlaczego Minister Obrony Narodowej nie zdecydował się na leasing nowoczesnego samolotu dla tak ważnej delegacji państwowej, do składu której zatwierdził podsekretarza stanu w MON, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i dowódców wszystkich rodzajów wojsk. Jak można było umieścić kluczowe dla bezpieczeństwa Państwa osoby w jednym samolocie z poprzedniej epoki i wysłać ten samolot w czasie mgły na polowe lotnisko, bez wyznaczenia z góry zapasowego wariantu lądowania i scenariusza pozwalającego na przesuniecie terminu uroczystości. Tłumaczyłem B. Klichowi kilkakrotnie, co to jest nowoczesne zarządzanie ryzykiem, którego od 1990 roku uczyli nas Amerykanie. Przekonywałem, że nowoczesne samoloty pasażerskie są niezbędne nie tylko do przewozu VIP, ale dla ratowania Obywateli Polskich, gdy znajdą się na zagrożonych terenach. Teraz Minister Obrony twierdzi, że nie było pieniędzy na te samoloty, a jednocześnie wydawał dużo więcej na sprzęt, który okazał się nieprzydatny, że wspomnę tylko bezzałogowe Orbitery za 110 mln USD. W maju 2009 roku Sejm RP powołał podkomisję do zbadania zaniedbań w Lotnictwie Wojskowym RP. Jej ekspert, znakomity pilot Major Arkadiusz Szczęsny napisał: „ Świadome narażanie przez MON naszych Żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty życia jest niedopuszczalnym łamaniem prawa”! Gdy Major Szczęsny poprosił podkomisję o przekazanie sprawy Prokuraturze, został odwołany z funkcji eksperta. Jeden z najdzielniejszych komandosów GROMU, ranny w walce z terrorystami i odznaczony Krzyżem Zasługi za dzielność, napi-sał do mnie po katastrofie: „Czymże jest narażenie bezpieczeństwa Państwa, jak nie sabotażem. A kto tego nie rozumie, popełnia grzech zdrady!”. Reakcja Ministra Obrony Narodowej na tragiczną katastrofę, polegająca na chwaleniu się wzorowymi procedurami w Wojsku, którymi może on się podzielić z innymi resortami, wywołała zapytania ze strony moich wojskowych kolegów ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, którzy nie zrozumieli o co ministrowi chodzi. Mijają się z prawdą zapewnienia, że w Wojsku jest wszystko w porządku bo zastępcy płynnie przejęli dowodzenie. Podobnie jest w Centrum Antykryzysowym Rządu. W nawale obowiązków mógł Pan nie zauważyć, że po odwołaniu doktora Przemysława Guły ze stanowiska Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego, na znak protestu odeszło dziesięciu najlepszych specjalistów od zarządzania Państwem w sytuacjach nadzwyczajnych. Jestem Panu bardzo wdzięczny, za uratowanie Narodowej Jednostki Operacji Specjalnych GROM, która przez trzy miesiące pozostawała bez dowódcy i miała być „wdeptana w ziemię” przez „MON-owski beton”. Proszę, aby postąpił Pan podobnie w obecnej tragicznej sytuacji Lotnictwa Wojskowego, Marynarki Wojennej i Wojsk Lądowych. Sugerowane na początku listu rozwiązania inicjujące niezbędne reformy konsultowałem z wybitnymi polskimi i amerykańskimi specjalistami od zarządzania ryzykiem i ochrony infrastruktury krytycznej Państwa. Jestem Naszą Tragedią tak przybity, że mimo licznych zaproszeń, nie będę na razie występował w mediach. Życzę, żeby nie zmarnował Pan Premier szansy zbudowania na wzór GROMU nowoczesnego Polskiego Wojska i systemu antykryzysowego Naszego Kraju.   Czołem, generał Sławomir Petelicki   GENERAŁ SŁAWOMIR PETELICKI NIE ŻYJE   Generał Sławomir Petelicki, Grom, Komisja Badania Wypadków Lotniczych nie żyje. Walczył o prawdę o Smoleńsku, krytykował władzę, domagał się zmian w wojsku. Generał Sławomir Petelicki walczył o prawdę o Smoleńsku,. Czy śmierć generała Sławomira Petelickiego (+ 66 l.) mogła mieć związek z katastrofą smoleńską? To właśnie Petelicki ostro krytykował ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych i opieszałość polskiego rządu przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy. Według oficerów służb specjalnych wynikało to z rozgoryczenia, które przeżywał twórca GROM po odsunięciu go przez polityków PO od władzy. Jest kwiecień 2010 roku. Kilka dni po katastrofie smoleńskiej generał Sławomir Petelicki ujawnia, że politycy partii rządzącej dostali SMS o treści: “Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Zdaniem Petelickiego autorem SMS-a miał być ktoś z trójki: premier Donald Tusk (55 l.), szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski (44 l.) bądź rzecznik rządu Paweł Graś (48 l.).   POLITYCY PO STANOWCZO ZAPRZECZAJĄ TYM OSKARŻENIOM   Kiedyś popierałem Platformę, ale widząc zakłamanie rządu, nie mogę milczeć. SMS do członków Platformy świadczy o tym, że premier Tusk spanikował i autentycznie się przestraszył – mówił wtedy gen. Petelicki. O tym, że Petelicki mógł mieć wtedy rację, mówi dzisiaj były szef Biura Ochrony Rządu płk Antoni Pawlikowski (43 l.), który sam krytykował zabezpieczenie lotu do Smoleńska i organizację prezydenckiej wizyty. To niepokojące, że samobójstwo popełnia generał, twórca jednostki GROM, ostro wypowiadający się w sprawie nieprawidłowości przy locie do Smoleńska. Ten wątek prokuratura szczególnie powinna zbadać. Gen. Petelicki dysponował ogromną wiedzą, która często była dla rządzących niewygodna. Potrafił mówić o tym wprost – stwierdza płk Antoni Pawlikowski.   KTO ZAMORDOWAŁ GENERAŁA PETELICKIEGO?   Źródła:   http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/gen-petelicki-walczy-o-prawde-o-smolensku-krytykowal-wladze-domagal-sie-zmian-w-wojsku_264429.html     
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:26)
Kategoria wpisu: 

POSEŁ PO MIRON SYCZ WYZNAJE: "NIE BYŁEM CHOWANY W MIŁOŚCI DO POLAKÓW""AK NALEŻY ZRÓWNAĆ Z BANDAMI"

$
0
0
Ilustracja: 
CZY EWA KOPACZ  Z MIŁOŚCI DO POLSKI PODRÓŻUJE      Z RZĄDEM PO KRAJU W TOWARZYSTWIE POSŁA       PLATFORMY OBYWATELSKIEJ MIRONA SYCZA?           POSEŁ PO MIRON SYCZ WYZNAJE:  "NIE BYŁEM CHOWANY W MIŁOŚCI DO POLAKÓW""AK NALEŻY ZRÓWNAĆ Z BANDAMI"  UKRAIŃSKI  ZESPÓŁ PARLAMENTARNY PLATFORMY OBYWATELSKIEJ HAŃBĄ III RZECZYPOSPOLITEJ!   Z dniem 5 lipca 2015 roku w polskim(?) parlamencie posłowie Platformy Obywatelskiej powołali Ukraiński Zespół Parlamentarny złożony z posłów PO i senatora PSL, który stawia sobie za cel dbanie o interesy Ukraińców i Ukrainy w Polsce. Na przewodniczącego zespołu powołano Mirona Sycza, Ukraińca, posła PO, wroga Polski, Polaków i polskości.                                            MIRON SYCZ PRZEWODNICZĄCY UKRAIŃSKIEGO ZESPOŁU PARLAMENTARNEGO   Jest synem Ołeksandra Sycza, członka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów od 1938 roku oraz strzelca w kureniu "Mesnyky" Ukraińskiej Powstańczej Armii, skazanego w 1947 roku przez polski sąd na karę śmierci za działalność w UPA, złagodzoną w tym samym roku na karę 15 lat pozbawienia wolności. Miron Sycz, ukr. Мирон Сич, Myron Sycz (ur. 3 stycznia 1960 w Ostrym Bardzie) – polski polityk ukraińskiego pochodzenia, działacz Związku Ukraińców w Polsce, nauczyciel, samorządowiec, poseł na Sejm VI i VII kadencji. Był członkiem PZPR, z której wystąpił przed 1989. Po 1990 r. działał w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, Unii Wolności i Partii Demokratycznej. W latach 1998–2007 zasiadał w sejmiku warmińsko-mazurskim trzech kadencji, zajmując w nim od początku stanowisko przewodniczącego. W 1998 r. został wybrany z ramienia Unii Wolności, w 2002 r. uzyskał mandat z listy SLD-UP, a w 2006 z rekomendacji Platformy Obywatelskiej. Poseł Solidarnej Polski Mieczysław Golba ujawnił, iż ojciec Mirona Sycza służył w bandach UPA, mordował Polaków, a jego syn Miron Sycz przyznaje, że sam był wychowywany w wrogości wobec Polaków. W niedawnym wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" powiedział: "Nie byłem wychowywany, delikatnie mówiąc w miłości do Polaków, lecz w nienawiści". I choć w rozmowie z "Super Expresem" opinię tę łagodzi i zapewnia, że poglądy zmienił, to jednak wciąż stawia znak równości pomiędzy Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armią (OUN-UPA), a Armią Krajową, równocześnie gloryfikuje faszyzm i neobanderyzm na Ukrainie, "Prawy Sektor", "Gwardię Narodową Ukrainy", faszystowskie bataliony "Donbas", "Azow". Uzasadniając pominięcie słowa "ludobójstwo" w sejmowej uchwale Miron Sycz stwierdza:"To była czystka etniczna. Dodano określenie "o znamionach ludobójstwa" i dobrze określa się to, co się stało. Ludobójstwem należałoby określić również pacyfikację wsi ukraińskich  dokonane przez oddziały AK w Pawłokomie, Sahryniu, Wierzchowicach. Nawet jeśli to były akcje odwetowe, to licytowanie się na słowa mogłoby prowadzić do ponownych rozliczeń i zaognienia naszych relacji, zamiast pojednania". I dalej przekonuje:"Jeśli trzymać się terminu "ludobójstwo" to i Akcja Wisła była ludobójstwem". Jak podkreśla polityk PO Miron Sycz: "Na Ukrainie jednak UPA jest odbierane jak AK w Polsce. Dla Ukraińców to jedyna formacja zbrojna, do której mogą się odwołać, która dążyła do niepodległości". Poseł PO Miron Sycz zapewnia też, że jego ojciec nie miał nic wspólnego ze zbrodniami popełnianymi przez UPA, nie należał do oddziału "Mesnyki" i nie miał też nic wspólnego ze spaleniem wsi Wiązownica. Zupełnie coś innego twierdzi poseł Solidarnej Polski Mieczysław Golba, który podczas sejmowej debaty ujawnił całą sprawę. W rozmowie z "Super Ekspresem" Golba podkreśla: "Pan Miron Sycz nie mówi wszystkiego w sprawie udziału swojego ojca w zbrodniach UPA. Twierdzi, że ojciec nie działał w bandach grasujących na Wołyniu. Dobrze, ale rzeź wołyńska miała tragiczny wymiar także w innych rejonach , gdzie działała UPA. Także w powiecie jarosławskim. Ojciec pana Mirona Sycza pochodzi z miejscowości oddalonej zaledwie kilkanaście kilometrów od mojej miejscowości". Jak mówi poseł Solidarnej Polski Mieczysław Golba, jego wystąpienie było związane z zaangażowaniem Mirona Sycza w sprawę stosunków polsko-ukraińskich: "Nie mogłem zrozumieć, dlaczego pan Miron Sycz w swojej głupocie i idiotycznym uporze w ocenie lat wojennych, a także czynów ojca działającego w sotni UPA, która 17 kwietnia 1945 roku wymordowała praktycznie całą miejscowość w rejonie Jarosławia skąd pochodzę, tak się zachowuje. Była to największa zbrodnia popełniona przez UPA na terenie Polski". Zdaniem Mieczysława Golby, ze względu na przeszłość ojca, Miron Sycz nie powinien angażować się w sprawy dotykające delikatnej materii stosunków pomiędzy Polską a Ukrainą.  "- Jest wiele innych spraw, którymi mógłby się z powodzeniem zająć. Dlatego ostrzegałem panią premier i jej partyjnych kolegów, że ktoś może wprowadzić ich w błąd. Chciałem powiedzieć pani premier: nie słuchajcie posła Mirona Sycza" - wyjaśnia motywy swojego wystąpienia, poseł  Solidarnej Polski, Mieczysław Golba. Tymczasem Ewa Kopacz z całym rządem, wyłącznie w celach marketingu politycznego, podróżuje po Polsce i nie interesuje się, ani Mironem Syczem z jego banderyzmem, ani agentem wywiadu Izraela w Polsce "Misiem" Kamińskim, wlokącym się jak cień za Ewą Kopacz, zasiadającym w jej "patriotycznej" kancelarii prezesa Rady Ministrów, równocześnie "pożyczającej" na dziesięć lat oligarchii ukraińskiej na wieczne nieoddanie 100 milionów euro z kieszeni polskich podatników.   UKRAIŃSKI ZESPÓŁ PARLAMENTARNY   Sejm RP - Ukraiński Zespół Parlamentarny posiada swoją stronę internetową prowadzoną przez niejaką i nijaką Dorotę Borychowską - Polkę!? Ukrainkę? http://www.sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/agent.xsp?symbol=ZESPOL&Zesp=300   Ukraiński Zespół Parlamentarny KONTAKT: Dorota Borychowska, tel. 22 694-16-02, fax 22 694-18-13, e-mail: dorota.borychowska@sejm.gov.p      MIRON SYCZ IDEOLOG "HISTORYCZNYCH BOHATERÓW UKRAINY" MORDERCÓW POLAKÓW   Tymczasem na południowym wschodzie Ukrainy ramię w ramię z armią rządową walczą bojówki neonazistowskie i skrajnie nacjonalistyczne –  bojówki partii i organizacji, które kilka miesięcy temu odegrały znaczącą rolę na kijowskim „Euromajdanie”. Po wystawionym (i wycofanym kolejnego dnia) ultimatum "Prawego Sektora" wobec prezydenta Walzmana - Poroszenki można zadać pytanie, na ile Kijów w ogóle panuje nad tymi bandami, i jak długo może być pewny wsparcia radykalnych bojowników, którzy jako ochotnicy wspierają armię rządową? W okolicach Doniecka i Ługańska działają liczne bandy skrajnie nacjonalistycznych ugrupowań i partii. Walczą wspólnie z armią rządową przeciwko prorosyjskim powstańcom nazywanych "separatystami".  W przeciwieństwie do sił regularnych, którym często brakuje woli walki i których morale jest wątpliwe (cały czas ciąży na nich oskarżenie, że są katami własnego narodu – a o wpływie tego oskarżenia na psychikę żołnierzy świadczą liczne dezercje i ucieczki za rosyjską granicę). Wśród ochotników z radykalnie nacjonalistycznych i neonazistowskich ugrupowań tego problemu nie ma. Oni są zdecydowani i przekonani, nienawidzą Rosjan i chcą wszelkimi środkami zwalczać „separatystów”. Tyle tylko, że są to właśnie organizacje nieobliczalne, odwołujące się do ideologii nazizmu, do tradycji III Rzeszy, Hitlera, walki u boku Wehrmachtu i ludobójstwa na Polakach.   Gdy "Prawy Sektor"– największa z radykalnie nacjonalistycznych partii politycznych Ukrainy – wystosował do prezydenta Walzmana - Poroszenki ultimatum, od razu fakt ten wykorzystała Rosja. "Prawy Sektor" zagroził, że jeśli w ciągu 48 godzin z aresztu nie zostaną zwolnieni wszyscy zatrzymani członkowie tej partii, jeśli z ministerstwa spraw wewnętrznych nie zostaną usunięte „siły antyukraińskie” i jeśli nie zostanie zwrócona „nielegalnie skonfiskowana broń” – wycofa swe pododdziały z terenu walk i rozpocznie zbrojny „marsz na Kijów” (także tu dopatrzeć się można jawnej aluzji do faszyzmu i nazizmu: marsz na Rzym w 1922 roku przeprowadził Mussolini, a w 1923 roku nieudany pucz monachijski Hitlera miał zapoczątkować marsz na Berlin). Podczas rozmów w Berlinie minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Ławrow zarzucił stronie ukraińskiej, że nie kontroluje zarówno walczących na południowym wschodzie bojówek neonazistowskich, jak i batalionów finansowanych przez ukraińskich oligarchów. Po stronie sił rządowych nowych ukraińskich władz walczą: faszystowskie bataliony „Azow” i „Donbas”, grupy "Prawego Sektora" i ukraińska faszystowska "Gwardia Narodowa", także w dużej mierze złożona z członków "Prawego Sektora". Członkowie tych grup określają się jako „ukraińscy patrioci”, a powstańcy i Rosja nazywają ich neofaszystami i neonazistami. Dlaczego?   BATALION "AZOW"  Został sformowany w maju 2014, w jego skład wchodzi specjalna kampania milicji ukraińskiego MSW. Bojownicy batalionu walczą w wojskowych mundurach i czarnych kominiarkach – choć początkowo batalion był organizacją paramilitarna, złożoną z ochotników-banderowców, teraz wchodzi w skład armii ukraińskiej i odnosić ma sporo sukcesów w walce z „separatystami”. Żołnierze batalionu należą do Socjal-Nacjonalistycznego Zjednoczenia (SNA), ugrupowania reprezentującego ideologię narodowego socjalizmu i rasistowskiego nacjonalizmu. Obok ukraińskich ochotników (także zza oceanu, z emigracji w Kanadzie i USA) w brygadach batalionu walczyć mają neonaziści-ochotnicy z Szwecji, Włoch, Francji i Kanady. Bojownicy podkreślają, że pierwszym wrogiem Ukrainy jest Rosja, a drugim – Unia Europejska. Żadnych wątpliwości nie pozostawia emblemat batalionu: na pierwszym planie znajduje się znak heraldyczny Wolfsangel(wilczy hak), a w tle okultystyczny i nazistowski symbol czarnego słońca. Wolfsangel – to runiczny symbol nazizmu, używany przez neonazistów w różnych krajach. W wersji ukraińskiej oznaczał także skrót hasła „Idea Nacji”. W III Rzeszy wilczy hak wykorzystywany był w kilku jednostkach Waffen SS, służył tez jako emblemat dywizji pancernej „Das Reich”. Ponieważ znakiem tym posługiwały się liczne grupy i organizacje neonazistowskie, w Republice Federalnej Niemiec Wolfsangel znajduje się na liście prawnie zakazanych symboli. Także „czarne słońce” było chętnie wykorzystywanym w III Rzeszy symbolem, wywodzi się jednak z okultyzmu i czarnej magii. Było jednym z ulubionych symboli szefa SS, Gestapo i policji niemieckiej, Heinricha Himmlera (mocno zaangażowanego w działalność okultystyczną). Batalion „Azow” posługuje się też nazwą „Czarny Korpus” – zapożyczonym bezpośrednio z hitlerowskiej III Rzeszy, w której formacje SS (a także oficjalna gazeta SS) nosiły właśnie nazwę „Das schwarze Korps”.   BATALION "DONBAS"  Sformowany został w kwietniu 2014 roku w Dniepropietrowsku do walki z powstańcami z republiki Donieckiej. Z ochotniczego ugrupowania powstały później 24. Batalion Obrony Terytorialnej „Donbas”, podporządkowany bezpośrednio sztabowi generalnemu sił zbrojnych Ukrainy, oraz batalion operacyjny "Gwardii Narodowej"„Donbas”, podporządkowany ukraińskiemu MSW. Według własnych danych, batalion w czerwcu liczyć miał ponad 800 członków. Wśród ochotników tych formacji spora część stanowią ukraińscy neonaziści, co potwierdzają liczne zdjęcia zabitych żołnierzy batalionu i brygady „Donbas”, z wytatuowanymi godłami III Rzeszy, hitlerowskimi orłami i swastykami. W szeregach jednostki walczą też ochotnicy z Hiszpanii, Gruzji, Białorusi i Rosji – przeważnie neonaziści. Symbolem batalionu jest odwrócony (lecący w dół) hitlerowski czarny orzeł, którego ogon i skrzydła tworzą ukraiński tryzub. Popularnym symbolem, występującym w formie tatuażu wśród żołnierzy batalionu, jest też czerwony ukraiński tryzub wpisany w czarny kontur hitlerowskiego orła. Znane są też zdjęcia punktu rekrutacyjnego przy koszarach batalionu, w którym wywieszono – obok flagi ukraińskiej – czerwoną flagę ze swastyką, flagę III Rzeszy niemieckiej.  "PRAWY SEKTOR"  Skrajnie nacjonalistyczny i neonazistowski, nieformalny ruch polityczny, który jest stosunkowo najlepiej znany z wszystkich sił ekstremistycznych na Ukrainie. W zasadzie jest to sojusz różnych mniejszych organizacji nacjonalistycznych i neonazistowskich, które walczyły na kijowskim „Euromajdanie”. ”Prawy Sektor" powstał w marcu 2014 roku na podstawie ukraińskiej Organizacji Stepana Bandery „Tryzub” oraz partii "Ukraińskie Zjednoczenie Narodowe" (UNA). Przyłączyła się do niego też "UNA-UNSO"– organizacja najbardziej radykalnych ukraińskich neofaszystów, neonazistów i banderowców, której członkowie po rozpadzie ZSRR walczyli w wielu konfliktach zbrojnych przeciwko Rosji. Do "Prawego Sektora" przyłączyły się też mniejsze, neonazistowskie ugrupowania, jak „Biały Młot” i "C-14"– neonazistowskie skrzydło partii Swoboda, oraz piłkarscy „ultrasi” – kibice Dynama Kijów. Najprawdopodobniej to właśnie bojówkarze "Prawego Sektora" odpowiedzialni są za podpalenie domu związków zawodowych w Odessie, w którym zginęli liczni Ukraińcy i Rosjanie. Na kijowskim „Euromajdanie” właśnie „sotnie” Prawego Sektora" stanowiły człon tzw. "Samoobrony", i dzięki nim udało się obronić Majdan przed szturmem milicji. "Prawy Sektor" posługuje się symboliką, kolorystyką, hasłami i godłami nacjonalistycznych organizacji OUN-UPA, które kolaborowały z hitlerowcami, mordowały Polaków, Żydów, Ormian, Czechów, Niemców, Ukraińców, Rosjan i walczyły ramię w ramię z Wehrmachtem przeciwko Armii Czerwonej. Hasłem "Prawego Sektora" jest pozdrowienie Ukraińskiej Powstańczej Armii, które powstało podczas II wojny światowej: „Sława Ukrainie – bohaterom sława!”, któremu często towarzyszy nazistowskie/faszystowskie pozdrowienie wzniesioną prawą ręką. Zabity w marcu 2014 roku jeden z liderów "Prawego Sektora", ukraiński biznesmen i działacz polityczny „Saszko Biały” (Ołeksandr Muzyczko) domagał się między innymi przyłączenia południowo-wschodnich powiatów Polski do Ukrainy, czy wręcz niemiecko-ukraińskiej granicy pośrodku Polski.  "GWARDIA NARODOWA UKRAINY"  Powstała w marcu 2014 roku po przeformowaniu ukraińskich sił zbrojnych i podlega bezpośrednio ukraińskiemu MSZ. Część bojowników trafiła do niej bezpośrednio z Majdanu, i należała do "Prawego Sektora", sotni Samoobrony Majdanu. Emblemat Gwardii utrzymany jest w czarno-czerwonej kolorystyce UPA. Pośrodku widnieje przypuszczalnie postać Archanioła Michała – choć istnieje też opinia, że w rzeczywistości ze względu na pewne szczegóły jest to Lucyfer. Bez wątpienia natomiast pod figurą dostrzec można stylizowaną swastykę, której znaczenia nie trzeba chyba już tłumaczyć. Jak widać, struktury radykalnych neonazistów, banderowców i nacjonalistów, walczących na Majdanie, a teraz na wschodzie Ukrainy, przeplatają się już z strukturami rządowej armii, czyli państwa. Pytanie brzmi, jak długo Kijów może być pewny takich „żołnierzy”? Do walki z Rosjanami, ludnością cywilną i powstańcami zapewne im zapału nie zabraknie – ale co będzie potem? Czy neonaziści ruszą na Kijów, bo stwierdzą, że to także nie jest „ich władza”? Czy będą chcieli rozpocząć nową rewolucję, jeśli prezydent i rząd będą zacieśniać więzy z UE i USA? A może będą chcieli odzyskać Przemyśl i całą „zachodnią Galicję” aż po Kraków?   Czy Polakom zagraża ukraińska Czarna Sotnia z hitlerowskim pozdrowieniem Sieg heil? Czy też nowa "czystka etniczna" zwana historycznie Rzezią Wołyńską - genocidum atrox - ludobójstwem przerażającym?   Źródła: "Głos Polski" Toronto Wiesław Magiera   https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=ukrainskie+bataliony+walczace+z+separatystami  http://www.mysl-polska.pl/node/190      
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:12)
Kategoria wpisu: 

"INŻYNIEROWIE DUSZ". POLSKIE SZAMBO LITERACKIE. "O CZERWONYM KUTASIE NAJLEPIEJ STOJĄCYM RANO"

$
0
0
Ilustracja: 
INŻYNIEROWIE DUSZ   POLSKIE SZAMBO LITERACKIE  Z TRYBUNĄ LUDU W TLE   EWA KOPACZ NA 100 MILIONÓW EURO W GŁĄB PRZYJACIÓŁKĄ ESBECKICH                                   LITERATÓW ZLP W III RP   „ O KUTASIE CZERWONYM NAJLEPIEJ STOJĄCYM RANO"   W „Kurierze Codziennym” z dnia 23-26 maja 2014 roku ukazał się mój artykuł „Salonowi literaci z hańbą domową i agenturą w tle”. Dla zobrazowania przedstawianego obecnie materiału posłużę się skrótem  wydrukowanego już tytułu. Założycielem Związku Zawodowego Literatów Polskich był Stefan Żeromski. ZZLP reaktywowany został w roku 1944, a w 1949 roku zmienił nazwę na Związek Literatów Polskich, ze związku twórczego stając się stowarzyszeniem politycznym, nad którym nadzór sprawował Jerzy Putrament, agend NKWD, ( działający w Polsce jeszcze przed 1939 rokiem ), przy współudziale Wandy Wasilewskiej i Julii Brystygierowej pułkownika NKWD, zwanej „Krwawą Luną”, która miała już za sobą krwawe przesłuchiwania we Lwowie po 17 września 1939 roku. To krwawe monstrum w sposobie działania przewyższało nawet nadzorczynie z niemieckich hitlerowskich obozów koncentracyjnych. „Specjalizowała” się w przesłuchiwaniu mężczyzn, nierzadko wkładając nieszczęśnikom genitalia do szuflady, gwałtownie ją zatrzaskując. Przez 35 lat prezesurę ZLP sprawował Jarosław Iwaszkiewicz / 1945 – 1980 /. Ten wytrawny ideolog partyjny znany był z namiętnych pocałunków z Leonidem Breżniewem. Postać Iwaszkiewicza scharakteryzował w swoich pamiętnikach Leopold Tyrmand: „ …globtrotter, pederasta, stalinowiec, dyplomata, smakosz, poeta i pionek…” Przypomnę utwór opozycyjnego satyryka Janusza Szpotańskiego nawiązującego do owych „breżniewowskich” pocałunków z Jarosławem Iwaszkiewiczem w poemacie „Caryca i zwierciadło” za którego autorstwo otrzymał od tow. Gomułki - Wiesława 3 lata więzienia.       CARYCA I ZWIERCIADŁO (FRAGMENTY-pocałunki beżniewowskie)  "(...)Pomniu kak prijechał w Moskwu De Gaulle, sklierotik i starik I ja jewo pocałowała On potom prosto dostał tik, Ach on formalno popadl w trans, On przestał bredzić o belle France I tolko skuczał u mych stóp: Ach, Leonida, ty mnie lub Dla ciebie cały zapad brosze Tolko mnie jeszcze całuj proszę! A potem Pompidou, a Brandt, A nawet chitry, miełkij frant, Poet iż Polszy – Iwaszkiewicz Gdy tolko pili ust mych miód Woleli, że to istny cud, Kto go nie zaznał, ten nic nie wie...   ...Nagle goryczy kropla spada Wypełza myśl ohydna "Sadat" Zimny egipski pederasta Podstępna jadowita żmija! Jak on się w moje wargi wpijał Jak on udawał podniecenie A rurki wsadzał mi w kieszenie! A kiedy wszystko wyjął złodziej Pokazał drzwi na Bliskim Wschodzie Ach job jewo, płaz bez znaczenia!... ...A w lustrze dudni groźny głos "Da, eto jest caryca Mao, Która piękniejsza jest od ciebie, Na smoku wjedzie w twoje carstwo I wsio tak w pył i proch rozjebie Że się rozpadnie gospodarstwo (...)"  Prezesurę ZLP, sprawował jeszcze w latach 1958 – 1959 Antoni Słonimski. Sylwetkę tego prezesa najdobitniej scharakteryzował Marian Hemar:   „…Cóż za szmata Pod pozorami literata. Popatrzcie na ten rzymski profil: Były frankofil i angliofil I były sanacyjny cwaniak, Pan-europejczyk i Pen - klubczyk, Przechrzta co tydzień, na wyścigi Co z wszystkich sobie wziął religii Jedną religię: Oportunizm- Dziś się obrzezał na komunizm.   Związek Literatów Polskich funkcjonował więc z przerwami, m.in. spowodowanymi stanem wojennym, aby w 1989 roku rozpaść się na dwa związki, a to Stowarzyszenie Pisarzy Polskich i Związek Literatów Polskich. Należy więc przypomnieć co wydarzyło się w kulturze polskiej w latach zniewolenia komunistycznego, przekazując równocześnie dzisiejszy jej obraz. Tego żmudnego dzieła podjęła się w niebywałym trudzie polska eseistka, reportażystka i dziennikarka Joanna Siedlecka w swoich dziełach „Obława” i „Kryptonim „Liryka” o losach pisarzy represjonowanych.   Redaktor Marcin Hałaś członek Katowickiego Oddziału Związku Literatów Polskich, dziennikarz, krytyk literacki, poeta, czołowy publicysta "Warszawskiej Gazety" napisał o dziełach Joanny Siedleckiej: „ …jest reporterką niepokorną, wystarczy wspomnieć jak relacjonowała postawę Zbigniewa Herberta w ostatnich latach życia i demaskowała wstrętne imputowanie mu choroby psychicznej jako motoru postępowania”. Owe "demaskatorskie imputacje w stosunku do Zbigniewa Herberta "wykwitały" z autorstwa żony Herberta, po jego śmierci. M.in. jego stosunku do antypolskiej twórczości Czesława Miłosza. Wystąpienia Czesława Miłosza o wysadzeniu Polski w powietrze, lub przyłączeniu jej do Związku Radzieckiego są ogólnie znane. Zbigniew Herbert po słynnym nazwaniu przez Czesława Miłosza akowców bandytami napisał taki oto wiersz ( nigdzie nie publikowany ):   „…był hybrydą w której wszystko się telepie duch i ciało góra z dołem raz marksista raz katolik chłop i baba a w dodatku pół Rosjanin a pół Polak Chodasiewicz (Miłosz – dopisek autora) pisał także prozą-żal się Boże O dzieciństwie a to było nawet ładnie Był jak student który czyta parę książek Niedokładnie..."  Siedlecka w sposób precyzyjnie udokumentowany podaje losy prześladowanych przez bezpiekę pisarzy, kończących swoje losy „psychuszką” ( Bąk, Grzędziński ), prześladowaniem m.in. Pawła Jasienicy ( Leona Lecha Beynara ).  podstawiając mu kapusia TW „Ewę”, z którą się ożenił i która skróciła mu donosami życie), Jerzego Zawieyskiego „…Mości Zawieyski czas skakać…”, który prześladowany przez SB został wyrzucony przez okno  i wielu innych „niepokornych”. Wstrząsające są te dokumenty. Dokumenty Siedleckiej to świadectwo, dzięki któremu mamy szansę poszerzyć pamięć o niepokornych wilkach naszej literatury, a odsłaniając prawdę, stała się ona obiektem ataków (Donalda Tuska i Ewy Kopacz) określonych kół, zapewne literacko-podobnych. W wywiadzie „Tropię wielkość i małość polskich pisarzy” ( „Dziennik” 19. 01. 07 )  Joanna Siedlecka wyjaśnia, że zburzyła białą heroiczną legendę Związku Literatów Polskich. Fala ataków na Siedlecką postkomunistów związkowych dzisiaj stała się już jasna, pomimo wzywania tych kół do poddania się honorowej lustracji dla oczyszczenia się z zarzutów współpracy ze służbą bezpieczeństwa PRL, tym bardziej, iż wiele nazwisk członków ZLP znajduje się na liście Wildsteina, dostępnej przecież w Internecie. Samolustracji honorowej powinne się poddać również te osoby do dzisiaj zarządzające polską kulturą, jak np. samorządowcy, dyrektorzy wydziałów kultury, etc.  „Siedlecka zhańbiła zmarłych kolegów” brzmi jeden z zarzutów. Pisarka odpowiada na łamach „Dziennika” / 31.07.07 / na owe zarzuty: To demagogiczne argumenty. Nie stosuję zasady odpowiedzialności zbiorowej. Mówiąc po prostu o swoich ostatnich książkach, o losach pisarzy represjonowanych przypominałam, że zwłaszcza w latach 50 i 60 gdy związkowa opozycja prawie nie istniała, konformistyczne władze ZLP nie broniły atakowanych przez władze swoich członków, (ba, nawet ich wyrzucano stawiając przed sądem koleżeńskim kierowanym w ZG ZLP przez Irenę Krzywicką wieloletnią przyjaciółkę Tadeusza Boya Żeleńskiego – (dopisek autora ). Wyrzucały ich na ogół, co spotkało m. in. Jerzego Brauna, Władysława Grabskiego, Wojciech Bąka, Jerzego Kornackiego, Ireneusza Iredyńskiego. Milczały, gdy zaganiano do „psychuszki” Bąka i Grzędzińskiego, wsadzano do więzienia Iredyńskiego, Wańkowicza, Kornackiego, Brauna. Członkowie sądów koleżeńskich ZLP „sądzili” oskarżonego o współpracę z londyńskimi „Wiadomościami” starego Jana Nepomucena Millera i Władysława Grabskiego za „paszkwil o Gałczyńskim. Grube związkowe ryby jak Kazimierz Koźniewski, czy Andrzej Szczypiorski współpracujący z SB donosili na kolegów. Moi polemiści, zamiast przełknąć gorzkie fakty, zatupują je, przypominając demagogicznie, że we władzach był Herbert i Szczepański, a sam Związek rozwiązano w stanie wojennym. To prawda, choć władzę trzymał tu także przedwojenny enkawudzista Jerzy Putrament, Lenart, Broniewska i Stanisław Ryszard Dobrowolski. Miał Związek karty piękne, ale też i mniej budujące, a naszą powinnością jest ich poznawanie, a nie „krzepienie serc” Herbertem i podtrzymywaniem źle pojętej korporacyjnej solidarności, sprzecznej z poszukiwaniem prawdy. Tym bardziej, że peerelowski ZLP był organizacją zniewoloną podwójnie, bo kontrolowaną nie tylko przez finansującą go partię, ale też sterowaną i infiltrowaną przez SB. Dyskusja o roli i prawdziwej historii peerelowskiego ZLP wybuchnie jeszcze nie raz, bo otwierają się wreszcie zamknięte niegdyś archiwa, wypływają nowe fakty. Siedlecka sama zresztą deklaruje, że za swoją misję uważa p r z y p o m i n a n i e, bo komunizm był również zacieraniem śladów, n i e p a m i ę c i ą.   Obecnie ZLP jest kontynuacją reaktywowanego w Lublinie w 1944 roku związku twórczego. Nie zadano sobie nawet trudu w zmianie statutu, który w istocie nie reguluje niczego. Regulację prawną ZLP przejęła ustawa „Prawo o stowarzyszeniach” z dnia 7 kwietnia 1989 roku. Zarząd Główny ZLP nie posiada żadnego autorytetu w środowisku osób piszących, skoro nawet w ocenie Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy i jego prezydent Hannę Gronkiewicz Waltz jest komunistycznym związkiem. Spotyka się to z protestami Tuska i Kopacz. W 2002 roku w almanachu ZLP prezes Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich ( dalej KOZLP ) Konrad Strzelewicz pomieścił esej „Hańba domowa”. W owym eseju z temperamentem literackim opisał haniebną historię podpisania przez 53 krakowskich literatów rezolucji dotyczącej skazania na śmierć księży w t. zw. procesie  Kurii Krakowskiej. Rezolucję ową podpisali m.in. Wisława Szymborska i Sławomir Mrożek. Oto tekst rezolucji: „W ostatnich dniach toczył się w Krakowie proces grupy szpiegów amerykańskich, powiązanych z Krakowską Kurią Metropolitalną. My zebrani w dniu 8 lutego 1953 roku czlonkowie Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich wyrażamy bezwzględne potępienie dla zdrajców Ojczyzny, którzy wykorzystując swe duchowe stanowiska i wpływy na młodzież skupioną w KSM działali wrogo wobec narodu i państwa ludowego, uprawiali za amerykańskie pieniądze szpiegostwo i dywersję. Potępiamy tych dostojników z wyższej hierachii kościelnej, którzy sprzyjali knowaniu antypolskiemu i okazywali zdrajcom pomoc, oraz niszczyli cenne zabytki kulturalne, Wobec tych faktów zobowiązujemy się w twórczości swojej jeszcze bardziej bojowo i wnikliwiej niż dotychczas podejmować aktualne problemy walki o socjalizm, ostrzej piętnować wrogów narodu dla dobra Polski silnej i sprawiedliwej”.   Sławomir Mrożek wyszedł oto "przed orkiestrę" i z własnej pilności dopisał ponadto: „Nie ma zbrodni, której byśmy się nie mogli po nich spodziewać. Zaciekłość niedobitków będzie tym większa, tym bardziej będą się upodabniać do SS-manów, do „rycerzy płonącego krzyża’, Ku-Klux – Klanu, do brunatnych i czarnych koszul – występując w tym samym co SS-mani, krzyżowcy, koszule i inni falangiści interesie", przypomina Krak. Oddział IPN – dr Jarosław Szarek, 7.02.2003 r. W październiku 2002 roku mgr Jerzy Korzeń – Prezes Zarządu Głównego Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego wystosował pismo do Prezydenta Miasta Krakowa o odebranie Wisławie Szymborskiej honorowego obywatelstwa Miasta Krakowa w związku z podpisaną przez nią rezolucją. Powstała gigantyczna awantura literacka, znana czytelnikom chicagowskim z artykułów w „Kurierze Codziennym” mojego autorstwa „Sterowanie wolnością”, czy Konrada Strzelewicza „Miłosz kukułcze jajo literatury”. We wszystkich możliwych mediach powstała nagonka na prezesa Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich( KOZLP) Konrada Strzelewicza. Uczyniono nawet z niego antysemitę waląc po łbie  salonową maczugą, a wywinąć się z tego zarzutu jest trudno, łącznie z udowadnianiem i innym i światu, że się nie jest wielbłądem. I tak m.in. „Dziennik Polski” ( Wacław Krupiński ) szydził z amerykańskiej prasy polonijnej, a „Kronika Krakowska” TVP nadawała systematycznie wieści o antysemityźmie prezesa KOZLP Konrada Strzelewicza. Nagonka trwała, komunistyczna działaczka KOZLP, żona TW Jacka Kajtocha "Dywersanta", Anna Kajtochowa, grafomańska poetka, zwołała nadzwyczajne zebranie członków  KOZPL celem powołania nowych władz Związku, na znak protestu przeciw „Hańbie domowej” Konrada Strzelewicza. Z KOZLP wystąpiło 15 literatów, w tym 6 z listy Wildsteina i jeden z listy Macierewicza, profesor UJ od antyku, który jako komunistyczny minister kultury wsławił się na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem pochówkiem 22 letniego kozaka jako Stanisława Ignacego Witkiewicza, wystawiając kozakowi iście kasztelański pogrzeb. Pan profesor Aleksander Krawczuk b. minister w rządzie Mieczysława Rakowskiego, wieloletni sekretarz POP PZPR w Polskiej Akademii Nauk, bo nim tu mowa, nie chce zasiadać w jednym związku z Aleksandrem Szumańskim i innymi antykomunistami, "tym bardziej", że wspólnie i w porozumieniu z agitatorem i prelegentem PZPR dr Jerzym Targalskim (TV Republika), Szumański został  okrzyknięty antysemitą.    Zaproszono prasę, radio i telewizję, prezesa ZG ZLP Marka Wawrzkiewicza kierującego obradami. Pijany pan prezes oświadczył, że trzeba podnieść składki członkowskie, ponieważ obowiązujące nie wystarczą nawet na "pół basa". Po sali firmowego salonu „Zaułek” przy ul. Kanoniczej w Krakowie , krążyły rożne karteczki z ordynarnymi tekstami w rodzaju k..a h…j ci, gruby sztapel/?/ (z Doroty Masłowskiej?) rzekomo pióra Aleksandra Szumańskiego. Nie odwołując starego zarządu powołano nowy  ze Szczęsnym Wrońskim na czele jako prezesem. Pan Szczęsny Wroński niespełniony aktor, za to spełniony grafoman na początek rozwiązał uzdolnione koło młodych z podkrakowskich Myślenic, a na zwolnione miejsce przyjął kilka grafomanek, aby nie miały konkurencji. Ocenzurował almanach literacki nie dopuszczając do druku wierszy krytycznych o twórczości Miłosza i Szymborskiej. W czasie „Nocy poetów” na scenę wprowadził klęcznik,  aby ukorzyć Aleksandra Szumańskiego autora wierszy. Do klęczenia jednak nie doszło, natomiast doszło do skandalu o którym wyżej. KOZLP wydał stronę internetową pod redakcją Szczęsnego Wrońskiego, w której zapisano, cytat: „…wydawanie artykułów antysemickich publikowanych w almanachu KOZLP i w amerykańskiej prasie polonijnej autorstwa żądnych sensacji i rozgłosu kolegów” koniec cytatu. Następnie Zarząd Główny ZLP wystosował do Aleksandra Szumańskiego pismo, że zwołuje posiedzenie sądu koleżeńskiego w sprawie jego  antysemickiej działalności publicystycznej. Aleksander Szumański oddał sprawę do kancelarii adwokackiej, która pisemnie zażądała przesłania "antysemityckich" tekstów z polonijnej prasy amerykańskiej autorstwa Aleksandra Szumańskiego. Pismo pozostało bez odpowiedzi, natomiast przewodniczący Sądu Koleżeńskiego Zarządu Głównego ZLP Marek Głogoczowski na znak protestu przeciwko szykanom i pomówieniom antykomunisty Aleksandra Szumańskiego złożył dymisję z członkowstwa ZLP.  W czasie trwania III Bronowickiego Karnawału Literackiego w podkrakowskim „Domu Kultury Mydlniki” Szczęsny Wroński zaprezentował przed ponad 200 osobową widownią utwór własny:   „ O KUTASIE CZERWONYM NAJLEPIEJ STOJĄCYM RANO".   W czasie czytania owego tekstu autor zaśmiewał się do łez. Oddzielną laurką należy odznaczyć kierownika Domu Kultury w Mydlnikach organizatora Bronowickiego Karnawału niejakiego Macieja Naglickiego podającego się za pedagoga / sic! /, który jako organizator, kierownik i prezenter dopuścił do skandalu. Wg oświadczenia prezesa KOZLP Konrada Strzelewicza, Maciej Naglicki jako dyrektor administracyjny KOZLP dopuszczał się systematycznych malwersacji nie przekazując uzyskanych kwot do kasy Związku. Działając w „Dworku Białoprądnickim” w Krakowie Naglicki według informacji Konrada Strzelewicza współpracuje z agentami SB Stanisławem Frańczakiem  i Jerzym Frańczakiem.   Wydział spraw społecznych Urzędu Miasta Krakowa działając z mocy ustawy „Prawo o stowarzyszeniach” rozwiązał nielegalnie wybrany Zarząd KOZLP zwołany przez Annę Kajtochową. W odpowiedzi na ową decyzję ZG ZLP powołał ten sam Zarząd nadając mu inne brzmienie. Tak więc w Krakowie istnieją dwa Związki Literatów Polskich, jeden z nie uznawanym i nie odwołanym prezesem Konradem Strzelewiczem, drugi ze Szczęsnym Wrońskim.   W Zarządzie Głównym Związku Literatów Polskich zasiadają wyłącznie "Tajni Współpracownicy SB":      prezes ZG ZLP Marek Wawrzkiewicz - pseudonim, kryptonim "MW", za czasów PRL członek PZPR, korespondent „Trybuny Ludu” PRL w Moskwie,     v-ce prezes Jacek Kajtoch – pseudonim, kryptonim Jacek – "Dywersja",    v-ce prezes Aleksander Nawrocki TW Ministerstwa Spraw Wewnętrznych,     v-ce prezes Krzysztof Gąsiorowski pseudonim, kryptonim "KG",    v-ce prezes Andrzej Zaniewski pseudonim, kryptonim TW "Witold Orłowski",    v-ce prezes Wacław Sadkowski pseudonim, kryptonim "Olcha"    v-ce prezes Leszek Żuliński pseudonim, kryptonim "Literat", "Jan", publicysta „Trybuny”,     v-ce prezes Grzegorz Wiśniewski TW Służb Wojskowych,    Szczęsny Wroński, Anna Kajtochowa, Jacek Kajtoch, Maciej Naglicki, Lidia Żukowska,  zapraszają do Krakowa warszawskich prezesów kapusiów na szereg imprez literackich, które nagłaśniane są w Internecie.   AGENTURA W ZARZĄDZIE GŁÓWNYM ZWIĄZKU LITERATÓW POLSKICH DZIAŁA ZA WIEDZĄ DONALDA TUSKA, EWY KOIPACZ   - prezes ZG ZLP Marek Wawrzkiewicz TW “MW” korespondent “TRYBUNY LUDU” w Moskwie komunistyczny dziennikarz PRL,   - v-ce prezes Jacek Kajtoch – pseudonim, kryptonim Jacek – "Dywersja",  - v-ce prezes Krzysztof Gąsiorowski pseudonim, kryptonim "KG",  -  v-ce prezes Andrzej Zaniewski pseudonim, kryptonim TW "Witold Orłowski",  - v-ce prezes Aleksander Nawrocki TW Ministerstwa Spraw Wewnętrznych,   -v-ce prezes Wacław Sadkowski pseudonim, kryptonim "Olcha",  - v-ce prezes Leszek Żuliński pseudonim, kryptonim "Literat", "Jan", publicysta „Trybuny”,   -v-ce prezes Grzegorz Wiśniewski TW Służb Wojskowych,   - ANNA Kajtochowa komunistka żona TW "DYWERSANTA" Jacka Kajtocha  rozbiła krakowski nie komunistyczny ZLP   - v-ce prezes ZG ZLP Krzysztof Gąsiorowski TW “KG” komunista   - Szczęsny Wroński komunista, samozwańczy prezes ZLP Kraków główny cenzor ZLP,     - Lidia Żukowska komunistka, grafomańska bisneswoman egzekutorka stawiania kolegów przed sądem koleżeńskim za poglądy polityczne nie komunistyczne,   - Aleksander Krawczuk PZPR komunista  TW odmówił powtórnego wstąpienia do ZLP ponieważ nie wszyscy są komunistami   ALEKSANDER NAWROCKI  Posiadał tyle tupetu, iż osobiście zwrócił się w 2014 roku do redakcji "Warszawskiej Gazety", żądając wydrukowania przeprosin, ponieważ on "nigdy nie współpracował z SB"  JUSTYNA TREMBECKA  Poetka, członek koła twórców przy "Dworku Białoprądnickim" wspólpracownica Franczaków, według relacji Konrada Strzelewicza esbeków, lub TW, pisała do Aleksandra Szumańskiego obraźliwe, poniżające listy pocztą e-mail, z inspiracji esbeckiej z "Dworku Białoprądnickiego". Współtwórczyni "anonimu" paszkwilu na Aleksandra Szumańskiego, autorstwa esbeków, wystosowanego do pani Marii Małeckiej u której A. Szumański prowadzi salon literacki przy ul. Westerplatte 13 w Krakowie. Żródła:   http://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw  http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=824&Itemid=2   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:15)
Kategoria wpisu: 

KTO ZAMORDOWAŁ PROF. JÓZEFA SZANIAWSKIEGO? "SPADŁ" ZE ŚWINICY W TATRACH

$
0
0
Ilustracja: 
  KTO ZAMORDOWAŁ JÓZEFA SZANIAWSKIEGO? WIELKI LWOWIANIN "SPADŁ"? W TATRACH ZE ŚWINICY   Józef Szaniawski, politolog, sowietolog, dziennikarz " i pełnomocnik płk. Ryszarda Kuklińskiego, zginął w Tatrach, spadając w przepaść. Miał 68 lat. "Józef Szaniawski zginął w Tatrach, schodząc ze Świnicy. Spadł w przepaść w kierunku Doliny Pięciu Stawów" - powiedział syn zmarłego, Filip Frąckowiak. Wypadek miał miejsce ok. godz. 11. Reanimacja prowadzona przez ratowników TOPR trwała około godziny, Józef Szaniawski zginął na miejscu. Szaniawski od lat 70. był konspiracyjnym współpracownikiem Radia Wolna Europa. Dla rozgłośni w ciągu 11 lat napisał i przesłał ponad pół tysiąca tajnych korespondencji. Działał przeciw wpływom sowieckim w Polsce i na rzecz integracji Polski z NATO. W 1985 r. został aresztowany i oskarżony o współpracę z CIA. Sąd wojskowy skazał go na 10 lat więzienia. W celi przebywał z mordercami bł. ks. Jerzego Popiełuszki. W latach 1985-1990 był przetrzymywany w więzieniach na warszawskim Mokotowie przy ul. Rakowieckiej i w Barczewie. Uniewinniony przez Sąd Najwyższy. Wyszedł na wolność 22 grudnia 1989 r. Sąd Najwyższy określił go jako ostatniego więźnia politycznego PRL. W III RP został pełnomocnikiem płk. Ryszarda Kuklińskiego. W 1998 r. przygotował wizytę pułkownika w Polsce. Był też jednym z inicjatorów budowy Pomnika Katyńskiego w Warszawie. Publikował w wielu pismach prawicowych, konserwatywnych i katolickich.  Był wykładowcą w założonej przez o. Tadeusza Rydzyka toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej oraz na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W zagadkowym wypadku w Tatrach zginął Józef Szaniawski, człowiek, który walczył o prawdę o misji pułkownika Kuklińskiego - podaje portal http://wpolityce.pl/ Ta informacja dotarła do nas kilka godzin temu. Ale brzmiała tak tragicznie, tak niepokojąco, była tej wagi iż nie zdecydowaliśmy się na jej opublikowanie bez oficjalnego potwierdzenia. Ta śmierć, jej okoliczności, kontekst nie mieszczą się w głowie. Znowu mnożą się pytania jak to możliwe. Podobnie jak wiele innych w ostatnich latach, zwłaszcza od czasu smoleńskiej tragedii. I znów nie ma świadków... Józef Szaniawski, politolog, sowietolog, publicysta, wykładowca UKSW, zginął we wtorek w Tatrach. Rzekomo spadł w przepaść. Świadków nie ma. Miał 68 lat. O śmierci Józefa Szaniawskiego PAP poinformował jego syn, Filip Frąckowiak. Józef Szaniawski zginął w Tatrach, schodząc ze Świnicy, spadł w przepaść w kierunku Doliny Pięciu Stawów- powiedział PAP syn zmarłego. Wypadek miał miejsce we wtorek około godziny 11. Reanimacja prowadzona przez ratowników TOPR trwała około godziny, Józef Szaniawski zginął na miejscu. W marcu tego roku w rozmowie z portalem http://pomniksmolensk.pl/ tragedii smoleńskiej mówił tak: "Gdy dowiedziałem się o tym nie ulegało dla mnie żadnej wątpliwości, że to był zamach. W historii istnieje tak zwany związek przyczynowo-skutkowy. I dzisiaj, dwa lata po tej tragedii narodowej, na podstawie tej mozaiki danych, którą mamy, z tego co robią Rosjanie, z tych matactw, widać, ze to nie była przypadkowa katastrofa"- stwierdził. Wskazywał też na skokowy wzrost wpływów rosyjskich na szczytach władzy w Polsce po 10 kwietnia 2010 roku. Józef Szaniawski urodził się w 1944 r. we Lwowie. W latach 1970-1985 był redaktorem PAP w Warszawie. Od 1973 r. intensywnie współpracował z Radiem Wolna Europa. Dla rozgłośni w ciągu 11 lat napisał i przesłał ponad pół tysiąca korespondencji. W latach 70. i 80. prowadził działalność niepodległościową. W 1985 r. sąd wojskowy skazał go na 10 lat więzienia. Był przetrzymywany w więzieniach na warszawskim Mokotowie przy ul. Rakowieckiej i w Barczewie. Uniewinniony przez Sąd Najwyższy, wyszedł na wolność 22 grudnia 1989 r. Sąd Najwyższy określił go jako ostatniego więźnia politycznego PRL. Był pełnomocnikiem i przyjacielem płk. Ryszarda Kuklińskiego, swoimi staraniami doprowadził do rehabilitacji w świetle prawa płk. Kuklińskiego. Był też założycielem izby pamięci pułkownika Kuklińskiego. Wypowiadał się i działał na rzecz integracji Polski z NATO. W latach 1990-2003 publikował w prasie polskiej i polonijnej w USA, m.in. w "Tygodniku Solidarność", "Wprost", "Polsce Zbrojnej", "Nowym Świecie", "Gazecie Polskiej", "Dzienniku Chicagowskim", "Nowym Dzienniku", "Dzienniku Związkowym". Józef Szaniawski wykładał w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego; był prorektorem w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza. Od 2001 r. prowadził zajęcia w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki oraz na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Był również wykładowcą w założonej przez o. Tadeusza Rydzyka toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej oraz publicystą i felietonistą "Naszego Dziennika", "Naszej Polski", Radia Maryja, Telewizji "Trwam" i internetowego SIM Radia. Wśród publikacji Szaniawskiego wymienić można takie pozycje, jak "Samotna misja pułkownik Kukliński i zimna wojna" (2003), "Pułkownik Kukliński - Misja Polski"( 2005), "Victoria Polska. Marszałek Piłsudski w obronie Europy", "Grunwald pole chwały". Publikował także na naszych łamach, na portalu wPolityce.pl, bijąc się o sprawy ważne i słuszne. Wielokrotnie dawał wyrazy sympatii dla naszej redakcji, środowiska, naszych Czytelników, naszej linii programowej. Zawsze, także w ostatnich latach, stał po polskiej stronie, wskazywał na sowieckie i rosyjskie wpływy w Polsce. Był wielkim patriotą, człowiekiem odważnym. To co robił wielu przeszkadzało. Jego śmierć przychodzi w momencie kryzysu obozu władzy. Cisną się pytania czy ma odwrócić uwagę od afer? Od ujawnianego złodziejstwa? Niestety, pod obecnymi rządami nie mamy większych szans na wyjaśnienie tej śmierci jak i innych tragedii dotykających obóz niepodległościowy i ludzi z nim powiązanych. Był prawdziwym przyjacielem płk. Kuklińskiego, popularyzatorem jego dokonań.-    “Józef Szaniawski był przyjacielem i wielkim popularyzatorem dokonań płk. Kuklińskiego. Dawał temu wyraz nie tylko w swoich wykładach czy audycjach, ale również w publikacjach, albumach, które przybliżają postać płk i jego role, co dokonało się nie tylko w Polsce i Europie, ale i na świecie. Stąd też ta odwaga i determinacja z jaką przybliżał dokonania płk Kulińskiego zasługują na największy szacunek i uznanie.” – powiedział prof. dr hab. Piotr Jaroszyński. Dziennikarze piszą: "Ta śmierć, jej okoliczności, kontekst nie mieszczą się w głowie. Znowu mnożą się pytania, jak to możliwe. Podobnie jak wiele innych w ostatnich latach, zwłaszcza od czasu smoleńskiej tragedii. I znów nie ma świadków... Rzekomo spadł w przepaść". Dziwne bo 29.08.2012 r. opublikował w różnych gazetach apel do Polaków o uczestnictwo w ogólnopolskim marszu przeciw rządowi Tuska w Warszawie który miał się odbyć 29,09,2012 r , Natomiast parę dni później 4.09.2012 r. zginął w Tatrach. Czy to zbieg okoliczności ?   Cześć jego pamięci!   KATASTROFA SMOLEŃSKA - ZGONY PO 10 KWIETNIA 2010 ROKU. BĘDĄ ZNIKAĆ LUDZIE?   Oprócz 96 ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, warto zwrócić uwagę na śmierć osób powiązanych z wizytą w Katyniu, wyjaśnianiem przyczyn tragedii lub związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Żaden z poniższych ludzi nie umarł z przyczyn naturalnych (tzn. śmierć nie była konsekwencją podeszłego wieku):   Grzegorz Michniewicz [zgon nastąpił 23 grudnia 2009 roku].   Dyrektor generalny kancelarii premiera, osoba mająca najwyższy status dostępu do informacji tajnych. Jego przełożonym był Tomasz Arabski. Zginął tego samego dnia, kiedy do Polski z remontu w Rosji, w zakładach Olega Deripaski powrócił tupolew. Wedle oficjalnej wersji, popełnił samobójstwo wieszając się na kablu.   Biskup Mieczysław Cieślar [18 kwietnia 2010 roku].   Zginął w wypadku samochodowym. Miał być następcą ks. Adama Pilcha, pełniącego obowiązki Naczelnego Kapelana Ewangelickiego Wojska Polskiego, który poniósł śmierć w Smoleńsku. Miał po katastrofie otrzymać smsa od ks. Adama Pilcha.   Krzysztof Knyż [2 czerwca 2010 roku].   Moskiewski operator „Faktów” TVN. Zdawkowe komunikaty TVN mówiły o chorobie. Prasa zagraniczna pisała, iż został zamordowany we własnym mieszkaniu. Był operatorem, który sfilmował podchodzenie do lądowania polskiego samolotu prezydenckiego na lotnisku w Smoleńsku. Był jednym z pierwszych reporterów, któremu udało się znaleźć w miejscu wypadku zanim rosyjskie siły specjalne zmusiły do jego opuszczenia. Materiały telewizyjne z pierwszych chwil, gdy nie było wiadomo jeszcze co się stało i tuż sprzed katastrofy – zniknęły.   Prof. Marek Dulinicz [6 czerwca 2010 roku].   Wybitny polski archeolog. Zginął w wypadku samochodowym. Szef ekipy archeologów, która miała w czerwcu wyjechać do Smoleńska. Dulinicz był pomysłodawcą wyprawy oraz osobą aktywną w staraniach o wyjazd.   Siergiej Tretiakow [13 czerwca 2010 roku].   Śmierć byłego funkcjonariusza rosyjskich służb wywiadowczych Siergieja Tretjakowa może mieć związek z katastrofą smoleńską – pisze włoski tygodnik „L’Espresso”. W e-mailu z 22 kwietnia 2010 roku. Fred Burton z firmy Stratfor cytował opinię Siergieja Trietiakowa, który w rozmowie z nim twierdził, że: „Rosjanie celowo nie pozwolili na lądowanie samolotu, wiedząc, że polski prezydent albo zmusiłby pilota do lądowania, albo samolot zawróciłby i nie wylądował na miejscu”. W ten sposób pokrzyżowaliby plany uroczystości rocznicy mordu katyńskiego. W odpowiedzi inny analityk Stratforu Marko Papic pisze, że pokrywa się to z tym, co powiedziały mu „jego źródła”. Trietiakow miał twierdzić również, że Rosjanie mają różne gotowe scenariusze które mogą być ściągnięte z półki, jeżeli zechce tego Putin.   Eugeniusz Wróbel [15 października 2010 roku].   Minister w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Ekspert od spraw lotniczych. Specjalista od komputerowych systemów sterowania lotem samolotów. Specjalista od precyzyjnej nawigacji satelitarnej dla lotnictwa. Zaginął 15 października. Jego poćwiartowane zwłoki zostały wyłowione z Zalewu Rybnickiego. Został zamordowany przez rzekomo chorego psychicznie syna (żona Wróbla jest psychiatrą i przez 20 lat nie zauważyła choroby syna). Syn nie zdradzający zaburzeń umysłowych początkowo przyznał się do winy, po czym wyparł się jej. Podobno niepoczytalny syn poćwiartował piłą zwłoki ojca, lecz w pokoju – gdzie miało się to odbyć – nie ma śladów makabrycznego czynu.  Minister Wróbel mówił w prywatnych rozmowach, że wrak znajdujący się na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj nie jest wrakiem tupolewa, którym lecieć miała polska delegacja.   Marek Rosiak [19 października 2010 roku].   Pracownik biura poselskiego posła Janusza Wojciechowskiego (Prawo i Sprawiedliwość) w Łodzi. Zamordowany przez byłego członka Platformy Obywatelskiej. Sprawca Ryszarda C. zamordował Marka Rosiaka i poważnie ranił drugą osobę z tej partii. Jak sam powiedział, jego „celem” był Jarosław Kaczyński. Morderstwo nastąpiło w bezpośrednim następstwie medialnej nagonki na polityków i zwolenników Prawa i Sprawiedliwości po katastrofie smoleńskiej.   gen. Konstantin Moriew [sierpień 2011 roku].   Szef FSB (Rosyjska Służba Bezpieczeństwa) z Tweru. 53-letni Moriew zginął w końcu sierpnia 2011 roku. Ciało znaleziono w jego gabinecie. Jak uznano, zastrzelił się z broni służbowej. Choć nie pozostawił listu pożegnalnego, śledczy przyjęli wersję samobójstwa. To właśnie Moriew przesłuchiwał smoleńskich kontrolerów po katastrofie. Moriew został przydzielony do Tweru, któremu podlega lotnisko Siewiernyj w Smoleńsku, w 2007 roku. Na jego terenie służyli oficerowie, którzy 10 kwietnia 2010 roku znajdowali się w wieży lotniska w Smoleńsku – mjr Wiktor Ryżenko i płk Nikołaj Krasnokutski.   Nazwisko utajnione [w 2011 roku].   Samobójstwo przez powieszenie popełnił oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, służący w Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej w Wejherowie. Żołnierz posiadał najwyższą klauzulę dostępu do materiałów niejawnych.   Dariusz Szpineta [2 grudnia 2011 roku],   ekspert i prezes spółki lotniczej, został znaleziony martwy (powieszony) w łazience ośrodka wczasowego w Indiach. Wcześniej parokrotnie wypowiadał się w mediach w sprawie Smoleńska, wskazując, że lot Tu-154M był lotem wojskowym.  Wypowiedź Szpinety dla TVN:   Generał Sławomir Petelicki [16 czerwca 2012 roku]. Patrz http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/kto-zamordowal-generala-petelickiego   Były dowódca jednostki „Grom”. Ujawnił m.in. kwestię SMS-a rozsyłanego przez Sikorskiego z instrukcjami na temat „oficjalnej” wersji przyczyn katastrofy. Według oficjalnej wersji popełnił samobójstwo. Gen. Sławomir Petelicki nie zostawił jednak listu pożegnalnego, nie był chory, nie miał problemów rodzinnych ani finansowych, nie pozostawił też testamentu. Biegli nie stwierdzili na ciele Petelickiego śladów wskazujących na gwałtowną obronę, ale nie potrafili wyjaśnić pochodzenia pojedynczych siniaków w okolicach kolan i na plecach. Na pistolecie, z którego padł strzał znaleziono odcisk palca lewej ręki gen. Sławomira Petelickiego, choć był on praworęczny. Na magazynku i nabojach nie znaleziono odcisków palców, a monitoring garażu, w którym znaleziono ciało Sławomira Petelickiego nie obejmował miejsca, w którym miało dojść do samobójstwa.  Prof. Józef Szaniawski [4 września 2012 roku].   Historyk, dziennikarz, sowietolog, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, ostatni więzień PRL. Zginął w Tatrach, spadł w przepaść. Niezłomny człowiek walczący z komunizmem, krytycznie podchodzący do ustaleń przyczyny katastrofy smoleńskiej, otwarcie mówiący o zamachu.   Remigiusz Muś [27 października 2012].   Chorąży Wojska Polskiego. Bardzo ważny świadek w śledztwie smoleńskim. Fakty przez niego podawane przeczyły oficjalnym ustaleniom: ujawnił między innymi, że kontroler z wieży na smoleńskim lotnisku wydał pilotom TU 154 M komendę o zejściu na wysokość 50 metrów (oficjalne raporty mówią o komendzie 100 m. ze strony kontrolerów). Chorąży Muś mówił także o odgłosie 2 wybuchów, które słyszał w momencie katastrofy. Powieszone ciało znaleziono w piwnicy bloku, w którym mieszkał. Z przeprowadzonych badań wynika m.in., że tylko na lince, na której znajdowało się ciało chorążego, nie stwierdzono żadnych odcisków palców. Ślady DNA Remigiusza Musia zabezpieczono jedynie na krótszym fragmencie linki, gdzie wykonano pętlę. Dwa miesiące przed śmiercią Remigiusz Muś uległ dziwnemu wypadkowi, jadąc samochodem zjechał z drogi i uderzył w płot. Policja stwierdziła, że był trzeźwy, jednak z powodu dziwnego zachowania został przewieziony do szpitala psychiatrycznego. Wyszedł na własną prośbę po trzech dniach. Przeprowadzone badania psychiatryczne i psychologiczne nie ujawniły u niego choroby psychicznej, w tym depresji, ani innych zakłóceń czynności psychicznych. We krwi nie stwierdzono też alkoholu ani narkotyków.   Krzysztof Zalewski [10 grudnia 2012 roku].   Ekspert lotniczy, który wielokrotnie wypowiadał się na temat katastrofy smoleńskiej. Był jednym z bohaterów filmu „10.04.10” red. Anity Gargas. Krytykował raporty komisji MAK i komisji Jerzego Millera. Był gościem Konferencji Smoleńskiej. 10 grudnia 2012 roku do siedziby wydawnictwa Magnum-X przy ulicy Grochowskiej na warszawskiej Pradze wtargnął mężczyzna, który zadał kilka ciosów nożem 46-letniemu Krzysztofowi Zalewskiemu. Mężczyzna zmarł na miejscu. 48-letni napastnik odpalił również ładunek wybuchowy. Doszło do eksplozji, ale siła rażenia nie była duża. Ranny zabójca (jak się okazało, prezes wydawnictwa) trafił do szpitala.   Źródła:   https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=kto+zamordowa%C5%81+jozefa+szaniawskiego  http://wpolityce.pl/polityka/139443-w-zagadkowym-wypadku-w-tatrach-zginal-jozef-szaniawski-czlowiek-ktory-walczyl-o-prawde-o-misji-pulkownika-kuklinskiego  http://www.bliskopolski.pl/katastrofa-smolenska/zgony-poza-katastrofa/  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:27)
Kategoria wpisu: 

LIGA OBRONY SUWERENNOŚCI OBCHODY 72 ROCZNICY LUDOBÓJSTWA NA WOŁYNIU

$
0
0
Ilustracja: 
  LIGA OBRONY SUWERENNOŚCI Obchody 72. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu Opublikowano 12.07.2015 Z życia Ruchu   11 lipca przypadła 72. rocznica ludobójstwa na Wołyniu. Liga Obrony Suwerenności upamiętniła tę smutną rocznicę organizując 10 lipca pikietę przed konsulatem Ukrainy w Gdańsku oraz biorąc udział w społecznych obchodach w Warszawie. Działaczom LOS przewodzili członkowie Zarządu Głównego: Rafał Żak, Jarosław Gryń oraz Robert Kownacki. Pikieta przed konsulatem Ukrainy rozpoczęła się o godz. 14.30. Po krótkim wstępie i uhonorowaniu pomordowanych minutą ciszy, kol. Jarosław Gryń odczytał Oświadczenie w sprawie gloryfikacji ukraińskich nacjonalistów. Zostało ono następnie wrzucone do skrzynki konsulatu, którego pracownicy nie wykazali chęci by odebrać je osobiście. Następnie kol. Rafał Żak wygłosił przemówienie, w którym poruszył kwestię ciszy medialnej wokół tematu Zbrodni Wołyńskiej oraz postawy polskich władz, które przez wzgląd na polityczną poprawność zrezygnowały ze starań o uznanie tej zbrodni przez władze ukraińskie. Opierając się na historii własnej, pochodzącej z kresów rodziny, opisał też tragedię Narodu Polskiego, który padł ofiarą czystki etnicznej zgotowanej przez zbrodniarzy z OUN i UPA. Uroczystości w Warszawie rozpoczęły się o godz. 14.00 Mszą św. odprawioną w Kościele św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży, następnie ulicami stolicy przeszedł Marsz Pamięci, który zakończył się przed „Tablicą Wołyńską” umieszczoną na fasadzie Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu. Warszawskie uroczystości zakończyły się Wieczornicą na Skwerze Wołyńskim o godz. 20.00. W uroczystościach wzięła udział delegacja LOS z kol. Robertem Kownackim na czele. Ludobójstwo ludności polskiej na Wołyniu pochłonęło ponad 100 tys. ofiar. Kolejne kilkaset tysięcy Polaków zostało zmuszonych do ucieczki przed Ukraińcami, których brutalność i nienawiść do wszystkiego co polskie nie miały sobie równych w historii naszego regionu. Straszliwe zbrodnie popełniane na ludności cywilnej przez zwyrodnialców z UPA do dziś nie zostały należycie rozliczone. Bierność polskich władz i niechęć do podejmowania tego tematu przez władze Ukrainy nie rokują dobrze w tej kwestii. Obserwując wydarzenia mające miejsce na Ukrainie oraz rosnący w siłę kult Stepana Bandery i UPA, nie sposób nie odnieść wrażenia, że Ukraińcy za nic sobie mają dokonane przez nich zbrodnie i prawdę historyczną. Bezczelna propaganda uprawiana przez ukraińskie władze stoi w rażącej sprzeczności z postawą władz Polski, które notorycznie przymykają oczy na ekscesy ukraińskich ekstremistów. Liga Obrony Suwerenności protestuje przeciwko bezkrytycznemu wspieraniu Ukraińców przez rząd PO-PSL. Udawanie, że nic się nie stało oraz wysługiwanie się obcym ośrodkom władzy dążącym do gospodarczej i finansowej kolonizacji Ukrainy, w żaden sposób nie licuje z polskim interesem narodowym oraz szacunkiem dla męczeństwa naszych rodaków.   Źródło:   www.lospolski.pl
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:13)
Kategoria wpisu: 

WALZMAN POROSZENKO: NIE CHCEMY WASZEJ POMOCY POLACY

$
0
0
Ilustracja: 
WALZMAN, PSEUD. "PETRO POROSZENKO" PREZYDENT UKRAINY: NIE CHCEMY WASZEJ POMOCY POLACY KOPACZKA WIĘC "POŻYCZA" WALZMANOWI 100 MILIONÓW EURO NA 10 LAT Z NASZYCH POLSKICH KIESZENI!!!!!!!!!!!!!!    Petro Poroszenko, prezydent Ukrainy wprawdzie powiedział Polakom, że Ukraina oczekuje polskiej pomocy w wojnie z Rosją. Ale, kiedy tę pomoc zaoferował prezydent Andrzej Duda, Poroszenko uznał, że przy stole negocjacyjnym w Kijowie miejsca dla Polaków nie będzie. Rozmowy dotyczące kwestii Ukrainy odbywają się w formacie normandzkim, czyli wśród przywódców Rosji, Ukrainy, Niemiec i Francji. – I nie wyobrażam sobie, żeby w formacie nie brały udziału silne państwa europejskie, ale mogłyby w nim wziąć udział Stany Zjednoczone jako światowe mocarstwo, z którym na pewno Rosja musi się liczyć i sąsiedzi Ukrainy, czyli ci, którzy bezpośrednio są zainteresowani tym, co tam się dzieje – uważa prezydent Duda. Być może miałby dominować format genewski, czyli w szerokim gronie przedstawicieli Unii Europejskiej i USA. Polska powinna być – w końcu wojna toczy się na wschód od nas. Ale prezydent Ukrainy precyzyjnie określił, że przy stole negocjacyjnym życzy sobie widzieć wyłącznie kanclerz Niemiec i prezydenta Francji. – Podstawą jest dla nas format normandzki – mówi Poroszenko. – Czyli rozmowy w gronie czterech państw, Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy. Prezydent Ukrainy podkreślił, że nie istnieje alternatywa wobec porozumienia z Mińska i realizacji uzgodnionych tam punktów. – Jesteśmy przekonani, że proces miński jest instrumentem absolutnie uniwersalnym. Jest w nim mowa o natychmiastowym rozejmie, wycofaniu ciężkiej broni i niezakłóconej pracy obserwatorów OBWE – mówi Poroszenko. Angela Merkel również uważa, że ustalenia z Mińska są fundamentem procesu, który może doprowadzić do pokojowego rozwoju na Ukrainie, a w związku z tym trzeba zrobić wszystko, by je wdrożyć. Na konieczność wdrożenia mińskich porozumień wskazuje również prezydent Francji Francois Hollande. Zaznaczył, że dla realizacji porozumień będą niezbędne kolejne spotkania – w formacie normandzkim, skoro takiego życzy sobie Ukraina. Spotkanie przywódców Francji, Niemiec i Ukrainy w związku z zaostrzeniem się sytuacji na wschodzie Ukrainy zapowiedziano przed niespełna tygodniem. Koordynator rządu Niemiec ds. kontaktów z Rosją Gernot Erler mówił dzisiaj, że spotkanie Poroszenki z Merkel i Hollande’em odbędzie się na wyraźne życzenie prezydenta Ukrainy bez udziału przedstawiciela Rosji.   Źródła:            Napisane przez: Pawel Pietkun http://3obieg.pl/ukraina-nie-chcemy-waszej-pomocy-polacy  Tytuł oryginału: "Ukraina: Nie chcemy waszej pomocy Polacy".   
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

PAWEŁ KUKIZ DO KATARZYNY GÓJSKIEJ - HEJKE W TELEWIZJI REPUBLIKA: TY PISOWSKA K....

$
0
0
Ilustracja: 
  PAWEŁ KUKIZ DO KATARZYNY GÓJSKIEJ - HEJKE W TELEWIZJI REPUBLIKA: TY PISOWSKA K....   Telewizja Republika wyemitowała wczoraj wywiad z Pawłem Kukizem, w którym były kandydat na prezydenta mówił m.in. o kulisach tworzenia swoich list do Sejmu, a także przekonywał do zmiany ordynacji wyborczej. Atmosfera rozmowy w studiu telewizyjnym gęstniała z minuty na minutę, a pierwsze zgrzyty pojawiły się przy okazji pytania o SKOK-i. Przy pytaniu dotyczącym finansowania partii politycznych Kukiz oskarżył prowadzącą program o sprzyjanie "stronie systemu". Punktem kulminacyjnym było jednak pytanie o stosunki polsko-ukraińskie. Kukiz najpierw skrytykował Andrzeja Dudę za jego politykę względem Ukrainy, a później wybuchnął. - Czy pani mnie zaprosiła do studia po to, żeby gnębić, czy żeby rozmawiać? Ja już wolę chyba u Olejnik, jak Boga kocham – stwierdził. Dodał też, że "nie chce tego programu" i wyszedł ze studia. Jak podała Telewizja Republika, na odchodne miał jeszcze powiedzieć w stronę dziennikarki: "Ty PiS-owska k...o". Co na to wszystko rzecznik Kukiza? - Paweł od roku intensywnie walczy na pierwszej linii politycznego frontu. Jest bardzo zmęczony, a to momentami wpływa na jego stany irytacji. Wczoraj przyszedł do Telewizji Republika z dobrej woli, chciał porozmawiać, bo oczekiwał rzetelności od dziennikarzy - tłumaczy Onetowi Miłosz Lodowski. Jak zaznacza, Kukiz liczył na rzetelność, tym bardziej że "osoby tworzące TV Republikę przywiązują dużą wagę do zasad". - Paweł nagle zrozumiał, że przyszedł do studia w charakterze chłopca do bicia, a ta telewizja zachowuje się jako wykonawca politycznych zleceń - podkreśla Miłosz Lodowski. Rzecznik Pawła Kukiza przyznaje też, że podczas rozmowy z dziennikarką padły niecenzuralne słowa. - Paweł jest emocjonalnym człowiekiem i ma emocjonalne reakcje. Jest punkowcem, więc tego typu słowa pojawiają się w jego słowniku. To wie każdy, kto choć trochę zna to środowisko - podkreśla. Lodowski zaznacza jednak, że obraźliwy zwrot nie był skierowany w stronę dziennikarki, a dotyczył tej stacji telewizyjnej ogółem. Czy były kandydat na prezydenta przeprosił za swoje słowa? - Kontaktowaliśmy się z dziennikarzami stacji w tej sprawie, ale ta rozmowa miała charakter prywatny. Niech tak zostanie - odpowiada rzecznik Kukiza.  „Ty PiS-owska k...” – powiedział Paweł Kukiz do Katarzyny Gójskiej-Hejke, po wyjściu ze studia Telewizji Republika. Wcześniej muzyk przerwał przeprowadzany z nim przez dziennikarkę wywiad. Całą rozmowę – bez montażu – wyemitowano na antenie telewizji Republika w poniedziałek 24.08.2015 o godz. 20.15, mimo protestów przedstawicieli Kukiza. Poniżej publikujemy wideo z zapisem wywiadu. Rozmowa z Pawłem Kukizem dotyczyła m.in. jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania partii politycznych, układania wyborczych list oraz polityki międzynarodowej. W czasie wywiadu Kukiz przyznał również, że zasięga wiedzy u funkcjonariuszy byłej Służby Bezpieczeństwa. Jednak w pewnym momencie muzyk niespodziewanie – po pytaniach o relacje z Rosją oraz plany dyplomatyczne prezydenta Andrzeja Dudy – przerwał dyskusję, a po wyjściu ze studia obraził dziennikarkę. Po tym incydencie przedstawiciele Pawła Kukiza skontaktowali się z Republiką i zażądali wstrzymania emisji wywiadu. Spotkali się ze zdecydowaną odmową władz stacji. Aby dochować dziennikarskiej rzetelności program został wyemitowany bez montażu.    OTO CAŁY WYWIAD według portalu http://wpolityce.pl/polityka/263214-pawel-kukiz-przerywa-wywiad-w-telewizji-republika-na-odchodne-rzuca-do-dziennikarki-ty-pisowska-k       "Ty PiS-owska k…— miał powiedzieć Paweł Kukiz do Katarzyny Gójskiej-Hejke przeprowadzającej z nim wywiad na antenie Telewizji Republika. Tak przynajmniej wynika z relacji portalu niezalezna.pl. Takich słów nie słychać jednak na antenie. Faktem jest jednak, że wywiad został gwałtownie przerwany przez polityka , który najwyraźniej nie zapanował nad nerwami.(Choć na wybuch pozwolił sobie na zaledwie kilkadziesiąt sekund przed planowanym końcem rozmowy.) Tak czy owak - wyszedł ze studia. Podczas samej rozmowy zaiskrzyło kilkakrotnie. A to, gdy muzyk wytknął PiSowi, że ten korzystał z usług byłego esbeka w charakterze eksperta przy nowelizacji ustawy o prokuraturze. A to, gdy przyznał potem, że sam radzi się dawnych funkcjonariuszy, traktując ich jednak jako źródła informacji a nie ekspertów. Do najostrzejszej wymiany zdań doszło jednak gdy Kukiz zaatakował prezydenta Andrzeja Dudę za wtrącanie się w ukraińsko - rosyjski konflikt. I tak zostaliśmy wykluczeni z gry. Po co w to teraz wchodzić? Prezydent Duda wchodzi w relacje ukraińsko rosyjskie – nie wiedzieć czemu. Mieszanie się w tak skomplikowane relacje jest bez sensu. Zmieniła się też mentalność Ukraińców od Majdanu. Pojawiły się nastroje antypolskie — przekonywał muzyk. Dziennikarka oponowała, przekonując, że z jej kontaktów z Ukraińcami nic takiego nie wynika. Przyślę pani parę linków — odpowiedział Kukiz. Myślę, że wojna na wschodniej granicy jest zagrożeniem. Co Polska powinna robić? — dopytywała Gójska-Hejke. Odbudować bezpieczeństwo wewnętrzne. Powinna skończyć z partiokracją. — odpowiadał Kukiz. Jeśli będą JOW-y – to będziemy bezpieczni? — zakpiła dziennikarka. Czy pani mnie zaprosiła do programu, żeby rozmawiać, czy żeby mnie gnębić. To ja już wolę chyba u Olejnik — zdenerwował się muzyk. To też jest dość wymowne — ripostowała dziennikarka. Duda powinien się zająć bezpieczeństwem wewnętrznym, a nie Ukrainą i Rosją — powtarzał Kukiz. I tłumaczył szczegółowo, jak  z powodu partiokracji zdegenerowana jest policja. Jaką by pan doradzał prowadzić politykę międzynarodową? — nie odpuszczała Hejke. Zachowawczą. By przynosiło to korzyści Polsce. A nie stawiało nas w roli arbitra zadrażnień międzynarodowych, co może się skończyć dla Polski dramatem… Ale rozmawiamy z Ukrainą? Oczywiście, że rozmawiamy z Ukrainą! A co takiego zaproponował Andrzej Duda, że pana to tak uraziło? Pewnie jestem gorsza niż Monika Olejnik ale mamy niecałą minutę… — zapytała dziennikarka. Sama deklaracja wejścia w arbitraż ukraińsko- rosyjski…— zaczął Kukiz. A gdzie złozył taką deklarację? Pan to słyszał? — przerwała Gójska - Hejke. Czytałem w internecie dzisiaj — odpowiedział Kukiz. A ja słyszałam wypowiedz prezydenta i nic takiego nie było — stwierdziła dziennikarka. A ja czytałem…No na Boga! Ja nie chcę tego programu.. — zdenerwował się w końcu Kukiz, po czym wstał i wyszedł - rzucając jeszcze na odchodnym Ja nie chcę tego programu…Nie chcę publikacji tego programu, ot cała filozofia… Tyle nagranie, które TV Republika zdecydowała się jednak opublikować. Co wydarzyło się poza kamerą - wiemy już tylko z relacji niezaleznej.pl…    Źródła:   http://niezalezna.pl/70240-pawel-kukiz-do-dziennikarki-telewizji-republika-ty-pis-owska-k  http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/pawel-kukiz-przerwal-wywiad-w-telewizji-republika-jego-rzecznik-przyznaje-padly/r3d5cx  http://wpolityce.pl/polityka/263214-pawel-kukiz-przerywa-wywiad-w-telewizji-republika-na-odchodne-rzuca-do-dziennikarki-ty-pisowska-k
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.2(głosów:15)
Kategoria wpisu: 

ANTYPOLSKIE AKCJE NACJONALISTÓW UKRAIŃSKICH UKRAIŃSCY MORDERCY POLAKÓW I ŻYDÓW, UKRAIŃSKI HOLOCAUST

$
0
0
Ilustracja: 
MILICJA UKRAIŃSKA ARESZTUJE ANTYBANDEROWCÓW
  ANTYPOLSKIE AKCJE NACJONALISTÓW UKRAIŃSKICH UKRAIŃSCY MORDERCY POLAKÓW I ŻYDÓW UKRAIŃSKI HOLOCAUST  Ukraiński ruch nacjonalistyczny na Wołyniu od samego początku był wrogo nastawiony do Polaków. Wynikało to m.in. z uprzedzeń nawarstwionych jeszcze w okresie międzywojennym oraz ideologii przyjętej przez OUN. Celem walki nacjonalistów ukraińskich było utworzenie państwa ukraińskiego rządzonego przez nacjonalistów. O celu walki mówi ulotka "wskazań propagandowych" OUN-B w której zawarte są następujące słowa: "(...) Nie chcemy pracować dla Moskwy, Żydów, Niemców i innych obcych, lecz dla nas. My utworzymy samodzielne, ukraińskie państwo, albo zginiemy za nie (...)". Ostrze walki skierowano przeciwko władzom i ludności tych państw, które zajmowały obszary etnicznie ukraińskie. W związku z tym za wroga nr 1 uważano ZSRR, wrogiem nr 2 była Polska, ale dopiero na trzecim miejscu wymieniano Niemców. Z władzami niemieckimi, policją i Wehrmachtem prowadzono obustronnie współpracę w "koniecznych rozmiarach". W 1943 r. rozszalał się terror i masowe mordy ludności polskiej na Wołyniu. Ale akcje antypolskie na Wołyniu i Polesiu rozpoczęły się już wcześniej. Trudno powiedzieć kiedy kierownictwo OUN-SD podjęło decyzję o przeprowadzeniu eksterminacji ludności polskiej, bowiem dyrektywa w tej sprawie nie została dotychczas opublikowana - ale rozwój wydarzeń wskazuje na to, iż nastąpiło to pod koniec 1942 r. Do grudnia 1942 r. miały miejsce mordy na pojedynczych osobach i rodzinach polskich. Masowe mordy w tym okresie były jeszcze rzadkością. Akcja skierowana była początkowo przeciwko Polakom zatrudnionym w niemieckiej administracji rolnej i leśnej, a następnie rozszerzyła się na ludność wiejską, głównie we wschodnich powiatach Wołynia. Pierwszy mord zbiorowy miał miejsce 13 listopada 1942 r. w Obórkach, pow. łucki. którego ofiarą padło około 50 osób narodowości polskiej. Narastanie wystąpień antypolskich nabierało na sile od stycznia 1943 r. W tym okresie mnożą się zabójstwa poszczególnych osób i rodzin, ale coraz częściej pojawiają się także mordy masowe. Krwawy mord miał miejsce 9 lutego 1943 r. w polskiej kolonii Parośle (gm. Antonówka. pow. sarneński). gdzie zamordowano 173 osoby. W dniu 23 kwietnia 1943 r., oddziały UPA dokonały jednego z najbardziej krwawych mordów w tym okresie w Janowej Dolinie (gm. Bereźne, pow. kostopolski). Zginęło wówczas około 600 osób. Nacjonalistów ukraińskich nie powstrzymała obecność garnizonu Wehrmachtu liczącego około 1000 żołnierzy. Niemcy zachowali się biernie, co może nasuwać przypuszczenie, że Ukraińcy działali w porozumieniu z nimi. Potwierdzeniem tego krwawego mordu w Janowej Dolinie jest zapis w litopysie UPA t. 5: "(...) Przy zdobywaniu silnego polskiego gniazda - a raczej centrum Polaków, Janowej Doliny w pow. kostopolskim spalono dwie trzecie zabudowań. Bój trwał kilka godzin. Polacy podają liczbę swoich strat na 500 ludzi. Liczba zabitych Niemców niewiadoma. Nasze straty niewielkie". Od maja 1943 r. powstały zorganizowane masowe ataki oddziałów UPA na wsie polskie i ośrodki samoobrony na terenie całego Wołynia. Oto niektóre dane obrazujące eskalację antypolskich akcji: 12 maja 1943 r, w powiecie sarneńskim spalono wsie: Mgły, Konstantynówkę, Osty, Ubereż; . 24 maja 1943 r. we wsi Niemodlin (pow. kostopolski) zamordowano 170 osób; 9 w nocy z 24 na 25 maja 1943 r. spalono wszystkie dwory i folwarki w powiecie włodzimierskim; 28 maja 1943 r. 600 osobowy oddział UPA spalił wieś Staryki i wymordował wszystkich jej mieszkańców; 2 czerwca 1943 r. oddział UPA napadł na polską wieś Hurby i wymordował około 250 ludzi.  Eksterminacja ludności polskiej rozpoczęta w powiatach sarneńskim, kostopolskim, rówieńskim i zdołbunowskim w czerwcu 1943 r. rozszerzyła się na powiaty dubieński i łucki, w lipcu objęła powiaty horochowski, kowelski i włodzimierski, a w sierpniu także powiat lubomelski . Liczba zamordowanych Polaków na Wołyniu do lipca 1943 r. oceniana jest na około 15 tysięcy osób. a łączne straty ludności polskiej obejmujące zabitych, rannych, wywiezionych na roboty do Niemiec i uciekinierów wyniosła około 150 tysięcy osób. Do lipca 1943 r. w powiecie horochowskim dokonano napadów na 23 wsie polskie. w powiece dubieńskim - na 15, w powiecie włodzimierskim -na 28.   Szczególnie krwawy był lipiec 1943 r. Oddziały UPA wchodzące w skład Północno-Zachodniego OW "Turiw" przy aktywnym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej zorganizowanej w tzw. "Samooboronne Kuszczewyje Widdiły", 11 lipca 1943 r. o świcie otoczyły i zaatakowały uśpione wsie i osady polskie jednocześnie w trzech powiatach: kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Doszło do nieludzkich rzezi i zniszczenia. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni - płonęły wsie polskie. Była to akcja dobrze przygotowana i zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Na przykład, akcję w pow. Włodzimierskim poprzedziła koncentracja oddziałów UPA w lasach zawidowskich (na zachód od Porycka), w rejonie Marysin Dolinka, Lachów oraz w rejonie Zdżary, Litowież, Grzybowica. Na cztery dni przed rozpoczęciem akcji we wsiach ukraińskich odbyły się spotkania, na których uświadamiano miejscową ludność o konieczności wymordowania wszystkich Polaków. Posługiwano się przy tym hasłem: "Wyrżnąć Lachów aż do 7. pokolenia, nie wyłączając tych, którzy nie mówią już po polsku". Agitatorami byli Ukraińcy pochodzący z Małopolski Wschodniej. Dla uśpienia czujności ludności polskiej, na dwa dni przed napadem w polskich zagrodach pojawiły się ulotki w języku polskim i ukraińskim nawołujące do zjednoczenia się Polaków z Ukraińcami do walki przeciwko wspólnym wrogom, jakimi są Niemcy i Moskale. W rozmowach uspokajali Polaków, aby się niczego nie obawiali, gdyż nikt im nie zrobi krzywdy - opuszczenie zaś wsi świadczyć będzie o tym, że są wrogiem Ukraińców. Rzeź rozpoczęła się około godz. 3 rano 11 lipca 1943 r. od polskiej wsi Gurów. obejmując swoim zasięgiem: Gurów Wielki, Gurów Mały, Wygrankę, Zdżary, Zabłoćce - Sądową, Nowiny, Zagaje, Poryck, Oleń, Orzeszyn, Romanówkę, Lachów, Gucin i inne. O rozmiarach zbrodni dokonanych w powiecie włodzimierskim świadczą następujące dane; We wsi Gurów na 480 Polaków ocalało tylko 70 osób; w Porycku wymordowano prawie całą ludność polską - ponad 200 osób; w kolonii Orzeszyn na ogólną liczbę 340 mieszkańców zginęło 270 Polaków; we wsi Sądowa spośród 600 Polaków tylko 20 udało się ujść z życiem, w kolonii Zagaje na 350 Polaków uratowało się tylko kilkunastu. Zabójstwa dokonywano z wielkim okrucieństwem. Wsie i osady polskie ograbiono i spalono. Przytoczone wyżej fragmentaryczne fakty, pochodzące tylko z jednego powiatu, świadczą niezbicie o tym, że rozpoczęta 11 lipca 1943 r. akcja nie mogła być akcją przypadkową, przeprowadzoną przez luźne niezorganizowane grupy. Była to dobrze zaplanowana akcja wykonana na rozkaz wyższego kierownictwa OUN-UPA, uzgodniona w czasie i przestrzeni. Dla Polaków mieszkających w zachodnich powiatach Wołynia był to pogrom, który przyniósł ogromne straty ludzkie i materialne. W okresie świąt Bożego Narodzenia 1943 r. przez tereny całego Wołynia przetoczyła się nowa fala antypolskich akcji. Silne oddziały UPA, wspomagane przez miejscową ludność ukraińską, uderzyły niespodziewanie na skupiska ludności polskiej i bazy samoobrony w powiatach: rówieńskim, łuckim, kowelskim i włodzimierskim. Przeprowadzane akcje antypolskie łączono często z określonymi rocznicami. Na przykład masowe mordy w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 r. dokonano w drugą rocznicę proklamowania niepodległości Ukrainy we Lwowie; masowe akcje przeciwko ludności polskiej w dniu 11 lipca 1943 r. przypadały na prawosławne święto Piotra i Pawła. Ta ostatnia akcja rozpoczęła się napadami na kościoły katolickie w czasie mszy św. w Kisielinie (pow. horochowski), Krymnie (pow. kowelski), Chrynowie, Oktawinie. Porycku i Swojczowie (pow. włodzimierski). Taktyka nacjonalistów ukraińskich stosowana podczas tych akcji była zawsze taka sama. Polegała ona na tym, że oddziały UPA otaczały daną miejscowość tak, aby nikt nic mógł z niej ujść, następnie inne pododdziały wchodziły do wsi, zganiały Polaków na jedno miejsce (np. do stodoły, budynku szkolnego) i tam dokonywały masowego mordu. Po dokonanej masakrze do wsi na furmankach wjeżdżały grupy rabunkowe, złożone głównie z kobiet, i zabierały wszystko, co pozostało po zamordowanych Polakach, od odzieży do elementów budowlanych. Po kilku dniach, gdy wszystko się uspokoiło i niektórzy ocaleli Polacy wracali do wsi. oddziały UPA ponownie atakowały wieś, mordowały Polaków i paliły budynki. Przestrzegano przy tym (zgodnie z wydaną instrukcją), aby palone budynki Polaków były oddalone co najmniej o 15 m od zagród ukraińskich. Antypolskie akcje na Wołyniu, przeprowadzane z całą bezwzględnością, miały na celu zniszczenie ludności polskiej. Prowadzone były zgodnie z dyrektywami kierownictwa OUN-SD w sposób zorganizowany, i miały charakter ludobójstwa. W tajnej dyrektywie terytorialnego dowództwa UPA - "Piwnycz", podpisanej przez "Kłyma Sawura" (Roman Dmytro Klaczkiwśkyj) czytamy: "(...) powinniśmy przeprowadzić wielka akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat(...). Tej walki nie możemy przegrać, i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi". Wskazania powyższej dyrektywy w pełni realizowały oddziały UPA, mordując mężczyzn nie tylko w wieku 16-60 lat- ale także kobiety, dzieci i starców. Jurij Stelmaszczuk "Rudyj". dowódca Północno - zachodniego OW "Turiw", pisał do "Rubana": "(...) Druże Ruban! Przekazuję do waszej wiadomości, że w czerwcu 1943 r. przedstawiciel centralnego Prowodu- dowódca UPA - "Piwnycz""Kłym Sawur" przekazał mi tajną dyrektywę w sprawie całkowitej- powszechnej, fizycznej likwidacji ludności polskiej. (...) Dla wykonania lej dyrektywy proszę rzetelnie przygotować się do akcji przeciw Polakom i wyznaczam odpowiedzialnych: w rejonach nadbużańskich - kurinnego "Łysoho", na rejony turzyski, owadnowski, oździutycki i pozostałe - "Sosenka"; na okręg kowelski- "Hołobenka". Sława Ukraini. Dowódca grupy UPA "Turiw" - "Rudyj", 24 czerwca 1943 r. Stawka".    O wykonaniu dyrektywy dowódcy UPA - "Piwnycz"świadczy sprawozdanie dowódcy kurinia "Łysoho", który we wrześniu 1943 r. donosił kierownictwu OUN: "(...) 29 sierpnia 1943 r. przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki głowniańskiego rejonu. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia". W wyniku tej akcji we wsi Wola Ostrowiecka zginęło 529 osób, w tym 220 dzieci w wieku do 14 lat, a we wsi Ostrówki zamordowano 438 osób. w tym 246 dzieci do lat 14. W sierpniu 1992 r. dokonano ekshumacji szczątków wymordowanej ludności polskiej, która potwierdziła masowe mordy dokonane przez UPA w sierpniu 1943 r, w tych miejscowościach. I jeszcze jeden meldunek dowódcy kurenia "Łysoho" o pogromie dokonanym w Ziemlicy pow. Włodzimierz Wołyński: "(...) Do wsi Mosur spędzono wszystkich mieszkańców okolicznych miejscowości z toporami i widłami, którym "druże" Zuch wyjaśnił, że pod przewodnictwem jego uzbrojonego oddziału pójdą do wsi Ziemłica, aby rozprawić się z Polakami, i wymagał od nich, żeby byli bezlitośni wobec wszystkich, kogo zastaną w tej miejscowości. W nocy okrążono wieś, a o świcie zebrali wszystkich mieszkańców w centrum wsi. Starców, dzieci i chorych, którzy nie mogli samodzielnie poruszać się, zabijali na miejscu i wrzucali do studni. Spędzonym do centrum kazali kopać dla siebie groby, a następnie przystąpili do ich zabijania przez uderzenie siekierą w głowę. Tego, kto próbował uciekać, zabijali z broni. Wszyscy mieszkańcy wsi Ziemlica zostali zlikwidowani, mienie zabrano dla UPA, budynki spalono..." Dowódca kurenia wchodzącego w skład ÓW "Zahrawa" - Stepan Kowal "Rubaszenko", "Burłaka" na śledztwie zeznał: "(...) W lecie 1943 r. zgodnie z rozkazem dowódcy UPA "Piwnycz""Kłyma Sawura" przeprowadziłem operację zniszczenia ludności na obszarze obwodu rówieńskiego. Zagon UPA pod moim kierownictwem zniszczył wsie Rafałówka i Huta Stepańska, w których mieszkała ludność polska. Zgodnie z rozkazem "Oleiła" dowódcy moich sotni: "Moroz", "Bohdan" i "Rybak" w lecie 1943 r. otrzymali rozkaz likwidacji polskich kolonii i żyjących w nich spokojnych ludzi, a mianowicie: sotnyk "Moroz" ze swoją sotnią UPA miał zniszczyć Polaków w kolonii Marianówka (-..), Sotnia "Bohdana" miała zlikwidować ludność polską w kolonii Wólka Kotowska - Aleksandria (...). Sotnia "Rybaka" miała zlikwidować ludność polską w kolonii Zofiówka (...)- Na akcje te przeznaczono 2 dni i sotnie wywiązały się z tego zadania. Po zakończeniu akcji w wyżej wymienionych koloniach sotnie miały przybyć do wsi Przebraże, rejon Kiwerce, dla wzięcia udziału w likwidacji ludności polskiej w tej miejscowości". O zbrodniach popełnionych w dniu święta Piotra i Pawia opowiedział w sądzie obwiniony Ohorodniczuk vel Nikolaj Kovilkowśkyj: "12 lipca 1943r. rano razem z grupą UPA liczącą około 20 ludzi wszedłem w czasie mszy św. do kościoła w m. Pawłówka iwanickiego rejonu, gdzie w ciągu trzydziestu minut, wraz z innymi, zabiliśmy obywateli narodowości polskiej. W czasie tej akcji zabito 300 ludzi, wśród których były dzieci, kobiety i starcy. Po zabiciu ludzi w kościele w Pawłówce - udałem się z grupą do położonej w pobliżu wsi Radowicze oraz polskich kolonii Sadowa i Jeżyn, gdzie wziąłem udział w masowej likwidacji ludności polskiej. W wymienionych koloniach zabito 180 kobiet, dzieci i starców. Wszystkie domy spalono, a mienie i bydło rozgrabiono (...)". Szef Służby Bezpeky (SB) kowelskiego okręgowego prowodu OUN Mikołaj Hawryluk "Fedoś", "Arkadij" w czasie przesłuchania zeznał: "(...) W okresie mojej działalności jako komendanta SB nadrejonowego prowodu, pod moim osobistym kierownictwem, z udziałem kurenia UPA, na terenie łuckiego nadrejonu zniszczono w całości następujące polskie kolonie: Kościuszkowo, Ozierany Polskie, Bunasiówka, Antonówka i inne. Zabito około tysiąc Polaków i tylko niewielkiej części ludności udało się ukryć i zbiec do Łucka".  I dalej, inny działacz SB UPA Arsenij Bożewśkyj zeznaje: "(...) W okresie służby w SB UPA osobiście zabiłem 15 osób. Pamiętam, w lipcu 1943 r. nasz oddział przybył do byłej posiadłości hrabiego Koszewskiego, gdzie mieszkało około 100 Polaków, których zlikwidowaliśmy bezlitośnie przy użyciu broni palnej i białej. Zlikwidowaliśmy całe rodziny, nie oszczędzając starców, kobiet i dzieci. Dzieci płakały, kobiety - matki prosiły aby pozostawić ich dzieci przy życiu. Ale nie zwracaliśmy na te prośby uwagi i zabijali je używając do tego broni i noży. Osobiście zastrzeliłem z karabinu w tej rozprawie 8 ludzi...". O tych wydarzeniach świadczą także niemieckie dokumenty. W jednym z nich, skierowanym do głównego kierownictwa państwowego bezpieczeństwa SS na ręce gen. policji Mullera, czytamy: "Jeden z liderów banderowskiego odłamu OUN podczas spotkania 12 września 1943 r. powiadomił nas, że zagony ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu - w dniach 29-30 sierpnia przeprowadziły masowe akcje likwidacji Polaków. Zgodnie z jego informacją, pododdziały UPA zniszczyły ponad 15 tys. Polaków w rejonach wołyńskiego województwa. Naczelnik Policji i Bezpieczeństwa SD Wołynia i Podola". W innych dokumentach niemieckich również są wzmianki o tragicznych dla Polaków wydarzeniach na Wołyniu. Niemiecki kontrwywiad w raporcie z dnia 13 lipca 1943 r. stwierdza wyraźnie, że od 1943 r. nacjonaliści ukraińscy realizowali politykę eksterminacji ludności polskiej stosując groźby i przemoc. Jednocześnie donosił, że ruch banderowski unicestwia (Ausrottung)  polskich osadników na Wołyniu. Dowódcy sowieckich oddziałów partyzanckich w licznych meldunkach kierowanych do sztabu partyzanckiego donosili o antypolskich akcjach nacjonalistów ukraińskich. W meldunku sowieckiego oddziału Szyłowa z dnia 30 marca 1943 r. znajduje się zapis: "(...) Ukraińscy nacjonaliści przeprowadzili zwierzęcą rozprawę nad bezbronną ludnością polską stawiając sobie zadanie pełnego zniszczenia Polaków na Ukrainie". I dalej: "(...) W rejonie cumańskim wydano polecenie sotniom UPA, aby do 15 kwietnia 1943 r. zniszczyć wszystkich Polaków i wszystkie miejscowości i osady spalić". Potwierdzenie tych wydarzeń znajdujemy w sprawozdaniu bojowym zgrupowania sowieckich oddziałów partyzanckich za okres od 19.6. do 18.8.1943 r., w którym czytamy: "(...) Głównym hasłem nacjonalistów ukraińskich w obecnym czasie jest zebranie sil i walka w celu oczyszczenia zajmowanego terytorium z Polaków. Nacjonaliści po zwierzęcemu rozprawiają się z Polakami. Ludzi palą, rżną, rozstrzeliwują, ich dobytek konfiskują, budynki palą". Dowódca zjednoczonych oddziałów partyzanckich rówieńskiego obwodu Fiodorow w meldunku do Ukraińskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego z dnia 2S.5.1943 r. donosił m.in.: "(...) Podstawowa działalność nacjonalistów w ostatnim okresie ukierunkowana jest na zniszczenie ludności polskiej, polskich wsi. (...) W rejonach Stepań, Dereźne, Rafałówka, Sarny, Wysock, Wiodzimierzec, Klewań i innych nacjonaliści przeprowadzają masowy terror w stosunku do ludności polskiej, przy czym należy podkreślić, że nacjonaliści nie rozstrzeliwują Polaków, ale rżną ich nożami i rąbią toporami, niezależnie od wieku i płci. We wsi Tryputni zarąbali 14 polskich rodzin, następnie zaciągnęli zabitych do domu i podpalili. (...) We wsiach Berezne, Czajkowo, Cechy (rejon wlodzimierzecki i wysocki) nacjonaliści wyrżnęli całą ludność i spalili ponad 200 zabudowań. We wsi Parośla zlikwidowano 21 rodzin polskich". Podano tu tylko kilka faktów opartych na dokumentach potwierdzających. że czystkę etniczną skierowaną przeciwko ludności polskiej na Wołyniu przeprowadziły oddziały UPA, zgodnie z dyrektywami jej kierownictwa. W tej sytuacji, ocalała od rzezi ludność uciekała do większych miast pod opiekę Niemców. W sierpniu 1943 r., a więc w okresie największego nasilenia akcji antypolskich, Niemcy wydali zarządzenie- aby ludność polska do 15 sierpnia opuściła wsie i małe miasteczka i tymczasowo zamieszkała w miastach powiatowych. W miastach wystąpiło przeludnienie, bezdomni ludzie koczowali na ulicach, placach miejskich, w kościołach. Panował głód i niedostatek, któremu nie mogła zaradzić doraźnie podejmowana pomoc charytatywna ludności miejskiej i władz kościelnych. Część uciekinierów wyjechała za Bug, do Generalnego Gubernatorstwa, znajdując schronienie u krewnych i znajomych. Niemcy, wykorzystując trudną sytuację ludności polskiej, która sama wpadła w ich ręce, wywozili zdolnych do pracy na przymusowe roboty do Niemiec. W związku z tym rozpoczął się odwrotny proces - opuszczanie miast. Chroniąc się przed głodem i wywózką do Niemiec, ludzie kierowali się do większych ośrodków polskich w terenie, w których znalazło już schronienie wielu ocalałych Polaków. W ośrodkach tych organizowano samoobronę, która miała na celu nie walkę przeciwko ludności ukraińskiej, lecz była dramatyczną walką o przetrwanie. Sporadyczne akty odwetowe podejmowane przez zdeterminowane jednostki, które utraciły wszystkich i wszystko, nie mogą mieć istotnego wpływu na ocenę charakteru polskiej samoobrony. Trzeba w tym miejscu z całą mocą podkreślić, że to nie Polacy na Wołyniu pierwsi rozpoczęli walkę. Wynika to bezsprzecznie tak z dokumentów polskich, jak i niemieckich. Przemawia za tym również fakt, że po licznych deportacjach ludności polskiej przez, władze sowieckie Polacy na Wołyniu stanowili zdecydowaną mniejszość- stąd też samobójstwem byłoby podjęcie tak nierównej walki przeciwko Ukraińcom. Wielką tragedię przeżyła na Wołyniu ludność żydowska. Już w pierwszych dniach okupacji niemieckiej doszło do licznych akcji antyżydowskich, które rozpoczęła na własną rękę policja ukraińska.   UKRAIŃSKI HOLOCAUST   Oto kilka przykładów:   W ciągu lipca i sierpnia 1941 r. wspólnie z policją ukraińską zamordowano na Wołyniu ponad 13 tysięcy Żydów. Miejscowi nacjonaliści ukraińscy przygotowywali listy osób do likwidacji, policja ukraińska konwojowała Żydów do miejsca mordu i uczestniczyła w masakrze. W okresie od 1 do 4 lipca 1941 r. w Krzemieńcu zamordowano około 800 osób narodowości żydowskiej, w Łanowcach - 60 osób; 6 lipca 1941 r. w Tuczynie z rąk policji ukraińskiej zginęło 60 osób narodowości żydowskiej, w Targowicy - 20 osób; 23 lipca 1941 r. w Lubieszowie zamordowano 20 osób, w Rokitnie - 30 osób. Nowa fala morderstw na ludności żydowskiej przetoczyła się przez Wołyń po włączeniu się Niemców do tych akcji. Akcja likwidacji utworzonych gett rozpoczęła się w 1942 r., w której brały udział połączone siły niemieckiej i ukraińskiej policji. W sierpniu 1942 r. zlikwidowano getto w Łucku, w dniach 14-15 lipca 1942 r, - w Równem (około 5000 osób), 27-28 lipca - w Ołyce (5673 osoby). Szczyt eksterminacji Żydów na Wołyniu przypada na okres od 10 sierpnia do 15 października 1942 r. Zbiegłą z gett i ukrywającą się po lasach ludność żydowską mordowały w 1943 r. oddziały UPA. Ocenia się, że na Wołyniu zginęło ponad 150 tysięcy Żydów. Światowy Związek Żołnierzy AK okręg Wołyń jest wydawcą pracy zbiorowej pt. "Przed Akcją Wisła był Wołyń" W-wa 1997. We wstępie książki A. Żupański, prezes okręgu wołyńskiego słusznie stwierdził, że podjecie w 1990 r. przez Senat RP uchwały jednostronnie potępiającej tę akcję, bez wspomnienia jednym słowem o zbrodniach UPA w woj. płd.-wschodnich II RP stworzyło podstawy opinii, że tylko Polacy winni przepraszać Ukraińców, z ich zaś strony nie ma takiej potrzeby. Natomiast celem wspomnianej pracy, która wyszła pod red. prof. dr hab. Władysława Filara jest związanie Akcji Wisła z wydarzeniami ją poprzedzającymi. Było to ludobójstwo ludności polskiej na Wołyniu przez nacjonalistów ukraińskich i ich zbrojne formacje (obszar woj. lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego nie jest objęty zakresem tej pracy). Dużą zaletą książki jest jej zwięzłość, a zarazem bogactwo treści opartej na pierwszorzędnym materiale źródłowym, co dokumentują przypisy.   Źródła:   prof. dr hab. Władysław Filar http://www.lwow.com.pl/semper/wolyn.html   Patrz także: - ROCZNICA TRAGICZNYCH WYDARZEŃ NA WOŁYNIU - Prawda jest jedna - Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945, Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko - Ludobójstwo na Wołyniu    
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

GENERAŁA WŁADYSŁAWA SIKORSKIEGO ZABILI SOWIECI. 71 ROCZNICA TRAGICZNEJ ŚMIERCI GENERAŁA

$
0
0
Ilustracja: 
 71 ROCZNICA TRAGICZNEJ ŚMIERCI GENERAŁA WŁADYSŁAWA SIKORSKIEGO                                 GENERAŁA ZABILI SOWIECI   http://www.rp.pl/artykul/843344,1025769-70-lat-temu-zginal-Naczelny-Wodz-gen--Wladyslaw-Sikorski.html?p=3  4 lipca 1943 r. w katastrofie samolotu nad Gibraltarem zginął gen. Władysław Sikorski, współautor zwycięstwa nad Armią Czerwoną w 1920 r., premier II RP. W czasie II wojny światowej Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych i szef rządu RP na uchodźstwie. Okoliczności jego śmierci do dziś budzą kontrowersje. 17 września 1993 r. jego prochy spoczęły w krypcie św. Leonarda w podziemiach katedry na Wawelu. Władysław Sikorski odznaczony był m.in.: orderem Virtuti Militari kl. II i V, Polonia Restituta kl. I i III, Krzyżem Niepodległości, czterokrotnie Krzyżem Walecznych oraz pośmiertnie Orderem Orła Białego.   GENERAŁA ZABILI SOWIECI Krystyna Kurczab- Redlich  „Rzeczpospolita”  04-07-2013, http://www.rp.pl/artykul/107684,1026355-Katastrofa-w-Gibraltarze--Generala-Sikorskiego-zabili-Sowieci.html  Mam podstawy by uważać, że pierwszoplanową rolę organizatora i nadzorcy katastrofy w Gibraltarze odegrał Kim Philby, brytyjsko-sowiecki agent. Anthony Blunt natomiast odpowiadał za koordynację działań z Sowietami – twierdzi badacz katastrofy gibraltarskiej w rozmowie z red. Krystyną Kurczab–Redlich. Dlaczego od momentu katastrofy o zamachu mówili nie tylko ludzie zbliżeni do generała, ale i najbardziej znaczący politycy? Jugosłowiański dysydent Milovan Djilas w książce „Rozmowy ze Stalinem" wspomina, że Stalin przestrzegał jugosłowiańskiego przywódcę Titę przed Intelligence Service, gdyż ta zabiła Sikorskiego podczas lotu. Wiadomo, że Stalin mówił o tym i  Gomułce, tę wersję  propagował też szef KGB Beria, a jego syn we wspomnieniach twierdzi, iż „ojciec był o tym przekonany".  Zaraz po katastrofie, 6 lipca 1943, to samo twierdził były radziecki ambasador w Londynie – Iwan Majski. Wszyscy oni winą oczywiście obarczali Brytyjczyków. Dlaczego? Tadeusz A. Kisielewski: Kierując się zasadą złodzieja, który wskazuje na kogoś i krzyczy „łapać złodzieja". Podsycanie fałszywych podejrzeń nie było trudne, ponieważ rozmyślnie pozostawiono niejasne, wskazujące na zamach ślady prowadzące do Brytyjczyków ... Brytyjczycy w 1969 roku przeprowadzili śledztwo w sprawie katastrofy i doszli do wniosku, że to był wypadek. Nie zapominajmy, że wszelkie dokumenty związane ze śmiercią gen. Sikorskiego były badane wyłącznie przez funkcjonariuszy brytyjskiego wywiadu M16 i M15, a Dick White, który te badania nadzorował, do roku 1968 był  dyrektorem M16, a potem rządowym koordynatorem wszystkich tajnych służb. Badali też szczątki Liberatora 523. Czy ten raport został opublikowany?   Owszem, został opublikowany i słusznie wyklucza sabotaż jako przyczynę katastrofy, ponieważ samolot był w pełni sprawny. Jednak raportu z dalszych, przeprowadzonych już w Anglii badań szczątków Liberatora nie opublikowano, a ponadto do oględzin nie dopuszczono ani producentów - Amerykanów, ani Polaków.  Zamieszkały w Ameryce znawca lotnictwa Janusz Krasicki, który takich zdjęć poszukiwał twierdzi, że nikt nigdzie na zdjęcie całego Liberatora 523 nie trafił. Wygląda na to, że wszelkie wspomnienia tego egzemplarza Liberatora i dyskusje na jego temat są dla Brytyjczyków niewygodne. Czy zachowaliby się tak, gdyby chodziło o zwykły wypadek? W ostatnich dniach życia generała Sikorskiego Brytyjczycy co najmniej trzykrotnie próbowali go uchronić przed niebezpieczeństwem Dlaczego W. Brytania kilka lat temu utajniła na dalszych kilkadziesiąt lat akta związane ze śmiercią gen. Sikorskiego? Podobno do 2043 r.? Akta pozostają tajne z kilku powodów. Po pierwsze - jak już powiedziałem - dlatego, że starannie zaplanowane pozory zdają się świadczyć, iż to Londyn jest odpowiedzialny za katastrofę.  Brytyjski rząd nie miał nic na swoją obronę, gdyż brali w nim udział Brytyjczycy. To, że byli obcymi agentami  i nie działali na rozkaz rządu brytyjskiego, lecz przeciw niemu,  stało się jasne dopiero po wojnie. Zapewne ma pan na myśli radzieckich agentów w wywiadzie brytyjskim, sławną „piątkę z Cambridge". Wnuk Winstona Churchilla, Winston Spencer Churchill, w 1981 roku zwrócił się do szefa brytyjskich tajnych służb z pytaniem, czy to podwójni agenci brytyjsko – sowieccy, Anthony Blunt i Kim Philby spowodowali katastrofę gibraltarską, w której zginął gen. Władysław Sikorski. Na którego z nich wskazują fakty, którymi kierował się młody Churchill? Na obu, ale mam podstawy by uważać, że pierwszoplanową rolę organizatora i nadzorcy odegrał Philby.  Oczywiście zawsze można twierdzić, że fakt, iż 16 kwietnia był on w Gibraltarze, a 4 lipca tuż obok, za hiszpańską granicą nie ma znaczenia. Ja twierdzę, że ma. Blunt natomiast najprawdopodobniej odpowiadał za koordynację działań z Sowietami. Z tego wynika, że była to akcja radziecka wykonana angielskimi rękami. A jeśli tak, to czy Churchill nie mógł zapobiec zamachowi, o którego przygotowywaniu szeptała już – jak twierdzi pan w swych książkach - cała wywiadowcza Europa? To jest kolejny powód, dla którego Brytyjczycy utajniają swoje akta. Długo nie potrafiłem uwierzyć w nasuwający się, nie tylko mnie zresztą, wniosek, iż jakąś rolę w tragedii gibraltarskiej mogli odegrać Amerykanie. Początkowo nie widziałem w tym żadnego ich interesu, a jako politolog analizuję politykę międzynarodową głównie w kontekście interesów stron, a nie np. emocji. Zadałem sobie pytanie dlaczego Churchill oraz lojalni wobec niego politycy, wojskowi i agenci wywiadu  przestrzegali Sikorskiego przed podróżą na Bliski Wschód i prosili, by przynajmniej nie zabierał ze sobą córki. Churchill dzwonił w tej sprawie dwukrotnie, a ministrowie rządu londyńskiego Komarnicki i Seyda napisali do Sikorskiego list. W ostatnich dniach życia generała Brytyjczycy co najmniej trzykrotnie próbowali go uchronić przed niebezpieczeństwem. Naprzód poradzili, aby podczas konferencji prasowej przed odlotem z Kairu do Gibraltaru oświadczył, że udaje się gdzie indziej, bo do Afryki Wschodniej. Następnie uniemożliwili międzylądowanie w Algierze, gdzie oczekiwali polscy zamachowcy, bo tacy też, niestety, byli. Wreszcie w samym Gibraltarze zapewne na polecenie brytyjskiego gubernatora Macfarlane'a, a wbrew przepisom – w oczekującym generała samolocie umieszczono wewnętrzną wartę, która miała zapobiec sabotażowi.  Oprócz autentycznej sympatii łączącej Churchilla z Sikorskim, brytyjski premier miał powód ściśle polityczny: wiedział, że spośród Polaków tylko Sikorski może i chce zapewnić trwałość całej koalicji antyhitlerowskiej. No więc dlaczego Churchill  tylko ostrzegał Sikorskiego, zamiast wszelkimi siłami dążyć do udaremnienia planowanego zamachu? Dlatego, że znajdował się pod naciskiem Stanów Zjednoczonych. Dla tego państwa  celem drugiej wojny światowej było nie tylko pokonanie Niemiec i Japonii, ale przede wszystkim zmiana światowego hegemona jakim było British Empire na Imperium Americanum. A w tej globalnej geostrategicznej grze chwilowym sojusznikiem Roosevelta  był Stalin, co jasno wynika choćby z wielu dokumentów. Wystarczy wspomnieć jego zachowanie w Jałcie w sprawie Polski. Ale w czym teraz Roosveltowi przeszkadzał generał Sikorski?   Sikorski chciał się ze Stalinem dogadać, ale tylko na warunkach możliwych do przyjęcia przez Polskę. I nie zgadzał się na przemilczenie zbrodni katyńskiej. Stalin zaś pragnął Polskę bezwarunkowo zwasalizować, a winą za Katyń obarczyć Niemcy. Dlatego Sikorski był dla niego utrapieniem. Utrapienia trzeba się było pozbyć. Należało więc przekonać Churchilla, żeby w tym nie przeszkadzał. Przynajmniej czynnie, bo przecież na swoim terytorium Churchill miał takie możliwości. To znaczy, że pozycja Churchilla w 1943 roku był tak słaba, że musiał się podporządkować Roosveltowi? Anglia słabła, wykrwawiała się w wojnie prawie o dwa lata dłużej, niż USA. Od Amerykanów zależało teraz ocalenie Wielkiej Brytanii, mieli więc wszelkie możliwości - polityczne, ekonomiczne, finansowe i militarne – aby w tej sprawie zmusić Churchilla do bierności. Wystarczyło więc poprosić  Roosevelta aby te możliwości wykorzystał... Kto go poprosił? Czy są na to dowody? Takich próśb nie formułuje się przecież na piśmie, lecz przekazuje przez zaufanych pośredników. Byli tacy między Stalinem a Roosveltem? Najważniejszym łącznikiem Stalina przy Roosevelcie był Harry Hopkins, co oczywiście nie znaczy, że akurat jego wykorzystano jako pośrednika w tej konkretnej sprawie... Bardzo wątpię, aby w U.S. Archives znajdowały się dokumenty potwierdzające wprost takie sugestie. Ale jestem pewien, że są tam raporty dyplomatów i agentów wywiadu, nie pozostawiające wątpliwości, że tak właśnie się sprawy miały. Dlatego w ważnych amerykańskich archiwach dzień 4 lipca 1943 r. nie istnieje. Chodzi też, rzecz jasna, o lojalność wobec brytyjskiego sojusznika. Wracając do 4 lipca 1943: propaganda peerelowska oczywiście mówiła, że generał Sikorski zginął w wypadku. Jaki więc był sens dochodzeń prowadzonych przez UB, zmuszających ludzi, by przyznali się do udziału w zamachu na niego? O właśnie, to dobre pytanie, bo nie dotyczy tylko PRL-u. U nas UB usiłowało zmusić kapitana Jana Różyckiego, obecnego na lotnisku podczas startu Liberatora z gen. Sikorskim, do potwierdzenia, że doszło wtedy do zamachu, a zamach zorganizowali Anglicy. W Czechosłowacji natomiast  służba bezpieczeństwa ŠtB tak intensywnie zajęła się Eduardem Prchalem, że - domyśliwszy się, czego będą od niego żądać - w porę umknął. A kto sterował zarówno UB, jak i ŠtB? Czy nie Łubianka?  I tak doszliśmy do słynnego pierwszego pilota samolotu, którym leciał gen. Sikorski – Czecha, kapitana Eduarda Prchala, który uratował się z katastrofy. Jeśli ta katastrofa nie była wypadkiem, lecz zamachem, to – po pierwsze: jak ten pilot przeżył, a po drugie – dlaczego od razu nie pozbyto się go jako świadka? Powiem więcej: jest absolutnie poza dyskusją, że przeżyli obaj piloci. Czyli drugi pilot też.  Po ośmiu minutach unoszenia się na wodzie samolot powoli zatonął opierając na dziobie i miażdżąc go. W czasie tych ośmiu minut piloci wydostali się z kabiny. Inaczej ratownicy znaleźliby ich zmiażdżonych w fotelach. Kabina Liberatora jest umieszczona bardzo wysoko, więc nie rozbiła się przy uderzeniu w powierzchnię wody.  A piloci przeżyli zaplanowane uderzenie maszyny o wodę, ponieważ mieli zapięte wielopunktowe pasy. Uwolnienie się z tych pasów jest łatwe, wystarczy otworzyć klamrę na brzuchu. Wyjście przez luk w dachu kabiny nie było już problemem. Prchala zabrała łódź ratunkowa, drugi pilot sam dopłynął do brzegu. A o tym, że wodowanie było zaplanowane, świadczy choćby to, że Prchal włożył i dokładnie zapiął – jak podawali brytyjscy świadkowie – kamizelkę ratunkową, czego nigdy wcześniej nie robił. Zresztą Prchal to tragiczna postać, dożywotnia ofiara katastrofy. Nie można go było zabić, bo zbyt wielu świadków go widziało, ale był szantażowany  (miał przecież rodzinę ) przez MI6 czyli wywiad angielski (Secret Intelligence Service – SIS) do samej śmierci w 1984 r. Kiedy wiele lat po wojnie przypadkiem spotkał go w hipermarkecie w Kalifornii kpt. Walerian Sosiński z 300. dyw. bombowego i zapytał, co on sądzi o podejrzeniach względem katastrofy, Prchal odparł: Lepiej, żebyś o tym nie wiedział. W obszernej literaturze dotyczącej tragicznego lotu powtarza się nazwisko II pilota, mjr RAF Wilfreda S. Herringa. Pan też dokładnie zbadał jego losy. Ciała Herringa nie odnaleziono, został uznany za zaginionego. A skąd wiadomo, że on się w tym samolocie rzeczywiście znajdował? Teoretycznie powinien być, ale - zgodnie z King's Regulations czyli regulaminem – zapisał w swojej książce lotów, że został zdjęty z załogi Liberatora AL. 523. Po czym zniknął. Zniknęła też jego Log Book, czyli dziennik lotów, jakoś zagubiony w Ministerstwie Wojny. Jego synowi Grahamowi zabroniono z początkiem lat 70. kontaktować się z Davidem Irvingiem, który jako pierwszy brytyjski historyk podał w wątpliwość oficjalną wersję wypadku. Wiem, że Irving zasługuje na potępienie z powodu negowania Holocaustu, ale w latach 60 nie był on jeszcze skażony tą postawą. Zresztą obie te sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. Z pańskich wieloletnich dociekań wynika, iż tuż przed startem nastąpiła zamiana pilotów i drugim pilotem - w miejsce Herringa - został nieznany wcześniej nikomu z załogi – Brytyjczyk. Czy to on był wykonawcą  wyroku na generale? Wszystko na to wskazuje, że tak. Prchal miał tylko nie przeszkadzać. Analiza jego zeznań skonfrontowana z zeznaniami biegłych – podpułkownika Stevesa i kapitana Bucka dowodzi, że nie pilotował on maszyny podczas jej ostatniego, szesnastosekundowego lotu. Na trop drugiego pilota naprowadził mnie pan Krzysztof Mańkowski, który przytoczył świadectwo Jima Leacha - pilota Bomber Command, ale ponad dwa lata zabrało mi ustalenie osoby, którą uważam tu za prawdopodobną.  Przez lata twierdzono, że razem z generałem zginęła jego córka, Zofia Leśniowska. Już dawno zaprzeczał temu zajmujący się historią dziennikarz Dariusz Baliszewski, pan to potwierdza. Skąd wiadomo, że nie wsiadła do samolotu wraz z ojcem? Redaktor  Baliszewski  jako pierwszy powołał się na świadectwo posła RP Tadeusza Zażulińskiego, któremu obsługa kairskiego hotelu Mena House przekazała unikatową bransoletkę Zofii Leśniowskiej, którą miała ona na przegubie  –  co utrwalone jest na zdjęciach i co potwierdzają świadkowie - podczas pobytu w Gibraltarze. Bransoletka mogła być zdejmowana tylko po uprzednim namoczeniu. Została znaleziona w jakiś czas po katastrofie. Skąd ta bransoletka w Kairze, jeżeli nosząca ją Leśniowska wcześniej utonęła w morzu? Stąd, że nie utonęła, bo do samolotu nie wsiadła. Potwierdzają to nie anonimowi świadkowie, lecz ludzie o konkretnych nazwiskach, o czym swego czasu pisałem. Co się dalej z Leśniowską stało – tego możemy się domyślać, choć wiele z tych domysłów dzisiaj wygląda bardzo prawdopodobnie. Otóż rankiem 5 lipca były sowiecki ambasador w Wielkiej Brytanii  – Iwan Majski wystartował z Gibraltaru do Kairu, kontynuując podróż do Moskwy. Wiem z całkowicie pewnego źródła... Jakiego? Trudno wierzyć anonimom... Nawet Irving napisał mi, że nie wierzy w istnienie „mojego pana X", na którego powołałem się w „Zabójcach”. Ale w książce „Po zamachu” mogłem już ujawnić jego nazwisko. Niech przynajmniej to będzie dowodem, że nie wymyślam sobie świadków. A oni naprawdę nie zabiegają o popularność. Jestem im winien dyskrecję, więc źródła, o którym teraz wspomniałem, nie ujawnię. Dowiedziałem się więc, że w ślad za Majskim wystartował drugi samolot. Co w tym dziwnego? Zwykle międzylądowanie na trasie śródziemnomorskiej odbywało się na lotnisku Castel Benito. Tym razem jednak samolot Majskiego lądował na pustynnym pasie startowym. I wtedy pojawił się tam ten drugi samolot, który - jak się dowiedziałem - dowiózł Leśniowską na ów pustynny runway. W Gibraltarze samolot Majskiego był pod obserwacją polskiego wywiadu, więc przekazanie Leśniowskiej było tam niemożliwe. Potem najprawdopodobniej przetrzymywano ją w kairskim hotelu Mena House.  I tam  zostawiła  pod dywanem swoją „niezdejmowalną" bransoletkę. Kolejnym etapem musiał być lot do Moskwy.   A gdzie teraz  jest ta bransoletka? Została wykradziona podczas włamania do Instytutu Sikorskiego w 1947 r. W książce „Po zamachu” pisze pan o poszukiwaniach Leśniowskiej przez wywiad AK. Historia prawie jak z filmu...   Życie jest bogatsze od fantazji scenarzysty i archiwalnej wiedzy historyków. W 1945 r. nieznany nam z nazwiska polski agent w Sowietach przekazał wiadomość o jej pobycie pod Moskwą żołnierzowi AK Tadeuszowi Kobylińskiemu, który zresztą był jednym z licznych Polaków odprowadzających w Gibraltarze generała Sikorskiego do samolotu. W połowie września polski trzyosobowy post akowski patrol ruszył pod Moskwę. Stwierdzono, że Leśniowska istotnie przebywa we wskazanym miejscu, ale zbliżyć się do niej nie było można. Najprawdopodobniej, skoro żyła jeszcze dwa lata po katastrofie,  można domniemywać, że próbowano z niej zrobić wykonawczynię politycznego testamentu ojca, który nie ukrywał, że zależy mu na dobrych stosunkach z sowiecką Rosją. Czy właśnie z powodu tej wyprawy jej uczestnicy byli zmuszeni – bardziej niż inni akowcy -  do ukrywania się przez wiele powojennych lat? Przepraszam, ale to dziecinne pytanie. Byli nosicielami tajemnicy o wadze państwowej. Nie ryzykowali przecież życia dla zabawy.   Sowieci zlikwidowali kpt. „Gardę", który wysłał do Katynia w grudniu 1941 r. czteroosobowy patrol, a ten zebrał wśród wieśniaków zeznania potwierdzające winę NKWD. Smiersz polował na pracowników krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, badających przedmioty z Katynia... Tacy jak Kobyliński dobrze wiedzieli, że trzeba zniknąć, jeśli się chce żyć... A kto stwierdził zgon Leśniowskiej w katastrofie?   Brytyjczycy na podstawie oświadczenia por. Ludwika Łubieńskiego... Podobnie sprawa się miała w przypadku Adama Kułakowskiego, sekretarza Sikorskiego. Zwykle zgon osoby zaginionej stwierdza się oficjalnie pół roku po katastrofie. Tu uczyniono to po dwunastu dniach. Przypomnijmy jednak, że nikt nie widział zwłok Leśniowskiej, ani nawet jej torebki.  Wyłowiono tylko parę rzeczy.  Publicyści broniący tezy, że katastrofa w Gibraltarze była wypadkiem negują też sens ekshumacji zwłok generała w 2008 roku i późniejszej, z 2010 roku, trzech lecących z nim wojskowych. Ale właśnie po ekshumacji na cmentarzu w Newark w i badaniach przeprowadzonych przez krakowskich biegłych sądowych okazało się, że jeden z żołnierzy, porucznik marynarki Józef Ponikiewski odniósł zupełnie inne obrażenia, niż pozostałe ofiary katastrofy. Jak to możliwe? Przypadek, zapewne wynikający z zajmowanego miejsca w samolocie i pozycji przybranej w momencie uderzenia o wodę. Ponikiewski odniósł obrażenia niegroźne dla życia. Więc mógł się uratować. Najciekawsze jednak nastąpiło potem: już po ogłoszeniu wyników autopsji otrzymałem dokument, z którego wynikało, że Ponikiewski, który już w szkole był znakomitym pływakiem, dopłynął do plaży w La Linea, kilkaset metrów od miejsca wodowania i kilkadziesiąt metrów na północ od Gibraltaru. Znalazł się w hiszpańskim szpitalu, z którego tej samej nocy zniknął. Zniknęła też z książki przyjęć pacjentów karta z nocy 4/5 lipca 1943 r. Według oficjalnych danych zwłoki Ponikiewskiego wyłowiono z morza 6 lipca... Jak i kiedy zmarł, można tylko spekulować. Po badaniach ekspertów medycyny sądowej pewne jest tylko jedno: nie na skutek obrażeń odniesionych podczas katastrofy. Co dała przeprowadzona w 2008 roku ekshumacja zwłok generała Sikorskiego? Po pierwsze – celem ekshumacji generała i trzech jego adiutantów było ustalenie bezpośredniej przyczyny zgonu ofiar, a nie przyczyny katastrofy. Ten cel został osiągnięty. Ustalono, że bezpośrednią przyczyną zgonu Sikorskiego, Klimeckiego i Mareckiego były obrażenia wielonarządowe, charakterystyczne dla ofiar katastrof komunikacyjnych. Autopsja wykluczyła  takie hipotezy, jak postrzał, otrucie, cios twardym przedmiotem itp., potwierdzając, że śmiercionośnym narzędziem był samolot, wskazała więc na to, którzy z zamachowców osiągnęli cel, a którzy się spóźnili. Zatem ci, którzy głoszą, że ekshumacje niczego nie wniosły do sprawy, albo nie wiedzą o czym mówią, albo świadomie mijają się z prawdą. Moim zdaniem poznawczo ważniejsza była jednak druga ekshumacja, paradoksalnie  właśnie dlatego, że nie pozwoliła na określenie bezpośredniej przyczyny śmierci Ponikiewskiego. Dokument przeze mnie otrzymany wiele wyjaśnia. Dodam tylko, że tej nocy Philby był w Hiszpanii. Już pierwsza pana książka dotycząca śmierci generała Sikorskiego „Zamach" - zawierała wiele nowych danych, nowych dokumentów. Z książki na książkę, a powstało ich już – dotyczących tego tematu – cztery, przytacza pan coraz więcej szczegółów, a także i nowe fakty. Wydaje się, że przewertował pan wszelkie dostępne akta, znalazł nowych świadków, przyjął i odrzucił dziesiątki hipotez. Dlaczego pańscy antagoniści nie odnoszą się bezpośrednio do nich, nie zaprzeczają im, nie udowadniają panu pomyłek czy nieprawd, lecz albo opierają się na zdezawuowanych autorach i materiałach, albo ograniczają się do kpin? „Zamach” był jedynie przeglądem literatury przedmiotu i różnych hipotez, dopiero kolejne publikacje zawierały nieznane wcześniej relacje i dokumenty.  Efekty pracy, którą mam za sobą – śledczego, historyka, badacza – na pewno zyskałyby na wartości po merytorycznej krytyce. Na razie jednak jeden z najważniejszych historycznie dramatów naszego narodu traktowany jest raczej jak indywidualna etykietka polityczna, niż zbiorowy wysiłek w imię prawdy historycznej. Angielskie przysłowie mówi: Kłamstwo obiegnie świat zanim prawda buty włoży... Obuwanie prawdy to – jak widać – mozolna i niewdzięczna robota.  Ostatnie więc pytanie, które muszę zadać, gdy rozmawiamy o katastrofie lotniczej:   CZY KATASTROFA 10 KWIETNIA 2010 ROKU POD SMOLEŃSKIEM TO WYPADEK CZY ZAMACH? Tadeusz A. Kisielewski jest politologiem,  badaczem katastrofy samolotu Liberator 4 lipca 1943 w Gibraltarze z generałem Władysławem Sikorskim na pokładzie. Ostatnio opublikował "Spotkanie pod Skałą" (Rebis).  Źródła:   http://www.rp.pl/artykul/107684,1026355-Katastrofa-w-Gibraltarze--Generala-Sikorskiego-zabili-Sowieci.html  http://www.rp.pl/artykul/843344,1025769-70-lat-temu-zginal-Naczelny-Wodz-gen--Wladyslaw-Sikorski.html?p=3  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:13)
Kategoria wpisu: 

KRZYSZTOF KWIATKOWSKI B.MINISTER SPRAWIEDLIWOŚCI W PO, PREZES NIK I JAN BURY SZEF KLUBU PSL PRZESTĘPCAMI?

$
0
0
Ilustracja: 
KRZYSZTOF KWIATKOWSKI B.MINISTER SPRAWIEDLIWOŚCI W PO, PREZES NIK I JAN BURY SZEF KLUBU PSL PRZESTĘPCAMI?   Kwiatkowski i Bury pod lupą prokuratury! Prezes NIK tłumaczy się z zarzutu ustawiania konkursów i zrzeka się immunitetu. Prokuratura domaga się uchylenia immunitetów Buremu i Kwiatkowskiemu. Chodzi o ustawianie przetargów NIK. Prokuratura Apelacyjna w Katowicach sformułowała wnioski o uchylenie immunitetów szefowi klubu PSL Janowi Buremu i prezesowi NIK Krzysztofowi Kwiatkowskiemu. Dokumenty przygotowano w oparciu o materiały zebrane przez CBA. Jak ustalili dziennikarze http://www.tvn24.pl/ zachodzi podejrzenie ustawiania konkursów w centrali i delegaturach Najwyższej Izby Kontroli. Według śledczych szef NIK Krzysztof Kwiatkowski miał wpływać na wyniki konkursów na wicedyrektora delegatury Izby w Rzeszowie oraz dyrektora delegatury w Łodzi. Z kolei Jan Bury miał próbować wpłynąć na Kwiatkowskiego w ten sposób, by w kierownictwie rzeszowskiej delegatury NIK znalazł się jego człowiek. Osoba wskazana przez Burego faktycznie wygrała ten konkurs. Śledczy chcą postawić Buremu i Kwiatkowskiemu zarzut przestępstwa urzędniczego. Prezes NIK ma ich usłyszeć w sumie cztery - dotyczą przekroczenia uprawnień. Natomiast polityk PSL - trzy. Dowodami w sprawie stanowią nagrania rozmów - podsłuchanych przez CBA - m.in. Krzysztofa Kwiatkowskiego i Jana Burego. Prokuratura Apelacyjna w Katowicach, na podstawie materiałów zebranych przez CBA, sformułowała wnioski o uchylenie immunitetów prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i szefa klubu PSL Jana Burego, podała  http://www.tvn24.pl/ Wątek dotyczący przekroczenia uprawnień przez szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i szefa klubu PSL Jana Burego jest zakończony; pozostała kwestia postawienia zarzutów - poinformował rzecznik katowickiej prokuratury Leszek Goławski. Za przekroczenie uprawnień grozi im do trzech lat więzienia. Goławski, który jest rzecznikiem katowickiej Prokuratury Apelacyjnej, poinformował, że zarzuty, które mają zostać postawione Kwiatkowskiemu i Buremu dotyczą „nieprawidłowości związanych z konkursami na obejmowanie funkcji przez dyrektorów, wicedyrektorów delegatur NIK oraz wicedyrektora centrali NIK”. Te procedury są ściśle określone zarówno w ustawie NIK, jak i w rozporządzeniach. W sposób dokładny jest wskazane, jak te konkursy się odbywają. Pojawiły się informacje, że jest możliwość dowolnego wybierania sobie tych ludzi, i wszystko zależy od szefa (NIK - PAP); nie, tam są bardzo ścisłe reguły — podkreślił Goławski. Dodał, że z ustaleń prokuratury wynika, że konkursy były przeprowadzane niezgodnie z zasadami. Po pierwsze Jan Bury wpływał na decyzję o wyborze niektórych kandydatur na stanowiska w delegaturach NIK - to są dwa zarzuty. Trzeci dotyczy wpływania na zmianę członków komisji, którzy przeprowadzali kontrolę w jednej z gmin na Podkarpaciu — dodał. Wyjaśnił, że celem było przyjęcie zastrzeżenia wójta jednej z gmin. Z kolei - jak poinformował - zarzuty pod adresem szefa NIK związane są „z organizacją, a przede wszystkim udziałem i wpływem na przebieg tych konkursów”. Krzysztof Kwiatkowski wydał w tej sprawie oświadczenie, a następnie poinformował o zrzeczeniu się immunitetu w tej sprawie.   W oświadczeniu szef NIK mówi:  "Od ponad 20 lat funkcjonuję w życiu publicznym. Zawsze postępowałem uczciwie. Wiem jak bardzo ważna jest uczciwość, bezstronność, rzetelność i prawość. To są wartości, którym jestem każdego dnia wierny — pisze prezes NIK.   Katowicka prokuratura od dwóch lat wyjaśnia sprawę niektórych konkursów na stanowiska dyrektorów departamentów i delegatur. Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów. Nikt z kontrolerów nie jest o nic podejrzany. Izba zawsze w pełni wspierała i będzie wspierać wszystkie działania prokuratur zmierzające do wyjaśnienia każdej sprawy.   Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą. Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek. W trakcie trwania konkursów pojawiały się różne trudności. Czasem wręcz, w nielicznych przypadkach, musieliśmy - oczywiście w zgodzie z przepisami prawa - konkurs unieważniać. Np. wtedy gdy zgłaszał się jeden kandydat nie prezentujący się szczególnie dobrze przed komisją, albo gdy wśród kandydatów nie było osoby, zdolnej do udźwignięcia problemów wewnętrznych w danej delegaturze czy departamencie i wyraźnie rysowała się potrzeba, aby taką jednostką pokierował doświadczony kontroler, ale wywodzący się z innej delegatury czy departamentu. Tak stało się np. w Łodzi czy Lublinie, gdzie potrzeba sięgnięcia po kontrolera z innej jednostki wystąpiła jeszcze podczas kadencji poprzedniego Prezesa NIK. Nowi dyrektorzy w tych miejscowościach – wieloletni pracownicy NIK, wybrani zgodnie z prawem, spełniający wszystkie wymogi formalne – okazali się być świetnymi menedżerami, którzy uporządkowali sytuację w podległych im jednostkach. Przez ostatnie 20 lat kadra kierownicza w NIK praktycznie się nie zmieniała w inny sposób jak przez odejście na emeryturę. To nie była dobra sytuacja. Ustawodawca wprowadził więc konkursy. Zaczął je przeprowadzać mój poprzednik. Przyszło mi kontynuować ten proces, który w stosunku do blisko 1/3 dyrektorów przeprowadził wcześniej poprzedni Prezes wybierając dyrektorów w delegaturach np. w Krakowie albo Rzeszowie czy też w niektórych departamentach i to tak kluczowych jak bezpieczeństwa wewnętrznego czy zdrowia. NIK ma obecnie we wszystkich jednostkach organizacyjnych nowych dyrektorów. Kadra kierownicza to w zdecydowanej większości osoby z długoletnim stażem kontrolerskim w Izbie. Trzeba pamiętać, że ustawa o NIK pozwala stanąć do konkursu na stanowisko dyrektora osobie z co najmniej 5-letnim stażem pracy w NIK. W rzeczywistość zdecydowana większość dyrektorów ma staż w Izbie dłuższy niż 10 lat. Korzystamy z ich doświadczenia. Średnia wieku nowej kadry dyrektorskiej obniżyła się z 57 lat przed rozpoczęciem konkursów do 49 lat po ich zakończeniu. Wzrosła liczba kobiet - dyrektorów z 15 do 25 proc. Ponad 1/5 nowych szefów jednostek kontrolnych posiada tytuł doktora. Podobne tendencje odnotowaliśmy przy wyborze wicedyrektorów, którzy są swoistymi asystentami dyrektorów w procesie zarządzania. Większość z nich ma również wieloletni staż w NIK. Np. wicedyrektor z Rzeszowa Paweł Adamski, przyjęty do pracy w okresie Prezesury Janusza Wojciechowskiego, pracuje nieprzerwanie w NIK już od ponad 13 lat. Zdaję sobie sprawę, że reformując NIK, dynamizując jego działalność, prowadząc konkursy, wymagając od kontrolerów bezkompromisowej pracy mogłem spowodować czyjeś niezadowolenie, naruszyć jakieś interesy i zostać pomówionym. Gospodarzem śledztwa, w którym wyjaśniane są pomówienia dotyczące konkursów w NIK jest katowicka prokuratora i tylko ona może wypowiadać się o tej sprawie. Od początku mojej kadencji przebudowuję Najwyższą Izbę Kontroli. Systematycznie, ewolucyjnie, szanując jej dobre tradycje, szanując pracę moich poprzedników. Wprowadziłem system zarządzania jakością kontroli. Pilnuję, aby kontrole Izby były na najwyższym poziomie, bezstronne, rzetelnie oddające obraz kontrolowanej rzeczywistości. Nasze raporty o informatyzacji ZUS, o spółce Elewarr, transferze środków z OFE, o sześciolatkach, o czystości powietrza, o fermach zwierząt, o ochronie zwierząt, o gazie łupkowym, kontraktach gazowych, budowie gazoportu, jakości dróg, służbach specjalnych, billingach, bezpieczeństwie na drogach, Lasach Państwowych, bezpieczeństwie na kolei, o elektrowniach wiatrowych, o stoczni Gdańsk, o kolejkach do lekarzy czy choćby o Krajowym Biurze Wyborczym były przyjmowane przez opinię publiczną, posłów, dziennikarzy oraz ekspertów branżowych z zainteresowaniem, uznaniem i przekonaniem, że są obiektywne, bezstronne i przede wszystkim rzetelne. Opinia publiczna to dostrzega i docenia. To dla mnie bardzo ważne, że od września 2013 roku, czyli od momentu rozpoczęcia przeze mnie pracy w NIK do chwili obecnej liczba Polaków dobrze i bardzo dobrze oceniająca pracę NIK wzrosła już o 16 procent. To jest rzeczywisty miernik podejmowanych wysiłków. Warto pamiętać, że kierując NIK muszę rozmawiać z różnymi osobami, z szefami klubów parlamentarnych oraz członkami komisji sejmowych, w tym zwłaszcza Sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej. NIK jest wszak organem Sejmowi podległym i działającym na rzecz Sejmu. Ale między rozmową a złamaniem prawa jest zasadnicza różnica. Nie odpowiadam za nadinterpretacje moich spotkań i rozmów, odpowiadam wyłącznie za swoje zachowanie. A ono było zgodne z prawem. Trzeba pamiętać, że zadaniem Prezesa NIK jest również przekonywanie posłów ze wszystkich ugrupowań do podjęcia prac nad wnioskami pokontrolnymi. W tym sensie każdy Prezes Izby musi zabiegać o poparcie parlamentu. Każda z moich rozmów z parlamentarzystami dotyczyła interesów Najwyższej Izby Kontroli, a nie moich spraw osobistych. Mimo zainicjowania sprawy w okresie wyborczym, ufam w dobre intencje prokuratury i wierzę, że sprawa zostanie rzetelnie wyjaśniona. Jestem spokojny o jej finał, bo nigdy nie złamałem prawa, zawsze w swoim życiu postępując uczciwie. Dowodem na to jest moja dotychczasowa służba publiczna. Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy. Dlatego jeśli Prokurator Generalny skieruje wniosek w tej sprawie do Marszałek Sejmu, wówczas sam wystąpię z prośbą o uchylenie mi immunitetu. Szanując Najwyższą Izbę Kontroli, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami moim zastępcom. Postanowiłem też wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej, w tym także z uczestniczenia w posiedzeniach komisji sejmowych oraz z prac w KolegiumNIK, po to aby wyjaśniana przez prokuraturę sprawa i towarzysząca jej dyskusja nie rzutowały na codzienną pracę Najwyższej Izby Kontroli”— konkluduje Krzysztof Kwiatkowski. Tymczasem, marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa Błońska powiedziała, że chciałaby, by sprawa szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego oraz szefa klubu PSLJana Burego została szybko wyjaśniona. Wyraziła też nadzieję, że Bury - podobnie jak Kwiatkowski - zapowie zrzeczenie się immunitetu. Marszałek Sejmu zapowiedziała jeszcze przed konferencją prokuratury, że wniosek ws. Kwiatkowskiego i Burego „będzie rozpatrzony bardzo szybko zgodnie z procedurami przez Sejm”. Wyraziła nadzieję, że sprawa zostanie szybko wyjaśniona, choć - jak zaznaczyła - „na pewno to nie jest sprawa przyjemna”. Podkreśliła, że to zainteresowani muszą się z niej rozliczyć. Dopytywana co z immunitetem Burego, marszałek Sejmu stwierdziła, że jak dotąd nie ma w tej sprawie żadnej informacji. Podkreśliła, że ma nadzieję, że Bury „zachowa się tak, jak powinien się zachować poseł w takiej sytuacji, czyli jak najszybciej złoży immunitet, żeby pozwolić prokuraturze tę sprawę wyjaśnić jak najszybciej”. Zaznaczyła, że takie zachowanie jest w jego własnym interesie. Kidawa-Błońska mówiła, że nie zamierza spekulować co do winy bądź niewinności obu polityków lub zamieszania w sprawę innych znanych osób. Poczekajmy na wyniki śledztwa i wnioski prokuratury, bo rzeczywiście spekuluje się coraz więcej, i podejrzewam, że na pewno będą jeszcze jakieś inne wnioski, ale my w tej chwili mamy za małą wiedzę — zaznaczyła. Marszałek Sejmu była też pytana, czy zdziwiła ją informacja o podejrzeniach co do działalności Kwiatkowskiego.   Źródła:   - Zespół wPolityce.pl   http://wpolityce.pl/polityka/263566-kwiatkowski-i-bury-pod-lupa-prokuratury-prezes-nik-tlumaczy-sie-z-zarzutu-ustawiania-konkursow-wydal-oswiadczenie  http://wpolityce.pl/polityka/263563-prokuratura-domaga-sie-uchylenia-immunitetow-buremu-i-kwiatkowskiemu-chodzi-o-ustawianie-przetargow-nik   
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.9(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

NAGRANIE ZE SPOTKANIA KULCZYKA Z TUSKIEM, PODSŁUCH W WILLI TUSKA, ISTNIEJE TAŚMA Z TEGO SPOTKANIA

$
0
0
Ilustracja: 
NAGRANIE ZE SPOTKANIA KULCZYKA Z TUSKIEM PODSŁUCH W WILLI TUSKA ISTNIEJE TAŚMA Z TEGO SPOTKANIA      Biznesmen Jan Kulczyk spotkał się w pierwszej połowie 2014 roku z Donaldem Tuskiem w willi premiera. Rozmawiał z nim o swoich inwestycjach na Ukrainie i prosił o ochronę ABW. Spotkanie  zostało  nagrane, a taśma jest w posiadaniu byłych funkcjonariuszy tajnych służb! Spotkanie byłego premiera Donalda Tuska i miliardera Jana Kulczyka odbyło się w gronie kilku osób w willi premiera przy ul. Parkowej w Warszawie. Miało dotyczyć interesów biznesmena na Ukrainie. Kulczyk chciał, by ABW ochroniła go przed ewentualną rosyjską prowokacją. I, jak wynika z notatki służb specjalnych w tajnych aktach afery podsłuchowej , rozmowa została nagrana! Kto jest w posiadaniu tych nagrań? Jak twierdzi CBA to „kilku byłych funkcjonariuszy służb specjalnych dysponuje ok. 700 godzinami nielegalnych nagrań. Wśród nich jest właśnie taśma ze spotkania Kulczyka z Tuskiem. Funkcjonariusze nazywani są „grupą wiedeńską". Nazwa wzięła się stąd, że oferują kupno nagrań, a odsłuchy taśm odbywają się w Wiedniu". Informację o spotkaniu Kulczyk-Tusk potwierdza współpracownik Donalda Tuska, Paweł Graś. Kto mógł zainstalować podsłuch? Zapewne firma cateringowa np. "Sowa i Przyjaciele". Graś twierdzi, iż spotkanie się odbyło, ale na pewno bez cateringu "Sowy i Przyjaciół", co jest oczywistym łgarstwem. Jan Kulczyk próbował wykupić nagrania z afery taśmowej. Do sprawy odniósł się już rzecznik ABW, płk Maciej Karczyński. "Nie jest prawdziwy wątek rzekomego udziału oficerów Urzędu Ochrony Państwa lub ABW"– powiedział. Rzecznik prasowy CBA Jacek Dobrzyński poinformował z kolei, że nie zamierza niczego komentować.   NAGRANIE ROZMOWY TUSK-KULCZYK WEDŁUG "RZECZYPOSPOLITEJ"  Nagranie rozmowy Tusk-Kulczyk nie istnieje? "To był blef" Nikt nie potwierdza, by istniało nagranie rozmowy Donalda Tuska z Janem Kulczykiem rzekomo podsłuchanej w 2014 r. w willi premiera przy ul. Parkowej w Warszawie – donosi "Rzeczpospolita". – Nagranie nie było do kupienia, bo ono po prostu nie istnieje. To plotka, która swego czasu krążyła po mieście. Miała pokazać, kto najbardziej bałby się tego nagrania – powiedziała dziennikowi osoba znająca kulisy śledztwa podsłuchowego. – Informacja o takiej taśmie to blef mający wywołać popłoch – twierdzi z kolei anonimowy pracownik służb. Dodaje, że Jan Kulczyk jeszcze przed swoją śmiercią, nie zgłosił się do prokuratury jako osoba pokrzywdzona.   ISTNIEJE DOSTĘP DO ZAPISU NAGRANIA DONALDA TUSKA Z JANEM KULCZYKIEM NAGRANIE ROZMOWY TUSK-KULCZYK W RĘKACH BYŁYCH OFICERÓW SŁUŻB   Wczoraj "Gazeta Wyborcza", powołując się na tajne akta z afery podsłuchowej napisała, że byli oficerowie tajnych służb, w tym z ABW, oferowali nagranie rozmowy byłego premiera Donalda Tuska z biznesmenem Janem Kulczykiem. Według dziennika notatkę w sprawie podsłuchanej w 2014 r. rozmowy sporządziło CBA. Byli funkcjonariusze tajnych służb oferowali dostęp do zapisu nagrania rozmowy premiera Donalda Tuska z Janem Kulczykiem i 700 godzin innych nielegalnych podsłuchów. "Gazeta Wyborcza" powołując się na własnych rozmówców twierdzi, że w niejawnych aktach śledztwa podsłuchowego jest notatka służb specjalnych, z której wynika, że rozmowa biznesmena z byłym premierem została nagrana. Do spotkania miało dojść w połowie 2014 r. w willi przy ul. Parkowej. "GW" pisze, że Kulczyk rozmawiał z Tuskiem na temat swoich inwestycji na Ukrainie i oczekiwał, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ochroni go przed ewentualną prowokacją ze strony Rosji. Notatka dotycząca tej rozmowy ma się znajdować w jednym z czterech tomów niejawnych materiałów śledztwa w sprawie afery z lata 2014 r. "Jej istnienie potwierdziliśmy w dwóch niezależnych źródłach"– twierdzi "Wyborcza". Plany Jana Kulczyka dotyczyły budowy „mostu energetycznego” pomiędzy mającą nadwyżki prądu Ukrainą, a krajami Unii Europejskiej, w tym Polską. Biznesmen chciał również, aby ukraińskie elektrownie konwencjonalne zasilić polskim węglem, ponieważ ze względu na wydarzenia na wschodzie Ukrainy i odcięcie Donbasu Kijów cierpiał na brak tego surowca.   CO JESZCZE BYŁO PRZEDMIOTEM ROZMÓW? JAN KULCZYK ZOSTAŁ ZAMORDOWANY? "FAKT" - KTO ZABIŁ JANA KULCZYKA?   Informacje o śmierci biznesmena zdominowały dzisiejszą prasę. Najdalej idzie „Fakt”, który stawia pytania. Mianowicie na trzeciej stronie „Fakt" stawia wprost pytanie: „Komu zależało na jego śmierci?". Gazeta sugeruje, że Kulczyk mógł zginąć, bo odkrył zleceniodawcę nagrań u Sowy i w Amber Room. Zdaniem „Faktu" trop nagrań wiedzie do Moskwy, więc miliarder mógł zostać zabity przez sowiecki wywiad GRU. Inne hipotezy brzmią nie mniej sensacyjnie. Zdaniem gazety, śmierć Kulczyka mogła być też zemstą słynnego szpiega Władimira Ałganowa, z którym miliarder spotkał się w 2003 roku, o czym poinformował wówczas służby. Mógł też „zapłacić za swoją skuteczność z biznesie" lub zostać zabity przez giełdowych spekulantów, chcących zarobić na spadkach jego akcji. „Gazeta Wyborcza" przypomina życiorys Kulczyka, akcentując, że przez większość życia był związany z Poznaniem. „Rzeczpospolita" zauważa, że był też największym mecenasem wśród przedsiębiorców wspierających polską sztukę. Współfinansował m.in. spektakle Teatru Wielkiego-Opery Narodowej i przekazał kilkanaście milionów złotych na odnowienie skarbca na Jasnej Górze. „Rzeczpospolita" podobnie jak inne tytuły zastanawia się, jakie będą teraz losy imperium biznesmena. „Miliarder wziął sobie do serca losy inwestycji życia Jana Wejcherta, założyciela ITI, który również zmarł nagle, nie przygotowując dzieci na taką ewentualność"– pisze „Rzeczpospolita". Dlatego syn Kulczyka Sebastian już w 2014 roku przejął stery w inwestycjach ojca. Śmierć Kulczyka spowodowała zawirowania na polskiej giełdzie. Czy "powikłania POoperacyjne" Kulczyka miały związek z taśmami? Z kim biznesmen rozmawiał w restauracjach "Sowa i Przyjaciele? Nagła śmierć Jana Kulczyka "w wyniku powikłań" w wiedeńskiej klinice budzi wiele wątpliwości, zwłaszcza że zabieg był "drobny", a biznesmen miał poumawiane najbliższe spotkania. Czy niespodziewany zgon najbogatszego Polaka ma związek z taśmami, na których zostały zarejestrowane jego rozmowy z najważniejszymi politykami? Oto z kim rozmawiał Jan Kulczyk w warszawskich restauracjach. Jana Kulczyka słynni kelnerzy mogli nagrać nawet kilkanaście razy. Jeden z kelnerów oskarżonych o zakładanie podsłuchów tak relacjonował rozmowę Jana Kulczyka z Radosławem Sikorskim, wówczas ministrem spraw zagranicznych rządu PO-PSL: "Radosław Sikorski planował zostać unijnym komisarzem ds. energetyki, by móc bezpośrednio nadzorować inwestycje na Ukrainie prowadzone przez Jana Kulczyka".  Oto lista pozostałych rozmów z udziałem Kulczyka. Część z nich miała - według nieoficjalnych informacji - zostać opublikowana przed nadchodzącymi wyborami:   – Jan Kulczyk, Sławomir Nowak (b. minister transportu), Jacek Krawiec (prezes PKN Orlen), Piotr Wawrzynowicz;   – Jan Kulczyk, Paweł Graś (b. rzecznik b. premiera Donalda Tuska);   – Jan Kulczyk, Jan Krzysztof Bielecki (szef doradców b. premiera Donalda Tuska);   – Jan Kulczyk, Radosław Sikorski (ówczesny szef MSZ, obecnie marszałek sejmu);   – Jan Kulczyk, Paweł Tamborski (ówczesny wiceminister skarbu);   – Jan Kulczyk, Krzysztof Kwiatkowski (prezes NIK);   – Jan Kulczyk, Andrzej Biernat (minister sportu);   – Jan Kulczyk, Jerzy Kurella (ówczesny członek zarządu PGNiG);   – Jan Kulczyk, Aleksander Kwaśniewski (b. prezydent).   Biznesmen zmarł w nocy 29 lipca 2015 r. w Wiedniu.   Pod koniec czerwca 2015 r. prezydent Bronisław Komorowski odznaczył milionera Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Ustępujący prezydent przyznał Kulczykowi to wyróżnienie za "wybitne zasługi w działalności na rzecz wspierania oraz promowania polskiej kultury i dziedzictwa narodowego".   Źródła:   https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=kto+zamordowal+jana+kulczyka  https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=KULCZYK+TUSK+NAGRANIE          
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.9(głosów:12)
Kategoria wpisu: 

WYCIEK TAJNEGO ANEKSU DO RAPORTU WSI

$
0
0
Ilustracja: 
WYCIEK TAJNEGO ANEKSU DO RAPORTU WSI „CZY BRONISŁAW KOMOROWSKI TO ZŁODZIEJ I HANDLARZ BRONIĄ?" KANCELARIA PREZYDENTA: ANEKS TAJNY, TO PRZESTĘPSTWO   - „GŁOS POLSKI” TORONTO nr 34 z 20 – 26. 08. 2014 str. 3 podaje w tytule „CZY BRONISŁAW KOMOROWSKI TO ZŁODZIEJ I HANDLARZ BRONIĄ?": "Z tajnych materiałów komisji weryfikacyjnej ds. rozwiązania Wojskowych Służb Informacyjnych ma wynikać, że Bronisław Komorowski patronował fundacji wyłudzającej pieniądze od Wojskowej Akademii Technicznej. W rękach redakcji "Wprost" są również dokumenty mające świadczyć o używaniu przez Komorowskiego WSI do niszczenia podwładnych i kontaktach z międzynarodowymi  handlarzami bronią o fatalnej reputacji. Jak podają dziennikarze, są oni w posiadaniu 47 stron z adnotacjami "ściśle tajne". Dokumenty mają dotyczyć pracy komisji weryfikacyjnej WSI. Miały posłużyć też do sporządzenia - utajnionego przez Lecha Kaczyńskiego - aneksu do raportu z rozwiązania WSI. Dokument powinien cały czas znajdować się w Kancelarii Prezydenta RP. W przypisach do dokumentów, które ma "Wprost" przywoływane są konkretne nazwy teczek, m.in. "Firmy polskie", "Handlarze", "Rynki", "Indie", "Sprawa problemowa Pestka". To są wszystko teczki z oddziału szóstego. Takie właśnie były ich tytuły. Nazwy, nazwiska, daty, okoliczności są prawdziwe. Fakty się zgadzają. To są poważne sprawy i nie ma tu lipy. Mówię o faktach, a nie o interpretacjach, które również znajdują się w papierach, które mi pokazujecie. W jednym z przypisów znajdują się nawet słowa z mojej notatki - usłyszała redakcja od byłego oficera kontrwywiadu. Z dokumentów ma wynikać, że obecny prezydent Bronisław Komorowski patronował podejrzanej fundacji, która wyłudzała pieniądze Wojskowej Akademii Technicznej, używał materiałów WSI do niszczenia podwładnych. Wreszcie, miał kontakty z międzynarodowymi handlarzami bronią o fatalnej reputacji. Fragment  z dokumentu:>Wojskowe Służby Informacyjne, które odpowiedzialne były za kontrwywiadowczą osłonę technologii rozwijanych w ramach projektów badawczych na Wojskowej Akademii Technicznej, same przekazały je w obce ręce. Odpowiedzialność za to ponosi nie tylko ówczesny szef WSI, ale także były szef MON. Bronisław Komorowski  w sposób szczególny traktował wszystkie kwestie związane z Wojskową Akademią Techniczną i interesami tej uczelni. Działo się tak zwłaszcza w okresie, gdy kierownictwo w WSI sprawował gen. Tadeusz Rusak<. - koniec cytatu z "Głosu Polskiego" Toronto nr 34 z 20 – 26. 08. 2014 str. 3                                               Podpis nar., wprost       http://www.dziennik.pl/ z dnia 18. 08.2014 podaje:    http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/467277,wyciek-aneksu-do-raportu-wsi-w-tygodniku-wprost.html  http://m.se.pl/wydarzenia/opinie/aneks-do-raportu-macierewicza-bliskie-zwiazki-prezydenta-z-wsi_417876.html  Prokuratura powinna podjąć odpowiednie działania w sprawie wycieku aneksu do raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Kancelaria Prezydenta przedstawiła swoje stanowisko po publikacji tygodnika "Wprost". Tygodnik twierdzi, że jest w posiadaniu tajnego aneksu. Z zapisów wynika, że prezydent Bronisław Komorowski wykorzystywał materiały WSI do niszczenia podwładnych, a także patronował fundacji, która wyłudzała pieniądze z Wojskowej Akademii Technicznej. Joanna Trzaska - Wieczorek z Kancelarii Prezydenta podkreśla, że aneks do raportu cały czas jest ściśle tajny i jego ujawnianie to przestępstwo. Zwraca uwagę, że aneksu przez trzy lata nie ujawniał prezydent Lech Kaczyński. Zdaniem Joanny Trzaski - Wieczorek, decyzja była świadectwem wiarygodności i jakości tego dokumentu. Raport znajduje się w kancelarii tajnej i jest niedostępny dla osób postronnych. W 2008 roku oskarżonym o ujawnienie aneksu został dziennikarz Wojciech Sumliński. Publikacja "Wprost" jest pierwszym dowodem na wyciek dokumentu. Zdaniem Joanny Trzaski - Wieczorek, prokuratura działa w tej sprawie zbyt opieszale. Przypomina ona, że Wojciech Sumliński został oskarżony o płatną protekcję w kontekście raportu. Wojciech Sumliński miał jakoby żądać pieniędzy od jednego z funkcjonariuszy za pozytywną weryfikację. Podpułkownik Leszek Tobiasz zmarł w 2011 roku, w niejasnych okolicznościach.   KOMOROWSKI I WSI  http://niezalezna.pl/58475-komorowski-i-wsi-dorota-kania-pisala-juz-o-tym-w-2007-roku-we-wprost  Dorota Kania pisała już o tym w 2007 roku - we "Wprost"  Dodano: 18.08.2014 (18:31)  „Tajna grupa oficerów działała w Sejmie i hotelu sejmowym. Stosowała techniki operacyjne, m.in. podsłuchiwanie telefonów komórkowych. Funkcjonariusze mieli też zbierać materiały obciążające parlamentarzystów. Tak w 2000 r. byli nielegalnie inwigilowani przez Wojskowe Służby Informacyjne posłowie z sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Zachowały się dowody tej operacji, m.in. tajne notatki i sprawozdania” - pisała Dorota Kania we "Wprost" już siedem lat temu. Poniżej całość artykułu: „Kto ponosi odpowiedzialność za nielegalne działania tajnej grupy WSI? Nasi rozmówcy wskazują na gen. Tadeusza Rusaka, byłego szefa WSI, którego nazwisko nie znalazło się w pierwszej części raportu z weryfikacji tych służb w kontekście łamania prawa. W sprawie pojawia się też nazwisko Bronisława Komorowskiego, ówczesnego ministra obrony.   ABSOLUTNY SKANDAL  W tle operacji WSI były ogromne pieniądze. W 2001 r. miała nastąpić gruntowna modernizacja techniczna sił zbrojnych, przygotowywano decyzje o unowocześnieniu armii i zakupach uzbrojenia oraz sprzętu wojskowego. Posłowie zajmowali się też opiniowaniem rządowego projektu dotyczącego wyboru samolotu wielozadaniowego. Ważyły się także losy szkół wojskowych. – Chodziło o to, by wiedzieć, jakie decyzje mogą być podjęte przez komisję w sprawie konkretnych ustaw i wniosków ministra obrony. Ta wiedza dawała możliwość odpowiednio szybkiej reakcji. Materiały z tych operacji trafiały do dowódców, a później miały być przekazane szefom WSI – twierdzą nasi rozmówcy. W komisji zasiadali wówczas m.in. Jerzy Szmajdziński (SLD), Janusz Zemke (SLD), Janusz Onyszkiewicz (UW), Paweł Graś i Paweł Piskorski, wówczas posłowie niezrzeszeni. Szefem WSI był Tadeusz Rusak, a jego zastępcami Mariusz Marczewski i Kazimierz Mochol. – Nic mi na ten temat nie wiadomo. Materiały operacyjne trafiały do innych osób z kierownictwa, ale nie mogę powiedzieć do kogo, bo naraziłbym się na ujawnienie tajemnicy państwowej – mówi dziś Mariusz Marczewski. Z kolei gen. Tadeusz Rusak nie chciał z nami rozmawiać. Zdumienia nie kryje natomiast późniejszy szef WSI Marek Dukaczewski. – Jeżeli do czegoś takiego doszło, to mamy do czynienia z absolutnym skandalem – ocenia Dukaczewski.   SKOK NA WOJSKOWĄ AKADEMIĘ TECHNICZNĄ   Pierwszy ślad nielegalnych działań tajnej grupy WSI wobec posłów z sejmowej Komisji Obrony pojawił się w grudniu 2000 r., gdy posłowie mieli się zająć ustawą o szkolnictwie wojskowym. Dlaczego WSI tak bardzo interesowały się na pozór mało znaczącą ustawą? – Ważyła się przyszłość Wojskowej Akademii Technicznej. Planowano, przekształcenie jej w uczelnię cywilną. Była też koncepcja, by połączyć WAT z innymi uczelniami w ramach powołania jednolitego uniwersytetu wojskowego. Ale służbom wojskowym zależało na tym, by nic się nie zmieniło, bo uczelnia była kurą znoszącą złote jajka – mówią nasi rozmówcy. Jako przykład podają sprawę opisaną w I części raportu komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. WAT zawarła umowy leasingowe z korporacją Adar, przy czym korzyści odnosiła głównie ta ostatnia. Jej przedstawicielem był człowiek, który posługiwał się kilkoma paszportami, występował m.in. jako Litwin Valerijus Baskovas, Białorusin Igor Kapylov, lub jako Cypryjczyk Konstantinos Pelivanidis. W latach 1996-2001 WAT zawarła z Adarem m.in. umowę leasingowania jachtu na sumę ponad 50 mln zł. Pieniądze z umów WAT z korporacją trafiały na konto cypryjskiego banku. – Wiem, że WSI bardzo interesowały się WAT, i to nie tylko ze względu na rutynową kontrolę kontrwywiadowczą. Tam kwitły różnego rodzaju interesy, w których tle były służby – mówi „Wprost" Robert Lipka, wiceszef MON w rządzie AWS.   TAJNE NAGRANIE  – Zamieszanie pamiętam, nic mi natomiast nie wiadomo w sprawie operacji WSI wobec posłów – mówi Janusz Zemke, który zasiadał w sejmowej Komisji Obrony. Takich działań nie przypomina sobie też poseł PO Paweł Graś. Fakt inwigilacji potwierdza Krzysztof Borowiak, dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON. Jego zdaniem, zdobyte w czasie inwigilacji materiały mogły trafić do ówczesnego szefa MON Bronisława Komorowskiego. Borowiak twierdzi, że ministerstwo reprezentowało stanowisko odmienne od opinii kierowanego przeze niego departamentu. – Kiedy zwróciłem się w tej sprawie do przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej Stanisława Głowackiego (AWS), utraciłem zaufanie ministra – tłumaczy Borowiak. – Doszło do przedziwnej sytuacji. Podczas rozmowy z szefem MON Bronisławem Komorowskim puścił mi on nagranie z poczty głosowej telefonu komórkowego Głowackiego. Było to moje nagranie. Minister zaprezentował mi je z komentarzem, że to dowód na moją nielojalność i brak możliwości współpracy. Ciekawe, skąd wziął to nagranie – mówi Borowiak. – To bzdury. Nie mam zwyczaju posługiwać się tego typu metodami – zdecydowanie zaprzecza w rozmowie z „Wprost" Bronisław Komorowski.   WSI U SZEREMIETIEWA  O dziwnych zdarzeniach towarzyszących pracy Komisji Obrony w tamtym okresie opowiada ówczesny wiceszef MON Romuald Szeremietiew. – W kwietniu 2001 r. zauważyłem, że z naszych obrad wyciekają ważne informacje. Informacje z prac zespołu przedostawały się do ludzi związanych z branżą zbrojeniową. Zwróciłem się wtedy pisemnie do szefa WSI Tadeusza Rusaka o podjęcie działań. Na odpowiedź się nie doczekałem, bo w lipcu 2001 r. zostałem odwołany – mówi „Wprost" Szeremietiew. Ostatecznie w 2001 r. nie doszło do zaplanowanych przez Sztab Generalny WP zmian w szkolnictwie wojskowym ani do rozstrzygnięcia przetargu na samolot wielozadaniowy. Materiały z nielegalnej operacji wojskowych służb trafiły do archiwum WSI”.   WNIOSEK O PRZEBADANIE SIEBIE I PREZYDENTA NA WYKRYWACZU KŁAMSTW W SPRAWIE T. ZW. AFERY ANEKSOWEJ   http://wpolityce.pl/polityka/169675-red-sumlinski-sklada-wniosek-o-przebadanie-siebie-i-prezydenta-na-wykrywaczu-klamstw-cd-procesu-ws-tzw-afery-aneksowej  „(…)Przedstawiam Państwu kolejną relację z procesu, w którym prokuratura, powołując się na art. 230 par.1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego wysokiego funkcjonariusza kontrwywiadu PRL, płk. Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas procesu weryfikacji żołnierzy WSI, prowadzonym przez komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza w czasie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych… …Zanim rozpoczęło się przesłuchanie świadka, o głos poprosił Wojciech Sumliński. Dziennikarz oświadczył, że przesłuchanie dr. Leszka Pietrzaka trwa już w sumie kilkadziesiąt godzin i jak dotąd nie wykazało ono, aby on, czyli Wojciech Sumliński, miał jakikolwiek związek ze spotkaniami świadka z płk. Leszkiem Tobiaszem. Ponieważ płk Tobiasz już nie żyje, nie ma również żadnej możliwości skonfrontowania jego zeznań z zeznaniami innych świadków, jak chociażby płk. Aleksandra L… …W związku z tym Wojciech Sumliński zgłosił wniosek o przeprowadzenie dodatkowego dowodu, w postaci przeprowadzenia badań na wykrywaczu kłamstw - zarówno jego osoby, jak i pozostałych istotnych świadków w tej sprawie, m.in. Aleksandra L., Pawła Grasia, Bronisława Komorowskiego, a także prokuratorów Andrzeja Michalskiego, Jolanty Mamej oraz obecnego na sali prokuratora Roberta Majewskiego… …Wniosek swój dziennikarz umotywował informacjami, które ostatnio pozyskał, że prokuratura prowadzi rozmowy z ABW, aby wszystko, co się da, utajnić w przedmiocie toczącej się sprawy i w ten sposób utrudnić dotarcie do prawdy. Oskarżony dziennikarz powiedział także, że istotne informacje w tej sprawie posiada Pan Krzysztof Winiarski, m.in. na temat działań Bronisława Komorowskiego, a który to jest gotowy ujawnić przed sądem znane mu fakty i posiadane dowody. Wojciech Sumliński, poza wnioskiem o badanie na wykrywaczu kłamstw, zgłosił również dodatkowe wnioski:   - o dołączenie do akt sprawy tajnych spraw prowadzonych przez płk. Tobiasza, m.in. sprawy pod kryptonimem „Anioł”,   - o przeprowadzenie rozprawy niejawnej celem przesłuchania płk. Grzegorza Reszki na temat płk. Leszka Tobiasza oraz Krzysztofa Bondaryka i Jacka Mąki (były szef i wiceszef ABW - przyp. aut.) na okoliczność współpracy płk. Leszka Tobiasza z ABW,   - o przeprowadzenie w trybie niejawnym przesłuchania Antoniego Macierewicza, ponieważ w trybie jawnym nie będzie on mógł ujawnić informacji, które mogą być istotne w toczącym się procesie.   Wojciech Sumliński podkreślił, że badaniu na wykrywaczu kłamstw z chęcią podda się jako pierwszy(…)”   CZY PREZYDENT LICZYŁ, ŻE PUBLIKACJA ANEKSU POGRĄŻY KOMOROWSKIEGO?   Przyczyną pośpiesznego przejęcia przez marszałka Bronisława Komorowskiego, po katastrofie w Smoleńsku, urzędu P/O Prezydenta, mogła być chęć jak najszybszego przejęcia kontroli nad aktami i archiwami kancelarii śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W książce Leszeka Szymowskiego - "Zamach w Smoleńsku" znaleźć można taki zapis: "Prezydent zwlekał z jej upublicznieniem, choć Macierewicz, Olszewski i inni doradzali mu, aby odtajnił to jak najszybciej. Ale Kaczyński się wahał i wahał. W zgodnej opinii nas wszystkich, czekał z ujawnieniem aneksu do okresu poprzedzającego kampanię wyborczą. Wydaje się zasadny pogląd, że liczył na to, iż opublikowanie aneksu pomoże mu pogrążyć Komorowskiego,.."  RAPORT Z LIKWIDACJI WSI ORAZ ANEKS DO RAPORTU - KRZYSZTOF SKALSKI   „NEWSWEEK”   http://tupolew.blog.onet.pl/2010/04/27/raport-z-likwidacji-wsi-oraz-aneks-do-raportu-a-bronislaw-komorowski-czego-dotyczyl-raport-wybrane-punkty/  Wojskowe Służby Informacyjne zostały rozwiązane 30 września 2006 r., w ich miejsce powołano SKW i SWW. http://www.skw.gov.pl/  http://www.sww.gov.pl/  Jedynym posłem PO, który głosował PRZECIW rozwiązaniu WSI był Bronisław Komorowski. 12 lutego 2007 r. Antoni Macierewicz przekazał tekst raportu na ręce prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Po przeprowadzeniu konsultacji z premierem oraz marszałkami Sejmu i Senatu postanowieniem Prezydenta z 16 lutego 2007 raport został ogłoszony w Monitorze Polskim nr 11 w dniu 16 lutego 2007.   WYBRANE KRĘGI ZAGADNIEŃ UDOKUMENTOWANE W RAPORCIE O LIKWIDACJI WSI   „W ciągu 15 lat działania b. WSI doszło do wielu nieprawidłowości i przestępstw, wśród których najistotniejsze, stwierdzone przez Komisję Weryfikacyjną to:   - oparcie służb na aparacie sowieckim, na skutek czego w WSI służyło ponad 300 żołnierzy tworzących kadrę kierowniczą, szkolonych przez zbrodnicze, sowieckie GRU;   - nielegalny handel bronią we współpracy z międzynarodowymi przestępcami w tym z obecnie skazanym i odsiadującym wyrok w USA Monzer al Kassar (dostał 30 lat więzienia, a Polska jest wymieniona w akcie oskarżenia jako kraj wspierający jego siatkę!). W tym celu stworzono specjalną komórkę która prowadziła i osłaniała ten handel a także tworzyła firmy do spółki z agentami b. WSI, które uzyskiwały uprzywilejowaną pozycję w handlu bronią;   - utrzymywanie agentury wśród przedsiębiorców, której istnienie ukrywano przed przełożonymi w rządzie okłamując w tej kwestii m. in. premiera rządu (np. w sektorze energetycznym, w tym w Orlenie);   - prowadzenie inwigilacji mediów poprzez utrzymywanie w głównych, ogólnopolskich mediach agentów, oraz agenturę wpływu, w tym w TVN, w Polsacie oraz w Telewizji Publicznej, PAI a także w głównych tygodnikach takich jak „Wprost”, „Polityka”, „Puls Biznesu”, w dziennikach „Nowa Europa”, „Gazeta Wyborcza”, „Trybuna”, „Sztandar Młodych”, „Życie Warszawy”, „Gazeta Śląska”, „Kurier Polski”, „Gazeta Bankowa”, „Super Expres”, PR, Radio Parlament, niektóre gazety nawet zakładano w celu inwigilacji; a także w biurach parlamentarnych, wyższych uczelniach, bankach i w ministerstwach ;   - inwigilowanie ludzi Kościoła;   - tolerowanie infiltracji rosyjskiej w Polsce, uniemożliwiając likwidację zidentyfikowanej rosyjskiej penetracji;   - utrudnianie śledztwa w sprawie FOZZ ukrywając przed prokuraturą prawdziwy zakres działania służb wojskowych w tej sprawie;   - ukrywanie znaną sobie przestępczą działalność służb wojskowych z okresu komunistycznego jak np. fałszowanie dokumentacji i podstawianie fikcyjnych osób, w istocie agentów służb celem wyłudzenia spadków po byłych obywatelach polskich mieszkających m. in. w USA, Kanadzie i we Francji;   - tolerowanie i ukrywanie przestępczości pospolitej wśród żołnierzy WSI a w szczególności alkoholizmu, wykorzystywania mieszkań konspiracyjnych na prywatne cele dla siebie i swoich rodzin; a także przekształcanie tych mieszkań w domy schadzek;   - tolerowanie i akceptowanie nielegalnego wykorzystywana zdyskwalifikowanych oficerów SB do tworzenia sieci agentury WSI;   - zagrażanie bezpieczeństwu polskich żołnierzy i państwa polskiego poprzez stworzenie fikcyjnej sieci agenturalnej na misjach;   - systematyczne oszukiwanie Państwa Polskiego i sojuszników co do możliwości pochwycenia kierownictwa terrorystów i wyłudzenie od państwa polskiego kilkuset tysięcy dolarów;   - zagrażanie bezpieczeństwu państwa polskiego poprzez bezprawne wydanie wieluset poświadczeń bezpieczeństwa, tzw. certyfikatów osobom niespełniającym podstawowych warunków bezpieczeństwa;   - zagrażanie bezpieczeństwu państwa m. in. poprzez sfałszowanie warunków offsetowych w jednym z ważniejszych kontraktów zbrojeniowych;   - tolerowanie mafijnych struktur w Wojskowej Akademii Technicznej, która naraziła Skarb Państwa na straty rzędu kilkuset milionów złotych, których nigdy nie odzyskano. (opracowano na podstawie oświadczenia likwidatora WSI).   PAP 2007-11-06 (20:11)  Prezydent Lech Kaczyński otrzymał ANEKS do raportu z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych – poinformował prezydencki minister Michał Kamiński. Podał, że dokument dotarł do prezydenta w nocy z poniedziałku na wtorek.   Aneks w sposób  w pełni udokumentowany pokazuje m.in.   - stan infiltracji gospodarki polskiej przez byłą agenturę komunistycznej wojskówki – II zarząd Sztabu Generalnego PRL   - korupcyjną rolę tych ludzi w niektórych z największych prywatyzacji lat.   - działalność WSI w sektorze paliwowo-energetycznym.   - kulisy działalności i sukcesów najbogatszych Polaków, polskich oligarchów, pokazuje na przykład działalność Ryszarda Krauzego i jego grupy "Prokom" oraz działalność JANA KULCZYKA.   - mechanizm tworzenia  się wokół oficerów WSI pewnych patologicznych układów, które miały mocny nieformalny wpływ na decyzje polityków.   Jednym z „bohaterów” Aneksu do raportu o rozwiązaniu WSI jest BRONISŁAW KOMOROWSKI. Według  b. weryfikatora WSI, KOMOROWSKI nie zwalczał agentów wewnątrz WSI, a nawet promował oficerów podejrzewanych o współpracę z Rosją.   Ośmiusetstronicowy aneks oczekiwał na odtajnienie w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.   listopad 2007  Oddajmy głos samemu Marszałkowi Komorowskiemu (Sygn. Akt PR-IV-X-Ds. 26/07 PROTOKÓŁ przesłuchania świadka. Warszawa dnia 24.07.2008r., o godz.13.07.).   „Drugi raz pana płk. Lichockiego spotkałem w listopadzie 2007 r., zgłosił się do mnie poprzez pośrednictwo gen. Józefa Buczyńskiego, swego czasu szefa departamentu kadr, a potem attache’ wojskowego w Pekinie. Pan gen. Józef Buczyński poinformował mnie, że jest taki pan pułkownik, który może mieć istotne dla mnie informacje, także osobiście mnie dotyczące. Wymienił nazwisko pułkownika Lichockiego. Postanowiłem przyjąć go w swoim biurze poselskim przy ul. Krakowskie Przedmieście. Było to około 19 listopada 2007 r. Lichocki przyszedł sam. W rozmowie z nim nikt więcej nie uczestniczył. Pan Lichocki w rozmowie ze mną sugerował możliwość dotarcia albo do tekstu, albo do treści całości lub fragmentu dotyczącego mojej osoby - aneksu do raportu WSI. Nie było dla nie zaskoczeniem pojawienie się mojego nazwiska w aneksie. Wcześniej prasa sugerowała, że moja osoba ma być objęta treścią tego raportu. W rozmowie Lichocki nie określił wprost, ale że ma taką możliwość poprzez swoje kontakty. Nie określił żadnych żądań. Ja wyraziłem wstępnie zainteresowanie jego propozycją . Umówiliśmy się, że on odezwie się gdy będzie na pewno miał możliwość dotarcia do tych dokumentów. Miał się wtedy do mnie odezwać poprzez telefon mojego biura.”   KIM BYŁ PŁK. LICHOCKI   Oficer komunistycznych służb WSW, szkolony przez KGB w Moskwie jeszcze w latach 80. W 2007 r. informował dziennikarzy – i jak widać marszałka Komorowskiego – że ma dostęp do aneksu do raportu z weryfikacji WSI. Co oczywiście było kompletną bzdurą. Ale zostało wykorzystane jako narzędzie do ataku na Komisję Weryfikacyjną. Natomiast jego związki z obcymi służbami, Komorowski podkreśla w zeznaniach w prokuraturze. Czyli o nich wiedział jeszcze jako wiceminister nadzorujący swego czasu kontrwywiad. A mimo tego, powiedział Lichockiemu, że jest jego propozycjami zainteresowany.   Marszałek był informowany przez L. tym, że materiały z Aneksu dotyczą jego osoby. I chciał poznać ściśle tajne dokumenty, angażując go do tej operacji. Spotkanie z L. nie było dla pana marszałka zaskoczeniem, bo rekomendował go wieloletni współpracownik Komorowskiego generał Józef Buczyński. Pułkownik Lichocki przez cale lata był jednym z groźniejszych ludzi związanych z wojskowymi służbami specjalnymi, operującym w środowiskach biznesowo-polityczno-dziennikarskich. Znał np. dobrze generała Marka Papałę i środowisko, w którym się obracał. W czasach końca PRL L. był szefem Zarządu Wojskowej Służby Wewnętrznej, która zajmowała się instytucjami centralnymi MON i ludźmi, którzy pracowali w najważniejszych urzędach ministerstwa. Szef tej instytucji znał więc wiele szczegółów, różnorodnych decyzji podejmowanych przez ludzi komunistycznego aparatu, zwłaszcza w okresie transformacji. Zapewne dlatego pan L. na początku lat 90. wchodził jako udziałowiec w rozmaite spółki i interesy finansowe z tymi ludźmi. L. był związany z Agencją Mienia Wojskowego. Był doradcą zastępcy szefa tej instytucji, przedstawiał się m.in. jako ekspert Zespołu Ochrony Agencji. Był też członkiem specjalnego zespołu rozpracowującego partie prawicowe w latach 91-93. Była to grupa utworzona pod patronatem generała Buły, nie będącego już wtedy w strukturach wojska.   lipiec 2008  Komorowski zeznaje w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Przesłuchanie nie było należycie przeprowadzone. Zabrakło w nim wielu niewygodnych dla Komorowskiego pytań.   wrzesień 2008   Z ustaleń „Wprost”, „Gazety Polskiej” i „Rzeczpospolitej” wynika, że aktywność Bronisława Komorowskiego mogła mieć również na celu próbę skompromitowania Komisji Weryfikacyjnej WSI.   10 kwietnia 2010 roku  Bronisław Komorowski przejmuje obowiązki  Prezydenta  z rażącym naruszeniem przepisów Konstytucji.                        ZAMACH STANU KOMOROWSKIEGO - KRZYSZTOF SKALSKI   NEWSWEEK  2010-04-22  Przejęcie obowiązków Prezydenta dokonało się z rażącym naruszeniem przepisów Konstytucji. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności wydarzeń z tragicznego 10 kwietnia 2010, uzasadnionym jest podejrzenie, iż doszło w Polsce do faktycznego zamachu stanu z uzurpacją władzy Prezydenta przez Marszałka Sejmu RP. Marszałek Sejmu RP, Bronisław Komorowski przejął obowiązki Prezydenta na mocy art. 131 pkt. 2 Konstytucji, który enumeratywnie wylicza przypadki objęcia przez Marszałka Sejmu obowiązków Prezydenta. Należą do nich:   1) śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej,   2) zrzeczenie się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej,   3) stwierdzenie nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze,   4) uznanie przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia,uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego,   5) złożenie Prezydenta Rzeczypospolitej z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.   Przejęcie obowiązków przez Marszałka Sejmu zostało ogłoszone publicznie dn. 10 kwietnia 2010 około południa. Pierwsze czynności faktyczne dokonane na mocy upoważnień od Marszałka Sejmu pełniącego obowiązki Prezydenta RP (m.in. ogłoszenie żałoby narodowej) zostały wykonane przed godziną 14. W czasie, w którym Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski formalnie i faktycznie przejmował obowiązki Prezydenta RP na mocy art. 131 pkt. 2 Konstytucji RP nie nastąpiło jeszcze formalne stwierdzenie zgonu Prezydenta Rzeczypospolitej Jego Ekscelencji Lecha Kaczyńskiego. Zarówno z litery, jak i z ducha prawa (panował wtedy jeszcze ogromny chaos informacyjny i pojawiały się sprzeczne informacje o osobach, które mogły przeżyć katastrofę lotniczą w Smoleńsku), Pan Prezydent prof. Kaczyński był w tych godzinach osobą zaginioną. Przejmowanie obowiązków Prezydenta przez Marszałka Sejmu w przypadku czasowej niemożliwości sprawowania urzędu (a za taki przypadek wobec zamkniętego katalogu przyczyn z art. 131 pkt.2 należy uznać zaginięcie Prezydenta) reguluje art. 131 pkt. 1 Konstytucji RP.   Przytaczam brzmienie tegoż artykułu, zd. 2 i następne:   „Gdy Prezydent Rzeczypospolitej nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu, wówczas o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozstrzyga Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Trybunał Konstytucyjny powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej”   Należy przy tym nadmienić, że nie miała miejsca okoliczność z art. 30 par. 1 Kodeksu Cywilnego, gdzie jest uregulowana możliwość uznania za zmarłego uczestnika m.in. podróży powietrznej. Przytoczony przepis wymaga bowiem upływu 6 miesięcy od daty katastrofy. Pierwsze informacje o zidentyfikowaniu ciała Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego pojawiły się dopiero w sobotę wieczorem. Reasumując, przejęcie obowiązków Prezydenta dokonało się z rażącym naruszeniem przepisów Konstytucji, stanowiąc delikt konstytucyjny. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności wydarzeń z tragicznego 10 kwietnia2010, uzasadnionym jest podejrzenie, iż doszło w Polsce do faktycznego zamachu stanu z uzurpacją władzy Prezydenta przez Marszałka Sejmu RP.   Krzysztof Skalski   DZIADEK „HRABIEGO” BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO   http://wzzw.wordpress.com/2010/06/29/dziadek-hrabiego-bronislawa-komorowskiego/  Jerzy Zerbe http://niepoprawni.pl/blog/1043/dziadek-hrabiego-bronislawa-komorowskiego  Jak podaje portal Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża dziadek „hrabiego” Bronisława Komorowskiego, niejaki Osip Szczynukowicz – to rezun oddelegowany przez Sowiecki Rewolucyjny Komintern do dywersji na terenach pozaborowych, odebranych Rosji Traktatem Wersalskim. W czasie wojny polsko-bolszewickiej, dziadek Komorowskiego był czekistą w armii Tuchaczewskiego i po sromotnym laniu w bitwie nad Niemnem w 1920 r. dostał się do polskiej niewoli. Zachowała się jego kartoteka jeńca wojennego. W październiku 1920 r. dziadkowi Komorowskiego udało się zbiec i schronił się na Litwie w Kowaliszkach u polskiej szlachty o nazwisku Komorowscy. Właściciele majątku zginęli z rąk Rosjan, a Szczynukowicz przywłaszczył sobie ich nazwisko. Tam w roku 1925 narodził się Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława Marii. Po wyparciu Niemców z Litwy przez Armię Czerwona pod koniec roku 1944 r. Zygmunt Leon Komorowski wstępuje do wojska polskiego do armii Berlinga. Służy w 12 Kołobrzeskim Pułku Piechoty i błyskawicznie awansuje na stopień oficerski. Bronek na temat swojego ojca na swojej stronie, pisze:   „Zygmunt Komorowski, mój ojciec (1925-1992), za czasów tzw. pierwszej okupacji sowieckiej i za okupacji niemieckiej działał w konspiracji (pseudo Kor), a od jesieni 1943 r. był w AK. Pod koniec wojny ojciec przebijał się do Polski razem z Łupaszką. Złapali go bolszewicy z bronią w ręku, ale nie rozstrzelali(?) jak stu innych, tylko wsadzili do więzienia. Za złoty pierścionek babuni strażnik wyprowadził go z celi, z której więźniowie trafiali pod stienku, do takiej w której siedzieli rekruci do armii Berlinga". "Niech Bronek wytłumaczy ten „cud nad cudami”, że oto żołnierz AK z oddziału Łupaszki, śmiertelnego wroga Sowietów i polskich zdrajców, złapany z bronią w ręku, w ciągu paru miesięcy zostaje oficerem L.W.P. Jeżeli fakty podane przez Bronka, że jego ojciec był w oddziale Łupaszki są prawdziwe, to jedynym wytłumaczeniem tego „cudu” jest to, że Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława – był sowieckim agentem! Był nim także i syn Bronek, który jak wskazuje przeciek z utajnionego aneksu do raportu o WSI, był sowieckim agentem działającym w polskich WSI. I pewnie dlatego p.o. prezydenta RP – Bronisław Komorowski, w ciągu pierwszych godzin po katastrofie smoleńskiej, dopilnował aby utajniony aneks do raportu o WSI przechowywany w pałacu prezydenckim – znalazł się w jego rękach".  WOJSKOWE SŁUŻBY INFORMACYJNE   Wojskowe Służby Informacyjne, do dzisiaj jedna z najbardziej kontrowersyjnych służb wolnej Polski. Powstawały na przełomie lat 80. i 90., po obradach Okrągłego Stołu, już w nowej polskiej rzeczywistości. Jedni od lat WSI krytykują, nazywając je przedłużonym ramieniem Moskwy, miejscem schronienia dla ludzi byłych peerelowskich służb specjalnych. Inni bronią, wskazując na profesjonalizm ludzi, którzy się w nich znaleźli.   JAK POWSTAWAŁY WOJSKOWE SŁUŻBY INFORMACYJNE   GEN. MAREK DUKACZEWSKI: "Wszystko zaczęło się w kwietniu 1990 r., kiedy rozformowano WSW, czyli Wojskową Służbę Wewnętrzną. WSW była instytucją kontrwywiadu wojskowego i służby zabezpieczającej bezpieczeństwo Siłom Zbrojnym Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz utrzymania dyscypliny wojskowej. W praktyce chodziło o zwalczanie szpiegostwa przeciwko wojskowym, przeciwko przemysłowi zbrojeniowemu, zwalczanie dywersji politycznej, terroru, sabotażu, zapobieganie tworzenia nielegalnych związków wewnątrz wojska, ale też zwalczanie przestępczości pospolitej wśród żołnierzy, utrzymywanie dyscypliny, werbowanie obcokrajowców, w tym dyplomatów, mogących mieć informacje ważne dla państwa, a przede wszystkim wojskowych. W kwietniu 1990 r. było jasne, że WSW - taka, jak byśmy to określili dzisiaj, "policja w wojsku" - kojarzona ze starym systemem nie ma najmniejszych szans na istnienie. WSW miała złą opinię, zarzucano jej, że jest kontynuacją Głównego Zarządu Informacji Wojskowej. I tak 30 sierpnia 1990 r. zakończyło się jej rozformowanie. Około 70 proc. oficerów WSW odeszło ze służby: albo na emerytury, albo na tzw. listy przejściowe, które de facto stały się formą przechowywania ludzi. Rozliczeniem WSW zajęła się sejmowa podkomisja Janusza Okrzesika, podobnie jak przygotowaniem raportu z likwidacji tej służby. Efektem prac komisji Okrzesika był poufny raport (z kwietnia 1991 r.) dotyczący m.in. nieprawidłowości, a nawet nadużyć finansowych w dawnym Szefostwie WSW oraz działań WSW przeciw opozycji politycznej. Przede wszystkim jednak raport miał potwierdzić fakt współpracy oficerów WSW z KGB. Jak wynikało z dokumentu, w każdej instrukcji dotyczącej działań WSW istniał zapis o zwalczaniu wrogów politycznych. Oficerowie kontrwywiadu oddelegowywani byli do słuchania radiostacji zachodnich, studiowania niezależnych wydawnictw, a także brania udziału w praktykach religijnych. Nic zatem dziwnego, że zadecydowano o rozwiązaniu skompromitowanej służby. W międzyczasie w Rosji doszło do puczu Janajewa, który był sporym zaskoczeniem dla Polski. Lech Wałęsa, wypowiadając się na ten temat, korzystał z analiz wykonanych przez służby wojskowe. Okazały się one bardzo trafne - opowiada gen. Marek Dukaczewski, późniejszy wieloletni szef WSI. - To był kolejny impuls do tego, aby stworzyć takie wojskowe służby specjalne - tłumaczy generał. Tak miały powstać Wojskowe Służby Informacyjne, w które przekształcił się Zarząd II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego WP. Co ważne - Wojskowe Służby Informacyjne nie były już podlegle sztabowi generalnemu, ale ministrowi obrony narodowej. Prezydentowi zdecydowanie bliżej do tego drugiego niż do sztabu generalnego Wojska Polskiego. Za przegląd kadr mieli wówczas odpowiadać wiceministrowie obrony narodowej: Bronisław Komorowski i Janusz Onyszkiewicz. Założenie było takie, że do WSI mogli przejść tylko ci, którzy w pełni akceptowali zmiany, które zaszły w państwie, mieli silną motywację do pracy na rzecz ojczyzny, nie mieli za to żadnych spraw, które by ich obciążałyby. Krótko mówiąc: mieli czystą przeszłość. - W WSI pracowali profesjonaliści, absolwenci szkoły oficerskiej lub akademii wojskowej życiowo uformowani. Żeby trafić do służby, musieli przejść dwuletni kurs wywiadowczy lub roczny kontrwywiadowczy - tłumaczy gen. Dukaczewski. Kilka lat temu, kiedy WSI zostały już rozwiązane, gen. Dukaczewski tak opowiadał o tych, którzy w tej służbie pracowali: "Inwestowano w nich przez wiele lat, są to ludzie, których, jak już wspomniałem, zaliczyłbym do elity Wojska Polskiego: pracowali w bardzo specyficznych warunkach, posiedli dużą wiedzę z różnych obszarów, także bezpieczeństwa państwa, regionu, innych państw, dobrze władają językami obcymi, znam takich, którzy posługują się siedmioma językami obcymi, w tym bardzo rzadkimi. Mogą być ekspertami przy ocenie różnych zjawisk polityczno--wojskowych, różnych sytuacji czy zagrożeń. Niestety, ich wiedza odeszła razem z nimi. W krajach znacznie od nas bogatszych nie zostawia się takich osób samych sobie, ale wykorzystuje się ich wiedzę. Byli przecież na różnych szkoleniach, kursach, brali udział w misjach tak pokojowych, jak bojowych - więc państwo powinno teraz kapitał w nich zainwestowany z procentem odebrać".  Źródła:   https://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&biw=&bih=&q=aneks+do+raportu+wsi+komorowski&oq=ANEKS+DO+RAPORTU+WSI&gs_l=firefox-hp.1.1.0l3j0i22i30l7.4733.13499.0.18340.20.12.0.8.8.0.133.1442.0j12.12.0....0...1ac.1.34.firefox-hp..0.20.1496._CiX6MVnt_k&gws_rd=ssl  www.dziennik.pl z dnia 18. 08.2014 podaje:    http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/467277,wyciek-aneksu-do-raportu-wsi-w-tygodniku-wprost.html  http://m.se.pl/wydarzenia/opinie/aneks-do-raportu-macierewicza-bliskie-zwiazki-prezydenta-z-wsi_417876.html  http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/467277,wyciek-aneksu-do-raportu-wsi-w-tygodniku-wprost.html  http://m.se.pl/wydarzenia/opinie/aneks-do-raportu-macierewicza-bliskie-zwiazki-prezydenta-z-wsi_417876.html  http://wzzw.wordpress.com/2010/06/29/dziadek-hrabiego-bronislawa-komorowskiego/  Jerzy Zerbe http://niepoprawni.pl/blog/1043/dziadek-hrabiego-bronislawa-komorowskiego  http://m.interia.pl/komentarze,nId,1009532  http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/467277,wyciek-aneksu-do-raportu-wsi-w-tygodniku-wprost.html  http://niezalezna.pl/58475-komorowski-i-wsi-dorota-kania-pisala-juz-o-tym-w-2007-roku-we-wprost  http://www.forum.michalkiewicz.pl/viewtopic.php?f=4&t=19097  http://web.archive.org/web/20080423112545/http://www.raport.gov.pl/  http://nichcik.neon24.pl/post/112068,prezydent-wkrotce-stanie-przed-sadem  https://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&biw=&bih=&q=aneks+do+raportu+wsi+komorowski&oq=ANEKS+DO+RAPORTU+WSI&gs_l=firefox-  http://wzzw.wordpress.com/2010/06/29/dziadek-hrabiego-bronislawa-komorowskiego/  http://wzzw.wordpress.com/2010/06/29/jak-komorowscy-zalatwili-sobie-tytul-hrabiowski-i-herb-korczak/  http://minakowski.pl/jak-komorowscy-wyludzili-tytul-hrabiowski-i-herb-korczak/  http://niepoprawni.pl/blog/1043/dziadek-hrabiego-bronislawa-komorowskiego Jerzy Zerbe  Jak Komorowscy “załatwili sobie” tytuł hrabiowski i herb Korczak   http://wzzw.wordpress.com/2010/06/29/jak-komorowscy-zalatwili-sobie-tytul-hrabiowski-i-herb-korczak/  http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=169&Itemid=2  http://www.fronda.pl/blogi/prawda-o-nobliscie/ludzie-honoru-z-agentura-w-tle,37060.html  http://www.rodaknet.com/rp_scios_32.htm  http://wzzw.wordpress.com/2010/05/17/pytania-do-kandydata-komorowskiego  http://polska.newsweek.pl/-tu-juz-trwa-zamach-stanu---co-sie-dzialo-w-polsce-10-kwietnia,65803,1,1.html  http://tupolew.blog.onet.pl/2010/04/27/raport-z-likwidacji-wsi-oraz-aneks-do-raportu-a-bronislaw-komorowski-czego-dotyczyl-raport-wybrane-punkty/  http://forum.interia.pl/ekwilibrystyka-manipulacji-z-najjasniejszym-imperatorem-i-dziadkiem-rezunem-w-tle-tematy,dId,2259339  http://tupolew.blog.onet.pl/2010/04/27/raport-z-likwidacji-wsi-oraz-aneks-do-raportu-a-bronislaw-komorowski-czego-dotyczyl-raport-wybrane-punkty/     
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.8(głosów:14)
Kategoria wpisu: 

LWÓW 17 WRZEŚNIA 1939 ROKU, KORPUS OCHRONY POGRANICZA (KOP)

$
0
0
Ilustracja: 
LWÓW 17 WRZEŚNIA 1939 ROKU   W środowisku polskich historyków panuje opinia, że z dniem 17 września 1939 roku kampania wrześniowa została ostatecznie przegrana. Trudno się z tym nie zgodzić. Do agresora z zachodu, dysponującego prawie 2 milionami żołnierzy, 10 tys. dział, 2800 tys. czołgów oraz 2 tys. samolotów, dołączył nieprzyjaciel, który rzucił do walki ponad 300 tys. żołnierzy, 4 tys. dział, 5 tys. czołgów oraz tysiąc samolotów. Wojsko Polskie, poważnie osłabione walkami na zachodzie nie miało fizycznych szans powstrzymania takiej siły. Lecz czy rzeczywiście tak było? Czy na wschodzie naprawdę nie było wojsk, mogących jeżeli nie powstrzymać, to chociaż stawić twardy opór Armii Czerwonej?  "Długośmy na ten dzień czekali, Z nadzieją niecierpliwą w duszy, Kiedy bez słów towarzysz Stalin Na mapie fajką strzałki ruszy..." WANDA WASILEWSKA  Tysiąc - kilometrowa granica Rzeczypospolitej ze Związkiem Radzieckim, wyznaczona w 1921 roku na mocy postanowień pokojowych w Rydze, niemal cały czas zwracała uwagę polskich władz oraz dowództwa armii. Obronę jej powierzono, utworzonemu w 1924 roku Korpusowi Ochrony Pogranicza, który skupiał się na walce z "rajdami" i dywersją małych sowieckich oddziałów, przekraczających granice, zwykle w celu porywania i mordowania przedstawicieli polskich władz oraz podpalania wiosek czy posterunków granicznych. KORPUS OCHRONY POGRANICZA (KOP)   Korpus Ochrony Pogranicza, KOP – formacja wojskowa czasu pokoju utworzona w 1924 roku do ochrony wschodniej granicy II Rzeczypospolitej przed penetracją agentów, terrorystów i zwartych uzbrojonych oddziałów dywersyjnych przerzucanych przez sowieckie służby specjalne z terenu ZSRR na terytorium II Rzeczypospolitej. W czasie stanu wojny funkcja KOP miała dobiec końca, a jego jednostki miały zgodnie z planem mobilizacyjnym zasilić oddziały i pododdziały Wojska Polskiego w linii. Wkrótce po podpisaniu traktatu ryskiego w marcu 1921 roku po zakończonej zwycięsko wojnie z bolszewikami 1919 – 1920, władze sowieckie rozpoczęły kampanię odrzucania uznania ustalonej traktatem granicy z Polską. W tym celu w pierwszych latach powojennych zaczęto w Związku Sowieckim potajemnie organizować i szkolić terrorystyczne bandy, składające się z Białorusinów i Ukraińców zamieszkałych po obu stronach granicy. Zakrojona na szeroką skalę akcja dywersyjna prowadzona w sposób zorganizowany, oraz grasujący bezkarnie pospolity bandytyzm białoruskich i ukraińskich, a czasem także i litewskich mniejszości narodowych zamieszkujących obszary przygraniczne, stworzyły niezwykle niebezpieczny stan zagrożenia, którego słabe siły policyjne nie mogły opanować. Po licznych aresztowaniach w latach 1922 – 23 bandytyzm ten nieco przycichł, ale już w roku następnym szczególnie aktywna w terroryzowaniu ludności okazała się tzw. „Ukraińska Organizacja Wojskowa”. Palono polskie domy i całe zagrody, rabowano mienie , grabiono dobytek, mordowano Polaków. Ustawiczne naruszanie granicy, coraz śmielsze głębokie wnikanie zorganizowanych wrogich band z terytorium Rosji i Litwy w tereny już nie tylko pogranicza, ale i przygranicznych powiatów i województw, brak możliwości spokojnej pracy, niepewność życia mieszkańców, oraz bezsilność organów państwowych – spowodowały powszechny ferment i najwyższe zagrożenie na całym obszarze Kresów Południowo – Wschodnich. Zagrożenie to doszło do szczytu w roku 1924, kiedy z terytorium Rosji liczący około stu uzbrojonych ludzi oddział pod dowództwem oficera Armii Czerwonej przekroczył granicę i w nocy z 3/4 sierpnia 1924 roku zaatakował miejscowość Stołpce w województwie nowogródzkim. Bandyci opanowali miasteczko, splądrowali liczne sklepy i domy, a przed wycofaniem zniszczyli posterunek policji i stację kolejową, rabując dobytek i mordując kilkunastu mieszkańców – Polaków. Po wydarzeniach w Stołpcach, oraz wobec całkowitej bierności władz sowieckich i litewskich, popierających wręcz potajemnie dywersję i terroryzm na wschodnich terenach Rzeczypospolitej, rząd polski postanowił utworzyć specjalną formację wojskową dla opanowania sytuacji. Formacji tej nadano nazwę Korpusu Ochrony Pogranicza – KOP, podporządkowując ją Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Zadaniem korpusu było spacyfikowanie całej wschodniej granicy państwa, zlikwidowanie wszelkich zagrożeń i wrogich wobec państwa polskiego działań, zapewnienie miejscowej ludności opieki i spokoju, oraz ugruntowanie pełnego stanu bezpieczeństwa publicznego. Obszar przygraniczny został podzielony na trzy strefy: Droga graniczna – do 15 m. szerokości od linii granicznej, strefa nadgraniczna – od 1 do 6 km. szerokości oraz pas graniczny do 30 km. szerokości w głąb kraju. Organizację korpusu powierzono gen. dyw. Henrykowi Minkiewiczowi, który był równocześnie pierwszym dowódcą KOP / 1924 – 1929 /. Kolejno dowódcami byli: gen. bryg. Stanisław Tassaro / 1929 – 1930 /, gen. bryg. Jan Truszewski / 1930 – VIII. 1939 /, i od 31 sierpnia 1939 roku gen. bryg. Wilhelm Orlik – Rückemann. Pierwsze trzy brygady KOP już w listopadzie 1924 roku objęły najbardziej zagrożone wojewódzkie odcinki graniczne – wołyński, nowogrodzki i wileński, a w dalszej kolejności - tarnopolski, całe Polesie, granice z Litwą, Łotwą, Prusami Wschodnimi w rejonie Suwałk i Rumii. Korpus składał się z wyborowych jednostek o pełnych stanach osobowych. Kontyngent żołnierzy służby czynnej był specjalnie dobierany, głównie z województw zachodnich. Wkrótce też widoczne były wyjątkowo pozytywne rezultaty wytężonej i zarazem niebezpiecznej dla żołnierzy KOP działalności. Nie tylko bowiem uniemożliwione zostały wszelkie dalsze próby naruszania granicy z zewnątrz, nie tylko stłumione i opanowane wrogie dla państwa i groźne dla ludności wystąpienia ukraińskich, białoruskich i litewskich band dywersyjnych, ale przede wszystkim wprowadzone zostały na całym obszarze – spokój, ład i pełne poszanowanie prawa. Wojenne działania KOP były zależne od kierunku zagrożenia i rozwoju sytuacji na froncie . W wypadku wojny na wschodzie korpus miał pełnić rolę pierwszego rzutu osłony walczącej armii. Nie przewidywano bowiem użycia korpusu w całości, jako formacji bojowej. W wypadku wojny na zachodzie kraju, KOP miał wystawić pełne wielkie jednostki bojowe, oraz inne oddziały pomocnicze, po czym korpus miał się częściowo odtworzyć i nadal pełnić służbę na wschodniej granicy. W 1939 roku KOP zmobilizował trzy pełne brygady górskie, dwie pełne rezerwowe dywizje piechoty / 35 i 38 /,dalsze dwie / 33 i 36 /, dywizje rezerwowe piechoty o niepełnych stanach osobowych oraz kilka innych mniejszych oddziałów pomocniczych. Wszystkie te siły zostały przerzucone na front zachodni. Na granicy wschodniej pozostały jedynie osłabione i niepełne jednostki korpusu, odtworzone głównie z rezerwistów i poborowych. Nie dysponowały one dlatego tym samym wysokim poziomem uzbrojenia, wyszkolenia i spoistości, jaki prezentowały jednostki KOP przerzucone do walki z Niemcami. Rozlokowane w nadgranicznych stanicach od Dźwiny po Dniestr, na odcinku długiej, liczącej 1412 granicy z Sowietami, w sile zaledwie 24 batalionów piechoty, 2 batalionów fortecznych, oraz 7 szwadronów i 1 dywizjonu kawalerii, zaatakowane 17 września 1939 roku przez liczącą blisko milion żołnierzy armię sowiecką – stawiały zacięty opór, broniąc polskiej granicy państwowej w walkach trwających do 1 października 1939 roku, spotkały się dlatego ze szczególną bezwzględnością sowieckiego agresora. Rannych żołnierzy dobijano, albo umierali oni z zadanych ran bez pomocy lekarskiej, a wziętych do niewoli oficerów i szeregowych mordowano bestialsko na miejscu.. Podobny los spotkał żołnierzy i oficerów korpusu więzionych później w Ostaszkowie. Wiosną 1940 roku wszyscy zostali wymordowani przez NKWD. Z rąk sowieckich oprawców zginął również w Katyniu Henryk Minkiewicz, generał w stanie spoczynku ,organizator i pierwszy dowódca KORPUSU OCHRONY POGRANICZA. Dopiero podpisanie między dwoma państwami w 1932 roku paktu o nieagresji oraz protokołu "o dobrosąsiedzkich stosunkach" w listopadzie 1938 roku unormowało sytuację. Uległa jednak ona gwałtownemu pogorszeniu pod koniec sierpnia następnego roku, kiedy to III Rzesza oraz Związek Radziecki ku zaskoczeniu całego świata podpisały pakt o nieagresji, nazwany od nazwisk sygnatariuszy Paktem Ribbentrop-Mołotow. Stanowiło to kres francusko-angielskich zabiegów o pozyskanie do koalicji antyniemieckiej Związku Radzieckiego i w zasadzie przesądziło o wybuchu wojny. Tajna klauzula jaką zawierała owa umowa określała podział stref wpływów obydwu państw w Europie Środkowej i Wschodniej. W radzieckiej strefie interesów znalazły się Finlandia, Estonia oraz Łotwa, a także pośrednio Rumunia i Polska. Niemcy zaakceptowali pretensje Sowietów do Besarabii i Północnej Bukowiny - części Rumunii, które przed I wojną światową znajdowały się w granicach Cesarstwa Rosyjskiego. W Polsce granice radzieckich interesów stanowiły rzeki Wisła, Narew i San. Niemcy zadowolili się terenami zachodniej części Rzeczypospolitej oraz wpływami na Litwie. Znaczenie paktu oraz zagrożenie jaki ze sobą niósł zostało przez Polskę zignorowane. Minister spraw zagranicznych Józef Beck nie mógł uwierzyć, że dwaj najzagorzalsi wrogowie gotowi są porozumieć się w jakiejkolwiek politycznej kwestii. Zbagatelizowano fakt, iż tego typu umowy podpisywane są przez państwa mające wspólne granice, a przecież Związek Sowiecki nie graniczył z III Rzeszą. Jeszcze...1 września 1939 roku o godzinie 4:45 Wojska niemieckie, realizując plan "Fall Weiss" przekroczyły granice Rzeczypospolitej. Wybuchł konflikt polsko-niemiecki, który wkrótce przerodził się w II wojnę światową. Wojsko Polskie stanęło do z góry przegranej batalii o młodą, bo zaledwie dwudziestoletnią niepodległość. Biło się dzielnie o czym świadczą przykłady takich bitew jak: Westerplatte, Węgierska Górka, Mokra, Wizna, Bzura czy wiele innych bardziej lub mniej znanych batalii. Jednak na skutek błędów w rozmieszczeniu wojsk, spóźnionej mobilizacji, objęcia fatalnej doktryny wojennej oraz przygniatającej przewagi technicznej wroga, po dwóch tygodniach walk sytuacja była niemalże krytyczna: Warszawa - główny punkt oporu - została okrążona; w "korytarzu pomorskim", ostatnimi siłami broniły się odcięte od reszty kraju wojska Lądowej Obrony Wybrzeża; Niemcy po rozgromieniu polskich armii w centrum kraju podchodzili pod Chełm i Lwów, a polskie armie "Poznań" i "Pomorze" po początkowych sukcesach kontrataku pod Kutnem zostały niemal całkowicie unicestwione. 12 września (9 dni po wypowiedzeniu wojny Niemcom) na konferencji w Abbeville, przedstawiciele Sztabów Generalnych zachodnich sojuszników Polski - Anglii i Francji uznali, że żadna pomoc materialna nie ma sensu wobec szybkości z jaką wojska niemieckie posuwały się w głąb terytorium państwa polskiego. Stanowiło to pogwałcenie traktatów sojuszniczych jakie Anglicy i Francuzi zawarli z Polską tym bardziej, że o wynikach tych rozmów nie powiadomiono rządu walczącego kraju... Stalin, który od swych agentów na zachodzie dowiedział się o postanowieniach konferencji w Abbeville zrozumiał, iż dostał zielone światło do wypełnienia zobowiązań zawartych w Pakcie Ribbentrop-Mołotow. Niemcy już od 8 września nalegali na szybkie włączenie się ZSRR do walki. Lecz 8 września wojna nie była jeszcze rozstrzygnięta. Tydzień późnej już tak... "...Krzyk jeden pomknął wzdłuż granicy I zanim zamilkł, Zagrzmiały działa, To w bój z szybkością nawałnicy Armia Czerwona wyruszała..." JERZY PUTRAMENT (AGENT NKWD)  O 3:00 nad ranem, 17 września 1939 r. wojska sowieckie przekroczyły granicę polską. Wejście to różniło się całkowicie od tego „niemieckiego" sprzed dwóch tygodni. Mijając posterunki graniczne, czerwonoarmiści wymachiwali do zaskoczonych żołnierzy KOP-u białymi flagami, czołgiści w otwartych wieżyczkach czołgów wykrzykiwali: Wpieriod ! Na Germańca ! Rebiata ! Mimo tego wiele strażnic KOP-u stawiło zacięty opór. Najdłużej broniły się placówki "Ludwikowo", "Sienkiewicze" oraz "Dawidówek". Do Sztabu Generalnego pierwsze wiadomości o przekroczeniu granicy przez Sowietów nadeszły około godziny 6:00. Tak brzmiał meldunek dowódcy pułku KOP "Podole", ppłk Marceli Kotarba: "Przewaga bardzo duża, bijemy się uporczywie i będę się starał jak najdłużej moje kierunki osłaniać... W podobnym tonie przybywało innych meldunków z pozostałych odcinków nowego, wschodniego frontu. Naczelne dowództwo - co zrozumiałe - wpadło w panikę. Mnożyły się przesadzone informacje o postępach wojsk sowieckich: w południe nadeszły wiadomości o przekroczeniu przez Armię Czerwoną Dniestru pod miejscowością Uśnieczek, 40 kilometrów od Kołomyi. Mimo, iż okazało się to nieprawdą, w obliczu całkowitego chaosu i niemal beznadziejnej sytuacji szef francuskiej misji wojskowej w Polsce gen. Faury naciskał na marszałka Rydza-Śmigłego - Wodza Naczelnego by jak najszybciej wyruszył w stronę granicy rumuńskiej. Było to zachowanie uzasadnione. Widmo pochwycenia przedstawicieli polskich władz i wojska przez Sowietów stawało się coraz bardziej realne, a gdyby ziściło się stanowiłoby całkowitą katastrofę. W wyniku narady z ministrem spraw zagranicznych, Józefem Beckiem oraz premierem Felicjanem Sławoj-Składkowskim, marszałek Rydz-Śmigły zrezygnował z planów utworzenia obrony na linii Dniestru, na tzw. "przedmościu rumuńskim" - gdzie zamierzał czekać na ofensywę sojuszników na zachodzie - i wydał kontrowersyjny do dziś rozkaz: "Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry, najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub prób rozbrajania oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii". W nocy z 17 na 18 września Naczelny Wódz wraz z polskimi władzami przekroczył granicę Rumunii, gdzie został internowany. Rozkaz ten pogłębił chaos jaki powstał w wyniku wkroczenia wojsk sowieckich. Wielu dowódców liniowych nie wiedziało jak zachować się w obliczu nowego zagrożenia zwłaszcza, że czerwonoarmiści celowo dezinformowali Polaków, głosząc, iż przekroczyli granicę w charakterze sojuszników w walce z Niemcami. Wiele jednostek podjęło jednak próby oporu przeciw przeważającemu pod każdym względem nieprzyjacielowi. W północno-wschodnich regionach kraju w rezultacie ciężkich walk rozbite zostały Baony KOP "Krasne", "Budsław" oraz "Iwieniec". W Wilnie, przygotowywanym od połowy września do odparcia ataku niemieckiego skoncentrowano 8 batalionów piechoty wspartych 14 lekkimi działami oraz dwoma działami przeciwlotniczymi. 17 września do Wilna wycofały się oddziały pułku KOP "Wilno", 20 Bateria Plot. oraz Baon Obrony Narodowej "Postawy".Łącznie garnizon miasta stanowiło prawie 7 tys. żołnierzy, jednak pozbawionych artylerii i broni przeciwpancernej. Funkcję dowódcy obrony objął najstarszy stopniem oficer - pułkownik dypl. Jarosław Okulicz-Kozaryn. Wieczorem 18 września, po otrzymaniu meldunków o zbliżaniu się czołgów sowieckich wydał on rozkaz odwrotu na granicę litewską, po czym sam opuścił Wilno. Zamieszanie jakie powstało w wyniku wydania takiego rozkazu sprawiło, iż doszło do szeregu nieskoordynowanych walk z wkraczającą do miasta Armią Czerwoną. Do końca walczyli harcerze i warta honorowa przy grobie z sercem marszałka Piłsudskiego na Rossie. Zdecydowana większość improwizowanego garnizonu Wilna wycofała się z miasta i w dniach 19-20 września przekroczyła granicę Litwy. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Grodnie. Stacjonowały tutaj tylko słabo uzbrojone oddziały rezerwowe oraz wartownicze, dowodzone przez pułkownika w stanie spoczynku Bronisława Adamowicza. Dowódca Okręgu Warownego "Grodno" zamierzał wykonać rozkaz gen. Olszyny-Wilczyńskiego i ewakuować wojsko z miasta w razie pojawienia się Armii Czerwonej. Całkowicie inne stanowisko prezentował wiceprezydent Grodna Roman Sawicki, który wezwał ludność cywilną do budowy umocnień oraz walki z nieprzyjacielem. 20 września do miasta od południowego zachodu wjechało około 20 sowieckich czołgów XV Korpusu Pancernego. Bez przeszkód pokonały most na Niemnie i dotarły do centrum. Tu natrafiły na twardy opór: celny ogień działka plot. oraz młodzież szkolna uzbrojona w butelki z benzyną unieszkodliwiły 8 czołgów. Pozostałe zostały zmuszone do odwrotu. Obrońców wzmocnili żołnierze zgrupowania "Wołkowysk" gen. w stanie spoczynku Wacława Przeździeckiego (Rezerwowa Brygada Kawalerii), którzy weszli do miasta w nocy z 20 na 21 września. Dowodzenie objął gen .Wacław Przeździecki. Następnego dnia Sowieci ponowili atak. Piechota wsparta czołgami oraz silną artylerią w ciągi kilku godzin dotarła do mostu na Niemnie i opanowała go. Czołgi ponownie wjechały do centrum. Wobec beznadziejnej sytuacji Polacy zdecydowali się na odwrót. Walki trwały do późnych godzin wieczornych. Ich złowrogim epilogiem było wymordowanie przez Sowietów wziętych do niewoli obrońców Grodna (ich masowe groby odkryto dopiero w roku 1992...). Większość Rezerwowej Brygady Kawalerii, stanowiącej trzon obrony Grodna, wkrótce przekroczyła granicę Litwy. Generał Olszyna-Wilczyński został 22 września zatrzymany pod Spockiniami przez zmotoryzowaną kolumnę sowiecką i wraz ze swym adiutantem kpt. w stanie spoczynku Mieczysławem Skrzemeskim zamordowany...  "...Zwycięstw się szlak ich serią znaczy, Sztandar wolności okrył chwała, Głowami polskich posiadaczy Brukują Ukrainę całą. Pada Podole, W hołdach Wołyń, Lud pieśnią wita ustrój nowy, Płoną majątki i kościoły I Chrystus z kulą w tyle głowy...". To utwór anonimowy.   Na znacznie twardszy opór trafiła Armia Czerwona na południe od bagien Prypeci, na Polesiu, Wołyniu i Podolu. Znajdowały się tam większe zgrupowania wojsk polskich, przygotowujących się do walki z Niemcami. Na Polesiu dowódca OK nr IX gen. Franciszek Kleeberg skoncentrował podległe sobie wojska na linii Brześć - Pińsk. Dysponował on siłą 20 batalionów piechoty, które jednak wspierało tylko 10 dział polowych i niewiele więcej przeciwpancernych. Część tych sił już toczyła walki z Niemcami (Zgrupowanie "Kobryń" płk Adama Eplera, w sile 7 batalionów, 10 dział oraz 4 działa ppanc.) w rejonie Kobrynia, gdzie podeszła 2 Dywizja Zmotoryzowana. Na tzw. Polesiu Wołyńskim stacjonowało (w garnizonach, ośrodkach zapasowych czy w trakcie przemarszu) dalsze 30 batalionów , 40 dział polowych, kilkanaście ppanc., 11 czołgów i 3 pociągi pancerne. To była już dosyć znaczna siła, z którą tak Wehrmacht idący od zachodu jak i Armia Czerwona musiały się liczyć. Gdy późnym wieczorem 18 września gen. Kleeberg otrzymał rozkaz Naczelnego Wodza postanowił skoncentrować podległe sobie oddziały w rejonie na zachód od Kowla. Stamtąd zamierzał wyruszyć w kierunku granicy rumuńskiej i zgodnie z otrzymanym rozkazem przekroczyć ją. Jego grupa oderwawszy się od Niemców ze śpiewem na ustach pomaszerowała na Kowel, gdzie jak mówiono było "wiele wojska, dużo sprzętu i olbrzymie zapasy amunicji i środków do dalszej walki". Po dotarciu w zamierzony rejon, oddziały te zostały zreorganizowane i nazwane Samodzielną Grupą Operacyjną "Polesie". Nawiązano kontakt z wojskami sowieckimi, które już dotarły do Kowla, w celu zapewnienia swobodnego przemarszu do granicy. Wobec fiaska negocjacji, gen. Kleeberg rozkazał marsz na Włodawę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wykorzystując pas "ziemi niczyjej" jaki nagle wytworzył się między wycofującymi się Niemcami, a prąca na zachód Armią Czerwoną umożliwi mu swobodny dostęp do Bugu pod Włodawą. Dalej planował marsz na pomoc jedynemu pewnemu punktowi oporu - Warszawie... 22 września SGO "Polesie" w rejonie miejscowości Maloryt napotkała zgrupowanie ppłk Ottokara Brzozy-Brzeziny, które po zreorganizowaniu utworzyło 50 Dywizje Piechoty "Brzoza". Pięć dni później oddziały Kleeberga wkroczyły do Włodawy, entuzjastycznie witane przez ludność cywilną. Do SGO "Polesie" dołączyły kolejne jednostki, m.in. dwubrygadowa Dywizja Kawalerii "Zaza" (utworzona z niedobitkow Suwalskiej Brygady Kawalerii oraz oddziałów Podlaskiej Brygady Kawalerii), pod dowództwem gen. Podhorskiego. Tego też dnia do żołnierzy dotarły wieści o kapitulacji Warszawy, co postawiło dalszy marsz na zachód pod wielkim znakiem zapytania... Po długiej i burzliwej naradzie generałowie zdecydowali się poprowadzić swe wojsko w kierunku na Dęblin, a stamtąd przebić się w Góry Świętokrzyskie i zainicjować wojnę partyzancką. 29 września podjęto marsz na Radzyń-Łuków. Zanim jednak doszło do kontaktu z wojskami niemieckimi, stoczono szereg zwycięskich bitew z Armią Czerwoną, usiłującą zniszczyć siły polskie. 60 Dywizja Piechoty "Kobryń" płk Adama Eplera pokonała wojska sowieckie pod Jabłonią, a dzień później również pod Milewem. Godny odnotowania jest fakt, iż wzięto znaczną liczbę jeńców sowieckich, którzy na własną prośbę zostali wcieleni do jednostek polskich, gdyż odmówili powrotu do swoich. Brali oni udział w dalszych walkach aż do końca kampanii... Dużo trudniejsze zadanie miał dowódca KOP-u, gen. Wilhelm Orlik-Rückemann Dysponował on siłą 16 batalionów piechoty (w tym jednym batalionem saperów), 7 szwadronami kawalerii oraz 14 działami. Nie były to małe siły, lecz zostały one rozciągnięte na długości prawie 250 km, co nie dawało szans skutecznej obrony. Minęły trzy dni zanim wojska te skoncentrowały się w wyznaczonym przez generała rejonie. 22 września wyruszyła w kierunku przeprawy na Bugu pod Szackiem, gdzie dotarła 27 września tylko po to by dostrzec sowieckich żołnierzy z 52 Dywizji Strzelców. Doszło do bitwy. Zupełnie zaskoczeni Sowieci ponieśli ciężkie straty (zniszczono lub zdobyto 20 czołgów, oraz wzięto do niewoli 300 jeńców) i zmuszeni zostali pozostawić pole Polakom. Grupa gen. Wilhelma Orlika-Rückemanna przekroczyła Bug. Kolejnym celem było przedostanie się do lasów na południe od Parczewa. Niestety 1 października Polaków pod Wytycznem zaatakowały sowieckie czołgi. Walki trwały przez kilka godzin. Wobec kończącej się amunicji, żołnierze Grupy oderwali się od nieprzyjaciela i odeszli w rejon lasów pod Sosnowicą, gdzie Grupa została rozwiązana. Pod Włodzimierz na Wołyniu Armia Czerwona podeszła już 19 września. W samym mieście otoczyło siły polskie w koszarach Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii. Polski dowódca wysłał parlamentariuszy z warunkami kapitulacji, które zapewniały zachowanie broni osobistej oraz swobodny przemarsz do Rumunii. Sowiecki dowódca, Komdiw Bogomołow zgodził się na te warunki, ale gdy tylko żołnierze polscy opuścili koszary oznajmił, iż "na skutek zmian zaszłych w sytuacji międzynarodowej oficerowie musza złożyć broń i od tej chwili są uważani za jeńców wojennych." Później ich nazwiska znalazły się na listach katyńskich... Zupełnie nie powiodły się plany obrony Równego przez oddziały KOP-u. Na miasto uderzały czołgi 5 Armii komdiwa Sowietnikowa, które z łatwością łamały obronę pułku KOP "Równe". Baon "Ostróg" został zniszczony już na granicy, baon „Dederkały” zmuszony do odwrotu na Poczajów i Brody. Bez walki oddano Tarnopol mimo iż miasto posiadało silny kilkutysięczny garnizon, który mógł bronić się nawet do tygodnia. Jedynie mała grupka oficerów i szeregowców ostrzelała z wieży kościoła wkraczające oddziały sowieckie. Zostali natychmiast schwytani i rozstrzelani na miejscu... Już 19 września Armia Czerwona podeszła pod Lwów, który w tym czasie opierał się od zachodu atakom wojsk niemieckich. Dowódca Samodzielnej Brygady Pancernej płk Iwanow wystosował do dowódcy obrony Lwowa, gen. Langera żądanie poddania miasta. Nie czekając na odpowiedź, Sowieci przypuścili 20 września próbę wkroczenia do Lwowa. Zostali jednak odparci tracąc jeden czołg. Mimo iż nastroje wśród żołnierzy garnizonu oraz ludności cywilnej były dobre, zapasów żywności starczyłoby na trzy miesiące, a amunicji na około dwa tygodnie obrony, gen. Langer oraz jego sztab byli przeciwni kontynuowaniu walki ze względu na „brak możliwości poprawy ogólnego położenia kraju”, które pod dwudziestu dniach wojny było beznadziejne. Rano 22 września polska delegacja podpisała w Winnikach dokument, na mocy którego przekazano miasto Lwów Armii Czerwonej. Punkt 8 gwarantował oficerom wolność osobistą i nietykalność własności. Gen. Langer po podpisaniu dokumentu miał powiedzieć: „Z Niemcami prowadzimy wojnę. Miasto biło się z nimi przez 10 dni. Oni, Germanie, wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy jesteście Słowianie...” Sowieci złamali postanowienia zapisane w punkcie 8 i wielu z oficerów broniących Lwowa zostało wymordowanych w Starobielsku.   „...Już starty z map wersalski bękart, Już wolny Żyd i Białorusin, Już nigdy polska ręka Ich do niczego nie przymusi. Nową wolność głosi Prawda, Świat cały wieść obiega w lot, Że jeden odtąd łączy sztandar gwiazdę, Sierp hackenkreuz i młot !”… Utwór napisany przez Wandę Wasilewską i Jerzego Putramenta (przedwojennego agenta NKWD).   29 września w Moskwie po burzliwych negocjacjach (Niemcy proponowali pozostawić kadłubowe państwo polskie bez Pomorza, Wielkopolski i Śląska, ze wschodnią granicą od Grodna po Przemyśl. Na takie rozwiązanie nie godził się Stalin, argumentując, że może to stanowić w przyszłości niebezpieczeństwo dla dobrych stosunków między III Rzeszą a Związkiem Radzieckim) podpisano trzy protokoły, regulujące nową granice między obydwoma państwami. Niemcy w zamian za ziemie między Wisłą, Bugiem i Sanem zgodzili się przekazać Litwę sowieckiej strefie wpływów. Obie strony zobowiązały się wspólnie walczyć z polskim podziemiem niepodległościowym oraz nie tolerować żadnej polskiej agitacji dotyczącej terytorium drugiej strony.  "„...Tych dni historia nie zapomni, Gdy stary ląd w zdumieniu zastygł...”   W 1992 roku Rosyjskie Ministerstwo Obrony wydało w Moskwie książkę „Grif siekrietnosti snjat”, w którym podaje dokładną ilość sprzętu wojennego zdobytego we wrześniu i październiku 1939 roku w Polsce.   OTO BILANS:  247325 karabinów, 8566 ciężkich karabinów maszynowych, 12783 szable, 740 dział różnych kalibrów, 36 czołgów, 64 samochody pancerne, 131 samolotów oraz 4579 innych pojazdów mechanicznych. Łącznie stanowi to uzbrojenie co najmniej trzech armii polowych z 1939 roku ! W oparciu o prawie 30 ośrodków zapasowych przeniesionych z centrum kraju można było zorganizować twardą obronę. Dodatkowo na wschodzie stacjonowały liczne garnizony kresowe ze znaczną ilością rezerw uzbrojenia. To na wschód wycofywały się wojska pobite przez Niemców by zreorganizować się i podjąć na nowo walkę. Podjęcie obrony na „przedmościu rumuńskim” było jak najbardziej możliwe. Stacjonowały już tam czołgi płk Maczka, brygada zmotoryzowana oraz batalion czołgów mjr Łuckiego, liczący łącznie 50 maszyn, z których ani jeden nie oddał strzału... Lecz tego typu błędów podczas ostatniej fazy kampanii popełniono znacznie więcej. Jeden być może jest tutaj kluczowy. Gdyby siły KOP-u generałów Kleeberga i Orlika-Rückemanna wycofały się na południe, a nie podjęły zgubny marsz na zachód, to najprawdopodobniej w rejonie Kowla doszło by do wielkiej bitwy z Armią Czerwoną. Oprócz samych wojsk obu generałów znajdowały się tam znaczne siły polskie m.in. batalion kolarzy ze Śląska, dywizjon 36 moździerzy 81mm kpt. J. Cebuli, kilka baterii artylerii lekkiej oraz 18 czołgów. Zgrupowanie to odeszło na Krasnystaw zamiast podjąć próbę obrony w rejonie Łucka. W samym Łucku znajdowało się 9 tys. żołnierzy w tym tysiąc oficerów, którzy poddali się Sowietom bez walki. Bardzo prawdopodobne, że wsparte jednostkami KOP-u Kleeberga i Orlika-Ruckemana mogłoby stanowić twardy orzech do zgryzienia dla wojsk sowieckich. Rodzi się jednak pytanie czy w obliczu całkowitej klęski na froncie zachodniej i centralnej Polski, wielka bitwa na wschodzie miałaby jakieś znaczenie. Zapewne nie. Przedłużyło by to kampanię o kilka tygodni lecz na jej wynik nie było by w stanie wpłynąć. Spalono by więcej sowieckich czołgów, zabito więcej czerwonoarmistów, lecz i polskie straty były by zdecydowanie większe. Część z tych wojsk podjęła udaną próbę przebicia na Węgry i Rumunię, gdzie po długiej odysei wzmocniły skład polskiej armii we Francji, a później Wielkiej Brytanii. Część zrzuciła mundur i zakopała broń, która mogła przydać się w późniejszej walce partyzanckiej. Myślę i nie jestem w tym odosobniony, że nie mamy prawa dziś oceniać decyzji dowódców walczących wtedy z Armią Czerwoną. Ich rozkazy nawet te najbardziej kontrowersyjne miały jakąś podstawę i zostały wydane z myślą o dobru kraju oraz armii. Mimo iż w większości były one fatalne w skutkach to okoliczności w jakich je wydano w całości zmazują winę z tych, którzy te decyzje podejmowali. Jednym z najdzielniejszych dowódców kampanii wrześniowej był Wilhelm Orlik-Rückemann. Urodził się 1 sierpnia 1894 we Lwowie w rodzinie polskiej o korzeniach żydowskich. W latach 1910-1911 organizował skautowy Oddział "Zarzewia" w I Gimnazjum Realnym we Lwowie, na tamtejszej Politechnice rozpoczął w 1912 roku studia na wydziale budowy dróg i mostów. Studia te przerwała jednak I wojna światowa. Był żonaty z Różą Fajans, która pochodziła ze znanej warszawskiej rodziny Fajansów, właścicieli m. in. "Żeglugi na Wiśle" i działaczy społeczności żydowskiej. W sierpniu 1914 wstąpił do Legionów Polskich. Był oficerem 6 Pułku Piechoty. W 1917, po kryzysie przysięgowym, został wcielony do cesarskiej i królewskiej Armii. Służył w niej m.in. w 19 pułku strzelców. Ukończył też w 1918 roku szkołę oficerów rezerwy. 4 listopada 1918 przeszedł do Wojska Polskiego. Podczas wojny polsko-ukraińskiej w 1919 dostał się do niewoli, jednak został z niej zwolniony po podpisaniu sojuszu między Piłsudskim a Petlurą. Podczas wojny polsko-bolszewickiej wyróżnił się jako zdolny dowódca. 16 sierpnia 1920 roku otrzymał dowództwo nad 1 pułkiem czołgów i dowodził nim do 1921. W 1921r. uzyskał zezwolenie na przybranie do nazwiska rodowego "Rückemann" nazwiska "Orlik Kazimierz” .   Bohater z pod Kocka, wielokrotnie odznaczany:  Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari, Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Niepodległości, Krzyż Walecznych (czterokrotnie), Złoty Krzyż Zasługi, Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, Odznaka "Znak Pancerny" - nr. 243.  „...I święcić będą nam potomni, Po pierwszym września, siedemnasty...” Opracował Aleksander Szumański "Głos Polski" Toronto  
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:8)
Kategoria wpisu: 

KTO ZAMORDOWAŁ ANDRZEJA LEPPERA? ZBIGNIEW STONOGA UJAWNIA SZOKUJĄCE INFORMACJE

$
0
0
Ilustracja: 
JAK UMARŁ ANDRZEJ LEPPER? ZBIGNIEW STONOGA UJAWNIA SZOKUJĄCE INFORMACJE   Uprawomocnił się wyrok skazujący Zbigniewa Stonogę na rok pozbawienia wolności. Przedsiębiorca poinformował więc na swoim facebooku, że ujawni informacje mające być dowodami na to, iż Andrzej Lepper nie zginął w wyniku samobójstwa. Stonoga zaczyna od wspomnienia swojej wizyty w szpitalu w Aninie. Miał go tam odwiedzać śp. Andrzej Lepper. Kiedy mimo specjalistycznych zabiegów Zbigniew Stonoga wciąż odczuwa ból spowodowany usunięciem migdałków, wraca do szpitala. We wrześniu 2011 r. po śmierci  Andrzeja .Leppera trafiam ponownie do Pani dr i skarżę się na utrzymujący się ból. Otrzymuję stosowną pomoc ale Pani dr jest jakaś zmieszana, nienormalna, (pochodzi z rodziny Powstańczej) – ja Panu muszę coś powiedzieć - słucham - Pan znał się z Andrzejem Lepperem i wie Pan….. - no niechże Pani powie o co chodzi! - moja koleżanka z roku pracuje na oczkach i ta sekcja była w piątek, a raczej już w sobotę o godz. 2.07 ona wykryła śladowe ilości skoliny, pęknięty worek osierdziowy i niewidoczną bruzdę wisielczą-oni ją poprawiali… - a co to jest skolina? - to taki preparat zwiotczający mięśnie. - on konał świadomie, a ten worek osierdziowy pękł najprawdopodobniej ze strachu.   - Pani Doktor to jak ta koleżanka się boi a taka jest prawda niech weźmie video z sekcji i chodźmy do notariusza sporządzić stosowne oświadczenie z datą pewną – pisze Zbigniew Stonoga na swoim profilu. W dalszej części przedsiębiorca wspomina, iż śp. Andrzej Lepper bardzo chciał się spotkać z Jarosławem Kaczyńskim. Na trzy dni przed śmiercią Lepper chce się spotkać bardzo z Jarosławem Kaczyńskim w ręku kurczowo trzyma kasetę VHS dostał ją od Łukaszenki za pośrednictwem białoruskiego ministra Siemaszko, którego syn jest na ów czas Attache handlowym ambasady Republiki Białorusi w Polsce. Na kasecie jest nagrane miejsce katastrofy smoleńskiej i strzały do trzech ciał niby w zgodzie z jakimś prawem- aby ulżyć w cierpieniu konającej tkance ludzkiej.   Zakończenie ujawnionej przez Stonogę historii jest równie szokujące.   Po jakimś czasie….   Mój wieloletni przyjaciel, znany warszawski notariusz nocą zostaje wezwany w Polskę, że niby jego syn malował graffiti na wagonach kolejowych (chłopak 35 lat po studiach?!) Jedzie do Bydgoszczy i odbiera Daniela z tym że jest pewien problem. Dziwni panowie pytają o oświadczenie i depozyt… Andrzej nie udziela żadnej odpowiedzi, powie mi to za kilka dni. Prośby o zwrot dokumentu powtarzają się jeszcze w niecodziennych odwiedzinach o charakterze nieprocesowym. Żona notariusza wypada z okna w centrum Warszawy z wysokości 2 metrów i ginie. Koleżanka z roku Pani dr. zniknęła i nikt jej już nigdy nie widział.   Źródło:  "GŁOS POLSKI" TORONTO NR 35 - 26.08. - 8.09.2015   STONOGA ZNOWU SZOKUJE: LEPPER ZOSTAŁ ZAMORDOWANY! KUMPEL LEPPERA ZATRZĄSŁ POLSKĄ   Zbigniew Stonoga twierdzi, że były wicepremier i lider Samoobrony Andrzej Lepper wcale nie popełnił samobójstwa, ale został zamordowany. Według Stonogi w ciele Leppera odkryto ślady substancji zwiotczającej mięśnie, a bruzda na szyi polityka została... "poprawiona". - Andrzej Lepper został zamordowany - napisał na Facebooku Stonoga. Kontrowersyjny biznesmen twierdzi, że istnieje kaseta z nagraniem sekcji zwłok polityka. Stonoga pisze też o innej kasecie VHS zawierającej nagranie ze Smoleńska, którą Lepper chciał pokazać Kaczyńskiemu.   WERSJA OFICJALNA  Oficjalna wersja jest taka: Andrzej Lepper popełnił samobójstwo w sierpniu 2011 roku, wieszając się w warszawskiej siedzibie Samoobrony. Po roku prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie śmierci polityka. - Nie stwierdzono, aby ktokolwiek nakłaniał bądź też udzielił pomocy pokrzywdzonemu w celu doprowadzenia go do targnięcia się na własne życie - mówił rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura. Trzy miesiące po śmierci polityka "Super Express" dotarł do nagrania wywiadu, jakiego trzy dni przed śmiercią udzielił Andrzej Lepper. Polityk mówił tam o tym, że czuje się zagrożony i jest śledzony. - Panie, pana wykończą, oni panu nie podarują, niech pan uważa... - relacjonował Lepper. Trzy dni po wypowiedzeniu tych słów ciało Leppera znaleziono w siedzibie partii.   UMIERAŁ ŚWIADOMIE   Teraz do sprawy śmierci lidera Samoobrony wraca Zbigniew Stonoga, jego wieloletni przyjaciel, który pomagał mu finansowo w trudnych chwilach. - Sekcja zwłok A. Leppera (.) "Poprawiano" bruzdę wisielczą, miał pęknięty worek osierdziowy, a we krwi stwierdzono śladowe ilości skoliny (substancja zwiotczająca mięśnie - red.) - pisze Stonoga. Szokujące szczegóły ujawniła Stonodze lekarka, której koleżanka uczestniczyła w sekcji zwłok Leppera. - On konał świadomie, a ten worek osierdziowy pękł najprawdopodobniej ze strachu - mówiła kobieta. Według Stonogi istnieje nagranie z sekcji zwłok polityka. - Teraz będę ich cisnął o opublikowanie kadru z wideo z sekcji. Odpowiem Wam, jaka będzie odpowiedź prokuratury: plik został uszkodzony podczas śledztwa lub sekcji nie utrwalano - przewiduje Stonoga.   NAGRANIE ZE SMOLEŃSKA   Komu mogło zależeć na śmierci przywódcy Samoobrony, który w tamtym okresie miał poważne problemy finansowe? Lepper na trzy dni przed śmiercią miał dostać od białoruskiego dyplomaty kasetę VHS z nagraniem ze Smoleńska. - Na kasecie jest nagrane miejsce katastrofy smoleńskiej i strzały do trzech ciał niby w zgodzie z jakimś prawem - aby ulżyć w cierpieniu konającej tkance ludzkiej - pisze Stonoga. Według relacji biznesmena Lepper chciał tę kasetę pokazać Jarosławowi Kaczyńskiemu. Sprawę śmierci Leppera Stonoga ujawnił po tym, jak media napisały, że biznesmen ma niebawem trafić za kraty za oszustwo. Jak dowiedział się "Super Express", warszawski sąd na Pradze sporządza właśnie uzasadnienie wniosku o osadzenie Zbigniewa Stonogi w więzieniu. Co jeszcze do tego czasu ujawni Stonoga?!   CO TO JEST SKOLINA  Skolina to lek powodujący zwiotczenie mięśni. Bezpośrednio po jego podaniu pojawia się krótkotrwałe drżenie mięśniowe, a następnie występuje zwiotczenie mięśni. Lek stosuje się na przykład do przeprowadzenia intubacji dotchawiczej podczas krótkich zabiegów chirurgicznych. Jest przeznaczony wyłącznie dla lecznictwa zamkniętego i może być stosowany jedynie przez wykwalifikowany personel medyczny.   BIAŁORUŚ PYTA: KTO ZABIŁ LEPERRA?   Komu przeszkadzał nieugięty polityk i kto zabił Andrzeja Leppera? - pyta białoruska państwowa telewizja i domaga się "przejrzystego śledztwa od Polski i Europy". - Gdy w zagadkowych okolicznościach umarł główny opozycyjny polityk, zapadła cisza. Policja wydała dziwne, pośpieszne oświadczenia - powiedział przedstawiciel białoruskiej telewizji Jury Prakopau. Pytanie "kto zabił Andrzeja Leppera?" zabrzmiało w materiale białoruskiej telewizji państwowej nadanym w niedzielę wieczorem. Wystąpił w nim wiceszef uznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi Mieczysław Łysy, który powiedział, że rozmawiał z Lepperem ok. godz. 22 w czwartek. Wówczas szef Samoobrony spytany, co u niego, odpowiedział, że wszystko jest znakomicie. Pojawiają się teraz dwa główne pytania: komu przeszkadzał nieugięty polityk i kto zabił Andrzeja Leppera?   BIAŁORUSKA TELEWIZJA KOMU PRZESZKADZAŁ NIEUGIĘTY POLITYK   - Od pierwszych minut po znalezieniu ciała władze polskie, media i Internet uparcie narzucają jedną wersję - samobójstwo - mówił komentator Jury Prakopau w cotygodniowym programie publicystycznym "W centrum uwagi". Następnie w materiale zabrzmiała ocena, że pojawiają się teraz "dwa główne pytania: komu przeszkadzał nieugięty polityk i kto zabił Andrzeja Leppera?". Telewizja oznajmiła, że w mediach polskich "przemilczane jest główne pytanie - czy Andrzej Lepper odszedł z własnej woli?". Zacytowano wypowiedzi byłych współpracowników szefa Samoobrony: Wandy Łyżwińskiej, Janusza Maksymiuka i Renaty Beger, które były przekazywane przez polskie media. Prakopau dodał: - Są to świadectwa bliskich i kolegów, ale ich słów nie przekazuje centralna prasa demokratycznej Polski i w śledztwie nie są one słyszane. Andrzej Lepper nie żyje. Popełnił samobójstwo "Nie sądzę, żeby człowiek tak obowiązkowy zostawił wszystko" Wiceszef ZPB Mieczysław Łysy powiedział prowadzącemu program, że rozmawiał z Lepperem około godz. 22 w czwartek. Jak relacjonował, zapytał na koniec: - A jak w ogóle, panie Andrzeju, jak osobiste sprawy? Lepper wówczas odpowiedział: - Wszystko znakomicie, wszystko dobrze, wszystko w porządku. Umówili się na telefon w piątek. Jak mówił Łysy, po całodziennym oczekiwaniu otrzymał telefon z polskiego numeru, ale głos w słuchawce powiedział: "Andrzej Lepper nie żyje". Kiedy politycy polscy przypisywali samobójstwa i zabójstwa polityczne Rosji i Białorusi, eksperci ostrzegali: jeśli Warszawa mówi o politycznej rozprawie z oponentami, to znaczy, że sama jest do tego zdolna, że dopuszcza, iż można tak działać w polityce.   BIAŁORUSKA TELEWIZJA   Łysy wskazał, że spotykał się z Lepperem za każdym razem, kiedy szef Samoobrony był na Białorusi, przyjeżdżał on tam także na zaproszenie Łysego. Ostatni raz był na tydzień przed śmiercią. - Wówczas nie było w ogóle żadnych oznak, że coś może się wydarzyć. Nie sądzę, żeby człowiek tak obowiązkowy, który tak troszczył się o swoją rodzinę, nagle zostawił wszystko - dodał. Zapytany o możliwe tło śmierci Leppera, zauważył, że w Polsce "w czwartek wieczorem ogłoszono datę wyborów prezydenckich" (chodzi o wybory parlamentarne, red.), a w piątek "wydarza się taka tragedia".  ZAGADKOWEE OKOLICZNOŚCI   Prakopau porównał śmierć Leppera do śmierci opozycyjnego białoruskiego dziennikarza Aleha Biabienina, którego znaleziono powieszonego we wrześniu 2010 roku. Eksperci OBWE, którzy badali w 2011 r. materiały śledztwa białoruskiego ws. śmierci Biabienina orzekli, że popełnił on samobójstwo; współpracownicy dziennikarza nie wierzyli, by to zrobił. - Co się wówczas zaczęło - żądano śledztwa międzynarodowego, obwiniano władze, o co popadnie. A tutaj, gdy w zagadkowych okolicznościach umarł główny opozycyjny polityk, zapadła cisza; policja wydała dziwne, pośpieszne oświadczenia - mówił. Lepper nie zostawił listu. "To nielogiczne"  JEDYNA WERSJA KONTROLOWANIE PRASY  W programie poinformowano, że w odpowiedzi na głosy o domniemanych zabójstwach politycznych na Białorusi i w Rosji kraje te "zapraszały ekspertów, kryminologów i prasę". - Czas teraz, by żądać tego samego od Warszawy. Póki co, tam panuje milczenie. Skąpe słowa policji i prokuratury, jedyna wersja, kontrolowanie prasy - tak nie zachowują się partnerzy, tak nie postępuje się wtedy, kiedy nie ma nic do ukrycia. Jest moralne prawo, by żądać przejrzystego śledztwa od Polski i Europy - mówił Prakopau. I dodał: - Kiedy politycy polscy przypisywali samobójstwa i zabójstwa polityczne Rosji i Białorusi, eksperci ostrzegali: jeśli Warszawa mówi o politycznej rozprawie z oponentami, to znaczy, że sama jest do tego zdolna, że dopuszcza, iż można tak działać w polityce. W materiale białoruskiej telewizji Andrzej Lepper był nazywany "najbardziej znanym opozycyjnym polskim politykiem" i "szczerym przyjacielem Białorusi"; przypomniano jego pozytywne wypowiedzi o Białorusi.   LEPPER NIE ŻYJE   Szef Samoobrony, b. wicepremier rządu PiS-LPR-Samoobrona, został znaleziony martwy w piątek w warszawskiej siedzibie partii. Na miejscu nie znaleziono listu pożegnalnego. Niektórzy byli współpracownicy Leppera nie wierzą w samobójstwo.     Źródła:   https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=kto+zamordowal+andrzeja+leppera  http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/stonoga-znowu-szokuje-lepper-zosta-zamordowany_631978.html  http://beata.neon24.pl/post/124328,kto-zlecil-zamordowanie-andrzeja-leppera-1954-2011    http://www.wykop.pl/link/2099418/sensacyjne-informacje-o-smierci-andrzeja-leppera/  http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/bialorus-pyta-kto-zabil-leppera,180503.html  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.9(głosów:21)
Kategoria wpisu: 

EWA KOPACZ POLSKI DOKTOR MENGELE. POLSKI NIKOŁAJ BURDENKO - TWÓRCA KŁAMSTWA KATYŃSKIEGO

$
0
0
Ilustracja: 
  POLSKI TWÓRCA KŁAMSTWA KATYŃSKIEGO 1940 POLSKI NIKOŁAJ BURDENKO - EWA KOPACZ NA METR W GŁĄB EWA KOPACZ DOKTOR ŚMIERĆ Z PRYMITYWNYM KŁAMSTWEM W TLE EWA KOPACZ POLSKI DOKTOR MENGELE   WYWIADY SPECJALNIE DLA „KURIERA” CHICAGO   Minister zdrowia Ewa Kopacz nie była obecna podczas sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, pomimo złożonych o tym zapewnień w Sejmie RP. Antoni Macierewicz przywołał fragment rozmowy z rzecznikiem Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk  Zbigniewem Rzepą pomieszczony w "Gazecie Wyborczej". Rzepa pytany , czy polscy prokuratorzy i patomorfolodzy uczestniczyli w sekcjach zwłok ofiar smoleńskiej katastrofy, odpowiedział, że nie. - Okazuje się z wypowiedzi prokuratury wojskowej, że wbrew temu o czym nas zapewniano przez ubiegły rok, nie było prokuratorów i nie było patomorfologów przy sekcji zwłok ofiar smoleńskich. To rzeczywiście jest samo w sobie szokujące, ale trzeba do tego jeszcze dodać, że przecież my wszyscy, na posiedzeniu Sejmu, byliśmy zapewniani przez panią minister Kopacz, która robiła to na polecenie pana premiera Tuska, iż właśnie byli - prokuratorzy i zwłaszcza patomorfolodzy - powiedział Antoni Macierewicz. „Jeśli chcesz przeżyć w polskich szpitalach, to lepiej umrzyj” - powiedział mi jeden z pacjentów oddziału neurologicznego Szpitala im. Gabriela Narutowicza w Krakowie. Panie, zna pan piosenkę Pietrzaka – „Rzygać się chce” – powiedział mi jeden z lekarzy Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka – Centrum Medycyny Ratunkowej, w odpowiedzi na moje pytanie dla „Kuriera” Chicago: „co może powiedzieć o osiągnięciach, lub niedoskonałościach Centrum Medycyny Ratunkowej wrocławskiego szpitala”. „Polskie szpitale z powodu zadłużenia są pozbawione podstawowych leków, nawet tych ratujących życie” – powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Wprost” Bogdan Dziatkiewicz – dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Białymstoku. „Nawet na planowane zabiegi w naszym szpitalu pacjenci czekają w długich kolejkach” – powiedział Andrzej Nowakowski, naczelny lekarz Szpitala Powiatowego w Inowrocławiu. „W budżecie państwa nie ma już pieniędzy na umarzanie długów placówek służby zdrowia, a zapewnienia Ewy Kopacz o sprawnie działającej służbie zdrowia są tak aroganckie, jak i bezczelnie kłamliwe”- powiedział lekarz Centrum Leczenia Bólu – proszący o zachowanie anonimowości,  (nazwisko znane redakcji „Kuriera” Chicago ). Ta placówka Centrum Leczenia Bólu w mieście wojewódzkim została w połowie roku 2010 pozbawiona dotacji Narodowego Funduszu Zdrowia, w ten sposób pozostawiając pacjentów  cierpiących na ciężkie dolegliwości bólowe bez pomocy lekarskiej w połowie leczenia. Niektóre szpitale przestały chorym wydawać posiłki, nierzadkie są wyłączenia energii elektrycznej, czy zaopatrzenia w wodę. Co tragicznego może się wydarzyć z braku energii elektrycznej w czasie zabiegu operacyjnego? – takie pytania dyrektorów szpitali do Ewy Kopacz pozostają bez odpowiedzi. Polskie apteki nie posiadają już podstawowych leków, ratujących bezpośrednio życie i tych które są niezbędne w przewlekłym leczeniu np. cukrzycy, prowadzącej bez leczenia insuliną do niechybnej śmierci, przedtem również do kalectwa w wyniku amputacji kończyn (stopa cukrzycowa) lub całkowitej ślepoty. Hurtownie w Polsce lekką ręką za wiedzą Ministerstwa Zdrowia sprzedają za miliony leki za granicę, przy pełnej wiedzy Kopacz ! Kto z rządzących dzieli się pieniędzmi z oszustw polskich hurtowni leków? Krakowskie przyszpitalne Centrum Diabetologiczne odmawia bezpłatnego leczenia chorym na cukrzycę. Wizyta u lekarza jest płatna 55 zł, natomiast na bezpłatną wizytę refundowaną przez NFZ czas oczekiwania wynosi około pół roku. Zachodzi retoryczne pytanie, co mają uczynić chorzy na cukrzycę bez pomocy lekarskiej, bez insuliny, czy leków przeciwcukrzycowych. Według własnego rozeznania wynikającego z rozmowy z lekarzem endokrynologiem, pacjent chory na cukrzycę, pozbawiony leczenia insuliną, na pewno nie długo umrze. A czy to będzie śmierć spowodowana hiperglikemią ( przecukrzeniem ),czy też śpiączką cukrzycową z braku leków, w tym insuliny, będzie zapewne odnotowana w statystykach ministerstwa zdrowia jako śmierć naturalna spowodowana cukrzycą. Czas oczekiwania na wizytę u specjalisty wynosi około pół roku, a np. w przypadku choroby niedokrwiennej serca (angina pectoris - choroba wieńcowa ), czy migotania przedsionków, okres oczekiwania na wizytę u kardiologa jest taki sam. Migotanie przedsionków serca może przeistoczyć się w nagłe migotanie komór serca, prowadzące do śmierci sekundowej! Systematycznie pogarsza się jakość podstawowej opieki medycznej, nie istnieją już gabinety pogotowia ratunkowego w całym kraju, można liczyć jedynie na pomoc odpłatnej pomocy ratunkowej firmy Falck ale tylko przy zakupie rocznego abonamentu – niewyobrażalnie drogiego. Nie istnieje w kraju doraźna pomoc medyczna, nawet odpłatna, bez abonamentu. Marnotrawione są pieniądze publiczne, postępuje degradacja szpitali. Najbardziej dramatyczna sytuacja panuje na Dolnym Śląsku, gdzie większość placówek znalazła się na krawędzi bankructwa. W wielu przychodniach specjalistycznych w kraju najbliższy wolny termin jest w roku następnym. Początek maja to czas, w którym placówki opieki zdrowotnej powinny mieć jeszcze sporo pieniędzy. Nic podobnego, np. szanse dostania się do chirurga naczyniowego w danym roku  nie istnieją. Ratująca życia diagnostyka rezonansem magnetycznym jest możliwa za rok. To samo dotyczy pomocy onkologicznej w całym kraju. Tak zwany "Pakiet onkologiczny" okazał się zwykłym propagandowym oszustwem PR. Zbliżamy się do granicy całkowitej zapaści, w niektórych regionach kraju już przekroczonej. Ewa Kopacz po objęciu stanowiska prezesa Rady Ministrów odwołała z funkcji ministra zdrowia Arłukowicza i powołała na to stanowisko jeszcze gorsze indywiduum prof. Mariana Zembalę odmawiającego leczenia umierających dzieci, odwołujących lekarzy ze szpitali za wywołany przez Ministerstwo Zdrowia bajzelamt polskiego lecznictwa szpitalnego. Prof. Marian Zembala w  szatach profesorskich i w birecie na łbie pokazywany jest w "zaprzyjaźnionych-polskich" telewizjach jako wybitny mąż stanu w gronie profesorskim polskich wyższych uczelni. Ile Polaków zmarło przedwcześnie w czasie ośmiu lat sprawowania władzy przez PO i jej ministra zdrowia, obecnie premier  Ewę Kopacz? Czy tych śmierci można było uniknąć? Jeżeli tak, to należy postawić znak równości pomiędzy rządami PO, w tym Donalda Tuska i Ewy Kopacz, a ludobójstwem sowieckim i niemieckim (genocidum atrox-ludobójstwem okrutnym), Holocaustem Polaków i Żydów w czasie II wojny światowej! Do taktu z ministerstwem zdrowia postępuje polskie sądownictwo umarzając postępowanie karne za łapówkarskie (100 tys. zł) "kręcenie lodów", tj. prywatyzacje szpitali "zapłakanej" oszustce z Platformy Obywatelskiej Beacie Sawickiej.   Za to odbyło się ogromnym kosztem Euro 2012 m. in. na stadionie im. Stepana Bandery we Lwowie ukraińsko – hitlerowskiego atamana – założyciela „SS Galizien” do spóły z wrogami Polski ukraińskimi bandziorami spod znaku UPA – OUN wznoszącymi na lwowskich ulicach hasła: „śmierć Lachom”. Za miliony wybudowano bajzelamt "narodowy" - stadion sportowy w Warszawie, w którym po otwarciu można się było utopić, nie zapłacono milionowych rachunków podwykonawcom, a "ministra" sportu Joanna Mucha - nie siada - komar nie kąsa, urządzając rajdy dookoła tego nowego oszustwa "narodowego" zorganizowała koncert starej zgrywusce "Madonnie" za następne miliony złotych z naszych, podatników kieszeni. Teraz "Mucha nie siada", właśnie zasiada, z powołania kopaczki na rzecznika PO, pieprząc codziennie przed kamerami telewizyjnymi wrogimi Polsce, Polakom i polskości niewiarygodne bzdury o genialności PO i śmierdzącym za "oszustwa" prezydentem RP Andrzejem Dudą, Beatą Szydło, Jarosławem Kaczyńskim i innymi "bandziorami" z PiS. Ręce zacierają członkowie Wojskowych Służb Informacyjnych z ich przewodniczącym bulem komoruskim.   EWA KOPACZ ANIOŁ ŚMIERCI   Dr Mengele rychło zyskał wśród więźniów Auschwitz miano "Anioła Śmierci". Czyny tego zwyrodniałego doktora medycyny są ogólnie znane. Propaganda III Rzeszy wcale nie kryła się z ujawnianiem jego działalności, nazywając ją „pracą naukową dla dobra ludzkości”. Jakim mianem określić działalność Ewy Kopacz posłanki na Sejm RP - ministra zdrowia, marszałka Sejmu i prezesa Rady Ministrów. Uzyskała miano „doktora śmierci”, nie tylko w społeczeństwie przerażonym jej działalnością publiczną w służbie zdrowia, ale również w środowisku lekarskim i wśród farmaceutów. Te opinie są mi znane z osobistych rozmów z lekarzami i farmaceutami. Te wszystkie opinie Kopacz ma głęboko i szeroko etc. skoro jest zaprzyjaźniona i popierana przez Tuska. Ten bezwzględny rusofilski premier trzymający się kurczowo władzy, dla którego priorytetem są słupki sondażowe, a nie dobro społeczeństwa uważa Kopacz za znakomitego ministra zdrowia, godnego awansu na marszałka Sejmu RP i premiera. Czyniąc Kopacz drugą osobą w państwie wystawia sobie premier świadectwo działania antypolskiego. Jego przyjaźń ze „Związkiem Radzieckim na czele” zaświadcza po raz następny, że jest „Naszym człowiekiem w Warszawie”, co z całą powagą i satysfakcją obwieszcza kremlowska http://www.gazeta.ru/ . „Nasz człowiek w Warszawie”; musi oczywiście mieć swoich rusofilów w kraju podporządkowanych bezwzględnej władzy tuskowej. Katyń 2010 w którym poległ znienawidzony przez Sowietów i Tuska prezydent RP Lech Kaczyński, jest przemilczany, wyśmiewany i traktowany gorzej niż liczne Tuskowe afery, nie wyłączając skandali cmentarnych i zwykłych złodziejstw, tuskowych Rycha, Grzecha , czy Zbycha. Obrońców Krzyża poległych przy pomocy HGW, Dominików Tarasów i innej pospolitej hołoty nazywa się oszołomami godzącymi w Państwo i jego prawny porządek. Na ludzi modlących się pod krzyżem wysyła się plutony egzekucyjne policji i strażników miejskich, aby modlących się ludzi prała pałami gumowymi i truła śmiertelnym gazem pieprzowym. Nie tylko media mieszają biednym młodym Polakom we łbach, podsycane przez nieodpowiedzialnych hierarchów kościelnych z Dziwiszem, Pieronkiem, Życińskim (nieżyjącym już agentem NKWD>GRU<) i innymi Nyczami na czele, nazywając Krzyż Pański meblem. Wysyła się współczesnych „księży patriotów” którzy w atmosferze roznegliżowanej pijanej grandy młodzieżowej pod przewodnictwem różnych zboczeńców omamianych przez HGW, „Głos Rabina” i innej hałastry medialnej wysłuchują ze stoickim spokojem wołań 17-latki - skierowanych do modlących się pod krzyżem - „masz penisa, pokaż. pokaż”, z innymi breweriami, nie wyłączając oddawania moczu na krzyż i bezczeszczących pamięć Lecha Kaczyńskiego po Krzyżem Pańskim butelkami po piwie "Lech". A oni – „księża patrioci”, jak współczesny „patriotyzm” nakazuje, spacerują z parszywymi hipokrytycznymi uśmiechami przed krzyżem usiłując go usunąć, przy laniu modlących się ludzi pałami i wyzwiskami, których nie ośmielam się powtarzać. Który z hierarchów poświęcił Krzyż Chrystusowy na Krakowskim Przedmieściu? Ano nikt!!! Jedynie tuskowy episkopat warszawski usiłował usunąć modlącego się księdza Stanisława Małkowskiego pod szatańskimi rygorami ekskomuniki, czy innych łajdactw wymyślonych przez wierno - poddane Tuskowi duchowieństwo kurii warszawskiej. Rosjanie ukradli dokumenty zmarłych i karty kredytowe Przewoźnika, kokpit samolotu. Kości zmarłych do dzisiaj wałęsają się na terenie zbrodni, zamienia się zwłoki, plombuje trumny, fałszuje sekcje zwłok jak np. Zbigniewa Wassermana, czy Przemysława Gosiewskiego. W dniu dramatu wybito szyby w samolocie i poprzecinano instalacje, za ujawnienie tych zdjęć TVP zlikwidowała „Misję specjalną” Anity Gargas , a dziennikarkę po prostu wyrzucono z pracy. Minister Spraw Zagranicznych Rosji oświadczył, że rozwalanie samolotu to był wybryk chuligański, Miller powiedział, że te części potrzebne są do badań, a jeszcze inny palant ze strony polskiej oświadczył, że to jest nieprawda, że nic się nie wydarzyło z rozbijaniem szyb, cięcia wraku, czy przecinaniem instalacji, że to wymysł Jarosława Kaczyńskiego. Czyli chamstwo na chamstwie, kłamstwo na kłamstwie, łajdactwem poganiane. Na szczęście Zakład Ubezpieczeń Społecznych refunduje obrządki pogrzebowe.   CZAS FIGURANTKI  Tylko o kilku premierach III RP da się powiedzieć, że to prawdziwi przywódcy polityczni. Więcej było premierów „z przypadku”, którzy otrzymali tę funkcję jako figuranci: Bielecki, Buzek, Belka, Marcinkiewicz ,czy też Hanna Suchocka. Ta ostatnia, mało znana posłanka UD, została postawiona na czele rządu tylko dlatego, że spełniała dwa pozornie wykluczające się warunki – ślepo słuchała profesora Geremka i była praktykującą katoliczką (co było ukłonem w stronę ZChN). W rzeczywistości jednak to nie Suchocka rządziła Polską, lecz Żyd Geremek(kompromitujący Polskę na arenie międzynarodowej) poprzez swoich ludzi w jej otoczeniu. Ten eksperyment był na tyle kompromitujący, że na wiele lat zarzucono pomysł powoływania kobiet na stanowisko premiera. Aż do dzisiaj. Nie ulega wątpliwości, że Donald Tusk już dawno postanowił, iż jego następczynią będzie Ewa Kopacz. Jej awanse na marszałka Sejmu, a potem na pierwszą wiceprzewodniczącą Platformy miały na celu nie tylko odsunięcie na boczny tor i wręcz upokorzenie Grzegorza Schetyny(Szetyny), który obecnie, po kompromitacji "Radka" jest ministrem spraw zagranicznych, wiernie służącym kopaczce i bluzgających na Andrzeja Dudę, zgodnie preferencjami PO wygłaszanymi przez Muchę. To było jasne wskazanie, kto ma zastąpić Tuska w sytuacji, gdy będzie musiał opuścić fotel premiera i szefa partii. I oto taka sytuacja nadeszła, więc ani przez chwilę nie można było mieć wątpliwości, że to Ewa Kopacz zostanie „nowym Tuskiem”.   ZOSTANĘ Z TOBĄ DONALDZIE   Oczywiście, jej pozycja nie może się równać z pozycją odchodzącego lidera PO. Tusk tak naprawdę stworzył tę partię, a potem konsekwentnie eliminował z niej wszystkie samodzielne postaci, które mogłyby zagrozić jego samowładztwu. Stawiał za to na osoby zawdzięczające mu wszystko i skrajnie wobec niego lojalne. Taką osobą jest właśnie Ewa Kopacz. Jej postać trafnie scharakteryzował Jan Rokita, gdy została marszałkiem Sejmu: „Jest intelektualnie apolityczna, polityki nie rozumie i chyba nie interesuje się problemami państwa. Podoba się jej jednak bardzo to, co robi, jest zachwycona sobą i swoją funkcją. A jej lojalność wobec Tuska ma pozapolityczną naturę”. A inny były członek władz PO, Janusz Palikot, ujawnił, że Kopacz bardzo wsparła Tuska w czasie choroby jego siostry i matki, więc od tego czasu „ma taryfę ulgową. I wszyscy(?) to milcząco przyjmują”.  Ludwik Dorn określił ją jako „chodzącą nicość”, ale rzeczywiście Ewa Kopacz nigdy nie była samodzielnym politykiem. Zaczynała w Unii Wolności, gdzie działał jej ówczesny mąż, prokurator. Ona sama była lekarką, a potem dyrektorem ZOZ-u w Szydłowcu – powiatowym miasteczku niedaleko Radomia. W 1998 r. została radną sejmiku mazowieckiego z ramienia UW, ale gdy Donald Tusk przegrał rywalizację z Bronisławem Geremkiem, odeszła z Unii wraz z Tuskiem, a właściwie z Pawłem Piskorskim, ówczesnym szefem UW na Mazowszu, którego była zastępczynią. „Tak naprawdę Tuska jeszcze wtedy nie znała” – wspominał Piskorski, który w 2001 r. bardzo zabiegał, by została pełnomocnikiem Platformy w okręgu radomskim,. Potem gdzieś się rozpłynął, kompletnie zniknął, ale wtedy aspirował do Bóg wie czego i chciał być liderem listy w Radomiu. "W finale dobrze się to dla niej skończyło, bo zmobilizowała nasze szeregi, te unijno-liberalne. Wygrała prawybory w Radomiu i została pierwszy raz posłem”- powiedział Piskorski. Ale w 2006 r. Kopacz gorliwie uczestniczyła w wyrzucaniu Piskorskiego i jego współpracowników z PO. Jak opisywał to sam Piskorski: „Ewa już wcześniej została zapytana przez Donalda, czy jak mnie wyrzucą, to ona pójdzie ze mną z PO czy zostanie z nim, Donaldem. - zdecydowała bohatersko Ewa”. Ta decyzja opłaciła się jej bardzo szybko. Awansowała na szefową mazowieckiego regionu Platformy, którą to funkcję straciła dopiero 4 lata później, gdy pokonał ją Andrzej Halicki (od tej pory datuje się wyraźna niechęć Ewy Kopacz do Halickiego i jego politycznego patrona, Grzegorza Schetyny). Została też główną „specjalistką” PO w sprawach zdrowotnych, choć w pierwszych latach istnienia partii pozostawała w cieniu innej posłanki-lekarki, Elżbiety Radziszewskiej. Jednak po wyborach w 2005 r. to Kopacz objęła stanowiska szefowej sejmowej Komisji Zdrowia oraz ministra zdrowia w „gabinecie cieni” Platformy. A gdy dwa lata później Donald Tusk tworzył rząd, to jej powierzył funkcję ministra zdrowia.   MINISTER NIE DO RUSZENIA  Od początku rządów PO służba zdrowia była gorącym tematem. Dlatego prezydent Lech Kaczyński już w styczniu 2008 r. zwołał posiedzenie Rady Gabinetowej (rząd pod przewodnictwem prezydenta), na którym jednak – jak wspominał – „okazało się, że członkowie rządu, w tym w szczególności pani minister Kopacz, są w ogóle nie przygotowani do dyskusji, wobec czego po niespełna godzinie zamknąłem spotkanie”. Premier Tusk zawsze bronił swojej protegowanej w resorcie zdrowia, choć nieraz jej dalsze urzędowanie stało pod znakiem zapytania. Oczekiwano dymisji prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia i do takiej dymisji przychylał się Tusk. Ale Kopacz go bezwzględnie broniła: „Tak? W takim razie ja też odchodzę. Ty mnie możesz już też odwoływać” - wrzeszczała i wychodziła, trzaskając drzwiami. Sam Tusk wściekał się na dobre i groził: „Dobrze, to będziesz odwołana, Grzesiek szukaj następnego ministra. Dosyć tego – odgrażał się”. Ale to trwało z godzinę, a następnego dnia spotykał się z Kopacz na kawie. I było po sprawie. Ta zadziwiająca słabość Tuska do Ewy Kopacz wynikała nie tylko z lojalności Kopacz do premiera, ale również z faktu nieumiejętności i braku koncepcji PO do przeprowadzenia niezbędnych zmian w służbie zdrowia. Natomiast politycy PO prześcigali się w różnych oszustwach, dla przykładu afera łapówkarska posłanki PO Beaty Sawickiej „mistrzyni kręcenia lodów” w uzdrawianiu upadłych polskich szpitali, a po sfingowanym procesie „płaczu” i przekrętów w polskim wymiarze sprawiedliwości, uniewinniona z wszelkich zarzutów. Konsekwencje jej oszustw poniósł poseł PIS „Agent Tomek”, który odkrył tę aferę. Sawicka nie będzie siedzieć w więzieniu! Była posłanka PO na oczach całej Polski brała łapówkę, a teraz została całkowicie uniewinniona. Sąd Najwyższy utrzymał wyrok uniewinniający Beatę Sawicką i burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego w głośnej aferze korupcyjnej. Czy w jedynej aferze PO? W to, że Beata Sawicka przyjęła łapówkę od agenta Tomka, nikt nie ma wątpliwości. Sąd Najwyższy w oddalił jednak skargę kasacyjną prokuratury, która nie zgadzała się z wyrokiem uniewinniającym Sawicką i Wądołowskiego. Jak zwrócił uwagę prezydent Lech Kaczyński w czasie posiedzenia Rady Gabinetowej „był tylko jeden jeszcze nie do końca niesprecyzowany pomysł: sprywatyzujmy wszystko, to znaczy zamieńmy w spółki komercyjne”. Pomysł ten Kopacz próbowała przeforsować od początku swojego urzędowania, ale dopóki żył Lech Kaczyński, natrafiała na prezydenckie weto ustawodawcze. Udało się to dopiero w marcu 2011 r. Stało się tak pomimo afery z posłanką PO Betą Sawicką, która w rozmowach nagranych przez CBA w 2007 roku chwaliła się, że prywatyzacja służby zdrowia umożliwi „kręcenie lodów”. I rzeczywiście, dzięki ustawom przygotowanym przez Ewę Kopacz takie „kręcenie lodów” zaczęło się w wielu miastach, powiatach i województwach rządzonych przez koalicję PO – PSL.   BIERNA, MIERNA, ALE WIERNA  Kopacz obciąża również ustawa o refundacji leków, która weszła w życie od stycznia 2012 r. wywołując chaos w aptekach oraz protesty lekarzy i aptekarzy. Sejm musiał szybko znowelizować ustawę, a skutki tej kompromitacji spadły już na następnego ministra Bartosza Arłukowicza, bo w listopadzie 2011 r. Ewa Kopacz otrzymała stanowisko marszałka Sejmu. W ten sposób Donald Tusk upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu: odebrał tę funkcję Grzegorzowi Schetynie (czytaj Szetynie ) i pozbył się z rządu jednego z najgorzej ocenianych ministrów, w dodatku zyskał posłusznego nadzorcę Sejmu, zawsze dbającego o interesy rządu. Jej wybór na marszałka był wymownym przykładem polityki kadrowej Tuska, która polega na lansowaniu osób „biernych, miernych, ale wiernych”. Kopacz posiadała nie wielkie doświadczenie parlamentarne, a jej najgłośniejsze wystąpienie w Sejmie okazało się tragiczną kompromitacją. Chodzi o informację na temat jej pobytu w Moskwie zaraz po zamachu smoleńskim wygłoszoną 29 kwietnia 2010 r. Ewa Kopacz deklarowała wówczas w stylu kłamstwa katyńskiego komisji Burdenki - Katyń 1940:   „NAJMIEJSZY SKRAWEK, KTÓRY ZOSTAŁ PRZEBADANY, NAJMIEJSZY SZCZĄTEK, KTÓRY ZOSTAŁ ZNALEZIONY NA MIEJSCU KATASTROFY, WTEDY KIEDY PRZEKOPYWANO Z CAŁĄ STARANNOŚCIĄ ZIEMIĘ NA MIEJSCU TEGO WYPADKU NA GŁĘBOKOŚCI PONAD 1 METRA I PRZESIEWANO JĄ W SPOSÓB SZCZEGÓLNIE STARANNY, KAŻDY ZNALEZIONY SKRAWEK ZOSTAŁ PRZEBADANY GENETYCZNIE”.   Wkrótce okazało się, iż Kopacz bezczelnie okłamała społeczeństwo i Rodziny Katyńskie w stylu Kłamstwa Katyńskiego 1940 i "braterstwa ludu pracującego miast i wsi" , tak, jak życzyli sobie tego towarzysze radzieccy, generalissimus Tatiana Anodina, tow. Wladimir Putin, KGB, z powołanymi komisjami tow. Millera, tow. Laska z Donaldem Tuskiem w tle. Wiele spośród ciał rzekomo tak świetnie przebadanych w Moskwie wróciło do Polski i zostało pochowanych nie pod swoimi nazwiskami. Po wielu miesiącach od katastrofy trzeba było dokonywać powtórnych pochówków. Już 11 kwietnia 2010 roku, w trakcie pierwszego spotkania rodzin ofiar katastrofy z ministrami z kancelarii premiera, którzy koordynowali działania polskiej strony na miejscu – ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz i minister Tomasz Arabski przekazali rodzinom, że szczątki po identyfikacji zostaną włożone do specjalnych trumien i zalutowane w moskiewskim prosektorium. A po przetransportowaniu ich do Polski, nie będą już otwierane. Spotkanie rodzin z ministrami miało miejsce pierwszego dnia po tragedii, w hotelu gdzie zakwaterowano bliskich ofiar katastrofy. – Ewa Kopacz z Tomaszem Arabskim tłumaczyli, że raz zaspawanych trumien nie będzie już można otworzyć – przyznaje Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze Tomaszu Mercie († 45 l.). Nie ulega wątpliwości, że skompromitowana minister zdrowia i fatalna marszałek Sejmu nie będzie też lepszym premierem. I to się okazało prawdą.   EWA KOPACZ HEJTER INTERNETOWY  50 opłacanych trolli internetowych ma krytykować w sieci PiS i prezydenta elekta Andrzeja Dudę - tak w praktyce ma wyglądać internetowa ofensywa Platformy Obywatelskiej, jaką na wyjazdowym posiedzeniu klubu ujawniła premier Ewa Kopacz. Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska tłumacząc się z tego, ujawniła kolejną, bardzo ciekawą informację. Wszyscy członkowie PO mają zostać wyszkoleni, by w Internecie... zachowywać się jak "hejterzy". Jak Platforma Obywatelska chce wygrać jesienne wybory parlamentarne? Pięćdziesięciu opłacanych trolli internetowych ma krytykować w sieci PiS, a także prezydenta elekta Andrzeja Dudę. Miała to oznajmić sama premier Ewa Kopacz – informuje „Rzeczpospolita” na swojej stronie. Małgorzata Kidawa-Błońska uznała tę informację za wyrwaną z kontekstu, jednak w swoich tłumaczeniach jeszcze bardziej pogrążyła swoją szefową. Jak stwierdziła rzecznik rządu, Ewa Kopacz w Jachrance (miejsce gdzie obywał się zjazd klubu PO - przyp. red.) powiedziała jedynie, że... chciałaby „aby po przeszkoleniach wszyscy członkowie Platformy byli aktywni i zachowywali się jak hejterzy”. Co to znaczy "hejter"? Od angielskiego "hate" (nienawiść) - internauta, który nienawidzi innych ludzi i atakuje obiekt swojej nienawiści. Według jednej z definicji słownika slangu i mowy potocznej "Hejter", to "człowiek, który obraża kogoś lub coś nie podając argumentów lub jego argumenty są trefne".  CZY EWA KOPACZ JEST AGENTEM IZRAELA W POLSCE? CZY BRONISŁAW KOMOROWSKI TO ZŁODZIEJ I HANDLARZ BRONIĄ?   Czy nie powinno niepokoić Polaków, że jeden z dobrych znajomych premier polskiego rządu, "Miś" Michał Kamiński, który określany jest również jako jeden z głównych doradców prezesa Rady Ministrów jest jednocześnie pracownikiem zagranicznej żydowskiej agencji wywiadowczej? Doradca premier Ewy Kopacz jest pracownikiem izraelskiej firmy wywiadowczej Prism Group. Z pewnością może on przekazywać tej amerykańsko-izraelskiej firmie istotne informacje na temat działalności polskiego rządu, zwłaszcza, że jest on częstym wizytatorem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.   „GŁOS POLSKI” TORONTO nr 34 z 20 – 26. 08. 2014 str. 3 podaje w tytule „CZY BRONISŁAW KOMOROWSKI TO ZŁODZIEJ I HANDLARZ BRONIĄ?": "Z tajnych materiałów komisji weryfikacyjnej ds. rozwiązania Wojskowych Służb Informacyjnych ma wynikać, że Bronisław Komorowski patronował fundacji wyłudzającej pieniądze od Wojskowej Akademii Technicznej. W rękach redakcji "Wprost" są również dokumenty mające świadczyć o używaniu przez Komorowskiego WSI do niszczenia podwładnych i kontaktach z międzynarodowymi  handlarzami bronią o fatalnej reputacji" Kopacz nigdy nie była, nie jest i nigdy nie będzie politykiem samodzielnym, kompetentnym i posiadającą własną wizję Polski. Będzie tylko i wyłącznie marionetką Tuska, poprzez którą zachowa on w Brukseli kontrolę nad swoją partią i rządem. Wyborcy poznają się na tym tricku w październiku 2015 r.. Platforma przegra wybory parlamentarne.   100 MILIONÓW EURO "POŻYCZKA" DLA BANDEROWSKIEJ UKRAINY  Ewa Kopacz z kieszeni polskiego podatnika "pożyczyła" na lat 10 oligarchom ukraińskim 100 milionów euro. Przedtem nie uznała zbrodni ludobójstwa 200 tysięcy Polaków popełnionych na Kresach II RP przez zbrodniarzy OUN-UPA. Kopacz zapewne w porozumieniu z Michałem Kamińskim, agentem Izraela w Polsce, a jej doradcą oficjalnym "wspomaga" w ten sposób banderowską oligarchię na Ukrainie. Przecież przyjaciel PO zamordowany Jan Kulczyk pośredniczył swoim kapitałem w ukraińskie oligarchiczne interesy. Jakie korzyści finansowe będzie miała Kopacz? Tego się nie dowiemy. Ale przez ten następny stracony rok Polską rządzi figurantka. Bierna, mierna ale wierna.   Źródła:   http://niepoprawni.pl/blog/2218/ewa-kopacz-doktor-smierc-z-prymitywnym-k...  http://niepoprawni.pl/blog/2218/ewa-kopacz-aniol-smierci  http://www.naszapolska.pl/index.php/categories/polska/18405-czas-figurantki Paweł Sergiejczyk   http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/wyciek-tajnego-aneksu-do-raportu-wsi-0  http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/michal-kaminski-doradca-ewy-kopacz-agentem-izraelskiego-wywiadu     
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.9(głosów:13)
Kategoria wpisu: 

WRZESIEŃ 1939 - OD WESTERPLATTE DO KATYNIA CZ. I

$
0
0
Ilustracja: 
WRZESIEŃ 1939  – OD WESTERPLATTE DO KATYNIA GENEZA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ POCZĄTKI DZIAŁALNOŚCI POLITYCZNEJ ADOLFA HITLERA CZ. I   Adolf Hitler w 1919 roku wstąpił do Niemieckiej Partii Robotniczej, której nazwę w następnym roku zmienił na NSDAP. Stanął na jej czele w 1921 roku. Po nieudanym puczu monachijskim w 1923 roku (inaczej pucz piwiarniany) został skazany na pięć lat więzienia i osadzony w więzieniu w Landsbergu. Napisał tam książkę „Mein Kampf” („Moja walka”), w której sformułował program ruchu nazistowskiego. Żądał w nim przestrzeni życiowej (Lebensraum) dla Niemców, która miała im się należeć jako narodowi Panów (Herrenvolk). Doktryna ta zawierała wyraźne koncepcje rasistowskie, nacjonalistyczne i lewicowe. Po przedterminowym zwolnieniu z więzienia skupił wokół siebie grono ambitnych i bezwzględnych współpracowników (Göring, Goebbels, Hess, Himmler). Wykorzystując swoje zdolności oratorskie i talenty demagogiczne oraz korzystając z kryzysu gospodarczego doprowadził do przejęcia władzy przez swoją partię w 1933 roku.   FASZYZM  Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech zapanował faszyzm. Faszyzm (z włoskiego fascio – wiązka, związek), kierunek polityczny powstały po I wojnie światowej, jako opozycyjny wobec działalności socjalistów i komunistów. Głoszący hasła skrajnie nacjonalistyczne, antydemokratyczne i antyliberalne, zmierzający do stworzenia państwa totalitarnego i monopartyjnego. Skupiał w swoich szeregach nie tylko tzw. warstwy średnie (średnia burżuazja miejska i wiejska, drobnomieszczaństwo, drobni kupcy, byli wojskowi), ale także najbardziej zacofane grupy klasy robotniczej (zwłaszcza w Niemczech). Hitler dążył do osiągnięcia „przestrzeni życiowej”(Lebensraum) dla Niemców „rasy panów” (Herrenvolk) i parcia na Wschód (Drang nach Osten). Cele te usiłował zrealizować t. zw. wojną błyskawiczną (Blitzkrieg). Lebensraum (z niemieckiego "przestrzeń życiowa"), nazistowska doktryna polityczna głosząca, iż ekspansja polityczna państw i ich rozwój determinowane są położeniem geograficznym. Miała uzasadniać agresywną politykę III Rzeszy wobec sąsiadów. Drang nach Osten (niem. "parcie na wschód") – pojęcie historyczne określające politykę niemieckiej ekspansji terytorialnej na tereny słowiańskie i nadbałtyckie, stosowane w odniesieniu do czasów średniowiecznych, przełomu XIX i XX wieku oraz w kontekście polityki utworzonej przez Adolfa Hitlera partii nazistowskiej w XX wieku. Realizacja doktryny miała zapewnić rosnącemu liczebnie narodowi niemieckiemu odpowiednie warunki życia. Miała być uzasadnieniem masowej eksterminacji ludności zamieszkującej tereny niemieckiej ekspansji. We współczesnym znaczeniu jest rozumiana jako nieliczenie się z zasadą suwerenności, integralności terytorialnej i zwierzchnictwem terytorialnym innych państw. Swoje imperialne cele osiągnąć pragnął przez prowadzenie „wojny błyskawicznej” („Bitzkrieg”). Jednym z najlepszych przykładów użycia taktyki „wojny błyskawicznej” jest kampania niemiecka we Francji w 1940 roku. Kraj ten został pokonany dzięki tej taktyce zaledwie w kilka tygodni. W 1941 roku po rozpoczęciu planu „Barbarossa” wojna błyskawiczna napotkała po raz pierwszy na poważny opór, kiedy Niemcom nie udało się zdobyć Moskwy, Stalingradu, a blokada Leningradu trwała bardzo długo i nie doprowadziła do zdobycia przez Niemców miasta.   Po osiągnięciu zamierzonych podbojów Hitler planował całkowite zniszczenie narodu żydowskiego w pierwszej kolejności, następnie Cyganów i Polaków. Zbrodnie ludobójstwa niemieckiego dokonane przez Niemców w podbitej Polsce są ogólnie znane, dlatego zatrzymam się chwilę nad genezą II wojny światowej i prowadzonych oszustw propagandowych Hitlera przed napadem na Polskę 1 września 1939 roku, bez wypowiedzenia wojny, który de facto zapoczątkował rozpoczęcie II wojny światowej. Żądania Hitlera wobec Polski:   -budowa trasy eksterytorialnej łączącej Niemcy i Prusy Wschodnie przez terytorium Polski,   -przystąpienie Polski do Paktu Antykominternowskiego,   -włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy,   Wszystkie żądania Hitlera (na propozycję ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka) zostały odrzucone przez Polskę.   OKOLICZNOŚCI ZAWARCIA POLSKO – NIEMIECKIEGO PAKTU O NIEAGRESJI Z 26 STYCZNIA 1934 ROKU   Hitler wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał wierność traktatom, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia, iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami.   ZBLIŻENIE Z NIEMCAMI   Francuska indolencja, tak wyraźnie ujawniona w czasie sondaży na temat wojny prewencyjnej, umacniała pozycję Józefa Becka w kierownictwie państwa polskiego, który jako jeden z nielicznych za Francuzami nie przepadał (z powodów raczej osobistych), ale też nie był nigdy germanofilem wbrew licznym insynuacjom, pochodzącym głównie i bezpodstawnie od wywiadu francuskiego. Praw polskich w Gdańsku bronił wręcz zażarcie. Lecz na przedwiośniu 1933 roku uznał, że ułożenie dobrych stosunków z Niemcami staje się podstawową koniecznością. Wynikała bezspornie z bierności mocarstw zachodnich, a przede wszystkim sojuszniczej Francji. Był to wniosek ogólnie biorąc słuszny. Niestety Beck założył dodatkowo, iż ułożenie dobrych stosunków z Niemcami będzie nie tylko możliwe, ale też trwałe właśnie w pertraktacjach z Hitlerem, który nie był „Prusakiem” i uchodził za „dobrego Austriaka”, nie godzącego się z „imperialnymi zapędami pruskich junkrów”. Podstawowe dzieło Hitlera, „Mein Kampf”, w którym powiadano bardzo wyraźnie o „niemieckim posłannictwie na Wschodzie” i o konieczności przedsięwzięcia przez Niemcy wielkiego Marszu na Wschód , najprawdopodobniej skłonny był Beck uznać za zwyczajną „propagandówkę” wyborczą.   Tak zresztą oceniali wówczas „Mein Kampf” również inni, wybitni politycy europejscy. Wywiad z Ethertonem szybko szedł w zapomnienie. Pierwsze efekty tej kalkulacji wyglądały nieźle. Bez wątpienia nowy kanclerz Rzeszy uznać musiał się za przypartego do muru. Odpowiednią instrukcję, zalecającą skupienie się na temacie Gdańska, polski poseł w Berlinie, Alfred Wysocki otrzymał z datą 18 kwietnia. 2 maja odbył rozmowę z Hitlerem i natychmiast sporządził dla swego ministra ściśle tajny raport, w którym referował: „Opinia publiczna Polski stale jest  alarmowana stanowiskiem stronnictwa nacjonal-socjalistycznego w Gdańsku, którego prasa i przywódcy starają się we wszystkich wpoić przekonanie, że oddanie Wolnego Miasta Gdańska Niemcom jest tylko kwestią czasu i to szczególnie od chwili, kiedy ster rządu w Rzeszy objął Adolf Hitler. Jako przedstawiciel Polski w Berlinie muszę zaznaczyć, że nie dopatrzyłem się dotąd w bezpośrednich wystąpieniach Kanclerza potwierdzenie owych pogróżek. Uważam je jednak wraz z moim Rządem i polską opinią publiczną za niezwykle niebezpieczne nie tylko dla stosunku Polski do Wolnego Miasta Gdańska, ale także dla naszego pokojowego współżycia między moim krajem a Rzeszą...”. Swoje wyjaśnienia na temat polskich racji tak opisuje Wysocki w dalszej części raportu. „...Pozwalam sobie przy tym zwrócić uwagę Kanclerza na niezwykłą czujność, z jaką Polska odnosi się w ogóle do całokształtu kwestii łączących się z jej dostępem do morza i prawami jakie nabyła w Gdańsku na podstawie Traktatu Wersalskiego. Ojcowie nasi popełnili już raz wielki błąd nie popierając należycie rozwoju własnej floty handlowej i lekceważąc sobie stanowisko, jakie Polsce przypadło w udziale na Bałtyku. Tego błędu nasze pokolenie popełnić nie może i każdy z nas bez wyjątku uważa nasz dostęp do morza za interes życiowy Polski i jest gotów bronić go do upadłego. Byłoby więc niezmiernie pożądanym, aby Kanclerz zechciał w formie jaką uważa za stosowną oświadczyć, że ani on, ani rząd Rzeszy nie mają zamiaru naruszać nabytych przez Polskę praw i interesów w Wolnym Mieście Gdańsku. Jestem przekonany, że tego rodzaju oświadczenie wpłynie nie tylko uspokajająco na bardzo podnieconą i zaniepokojoną opinię publiczną w Polsce, ale także będzie wskazówką dla tych niemieckich czynników, które zasłaniając się autorytetem Kanclerza działają często przeciwko nam na własną rękę...”. Hitler miał na to odpowiedzieć w dłuższym przemówieniu, w którym między innymi Wysocki usłyszał: „...Kanclerz nie pojmuje zaniepokojenia opinii publicznej w Polsce. Ani on, ani żaden z członków jego rządu nie uczynili, ani nie powiedzieli nic takiego, co mogłoby to zaniepokojenie usprawiedliwić. Rząd Rzeszy pod przewodnictwem Kanclerza nie ma bynajmniej zamiaru naruszania istniejących traktatów i uważa je za obowiązujące, respektując te obowiązki i prawa, jakie te traktaty na Rzeszą nakładają. Niemcy nie uznają natomiast żadnych praw Polski do Gdańska, które wykraczałyby poza ramy istniejących traktatów. Uważały też obsadzenie Westerplatte przez wzmocnione oddziały polskie za bezprawne i miały wszelki powód, Niemcy, nie Polska, do zaniepokojenia...”. Przyszła z kolei pora na ton bardziej pojednawczy: „...W zupełnie innym tonie rozmawialibyśmy z pewnością – mówił Kanclerz zwracając się wprost do mnie – z przedstawicielem Polski, gdyby np. traktat pokoju wyznaczył Polsce jej dostęp do morza dalej na wschód od Gdańska, a nie rozdzierał żywe ciało niemieckie. Gdyby nie ten złośliwy i bezsensowny wymysł, byłyby z pewnością stosunki niemiecko - polskie ułożyły się tak, jak tego domaga się prawda życia, sąsiedztwo i wzajemne położenie gospodarcze. Ciągły niepokój i troska o jutro polityczne są jedną z przyczyn, dla których 7 milionów Niemców jest pozbawionych pracy i siły nabywczej.   Gdyby tego bezrobocia nie było, Niemcy pochłaniałyby łatwo w normalnych warunkach politycznych tę nadwyżkę produktów rolnych, jaką Polska ma do zbycia. Stosunki obu państw oparłyby się wówczas o najrozumniejsze, bo naturalne podstawy. Niemcy sprzedawałyby Polsce wyroby fabryczne, kupując w zamian jej produkty rolnicze. Kanclerz nie podziela zapatrywań wątpiących w prawa do bytu Polski, przeciwnie, uznaje je i rozumie. Polska powinna także ze swej strony starać się zrozumieć prawa i interesy Niemiec. Jeżeli we wzajemnym ocenianiu się zapanuje pewne umiarkowanie, wówczas uwidoczni się także wiele wspólnych obu państwom interesów. Führer przeglądał niedawno tabele statystyczne obejmujące liczbę urodzin w Rosji. Zdumiewająca płodność tego narodu nasunęła mu wiele poważnych myśli o niebezpieczeństwach jakie z tego faktu dla Europy, a więc i dla Polski, wyniknąć mogą. Kanclerz wspomina o tym dlatego, aby mi dać przykład, jak bez żadnych uprzedzeń odnosi się do naszego państwa. Kanclerz mówił bez przerwy, tak że dopiero przy samym końcu naszej rozmowy mogłem zwrócić jego uwagę na cały szereg wypadków ostatniej doby w Niemczech, które usprawiedliwiają w zupełności zaniepokojenie polskiej opinii publicznej. Zaznaczyłem że stosunek obu państw ocenia się tutaj (to jest w Berlinie) tylko na podstawie jednostronnego naświetlenia i jednostronnie przedstawianych wypadków. Rząd niemiecki widzi zawsze tylko pewne fakty w Polsce, a nie chce nic wiedzieć o tym, że są one niemal wyłącznie następstwem odpowiednich zdarzeń w Niemczech. Prasa niemiecka i tutejszy Urząd dla Spraw Zagranicznych oburzali się np. na ostatnie wystąpienia Związku Powstańców na Górnym Śląsku, a wystąpienia te były tylko bezpośrednią konsekwencją barbarzyńskiego pobicia trzech Polaków we Wrocławiu, ponieważ używali oni w miejscu publicznym języka polskiego. Jeżeli w Polsce odbywają się, czy odbywały przeciwniemieckie demonstracje, to uważa się je tutaj (w Berlinie) za bezpodstawne wybuchy nienawiści do Niemiec, kiedy one są naturalną odpowiedzią na pobicie i znęcanie się nad stu kilkudziesięciu obywatelami polskimi w Niemczech, którzy mimo sześciu złożonych przeze mnie w Urzędzie dla Spraw Zagranicznych not nie otrzymali żadnego zadośćuczynienia czy odszkodowania. Powiedziałem dalej, że wiem, iż Kanclerz jest bardzo zajęty, nie chcę go więc trudzić przytaczaniem dziesiątku wypadków, jakie zdarzają się bez przerwy na terenie Niemiec i są wyłącznie skierowane przeciwko obywatelom polskim lub polskości obywateli niemieckich. Aby temu niebezpiecznemu stanowi rzeczy zapobiegnąć wydaje mi się więc bardzo pożądanym wydanie komunikatu, który potwierdziłby pokojowe intencje Kanclerza Rzeszy wobec naszego państwa". W odpowiedzi na to zwrócił się Kanclerz do ministra Neuratha , godząc się na tego rodzaju komunikat. Formuła wszakże tego komunikatu nie od razu została uzgodniona ze względu na niespodziewanie wynikłe obstrukcje von Neuratha, oczywiście zaprogramowane wcześniej przez jego zwierzchnika. W tekście na koniec przyjętym czytelnicy prasy przeczytali jednak: „...Kanclerz podkreślił zdecydowany zamiar rządu niemieckiego do utrzymywania jak najściślej jego postawy i postępowania w ramach istniejących traktatów”. Zarówno rozmowa, jak i komunikat po niej ogłoszony, wywarły w Europie wrażenie. Nikt się nie spodziewał podobnej ugodowości Hitlera, i to właśnie w stosunku do Polski. Inicjatywę można było uznać za rzeczywiście śmiałą. Wysockiemu zlecił Józef Beck misję, prawie równą wystosowaniu ultimatum.   Wykorzystywał pożyteczne pogłoski, obiegające już Europę, o polskim zamiarze spacyfikowania Niemiec w wojnie prewencyjnej. Równocześnie pogłoski te na prawo i lewo dementował, jak przystało politykowi bezwzględnie żądającemu pokoju. Hitlera postraszono więc i przyhamowano. Rezultaty dały się zaobserwować niemal natychmiast, mianowicie po wyborach w Gdańsku przeprowadzonych z końcem maja 1933 r. Wygrała je partia hitlerowska. Przewodzący jej tutaj Albert Forster i jego zastępca, Herman Rauschning obejmujący prezydenturę Senatu oznajmili natychmiast, że będą respektować prawa Polski w Wolnym Mieście. Tak polecił im Hitler żądając jednocześnie cierpliwości; zapowiadał rozstrzygnięcie sprawy gdańskiej w momencie przezeń wybranym, kiedy Niemcy zyskają na siłach. Na razie jednak, senat Wolnego Miasta zaprzestał skarżenia Polski do Ligi Narodów. Rozmaite spory, niekiedy bardzo ważne i latami wleczone stawały się teraz możliwe do rozstrzygnięcia w dwustronnych rozmowach bezpośrednich; tak sfinalizowano sprawę korzystania przez Polskę z portu gdańskiego, tak doprowadzono do zabezpieczenia praw ludności polskiej. Działo się to kosztem zgody polskich czynników oficjalnych na „hitleryzację” władz miasta, co ułatwiało i przyspieszało likwidację miejscowej, niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej. W Warszawie wszelako „hitleryzm”, jak to już wyżej wspominano, traktowany był początkowo jako system polityczny w każdym razie mniej polakożerczy od systemu choćby Republiki Weimarskiej. Tak więc, pierwsze efekty rozmowy z 2 maja mogły skłaniać do pewnego optymizmu zresztą nie tylko w sprawach gdańskich; oto nagle wpłynęły zaległe pieniądze za tranzyt przez Pomorze. Wydaje się jednak, że zarówno Wysocki, jak i w jeszcze większym stopniu jego mocodawca nie zwrócili zbyt wiele uwagi na parę istotnych kwestii, jakie Hitler zaznaczył wobec posła polskiego w wygłoszonym doń, długim przemówieniu. Wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. W przeciwieństwie do swego rozmówcy, pomstował na Traktat Wersalski. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami. Piłsudski jak i Beck, zgodnie zresztą z większością ówczesnych polityków europejskich i wielu poza tym politykami niemieckimi, nie za bardzo wierzyli w trwałość sukcesu Hitlera. Na razie był dla nich wygodny jako całkiem nieoczekiwany orędownik sprawy ugodzenia się z Polską, ustąpienia w Gdańsku, zakończenia wojny celnej. Słusznie zamierzali wygrać tę bardzo osobliwą koniunkturę. W Genewie latem 1933 roku odbywały się trwające już od dawna obrady konferencji rozbrojeniowej. Hitlerowcy mieli już w głowach cały wielki plan, oczywiście nie rozbrojenia, lecz uzbrojenia Niemiec. 14 października Niemcy z hukiem opuściły konferencję, po czym wkrótce wystąpiły z Ligi Narodów. Rząd hitlerowski motywował ów krok rzekomą dyskryminacją Niemiec wypływającą z Traktatu Wersalskiego.   Wyście Niemiec z Ligi Narodów poniekąd uwalniało wprawdzie Hitlera od przymusu przestrzegania reguł gry międzynarodowej, a ściśle od ograniczeń narzuconych traktatem wersalskim, ale krok ten też mógł i powinien był wywołać najostrzejsze reakcje ze strony przede wszystkim Francji. Hitler liczył się nawet z możliwością koncentrycznej interwencji zbrojnej sił francuskich, polskich, belgijskich i czechosłowackich działających w imieniu Ligi Narodów. Lecz interwencja nastąpić nie mogła ze względu na zupełny brak zainteresowania Francji. I tak Hitlerowi udał się pierwszy bluff.   POLSKO – NIEMIECKA DEKLARACJA O NIEAGRESJI   15 listopada Hitler przyjął nowego posła polskiego, Józefa Lipskiego. Wysocki odszedł z awansem, obejmując ambasadę w Rzymie. W czasie tej rozmowy Hitler znowu „grał zaprzysięgłego pacyfistę”, a wracając do myśli wykluczenia wojny ze stosunków polsko-niemieckich zaznaczył, że „...można by to ubrać w formę traktatową”. Dość szybko bo już 27 listopada poseł niemiecki w Warszawie, von Moltke został przyjęty przez Piłsudskiego i przedłożył projekt przyszłego układu. Miał od Neuratha instrukcje wykręcenia się od powszechnie w dyplomacji przyjętych terminów i proponował zamiast „paktu” lub „układu” niemieckie Erklarung co znaczy „określenie” lub „deklaracja”. Przejrzawszy projekt Piłsudski zauważył, że stare terminy też mają swoją wartość. Zakwestionował zawartą w projekcie możliwość, w oparciu o układ arbitrażowy z Locarno, odwoływania się do Ligi Narodów; Niemcy wszakże już do niej nie należały. Z pewnym opóźnieniem, aby Niemcy nie pomyśleli, że Polakom bardzo się spieszy, a więc z zastosowaniem taktyki, ale w tym wypadku przemyślanej i zastosowanej słusznie, 9 stycznia 1934 roku przedstawił Lipski ministrowi Neurathowi polski kontrprojekt przyszłego układu. Zawierał on między innymi poprawkami zgodę na ominięcie terminów „pakt” lub „układ” jak orzekli prawnicy, z punktu widzenia prawa międzynarodowego była to w końcu sprawa bez znaczenia. 26 stycznia 1934 r. w Berlinie ogłoszono polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych obu państw, czyli mówiąc językiem dyplomacji klasyczny pakt o nieagresji. Deklaracja miała pozostawać w mocy przez dziesięć lat, przy tym dokumenty ratyfikacyjne postanowiono wymienić w Warszawie. Zresztą o to właśnie chodziło obu stronom, choć każdej z innych powodów. Dla Polski układ z Niemcami miał stanowić ukoronowanie doktryny polityki równowagi, stanowić miał też prowizoryczne zabezpieczenie wobec utraty wszelkich zabezpieczeń ze strony Ligi Narodów, z którą Niemcy po prostu zerwały, a także w związku z niepewnością co do postawy sojuszniczki francuskiej, zachowującej się coraz bardziej dwuznacznie. Dla Niemiec natomiast układ formalny z Polską stwarzać mógł, po opuszczeniu przez nie Ligi Narodów, sytuację poniekąd rehabilitacyjną na arenie międzynarodowej, stanowiąc kamuflażowe świadectwo „najlepszej woli niemieckiej” w uregulowaniu stosunków sąsiedzkich; przyciągać też miał, i chyba przede wszystkim, „oszołomioną dobrodziejstwem” takiego porozumienia Polskę do coraz ściślejszego współdziałania w realizacji hitlerowskich planów zawładnięcia Europą. Jak pisze Alan Bullock („Hitler i Stalin żywoty równoległe” PIW 1991) oraz („Hitler studium tyranii” Czytelnik 1969): „Niespodziewanym posunięciem Hitlera, które zmieniło w sposób zasadniczy dotychczasową politykę zagraniczną Niemiec, było podpisanie w styczniu 1934 roku paktu o nieagresji z Polską. Jeżeliby szukać państwa, które samym swym istnieniem stanowiło obrazę dla niemieckich nacjonalistów, to była nim niewątpliwie Polska. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy utraciły na jej korzyść Poznań, Wielkopolskę i Górny Śląsk, a polski korytarz oddzielał od Rzeszy Gdańsk i Prusy Wschodnie. Polska odgrywała też główną rolę w cordone sanitaire, stworzonym przez Francję wokół Niemiec w Europie wschodniej.” Kolejnym krokiem Hitlera było zakończenie wojny celnej w marcu 1934 r. zwykłym protokołem. Był to następny pojednawczy gest wobec Polski, aby w ten sposób osłabić sojusz polsko-francuski w czasie, kiedy sam przeciwstawiał się państwom zachodnim i Moskwie oraz rozpoczynał intensywne zbrojenia niemieckie. Na linii Berlin-Warszawa zanotowano u schyłku roku dalszy postęp: 1 listopada poselstwa obu stron podniesiono do rangi ambasad. Wszystkie te działania udowadniały, że Hitler nie mógł sobie jeszcze pozwolić na zdetonowanie wojny choćby lokalnej. Sztabowcy niemieccy liczyli się wciąż z możliwością inwazji polskiej i na taki przypadek, celem zabezpieczenia kierunku berlińskiego, rozpoczęli w tymże 1934 roku budowę systemu umocnień stałych na rubieży Szczecinek, Wałcz, Gorzów Wielkopolski; tak powstawać zaczął Wał Pomorski, po niemiecku Pommerrnstellung, którego budowę prowadzono aż do roku 1939. Szybko jednak przyszła kolej na hitlerowskie przedsięwzięcia już wyraźnie ofensywne. 16 marca 1935 roku rząd niemiecki ogłosił wprowadzenie w Rzeszy powszechnego obowiązku służby wojskowej. Zapowiadano utworzenie sił lądowych złożonych z 36 dywizji o łącznej sile 550 tysięcy ludzi na stopie pokojowej. Podobną siłą nie dysponowało w okresie pokoju żadne z państw kontynentu. W zdumiewającej zgodzie z wielu europejskimi politykami, doprawdy Hitlerowi niechętnymi, przyjmował Beck stwierdzenie, iż Niemcy i tak już od dawna zbroją się spiesznie, wobec czego decyzja z 16 marca stanowi tylko podanie tego faktu do publicznej wiadomości. Narosłemu tak groźnie problemowi remilitaryzacji Niemiec poświęcona została sesja Rady Ligi Narodów, która dała możliwość wypracowania rezolucji formalnie potępiającej niemiecką zapowiedź zbrojeń. Francja wystąpiła z projektem rozszerzenia sankcji za łamanie przez Niemcy obowiązujących je traktatów. 16 kwietnia Beck stwierdził wobec forum rady, iż uchwalenie jakiegoś nowego paragrafu sankcyjnego nie wzmoże bezpieczeństwa Europy, skoro nie stosuje się paragrafów już poprzednio uchwalonych. Dyskretne zadowolenie w Berlinie zmroziła zaraz potem wiadomość, że bezpośrednio po swym przemówieniu głosował Beck za rezolucją antyniemiecką. W niedzielę 12 maja 1935 r. o godzinie 20.45 zakończył życie Józef Piłsudski. Natychmiast powiadomiony prezydent Mościcki przyjechał do Belwederu. Beck opuścił pospiesznie kolację pożegnalną u swego odchodzącego na placówkę zagraniczną, dotychczasowego szefa gabinetu Kazimierza Dębickiego. Zwołana bezzwłocznie Rada Ministrów obradowała do północy, po czym też udała się do Belwederu celem złożenia hołdu zmarłemu. Zdecydowała ogłoszenie sześciodniowej żałoby narodowej. W dniu 13 maja w całych Niemczech zarządzono żałobne opuszczenie flag do połowy masztów; tak Hitler przypochlebiał się następcom zmarłego marszałka.   WIZYTA BECKA W BERLINIE  W trakcie przygotowywania wizyty Becka w Berlinie, która miała nastąpić natychmiast po upływie sześciu tygodni żałoby oficjalnej, 18 czerwca podpisany został brytyjsko-niemiecki układ morski, stanowiący ruinę kolejnego punktu traktatu wersalskiego i umożliwiający Niemcom legalną rozbudowę wielkiej marynarki wojennej, w skali do Royal Navy jak 35 do 100, wprawdzie z rezygnacją niemiecką z budowania lotniskowców, ale za to z równym dla obu stron parytetem w budowaniu okrętów podwodnych.   Beck następnego dnia na konferencji z najbliższymi współpracownikami omawiał to złowróżbne wydarzenie polityczne, nie okazywał jednak zaniepokojenia perspektywą obecności na Bałtyku silnej Kriegsmarine. Interesowała go bardziej możliwość oddalenia się Wielkiej Brytanii od kontynentu. W przededniu wizyty berlińskiej narastał tymczasem nowy konflikt gdański. Było rzeczą oczywistą, że nieustanne kolizje finansowe, gospodarcze i celne między Polską i Wolnym Miastem wynikały w głównej mierze z inspiracji Berlina, z inspiracji znajdujących podatną glebę pomiędzy gdańskimi szowinistami niemieckimi. Sprzeciwianie się Polsce stanowiło w gruncie rzeczy program, a był to program stworzony w Berlinie. Próbowano udowodnić światu, że odłączenie polityczne Gdańska od Rzeszy jest nonsensem. W istocie rozwój Gdańska i jego dostatek zależały wyłącznie od handlu z Polską; odcięcie od Polski oznaczałoby natychmiastową ruinę całej gospodarki tego mini-państewka. Nieco zamętu wprowadziła polsko-niemiecka deklaracja o nieagresji, kiedy to w Berlinie zdecydowano przyhamować przede wszystkim propagandową działalność antypolską. Beck był gotów, jeżeli zaszła by potrzeba, w sprawie Gdańska choćby stanąć do walki z Niemcami; równocześnie, na płaszczyźnie dyplomatycznej, wykluczał ich z pertraktacji nad sprawami Wolnego Miasta. Słusznie zalecał niedopuszczenie do rozmów z Niemcami o relacjach polsko-gdańskich; rozmowy takie rzeczywiście ułatwiać mogły Niemcom ustawienie się na pozycji arbitra. Lecz z drugiej strony, paradoksalnie, stanowisko zajęte przez Becka bardzo odpowiadało Niemcom. Gdańsk był przecież organizmem państwowym na pozór od nich niezależnym. W Gdańsku nie obowiązywał zawarty przez Niemcy z Polską układ o nieagresji, nie obowiązywały też umowy o wyhamowywaniu nieprzyjaznej wzajemnie propagandy. Toteż w Gdańsku hitlerowcy robili co chcieli w zakresie działalności antypolskiej. Z polskiego punktu widzenia należało traktować Wolne Miasto, zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy, nie jako państwo i nawet nie jako państewko, lecz jako niemiecką agenturę i rozmawiać o jej sprawach bezpośrednio z jej niemieckimi mocodawcami. Beck jednak wierzył w dobrą wolę Hitlera, gdańskie kłopoty przypisywał działaniu owych starego chowu Prusaków, od których jego zdaniem odcinało się kierownictwo hitlerowskie i tym samym poniekąd oddawał pole nieprzyjacielowi. Dopiero u schyłku roku miał się rozeznać w mechanizmie tej dywersji przeciw polskiej. 3 lipca wyjechał do Berlina. Przed frontem Dworca Śląskiego witała go kompania honorowa SS, po czym przyjął defiladę pułku już nie dawnej Reichswehry, lecz nowego Wehrmachtu. Zastosowano protokół jak dla premiera. Beck napisał później: „...rzeczywista wartość mej wizyty w Berlinie polegała na tym, że wydarzenie to było dla opinii publicznej świadectwem nowej formy stosunków między Polską a Niemcami. W pewnym sensie najważniejszą sprawą było nie to, czy stosunki te będą w przyszłości dobre czy złe; dotychczas uważano po prostu, że są one w ogóle niemożliwe; dlatego sam fakt nawiązania ich wprowadzał już nowy czynnik do polityki europejskiej.” W czasie tej wizyty pomyślnie zostały też rozstrzygnięte sprawy gdańskie. W wyniku nacisku Berlina senat Wolnego Miasta od razu zmienił stanowisko czego wyrazem było ratyfikowanie w Gdyni układu, który przywracał polską barierę celną na zewnętrznych granicach obszaru Gdańska i załatwiał sprawę finansowych rozrachunków z Wolnym Miastem. Berlin starał się tym sposobem niejako wypróbować odporność nowych władz w zmienionych uwarunkowaniach. Generalnie Hitler dawał odczuć wielki respekt dla postaci nieżyjącego już Marszałka Piłsudskiego. Równocześnie badano czy zgon Marszałka nie wpłynie na jakąś gwałtowną zmianę jego polityki.   PAKT RIBBENTROP - MOŁOTOW   Napad Czerwonej Armii i Niemców na Polskę 1 i 17 września 1939 roku został przesądzony w wyniku Paktu Ribbentrop – Mołotow zawartego 23 sierpnia 1939 roku. Pakt Ribbentrop–Mołotow, IV rozbiór Polski – umowa międzynarodowa z 23 sierpnia 1939 roku, będąca formalnie paktem o nieagresji pomiędzy III Rzeszą Niemiecką i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, która zgodnie z tajnym protokołem dodatkowym, stanowiącym załącznik do oficjalnego dokumentu umowy, dotyczyła rozbioru terytoriów lub rozporządzenia niepodległością suwerennych państw: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii. W niepełne cztery miesiące przed napadem Niemiec na Polskę minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józef Beck w dniu 5 maja 1939 roku wygłosił w Sejmie przemówienie, które jako niezmiernie ważne i znaczące dla dalszej polityki Rzeczypospolitej podaję w całości.   https://pl.wikisource.org/wiki/Przem%C3%B3wienie_J%C3%B3zefa_Becka_w_Sejmie_RP_5_maja_1939_r  Przemówienie ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józefa Becka zostało wygłoszone na plenarnym posiedzeniu Sejmu RP 5 maja 1939 roku, w odpowiedzi na mowę kanclerza Rzeszy A. Hitlera z dnia 28 kwietnia 1939 roku   Józef Beck  "Wysoka Izbo!  Korzystam ze zebrania Parlamentu, ażeby uzupełnić pewne luki w mojej pracy, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach. Bieg wydarzeń międzynarodowych uzasadniałby może więcej wypowiedzi ministra spraw zagranicznych, niż moje jedyne expose’? w Komisji Spraw Zagranicznych Senatu. Z drugiej strony, ten właśnie szybki bieg wydarzeń skłaniał mnie do odraczania deklaracji publicznej do czasu, w którym główne zagadnienia naszej polityki przyjmą bardziej dojrzałą formę. Konsekwencje, wynikające z osłabienia zbiorowych instytucji międzynarodowych i z głębokiej rewizji metod pracy między państwami, które zresztą niejednokrotnie w Izbach sygnalizowałem, spowodowały otwarcie całego szeregu nowych problemów w różnych częściach świata. Proces ten i jego skutki dotarły w szeregu ostatnich miesięcy aż do granic Rzeczypospolitej. To, co najogólniej o tym zjawisku można powiedzieć, streszczam w określeniu, że stosunki między poszczególnymi państwami nabrały bardziej indywidualnego charakteru, więcej własnego oblicza. Osłabione zostały normy ogólne. Po prostu rozmawia się coraz bardziej bezpośrednio od państwa do państwa. Jeśli o nas chodzi - zaszły wydarzenia bardzo poważne. Z jednymi państwami kontakt nasz stał się głębszy i łatwiejszy, w innych wypadkach powstały poważne trudności. Biorąc rzeczy chronologicznie, mam tu na myśli w pierwszej linii naszą umowę ze Zjednoczonym Królestwem, z Anglią. Po kilkakrotnych kontaktach w drodze dyplomatycznej które miały na celu określenie zakresu naszych przyszłych stosunków, doszliśmy przy okazji mej wizyty w Londynie do bezpośredniej umowy, opartej o zasady wzajemnej pomocy w razie zagrożenia bezpośredniego lub pośredniego niezależności jednego z naszych państw.   Formuła umowy znana jest panom w deklaracji premiera Neville Chamberlaina z dn. 6 kwietnia, deklaracji, której tekst został uzgodniony i winien być uważany za układ zawarty miedzy obydwoma Rządami. Uważam za swój obowiązek dodać tu, że sposób i forma wyczerpujących rozmów, przeprowadzonych w Londynie, dodają umowie wartości szczególnej. Pragnąłbym, aby polska opinia publiczna wiedziała, że spotkałem ze strony angielskiej mężów stanu nie tylko głębokie zrozumienie ogólnych zagadnień polityki europejskiej, ale taki stosunek do naszego państwa, który pozwolił mi z cała otwartością i zaufaniem przedyskutować wszystkie istotne zagadnienia, bez niedomówień i wątpliwości. Szybkie ustalenie zasady współpracy angielsko - polskiej możliwe było przede wszystkim dlatego, że wyjaśniliśmy sobie wyraźnie, iż tendencje obu Rządów są zgodne w podstawowych zagadnieniach europejskich; na pewno ani Anglia, ani Polska nie żywią zamiarów agresywnych w stosunku do nikogo, lecz również stanowczo stoją na gruncie respektu dla pewnych podstawowych zasad w życiu międzynarodowym. Równoległe deklaracje kierowników politycznych strony francuskiej stwierdzają, że jesteśmy zgodni miedzy Paryżem a Warszawą co do tego, że skuteczność działania naszego obronnego układu nie tylko nie może być osłabiona przez zmianę koniunktury międzynarodowej, lecz przeciwnie - że układ ten stanowić powinien jeden z najistotniejszych czynników w strukturze politycznej Europy. Porozumienie polsko - angielskie przyjął pan kanclerz Rzeszy Niemieckiej za pretekst do jednostronnego uznania za nieistniejący układu, który pan Kanclerz Rzeszy zawarł z nami w roku 1934. Zanim przejdę do dzisiejszego stadium tej sprawy, pozwolą mi panowie na krótki rys historyczny. Fakt, że miałem zaszczyt brać czynny udział w zawarciu i wykonaniu tego układu, nakłada na mnie obowiązek jego analizy. Układ z 1934 r. był wydarzeniem wielkiej miary. Była to próba dania jakiegoś lepszego biegu historii między dwoma wielkimi narodami, próba wyjścia z niezdrowej atmosfery codziennych zgrzytów i szerszych wrogich zamierzeń, w kierunku wzniesienia się ponad narosłe od wieków animozje, w kierunku stworzenia głębokich podstaw wzajemnego poszanowania. Próba sprzeciwiania się złemu jest zawsze najpiękniejszą możliwością działalności politycznej. Polityka polska w najbardziej krytycznych momentach ostatnich czasów wykazała respekt dla tej zasady. Pod tym kątem widzenia, proszę Panów, zerwanie tego układu nie jest rzeczą mało znaczącą. Natomiast każdy układ jest tyle wart, ile są warte konsekwencje, które z niego wynikają. I jeśli polityka i postępowanie partnera od zasady układu odbiega, to po jego osłabieniu, czy zniknięciu nie mamy powodu nosić żałoby. Układ polsko - niemiecki z 1934 r. był układem o wzajemnym szacunku i dobrym sąsiedztwie, i jako taki wniósł pozytywną wartość do życia naszego państwa, do życia Niemiec i do życia całej Europy. Z chwilą jednak, kiedy ujawniły się tendencje, ażeby interpretować go bądź to jako ograniczenie swobody naszej polityki, bądź to jako motyw do żądania od nas jednostronnych, a niezgodnych z naszymi żywotnymi interesami koncepcji stracił swój prawdziwy charakter. Przejdźmy teraz do sytuacji aktualnej. Rzesza Niemiecka sam fakt porozumienia polsko - angielskiego przyjęła za motyw zerwania układu z 1934 r. Ze strony niemieckiej podnoszono takie, czy inne obiekcje natury jurydycznej. Jurystów pozwolę sobie odesłać do tekstu naszej odpowiedzi na memorandum niemieckie, która będzie dziś jeszcze Rządowi Niemieckiemu doręczona. Nie chciałbym również zatrzymywać panów dłużej nad dyplomatycznymi formami tego wydarzenia, ale pewna dziedzina ma tu swój specyficzny wyraz.   Rząd Rzeszy, jak to wynika z tekstu memorandum niemieckiego, powziął swoją decyzję na podstawie informacji prasowych, nie badając opinii ani Rządu Angielskiego, ani Rządu Polskiego co do charakteru zawartego porozumienia. Trudne to nie było, gdyż bezpośrednio po powrocie z Londynu okazałem gotowość przyjęcia ambasadora Rzeszy, który do dnia dzisiejszego z tej sposobności nie skorzystał. Dlaczego ta okoliczność jest tak ważna? Dla najprościej rozumującego człowieka jest jasne, że nie charakter, cel i ramy układu polsko - angielskiego decydowały, tylko sam fakt, że układ taki został zawarty. A to znów jest ważne dla oceny intencji polityki Rzeszy, bo jeśli wbrew poprzednim oświadczeniom Rząd Rzeszy interpretował deklarację o nieagresji zawartą z Polską w 1934 r., jako chęć izolacji Polski i uniemożliwienia naszemu państwu normalnej, przyjaznej współpracy z państwami zachodnimi - to interpretacje taką odrzucili byśmy zawsze sami.   Wysoka Izbo!  Ażeby sytuację należycie ocenić, trzeba przede wszystkim postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Bez tego pytania i naszej na nie odpowiedzi nie możemy właściwie ocenić istoty oświadczeń niemieckich w stosunku do spraw Polskę obchodzących. O naszym stosunku do Zachodu mówiłem już poprzednio. Powstaje zagadnienie propozycji niemieckiej co do przyszłości Wolnego Miasta Gdańska, komunikacji Rzeszy z Prusami Wschodnimi przez nasze województwo pomorskie i dodatkowych tematów poruszonych jako sprawy, interesujące wspólnie Polskę i Niemcy. Zbadajmy tedy te zagadnienia po kolei. Jeśli chodzi o Gdańsk, to najpierw kilka uwag ogólnych. Wolne Miasto Gdańsk nie zostało wymyślone w Traktacie Wersalskim. Jest zjawiskiem istniejącym od wielu wieków, i jako wynik, właściwie biorąc, jeśli się czynnik emocjonalny odrzuci, pozytywnego skrzyżowania spraw polskich i niemieckich. Niemieccy kupcy w Gdańsku zapewnili rozwój i dobrobyt tego miasta, dzięki handlowi zamorskiemu Polski. Nie tylko rozwój, ale i racja bytu tego miasta wynikały z tego, że leży ono u ujścia jedynej wielkiej naszej rzeki, co w przeszłości decydowało, a na głównym szlaku wodnym i kolejowym, łączącym nas dziś z Bałtykiem. To jest prawda, której żadne nowe formuły zatrzeć nie zdołają. Ludność Gdańska jest obecnie w swej dominującej większości niemiecka, jej egzystencja i dobrobyt zależą natomiast od potencjału ekonomicznego Polski. Jakież z tego wyciągnęliśmy konsekwencje? Staliśmy i stoimy zdecydowanie na platformie interesów naszego morskiego handlu i naszej morskiej polityki w Gdańsku. Szukając rozwiązań rozsądnych i pojednawczych, świadomie nie usiłowaliśmy wywierać żadnego nacisku na swobodny rozwój narodowy, ideowy i kulturalny niemieckiej ludności w Wolnym Mieście. Nie będę przedłużał mego przemówienia cytowaniem przykładów. Są one dostatecznie znane wszystkim, co się tą sprawą w jakikolwiek sposób zajmowali. Ale z chwilą, kiedy po tylokrotnych wypowiedzeniach się niemieckich mężów stanu, którzy respektowali nasze stanowisko i wyrażali opinię, że to „prowincjonalne miasto nie będzie przedmiotem sporu między Polską a Niemcami” - słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dn. 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań - to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!   Te same rozważania odnoszą się do komunikacji przez nasze województwo pomorskie. Nalegam na to słowo „województwo pomorskie”. Słowo „korytarz” jest sztucznym wymysłem, gdyż chodzi tu bowiem o odwieczną polską ziemię, mającą znikomy procent osadników niemieckich. Daliśmy Rzeszy Niemieckiej wszelkie ułatwienia w komunikacji kolejowej, pozwoliliśmy obywatelom tego państwa przejeżdżać bez trudności celnych czy paszportowych z Rzeszy do Prus Wschodnich. Zaproponowaliśmy rozważenie analogicznych ułatwień w komunikacji samochodowej. I tu znowu zjawia się pytanie, o co właściwie chodzi? Nie mamy żadnego interesu szkodzić obywatelom Rzeszy w komunikacji z ich wschodnią prowincją. Nie mamy natomiast żadnego powodu umniejszania naszej suwerenności na naszym własnym terytorium. W pierwszej i drugiej sprawie, to jest w sprawie przyszłości Gdańska i komunikacji przez Pomorze, chodzi ciągle o koncesje jednostronne, których Rząd Rzeszy wydaje się od nas domagać. Szanujące się państwo nie czyni koncesji jednostronnych. Gdzież jest zatem ta wzajemność? W propozycjach niemieckich wygląda to dość mglisto. Pan kanclerz Rzeszy w swej mowie wspominał o potrójnym kondominium w Słowacji. Zmuszony jestem stwierdzić, że tę propozycję usłyszałem po raz pierwszy w mowie pana kanclerza z dn. 28 kwietnia. W niektórych poprzednich rozmowach czynione były tylko aluzje, że w razie dojścia do ogólnego układu sprawa Słowacji mogłaby być omówiona. Nie szukaliśmy pogłębienia tego rodzaju rozmów, ponieważ nie mamy zwyczaju handlować cudzymi interesami. Podobnie propozycja przedłużenia paktu o nieagresji na 25 lat nie była nam w ostatnich rozmowach w żadnej konkretnej formie przedstawiona. Tu także były nieoficjalne aluzje, pochodzące zresztą od wybitnych przedstawicieli Rządu Rzeszy. Ale, proszę panów, w takich rozmowach bywały także różne inne aluzje, sięgające dużo dalej i szerzej niż omawiane tematy. Rezerwuję sobie prawo w razie potrzeby do powrócenia do tego tematu. W mowie swej pan kanclerz Rzeszy jako koncesje ze swej strony proponuje uznanie i przyjęcie definitywne istniejącej między Polską a Niemcami granicy. Muszę skonstatować, że chodziłoby tu o uznanie naszej de jure i de facto bezspornej własności, więc co za tym idzie, ta propozycja również nie może zmienić mojej tezy, że dezyderaty niemieckie w sprawie Gdańska i autostrady pozostają żądaniami jednostronnymi. W świetle tych wyjaśnień Wysoka Izba oczekuje zapewne ode mnie i słusznie, odpowiedzi na ostatni passus niemieckiego memorandum, który mówi: „Gdyby Rząd Polski przywiązywał do tego wagę, by doszło do nowego umownego uregulowania stosunków polsko - niemieckich, to Rząd Niemiecki jest do tego gotów”. Wydaje mi się, że merytorycznie określiłem już nasze stanowisko. Dla porządku zrobię resumé. Motywem dla zawarcia takiego układu byłoby słowo „pokój”, które pan kanclerz Rzeszy z naciskiem w swym przemówieniu wymieniał. Pokój jest na pewno celem ciężkiej i wytężonej pracy dyplomacji polskiej. Po to, aby to słowo miało realną wartość, potrzebne są dwa warunki : 1) pokojowe zamiary, 2) pokojowe metody postępowania. Jeżeli tymi dwoma warunkami Rząd Rzeszy istotnie się kieruje w stosunku do naszego kraju, wszelkie rozmowy, respektujące oczywiście wymienione przeze mnie uprzednio zasady, są możliwe. Gdyby do takich rozmów doszło - to Rząd Polski swoim zwyczajem traktować będzie zagadnienie rzeczowo, licząc się z doświadczeniami ostatnich czasów, lecz nie odmawiając swej najlepszej woli. Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”.    
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.9(głosów:4)
Kategoria wpisu: 

WRZESIEŃ 1939 - OD WESTERPLATTE DO KATYNIA CZ. II

$
0
0
Ilustracja: 
WRZESIEŃ 1939  – OD WESTERPLATTE DO KATYNIA GENEZA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ POCZĄTKI DZIAŁALNOŚCI POLITYCZNEJ ADOLFA HITLERA CZ. II   PAKT - RIBBENTROP – BECK NIGDY NIE ISTNIAŁ   Istnienie takiego paktu usiłuje wmówić PT Czytelnikom tytuł książki „Pakt Ribbentrop – Beck” Piotra Zychowicza. W tekście zamieszczonym powyżej „OKOLICZNOŚCI ZAWARCIA POLSKO – NIEMIECKIEGO PAKTU O NIEAGRESJI Z 26 STYCZNIA 1934 ROKU” starałem się precyzyjnie wyjaśnić okoliczności i cel zawarcia takiego paktu o nieagresji. Pakt ów nigdy nie nosił takiej nazwy jak sugeruje tytuł książki Piotra Zychowicza i wnosił jedynie pokój, a nie wojnę. Przypomnę jedynie żądania Hitlera w trakcie rozmów przed podpisaniem owego paktu:”   Żądania Hitlera wobec Polski:   -budowa trasy eksterytorialnej łączącej Niemcy i Prusy Wschodnie przez terytorium Polski,   -przystąpienie Polski do Paktu Antykominternowskiego,   -włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy,   Wszystkie żądania Hitlera (na propozycję ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka) zostały odrzucone przez Polskę.   Józef Beck i (ur. 4 października 1894 w Warszawie, zm. 5 czerwca 1944 w Stănești) – polski polityk, dyplomata, bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego, pułkownik dyplomowany artylerii Wojska Polskiego. Członek POW, w latach 1914–1917 żołnierz Legionów Polskich i adiutant Józefa Piłsudskiego. Attaché wojskowy RP w Paryżu i Brukseli w okresie 1922–1923. W latach 1924–1925 był słuchaczem rocznego Kursu Doszkolenia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Z dniem 15 października 1925, po ukończeniu kursu i uzyskaniu tytułu naukowego oficera Sztabu Generalnego przydzielony został do Oddziału III a, Biura Ścisłej Rady Wojennej na stanowisko szefa wydziału. W 1926 roku w czasie zamachu majowego opowiedział się po stronie Józefa Piłsudskiego. W latach 1926–1930 szef gabinetu ministra spraw wojskowych, od 25 sierpnia do 4 grudnia 1930 roku – wicepremier w rządzie Józefa Piłsudskiego, a następnie (do 1932) – wiceminister spraw zagranicznych. Od 2 listopada 1932 roku minister spraw zagranicznych, samodzielnie kierował polską polityką zagraniczną aż do wybuchu II wojny światowej. Starał się stosować politykę równowagi w stosunkach między dwoma wielkimi sąsiadami Rzeczypospolitej – ZSRR i Niemcami. Przyczynił się do zawarcia 25 lipca 1932 roku w Moskwie układu o nieagresji ze Związkiem Radzieckim, a 26 stycznia 1934 roku w Berlinie podpisania deklaracji o niestosowaniu przemocy z Niemcami. Przez przeciwników oskarżany o prowadzenie polityki proniemieckiej i antyfrancuskiej. Spowodował włączenie do Polski Zaolzia po układzie monachijskim, a przed aneksją Czechosłowacji przez Niemcy. Jesienią 1938 roku i wiosną 1939 roku zdecydowanie odrzucił składane Polsce przez Niemcy propozycje, w których jako rekompensatę za zgodę na przyłączenie Gdańska do Rzeszy i zbudowanie eksterytorialnej autostrady przez polskie Pomorze do Prus Wschodnich, Niemcy proponowali udział Polski w pakcie antykominternowskim, wspólną wojnę z Rosją Sowiecką oraz przedłużenie paktu o nieagresji z 10 do 25 lat. Doprowadził do zawarcia w 1939 roku sojuszu z Wielką Brytanią. Po agresji sowieckiej na Polskę, w nocy z 17 na 18 września 1939 roku ewakuował się wraz z rządem do Rumunii, gdzie został internowany.   NIEISTNIEJĄCY "PAKT RIBBENTROP-BECK""POLACY NA KREMLU'41"  Piotr Zychowicz w tekście „Pakt Ribbentrop – Beck” a priori stara się wmówić czytelnikowi rzekomą narodową nienawiść do Józefa Becka i wypacza fakty historyczne.   Cytuję:   „(…) wysłużony pancernik szkolny Schleswig – Holstein zbliżył się do brzegu pod osłoną nocy . Na dany sygnał otworzył ogień ze wszystkich dział, w tym czterech kalibru 280 mm. Potężne eksplozje ćwierćtonowych pocisków oznajmiły światu początek największego konfliktu w dziejach ludzkości… Był 9 kwietnia 1940 roku… Tego dnia wybuchła druga wojna światowa, która rozpoczęła się od niemieckiego ataku na Danię i Norwegię… …Zaskoczenie było całkowite. Krótka kampania - pierwszy Blitzkrieg w historii Europy… …Tymczasem w położonej na wschodzie Europy Polsce panował spokój… …Na ulicach Warszawy, Wilna, Krakowa, Lwowa, Poznania, Stanisławowa i szeregu innych miast Rzeczypospolitej dochodziło do demonstracji… …oburzenie dużej części Polaków skierowane było przeciwko ministrowi spraw zagranicznych Józefowi Beckowi... …Ów niespecjalnie lubiany polityk stał się wrogiem publicznym numer jeden… …to co zrobił Beck zhańbiło nas na najbliższe stulecia… …zarzucano mu „zhańbienie narodu polskiego i prowadzenie „tchórzliwej polityki ustępstw”… …nazywano go „sługusem Hitlera” i „niemieckim agentem”… …rok wcześniej Józef Beck ugiął się bowiem pod presja Niemiec, poszedł na koncepcję wobec zachodniego sąsiada i zgodził się na przystąpienie do paktu antykominternowskiego… …Właśnie ta decyzja rozwiązała ręce Hitlerowi i otworzyła mu drogę do ataku na Zachód… …jak można było przestraszyć się niemieckiego bluffu i czołgów z tektury?… …Jak można było zdradzić Francję, naszego najlepszego sojusznika, na którego zawsze mogliśmy liczyć…? … Józef Beck w rozmowach z Hitlerem prowadzonych w jego alpejskiej willi Berghof zgodził się na wysuwane wobec Warszawy propozycje… Na przyłączenie Wolnego Miasta Gdańsk do Rzeszy oraz wybudowanie eksterytorialnej autostrady łączącej Prusy z resztą Niemiec przez polskie Pomorze… W zamian Niemcy – zgodnie z obietnicą – zagwarantowały Polsce jej zachodnią granicę i przedłużyły pakt o nieagresji z 1934 roku do dwudziestu pięciu lat… Podpisany w Warszawie układ przeszedł do historii jako pakt Ribbentrop – Beck, ze strony niemieckiej bowiem jego sygnatariuszem był minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop(…)”.  "OBŁĘD 44"  Piotr Zychowicz jest autorem jeszcze jednej książki rażącej tytułem „Obłęd 44” nawiązującej do walk w powstańczej Warszawie. Sam tytuł dyskwalifikuje autora, nie będę więc cytował fragmentów. Zychowicz występując w telewizji Republika jako komentator historyczny obniża poziom świadczonych usług historycznych, czyniąc je mało wiarygodnymi. Tymi dwoma tytułami polski historyk, redaktor naczelny Historii „Uważam Rze” uzupełnił poczet takich autorów jak Jerzy Kosiński („Malowaany ptak), Barbara Engelking Boni („Jest taki piękny słoneczny dzień”), Jana Tomasza Grossa ( „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”), Elżbiety Janickiej z PAN, której wypowiedź cytuję:   W wywiadzie dla PAP dr Elżbieta Janicka z Polskiej Akademii Nauk:   „Rudy” i „Zośka”, bohaterowie książki Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”, to geje i antysemici. Wcześniej Janicka „odkryła”, że kapliczki podwórkowe stawiane w okupowanej Warszawie w 1943 roku, to swoiste wota dziękczynne Polaków za pozbycie się Żydów, a Powstanie Warszawskie to przede wszystkim cierpienia ludności cywilnej". Elżbieta Janicka, dekonstruktorka powstańczych mitów, pisała, 
że oddychamy powietrzem, w którym 
czuje się nienawiść. Paradoksalnie – największa chmura nienawiści wisi nad jej własnym biurkiem. Chyba żadna z postępowych prowokacji nie wywołała takiej burzy, jak niedawna, do dziś gorąco komentowana, „genderowa" analiza postaw bohaterów „Kamieni na szaniec". Elżbieta Janicka, rocznik 70., doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Slawistyki PAN, za pośrednictwem depeszy PAP postanowiła zdemaskować obraz młodych powstańców warszawskich, bohaterów kilku pokoleń czytelników książki Aleksandra Kamińskiego, czyli Alka, Rudego i Zośki. Językoznawczyni z PAN wskazała, że przyjaźń „Rudego" i „Zośki", uznać trzeba za więź homoseksualną. Zasugerowała przy tym, że prawdziwym motywem, dla której oddział Szarych Szeregów zorganizował brawurową akcję odbicia 25 więźniów z rąk gestapo, w tym „Rudego", było owo homoseksualne uczucie. „Naukowy dowód" Janickiej wywołał – prócz głosów wielkiego oburzenia – także lawinę kpin z "naukowego" warsztatu pani adiunkt z PAN. Publicysta „Do Rzeczy" Marek Magierowski zaproponował badaczce z PAN listę bohaterów literackich do analizy. „Aż się prosi, by Elżbieta Janicka zinterpretowała także na nowo koncert Wojskiego na rogu tym razem w kontekście fallicznym. >Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty (Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty). Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął<. Mój Boże, jakżeż mogliśmy być tak ślepi!"."– To jest bardzo niepojący trend"– martwi się prof. Ryszard Legutko, polityk PiS i były minister oświaty. "– Bo namnożyły się te różne programy genderowe na uczelniach, na to płyną pieniądze państwowe i unijne". Sam Legutko już ze dwie dekady temu prorokował, że w „Dziadach" w końcu doczekamy się ks. Piotra w homoparze z Konradem: – Padło na „Kamienie na szaniec"..."Cóż. To jest taka zaraza, która niszczy humanistykę, tymczasem to nie jest żadna rewolucja. To kalki światopoglądowe. Ciekawe, że literaturoznawstwo jest szczególnie zdegenerowane, bo spolityzowane strasznie i to w wersji neomarksistowskiej. Literatura, jak kiedyś, ma być słuszna. Spełniać wymogi politycznej poprawności. Klucz marksistowski zawierał w sobie jeden element, czyli klasę, neomarksizm ma klasę, rasę i płeć, i tylko tym się różni. I u nas się to tym kluczem wyklucza – bo antysemityzm, patriarchat, homofobia. Kiedyś były masówki, dziś są akcje medialne. I wskazuje na charakterystyczny rys warsztatu neomarksistów. – To się u nich przejawia poprzez żargon – język jest pokrętny, hermetyczny, a w gruncie rzeczy niesie prymitywny przekaz, a zasada jest taka, że im bardziej struktura mętna, tym myśl bardziej toporna". Na szyderstwach jednak nie mogło się skończyć. Struny szarpnięte przez Janicką zagrały dla wielu zbyt perfidnie i zbyt boleśnie. – "Zaświadczam, że byli to normalni, zdrowi, młodzi chłopcy z żelaznymi zasadami. I wielcy patrioci"– zareagowała na rewelacje Janickiej Katarzyna Nowakowska pseud. Kasia, odznaczona Krzyżem Walecznych, powstaniec warszawski z 3 batalionu pancernego „Golski". Nowakowska uznała rewelacje Janickiej za krzywdzące, niesmaczne i insynuujące rzeczy nieprawdopodobne. Odezwali się też inni koledzy z AK i Szarych Szeregów, zaapelowali: „My, żyjący jeszcze harcerze Szarych Szeregów i Armii Krajowej, zwracamy się do dziennikarzy, publicystów, historyków – także z PAN – o opieranie się w swoich wypowiedziach o nas na faktach, nie na piarowskich fantazjach". Apel tym bardziej zasadny, że na homoetykietowaniu powstańców warszawskich Janicka nie kończy. Autorowi „Kamieni na szaniec" zarzuca antysemityzm, bo gloryfikując powstańców warszawskich – pominął milczeniem powstanie w getcie, choć był łącznikiem AK z gettem (otrzymał medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata). Tych zarzutów Janicka rzecz jasna też nie poparła dowodami. Piotr Zychowicz przodujący w tym poczcie kłamliwych autorów, mnie 84 – letniemu świadkowi historii opowiada, że II wojna światowa rozpoczęła się 9 kwietnia 1940 roku atakiem na Danię i Norwegię, podczas gdy w Polsce w tym czasie panował spokój, tylko odbywały się demonstracje przeciwko znienawidzonemu zdrajcy „niemieckiemu agentowi” Józefowi Beckowi.   Natomiast w wersji wariantu historycznego „co by było, gdyby było” (Pakt Ribbentrop – Beck”) nie wolno igrać bohaterami narodowymi czyniąc z nich zdrajców i agentów niemieckich. Podobnie „Gazeta Polska” prezentuje imiona i nazwiska ukraińskich „bohaterów” Majdanu przeciętnych banderowców, jak większość Ukraińców nienawidzących Polski, Polaków i polskości. Red. Katarzyna Gójska - Hejke w „Gazecie Polskiej” przedstawia Ukraińców jako życzliwych Polakom, którzy na Ukrainie mają swoją drugą ojczyznę. We wrześniu 2015 roku obchodzić będziemy 76 rocznicę tragicznego dla Polski września 1939 roku. Dwie daty 1 i 17 września 1939 roku dramatem tamtych dni weszły trwale do historii Polski. Ale 1 i 17 września 1939 roku dramat Polski dopiero się rozpoczął. Spoglądając na statystyczne opracowania ofiar II wojny światowej dla poszczególnych krajów, Polska poniosła największe, nie proporcjonalne straty . W tej nieszczęsnej tabeli jesteśmy na pierwszym miejscu. Dla przykładu Polska – stan ludności przed rozpoczęciem wojny - 34 miliony 849 tysięcy, straty ogółem - 16,07%, żołnierze - 160 tysięcy, cywile - 5 milionów 440 tysięcy, łącznie poniesione ofiary – 5 milionów 600 tysięcy obywateli.   Francja – stan ludności przed rozpoczęciem wojny 41milionów 700 tysięcy, straty ogółem - 1,35%, żołnierze – 212 tysięcy, cywile – 350 tysięcy, łącznie poniesione ofiary 562 tysiące.   Niemcy – stan ludności przed rozpoczęciem wojny – 69 milionów 623 tysiące, straty ogółem – 10,47%, żołnierze – 4 miliony 633 tysiące, cywile – 2 miliony 860 tysięcy, Łącznie poniesione ofiary – 7 milionów 493 tysiące   ZSRR – stan ludności przed rozpoczęciem wojny – 168 milionów 500 tysięcy, straty ogółem – 13,71 % żołnierze – 12 milionów 500 tysięcy, cywile – 11 milionów 600 tysięcy, łącznie poniesione ofiary – 24 miliony 100 tysięcy.   GENEZA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ   Na trzy lata przed wybuchem wojny, w 1936 roku, wojska III Rzeszy, wbrew porozumieniom traktatu wersalskiego wkroczyły do zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii. Niemieccy dowódcy, świadomi ewentualnego niepowodzenia wobec silnej kontrofensywy ze strony aliantów, nie mieli powodów do obaw wobec ich rutynowego protestu zamiast faktycznego działania. W tym samym roku wybuchła rewolucja w Hiszpanii, na której czele stał generał Franco, wspierany przez włoskich, a następnie także i niemieckich faszystów, dla których taka inwestycja ludzi i sprzętu oznaczała cenne doświadczenie przed mającą wybuchnąć wojną. W roku 1938, pod pretekstem "zapewnienia ładu i porządku" armia niemiecka wkroczyła do Austrii, gdzie wcześniej, z polecenia Hitlera zamordowano jednego z kanclerzy, a drugiego wymieniono na człowieka opowiedzianego po stronie III Rzeszy. Pod równie pozornym pretekstem obrony prześladowanej niemieckiej mniejszości Hitler przyłączył do Niemiec Czeskie Sudety. Wobec gotowości aliantów do stawienia zbrojnego oporu, Hitler w czasie konferencji w Monachium (wrzesień 1938) zadeklarował, że aneksja Sudetów zakończy jego ekspansję terytorialną w Europie. Pół roku później do III Rzeszy zostały przyłączone Czechy i Morawy; utworzone marionetkowe państwo słowackie pozostawało pod niemiecką kontrolą. Agresywna polityka Hitlera wobec państw środkowoeuropejskich była jednoznacznym komunikatem jego zamiarów względem zamieszkujących je narodów słowiańskich (pozostających w świetle rasistowskiej teorii gatunkiem podludzi), które miały od tej pory dostarczać Rzeszy taniej siły roboczej. Pasywne stanowisko aliantów, którzy ograniczali się jedynie do protestów, sprzyjało niemieckiej polityce. Ofensywa ze strony III Rzeszy na państwo polskie wydawała się po dokonanych już aneksjach oczywistością. Zdaniem niemieckich nacjonalistów istnienie państwa polskiego było pomyłką, popełnioną przy podpisywaniu porozumień traktatu wersalskiego.   NIEPODLEGŁOŚĆ POLSKI   Mołotow nazwał ją „potwornym bękartem traktatu wersalskiego”. Stalin mówił o niej jako „ o, przepraszam za wyrażenie - państwie”, a dla J.M. Keynesa, teoretyka współczesnego kapitalizmu była „ekonomiczną niemożliwością, której jedynym przemysłem jest żydożerstwo”. Lewis Namler uważał, że jest „patologiczna”, E. H. Carr nazwał ją „farsą”. David Lloyd George mówił o „defekcie historii” , twierdząc, że „zdobyła sobie wolność nie własnym wysiłkiem, ale ludzką krwią” i że jest krajem, który „narzucił innym narodom tę samą tyranię”, jaką sam przez lata znosił. Polska powiedział, jest „pijana młodym winem wolności, które jej podali alianci”, i „uważa się za nieodparcie uroczą kochankę środkowej Europy”. W 1919 roku Lloyd George powiedział, „że prędzej oddałby małpie zegarek, niż Polsce Górny Śląsk”, zaś w 1939 roku oświadczył, „iż Polska zasłużyła na swój los”. Adolf Hitler nazywał ją „państwem, które wyrosło z krwi niezliczonej ilości pułków, państwem zbudowanym na sile i rządzonym przez pałki policjantów i żołnierzy, śmiesznym państwem, w którym sadystyczne bestie dają upust swoim perwersyjnym instynktom, sztucznie poczętym państwem, ulubionym pokojowym pieskiem zachodnich demokracji, którego w ogóle nie można uznać za kulturalny naród, tak zwanym państwem, pozbawionym wszelkich podstaw narodowych, historycznych, kulturowych, czy moralnych”. Zbieżność tych uczuć, a także sposobów ich wyrażania, jest oczywista. Rzadko – jeżeli w ogóle kiedyś – kraj, który właśnie uzyskał niepodległość, bywał przedmiotem równie krasomówczych i równie nieuzasadnionych zniewag. Rzadko – jeżeli w ogóle kiedyś – brytyjscy liberałowie bywali równie beztroscy w formułowaniu opinii, lub dobieraniu sobie towarzystwa. Kiedy wybuchła I wojna światowa, jeden ze współpracowników Józefa Piłsudskiego zapisał: „nikt na całym świecie Polski nie chce”. Premier brytyjski Herbert Asquith mówił krótko przed wojną wybitnemu pianiście i orędownikowi sprawy polskiej na Zachodzie Ignacemu Paderewskiemu: „nie ma żadnej nadziei na przyszłość dla Ojczyzny Pana”. Oznaczało to, że w chwili wybuchu wojny sprawę polską uważano w Europie za wewnętrzny problem zaborców Rosji, która z Francją i Wielką Brytanią znalazła się w obozie ententy oraz walczących z tym sojuszem państw centralnych – Niemiec i Austro-Węgier. Niezależnie od tego, dowództwa wojujących ze sobą na ziemiach polskich armii państw zaborczych chciały zapewnić sobie przychylność Polaków. Rosjanie wydali odezwę, w której odwołali się do odwiecznej, rzekomo wspólnej walki Słowian z agresją germańską i obiecywali zjednoczenie ziem polskich „swobodnych w wierze, języku i samorządzie”. Deklaracja nie miała najmniejszej wartości, a wydał ją stryj cara Mikołaja II – Mikołaj Mikołajewicz – wódz naczelny armii rosyjskiej. Jeszcze bardziej ogólnikowe obietnice składały państwa centralne, ograniczając się do wezwania do walki ze wschodnim barbarzyństwem. Z tej trudnej sytuacji zdawali sobie sprawę przywódcy dwóch głównych polskich obozów politycznych, z których narodowodemokratyczny reprezentował orientację antyniemiecką, a irredentystyczny – antyrosyjską. W niecały miesiąc po umowie z Monachium, w październiku 1938, Niemcy zażądały zgody na włączenie Wolnego Miasta Gdańska i na budowę eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady przez polskie Pomorze. Żądania te zostały dwukrotnie powtórzone, w styczniu 1939 i dwa miesiące później, po wkroczeniu Niemców do litewskiego portu Kłajpedy. Niemiecka propaganda oskarżała Polskę o prześladowanie niemieckiej mniejszości w swoim kraju. Rządy Wielkiej Brytanii, a następnie Francji udzieliły Polsce gwarancji bezpieczeństwa i zapewniły o udzieleniu pomocy militarnej, podczas gdy w samej Anglii przeciwnicy wojny protestowali przeciwko próbom militaryzacji kraju. W kwietniu 1939 roku faszystowskie Włochy zaatakowały Albanię oraz zawarły z III Rzeszą tzw. Żelazny Pakt. Rychła normalizacja stosunków niemiecko - radzieckich, po nominacji Mołotowa na stanowisko ministra spraw zagranicznych ZSRR, zaowocowała 23 sierpnia 1939 podpisaniem "paktu o nieagresji" ( pakt Ribbentrop - Mołotow), zawierającego tajną klauzulę o podziale stref wpływów na terytorium Polski. Pomimo gwarancji pomocowych ze strony aliantów, II Rzeczpospolita została tym samym skazana na zagładę. Wkładem polskich naukowców w walkę z przyszłym okupantem, a zaskoczeniem dla samych hitlerowców, było przekazanie Francji i Wielkiej Brytanii, w sierpniu 1939, maszyn "Enigma", za pomocą których służby wywiadowcze mogły odszyfrowywać tajne niemieckie meldunki. W roku 1939 państwo polskie zamieszkiwało 35 milionów ludzi, z których większość pracowała w rolnictwie. Najdłuższymi, niemalże nieuzbrojonymi granicami były 2000 km wzdłuż Niemiec na zachodzie i 1500 km wzdłuż Związku Radzieckiego na wschodzie. Gospodarka nie została odbudowana jeszcze od poprzednich wojen, z wyraźnym brakiem rozwiniętego przemysłu ciężkiego, stąd polska armia była źle wyposażona. Wiszące nad krajem niebezpieczeństwo zmusiło do przygotowań w razie niemieckiej ofensywy. 1 września 1939 roku, kiedy oddziały niemieckie wkroczyły do Polski, powszechna mobilizacja nie została jeszcze ukończona. Rozpoczęła się wojna. Los Polski został przesądzony w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku tajnym protokołem dodatkowym do Paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką a ZSRR:   PAKT HITLER – STALIN, ZWANY PAKTEM RIBBENTRPOP – MOŁOTOW Z OKAZJI PODPISANIA PAKTU NIEAGRESJI MIĘDZY RZESZĄ NIEMIECKĄ A ZSRR PODPISANI PEŁNOMOCNICY OBU STRON PRZEDYSKUTOWALI W ŚCIŚLE W POUFNYCH ROZMOWACH SPRAWĘ ROZGRANICZENIA ICH WZAJEMNYCH STREF INTERESÓW W EUROPIE WSCHODNIEJ. ROZMOWY TE DOPROWADZIŁY DO NASTEPUJACYCH WYNIKÓW: 1. W WYPADKU PRZEMIAN TERYTORIALNYCH I POLITYCZNYCH NA OBSZARACH NALEŻĄCYCH DO PAŃSTW BAŁTYCKICH ( FINLANDIA, ESTONIA, ŁOTWA I LITWA ), PÓŁNOCNA GRANICA LITWY BĘDZIE STANOWIŁA GRANICĘ STREF WPŁYWÓW NIEMIEC I ZSRR. W ZWIĄZKU Z TYM INTERESY LITWY NA OBSZARZE WILNA SĄ UZNAWANE PRZEZ OBIE STRONY. 2. W RAZIE TERYTORIALNYCH I POLITYCZNYCH ZMIAN NA OBSZARACH NALEŻĄCYCH DO PAŃSTWA POLSKIEGO STREFY INTERESÓW NIEMIEC I ZSRR BĘDĄ ROZGRANICZONE W PRZYBLIŻENIU WZDŁUŻ LINII RZEK NARWI, WISŁY I SANU. ZAGADNIENIE, CZY INTERESY OBU STRON CZYNIĄ POŻĄDANYM UTRZYMANIE NIEPODLEGŁEGO PAŃSTWA POLSKIEGO I JAKIE MAJĄ BYĆ GRANICE TEGO PAŃSTWA, MOŻE BYĆ OSTATECZNIE ROZSTRZYGNIĘTE DOPIERO W TOKU DALSZYCH WYDARZEŃ POLITYCZNYCH. W KAŻDYM RAZIE OBA RZĄDY ROZWIĄŻĄ TĘ SPRAWĘ W DRODZE PRZYJAZNEGO OBOPÓLNEGO POROZUMIENIA. 3. JEŚLI CHODZI O EUROPĘ POŁUDNIOWO – WSCHODNIĄ TO STRONA SOWIECKA PODKREŚLA SWOJE ZAINTERESOWANIE BESARABIĄ. STRONA NIEMIECKA OŚWIADCZA, ŻE JEST CAŁKOWICIE NIEZAINTERESOWANA TYM OBSZAREM. 4. TEN PROTOKÓŁ BĘDZIE PRZEZ OBIE STRONY TRAKTOWANY JAKO ŚCIŚLE TAJNY. MOSKWA, 23 SIERPNIA 1939 R.   Plan obrony zakładał prowadzenie walki w koalicji z Francją i Wielką Brytanią, które zobowiązały się przyjść Polsce z pomocą w ciągu piętnastu dni od rozpoczęcia agresji niemieckiej. Strona polska nie zweryfikowała jednak w jakim stopniu obietnice te były realne. Tymczasem w razie nieudzielenia pomocy przez zachodnich sojuszników w konfrontacji ze zbudowaną przez nazistów potęgą Niemiec armia polska była skazana na przegraną. Niemcy miały ponad dwukrotnie więcej wielkich jednostek wojskowych. Znaczną ich część stanowiły dywizje pancerne i zmotoryzowane, którym Polska mogła przeciwstawić tylko jedną w pełni samodzielną jednostkę tego typu. Armia niemiecka miała pięciokrotną przewagę w czołgach i lotnictwie, ponad trzykrotną w artylerii, zdecydowanie przeważała nad nieliczną polska marynarką wojenną. Ponadto błędem było przesunięcie mobilizacji powszechnej Wojska Polskiego z 29 na 30 sierpnia, co nastąpiło pod naciskiem zachodnich ambasadorów, starających się za wszelką cenę zapobiec wybuchowi wojny. W efekcie zakończenie mobilizacji części jednostek WP odbywało się już pod bombami niemieckich samolotów. Polska przystąpiła do wojny opuszczona przez sojuszników. Radość szybko przerodziła się w gorzkie rozczarowanie, ponieważ alianci nie podjęli żadnej poważnej akcji wobec Niemców. Wkrótce po ataku Niemiec na Polskę 1 września 1939 roku okazało się, że Anglia i Francja nie mają zamiaru dotrzymać podjętych zobowiązań o pomocy w razie obcej agresji. Co więcej, alianci skazali Polskę na straty już na wiele miesięcy przed wybuchem wojny. Kiedy 3 września 1939 roku radio podało, że Anglia i Francja przystąpiły do wojny z Niemcami, na polskich ulicach "tłum oszalał po prostu - ludzie krzyczeli bezładnie, ściskali się, rzucali się sobie na szyję" - wspominał Józef Małgorzewski, spiker Polskiego Radia. Pod ambasadą brytyjską w Warszawie zgromadziły się tysiące osób. Śpiewano hymn Polski i wznoszono okrzyki "Niech żyje Anglia!". Niestety ta radość szybko przerodziła się w gorzkie rozczarowanie, ponieważ alianci nie podjęli żadnej poważnej akcji wobec Niemców. Brytyjczycy zrzucili tylko ulotki na Berlin, Francuzów zaś sparaliżowało. Ostatecznie "na spotkaniu połączonych sztabów Francji i Wielkiej Brytanii 12 września 1939 roku postanowiono, że Polska nie dostanie wsparcia”. Tak naprawdę ta decyzja wisiała w powietrzu już od dawna. Anglia i Francja - skoro nie chciały się angażować militarnie - mogły pomóc Polsce materialnie, ale nie zrobiły tego. Nasi sojusznicy lawirowali w rozmowach prowadzonych już od kwietnia 1939 roku z przedstawicielami polskich władz tak, żeby nie sprzedać Polsce sprzętu wojennego ani nie udzielić kredytu na zakup broni. Kiedy minister Józef Beck zapytał o możliwość wsparcia materialnego brytyjskiego ambasadora Howarda Kennarda, nie doczekał się odpowiedzi. Do sprawy wrócił w maju ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Rozmawiał z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Halifaksem o możliwości pożyczenia Polsce 60 mln funtów. Halifax udał zaskoczonego wysokością sumy, a tydzień później po kolejnych prośbach i pytaniach Brytyjczycy przyznali Polsce, swojemu sojusznikowi, symboliczne 5 mln funtów. (Wcześniej pożyczyli Rumunii 5,5 mln funtów, a Chinom 500 mln funtów). Nawet ambasada niemiecka w Londynie przewidywała, że Polacy uzyskają od Brytyjczyków kilkadziesiąt milionów. Po udzielonej obietnicy Anglicy zwlekali i piętrzyli formalności w nieskończoność. Kiedy ostatecznie zgodzili się pożyczyć nie 5, a 8 mln funtów, ich warunki, m.in. żądanie reformy finansowej, były tak nierealne, że płk Adam Koc, który brał udział w negocjacjach, oburzony przerwał je i wrócił do Warszawy. Polskie zmagania z Brytyjczykami obserwowali Niemcy i własnymi kanałami dyplomatycznymi starali się zniechęcać Anglię do pomagania Polsce. Hitler powiedział: "Polska chciała dostać pożyczkę na zbrojenia. Anglia jednak udzieliła jej kredytu z zastrzeżeniem, że Polska zakupi sprzęt w Anglii, która nie jest w stanie go dostarczyć. Oznacza to, że tak naprawdę Anglia nie zamierza poprzeć Polski". Jakby tego było mało, kiedy trwały przepychanki w Londynie, Polska zgodnie z wcześniejszą umową dostarczyła do Anglii 200 dział przeciwlotniczych, a do Bułgarii sprzedawała broń, żeby za to kupić wyposażenie dla wojska. Rozmowy wznowiono 21 lipca 1939 roku. Uczestniczył w nich także ambasador RP w Paryżu Juliusz Łukasiewicz, gdyż Francuzi współpracowali z Anglikami w kwestii udzielania pożyczek. Jeśli chodzi o Francję, to Polska miała z nią podpisany układ (którego ważność minęła w 1937 roku) na pożyczkę wysokości 2250 mln funtów. Wydawać by się mogło, iż skoro w czasie pokoju można było liczyć na taką sumę, to w momencie zagrożenia wojną można by było liczyć na więcej. Niestety. Także w przypadku Francuzów Polacy musieli przebrnąć przez trudne i długie rokowania, zanim otrzymali obietnicę pożyczenia 600 mln franków. Nic w naszej sprawie nie wskórał ambasador Francji w Polsce Léon Noël, który apelował o pomoc Polsce. Negocjacje finansowe w Londynie zakończyły się 2 sierpnia 1939 roku. Anglia przyznała Polsce nieco ponad 8 mln funtów, zaś Francja - 2,5 mln. Polska miała za to kupić w Anglii sprzęt wojskowy, ale było już za późno, żeby pieniądze można było wykorzystać. Jeśli chodzi o pożyczkę gotówkową, to "otrzymaliśmy" ją w końcu w tydzień po rozpoczęciu wojny na stosunkowo nierealnych warunkach: oprocentowanie 5%, spłata w ciągu 16 lat począwszy od 1941 roku. Sumy, których w końcu i tak nie otrzymaliśmy to 5,5 mln funtów z Londynu i 3,5 mln funtów z Paryża. Premier Wielkiej Brytanii Arthur Neville Chamberlain 31 marca 1939 roku w Izbie Gmin złożył - jak się później okazało - puste oświadczenie: "Na wypadek jakichkolwiek działań wojennych mogących wyraźnie zagrozić niepodległości Polski (...) rząd Jego Królewskiej Mości będzie się czuł zobowiązany do udzielenia rządowi polskiemu natychmiastowego poparcia, będącego w jego mocy. (...) Rząd francuski upoważnił mnie do wyjaśnienia, że jego stanowisko (...) jest takie samo". Wartość tych oświadczeń i obietnic trafnie ocenił Eugeniusz Lubomirski w rozmowie z Józefem Czapskim: "jeżeli przestaniemy być Anglikom użyteczni, to potrafią się wymigać ze wszystkich zaciągniętych wobec nas zobowiązań". Wpływ biernej postawy Wielkiej Brytanii i Francji we wrześniu 1939 roku na dalszy rozwój działań wojennych w okresie II wojny światowej okazał się dla Polski dramatyczny. Po konferencji monachijskiej (1938 r.), rządowi polskiemu została złożona propozycja zawarcia polsko - niemieckiego układu o nieagresji. Miał on być zawarty na 25 lat, a Hitler oczekiwał w zamian spełnienia przez Polskę kilku warunków:   - przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy,   - budowy eksterytorialnego połączenia kolejowego i samochodowego Rzeszy z Prusami Wschodnimi (miało on przebiegać przez ziemie polskie) oraz przystąpienia przez Polskę do paktu antykominternowskiego.   Pakt antykominternowski – układ podpisany 25 listopada 1936 roku w Berlinie, przez przedstawicieli rządów Niemiec i Japonii, w celu koordynowania działań przeciwko Międzynarodówce Komunistycznej - organizacji utworzonej w Moskwie w 1919 roku z zadaniem kierowania działalnością partii komunistycznych i podporządkowania ich partii radzieckiej. Tajny protokół dołączony do układu zobowiązywał sygnatariuszy do zachowania neutralności, gdyby jedna ze stron znalazła się w stanie wojny z ZSRR. 6 listopada 1937 roku do paktu dołączyło Zjednoczone Królestwo Włoch, a później (do 1941 roku): Królestwo Węgier, Mandżukuo, Państwo Hiszpańskie, Carstwo Bułgarii, Dania, Finlandia, Królestwo Rumunii, rządy Chorwacji, Słowacji oraz marionetkowy chiński rząd Wang Jingweia w Nankinie. Pakt ten był podstawą późniejszych umów wojskowych zawieranych między Niemcami i Włochami (pakt stalowy z 1939 roku) oraz Japonią (pakt trzech z 1940 roku), których celem było uzyskanie światowej hegemonii i przeciwstawienie się państwom alianckim. Wiadome było, że polskie władze nie zgodzą się na te warunki. Wobec tego Hitler zaczął przygotowywać się do wojny z Polską. Żądania niemieckie zaczęły się nasilać wraz z początkiem 1939 roku. Kiedy w marcu 1939 roku Niemcy zajęli resztę Czechosłowacji - Polska została otoczona z trzech stron przez Trzecią Rzeszę. 28 IV 1939 roku Niemcy wypowiedziały podpisaną w 1932 r. niemiecko - polską deklarację o nieagresji. Hitler dążył do całkowitego zniszczenia Polski i narodu polskiego, a także do uzyskania "przestrzeni życiowej" (Lebensraum) dla Niemców. Rząd polski jednak zdecydowanie odrzucał żądania niemieckie - ich przyjęcie groziłoby bowiem utratą suwerenności przez Polskę. Znamienna jest odpowiedź polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka z dnia 5 V 1939 roku: "O co właściwie chodzi? Czy o swobodę niemieckiej ludności Gdańska, która nie jest niczym zagrożona, czy o sprawy prestiżowe - czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! (...) Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną (...) Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi ,narodów i państw, która jest bezcenna i tą rzeczą jest honor." Jak wspomniałem, 23 VIII 1939 r. został zawarty w Moskwie pakt Ribbentrop - Mołotow, który w dodatkowej (tajnej) klauzuli, ustalał podział stref wpływów we wschodniej Europie przez Trzecią Rzeszę i Związek Radziecki. Polityczno - militarna sytuacja Polski uległa pogorszeniu. Działania polskiej dyplomacji miały na celu pozyskać sojuszników na wypadek wojny z Niemcami. 25 VIII 1939 r. Polska podpisała z Wielką Brytanią układ o wzajemnej pomocy na wypadek wojny. Zaskoczony Hitler planowaną początkowo na 26 VIII inwazję na Polskę przesunął na pierwszy dzień września 1939 r. Hitler wiedział już, że nie powtórzy się konferencja monachijska. Okres dwudziestoletniego pokoju w Europie dobiegał końca. Niemcy zaczęli koncentrować nad granicą z Polską liczne wojska - ok. 2 miliony żołnierzy, ponad 3 tys. czołgów i 3,5 tys. samolotów.   1 września 1939 roku o godzinie 4.45 rano Niemcy rozpoczęli realizację planu inwazji na Polskę - "Fall Weiss" ("biały plan") bez wypowiedzenia wojny. Polska została zaatakowana z lądu, powietrza i morza. Plan niemieckiej inwazji na Polskę zakładał wojnę błyskawiczną (tzw. Blitzkrieg), w wyniku której nastąpi całkowite zniszczenie sił polskich. 3 IX 1939 r. wojna polsko - niemiecka przekształciła się w wojnę europejską. W tym właśnie dniu, zgodnie z wcześniejszymi umowami, Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę Trzeciej Rzeszy. Już od 1 IX rozpoczęła się wymiana not dyplomatycznych, ale wobec nieustępliwości ze strony Niemiec w dniu 3 IX Wielka Brytania i Francja znalazły się w stanie wojny z Trzecią Rzeszą. Jednak w ślad za tą deklaracja nie poczyniono żadnych działań i w efekcie pozostawiono Polskę samą sobie. Zaistniała tzw. "dziwna wojna", czyli okres formalnej wojny między Francją i Wielką Brytanią a Trzecią Rzeszą, przy jednoczesnym braku działań wojennych. Kres "dziwnej wojnie" położył atak niemiecki na Danię i Norwegię w kwietniu 1940 roku. Działania wojenne na froncie zachodnim nie zostały podjęte, mimo że z Polski napływały dramatyczne apele o pomoc. Sojusznicy Polski nie wywiązali się ze swych zobowiązań. Nie zrzucono ani jednej bomby na Trzecią Rzeszę. Nie podjęto żadnej ofensywy, mimo że najlepsze niemieckie oddziały walczyły w tym okresie na froncie polskim. Bezczynność Francji i Wielkiej Brytanii skazały Polskę na klęskę. Już 7 IX na międzysojuszniczej konferencji położenie Polski uznano za beznadziejne, tymczasem Warszawa poddała się dopiero 28 IX, a działania zbrojne na ziemiach polskich toczyły się jeszcze w początkach października. Bierność Wielkiej Brytanii i Francji we wrześniu 1939 roku była zaskakująca. Wydaje się, że rządy obu tych państw liczyły na to, że zdobycze wojenne na Wschodzie zaspokoją"apetyt" Hitlera. Była to jednak nadzieja złudna. Warto przypomnieć, że taka bierna politykę względem Niemiec państwa Europy Zachodniej prowadziły przez cały okres dwudziestolecia wojennego. Pozwoliły na łamanie postanowień traktatu wersalskiego i na uzbrojenie się przez Niemców. Szczytem polityki "obłaskawiania" Hitlera był traktat monachijski (1938 r.). Najpierw pozwolono, by Niemcy zwiększyły swój potencjał gospodarczy i militarny. Następnie nie sprzeciwiano się ich ekspansji terytorialnej, a gdy wybuchła wojna zabrakło zdecydowanej postawy, która mogłaby ją zdusić w zarodku. Brak działań ze strony Wielkiej Brytanii i Francji ułatwił ZSRR podjęcie decyzji o inwazji na Polskę w dniu 17 IX 1939 roku a także dał Hitlerowi czas na przygotowanie ofensywy na Belgię, Holandię, Francję i inne kraje europejskie. Znamienne, iż w trakcie Procesu Norymberskiego niemiecki generał Alfred Jodl przyznał, że w 1939 roku Niemcy nie byłyby w stanie pokonać połączonych sił Wielkiej Brytanii, Francji i Polski. Stwierdził, że gdyby we wrześniu 1939 roku sojusznicy Polski zaatakowali Niemcy, to wojna by się szybko zakończyła i to na niekorzyść Niemiec. Podsumowując można stwierdzić, że bierność Wielkiej Brytanii i Francji we wrześniu 1939 roku przyczyniła się do rozszerzenia konfliktu zbrojnego na szerszą skalę, nie tylko ogólnoeuropejskiego, ale i światowego (wojna w Afryce o kolonie). We wczesnych godzinach rannych 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowały Polskę, bez wypowiedzenia wojny na całej długości granicy. Symbolicznym początkiem II wojny światowej stał się ostrzał polskiej składnicy transportowej Westerplatte w Gdańsku przez pancernik „Schleswig – Holstein”. Żołnierze polscy pomimo ogromnej przewagi agresora, od początku wojny stawiali bohaterski opór. Na północy uderzenie niemieckich wojsk pancernych doprowadziło do rozbicia części Armii „Pomorze” w Borach Tucholskich oraz – pomimo początkowego sukcesu pod Mławą – Armii „Modlin”. Znaczący sukces lokalny zanotowała natomiast na zachodnim odcinku frontu Wołyńska Brygada Kawalerii która 1 września w bitwie pod Mokrą zadała duże straty niemieckiej 4. Dywizji Pancernej. Na południowym zachodzie w pierwszych dniach wojny Niemcy zmusili do odwrotu Armię „Kraków” zajmując Śląsk i przekroczyli Karpaty, przełamując słabą na tym odcinku obronę polską. Po wycofaniu się ze Śląska regularnych oddziałów WP do walki z Niemcami przystąpiła miejscowa samoobrona. Stanowiąca prawdziwą „sól ziemi czarnej” złożona z dawnych powstańców śląskich i harcerzy broniła m.in. Katowic i Chorzowa. Przełamanie przez Niemców obrony granic doprowadziło do odwrotu wojsk polskich na całym froncie. Klęska Armii „Prusy” na kielecczyźnie za która w dużym stopniu odpowiadał lekceważący przeciwnika jej dowódca gen. Stefan Dąb - Biernacki przyspieszyła wycofanie się na linię obronną na Narwi, Wiśle i Sanie. W tym czasie Warszawę opuściły władze cywilne, które udały się najpierw na wschód, a następnie południe kraju. Za nimi wyjechał ze swoim sztabem naczelny wódz Edward Śmigły – Rydz, który z powodu źle funkcjonującej łączności stopniowo tracił realne możliwości dowodzenia wojskiem. 8 września niemieckie oddziały pancerne dotarły do Warszawy, jednak ich atak od strony Ochoty został odparty dzięki wielkiemu poświęceniu żołnierzy i wspierającej ich ludności cywilnej. Sukcesy niemieckie umożliwiła zdecydowana przewaga we wszystkich rodzajach broni oraz zastosowanie taktyki „blitzkriegu”, czyli wojny błyskawicznej. Polegała ona na uderzeniach licznych jednostek pancernych w wybrane punkty, zwykle na styku armii polskich. Oddziały polskie wobec groźby okrążenia zmuszane były do odwrotu, paraliżowanego często przez dominujące w powietrzu lotnictwo niemieckie. Gdy wojska polskie tocząc nieustanne walki odchodziły za Wisłę, Armia „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby, wsparta przez część Armii „Pomorze” skoncentrowała swoje siły nad Bzurą. 9 września Polacy rozpoczęli tam największą bitwę kampanii, atakując z powodzeniem skrzydło wojsk niemieckich, które nacierały na Warszawę. Zdobyto Łęczycę i Łowicz zadając Niemcom duże straty. Przeciwnik przerzucił jednak wojska z innych odcinków frontu i w drugiej dekadzie września, w zaciętych bojach, w których poległo trzech polskich generałów Mikołaj Bołtuć, Stanisław Grzmot – Skotnicki, Franciszek Wład – rozbił Armię gen. Kutrzeby. Generał Franciszek Wład wraz ze swym sztabem i resztkami 58 Pułku Piechoty postanowił przebijać się przez Bzurę. 17 września jego oddział został zaatakowany ciężkim ogniem artylerii niemieckiej w lasach niedaleko Iłowa nad Bzurą. Generał został ciężko ranny w głowę i zmarł z ran. Przed śmiercią zdążył podyktować list do żony: "Myślę o Tobie, Polsce się poświęcam. Chowaj naszego syna, na dzielnego Polaka. Spowiadałem się. Frank". Tylko nieliczne oddziały WP. przebiły się do Warszawy. „Warszawa będzie się bić” – rozkaz gen. Waleriana Czumy obrońcy Warszawy - oznaczał, „że Warszawa będzie broniona do ostatniego tchu. Obywatele stolicy winni od tej chwili poświęcić całą swoją energię, by ułatwić zadanie walczącemu wojsku. Nikt nie powinien ruszać się z miejsca gdzie go obrona stolicy zastanie. Opuszczenie Warszawy w takiej chwili będzie uważane za tchórzostwo. Warszawa znalazła się na pierwszej linii obronnej i winna być dumna, że tak zaszczytny los jej przypadł”. W izolacji od reszty kraju walczyli obrońcy polskiego Wybrzeża. Pierwszego dnia wojny Niemcy zaatakowali Pocztę Polską i polska składnicę tranzytową na Westerplatte w Gdańsku. Zmobilizowani wcześniej pocztowcy bronili się cały dzień, poddali się dopiero po podpaleniu budynku przez napastników. Załoga Westerplatte dowodzona przez mjr. Henryka Sucharskiego odparła pierwsze natarcia. Po stawieniu oporu Sucharski zgodnie z otrzymanymi wcześniej rozkazami, zamierzał skapitulować. Wobec sprzeciwu oficerów, z kpt. Franciszkiem Dąbrowskim na czele załoga kontynuowała walkę. Żołnierze polscy w heroicznym oporze wytrwali na Westerplatte do 7 września – atakowani z lądu – ostrzeliwani z morza przez pancernik „Schleswig – Holstein” i bombardowani przez lotnictwo. W ciągu pierwszych dni wojny praktycznie wyeliminowano z walki polską marynarkę wojenną. M.in. Luftwaffe zatopiło w porcie na Helu kontrtorpedowiec „Wicher” i największy polski okręt wojenny stawiacz min „Gryf”. Niemcy uderzyli również na jednostki WP broniące pod dowództwem płk. Stanisława Dąbka rejonu Gdyni. Po utracie największego polskiego portu Polacy bronili się na Oksywiu, spychani w zaciętych walkach w kierunku morza. 19 września Niemcy złamali opór, a płk. Stanisław Dąbek, nie chcąc się poddać, popełnił samobójstwo. Odtąd ostatnim punktem obrony na Wybrzeżu pozostał półwysep Hel. W czasie odwrotu oddziałów polskich na północy kraju ciężar powstrzymania Niemców nad Narwią wziął na siebie oddział kpt. Władysława Reginisa, który na czele około ośmiuset żołnierzy przez trzy dni bronił przed blisko 40 – tysięcznym niemieckim korpusem pancernym umocnionej bunkrami pozycji pod Wizną. To znana historia heroicznego boju obrońców Wizny, po obronie 17 sierpnia 1920 roku Zadwórza przez Obrońców Lwowa w wojnie polsko – bolszewickiej, zwana również Polskimi Termopilami. Zgodnie z rozkazem Adolfa Hitlera wojska niemieckie prowadziły wojnę bezwzględną, totalną, skierowana również przeciwko ludności cywilnej. Lotnictwo niemieckie bombardowało nie tylko cele wojskowe i szlaki komunikacyjne, ale dokonywało również terrorystycznych ataków na miasta w których nie było obiektów militarnych, przemysłowych. Ofiarami niemieckich lotników padali uchodźcy z terenów objętych działaniami wojennymi. W Wielkopolsce i na Śląsku zamordowano wielu wziętych do niewoli członków samoobrony, a w październiku 1939 roku stracono obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. W Bydgoszczy dokonano egzekucji ludności cywilnej, którą Niemcy tłumaczyli rzekomym mordem ( nazywanym przez ich propagandę „krwawą niedzielą”) dokonanym przez Polaków na mieszkających w mieście przedstawicieli mniejszości niemieckiej. W rzeczywistości 3 września część Niemców z Bydgoszczy wystąpiła zbrojnie przeciw oddziałom WP wycofującym się z miasta. W rezultacie około trzystu osób – niektórzy schwytani z bronią w ręku – zostało rozstrzelanych. Po zajęciu Bydgoszczy Niemcy zamordowali w odwecie nie mniej niż 1500 Polaków, w większości wybranych przypadkowych mężczyzn, zwykle wskazanych przez niemieckich sąsiadów. Zbrodni na ludności cywilnej dokonano również m.in. w Częstochowie. Przełamanie przez Niemców obrony granic doprowadziło do odwrotu wojsk polskich na całym froncie. Klęska Armii „Prusy” na kielecczyźnie za która w dużym stopniu odpowiadał lekceważący przeciwnika jej dowódca gen. Stefan Dąb - Biernacki przyspieszyła wycofanie się na linię obronną na Narwi, Wiśle i Sanie. W tym czasie Warszawę opuściły władze cywilne, które udały się najpierw na wschód, a następnie południe kraju. Tylko nieliczne oddziały WP. przebiły się do Warszawy.   AGRESJA SOWIECKA.  Wielka Brytania i Francja dopiero 3 września uznały, że nie istnieje możliwość pokojowego rozstrzygnięcia konfliktu i tego samego dnia wypowiedziały Niemcom wojnę. Wbrew wcześniejszym ustaleniom z władzami polskimi premierzy obydwu państw postanowili 12 września we francuskiej miejscowości Abbeville, że nie podejmą działań militarnych przeciwko III Rzeszy. Rządu polskiego nie poinformowano o tej decyzji. Mimo, że Niemcy nie pozostawili na swojej zachodniej granicy poważniejszych sił, a wojska francuskie miały niemalże osiemdziesięciokrotna przewagę w czołgach, Francuzi przez następne miesiące prowadzili t.zw. dziwną wojnę ograniczając się do zrzucania ulotek i zajęciu kilu wsi na pograniczu. Sprawdziły się więc przewidywania Hitlera, że zachód pozostawi Polskę samą sobie. W czasie gdy Wojsko Polskie prowadziło wojnę z Wehramachtem, 17 września 1939 roku wschodnia granicę Rzeczypospolitej na całej długości przekroczyła Armia Czerwona. Władze Związku Sowieckiego złamały kilka porozumień zawartych z rządem polskim, przede wszystkim zaś układ o nieagresji z 1932 roku ( przedłużony w 1934 roku, mający obowiązywać do 1945 roku). Napaść na Polskę i pogwałcenie zawartych porozumień tłumaczyły rzekomym rozpadem państwa polskiego i dezintegracją jego władz. Prezydent RP Ignacy Mościcki potępił w swoim orędziu te działania, nie zdecydował się jednak ogłosić stanu wojny między obydwoma państwami, co było poważnym błędem i utrudniło późniejsze działania polityczne władz polskich w stosunkach z aliantami zachodnimi i ZSRS. Naczelny Wódz WP rozkazał wojskom polskim unikać walk z Armią Czerwoną i przebijać się do granicy węgierskiej i rumuńskiej. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia prezydent RP i rząd, a następnie naczelne dowództwo podjęli decyzję o ewakuacji do Rumunii. O ile w wypadku władz cywilnych było to uzasadnione dążeniem do utrzymania ciągłości prawnej państwa polskiego w celu kontynuowania walki na uchodźstwie, o tyle postępowanie Naczelnego Wodza marszałka Edwarda Śmigłego – Rydza porzucającego walczące wojska wzbudziło powszechny sprzeciw i oburzenie w społeczeństwie polskim. Po przekroczeniu granicy zarówno władze cywilne, jak i wojskowe, pomimo wcześniejszej zgody na przepuszczenie ich na Zachód zostały internowane w Rumunii. Walkę z Armią Czerwoną podjęły nieliczne stacjonujące na liczącej ponad 1300 km oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP). W następnych dniach prowadziły ją wycofujące się na zachód pułki KOP gen. Wilhelma Orlika –-Rückemanna stoczywszy m.in. zwycięski bój pod Szackiem. Bitwa pod Szackiem – starcie podczas agresji ZSRS na Polskę, stoczone w dniach 28–30 września 1939 między 52. Dywizją Strzelecką Armii Czerwonej, a liczącą w tym czasie około 4000 żołnierzy grupą KOP generała Wilhelma Orlika-Rückemanna. Szacka broniły dwie kompanie ze 112. Pułku Strzeleckiego wsparte plutonem CKM. 54. Dywizjon Przeciwpancerny prawdopodobnie wycofał się uprzednio z Szacka i zajął pozycję w połowie drogi z Szacka do miasta Mielniki. Po stronie sowieckiej w walkach wziął udział między innymi 411. batalion pancerny, dowodzony przez kapitana Nieseniuka, który został całkowicie rozbity. Walki o miejscowość rozpoczęli Sowieci 28 września, uprzedzając polski atak. Kilka czołgów 411. batalionu pancernego i samochody z piechotą ruszyły groblą koło jeziora Lucemierz na pozycje polskie, które znajdowały się na wschód i południowy wschód od wsi. Teren był bardzo grząski. Oddziały KOP podpuściły wroga blisko i otworzyły ogień z działek ppanc. i karabinów maszynowych. W czasie tej walki zniszczono 8 czołgów T-26, które zablokowały wąską groblę. Z 411. batalionu pancernego uratowało się trzech rannych czołgistów. Na wieść o rozbiciu 411 batalionu pancernego płk. Russijanow długo nie przysyłał posiłków oddziałom walczącym w rejonie Szacka. Następnie rozpoczął się polski atak na Szack. Wojska polskie poprowadził ppłk. Nikodem Sulik. Wieś została ostrzelana przez artylerię, a następnie doszło do szturmu i krwawej walki na bagnety. W południe została zdobyta. Znalezione tu zaopatrzenie poprawiło sytuację wyczerpanych fizycznie i psychicznie polskich żołnierzy. Sowieci przeprowadzili kontratak, ale został on odparty ogniem broni maszynowej i artylerii. Natomiast polska próba oskrzydlenia wojsk sowieckich nie udała się. 29 września oddziały polskie wycofały się w kierunku przeprawy przez Bug w Grabowie. Niestety samochody ciężarowe i kilka dział trzeba było zostawić. W walkach z sowietami zginęło lub zostało rannych 500 polskich żołnierzy. KOP stracił też sporo amunicji, zwłaszcza artyleryjskiej i kilka ciężarówek. Straty wojsk radzieckich wyniosły: 81-82 zabitych i 184-185 rannych żołnierzy, zniszczonych 8-9 czołgów T-26 i 5 ciągników artyleryjskich T-20 Komsomolec. Siemion Timoszenko przyznał się do straty 7 czołgów i kilku samochodów pancernych. Dowódca radzieckiej dywizji, pułkownik Iwan Russijanow został ciężko ranny w rękę odłamkiem pocisku artyleryjskiego]. Wilhelm Orlik-Rückemann urodził się 1 sierpnia 1894 we Lwowie w rodzinie polskiej o korzeniach żydowskich. W latach 1910-1911 organizował skautowy Oddział "Zarzewia" w I Gimnazjum Realnym we Lwowie, na tamtejszej politechnice rozpoczął w 1912 roku studia na wydziale budowy dróg i mostów. Studia te przerwała jednak I wojna światowa. Był żonaty z Różą Fajans, która pochodziła ze znanej warszawskiej rodziny Fajansów, właścicieli m. in. "Żeglugi na Wiśle" i działaczy społeczności żydowskiej. W sierpniu 1914 roku wstąpił do Legionów Polskich. Był oficerem 6 Pułku Piechoty. W 1917 roku, po kryzysie przysięgowym, został wcielony do cesarskiej i królewskiej Armii. Służył w niej m.in. w 19 pułku strzelców. Ukończył też w 1918 roku szkołę oficerów rezerwy. Przez trzy dni broniło się Grodno. Pod Kodziowcami nad Czarną Hańczą polscy ułani zadali duże straty sowieckiej broni pancernej. Do końca września Sowieci zajęli jednak wschodnie województwa Polski. Na zdobytych terenach dokonywali zbrodni na wojskowych i cywilach, podobnie jak Niemcy. I tak w Grodnie Sowieci rozstrzelali grupę wziętych do niewoli o0brońców miasta, w szpitalu w Mielnikach wymordowali żołnierzy i oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza. Napaść sowiecka dokonana 17 września 1939 roku zwana „ciosem w plecy” przesądziła ostatecznie o wyniku wojny z Niemcami. Mimo to wojska polskie skoncentrowane na Lubelszczyźnie podjęły decydujący bój, zamierzając przebić się w kierunku granicy węgierskiej. Do największej trwającej dziesięć dni bitwy doszło pod Tomaszowem Lubelskim, gdzie armie „Kraków” i „Lublin” ostatecznie uległy w walce. Na południu kraju zacięte boje z Niemcami toczyły się w rejonie Lwowa. Szczególnym męstwem odznaczyły się oddziały dowodzone przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego rozbite przez Niemców na przedpolach miasta „Semper Fidelis” – miasta "Zawsze Wiernego". Lwów skutecznie broniący się przed Niemcami, 22 września poddał się Armii Czerwonej. Nadal walczyła Warszawa, gdzie symbolem trwania w oporze stał się prezydent miasta Stefan Starzyński. W kampanii wrześniowej poległo blisko 70 tysięcy żołnierzy polskich, około 300 tysięcy dostało się do niewoli niemieckiej, około 250 tysięcy ( w tym ok. 20 tysięcy oficerów) – sowieckiej. Polscy oficerowie wzięci przez Sowietów do niewoli zostali zamordowani w Katyniu przez NKWD.   Aleksander Szumański "Głos Polski" Toronto  Literatura, opracowania, źródła cytatów:   http://pl.wikisource.org/wiki/Przem%C3%B3wienie_J%C3%B3zefa_Becka_w_Sejm...  http://portalwiedzy.onet.pl/55178,,,,faszyzm,haslo.html  http://portalwiedzy.onet.pl/5283,,,,lebensraum,haslo.html  Ofiary w II wojnie światowej   - dr Lucyna Kulińska – wykłady,   - prof. Andrzej Nowak wykład „Solidarni 2010”,   - prof. Andrzej Nowak „Dziedzictwie roku 1920" -/"Nasz Dziennik" 13 - 15 sierpnia 2011/,  - prof. Lech Wyszczelski „Wojna o Kresy Wschodnie 1918 – 1920,   - prof. VHR. D’Abernon „Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata pod Warszawą 1920 r." PWN Warszawa 1932 rok,  - Adam Dziurok - Marek Gałęzowski - Łukasz Kamiński - Filip Musiał         - "Od Niepodległości do Niepodległości" Historia Polski 1918 - 1989                                   IPN Warszawa 2011,  - Alan Bullock („Hitler i Stalin żywoty równoległe” PIW 1991) oraz („Hitler studium tyranii” Czytelnik 1969.    
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.8(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

SZPIEG IZRAELA ARESZTOWANY W USA Z KANCELARIĄ EWY KOPACZ I JEJ DORADCĄ MICHAŁEM KAMIŃSKIM W TLE

$
0
0
Ilustracja: 
SZPIEG IZRAELA ARESZTOWANY W USA Z KANCELARIĄ POLSKIEGO PREZESA RADY MINISTRÓW EWĄ KOPACZ I JEJ DORADCĄ MICHAŁEM KAMIŃSKIM W TLE  "Głos Polski" Toronto donosi:  Aresztowany przez agentów FBI były pracownik firmy komputerowej, przyznał się przed sądem w Bostonie do zarzucanych mu czynów szpiegostwa na rzecz Izraela.  43-letni Elliot Dexer, żydowski konsultant pracujący dla firmy Akamai Technologies, Inc., kontaktował się w 2014 roku z konsulatem izraelskim w Bostonie (Massachusetts), przekazując wykradzione technologie internetowe obejmujące zdalną kontrolę komputerów, usług tzw. chmur obliczeniowych, jak również dane klientów i zawarcie kontraktów firmy.  Szpiegowi udowodniono przekazanie informacji 62 razy w ciągu 18 miesięcy. Podszywający się pod pracownika ambasady izraelskiej agent FBI przejął część przekazywanych informacji. W jednym z pierwszych emaili wysłanych przez Doxera do ambasady izraelskiej oferował on swoje usługi, pisząc: “Jestem żydowskim Amerykaninem mieszkającym w Bostonie. Wiem, że zawsze szukacie informacji, a ja mogę wam zaoferować co posiadam… My (w firmie Akamai) mamy ważnych klientów, włącznie z Departamentem Obrony, producentami samolotów… firmami arabskimi… Z przyjemnością przekażę Wam te informacje…” Dexer przyznał się do zarzucanych mu czynów w zamian za łagodniejszy wymiar kary.  Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 15 oraz 500 tysięcy dolarów grzywny. Wyrok ma zapaść 30 listopada br. Spośród dziesiątków szpiegów działających przeciwko interesom Stanów Zjednoczonych, nieproporcjonalnie ogromną grupę stanowią osoby pochodzenia żydowskiego. Szpiegostwo, tak jak i wiele innych dywersyjnych dziedzin, stanowiĆ może symbol żydowskiej dominacji. Zaledwie garstka szpiegów skazanych w historii USA to osoby nie mające pochodzenia żydowskiego (a wśród nich Whitaker Chambers, Alger Hiss, Elizabeth Bentley) - wszyscy byli natomiast agentami komunistycznymi, tak jak i większość żydowskich szpiegów, również w Polsce. DORADCA EWY KOPACZ MICHAŁ KAMIŃSKI AGENTEM IZRAELSKIEGO WYWIADU EWA KOPACZ AGENTEM IZRAELSKIEGO WYWIADU? Czy nie powinno niepokoić Polaków, że jeden z dobrych znajomych premier polskiego rządu, Michał Kamiński, który określany jest również jako jeden z głównych doradców prezesa Rady Ministrów jest jednocześnie pracownikiem zagranicznej żydowskiej agencji wywiadowczej? Z pewnością może on przekazywać tej amerykańsko-izraelskiej firmie istotne informacje na temat działalności polskiego rządu, zwłaszcza, że jest on częstym wizytatorem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Michał Kamiński, były poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej a obecnie nieformalny doradca premier Ewy Kopacz jest pracownikiem izraelskiej firmy wywiadowczej Prism Group. Prywatna agencja wywiadowcza Prism Group zajmuje się głównie marketingiem politycznym i gromadzeniem informacji gospodarczych.  Sam Kamiński nie widzi nic dziwnego w działalności dla obcego wywiadu. "Nie mam żadnego konfliktu interesów, bo moja firma nie ma absolutnie żadnych interesów w Polsce" - tak Kamiński odpowiedział na pytanie o jego działalność wywiadowczą gazecie "Fakt". Co innego jednak można przeczytać na stronie internetowej Prism Group. Agencja ta przedstawia siebie jako firmę zajmującą się polityką oraz sprawami publicznymi, mająca swoje siedziby w Pradze, Warszawie, Brukseli, Berlinie i Waszyngtonie. Celem tej agencji jest zbieranie danych o polityce, biznesie, mediach i opinii publicznej w Europie Środkowej i Wschodniej. Czy polskie ustawodawstwo nie przewiduje ścigania obcej agentury działającej w Polsce? Tym bardziej, zapewne bez precedensu, umiejscowionej w kancelarii prezesa Rady Ministrów Ewy Kopacz. Czy sama Ewa Kopacz nie jest również płatnym agentem Izraela w Polsce, skoro w swojej kancelarii zatrudnia Michała Kamińskiego agenta żydowskiego wywiadu, europosła z ramienia PO, kandydata na posła PO? Na razie jest skandal nie ujawniony przez środki przekazu głównego nurtu!!! Telewizja huczy o rozróbkach w szeregach PO pomiędzy Pawłem Zalewskim a Michałem Kamińskim i Romanem Giertychem. Ewa Kopacz zachowuję się codziennie bardziej bezczelnie w swoich atakach na prezydenta Rzeczypospolitej Andrzeja Dudę, PiS i to dla przykładu na obchodach bohaterskiej Westerplatte, a agentura Izraela zaciera ręce bo z takiego bajzelamtu rządzącej obecnie Polską PO łatwiej będzie wyszabrować od Polski 65 miliardów dolarów amerykańskich tytułem  restytucji mienia pożydowskiego, czego domaga się amerykańskie lobby żydowskie, przy wsparciu antypolaków prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy i Hilary Clinton. Światowe żydostwo triumfuje, obserwując nieudolność władz polskich w rozrachunkach z żydowską agenturą urzędującą formalnie jako Prism Groupe Mosadu (wywiadu Izraela) w kancelarii prezesa Rady Ministrów Ewy Kopacz. Jak dotąd żydowskiemu agentowi  w USA 43-letniemu Elliot Dexerowi, żydowskiemu szpiegowi konsultantowi pracującemu dla firmy Akamai Mosadu w Izraelu  udowodniono przekazanie informacji 62 razy w ciągu 18 miesięcy. Grozi mu kara pozbawienia wolności do 15 lat i grzywna w wysokości pół miliona dolarów amerykańskich. Ile pożytecznych dla izraelskiej racji stanu informacji szpiegowskich przekazano z kancelarii prezesa Rady Ministrów za pośrednictwem Michała Kamińskiego izraelskiego agenta? Pozostanie on bezkarny, razem ze swoją mocodawczynią Ewą Kopacz? Źródła: "Głos Polski" Toronto nr 37 14 - 20 09 2014 http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/doradca-premier-ewy-kopacz-agentem-izraelskiego-wywiadu (link is external) http://telewizjarepublika.pl/michal-kaminski-ekspertem-izraelskiej-firmy-wywiadowczej,16480.html (link is external) http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/michal-kaminski-doradca-ewy-kopacz-agentem-izraelskiego-wywiadu http://alexjones.pl/pl/aj/aj-polska/aj-polityka-polska/item/46324-doradca-premier-ewy-kopacz-agentem-wywiadu-izraela http://www.fronda.pl/blogi/prawda-o-nobliscie/ewa-kopacz-tajnym-agentem-izraelskiego-wywiadu-w-polsce,43256.html   
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:11)
Kategoria wpisu: 

EKSKOMUNIKA EWY KOPACZ

$
0
0
Ilustracja: 
EKSKOMUNIKA EWY KOPACZ ZBRODNIA Z UDZIAŁEM RZĄDOWEJ LIMUZYNY PO KOPACZ U PAPIEŻA   Jak trwoga to do Watykanu. Ewa Kopacz znalazła w końcu czas, by udać się na audiencję do papieża Franciszka. Notowania PO spadły poniżej 19 procent, trzeba być pobożną, wierną katoliczką u stóp Ojca Świętego. To była audiencja polityczna, a nie religijna ekskomunikowanej Kopacz de domo Lis. Prywatna audiencja trwała zaledwie pół godziny . Kopaczowa podarowała Ojcu Świętemu drzewko jabłoni. Nie wiadomo czy chciała w ten sposób zareklamować polskie jabłka, czy nawiązać do biblijnego drzewa i kuszenia do grzechu, jakiemu uległa jej biblijna imienniczka pod namowami szatana w postaci węża. Nie wiemy, czy Kopaczowa pochwaliła się papieżowi Franciszkowi tym, że według kodeksu prawa kanonicznego jest od lat siedmiu osobą ekskomunikowaną. To ona, jeszcze jako minister zdrowia , wspólnie z Adamem Michnikiem i jego antykościelną i antykatolicką żydowską gazetą wzięła aktywny udział w hańbie akcji "kuszenia", mającej na celu zabicie dziecka. Zbrodni dokonanej na  dziecku 14-letniej Agaty z Lublina, która długo broniła się przed dokonaniem aborcji w głośnej sprawie jeszcze z 2008 roku. Trwał wówczas swoisty wyścig z czasem, ponieważ mijał już okres, w którym polskie prawo pozwalało na legalne usunięcie ciąży. To właśnie Kopaczowa znalazła i osobiście wskazała dziewczynie szpital w Gdańsku, który wyraził zgodę na zabicie jej poczętego dziecka. I to było następne morderstwo Kopaczowej po wielu decyzjach uśmiercania Polaków przez podległe jej ministerstwo zdrowia. Dalszy ciąg zbrodni przejął Arłukowicz z Narodowym Funduszem Zdrowia. Kopacz była tak zdeterminowana aborcją 14-latki, że dziewczynę odwieziono na egzekucję rządową limuzyną! Dzisiaj szefowa upadającego w niesławie rządu próbuje udawać przykładną katoliczkę ścieląc się u stóp papieża Franciszka, choć dokonując  zbrodniczego czynu znalazła się poza Kościołem, a jej ekskomunika nastąpiła automatycznie i jest wiążąca z mocy samego prawa. Stopień zakłamania, cynizmu i faryzeuszostwa tej umysłowej prostaczki, super wrednej baby, bije wszelkie rekordy obłudy, zakłamania, hipokryzji, konformizmu. To raczej nie przypadek, że jej nazwisko de domo brzmi Lis. Mamy nadzieję, że ta nafaszerowana łgarstwem i pospolitym chamstwem baba zniknie raz na zawsze z życia publicznego, ponosząc sprawiedliwą karę za swoje niecne czyny, za nieludzkie potraktowanie ofiar zamachu smoleńskiego, za ten "metr w głąb", za kolaborację z mordercami putinowskimi, za zamianę zwłok ofiar smoleńskiego zamachu, za zaplombowane trumny ofiar, za tę polską generalissimus Tatianę Anodinę i kopaczowe publiczne sejmowe kłamstwa z Tuskiem, Laskiem, Millerem  w tle.   ZABÓJSTWO PRENATALNE - KRYPTONIM "AGATA"- PRZESTĘPSTWO EWY KOPACZ KTO POWODUJE PRZERWANIE CIAŻY PO ZAISTNIENIU SKUTKU, PODLEGA EKSKOMUNICE WIĄŻĄCEJ MOCĄ SAMEGO PRAWA KODEKS PRAWA KANONICZNEGO KANON 1398   Rzecz dotyczy roku 2008. To wtedy media i najbliżsi próbowali zmusić do aborcji 14-latkę z Lublina, którą dziennikarze nazwali „Agatą”. Dziewczynka długo broniła się przed zabiciem swojego dziecka, ale w końcu uległa.    I choć dziecko można było uratować, to w ostatnich dniach przed upływem terminu zgodnego z polskim prawem zabicia dziecka, do sprawy włączyła się Ewka Kopacz, wówczas minister zdrowie i osobiście wskazała matce dziewczynki miejsce, w którym można było zabić maleńkie, niewinne dziecko. Ta decyzja oznacza, i co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, Kopaczka kopała i współdziałała w zabójstwie prenatalnym. Potwierdził to w tym 2015 roku – odnosząc się do opinii ks. prof. Andrzeja Szostka, kardynał Müller, uznając, że wskazanie miejsca, w którym można wykonać aborcję jest współudziałem, podkreślając, że nie wolno nakładać takiego obowiązku na nikogo.  „Kto powoduje przerwanie ciąży, po zaistnieniu skutku, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa” - głosi kanon 1398 Kodeksu Prawa Kanoniczego”. Sprawcą zaś, co pięknie pokazał o. Tomasz Wytrwał dominikanin, nie jest tylko lekarz, matka czy położne, ale dotyczy także wszystkich tych „bez pomocy których nie doszłoby do popełnienia PRZESTĘPSTWA”. Chodzi zatem o tych wszystkich, „którzy swoim postępowaniem takim jak zlecenie, nakaz, dostarczenie środków, zmuszanie groźbą, skuteczną radą, namową itp. przyczyniają się skutecznie do spędzenia płodu”. I choć sam o. Wytrwał nie rozstrzyga, czy Ewa Kopacz jest winna, to trudno nie dostrzec, że gdyby nie jej decyzje, dziecko by żyło. Można zatem przypuszczać, że jest ona ekskomunikowana mocą samego prawa.   Ale, jako że nie jest to pewne, to w tymże roku 2008 skierowano tysiące zapytań o ocenę prawną tej sytuacji do ówczesnego biskupa ordynariusza diecezji radomskiej, na terenie której mieszka Ewa Kopacz, abpa Zygmunta Zimowskiego. Niestety kuria nie uznała za stosowne odpowiedzieć na te pytania. Teraz jednak, gdy pojawiła się jasna interpretacja kard. Müllera, którą ksiądz profesor Szostek przyjął, uznając swój błąd w kwestii współudziału poprzez wskazanie, warto powrócić do wówczas zadanego pytania Nic nie wskazuje bowiem na to, jeśli automatyczna ekskomunika została zaciągnięta, by Ewa Kopacz zrobiła, cokolwiek, by ją z niej zdjęto. A jeśli tak, to nadal pozostaje ona w karach kanonicznych, i warto byłoby, żeby katolicy mieli świadomość, że polska premier jest ekskomunikowana. Jeśli zaś kara nie została na nią nałożona automatycznie, to także dobrze, by się stało, gdyby było jasne jaką odpowiedzialność prawną, religijną i moralną ponosi polityk, który ma krew nienarodzonego dziecka na sumieniu. Prefekt Sygnatury Apostolskiej jasno wskazywał, że nawet jeśli polityk nie współdziałał w aborcji, a tylko popiera rozwiązania aborcyjne w głosowaniach czy własnej działalności, to już wyłącza go z prawa do Komunii Świętej. Ewa Kopacz zrobiła coś o wiele gorszego. Te pytania, w sytuacji, gdy Ewa Kopacz jest premierem polskiego rządu i liderem  obecnie rządzącej partii Platformy Obywatelskiej, gdy w jej kancelarii usadowiła się agentura izraelska wroga Polsce, Polakom. Kościołowi, polskości, gdy oficjalnym izraelskim agentem Prism Groupe w Polsce jest doradca Kopacz Michał Kamiński, są szczególnie aktualne. My Polacy mamy prawo wiedzieć, jaka jest sytuacja Ewy Kopacz i jak Kościół w Polsce, Konferencja Episkopatu  ocenia tego typu zaangażowanie.   PROWOKACJA EWY KOPACZ NA WESTERPLATTE  Prowokacja Ewy Kopacz na Westerplatte była zaplanowana. Media prorządowe „rozdmuchały” temat witania się prezydenta i premier na Westerplatte. Przemilczały natomiast fakt prowokacji Ewy Kopacz. Premier w odróżnieniu od Andrzeja Dudy, w swoim przemówieniu nie przywitała gości, a przede wszystkim prezydenta RP. Wskazuje to na zaplanowane działania kampanii wyborczej, które miały wykreować atak na prezydenta i konflikt na linii prezydent-premier. Od dwóch dni media prorządowe twierdzą że prezydent Andrzej Duda nie przywitał się z premier Ewą Kopacz podczas obchodów wybuchu II wojny światowej. Jak udowodniliśmy, że to nieprawda. To prezydent dwukrotnie zwracał się w stronę rządową, a premier nie reagowała. Dzisiaj na stronie http://www.proto.pl/ogloszenia/ specjalista od public relations Zbigniew Lazar zwrócił uwagę na decydujący fakt. Wielokrotne  zapoznanie się z nagraniami pokazuje jednoznacznie, że takie zachowanie pani premier nie jest przypadkowe, lecz zaplanowane. Tym bardziej, że w swoim wcześniejszym przemówieniu i powitaniu pominęła ona prezydenta, podczas gdy on rozpoczął swoje przemówienie od jej powitania . Niepodanie ręki E. Kopacz można by rozpatrywać  jako niewybaczalną gafę ze strony A. Dudy jedynie w sytuacji, gdyby podeszła ona do niego, a on ją zignorował - czytamy na stronie http://www.proto.pl/ogloszenia/ Prezydent Andrzej Duda rozpoczął swoje przemówienie 1 września na Westerplatte od słów: Czcigodni Kombatanci, Szanowna Pani Premier, Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie, Szanowne Panie i Panowie Ministrowie, Szanowne Panie i Panowie Posłowie, Żołnierze, Funkcjonariusze, Harcerze, Szanowni Państwo, Gdańszczanie i Goście!   Premier Ewa Kopacz najwyraźniej uznała, że nie warto witać gości  w ogóle. Prawdopodobnie gdyby rozpoczynając przemówienie kogoś wymieniła, trudniej byłoby pominąć prezydenta. Jej przemówienie rozpoczęło się bowiem tak: "Siedemdziesiąt sześć lat temu salwy z pancernika Schleswig-Holstein obwieściły światu drugą wojnę światową. Hitlerowskie Niemcy łamiąc traktaty najechały na nasz kraj w imię przepojonej nacjonalistycznym fanatyzmem ideologii". Media głównego nurtu atakują prezydenta Andrzeja Dudę za to, że „nie przywitał się z Ewą Kopacz". Tymczasem, jak ustalił portal niezalezna.pl, to prezydent w czasie uroczystości dwukrotnie zwracał się w stronę rządową, a premier Kopacz w ogóle nie reagowała. "- Mam deja vu, bo widzę obecnie to, co obserwowałem w mediach w działaniach polityki Platformy Obywatelskiej w latach 2007-2010. Wtedy mieliśmy rządy PO i śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego [...] Jeśli upolitycznia się obchody II wojny światowej i w tak świętym dla Polaków miejscu uprawia się kampanię wyborczą to znaczy, że Platforma nie ma żadnych hamulców i w ostatnich tygodniach kampanii można się spodziewać po niej wszystkiego. Jest tylko jedna zmiana w porównaniu z tamtym okresem. Michał Kamiński (agent Izraela w Polsce - dopisek A.S.) doradzał wtedy prezydentowi i protestował wobec takich praktyk Platformy, a dziś odpowiada za propagandę tej partii "– mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl Adam Bielan były europoseł PiS. Jednocześnie Adam Bielan podkreśla, że cała sytuacja sprawia wrażenie próby przykrycia istotnych afer z udziałem przedstawicieli rządu i ludzi Platformy Obywatelskiej. Ta afera z niepodaniem dłoni przykryła nie tylko gigantyczną aferę z ustawieniem konkursów w NIK i też wyników afery związaną z kontrolą dotyczącą budowy elektrowni wiatrowych na Podkarpaciu ujawnionych przez CBA. Media przykryły też fatalne słowa wypowiedziane przez premier Ewę Kopacz na Westerplatte. Jeśli upolitycznia się obchody II wojny światowej i w tak świętym dla Polaków miejscu uprawia się kampanię wyborczą to znaczy, że Platforma nie ma żadnych hamulców i w ostatnich tygodniach kampanii można się spodziewać po niej wszystkiego - mówi Bielan.   Od wczoraj media prorządowe żyją informacją, z której wynika, że prezydent Andrzej Duda nie przywitał się z premier Ewą Kopacz podczas uroczystości wybuchu II wojny światowej. Przeanalizowaliśmy nagranie z uroczystości. Okazuje się, że to prezydent dwukrotnie zwracał się w stronę rządową, a premier w ogóle nie reagowała.  Przypomnijmy, że zachowanie premier Kopacz na Westerplatte skrytykowała Beata Szydło: "Chciałabym, aby te słowa usłyszała też pani premier, bo ona bardzo często w ostatnich dniach podkreśla podziały  - i dodała:  - Budujmy wspólnotę. Polska potrzebuje wspólnoty nie tylko poprzez słowa, ale i konkretne działania. Wiceprezes PiS zarzuciła Ewie Kopacz, że bardziej koncentruje się na walce politycznej, niż na pełnieniu funkcji szefa rządu. - Polska potrzebuje działań, nie tylko deklaracji, które nas będą zbliżać do siebie, aby rowy, które powstały przez ostatnie osiem lat, były zasypywane. Potrzebuje wspólnoty, rozmowy i dialogu. To jest najważniejsze przesłanie płynące z dnia dzisiejszego. Źle się dzieje, gdy taki dzień jest wykorzystywany przez premiera do podnoszenia kwestii politycznych" - mówiła Szydło.   Źródła:   http://niezalezna.pl/70504-bielan-o-operacji-nie-witania-sie-przypomina-lata-2007-2010-i-ataki-na-sp-lecha-kaczynskiego  http://www.proto.pl/ogloszenia/  http://www.fakt.pl/Minister-Kopacz-ekskomunikowana-Tak-uwaza-,artykuly,132472,1.html   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 
Viewing all 817 articles
Browse latest View live