Quantcast
Channel: Blog użytkownika Aleszumm
Viewing all 775 articles
Browse latest View live

MODLITWA DO NIEMIECKIEGO BOGA

$
0
0
Ilustracja: 
MODLITWA DO NIEMIECKIEGO BOGA  „Poraź o Panie, bezwładem ręce i nogi Polaków, Zrób z nich kaleki, poraź ich oczy ślepotą, Tak męża, jak kobietę ukarz głupotą i głuchotą. Spraw, żeby lud polski gromadami całymi zamieniał się w popiół,   Ażeby z kobietą i z dzieckiem został zniszczony, sprzedany w niewolę. Niech nasza noga rozdepcze ich pola zasiane! Użycz nam  rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci. Pozwól zanurzyć nasz miecz w ich ciele   I spraw, że kraj polski w morzu krwi zniszczeje! Niemieckie serce nie da się zmiękczyć! Zamiast pokoju niech wojna zapanuje miedzy oboma państwami. A jeśli kiedyś będę się zbroił do walki na śmierć i życie   To będę wołał umierając: „ZAMIEŃ O PANIE, POLSKĘ W PUSTYNIĘ"!    Tekst ukazał się na krótko przed 1 września 1939 roku nakładem „Veretinung zum Schutze Oberschlesiens”( Niemiecki Komisariat Plebiscytowy (niem. Plebiszitkomissariat für Deutschland).   Autorem tekstu jest Hans Lukaschek (ur. 22 maja 1885 r. we Wrocławiu, zm. 26 stycznia 1960 r. we Fryburgu Bryzgowijskim) – niemiecki urzędnik państwowy, działacz polityczny, doktor nauk prawnych, hitlerowiec, niemiecki polakożerca, minister do spraw wypędzonych w pierwszym rządzie Konrada Adenauera.   Źródła:   http://gloria.tv/?media=624177&language=YiwzPCkSG6u                                                         Aleksander Szumański "Głos Polski" Toronto   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

MARCIN ANTOSIEWICZ DZIENNIKARZ TELEWIZJI POLSKIEJ AKREDYTOWANY W BERLINIE

$
0
0
Ilustracja: 
MARCIN ANTOSIEWICZ  Marcin Antosiewicz – polski dziennikarz prasowy, radiowy oraz telewizyjny. Pracę dziennikarską rozpoczynał w Polskim Radiu w rozgłośni Radio dla Ciebie w wieku 17 lat. Od maja 2004 r. związany z telewizyjną Panoramą. W latach 2007-2008 był korespondentem w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Od października 2008 r. pracował w redakcji telewizyjnych Wiadomości. Od kwietnia 2009 r. był korespondentem Telewizji Polskiej w Berlinie. Później pracował w polskiej sekcji Deutsche Welle. Od stycznia 2011 jest ponownie korespondentem TVP w Berlinie.   Redaktor  Kościesza  http://3obieg.pl/glowni-wykonawcy-przewrotu-ideologicznego  ukazuje ,,biale plamy” dziejów najnowszych i przywłaszczoną sobie przez nich, a skradzioną nam polską tożsamość zawłaszczoną na obszarze historycznym, politycznym i ekonomicznym. A także sprawdzony przez historię kierunek wyjścia z tych okowów niewoli.    Jak informuje portal 3obieg.pl http://3obieg.pl/glowni-wykonawcy-przewrotu-ideologicznego Marcin Antosiewicz znajduje się w poczcie:  "GŁÓWNI WYKONAWCY PRZEWROTU IDEOLOGICZNEGO"  Więcej o etapach i celach przewrotu ideologicznego patrz fragmenty wykładu Jurija Bezmienowa z 1984 roku w Stanach Zjednoczonych:   https://www.youtube.com/watch?v=_6c-apX_Fug Marcin Antosiewicz – medliniarz radiowy i telewizyjny, z wykształcenia tzw. politolog czyli agitator bolszewicki. Agitację medialną rozpoczął w wieku 17 lat w „Polskim Radiu – RDC”. Od 2004 roku związany z redakcją "Panoramy" TVP2, gdzie agitował jako reporter krajowy. We wrześniu 2007 roku dołączył do newsroomu Polskiego Radia Londyn. Od 2007 roku  na etacie korespondenta Telewizji Polskiej w Wielkiej Brytanii.  Andrzej Ajnenkiel    –   polonofob, komuch, dywersant, fanatycznie i zajadle nienawidzi polskości, Polaków i Polski, peerelowski fałszerz historii na etacie „profesora”. W II PRL brał na etacie dyrektora Wojskowego Instytutu Historycznego (09.1999-06.2001); obecnie profesora Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie członek tzw. "komisji Michnika", która działała na terenie MSW mając dostęp do najtajniejszych materiałów w okresie od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 roku; W jej skład weszli: Andrzej Ajnenkiel, Jerzy Holzer, Adam Michnik i Bogdan Kroll. Współpreparator Konstytuty utrwalającej „zdobycze” PRL i władzę bolszewii po bankructwie I PRL. 1W lutym 2000 r. odznaczony za to przez, agenta KGB i SB prezydenta II PRL Aleksandra Kwaśniewskiego – Izaaka Stoltzmana Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.   Seweryn Blumsztajn ur. 2 maja 1946 r. we Wrocławiu pomiot bolszewicki , polonofob, dywersant, ,etatowy tropiciel „polskiego antysemityzmu” .W młodości sowiecki pionier, tzw. Walterowiec, w latach 60-tych. członek klubu "Poszukiwaczy Sprzeczności". Paradujący po ulicach Warszawy z transparentem "pierdolę nie rodzę". Koncesjonowany przez reżim PRL „opozycjonista”: w 1968 r. jako jeden ze świadomych uczestników komunistycznej prowokacji tzw. wydarzenia marcowe, współorganizator wiecu w Warszawie. Wkrótce po nich , amnestionowany w 1969 r. Od 1976 r. oddelegowany na redaktora „Biuletynu Informacyjnego KOR", od 1977 r. na członka KSS "KOR". W latach 1981–1989 na legalnej emigracji (!) we Francji. Od 1989 r. medliniarz  żydowskiej "Gazety Wyborczej", W latach 2002 – 2006 był szefem krakowskiego dodatku "Gazety Wyborczej", a od 2006 r. jest redaktorem naczelnym warszawskiego dodatku lokalnego ("Gazeta Stołeczna"). Autor szeregu polakożerczych stwierdzeń: "Przez setki lat Żyd nie był traktowany w Polsce jak bliźni i przez ogromną część społeczeństwa nie był też tak traktowany w czasie okupacji niemieckiej" (“Gazeta Wyborcza” z 8 marca 1991 r.)   Dariusz Stanisław Bohatkiewicz ,ur. 3 lutego 1972 r, telemedliniarz , manipulator , antysemita –bajarz -agitator nt. "Nowego wymiaru terroryzmu" . Swoją karierę medlinarza rozpoczynał w krośnieńskim Radiu Fakty. Agitował także w Radiu Plus, RMF FM, TVN, TV Puls.Następnie na etacie „reportera wojennego” Telewizji Polskiej , m.in. „uwiarygadniał publicznie” konieczność okupacji Iraku po dokonaniu zbrojnej agresji tego kraju przez USA i ich sojuszników, w tym Polskę. Od marca 2006 r. propagandzista „Panoramy” TVP2. Od niedawna jego agtitkę propagandową można oglądać w Wiadomościach TVP1. Waldemar .Łysiak: "Gdy prawicowa członkini Rady Miejskiej w Brzesku oponowała (2006 r.) przeciwko projektowi nazwania ulicy imieniem dygnitarza peerelowskiego , postulując, by takie decyzje były badane pod kątem patriotycznym, media od TVP (złośliwy reportaż Dariusza Bochatkiewicza ) do gazet michnikowskich , jak również „Trybuny” , „Nie”, „Wprost”, sprzedały milionom czytelników kłamliwą informację ,że kretynka z Brzeska chce lustrować Chopina, Sienkiewicza , Mickiewicza ,Słowackiego, i Kościuszkę”.   Alina Cała ur. w 1953 r. pomiot bolszewicki. Polonofob , paszkwialntka, etatowa tropicielka „polskiego antysemityzmu” na etacie „pracownik naukowy” w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie, utrzymywanego z pieniędzy polskiego podatnika. A jej specjalizacja nosi  nazwę: "socjologia stosowana etniczna"(czyżby chodziło jej tylko o etniczność funkcjonariuszy bezpieki?)!. Bolszewicka „historyczka”, antylustratorka, zadeklarowana jako bolszewik-bezbożnik obecnie określany jako „antymoherowiec” lub „działaczka feministyczna”- protestująca przeciw zakazowi aborcji i „nadmiernemu wpływowi Kościoła katolickiego na życie społeczne w Polsce”. Medliniara - redaktorka Midrasz", Ów Midrasz co ciekawe jest także dofinansowywany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przez „polskie władze” za teksty obciążające Polaków winą za „antysemityzm” , Holokaust, za "polskie obozy koncentracyjne" w czasie II wojny światowej. W roku 2006 np. współuczestniczyła w akcji przeciw postawieniu w Warszawce pomnika Romana Dmowskiego. Autorka paszkwilu antypolskiego "Polacy jako naród nie zdali egzaminu" http://www.rp.pl/artykul/310528-Polacy-jako-narod--nie-zdali-egzaminu-.html w "Rzeczpospolitej", w którym za Holocaust obciąża winą Polaków, jej zdaniem morderców 3 milionów polskich Żydów.   Paweł Chochlew ur. 9 września 1971 r. w Elblągu, kolaborant, protegowana marionetka etatowego bolszewickiego fałszerza historii Tomasza Nałęcza i gadzinówki "Gazety Wyborczej" do realizacji kolejnego antypolskiego paszkwilu o wojnie obronnej Polski 1939 r. realizowanego na koszt polskiego podatnika: „Tajemnica Westerplatte”. Paweł Chochlew zamierza nim przelicytować  PRL-owskich twórców tzw. polskiej szkoły filmowej, którzy wykpiwali bohaterszczyznę, odkrywając „tajemnicę” Westerplatte w wypróbowany już sposób. Oto patriotyzm to lipa, a bohaterowie to tchórzliwi pijacy. I Polski Instytut Sztuki Filmowej znajduje na to pieniądze, tak jak nie szczędzi środków na produkcje propagujące „polski antysemityzm”: co najmniej 5 filmów fabularnych, 17 dokumentalnych.   Michał Cichy   –   polonofob, dywersant, oszczerca, paszkwilant, kierownik działu kultury w "Gazecie Wyborczej". Meliniarz - prowokator , który postanowił zdobyć sławę „tropiciela polskiego antysemityzmu” dzięki zniekształceniu najpiękniejszych tradycji polskiego bohaterstwa – historii Powstania Warszawskiego, i to jeszcze w okresie przygotowań do obchodów jego 50-lecia. Akcję oszczerstw rozpoczął od opublikowania na łamach dodatku “Gazety Wyborczej” – “Gazety o książkach” (nr 11 1993) recenzji ze wspomnień żydowskiego policjanta w getcie Caleka Perechodnika. Wyraził w niej zdziwienie, że Perechodnik “przetrwał nawet Powstanie Warszawskie”, kiedy "AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta” (!!!). “Rewelacje” Cichego zostały później szeroko rozwinięte w jego paszkwilu o “czarnych kartach Powstania Warszawskiego”, drukowanym w numerze 24 “Gazety Wyborczej” z 1994 roku. Artykuł roił się od skrajnych łgarstw, zdemaskowanych później publicznie przez wybitnych historyków od prof. Tomasza Strzembosza począwszy po red. Leszka Żebrowskiego. Cichy zarzucał powstańcom warszawskim zamordowanie około 60 Żydów, jako szczególnie ważne “źródło dowodowe” eksponując znanego z łgarstw żydowskiego komunistycznego pseudohistoryka-politruka Bernarda Marka, b.dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego w czasach stalinowskich. “Twórczą” działalność naukową B. Marka (m.in. fałszowanie dokumentów przez odpowiednie dopisy) już dawno zdemaskowali nie tylko autorzy polscy (m.in. słynny działacz emigracyjnej PPS Adam Ciołkosz), ale i wybitni historycy żydowscy (żyjący na emigracji w Paryżu Michał Borwicz). Nieznana data i miejsce urodzenia, brak zdjęcia i wszelkich innych danych osobnika publicznie lżącego w wysoko nakładowych tzw. „mediach”  sugerują przybrane nazwisko i bolszewickiego bękarta https://pl.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Cichy   Michał Franciszek Czajkowski ,ur. 3 października 1934 r. w Chełmży. –  polonofob, dywersant, judaizator, aktywista żydowski, anty-ksiądz, mason, wieloletni agent SB, globalista, aktywista żydowski, piewca "judeochrześcijaństwa", żydoekumenizmu i żydotolerancji, zniesławiacz Polski i Polaków, przez ponad 20 lat był niebezpiecznym agentem SB – Tajny Współpracownik ps. "Jankowski"– którego  przełożonym był gen. Pietruszka, ten sam, który był też szefem bandy SB Piotrowskiego, którzy z polecenia Jaruzelskiego, Kiszczaka i Pietruszki zamordowali ks. Jerzego Popiełuszko; współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, współpracownik katolewackiego "Tygodnika Powszechnego", asystent kościelny i członek rady redakcyjnej katolewackiego miesięcznika "Więź". https://pl.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Czajkowski_%28duchowny%29  Kinga Dunin , ur. 1954 w Łodzi pomiot bolszewicki  –   fanatycznie i zajadle nienawidzi polskości, Polaków i Polski, medliniara redakcji "Ex Libris", dodatku do "Życia Warszawy", "Krytyka Polityczna", Zieloni 2004; Feminazistka, tropicielka "polskiego antysemityzmu bez Żydów", była autorką skrajnego ataku na Dzienniki powojenne Marii Dąbrowskiej za ich rzekomą antysemicką "ksenofobię". W 48 numerze "Ex Libris" z 1994 r. wystąpiła za odrzuceniem całej literatury polskiej jako niepotrzebnego, bezużytecznego balastu, pisząc expressis verbis: (…) "przestańmy uważać, że literatura polska musi istnieć. Nie musi. Nawet jeżeli zniknie – i tak będzie w Polsce istniała jakaś literatura. Każdy będzie mógł sobie coś wybrać z ogromnej światowej oferty". „Walczy” aktywnie w obronie „praw” lesbijek i gejów jako aktywistka Fundacji Batorego".  Kamil Durczok (b. prezenter TVN),ur. 6 marca 1968 w Marklowicach, Od 15 marca 2001 r. do 2015 r. teleszczekcz w głównym programie dezinformacyjnym „Fakty” TVN. W tym czasie reżyserował także programy Forum (z przerwami do listopada 2004 r.), Gość Jedynki (do sierpnia 2004 r.) oraz autorską Debatę (od września 2004 r. do 8 lutego 2006 r.). Przez wiele lat był agitatorem wszystkich szopek tzw. „wieczorów wyborczych” i „referendalnych” mających uwiarygodnić ich uprzednio spreparowany „wynik” Polakom. Od 29 lipca 2003 r. do 2 września 2005 r. na przemian z Jolantą Pieńkowską reżyserował szopkę radiową zwaną Salon Polityczny Trójki. Od 1 maja 2006 był naczelnym redaktorem i teleszczekaczem programu (dez)informacyjnego Faktów TVN.   i wielu, wielu innych "redaktorów"........................  Marcin Antosiewicz redaguje portal internetowy http://interia360.pl/ i z zasady odrzuca wszystkie teksty patriotyczne, niepodległościowe, historyczne o walkach Polski Podziemnej, czy też o rządzących. Teksty odrzucone uzasadnia "redaktorsko" w sposób rażący antydziennikarski. Patriotycznym tekstom zarzuca manipulację i nierzetelność dziennikarską. Oto jeden z wielu jego uzasadnień odrzucenia tekstu:   Michał Antosiewicz   Szanowny Panie. W nadesłanym artykule umieszcza Pan skopiowane, nie przetworzone całe fragmenty innych autorów, nie cytując ich i nie podając źródła, co jest niedopuszczalne, a ponadto swoje własne artykuły z roku 2011, a zatem opierające się i powielające materiały prasowe z tamtych czasów. Już Pan kiedyś przesyłał materiał opierający się na starych publikacjach, które trudno odnosić do aktualnej sytuacji – a jeśli uważa Pan, że się nie zmieniła w przeciągu paru lat, dobrze byłoby powołać się na bieżące źródła, w przeciwnym razie daje Pan dowód nierzetelności dziennikarskiej. Inną kwestią jest używanie obraźliwych sformułowań i porównywanie do nazistowskich zbrodniarzy Premiera Polskiego Rządu. Nie możemy tolerować takich wypowiedzi. Przy tym wszystkim, wypowiedź dyskwalifikuje także jej długość. Proszę mieć na uwadze te zalecenia przesyłając swoje teksty w przyszłości.   Komentarz do tekstu "EWA KOPACZ POLSKI TWÓRCA KŁAMSTWA KATYŃSKIEGO" http://interia360.pl/ Tekst http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/ewa-kopacz-polski-doktor-mengele-polski-nikolaj-burdenko-tworca-klamstwa-katynskiego                      Źródła:   Red. Kościesza http://3obieg.pl/glowni-wykonawcy-przewrotu-ideologicznego        2015-09-01 08:27:49      
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.9(głosów:7)
Kategoria wpisu: 

ADAM MICHNIK, STRAŻNIK UKŁADU, NAJWIĘKSZY FASZYSTA W POLSCE - POLITYCZNI I MEDIALNI GANGSTERZY ODCIĘCI OD WŁADZY NIE COFNĄ SIĘ PRZED NICZYM ŻEBY JĄ ODZYSKAĆ

$
0
0
Ilustracja: 
ADAM MICHNIK, STRAŻNIK UKŁADU, NAJWIĘKSZY FASZYSTA W POLSCE - POLITYCZNI I MEDIALNI GANGSTERZY ODCIĘCI OD WLADZY NIE COFNĄ SIĘ PRZED NICZYM ŻEBY JĄ ODZYSKAĆ   Z Ewą Stankiewicz - dziennikarką, reżyserem, prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010, prozatorką, m.in. scenografem i reżyserem  filmu "Krzyż", współzałożycielką Ruchu Kontroli Wyborów, na łamach "Warszawskiej Gazety" ; nr 52 z 23 - 30 grudnia 2015 r. rozmawiała  Aldona Zaorska.  Aldona Zaorska. Jak Pani ocenia obecną histerię, z jaką mamy do czynienia w Polsce? Naprawdę demokracja jest zagrożona? Czy raczej przeciwnie - zagrożone są interesy wąskiej grupki ludzi poprzedniego układu politycznego?   Ewa Stankiewicz. Myślę, że jest to raczej próba przeprowadzenia przez komunistów i gangsterski układ III RP, drenujący od lat Polskę, typowego puczu pod hasłem demokracji. Przecież fakt, że większość w Sejmie ma dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość, to właśnie przejaw demokracji - ludzie w wolnych, nieskrępowanych wyborach wskazali  komu ufają i komu powierzają mandat do sprawowania władzy . I ta decyzja społeczeństwa jest dzisiaj bardzo atakowana! Nawiasem mówiąc te wybory były wolne, ale nie wolne od fałszu! Solidarni 2010 opublikują już wkrótce raport z ich przebiegu. Szczegółowa analiza statystyczna wskazuje, że wynik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości był najprawdopodobniej jeszcze o kilka procent wyższy od oficjalnie podanego.   A.Z. To dlaczego opublikowano właśnie takie dane, jakie poznali Polacy?   E.S. W Polsce jest bardzo mocno ugruntowana "tradycja" fałszerstw wyborczych. Jednak dzięki coraz większej kontroli społecznej tych wyborów, pomimo licznych wysiłków nie udało się zafałszować ich na tyle, by odwrócić decyzję społeczeństwa. Dlatego to z czym mamy teraz do czynienia, te wszystkie KOD - y, mainstreamowe lamenty i występy, to po prostu krzyk, przepraszam za wyrażenie "trzody" odrywanej od koryta. Przykłady można mnożyć, zaczynając od słynnego ostatnio Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Andrzej Rzepliński wcale nie reprezentuje prawa. On łamie prawo. To co robi, to klasyczne zawłaszczanie władzy - przecież to on razem z Tuleją i Biernatem napisał ustawę , którą w czerwcu przepchnął przez Sejm Komorowski. W tej ustawie przygotowuje się obalenie wybranego dosłownie kilka dni wcześniej nowego prezydenta. Napisana przez sędziów poszerzających swoją własną władzę, ustawa o Trybunale Konstytucyjnym jest tworem powstałym wbrew Konstytucji. Konstytucja limituje zakres działania TK. To wtedy doszło do próby zamachu stanu, nie teraz.   A.Z. Czyli to Platforma Obywatelska jest odpowiedzialna za naruszanie Konstytucji, łamanie prawa i faktyczne przeniesienie ciężaru władzy z Parlamentu i prezydenta na Trybunał, powołany zresztą do istnienia przez Wojciecha Jaruzelskiego w celu usankcjonowania bezprawnie wprowadzonego stanu wojennego?   E.S. Nie chodzi o przeniesienie ciężaru władzy, bo TK nie jest władzą, nie ma do niej prawa. Chodzi o to, że właśnie za sprawą tej zmiany przepchniętej kolanem przez Platformę, Trybunał próbuje to zrobić - próbuje stać się władzą. Trybunał to nie jest sąd. On nie ma kompetencji sądu. Tym samym wymuszanie traktowania go i jak sądu i jako władzy jest de facto próbą zamachu stanu. Z jednej strony ma się on dokonać rękami takich sędziów jak Rzepliński, Tuleja, Biernat, czy Wróbel, przy pomocy niezlustrowanej korporacji prawniczej, będącej źródłem niesamowitej korupcji w wymiarze sprawiedliwości, a z drugiej - przy pomocy usłużnych mediów, takich jak "Gazeta Wyborcza" i kreowanie ruchów ulicznych typu Komitet Obrony Demokracji (KOD) - pod hasłami wprowadzającymi ludzi w błąd. Wszystko razem wzięte jest żałosne - postkomuniści  i te "syte koty" transformacji - ludzie, którzy przez tyle lat okradali społeczeństwo, wychodzą dzisiaj protestować, bo grozi im utrata parasola ochronnego nad ich gangsterską działalnością. Widok Romana Giertycha  podskakującego wraz z tym towarzystwem i grupa ogłupiałych ludzi "wyhodowanych" przez "Gazetę Wyborczą" jest po prosu żenujący.   A.Z. Ale w mediach pokazywani są inaczej. Myśli Pani, iż społeczeństwo nie da się nabrać?   E.S. Tak właśnie uważam - społeczeństwo przecież pokazało czerwoną kartkę układowi reprezentowanemu przez Michnika i Petru. Michnik co prawda odchodzi już do lamusa, ale media, takie jak "Gazeta Wyborcza", czy TVN usiłują wciąż manipulować społeczeństwem i mamy festiwal propagandy.   A.Z. A propos Michnika - nazwała go Pani największym faszysta w Polsce...   E.S. Nazwałam i podtrzymuję tę opinię. Nazwałam go faszystą, bo jeżeli traktować faszyzm jako ekstremę, która wyklucza jakąś część społeczeństwa z prawa do równego traktowania, upokarza ludzi przy pomocy bardzo brutalnych metod podżegających do nienawiści za pomocą kłamstwa i propagandy, to największym, najbardziej krzywdzącym społeczeństwo i życie publiczne w Polsce  jest Adam Michnik.  A.Z. Michnik stosuje myślenie na zasadzie - demokracja jest dla nas i dla tych, którzy myślą tak jak my?   E.S. Nie tylko o to chodzi. Chodzi przede wszystkim o próby odczłowieczenia przez niego całej części społeczeństwa. Przecież to jest człowiek, który zasiał taką nienawiść w Polsce i tak zatruł umysły ludzi, szczując na siebie całe grupy społeczne w naszym kraju, że powinien za to stanąć przed sądem. W końcu mowa nienawiści, podżeganie do nienawiści są karalne.   A.Z. Może powód jest bardziej przyziemny i chodzi mu tylko o kasę, którą właśnie traci? Przecież zmiana władzy to dla Agory, dla "Gazety Wyborczej" utrata paru milionów z prenumerat i publicznych ogłoszeń...   E.S. Oczywiście, że w tych wszystkich "protestach" i działalności Adama Michnika w istocie chodzi o wielkie pieniądze, utracone źródło drenażu kasy państwowej. "Gazeta Wyborcza" wbrew naszej woli przez lata żywiła się z naszych pieniędzy, otrzymując naprawdę gigantyczne kwoty. Natomiast Michnikowi nie tylko o kasę chodzi. Moim zdaniem jemu chodziło zawsze o rząd dusz i nie może tego ścierpieć, że go utracił. On i jego cyngle. To bardziej go boli niż utrata pieniędzy. Moim zdaniem może tu być scena  manifestacji pod siedzibą Agory na Czerskiej, kiedy 13 grudnia ludzie przyszli pod "Gazetę Wyborczą" protestować przeciwko kłamstwu, propagandzie i nienawiści, jakie on uprawia i stanęli naprzeciw kordonu policji, który odgradzał ten bogaty budynek od protestujących. A za plecami  policji stała garstka ludzi "Wyborczej", schowanych za policyjnym kordonem i ogromnej mocy zagłuszarką (sic!). To upominające się podobno o demokrację medium nie miało ochoty słuchać głosu ludu. Zagłuszarka ryczała na cały regulator nagrane wcześniej (!) hasła, skandowania oraz piosenki Jacka Kaczmarskiego (wątpię, czy podobałoby mu się śpiewanie w tych okolicznościach, ale "Gazeta" skrupułów nie miała). Reprezentująca establishment "najedzona" do granic wytrzymałości "Wyborcza", otoczona policyjną ochroną, zagłuszająca ludzi puszczanymi  przez megafony nagrania,  zza pleców policjantów chciała nagranymi głosami zagłuszyć głosy prawdziwe. Główni propagandyści nie mieli odwagi by stanąć z ludźmi twarzą w twarz. Moim zdaniem ten obraz mówił wszystko - kto jest kim, po której stronie stoi i kogo reprezentuje.   A.Z. A jak Pani ocenia taką sytuację, że dziennikarze "Gazety Wyborczej" wypisują komentarze do niemieckich gazet, a potem te gazety grzmią o "zamachu stanu w Polsce"?  E.S. Jeżeli chodzi o "Wyborczą", to tradycja donosu do reżimowych władz na kolegów jest tam dość mocno zakorzeniona, a jej autorzy cenieni. To są zwykli donosiciele którzy nie zawahają się - tak jak kiedyś targowiczanie - poprosić o zewnętrzną pomoc w walce o władzę w Polsce. Przede wszystkim ci ludzie kłamią. A nie można bezkarnie formułować oszczerstw ani w Polsce, ani forum międzynarodowym. Jeżeli ktoś takie oszczerstwa wygłasza powinien ponieść odpowiedzialność. Osobną sprawą są wystąpienia o retoryce pajaca Martina Schulza. Jeżeli najwyżsi urzędnicy Unii Europejskiej ośmielają się grozić Polsce, to jest to zadanie dla polskiego rządu i dyplomacji. Władze polskie muszą na taką propagandę ostro zareagować i nie pozwolić na jej szerzenie. W przypadku polityków UE  nie ma mowy o jakiejś głupocie - ich zachowanie jest po prostu batem, którym potrząsają w celu utrzymania swoich interesów finansowych i ideologicznych w Polsce. A na to żaden suwerenny rząd, żadnego suwerennego państwa nie może pozwolić. Musi reagować i liczę, iż będzie to czynił skutecznie. Na szczęście moim zdaniem , tak jak ludzie są uodpornieni na na propagandę "Wyborczej", czy TVN-u, tak też są już uodpornieni na propagandę tej grupy, która zagarnęła ideologicznie i strukturalnie Unię Europejską. Dlatego takie pokrzykiwania Schulza także ich nie przekonują. Schulz to człowiek o skrajnych poglądach, o ile się orientuję to nieuk, w normalnych warunkach byłby odsunięty zupełnie na margines. To że stoi tak wysoko w strukturach Unii niestety powoduje jej destrukcję i osłabienie. Schulz nie ma już takiego wpływu, ludzie uodpornili się także na propagandę urzędników unijnych, tylko jeszcze ostatni dinozaur "Gazeta Wyborcza"  próbuje z niego zrobić bat na Polskę. Wciąż natomiast jest problemem propaganda w mediach zagranicznych.   A.Z. Dlaczego?  E.S. Dlatego, iż w skali Europy, czy świata, sytuacja na rynku medialnym jest podobna do tej w Polsce. Panuje ogólna tendencja lewacka propagowana przez olbrzymie koncerny mające swoje tytuły prasowe w wielu krajach i realizujące ideologię politycznej poprawności. Nawet, jeżeli ideologia nie odgrywa większej roli, to doświadczenie pokazuje, że coraz trudniej o fakty, coraz łatwiej o propagandę. Takimi mediami są "BBC", "Washington Post", czy "CNN", gdzie oszczerczy wobec Polski program zrobił kolega Radosława Sikorskiego i jego żony - Fareed Zakaria, pracujący zresztą na co dzień dla "Washington Post" - tej samej gazety, co Anne Appleubaum - żona Sikorskiego. Ale pomijając te osobiste powiązania, których jest oczywiście znacznie więcej, mamy do czynienia z bardzo poważnymi sygnałami, wskazującymi, że obraz świata przekazywany przez powszechnie szanowane media, może być równie "rzetelny", jak ten pokazywany światu w sprawie Polski. Osobiście wątpię, aby kwestia mediów była tylko naszym kłopotem. Myślę, że podobnie jest w skali świata w naszym kręgu kulturowym.     A.Z.  I co z tym zrobić?   E.S. Zacząć budować w skali świata sieć mediów, które sprzeciwią się tej propagandzie kłamstw, a jednocześnie dotrą do ludzi. Jednocześnie wypracować metody, które dadzą odpór tym medialnym oszustom i pokażą ich kłamstwa. Uczyć dzieci w szkole odwagi i samodzielnego myślenia.   A.Z. W Polsce byłoby najprościej przejąć media publiczne, które - nie ma co ukrywać - uprawiają dzisiaj propagandę kłamstwa w nie mniejszym stopniu, niż dwie największe stacje prywatne.   E.S. Moim zdaniem TVP- Info jest gorsza w tej chwili nawet od TVN24. Ludzie w niej pracujący "idą po bandzie". To nawet nie jest propaganda, to jest czysta walka, niejednokrotnie na poziomie bliskim Jerzego Urbana. Dlatego każdy dzień zwłoki w przywróceniu tego środka komunikacji społecznej Polsce i Polakom to gigantyczna strata. Tu naprawdę liczą się godziny. Trzeba odsunąć tych medialnych gangsterów od kamer i wypracować prawo przywracające TVP społeczeństwu.   A.Z. To niewątpliwie spotka się z atakiem. Tomasz Lis już poleciał wypłakiwać się Niemcom w rękaw, że wolność słowa jest zagrożona, bo traci pracę w telewizji publicznej...Tylko patrzeć, jak Niemcy znowu zaczną grzmieć, że tak właśnie jest...   E.S. Lis liczy na to, że poleci do mediów niemieckich, te podniosą larum, za nimi podniesie wrzask Unia, a polski rząd czym prędzej się ugnie. Nie ugnie się. Premier Beata Szydło wyraźnie to powiedziała. Zresztą ludzie dostrzegają propagandę mediów mainstreamowych także w innych krajach. Siła tych mediów słabnie wszędzie - ludzie po prostu mają ich dość. Lis za to szczucie powinien zostać zepchnięty na margines życia publicznego przez społeczeństwo. A grono "sierot po reżimie" może sobie budować KOD-y, pod warunkiem, że nie będą podżegać do nienawiści. Jak wiemy - miało to już miejsce i skończyło się tragicznie. Oby się nie powtórzyło. Lis jest właśnie takim medialnym imamem, który wzbudza nienawiść i może się dochować ludzi, którzy sięgną po broń. To jest moim zdaniem większe niebezpieczeństwo z jego strony niż oszczerstwa wypłakiwane w niemieckich gazetach. Demokratyczne kraje zakazują działania najbardziej agresywnym imamom.   A.Z. Zapytam więc nieco prowokacyjnie - nie boi się Pani, że protesty KOD-ów i tym podobnych tworów będą jednak przybierać na sile?   E.S.  Protesty nie. Ich organizatorzy mają nadzieję, że rozhuśtają nastroje społeczne. Może, dzięki propagandzie, w jakimś stopniu im się to uda, ale wątpię, by udało im się poderwać ludzi do protestów społecznych na większą skalę. Ludzie poprzedniego establishmentu walczą tylko i wyłącznie o własne interesy i pozostanie przy tzw. korycie. Ich nie obchodzą nawet ci, którzy na marsz KOD-owców poszli. Zresztą - patrząc na wynik wyborów udało im sie ogłupić mniej więcej 20 procent społeczeństwa, a to za mało na rewolucję. Mam nadzieję, że za chwilę z ich rąk zostanie wyrwana tuba propagandowa, którą uczynili z telewizji publicznej i stracą jeszcze więcej. Po stronie reformatorów jest ogromna determinacja. Po stronie dawnego establishmentu jest walka na śmierć i życie. Oni nie odpuszczą i nie zrezygnują z niej. Dlatego, jeżeli się boję, to nie zorganizowania przez nich masowych protestów, tylko jakichś ekstremalnych zajść w rodzaju zamordowania śp. Marka Rosiaka. Ci polityczni i medialni gangsterzy, odcięci od władzy nie cofną się przed niczym żeby ją odzyskać. Przecież to jest środowisko, które ma krew na rękach!     A.Z. Ma Pani na myśli 10 kwietnia i śmierć Lecha Kaczyńskiego?   E.S. Tak. W przeprowadzeniu zamachu w Smoleńsku musiała uczestniczyć strona polska. Nie ma żadnego innego wytłumaczenia tego rozpadu samolotu, jak seria eksplozji ładunków wybuchowych na pokładzie. Wszystko wskazuje na to, że ładunki ulokowano w samolocie podczas jego remontu w rosyjskiej Samarze, a aktywowano je w Polsce przed startem 10 kwietnia z Okęcia. Część przygotowań musiała mieć miejsce w Polsce. Cała grupa Sikorski, Arabski, Tusk, Miller, Klich, Kopacz, Bahr, Turowski - bez współpracy tych ludzi zamach by sie nie udał. Nie wiem, w czyim przypadku była to współpraca w pełni świadoma i ukierunkowana na mord, kto "tylko" dopuszczał, że jego działania mogą zakończyć się zamachem, a kto jedynie wierzył, że "dokopie" Kaczyńskiemu. Ale nie mam wątpliwości, że bez ich współpracy, działań i zaniechań morderstwo by się nie powiodło. Stan faktyczny musi ustalić niezależna prokuratura.   A.Z. A inne działania związane z rozliczeniem tamtej ekipy? Jakie kroki powinny być podjęte w pierwszej kolejności?   E.S. Jak już mówiłam - ustawa w sprawie telewizji publicznej i uzdrowienie obecnej chorej sytuacji w mediach. Ale też nie wolno zapominać o telewizji prywatnej! Nie widzę powodu dla ochrony prywatnego rynku medialnego przed Urzędem Antymonopolowym, który wchodzi, gdy tylko na rynku pojawi się monopolista. Tymczasem de facto obie największe prywatne telewizje informacyjne mają wspólnie z TVP monopol na rynek medialny. Warto zwrócić uwagę, że wspomniane stacje reprezentują tylko 30 procent społeczeństwa. Aż 60 procent nie ma swojej mainstreamowej stacji informacyjnej. To musi się zmienić!   A.Z. Dalsze kroki?  E.S. Jestem zbudowana tym, że PiS rzeczywiście idzie do przodu i myślę, że nie ma potrzeby tu podpowiadać. Na pewno należy rozliczyć tych kryminalistów, którzy rozkradali majątek narodowy czy podejmowali inne działania niezgodne z prawem. Nie może być tak, aby w Polsce skazywana na karę więzienia była staruszka, która z biedy ukradła kostkę masła, a przestępca, który wyprowadził miliony ze spółek Skarbu Państwa, pozostawał bezkarny. Nie może być tak, aby kary nie ponosiła osoba odpowiedzialna za przekręty prywatyzacyjne, czy sędzia łamiący prawo, tak jak to zrobił Rzepliński. Demokracja na tym właśnie polega, że ludzie są równi wobec prawa i pora żeby tu demokrację właśnie zaprowadzić. Konieczna jest też absolutna przejrzystość życia publicznego, w tym ujawnienie nazwisk wszystkich byłych TW, innymi słowy konieczna jest lustracja. Trzeba też zwrócić uwagę na działalność Trybunału Konstytucyjnego, który dotychczas zablokował cały szereg ustaw mających wprowadzić demokratyzację życia publicznego w Polsce, m.in. właśnie lustrację, dekomunizację, czy otwarcie zawodów prawniczych. Czas skończyć z sytuacją w której Trybunał Konstytucyjny jest bajpasem demokracji.   A.Z. Czy prezydent Andrzej Duda powinien ujawnić aneks do raportu z likwidacji WSI?   E.S.  Tak. Jest to absolutnie konieczne!    Z Ewą Stankiewicz - dziennikarką, reżyserem, prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010, na łamach "Warszawskiej Gazety" ; nr 52 z 23 - 30 grudnia 2015 r. rozmawiała  Aldona Zaorska.                    
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:6)
Kategoria wpisu: 

AKCJA WIDELEC - ZA TĘ AKCJĘ SCHETYNA POWINIEN TRAFIĆ DO WIĘZIENIA

$
0
0
Ilustracja: 
  AKCJA "WIDELEC" ZA TĘ AKCJĘ SCHETYNA POWINIEN TRAFIĆ DO WIĘZIENIA WYMUSZALI ZEZNANIA BICIEM   Bicie kluczami po jądrach, zmuszanie do przysiadów nago, do siadania na pałce policyjnej ustawionej na sztorc, gazowanie w zamkniętym samochodzie – tak według relacji uczestników wydarzeń działała policja, wymuszając przyznanie się do winy w czasie "Akcji Widelec". Zorganizował ją w 2008 r. Grzegorz Schetyna, dziś entuzjasta KOD. Teraz w sprawie zapadła około setka wyroków uniewinniających. Reszta spośród 752 zatrzymanych wciąż na nie czeka. – My musimy pokazać, że chcemy bronić naszej wolności, że nie pozwolimy nikomu jej zabrać – tak o manifestacjach Komitetu Obrony Demokracji mówił ostatnio Grzegorz Schetyna.   MECENAS LENKIEWICZ: TO BYŁA ZAPLANOWANA AKCJA   Słowa te wypowiedział autor policyjnej akcji, która była najbardziej drastycznym pogwałceniem wolności przez władzę po 1989 r. Polegała ona na zatrzymaniu 752 kibiców Legii Warszawa. – Zatrzymani byli bici na komisariatach. W ten sposób zmuszano ich do przyznania się do winy – mówi mecenas Krzysztof Wąsowski, reprezentujący jednego z zatrzymanych w czasie "Akcji Widelec". – Kibicom mówiono: przyznaj się, to cię wypuścimy. A jak nie, trafisz do aresztu – stwierdza adwokat Norbert Lenkiewicz. Mec. Lenkiewicz bronił kibiców, którzy byli sądzeni w Sochaczewie. Przed tamtejszym sądem stanęło ich dwudziestu i wszystkich sąd uniewinnił. – Nie ma wątpliwości, że operację zaplanowano dużo wcześniej, bo na miejscu były oddziały prewencji z różnych stron Polski, nie tylko z Warszawy. Zarówno liczba funkcjonariuszy, jak i przede wszystkim pojazdów będących na miejscu, którymi wywożeni byli kibice, przygotowane były na tak olbrzymią liczbę zatrzymanych – mówi adwokat. Z kolei Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uniewinnił pod koniec września ub. r. kolejnych siedemnastu kibiców. Według adwokatów wyroków uniewinniających jest już około stu, jednak rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie nie potrafił nam podać dokładnej ich liczby.   KŁAMSTWA MEDIÓW ITI   „Gazeta Wyborcza”, TVN i inne media koncernu ITI mówiły początkowo o akcji z 2 września 2008 r. entuzjastycznie. „Kilkuset pseudokibiców demolowało stolicę” – tak zatytułował swojego newsa na temat tych wydarzeń portal Onet.pl, który był wówczas własnością ITI, podobnie jak skonfliktowany z kibicami klub Legia Warszawa. Wobec braku zdjęć z rzekomych awantur (których nie było) w TVN24 puszczano archiwalne materiały z rozrób na stadionach. Jako komentatora TVN24 zaprosiła jednego ze swoich szefów, który, będąc stroną konfliktu, wystąpił jako sędzia we własnej sprawie. Wojciech Kostrzewa, prezes grupy ITI, dowodził: „Ci, dla których zadyma jest ważniejsza od meczu, z prawdziwą piłką nie mają wiele do czynienia”. Symbolem akcji, pamiętanym do dziś, stał się widelec, który policja pokazała jako dowód agresywnych zamiarów kibiców. Prawdopodobnie był on pozostałością po jakimś pikniku, który odbywał się w miejscu, gdzie kibice zostali stłoczeni. Prawda była zupełnie inna. 2 września 2008 r. duża grupa kibiców Legii zmierzała w stronę stadionu Polonii, gdzie odbywały się derby Warszawy. Jak ustalił sąd w Sochaczewie na podstawie zarówno nagrań policyjnych, jak i monitoringu miejskiego, marsz był spokojny, a policja nie uznawała go za nielegalne zbiegowisko, bo nie nawoływała do rozejścia się. Dopiero pod stadionem kibiców otoczono.   Jak pisał po akcji ówczesny rzecznik stołecznej policji Marcin Szyndler, kibice mieli rzucać racami, kamieniami i próbować sforsować bramę stadionu. Sąd ustalił, że było inaczej. – Materiał filmowy pokazuje, że w stronę stadionu Polonii poleciały trzy lub cztery race. Nie widać rzucania kamieniami, nie ma też próby sforsowania bramy stadionu. Przecież uczestnicy przemarszu byli od niej odseparowani przez policję – mówi mecenas Lenkiewicz. Tych, którzy rzucali, ukarały później sądy, jednak rzucenie kilku rac stało się pretekstem do zatrzymania całego tłumu. Wśród otoczonych przez policję znaleźli się także przypadkowi przechodnie oraz niewidomi wychodzący z pobliskiej siedziby Polskiego Związku Niewidomych. W efekcie 688 osobom prokuratura postawiła zarzuty „czynnego udziału w zbiegowisku, którego celem jest gwałtowny zamach na osobę lub mienie” (pozostali kibice byli nieletni). Mec. Lenkiewicz nie ma wątpliwości, że zarzuty prokuratury były kuriozalne. – Klub Polonia Warszawa ogłaszał, że przed meczem będzie można kupić bilety. Ci ludzie, a przynajmniej przeważająca większość z nich, szli zwyczajnie na mecz. Żadnych przestępstw nie zamierzali popełniać.   POLICYJNY WYWIADOWCA: "ZEZNANIA WYMUSZANE BYŁY BICIEM"  Zanim jednak doszło do postawienia zarzutów, rozegrały się sceny mrożące krew w żyłach, do jakich nie doszło nigdy w historii III RP. Najbardziej wstrząsające relacje zamieścił dziennik „Polska The Times”. Redakcja dziennika zebrała kilkanaście relacji o biciu w komisariatach kluczami po jądrach i pałkami po całym ciele, zmuszaniu do robienia pompek i przysiadów nago, pozbawiania snu, picia i jedzenia. „Dostałam pałką, a kilku dosłownie przebiegło po mnie. »Na ziemię, kur…!«, krzyczeli” – opowiadała roztrzęsiona Agnieszka, 20-letnia studentka polonistyki. „Kopali nas i bili po twarzach, rzucali bluzgi. Mówili, że wreszcie się do nas dobrali” – relacjonował 23-letni student Kamil. Pawła z Ożarowa, studenta technologii żywności w SGGW, przesłuchiwano w komisariacie przy ul. Raginisa. „Policjant kazał mi zdjąć spodenki i majtki. Musiałem nago robić przysiady. Wyzywał mnie od spaślaków. Każdy, kto wszedł na przesłuchanie, dostawał otwartą dłonią w twarz, zanim jeszcze cokolwiek powiedział. Na krześle stawiali pałkę na sztorc i kazali mi na niej siadać. Podpisałem oświadczenie, bo jeden policjant powiedział, że za godzinę może mnie tu już nie być. A tak trafię na trzy miesiące do aresztu”. Potwierdzały to wypowiedzi funkcjonariuszy policji, do których dotarli dziennikarze „Polski The Times”. „Szef powiedział mi wprost: masz wszystkich zmusić, by podpisali przyznanie się do winy. Wciskałem więc tym dzieciakom kit, że je zamkniemy, jeśli nie podpiszą oświadczenia. Gdy nie skutkowało, koledzy z kryminalnego brali delikwenta do siebie i tam bicie było” – mówił dziennikarzom tej gazety wywiadowca z jednej z komend w Warszawie. „Sama nie wiedziałam, jak się zachować” – opowiadała policjantka spod Warszawy. „Komendant powiedział, że przywożą kiboli po zamieszkach, a do mnie na przesłuchania trafiły jakieś spokojne dzieci. Nie potrafiłam zmusić ich do podpisania tych oświadczeń. Ale zarzuty i tak prokurator kazał postawić”.   SĘDZIA JOHANN: "ORGANIZATOR TEJ AKCJI JEST PRZESTĘPCĄ"  Dziennikarze ustalili też, że policja nazwała swoją akcję slangiem zaczerpniętym z języka niemieckich nazistów: „Ostateczne rozwiązanie kwestii kibiców Legii”.   – Wśród zatrzymanych byli zarówno pracownicy najemni, jak i przedsiębiorcy, a nawet pracownicy administracji państwowej wyższego szczebla. Był wśród nich pracownik klubu Legia Warszawa, trafił się nawet jeden cudzoziemiec – mówi mec. Lenkiewicz. My ustaliliśmy, że były wśród nich także dzieci byłego działacza PO oraz asystent jednego z obecnych ministrów. Prokuratura wszystkich ich uznała za przestępców. Wiesław Johann, były sędzia Trybunału Stanu, mówi: – Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wszystko było znacznie wcześniej zaplanowane i przygotowane. Odpowiedzialnością za te wydarzenia powinno się przede wszystkim obciążyć osobę, która podejmowała decyzje i wydawała rozkazy. To, co 2 września 2008 r. zrobiła policja, jest przestępstwem ściganym przez polskie prawo karne. Radca prawny Jacek Bąbka, prezes Fundacji Badań nad Prawem, komentuje: – "Ta akcja była nieprawdopodobnym, niebywałym naruszeniem praw człowieka i podstawowych wolności. Władza postanowiła budować swoją popularność na walce z urojoną przestępczością. Aż ciśnie się na usta pytanie: gdzie byli wówczas obrońcy demokracji"?  JAK WSADZIĆ SCHETYNĘ DO WIĘZIENIA?   Zdaniem mecenasa Bąbki, mieliśmy do czynienia m.in. z przestępstwem nadużycia władzy czy złamaniem art. 231 Kodeksu karnego. Ale, jak podkreśla Bąbka, doprowadzenie do tego, by Grzegorz Schetyna poniósł odpowiedzialność karną za swoje czyny, nie jest łatwe, bo trzeba by mu udowodnić sprawstwo kierownicze. Jakie są dowody i poszlaki na kierownicze sprawstwo Schetyny? Niemal zaraz po akcji zwołał on konferencję prasową, na której apelował o wspólną walkę z chuligaństwem. Na tej samej konferencji minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zapowiedział, że będzie namawiał prokuratorów do twardej postawy wobec chuliganów. Potem, gdy niektóre media zaczęły ujawniać prawdę o przebiegu wydarzeń, obaj ministrowie przycichli. Jednak rolę Schetyny w akcji potwierdził 30 czerwca 2010 r. w czasie konwencji PO Donald Tusk. „Kiedy trzeba było poskromić po raz pierwszy, z użyciem policji chuliganów na ulicach Warszawy – tę decyzję podjął, jak pamiętacie, Grzegorz Schetyna – co zrobił PiS i jego szef? Stanął w obronie chuliganów przeciwko policji” – mówił. Grzegorz Schetyna nie odbierał telefonów od nas, nie zareagował też na SMS z prośbą o ustosunkowanie się do najnowszych wyroków sądów.   MINISTER BŁASZCZAK: CELEM BYL MARKETING POLITYCZNY   Mariusz Błaszczak, obecny minister spraw wewnętrznych, należał do posłów, którzy w 2008 r. interweniowali w obronie kibiców. – "Działania policji nie miały uzasadnienia, została ona wykorzystana do celów marketingu politycznego przez ministra Grzegorza Schetynę. W absolutnie skandaliczny sposób potraktowano niewinnych ludzi, co teraz orzekł sąd,  – mówi „Gazecie Polskiej. –Oczekuję od rzecznika praw obywatelskich, by podjął działania w związku z tymi wyrokami"– dodaje. „Bohaterowie” "Akcji Widelec" nadal pracują w policji, wielu z nich awansowało. Inspektor Piotr Owsiewski, który według naszych informatorów dowodził akcją, jest dziś zastępcą komendanta stołecznego Policji. Chcieliśmy go zapytać o jego odpowiedzialność za tamte wydarzenia. Sekretarka po rozmowie z Owsiewskim poinformowała nas: – Pan komendant nie będzie udzielał informacji w tej sprawie. "Akcję Widelec" chwalił wówczas rzecznik stołecznej policji Marcin Szyndler. Dziś jest p.o. rzecznika Komendy Głównej Policji. Gdy usłyszał, że pytamy o "Akcję Widelec", postanowił skierować nas do swojego kolegi, rzecznika Mariusza Sokołowskiego, któremu kibice wysyłali później widelce pocztą. Gdy przypomnieliśmy mu jego własne słowa, powiedział, że ustosunkuje się do sprawy po zapoznaniu się ze szczegółami dotyczącymi wyroków. Co oprócz „marketingu politycznego” mogło kierować Schetyną? W 2008 r. klub Legia Warszawa był skrajnie skonfliktowany ze swoimi kibicami. Jego właścicielem był koncern ITI, będący jednocześnie właścicielem telewizji TVN. Zażyłość Schetyny z Walterem nie była tajemnicą, media komentowały ich bliskie relacje przy okazji meczu gwiazd TVN. Co na policyjnej akcji mógł zyskać koncern ITI? Po pierwsze, dzięki zakazowi stadionowemu, wydanemu tak dużej liczbie kibiców, mniej gardeł wykrzykujących na meczu hasła atakujące bossa ITI. Po drugie, ITI zainteresowany był stworzeniem przychylnego klimatu dla nowej ustawy o bezpieczeństwie na imprezach masowych, pozwalającej skuteczniej represjonować kibiców. Jak pisaliśmy, jej nieformalnym współautorem był Stefan Dziewulski. Dziewulski niegdyś odpowiadał w Legii za bezpieczeństwo na stadionie. Wcześniej pracował w policji, później w sztabie Euro 2012.  "WYBORCZA" PRZYZNAJE: "TO BYŁ MONSTRUALNY BEZSENS"  Michał Szadkowski i Andrzej Olejniczak z „Gazety Wyborczej” pisali 4 września 2008 r. o „udanej akcji warszawskiej policji, która sprawnie spacyfikowała kiboli Legii”. „741 spacyfikowanych kiboli Legii to tylko promyk nadziei. Sukces policji szybko może zamienić się w klęskę, jeśli bandyci unikną kary” – sugerowali. Siedem lat później, 3 września 2015 r., Piotr Machajski z tej samej „GW” pisał już o akcji w zupełnie innym duchu, nazywając ją „monstrualnym bezsensem” i stwierdzając, iż „w aktach nie ma ani jednego dowodu (poza protokołem zatrzymania), który wskazywałby, że ktoś rzeczywiście brał czynny udział w zbiegowisku”. Opisał on, jak sprawą akcji Schetyny musiały zajmować się sądy: „Sprawy tak bezsensownie monstrualnej jeszcze w stołecznym sądzie nie było. Prokuratura nie mogła oskarżyć 688 kibiców w jednym procesie, bo nie dałoby się go prowadzić. Podzieliła więc oskarżonych na 10-, 20-osobowe grupy. Takich aktów oskarżenia, różniących się jedynie nazwiskami, prokuratura wysłała do sądu kilkadziesiąt. Do każdego dołączyła zeznania świadków, przede wszystkim policjantów. Było ich blisko 650. Do każdego z aktów oskarżenia prokurator dołączył dokumenty dotyczące wszystkich zatrzymanych. Akta liczyły więc po 115 tomów”. Potem sędziowie „uznali, że w przypadku większości zatrzymanych w ogóle nie doszło do przestępstwa. Zaczęli masowo umarzać sprawy. Prokurator się odwołał, sąd wyższej instancji przyznał mu rację”. W efekcie ze względu na „ekonomikę procesową” sprawy, których nie były w stanie przeprowadzić warszawskie sądy, zaczęły trafiać do innych miast: Pabianic, Ostrowi Mazowieckiej, Zambrowa, Sochaczewa, Grójca, Skarżyska-Kamiennej, Radomia, a nawet Katowic czy Poznania. Większość nie zakończyła się do dzisiaj.   DZIAŁACZE ANTYRASISTOWSCY POTĘPILI "AKCJĘ WIDELEC"  Także na łamach „Gazety Wyborczej” po latach, 20 listopada 2015 r., "Akcję Widelec" potępili działacze antyrasistowscy, wskazując, że bezsensowne działania policji przyczyniły się do radykalizacji nastrojów politycznych wśród kibiców. „Pochód kibiców Legii zakończył się gigantyczną policyjną łapanką na ponad 700 osób (…), jeśli ktoś próbował uciec, spędził potem noc w ubraniu przesiąkniętym gazem pieprzowym. Brali wszystkich, jak leci, nastolatków, dziewczyny. Ludzie nie mieścili się w celach. To odpowiedzialność zbiorowa” – mówili o akcji, którą chwalili się Tusk, Schetyna i Ćwiąkalski.    Piotr Lisiewicz  "Gazeta Polska" - współpraca Natalia Kozłowska, niezalezna.pl       
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:13)
Kategoria wpisu: 

HANIEBNY ARTYKUŁ "GAZETY WYBORCZEJ" SZKALUJĄCY KRESOWIAN

$
0
0
Ilustracja: 
HANIEBNY ARTYKUŁ "POLITYKA ZAGRANICZNA BEZ SOJUSZNIKÓW" SZKALUJĄCY KRESOWIAN, ZAMIESZCZONY W "GAZECIE WYBORCZEJ" (29 stycznia 2016 roku str. 10)  Pan Adam Michnik Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” ul. Czerska 8/10 00-732 Warszawa   dotyczy - znieważania i oszczerczego pomówienia środowisk kresowych przez Pana Mirosława Czecha na łamach „Gazety Wyborczej”.   Szanowny Panie Redaktorze,  pro - ukraiński propagandysta Mirosław Czech w swoim artykule pt. „Polityka zagraniczna bez sojuszników” ("Gazeta Wyborcza", 29.01.2016 r. s. 10) w sposób haniebny i podły zarzucił środowiskom kresowym agenturalną działalność na rzecz Rosji. Knajacki język, którym posłużył się ten pro- ukraiński propagandysta, to niemal kopia marcowych wystąpień towarzysza Władysława Gomułki z 1968 r. Zabrakło tylko wezwania „aktywu” podzielającego poglądy serwowane na łamach „Gazety Wyborczej”, by w sposób siłowy i na ulicy pokazać Kresowiakom, gdzie jest ich miejsce. Należy przypomnieć Mirosławowi Czechowi, że ludność zamieszkująca tereny Kresów Wschodnich padła ofiarą ludobójczych i przestępczych działań zarówno sowieckich, jak i ukraińskich zbrodniarzy OUN - UPA. Zarzucanie osobom, które na Syberii czy w Kazachstanie straciły swoich bliskich z powodu kryminalnej polityki prowadzonej przez Stalina, iż są rosyjską piątą kolumną, jest rzeczą podłą i niegodną przyzwoitego człowieka. Kresowiacy są grupą najbardziej prześladowaną przez wszystkich rządzących od 1945 r. do współczesności. W czasach PRL zabraniano nam nawet wymieniać nazwy naszych rodzinnych miejscowości. W 1989 r. można już było oficjalnie mówić o Zbrodni Katyńskiej, powstały piękne cmentarze w miejscach spoczynku polskich ofiar sowieckiego NKWD. Jedynym tematem tabu, ściśle cenzurowanym i zakłamywanym przez pro - ukraińskich propagandystów (takich jak Mirosław Czech) i tego typu polityków jest ludobójstwo okrutne (genocidum atrox) ponad 200 tysięcy Polaków (głównie starców, kobiet i dzieci) dokonane przez ukraińskich nacjonalistów ze zbrodniczej OUN - UPA i formacji współpracujących (np. Dywizja SS - Galizien, batalion "Nachtigall"("Słowiki"), ukraiński Legion Wołyński Petro Diaczenki, pacyfikujący Powstanie Warszawskie i inne). Pro - ukraiński propagandysta Mirosław Czech w swoim tekście napisał m.in.: „...Na wschodzie jedyny niezagrożony odcinek granicy to sąsiedztwo z Ukrainą, stąd wysiłki rosyjskiej piątej kolumny, tzw. środowisk kresowych i nacjonalistów, żeby symbolicznie zapłonęła. Z pomocą sporów o przeszłość, świątynie i pomniki...”. Pomijając plugawy, tromtadracki język moczarowskiej propagandy użyty w tym fragmencie, stygmatyzujący adwersarzy i ludzi posiadających inne zdanie oraz zarzucający  jedną z najcięższych zbrodni czyli zdradę własnego kraju, należy przypomnieć źródło protestów Kresowian. Do chwili obecnej na terenie współczesnej Ukrainy spoczywają zagrzebane w dołach i jamach, bez znaku krzyża dziesiątki tysięcy obywateli polskich, Polaków, Żydów, Ukraińców, Czechów, Rosjan, Ormian i innych. My Kresowianie mamy prawo upominać się o godny pochówek dla naszych krewnych bestialsko zamordowanych przez ukraińskich zbrodniarzy spod znaku OUN - UPA współpracujących z nazistowskimi Niemcami, podobnie jak rodziny ofiar Katynia, czy Powstania Warszawskiego.   To nie jest żaden spór o przeszłość, lecz nasza teraźniejszość - brak mogił dla Polaków na Ukrainie powinien być wyrzutem sumienia dla  wszystkich Polaków, nie tylko dla Kresowian. Szczególne oburzenie budzi fakt jawnej gloryfikacji na Ukrainie, lecz także w Polsce przez pewne środowiska (np. Związek Ukraińców w Polsce, czy pro - ukraińskich propagandystów na łamach wielu gazet) gloryfikacji ukraińskich zbrodniarzy wojennych winnych ludobójstwa ludności polskiej np. Stepana Bandery, Romana Szuchewycza (Tarasa Czuprynki) dowodzącego ukraińsko - niemieckim batalionem "Nachtigall", Petro Diaczenki i wielu innych. Roman Szuchewycz, ukr. Роман Шухевич, ps. „Taras Czuprynka”, „Tut”, „Dzwin”, „R. Łozowśkyj” (ur. 30 czerwca 1907 w Krakowcu, zm. 5 marca 1950 w Biłohorszczu) – ukraiński działacz nacjonalistyczny, działacz Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, przewodniczący referatu bojowego Krajowej Egzekutywy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, przewodniczący Krajowej Egzekutywy OUN-B na Generalne Gubernatorstwo, kapitan 201 batalionu Schutzmannschaft, generał i naczelny dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii, przewodniczący Sekretariatu Generalnego Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej, dowodzący morderczym ukraińsko - niemieckim batalionem "Nachtigall" ("Słowiki"). Jako główny dowódca UPA ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za zaakceptowanie Rzezi Wołyńskiej jako taktyki UPA przeciwko Polakom i przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej, której ofiarą padło około 200 tys. obywateli polskich. 12 października 2007 r. został pośmiertnie nagrodzony tytułem Bohatera Ukrainy. Środowiska kresowe pragną pojednania polsko-ukraińskiego, lecz budowanego na fundamencie prawdy a nie „kłamstwa wołyńskiego” i gloryfikacji morderców naszych rodaków i krewnych. Czy Mirosław Czech, autor omawianego artykułu  pomieszczonego w „Gazecie Wyborczej” byłby w stanie wyobrazić sobie pojednanie niemiecko-żydowskie, gdyby na każdym placu w Niemczech posadowiono pomniki kanclerza Adolfa Hitlera? Propagandyści pro - ukraińscy zmuszają środowiska kresowe do uznania za normalne, że na terenie niby zaprzyjaźnionego państwa stawia się setki pomników ludobójców narodu polskiego, w tym bezpośrednich zabójców naszych rodaków i krewnych. Gdy protestujemy przeciwko gloryfikacji takich osób, ukraińscy propagandyści zarzucają nam agenturalną działalność na rzecz Rosji- i to w stylu żywcem skopiowanym od Mieczysława Moczara. Kroplą,  która  przelała  czarę  goryczy  Kresowian,  było  odznaczenie  Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski przez  byłego  prezydenta RP Bronisława  Komorowskiego,  „kłamcy  wołyńskiego”  Piotra  Tymy, przewodniczącego Związku Ukraińców w Polsce. Człowiek publicznie negujący fakt ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach został wyróżniony jednym z najwyższych odznaczeń Rzeczypospolitej Polskiej.  Zwróciliśmy się do Prezydenta RP Andrzeja Dudy o cofnięcie tej decyzji i odebranie orderu, obecnie wniosek jest rozpatrywany przez Kapitułę Orderu Odrodzenia Polski. W ostatnim czasie nasiliły się działania zmierzające do stygmatyzacji środowiska kresowego w stylu poniżej godności przyzwoitego człowieka. Jeden z pracowników naukowych Uniwersytetu Warszawskiego  publicznie zarzucił wybitnemu kapłanowi i patriocie ks. Tadeuszowi Isakowiczowi - Zaleskiemu działalność agenturalną na rzecz Moskwy, inny „naukowiec” doradca MSZ wyzywał środowiska kresowe od głupców. Odczytujemy to jako zorganizowaną akcję i próbę zniesławiania Kresowian. Zgodnie z prawem prasowym domagamy się publikacji niniejszego tekstu na łamach „Gazety Wyborczej”. Domagamy się przeprosin ze strony  redakcji „Gazety Wyborczej” za oszczercze pomówienia sformułowane językiem „marcowym” towarzysza „Wiesława” - szczególnie w waszej gazecie. Takiego stylu polemiki z adwersarzami nie powinno się tolerować. Środowiska kresowe domagają się godnego pochówku swoich krewnych i zakazu gloryfikacji ich morderców - czy to tak wiele?! Fundamentem pojednania polsko-ukraińskiego powinna być historia Sprawiedliwych Ukraińców,  czyli godnych i szlachetnych przedstawicieli tej nacji, którzy z narażeniem życia ratowali ofiary banderowskiego ludobójstwa i ponieśli śmierć z rąk OUN - UPA. Tym wspaniałym ludziom wystawiliśmy w ubiegłym roku tablicę pamiątkową w Żarach, niestety zaproszeni dziennikarze z „Gazety Wyborczej” nie pojawili się. Słusznie "Gazeta Wyborcza" wielokrotnie opisuje historię Polaków ratujących Żydów, nie interesuje się natomiast wspaniałą historią Sprawiedliwych Ukraińców, ratujących życie Polakom. Czy to nie jest forma dyskryminacji Ukraińców?   Redakcja "Kresowego Serwisu Informacyjnego" 1 lutego  2016 - strona 16                                                                                                                                                                                                                www.ksi.kresy.info.pl                                                                                                                                    Kresowe Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze                                                                                                                                                                   Żary, im. Orląt Lwowskich   Klub Tarnopolan Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Płd.-Wsch. 68-200 Żary ul. Bohaterów Getta 22 „B”  
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

KŁAMSTWA HISTORYCZNE EWY KUREK - OD ŻYDOBOLSZEWIZMU DO ŻYDOBANDERYZMU - KUREK W ATAKU NA WALDEMARA ŁYSIAKA

$
0
0
Ilustracja: 
                      KŁAMSTWA HISTORYCZNE TZW. EWKI KUREK                    OD ŻYDOBOLSZEWIZMU DO ŻYDOBANDERYZMU                    EWKA KUREK - ANTYPOLSKIE LOBBY ŻYDOWSKIE WEDŁUG KUREK POLACY NOSILI OPASKI ŻYDOWSKIE Z GWIAZDĄ DAWIDA   Ewa Kurek historyczka monotematyczna zajmująca się wyłącznie stosunkami żydowsko-polskimi, w sposób niewybredny zaatakowała pisarzy polskich Waldemara Łysiaka i Aleksandra Szumańskiego, którzy w swoich publikacjach piętnują poczynania historycznego zbrodniczego banderyzmu - band mordujących obywateli polskich na Kresach II Rzeczypospolitej, jak również neobanderyzmu, panoszącego się na graniczącej z Polską Ukrainie, przede wszystkim w osobie prezydenta Ukrainy  Walzmana (Petro Petroszenki). Aleksander Szumański w jednym ze swoich tekstów przekazał paradoks współczesnego ukraińskiego antysemityzmu prezydenta Ukrainy Żyda Walzmana - Petroszenki i żydowskiego - banderowskiego rządu Arsenija Jaceniuka w urządzania pogromów Żydów na Ukrainie: "Bij Żyda ze zbrodnią ukraińsko-niemiecką w tle". Patrz http://niepoprawni.pl/blog/2218/bij-zyda-ze-zbrodnia-ukrainsko-niemiecka-w-tle  EWA KUREK ZWOLENNICZKA STRONNICTWA AMERYKAŃSKO - ŻYDOWSKIEGO I KÓŁ BANDEROWSKICH W POLSCE.   Do tego amerykańskiego, żydowskiego antypolskiego towarzystwa, dołączyła "polska historyk" Ewa Kurek  szkalująca niewybrednymi kłamstwami historycznymi i pomówieniami personalnymi na łamach „Warszawskiej Gazety” ; 3-9 X 2014,  Waldemara Łysiaka i Aleksandra Szumańskiego, 84 letniego świadka historii ze Lwowa. Ewa Kurek, monotematyczna pisarka o  stosunkach polsko-żydowskich, dołączyła do źródeł  ataków neobanderowskich nacjonalistów ukraińskich kierowanych przez żydowskiego prezydenta Ukrainy Walzmana - (Petro Petroszenki), żądających dla Polaków "drugiego Katynia" i twierdzących: "myśmy za mało was polskije sobaki (psy) powywieszali". Taką ahistoryczną postawą Ewa Kurek, nie bacząc na odrodzony na Ukrainie neobanderyzm, neguje historyczne zbrodnie ukraińskich nacjonalistów OUN -UPA dokonane na 200 tysiącach Polakach, Żydach, Niemcach, Rosjanach, Ormianach, Czechach, Ukraińcach i innych obywatelach II RP.    EWA KUREK - KOMENTARZ MIECZYSŁAWA SYLWESTRA KAZIMIERZAKA               OD ŻYDOBOLSZEWIZMU DO ŻYDOBANDERYZMU   Mieczysław Sylwester Kazimierzak https://www.facebook.com/mieczsilver?fref=ts   „Ewa Kurek, mająca swoją stronę na facebook, wszystko wskazuje, że okazuje się być zwolenniczką STRONNICTWA AMERYKAŃSKO - ŻYDOWSKIEGO. Swoistym testem był jej stosunek do Feliksa Konecznego i jego książki "CYWILIZACJA ŻYDOWSKA”. "Nie  można również wykluczyć, że będzie polskie zbliżenie STRONNICTWA AMERYKAŃSKO-ŻYDOWSKIEGO i PRUSKIEGO w ramach podziału jakiego dokonał Stanisław Michalkiewicz. To może dokumentować zdolność do przewrotności wpisaną w CYWILIZACJĘ PODWÓJNEJ MORALNOŚCI to jest od ŻYDOBOLSZEWIZMU do ŻYDOBANDERYZMU. Można jeszcze dodać, że to w ramach handlowania wojną i pokojem".   EWA KUREK ŻYDOWSKA MONOTEMATYCZNA PUBLICYSTKA I AUTORKA                                       AHISTORYCZNYCH KSIĄŻEK   Ewa Kurek, żydowska monotematyczna b. publicystka „Warszawskiej Gazety” w sprawie stosunków polsko – żydowskich na przestrzeni dziejów i współcześnie, jest zarazem orędowniczką stronnictwa amerykańsko żydowskiego t. zw. lobby żydowskiego w USA, antypolskiego od zarania, żądającego m.in. od Polski, jak wielokrotnie wspomniałem, 65 miliardów dolarów amerykańskich tytułem restytucji mienia pożydowskiego po II wojnie światowej. Na stronie internetowej "Światowego Kongresu Żydów" został zamieszczony artykuł Menachema Rosensafta, nowojorskiego prawnika, wzywający Amerykanów pochodzenia żydowskiego do bojkotu Polski, polegającego na wstrzymaniu wydawania dolarów w Polsce, ponieważ nie została dotąd rozwiązana kwestia restytucji w Polsce mienia żydowskiego. Szef tej organizacji Michael Schneider uważa jednak, że najpierw należy prowadzić w tej sprawie rokowania z polskim rządem, czyli domyślnie dopiero potem bojkotować Polskę. Mamy nadzieję na szybkie i pomyślne decyzje rządu polskiego w sprawie uchwalenia odpowiedniej ustawy o restytucji mienia żydowskiego w Polsce, tym bardziej, iż problem ten wisi nad Polską od czasu zakończenia II wojny światowej – przekonuje Schneider. Takie argumenty przedstawił oficjalnie kilka tygodni temu Światowy Kongres Żydów. Stanowisko tej wpływowej organizacji poparł również rząd Stanów Zjednoczonych wzywając oficjalnie polskie władze do restytucji mienia żydowskiego. Owe nieformalne grupy żydowskie, niezarejestrowane w sądach powszechnych zwane lobby żydowskim w USA popiera prezydent USA Barack Obama oraz Hilary Clinton, kandytatka na prezydenta USA. Całkowicie zostały zignorowane ustalenia, iż restytucja mienia pozostawionego w Polsce przez osoby, które później otrzymały obywatelstwo amerykańskie została uregulowana przez układ z 16 lipca 1960. Stroną zobowiązaną do zaspokojenia roszczeń obywateli amerykańskich wobec rządu polskiego, pochodzących sprzed tej daty jest rząd amerykański. Obowiązki państwa polskiego do restytucji mienia utraconego przez obywateli polskich na terenie przejętych przez Litwę, Białoruś i Ukrainę terenów II Rzeczypospolitej zostały określone w Układach republikańskich z 1944 roku. W tej sytuacji niegodne jest, aby taka osoba jak Ewa Kurek, sprzyjająca antypolskim interesom Żydów amerykańskich, publikowała w Polsce na łamach patriotycznej „Warszawskiej Gazety”,  lobbując jednocześnie na rzecz antypolonizmu amerykańskich Żydów i banderowskiej Ukrainy. Oczekuję zajęcia odpowiedniego stanowiska przez redaktora naczelnego „Warszawskiej Gazety” Pana Piotra Bachurskiego, osoby znanej ze swojego patriotyzmu. Takie stanowisko zajęły również środowiska kresowe, w tym redakcja "Kresowego Serwisu Informacyjnego", którego jestem redaktorem.   BANDERYZM  WSPÓŁCZESNY NA UKRAINIE - EWA KUREK W ATAKU NA ALEKSANDRA SZUMAŃSKIEGO I WALDEMARA ŁYSIAKA EWA KUREK "O POZIOM I KULTURĘ DYSKUSJI""WARSZAWSKA GAZETA" NR 40 3-9 PAŹDZIERNIKA 2014 r.  "Sztukę prowadzenia dyskusji i dochodzenia do prawdy przez ukazywanie sprzeczności w sposobie myślenia rozmówcy lub przez obalanie zaprzeczeń dowodzonych tez, w starożytności i średniowieczu określano mianem dialektyki (Sokrates, Platon, Arystoteles, Abelard). Jeśli mianem dialektyki określimy głosy Aleksandra Szumańskiego i Waldemara Łysiaka krytykujący polemikę Dawida Wildsteina , w której Szumański nazywa Wildsteina “żydowskim dziennikarzem” , to należy stwierdzić, że Szumański, eksponując w tytule krytyki ewentualną narodowość Wildsteina, popełnił pierwszy kardynalny błąd. Błąd Szumańskiego i Łysiaka polega na tym, że wiedza o korzeniach narodowych Wildsteina ma się nijak do przedmiotu sporu, czyli w żaden sposób nie przyczynia się do obalenia lub potwierdzenia głoszonych przez niego tez na temat stosunków ukraińsko-polskich Anno Domini 2014. Ma się także nijak do rozstrzygnięcia sporu pomiędzy Wildsteinem i Łysiakiem. Bo niby w jaki sposób do obiektywnej prawdy może nas przybliżyć fakt, iż odlegli przodkowie Wildsteina byli Żydami? Wszak w dyskusji nad obecnym stanem stosunków polsko-ukraińskich ewentualni polscy przodkowie Łysiaka i ewentualni żydowscy przodkowie Wildsteina nie są w stanie ukazać nam niezbędne dla prawidłowej dysputy sprzeczności w sposobie myślenia obu panów z prostej przyczyny: zgodnie z naturą przodków, dawno odeszli w zaświaty. Popełniony przez Aleksandra Szumańskiego i Waldemara Łysiaka pierwszy kardynalny błąd dowodzi, że autorzy krytyki stosują znaną z PRL i stosowaną do dziś w środowiskach postkomunistycznych zasadę, że jeśli brak argumentów merytorycznych, zawsze można powiedzieć lub napisać, że adwersarz nie ma racji, bo jest katolikiem, wegetarianinem, Żydem lub nosi zielone skarpetki. Dlatego Aleksander Szumański i Waldemar Łysiak jeśli chce w przyszłości zabierać głos w jakiejkolwiek dyskusji, winien wpierw przyswoić sobie dobre zasady starożytnej dialektyki, według których dyskusja ma sens tylko wtedy, gdy ma charakter merytoryczny, czyli dotyczy ściśle rozstrzyganej kwestii. Nazwanie Dawida Wildsteina „żydowskim dziennikarzem” odsłania także inne braki wiedzy Aleksandra Szumańskiego i Waldemara Łysiaka. Wytaczając najcięższe armaty, trzeba przypomnieć autorom krytyki, że Feliks Dzierżyński był Polakiem, zaś Berek Joselewicz był Żydem. Co zrobił ze swą polskością Feliks Dzierżyński, wie każdy – o tym, że pułkownik Berek Joselewicz oddał za Polskę swe żydowskie życie, Aleksander Szumański i Waldemar Łysiak zapewne nie wiedzą lub wiedzieć nie chcą. Przywołanie pamięci Dzierżyńskiego i Joselewicza winno przypomnieć, że od kiedy sięga polska pamięć historyczna, to nie płynąca w żyłach krew decydowała o obywatelstwie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, lecz uczynki względem niej konkretnego człowieka. Nie znam dalekich przodków Dawida Wildsteina – wiem natomiast, że jego ojciec Bronisław Wildstein zachował się w czasach komunizmu przyzwoicie. O postawie pana Aleksandra Szumańskiego w tamtych czasach wiedzy nie posiadam. Na pozór nazwanie kogoś żydowskim lub polskim dziennikarzem nie jest obrazą. Nie jest wszak obrazą być Polakiem, Żydem, Chińczykiem itd. Aleksander Szumański doskonale jednak wie, że w Polsce – ze względu na fakt znaczącego udziału polskich Żydów w kreowaniu i rozpowszechnianiu po 1944 roku medialnych kłamstw – nazwanie kogoś żydowskim dziennikarzem oznacza bezprawne i nie oparte na faktach dyskredytowanie osiągnięć zawodowych i sprowadzenie dyskusji na manowce oraz poziom uwłaczający godności szanujących się ludzi pióra. W kwestii stosunków polsko-ukraińskich, logika faktów dowodzi, że racja leży po stronie Dawida Wildsteina. Dlatego, iż ten rzekomo(?!) „żydowski dziennikarz” – w odróżnieniu od przydających sobie miano polskiego dziennikarza Aleksandra Szumańskiego i polskiego pisarza Waldemara Łysiaka – doskonale rozumie otaczającą nas rzeczywistość w sensie długiego historycznego trwania (obowiązku kontynuacji jagiellońskiej koncepcji polityki wschodniej) oraz bieżących wydarzeń (marginalnego wymiaru 2% (?!) poparcia dla ukraińskiego Prawego Sektora). Rozumie także, że podsycanie nienawiści pomiędzy Polakami i Ukraińcami leży dziś i zawsze leżało jedynie w interesie Rosji. Publikacje Aleksandra Szumańskiego i Waldemara Łysiaka dowodzą natomiast, że bardziej sobie cenią „mądrość” Putina niż mądrość Jagiellonów: królów Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta. W tej sytuacji reszcie myślących Polaków nie pozostaje nic innego, jak wspierać „żydowskiego dziennikarza” Dawida Wildsteina. O przyszłości Polski zadecyduje bowiem nie płynąca w żyłach krew naszych przodków, lecz roztropność i mądrość każdego z nas".  Opublikowano w “Warszawskiej Gazecie” 3-9 X 2014      Odpowiedz                   Jonasz         13 października 2014 o 08:35  (Edytuj)          Pani Kurek dużo wie na temat Żydów, ale to nie daje jej prawa do tego typu ocen. Np gdyby ktoś napisał: ” …polski dziennikarz itd….” to byłby antypolonitą !? Przecież to tylko standardowa informacja o autorze – dziwne, ze takie rzeczy trzeba niektórym tłumaczyć. Tego typu stwierdzenia są żenujące i z gruntu fałszywe. Kiedyś słuchałem prelekcji pani Kurek i jej reakcji na zadane pytanie o mordzie w Jedwabnym i prowokacji kieleckiej. Pani Kurek powiedziała, że ona jako historyk się tym nie zajmujechociaż nie omieszkała bąknąć coś o kilku tysiącach ofiar słynnej na cały świat stodoły co jak już dawno wiadomo było żydowskim fałszem. I tu zapaliło mi się czerwone światełko: Czy można zajmować się stosunkami polsko-żydowskimi bez Jedwabnego i Kielc ?   Patrz http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1261&Itemid=2   NOWE "CAMPO DI FIORI"  EWY KUREK  Oszczerstwem wobec Polaków nazwał prof. Stanisław Trepka wiersz Miłosza „Campo di Fiori”, w którym ten poeta szydzi z nas, że podczas okupacji, gdy Niemcy mordowali Żydów w getcie warszawskim, to Polacy beztrosko, przy muzyce bawili się na karuzeli obok getta. Trepka podaje fakty i to liczne, że sytuacja wyglądała odwrotnie niż podaje Miłosz, bo chociaż karuzela należała do folksdojcza, to w czasie walk w getcie była nieczynna, a opór zbrojny getta był możliwy dzięki zaopatrzeniu w broń przez polskie podziemie. Tysiące Żydów uciekających z getta uratowali Polacy, narażając życie własne i rodzin. Prawdę tę potwierdzają opracowania naukowe o okupacyjnej Warszawie Tomasza Szaroty.   Ewa Kurek pisze: "W pierwszych latach wojny Polacy w Warszawie żyli w ciągłym strachu przed łapankami i egzekucjami. A Żydzi w getcie się bawili. Mieli co świętować. W końcu żyli w "autonomicznej prowincji", którą wynegocjowali od Niemców. Do takich wniosków doszła "historyczka" Ewa Kurek. Ewa Kurek zawarła swe ustalenia w książce „Poza granicą solidarności. Stosunki polsko-żydowskie 1939-1945” wydanej w tym roku (2014) przez Wyższą Szkołę Umiejętności w Kielcach, gdzie autorka wykłada. Doszła do nich - pisze - analizując przede wszystkim żydowskie źródła: wspomnienia, kroniki i relacje. Najczęściej powołuje się na Adama Czerniakowa, prezesa Judenratu - Żydowskiej Rady Starszych w getcie warszawskim - i "Kronikę warszawskiego getta" Emanuela Ringelbluma - twórcy konspiracyjnego archiwum w getcie. Zwłaszcza dzienniki - uważa - „nie pozostawiają cienia wątpliwości”, że getta „w istocie rzeczy były zbudowanymi w latach 1939-1942 przez polskich Żydów za zgodą okupujących polskie ziemie Niemców autonomicznymi prowincjami żydowskimi”. Żydzi „po raz pierwszy od ponad dwóch tysięcy lat zbudowali zręby struktur żydowskiej państwowości”. Są to oczywiste kłamstwa historyczne Ewy Kurek, ponieważ getta niemieckie w okupowanej Polsce Niemcy jedynie ogrodzili od tzw. stron aryjskich miast i miasteczek murami, zasiekami, lub ogrodzeniami. Żadnego budowania gett w okupowanej Polsce nie było! Getta skupiające ludność polską pochodzenia żydowskiego zamieszkiwały osoby w istniejących budynkach (kamienicach). Według Kurek w pierwszych latach okupacji najbardziej zagrożeni byli Polacy, Żydzi zaś delektowali się „autonomiami i izolacją gett". Jest oczywiste to następne kłamstwo Kurek, ponieważ Żydzi stłoczeni w kamienicach oddzielonych od części aryjskiej zasiekami, czy też murami, nie posiadali podstawowych środków do życia i byli pałowani niemiłosiernie przez policję żydowską powołaną przez Judenraty (gminy żydowskie), nie mogli więc "delektować się autonomiami i izolacją gett" Głodnych wprawdzie i chłodnych, ale z wolną sobotą, żydowskimi tramwajami, własną pocztą, policją teatrami, restauracjami”; „na przełomie 1941/1942 roku czuli się za wzniesionymi przez siebie murami bezpiecznie i otwarcie mówili: "Nie chcemy zbratania z Polakami”, co stanowi następne historyczne kłamstwo Ewy Kurek, (...)ponieważ Polskie Państwo Podziemne wspomagało Żydów w gettach, nie tylko jedzeniem, ale też i bronią przed wybuchem powstania w getcie warszawskim(...) W latach 1939-42 Warszawa poza gettem według "badaczki" Ewy Kurek „była ponura i smutna. Żyła w niej ludność zaszczuta niemieckimi łapankami, egzekucjami i wywózkami do obozów koncentracyjnych”. Zapytam więc p. Ewę Kurek:"a jak żyli Żydzi w "wybudowanych przez siebie"gettach? Bawili się tylko w "Melody Palace" nie bojąc się o swoje "życie krematoryjne" z cyklonem B w tle? NASTĘPNE KŁAMSTWA EWY KUREK Kurek cytuje "Kronikę warszawskiego getta " Emanuela Ringelbluma:  „W "Melody Palace" odbyła się zabawa karnawałowa z konkursem na najpiękniejsze nogi. "Getto tańczy”; „Policjanci żydowscy (...) wypełniają najelegantsze lokale (w towarzystwie) pięknych kobiet. (...) Ich eleganckie, lśniące, wysokie buty oficerskie imponują - jak widać - kobietom” (zapis z 1941 r.)".Tyle "historyk" Ewa Kurek.  A co naprawdę pisze m.in. Emanuel Ringelblum w swojej "Kronice z warszawskiego getta?":  ŻYDOWSKI HISTORYK EMANUEL RINGELBLUM "POLICJA""KRONIKA WARSZAWSKIEGO GETTA" STR. 426 - 427  "Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swoich braci na rzeź. Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonywała. Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, że Żydzi -  przeważnie inteligenci, byli adwokaci, lekarze, inżynierowie - sami przykładali rękę do zagłady swych braci. Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź - zło które dopomogło im wymordować 300 tysięcy Żydów. Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż samych Niemców, Ukraińców z Legionu Ukraińskiego, Łotyszów. Niejedna kryjówka polska (ukrywająca Żydów na tzw. aryjskich papierach - dopisek Aleksander Szumański) została nakryta przez policję żydowską, która zawsze chciała być plus catolique que le pape, by przypodobać się okupantowi. Ofiary które znikły z oczu Niemca wyłapywał policjant żydowski. (Nakryci Żydzi byli na miejscu mordowani lub wysyłani do komór gazowych, natomiast Polacy, którzy ukrywali Żydów na miejscu byli mordowani - dopisek Aleksander Szumański)...Dziesiątki, a może nawet setki Żydów skazali w ciągu dwóch godzin na śmierć żydowscy policjanci. Tych, którzy nie mieli pieniędzy dla policji żydowskiej na wykupienie się, policjanci żydowscy zaciągali do wagonów lub do kolumny udającej się na Umschlagplatz. Umschlagplatz (niem. plac przeładunkowy) – nieistniejąca rampa kolejowa przy ulicy Stawki 4/6 w Warszawie, która wraz ze znajdującymi się w jej sąsiedztwie budynkami była wykorzystywana w latach 1942–1943 jako miejsce koncentracji Żydów z warszawskiego getta przed wywiezieniem ich do obozu zagłady w Treblince oraz obozów w dystrykcie lubelskim. Jüdischer Ordnungsdienst (dosł. Żydowska Służba Porządkowa, potocznie policja żydowska albo tzw. odmani) – w okresie II wojny światowej podległe częściowo Judenratom, kolaborujące z nazistowskimi Niemcami, żydowskie jednostki policyjne wewnątrz gett, obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych. Jüdischer Ordnungsdienst było wykorzystywane do rekwizycji, łapanek, eskortowania przesiedleńców oraz akcji deportacyjnych. Ale według "historyka" Ewy Kurek istotną sprawą była "zabawa karnawałowa w "Melody Palace" z konkursem na najpiękniejsze nogi.   Hańba dla tej pani.   http://radio.radiopomost.com/publicystyka/3581-banderowska-szkola-klamstwa-z-ewa-kurek-i-ukrainska-gazeta-w-tle  Opracował Aleksander Szumański "Głos Polski" w Toronto                       
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.1(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

JAK ŻYDOWSCY PRETORIANIE HITLERA ZAINICJOWALI HOLOCAUST - TEMAT DLA "HISTORYKA" JANA TOMASZA GROSSA

$
0
0
Ilustracja: 
JAK ŻYDOWSCY PRETORIANIE HITLERA ZAINICJOWALI HOLOCAUST            TEMAT DLA "HISTORYKA" JANA TOMASZA GROSSA  Jan Tomasz Gross, polakożerca o symptomach obłędu, w dalszym ciągu buduje za oceanem swoją pozycję "naukowca" na oszczerczych oskarżeniach Narodu Polskiego o wrodzony antysemityzm, rzekome zbrodnie dokonane w Jedwabnem i w tragicznych godzinach pogromu kieleckiego, ewidentnej prowokacji NKWD z SB. Grossowi wtórowali b. prezydenci RP Aleksander Kwaśniewski TW "Alek" oraz Bronisław Komorowski z WSI w tle, odprawiający modły w Jedwabnem w towarzystwie trzech rabinów i niestety z członkiem Konferencji Episkopatu Polski. Po książce "Sąsiedzi" Gross z Ireną Grudzińską - Gross  wydał  nie mniej antypolskie pozycje "Strach" i "Złote żniwa" - Antysemityzm polski po Auschwitz. W czasie promocji antypolskiego "Strachu" "drogiemu Jankowi" patronował Adam Michnik" red. naczelny żydowskiej gazety dla Polaków "Gazety Wyborczej""kochający" Polskę, Polaków, polskość i Kościół rzymsko - katolicki, który jest, jak powiedział w czasie owej promocji: "Polacy są jak Kościół rzymsko-katolicki, uczący obłudy, zakłamania, hipokryzji i konformizmu". https://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY Na łamach "Gazety Wyborczej" ukazał się tekst "Patriotyzm jest jak rasizm" Tomasza Żuradzkiego (etyka? z UJ). http://niezalezna.pl/58366-patriotyzm-jest-jak-rasizm-wyborcza-z-okazji-defilady-wojskowej-z-2007-r   ZAGŁADA ŻYDÓW   Żydzi ginęli masowo jako skutek realizacji zbrodniczej ideologii Hitlera, która zakładała totalną zagładę Żydów niemieckich, a w następstwie podboju Europy Żydów europejskich. Siłę sprawczą Zagłady, choć brzmi to jak surrealizm stanowili… rdzenni Żydzi! Niemieccy Żydzi jako narzędzie biologicznego unicestwienia współplemieńców na skalę masową! Byli to Żydzi w cywilnych ubraniach, urzędnicy agend Hitlera na szczeblu administracyjnym oraz Żydzi w mundurach najwyższych oficerów Wehrmachtu, a nawet w mundurach formacji SS ze złowieszczym emblematem trupiej czaszki. By ułatwić Janowi Tomaszowi Grossowi (który ma żydowskie korzenie po ojcu, matka była Polką, walczyła nawet w AK) zadanie w doborze materiału dokumentalnego do proponowanej przeze mnie książki, przypomnę o niepodważalnych faktach, które doprowadziły do apokaliptycznego unicestwienia polskich i europejskich Żydów.   ŻYDOWSCY ŻOŁNIERZE HITLERA   Jeden z wojennych losów: Alex Kurzem - mały Żyd z Białorusi trafił do Łotewskiego Waffen-SS, gdzie został maskotką pułku. Jego zadaniem było m.in. wabienie czekoladą i cukierkami żydowskich dzieci, broniących się przed wejściem do wagonów mających zawieźć je na śmierć.  Alex  żyje do dziś i mieszka od 1949 r. w Australii. Dziś wstyd mu za to, co robił jako dziecko. Zdjęcia dorosłych Żydów służących w armii Hitlera nie są publikowane. Ponad 150,000 osób pochodzenia żydowskiego walczyło w szeregach wojsk III Rzeszy. Co więcej, odbywało się to za osobistym pozwoleniem Hitlera. Nie zawiódł się na nich. Do takiego wniosku doszedł młody historyk amerykański Bryan Mark Rigg na podstawie setek wywiadów z niemieckimi kombatantami żydowskiego pochodzenia oraz tysięcy dokumentów wydobytych z niemieckich archiwów.  Swoje rewelacje Rigg opublikował w pracy "Żydowscy żołnierze Hitlera: Nieznana historia nazistowskich praw rasowych oraz mężczyzn pochodzenia żydowskiego w wojsku niemieckim". Już sam tytuł brzmi jak oksymoron. Co? Żydzi służący u Hitlera? Jest to dla większości zupełnie szokującym absurdem. Dla niektórych zapewne zabrzmi to jako jakieś antysemickie pomówienie, spisek.                 Ale przecież tak nie jest. Większość z nas, a już na pewno prawie każdy przeciętny człowiek, stara się zrozumieć świat w oparciu o rozmaite stereotypy. W pewnym sensie pomagają one nam funkcjonować, szczególnie na wstępnym etapie życia, który u człowieka inteligentnego i ciekawego nie trwa zbyt długo. Wraz z nabieraniem doświadczenia życiowego, w miarę upływu czasu, przestajemy się dziwić gdy napotykamy kolejnego szczodrego Szkota, nasz znajomy Anglik jest cholerykiem, a przyjaciel Amerykanin ani nie żuje gumy, ani nie trzyma nóg na stole przy jedzeniu. Jednym słowem zaczynamy dostrzegać całą gamę ludzkich postaw, złożoność zachowań, czy uwarunkowań czynów. Konserwatysta dostrzega, że jądro istoty rzeczy pozostaje jasne, chociaż do pewnego stopnia zacierają się kontury zjawisk. Rozumiemy więc, że subtelnie skonstruowane paradygmaty to nie prostackie stereotypy, nawet jeśli mają ze sobą wspólne pewne podstawowe rzeczy. Na przykład, stereotyp „niekulturalnego Amerykanina” odzwierciedla do dużego stopnia brak kultury osobistej u młodego pokolenia, ludu szczególnie, ale oczywiście nie starej elity USA.        Właśnie takim procesem budowania paradygmatu Niemców żydowskiego pochodzenia zajął się Bryan Mark Rigg. Autorowi chodziło o wzbogacenie naszej wiedzy o antysemityźmie, o eksterminacji Żydów – wbrew prostackim stereotypom. Jest to podejście naukowe bardzo nam bliskie.  Ci ludzie czuli się Niemcami i uważali, że służba w wojsku własnej ojczyzny jest nie tylko obowiązkiem, ale także powodem do dumy. Chcieli walczyć z wrogami Niemiec, tak jak wszyscy inni obywatele - mówi amerykański historyk Bryan Mark Rigg. Większość Żydów służących w Wehrmachcie i innych formacjach nie wiedziała o Holokauście, zdarzały się jednak przypadki oficerów, jak feldmarszałka Erharda Milcha - fanatycznego narodowego socjalistę, który wiedział o eksterminacji Żydów i popierał ją.   WYWIAD POLSKIEGO HISTORYKA PIOTRA ZYCHOWICZA Z RIGGIEM  Piotr Zychowicz (red. naczelny "Historia Do Rzeczy"): Ilu Żydów służyło w armii Hitlera?   Bryan Mark Rigg: Około 150 tys. Co to byli za ludzie? Używając terminologii niemieckiej: 60 tys. pół-Żydów, 90 tys. ćwierć-Żydów. Do tego od 5 do 10 tys. pełnych Żydów, czyli takich, których oboje rodziców było Żydami. Wśród nich było co najmniej 21 generałów, siedmiu admirałów i jeden feldmarszałek. Wielu spośród tych żołnierzy walczyło niezwykle dzielnie, wielu z nich poległo za Niemcy. Domyślam się, że czytelnicy "Historii Do Rzeczy" są w tym momencie zszokowani. Tak samo zszokowani byli czytelnicy w Ameryce i Izraelu, gdy wyszły tam moje książki. Proszę jednak pamiętać, że podczas II wojny światowej przez Wehrmacht i inne formacje wojskowe III Rzeszy przewinęło się około 17 mln żołnierzy. A więc Żydzi stanowili mniej niż 1 proc. Zgadzam się jednak, że w kontekście Holokaustu wyniki moich badań mogą być dla wielu ludzi zaskakujące. Skąd oni się wzięli w armii Hitlera? Odpowiedź jest bardzo prosta. Zostali do niej powołani. Pół-Żydzi i ćwierć-Żydzi byli w Niemczech objęci obowiązkiem służby wojskowej. Pełni Żydzi, którzy nosili mundury Wehrmachtu, na ogół ukrywali zaś swoje pochodzenie. Jak żydowscy poborowi czuli się w tej armii? Gdy zabierałem się do moich badań, spodziewałem się, że się okaże, iż byli tą służbą sfrustrowani, że traktowali ją jako szykanę, czy coś nieprzyzwoitego. Służyli w końcu paskudnemu, antysemickiemu reżimowi. Tymczasem w większości przypadków wcale tak nie było. Wielu z tych żołnierzy pochodziło z rodzin o długich tradycjach wojskowych. W rozmaitych konfliktach - począwszy od wojen napoleońskich, poprzez wojnę prusko-francuską, na I wojnie światowej skończywszy - walczyli ich pradziadowie, dziadowie i ojcowie. Wielu miało Żelazne Krzyże i tytuły oficerskie. Niemieccy Żydzi byli na ogół całkowicie zasymilowani. http://historia.wp.pl/title,Zydowscy-zolnierze-Hitlera,wid,16615636,wiadomosc.html   ZBRODNIARZ WOJENNY - MORDERCA ŻYDOW - REINHARD HEYDRICH   Reinhard Heydrich, generał SS, stał się prawdziwym rekinem hitlerowskiej ideologii i jednym z głównych patronów, animatorów ostatecznego rozwiązania "kwestii żydowskiej" (Endlösung), czyli masowej eksterminacji Żydów. To Reinhardowi Heydrichowi, generałowi SS, od 1939 roku szefowi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy podlegały wszystkie obozy koncentracyjne, w których zdecydowaną większość stanowili Żydzi). On to przewodniczył w styczniu 1942 roku zbrodniczej w założeniu konferencji poświęconej Endlösung, na której zdecydowano (i ustalono wytyczne) o biologicznej zagładzie Żydów. Owe zalecenia wynikające ze strategii ostatecznego rozwiązania "Kwestii żydowskiej""znalazły tragiczne odbicie także w późniejszym niemieckim sprawstwie spalenia Żydów w jedwabieńskiej stodole. I w innych niezliczonych aktach ludobójstwa. Reinhardt Heydrich fanatycznie nienawidził narodu żydowskiego. Jest uważany za jednego z głównych organizatorów Zagłady Żydów (Shoah, Holocaustu). Początkowo popierał emigrację Żydów z terenów okupowanych przez nazistów, ale ostatecznie uznał, że „Kwestia żydowska” wymaga „rozwiązania terytorialnego”. 31 lipca 1941 roku Göring upoważnił Heydricha do opracowania „pełnego rozwiązania kwestii żydowskiej w niemieckiej strefie wpływów w Europie”. Zdaniem niektórych historyków dokument ten wyznacza granicę między żywiołowymi pogromami a systematycznym ludobójstwem, zdaniem innych decyzja o ostatecznej eksterminacji narodu żydowskiego zapadła pod koniec 1941 roku. Heydrich zorganizował także konferencję w Wannsee i kierował jej przebiegiem. Po tym, jak zmarł w dniu 4 czerwca 1942 roku, naziści w hołdzie dla niego systematyczne mordowanie Żydów nazwali Operacją Reinhard.   Endlösung, Endlösung der Judenfrage (z niem. ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej) – synonim zaplanowanej zagłady europejskiej ludności żydowskiej używany przez Niemców nazistów.   Przypominając o decydującej o losie Żydów podberlińskiej konferencji, wybitny historyk, profesor uniwersytetu monachijskiego Friedrich Glum, pisze na kartach swej książki "Narodowy socjalizm" (1962): "Przewodniczącym konferencji w Wannsee był Reinhard Heydrich, syn rdzennego Żyda…" (s. 413). Owo przypomnienie dedykuję "drogiemu Jankowi", Janowi Tomaszowi Grossowi, gdyby zechciał się zabrać za pisanie następnego antypolskiego grafomańskiego szmatławca.   ŻYDZI NA NAJWYŻSZYCH SZCZEBLACH DOWÓDCZYCH U FÜHRERA   Wzbogacę potrzebną wiedzę Jana Tomasza Grossa  także przypomnieniem, iż oberegzekutorem misji biologicznego wyniszczenia Żydów był Adolf Eichmann, także rdzenny Żyd, który zniemczył swoje nazwisko, dodając do rodowego nazwiska Eichman – jedno „n”. Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie" http://izrael.org.il/opinie/4140-hannah-arendt-adolf-eichmann-zlo-nie-jest-banalne.html  To Eichmann wysyłał Żydów w gettach masowo do komór gazowych. Ironią losu było to, że ofiary Holokaustu uśmiercano cyklonem B, którego wynalazcą był rdzenny Żyd Fritz Faber, niegdysiejszy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii. W wyniku aktywności Eichmanna do obozów zagłady trafiło blisko 12 milionów ludzi!   ANTYPOLSKI "WYBÓR ZOFII"  Po wojnie były liczne próby zniesławiania Polaków (co trwa do dzisiaj) jako rzekomych współsprawców Holokaustu. Piramidalnym przykładem takiego usiłowania jest książka Styrona "Wybór Zofii", według której powstał film w reżyserii Pakuli. Oto ojciec tytułowej bohaterki, granej przez Meryl Streep, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, humanista, miał być pierwszym człowiekiem, który wpadł na pomysł masowej eksterminacji Żydów! Polak, wykładowca szacownej uczelni, miałby być pomysłodawcą takiej apokalipsy i to na kilka dobrych lat przed tym, jak na taki sam pomysł wpadła elita SS i SD. Czy po premierze filmu "Wybór Zofii" zareagowały na tę fabularną brednię polskie placówki dyplomatyczne lub sam MSZ (gdzie był Bartoszewski)? Bynajmniej. W odpowiedzi  Władysław Bartoszewski określił Polaków jako bydło i "ochrzczony motłoch", stając się honorowym obywatelem Izraela i odbierając w Bundestagu order niemieckiego polakożercy Gustawa Stresemanna. W parlamencie Izraela Knesecie Bartoszewski nazwał współczesnych Polaków "ciemnotą", "narodem ciemniaków", "ochrzczonym motłochem". Na tę kampanię oszczerstw znamienicie odpowiedział  mieszkający w Wiedniu – a mógł to być krok jedynie symboliczny – syn znakomitego pedagoga i rektora UJ, dr Wojciecha Lehr-Spławińskiego. Ta i podobne kampanie oszczerstw mogły się okazać zapładniające na chory z nienawiści do Polski, Polaków i polskości umysł Jana Tomasza Grossa.   ALINA CAŁA W WYWIADZIE DLA "RZECZPOSPOLITEJ" - AUTOR PIOTR ZYCHOWICZ"POLACY JAKO NARÓD NIE ZDALI EGZAMINU"  Alina Cała, historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego:  "(...)W pewnym sensie Polacy są odpowiedzialni za śmierć wszystkich 3 milionów Żydów – obywateli II RP(...)"– mówi historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego Alina Cała http://www.rp.pl/artykul/310528-Polacy-jako-narod--nie-zdali-egzaminu-.html   Alina Cała jest autorką książki "ŻYD - WRÓG ODWIECZNY? - ANTYSEMITYZM W POLSCE I JEGO ŹRÓDŁA". (Copyrigt by Alina Cała and Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuele Ringelbluma; wyd. I Warszawa 2012. Opracowanie w twardej oprawie zawiera 860 stron. Wydana praca w 2012 roku nie została poddana krytyce literackiej, ani historycznej do dnia dzisiejszego (10 luty 2016). Być może Instytut Pamięci Narodowej nie nadał temu opracowaniu rangi pracy naukowej,     KOMPROMITACJE - WYKAZ SŁABOŚCI LUDZKICH   Natomiast ciekawe informacje o wspomnianej książce dr Aliny Całej podaje portal "Kompromitacje wykaz słabości ludzkich" http://kompromitacje.blogspot.com/2012/06/alina-cala-na-tropie-antysemitow.html http://kompromitacje.blogspot.com/p/spis-tresci.html "(...)Całkowity brak zmysłu hierarchii widać także w kuriozalnym aneksie zatytułowanym "Organizacje i ugrupowania wykorzystujące antysemityzm (1980-2006)". Wrzucono tu do jednego wora bez ładu i składu, bez żadnych gradacji i dystynkcji, tuziny nazwisk nikomu nieznanych, a prócz tego ludzi tak różnych jak Ryszard Gontarz, Albin Siwak, Maciej Giertych, Jan Olszewski, Leszek Bubel, Tomasz Gabiś, Piotr Gontarczyk, Marek Jurek, Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Górny, Mariusz Kamiński... Oto, proszę państwa, poczet współczesnych antysemitów polskich według dr Całej. Poziom tej wyliczanki niepokojąco przypomina rozmaite listy "komunistycznych morderców" (Lenin, Pol-Pot, Jacek Kuroń...) albo tzw. "listy Żydów" krążące w Internecie. To samo pomieszanie z poplątaniem: obok "prawdziwego nazwiska" prymasa Polski jakieś prowincjonalne figury, z którymi autor listy ma akurat na pieńku. Ale na tym podobieństwo umysłowości dr Całej do umysłowości typowego antysemity się nie kończy. Jak wiadomo, w antysemickiej wizji świata większość Żydów udaje, że nie jest Żydami i posługuje się fałszywymi nazwiskami. Według autorki "Żyda - wroga odwiecznego?" tak samo postępują antysemici: Większość z nich udaje, że wcale antysemitami nie jest i chytrze posługuje się fałszywymi poglądami. Trzeba więc ich "prawdziwe poglądy" nieustannie demaskować. Do tego wszystkiego dochodzi rozpaczliwa niekompetencja i niechlujstwo dr Całej, której zdecydowanie zbyt często zdarza się zabierać głos w sprawach, na których się nie zna i powoływać się na książki, których nie czytała. To wprost nie do uwierzenia, ale najwyraźniej nie miała w ręku nawet "Duszy żydowskiej w zwierciadle Talmudu" Andrzeja Niemojewskiego, jednego z najsłynniejszych polskich antysemitów wszystkich czasów (aczkolwiek pojawiającego się u dr Całej dokładnie tyle samo razy, co Rafał Ziemkiewicz). Nazywa ją broszurą (185 stron w formacie ósemki!), przekręca tytuł ("w świetle" zamiast "w zwierciadle") i fantazjuje, że "była to [...] klerykalna wersja antysemityzmu". Fantazjuje również, jakoby Niemojewski uznawał w tej książce "żydowskie cechy duchowe za niezbywalne". Przeciwnie, zaznaczał, że możliwe jest oderwanie Żyda "od pnia żydowskiego" i ucywilizowanie. Myli też dr Cała przyczyny tak zwanej "wojny żydowskiej" z roku 1859. Jej powodem nie było to, że "obrońcy polskiego zaścianka niechętnie widzieli Żydów wśród publiczności teatralnej i koncertowej". Odwrotnie, iskrą zapalną tej wojny stał się artykuł potępiający zbojkotowanie przez publiczność żydowską pewnego koncertu. Cała przywołuje wprawdzie w przypisie podstawową dla tego tematu książkę Kazimierza Bartoszewicza, ale widocznie nawet jej nie przekartkowała. Nie zna dziennika generała George'a S. Pattona, ale nie przeszkadza jej to sugerować, że Patton był prymitywnym antysemitą: "W pamiętniku gen. George'a Pattona znaleźć można [...] sformułowanie they are like animals w odniesieniu do Żydów". W rzeczywistości to bulwersujące sformułowanie brzmiało nieco inaczej, odnosiło się wyłącznie do Żydów z obozów dla uchodźców, a wynikło nie z rasowych uprzedzeń, lecz z doświadczeń generała podczas inspekcji tych obozów; między innymi z niemożności nakłonienia żydowskich uchodźców, by korzystali z toalet i nie wypróżniali się gdzie popadnie. Zresztą już w następnym akapicie Patton pisze, że nie widzi powodu, by Żydów traktować lepiej lub gorzej niż przedstawicieli innych wyznań.   Pora na rewelacje biblistyczne. Wedle dr Całej Kanon Nowego Testamentu został skompilowany między II a V w. n.e. spośród bardzo rozmaitych pism obejmujących midrasze protochrześcijańskie, apokryfy, opisy życia Jezusa, listy pasterskie, rozprawy gnostyckie itp. Jednym z literackich zabytków (apokryfów, nie uznawanych przez Kościół jako Ewangelie), odnalezionych w drugiej połowie XX w. w Egipcie, jest kodeks gnostycki nazwany Ewangelią Tomasza, napisany przed zburzeniem Świątyni. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ewangelia_Tomasza Nie ma w nim mowy ani o dziewiczym poczęciu, ani o ukrzyżowaniu, ani o zmartwychwstaniu, a Jezus nie jest nazywany "synem Boga". Zob. A. Dembska, W. Myszor (tłum., 1992), Ewangelia Tomasza, Katowice. Innymi słowy, chrześcijanie te swoje bajdy o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu zaczęli zmyślać dopiero w II wieku i ciągnęło się to potem jeszcze przez 300 lat, natomiast gnostycy, piszący o Jezusie przed zburzeniem Świątyni, czyli przed 70 rokiem n.e., o żadnych takich cudach - niewidach nie słyszeli. Tyle że to znów piramidalne bzdury - tym razem na poziomie "Kodu Leonarda da Vinci". Otóż żaden poważny biblista - także z tych, co deklarują ateizm czy wręcz niechęć do chrześcijaństwa - nie kwestionuje, że listy Pawłowe, w których o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu mówi się przecież wielokrotnie, powstały przed 70 rokiem n.e. Natomiast to właśnie Ewangelię Tomasza datuje się powszechnie na II wiek .   Na deser coś o Adamie Mickiewiczu. Zdaniem dr Całej przejawiał on "filosemickie sympatie", towiańczycy, do których należał, "wręcz byli zafascynowani duchowością Żydów", ale mimo to jest "szansa", że on sam Żydem nie był, gdyż "związki matki Mickiewicza z frankistami nie są wcale pewne". W rzeczywistości Mickiewicz pisał o Żydach zarówno dobrze, jak i bardzo źle, towiańczycy byli zafascynowani wyłącznie własnymi wyobrażeniami o duchowej roli Izraela, a matka Mickiewicza na pewno nie miała żadnych, ale to żadnych związków z frankistami . Po tym wszystkim dr Cała pisze jeszcze tak:"Towiańczycy świadomie odwoływali się do mistycznych tradycji judaizmu. Kiedy czyta się następujące zdania z "Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego": Duch narodu polskiego (...), zmuszonego po upadku wejść całkiem w siebie, dokonał skupienia się, jakiego przykładu nie było od czasów upadku Izraela. Polska tym sposobem poznała tajemnice dziejów Izraela. Stała się ich przedstawicielką i przyjęła za nie współodpowiedzialność (...),to stają się one zrozumiałe tylko w świetle kabały luriańskiej, która nadawała eschatologiczne znaczenie kolejnym wygnaniom oraz dziejowym cierpieniom Żydów". Sformułowania podkreślone spacją [tu kursywą] znajdują odpowiedniki w terminologii używanej przez Icchaka Lurie (1543-1572) ("Żyd", s. 223). Można ostatecznie przymknąć oko na kolejne fantazje, że "towiańczycy świadomie odwoływali się do mistycznych tradycji judaizmu", a słowa Mickiewicza o wejściu w siebie i skupieniu stają się "zrozumiałe tylko w świetle kabały luriańskiej". Można też darować pomyłkę w roku urodzenia Icchaka Lurii. Rzecz jednak w tym, że te niechlujnie przepisane zdania, które dr Cała wyczytała podobno w "Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego", naprawdę pochodzą z późniejszych o dwanaście lat wykładów o literaturze słowiańskiej! Z dwóch względów nie sposób tego uznać za czysto mechaniczny błąd. Po pierwsze, gdy Mickiewicz pisał "Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego", nawet nie śniło mu się jeszcze, że zostanie jakimś "towiańczykiem". Nie jest to więc zastąpienie właściwego tytułu innym, ale równie prawdopodobnym, który przyplątał się niechcący z sąsiedniej fiszki. Po drugie, dr Cała przynajmniej raz gruntownie przeredagowywała akurat ten fragment swojej książki. Pracowicie poprzestawiała wiele wyrazów, ale nic jej nie tknęło na widok zestawienia towianizmu i Ksiąg. Tę odmienną redakcję - w której jednak Księgi nadal występują jako pismo towianistyczne - można pobrać ze strony internetowej Żydowskiego Instytutu Historycznego w dziale "Materiały edukacyjne - opracowania i prezentacje".  http://kompromitacje.blogspot.com/2012/06/alina-cala-na-tropie-antysemitow.html  TAJNE PRZEMÓWIENIE JAKUBA BERMANA DO ŻYDÓW W POLSCE   Jeżeli można mówić o pracy naukowej, iż jej merytoryka zostaje w sposób niezamierzony definitywnie autorsko podważona, to tak się dzieje z omawianą książką autorstwa dr Aliny Całej, która uważa swój tekst za pracę naukową. Otóż w Bibliografii książki str. 787 autorka podaje link "Tajne przemówienie Jakuba Bermana". Wystarczy z owego tajnego referatu przytoczyć poniższą wypowiedź Jakuba Bermana, aby podkreślić działania Żydów w Polsce po 17 września 1939 roku, całkowicie sprzeczne z teorią dr Aliny Całej "Antysemityzm w Polsce i jego źródła", a więc zamierzeniem rzeczonej publikacji.   JAKUB BERMAN - FRAGMENT PRZEMÓWIENIA DO ŻYDOW W POLSCE  "(...)Jeżeli stwierdza się,   —  że jakiś Polak jest antysemitą,  —  natychmiast go zlikwidować przy pomocy władz bezpieczeństwa lub bojówek PPR jako faszystę, nie wyjaśniając organom wykonawczym sedna sprawy(...)".  Jakub Berman polski działacz komunistyczny pochodzenia żydowskiego, wiceprezes Rady Ministrów, poseł na Sejm Ustawodawczy i na Sejm PRL I kadencji, członek Komisji Wojskowej Biura Politycznego KC PZPR, nadzorującej ludowe Wojsko Polskie od maja 1949 roku. Od listopada 1941 r. do maja 1943 r. był kierownikiem polskiego kursu w szkole komunistycznej w Kusznarenkowie, szkoląc działaczy Polskiej Partii Robotniczej (PPR). W grudniu 1943 roku powołano go na sekretarza wydziału krajowego Związku Patriotów Polskich (ZPP). Współorganizator Centralnego Biura Komunistów Polskich oraz Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) w ZSRR (1944), od sierpnia 1944 r. do grudnia 1948 r. członek Biura Politycznego PPR, następnie do maja 1956 r. członek Biura Politycznego PZPR, w latach 1952–1954 członek Prezydium Rady Ministrów, a w latach 1954–1956 wiceprezes Rady Ministrów. Uchwałą Prezydium KRN z 19 lipca 1946 "w wyróżnieniu zasług na polu dwuletniej pracy nad odrodzeniem państwowości polskiej, nad utrwaleniem jej podstaw demokratycznych i w odbudowie kraju" został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.   https://forumemjot.wordpress.com/2013/04/18/tajne-przemowienie-jakuba-bermana-do-zydow-w-polsce/  MEDIALNY ŻYCIORYS ŻYDÓWKI KWAŚNIEWSKIEJ   Na str. 767 "Żyd - wróg odwieczny? Antysemityzm w Polsce i jego źródła" autorka dr Alina Cała pomieszcza ksero strony tytułowej periodyku "Tylko Polska" organu PPN Leszka Bubla, 2002 rok z fragmentem tekstu "Medialny Życiorys Żydówki Kwaśniewskiej". Oto ów fragment:         "Jolanta Konty - tak właśnie brzmi żydowskie rodowe nazwisko Kwaśniewskiej. Zatrudniająca ponad 600 osób prezydencka kancelaria pracuje pełną parą także nad wizerunkiem kobiety, która aspiruje do prezydenckiej sukcesji po mężu. Podobnie jak mąż - ma wiele ciemnych kart w swoim życiorysie". Koniec cytatu.  Czy ten fragment tekstu z "Tylko Polska"świadczy o antysemityźmie autora, czy też o działaniach Żydówki Jolanty Kwaśniewskiej, z ciemnymi stronami w życiorysie, żonie prezydenta RP, który również posiada wiele ciemnych kart w swoim życiorysie? Autorka nie podaje biogramu Leszka Bubla, jak również jego utożsamiania się jako „NACZELNEGO ANTYSEMITY RP".  LESZEK BUBEL - LONGINUS ZERWIMYCKA - BUBEL LAND https://www.youtube.com/watch?v=I1IJzJH9aYk  Leszek Henryk Bubel (ur. 19 stycznia 1957 w Węgrowie) – polski polityk, publicysta, wydawca, z zawodu złotnik, kandydat na urząd Prezydenta RP w 1995 i 2005, poseł na Sejm I kadencji w latach 1991–1993, piosenkarz disco polo. W 1980 ukończył liceum ogólnokształcące. W okresie PRL pracował jako dyplomowany złotnik, prowadząc własną działalność. W wyborach parlamentarnych w 1991 r. uzyskał mandat posła na Sejm I kadencji z ramienia Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Początkowo pozostawał związany z Polskim Programem Gospodarczym (frakcją "Duże Piwo" Janusza Rewińskiego), pod koniec kadencji pozostawał posłem niezrzeszonym. Jako kandydat FWzB wystartował w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Zajmuje się działalnością wydawniczą. Deklaruje fakt wydania około tysiąca książek, w tym pięćdziesięciu swojego autorstwa. Wydaje m.in. takie pisma, jak: „Tylko Polska”, „Polonia. Pismo Patriotyczne”, „Miesięcznik Narodowy”, „Kwartalnik Narodowy”, „Super Detektyw”, „Supertygrys”, „Tajemnice Świata”, „Samoobrona. Gazeta Ogólnopolska”, „ABC Humoru”, „Szybki Kontakt”, „Ściśle Tajne”, „Poradnik Turystyczny”. Oskarżany przez różne środowiska o szerzenie rasizmu, antysemityzmu, znieważanie religii, tożsamości kulturowej Żydów i ich samych jako narodu, oraz o nakłanianie czytelników do czynnej, wrogiej postawy wobec przedstawicieli społeczności żydowskiej. Obiektem krytyki są m.in. publikacje "Jak rozpoznać Żyda", "Prawda o żydowskich mordach rytualnych", "Polsko-żydowska wojna o krzyże". W tej ostatniej Leszek Bubel używał określeń: „obrzezano im mózgi” (o studentach, którzy złożyli pozew przeciwko ks. Henrykowi Jankowskiemu), „pejsaty paplament” (o Sejmie III kadencji), „podstępne jest żydowskie nasienie”. Sam Leszek Bubel w wywiadach określa siebie jako „NACZELNEGO ANTYSEMITĘ RP". 28 października 2005 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi uznał go za winnego znieważenia polskiego parlamentu, a odstępując od wymierzenia kary, zastosował środek karny w postaci świadczenia pieniężnego w wysokości 2,5 tys. zł na rzecz Polskiego Czerwonego Krzyża. 14 lutego 2006 r. warszawski Sąd Okręgowy zmienił zaskarżony wyrok, skazując Leszka Bubla na karę grzywny w wymiarze 5 tys. Sąd zaostrzył karę dla Leszka Bubla za antysemityzm. wp.pl, 14 lutego 2006. [dostęp 5 grudnia 2010].   JERZY ROBERT NOWAK  Dr Alina Cała w omawianym tytule (str. 766 - 767) tak pisze o profesorze Jerzym Robercie Nowaku:  "(...)OGÓLNOPOLSKI RUCH OBRONY OJCZYZNY - założony w kwietniu 2004 roku pod patronatem Radia Maryja - organizacja rozłamowa wobec LPR, z którego wyłamało się 4 kolejnych (po grupie Macierewicza i Łopuszańskiego) posłów. Na czele stanął Jerzy Robert Nowak, publicysta antysemicki związany z Radiem Maryja. Ugrupowanie nie podjęło działalności. Środowisko skupione wokół Radia Maryja podejmowało kilka nieudanych prób tworzenia ugrupowań politycznych, np. w marcu 2004 roku utworzyło partię pod nazwą "Ruch Patriotyczny Obóz Polski" z Antonim Macierewiczem, Janem Olszewskim, Janem  Łopuszańskim i Gertrudą Szumską. Jerzy Robert Nowak (ur.1940 r.) dr hab. historii, hungarysta. Publicysta "Polityki (1963 - 1989), następnie katolickiego "Ładu. Podczas nagonki antysemickiej w 1968 roku publikował na łamach "Prawa i Życia". W latach 1966 - 1992 zatrudniony w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych przy MSZ, w 1972 - 1974 drugi sekretarz ambasady polskiej na Węgrzech. Zarejestrowany jako tajny informator SB. Od 1992 roku wykładał w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie. Związał się z radiem Maryja, gdzie miał stałą audycję. Artykuły o wymowie antysemickiej zamieszczał w "Naszej Polsce", "Głosie", "Niedzieli", "Naszym Dzienniku". Założył własne wydawnictwo "Maron", w którym publikował wyłącznie swoje książki, wszystkie o wymowie antysemickiej. Organizował publiczne odczyty w kościołach, podczas których atakował J.T. Grossa, autora książki "Strach"(2007), przy okazji wygłosił powstanie własnego ugrupowania "Ruch Przełomu Narodowego"(zarejestrowany 10.VI 2008 roku)(...)".  PATRIOTYCZNA HISTORYCZNA DZIAŁALNOŚĆ PUBLICYSTYCZNA PROF. JERZEGO ROBERTA NOWAKA   Jerzy Robert Nowak (wcześniej również Robert Nowak; ur. 8 września 1940 r. w Terespolu – polski historyk, publicysta, doktor habilitowany nauk politycznych, specjalizujący się w problematyce węgierskiej, tłumacz książek Radomíra Malego. Według informacji podanych przez publicystkę "Gazety Polskiej" Dorotę Kanię na łamach czasopisma „Wprost”, powołując się na „dokumenty zarchiwizowane w IPN” w latach 70., Jerzy Nowak został pozyskany jako kontakt operacyjny o pseudonimie „Tadeusz”, który współpracował z SB, informując ją m.in. o sytuacji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Red. Dorota Kania informując publicznie o TW powołując "dokumenty zarchiwizowane w IPN" ma obowiązek podania numeru ewidencyjnego w katalogu IPN celem umożliwienia osobie publicznej procesu sądowego o tzw. "kłamstwo lustracyjne". Ponadto red. Dorota Kania nie podaje kiedy i w jakim zamierzeniu prof. Jerzy Robert Nowak informował ją o sytuacji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Robert_Nowak Prof. J.R. Nowak zaprzecza tym informacjom, wskazując m.in., że w dokumentach nie ma jego podpisu. W 1975 r. partyjni recenzenci zablokowali wydanie w PWN jego 600-stronicowej książki o historii węgierskiego stalinizmu. W 1978 r. opublikował książkę, wybór myśli Cypriana Kamila Norwida "Gorzki to chleb jest polskość" i wybór pism gen. Ignacego Prądzyńskiego. "Gazeta Polska" niejednokrotnie podawała niesprawdzone archiwalnie informacje, za co po procesach sądowych przepraszała na swoich lamach. Najbardziej istotnym przykładem jest pomówienie przez "GP" abp Stanisława Wielgusa o współpracę z SB zakończonego głośną sprawą niedoszłego ingresu i niedopuszczenia abp Stanisława Wielgusa przez papieża Benedykta XVI do sprawowania funkcji Arcybiskupa Metropolity Warszawskiego.  Prof. Jerzy Robert Nowak w latach 1994–2006 profesor nadzwyczajny w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. W latach 2004-2013 profesor w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu i w okresie od 2011 r. do 2013 r. członek rady naukowej tej uczelni. Publicysta i felietonista Telewizji Trwam, Radia Maryja, „Naszego Dziennika”, „Naszej Polski”, „Tygodnika Głos”, „Niedzieli” i „Mojej Rodziny” i "Warszawskiej Gazety", komentator wydarzeń politycznych Telewizji Republika. Założyciel i prezes Domu Ojczystego, Ruchu Przełomu Narodowego, Klubów Patriotycznych i Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków. Autor około 80 książek i ponad 1800 publikacji prasowych (w tym około 1100 artykułów). Twórca audycji „Minął miesiąc” emitowanej raz w miesiącu na antenie Radia Maryja i Telewizji Trwam. Honorowy obywatel miasta Jedwabne.   Ważne historyczne tytuły publikacji i książek J. R. Nowaka:   - "100 kłamstw Grossa"" - Irena Grudzińska - Gross - rzecznik antypolonizmu"" - Włodzimierz Cimoszewicz - "Czyścioszek" - syn oficera stalinowskiej informacji" - "- Adam Michnik "Eurołgarz" - "Załgany rodowód Adama Michnika"" - "Marek Borowski, senator "niezrzeszony", syn wysokiego funkcjonariusza KPP Arona Bermana"" - Magdalena Środa - wojująca ateistka i jej ojciec Edward Ciupak doradca KC PZPR d/s religijnych"" - Włodzimierz Cimoszewicz - "Czyścioszek" - syn oficera stalinowskiej informacji"" - Andrzej Morozowski - dziennikarz TVN i jego ojciec Mordechaj Moses b. pracownik SB" - Grzegorz Miecugow - dziennikarz TVN - piętnujący "demona polskiego patriotyzmu" syn stalinowskiego propagandysty Brunona Miecugowa, sygnatariusza haniebnej rezolucji 53 literatów w prawie skazania na śmierć biskupów krakowskiej Kurii Metropolitalnej""- Aleksander Kwaśniewski - prawie magister""- Agnieszka Holland - córka fanatycznego stalinowskiego publicysty" - "Przemilczane zbrodnie" - "Przemilczane zbrodnie na Polakach" - "Przemilczany polski holocaust" - "Antypolska dywersja" - "Żydzi przeciw Żydom""- - "Czerwone Dynastie"" - Socjolog Paweł Śpiewak, syn komunistycznego paszkwilanta, chwalcy Stalina Jana Śpiewaka""- Śpiewakowie" - "Tańczyli na grobie Polski" - "Udział Żydów w antypolskiej dywersji zbrojnej" - "Antypolska dywersja żydowska w Grodnie" - "Bronisław Geremek Unijny guru" - "Czarny leksykon"" - Leszek Balcerowicz - pod batutą Sarosa i Sachsa"" - Wojciech Jaruzelski - urodzony w postawie na baczność"" - Jacek Kuroń - trzeźwy inaczej""- Aleksander Małachowski - faryzeusz w skórze moralisty""- Krzysztof Skubiszewski - Papkin w MSZ""- Andrzej Szczypiorski - stachanowiec antypolonizmu""- Marcin Święcicki - Od sekretarza KC PZPR do Unii Wolności""- "Inni współpracownicy Michnika"" - Klany w MSZ-cie""- Czołowi komunistyczni prominenci i ich dzieci"" - Jadowita Olejnik - córka oficera MSW""- Prof. Zbigniew Żmigrodzki świadek prawdy o książkach J.R. Nowaka "Nasza Polska" z 11 lutego 2014 r. ""- "Krwawa Luna" Bristigerowa""- Ubeckie rodowody europosłanki Danuty Hubner"  Prof. Jerzy Robert Nowak http://JerzyRobertNowak.com http://MaRoN.JerzyRobertNowak.com  HERMANN GÖRING WYRABIA ARYJSKIE PAPIERY SWEMU ZASTĘPCY   Grossowi należy przypomnieć o Liście 77, która obejmowała najwyższych rangą oficerów - Żydów, gotowych przelać krew dla Hitlera! Był wśród nich gen. Helmut Wilberg, twórca koncepcji blitzkriegu – wojny błyskawicznej (wdrożonej w napaści na Polskę!). To dzięki blitzkriegowi hordy Wehrmachtu i formacji SS oraz Gestapo mogły wkrótce uczestniczyć w morderczym polowaniu na Polaków, w tym także na polskich Żydów. Jedwabne było jednym z milowych kamieni aktów ludobójstwa na mieszkańcach polskiej ziemi. Na Liście 77 znajdowało się m.in. 2 generałów, 8 generałów pułkowników, 5 generałów majorów i 23 pułkowników. Większość z nich otrzymała od führera najwyższe odznaczenia – Żelazny Krzyż I klasy.  Ci żydowscy pretorianie Hitlera, współuczestniczący w zbrodni ostatecznego rozwiązania, należeli do tego wcale niemałego odłamu żydowskiej społeczności w Niemczech, która w latach krzepnięcia władzy Hitlera oceniała go pozytywnie. Wyrazem tego był m.in. głos znanego żydowskiego działacza Zvi Cohena, który stwierdził: – Gdyby Hitler nie był antysemitą, nie opieralibyśmy się jego ideologii. Hitler uratował Niemcy. O zaangażowaniu niemieckich Żydów, także tych, a może przede wszystkim tych w mundurach w zbrodniczą apokalipsę Hitlera, napisał przed kilku laty, bardzo obszernie dokumentując temat zdjęciami, brytyjski dziennik „Daily Telegraph”. Niezależnie od personaliów Listy 77, brytyjska gazeta przypomniała o żydowskich korzeniach feldmarszałka Erharda Milcha, skazanego w procesie norymberskim na 10 lat więzienia za współsprawstwo zbrodni niemieckich. Hitler i Göring doskonale wiedzieli o żydowskim pochodzeniu feldmarszałka Milcha, lecz by to zatuszować, ustalili dlań odpowiedni życiorys. Otóż dokonali mistyfikacji, że prawdziwym ojcem Milcha miał być wuj jego matki, katoliczki, dowodząc tym samym (na własny użytek), iż był dzieckiem nieślubnym, bo zrodzonym nie z ojca Żyda, lecz z ojca nie Żyda jakim był jego wuj. Göring wszak kiedyś powiedział: – Ja decyduję, kto jest Żydem. Przypomnijmy, że feldmarszałek Milch był zastępcą Göringa, wodza Luftwaffe, więc współodpowiedzialnym za bombardowanie obiektów cywilnych, w tym szpitali w podbijanych krajach. Młody amerykański badacz historii Niemiec Bryan Rigg, pracujący na Cambridge University, w artykule we wspomnianym „Daily Telegraph”, któremu dał tytuł Żydzi, którzy nosili się jako naziści, dodał do wspomnianej Listy 77 nazwiska jeszcze ponad 60 oficerów-Żydów, którzy służyli wiernie führerowi w Wehrmachcie, Luftwaffe i w marynarce wojennej. Stanowili tym samym zaplecze dla dokonujących zbrodni i ich siłę napędową na podbitych społeczeństwach formacji SS i SA oraz Gestapo (a także zbrodniarzy w mundurach Wehrmachtu), co umożliwiło okupantowi wprowadzenie ludobójczego procederu również w obozach koncentracyjnych w Auschwitz, Treblince, na Majdanku, którego ofiarami byli Polacy i Żydzi. Niejako więc firmowali również niemiecką zbrodnię w Jedwabnem i w innych regionach Polski, gdzie podobnie mordowano ludzi przez spalanie w stodole, co stało się jakby znakiem firmowym niemieckiego okupanta. Jak przypomina Bryan Rigg, niektórzy z nich byli pół-Żydami lub tzw. mischlingami, czyli mieszańcami (według niemieckiej ówczesnej nomenklatury mischling to jedna czwarta Żyda), https://pl.wikipedia.org/wiki/Mischling   ŻYDOWSKA POLICJA W GETTACH https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%BCdischer_Ordnungsdienst   Jüdischer Ordnungsdienst (dosł. Żydowska Służba Porządkowa, potocznie policja żydowska albo tzw. odmani) – w okresie II wojny światowej podległe częściowo Judenratom (gminom żydowskim w gettach) kolaborujące z nazistowskimi Niemcami, żydowskie jednostki policyjne wewnątrz gett, obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych. Jüdischer Ordnungsdienst było wykorzystywane do rekwizycji, łapanek, eskortowania przesiedleńców oraz akcji deportacyjnych. Przytoczone wyżej fakty to tylko część zbrodniczych grzechów niemieckich Żydów na służbie u führera. W okupowanej przez Niemców Polsce  Żydowska Służba Porządkowa w mundurach żydowskiej policji kolaborowała z Niemcami, okazując okrucieństwo wobec własnych ludzi. Kronikarz warszawskiego getta żydowski historyk Emanuel Ringelblum, patron Żydowskiego Instytutu Historycznego pisał: "Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców i Łotyszów. Niejedna kryjówka została nakryta przez policję żydowską, która zawsze chciała być catholique que le pape, by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski".( "Kronika warszawskiego getta" str. 427; wyd. Czytelnik, Warszawa 1983). Według Tadeusza Bednarczyka,: "kolaboracja sięgała do 10% populacji Żydów w gettach. Źródła żydowskie pomniejszają tę liczbę. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę ludzi pracujących tylko w getcie warszawskim, to według moich obliczeń kolaborować mogło ok. 5-7% Żydów. W getcie łódzkim zatrudnionych w Judenratach było około 20 tys. Żydów. Mówię tu o samych Judenratach, bankach Rumkowskiego i żydowskim kierownictwie tzw. szopów. Policji żydowskiej było ok. 500 osób. Getto liczyło w sumie 200 tys. osób. Oczywiście kłamstwem byłoby twierdzić, że Polacy nie współpracowali z Niemcami, jednak – jak pisała Hannah Arendt – podczas gdy u Polaków kolaborowały głównie męty, ludzie z marginesu społecznego, wśród Żydów na współpracę poszła przede wszystkim żydowska elita. Potwierdza to lektura żydowskich pamiętników z tamtego okresu, a zwłaszcza pochodzenie społeczne Żydowskiej Policji Porządkowej w gettach". Żydowski historyk Jakub Honigsman w książce "Zagłada Żydów lwowskich" str. 30 podaje:"(...)Judenrat posiadał rozbudowaną strukturę zarządu...składał się z około 23 wydziałów...podwydział "Rozdzielania mebli" i wydział "Zaopatrzenia" z "Komisją Oszczędności i Podarunków"Żydzi nazywali Raubkommission (komisja rabunku). Członkowie tej komisji rekwirowali z żydowskich mieszkań drogie meble, dywany, lustra oraz inne wartościowe przedmioty, a następnie wszystko przekazywali jako daniny hitlerowcom (...)". Wstrząsający opis poczynań policji żydowskiej w getcie zawarł we wspomnieniach Baruch Goldstein, w okresie przedwojennym organizator bojówek żydowskiego Bundu. Pisał: "Z poczuciem bólu i wstydu wspominam żydowską policję, tę hańbę pół miliona Żydów w warszawskim getcie (…) Żydowska policja, kierowana przez ludzi z SS i żandarmów spadała na getto, jak banda dzikich zwierząt (stali się mimowolnymi wykonawcami nakazów Endlösung). Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał 7 osób, aby je poświęcić na ołtarzu dyskryminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł schwytać – przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny. Byli i tacy policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z usprawiedliwieniem, że ci i tak szybko umrą".  DYSKRYMINACJA POLAKÓW   W tych tragicznych latach, w odróżnieniu od hańbiących praktyk żydowskich policjantów, Polacy ratowali z getta przede wszystkim dzieci. Prawdziwą bohaterką okazała się Irena Sendlerowa, pielęgniarka-aryjka, która uratowała zza muru 2500 dzieci, przemycając je w trumnach i w workach na kartofle. Wszystkie te maluchy znalazły bezpieczny azyl w polskich domach. Inną taką bohaterką była mieszkająca w Kalifornii Irena Odyka. Wiele mi opowiadano o jej dokonaniu. Odyka pod samym nosem Gestapo ukrywała i uratowała kilkudziesięciu Żydów. I znalazł się sprawiedliwy rabin, który w wywiadzie radiowym mówił o bohaterskiej Polce. To rabin Harold Schulweis , który powiedział: – "W okresie rosnącej polaryzacji, ksenofobicznego nacjonalizmu na świecie, przemocy i egoizmu powstaje absolutna konieczność, by nasze dzieci poznały prawdziwych moralnych bohaterów z krwi i kości, takich jak pani Odyka. Czy uczniowie szkół, także młodzi Żydzi i młodzi parafianie spotkali się kiedykolwiek z tą dzielną kobietą? Niechże dzieci okresu po Holokauście zetkną się z dowodami na to, że Boża iskra rozświetliła ciemność hitlerowskiej nocy". W tych tragicznych latach żydowskiej martyrologii, gdy Polacy ratowali Żydów w miastach i wsiach (za co tylko w okupowanej Polsce groziła kara śmierci) Ameryka, w której dziś zapuścił korzenie  Gross, nie chciała przyjąć transportu Żydów, płynącego z Europy. Zaraz po wojnie zilustrował to film fabularny francuskiego reżysera Louisa Daquina "Pierwszy po Bogu", opisujący desperacką sytuację kapitana statku, który zatopił go u wybrzeża Ameryki, aby zmusić władze tego kraju do ratowania i przejęcia Żydów, także polskich, których na szlaku z Europy żaden kraj nie chciał przyjąć. W Europie groziła im zagłada – może nawet w obozie w Auschwitz albo los palonych w stodole na podobieństwo niemieckiej zbrodni w Jedwabnem.   Kuzynka prezydenta Roosevelta Laura T. Delano zasłynęła w owym czasie dyskryminującym komentarzem odnośnie ewentualnego przyjęcia dzieci żydowskich, oświadczając: – "(...) Dwadzieścia tysięcy umorusanych maluchów w szybkim tempie wyrośnie na dwadzieścia tysięcy paskudnych Żydów(…)". W tym samym mniej więcej czasie wspomniana Irena Senderowa ratowała z warszawskiego getta umorusane, z racji organicznej biedy żydowskie pacholęta.   NIEWDZIĘCZNOŚĆ   Po wojnie Żydzi, często również ci bardziej znani, nie potrafili wyrazić wdzięczności dla Polaków, którzy ratowali Żydów. Co gorsza, oczerniali nas, nie szczędzili paszkwilanckich opowieści i komentarzy. Wystarczy wspomnieć choćby polskiego Żyda, którego uratował od gułagu gen. Władysław Anders, przyjmując go do II Korpusu tworzonego w ZSRS. To Menahem Begin, przyszły premier Izraela – w wojsku gen. Andersa kapral, który w Palestynie zdezerterował z polskich szeregów, by włączyć się z podobnymi mu dezerterami w akcje terrorystyczne przeciwko Brytyjczykom. Po wojnie w wywiadzie dla holenderskiej TV powiedział: – "Nigdy nie odwiedzę kraju mego urodzenia, Polski. Wśród Polaków nie było zdrajców, walczyli przeciwko Niemcom. Lecz jeśli chodzi o Żydów kolaborowali z Niemcami. Spośród 30 milionów Polaków może stu pomagało Żydom. Te dziesiątki tysięcy katolickich księży w Polsce nie uratowały żadnego żydowskiego życia (sic!). Wszystkie obozy zagłady znajdowały się na polskiej ziemi". Autor  "Malowanego ptaka" Jerzy Kosiński, ukrywany na polskiej wsi, zawarł na kartach tej książki antypolskie oszczerstwa. "Przybytkiem szczególnie oszczerczego antypolonizmu jest Simon Wiesenthal Center w Los Angeles, noszący właśnie imię tego polskiego Żyda, który przed wojną jadł polski chleb, mógł swobodnie uprawiać religijne i kulturowe praktyki. Przez pewien czas związał się nawet z polskim harcerstwem. Centrum grupuje ludzi o antypolskim nastawieniu, tu odbywają się pokazy filmów o antypolskiej wymowie, na jego stronach internetowych do niedawna znajdowało się blisko 60 antypolskich haseł. Przed budynkiem widywałem Żydów rozdających ulotki o zniesławiających nas treściach".(Zbigniew Karol Rogowski w korespondencji z Nowego Jorku). W Simon Wiesenthal Center odbył się premierowy pokaz antypolskiego filmu "Z piekła do piekła", którego fabułą jest pogrom Żydów w Kielcach dokonany rzekomo przez polską tłuszczę. Producentem hańbiącego nas obrazu był Artur Brauner, mieszkający w Berlinie polski Żyd, uratowany w czasie wojny przez ukrywających go polskich wieśniaków. Wiesenthal doskonale wiedział o antypolskiej postawie Centrum jego imienia w Los Angeles, zapewne ją inspirował. Niewdzięczny również i za to, że w czasie wojny młodzi akowcy uratowali jego żonę Cylę, przechowując ją wśród swoich. Wiesenthal, by ratować życie, miał być agentem Gestapo. O tę współpracę oskarżył go  kanclerz Austrii Bruno Kreisky. Fakt godny refleksji. Również i nad tym, że w owym czasie, gdy niemieccy Żydzi walczyli w szeregach armii, która podbiła Polskę i która utorowała drogę do ludobójstwa Polaków, Żydów, Cyganów, to w owym czasie polscy chrześcijanie spieszyli z pomocą zagrożonym żydowskim współobywatelom. I tak polskie organizacje podziemne dostarczały tysiącom Żydów fałszywych dokumentów (Żegota), schronienia, opieki lekarskiej, żywności. Polscy lekarze, ryzykując życie leczyli Żydów i ukrywali ich na specjalnych oddziałach szpitalnych. Polscy księża dostarczali fałszywych metryk urodzenia, które były pomocne przy ulokowaniach Żydów w bezpiecznych miejscach. Szacuje się, że Polacy uratowali od zagłady od 150 tysięcy do 250 tysięcy Żydów, w tym w samej Warszawie ok. 28 tysięcy.   GROSS I DERSHOWITZ W DUECIE ANTYPOLONIZMU  "Naukowe" książki Grossa są wypadkową wszechobecnej wśród żydowskiej społeczności w USA antypolskiej fobii. Wystarczy spojrzeć choćby na karty książki (w Ameryce to bestseller!) Alana Dershowitza  "In Search of Jewish Identity for the Next Century". Według tego autora, instytucjonalny antysemityzm, obok Niemców, Kościoła katolickiego, Har-vard University, krzewią również Polacy. W jego poprzedniej książce "Hucpa" (1991), którą ktoś dla mnie wypożyczył w bibliotece Simon Wiesenthal Center mogłem przeczytać, że to właśnie Polska stanowi szczególnie groźną, wściekłą kombinację antysemityzmu, zarówno religijnego, jak i rasowego, który tam wcześnie zapuścił korzenie (str. 78). Dershowitz jako przykład uzmysławiający jego oszczerczą teorię przytacza karygodne rozpasanie wymienionych z nazwiska dzikich antysemitów w szatach duchownych – księdza prymasa Glempa i ks. Jankowskiego… Aby uzmysłowić, jak głęboko sięgają korzenie polskiego antysemityzmu, Dershowitz w innym miejscu książki posługuje się cytowaniem historycznej rozmowy z prezydentem USA Woodrowem Wilsonem "czołowego polskiego antysemity"… Ignacego Paderewskiego. Oto treść rzekomej pogawędki: Paderewski, premier Polski po I wojnie światowej dyskutował nad przyszłością swego kraju z prezydentem Wilsonem. „Jeśli nasze żądania nie zostaną wysłuchane przy stole konferencyjnym – stwierdził Paderewski – przewiduję poważne problemy w moim kraju. Nasi obywatele będą tym tak poirytowani, że wielu z nich wyjdzie na ulice i będzie masakrowało Żydów”. Na to dictum Wilson zapytał: „A co się stanie, jeśli wasze żądania zostaną spełnione?”. Paderewski: „Wówczas moi rodacy będą tak szczęśliwi, że kiedy się zupełnie upiją, wyjdą na ulice i będą masakrować Żydów” (s. 78-79). Paderewski nigdy by czegoś podobnego nie powiedział. To było naruszenie jego godności i oszczercze ośmieszenie i poniżenie Polaków.   TERAPEUTYCZNY DOZÓR NA KOZETCE WYLECZY GROSSA Z ANTYPOLONIZMU?   Gross może obficie czerpać inspirację także z antypolskich filmów dokumentalnych, jak "Shoah", "Shtetl" czy fabularnych, jak "Lista Schindlera" albo wspomniany obraz "Z piekła do piekła". Książki Grossa, wykwit ślepej nienawiści do polskości, tchnące wściekłym antypolonizmem, są kolejnym przykładem jego nieuctwa w opisywaniu antysemickich zachowań Polaków. Czy to casus z pogranicza psychiatrii? Nawiązując do "Sąsiadów", jeden z warszawskich publicystów napisał: Niewykluczone, że Jana Tomasza Grossa należy położyć na kozetce. Cóż, niechże tam poleży, ale w międzyczasie najnowsza jego książka pogłębia wielce niekorzystny wizerunek Polski na świecie tak uporczywie lansowany przez żydowskie lobby w USA. Roszczenia pójdą w górę! Gross nie opisze historii wkładu wielu Żydów jako inspiratorów i sprawców tragedii milionów istnień ludzkich, zgładzonych w czasie Holocaustu, Shoah, Zagłady, którzy pośrednio sprawili, że nawet niewielkie miasteczko Jedwabne było miejscem niemieckiej zbrodni - ludobójstwa okrutnego (genocidum atrox). Jan Tomasz Gross został odznaczony przez prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej ... Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda odbierze Janowi Tomaszowi Grossowi to uhonorowanie.   Źródła:   Zbigniew Karol Rogowski  "Jak Żydowscy pretorianie Hitlera zainicjowali Holocaust" Temat dla "historyka" Jana Tomasza Grossa" ; "Nasza Polska" 18 lipca 2006 r.  Opracował Aleksander Szumański (styczeń 2016) "Głos Polski" w Toronto      
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

ATAK PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO NA POLSKĘ, POLAKÓW I POLSKOŚĆ.

$
0
0
Ilustracja: 
ATAK PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO NA POLSKĘ, POLAKÓW I POLSKOŚĆ. SPRZECIW PRAWEGO SUMIENIA PRZECIW IDEOLOGII NIENAWIŚCI I TRAKTOWANIE DRUGIEGO JAKO WROGA.   Parlamentarzyści opozycji parlamentarnej, współczesna Konfederacja Targowicka,  pod wodzą Grzegorza Schetyny usiłowali w objęciach antypolskiego niemieckiego Żyda Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego "reprezentować" polską rację stanu obrzucając inwektywami "nieudolność" polskiego rządu sprawującego władzę z woli Narodu.   Przypomnę list otwarty wystosowany do Martina Schulza  15 grudnia 2015 r.  http://www.monitor-polski.pl/list-otwarty-do-martina-schulza/  mgr Jerzy Korzeń przewodniczący Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego  Aleksander Szumański Korespondent światowej prasy polonijnej                           Kraków, 15. 12. 2015 r.                                                             Szanowny Pan Martin Schulz                                                            Przewodniczący Parlamentu Europejskiego                                             LIST OTWARTY  Szanowny Panie,  ostatnie wydarzenia w Polsce związane ze zmianą rządu Rzeczypospolitej Polskiej i podjęte parlamentarne decyzje nazwał Pan ze znaną od lat Narodowi Polskiemu niemiecką butą "zamachem stanu". Podobnie do Pana zachowywał się w latach 30. ub. wieku  Adolf Hitler w "Mein Kamfp", gdzie zawarł podstawy swoich teorii antysemickich i narodowo-socjalistycznych. Stała się ona czołowym dziełem ideologii i propagandy nazistowskiej  III Rzeszy. Powołując się na eugeniczne tezy rasistowskie, dowodził, że „rasą panów” są Aryjczycy, a wśród nich szczególna pozycja należy się Niemcom. Słowianie natomiast byli traktowani jako najniższa z warstw aryjskich, dobra wyłącznie do prac niewolniczych. Według Adolfa Hitlera najniższą rasą są Żydzi, których po przejęciu władzy w Europie za wszelką cenę pragnął zlikwidować. Pana zachowanie jako przewodniczącego Parlamentu Europejskiego w stosunku do Polski, Polaków i polskości stanowi analogię do "dzieła" Hitlera pisanego w więzieniu, gdzie Pan powinien się znaleźć po przeprowadzeniu ataku zamachu stanu na suwerenną Rzeczpospolitą Polskę. Gdy Pan się urodził w 1955 roku, współautor niniejszego listu, 85 - letni świadek historii, przeżył już dwie okupacje, jedną okrutniejszą od drugiej. To Pana rodak Adolf Hitler napadł na Polskę pamiętnego 1 września 1939 roku i zniszczył ją zupełnie. Czy Pan przeprosił za ów napad jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego? Czym Pan może się więc legitymować poza oczernianiem naszej Ojczyzny, przez niestety pańską wrodzoną wypitą z mlekiem matki wrogość do Polski, Polaków i polskości. Ponadto jest Pan całkowitym ignorantem współczesnej wiedzy o Polsce, Polakach i polskości. Pana przewodnikiem politycznym w Unii Europejskiej, jest związany z uprzednim wielo aferowym układem społeczno-politycznym w Polsce  Donald Tusk, były premier polskiego rządu z ramienia partii rządzącej, Platformy Obywatelskiej, dla którego: "Piękniejsza od Polski, jest ucieczka od Polski tej  ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej". Dzisiaj 15. 12. 2015 roku  przed kamerami oświadczył Pan, iż nie zamierza przepraszać Polaków. A więc za co nie zamierza Pan przepraszać Polaków?   - Za to, iż ubliżył Pan w sposób bezczelny, arogancki, ordynarny i chamski właśnie nam Polakom i naszej Ojczyźnie! - Czy też za to, iż pańscy poprzednicy wymordowali przeszło 6 milionów obywateli polskich w czasie II wojny światowej! - Czy też za to, iż pod maską niemieckich zbrodniarzy, kryją się dzisiaj jacyś zamaskowani publicznie  n a z i ś c i! - Czy też za to, iż zbrodniarze niemieccy zniszczyli doszczętnie stolicę Polski Warszawę! - Czy też za to, iż m.in. media niemieckie nazywają niemieckie obozy zagłady utworzone na terenie okupowanej Polski, "polskimi obozami koncentracyjnymi"! - Czy też za zbrodnie niemieckich najeźdźców w Oświęcimiu symbolu martyrologii narodu polskiego! - Czy też za utworzenie w okupowanej Polsce gett żydowskich, w których zostało wymordowanych przeszło 3 miliony polskich Żydów! - Czy też za sposoby uśmiercania Polaków i Żydów, obywateli polskich, gazem - cyklonem B, komorami gazowymi i krematoriami. - Czy też za bestialskie mordy dokonane przez niemieckich okupantów na polskich dzieciach m.in. w obozie koncentracyjnym w łódzkim getcie (Obóz dla dzieci polskich w Litzmannstadt Ghetto ul. Przemysłowa (Gewerbestrasse). Polskie, nie żydowskie dzieci zostały w tym obozie okrutnie wymordowane i zagłodzone m.in. w bunkrach dla dzieci bezwiednie oddających mocz! - Czy też za Modlitwę do niemieckiego Boga:   „Z modlitwy do niemieckiego Boga”:   …[…]Spraw Boże, żeby lud polski gromadami zamieniał się w popiół. Użycz nam nieznanej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci… Będziemy wołać umierając: zmień o Panie, Polskę w pustynię…[…]…   Tekst ukazał się na krótko przed 1 września 1939 roku nakładem „Veretinung zum Schutze Oberschlesiens”( Niemiecki Komisariat Plebiscytowy (niem. Plebiszitkomissariat für Deutschland). Autorem tekstu jest Hans Lukaschek (ur. 22 maja 1885 r. we Wrocławiu, zm. 26 stycznia 1960 r. we Fryburgu Bryzgowijskim) – niemiecki urzędnik państwowy, działacz polityczny, doktor nauk prawnych, hitlerowiec, niemiecki polakożerca, minister do spraw wypędzonych w pierwszym rządzie Konrada Adenauera.   W pierwszym rzędzie powinien Pan jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego przeprosić Polaków za pakt Ribbentrop - Mołotow, szczególnie za jego tajną część, który zgotował nam Polakom taką gehennę II wojny światowej, za współczesne "polskie obozy koncentracyjne", za napad III Rzeszy Niemieckiej na Polskę 1 września 1939 roku, za bandycki napad na Westerplatte i Pocztę Gdańską. Jeżeli przyjmiemy przeprosiny, to zastanowimy się, czy przekazać Panu całą prawdę o Trybunale Konstytucyjnym z jego prezesem Andrzejem Rzeplińskim, członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W imieniu Polski, Polaków i polskości, jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej  żądam od Pana przeprosin. Aleksander Szumański - jestem uhonorowany Medalem Komisji Edukacji Narodowej i medalem "W Hołdzie Komendantowi",  rocznik 1931, świadek historii, skazany na śmierć przez niemieckich okupantów, więzień okresu okupacji niemieckiej, męczennik,  urodzony we Lwowie, który utracił całą rodzinę z Ojcem doc. medycyny Maurycym Marianem Szumańskim, asystentem prof. Adama Sołowija na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza z rąk niemiecko - ukraińskiego batalionu "Nachtigall".  mgr Jerzy Korzeń przewodniczący Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego,   Aleksander Szumański korespondent światowej prasy polonijnej                                    RZĄDY AFERZYSTÓW   Dzisiejsza opozycja PO - PSL przez osiem lat sprawowania władzy współtworzyła ogrom afer niszczących Polskę i Polaków. Ziejący nienawiścią do wszystkiego co polskie zubożyli nasz kraj o setki miliardów złotych, wyprzedając majątek narodowy, a dzisiejszy główny targowiczanin Grzegorz Schetyna powinien mieć proces karny za przewodnictwo polityczne wobec tzw. kiboli, torturowanych przez podległą mu policję metodami Gestapo, NKWD i SB. Komorowski z Wojskowych Służb Informacyjnych objął prezydenturę w wyniku zbrodni zamachu stanu, niekonstytucyjnie obejmując stanowisko głowy państwa, gdy jeszcze nie została potwierdzona oficjalnie śmierć prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego. Próba postawienia przed Trybunałem Stanu byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, choć szczęśliwie zakończona kompromitacją koalicji PO-PSL-SLD (zabrakło 5 głosów, mimo że znacznie więcej posłów nie wzięło udziału w głosowaniu), świadczy o wyjątkowej bezczelności obecnej większości sejmowej   Podsumuję lata 2008-2015, w których nie brakowało w Polsce wielkich afer.   Luty 2008 r.  – prasa ujawniła aferę w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska w Olsztynie, gdzie w radzie nadzorczej zasiadał poseł PO Miron Sycz. Fundusz przyznał założonemu przez posła stowarzyszeniu 40 tys. zł dotacji na budowę wiaty edukacyjnej na jego prywatnej działce. Także sama budowa była nielegalna, bo działka została odrolniona dopiero po zakończeniu budowy i podpisaniu umowy z funduszem. Po ujawnieniu sprawy posła zawieszono w prawach członka klubu PO, a prokuratura wszczęła śledztwo, które jednak zostało umorzone. Obecnie Sycz, który kieruje sejmową Komisją Mniejszości Narodowych i Etnicznych, kolejny raz kandyduje do Sejmu.   Czerwiec 2008 r.  – wiceminister zdrowia i poseł PO Krzysztof Grzegorek podał się do dymisji wskutek oskarżenia o przyjęcie ponad 22 tys. zł łapówki od firmy farmaceutycznej w czasach, gdy był dyrektorem szpitala w Skarżysku Kamiennej. Po kilku latach Grzegorek został skazany na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu i grzywnę.   Listopad 2008 r.  – dwóch działaczy zachodniopomorskiej PO, Cezary Atamańczuk (wówczas członek zarządu powiatu polickiego, później poseł) i Michał Łuczak (przewodniczący sejmiku wojewódzkiego), zostało zatrzymanych przez policję do rutynowej kontroli drogowej. W samochodzie znaleziono narkotyki, Atamańczuk prowadził auto pod ich wpływem, a po zatrzymaniu usiłował przekupić policjantów. Rok później został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu, ale mandat poselski zachował do końca kadencji.   Grudzień 2008 r.   – media ujawniły, że wiceminister środowiska Maciej Trzeciak, posługując się fikcyjnym meldunkiem, kupił od Agencji Nieruchomości Rolnych ziemię w Zachodniopomorskiem, by uzyskać dopłaty unijne w wysokości ponad 220 tys. zł rocznie. Minister Maciej Nowicki bronił swego zastępcy, który jednak po kilku tygodniach złożył dymisję, ale szybko otrzymał posadę w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. Rok później prokuratura postawiła Trzeciakowi zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach.   Marzec 2009 r.  – prasa ujawniła, że senator Tomasz Misiak pracował w Senacie nad stoczniową ustawą specjalną, a później firma, której był współwłaścicielem, bez przetargu dostała lukratywne zlecenie na realizację zapisów tej ustawy. Po krytyce ze strony premiera Tuska Misiak odszedł z PO.   Maj 2009 r.  – media ujawniły fakty dotyczące przeszłości powołanego dwa miesiące wcześniej prokuratora krajowego Edwarda Zalewskiego, który jako prokurator w Legnicy w latach 80. miał związek z prześladowaniem niepełnosprawnego opozycjonisty. Mimo tego skandalu Zalewski pozostał na stanowisku, później kandydował na prokuratora generalnego, a dziś jest przewodniczącym Krajowej Rady Prokuratury.   Lipiec 2009 r.  – prasa ujawniła, iż rzecznik prasowy rządu Paweł Graś od 13 lat mieszka w willi należącej do niemieckiego biznesmena i nie płaci za to. Graś tłumaczył, że korzysta z domu nieodpłatnie na mocy „świadczeń wzajemnych”. Wkrótce też wyszło na jaw, że polityk i jego żona zasiadali w zarządzie spółki należącej do tego samego Niemca. Prokuratura po kilku miesiącach umorzyła śledztwo „z braku dowodów”. W 2013 r. Graś został sekretarzem generalnym PO, a rok później wyjechał wraz z Tuskiem do Brukseli, gdzie został jego doradcą.   Wrzesień 2009 r.   – prezes ZUS Sylwester Rypiński został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem korupcji. Nowym prezesem został bliski współpracownik premiera, minister Zbigniew Derdziuk.   Październik 2009 r.   – prasa ujawniła stenogramy z podsłuchiwanych przez CBA rozmów pomiędzy szefem klubu parlamentarnego PO Zbigniewem Chlebowskim a biznesmenami z branży hazardowej. Chlebowski oraz minister sportu Mirosław Drzewiecki podali się do dymisji, ale półtora roku później prokuratura umorzyła wszystkie wątki „afery hazardowej”, a sejmowa komisja śledcza głosami koalicji PO-PSL uznała, że nie popełniono żadnego przestępstwa. Afera posłużyła Tuskowi do pozbycia się z rządu Grzegorza Schetyny oraz do odwołania szefa CBA Mariusza Kamińskiego.   Październik 2009 r.   – CBA poinformowało o nieprawidłowościach przy sprzedaży majątków stoczni gdyńskiej i szczecińskiej. Przedstawiciele rządu przekonywali jednak, że „na wyraźne polecenie premiera” przetarg stoczniowy „otoczony był osłoną kontrwywiadowczą”.   Październik 2009 r.   – premier podjął decyzję, że nie odwoła wiceszefa ABW Jacka Mąki, który w prywatnym procesie wykorzystał podsłuchy dziennikarzy uzyskane przez podległą mu służbę. Jak oświadczył Tusk, zarówno ABW, jak i Ministerstwo Sprawiedliwości uznały, iż w tej sprawie nie doszło do złamania prawa.   Grudzień 2009 r.   – w tajemniczych okolicznościach zmarł Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny kancelarii premiera. Zwłoki powieszonego urzędnika znalazł w jego mieszkaniu kierowca. Według prokuratury, było to samobójstwo.   Grudzień 2010 r.   – wybory na prezydenta Wałbrzycha ponownie wygrał kandydat PO Piotr Kruczkowski, ale sztab wyborczy jego konkurenta, Mirosława Lubińskiego, zawiadomił prokuraturę o korupcji wyborczej, jakiej dopuścił się senator Platformy Roman Ludwiczuk. Senator miał proponować pełnomocnikowi sztabu wyborczego Lubińskiego stanowisko wicestarosty, a jego żonie pracę w jednej ze spółek miejskich oraz atrakcyjny wyjazd na wakacje, jeśli przejdzie on na stronę kandydata PO. Lokalne media ujawniły pełne wulgaryzmów nagranie tej rozmowy. W rezultacie Ludwiczuk zrezygnował z członkostwa w Platformie, a prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko 11 działaczom PO, które jednak zostało umorzone. Co prawda władze PO rozwiązały struktury partyjne w Wałbrzychu, a Kruczkowski stracił fotel prezydenta, ale w przedterminowych wyborach zwyciężył kolejny kandydat Platformy.   Luty 2011 r.  – prokuratura postawiła marszałkowi województwa podlaskiego Jarosławowi Dworzańskiemu z PO zarzuty korupcji i przekroczenia uprawnień w związku z zatrudnianiem na stanowiska urzędnicze w Urzędzie Marszałkowskim. W śledztwie zarzuty postawiono także członkowi zarządu województwa, dyrektorowi gabinetu marszałka, byłemu wicemarszałkowi i byłemu sekretarzowi województwa. Rządząca Podlasiem koalicja PO-PSL odrzuciła wniosek o odwołanie marszałka. Ostatecznie prokuratura umorzyła śledztwo z powodu „braku dowodów”, a sam Dworzański domagał się wszczęcia śledztwa w sprawie rzekomego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy CBA w jego sprawie, czego jednak sąd nie uwzględnił.   Czerwiec 2011 r.  – CBA stwierdziło, że wiceminister skarbu Jan Bury z PSL złamał ustawę antykorupcyjną, kupując 50 proc. udziałów w rzeszowskiej spółce SO-RES. Zaraz po wszczęciu kontroli przez CBA Bury sprzedał swoje udziały i oświadczył, że popełnił „niezamierzony błąd”, a premier ukarał go tylko naganą.     Czerwiec 2011 r.  – prasa ujawniła podejrzaną transakcję szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, który zapłacił zaniżoną cenę za Audi A6, które było jego służbowym autem jako dyrektora w Polskiej Telefonii Cyfrowej zanim przeszedł do Agencji. Premier oświadczył, że „oczekuje szybkich i precyzyjnych wyjaśnień” od szefa ABW, lecz nie zdecydował się na jego dymisję. Bondaryk przetrwał na stanowisku jeszcze półtora roku.   Sierpień 2011 r.   – prasa ujawniła, że żona marszałka województwa warmińsko-mazurskiego i regionalnego szefa PO, Jacka Protasa, prowadzi gabinety kosmetyczne w hotelu „Krasicki” w Lidzbarku Warmińskim, na którego budowę Urząd Marszałkowski dał prawie 15 mln zł. Choć nawet partyjni koledzy marszałka mówili głośno o konflikcie interesów, on sam nie widział w całej sprawie żadnego problemu i dziś otwiera listę wyborczą PO.   Październik 2011 r.   – funkcjonariusze CBA zatrzymali byłego szefa Centrum Projektów Informatycznych MSWiA oraz 5 innych osób z tej instytucji, którym zarzucono udział w korupcji przy przetargach. Zatrzymani pełnili ważne funkcje w czasach, gdy resortem kierował Grzegorz Schetyna.   Styczeń 2012 r.   – funkcjonariusze ABW zatrzymali 7 osób w związku z korupcją w procesie przyznawania koncesji poszukiwawczych na gaz łupkowy, w tym 3 pracowników Ministerstwa Środowiska, jedną osobę z Państwowego Instytutu Geologicznego oraz 3 przedstawicieli firm, które kontroluje biznesmen Ryszard Krauze.   Luty 2012 r.  – Rafał Kapler, prezes Narodowego Centrum Sportu – spółki zarządzającej Stadionem Narodowym – podał się do dymisji. Zaraz potem okazało się, że na mocy kontraktu zawartego z ministerstwem sportu Kapler ma otrzymać 570 tys. zł premii.   Lipiec 2012 r.  – media ujawniły treść zarejestrowanej ukrytą kamerą rozmowy Władysława Łukasika, świeżo odwołanego prezesa Agencji Rynku Rolnego, z szefem kółek rolniczych Władysławem Serafinem. Mówiono tam m.in. o licznych nieprawidłowościach, jakich miały się dopuścić osoby związane z ministrem rolnictwa Markiem Sawickim. Kilka dni później Sawicki stracił stanowisko, ale w 2014 r. je odzyskał.   Sierpień 2012 r.   – wybuchła afera gdańskiej firmy Amber Gold, która pokazała nieudolność wielu instytucji państwa, zwłaszcza sądów i prokuratury. W aferze pojawiło się nazwisko syna premiera, Michała Tuska, który pracował dla firmy lotniczej OLT Express (założonej przez właściciela Amber Gold), będąc równocześnie zatrudniony w Porcie Lotniczym w Gdańsku. Donald Tusk przyznał, że przestrzegał syna przed współpracą z OLT, ale dodał, iż „nie uzyskał ze strony służb państwowych żadnych informacji, których celem było ostrzeżenie syna”. Rok później prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie postępowania urzędów skarbowych wobec Amber Gold. Śledztwo przeciwko właścicielom tej spółki trwa nadal.   Marzec 2013 r.  – media ujawniły, że szefowie spółki PL 2012 zainkasowali wysokie premie za przygotowania i pracę przy Euro 2012. Szef spółki Marcin Herra i jego zastępca Andrzej Bogucki otrzymali po ponad 1,3 mln zł.   Kwiecień 2013 r.   – premier Tusk odwołał ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego za zamieszanie w związku z memorandum gazowym w sprawie budowy drugiej nitki gazociągu Jamał-Europa, podpisanym z rosyjskim Gazpromem, o czym nie wiedział ani minister, ani premier. Stanowisko straciła też szefowa PGNiG Grażyna Piotrowska-Oliwa.   Kwiecień 2013 r.   – CBA zatrzymało marszałka województwa podkarpackiego Mirosława Karapytę z PSL. Prokuratura postawiła mu 7 zarzutów korupcyjnych. Marszałek stracił stanowisko, ale jego proces dotąd się nie rozpoczął.   Maj 2013 r.  – prasa opisała koleżeńskie układy ministra Sławomira Nowaka z biznesmenami zarabiającymi na kontraktach z państwowymi firmami i doradzającymi PO, a także fakt, iż Nowak wymieniał się z jednym z biznesmenów zegarkami. Pół roku później minister podał się do dymisji po tym, jak prokuratura postawiła mu zarzuty związane z nieprawidłowościami w oświadczeniach majątkowych. W listopadzie 2014 r. Nowak został skazany za to na karę grzywny, ale wskutek apelacji w maju 2015 r. sąd postępowanie karne warunkowo umorzył. Nowak sam wystąpił z PO i złożył mandat poselski.   Czerwiec 2013 r.  – Najwyższa Izba Kontroli uznała, że ministerstwo sportu wydało 5,8 mln zł na koncert Madonny na Stadionie Narodowym niegospodarnie i niezgodnie z ich przeznaczeniem.   Wrzesień 2013 r.   – prokuratura postawiła ośmiu osobom, w tym czterem żołnierzom, zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i ustawiania przetargów na ochronę obiektów 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku.   Wrzesień 2013 r.   – popierany przez PO prezydent Tarnowa Ryszard Ścigała został aresztowany pod zarzutem przyjęcia 50 tys. zł łapówki od jednej z firm budowlanych. Pół roku później Ścigała wyszedł na wolność, ale do czasu wyroku został zawieszony przez sąd w obowiązkach prezydenta.   Październik 2013 r.   – posłanka Bożena Sławiak wystosowała list do premiera, w którym oskarżyła działaczy lubuskiej Platformy o to, że próbowali przekupić partyjnych kolegów działkami należącymi do Agencji Nieruchomości Rolnych i w ten sposób zapewnić sobie głosy potrzebne do zwycięstwa posłanki Bożenny Bukiewicz w wyborach na szefową regionu PO. Mimo tego skandalu Bukiewicz utrzymała władzę w regionie i kandyduje ponownie do Sejmu, a posłanka Sławiak nie znalazła się na liście PO.   Październik 2013 r.   – media ujawniły nagrania rozmów, jakie prowadzili działacze dolnośląskiej PO przed regionalnym zjazdem partii, na którym Jacek Protasiewicz pokonał Grzegorza Schetynę. W rozmowach tych zwolennicy Protasiewicza obiecywali m.in. pracę w KGHM w zamian za poparcie dla niego. Władze PO zaakceptowały jednak wyniki zjazdu, a prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa.   Luty 2014 r.  – niemiecka prasa poinformowała o incydencie na lotnisku we Frankfurcie z udziałem eurodeputowanego PO Jacka Protasiewicza, który będąc pod wpływem alkoholu kłócił się z celnikami i krzyczał „Heil Hitler!”. Mętne tłumaczenia polityka skompromitowały go jeszcze bardziej i w rezultacie musiał zrezygnować z kandydowania w kolejnych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nadal jednak pozostaje szefem dolnośląskiej Platformy i kandyduje do Sejmu.   Kwiecień 2014 r.   – kandydujący w eurowyborach były polityk PO Paweł Piskorski wydał książkę, w której m.in. ujawnił, że w latach 90. Kongres Liberalno-Demokratyczny otrzymywał potajemne dotacje od niemieckiej chadecji. Piskorski był wówczas sekretarzem generalnym KLD i jednym z najbliższych współpracowników Tuska, który jednak wszystkiemu zaprzeczył.   Czerwiec 2014 r.  – prasa opisała proceder, dzięki któremu przetargi w należącej do samorządu województwa dolnośląskiego spółce Arleg wygrywały firmy związane z posłem Robertem Kropiwnickim, szefem PO w Legnicy. Prezesem spółki był zaś jego partyjny zastępca Jarosław Rabczenko. W rezultacie legnickie struktury PO zostały rozwiązane przez zarząd wojewódzki. Robert Kropiwnicki, targowiczanin prowadzi w swoim mieszkaniu (mieszkaniach) agencję towarzyską (burdel). Potwierdził to z trybuny sejmowej wice minister sprawiedliwości PiS Patryk Jaki.   Czerwiec 2014 r.  – tygodnik „Wprost” ujawnił treść podsłuchanych rozmów czołowych polityków PO i ludzi biznesu, nagranych w ekskluzywnych warszawskich restauracjach. Mimo zapowiedzi szybkiego wyjaśnienia tej afery dopiero ostatnio prokuratura zakończyła śledztwo, oskarżając jednego z biznesmenów i kelnerów, którzy na jego zlecenie mieli dokonywać nielegalnych nagrań. A dopiero rok po wybuchu afery ważne stanowiska państwowe stracili uczestnicy skandalicznych i prowadzonych wulgarnym językiem rozmów, m.in. Radosław Sikorski, Jacek Rostowski, Włodzimierz Karpiński, Tomasz Tomczykiewicz, Stanisław Gawłowski.   Październik 2014 r.   – kompletnie pijany skarbnik PO Łukasz Pawełek został zatrzymany przez policję w centrum Warszawy i odwieziony do izby wytrzeźwień. Złożona przez niego dymisja nie została przyjęta przez premier Ewę Kopacz i Pawełek pozostał nie tylko skarbnikiem partii, ale też pełnomocnikiem finansowym kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego, a obecnie Platformy w wyborach parlamentarnych.   Kwiecień 2015 r.   – media ujawniły sprawę „załatwienia” pozwolenia na broń dla ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka. Do nieprawidłowości doszło w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi przy egzaminach i wydawaniu zezwoleń na broń palną. Zarzuty usłyszało trzech członków komisji egzaminacyjnej oraz naczelnik wydziału odpowiedzialny za przebieg egzaminów. Sam Grabarczyk stracił jedynie stanowisko w rządzie, ale otrzymał drugie miejsce na łódzkiej liście PO do Sejmu.   Maj 2015 r.  – wiceminister infrastruktury i jednocześnie przewodniczący PO na Podkarpaciu, Zbigniew Rynasiewicz, złożył dymisję i zrzekł się mandatu poselskiego. To efekt podkarpackiej afery korupcyjnej, w którą zamieszanych było wiele znaczących osób z lokalnej elity, m.in. biznesmeni, prokuratorzy i politycy – oprócz Rynasiewicza także regionalny lider PSL i szef klubu parlamentarnego tej partii, Jan Bury (funkcjonariusze CBA szukali u niego sztabek złota, którymi dwaj właściciele firmy paliwowej z Leżajska mieli płacić lokalnym notablom za załatwianie spraw w urzędach państwowych). Przy okazji okazało się, że Rynasiewicz jest ojcem trojga nieślubnych dzieci, których matkę – swoją wieloletnią kochankę – zatrudnił jako szefową swojego biura poselskiego (żona posła dowiedziała się o tym związku dopiero dwa lata temu).   Sierpień 2015 r.   – z kandydowania do Sejmu i z funkcji sekretarza generalnego PO zrezygnował Andrzej Biernat, który dwa miesiące wcześniej stracił fotel ministra sportu. Upadek jednej z najbardziej wpływowych postaci w Platformie wiązał się z dochodzeniem w sprawie oświadczeń majątkowych Biernata. CBA miało wątpliwości dotyczące działki i drogiego samochodu, na których zakup – według oficjalnych dochodów – nie byłoby go stać (działkę od razu po zakupie przepisał na córkę).   Sierpień 2015 r.   – prokuratura złożyła wniosek o uchylenie immunitetów prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego (który wcześniej był posłem PO i ministrem sprawiedliwości) oraz posła Jana Burego. Sprawa dotyczy „ustawiania” konkursów na stanowiska dyrektorskie w delegaturach NIK w Rzeszowie i Łodzi. Kwiatkowski zrzekł się immunitetu, lecz pozostaje na stanowisku, natomiast Bury zachował immunitet (Sejm tej kadencji nie zdąży już zająć się wnioskiem o jego uchylenie) i tradycyjnie jest liderem rzeszowskiej listy PSL do Sejmu.   Źródła:   http://www.naszapolska.pl/index.php/categories/polska/18621-rzady-aferzystow (link is external)  -  "Nasza Polska" nr 40 ( 1038) z 6 X 2015 r.           
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

OD KONFEDERACJI TARGOWICKIEJ DO SCHETYNY I PETRU Z NIEMIECKĄ HIPOKRYZJĄ W TLE. BŁAZEŃSTWA, ZOLLA, GIERTYCHA, RZEPLIŃSKIEGO, LISA, STĘPNIA, KIJOWSKIEGO.

$
0
0
Ilustracja: 
OD KONFEDERACJI TARGOWICKIEJ  DO SCHETYNY I PETRU Z NIEMIECKĄ HIPOKRYZJĄ W TLE. BŁAZEŃSTWA, ZOLLA, GIERTYCHA, RZEPLIŃSKIEGO, LISA, STĘPNIA, KIJOWSKIEGO. KTO NIE PODSKAKUJE JEST ZWOLENNIKIEM PiS. JADWIGA STANISZKIS TAJNYM WSPÓŁPRACOWNIKIEM SB? PO,  BUZEK I BAROSSO NA KAWCE Z MASONAMI  Zasadniczą przyczyną klęski Platformy Obywatelskiej i różnych „przystawek” tego ugrupowania była wola Narodu, aby dokonać zasadniczych zmian w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Do świadomości Polaków dotarło, że przez ćwierć wieku byli manipulowani, oszukiwani, okradani przez formacje beneficjentów „okrągłego stołu”. Tą prawdą był historyczny przekręt 4 czerwca 1989 roku, w którym komuniści z junty Jaruzelskiego i Kiszczaka porozumieli się z tzw. „opozycją demokratyczną”, wywodzącą się z „młodych” kadr PZPR, będącymi niczym innym, jak rewizjonistami w partii komunistycznej. Tacy liderzy jak Kuroń, Michnik, Geremek, jeszcze od lat pięćdziesiątych XX wieku walczyli o „socjalizm z ludzką twarzą”. Po dziesiątkach lat ich formacja i inne pochodne „młodzieżówki” PZPR, jak Unia Wolności, KLD, czy w ostatnich latach Platforma Obywatelska, wreszcie dorwały się do rządzenia w Polsce. W roku 2015 Polacy uświadomili sobie wreszcie, że byli przez lata oszukiwani i ograbiani przez polityków ugrupowań postkomunistycznych. Polacy zrozumieli, że po 1989 roku połączone antypolskie postkomunistyczne grupy stały się beneficjentami tamtego okrągłego mebla, „konferencji” poprzedzonej zdradą narodową w Magdalence. Od 1989 roku rządziły w Polsce , poza dwoma krótkimi momentami formacje postkomunistyczne, a w ocenie wielu polityków i historyków bytowaliśmy nie w III RP, lecz w PRL-bis. Te rządy pozostawały pod kontrolą Moskwy, następnie Brukseli,  a właściwie Berlina. Przez dziesiątki lat Polacy byli pod butem sowieckim, w ostatnim ćwierćwieczu staliśmy się wasalami Niemiec i Unii Europejskiej. Przez siedemdziesiąt lat Polska była traktowana przedmiotowo, a nie byliśmy podmiotem w rozgrywkach międzynarodowych. PO i jej satelici w żaden sposób nie mogą pogodzić się z porażką wyborczą. Owej porażce sekundują „patriotyczne” media jak „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”, a ostatnio krakowski „Dziennik Polski”. TVN każde wieczorne „Fakty” rozpoczyna pogromem koalicji rządzącej we wszystkich tematach, którymi interesuje się nowo wybrany rząd. Każda inicjatywa rządu staje się przedmiotem ostrej krytyki tuzów Nowoczesnej, ZSL (PSL), czy też PO. Ponad szeregiem tych antypolskich działań stoją liderzy partyjni Petru, Schetyna, Kosiniak - Kamysz myśląc o odzyskaniu władzy na drodze przedwczesnych wyborów z nowym „premierem”, nieukiem, pseudo bankowcem,   Ryszardem Petru sterowanym przez Balcerowicza. Zawiązana koalicja antypolska, współczesna Targowica brata się z Unią Europejską „reprezentując” polską rację stanu w objęciach nieuka z niewiadomą maturą, Martina Schulza, niemieckiego Żyda, anty Polaka i antysemity. Grzegorz Schetyna zapowiada protesty uliczne milionów Polaków, utworzony Komitet Obrony Demokracji (tzw. KOD) z Mateuszem Kijowskim, nieukiem, krawcem, projektantem śpiworów, kurtek puchowych, majtek, biustonoszy, kalesonów, nieudolnym „dziennikarzem” „Gazety Wyborczej” zadłużonym alimentacyjnie, ramię w ramię z anty Polakami, targowiczanami. Mateuszowi Kijowskiemu grozi kara 2 lat pozbawienia wolności (art. 209 Kk) za uporczywe nie płacenie alimentów. Kreatury Schetyna i Petru nie wiele zwojowali w Brukseli, stali się przedmiotem chichotu wielu zachodnich polityków, ale nie złożyli broni, trwając w podłej ofensywie antypolskiej. Wciąż podkręcają polityków niemieckich, żywotnie zainteresowanych w odzyskaniu nad Wisłą swoich półkolonialnych wpływów i na wszelkie sposoby starają się szkodzić Polsce na arenie międzynarodowej. Taka powtórka z historii, sięgającej czasów Konfederacji Targowickiej, cesarzowej Katarzyny II, rozbiorów Polski, Aleksandra Wielopolskiego herbu Starykoń, Wandy Wasilewskiej, Związku Patriotów Polskich, Marchlewskiego, Bolesława Bieruta. Tych współczesnych targowiczan dzielnie wspierają niektórzy "niezawiśli" sędziowie, jak skompromitowani prezes TK Andrzej Rzepliński, Igor Tuleya, Ryszard Milewski, Wojciech Łączewski i inni. Przypomnę, iż Rzepliński posiada utajnioną wiedzę o mordercach ks. Jerzego Popiełuszki. Do tego środowiska dołączają jeszcze Jerzy Stępień b. prezes TK, Andrzej Zoll, b. prezes TK, b. rzecznik Praw Obywatelskich, skompromitowany przynależnością do loży masońskiej Rotary Club i przewodnictwem w fundacji kościelnej im. św. Jana Pawła II "Nie lękajcie się", gdy Kościół zabrania masonom przystępowania do Komunii Świętej, a co dopiero szefowania instytucją kościelną,. W równym szeregu występują również niektórzy "niezależni" senatorowie jak Marek Borowski - aktywista PZPR, lektor KC. PZPR, Bogdan Borusewicz, Jan Rulewski, czy też b. senatorowie jak Roman Giertych, skompromitowany prawnik skaczący na oczach tłumu z  "hieną roku" Tomaszem Lisem. Rodzice Ryszarda Petru byli osobami zaufanymi w jaczejce bolszewickiej. W latach 80 pilnie współpracowali naukowo z bolszewikami w Dubnej w dziedzinie badań jądrowych, w czasie zimnej wojny, gdy bolszewia  przygotowywała się do otwartej III wojny światowej. Temu właśnie służyły badania jądrowe w Dubnej. Owa działalność rodziców Ryszarda Petru jako żywo przypomina tzw. "Sprawę małżeństwa Rosenbergów". Ethel Greenglass Rosenberg (ur. 28 września 1915, zm. 19 czerwca 1953, w więzieniu Sing-Sing, USA) i Julius Rosenberg (12 maja 1918, zm. 19 czerwca 1953 r., w więzieniu Sing-Sing, USA) – amerykańskie małżeństwo, związane z Partią Komunistyczną USA, oskarżone, osądzone i skazane na śmierć za szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego i przekazywanie radzieckim agentom tajemnic dotyczących broni jądrowej. Winę Rosenbergów potwierdziła dokumentacja ujawniona ostatnio(2015 rok) w Rosji. Jakoś po synu nie widać inteligenta, nawet w wydaniu komunistycznym. Prostactwo Petru ujawnia się w sposobie bycia, wysławianiu się, braku elementarnej wiedzy historycznej, reakcjach w Sejmie, nie wyłączając "występów ulicznych". Jego sposób zachowania zbieżny jest z łajdactwem Janusza Palikowa i kłamstwami kopaczki skompromitowanej "kłamstwem smoleńskim""na metr w głąb". Jego partia słusznie zwana "nowoczerską" ma w Sejmie 28 posłów w tym dwie rutynowe szczekaczki i jednego "szczykacza". Reszta nawet szczekać nie potrafi. Takie barachło parlamentarne przynosi tylko wstyd polskiej racji stanu. W KOD-ach niewielu uczestników tych manifestacji zdaje sobie sprawę z tego, o co tak naprawdę chodzi. Uczestniczą w tych pochodach również ludzie starzy, po 80 roku życia, a z wypowiedzi niektórych wynika ich całkowita niewiedza, a nawet głupota, granicząca z nieodpowiedzialnością społeczną i wręcz szkodliwością. Owe wypowiedzi skrzętnie gromadzą kamerzyści TVN i ogłupiają telewidzów "patriotycznymi" wypowiedziami staruszków "broniących" demokracji i Konstytucji."Kto nie podskakuje ten jest zwolennikiem PiS" - nawołują staruszków do harców. Mateusz Kijowski, Roman Giertych, czy Tomasz Lis, robią z siebie i z "podskakiewiczów" kompletnych idiotów. Okazało się, że Mateusz Kijowski nie jest tylko liderem błaznów. Przez lata ciułał forsę nie płacąc alimentów, aż uciułał 80 tysięcy złotych. Na rozpęd koła zamachowego KOD-u wystarczyło, ale dalej już nie jest tak miło. Forsa się wyczerpała, alimenty nie zapłacone, a i Pietru, już jest Pietru, sponsorzy zaciskają pasa, a przecież trzeba podskakiwać, a diengów niet. A więc ruszono, wzorem Owsiaka z puszkami do pajacowatej gawiedzi. Ile tam uciułano, tego się nie dowiemy. Ale czy to wystarczy na opłacenie podskakujących błaznów? Inteligentnych inaczej, którzy trzymają się kurczowo śladów po utraconej władzy. AUTORYTET Z LISTY AGENTÓW?   W tym całym przekrętasie zaskoczyła Jadwiga Staniszkis. Z zadowoleniem oczywiście opisała to żydowska gazeta dla Polaków "Gazeta Wyborcza". Sam Adam Michnik podskakiwał z nowoczerską radośnie. Jadwiga Staniszkis na przestrzeni ostatnich lat wyrażała rozmaite poglądy i opinie, ale raczej sprzyjała prawicy i popierała Jarosława Kaczyńskiego. Teraz babci coś się pokręciło i też zaczęła poskakiwać, tym razem nie w tą stronę i nie tylko w Polsce, ale również w mediach, co najgorsze niemieckich zaatakowała prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudę, rząd Prawa i Sprawiedliwości i Jarosława Kaczyńskiego. Gdzie znajduje się przyczyna takiej politycznej metamorfozy? Przed wyborami w 2015 roku córka Jadwigi Staniszkis ogłosiła, że będzie startować z listy Nowoczesnej Ryszarda Petru. Córeczka  nie została wybrana, a jednak wije sobie gniazdko polityczne w nowoczerskiej. Mamusia sprzyja córeczce i podobnym głosem jak spietrany  Pietru, oczernia Polskę w niemieckich mediach. W międzyczasie wyszły powiązania mamusi z SB, ale być może była osobą inwigilowaną, co jest bardziej prawdopodobne. Jednak jest inaczej niż myślałem. "Autorytet z listy agentów" - tytułuje tekst serwis Solidarni 2010.pl. I dowodzi, że krytykująca ostatnio PiS prof. Jadwiga Staniszkis w PRL była tajnym współpracownikiem SB. „Kto wie, ostatecznie na liście agentów pani Staniszkis figuruje pod numerem IPN BU 00191/413. Tak, dwa zera wskazują, że była tajnym współpracownikiem. A układ postkomuny (trzymający krzepko władzę) dobiera sobie autorytety z takiej półki, to prawie żelazna reguła” - pisze w swoim tekście Marek Baterowicz, który na stronie Solidarni 2010.pl podpisany jest jako „poeta, prozaik i publicysta”.   http://polska.newsweek.pl/jadwiga-staniszkis-placi-za-krytyke-pis-prawicowy-serwis-oskarza-ja-o-wspolprace-z-sb,artykuly,376836,1.html  http://www.fakt.pl/politycy/oskarzaja-prof-jadwige-staniszkis-o-to-ze-byla-agentka-sb,artykuly,602503.html  BUZEK I BAROSSO NA KAWCE Z MASSONAMI  Przedstawiciele najwyższych władz Unii Europejskiej spotkali się  z reprezentantami masonerii. Nastąpiło to w ramach corocznego spotkania szefów Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego z organizacjami filozoficznymi i ruchami niewyznaniowymi. Jose Barroso, Herman Van Rompuy i Jerzy Buzek rozmawiali z członkami tej największej na świecie i najbardziej zaciekłej organizacji antykatolickiej, aby - jak wyjaśniono - dyskutować na temat walki z biedą i wykluczeniem społecznym. Przedstawiciele Brukseli spotkanie z masonami uzasadniali koniecznością dialogu między unijnymi instytucjami, a wspólnotami religijnymi, Kościołem, oraz stowarzyszeniami niewyznaniowymi. Jose Barroso jako szef Komisji Europejskiej od wielu już lat spotyka się z najwyższymi władzami masonerii. Za każdym razem, kiedy w Brukseli przyjmowana jest delegacja tego stowarzyszenia, towarzyszy temu niezwykłe zainteresowanie, grzeczność, a wręcz spolegliwość unijnych polityków wobec jej przedstawicieli. Wcześniej masoni przyjmowani byli zazwyczaj na prywatne zaproszenie któregoś z wysoko postawionych unijnych oficjeli, aż do roku 2008, kiedy już oficjalnie Barroso jako przewodniczący KE zaprosił do Brukseli władze Międzynarodowego Mieszanego Zakonu Wolnomularskiego „Le Droit Humain”.   EUROPEJSKA DEBATA NAD POLSKĄ   Europejska debata nad Polską odsłania istotę ustrojów demokratycznych, które można generalnie sprowadzić do "prawdziwych" i "fałszywych". Realną podstawą do niepokojów Polaków jest fakt, że to "przesłuchanie" Polski na forum Parlamentu Europejskiego odbyło się bez odpowiednich podstaw prawnych i - co więcej - bez uprzednich rzetelnych, dwustronnych rozmów, pomiędzy Komisją i Parlamentem Europejskim, a rządem RP, które mogłyby wyjaśnić obecne kierunki "myśli" polskiej, "woli" polskiej, "spostrzeżeń" polskich i żywej egzystencji nas, Polaków w naszym państwie, czy w strukturze UE. To oznacza, że najważniejsze instytucje Unii przystąpiły do rozprawy z Polską, nie szanując dobra wspólnego Polski, ani naszej godności na forum Europy i świata, nie pytając nas nawet o głos, lecz oceniając nas a priori negatywnie przez Komisję Europejską, co jest w istocie prawnym i moralnym skandalem. Jeżeli dodatkowo uwzględnimy kontekst Europy, w którym dochodzi do złamania prawa europejskiego w kwestii migrantów przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel, to rozumiemy, że cała UE powinna była zająć się prawdziwym zagrożeniem dla praworządności w Europie, którego przyczyną stała się polityka naszego zachodniego sąsiada. Gros mediów polskojęzycznych, których właścicielami są podmioty niemieckie i niemieckojęzyczne (ponad 80 procent wszystkich mediów), wraz z niektórymi polskimi politykami zdradzającymi polską rację stanu przerzuciło podstępnie akcent polityki europejskiej na odbudowujące  swój Naród i swoją Ojczyznę w oparciu o prawo naturalne państwo polskie. To świadczy o procesie zafałszowywania zarówno demokracji w Europie, jak i prawdziwego oblicza naszego Narodu, jako prawego suwerena w Rzeczypospolitej, co pomnaża destrukcję, zamiast na fundamencie prawdziwej demokracji w konstruktywnej koegzystencji z państwami - sąsiadami budować dobro narodów i państw Unii. Protesty opozycji parlamentarnej i poza parlamentarnej z pogróżkami zdrajców narodowych na przykładzie Grzegorza Schetyny i Ryszarda Petru, o "milionowych" protestach ulicznych i "reprezentowania" polskiej racji stanu w UE, świadczą wyłącznie o próbach odbicia utraconego świńsko - korupcyjnego koryta oraz o próbie zawłaszczenia państwem z "premierem" Ryszardem Petru w tle i upokorzenia Polski, Polaków i polskości na arenie międzynarodowej. Ponadto jesteśmy świadkami postawy obecnej opozycji politycznej w Polsce, która po dokonaniu tak olbrzymich nadużyć, licznych afer, w tym FOZZ, Amber Gold, braku lustracji i dekomunizacji, wyprzedaży majątku narodowego, likwidacji stoczni, utraty przez Polskę  dostępu do morza, forsowaniu ustaw niszczących Polskę, niszczenia polskiego przemysłu, okradania wykonawców i podwykonawców budowlanych, dróg, autostrad, mostów, stadionu narodowego etc. ma jeszcze "honor" występować na forum Sejmu, czy Senatu RP oraz instytucji unijnych w Europie jako "obrończyni" demokracji.  NIEMIECKA HIPOKRYZJA, OTWARTA NIENAWIŚĆ NIEMIECKA DO POLSKI   Nad bramą niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz symbolu martyrologii Narodu Polskiego, zamocowane jest  hasło, które można przetłumaczyć: "Praca czyni wolnym", a faktycznie, kogo ciężka praca nie zabiła mógł "zdobyć wolność" poprzez komorę gazową z cyklonem B, a następnie spopielić się w krematorium. Przypomnienie tej odrażającej historii niemieckiego faszyzmu, nazizmu i hitleryzmu wywołał Martin Schulz przewodniczący Parlamentu UE przy okazji połajanek jakich nie szczędził Polsce w Parlamencie UE. Skąd sie znalazł taki "mędrzec". Okazało się, że oprócz braku matury może "poszczycić się" tatusiem byłym esesmanem w niemieckim obozie koncentracyjnym Mauthausen. Tak oto żydowscy żołnierze Hitlera przysłużyli się hitlerowskiej eksterminacji narodów europejskich, w tym ludobójstwie 6 milionów obywateli polskich, Polaków i Żydów. Teraz ktoś z takim rodowodem śmie pouczać nas, Polaków na czym polega demokracja i praworządność. Ostatnie wydarzenia w Polsce związane ze zmianą rządu Rzeczypospolitej Polskiej i podjęte parlamentarne decyzje nazwał niemiecki Żyd Martin Schulz ze znaną od lat Narodowi Polskiemu niemiecką butą "zamachem stanu". Podobnie do niego zachowywał się w latach 30. ub. wieku Adolf Hitler w "Mein Kampf", gdzie zawarł podstawy swoich teorii antysemickich i narodowo-socjalistycznych. Stała się ona czołowym dziełem ideologii i propagandy nazistowskiej III Rzeszy. Powołując się na eugeniczne tezy rasistowskie, dowodził, że „rasą panów” są Aryjczycy, a wśród nich szczególna pozycja należy się Niemcom. Słowianie natomiast byli traktowani jako najniższa z warstw aryjskich, dobra wyłącznie do prac niewolniczych. Według Adolfa Hitlera najniższą rasą są Żydzi, których po przejęciu władzy w Europie za wszelką cenę pragnął zlikwidować. Zachowanie Martina Schulza jako przewodniczącego Parlamentu Europejskiego w stosunku do Polski, Polaków i polskości stanowi analogię do "dzieła" Hitlera pisanego w więzieniu, gdzie Schulz powinien się znaleźć po przeprowadzeniu ataku zamachu stanu na suwerenną Rzeczpospolitą Polskę.                                                                Opracował Aleksander Szumański   Źródła:  "Głos Polski" w Toronto nr 7;  - 17 - 23. 02. 2016"Nasz Dziennik" nr 36; 13 - 14 lutego 2016"Gazeta Obywatelska" nr 107; 5 -18 lutego 20162016  
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:2)
Kategoria wpisu: 

JAKO NARÓD MUSIMY PAMIĘTAĆ O OFIARACH MORDÓW NA POLAKACH POPEŁNIONYCH NA KRESACH POŁUDNIOWO - WSCHODNICH I W MAŁOPOLSCE WSCHODNIEJ II RP.

$
0
0
Ilustracja: 
PiS SKŁADA PROJEKT USTAWY O USTANOWIENIU NARODOWEGO DNIA PAMIĘCI MĘCZEŃTWA KRESOWIAN. JAKO NARÓD MUSIMY PAMIĘTAĆ O OFIARACH MORDÓW NA POLAKACH POPEŁNIONYCH NA KRESACH POŁUDNIOWO - WSCHODNICH I W MAŁOPOLSCE WSCHODNIEJ II RP. WYWIAD PORTALU FRONDA.PL Z PROF. ANDRZEJEM NOWAKIEM   Portal Fronda.pl: Do Sejmu trafił dziś projekt ustawy w sprawie Narodowego Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian. Miałby być obchodzony 11 lipca, w rocznicę Krwawej Niedzieli na Wołyniu, choć w założeniu upamiętniałby ofiary także innych zbrodni na Polakach, nie tylko wołyńskiej. Czy zdaniem pana profesora jest to dobra inicjatywa? Prof. Andrzej Nowak: Pamięć o ofiarach ludobójstwa dokonanego na Polakach jest naszym stałym obowiązkiem. Na tę ogromną rzeszę pomordowanych składają się także ci, których zabili ukraińscy nacjonaliści. W tym kontekście najwłaściwszym terminem jest właśnie ten wybrany w projekcie ustawy. Nie można jednak, ujmując to paradoksalnie, w tej pamięci zapominać o ofiarach innych zbrodni. Stale upominam się o sprawę zapomnianą, zepchniętą w cień i dlatego wymagającą stałego przypominania. W sierpniu 1937 roku rozpoczęła się operacja Polska NKWD trwająca do 1938 roku, w wyniku której zamordowano 111 091 Polaków. (Tomasz Sommer "Operacja antypolska NKWD 1937 - 1938" - Geneza i przebieg ludobójstwa popełnionego na Polakach w Związku Sowieckim - biblioteka Wolności Warszawa 2014 - " ...ludobójstwo dokonane w ZSRS w latach 1937 - 1938 w wyniku którego zginęło ok. 200 tys. spośród prawie miliona tamtejszych Polaków..." dopisek Aleksander Szumański). Ci, którzy pamiętają o ofiarach zbrodni popełnianych na Polakach na Wschodzie, o tej sprawie jakoś pamiętać nie chcą. Tymczasem Polacy, których II Rzeczpospolita zostawiła za granicą ryską utworzoną w marcu 1921 roku, stali się pierwszą ofiarą ludobójstwa dokonanego na Kresach. Także o tych dalszych Kresach nie wolno zapominać. Jedni i drudzy - i ci, których pomordowali ukraińscy nacjonaliści, i ci, których pomordował sowiecki system totalitarny - zasługują na naszą pamięć. O pamięć o tych, których wymordowali Ukraińcy, upomina się spora, aktywna grupa, jeśli można tak powiedzieć – wspólnota pamięci. Ta wspólnota przechowała się, przetrwały rodziny tych, których tak brutalnie, tak bestialsko pomordowali uczniowie Dmytro Doncowa. Natomiast wspólnota pamięci żyjących za granicą ryską praktycznie się nie zachowała. Wszyscy zostali albo wymordowani, albo wywiezieni do Kazachstanu lub na Sybir, skąd nigdy nie wrócili. Musimy zbudować jako naród symboliczną wspólnotę pamięci o tych, o których pamiętać nie ma już kto. Pamiętajmy zarówno o tych Polakach, którzy na skutek swojej polskości zostali wytropieni przez uczniów Dmytro Doncowa i Adolfa Hitlera, jak i tych, których wytropili wykonawcy rozkazów Józefa Stalina. Fronda.pl: Narodowy Dzień Pamięci byłby dobrą formą upamiętnienia ofiar tych zbrodni? Prof. Andrzej Nowak: Wskazanie takiego dnia pamięci jest posunięciem symbolicznie zrozumiałym, choć można byłoby wymienić także inne daty. Dla mnie szczególną wagę ma dzień 9. sierpnia 1937 roku, także przez stopień jego zapomnienia. Większe znaczenie niż jakiekolwiek dni pamięci mają działania, które utrwalają świadomość historyczną w kulturze masowej, będąc w ciągu roku ponawiane, a nie dokonywane tylko raz. W tym roku na przykład będziemy mogli obejrzeć film Wojciecha Smarzowskiego, nakręcony na podstawie książki wydanej przez wydawnictwo Arcana. Żałuję zarazem, że coraz liczniejszym sposobom upamiętnienia ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów nie towarzyszy krzewienie pamięci o Polakach pomordowanych na Wschodzie. Upieram się przy tym, by nasza pamięć nie została zdominowana tylko przez jedno wydarzenie. Fronda.pl: Używa pan profesor terminu ludobójstwo. Sejm polski w roku 2013 nie zgodził się na deklaratywne uznanie ukraińskich zbrodni na Polakach za ludobójstwo. Czy decyzję tę powinno się teraz zmienić? Prof. Andrzej Nowak: Takie kategorie w innych także sprawach odrzucał nie tylko Sejm, ale rozmaite ówczesne władze. Przypomnę tylko groteskowe wypowiedzi prawników, jakie padły na łamach „Gazety Wyborczej” w 2011 roku. Usiłowano wówczas udowodnić, że w Katyniu nie doszło do żadnego ludobójstwo, ale że była to zaledwie jakaś drobna zbrodnia wojenna. Myślę tymczasem, że wystarczy przymierzyć wydarzenia historyczne do definicji ludobójstwa sformułowanej przez polskiego prawnika Rafała Lemkina, która w jakiś sposób utrwalona jest też w praktyce prawniczej Organizacji Narodów Zjednoczonych. Trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, że należy stosować definicję ludobójstwa do zbrodni na Polakach w Związku Sowieckim z lat 1937 i 1938, do operacji katyńskiej i do operacji OUN-UPA. Wszystkie te trzy wypadki zasługują na określenie ich mianem ludobójstwa, czy nam się to podoba, czy nie, czy jest poprawne politycznie, czy nie. Takie były tragiczne fakty. Fronda.pl: A jak ocenić propozycję Narodowego Dnia Pamięci w kontekście prowadzonego obecnie dialogu z Ukrainą? Zacytuję tu słowa Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które padły w odpowiedzi na interpelację poselską pana Roberta Winnickiego, pytającego MSZ o jego stosunek do rozwoju kultu OUN-UPA na Ukrainie. MSZ stwierdziło co następuje: Wydaje się, że w sytuacji trwającego w Donbasie konfliktu zbrojnego radykalne zaostrzenie retoryki wobec Zbrodni Wołyńskiej i udziału formacji OUN-UPA nie przyniesie zamierzonych efektów, a wręcz może doprowadzić do zahamowania prowadzonego dialogu z Ukrainą. Obecne działania na rzecz obrony terytorium przed agresją zewnętrzną są w ukraińskiej narracji przedstawiane jako bezpośrednia kontynuacja wysiłku walki niepodległościowej UPA. Podważanie heroizmu UPA jest odbierane jako działanie antyukraińskie, zgodne z duchem rosyjskiej propagandy. Czy pragnienie budowania dialogu z Ukraińcami powinno wpływać na formy upamiętniania ofiar ukraińskich zbrodni? Prof. Andrzej Nowak: MSZ ma w moim przekonaniu absolutną rację: Tak wygląda w tej chwili sytuacja na Ukrainie, tak kształtuje się kult Bandery. Mamy wszelkie powody, by nad tym kultem ubolewać, krytykować go, a nawet potępiać. Jednak współcześnie Ukraińcy wspominają tradycje UPA nie po to, by z lubością oblizywać się na myśl o mordowanych Polakach, ale by myśleć o wzorze postawy odwagi i poświęcenia w walce z Moskwą, z którą w tej chwili realnie walczą. Kontekst przedstawiony w odpowiedzi MSZ uważam za zgodny ze stanem umysłów i odbioru kultu Bandery na Ukrainie. Nie chcą tego zaakceptować i zrozumieć środowiska upamiętniające, jak najsłuszniej zresztą, zbrodnie ukraińskich nacjonalistów w Polsce. MSZ ma rację, ale rację mają też ci, w imieniu których mówi pan Dworczyk. Prawda historyczna jest taka, jaka jest, czy nam się to współcześnie w relacjach z Ukrainą podoba, czy nie. Ta zbrodnia nastąpiła. Jej symboliczną datę, jeśli mielibyśmy ją znaleźć, najlepiej wyraża 11 lipca. Musimy o tym przypominać, taka jest nasza pamięć, takie były prawdziwe wydarzenia, nie tylko na Wołyniu, ale również w Małopolsce Wschodniej. Kosztowały życie wiele dziesiątków tysięcy Polaków. Mamy prawo upamiętnić ich jako zamordowanych w imię obłędnej ideologii ludobójstwa opartego na skrajnej wersji nacjonalizmu.   Źródła:   http://www.fronda.pl/a/prof-andrzej-nowak-jako-narod-musimy-pamietac-o-ofiarach-mordow-na-polakach-z-kresow,65645.html  Rozmawiał Paweł Chmielewski   TEKSTY POPIERAJĄCE PROJEKT USTAWY O USTANOWIENIU NARODOWEGO DNIA PAMIĘCI MĘCZENSTWA KRESOWIAN:   http://11lipca1943.wolyn.org/index.php?option=com_content&view=article&id=51:dlaczego-dzien-pamieci-meczenstwa-kresowian&catid=33&Itemid=101  https://wirtualnapolonia.com/2016/02/11/aleksander-szumanski-11-lipca-dzien-pamieci-meczenstwa-kresowian/  http://telewizjarepublika.pl/11-lipca-narodowym-dniem-pamieci-meczenstwa-kresowian-pis-sklada-projekt-ustawy,29379.html  http://wpolityce.pl/historia/281162-nasz-news-11-lipca-ma-byc-dniem-pamieci-meczenstwa-kresowian-pis-wnosi-dzisiaj-projekt-ustawy-michal-dworczyk-narod-ktory-siebie-nie-szanuje-nie-bedzie-szanowany-przez-innych  http://znadniemna.pl/14736/11-lipca-ma-byc-dniem-pamieci-meczenstwa-kresowian/  http://dzieje.pl/aktualnosci/pis-zlozyl-projekt-ws-ustanowienia-dnia-pamieci-meczenstwa-kresowian  http://fakty.interia.pl/polska/news-11-lipca-narodowym-dniem-pamieci-meczenstwa-kresowian,nId,2143387  http://www.radiomaryja.pl/informacje/11-lipca-ma-byc-dniem-pamieci-meczenstwa-kresowian/  http://pis.org.pl/aktualnosci/projekt-ustawy-o-ustanowieniu-narodowego-dnia-pamieci-meczenstwa-kresowian  http://ipn.gov.pl/aktualnosci/2013/katowice/dzien-pamieci-meczenstwa-kresowian-tychy,-11-lipca-2013   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

NIEZNANE, UKRYWANE I SZOKUJĄCE FAKTY DOTYCZĄCE ŚMIERCI BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI.CZY PREZES TK PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI UKRYWA MORDERCÓW KS. POPIEŁUSZKI?

$
0
0
Ilustracja: 
NIEZNANE, UKRYWANE I SZOKUJĄCE FAKTY DOTYCZĄCE ŚMIERCI  BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI. CZY PREZES TK PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI UKRYWA MORDERCÓW KS. POPIEŁUSZKI? O CZYM WIE I CO UKRYWA PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI? LECHA WAŁĘSY "BOLKA" DROGA NADZIEI DO UKRYWANIA ZBRODNIARZY SB BŁ. KSIĘDZA JERZEGO POPIEŁUSZKI. O CZYM WIEDZĄ I CO UKRYWAJĄ TAJNY WSPÓŁPRACOWNIK SB LECH WAŁĘSA "BOLEK" I JEGO SEKRETARZ MIECZYSŁAW WACHOWSKI?   Twarz ks. Popiełuszki była tak zmasakrowana, że trudno było go rozpoznać. Relacja ks. Grzegorza Kalwarczyka odtwarza przerażające szczegóły. Między innymi ks. Kalwarczyk przytacza fragment wypowiedzi lekarza: "Stwierdził, iż w swojej praktyce lekarskiej nigdy nie dokonywał sekcji zwłok, które wewnętrznie byłyby tak uszkodzone, jak było to w przypadku wnętrza ciała Księdza Jerzego". I jeszcze jeden nieujawniony w czasie zeznań lekarza przeprowadzającego autopsję fakt, że podczas tortur wyrwano Księdzu Jerzemu język. Od ponad dwudziestu lat w dziwnych okolicznościach giną ludzie, którzy próbują dociec prawdy o zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Kto i dlaczego sabotuje śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia"? -"Przestań gadać, albo skończysz w Wiśle jak twój brat" - te słowa wielokrotnie słyszał w słuchawce telefonu Józef Popiełuszko -  brat księdza Jerzego. To właśnie on swoimi zeznaniami pomagał śledczym  IPN-u w wyjaśnieniu prawdy o zbrodni na kapelanie "Solidarności". Szantażyści domagali się od niego i jego najbliższych, aby nie rozmawiał z prokuratorami, niczego nie pamiętali i nie mówili na temat księdza. Kilkakrotnie grozili im śmiercią. Józef Popiełuszko był nieustraszony w dążeniu do ustalenia prawdy o śmierci brata. Za swoją wytrwałość zapłacił wielką tragedią. W 1996 roku w białostockim szpitalu zmarła jego żona - Jadwiga Popiełuszko. W akcie zgonu, jako przyczynę śmierci wpisano lakoniczną formułę: "Zatrucie alkoholem metylowym". To zdumiewająca przyczyna, bowiem pani Popiełuszko znana była jako osoba nie pijąca. Zadziwia również zawartość alkoholu w jej krwi, przekraczająca o wiele dawkę śmiertelną. Pomimo próśb rodziny nie udało się wykonać sekcji zwłok, która wskazałaby prawdziwą przyczynę zgonu.                           TEN LEKARZ NIGDY NIE WYKONYWAŁ SEKCJI ZWŁOK,                            KTÓRE WEWNĘTRZNIE BYŁYBY TAK USZKODZONE   Na jej rękach zauważyłem malutkie ślady po igłach, w okolicach żył. Wskazywały one, że ktoś wstrzyknął tej pani do żył truciznę w formie stężonego alkoholu - opowiada "Polskiemu Radiu" pragnący zachować anonimowość lekarz z białostockiego szpitala, który jako jeden z pierwszych oglądał ciało zmarłej. "- Potem przełożony naciskał mnie, abym nikomu o tym nie wspominał i jak najszybciej zapomniał o sprawie". Zastraszanie Józefa Popiełuszki i tajemnicza śmierć jego małżonki to zaledwie jeden z wielu tragicznych epizodów brutalnej gry służb specjalnych PRL-u. Jej celem od początku jest zamknięcie ust wszystkim osobom, które mogłyby podważyć oficjalną wersję zbrodni na księdzu Jerzym Popiełuszce. Gra zaczęła się w kilka dni po męczeńskiej śmierci kapelana Solidarności i nieprzerwanie trwa do dzisiaj. "Polskie Radio" odtworzyło kulisy jednej z największych mistyfikacji ostatnich lat.   SEKRETY PŁETWONURKA   Oficjalna wersja śledztwa dotycząca odnalezienia zmasakrowanych zwłok księdza jest kłamstwem. To Krzysztof Mańko -  płetwonurek z Wrocławia - już 26 października 1984 roku, w godzinach popołudniowych, jako pierwszy odnalazł w Wiśle i wyłowił ciało księdza Popiełuszki. To, co się działo kilka godzin później, wiadomo dzięki zeznaniom osób obecnych w tym dniu na tamie. - Zwłoki zostały ponownie wyłowione przez płetwonurków, a następnie zaczepione do pontonu i holowane w ten sposób do brzegu. Tam, gdzie znajdowała się chwilowa baza płetwonurków i ekipy poszukiwawczej, podjechał samochód marki "Nysa" i do niego zostały załadowane zwłoki - czytamy w protokole przesłuchania Andrzeja Czerwińskiego - wrocławskiego płetwonurka. Dzięki m.in. tym zeznaniom, prokuratorzy IPN ustalili, że człowiekiem, który pierwszy wydobył zwłoki księdza był Krzysztof Mańko. Krewni płetwonurka, do których dotarliśmy opowiadają, że po tym wydarzeniu Mańko czegoś panicznie się bał. Nie chciał z nikim rozmawiać, zamknął się w sobie, a w końcu wyszedł z domu i więcej nie wrócił. Otrzymał paszport 1 listopada 1984 roku i wyjechał z Polski. Do dzisiaj mieszka i pracuje w Grecji. Po 2000 roku udało mu się skutecznie uniknąć spotkania ze śledczymi Instytutu Pamięci Narodowej. - Ten człowiek posiada wiedzę, która może się okazać kluczowa do odtworzenia przebiegu zbrodni - mówią prokuratorzy, którzy prowadzili śledztwo w sprawie zamordowania kapłana. Tylko ten płetwonurek mógłby pomóc w ustaleniu co działo się z ciałem księdza po jego ostatecznym wydobyciu z Wisły w dniu 30 października. Sam Mańko do dzisiaj milczy i nie chce wracać do Polski. Dzięki zeznaniom pracowników włocławskiej tamy, śledczy IPN odkryli, że po 26 października przeprowadzona została pierwsza sekcja zwłok kapłana. Tymczasem z zeznań włocławskich prokuratorów, którzy w 1984 r. prowadzili sprawę wynika, że sekcję tą wykonał anatomopatolog ze szpitala wojewódzkiego w Bydgoszczy. Żadna przesłuchiwana osoba nie była jednak w stanie przypomnieć sobie jego nazwiska. W szpitalnym archiwum nie zachował się protokół tej sekcji (choć prawo nakazuje trzymać takie dokumenty przez 20 lat).   TAJEMNICZE OKOLICZNOŚCI ŚMIERCI TADEUSZA KOWALSKIEGO   Równie tajemnicze są okoliczności śmierci Tadeusza Kowalskiego. Tadeusz Kowalski - rybak z włocławskiej spółdzielni "Certa" - miał zwyczaj wieczorem kłusować po Wiśle. Towarzyszyli mu w tym kolega i szwagier.25 października 1984 roku, ok. godz. 22 00. Kowalski i jego dwaj towarzysze widzieli jak tajemniczy mężczyźni wrzucają do zlewu ciało ks. Jerzego Popiełuszki. Byli tak blisko, że zwłoki kapłana omal nie wpadły do ich łódki. Trzej mężczyźni obiecali sobie milczenie. Bali się o swoje życie.  To co widzieli, powtórzyli dopiero prokuratorom IPN. Kilka tygodni po złożeniu zeznań Tadeusz Kowalski trafił do szpitala, gdzie po kilu dniach umarł. W akcie zgonu, jako przyczynę wpisano "zatrucie alkoholem metylowym". To zdumiewające, bo tak samo określono powód śmierci Jadwigi Popiełuszkowej. Biorąc pod uwagę datę śmierci, rodzaj choroby i okres pobytu w szpitalu należałoby przyjąć, że Kowalski zatruł się alkoholem podczas hospitalizacji. Znajomi pamiętają go jako człowieka cieszącego się udanym życiem rodzinnym, szczęśliwego, zdrowego. Czy to możliwe, aby szczęśliwy mężczyzna po 50-tce popełnił samobójstwo, upijając się zatrutym alkoholem? Wyjaśnienie tej sprawy może być bardzo trudne, bo sekcji zwłok Kowalskiego nie przeprowadzono, choć jego rodzina starała się o to.   CIEŃ KGB   Cień szansy na wyjaśnienie prawdy o zbrodni miał Andrzej Grabiński, w okresie PRL-u znany obrońca opozycjonistów, podczas "procesu toruńskiego" oskarżyciel posiłkowy reprezentujący rodzinę Popiełuszków. Grabiński - świetnie wykształcony prawnik - od początku dostrzegał rażące błędy w postępowaniu sądowym które nie doprowadziło do wyjaśnienia prawdy. Mecenas - nie zadowolony z tego, że sąd nie wykrył prawdziwych inicjatorów zbrodni - zapowiedział apelację. Gdyby do tego doszło, sąd wyższej instancji musiałby ponownie przeprowadzić cały proces. To zaś mogło zniweczyć cały plan wielkiej mistyfikacji. Kilka dni przed upływem terminu złożenia apelacji w domu na Saskiej Kępie należącego do rodziny  Grabińskich wybuchła bomba, w wyniku czego zginęła 25-letnia Małgorzata Grabińska. W trakcie śledztwa okazało się, że właściciel domu nie był słynnym mecenasem, a zbieżność ich nazwisk była przypadkowa. Do dzisiaj nie ustalono, czy była to próba zastraszenia, czy zamordowania adwokata. Szanse wyjaśnienia tej sprawy są znikome, bo po 1989 r. zaginęły materiały z tego śledztwa. 30 listopada 1984 roku w Białobrzegach - niewielkiej miejscowości przy trasie Kraków - Warszawa wydarzył się tajemniczy wypadek drogowy. Ok. godz. 20.00 w jadącego od strony Krakowa fiata uderzył rozpędzony jelcz. Na miejscu zginęli dwaj pasażerowie fiata i ich kierowca. Milicjanci ograniczyli się tylko do tego, by wpisać w protokole, że podróżujący fiatem nie mieli żadnych szans, a kierowca ciężarówki uciekł z miejsca wypadku. Nie wszczęto żadnego dochodzenia, by wyjaśnić okoliczności wypadku, nie podjęto również jakiejkolwiek próby odnalezienia ciężarówki, ani zidentyfikowania jej kierowcy. Nie przesłuchano żadnych świadków zderzenia, choć tragiczne zderzenie dobrze widziało kilku okolicznych mieszkańców. "O tym wypadku dowiedziałem się dzień wcześniej, wieczorem, jeszcze zanim się wydarzył" - opowiada Stefan Bratkowski - pisarz i dawny działacz opozycji. "Byłem tylko ciekaw jaką przyczynę wymyślą. Kiedy prasa podała, że był to wypadek samochodowy, nie miałem żadnych wątpliwości, że było to sfingowane morderstwo". O mającym się wydarzyć wypadku, Bratkowskiego poinformował jego przyjaciel - nie żyjący już warszawski prawnik Bogumił Studziński. Szef ochrony gen. Jaruzelskiego - płk Artur Gotówko mówił w 1991 roku: "Tam w Białobrzegach nie dawano ofiarom najmniejszych szans. Wiem jak się to robi". Prokuratorzy IPN, którzy podjęli ten wątek, szybko odkryli, że ciężarówka staranowała fiata dokładnie według metod uczonych na specjalnych kursach NKWD, a potem KGB i GRU. W wypadku w Białobrzegach zginęli dwaj oficerowie MSW  płk Stanisław Trafalski i major Wiesław Piątek. Wracali z południa Polski, gdzie przez kilka poprzednich tygodni badali wcześniejszą działalność i powiązania Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego. Ze wszystkich czynności sporządzili szczegółowe raporty i notatki, które wieźli w bagażniku fiata. Dokumentacji tej nigdy nie odnaleziono. Nie ma o nich również żadnej wzmianki w protokołach powypadkowych. Zachowały się natomiast niektóre ich notatki sporządzone podczas pracy w Krakowie i Tarnowie i pozostawione w tamtejszych aktach operacyjnych. Przez przypadek nie zostały zniszczone w latach 1989 - 1990, dzięki czemu przejął je IPN. Notatki te dotyczą działalności Grzegorza Piotrowskiego wymierzonej w Kościół i księży. Pozwalają poznać istotne szczegóły z życia głównego mordercy kapelana "Solidarności".  WAKACJE Z AGENTEM  Grzegorz Sławomir Piotrowski (ur. 23 maja 1951 w Łodzi) – oficer Służby Bezpieczeństwa w czasach PRL, zabójca księdza Jerzego Popiełuszki. Absolwent XXIX LO w Łodzi. Z wykształcenia matematyk. Pracował w IV Departamencie MSW, od grudnia 1982 r. do lutego 1983 r. naczelnik grupy D tego departamentu, zajmującego się działalnością przeciw Kościołowi katolickiemu w Polsce, w stopniu kapitana SB. Według zachowanej dokumentacji wyjazdów IV Departamentu MSW Piotrowski wielokrotnie uczestniczył w spotkaniach z wydziałem do spraw dywersji i walki ideologicznej KGB w latach 1971–1982. W styczniu 1983 r. wraz z trzema innymi funkcjonariuszami SB porwał i poparzył żrącym płynem Janusza Krupskiego. Z inspiracji bezpośredniego przełożonego Adama Pietruszki, razem z dwoma innymi funkcjonariuszami SB – Waldemarem Chmielewskim i Leszkiem Pękalą, dokonał 19 października 1984 r. porwania i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, w którym odegrał główną rolę. Aresztowany 23 października 1984 r., wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Toruniu z 7 lutego 1985 został skazany za zabójstwo księdza Popiełuszki na karę 25 lat pozbawienia wolności. W drodze amnestii, karę zmniejszono mu następnie do 15 lat. W latach 90. sądy odmawiały mu wyjścia na warunkowe przedterminowe zwolnienie. Odbywanie kary zakończył 16 sierpnia 2001 r. 4 października 2002 r. został skazany przez Sąd Rejonowy w Łodzi na 8 miesięcy pozbawienia wolności za znieważanie sądów i sędziów w wywiadzie telewizyjnym udzielonym przy okazji konferencji promującej nowy antyklerykalny tygodnik „Fakty i Mity” w 2000 r. Po wyjściu z więzienia Piotrowskiemu przypisywano współpracę z tygodnikiem „Fakty i Mity”, gdzie miał publikować teksty pod pseudonimem Sławomir Janisz. W 2005 r. występując pod tym nazwiskiem, został rozpoznany przez brata zamordowanego w 2003 r. Krzysztofa Gotowskiego. W późniejszym czasie miał posługiwać się pseudonimami Dominika Nagel i Anna Tarczyńska. Roman Kotliński na łamach tygodnika stwierdził, że nigdy nie zatrudniał Piotrowskiego. W 2011 roku dziennik „Rzeczpospolita” stwierdził, że Piotrowski pisze dla tygodnika pod pseudonimami Anna Tarczyńska i Dominika Nagel, ale pieniądze za tę pracę trafiają na konto jego żony Janiny P. Redaktor naczelny tygodnika zarzucił autorowi artykułu kłamstwo i zapowiadał wytoczenie procesu, co jednak nie nastąpiło.   KIM NAPRAWDĘ BYŁ GRZEGORZ PIOTROWSKI?   Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba cofnąć się do pamiętnego lata 1982 r. kiedy kapitan SB wyjechał na wakacje do Bułgarii. Jak wynika z zachowanych w IPN notatek (sporządzonych przez Trafalskiego i Piątka na podstawie relacji świadków i SB-ków znających Piotrowskiego) na granicy rumuńsko - bułgarskiej spotkał się na krótko z oficerem KGB, który przedstawił się pseudonimem Stanisław i nawiązał z nim współpracę. W trakcie "procesu toruńskiego" opowiadał o tym Adam Pietruszka, lecz sąd nie uwierzył w jego zeznania. W IPN zachował się dokument "Wyjazdy i przyjazdy za lata 1971 - 1989 pracowników IV Departamentu". Wynika z nich, że urzędnicy IV Departamentu MSW  regularnie wyjeżdżali na spotkania z przedstawicielami V Zarządu Głównego KGB ( zarząd ten odpowiedzialny był za zwalczanie dywersji i walkę ideologiczną). Spotkania te odbywały się w Moskwie i Czechosłowacji. Udział w nich brał m.in. Piotrowski. Potwierdzają to szczegółowe raporty z przebiegu tych spotkań. Co istotne - nie zachowały się żadne notatki Piotrowskiego z innych jego spotkań z KGB  - nawet z feralnego spotkania w 1982 roku. Jeżeli ustalenia Trafalskiego i Piątka są prawdziwe - oznacza to, że Piotrowski kontaktował się z KGB bez wiedzy swoich zwierzchników, co z kolei znaczy, że rosyjskie służby specjalne miały swojego agenta w najbliższym otoczeniu Kiszczaka. W tej sytuacji Kiszczak, który zdecydował, że zabójcy księdza trafią na długie lata do więzienia, wyznaczając do realizacji zbrodni Piotrowskiego, eliminował w swoim otoczeniu wtyczkę obcego wywiadu.   HAKI NA KISZCZAKA - STANISLAW CIOSEK W AKCJI SB  Jak wynika z archiwalnych dokumentów MSW zgromadzonych podczas śledztwa lubelskiego IPN, jeszcze w 1984 r. zostały podjęte 3 operacje - "Teresa", "Trawa" i "Robot". Ich celem była inwigilacja skazanych i ich rodzin oraz uniemożliwienie im uchylenia nawet rąbka prawdy o zbrodni. Osobą nadzorującą tę zakrojoną na szeroką skalę inwigilację był Stanisław Ciosek - wówczas minister ds. związków zawodowych po transformacji ambasador RP. w Moskwie, do listopada 2005 r. główny doradca ds. zagranicznych Aleksandra Kwaśniewskiego. W IPN zachowały się raporty Cioska dla najważniejszych przywódców PRL-u, w których minister szczegółowo informuje o zachowaniu skazanych w celach. Z ustaleń śledztwa IPN-u wynika, że Chmielewskiego, Pękalę i Piotrowskiego odwiedzał w więzieniach zastępca Kiszczaka -  gen. Zbigniew Pudysz. To właśnie on na przemian groził i obiecywał esbekom, że resort o nich nie zapomni, a za odegranie do końca trudnej roli w zbrodni, każdy z nich otrzyma nagrodę. Tak też się stało. Trzej esbecy zostali objęci wszystkimi amnestiami dla więźniów politycznych pod koniec lat 80. Dzięki temu każdy z nich odsiedział mniej niż jedną trzecią kary (Chmielewski 4 lata z 14, Pękala 4,5 roku z 15 lat). Dodatkowo wszyscy bardzo często wychodzili na przepustki). Natomiast okres pobytu w więzieniu wszystkim czterem esbekom skazanym w Toruniu zaliczono do stażu, dzięki temu do dzisiaj mogą za ten okres pobierać resortowe emerytury. To zdumiewająca koincydencja, bowiem nigdy wcześniej, ani później nie zdarzyło się, aby komukolwiek pobyt w więzieniu zaliczono do stażu pracy. Decyzję o tym aprobował osobiście w 1990 r. gen. Czesław Kiszczak. Wszystkie te szokujące informacje odkryli prokuratorzy IPN.   RAPORT GRZEGORZA PIOTROWSKIEGO  Spośród wszystkich skazanych największa nagroda miała przypaść Grzegorzowi Piotrowskiemu. Zachowanie Piotrowskiego wskazuje, że początkowo także on wierzył w resortowe obietnice. Złudzenia stracił dopiero w 1989 r. po kolejnej rozmowie z Pudyszem, kiedy zorientował się, że jego wiedza staje się niebezpieczna dla niego samego. Podczas kolejnej przepustki napisał gruby na kilkadziesiąt stron raport z działań SB przeciwko księdzu Popiełuszce. Za pośrednictwem żony - Janiny Pietrzak - kilka stron tego raportu zdeponował u najbliższych znajomych. "Najprawdopodobniej wyjaśnienie kpt. Grzegorza Piotrowskiego zawierało rzeczywistą wersję zdarzeń związanych z osobą ks. Jerzego" - czytamy w notatce IPN z lutego 2004 r. Jak ustalili śledczy IPN-u, za pośrednictwem Pudysza, Piotrowski miał w 1989 r. przekazać Kiszczakowi wiadomość, że jeśli zginie - raport ujrzy światło dzienne. Jedna z kopii tego raportu dotarła również do mieszkania Pietruszków. TO ZNIKŁO - powiedziała Róża Pietruszka do syna. Dialog ten zarejestrowały urządzenia podsłuchowe założone w ich mieszkaniu w ramach operacji "Teresa". Taśmy z nagraniami przejęli prokuratorzy IPN.   ZADUSIĆ ŚLEDZTWO - DROGA NADZIEI LECHA WAŁĘSY "BOLKA" WIESŁAW CHRZANOWSKI - MARSZAŁEK SEJMU - KAWALER ORDERU ORŁA BIAŁEGO TAJNY WSPÓŁPRACOWNIK SB "ZUWAK". ROLA W ZATAJANIU PRAWDY JANA MARII ROKITY  W czerwcu 1990 r. śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia" przejął prokurator Andrzej Witkowski - wówczas i dzisiaj jeden z najlepszych w kraju prokuratorów od spraw zabójstw. W rok później, po żmudnym śledztwie zamierzał postawić zarzuty gen. Czesławowi Kiszczakowi. Nie zdążył, gdyż sprawę odebrał mu minister sprawiedliwości Wiesław Chrzanowski - w latach 70. tajny współpracownik SB o pseudonimie "Zuwak", w roku 1986 przewerbowany przez Departament I WSW (wywiad zagraniczny). Prokuratorzy IPN ustalili, że na ministra Wiesława Chrzanowskiego naciskał w tej sprawie  Mieczysław Wachowski - sekretarz stanu w kancelarii Lecha Wałęsy prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990 - 1995 oraz generałowie Kiszczak i Jaruzelski. Próbowaliśmy o tym porozmawiać z Mieczysławem Wachowskim, jednak nie wyraził zgody na spotkanie. W wyjaśnieniu prawdy nie pomogła również powołana w 1990 r. sejmowa komisja do spraw zbadania zbrodni MSW. Komisji przewodniczył Jan Maria Rokita. To właśnie do niego zgłosiła się Róża Pietruszka z dokumentami na temat sprawy księdza Jerzego Popiełuszki. Rokita w sposób wulgarny zbył żonę pułkownika, a dokumentów nie przyjął.     NIEZNANA PRAWDA O ŚMIERCI KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI   Wiele wskazuje na to, iż przed morderstwem, kapłana przez pięć dni więziono i torturowano na terenie bazy wojsk sowieckich koło Kazunia. W latach 90. oraz 2003 - 2004 śledztwo prowadził  prokurator z Lublina Andrzej Witkowski. Dwukrotnie odsuwano go od sprawy, zazwyczaj wtedy, gdy udawało mu się zebrać nowy materiał dowodowy. Obecnie śledztwo jest nadal prowadzone przez prokuratorów IPN. Jednak to Witkowskiemu udało się ustalić wiele nowych faktów, dotyczących przebiegu zdarzeń, w wyniku których doszło do śmierci księdza. W sposób funadamentalny podważają one całą dotychczasową wiedzę na temat zamordowania księdza Jerzego. Oficjalna wersja jego śmierci była wersją skonstruowaną przez aparat władzy w PRL, a ściślej jego zbrojne ramię, czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.   ELEKTRYZOWAŁ TŁUMY   Na scenie politycznej PRL ks. Jerzy Popiełuszko pojawił się w latach 1981-1982 jako duszpasterz aktywnie wspierający strajkujących robotników Solidarności. Jego kazania podczas mszy za ojczyznę elektryzowały tłumy. W krótkim czasie kościół św. Stanisława na Żoliborzu stał się mekką patriotyzmu. Na celowniku SB ks. Popiełuszko znalazł się we wrześniu 1982 r., gdy Wydział IV Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych (SUSW) w Warszawie zaczął prowadzić sprawę o krypt. „Popiel”. Początkowe efekty działań SB okazały się mizerne, bo nie udawało się zdobyć żadnych ważnych informacji. Tymczasem kazania ks. Jerzego coraz mocniej ukazywały obłudę i zakłamanie komunistycznego systemu. W lipcu 1983 r. jedno z nich zrelacjonowano Wojciechowi Jaruzelskiemu. Zazwyczaj opanowany generał wpadł w furię. Natychmiast wezwał do siebie szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka i oznajmił mu wprost: „Zrób coś z nim, niech przestanie szczekać” (te słowa są udokumentowane w aktach sprawy „Trawa”, znajdujących się obecnie w zasobach IPN). Kiszczak potraktował wypowiedź przełożonego jako polecenie służbowe. Na naradzie w MSW z udziałem m.in. generałów Zenona Płatka i Władysława Ciastonia poinformowany o małej efektywności dotychczasowych działań w sprawie „Popiel” polecił opracowanie planu operacyjnego „dotarcia” do otoczenia ks. Jerzego. Zebrani uznali także, że istnieje konieczność podjęcia wobec księdza wspomagających działań dezintegracyjnych, licząc na jego ewentualne nerwowe załamanie. Od tego momentu wszelkie operacje dotyczące osoby Popiełuszki znalazły się pod bezpośrednim nadzorem gen. Kiszczaka.   ZWERBOWAĆ I WYSŁAĆ DO WATYKANU   Wedle dokumentów archiwalnych z zasobów IPN, które odnalazł zespół kierowany przez prokuratora Witkowskiego, formalnie sprawę działań wobec księdza przejęła od SUSW w Warszawie grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego z Wydziału VI Departamentu IV MSW, odpowiadającego za dezinformację i dezintegrację w Kościele. Poza nękaniem księdza przez podrzucenie mu nielegalnej literatury i amunicji do prywatnego mieszkania znacznie ważniejsze było ulokowanie informatora w bezpośrednim otoczeniu kapłana. W lutym 1984 r. funkcjonariuszom SB udało się zarejestrować jako „Desperata” osobistego kierowcę Popiełuszki – Waldemara Chrostowskiego. „Desperat” mógł dostarczać SB świeżych informacji o działalności księdza oraz pomóc w realizacji strategicznego planu, jakim był werbunek kapłana. Pomysł zwerbowania ks. Popiełuszki – jako informatora SB – pojawił się wiosną 1984 r. Gen. Kiszczak, w przeszłości szef wywiadu wojskowego, był przekonany, że zwerbowanie księdza zneutralizuje go, a być może uda się też jego osobę wykorzystać w rozgrywkach z opozycją. Latem 1984 r. w trakcie spotkań z przedstawicielami Konferencji Episkopatu Polski gen. Kiszczak uznał, że inną koncepcją rozwiązania problemu ks. Jerzego, która mogłaby zostać zaakceptowana zarówno przez stronę rządową, jak i przez episkopat, było wysłanie go za granicę. Przy czym Kiszczak sądził, że optymalnym rozwiązaniem byłoby połączenie werbunku z równoczesnym wysłaniem ks. Jerzego na studia do Rzymu. Wysłanie zwerbowanego uprzednio księdza do Watykanu przyniosłoby gen. Kiszczakowi ogromny sukces. Służby specjalne PRL umieściłyby agenta w najważniejszym miejscu dla wszystkich komunistycznych wywiadów - w samym centrum Kościoła katolickiego. I nie ważne byłyby jego rzeczywiste możliwości operacyjne w Rymie i to czy Popiełuszko miałby rzeczywisty dostęp do Jana Pawła II lub do jego najbliższego otoczenia. Ważne było przede wszystkim to, że taki sukces operacyjny na pewno wzmacniałby pozycję polskich służb w komunistycznym bloku. KGB pomimo podejmowania usilnych starań nie posiadało wartościowej agentury w Watykanie. Czesław Kiszczak mógłby więc się pochwalić swym sukcesem przed towarzyszami radzieckimi, co niewątpliwie umacniałoby jego pozycję na Kremlu. Pamiętać trzeba, że szef MSW rywalizował z nadzorującym aparat bezpieki z ramienia KC PZPR gen. Jerzym Milewskim, którego pozycja na Kremlu nadal wydawała się mocna. POCZĄTKOWO NIE BYŁO PLANU ZABICIA KSIĘDZA Te wszystkie aspekty były niesłychanie ważne dla Kiszczaka. Niezależnie od działań SB zmierzających do wypracowania „pozycji werbunkowej” szef MSW postanowił sam zainspirować możliwość wysłania księdza do Rzymu. W jednej z rozmów z arcybiskupem warszawskim Bronisławem Dąbrowskim Kiszczak wyszedł z „niezobowiązującym” pomysłem wysłania ks. Popiełuszki do Rzymu, przedstawiając to jako najlepsze rozwiązania problemu niepokornego kapłana. Zasugerował też, że taki ruch ze strony Kościoła na pewno polepszyłby atmosferę w relacjach rząd – episkopat. Abp Dąbrowski przedstawił pomysł prymasowi Józefowi Glempowi, który nie zaakceptował go, ale i nie odrzucił. Jednak z biegiem czasu prymas sam zaczął rozważać takie posunięcie. Efektem subtelnej inspiracji gen. Kiszczaka było to, że jesienią 1984 r. zarówno abp Dąbrowski, jak i prymas Glemp zaczęli skłaniać się ku decyzji o wysłaniu ks. Jerzego do Rzymu. Wyrażony przez Popiełuszkę opór w przeprowadzonych z nim przez hierarchów rozmowach na ten temat, a przede wszystkim złożona przez księdza deklaracja pozostania ze swoją „owczarnią”, w relacjach kościelnych mogły być jedynie potwierdzeniem, że rzeczywiście należy go wysłać za granicę. Polski Kościół zakładał raczej bierny opór niż otwarte demonstrowanie politycznego sprzeciwu wobec rządzącego w PRL reżimu. Z powyższego biegu zdarzeń wynika, że polskie MSW nie przyjęło planu zabicia księdza. Zamierzało jedynie zwerbować go i wysłać do Rzymu. Oczywiście, kierownictwo MSW zdawało sobie sprawę z tego, że zwerbowanie Popiełuszki może być niezwykle trudne. Wiedział to gen. Kiszczak, stąd dopuszczał w planowanych działaniach werbunkowych sytuację, w której ksiądz zostanie doprowadzony do stanu „bliskości śmierci”, ale mimo wszystko zachowa życie. Fakt ten został potwierdzony w zeznaniach funkcjonariuszy byłego Departamentu IV już na początku lat 90., gdy po raz pierwszy podjęto śledztwo.   SPRAWA PRIORYTETOWA   Zbliżał się październik 1984 r. Realizująca pierwszoplanowe zadania operacyjne grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego była coraz bardziej zdeterminowana. Hart ducha i odwaga ks. Jerzego zadziwiły esbeków. Nie potrafili zrozumieć źródła jego nadprzyrodzonej siły. Zbliżały się urodziny ministra Kiszczaka (19 października) i kpt. Piotrowski wiedział doskonale, że sfinalizowanie werbunku kapłana byłoby znakomitym prezentem dla szefa MSW. Jego przełożony gen. Płatek, zapisał wówczas w swoim służbowym kalendarzu (odnalezionym później przez prokuratora Witkowskiego): „nadchodzi 19, a oni chcą”. Sprawa ks. Popiełuszki była priorytetowa. Przy tym Piotrowski i jego ludzie nie zdawali sobie sprawy, że szef MSW nakazał już kilka tygodni wcześniej inwigilowanie całego zespołu przez grupy operacyjne Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW). Gen. Kiszczak już od dawna bowiem nie ufał kpt. Piotrowskiemu, podejrzewając go o konsultowanie działań operacyjnych z KGB. Piotrowski spotykał się z przedstawicielami KGB w Bułgarii i we Lwowie. Dla gen. Kiszczaka szczególnie podejrzane były kontakty kapitana z gen. Michajłowem, rezydentem KGB w Warszawie, odpowiedzialnym za sowieckie działania w Polsce. Piotrowski co prawda wiedział od swojego kolegi Kościuka z Biura Techniki MSW, że jest śledzony, jednak nie bardzo chciał dać wiarę tym informacjom (notabene Kościuka niebawem aresztowano i skazano za ujawnienie tajemnicy państwowej). Ks. Popiełuszko od początku 1982 r. odprawiał Msze św. za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie.   OSTATNIA MSZA ŚWIĘTA I PORWANIE   Kiedy nadszedł 19 października 1984 r., grupa kpt. Piotrowskiego wiedziała, że ksiądz zamierza pojechać do Torunia, gdzie odprawi mszę w intencji ojczyzny w kościele Braci Męczenników Polskich. W ostatniej chwili Jacka Lipińskiego, kierowcę Popiełuszki, zamienił „Desperat” (Waldemar Chrostowski), który bardzo chciał jechać razem z księdzem. Od momentu wyjazdu z Warszawy kpt. Piotrowski był informowany o miejscu znajdowania się księdza i na bieżąco kontaktował się z dyrektorem Departamentu IV gen. Zenonem Płatkiem, który z kolei o sytuacji informował ministra Kiszczaka. Gdy wieczorem ks. Jerzy odprawiał mszę w toruńskim kościele, kpt. Piotrowski z kompanami siedzieli w stojącym w pobliżu kościoła służbowym fiacie 125p, czekając na podróż powrotną kapłana do Warszawy. Decyzja o rozpoczęciu akcji została wydana Piotrowskiemu przez gen. Płatka. Kilkadziesiąt metrów od kościoła, w którym ks. Jerzy odprawiał swoją ostatnią mszę, znajdowały się samochody z ubranymi po cywilnemu żołnierzami WSW, prowadzącymi inwigilację grupy kpt. Piotrowskiego. Fakt ten na początku lat 90. potwierdził jeden z szefów WSI prokuratorowi Witkowskiemu, udostępniając dzienniki prowadzonych przez WSW inwigilacji. Gdy ks. Jerzy po zakończeniu mszy wsiadł do swojego volkswagena golfa, za którego kierownicą siedział „Desperat”, miał realną szansę uciec czyhającym na niego esbekom. Tak się jednak nie stało. Na trasie z Torunia do Warszawy, w okolicy Górska, volkswagen księdza mimo jego sprzeciwu zatrzymał się przed jadącym za nim fiatem 125p Piotrowskiego. Kapitan i jego koledzy wepchnęli ks. Jerzego do bagażnika swojego samochodu. Tymczasem „Desperat” z założonymi kajdankami wsiadł do środka, lokując się obok kierowcy. Po drodze podczas jazdy udało mu się, nie ponosząc żadnych obrażeń, rzekomo wyskoczyć z pędzącego auta. Jak później ustalił prok. Witkowski, kajdanki były spiłowane i umożliwiały wyzwolenie się z nich, zaś uszkodzona w trakcie skoku z samochodu poła marynarki została odcięta ostrym narzędziem. Sam skok z samochodu po przeprowadzeniu wizji lokalnej przez prokuratora Witkowskiego okazał się niewykonalny przy prędkości wskazanej na procesie toruńskim przez „Desperata”. Kaskader biorący udział w rekonstrukcji zdarzeń złamał rękę i odniósł poważne potłuczenia.   OPERACYJNE NIEPOWODZENIE  Tymczasem auto esbeków z szamocącym się w bagażniku księdzem jechało dalej. Pierwszy postój zaplanowano w ruinach zamku toruńskiego, gdzie w trakcie śledztwa odnaleziono różaniec kapłana. Jednak ten ważny dowód ukryto w śledztwie. W trakcie postoju oprawcy rozpoczęli „zmiękczanie” księdza za pomocą pałki. Następny dłuższy postój zaplanowano w jednym ze starych bunkrów wojskowych w rejonie Kazunia. Tutaj ludzie Piotrowskiego kontynuowali działania, jeszcze bardziej brutalnie. Nad ranem półprzytomnego księdza przejęła inna grupa operacyjna. Kpt. Piotrowski ze swoimi kompanami wracał do Warszawy wściekły z powodu „operacyjnego” niepowodzenia i pełen obaw co do dalszych losów przedsięwzięcia. Tymczasem ksiądz znalazł się w rękach innego zespołu. Czy była to jakaś grupa z kontrwywiadu lub wywiadu wojskowego, czy była to inna grupa operacyjna MSW? Poszlaki uzyskane w śledztwie wskazują na „wojskowych”, którzy na prośbę gen. Kiszczaka śledzili wszelkie działania grupy kpt. Piotrowskiego od momentu mszy w kościele toruńskim. Grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego uprowadziła ks. Popiełuszkę wieczorem 19 października 1984 r. w okolicy Górska na trasie Toruń – Warszawa. Wepchnęli kapłana do bagażnika swojego fiata 125p i pojechali w kierunku Torunia. Podczas dwóch postojów – w ruinach zamku toruńskiego i następnie w starym bunkrze wojskowym w okolicy Kazunia – rozpoczęli brutalne „zmiękczanie” księdza za pomocą pałki. Nad ranem skatowanego, półprzytomnego Popiełuszkę przejęła inna grupa. Poszlaki uzyskane w śledztwie wskazują na „wojskowych” (służby wywiadu lub kontrwywiadu), którzy na prośbę gen. Czesława Kiszczaka śledzili wszelkie działania grupy kpt. Piotrowskiego od momentu mszy w kościele toruńskim.   KIEDY KSIĄDZ ZAKOŃCZYŁ ŻYCIE?   Jak wyglądały losy księdza w następnych dniach i kto dalej się nim „zajmował”? Na pewno kontynuowano brutalny proces werbunku, nie stroniąc od bicia i grożenia śmiercią. Poszlaki wskazują także, że w dniach 20-25 października ksiądz mógł przebywać na terenie jednej z sowieckich jednostek w rejonie Kazunia, gdzie znajdowała się m.in. ekspozytura KGB. W tym czasie kilkadziesiąt tysięcy ludzi resortu przeczesywało okoliczne tereny, mając do dyspozycji wszelkie środki, jakimi dysponowało wówczas Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Trwały akcje poszukiwawcze o krypt. „Przeszukanie” i „Sutanna”. Komunikaty radiowe i telewizyjne informowały o zaginięciu księdza, tak jakby władza zupełnie nie wiedziała, co się stało. 20 października organy ścigania szukały sprawców porwania, gdy tymczasem poruszali się oni w gmachu MSW przy ul. Rakowieckiej. Był to pierwszy element kłamstwa ze strony MSW i gen. Kiszczaka. Jak wyglądała styczność księdza z radzieckimi towarzyszami z KGB, tego nie wiemy i prawdopodobnie już się nie dowiemy. Odnalezione ciało księdza jednoznacznie wskazywało, że był on fizycznie maltretowany znacznie dłużej, niż mógłby to robić Grzegorz Piotrowski ze swoimi kompanami. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że 25 października 1984 r. ks. jeszcze żył. W tym właśnie dniu u lekarza leczącego kapłana pojawiło się dwu osobników z MSW z zapytaniem, jakie leki brał ksiądz i jakie dawki, sugerując zarazem, że wszystko jest z nim w porządku. Przerażona pani doktor udzieliła niezbędnych informacji tajemniczym osobnikom. Kiedy więc ksiądz zakończył życie? Wiele poszlak wskazuje, że miało to miejsce 25 października 1984 r. Wątpliwości mogą dotyczyć jedynie godziny zgonu. Prof. André Horve z jednego z uniwersytetów paryskich sugeruje również datę po 25 października 1984 r., opierając swój pogląd na podstawie oględzin zdjęć zwłok ks. Popiełuszki, jakie zdobył „Paris Match”. Prof. Horve wskazuje jednocześnie na wiele innych obrażeń księdza, których nie podano w oficjalnych komunikatach. Krótko mówiąc, jego opinia kwestionuje ustalenia prof. Marii Byrdy, która prowadziła oględziny medyczne zwłok księdza.   GEN. KISZCZAK - "DZIŚ MUSI SIĘ ZNALEŹĆ"  26 października ludzie gen. Kiszczaka lokalizują zwłoki w Wiśle po raz pierwszy. Fakt ten potwierdza zeznanie jednego z prokuratorów, któremu wydano polecenie wyjazdu i przeprowadzenia czynności na miejscu zdarzenia. Wówczas zwłoki księdza zostały wydobyte z wody i poddane oględzinom przez medyka, czego nie ujawniono na procesie toruńskim, następnie z powrotem wrzucone do Wisły. Szef Biura Śledczego MSW płk Zbigniew Pudysz konsultuje sprawę publicznego ujawnienia zwłok księdza i dalszych szczegółów związanych z kierunkiem śledztwa. 30 października gen. Kiszczak przylatuje helikopterem na tamę we Włocławku wraz ze swoim orszakiem i buńczucznie oznajmia zebranym ekipom poszukiwawczym: „Dziś musi się znaleźć”. Do akcji ruszają płetwonurkowie, którzy mają ujawnić i wydobyć zwłoki. Lokalizacja i wydobycie ciała księdza 30 października 1984 r. są również scenariuszem w detalach skonstruowanym przez MSW. Wystarczy wspomnieć, że inna ekipa nurków ujawniła zwłoki księdza w wodzie, a inna je wydobyła. Jeszcze przez wiele lat biorący udział w akcji płetwonurkowie będą poddawani naciskom ludzi gen. Kiszczaka. Nawet po 1989 r. wielu z nich będzie się bało złożyć zeznania przed prokuratorem prowadzącym śledztwo, obawiając się o swoje życie. Wersję odnalezienia zwłok księdza uzupełnia fakt, że ani Piotrowski, ani jego koledzy nie byli w stanie na procesie toruńskim precyzyjnie określić miejsca ich porzucenia.   dr Leszek Pietrzak historyk IPN "Głos Polski" nr 39 (23 - 29. 09. 2015)  Toronto   CZY PREZES TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO UKRYWA MORDERCÓW KS. POPIEŁUSZKI? MAMY TWARDE FAKTY!   Publicysta tygodnika Warszawska Gazeta – Mirosław Kokoszkiewicz – odszukał bardzo ważne i szokujące wystąpienia posła na Sejm IV kadencji Zygmunta Wrzodaka, który z trybuny sejmowej zadał pytanie dotyczące obecnego prezesa Trybunały Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Zdaniem byłego już posła w ministerstwie sprawiedliwości znajdują się zeznania płk. Pietruszki, który miał w obecności prof. Andrzeja Rzeplińskiego zeznawać na temat. zleceniodawców mordu bł. ks. Jerzego Popiełuszki oraz miał mówić kto chciał zabić biskupa Gulbinowicza! W kontekście obecnej postawy prof. Andrzeja Rzeplińskiego, ujawnienie tych informacji, będzie bardzo cennym dowodem z jakim człowiekiem mamy do czynienie. Prof. Rzepliński – według posła Wrzodaka miał należeć do PZPR. Poseł pytał o tą część życia obecnego prezesa TK, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Apelujemy do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, aby zlecił odszukanie tych materiałów, które mają znajdować się w kierowanym przez niego resorcie. Pytamy wprost:   CZY PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI PRZEZ LATA KRYŁ ZBRODNIARZY?   Prezentujemy całe wystąpienie posła Wrzodaka: Sejm, 4 kadencja, 107 posiedzenie (stenogram str. 329) , 3 dzień (07.07.2005) 28 punkt porządku dziennego: Powołanie Rzecznika Praw Obywatelskich (druki nr 4208 i 4257). Poseł Zygmunt Wrzodak: Dziękuję, panie marszałku. Wysoka Izbo! Chciałbym poprosić posłów wnioskodawców, którzy wnoszą o powołanie na rzecznika praw obywatelskich pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego, żeby coś powiedzieli o jego przeszłości politycznej, bo od strony zawodowej ja go znam dość dobrze. Ale czy prawdą jest, że do 1982 r. był sekretarzem POP na Uniwersytecie Warszawskim? I od kiedy był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej? Po drugie, jak się odnosi poseł wnioskodawca do wypowiedzi pana profesora z 2001 r., że on ma żal do władz komunistycznych z lat 1944-1950, że tylko dziesięciu Polaków zostało skazanych za tzw. mord w Jedwabnem, a powinno być skazanych przynajmniej stu? Na jakiej biografii, na jakiej historii, na jakich informacjach opiera taką dziwną opinię pan Rzepliński? I rzecz najważniejsza: otóż gdzieś na początku roku 1990 ówczesny pułkownik SB pan Pietruszka poprosił, żeby mógł się wyspowiadać przed prokuratorem krajowym. Spisano na tę okoliczność odpowiedni dokument w obecności pana Rzeplińskiego i nieżyjącego już pana Nowickiego. Pan płk Pietruszka pokazuje cały mechanizm zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki. Pan płk Pietruszka mówi, kto z MSW zlecił zamordowanie i zamordował Piotra Bartoszcze. To przesłuchanie było w obecności pana Rzeplińskiego. Co zrobił z tą informacją pan prof. Rzepliński? Następnie pan Rzepliński, słuchając wypowiedzi pana płk Pietruszki, który mówił wprost, że generał Kiszczak kazał mu poddać się uwięzieniu, ponieważ on musi chronić pana gen. Jaruzelskiego i pana Kiszczaka. Pan Pietruszka zgodził się na więzienie, bo sąd był w tym momencie ustawiony i prokuratura ustawiona. I rzeczywiście taki wyrok, jaki ustawili przed rozprawą, dostał pan Pietruszka. Pan generał Kiszczak obiecał panu płk. Pietruszce stopień generała po wyjściu z więzienia. Myślę, że tę informację posiada pan prof. Rzepliński. Pan prof. Rzepliński pod tymi zeznaniami pana esbeka Pietruszki podpisał się i te dokumenty są w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zetknąłem się z nimi w tym roku. To są dla mnie informacje szokujące, bo pan Pietruszka wprost pokazuje, kto zamordował i kto zlecił zabójstwo Piotra Bartoszcze, jak również w jaki sposób miał być zamordowany biskup Gulbinowicz i wiele innych osób w latach osiemdziesiątych. To są zeznania złożone w obecności pana prof. Rzeplińskiego. I pan prof. Rzepliński podpisuje się pod tym protokołem – podkreślam to. Co zrobił pan prof. Rzepliński z tą informacją od 1990 r.? Dziękuję bardzo. (Oklaski)   KIM NAPRAWDĘ JEST PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI? O CO GRA SZEF TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO? RZEPLIŃSKI ZHAŃBIŁ PAMIĘĆ BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI ZATAJAJĄC SWOJĄ WIEDZĘ O GŁÓWNYCH SPRAWCACH MORDU BEZPIEKI   66-letni prof. Andrzej Rzepliński, szef Trybunału Konstytucyjnego chce uchodzić za apolitycznego obrońcę Konstytucji. Prestiżowe funkcje zawdzięcza jednak głosom polityków Platformy Obywatelskiej i postkomunistów z SLD. Cieniem na jego wizerunku kładzie się milczące przyzwolenie na bezkarność faktycznych sprawców mordu na bł. ks. Jerzym Popiełuszce, przez wycofanie się Fundacji Helsińskiej z monitorowania śledztwa, a także firmowanie przez niego zapisów w ustawie lustracyjnej z 1998 roku, które chroniły najważniejszych konfidentów peerelowskich tajnych służb.   ANDRZEJ RZEPLIŃSKI - MARSZAŁEK TRZECIEJ IZBY STRAŻNIK III RP   Czytaj całość https://gloria.tv/media/uDH7UaxLxDx   CZY NIEZAWIADOMIENIE O PRZESTĘPSTWIE JEST KARALNE?   Niezawiadomienie organów ścigania o popełnieniu przestępstwa jest karalne. Nie dotyczy to jednak wszystkich przestępstw, a tylko tych wyróżnionych w art. 240 kodeksu karnego. Jakie to przestępstwa? Jaka kara grozi za niezawiadomieniu o ich popełnieniu? Osoba, która jest świadkiem przestępstwa albo posiada wiarygodne informacje o jego popełnieniu ma tylko obywatelski obowiązek zawiadomienia o nim. Żadne regulacje prawne nie nakazują osobom, pod groźbą kary, informowania o popełnieniu przestępstwa. Wyjątek stanowi art. 240 kodeksu karnego, który wskazuje szereg, najcięższych, przestępstw, o których niezawiadomienie grozi karą pozbawienia wolności do lat 3. Wśród nich wyróżniamy m.in.:   4. zabójstwo człowieka;    Źródła:   https://gloria.tv/media/uDH7UaxLxDx  dr Leszek Pietrzak, Jan Piński "Warszawska Gazeta" ; 31 grudnia 2015 - 7 stycznia 2016.  dr Leszek Pietrzak historyk IPN "Głos Polski" nr 39 (23 - 29. 09. 2015)  Toronto   Głos Polski" nr 49 (9 -14 12. 2015)  Toronto  warszawskagazeta.pl Mirosław Kokoszkiewicz   https://wzzw.wordpress.com/2016/01/09/%E2%96%A0%E2%96%A0-czy-prezes-tk-prof-rzeplinski-ukrywa-mordercow-ks-popieluszki-2/  http://poznajmy-prawde.blog.onet.pl/2010/10/19/nieznana-prawda-o-smierci-bl-ks-jerzego-popieluszki-z-www-fuckpc-com/  http://www.infor.pl/prawo/prawo-karne/swiadek/270483,Czy-niezawiadomienie-o-przestepstwie-jest-karalne.html  KARA 3 LATA ZA NIEPOWIADOMIENIE O ZBRODNI  https://wzzw.wordpress.com/2016/01/09/%E2%96%A0%E2%96%A0-czy-prezes-tk-prof-rzeplinski-ukrywa-mordercow-ks-popieluszki-2/  http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/kim-naprawde-jest-prof-andrzej-rzeplinski-rzeplinski-zhanbil-pamiec-bl-ks-jerzego  https://wzzw.wordpress.com/2015/12/05/%E2%96%A0%E2%96%A0-czy-prezes-tk-prof-rzeplinski-ukrywa-mordercow-ks-popieluszki/  http://nowyekran.info/paraliz-trybunalu-konstytucyjnego-andrzej-rzeplinski-prezes-czlonek-pzpr-ma-wiedze-kto-zlecil-mord-ks-jerzego-popieluszki/  http://g.gembalski.neon24.pl/post/126753,nie-bylo-popieluszki                   
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:14)
Kategoria wpisu: 

KOMISJA WENECKA Z "GAZETĄ WYBORCZĄ" W TLE. POLSKI INSTYTUT ORDO IURIS PRZEDSTAWIŁ KOMISJI WENECKIEJ OPINIĘ W SPRAWIE ZMIAN W USTAWIE O TRYBUNALE KONSTYTUCYJNYM

$
0
0
Ilustracja: 
  INSTYTUT ORDO IURIS PRZEDSTAWIŁ KOMISJI WENECKIEJ OPINIĘ W SPRAWIE ZMIAN W USTAWIE O TRYBUNALE KONSTYTUCYJNYM Data publikacji: 2016-02-09 12:00   Przedstawiciele Instytutu Ordo Iuris spotkali się z Komisją Wenecką i przedstawili stanowisko dotyczące niektórych przepisów zawartych w nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Wcześniej Instytut przekazał Komisji pisemną opinię w tej sprawie. Instytut zwraca w szczególności uwagę, że wprowadzenie reguł dotyczących kolejności rozpatrywania przez Trybunał wniosków o kontrolę zgodności aktów prawnych z Konstytucją zagwarantuje, że sprawy o istotnej wadze z perspektywy praw obywatelskich i praw człowieka nie będą rozpatrywane z nadmiernym opóźnieniem. Komisja ma w najbliższych tygodniach zaopiniować zmiany w ustawie o TK przyjęte pod koniec grudnia. Już pod koniec stycznia Instytut Ordo Iuris przekazał Europejskiej Komisji na Rzecz Demokracji przez Prawo (nazywanej również Komisją Wenecką) opinię w sprawie nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Komisja ma zaopiniować zmiany w polskim Trybunale w związku z wnioskiem Ministra Spraw Zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, który został przedstawiony 23 grudnia ubiegłego roku. Komisja Wenecka nie jest organem kontrolnym, a jej stanowisko będzie miało jedynie charakter rekomendacji, która nie będzie miała wobec naszego kraju mocy wiążącej. Instytut postanowił przedstawić swoje stanowisko ze względu na duże znaczenie wprowadzonych zmian z perspektywy ochrony praw obywatelskich. Przyjęta przez Sejm 22 grudnia ubiegłego roku nowelizacja ustawy o TK wprowadziła szereg modyfikacji w postępowaniu przed Trybunałem, ale pisemna opinia Instytutu odnosi się tylko do zmiany art. 80, który ma szczególne znaczenie z punktu widzenia działalności Ordo Iuris. Przepis ten zmienia procedurę ustalania przez Prezesa Trybunału kolejności rozpatrywania spraw przez składy orzekające TK. W przekonaniu Instytutu zmiana ta służy realizacji prawa do rozpatrzenia sprawy przez sąd bez nieuzasadnionej zwłoki, które jest zagwarantowane w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka oraz Konstytucji RP. Instytut podnosi, że zmiana art. 80 pozwoli ograniczyć swobodę w określaniu terminów rozpatrywania spraw przez Trybunał Konstytucyjny, która budziła wątpliwości co do zgodności z konstytucyjnymi gwarancjami prawa obywateli do rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki (art. 45 Konstytucji). Brak czytelnych zasad określających kolejność rozpatrywania wniosków wiąże się bezpośrednio z działalnością Instytutu, który zajmuje się m.in. przygotowaniem wniosków o kontrolę zgodności ustaw z Konstytucją. Do dzisiaj nie został rozpatrzony przez Trybunał Konstytucyjny przygotowany przez prawników Ordo Iuris i złożony przez grupę posłów wniosek w sprawie kontroli zgodności z Konstytucją niektórych przepisów ustawy z dnia 28 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wniosek oczekuje na rozpoznanie od ponad roku i 5 miesięcy, chociaż reprezentujący wnioskodawców mec. Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris zwrócił się do Trybunału z pisemną prośbą o pilne rozpatrzenie ze względu na jego istotną wagę z perspektywy praw obywatelskich. Brak rozpatrzenia wniosku zaskarżony art. 12a ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie umożliwia odebranie dziecka rodzicom bez uprzedniej decyzji sądu na podstawie decyzji pracownika socjalnego działającego w porozumieniu z funkcjonariuszem policji. Od 2010 roku liczba dzieci odbieranych rodzicom rośnie bardzo szybko. W samym tylko 2013 r. odebrano aż 587 dzieci na podstawie zakwestionowanego przepisu, co oznacza, że każdego dnia 2 dzieci było oddzielanych od swoich rodziców. Obowiązujące przepisy jednoznacznie negatywnie oceniają badania dotyczące ich funkcjonowania. Raport Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości wskazuje, że większość odebranych w tej procedurze dzieci w ogóle nie doświadczyło przemocy domowej, a raport Najwyższej Izby Kontroli wykazał, że po wejściu w życie przepisów ustanawiających tzw. procedurę Niebieskiej Karty wykrywalność przemocy domowej znacznie się zmniejszyła, a sytuacja ofiar pogorszyła się. Pomimo wysokiego znaczenia sprawy dla tysięcy rodziców w Polsce oraz praw dzieci, Prezes Trybunału Konstytucyjnego dotychczas nie wyznaczył daty rozpatrzenia sprawy. Tymczasem wnioski złożone po 28 sierpnia 2014 r. o znacznie mniejszej wadze zostały już rozpatrzone przez Trybunał. TK rozpoznał: - wniosek z 24 września 2014 r. w sprawie otwarcia zawodu urbanisty został rozpatrzony w dniu 24 marca 2015 r. - wniosek z 16 września 2014 r. w sprawie przepisów BHP dotyczących służb mundurowych został rozpatrzony w dniu 24 listopada 2015 - wniosek z 6 października 2014 r. w sprawie kwoty wolnej od podatku został rozpatrzony w dniu 28 października 2015 r. - wniosek z 6 października 2014 r. w sprawie odpowiedzialności Skarbu Państwa za szkody powodowane przez objęte ochroną gatunkową zwierzęta dziko występujące Po wejściu nowelizacji ustawy o Trybunale w życie, daty rozpraw oraz posiedzeń niejawnych, na których wyznaczone składy orzekające rozpatrują wnioski, będą ustalane w porządku chronologicznym, tj. według kolejności wpływu. Ordo Iuris stoi na stanowisku, że wraz z wprowadzeniem nowego przepisu prawo do rozpatrzenia sprawy przez sąd bez nieuzasadnionej zwłoki będzie realizowane w wyższym stopniu niż dotychczas. Podczas spotkania z Komisją Wenecką, w którym udział wzięli również pracownicy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, przedstawiciele Instytutu Ordo Iuris zwrócili także uwagę na nietrafność szeregu zastrzeżeń prawnych wobec innych przepisów ustawy.   Źródło:   file:///D:/Pulpit/PULPIT%20MARZEC%202016/Instytut%20Ordo%20Iuris%20przedstawi%C5%82%20Komisji%20Weneckiej%20opini%C4%99%20w%20sprawie%20zmian%20w%20ustawie%20o%20Trybunale%20Konstytucyjnym%20-%20ORDO%20IURIS%20Instytut%20na%20rzecz%20Kultury%20Prawnej.htm  Poniżej list otwarty ministra Spraw Zagranicznych Witolda Waszczykowskiego skierowany  do Pierwszego Wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa    Minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski                                                       Warszawa 29 lutego 2016     Szanowny Panie Sekretarzu Generalny,  Z najwyższą troską zwracam Pana uwagę na niefortunne zdarzenie, które miało miejsce w ramach współpracy pomiędzy Rządem RP a Komisją Wenecką Rady Europy. Jak Panu wiadomo w dniu 23 grudnia 2015 r. wystąpiłem z wnioskiem o opinię w sprawie ustawy z 25 czerwca 2015 r. zmieniającej ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Inicjatywa ta była podyktowana moim przekonaniem, że Komisja Wenecka poza wiedzą w dziedzinie zagadnień prawnych jest organem odgrywającym wyjątkową rolę w zarządzaniu sporami oraz, że może walnie przyczynić się do osiągnięcia konsensusu w kwestiach delikatnych z punktu widzenia prawnego i politycznego. Przyjąłem Pana osobistą rekomendację w tym względzie, Panie Sekretarzu Generalny, jako dodatkową solidną gwarancję rzetelności takiej procedury. Zgodnie z ustaloną procedurą, projekt opinii przygotowanej przez grupę roboczą sprawozdawców jako dokument poufny powinien być dostępny dla wyraźnie określonego grona zainteresowanych stron. Stanowi on podstawę konstruktywnego dialogu pomiędzy władzami oraz członkami Komisji Weneckiej, którego celem jest przyczynienie się do procesu wypracowywania trwałego rozwiązania. Można oczekiwać, że uwagi i poglądy Rządu RP wyrażone przez jego przedstawicieli na spotkaniu w dniach 12 i 13 marca 2016 r. zostaną przeanalizowane i wzięte pod uwagę przez członków Komisji przed przyjęciem i upublicznieniem tekstu ostatecznego. Postrzegam taką procedurę jako integralny proces prowadzący do identyfikowania sposobów osiągnięcia możliwego kompromisu. Władze polskie otrzymały projekt opinii 26 lutego 2016 r. (piątek) po południu. Następnego dnia główny dziennik "Gazeta Wyborcza" dobrze znany ze swojego agresywnego nastawienia do rządu RP, napisał o zastrzeżonym projekcie pod mylącym tytułem: "Komisja Wenecka ostro krytykuje zmiany w ustawach o Trybunale Konstytucyjnym". Artykuł zawiera streszczenie projektu, cały czas odwołując się do "opinii Komisji Weneckiej", tym samym powodując mylne wyrażenie przez większą część artykułu, że projekt ten odzwierciedla poglądy wszystkich członków. Link do angielskie wersji projektu umieszczono w internetowej wersji gazety. Inne media natychmiast zacytowały artykuł, powtarzając ten sam błąd rzeczowy. Dziennikarze zwrócili się do Prezes rady Ministrów, która odbywała właśnie oficjalną wizytę w kraju, zadając jej pytania na temat treści opinii. Premier nie mogła rzecz jasna posiadać wiedzy na ten temat. Ponadto niektórzy przedstawiciele opozycji postanowili nie honorować procedury ustanowionej przez Komisję Wenecką i skomentowali projekt, zgłaszając pod adresam Rządu daleko idące żądania. Tym samym proces, który w swym zamyśle miał wnieść wkład do dialogu politycznego, został wykorzystany przez opozycję do przypuszczenia brutalnego ataku na Rząd w celach wyłącznie politycznych. To uchybienie przyjętej procedurze i oczekiwanym standardom, jak również brak poszanowania dla procesu współpracy istotnie wpływa na zaufanie, które winno być podstawą w relacjach pomiędzy Radą Europy i przedstawicielami polskiego Rządu. Jestem głęboko zaskoczony, że Komisja Wenecka nie podjęła odpowiednich kroków, by uniknąć wykorzystania opinii jako instrumentu politycznego do atakowania Rządu, będącego lojalnym członkiem rady Europy. Niepokoi, że dziennikarze otrzymali projekt zapewne jeszcze przed przedstawicielami Rządu. Ten incydent świadczy o tym, że motywacją dziennikarzy, którzy zdecydowali się upublicznić zastrzeżony dokument na tym etapie oraz przedstawiciele opozycji, którzy natychmiast wykorzystali tę publikację jako argument przeciw rządzącej większości, nie była szczera wola znalezienia konstruktywnego rozwiązania. Z przykrością stwierdzam, że działania Komisji Weneckiej, jeszcze przed konkluzjami tej pracy, zostały bez skrupułów wykorzystane do celów politycznych. Ten smutny fakt rzuca dodatkowe światło na polityczny kontekst i implikacje dyskusji wokół Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Moje zdumienie zwiększa dodatkowo fakt, że przewodniczący Komisji Weneckiej nie podjął natychmiastowej reakcji w formie oświadczenia potępiającego przeciek i jego wykorzystanie do celów politycznych.     Proszę przyjąć Panie Sekretarzu Generalny, zapewnienia mojego poważania.                                                                                    Podpis                                                                                              Witold Waszczykowski     
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:12)
Kategoria wpisu: 

JAKI PREZYDENT TAKI ZAMACH - ORZECZENIE BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO. LECH KACZYŃSKI ZGINĄŁ W SAMOLOCIE, ANDRZEJ DUDA MIAŁ ZGINĄĆ W PANCERNYM SAMOCHODZIE?

$
0
0
Ilustracja: 
  JAKI PREZYDENT TAKI ZAMACH - ORZECZENIE BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO LECH KACZYŃSKI ZGINĄŁ W SAMOLOCIE, ANDRZEJ DUDA MIAŁ ZGINĄĆ W PANCERNYM SAMOCHODZIE?   Na prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego przeprowadzono dwa zamachy. Ten pierwszy na granicy Gruzji został skomentowany przez Bronisława Komorowskiego: "Jaki prezydent taki zamach". Ten drugi 10 kwietnia 2010 roku zaplanowany uprzednio przez stronę polską z towarzyszami radzieckim - przewodniczącym Komisji badającej "katastrofę" Wladimirem Putinem oraz z generalissimus Tatianą Anodiną, która już ze strachu zwiała do Francji, urzeczywistnił planowany zamach stanu Bronisława Komorowskiego i wbrew postanowieniom Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej uczynił go prezydentem RP. Patrz http://niepoprawni.pl/blog/2218/zamach-stanu W przypadku wczorajszego (4. 03. 2016 r.) groźnego incydentu wypadku drogowego, prezydenckiego opancerzonego samochodu, powstaje pytanie zasadnicze: czy był to planowany zamach na prezydenta RP? Wiele czynników technicznych wskazuje, iż raczej wyklucza się samoistne pęknięcie tylnej opony pancernego pojazdu o wadze 4 ton. Opony w takich pojazdach są skonstruowane z podwójnymi felgami i nawet zewnętrzne ich uszkodzenie, nawet przez najechanie na ostre krawędzie różnych części samochodowych rozsypanych na drogach wyklucza jakąkolwiek awarię podwójnej przecież opony, tym bardziej, iż konstrukcja pancernego pojazdu w razie takiej awarii umożliwia bezpieczne jazdę jeszcze przez wiele kilometrów. Na pogląd planowanego zamachu na prezydenta Andrzeja Dudę świadczą bezustanne ataki na jego osobę, prowadzone różnymi sposobami, nie tylko przez opozycję parlamentarną, poza parlamentarną, antypolską ofensywę medialną w kraju i za granicą. Opozycja parlamentarna i poza parlamentarna, Unia Europejska, Komisja Wenecka i osobiście trzeszczący strachem prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński, to najwięksi wrogowie Polski, partii rządzącej i prezydenta Rzeczypospolitej dr Andrzeja Dudy. Pezetpeerowiec Rzepliński, pospolity "gaudeamus igitur" - "Gaude Mater Polonia" za ciężkie pieniądze, z Chińską Republiką Ludową w tle, bardziej obawia się Trybunału Stanu, czy też sądu powszechnego za ukrywanie wiedzy o zleceniodawcach mordu na bł. księdzu Jerzym Popiełuszko, (patrz -  http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/kim-naprawde-jest-prof-andrzej-rzeplinski-rzeplinski-zhanbil-pamiec-bl-ks-jerzego ) niż utraty stanowiska prezesa TK. Niedawno w panicznym strachu oświadczył: "Trybunał Konstytucyjny nie cofnąłby się przed delegalizacją partii politycznej, której cele lub działalność byłyby nakierowane - poza wszelką wątpliwość – na obalenie metodami niedemokratycznymi ustroju Polski". -– stwierdził prof. Andrzej Rzepliński, prezes Trybunału Konstytucyjnego. Patrz http://wpolityce.pl/polityka/273190-rzeplinski-tk-nie-cofnalby-sie-przed-delegalizacja-partii-ktorej-cele-bylyby-skierowane-na-obalenie-metodami-niedemokratycznymi-ustroju-polski Opozycyjne  partie polityczne na czele z PO - PSL (ZSL) i Nowoczesną organizują wrogie polskiej racji stanu marsze KOD (Kordon Obskurnych Donosicieli), mając na celu odzyskanie utraconej władzy z Ryszardem Petru na premiera lub prezydenta. Schetyna zapowiada miliony manifestantów na ulicach polskich miast, "Gazeta Wyborcza" w porozumieniu z Unią Europejską i Komisją Wenecką organizuje przecieki projektu opinii Komisji Weneckiej z paszkwilanckimi nieprawdziwymi tytułami. W TVN grzmią kalumnijne wrzaski pogrobowców Kamila Durczoka, "dziennikarzy", Justyny Pochanke, Anity Werner, Grzegorza Kajdanowicza, Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, Piotra Marciniaka, Pawła Abramowicza, Jana Błaszkowskiego, Anny Czerwińskiej, Katarzyny Górniak, Cezarego Grochota, Roberta Jałochy, Renaty Kijowskiej, Dariusza Kmiecika,  Jarosława Kostkowskiego, Moniki Krajewskiej,  Dariusza Łapińskiego, Magdy Łucyan, Macieja Mazura,  Marka Nowickiego, Pawła Płuski, Dariusza Prosieckiego, Krzysztofa Skórzyńskiego, Katarzyny Sławińskiej, Jakuba Sobieniowskiego, Macieja Worocha, Marcina Wrony, Arlety Zalewskiej, Andrzeja Zauchy, Marzanny Zielińskiej. Nierzadko w telewizji widzimy postaci Andrzeja Zolla, Jerzego Stępnia, byłych prezesów TK wygrażającym rzekomym łamaniem Konstytucji przez prezydenta i Sejm.   MATEUSZ KIJOWSKI WEZWAŁ DO ZAMORDOWANIA JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO PEŁNE NIENAWIŚCI DO ANDRZEJA DUDY WPISY KOD NA FACEBOOKU   Mateusz Kijowski, jeden z inicjatorów powstania Komitetu Obrony Demokracji na popularnym portalu społecznościowym wezwał do zastrzelenia Jarosława Kaczyńskiego. Patrz http://prawy.pl/11695-tworca-kod-wzywa-do-zabicia-jaroslawa-kaczynskiego-opozycja-zaprzecza/   PRZERAŻAJĄCE WPISY CZŁONKÓW KOD   Przerażające i pełne mowy nienawiści są wpisy członków i wielbicieli Komitetu Obrony Demokracji na jego facebookowej stronie związane z wypadkiem pęknięcia opony w prezydenckim samochodzie. Oto kilkanaście następujących po sobie wpisów. Zenon Kaczorowski: Oj, jaka szkoda. Cezary Bąk: życzę mu śmierci w męczarniach. Ted Roznicki: myślałem, że będziemy robić zrzutkę na kwiaty, trudno, nie wyszło. Helena Jałosinska: byłam gotowa całą emeryturę przeznaczyć na wieniec, a niech tam. Arleta Kokot: no patrzcie, co za peszek. Ryszard Koczyrkiewicz: szkoda, że brzozy nie było. Rafał Romaniuk: a to pech. Krystyna Wardziak: pierwsze ostrzeżenie, drugiego nie będzie. Krzysztof Kędziora: jaka szkoda, że nie było tej brzozy. Wiesław Łabowicz: a jakby dwie? Artu Dru: Niestety nic mu się nie stało. Józef Kazik Kaźmierczak: Lech na Wawelu już się cieszył a tu dupa zimna. Bartosz Czerniec: Czekamy na replay - tym razem skuteczny. Iwona Szczypińska: Jakoś się nie przejęłam i wcale bym nie płakała, gdyby… Andrzej Ż. Pacha: Szkoda, że nie przednia strzeliła. Jadwiga Konik: Szkoda, że nie dwie. Kasia Daroszewska: Szkodników mało żal. Krzysztof Tomasz Ratajczak: szkoda, że go szlak nie trafił, a taką miałem nadzieję. Jędrzej L-ski: No szkoda, że się nie udało, kierowca miał szansę zostać bohaterem. Tomasz Pokora: Pewnie brzoza… szkoda… a było tak blisko. Wojtek Woś: Szkoda, cholera, a byłoby fajnie.   Takich wpisów są setki. W ogromnej większości pod nazwiskami, ze zdjęciami. Bez zażenowania, z pełną otwartością. Przecież w Komitecie Obrony Demokracji ludzie są odważni, "wykształceni, przepełnieni miłością do bliźnich" - jak sami twierdzą - i w większości z wielkich miast. Tymi wpisami powinien zając się prokurator i doprowadzić do ukarania ludzi posługującymi się mową nienawiści!   KILKA ZDAŃ O ANDRZEJU ZOLLU.ANDRZEJ ZOLL MASON PRZEWODNICZĄCY RADY CENTRUM JANA PAWŁA II "NIE LĘJAJCIE SIĘ".  Wnuk i prawnuk Fryderyków Zollów, profesorów UJ (tzw. starszego i młodszego). Fryderyk Zoll (starszy) umożliwił ucieczkę z więzienia tow. Leninowi. Fryderyk Zoll (młodszy) kolaborował z Niemcami Adolfa Hitlera i na polecenie Hansa Franka został zwolniony w czasie perfidnej niemieckiej akcji "Sonderaktion Krakau", po której wielu profesorów UJ i innych krakowskich wyższych uczelni zmarło w niemieckich obozach zagłady. Patrz http://palestra.pl/old/index.php?go=artykul&id=1816 Andrzej Zoll b. rzecznik praw obywatelskich, b. prezes TK piastuje od roku 2005 funkcję Przewodniczącego Rady Centrum Jana Pawła II "Nie lękajcie się". W mojej korespondencji z Krakowa zatytułowanej "Masoneria inaczej z autorytetem w tle" pomieszczonej w "Kurierze Codziennym" Chicago z dnia 25 - 28 maja 2007 roku w sposób precyzyjnie udokumentowany przedstawiłem fakty dotyczące powołania prof. Andrzeja Zolla przez Kurię Krakowską na kierowanie Fundacją kościelną "Pro Publico Bono" w tym na szefostwo Rady Centrum Jana Pawła II "Nie lękajcie się". Udokumentowałem również zapis dokonany przez Ludwika Hassa - historyka wolnomularstwa w jego książce "Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1821 - 1999 słownik biograficzny" /wydawnictwo Rytm Warszawa 1999/ w której figuruje w liście polskich masonów - Andrzej Zoll - profesor prawa, Kraków. Aby nie stwarzać wątpliwości do intencji prof. Andrzeja Zolla, jak również stosunku Kościoła rzymsko-katolickiego do zrzeszeń wolnomularskich (masońskich) zacytowałem tekst deklaracji "Kongresu Doktryny Wiary" z 1983 roku podpisanej przez prefekta kard. Józefa Ratzingera, przyjętej przez papieża Jana Pawła II, ogłoszonej na jego polecenie. Czytamy w niej : "...Negatywna ocena Kościoła o wolnomularskich zrzeszeniach pozostaje wciąż niezmienna, ponieważ ich zasady były zawsze uważane za nie do pogodzenia z nauką Kościoła i dlatego też przystąpienie do nich pozostanie nadal zabronione. Wierni, którzy należą do wolnomularskich zrzeszeń, znajdują się w stanie grzechu ciężkiego i nie mogą przyjmować Komunii świętej". Wystąpienia społeczno - polityczne prof. Andrzeja Zolla są ogólnie znane. Przypomnę niektóre z nich: "Niestety Kaczyńscy nastawieni są na budowę państwa opiekuńczego. Totalitaryzm nie zawsze sprowadza się do obozów koncentracyjnych. Państwo opiekuńcze też jest pewną. formą totalitaryzmu"."Odnoszę wrażenie, że zbliża się godzina powrotu na scenę polskiej inteligencji". ("Wodzowie profesorskiej rewolucji" - Paweł Sergiejczyk "Nasza Polska" nr 18 - 19 z dnia 30. 04 - 8. 05. 2007).  PĘKNIĘCIE TYLNEJ OPONY W PANCERNYM SAMOCHODZIE PREZYDENTA ANDRZEJA DUDY   Groźny incydent z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy na autostradzie A4 w dniu 4 marca 2016 r. W prezydenckiej limuzynie pękła tylna opona. Tylko dzięki doskonałym umiejętnościom kierowcy udało się uniknąć zderzenia z innymi samochodami i barierami. Auto zjechało na pobocze, nikomu nic się nie stało. Opona ma być poddana badaniom. Tylko dzięki doskonałym umiejętnościom kierowcy z BOR-u, udało się uniknąć zderzenia z innymi samochodami i barierami. Auto zjechało na pobocze, nikomu nic się nie stało. Opona ma być poddana badaniom. Prezydent jechał autostradą A4 z Karpacza, auto poruszało się z prędkością autostradową (około 160 km/godz.) a więc znaczną. W okolicach Lewina Brzeskiego k. Opola pękła tylna opona w prezydenckiej limuzynie. Tylko dzięki doskonałym umiejętnościom kierowcy BOR-u udało się uniknąć nieszczęścia i zderzenia z innymi autami i z barierą ochronną między jezdniami. Limuzyna zjechała na pobocze. Andrzejowi Dudzie ani nikomu z towarzyszących mu ludzi nic się nie stało. Prezydent został natychmiast przesadzony do innego samochodu w kolumnie i kontynuował podróż do Wisły na konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich. Andrzej Duda: Teoretycznie taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Andrzej Duda w rozmowie z Faktami TVN powiedział, że auto, którym jechał, wpadło w poślizg i zsunęło się do rowu. Jak dodał, nikomu nic się nie stało, "do żadnego poważnego wypadku absolutnie nie doszło". Prezydent podkreślił, że kierowca "zachował się wzorowo". Można powiedzieć: rzeczywiście super fachowiec - zaznaczył. Teoretycznie taka sytuacja nie powinna się zdarzyć, więc rozumiem, że muszą być przeprowadzone rutynowe badania także tej opony, która się rozleciała kompletnie i będzie to sprawdzone - stwierdził również Andrzej Duda. Natychmiast po incydencie szczegółowe zbadanie jego okoliczności i szczegółowe przebadanie samej opony zarządził szef Biura Ochrony Rządu płk Andrzej Pawlikowski, z którym rozmawiał dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski. Wiadomym jest, że podczas jazdy samochodem opona czasem strzela, są takie przypadki. Ale tu chodzi o samochód pancerny, dlatego też sam jestem ciekaw, co było przyczyną pęknięcia tej opony - powiedział płk Pawlikowski.  Zarówno Biuro Ochrony Rządu, jak i policja podejmą czynności wyjaśniające i opona, która pękła, zostanie zbadana - podkreślił. Wieczorem lakoniczny komunikat w sprawie incydentu wydało Biuro Ochrony Rządu. W dniu 4 marca 2016 roku w trakcie przejazdu kolumny specjalnej Biura Ochrony Rządu w jednym z pojazdów uległa uszkodzeniu opona. Życiu i zdrowiu osób podlegających ochronie BOR nie zagraża niebezpieczeństwo. Biuro Ochrony Rządu współpracując z Policją ustala przyczyny zdarzenia - napisano. Mariusz Błaszczak: Nie mogę przesądzić czegokolwiek, niczego nie wykluczam, nie mam żadnych teorii. Szef MSWiA Mariusz Błaszczak, któremu podlega Biuro Ochrony Rządu, poinformował w rozmowie z Mariuszem Piekarskim, że zwrócił się już do szefa BOR-u "o wyjaśnienie tej sprawy". Zostanie powołana komisja, wszystkie okoliczności zostaną sprawdzone. Nie mogę przesądzić czegokolwiek, niczego nie wykluczam, nie mam też żadnych teorii, które by (to zdarzenie) wyjaśniały. Oczywiście to nie powinno się zdarzyć - podkreślił minister. Jak zapowiedział: Wobec tych, którzy zaniedbali tą sprawę, zostaną wyciągnięte konsekwencje. Pojawiły się głosy, że opona w aucie prezydenta nie powinna pęknąć na trasie. Co na to były szef Biura Ochrony Rządu? "- Dziwi mnie to , że ta opona pękła i taka była reakcja samochodu. Tego typu samochody, opancerzone samochody, są wyposażone w specjalne koła. Ten samochód nie powinien był się tak zachować - powiedział w TVN24 były szef BOR gen. Marian Janicki. - Komisja będzie miała co robić - dodał. Janicki tłumaczył, że tego typu auto powinno zachowywać się inaczej podczas podobnego wypadku. Sama opona powinna wytrzymać kilkadziesiąt kilometrów, nawet po przestrzeleniu. - W momencie zamachu, przestrzelenia tej opony, samochód powinien z prędkością 80 kilometrów na godzinę jechać jeszcze przez 30 kilometrów - stwierdził Janicki. - Jeżeli prędkość była ok. 160-170 kilometrów na godzinę, to w tym momencie pojawia się problem. Samochód waży ok. 3 tony, więc można sobie wyobrazić, jak powinien się zachować, a jak się zachował - tłumaczył były szef BOR. Jak napisał na Facebooku Witold Jurasz, którego pasją – jak sam stwierdził – jest motoryzacja, wszyscy czołowi producenci aut opancerzonych oferują opony z wkładką z kompozytów, które pozwalają na kontynuowanie jazdy nawet po ich przestrzeleniu czy też po przejechaniu przez kolczatkę bez utraty kontroli nad samochodem i zmiany kierunku jazdy. Opona taka ma wewnątrz tak jakby felgę nałożoną na felgę. Cechą takich opon jest dużo szybsze ich zużywanie – oznacza to konieczność ich regularnej wymiany nawet co 10 000 km, a jej koszt przekracza koszt zwykłej kilkunastokrotnie. Jurasz wyjaśnia, że prezydent jechał autem marki BMW, serii 7 poprzedniej generacji. W autach tych wspomniane opony montowano jako standard. Pisze, że z zasady nie lubi teorii spiskowych, ale auto nie zachowało się tak, jak powinno się zachować auto opancerzone, wyposażone w opisane wyżej opony. Przyczyną takiego zachowanie opony mogło być niewymienianie opon na czas, zamienienie ich na zwykłe czy też nieprzetaczanie auta, co jest konieczne, gdyż opona może ulec odkształceniu z powodu dużej masy samochodu. Inni eksperci mają podobne zdanie na temat zdarzenia. – To faktycznie bardzo dziwna sytuacja, biorąc pod uwagę typ opony, jaka uległa według przekazów medialnych zniszczeniu. Samochód powinien nawet przy braku powietrza w oponie przejechać jeszcze przynajmniej kilka kilometrów – powiedział portalowi niezalezna.pl Piotr Trzaska, biegły rzeczoznawca sądowy.   KOMISJA WENECKA  Od zeszłego tygodnia nie gasną echa dyskusji wokół Komisji Weneckiej i projektu jej opinii na temat Polski, do którego dotarła "Gazeta Wyborcza". Zdaniem PiS doszło do publikacji "przecieku", który posłużył opozycji "do przypuszczenia brutalnego ataku na rząd, wyłącznie w celach politycznych". W rozmowie z Interią dr hab. Piotr Wawrzyk z Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego przyznaje, że projekt opinii Komisji Weneckiej "nie przystaje do polskich realiów". Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/tylko-u-nas/news-ekspert-projekt-opinii-komisji-weneckiej-jest-oderwany-od-po,nId,2154699#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox  WIELKIE PRZEŻYCIA POLAKÓW   Incydent z prezydencką limuzyną i Andrzejem Dudą na pokładzie budzi wielkie emocje Polaków. Nie tylko zwykli internauci, ale i sprzyjający PiS dziennikarze mówią o zamachu na życie głowy państwa z lożą masońską w tle. Żałuję, że nie powiedziałem tego mocniej - tak Bronisław Komorowski odpowiedział na pytanie, czy nie żałuje swojego komentarza po ostrzelaniu kolumny Lecha Kaczyńskiego w Gruzji: "Jaki prezydent, taki zamach".  Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/artykul/458618,jaki-prezydent-taki-zamach-komorowski-zaluje-ze-nie-powiedzialem-tego-mocniej,id,t.html           
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:13)
Kategoria wpisu: 

11 LIPCA DZIEŃ PAMIĘCI MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN SYMBOLEM MARTYROLOGII NARODU POLSKIEGO

$
0
0
Ilustracja: 
UKRAIŃSKIE ZBRODNIE NA POLAKACH 11 LIPCA DZIEŃ PAMIĘCI MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN   11 lipca 1943 roku Ukraińska Powstańcza Armia dokonała brutalnych mordów na Polakach. 11 lipca 1943 – Rzeź Wołynia. "Ukraińscy nacjonaliści nie zawahali się spełnić największej i najokrutniejszej zbrodni" 11 lipca 1943 r.  nacjonalizm ukraiński  przestał się liczyć z ogólnoludzkimi ideami,  jak solidarność,  miłosierdzie,  humanizm. Nie zawahał się spełnić  największej i najokrutniejszej  zbrodni. Oblicza się,  że  ponad 4 tysiące polskich wsi  i  miasteczek  zostało zmasakrowanych  i spalonych przez  Ukraińską  Powstańczą  Armię. Ona też  pod banderowskimi hasłami: " Albo będzie Ukraina,  albo Polska krew po kolana,  Śmierć jednego Polaka – to  metr wolnej Ukrainy" -  wyprawiła na tamten świat  200 tysięcy Polaków. Nie można tych okrutnych zbrodni  wykreślić z pamięci, wymazać z historii, nie pozostawiając żadnej przestrogi dla potomnych. Nie wolno nam tego zapomnieć, bo zbezcześcilibyśmy tę straszną ofiarę i padli wobec katów na kolana. Trzeba zacząć głosić całą prawdę wolną od przemilczeń, przeinaczeń i manipulacji.  Prawdę odważną, która sięga do korzeni zła. Na dzień przed rozpoczęciem Rzezi Wołyńskiej przybyli do obozu UPA w Koniuchach dwaj polscy wojskowi Krzysztof Markiewicz i Zygmunt Rumel na rozmowy ostatniej szansy mające powstrzymać ataki ukraińskich nacjonalistów na Polaków mieszkających na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Pomimo wcześniejszych zapewnień i deklaracji ze strony Ukraińców oraz listu żelaznego, dającego gwarancję nietykalności polskim parlamentariuszom, zostali oni natychmiast pojmani i rozerwani końmi. Następnego dnia pierwszy komandyr Hołowny UPA Dmytro Kłaczkiwśkyj pseudonim Kłym Sawur, realizując dyrektywę Mykoły Łebedia, pseudonim Ruban, prowydnyka OUN w zastępstwie Bandery,( który rozkazał zlikwidować Polaków od niemowlęcia w kołysce do starca nad grobem), rozpoczął rzeź Wołynia. Wykonano to zgodnie z przekonaniem Łebedia, który stwierdził, że nie może być mowy o wypędzeniu, chodzi o fizyczną likwidację Polaków na miejscu. W rozkazie do podległych sobie atamanów Sawur pisał: "Powinniście przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy wycofywaniu niemieckich wojsk należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności polskiej… bitwy tej nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Wsie i wioski powinny zniknąć z powierzchni ziemi". Apogeum tej zbrodni, wraz z wypędzeniem rdzennej ludności polskiej rozpoczęło się na skalę masową w dniach 11-12 lipca 1943 roku. W tych dwóch tylko dniach kurenie i sotnie OUN-UPA dokonały jednoczesnego napadu na ponad 160 wsi i osiedli polskich mordując w sposób wręcz niespotykany w dziejach ludzkości ponad 20 tysięcy ludzi. W ciągu zaś całego miesiąca lipca zmasowany atak band OUN-UPA objął łącznie ponad 530 miejscowości na samym tylko Wołyniu. Jeden z bandytów, kirynnyj ,,Łysyj’’ meldował: "29 sierpnia, przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego(967 osób, w tym 466 dzieci do lat 14 ). Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia. Tego strasznego mordu dokonano pod hasłami: Śmierć jednego Lacha to metr wolnej Ukrainy, Ukraina będzie, i ma być czysta jak szklanka źródlanej wody". Mimo wszystko widoczne były chyba jakieś wahania nawet wśród samych rezunów, skoro Sawur ponownie nakazywał:    "Trzymać się instrukcji: niszczyć Polaków i ich miejsca zamieszkania wszelkimi sposobami; uśmiercać także uciekających. W propagandzie głosić, że z polską ludnością UPA obchodzi się humanitarnie". W sierpniu 1943 roku Kłaczkiwśkiego na stanowisku komandyra hołownego UPA zastąpił Roman Szuchewycz –("Taras Czuprynka", "Tur"). ,,Czuprynka’’ ze swej strony także wydał na wiosnę 1944 roku ludobójczy rozkaz: "W związku z sukcesami bolszewików należy przyspieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić, wsie mieszane-tylko ludność polską niszczyć. Za zamordowanie jednego Ukraińca czy przez Polaka, czy przez Niemców – rozstrzelać 100 Polaków.’ W ulotce natomiast głosił: "Walkę prowadzimy bez pardonu, kto nie jest Ukraińcem temu śmierć. Historycznym naszym wrogom Polakom i Żydom – im wszystkim śmierć. Sława Ukrainie". Jednak banderowcy nie poprzestali w swoim ludobójczym szale tylko  na samym Wołyniu, bowiem ich nawała po kilku dniach ruszyła również na trzy województwa wschodnio- małopolskie: Tarnopolskie, Stanisławowskie i Lwowskie. Polacy wschodnio- małopolscy swoją apokalipsę z rąk UPA mieli jednak dopiero przeżyć, w dobie drugiej okupacji sowieckiej. Wyrżnięto ich tu wtedy cztery razy więcej niż na Wołyniu. Akcje antypolskie i rzezie ludności przebiegały według trzech głównych scenariuszy - były to napady na miejscowości zamieszkane głównie przez Polaków, akcje przeciwko Polakom mieszkającym we wsiach ukraińskich lub mieszanych oraz ataki na kilkuosobowe grupki Polaków lub pojedyncze osoby. W przypadku napadów na większe kolonie polskie, UPA często wykorzystywała element zaskoczenia - atakując w nocy, o świcie lub podczas prac gospodarskich czy niedzielnej mszy św., kiedy mieszkańcy byli skoncentrowani w jednym miejscu. Miejscowość była otaczana kordonem uzbrojonych w broń palną członków UPA, których zadaniem było strzelanie do uciekających. Pozostali napastnicy, członkowie oddziałów samoobrony ukraińskiej współpracujących z UPA, uzbrojeni w siekiery, noże, widły, kosy ustawione na sztorc i inne narzędzia gospodarskie, rozchodzili się po osadzie i mordowali mieszkańców, często ich przy tym torturując. Ofiarami padali Polacy różnej płci i wieku, a także Ukraińcy, którzy pomagali Polakom bądź przeszli z prawosławia na katolicyzm. Teren wsi był starannie przeszukiwany, a na uciekinierów urządzano obławy w okolicznych lasach i na polach. W drugim typie napadów skierowanych przeciwko polskim mieszkańcom osad ukraińskich lub mieszanych, brały udział mniejsze grupy napastników, także działających z zaskoczenia. Mordy dokonywane na pojedynczych Polakach dotyczyły często uciekinierów z osad lub podróżnych. Wspólną cechą akcji przeciw Polakom było ogromne okrucieństwo, połączone z rabunkiem mienia i paleniem gospodarstw, a także niszczeniem materialnych śladów polskiej obecności na Wołyniu, takich jak dwory, kościoły i kaplice, a nawet ogrody czy parki. Próby rozmów czy negocjacji ze stroną ukraińską kończyły się niepowodzeniem. Zarówno Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), jak i tamtejsze, rdzenne chłopstwo przeszło samo siebie w wymyślaniu sposobów zadawania niewinnym ludziom śmierci. Mordowano wszystkich bez pardonu, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców. Wypruwano płody z łon ciężarnych matek, obcinano piersi, wydłubywano oczy, rozrywano końmi. Mordów dokonywano z wielkim okrucieństwem, często poprzedzając je wymyślnymi torturami, następnie wsie i osady grabiono i palono. Po dokonanych masakrach do wsi na furmankach wjeżdżali chłopi z sąsiednich wsi ukraińskich, zabierając mienie pozostałe po zamordowanych Polakach. Jedną z najbardziej krwawych zbrodni w tym czasie była rzeź Polaków w Kołodnie w powiecie krzemienieckim. 14 lipca do wsi wjechało 300 upowców, którzy podzielili się na małe grupy i rozeszli po zagrodach. Domostwa zamieszkane przez Polaków wskazywali im miejscowi Ukraińcy. Po wejściu do domów bandyci mordowali ich przy pomocy siekier lub broni palnej. Rzeź trwała około 3 godzin, według niektórych źródeł zamordowano nawet do 500 osób, w tym wiele dzieci. A tak wyglądał “krajobraz po bitwie”, którego sprawczynią była “heroiczna UPA” widziany oczami słynnego partyzanta Józefa Sobiesiaka – “Maksa”: W ciągu pierwszego dnia marszu, na całej trasie, wynoszącej około trzydziestu pięciu kilometrów, nie spotkaliśmy ani jednej wsi zamieszkałej przez ludzi. Chaty były w większości spalone i zrównane z ziemią, a po ruinach błąkały się zdziczałe psy i koty. Tu i ówdzie spod przysypanej śniegiem ziemi sterczały ludzkie kości. Zdawać by się mogło, że jakiś straszliwy demon zniszczenia nawiedził tę nieszczęsną ziemię, pochłaniając człowieka wraz z tym wszystkim, co jego rozum i ręce stworzyły przez wieki. Z przerażeniem patrzyliśmy na tę pustynię, wsłuchując się w poświście wiatru płaczu dzieci i jęku mordowanych kobiet. Prawdziwe oblicze OUN – UPA dostrzegł Wołyński Okręgowy Delegat RP Juliusz Kozłowski – “Cichy”,  który w swoim liście do kierownictwa politycznego UPA, 25 listopada 1943 roku, pisał: "Wychowankowie niemieccy narodowości ukraińskiej, a nie Polacy rozpoczęli masowe i barbarzyńskie rzezie bezbronnej ludności polskiej. "Pamiętajcie, że to co obecnie dzieje się na Wołyniu, obarcza cały naród ukraiński, że to Wy i Wasze przyszłe pokolenia płacić będziecie rachunek. Nie wolno Wam protestować po cichu, ulegać zbrodniczemu terrorowi i dalej pozwalać, by wróg Waszymi rękami niszczył Waszą przyszłość. Czyż nie widzicie, że chodzi mu o to, żeby na zakończenie wojny słowo Ukrainiec równoznaczne było ze słowem morderca? Czyn odważny, odpowiedzialny jest z Waszej strony koniecznością. Rzeź i mord nie budują nigdy bytu niepodległościowego, a wyłączają ze społeczności cywilizacyjnej i są jaskrawym dowodem niedojrzałości państwowej. Broń do tego dzieła w dużej mierze pochodziła z rąk niemieckich, stamtąd przyszło wyszkolenie wojskowe i to właśnie tragicznie związało w opinii świata Wasze imię z Niemcami. Gdy przyznacie otwarcie, że Niemcy wykorzystali Waszą nienawiść do nas dla szerzenia w Polsce rozszalałego terroru – docenimy Wasze stanowisko. Tylko bowiem uświadomienie obustronnych błędów prowadzić może do zmniejszenia dzielącej nas przepaści. Władze obecnej Ukrainy muszą mieć świadomość prawdy, że UPA nie była żadną “armią powstańczą”, tylko “kureniami rizunów”, zbrodniczą antypartyzantką powołaną do życia dla dokonania rzezi ludności polskiej na obszarze suwerennego, aczkolwiek okupowanego państwa polskiego. Wymyśla się nawet działania UPA przeciw nazistowskim najeźdźcom, aby tylko dla zbrodniarzy uzyskać prawa kombatanckie. Trzeba tu dodać, że na terenie Ukrainy nie było ani jednego oddziału UPA. Jedynym działaniem UPA było mordowanie Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z wyłączeniem Lwowa. We Lwowie Ukraińcy dokonali kilku zabójstw i przekonali się, że w tym ciągle polskim mieście pod okupacją niemiecką, mimo istnienia ukraińskiej policji nie mogli tego robić bezkarnie". Na początku 1944 roku, Polacy znajdowali się już jedynie w miastach, wokół ośrodków samoobrony (różnych grup, oddziałów, placówek, ośrodków i baz samoobrony), które wytrzymały ukraiński napór oraz w oddziałach partyzanckich, które we współpracy z oddziałami Armii Krajowej, m.in. 27. Wołyńską Dywizją AK, próbowały organizować akcje obronne i odwetowe przeciw UPA. Zbrodnie były dziełem Ukraińskiej Powstańczej Armii, wzmocnionej w marcu i kwietniu 1943 r. przez dezerterów z Ukraińskiej Policji Pomocniczej, wspomaganej przez ukraińskie chłopstwo zwane czernią, Samoobronni Kuszczowi Widdiły i Służbę Bezpeky OUN-B. Według różnych danych, szacuje się, że zbrodniarze z OUN/UPA wymordowali w bestialskim ludobójstwie, nigdy wcześniej nie znanym na skalę światową, od 11 lipca do końca września 1943 roku na Wołyniu od 180 do 200 tysięcy Polaków. Bohaterom Kresów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wieczna pamięć, cześć i chwała! Nie wolno zapominać o całej martyrologii Narodu Polskiego w czasie II Wojny Światowej i przed jej rozpoczęciem, o ofiarach innych zbrodni. Istnieją sprawy ludobójstwa na Polakach zapomniane, zepchnięte w cień i dlatego wymagają stałego przypominania. W sierpniu 1937 roku rozpoczęła się operacja Polska NKWD trwająca do 1938 roku, w wyniku której zamordowano 200 tysięcy Polaków. (Tomasz Sommer "Operacja antypolska NKWD 1937 - 1938" - Geneza i przebieg ludobójstwa popełnionego na Polakach w Związku Sowieckim - biblioteka Wolności Warszawa 2014 - " ...ludobójstwo dokonane w ZSRS w latach 1937 - 1938 w wyniku którego zginęło ok. 200 tys. spośród prawie miliona tamtejszych Polaków...") Ci, którzy pamiętają o ofiarach zbrodni popełnianych na Polakach na Wschodzie, o tej sprawie jakoś pamiętać nie chcą. Tymczasem Polacy, których II Rzeczpospolita zostawiła za granicą ryską utworzoną w marcu 1921 roku, stali się pierwszą ofiarą ludobójstwa dokonanego na Kresach. Także o tych dalszych Kresach nie wolno zapominać. Jedni i drudzy - i ci, których pomordowali ukraińscy nacjonaliści, i ci, których pomordował sowiecki i niemiecki system totalitarny - zasługują na naszą pamięć. O pamięć o tych, których wymordowali Ukraińcy, upomina się spora, aktywna grupa, jeśli można tak powiedzieć – wspólnota pamięci. Ta wspólnota przechowała się, przetrwały rodziny tych, których tak brutalnie, tak bestialsko pomordowali uczniowie Dmytro Doncowa. Natomiast wspólnota pamięci żyjących za granicą ryską praktycznie się nie zachowała. Wszyscy zostali albo wymordowani, albo wywiezieni do Kazachstanu lub na Sybir, skąd nigdy nie wrócili. Musimy zbudować jako naród symboliczną wspólnotę pamięci o tych, o których pamiętać nie ma już kto. Pamiętajmy zarówno o tych Polakach, którzy na skutek swojej polskości zostali wytropieni przez uczniów Dmytro Doncowa i Adolfa Hitlera, jak i tych, których wytropili wykonawcy rozkazów Józefa Stalina, czy Adolfa Hitlera. Wskazanie  11 lipca Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian jest posunięciem symbolicznie zrozumiałym, choć można byłoby wymienić także inne daty narodowej martyrologii.    USTANOWIENIE PRZEZ SEJM RP NARODOWEGO DNIA PAMIĘCI - 11 LIPCA DNIEM PAMIĘCI MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN - BĘDZIE SYMBOLEM CAŁOKSZTAŁTU MARTYROLOGII NARODU POLSKIEGO - MĘCZEŃSTWA I ZBRODNI LUDOBÓJSTWA POPEŁNIONEGO NA OBYWATELACH POLSKICH W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ, JAK RÓWNIEŻ W CZASIE OPERACJI ANTYPOLSKIEJ NKWD 1937 - 1938 W KTOREJ ZAMORDOWANO 200 TYSIĘCY POLAKÓW Z MILIONA ZAMIESZKAŁYCH W ZSRS.    Opracował Aleksander Szumański "Głos Polski" w Toronto .  Źródła:   prof. dr hab. Edward Prus – "Banderowcy – Defekt historii"  prof. dr hab. Edward Prus – "Ukraino pokochaj prawdę" str.11 -31  K. Bulzacki, "Polacy i Ukraińcy. Trudny rozwód". Wyd. “Na Rubieży” 1997   Aleksander Szumański "Banderland" http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/banderland.html  http://www.sadistic.pl/69-rocznica-rzezi-wolynskiej-vt125910.htm  http://info.elblag.pl/56,42006,11-lipca-1943--Rzez-Wolynia-Nie-zawahali-sie-spelnic-najwiekszej-i-najokrutniejszej-zbrodni.html...#ixzz3fZZdCgR0             11 lipca 1943 roku Ukraińska Powstańcza Armia dokonała brutalnych mordów na Polakach. 11 lipca 1943 – Rzeź Wołynia. "Ukraińscy nacjonaliści nie zawahali się spełnić największej i najokrutniejszej zbrodni" 11 lipca 1943 r.  nacjonalizm ukraiński  przestał się liczyć z ogólnoludzkimi ideami,  jak solidarność,  miłosierdzie,  humanizm. Nie zawahał się spełnić  największej i najokrutniejszej  zbrodni. Oblicza się,  że  ponad 4 tysiące polskich wsi  i  miasteczek  zostało zmasakrowanych  i spalonych przez  Ukraińską  Powstańczą  Armię. Ona też  pod banderowskimi hasłami: " Albo będzie Ukraina,  albo Polska krew po kolana,  Śmierć jednego Polaka – to  metr wolnej Ukrainy" -  wyprawiła na tamten świat  200 tysięcy Polaków. Nie można tych okrutnych zbrodni  wykreślić z pamięci, wymazać z historii, nie pozostawiając żadnej przestrogi dla potomnych. Nie wolno nam tego zapomnieć, bo zbezcześcilibyśmy tę straszną ofiarę i padli wobec katów na kolana. Trzeba zacząć głosić całą prawdę wolną od przemilczeń, przeinaczeń i manipulacji.  Prawdę odważną, która sięga do korzeni zła. Na dzień przed rozpoczęciem Rzezi Wołyńskiej przybyli do obozu UPA w Koniuchach dwaj polscy wojskowi Krzysztof Markiewicz i Zygmunt Rumel na rozmowy ostatniej szansy mające powstrzymać ataki ukraińskich nacjonalistów na Polaków mieszkających na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Pomimo wcześniejszych zapewnień i deklaracji ze strony Ukraińców oraz listu żelaznego, dającego gwarancję nietykalności polskim parlamentariuszom, zostali oni natychmiast pojmani i rozerwani końmi. Następnego dnia pierwszy komandyr Hołowny UPA Dmytro Kłaczkiwśkyj pseudonim Kłym Sawur, realizując dyrektywę Mykoły Łebedia, pseudonim Ruban, prowydnyka OUN w zastępstwie Bandery,( który rozkazał zlikwidować Polaków od niemowlęcia w kołysce do starca nad grobem), rozpoczął rzeź Wołynia. Wykonano to zgodnie z przekonaniem Łebedia, który stwierdził, że nie może być mowy o wypędzeniu, chodzi o fizyczną likwidację Polaków na miejscu. W rozkazie do podległych sobie atamanów Sawur pisał: "Powinniście przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy wycofywaniu niemieckich wojsk należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności polskiej… bitwy tej nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Wsie i wioski powinny zniknąć z powierzchni ziemi". Apogeum tej zbrodni, wraz z wypędzeniem rdzennej ludności polskiej rozpoczęło się na skalę masową w dniach 11-12 lipca 1943 roku. W tych dwóch tylko dniach kurenie i sotnie OUN-UPA dokonały jednoczesnego napadu na ponad 160 wsi i osiedli polskich mordując w sposób wręcz niespotykany w dziejach ludzkości ponad 20 tysięcy ludzi. W ciągu zaś całego miesiąca lipca zmasowany atak band OUN-UPA objął łącznie ponad 530 miejscowości na samym tylko Wołyniu. Jeden z bandytów, kirynnyj ,,Łysyj’’ meldował: "29 sierpnia, przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego(967 osób, w tym 466 dzieci do lat 14 ). Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia. Tego strasznego mordu dokonano pod hasłami: Śmierć jednego Lacha to metr wolnej Ukrainy, Ukraina będzie, i ma być czysta jak szklanka źródlanej wody". Mimo wszystko widoczne były chyba jakieś wahania nawet wśród samych rezunów, skoro Sawur ponownie nakazywał:    "Trzymać się instrukcji: niszczyć Polaków i ich miejsca zamieszkania wszelkimi sposobami; uśmiercać także uciekających. W propagandzie głosić, że z polską ludnością UPA obchodzi się humanitarnie". W sierpniu 1943 roku Kłaczkiwśkiego na stanowisku komandyra hołownego UPA zastąpił Roman Szuchewycz –("Taras Czuprynka", "Tur"). ,,Czuprynka’’ ze swej strony także wydał na wiosnę 1944 roku ludobójczy rozkaz: "W związku z sukcesami bolszewików należy przyspieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić, wsie mieszane-tylko ludność polską niszczyć. Za zamordowanie jednego Ukraińca czy przez Polaka, czy przez Niemców – rozstrzelać 100 Polaków.’ W ulotce natomiast głosił: "Walkę prowadzimy bez pardonu, kto nie jest Ukraińcem temu śmierć. Historycznym naszym wrogom Polakom i Żydom – im wszystkim śmierć. Sława Ukrainie". Jednak banderowcy nie poprzestali w swoim ludobójczym szale tylko  na samym Wołyniu, bowiem ich nawała po kilku dniach ruszyła również na trzy województwa wschodnio- małopolskie: Tarnopolskie, Stanisławowskie i Lwowskie. Polacy wschodnio- małopolscy swoją apokalipsę z rąk UPA mieli jednak dopiero przeżyć, w dobie drugiej okupacji sowieckiej. Wyrżnięto ich tu wtedy cztery razy więcej niż na Wołyniu. Akcje antypolskie i rzezie ludności przebiegały według trzech głównych scenariuszy - były to napady na miejscowości zamieszkane głównie przez Polaków, akcje przeciwko Polakom mieszkającym we wsiach ukraińskich lub mieszanych oraz ataki na kilkuosobowe grupki Polaków lub pojedyncze osoby. W przypadku napadów na większe kolonie polskie, UPA często wykorzystywała element zaskoczenia - atakując w nocy, o świcie lub podczas prac gospodarskich czy niedzielnej mszy św., kiedy mieszkańcy byli skoncentrowani w jednym miejscu. Miejscowość była otaczana kordonem uzbrojonych w broń palną członków UPA, których zadaniem było strzelanie do uciekających. Pozostali napastnicy, członkowie oddziałów samoobrony ukraińskiej współpracujących z UPA, uzbrojeni w siekiery, noże, widły, kosy ustawione na sztorc i inne narzędzia gospodarskie, rozchodzili się po osadzie i mordowali mieszkańców, często ich przy tym torturując. Ofiarami padali Polacy różnej płci i wieku, a także Ukraińcy, którzy pomagali Polakom bądź przeszli z prawosławia na katolicyzm. Teren wsi był starannie przeszukiwany, a na uciekinierów urządzano obławy w okolicznych lasach i na polach. W drugim typie napadów skierowanych przeciwko polskim mieszkańcom osad ukraińskich lub mieszanych, brały udział mniejsze grupy napastników, także działających z zaskoczenia. Mordy dokonywane na pojedynczych Polakach dotyczyły często uciekinierów z osad lub podróżnych. Wspólną cechą akcji przeciw Polakom było ogromne okrucieństwo, połączone z rabunkiem mienia i paleniem gospodarstw, a także niszczeniem materialnych śladów polskiej obecności na Wołyniu, takich jak dwory, kościoły i kaplice, a nawet ogrody czy parki. Próby rozmów czy negocjacji ze stroną ukraińską kończyły się niepowodzeniem. Zarówno Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), jak i tamtejsze, rdzenne chłopstwo przeszło samo siebie w wymyślaniu sposobów zadawania niewinnym ludziom śmierci. Mordowano wszystkich bez pardonu, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców. Wypruwano płody z łon ciężarnych matek, obcinano piersi, wydłubywano oczy, rozrywano końmi. Mordów dokonywano z wielkim okrucieństwem, często poprzedzając je wymyślnymi torturami, następnie wsie i osady grabiono i palono. Po dokonanych masakrach do wsi na furmankach wjeżdżali chłopi z sąsiednich wsi ukraińskich, zabierając mienie pozostałe po zamordowanych Polakach. Jedną z najbardziej krwawych zbrodni w tym czasie była rzeź Polaków w Kołodnie w powiecie krzemienieckim. 14 lipca do wsi wjechało 300 upowców, którzy podzielili się na małe grupy i rozeszli po zagrodach. Domostwa zamieszkane przez Polaków wskazywali im miejscowi Ukraińcy. Po wejściu do domów bandyci mordowali ich przy pomocy siekier lub broni palnej. Rzeź trwała około 3 godzin, według niektórych źródeł zamordowano nawet do 500 osób, w tym wiele dzieci. A tak wyglądał “krajobraz po bitwie”, którego sprawczynią była “heroiczna UPA” widziany oczami słynnego partyzanta Józefa Sobiesiaka – “Maksa”: W ciągu pierwszego dnia marszu, na całej trasie, wynoszącej około trzydziestu pięciu kilometrów, nie spotkaliśmy ani jednej wsi zamieszkałej przez ludzi. Chaty były w większości spalone i zrównane z ziemią, a po ruinach błąkały się zdziczałe psy i koty. Tu i ówdzie spod przysypanej śniegiem ziemi sterczały ludzkie kości. Zdawać by się mogło, że jakiś straszliwy demon zniszczenia nawiedził tę nieszczęsną ziemię, pochłaniając człowieka wraz z tym wszystkim, co jego rozum i ręce stworzyły przez wieki. Z przerażeniem patrzyliśmy na tę pustynię, wsłuchując się w poświście wiatru płaczu dzieci i jęku mordowanych kobiet. Prawdziwe oblicze OUN – UPA dostrzegł Wołyński Okręgowy Delegat RP Juliusz Kozłowski – “Cichy”,  który w swoim liście do kierownictwa politycznego UPA, 25 listopada 1943 roku, pisał: "Wychowankowie niemieccy narodowości ukraińskiej, a nie Polacy rozpoczęli masowe i barbarzyńskie rzezie bezbronnej ludności polskiej. "Pamiętajcie, że to co obecnie dzieje się na Wołyniu, obarcza cały naród ukraiński, że to Wy i Wasze przyszłe pokolenia płacić będziecie rachunek. Nie wolno Wam protestować po cichu, ulegać zbrodniczemu terrorowi i dalej pozwalać, by wróg Waszymi rękami niszczył Waszą przyszłość. Czyż nie widzicie, że chodzi mu o to, żeby na zakończenie wojny słowo Ukrainiec równoznaczne było ze słowem morderca? Czyn odważny, odpowiedzialny jest z Waszej strony koniecznością. Rzeź i mord nie budują nigdy bytu niepodległościowego, a wyłączają ze społeczności cywilizacyjnej i są jaskrawym dowodem niedojrzałości państwowej. Broń do tego dzieła w dużej mierze pochodziła z rąk niemieckich, stamtąd przyszło wyszkolenie wojskowe i to właśnie tragicznie związało w opinii świata Wasze imię z Niemcami. Gdy przyznacie otwarcie, że Niemcy wykorzystali Waszą nienawiść do nas dla szerzenia w Polsce rozszalałego terroru – docenimy Wasze stanowisko. Tylko bowiem uświadomienie obustronnych błędów prowadzić może do zmniejszenia dzielącej nas przepaści. Władze obecnej Ukrainy muszą mieć świadomość prawdy, że UPA nie była żadną “armią powstańczą”, tylko “kureniami rizunów”, zbrodniczą antypartyzantką powołaną do życia dla dokonania rzezi ludności polskiej na obszarze suwerennego, aczkolwiek okupowanego państwa polskiego. Wymyśla się nawet działania UPA przeciw nazistowskim najeźdźcom, aby tylko dla zbrodniarzy uzyskać prawa kombatanckie. Trzeba tu dodać, że na terenie Ukrainy nie było ani jednego oddziału UPA. Jedynym działaniem UPA było mordowanie Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z wyłączeniem Lwowa. We Lwowie Ukraińcy dokonali kilku zabójstw i przekonali się, że w tym ciągle polskim mieście pod okupacją niemiecką, mimo istnienia ukraińskiej policji nie mogli tego robić bezkarnie". Na początku 1944 roku, Polacy znajdowali się już jedynie w miastach, wokół ośrodków samoobrony (różnych grup, oddziałów, placówek, ośrodków i baz samoobrony), które wytrzymały ukraiński napór oraz w oddziałach partyzanckich, które we współpracy z oddziałami Armii Krajowej, m.in. 27. Wołyńską Dywizją AK, próbowały organizować akcje obronne i odwetowe przeciw UPA. Zbrodnie były dziełem Ukraińskiej Powstańczej Armii, wzmocnionej w marcu i kwietniu 1943 r. przez dezerterów z Ukraińskiej Policji Pomocniczej, wspomaganej przez ukraińskie chłopstwo zwane czernią, Samoobronni Kuszczowi Widdiły i Służbę Bezpeky OUN-B. Według różnych danych, szacuje się, że zbrodniarze z OUN/UPA wymordowali w bestialskim ludobójstwie, nigdy wcześniej nie znanym na skalę światową, od 11 lipca do końca września 1943 roku na Wołyniu od 180 do 200 tysięcy Polaków. Bohaterom Kresów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wieczna pamięć, cześć i chwała! Nie wolno zapominać o całej martyrologii Narodu Polskiego w czasie II Wojny Światowej i przed jej rozpoczęciem, o ofiarach innych zbrodni. Istnieją sprawy ludobójstwa na Polakach zapomniane, zepchnięte w cień i dlatego wymagają stałego przypominania. W sierpniu 1937 roku rozpoczęła się operacja Polska NKWD trwająca do 1938 roku, w wyniku której zamordowano 200 tysięcy Polaków. (Tomasz Sommer "Operacja antypolska NKWD 1937 - 1938" - Geneza i przebieg ludobójstwa popełnionego na Polakach w Związku Sowieckim - biblioteka Wolności Warszawa 2014 - " ...ludobójstwo dokonane w ZSRS w latach 1937 - 1938 w wyniku którego zginęło ok. 200 tys. spośród prawie miliona tamtejszych Polaków...") Ci, którzy pamiętają o ofiarach zbrodni popełnianych na Polakach na Wschodzie, o tej sprawie jakoś pamiętać nie chcą. Tymczasem Polacy, których II Rzeczpospolita zostawiła za granicą ryską utworzoną w marcu 1921 roku, stali się pierwszą ofiarą ludobójstwa dokonanego na Kresach. Także o tych dalszych Kresach nie wolno zapominać. Jedni i drudzy - i ci, których pomordowali ukraińscy nacjonaliści, i ci, których pomordował sowiecki i niemiecki system totalitarny - zasługują na naszą pamięć. O pamięć o tych, których wymordowali Ukraińcy, upomina się spora, aktywna grupa, jeśli można tak powiedzieć – wspólnota pamięci. Ta wspólnota przechowała się, przetrwały rodziny tych, których tak brutalnie, tak bestialsko pomordowali uczniowie Dmytro Doncowa. Natomiast wspólnota pamięci żyjących za granicą ryską praktycznie się nie zachowała. Wszyscy zostali albo wymordowani, albo wywiezieni do Kazachstanu lub na Sybir, skąd nigdy nie wrócili. Musimy zbudować jako naród symboliczną wspólnotę pamięci o tych, o których pamiętać nie ma już kto. Pamiętajmy zarówno o tych Polakach, którzy na skutek swojej polskości zostali wytropieni przez uczniów Dmytro Doncowa i Adolfa Hitlera, jak i tych, których wytropili wykonawcy rozkazów Józefa Stalina, czy Adolfa Hitlera. Wskazanie  11 lipca Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian jest posunięciem symbolicznie zrozumiałym, choć można byłoby wymienić także inne daty narodowej martyrologii.    USTANOWIENIE PRZEZ SEJM RP NARODOWEGO DNIA PAMIĘCI - 11 LIPCA DNIEM PAMIĘCI MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN - BĘDZIE SYMBOLEM CAŁOKSZTAŁTU MARTYROLOGII NARODU POLSKIEGO - MĘCZEŃSTWA I ZBRODNI LUDOBÓJSTWA POPEŁNIONEGO NA OBYWATELACH POLSKICH W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ, JAK RÓWNIEŻ W CZASIE OPERACJI ANTYPOLSKIEJ NKWD 1937 - 1938 W KTOREJ ZAMORDOWANO 200 TYSIĘCY POLAKÓW Z MILIONA ZAMIESZKAŁYCH W ZSRS.    Opracował Aleksander Szumański "Głos Polski" w Toronto .  Źródła:   prof. dr hab. Edward Prus – "Banderowcy – Defekt historii"  prof. dr hab. Edward Prus – "Ukraino pokochaj prawdę" str.11 -31  K. Bulzacki, "Polacy i Ukraińcy. Trudny rozwód". Wyd. “Na Rubieży” 1997   Aleksander Szumański "Banderland" http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/banderland.html  http://www.sadistic.pl/69-rocznica-rzezi-wolynskiej-vt125910.htm  http://info.elblag.pl/56,42006,11-lipca-1943--Rzez-Wolynia-Nie-zawahali-sie-spelnic-najwiekszej-i-najokrutniejszej-zbrodni.html...#ixzz3fZZdCgR0           
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:7)
Kategoria wpisu: 

JAKIE PRAWO, TAKI KRAJ - Z PRAWA NA LEWO

$
0
0
Ilustracja: 
JAKIE PRAWO TAKI KRAJ Z PRAWA NA LEWO  Prawo, ze względu na wieloznaczność pojmowania, w tym różnice światopoglądowe wydających o nim opinie, jest pojęciem wyjątkowo trudnym do zdefiniowania. Prawo, a ściślej prawo w ujęciu przedmiotowym – system norm prawnych, czyli ogólnych, abstrakcyjnych i jednoznacznych dyrektyw postępowania, które powstały w związku z istnieniem i funkcjonowaniem państwa lub innego uporządkowanego organizmu społecznego, ustanowione lub uznane przez właściwe organy władzy odpowiednio publicznej lub społecznej i przez te organy stosowane, w tym z użyciem przymusu. W Polsce istnieje upolitycznienie prawa, co uważa się za niedopuszczalne. Przykładem upolitycznienia prawa w Polsce jest poprawność polityczna Trybunału Konstytucyjnego z jego prezesem prof. Andrzejem Rzeplińskim, pragnącym być nad władzą, przy trójpodziale władzy. Oczywistym celem upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego, opozycji parlamentarnej i poza parlamentarnej jest obalenie rządu Beaty Szydło i stwarzanie atmosfery absolutnego niekonstytucyjnego bezprawia rządzących. W tej atmosferze blokowany jest każdy rządowy krok wprowadzenia tak koniecznych reform po ośmioletnich rządach  aferzystów PO - ZSL(PSL), przy pomocy banksterskiej Nowoczesnej, wspieranej przez łżemedia mozolące się by chłoptysia noszącego onegdaj teczkę anty Polaka Leszka Balcerowicza wykreować na głównego opozycjonistę i po zamierzonym obaleniu prezydenta Andrzeja Dudy i rządu Beaty Szydło wykreować na premiera lub prezydenta. Po przeciekach "wyroku" TK i "opinii" Komisji Weneckiej, tzw. Komitet Obrony Demokracji z tow. Mateuszem Kijowskim, Szetyną i przedstawicielami PSL przygotowują krwawy zamach stanu, mający na celu odzyskanie władzy przez pospolitych aferzystów, bandziorów gangsterskich, korupcyjnych i malwersantów społecznego mienia. Szetyna wygraża, iż wyprowadzi miliony na ulice. Władzę ma objąć wojsko - takie są pogróżki przygotowywanej wojny domowej. Ma się też polać krew na polskim majdanie, straszy Jerzy Stępień b. prezes TK.   UNIA EUROPEJSKA JAK III RZESZA  Przyzwolenia na upolityczniony wymiar sprawiedliwości absolutnie być nie może. Do ataku na polską rację stanu bezpardonowo włączyła się Unia Europejska, jak uprzednio III Rzesza. W tym ataku brylują polscy parlamentarzyści Donald Tusk, czy Elżbieta Bieńkowska. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego niemiecki Żyd socjaldemokrata Martin Schulz ogłosił "polski zamach stanu". Wtórują mu media niemieckie, amerykańskie i inne zagraniczne. Zlewicowany do szpiku kości Zachód, nie od dziś rozrywany bombami islamskich terrorystów ( i skażony podobnym duchem zachodni Kościół) największe zagrożenie widzi w chrześcijańskim funadamentaliźmie. Lewakom zachodnim i lewicującej Unii Europejskiej nie podoba się publiczny chrześcijański mocny głos prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej dr Andrzeja Dudy. Nie ulega wątpliwości, iż 4 marca 2016 roku  nastąpił zamach na głowę państwa polskiego. Po udanym zamachu kodowcom udałoby się odzyskać władzę z Petru lub Szetyną prezydentem RP. Takie były zamierzenia a priori. Podobnie jak zamach stanu przygotował Bronisław Komorowski po oczywiście uprzednio zaplanowanej zbrodni smoleńskiej. Przyglądając się bardziej szczegółowo polityce prowadzonej przez III Rzeszę, wyraźnie dostrzegamy znaczne podobieństwa do rozwiązań serwowanych przez Unię Europejską i rodzimą lewicę.   GRUBA KRESKA TADEUSZA MAZOWIECKIEGO  Po 4 czerwca 1989 roku Tadeusz Mazowiecki ogłosił słynną „grubą kreskę", która praktycznie uniemożliwiła ściganie zbrodniarzy komunistycznych – „ludzi honoru" i ich tajnych współpracowników. Wobec takich decyzji, popartych dodatkowo brakiem dekomunizacji i lustracji elita intelektualna w Polsce przesiąknięta jest agenturą, np. dwudziestu pięciu tajnych współpracowników na UJ odkrytych przez dr Barbarę Nowak. W tym miejscu ze smutkiem potwierdzam, iż dr Barbara Nowak zmarła ( 08 stycznia 2013 roku).Rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzej Ceynowa i prof. Józef Włodarski - dziekan wydziału filologiczno-historycznego gdańskiej uczelni współpracowali z PRL-owską Służbą Bezpieczeństwa. Obaj profesorowie byli organizatorami antylustracyjnego buntu na polskich uczelniach. Włodarski wraz z Ceynową inicjowali uchwalenie przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich stanowiska potępiającego lustrację na polskich uniwersytetach. Prof. Ceynowa jest twórcą tzw. " antylustracyjnego fortelu akademickiego". Polegał on na tym, że profesorowie objęci lustracją na własną prośbę byli przenoszeni na funkcję asystentów, którzy nie podlegali lustracji. Jeden z najwybitniejszych polskich historyków prof. Andrzej Garlicki TW „Pedagog” pracujący na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL , zaś na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu z SB współpracowało co najmniej 25 naukowców. Inną sprawą jest lekceważenie istniejącego prawa wobec obowiązującej rzymskiej zasady prawnej - Dura lex sed lex ( łac. Twarde prawo, ale prawo ) i ignorowanie prawa, niekiedy w sposób wulgarny, np. prof. Jan Turulski napisał na oświadczeniu lustracyjnym „całujcie mnie w dupę pajace" , czy prof. Bronisław Geremek, szkalujący nasz kraj poza jego granicami, który w wywiadzie udzielonym polskiej dziennikarce i pisarce pochodzenia żydowskiego Hannie Krall w „Polityce” powiedział „…Polacy? Ja ich nienawidzę !”. http://www.rodaknet.com/rp_art_3275_czytelnia_lysiak_tasmy_geremka.htm Hanna Krall została przez Polaków ocalona w czasie transportu do getta. Dzięki Polakom zdobyła „aryjskie papiery” i ukrywała się do końca wojny u Polaków udzielających jej schronienia. W latach 1969 - 1981 pracowała w "Polityce", której była korespondentem w ZSRS w latach 1966 - 1969. Na początku lat 90. szkoliła reporterów w „Gazecie Wyborczej". Kto pierwszy posłużył się nazwą Gestapo? Hans Berndt Gisevius, niedoszły szef tego urzędu w Prusach twierdzi, że uczynił to na początku lat trzydziestych urzędnik pocztowy w Berlinie. W celu ułatwienia sobie pracy nad korespondencją służbową dokonał praktycznego skrótu nazwy Ge / heime / Sta / ats / po / lizei - Tajnej Policji Państwowej. Nikt wtedy zapewne nie przeczuwał, że formacja ta ogarnie wkrótce Europę i stanie się najostrzejszym narzędziem niemieckiego ludobójstwa, a Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze, osądzający po wojnie niemieckich paladynów, uzna Gestapo za organizację zbrodniczą, rejestr jego zbrodni zaś określi słowami: „wygląda tak, jakby układała go ręka szatana". Kiedy Gestapo powstawało, członkowie NSDAP sięgali już po władzę, wkraczali na arenę dziejową Niemiec, swej „tysiącletniej Rzeszy". Ale historia NSDAP zaczęła się już o wiele wcześniej, wraz z powstaniem partii w 1919 roku, aby poprzez walkę, euforię zwycięstwa, zakończyć się klęską. I była równocześnie historią działalności jednego człowieka - Adolfa Hitlera. Był on Niemcem austriackim, człowiekiem pozbawionym perspektyw życiowych, jakby z marginesu społecznego - bez wykształcenia, majątku, na dodatek nie w pełni wiadomego pochodzenia. Jego ojciec Alois urodził się mianowicie jako nieślubne dziecko Marii Schicklgruber, która pracowała wówczas w domu wiedeńskiego Żyda Frankenbergera. Kim zatem naprawdę był dziadek Adolfa Hitlera? Nazwisko: Hitler pojawiło się później, kiedy Maria Schiclgruber wyszła za mąż za Johanna Hitlera, który usynowił Aloisa. Alois Hitler dorósł, ożenił się i spłodził syna Adolfa. Człowieka, który miał wstrząsnąć światem. 1 września 1939 roku armia Hitlera napadła na Polskę, a 12 października tegoż roku Hitler dokonał ostatecznego unicestwienia państwa polskiego, podpisując dekret o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa, który wszedł w życie 26 tego miesiąca. Gubernatorem generalnym uczynił Hansa Franka. Frank był towarzyszem partyjnym Hitlera już w latach dwudziestych w Monachium. Szczycił się zawsze tymi swoimi związkami z Führerem. Równocześnie był człowiekiem wykształconym, doktorem praw i w latach poprzedzających zdobycie władzy przez NSDAP bronił wodza i jego Parteigenossen przed trybunałem sprawiedliwości. Potem w nagrodę piastował wiele wysokich stanowisk - ministra sprawiedliwości Bawarii, Reichsleitera NSDAP, ministra Rzeszy i posła do Reichstagu. W czerwcu 1934 roku założył w Monachium Akademię Prawa Niemieckiego ( Akademie fur deutsches Recht ) - placówkę naukową pracującą nad ukształtowaniem niemieckiego prawa zgodnie ze światopoglądem narodowo-socjalistycznym - i został jej prezydentem. Przyjeżdżał więc do Krakowa człowiek odpowiadający w pewnym sensie naukowej randze miasta, a także ktoś już tu znany. Zadaniem Akademii Prawa Niemieckiego, której prezesem pozostawał do 1941 roku, było opracowanie podstaw hitlerowskiego ustroju prawnego – Frank oparł go na niedemokratycznej zasadzie wodzostwa (niem. Führerprinzip), która zapewniając Hitlerowi dominującą pozycję w systemie prawnym państwa niemieckiego, faktycznie potwierdzała totalitarny system sprawowania władzy w III Rzeszy. W uznaniu zasług za dokonania na polu unifikacji prawa, Hitler powołał Franka w grudniu 1934 r. do gabinetu ministrów Rzeszy w charakterze ministra bez teki, którym Frank pozostawał do 1945 r. Oto w roku 1936, kiedy Herman Göring polował w puszczy Białowieskiej z prezydentem Ignacym Mościckim, Hans Frank bawił w Warszawie, a potem złożył wizytę w Krakowie. Była ona wyrazem istniejących przedtem kontaktów Franka z tym miastem. Wizyta miała - jak się wydaje - charakter kurtuazyjny; wieczorem po spotkaniu w Uniwersytecie Jagiellońskim odbył się raut z udziałem przedstawicieli nauki i sztuki. Przybyli zaproszeni profesorowie, artyści, muzycy. Frank ściskał dłonie krakowianom i bawił się świetnie. Kiedy o godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści raut zakończył się, artystyczne towarzystwo ruszyło „w Polskę" , do „Cyganerii" , zwanej wówczas „Teatralną" na „Dans la brousse"– „Bal w dżungli". Późną nocą przybył tam i Hans Frank z towarzystwem.   PRZODKOWIE ANDRZEJA ZOLLA - FRYDERYK ZOLL (MŁODSZY) - FRYDERYK ZOLL (STARSZY) PROFESOROWIE UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO Z HAŃBĄ W TLE   Jeden z profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, Fryderyk Zoll (młodszy) był członkiem korespondentem monachijskiej Akademii Prawa Niemieckiego, wyjeżdżał tam na coroczne sesje naukowe. Prof. Fryderyk Zoll doskonale orientował się w aktualnej sytuacji międzynarodowej i nie miał złudzeń co do ekspansji militarnej hitlerowskich Niemiec i narodowo-socjalistycznych koncepcji prawnych, według których: "wola Führera jest najwyższą ustawą, a Führer najwyższym sędzią". Poznał je już wcześniej, gdy jako członek Akademii Prawa Niemieckiego uczestniczył w dorocznych hitlerowskich słynnych "JURISTENTAGUNG" - konferencjach i świętach prawniczych (por. –http://palestra.pl/old/index.php?go=artykul&id=1816– „Palestra” miesięcznik adwokatury polskiej). Zollowie należą w Krakowie do znanej rodziny prawniczej . Fryderyk Zoll / starszy , 1834 - 1917 / był znakomitym znawcą prawa rzymskiego , profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego , członkiem prześwietnej Akademii Umiejętności . Drugi , też Fryderyk zwany młodszym , żył w latach 1865 - 1948 . Był synem Fryderyka starszego, też profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, też członkiem Akademii Umiejętności i w okresie międzywojennym wywarł swoim dorobkiem duży wpływ na ustawodawstwo i orzecznictwo w Polsce. Fryderyk Zoll /młodszy/ członek Akademii Prawa Niemieckiego, o którym wyżej, jest dziadkiem prof. Andrzeja Zolla, kierownika katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, b. przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego z listy SLD. Był kandydatem Donalda Tuska na stanowisko ministra sprawiedliwości. W dniu 6 listopada 1939 roku w podstępny sposób organizując rzekomy wykład, Niemcy aresztowali w sali wykładowej „Colegium Novum" 183 profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo- Hutniczej. Akcja owa opisana została jako "Sonderaction Krakau". Profesorów deportowano do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen pod Berlinem. Katastrofalne warunki obozowe, nader skąpe wyżywienie, brak ciepłej odzieży, a także takie formy znęcania się, jak wielogodzinne apele na stojąco przy temperaturze dochodzącej w styczniu 1940 roku do - 25 stopni C w krótkim czasie doprowadziły do wycieńczenia będących często w podeszłym wieku i nienajlepszym stanie zdrowia więźniów. 13 spośród nich - w tym tacy uczeni, jak Stanisław Estreicher, Ignacy Chrzanowski, Leon Sternbach i Michał Siedlecki - do lutego 1940 roku zmarło. W obozie koncentracyjnym Sachsenhausen profesorów „powitał" komendant tego obozu Rudolf Höss: "wszyscy jesteście gównem Pangermańskiej Rzeszy. Obóz dla internowanych jest jedną kupą gówna, gdzie wszyscy macie zdechnąć. Jedyną drogą ku wolności jest dla was komin krematorium". Prof. Fryderyk Zoll /młodszy/ jako członek Akademii Prawa Niemieckiego po interwencji osobistej Hansa Franka został natychmiast w Krakowie zwolniony. Sięgnąwszy do rozmowy prof. Andrzeja Zolla w TVP z czasów, gdy lepiej było się chwalić zupełnie innymi koneksjami niż z Hansem Frankiem, mogliśmy się dowiedzieć, że z kolei dziadek Andrzeja Zolla ze strony matki miał udział w uwolnieniu Uljanowa (Włodzimierza Lenina) z austriackiego więzienia. Tak, czy owak, członkowie rodziny prof. Andrzeja Zolla mieli szczęście do możnych, historycznych protektorów. Fakty dotyczące powołania prof. Andrzeja Zolla przez Kurię Krakowską – kard. Stanisława Dziwisza na kierowanie Fundacją kościelną „Pro Publico Bono" w tym na szefostwo Rady Centrum bł. Jana Pawła II „Nie lękajcie się", są powszechnie znane. Natomiast mało znane jest uczestnictwo prof. Andrzeja Zolla w loży masońskiej Rotary Club. Według zapisu dokonanego przez Ludwika Hassa - historyka wolnomularstwa, w jego książce "Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1821 - 1999 słownik biograficzny" /wydawnictwo Rytm Warszawa 1999/ figuruje w liście polskich masonów - Andrzej Zoll - profesor prawa, Kraków (por. http://www.eioba.pl/a/45vz/nazwiska-masonow-polskich Aby nie stwarzać wątpliwości do intencji prof. Andrzeja Zolla, jak również stosunku Kościoła rzymsko-katolickiego do zrzeszeń wolnomularskich (masońskich), przytaczam tekst deklaracji „Kongresu Doktryny Wiary" z 1983 roku podpisanej przez prefekta kard. Józefa Ratzingera, przyjętej przez papieża bł. Jana Pawła II, ogłoszonej na jego polecenie. Czytamy w niej : "„...Negatywna ocena Kościoła o wolnomularskich zrzeszeniach pozostaje wciąż niezmienna, ponieważ ich zasady były zawsze uważane za nie do pogodzenia z nauką Kościoła i dlatego też przystąpienie do nich pozostanie nadal zabronione. Wierni, którzy należą do wolnomularskich zrzeszeń, znajdują się w stanie grzechu ciężkiego i nie mogą przyjmować Komunii św...”. Wystąpienia społeczno - polityczne prof . Andrzeja Zolla są ogólnie znane. Przypomnę niektóre z nich: "Niestety Kaczyńscy nastawieni są na budowę państwa opiekuńczego. Totalitaryzm nie zawsze sprowadza się do obozów koncentracyjnych. Państwo opiekuńcze też jest pewną. formą totalitaryzmu"."Odnoszę wrażenie, że zbliża się godzina powrotu na scenę polskiej inteligencji". /"Wodzowie profesorskiej rewolucji" - Paweł Sergiejczyk „Nasza Polska" nr 18 - 19 z dnia 30. 04 - 8. 05. 2007/. Głośną sprawę bezprecedensowej decyzji sądu o uwięzieniu naczelnego redaktora „Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza i jego zastępczyni Katarzyny Hejke w wytoczonym im przez lewacką TVN procesie karnym (o wykazanie przez nich agenta SB Milana Subotica redaktora TVN), prof. Andrzej Zoll komentuje: "…wolność słowa wymaga też odpowiedzialności za słowo". ( „Dziennik" 2.11. 2007). Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego z czasów PRL-u ma swoją niechlubną tradycję. Po wielkim luminarzu nauk prawniczych prof. Władysławie Wolterze kierownictwo katedry objął Kazimierz Buchała wysoko oceniany w archiwach Służby Bezpieczeństwa - Tajny Współpracownik (TW) o pseudonimie „Magister", promujący swoich ulubieńców Andrzeja Zolla i Zbigniewa Ćwiąkalskiego, a potępiający Władysława Mąciora pracownika naukowego katedry, znanego opozycjonisty. (por.https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_M%C4%85cior ). Zapewne w ślad za naukami swojego mistrza Kazimierza Buchały lewicowa spółka Zoll i Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości w gabinecie Donalda Tuska, obecni profesorowie Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, okrzyknęli doradcę ministra Zbigniewa Ziobry, prof. Władysława Mąciora - tajnym współpracownikiem SB /TW/. Przestraszeni publiczną obroną prof. Władysława Mąciora dokonaną przez Zbigniewa Ziobro, szybko wycofali się z oskarżeń, natomiast nie przeprosili wybitnego opozycjonisty i profesora prawa za naruszenie jego dóbr osobistych. Wydaje się, iż dzisiejsza opiniotwórczość katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego mająca niebagatelny wpływ na stosowanie prawa w Polsce i kształtowanie opinii publicznej, korporacyjność urzędującej palestry, wyrokowanie niepodległych sądów i Trybunału Konstytucyjnego, niekiedy budzące sprzeciw społeczny, ma swoje korzenie w zhańbieniu i zbezczeszczeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w okresie PRL-u. Oprócz Buchały, Zolla i Ćwiąkalskiego działali tam jeszcze w tym okresie, Marek Waldenberg, kierujący katedrą Podstaw Marksizmu-Leninizmu, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, piszący prace naukowe o wielkości jakiegoś Karla Kautskiego marksistowskiego sekciarza. Do pocztu bezprawników tego okresu dołączył prof. Julian Polan - Harashin b. prokurator w Lublinie, ścigający tam żołnierzy AK i NSZ, skąd musiał uciekać, bo Podziemie wydało na niego wyrok śmierci. Prof. Julian - Polan Harashin, szwagier kardynała Franciszka Macharskiego, jako wiceszef Sądu Wojskowego wydał kilkadziesiąt wyroków śmierci na żołnierzy AK i NSZ. Był najkrwawszym sędzią PRL-u i skorumpowanym łapówkarzem. Jako dziekan studium zaocznego Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego wydał kilkaset „łapówkarskich" dyplomów magistrów praw. Gdy jeden z dyplomowanych partyjnych i ubeckich „magistrów" skompromitował się swoją „prawniczą wiedzą" i sprawa nabrała rozgłosu prof. Julian Polan - Harashin podpalił dokumenty w dziekanacie, otrzymał wyrok, lecz szybko został uwolniony i skrupulatnie donosił nadal, jako agent SB, o wszystkim co usłyszał o krakowskim Kościele od żony i szwagra (kard. Franciszka Macharskiego) przy rodzinnym stole. W sprawie prof. Andrzeja Zolla rodzi się cały szereg zapytań: - Czy wyznaczenie jego kandydatury na ministra sprawiedliwości było zgodne z polską racją stanu? - Dlaczego Kuria Krakowska powołała masona na szefowanie Fundacji "Nie lękajcie się" - instytucji kościelnej, nie licząc się z deklaracją Kongresu Doktryny Wiary /w tekście powyżej/ podpisaną przez papieża św. Jana Pawła II? - Dlaczego opinia publiczna nie została poinformowana o członkostwie w niemieckiej, faszystowskiej (NSDAP) Akademii Prawa Niemieckiego Fryderyka Zolla /młodszego/ i jego udziału w dorocznych konferencjach tejże Akademii w Monachium obok Hansa Franka? - Jaki był udział dziadka ze strony matki Andrzeja Zolla w uwolnieniu Włodzimierza Lenina /Uljanowa/ z austriackiego więzienia, jak się ów dziadek nazywał i kim był w funkcjonującym wówczas społeczeństwie? W czasach istnienia Katedry Prawa Karnego UJ w PRL, która ściśle współpracowała z krakowską esbecją, działali jeszcze, „oddani sprawie sowieckiej sprawiedliwości” sędziowie, prokuratorzy, adwokaci i niektórzy dziennikarze. I tak: Vice prokurator Prokuratury Wojewódzkiej Gołda (TW SB) za pieniądze uwalniał od odpowiedzialności karnej największych zbrodniarzy. Pomagał mu asystent prok. Józef Skwierawski. Klientów mu nie brakowało, przy współpracy z mec. Karolem Buczyńskim, odmanem z krakowskiego getta, policjanta żydowskiego, współpracownika Gestapo w służbie Żagwii, gdzie „dzielnie” wysyłał swoich współplemieńców do niemieckich obozów zagłady. Jak mu się coś udało, to zamiast okupu damom odbierał to co miały dla kochającego mężczyzny. W ten sposób uratował z krakowskiego getta swoją powojenną żonę Ruth Buczyńską, która jedynie z wdzięczności wyszła za niego za mąż. Żydówka Ruth Buczyńska była polską patriotką, adwokatem i dużo dobrego uczyniła dla zniewolonych polskich patriotów. Podobną rolę jak Karol Buczyński spełniał również na obu frontach krakowski adwokat Maurycy Wiener, żydowski konfident Gestapo, a później SB. Zapamiętałem jeszcze łajdacką esbecką działalność sędziego Korbiela z Sądu Wojewódzkiego - Wydział Karny w Krakowie, ale również przyjaznych ludziom adwokatów, opozycjonistów, lwowianina Leopolda Kozłowskiego i Andrzeja Kozłowskiego, patrioty, który piętnował poczynania prawniczych bezpieczniaków. „Złotymi” zgłoskami zapisał się w historii dziennikarstwa krakowskiego sygnatariusz rezolucji 53 krakowskich literatów w procesie Kurii Krakowskiej ojciec Grzegorza Miecugowa, Bruno Miecugow, m.in. wysyłając wielkiego polskiego architekta Wiesława Zgrzebnickiego „Zgrzesia” do Kobierzyna – krakowskiego szpitala psychiatrycznego, przy pomocy żydowskiej ordynator kliniki psychiatrycznej Marii Orwid współzałożycielski żydowskiej loży masońskiej B'nai B'rith, będącej na usługach SB, skąd, „Zgrześ” już nie wyszedł. Za co? Dlaczego? W mojej zresztą obecności „Zgrześ” Miecugowowi w krakowskim Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” zwrócił uwagę na łajdacki jego podpis w owej rezolucji 53. Była jeszcze jedna ciekawa, nie wyjaśniona dotąd sprawa. Zamordowany został dziennikarz „Echa Krakowa” Wojciech Kajder. Po jego śmierci okazało się, że Kajder był esbeckim kapusiem. Miał na pieńku z Miecugowem i kto wie….Ślad prowadzi mnie jednak w stronę Brunona Miecugowa, bo dzień przed śmiercią Wojciech Kajder zwrócił się do mnie z prośbą o pilne spotkanie, a wiedział, że się znam z krakowskimi dziennikarzami, lekarzami i aktorami. O tym, iż red. Wojciech Kajder był TW dowiedzieliśmy się po jego śmierci, którą podobno przeczuwał. „Nasza Polska”(18 czerwca 2013 r.) zamieściła tekst Roberta Wita Wyrostkiewicza „Najgorsi sędziowie III RP” w którym podaje imiona i nazwiska „najgorszych polskich sędziów”. Ów poczet obejmuje 19 imion i nazwisk upolitycznionych polskich sędziów, mających najgorszą opinię prawną. Wśród nazwisk z szerokim uzasadnieniem znajdują się powszechnie znani dyspozycyjni wobec PO-PSL, Donalda Tuska i Ewy Kopacz sędziowie.    Z PRAWA NA LEWO - SĄDOWNICTWO W III RP  SKANDALICZNE WYROKI WSPIERANIE "SWOICH"                POLITYCZNE KONEKSJE  Uniewinnili Sawicką, Palikota, Niesiołowskiego. Dali spokój Kiszczakowi, Jaruzelskiemu, zabójcom Przemyka. Wypuścili Żemka, Rywina, czy znanego adwokata. Karcą prawicę (sprawa Wyszkowskiego, Rymkiewicza, ks. Garncarczyka). Często to dzieci komuny albo ludzie opętani własną karierą. Trudno dać inne wytłumaczenie najbardziej skandalicznym procesom ostatnich lat. Uniewinnienie poseł PO Beaty Sawickiej, blamaż sędziów z Państwowej Komisji Wyborczej, zamiatanie pod dywan korupcji w Sądzie Najwyższym, niechlubna działalność upolitycznionego TK którym funkcję prezesa pełni Andrzej Rzepliński - lektor PZPR, mający precyzyjną wiedzę o zleceniodawcach mordu na bł. ks. Jerzym Popiełuszko, nieosądzenie zbrodniarzy PRL‑u – to symbole działalności sądów w mijającym roku. W marcu Sąd Najwyższy utrzymał wyrok uniewinniający b. posłankę PO Beatę Sawicką i b. burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego, zatrzymanych w 2007 r. po akcji CBA za przyjęcie korzyści majątkowej w zamian za ustawianie przetargu. Sąd stwierdził, że oskarżeni ponoszą odpowiedzialność w wymiarze moralnym, ale nie można ich skazać. Pokłosiem tego wyroku jest sprawa o odszkodowanie, którą wytoczył skarbowi państwa Mirosław Wądołowski. – Sądy i prokuratury przejawiają niechęć do zajmowania się sprawami dotyczącymi ludzi koalicji – mówi poseł PiS‑u Łukasz Zbonikowski. – Utrwala się przez to w społeczeństwie przekonanie, że sądy są usłużne wobec władzy. Cały czas dźwięczą mi w uszach słowa wypowiedziane w kampanii wyborczej w 2010 r. przez kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego, który po wygranym procesie w trybie wyborczym powiedział, że jeśli ktoś jeszcze powie coś na jego temat, sądy są jeszcze rozgrzane i wszystko tam można załatwić – dodał Zbonikowski. – Nikt nie wie, według jakiej miary sądy polskie orzekają wyroki. Bo w podobnych sprawach jedni są niewinni, a inni są skazywani. Trudno więc mówić o niezawisłości sądów – powiedział „Gazecie Polskiej Codziennie” poseł Zbonikowski. Słabą kondycję sądownictwa obnażyła też działalność PKW w ostatnich wyborach samorządowych, które przyniosły ujawnienie na niespotykaną dotychczas skalę nieprawidłowości wyborczych i przeświadczenie o sfałszowaniu wyników. Po tym blamażu i pod presją opinii publicznej cały skład sędziowski komisji podał się do dymisji. W 2014 r. nie zapadły również wyroki skazujące głównych odpowiedzialnych za zbrodnie PRL‑u. Zapadł m.in. wyrok w sprawie masakry robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r., ale skazani zostali jedynie ppłk Bolesław Fałdasz, zastępca dowódcy jednostki ds. politycznych w Gdyni, i ppłk Mirosław Wiekiera, dowódca kompanii tłumiącej protesty 16 grudnia w Gdańsku. Kary uniknęli natomiast faktyczni sprawcy tragedii, m.in. Stanisław Kociołek, sekretarz KC PZPR, który miał wydać zgodę na strzelanie do robotników. Bezkarni pozostają także twórcy stanu wojennego. Proces w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie w sprawie b. szefa MSW Czesława Kiszczaka nie mógł ruszyć ze względu na jego stan zdrowia. Sprawa dotyczyła wyroku z 2012 r., w którym Kiszczak został skazany na 2 lata więzienia za przynależność do zorganizowanego przestępczego związku zbrojnego, który wprowadził stan wojenny w Polsce 13 grudnia 1981 r. Proces apelacyjny w 2012 r. został zawieszony po opinii biegłych lekarzy. Orzekli oni, że stan zdrowia Czesława Kiszczaka jest tak zły, że nie może on uczestniczyć w rozprawach. Za komunistyczne zbrodnie nigdy nie został osądzony zmarły w maju ub.r.. Wojciech Jaruzelski. Był on oskarżony przez IPN (razem z Kiszczakiem) o udział w zorganizowanym przestępczym związku zbrojnym, ale jego proces został zawieszony ze względu na stan zdrowia. – Bagaż PRL‑u przekazany sądownictwu III RP jest źródłem zła w wymiarze sprawiedliwości, a to przekłada się na patologię życia politycznego i gospodarczego kraju – mówił Zbonikowski. Jakub Wojewódzki może w żywe oczy kpić z sądów III RP. Jak informuje „Super Expres”, sprawa jego rasistowskich żartów od siedmiu miesięcy stoi w miejscu, bo Sąd Rejonowy w Warszawie nie może namierzyć showmana. Jak to możliwe, skoro Wojewódzki ma w telewizji swój program i wcale nie jest tajemnicą, gdzie można go znaleźć?! Wojewódzki usłyszał zarzut publicznego znieważenia na tle rasowym po tym, gdy w 2011 r. w audycji radiowej razem z Figurskim naśmiewał się z pochodzenia rzecznika prasowego Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Alvina Gajadhura (matka Gajadhura jest Polką, a ojciec Hindusem). Skandaliczne żarty uszły jednak Wojewódzkiemu na sucho, bo sąd uznał go za niewinnego. Gajadhur i prokuratura natychmiast złożyli apelację. Problem w tym, że apelacja, która w sierpniu ubiegłego roku miała zostać przesłana z sądu rejonowego do sądu okręgowego, nie trafiła tam do dzisiaj! Dlaczego? Apelacja nie została jeszcze przesłana do Sądu Okręgowego w związku z trudnościami z doręczeniem oskarżonym odpisów apelacji — przeczytał Alvin Gajadhur w piśmie przesłanym mu przez sąd rejonowy.   Tygodnik "Nasza Polska" prezentuje listę najgorszych sędziów III RP, zaznaczając, że lista nie jest kompletna ( stanowi jedynie obrazek pokazujący zgnile oblicze wymiaru sprawiedliwości).   ROBERT MILEWSKI  Wszyscy pamiętają, jak po prowokacji dziennikarskiej Ryszard Milewski został odwołany przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Stało się to po tym, jak ujawniono treść nagrania rozmowy dziennikarza podającego się za urzędnika kancelarii Donalda Tuska. - Będący wtedy  prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku Milewski(...) prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu w sprawie Marcina P. prezesa Amber Gold. Jak poinformowało radiogdansk.pl pozbawiony stanowiska po aferze Amber Gold  prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku po kilku miesiącach przerwy powrócił do pracy i znów orzeka... Zapewne nie było to trudne do przewidzenia, zwłaszcza, że znajomość premiera z Milewskim trwa dłużej niż afera Amber Gold. Media ujawniły zdjęcia z meczu piłkarskiego gdzie obaj panowie siedzą koło siebie i żywiołowo kibicują ( sędzia Milewski nawet w pewnym momencie pokazuje komuś środkowy palec...). Samo życie... Kibole trzymają się razem!!! Zwłaszcza jeżeli chodzi o spółki związane z synem Tuska...   PAWEŁ RYSIŃSKI   Sąd Apelacyjny w Warszawie uniewinnił Beatę Sawicką posłankę PO ( tę od kręcenia lodów za prywatyzację szpitali i winną pobrania łapówki 100 tysięcy PLN od agenta Tomka). Sąd stwierdził i jest to kolejna już łamigłówka intelektualna uzasadnień wyroków w III RP - że Sawicka przyjęła łapówkę, ale dowody zostały  zebrane nielegalnie!? Innymi słowy, pomimo, iż Sawicka kręciła lody na prywatyzacji służby zdrowia, wzięła łapówkę od "kochanka" - nie ona jest winna, tylko kto? No kto? Oczywiście PIS!!! I CBA, które ją złapało za rękę (nielegalnie!!!). No i ten szloch na rozprawie, zapewne rozczulił sędziego Pawła Rysińskiego, przewodniczącego składu sędziowskiego!!! Szlachetny sędzia, z dobrym sercem dla szlochających podlotków. I jak zwykle dostało się PIS, a nie łapówkarzom (vide sprawa doktora Mirosława G.). Sędzia Paweł Rysiński to ten sam, który w procesie lustracyjnym TW "Bolka" Lecha Wałęsy, odmówił przesłuchania świadków, osób biorących udział W 1992 roku w transporcie teczki "Bolka" z Gdańska do Warszawy, osób, które znały treść dokumentów mających obciążać Wałęsów. Dodatkowo, sądząc w procesie FOZZ sędzia Rysiński złagodził kary wobec oskarżonych oraz zasądzone wobec nich grzywny. W 2007 roku sędzia Rysiński zadecydował, że dr Mirosław G. opuścił areszt za kaucją 350 tysięcy złotych.   PIOTR HOFMAŃSKI   W 2012 roku ambasador tytularny Tomasz Turowski został oczyszczony z zarzutu "kłamstwa lustracyjnego" przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. W marcu tego roku kuriozalnie zamknął sprawę Sąd Najwyższy stwierdzając, że Turowski skłamał w oświadczeniu, ale mógł to zrobić...Sąd Najwyższy, podobnie jak są II instancji uznał, że Turowski miał prawo napisać nieprawdę. ponieważ znalazł się w sytuacji kolizji obowiązków. Z jednej strony powinien napisać prawdę w oświadczeniu lustracyjnym. Z drugiej jednak, jako pracownik, a potem współpracownik Agencji Wywiadu, nie mógł tego zrobić, ponieważ mogłoby to narazić i jego i osoby z nim współpracujące. Nie ulega żadnej wątpliwości, że Turowski był wieloletnim szpiegiem w PRl (taką rolę pełnił, wstępując do zakonu jezuitów i "nadając" do bezpieki z Watykanu o sprawach Kościoła, polskiej emigracji i opozycji w kraju). Pomimo tak zafajdanej przeszłości po 1989 roku dalej pracował dla nowych "oczyszczonych" służb specjalnych III RP. Turowski jako pracownik ambasady RP w Moskwie odpowiadał w Rosji za przygotowanie wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 roku. Warto zapamiętać autorów tego kuriozalnego orzeczenia: to sędziowie Bogdan Rychlicki, Michał Laskowski i Piotr Hofmański. Ten ostatni "zasłynął" swego czasu z oczyszczenia z kłamstwa lustracyjnego Mariana Jurczyka, pomimo, iż zachował się obszerny materiał obciążający znanego działacza "Solidarności".  AGNIESZKA MATLAK  Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie znana jest głownie z wyroku z 2010 roku w procesie w trybie wyborczym z powództwa sztabu Bronisława Komorowskiego, przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Matlak zabroniła Kaczyńskiemu informować, że Komorowski chce prywatyzować służbę zdrowia, bowiem jest to rzekomo informacja nieprawdziwa. Tyle, że nie tylko Komorowski, ale cała Platforma Obywatelska chciała prywatyzować służbę zdrowia (najszczerzej mówiła o tym Beta Sawicka na słynnej ławeczce), a nazywała to komunalizacją. Z tym, że oznacza to przekazanie szpitali samorządom. Te bankrutują, więc najprostszą drogą do ratowania służby zdrowia jest prywatyzacja. Sędzia Malak ma na koncie nie tylko wyrok na korzyść Komorowskiego. Rozpatrywała także sprawę Wojciecha Jaruzelskiego Jana Przedpełskiego, który domagał się, by generał wyprowadził się z jego rodzinnego domu zabranego rodzinie Przedpełskich przez komunistów na mocy tzw. dekretu Bieruta. Przedpełski domu nie odzyskał. Rozpatrywała proces Marka Króla i Jerzego Urbana. Wygrał Urban. W przypadku sprawy "Gazeta Wyborcza" kontra Stanisław Remuszko sędzia Matlak popisała się "wybitnym" uzasadnieniem: "Negatywne treści na temat Adama Michnika redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" oraz wydawcy tej gazety Agora S.A są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego".  ANNA WIELGOLEWSKA  Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, która rozpatruje sprawę komunistycznego oprawcy, byłego szefa MSW, bezpieki i komunistycznego aparatczyka. Kiszczaka nie udało się dotąd osądzić, podobnie jak Jaruzelskiego. Oskarżeni zasłaniają się złym stanem zdrowia, pomimo, że na publikowanych w prasie zdjęciach wyglądają rześko. Zdarza się im nawet udzielać wywiadów prasie, brać udział w spotkaniach rangi państwowej, ale droga do sądu byłaby zbyt dużym obciążeniem leciwych organizmów, zmęczonych życiem, bo dowodzenie morderczymi formacjami nie było przecież łatwe. 5 czerwca tego roku, podczas posiedzenia rządu, sędzia Wielgolewska ogłosiła przerwę, by rozpatrzeć wniosek dwóch biegłych psychiatrów, którzy uznali, ze zdrowie 88-letniego Kiszczaka nie pozwala na sądzenie go po raz piąty w sprawie przyczynienia się do śmierci dziewięciu górników  kopalni "Wujek" w 1981 roku. Sędzia ogłosiła, że spotkanie odbędzie się przy drzwiach zamkniętych. Następnie ogłosiła przerwę, a wychodząc z sali rozpraw, została obrzucona tortem przez działacza "Solidarności", Zygmunta Miernika. Sprawa jest symboliczna, bowiem o ile Mirnikowi za rzucenie tortem grozi kara pozbawienia wolności(a wyrok w zawieszeniu ma niemal już w kieszeni), to prawdopodobnie Kiszczak za zlecenie mordowania ludzi pozostanie bezkarny. To chyba najlepszy obrazek pokazujący prawdę o polskich sądach w III RP.   ALINA RYCHLIŃSKA   Znieważanie prezydenta podlega karze, ale w praktyce polskich sędziów to zależy o którego prezydenta chodzi...Kiedyś Andrzej Lepper został skazany za nazwanie Kwaśniewskiego "leniem". Za to w przypadku nazwania przez Janusza Palikota  prezydenta Lecha Kaczyńskiego "chamem" sędzia Rychlińska, z Sądu Okręgowego w Warszawie, stwierdziła, że wyrażenie "cham" nie jest już dziś samo w sobie zniewagą i jego cena zależy od kontekstu wypowiedzi.   ANNA PTASZEK  Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie w 2012 roku podtrzymała decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa w prawie ataku posła PO Stefana Niesiołowskiego na dziennikarkę Ewę Stankiewicz. Ptaszek usprawiedliwiała posła PO twierdząc, że "Stefan Niesiołowski jest osobą, którą łatwo sprowokować do wypowiedzi i zachowań o charakterze emocjonalnym". Słowa "wstrętna pisówna", i "won do Pis-u", którymi Niesiołowski zwracał się do Ewy Stankiewicz, w ocenie sądu to "krytyczna ocena dokonań dziennikarskich".  BARTOSZ JANICKI  Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie w 2013 roku zadecydował w trybie ekspresowym, że tygodnik "w Sieci" może naruszać interesy wydawnictwa Pressbublica (obecnie Gremi Media) będącego własnością Grzegorza Hajdarowicza. Ten ostatni, (przyjaciel Grasia i rządu) mógł liczyć na wsparcie z ręki wymiaru sprawiedliwości. Argumentem, do którego przychylił się sędzia, było dysponowanie przez Hajdarowicza niemal nikomu nie znaną subdomeną internetową "W sieci opinii". Nie może więc istnieć nikomu nie znana domena "W sieci opinii" i tygodnik "w Sieci". Może istnieć tylko medium Hajdarowicza... Decyzja sądu miała charakter natychmiastowej wykonalności, czego konsekwencją był zakaz wydawania tygodnika pod dotychczasową nazwą do czasu zakończenia procesu. -Wystarczy, że Hajdarowicz szepnie gdzie trzeba. Sędziów myślących podobnie jak Bartosz Janicki w Polsce nie brakuje. Jednak ciągle jest ich za mało. Aż szkoda, że sędziego Janickiego nie można sklonować. Może by się udało, gdyby jako dziecko właściwie się odżywiał. Pochłaniał wyłącznie mirabelki i szczaw, tak jak to robił sędzia Tuleya, kiedy nad jego matką nocami znęcali się sadyści z UB, o on opuszczony błąkał się po polach  i bezdrożach, żywiąc się korzonkami niedojrzałego jeszcze szczawiu. Okrutne wspomnienia zostały mu na całe życie. Dlatego zawsze jest taki poważny. To z pewnością ułatwi jego sklonowanie. Wówczas jeden z Tuleyów będzie mógł wspierać sędziego Janickiego.  w podejmowaniu korzystnych dla Hajdarowicza decyzji. Uszczęśliwiać Pawła Grasia, a być może samego premiera - napisał Jerzy Jachowicz na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i trudno do jego ironicznego komentarza coś jeszcze dodać.   IGOR TULEYA  Sędzia Igor Tuleya - rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie i sędzia orzekający w sprawie kardiochirurga Mirosława G. co prawda skazał słynnego lekarz-łapówkarza na karę w zawieszeniu (najłagodniejszy wyrok), uniewinnił go z wielu zarzutów, ale w swoim ustnym  uzasadnieniu wyroku zaatakował ostro nie za łapówkarstwo, ale CBA, które łapówkarza zatrzymało... Złożył nawet zawiadomienie do prokuratury na Biuro, którego metody śledcze przyrównał do stalinowskich(rykoszetem policzkując nie tylko CBA, ale także PIS). - Nie mogłem w to uwierzyć. Wszak sędzia Tuleya w uzasadnieniu wyroku na dr G. mówił: "Wzbudza to we mnie straszne skojarzenia, nawet nie z latami 80., ale z przesłuchaniami stosowanymi w latach 40. i na początku lat 50. W czasach największego stalinizmu". Innymi słowy Tuleya uznał, że SB , w której jego matka służyła również w latach 80., była instytucją lepszą niż służba niepodległego państwa polskiego, jaką jest Centralne Biuro Antykorupcyjne - skomentował sprawę Cezary Gmyz.   EWA SOLECKA  Sędzia Ewa Solecka z Sądu Okręgowego w Katowicach wydała w 2009 roku wyrok  w sprawie ks. Marka Garncarczyka i redakcji "Głosu Niedzielnego" z powództwa Alicji Tysiąc. Sąd nakazał ks. Garncarczykowi przeprosić Alicję Tysiąc i wypłacić jej 30 tys. zł zadośćuczynienia za to, że opisując jej przypadek (uniemożliwiono jej w Polsce przeprowadzenie aborcji za co domagała się rekompensaty w Strasburgu i takie pieniądze otrzymała) nazwał aborcję morderstwem. W uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Solecka stwierdziła m.in., że katolicy mogą wyrażać swoją dezaprobatę moralną wobec wykonywania zabiegu aborcji - nazywać aborcję zabójstwem - ale w sensie ogólnym, a nie w odniesieniu do konkretnej osoby. czyli można powiedzieć, że zabicie dziecka jest zabójstwem, ale nie można wskazać kto zabił czy chciał zabić (jak w przypadku Alicji Tysiąc).   EWA STRUŻYNA   Po 28 latach od śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka, 19-letniego maturzysty, Sąd Najwyższy przyznał, że sprawa ta jest porażką wymiaru sprawiedliwości, ale oddalił kasację w sprawie Ireneusza K. zomowca oskarżonego o pobicie Przemyka ze skutkiem śmiertelnym. Tym samym utrzymano w mocy wcześniejszy wyrok sądu apelacyjnego z 2009 roku, który uznał, że doszło do przedawnienia zbrodni. Sprawa uległa przedawnieniu, ponieważ sąd przyjął kwalifikację czynu jako nieumyślnego (słowo klucz!) spowodowania śmierci. Pełnomocnik rodziny Przemyka, mecenas Andrzej Zalewski, powoływał się na  protokół oględzin ciała z 1983 roku, mówiący , że uszkodzenia były tak drastyczne i rozległe, że nie ma podstaw do przyjęcia kwalifikacji   dającej podstawy do przedawnienia sprawy. Sędzia Ewa Strużyna upomniała mecenasa rodziny zmarłego 19-latka, by "nie epatował" opisami sekcji zwłok... 12 maja 1983 roku Grzegorz Przemyk został pobity ze skutkiem śmiertelnym przez milicjantów Ireneusza K. (który go zatrzymał) i Arkadiusza Denkiewwicza (dyżurnego komisariatu, który nawoływał do bicia, mówiąc: "Bijcie tak, żeby nie było śladów"). Tylko ten ostatni został skazany na 2 lata więzienia, ale nie odsiedział ani jednego dnia!   IWONA KONOPKA  Sędzia Konopka z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieście jest odpowiedzialna za skandaliczny wyrok z 2011 roku w którym skazała w trybie przyspieszonym na karę trzech miesięcy pozbawienia wolności przechodnia zaatakowanego przez policjanta (nie dopuściła zarejestrowanych kamerą dowodów). Jednak na łamy gazet wróciła przy innej sprawie rok później. Wypuściła na wolność notorycznego podpalacza samochodów, syna znanego adwokata, a jakby tego było mało, to zamiast zadbać o bezpieczeństwo świadka, który go rozpoznał, zdradziła jego imię i nazwisko, narażając świadka na nieprzyjemności.   JUSTYNA WIŚNIEWSKA   Barbara Kmiecik znana jako "Śląska Alexis" oskarżona była o wyłudzenie ponad 2 mln zł z giełdowej spółki Hydrobudowa Śląsk. Chodziło o to, że zaoferowała tej firmie pomoc w uzyskaniu 17 mln zł z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska na regulację rzeki Rawy. W uzyskaniu tej kwoty miała pomóc firma konsultingowa należąca do córki "Alexis", zaś owe 2 mln zł miały być prowizją za załatwienie dotacji, która jednak została przyznana już wcześniej. Mimo to sąd uznał, że Hydrobudowa miała prawo zapłacić za "analizy konsultingowe i ekspertyzy", które miała dla nich wykonać Barbara Kmiecik. "Alexis" miała też inne zarzuty. W tym roku oczyściła ją sędzia Justyna  Wiśniewska, z Sądu Rejonowego Katowice-Zachód, która stwierdziła, że "oskarżona nie ukrywała żadnych faktów, wskazywała tylko , jakie warunki trzeba spełnić, aby otrzymać pieniądze". Zdaniem sędzi, proces potwierdził, iż Barbara Kmiecik podczas rozmów powoływała sie na znajomości z politykami. - Nie miało to jednak wpływu na przekazanie dotacji, chodziło tylko o przedstawienie siebie jako osoby ustosunkowanej - stwierdziła sędzia Wiśniewska, uniewinniając nie tylko główną bohaterkę procesu, ale i siedmioro pozostałych oskarżonych, w tym jej córkę oraz członków kierownictwa Hydrobudowy Śląsk.   MAGDALENA ROSZKOWSKA  Kuba Wojewódzki nie może mieć traumy po sprawach sądowych. Wychodzi z nich obronną ręką. Latem 2007 roku Wojewódzki uszkodził szybę w hondzie 50-letniego inżyniera. Tłumaczył, że była to jego nerwowa reakcja na obraźliwy gest Macieja P, który miał mu pokazać wysunięty palec. Maciej P. zaprzeczał. W 2009 roku sędzia Roszkowska uniewinniła Kubę Wojewódzkiego od zarzutu uszkodzenia szyby wartej 457 zł w prywatnym aucie. Uznała, że nie miał on zamiaru dokonać przestępstwa. Już na początku prokuratura wzięła w opiekę Wojewódzkiego i wniosła o umorzenie sprawy ze względu na znikomą szkodliwość czynu., ale Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście tego nie uznał. Jednak finalnie sędzia Roszkowska uznała ekspertyzę biegłego (jak nie biegli od Kiszczaka, to biegli od szyb Wojewódzkiego...), który stwierdził, że szyba mogła mieć wcześniej "mikroskopijne uszkodzenia", a wtedy nawet lekkie uderzenie ręką powoduje jej rozbicie.   MAŁGORZATA MOJKOWSKA   Podobnie jak sędzia Tuleya, Mojkowska wywodzi się z czerwonej familii. Ojcem sędzi był Stanisław Mojkowski, redaktor naczelny "Trybuny Ludu" w latach 1967-1972. Sama Mojkowska trafiła zaś do Sądu... Lustracyjnego. Oczyściła z zarzutów m.in.  Stanisława Rymarza, przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej. W uzasadnieniu wyroku sędzia podkreśliła, że na temat Rymarza zachowały się tylko zapisy ewidencyjne, a nie ma żadnych dowodów na jego współpracę. Jednak najgłośniejszy stał się proces Zyty Gilowskiej byłej premier i minister finansów. W 2006 roku Mojkowska oczyściła Gilowską, dodając do wyroku kuriozalne uzasadnienie: "W sprawie Zyty Gilowskiej wszystkie wymogi formalne rejestracji jako agenta zostały spełnione"- mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego. Dodała, że karta rejestracyjna Gilowskiej miała akceptację przełożonego Witolda Wieczorka. Z akt archiwalnych wynika, że 26 marca 1986 roku - tego dnia Zyta Gilowska została zarejestrowana jako tajny współpracownik Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lublinie. Była też założona teczka pracy i teczka personalna, które według sądu - "nie były pozbawione treści merytorycznej". Sędzia przypomniała, że teczki te zostały zniszczone w 1990 roku, ale nie wiadomo, jak były one obszerne. Mojkowska poinformowała nawet, na kogo donosiła SB Gilowska, a pomimo to dodała, że dokumenty są zawiłe, wymagają wielu analiz i wydala wyrok stwierdzający, że minister finansów złożyła zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne... Podobnego cudu w sądach lustracyjnych długo by szukać.   MALGORZATA SOBKOWICZ - SUWIŃSKA IRENA PIOTROWSKA ALDONA WAPIŃSKA LIDIA SULARZYCKA   W 2011 roku sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Małgorzata Sobkowicz-Sowińska nakazała Jarosławowi Rymkiewiczowi przeprosiny spółki Agora, uiszczenie 5 tys. zł na rzecz ośrodka dla niewidomych w Laskach oraz zwrot kosztów sądowych. Wcześniej sąd oddalił wnioski dowodowe pozwanego. Sprawa dotyczyła stwierdzenia Rymkiewicza, który napisał, że redaktorzy "Gazety Wyborczej" są duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski. Co ciekawe, wcześniej Michnik porównywał PiS do Komunistycznej Partii Polski, ale co wolno Michnikowi, to nie Rymkiewiczowi, zwłaszcza w sądach III RP. W 2012 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie w składzie: Irena Piotrowska, Aldona Wapińska i Lidia Sularzycka utrzymał w mocy orzeczenie sądu pierwszej instancji. Sąd Apelacyjny dodatkowo zasądził od pozwanego 720 zł kosztów postępowania. - W uzasadnieniu sąd stwierdził (czym wzbudził gromki śmiech licznie zgromadzonej publiczności), że pozwany nie wykazał jednoznacznie korzeni Adama Michnika w Komunistycznej Partii Polski, gdyż swego czasu Adam Michnik odciął się od nich. Chyba wtedy gdy stwierdził, że gen. Czesław Kiszczak to "człowiek honoru", a w sytuacji próby wywiadu z Jaruzelskim radził dziennikarzowi prawicowemu - cytuję: "odpierdol się pan od generała" napisał bloger Antybolszewik, zajmujący się w Internecie tematyką sądów III RP.   MIROSŁAWA STRZELECKA     FOZZ-owcy mają się dobrze. Jedna osoba po krótkiej odsiadce na wolności (Janina Chim), inny uniknął kary kryty przez USA (Dariusz Przywieczerski), mózg całej afery właśnie wyszedł na wolność. W marcu 2005 roku Grzegorz Żemek były dyrektor FOZZ, po wieloletnim procesie(podczas którego przyznał, że był agentem wojskowych służb specjalnych PRL) został skazany na 8 lat więzienia za zagarnięcie z kasy FOZZ wielomilionowych kwot. Sąd w Stalowej Woli skazał go także za inne przekręty. Wyrok łączny za te wszystkie sprawy opiewał na 12 lat oraz 72 tys. zł grzywny. No i skończyła się sprawiedliwość (dziwne, że w ogóle poszedł siedzieć). W marcu 2013 roku sędzia Mirosława Strzelecka z Sądu Apelacyjnego w Warszawie zadecydowała o  przedterminowym zwolnieniu Żemka, o które wnosił sam dyrektor więzienia... Strzelecka uznała, że zachowanie skazanego w więzieniu jest nie tylko dobre, ale wręcz "ponadstandardowe". I stwierdziła, że "możliwość powrotu Żemka na drogę przestępstwa jest ograniczona". Nawet szef fundacji pomocy więźniom "Sławek" Marek Łagodziński argumentował w sądzie, że dalsze przetrzymywanie Żemka w więzieniu przyczynia tylko nowych kosztów społeczeństwu...Ciekawe czy tak samo dyrektorzy więzień, fundacja i sędziowie broniliby zwykłego Kowalskiego, zwłaszcza nie posiadającego kradzionych milionów... Odpowiedzialności uniknął inny złodziej milionów FOZZ Krzysztof Komornicki - rajdowiec i pracownik firmy samochodowej na Żeraniu z powodu "przedawnienia". Krzysztof Komornicki ma niejasną przeszłość w PRL.   MONIKA JOBSKA  3 czerwca 2013 roku sędzia Monika Jobska z Sądu Rejonowego w Gdyni zadecydowała ostatecznym uniewinnieniu Adama Darskiego "Nergala" słynnego satanisty, który publicznie podczas koncertu podarł Biblię i wykrzyczał do publiczności : "Żryjcie to gówno!" Uzasadnienie, jak zwykle było nie lada wyczynem intelektualnym. Mało kto wymyśliłby jak bronić "Nergala", jak nawet Sąd Najwyższy stwierdził, że przestępstwo obrazy uczuć religijnych popełnia nie tylko ten, kto chce go dokonać, ale także ten, kto ma świadomość, że może do niego dojść. Tymczasem sędzia Jobska stwierdziła, "Sąd uniewinnił Adama Darskiego od zarzuconego mu czynu uznając, że oskarżony działał w zamiarze ewentualnym znieważenia uczuć religijnych osób, ale tylko tych obecnych na koncercie, nie zaś pokrzywdzonych występujących w tej sprawie".   PAWEŁ FILIPIAK   W 2009 roku sędzia Filipiak z Sądu Rejonowego Łódź Śródmieście uznał, że Rado Maryja naruszyło dobra osobiste Stefana Niesiołowskiego  (PO). Chodziło o stwierdzenie, że w latach 70. podczas śledztwa w związku z działalnością niepodległościowej organizacji "Ruch"  Niesiołowski "sypał" kolegów i zawarł "ugodę z SB". Tym samym sędzia  obłożył cenzurą dyskusję o tym nie najciekawszym  etapie życia obecnego posła PO znanego z chamskich wypowiedzi. Sędzia "odpuścił" jedynie "Naszemu Dziennikowi" na którego łamach pisał o Niesiołowskim publicysta "Naszej Polski", autor książki "Zapiski Mohera", red. Wojciech Reszczyński. Tymczasem wiadomo, że Niesiołowski sypał. Dokumenty potwierdzające ten fakt publikowała "Rzeczpospolita". Ale co ciekawsze, sam Niesiołowski nie ukrywał w 1989 roku, pisząc w swojej książce "Wysoki brzeg": "Nie miałem odwagi  ani siły odmówić zeznań i to był mój największy błąd. Potem nie rozumiałem dlaczego. Nic mnie właściwie nie usprawiedliwiało poza strachem".  Ale widać od tego czasu stworzono nową historię, której zaciekle bronią sądy III RP.   ROMAN KOWAŁKOWSKI   W 2012 roku współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Krzysztof Wyszkowski (który miał "czelność" nazwać Wałęsę tajnym współpracownikiem bezpieki), pomimo licznych dowodów na agenturalną przeszłość byłego prezydenta, został zmuszony przez sędziego Romana Kowałkowskiego do przeproszenia Wałęsy w głównym wydaniu "Faktów"  TVN  oraz lokalnej "Panoramie" TVP Gdańsk. Wyszkowski nie przeprosił. I to zdecydowanie jest godne pochwały.  Nikt, żaden sąd, nie może nakazać przeprosin za prawdę! To sumienia po prostu nie obowiązuje.   KATARZYNA DOBRZAŃSKA  Szefowa Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa. - Polska flaga w psiej kupie – za ten czyn w swoim show, Kuba Wojewódzki trafił przed oblicze prokuratury. Ta jednak umorzyła śledztwo twierdząc, że prowadzący nie naruszył prawa, a jego program miał formę happeningu. Program był rozrywkowy, miał formę happeningu, a osoby w nim występujące nie przejawiały lekceważącego stosunku do flagi(sic!) – tłumaczy szefowa Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa, Katarzyna Dobrzańska.   MATEUSZ MARTYNIUK  Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Prowadząc poranną audycje na antenie radia Eska dziennikarze poinformowali, że Radosław Majdan będzie reklamował prezerwatywy. Następnie zadzwonili do jednej z firm zajmujących się produkcją prezerwatyw z pytaniem, czy w prezerwatywach udałoby się zamontować pozytywkę. Miałaby się włączać przy otwieraniu, zakładaniu lub po zetknięciu się z wilgocią. Zaproponowali by melodią odtwarzaną przez pozytywkę był hymn Polski (Majdan był reprezentantem kraju) lub hymn Pogoni Szczecin (klubu w którym kiedyś grał Majdan). Po chwili prowadzący zaczęli nucić Mazurka Dąbrowskiego. Zachowanie Wojewódzkiego i Figurskiego na tyle zbulwersowało radnych PiS ze Zgierza, że postanowili oni złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. Politycy powołali się na art. 137 kodeksu karnego, który przewiduje odpowiedzialność karną za znieważenie symboli państwowych. Prokurator uznał, że odtworzenie hymnu nie miało charakteru znieważającego - mówi Mateusz Martyniuk rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.. Poinformował o umorzeniu, wbrew prawu, sprawy o zniesławienie publiczne prezydenta Lecha Kaczyńskiego w programie radiowym, poprzez nazwanie go przez Michała Figurskiego: "małym, niedorozwiniętym i głupim człowiekiem".   WOJCIECH ŁĄCZEWSKI   Sędzia, który skazał Kamińskiego, oferował Lisowi pomoc w zwalczaniu PiS-u? Łączewski zaprzecza i zawiadamia prokuraturę. O sprawie poinformowała  "Warszawska Gazeta". Według „Warszawskiej Gazety”, sędzia Wojciech Łączewski zaoferował Tomaszowi Lisowi pomoc w zwalczaniu obecnego rządu. Dziennik dotarł do zapisu rozmowy na Twitterze, która miała odbyć się między ukrywającym się pod innym nazwiskiem Łączewskim i osobą, która z kolei podszywała się pod Tomasza Lisa. Sędzia Łączewski przyznaje, że prowadził konto pod innym nazwiskiem, zaprzecza jednak, by uczestniczył w takiej rozmowie. W Prokuraturze Okręgowej w Warszawie złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na jego szkodę. Sąd skazał Mariusza Kamińskiego na 3 lata więzienia za „aferę gruntową”. O sprawie pierwszy napisał pod koniec stycznia serwis internetowy Kulisy24.com. W serwisie nie podano jednak danych osób i wyraźnie podkreślano, że „podszywanie się pod czyjąś tożsamość jest przestępstwem”. Kulisy24.com podały, że ktoś na Twitterze założył fałszywe konto Tomasza Lisa (Lis Tomasz) i przez dłuższy czas je uwiarygodniał publikując podobne wpisy, jak były dziennikarz TVP. Według serwisu część nawet doświadczonych użytkowników Twittera dała się nabrać. Wśród nich miał być także, jak twierdzi już tym razem „Warszawska Gazeta”, sędzia Wojciech Łączewski, który na Twitterze miał występować jako Marek Matusiak.   Dokumenty, źródła, cytaty:   Robert Wit Wyrostkiewicz "Nasza Polska"; 18.06.2013 r.  Paweł Miter "Warszawska Gazeta"; 19-25 lutego 2016 r. "Fałszywa tożsamość sędziego"  http://3obieg.pl/sedziowie-zawisli  https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo  https://pl.wikipedia.org/wiki/Wolnomularstwo  http://www.rodaknet.com/rp_art_3275_czytelnia_lysiak_tasmy_geremka.htm  https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_M%C4%85cior  http://lustronauki.wordpress.com/2009/11/27/andrzej-ceynowa/  - "Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1821-1999 słownik biograficzny" wyd. Rytm - Warszawa 1999 http://www.eioba.pl/a/45vz/nazwiska-masonow-polskich  - Aleksander Szumański „Masoneria inaczej z autorytetem w tle""Kurier Codzienny" Chicago 25 maja - 28 maja 2007  http://www.rodaknet.com/rp_szumanski_9.htm  http://aleszum.salon24.pl/495843,krakowscy-konfidenci-gestapo-i-sb  - "Palestra" Pismo Adwokatury Polskiej - Krzysztof Pol 30. 12. 2005–http://palestra.pl/old/index.php?go=artykul&id=1816  http://www.aferyibezprawie.org/index.php?option=com_content&view=article...  - Józef Bratko "Gestapowcy" wyd. II Krajowa Agencja Wydawnicza 1990  - "Dziennik" 2.11.2007  - Paweł Sergiejczyk "Nasza Polska" 30.04 - 8.05.2007  - Teresa Tyszkiewicz - "Miłujcie się" nr 9 - 10 / 1999   „Nasza Polska”(18 czerwca 2013 r.) zamieściła tekst Roberta Wita Wyrostkiewicza „Najgorsi sędziowie III RP” w którym podaje imiona i nazwiska „najgorszych polskich sędziów”   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:7)
Kategoria wpisu: 

"POLSKA NIEPODLEGŁA" TYGODNIK

$
0
0
Ilustracja: 
Szanowni Państwo, polecam tygodnik "Polska Niepodległa". Ukaże się w środę 16 marca 2016 r. Do nabycia w kioskach.                                                                      Serdecznie pozdrawiam                                                                                        Aleksander Szumański
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:7)
Kategoria wpisu: 

LIST PUBLICZNY ŚWIADKÓW HISTORII DO KANCLERZ NIEMIEC ANGELI MERKEL I PRZEWODNICZĄCEGO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO MARTINA SCHULZA

$
0
0
Ilustracja: 
LIST PUBLICZNY ŚWIADKÓW HISTORII DO KANCLERZ NIEMIEC ANGELI MERKEL I PRZEWODNICZĄCEGO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO MARTINA SCHULZA   Angela Merkel - kanclerz Niemiec, Martin Schulz - przewodniczący Parlamentu Europejskiego.   Autorzy listu publicznego - świadkowie historii.   - mgr Jerzy Korzeń - wiek 90 lat. Prezes Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. - Aleksander Zbigniew Szumański - wiek 85 lat.  Korespondent światowej prasy polonijnej "Głos Polski" Toronto. Męczennik i więzień Gestapo, który utracił całą rodzinę w zbrodniach niemieckich i bolszewickich, kombatant (legitymacja nr B 18668 KT 3621 Urzędu d/s Kombatantów i Osób Represjonowanych, będących ofiarami represji wojennych), syn zamordowanego przez Niemców doc. med. Maurycego Mariana Szumańskiego, asystenta prof. Adama Sołowija na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza, zamordowanego 4 lipca 1941 roku na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie przez ukraińsko-niemiecki batalion Nachtigall (Słowiki).   NIEMIECKA AGRESJA MILITARNA NA POLSKĘ, WSPÓŁCZESNE ANTYPOLSKIE WYSTĄPIENIA Rząd polski milczy, milczy też opozycja parlamentarna, a na ulicach niemieckich miast i w niemieckich mediach obywatele niemieccy wyszydzają  Polskę, Polaków i polskość. I kto to czyni? Niemcy, potomkowie największych zbrodniarzy i morderców w dziejach ludzkości, którzy dzisiaj ukrywając się za podwójną gardą wydumanych nazistów stroją niewiniątka i rzucają błotem i ohydą na pamięć bestialsko pomordowanych, zagazowanych cyklonem B i spalonych w krematoriach 6 milionów obywateli polskich w niemieckich obozach zagłady. Niemcy są uczestnikami najczarniejszych w historii świata dziejów zezwierzęcenia ludzkości, popełnienia ohydnego wielomilionowego ludobójstwa. Z rąk niemieckich barbarzyńców wyhodowanych na lekturze zbrodniczej "Mein Kampf" Adolfa Hitlera w ludobójstwie okrutnym najbardziej ucierpieli Polacy, Żydzi i Cyganie. Ów Holocaust - Zagładę - Shoah  Niemcy rozpoczęli po 1933 roku we własnym kraju; barbarzyńcy z NSDAP byli wspierani przez naród niemiecki, współwinny masowych mordów i deportacji swoich obywateli. Górę wzięła nienawiść rasowa. Na terenie okupowanej Polski Niemcy utworzyli sieć żydowskich obozów zagłady - gett, z których tylko nieliczni zdołali się uratować, w większości ginąc w męczarniach pseudo doświadczeń lekarskich i spalonych w krematoriach. Niemcy stanowią do dzisiaj rasę panów, reszta społeczeństw to podludzie. Hipokryzja owych zbrodniarzy nie miała granic - stworzono "Żydowskich żołnierzy Hitlera". Wojsko niemieckie - Wehramacht, w czasie II Wojny Światowej było nie mniej dzikie, krwiożercze i niegodziwe, niż okupanci Polski z czerwoną gwiazdą na piersiach. Niemieckie barbarzyństwo najbardziej dotknęło kraje Europy Środkowo - Wschodniej, najbardziej ucierpiała Polska i jej ludność, miliony Polaków i Żydów. "Drang nach Osten" to symbol germanizacji, Auschwitz - Birkenau - Katyń to symbole śmierci. Ludobójstwo - Katyń 1940 - to wspólny mianownik bolszewicko - niemiecki. Zbrodnia ludobójstwa w Katyniu została zaplanowana na jednej z trzech konferencji Gestapo i NKWD, które odbyły się we Lwowie. Krakowie i Zakopanem w 1939 roku. Niemcy, napadając  na Polskę we wrześniu 1939 roku zamierzali udowodnić sobie i światu, że podbijany przez nich naród nie dorósł do roli gospodarza państwa, a jego elity są zbyt wąskie, by z pokolenia na pokolenie wytworzyć dzieła mogące konkurować z dokonaniami "prawdziwych" narodów europejskich. Ten stosunek Niemców do Polaków miał swoje konsekwencje. Od początku okupacji rozpoczęto celowe aresztowania i ludobójcze zbrodnie, jak w piaśnickich lasach, gdzie m.in. zamordowano księży uznanych ( nie bez racji ) za nosicieli polskości wśród Kaszubów. na ziemiach włączonych do III Rzeszy zaprojektowano bowiem powtórną germanizację. W Generalnym Gubernatorstwie z kolei mieliśmy się stać - jako rzekomi "mieszańcy" siłą roboczą zdolną do wykonywania prostych poleceń okupanta. Już w listopadzie 1939 roku w czasie słynnej Sonderaction Krakau aresztowano profesorów krakowskich wyższych uczelni, których wywieziono do niemieckich obozów zagłady, gdzie wielu z nich zmarło śmiercią męczeńską. Jednocześnie okupanci niemieccy pozbawili Polaków możliwości nauczania na poziomie średnim i wyższym. Dzisiaj sytuacja się powtarza. Istnieje metaforyczny "Drang nach Osten" z siedliskiem w faszystowskiej i zbolszewizowanej Unii Europejskiej, nakazującej nam Polakom jak mamy się zachowywać we własnym kraju definiując przez niemieckiego Żyda Martina Schulza "zamach stanu" w Polsce. Do pomocy zaprzągnięto antypolską,   t. zw. Komisję Wenecką, wspólnego z Unią Europejską wroga Polski. Dodatkowo, aby poruszyć antypolskie, głównie żydowskie środowiska zagranicznie z amerykańskim lobby żydowskim w tle, urządza się nagonki na Polaków, rzekomych antysemitów,morderców 3 milionów Żydów w Holokauście, w prasie, głównie niemieckiej i amerykańskiej, z harcami ulicznymi w niemieckich miastach, znieważających Polskę, Polaków i polskość, w karykaturalnych postaciach rządzących w Polsce z kukłami kopiącymi leżących, z napisami Polen, kopanych i kopiących. Ta uliczna współczesna ohyda, nie ludzkie przecież postaci, ale krwiożercy w 90 procentach głosowali w  latach 30. na NSDAP i ich bóstwo Adolfa Hitlera, zbrodniarza wszech czasów. To właśnie naród niemiecki zhańbił ludzkość i jej dzieje. To naród niemiecki w imię "Mein Kampf", Drang Nach Osten , Lebensraum, Deutschland, Deutschland ueber alles, ueber alles in der Welt – Niemcy, Niemcy ponad wszystko, ponad cały świat, zniszczył doszczętnie stolicę Polski Warszawę i wymordował w utworzonych przez siebie gettach 3 miliony polskich Żydów i w samym sercu łódzkiego getta utworzył obóz koncentracyjny dla polskich dzieci ( nie żydowskich) w wieku od 2 do 16 lat, w którym w okrutnym męczeństwie (genocidum atrox) zginęło 20 tysięcy polskich dzieci, m. in. w bloku dla dzieci bezwiednie oddających mocz. Obóz prewencyjny (izolacyjny) dla młodych Polaków Policji Bezpieczeństwa w Łodzi ( niem. Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt) – obóz utworzony na obszarze wydzielonym z łódzkiego getta (graniczący od wschodu z cmentarzem żydowskim przy ul. Brackiej), przeznaczony dla dzieci i młodzieży polskiej od 2 do 16 roku życia. Formalnie utworzony około połowy 1942, praktyczną działalność rozpoczął 11 grudnia 1942 roku. Funkcjonował do końca okupacji niemieckiej w Łodzi, do 19 stycznia 1945 roku. To naród niemiecki zawarł haniebny pakt Ribbentrop - Mołotow i w jego tajnej części skazał miliony Polaków na śmierć i zniszczył naszą ojczyznę. To naród niemiecki nienawidzi Polaków od zarania. Dzisiaj wykrzykuje na ulicach niemieckich miast antypolskie bluźnierstwa, a wczoraj mordował i pisał okrutne wiersze, w swojej treści budzące nie tylko odrazę, ale głos nielicznych ocalałych z tych zbrodni, wobec antypolskich bluźnierstw narodu niemieckiego. Laureat literackiej nagrody Nobla Henryk Sienkiewicz opisał wasze niemieckie bestialstwo z roku 1410 w "Krzyżakach", obrazując pohybel Krzyżaków, a wy odpowiedzieliście na tę historyczną powieść ohydą:   Oto  treść owego wiersza w polskim przekładzie:               MODLITWA DO NIEMIECKIEGO BOGA  „Poraź o Panie, bezwładem ręce i nogi Polaków, Zrób z nich kaleki, poraź ich oczy ślepotą, Tak męża, jak kobietę ukarz głupotą i głuchotą.   Spraw, żeby lud polski gromadami całymi zamieniał się w popiół, Ażeby z kobietą i dzieckiem został zniszczony, sprzedany w niewolę.   Niech nasza noga rozdepcze ich pola zasiane!  Użycz nam nadmiernej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci.   Pozwól zanurzyć nasz miecz w ich ciała I spraw, że kraj polski w morzu krwi zniszczeje!   Niemieckie serce nie da się zmiękczyć!   Zamiast pokoju niech wojna zapanuje miedzy oboma państwami.   A jeśli kiedyś będę się zbroił do walki na śmierć i życie,   To będę wołał umierając:   „Zamień, o Panie, Polskę w pustynię”!   Autorem wiersza jest Hans Lukaschek (ur. 22 maja 1885 r. we Wrocławiu, zm. 26 stycznia 1960 r. we Fryburgu Bryzgowijskim) – niemiecki urzędnik państwowy, działacz polityczny, doktor nauk prawnych, hitlerowiec, niemiecki polakożerca, minister do spraw wypędzonych w pierwszym rządzie Konrada Adenauera.   Do Martina Schulza napisaliśmy już list otwarty w dniu 12 grudnia 2015 roku, dzisiaj treść tego listu powtarzamy dodając adresata Angelę Merkel.   Oto treść listu:   mgr Jerzy Korzeń przewodniczący Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego   Aleksander Szumański Korespondent światowej prasy polonijnej Kraków, 15. 12. 2015 r.   Szanowny Pan Martin Schulz Przewodniczący Parlamentu Europejskiego   LIST OTWARTY Szanowny Panie,  ostatnie wydarzenia w Polsce związane ze zmianą rządu Rzeczypospolitej Polskiej i podjęte parlamentarne decyzje nazwał Pan ze znaną od lat Narodowi Polskiemu niemiecką butą "zamachem stanu". Podobnie do Pana zachowywał się w latach 30. ub. wieku Adolf Hitler w "Mein Kamfp", gdzie zawarł podstawy swoich teorii antysemickich i narodowo-socjalistycznych. Stała się ona czołowym dziełem ideologii i propagandy nazistowskiej III Rzeszy. Powołując się na eugeniczne tezy rasistowskie, dowodził, że „rasą panów” są Aryjczycy, a wśród nich szczególna pozycja należy się Niemcom. Słowianie natomiast byli traktowani jako najniższa z warstw aryjskich, dobra wyłącznie do prac niewolniczych. Według Adolfa Hitlera najniższą rasą są Żydzi, których po przejęciu władzy w Europie za wszelką cenę pragnął zlikwidować. Pana zachowanie jako przewodniczącego Parlamentu Europejskiego w stosunku do Polski, Polaków i polskości stanowi analogię do "dzieła" Hitlera pisanego w więzieniu, gdzie Pan powinien się znaleźć po przeprowadzeniu ataku zamachu stanu na suwerenną Rzeczpospolitą Polskę. Gdy Pan się urodził w 1955 roku, współautor niniejszego listu, 84 letni świadek historii, przeżył już dwie okupacje, jedną okrutniejszą od drugiej. To Pana rodak Adolf Hitler napadł na Polskę pamiętnego 1 września 1939 roku i zniszczył ją zupełnie. Czy Pan przeprosił za ów napad jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego? Czym Pan może się więc legitymować poza oczernianiem naszej Ojczyzny, przez niestety pańską wrodzoną wypitą z mlekiem matki wrogość do Polski, Polaków i polskości. Ponadto jest Pan całkowitym ignorantem współczesnej wiedzy o Polsce, Polakach i polskości. Pana przewodnikiem politycznym w Unii Europejskiej, jest związany z uprzednim wielo aferowym układem społeczno-politycznym w Polsce Donald Tusk, były premier polskiego rządu z ramienia partii rządzącej, Platformy Obywatelskiej, dla którego: "Piękniejsza od Polski, jest ucieczka od Polski tej ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej". Dzisiaj 15. 12. 2015 roku przed kamerami oświadczył Pan, iż nie zamierza przepraszać Polaków. A więc za co nie zamierza Pan przepraszać Polaków? - Za to, iż ubliżył Pan w sposób bezczelny, arogancki, ordynarny i chamski właśnie nam Polakom i naszej Ojczyźnie! - Czy też za to, iż pańscy poprzednicy wymordowali przeszło 6 milionów obywateli polskich w czasie II wojny światowej! - Czy też za to, iż pod maską niemieckich zbrodniarzy, kryją się dzisiaj jacyś zamaskowani publicznie n a z i ś c i! - Czy też za to, iż zbrodniarze niemieccy zniszczyli doszczętnie stolicę Polski Warszawę! - Czy też za to, iż m.in. media niemieckie nazywają niemieckie obozy zagłady utworzone na terenie okupowanej Polski, "polskimi obozami koncentracyjnymi"! - Czy też za zbrodnie niemieckich najeźdźców w Oświęcimiu symbolu martyrologii narodu polskiego! Czy też za utworzenie w okupowanej Polsce gett żydowskich, w których zostało wymordowanych przeszło 3 miliony polskich Żydów! - Czy też za sposoby uśmiercania Polaków i Żydów, obywateli polskich, gazem - cyklonem B, komorami gazowymi i krematoriami. - Czy też za bestialskie mordy dokonane przez niemieckich okupantów na polskich dzieciach m.in. w obozie koncentracyjnym w łódzkim getcie (Obóz dla dzieci polskich w Litzmannstadt Ghetto ul. Przemysłowa (Gewerbestrasse). Polskie, nie żydowskie dzieci zostały w tym obozie okrutnie wymordowane i zagłodzone m.in. w bunkrach dla dzieci bezwiednie oddających mocz!   - Czy też za Modlitwę do niemieckiego Boga:   „Z modlitwy do niemieckiego Boga”:   …[…]Spraw Boże, żeby lud polski gromadami zamieniał się w popiół. Użycz nam nieznanej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci… Będziemy wołać umierając: zmień o Panie, Polskę w pustynię…[…]…   Tekst ukazał się na krótko przed 1 września 1939 roku nakładem „Veretinung zum Schutze Oberschlesiens”( Niemiecki Komisariat Plebiscytowy (niem. Plebiszitkomissariat für Deutschland).   Autorem tekstu jest Hans Lukaschek (ur. 22 maja 1885 r. we Wrocławiu, zm. 26 stycznia 1960 r. we Fryburgu Bryzgowijskim) – niemiecki urzędnik państwowy, działacz polityczny, doktor nauk prawnych, hitlerowiec, niemiecki polakożerca, minister do spraw wypędzonych w pierwszym rządzie Konrada Adenauera.   W pierwszym rzędzie powinien Pan jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego przeprosić Polaków za pakt Ribbentrop - Mołotow, szczególnie za jego tajną część, który zgotował nam Polakom taką gehennę II wojny światowej, za współczesne "polskie obozy koncentracyjne", za napad III Rzeszy Niemieckiej na Polskę 1 września 1939 roku, za bandycki napad na Westerplatte i Pocztę Gdańską. Jeżeli przyjmiemy przeprosiny, to zastanowimy się, czy przekazać Panu całą prawdę o Trybunale Konstytucyjnym z jego prezesem Andrzejem Rzeplińskim, członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W imieniu Polski, Polaków i polskości, jako obywatele Rzeczypospolitej Polskiej żądamy od Pana przeprosin. Aleksander Szumański - jestem uhonorowany Medalem Komisji Edukacji Narodowej i medalem "W Hołdzie Komendantowi", rocznik 1931, świadek historii, skazany na śmierć przez niemieckich okupantów, więzień okresu okupacji niemieckiej, męczennik, urodzony we Lwowie, który utracił całą rodzinę z Ojcem doc. medycyny Maurycym Marianem Szumańskim, asystentem prof. Adama Sołowija na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza z rąk niemiecko - ukraińskiego batalionu "Nachtigall"  mgr Jerzy Korzeń przewodniczący Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego   Aleksander Zbigniew Szumański korespondent światowej prasy polonijnej, kombatant, męczennik, ofiara niemieckich represji wojennych w czasie trwania II Wojny Światowej.
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:11)
Kategoria wpisu: 

WARSZAWSKA GAZETA

$
0
0
Ilustracja: 
Szanowni Państwo serdecznie polecam "Warszawską Gazetę". Do nabycia piątki w kioskach.                            Pozdrawiam serdecznie                                       Aleksander Szumański
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

STRAŻNICY KOMUNISTYCZNEJ KONSTYTUCJI.- KOMUNISTYCZNY RELIKT TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO STANOWI TŁO WALKI O ODZYSKANIE WŁADZY PRZEZ ZBÓJECKI POST KOMUNISTYCZNY TANDEM PO - PSL (ZSL).

$
0
0
Ilustracja: 
STRAŻNICY KOMUNISTYCZNEJ KONSTYTUCJI. KOMUNISTYCZNY RELIKT TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO STANOWI TŁO WALKI O ODZYSKANIE WŁADZY  PRZEZ  ZBÓJECKI POST KOMUNISTYCZNY TANDEM PO - PSL (ZSL).   Trybunał Konstytucyjny został utworzony w czasie stanu wojennego przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego (WRON). Jego zadaniem było legalizowanie przestępczych działań Jaruzelskiego, Kiszczaka i całej komunistycznej ekipy. Trybunał  Konstytucyjny miał przekonywać społeczeństwo, że wypowiedziana mu przez Jaruzelskiego wojna jest zgodna z Konstytucją. Stan wojenny niewątpliwie był tragedią . Natomiast sposób w jaki TK służy obecnie obronie swoich mocodawców jest już tylko farsą. Przede wszystkim, jak ujawnili na polecenie Naczelnego Sądu Administracyjnego sędziowie TK, to oni właśnie pod przewodnictwem aktualnego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego opracowali ustawę zgłoszoną potem jako projekt prezydenta Bronisława Komorowskiego i przegłosowaną głosami koalicji  PO - PSL. Poza tym prezes Andrzej Rzepliński publicznie oświadczył, iż jest stronnikiem PO, a ustawę napisaną przez PiS określił jako niezgodną z Konstytucją niejako a priori. 3 grudnia  sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, którzy pisali tę ustawę, sami oceniali jej konstytucyjność. Czyli jak przysłowiowy Cygan, byli sędziami we własnej sprawie.(Cyganie masz świadki? Mam żonę i dziatki). Prof. Andrzej Rzepliński też ma sporo jeszcze do wyjaśnienia. Przede wszystkim swoją przynależność do PZPR  oraz udział w przesłuchiwaniu Pietruszki,  mordercy ks. Jerzego Popiełuszki, udziału potwierdzonego zresztą własnym podpisem. Rzepliński posiada wiedzę o mocodawcach zlecenia mordu SB na bł. księdzu Jerzym Popiełuszce. Członkini Rady Legislacyjnej przy gen. Czesławie Kiszczaku, znajomy Romana Giertycha, senator i radny PO oraz prawniczy spec od komunistycznych rad narodowych – to niektórzy nominaci Platformy Obywatelskiej w rzekomo „zawłaszczonym przez PiS”, a wcześniej "apolitycznym" Trybunale Konstytucyjnym. Od kilkunastu tygodni przez media przetacza się nawałnica oskarżeń pod adresem polityków Prawa i Sprawiedliwości. Z dziennikarskich relacji w kraju i za granicą wynika, że PiS będzie teraz „kontrolował” Trybunał Konstytucyjny (stwierdził tak centrolewicowy brytyjski „Guardian”), który wcześniej składać się miał z samych "apolitycznych" fachowców. Zresztą nie tylko "Guardian" prowadzi kampanię antypolską. Górują tu media niemieckie i amerykańskie, przy wydatnej pomocy Parlamentu Europejskiego, niemieckiego Żyda Martina Schulza, różnych tusków, bieńkowskich, piterów, szetynów  i innych anty Polaków, amerykańskich lobby  żydowskich -  antypolskich kół z Komisją Wenecką w tle. Oliwy do ognia na forum międzynarodowym dolewa pozbawiona władzy opozycja - Szetyna, Petru, KOD i inni przedstawiciele neo Konfederacji Targowickiej. Mało kto wskazuje oczywiście, że gdyby nie ostatnie zmiany, to w 15-osobowym składzie Trybunału zasiadałoby 14 sędziów wyznaczonych przez PO, SLD lub PSL. Jeszcze mniej mówi się o przeszłości i powiązaniach platformerskich nominatów, którzy obecnie z wielkim oburzeniem wypowiadają się na temat „gwałtu” i „zamachu” na niezawisłość oraz niezależność TK.   SĘDZIA TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO SŁAWOMIRA WRONKOWSKA - JAŚKIEWICZ   W 2010 r. posłowie Platformy Obywatelskiej zgłosili na stanowisko sędziego Trybunału Konstytucyjnego prof. Sławomirę Wronkowską-Jaśkiewicz związaną z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. To prawnik, której  wiedzy i dorobku naukowego nie sposób kwestionować. Trudno jednak spokojnie przejść do porządku dziennego nad faktem, że nominatka PO była w drugiej połowie lat 80. członkiem Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów. W biogramie zamieszczonym w druku sejmowym z 8 kwietnia 2010 r. czytamy, że Wronkowska-Jaśkiewicz zasiadała w tym organie opiniodawczo-doradczym od końca 1988 r. Doradzała więc komunistycznym premierom Mieczysławowi Rakowskiemu i gen. Czesławowi Kiszczakowi, szefowi zbrodniczej bezpieki. Sędzia Trybunału Konstytucyjnego Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz w PRL-u działała w PZPR, a od 1988 r. była w radzie legislacyjnej komunistycznego rządu i doradzała komunistycznym ekipom Mieczysława Rakowskiego oraz Czesława Kiszczaka. W stanie wojennym pisała o tworzeniu prawa w zgodzie z konstytucją. Dziś sędzia Trybunału Konstytucyjnego Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz przedstawiana jest jako jedna z sędziów będących ostoją i broniących Trybunału i państwa prawa przed zakusami partii rządzącej. Wronkowska-Jaśkiewicz do TK trafiła w 2010 r. z nominacji Platformy. Wówczas wyznała wprost w jednym z wywiadów, że ma lewicowe poglądy. Zaistniała medialnie w styczniu na konferencji zorganizowanej przez TK przy okazji sporu Trybunału ze stroną rządową. Była jedynym sędzią, który wystąpił na konferencji prasowej u boku prezesa Andrzeja Rzeplińskiego. Sprawdziliśmy, co myślała o stanie polskiego prawa i przestrzeganiu konstytucji w czasie stanu wojennego, w 1982 r. Wydała wówczas książkę „O problemach tworzenia racjonalnego prawa”. Wronkowska, pisząc o praworządności, opierała się m.in. na „dorobku” sowieckiego prawodawstwa, cytując moskiewskie autorytety. Jak sprawdziła „GP”, w 1974 r. Sławomira Wronkowska (wtedy jeszcze bez tytułu profesorskiego i drugiego nazwiska) była współautorką książki „Zasady prawa: zagadnienia podstawowe”, gdzie mowa jest m.in. o „ethosie” i obowiązującej w PRL moralności socjalistycznej. W publikacji czytamy m.in.: „To zaś, że treść norm prawnych i norm wchodzących w skład moralności panującej w znacznej części się pokrywa, jest sprawą oczywistą, a także: W rozważanym przez nas przypadku dotyczy to stanowienia prawa w sposób zgodny z oficjalnie zakładanymi "interesami ludu pracującego miast i wsi", a następnie – stosowania tego prawa w sposób zgodny z tymi interesami". W stanie wojennym, w 1982 r., prof. Wronkowska-Jaśkiewicz za swoją rozprawę „Problem racjonalnego tworzenia prawa” – osadzoną oczywiście w realiach ustroju socjalistycznego – dostała I nagrodę w konkursie redakcji „Państwa i Prawa”. Pismem tym kierował wówczas prof. Leszek Kubicki, członek PZPR od 1956 do 1990 r., w III RP minister sprawiedliwości w rządzie postkomunistów. Należy wspomnieć, że prof. Wronkowska-Jaśkiewicz jest jednym z członków Komitetu Nauk Prawnych PAN, który przed kilkoma dniami podjął uchwałę o „naruszeniach konstytucji”, odnoszącą się do rzekomego zamachu PiS na wartości konstytucyjne i państwo prawa. W uchwale można było przeczytać: „Komitet Nauk Prawnych PAN przeciwstawia się wszelkim formom nihilizmu konstytucyjnego i prawnego, pogardy dla zasady demokratycznego państwa prawnego, obejścia i nadużycia prawa, wykorzystywania i nadużywania mechanizmów demokratycznych dla ograniczenia demokracji i rządów prawa”.  Prof. Wronkowska-Jaśkiewicz, specjalistka od „interesów ludu pracującego”, głosowała za przyjęciem tej wymierzonej w nowy rząd uchwały. Wronkowska, pisząc o praworządności, opierała się m. in. na "dorobku" sowieckiego prawodawstwa, cytując moskiewskie autorytety. Prawo w jej mniemaniu było dobre, wystarczyło je tylko udoskonalić. Stalinistka Wronkowska pisała po bezprawnym wprowadzeniu dekretu o stanie wojennym: "W ostatnim dziesięcioleciu podjęto w Polsce szczególnie wiele wysiłków zmierzających do udoskonalenia systemu obowiązujących aktów prawnych i wyeliminowania co najmniej niektórych wadliwości dostrzeganych w procesie przygotowywania aktów prawnych" . Dalej było o konieczności wyrugowania z życia pozostałości z prawa II RP. Ustalić to miała ocena stanu prawnego dokonana przez najwyższe organa państwa. I dalej Wronkowska: " Stwierdzono, że w systemie obowiązujących aktów prawnych nadal jeszcze występują akty z okresu międzywojennego i pierwszych lat istnienia socjalistycznego państwa, nieprzystosowane do regulowania współczesnych stosunków socjalistycznych w PRL". Deptanie podstawowych praw człowieka w PRL-u, szczególnie w stanie wojennym, nie przeszkadzało sędzi, która nie wspominała o tym w swojej pracy. "GP" próbowała się   skontaktować z sędzią za pośrednictwem Andrzeja Rzeplińskiego.  Jednak prezes TK zablokował tę korespondencję. Stwierdził, że jego urząd nie udzieli dziennikarzowi  żadnych informacji o przynależności do PZPR-u zarówno Wronkowskiej, jak i innych sędziów Trybunału.   TRYBUNAŁ KONSTYTUCYJNY POZA PRAWEM   Prawnicy w opinii dla resortu sprawiedliwości krytykują argumentację prawną jaką przyjął Trybunał  w swoim ostatnim wyroku unieważniającym przepisy wprowadzone w grudniu ubiegłego roku, dotyczące funkcjonowania TK. Uniemożliwiały one bowiem rozpatrzenie skarg wniesionych przez opozycję m.in. ze względu na brak 13 sędziów "dopuszczonych do orzekania" czy nie zachowanie przepisu rozpatrywania spraw według kolejności ich wpływu. Dlatego Trybunał zastosował wybieg i zwyczajnie uznał, że nie może ich w pełni stosować. Sędzia Stanisław Biernat argumentował, że TK przyjął za podstawę bezpośrednie stosowanie Konstytucji , a pełny skład jest taki, jaki jest, czyli 12 sędziów. Trybunał  zakwestionował  w ten sposób uznaną zasadę tzw. domniemania zgodności z Konstytucją ustaw, dopóki nie uzna się ich za sprzeczne z Ustawą Zasadniczą. Prawnicy uważają takie decyzje za złamanie Konstytucji.  "Zasada domniemania zgodności ustaw z Konstytucją nakazuje stosowanie przepisów znowelizowanej ustawy o TK i zakazuje orzekania w sprawie tej ustawy tylko na podstawie przepisów Konstytucji z pominięciem obowiązującej procedury ustanowionej w tej ustawie" - podkreśla w swojej opinii prof. Bogusław Banaszak (Uniwersytet Zielonogórski).   Resort sprawiedliwości uważa, że Trybunał złamał zasadę legalizmu trójpodziału władzy, zaufania obywatela do państwa i prawa oraz zasadę domniemania konstytucyjności ustawy.   Prof. Bogusław Banaszak podkreśla, że jest to zasada "utrwalona" w "nauce prawa państw demokratycznych  i  w orzecznictwie polskiego TK oraz innych sądów konstytucyjnych. Domniemanie to może być obalone jedynie przez wyrok Trybunału Konstytucyjnego"."Domniemanie konstytucyjności  oznacza, że każdy organ państwowy - w tym Trybunał Konstytucyjny - jest obowiązany stosować obowiązujące prawo. W związku z tym nie ma jakichkolwiek podstaw prawnych stanowisko prezesa Trybunału Konstytucyjnego, który odmawia stosowania ustawy o Trybunale Konstytucyjnym z dnia 25 czerwca 2015 r. w brzmieniu nadanym jej nowelizacją z 22 grudnia 2015 r." - wskazuje konstytucjonalista prof. Bogumił Szmulik (UKSW).   WYROK ZE SKAZĄ   Konstytucjonalistka  Anna Łabno (Uniwersytet Śląski) uznaje z kolei , że "brak jest możliwości wykonywania funkcji orzeczniczej bezpośrednio na podstawie Konstytucji i to zarówno w tzw. czystej postaci bezpośredniego stosowania (podstawę prawną stanowi tylko i wyłącznie norma konstytucyjna), jak też na zasadzie współstosowania ( podstawę prawną stanowią normy konstytucyjne i normy ustawowe)".  Szmulik dodaje. że wyrok zapadły w takiej formule będzie "wyrokiem wydanym z rażącym naruszeniem obowiązujących norm proceduralnych przewidzianych przez ustawę z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym. Będzie także oczywistym naruszeniem Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej poprzez rozszerzenie swojej właściwości o rozpatrywanie de facto  spraw z urzędu i naruszenie wyłącznego uprawnienia prezydenta RP do inicjowana prewencyjnej kontroli konstytucyjności prawa" - ocenia Szmulik.   TYLKO 15  Banaszak zaznacza, że nie można opierać się w tym przypadku tylko na Konstytucji, ponieważ nie reguluje ona procedury rozpatrywania spraw przed Trybunałem i odsyła do szczegółowych przepisów, które ma określać ustawa. Stwierdza on, że "podległość sędziów TK Konstytucji w sprawowaniu ich urzędu nie zwalnia ich od podległości ustawom w sprawach proceduralnych". Konstytucjonalista zaznacza, że dalsze niedopuszczenie do orzekania 3  spośród 15 sędziów TK oznacza naruszenie Konstytucji i "determinuje  niewłaściwą obsadę składu orzekającego w sprawach , które TK ma rozpatrzyć w pełnym składzie". Szmulik i Banaszak podkreślają, że wydany z naruszeniem tych norm i zasad wyrok TK nie może być opublikowany przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. "Orzeczenie naruszające  tę zasadę ( domniemania konstytucyjności - red.) lub wydane w niewłaściwym składzie nie podlega publikacji" - stwierdza Banaszak."Prezes Rady Ministrów jako organ wydający - przy pomocy Rządowego Centrum Legislacji - nie będzie mógł tego uczynić bez złamania Konstytucji, za co może zostać pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu" - podkreśla Szmulik.   Dodaje, że wyrok ten lub wyrok w cudzysłowie, jak pisze, wydany w tej sprawie "nie będzie orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, o którym mówi Konstytucja RP czy ustawa o TK", ze względu na niezachowanie procedury przewidzianej w odpowiednich przepisach. "Nie będzie więc orzeczeniem TK, którego obowiązek niezwłocznego ogłoszenia w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony, nakłada Konstytucja RP" - puentuje prof. Szmulik.   PUBLIKACJI NIE BĘDZIE   Powołując się na osiem prawniczych opinii, Ministerstwo Sprawiedliwości tłumaczy, że Trybunał w swoim wyroku, "złamał cztery fundamentalne zasady: zasadę legalizmu, zasadę trójpodziału władzy, zasadę zaufania obywatela do państwa i prawa, a przede wszystkim zasadę domniemania konstytucyjności ustawy". - Nasze stanowisko oparte jest na opiniach wybitnych prawników, takich jak prof. Bałaban, prof. Banaszak, prof. Szmulik, prof. Jastrzębski, prof. Karpiuk - zaznacza szef resortu sprawiedliwości Marcin Warchoł. - Działania sędziów Trybunału Konstytucyjnego są bezprawne i w związku z tym nie wywołują żadnych skutków prawnych - mówi minister Zbigniew Ziobro. - Sędziowie orzekając na podstawie wygasłej ustawy, postawili się ponad Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej. Artykuł 197  Konstytucji jasno wskazuje, że tryb postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym określ ustawa - dodaje minister. Szefowa kancelarii premiera Beata Kempa wskazała w Sejmie, że Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał sprawę z pominięciem trzech sędziów i w niepełnym składzie. - Pominięcie tych sędziów spowodowało, że sprawa nie była rozpatrywana przez  TK jako organ powołany do orzekania o zgodności aktów normatywnych z Konstytucją - mówiła Kempa. - A więc takie stanowisko nie może istnieć w obrocie prawnym jako wyrok - dodała.   ROLA TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO   Trybunał Konstytucyjny w obecnej formie szkodzi polskiej demokracji. TK w obecnej formie sprawia. że partia opozycyjna może w pełni blokować wszelkie ustawy sejmowe. W wielu krajach demokratycznych nie ma TK i demokracja świetnie funkcjonuje. Czas skończyć z hipokryzją i mitem, że Trybunał Konstytucyjny jest apolitycznym bytem składającym się z pozbawionych poglądów osób mających w głowie same paragrafy. To twór jak najbardziej polityczny. Oczekiwanie, że Trybunał Konstytucyjny będzie tworem niezależnym od polityki, jest naiwne i nierealistyczne. To tak samo, jakby od człowieka będącego sędzią oczekiwać, że przez samo mianowanie stanie się istotą nieskazitelnego charakteru. Jak zauważa Irena Kamińska, sędzia NSA i prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”, to są normy, które mają charakter życzeniowy. – Ale prawy, myślący człowiek będzie się starał wyjść poza swoje uwarunkowania, także polityczne – uważa i zapewnia, że często tak właśnie się dzieje. Choć przecież nie sposób odciąć orzekających w TK sędziów od mediów, Facebooka czy Twittera, nie da się wymazać ich poglądów i doświadczeń. To właśnie poprzez nie dokonują oni interpretacji i osądu prawa, które nie jest matematycznym równaniem. Zwłaszcza że trybunał decyduje o sprawach politycznych – bo większość spraw mających szeroki wymiar, związanych z dobrem wspólnym, jak lustracja czy nawet zgoda na podwójne sankcje (karne i administracyjne) za urządzanie gry bez koncesji na automatach poza kasynem gry, mimo obowiązującej zasady, iż nie można karać człowieka dwa razy za ten sam czyn, ma właśnie taki wymiar. Profesor Lech Morawski, członek Trybunału Stanu, jest przekonany, że jeśli mówić o upolitycznieniu, to TK – jeśli przyjrzeć się orzeczeniom odnoszącym się do lustracji – od 1989 r. bronił postkomunistów przed odpowiedzialnością. – Najważniejszym z orzeczeń był niewątpliwie wyrok z 11 maja 2007 r. Właśnie w efekcie tych orzeczeń w rękach postkomunistycznych elit pozostał aparat gospodarczy, wymiar sprawiedliwości, media i inne ośrodki władzy – uważa. Ale przecież nie brak też opinii, że trybunał, wyrokując w tej kwestii, zachował się zbyt powściągliwie, bo mógł całkiem „utopić” lustrację, a jedynie nieco ją zmiękczył. Kolejna kwestia to sposób powoływania sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Każdego z piętnastki na dziewięcioletnią kadencję zgłasza grupa co najmniej 50 posłów (w praktyce kluby poselskie) lub Prezydium Sejmu. Wybór sędziego następuje bezwzględną większością głosów przy obecności minimum połowy posłów. Faktycznie oznacza to, że partia, która ma większość, może nominować swoich ludzi. Stąd pośpiech i starania ustępującej ekipy, żeby umieścić w gronie sędziów trybunału możliwie jak największą liczbę swoich. – Funkcja sędziego TK stała się zapłatą za lojalną służbę .                                                                   Opracował Aleksander Szumański "Głos Polski" Toronto   Źródła:   Maciej Marosz "Gazeta Polska Codziennie" 18 - 20. 03. 2016  Zenon Baranowski "Nasz Dziennik" 11.03. 2016    
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:7)
Kategoria wpisu: 

DŻIHAD U POLSKI WRÓT - "POLSKA - JADĘ TAM - ZMIENIMY JĄ W PIEKŁO"

$
0
0
Ilustracja: 
DŻIHAD U POLSKI WRÓT - "POLSKA - JADĘ TAM - ZMIENIMY JĄ W PIEKŁO"  MARSYLIA STOLICĄ MUZULMAŃSKIEJ EUROPY MUZUŁMANIE PRZEJMUJĄ MARSYLIĘ GANGI IMIGRANTÓW I PRAWO SZARIATU NAJPIERW MUZUŁMANIE POTEM FRANCUZI TAK BYŁOBY W POLSCE PO "WYSZEHRADZKIEJ" DECYZJI KOPACZKI   Ostanie "europejsko - tureckie" decyzje migranckie za 6 miliardów euro na rzecz Turcji ośmieszają nie tylko Europę  z Parlamentem Europejskim w tle, ale również "walczący" z dżihadystami świat. Ci ludzie sprawujący władzę w Europie, UE i w świecie skretynieli zupełnie i nadają się wyłącznie do leczenia psychiatrycznego. Cóż, mądrzejsi od tych kretynów są mordercy, a czy z tak zwanego Państwa Islamskiego, czy mordowni innej proweniencji, to jest bez znaczenia dla bieżących i niewątpliwie przyszłych ofiar. Decyzje kopaczki przyjęcia "kwot" migrantów i wyłamanie się z Grupy Wyszehradzkiej, podobnie jak "smoleńskie na metr w głąb" powinny postawić tę szkodzącą Polsce, Polakom i polskości kopaczkę przed sądem powszechnym razem z "polskimi" europarlamentarnymi bandziorami Tuskiem, Bieńkowską, czy też z b. ambasadorem Polski Tomaszem Arabskim. Obym był dobrym prorokiem, że ten los ich nie ominie, choćby za zamach smoleński do spóły z Putinem. Na zbity pysk powinno się wywalić szkodzących Polsce i światu europarlamentarzystów z żydowskim antypolskim Niemcem Martinem Schulzem na czele. Dla Parlamentu Europejskiego nie mają znaczenia ataki terrorystyczne i pomordowani ludzie, najważniejszy atak na Polskę i  mitologiczny "polski zamach stanu" na bolszewicko - faszystowski "polski" Trybunał Konstytucyjny z antypolakiem Andrzejem Rzeplińskim mianowanym na to stanowisko przez bandziorów - morderców jaruzelai kiszczako - podobnych z Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. "Kwota" 7 tysięcy imigrantów, których miała przyjąć Polska było jednym wielkim kamuflażem wobec Polaków. Każdy z tych imigrantów posiada rodzinę za granicą i rząd polski był zmuszony ich przyjąć. Rozrośnie się to do setek tysięcy imigrantów, a konia z rzędem temu, kto odróżni "ekonomicznych" od "uchodźców". Stale Kopacz i wspólnicy tego nierządu szafują przyjęciem przez Polskę 80 tysięcy Czeczenów. Tylko o jednym przekazie zapominają, iż czeczeńscy uchodźcy, to ofiary putinowskiej Rosji i osoby wiarygodne, zaś migranci na odległość to mordercy ISIS - Państwo Islamskie. Usiłuje się za wszelką cenę dyskredytować prezydenta Andrzeja Dudę, ostatnio przez kłamczynię brukselską o "szczelności polskich granic", b. minister spraw wewnętrznych Teresę Piotrowską, która zrobiła łaskę prezydentowi Rzeczypospolitej udając się na zaproszenie do "większego pałacu", przy początkowym sprzeciwie gospodyni "mniejszego pałacu", jednak w konsekwencji uległej. Agenturalne telewizje polskie twierdzą, iż prezydent RP swoimi decyzjami ośmiesza Polskę, przy godnej naśladowania wielkiej Polce Ewie Kopacz zwanej Aniołem Śmierci, polskim doktorem Mengele. W ślad za takimi informacjami prezentuje się tabele sondażowe, w których PiS prowadzi jedynie 4 punktami, tak im spadło, przy olbrzymim wzroście poparcia dla POnowoczesnej do 30 procent! To nie ma znaczenia, iż pyskującej Kopacz nie pokazuje telewizja. Ona robi dalej swoje w dobie zagrożenia polskiej racji stanu i życia Polaków. Przykładem polityki brukselskiej Kopacz jest sytuacja panująca w Marsylii. Marsylii coraz bliżej do statusu muzułmańskiego miasta w Europie! W ciągu 15 lat stanie się pierwszą na kontynencie metropolią, w której większość mieszkańców to wyznawcy islamu. Już dzisiaj częściej powiewają tam flagi algierskie niż francuskie, niektóre dzielnice są zamknięte dla niemuzułmanów, a porządku na ulicach pilnują imigranckie gangi i “policja szariatu”. Witajcie w drugim największym mieście laickiej Francji!   NAJPIERW MUZUŁMANIE POTEM FRANCUZI   To w Marsylii aresztowano 29-letniego Francuza algierskiego pochodzenia, który kilka miesięcy temu w Muzeum Żydowskim w Brukseli zamordował cztery osoby. To właśnie tam zdarzyło się głośne na całą Europę pobicie policjantów, którzy chcieli sprawdzić tożsamość kobiety idącej po ulicy w burce. To stamtąd pochodzi spora część z 930 francuskich dżihadystów walczących w Syrii za wiarę. To nie tylko Bruksela, stolica Parlamentu Europejskiego jest siedliskiem morderców z dżihadu. Tak można by wyliczać jeszcze długo i w każdym kolejnym zdaniu udowadniać, że największe portowe miasto we Francji pod wieloma względami jest wyjątkowe. A przede wszystkim, że z kosmopolitycznego ośrodka w ostatnich kilku latach przemieniło się w ośrodek rasowego i religijnego konfliktu. Liczbę muzułmanów mieszkających w Marsylii szacuje się na 250 tys. Niektóre źródła idą jeszcze dalej i podają, że wyznawcy islamu stanowią nawet 30-40 proc. ludności 860-tysięcznego miasta. Jednocześnie, jak wskazuje m.in. raport Open Society Foundation z 2011 roku, tylko połowa z nich identyfikuje się z miejscem zamieszkania. Reszta, przede wszystkim imigranci z Algierii, Maroka i Tunezji, którzy na drugą stronę Morza Śródziemnego dostają się promami, żyje kompletnie odizolowana w północnych dzielnicach metropolii.   ALGIERCZYCY NA ULICAH MARSYLII  Śmiało można powiedzieć, że powstało w Marsylii coś w rodzaju minipaństwa islamskiego. Państwa, w którym króluje religia, bieda i przemoc. Bezrobocie wśród młodych przekracza 40 proc, a w jednym z okręgów aż 55 proc. mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa - dwukrotnie więcej niż wynosi miejska średnia. "Napięcie jest tu ogromne. Ludzie myślą, że Marsylia to miasto multikulturowe, ale tak nie jest. Ludzie współistnieją, ale nie mieszają się ze sobą"– mówił "Economistowi" w maju tego roku muzułmański aktywista Omar Djellil.  "KALACH" ZA 500 EURO  Problem segregacji, która rodzi frustrację, a następnie przemoc, szczególnie dotyczy młodych. Głównie oni odpowiadają za to, że do Marsylii przylgnęło określenie "śródziemnomorskie Chicago". Bo portowe miasto stało się centrum francuskiego bandytyzmu. A hymnem Francji jest "Marsylianka". Cóż za paradoks. Gangsterskie strzelaniny są na porządku dziennym, mafijne organizacje, które przyjeżdżają z krajów arabskich, rządzą i dzielą. Broń maszynową typu "kalach" można kupić już za 500 euro. Wymowne jest to, że w pierwszych dziewięciu miesiącach ubiegłego roku odnotowano 15 morderstw – pięciokrotnie więcej niż wskazuje średnia dla całego kraju. – Nie tylko północ tak wygląda. Podczas urlopu zwiedzałem dzielnicę Mazargues na południu Marsylii. W każdej ulotce czy przewodniku pisano, żeby zostawiać samochody otwarte, bo w innym przypadku rabusie wybiją szyby. Radzono nawet, by otworzyć schowki. Jak parkujesz na parkingu turystycznym, pod butami wszędzie masz potłuczone szkło. Mieszkają tam właściwie tylko muzułmanie. Charakterystyczne są też tam palone przez nich na ulicy śmieci – opowiada Tomek z Warszawy, który w tym roku odwiedził francuskie miasto.   REPORTAŻ O GANGACH W MARSYLII   To, co jest szczególnie uderzające na północy, to tzw. strefy "no go", gdzie biali nie mają wstępu, a właściwie jedynym obowiązującym prawem jest szariat. W nich wychowują się radykalni muzułmanie, którzy - tak jak zamachowiec z Belgii - prędzej czy później znajdują drogę do Syrii i Iraku, gdzie dżihadyści walczą o Państwo Islamskie(ISIS). Dwa miesiące temu głośna we Francji była historia 15-letniej Adele – z pozoru grzecznej uczennicy szkoły w Marsylii, którą zafascynowała ideologia dżihadu. Nastolatka nagle zniknęła, by wkrótce odnaleźć się w... Syrii. Jej rodzice mówią, że teraz jest zakładniczką terrorystów. Władzom centralnym póki co nie udało się opanować sytuacji w strefach "no go". Nie są w stanie nawet wyegzekwować przestrzegania prawa. W laickiej Francji zabronione są modlitwy na ulicach. Tymczasem w północnych dzielnicach Marsylii przy okazji piątkowych modłów ulice regularnie są zamykane, a uzbrojeni i zamaskowani muzułmanie ustawiają własne posterunki. Laicka Francja nie pozwala też na zasłanianie twarzy. Nijak mają się do zdjęcia całkowicie zasłoniętych marsylianek, głównie arabskiego pochodzenia.   ODWRÓT OD SOCJ ALISTÓW   Marsylię wyróżnia coś jeszcze – sytuacja polityczna, która jest dowodem na to, że muzułmanie mają poczucie, iż coraz częściej są dyskryminowani i izolowani. Imigranci masowo odwracają się od socjalistycznego prezydenta François Hollande'a, którego poparli w ostatnich wyborach prezydenckich (zagłosowało na niego 86 proc. francuskich muzułmanów). W wyborach samorządowych z marca tego roku w jednej z dzielnic na burmistrza wybrali nawet reprezentanta populistów z Frontu Narodowego Marine Le Pen. Tej samej Le Pen, która porównała muzułmanów modlących się na ulicach do niemieckich nazistowskich okupantów. Powody to m.in. sytuacja socjalna, ale także np. stosunek do homoseksualistów – muzułmanie nie mogą zrozumieć, dlaczego Hollande zalegalizował małżeństwa homoseksualne. Niewiele wskazuje na to, że zmiana sympatii politycznych spowoduje, że Marsylia przestanie kojarzyć się z przestępczością i islamskimi gettami. Francuzi (niemuzułmanie) też nie mają nadziei – sześciu na dziesięciu opowiada się w sondażach za tym, by policję walczącą w Marsylii z imigranckimi gangami wsparło wojsko. Takiego rozwiązania nie mogą być jednak pewni. Pozostaje im patrzeć, jak pod ich nosem wyrasta pierwsza w Europie muzułmańska metropolia!   MUZUŁMANIE PRZEJMUJĄ MARSYLIĘ GANGI IMIGRANTÓW I PRAWO SZARIATU   Dzielnice otwarte tylko dla muzułmanów, grasujące na ulicach szajki imigrantów i „policja” szariatu – tak wygląda dzisiaj Marsylia. Częściej można spotkać tam flagi algierskie niż francuskie. Za około 15 lat Marsylia, drugie po Paryżu największe miasto Francji, stanie się pierwszą islamską metropolią w Europie! To właśnie z Marsylii pochodzi duża część francuskich dżihadystów, którzy walczą obecnie w Syrii. W tym największym mieście portowym Francji mieszka dziś już ćwierć miliona muzułmanów. Jednak według niektórych źródeł informacji, liczba ta może sięgać nawet 40 proc. populacji 860-tysięcznego miasta. W większości są to przybysze z północnej Afryki – z: Algierii, Maroka i Tunezji. Muzułmanie nie asymilują się z francuską ludnością i żyją w odosobnieniu w północnych dzielnicach miasta. Często wegetują w nędzy. W okręgu, w którym sytuacja jest najbardziej tragiczna 55 proc. mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa. Bezrobocie wśród młodych muzułmańskich mieszkańców miasta przekracza 40 proc. Skala bandytyzmu w Marsylii jest przerażająca. Arabscy przestępcy zaczynają terroryzować ludność. Miasto to porównywane jest dziś do Chicago z czasów panowania w nim gangów. W przewodnikach po Marsylii zaleca się, by kobiety nie wychodziły same na ulice po zmroku. W Marsylii obowiązują już strefy, w których właściwie obowiązuje szariat, a biali nie mają do nich wstępu. Choć we Francji modlitwy na ulicach są zakazane, imigranci organizują modły i własne posterunki.   PAŃSTWO ISLAMSKIE JEDZIE DO POLSKI POLSKA - JADĘ TAM - ZMIENIMY JĄ W PIEKŁO   Warszawa, róg ulicy Raszyńskiej i Filtrowej, kilkaset metrów od siedziby redakcji "Polityki". Na ścianie kamienicy miejsce na plakaty, ostatnio głównie oklejone Andrzejem Dudą i Bronisławem Komorowskim, jakieś już opatrzone, przez kilkutygodniową obecność niemal już niewidoczne. Kilka miesięcy temu  mój wzrok przykuł zupełnie inny widok. Obok plakatów wyborczych z Dudą i Komorowskim, widniały groźne twarze panów z (ISIS) Państwa Islamskiego. Jeden z nich jakby uśmiechnięty, z widocznym brakiem w górnym uzębieniu, drugi z zamaskowaną twarzą – trzymają flagę Państwa Islamskiego. Poniżej napis: "Polska, jadę tam. Zalejemy Europę imigrantami z Libii, na małych łodziach i zmienimy ją w piekło”. I podpis: Państwo Islamskie, luty 2015. O co chodzi? W Warszawie zawisło 30 podobnych plakatów (występują też w innej wersji: dżihadyści z Państwa Islamskiego uzbrojeni po zęby, a pod zdjęciem napis: „Państwo Islamskie ukrywa terrorystów wśród imigrantów. Decyzję o ich przyjęciu podejmie premier Kopacz”). Plakaty być może pojawią się w innych polskich miastach. Organizatorem kampanii jest portal http://www.euroislam.pl/ prowadzony przez stowarzyszenie Europa Przyszłości. W zarządzie tej organizacji zasiada Grzegorz Lindenberg (jeden z założycieli „Gazety Wyborczej”, twórca i pierwszy naczelny „Super Expressu”, były – a nie jak wcześniej podano obecny – członek rady nadzorczej spółki wydającej tygodnik „Wprost”), a także Piotr Ślusarczyk (dr nauk humanistycznych, były dziennikarz TOK FM, TVN24 i pracownik TVN, dziś zajmujący się szkoleniami personalnymi) i Jan Wójcik (dyrektor finansowy w jednej z firm, jak podaje na stronie portalu, „jeden z inicjatorów ogólnoeuropejskiej akcji zbierania podpisów przeciwko członkostwu Turcji w Unii Europejskiej”).   MĘŻCZYZNA KRZYCZĄC "ALLAH AKBAR" RZUCIŁ SIE Z NOŻEM NA FUNKCJONARIUSZY POLICJI   Młody mężczyzna, który zginął  w ataku na posterunek policji był od dłuższego czasu pod obserwacją francuskiego kontrwywiadu. Mężczyzna krzycząc "Allah akbar" rzucił się z nożem na funkcjonariuszy. Pochodzący z Burundi, ale mający obywatelstwo francuskie 20-latek, przeszedł na islam i zaczął szukać kontaktów z islamistami walczącymi w Syrii. Na swoim profilu na Facebooku opublikował flagę Państwa Islamskiego. Był dobrze znany francuskiej policji za popełnienie drobnych przestępstw. Już wcześniej obserwacji poddano jego brata, który nie krył się ze swoimi radykalnymi poglądami i wiadomo, że planował podróż do Syrii. Napastnik ranił w twarz policjanta, który dyżurował w recepcji posterunku w Joue-les-Tours, oraz zaatakował dwóch innych funkcjonariuszy. Został zastrzelony przez obecnych w budynku policjantów. - To przypomina sposób działania, do którego wzywało Państwo Islamskie - powiedziało agencji AFP źródło zbliżone do śledztwa, nawiązując do apeli islamskich ekstremistów o atakowanie policjantów czy żołnierzy.   Według ekspertów Państwo Islamskie liczy, że uda się przenieść dżihad - "świętą wojnę" z Syrii i Iraku na ulice miast w Europie. Islamiści chcą, by ich przeciwnicy żyli w ciągłym strachu przed atakiem na własnym podwórku. Mają też nadzieję, że uda im się takim terrorem skłócić społeczeństwa zachodnie. Jednocześnie liczy się zabicie w atakach jak największej liczby ludzi.   DŻIHAD U BRAM EUROPY - BOJOWNICY ISIS INTERWENCJA NATO PRZECIWKO PANSTWU ISLAMSKIEMU?   Ostrzeżenia przywódców Włoch, że zwycięstwa dżihadystów w Libii zagrażają bezpieczeństwu południowej Europy, mogą być uzasadnione. Szczególnie, że wśród ekstremistów mają się znajdować sunniccy bojownicy z Państwa Islamskiego (ISIS). Jeżeli konflikt się rozogni, koncentracja Zachód przestanie koncentrować całą uwagę na konflikcie ukraińskim. Po tym, jak islamscy ekstremiści opanowali libijski port Sirte, premier  Matteo Renzi, a potem włoski minister spraw zagranicznych Paolo Gentiloni ogłosili, że Włochy są gotowe do interwencji militarnej w Libii. W odpowiedzi ekstremiści wysłali pod adresem Włochów groźby, które część komentatorów odczytuje jako wypowiedzenie wojny. A gdy w weekend dżihadyści opublikowali film z egzekucji 21 Egipcjan, której dokonali pod Trypolisem, Włochy zdecydowały się zamknąć swoją ambasadę. Pod względem militarnym Włochy rzeczywiście mogą czuć się zaniepokojone. Sirte znajduje się odległości 450 km od Sycylii. Pomijając teoretycznie możliwość ostrzału rakietowego, groźne są coraz większe możliwości przenikania islamskich terrorystów na wybrzeża Włoch i dokonywanie bezpośrednich zamachów. Istnieje też niebezpieczeństwo bezpośrednich starć z ekstremistami na morzu. Do pierwszej konfrontacji już doszło. W weekend załodze statku włoskiej straży przybrzeżnej zagroziła płynąca łodzią motorową grupa uzbrojonych ludzi, najprawdopodobniej islamskich przemytników. Zresztą Włochy są szczególnie narażone na infiltrację ze strony ekstremistów, którzy zarabiają na przemycie ludności muzułmańskiej na Półwysep Apeniński. Przy czym znaczna część przemyconych muzułmanów jest bardzo podatna na radykalne hasła dżihadystów. Stąd we Włoszech nasilają się głosy aby władze zaczęły uszczelniać granicę, deportować nielegalnych imigrantów i wydalać muzułmanów głoszących ekstremistyczne poglądy. Do niedawna poprawni politycznie Włosi zaczynają dołączać do rosnącej części społeczności europejskiej obawiającej się islamizacji Starego Kontynentu, której sztandarowym przykładem pozostaje Marsylia, zwana „islamską stolicą Europy”, w której całe dzielnice są już zamknięte dla „niewiernych”. Z geopolitycznej perspektywy pojawienie się groźby konfliktu na południu Europy powinno być na rękę Rosji. Z jednej strony zaangażowała się ona po stronie Iranu i szyickiego rządu w Bagdadzie w walce z sunnickim Państwem Islamskim, z drugiej może dyskontować informacje o pojawieniu się sunnitów z IS w Libii. Czyli obecna na Bliskim Wschodzie Moskwa może wspierać Iran i rząd w Bagdadzie, a tym samym pośrednio syryjski reżim al-Asada, czyli koalicję alternatywną wobec tej, którą utworzyli przeciwko IS Amerykanie z ich arabskimi i zachodnimi sojusznikami. Z drugiej strony libijskie sukcesy ekstremistów zasilanych przez IS dają szansę na podjęcie działań militarnych na południowej flance Europy, odciągając całą uwagę od wydarzeń na Ukrainie. Wtedy Kreml będzie miał dodatkowy atut w rozmowach z Zachodem, który może wykorzystać przy różnych okazjach. Niebagatelne znaczenie ma też fakt, że Włochy od lat sprowadzały z Libii ropę i gaz, a wojna coraz bardziej odcina libijskie źródła zasilania energetycznego. Możliwe, że Włosi, będący na pierwszej linii starcia z libijskimi dżihadystami, przedwcześnie biją na alarm. Jednak też nikt nie może dziś wykluczyć wojny kompaktowej w środkowej części Morza Śródziemnego. Wtedy będzie potrzebna interwencja militarna wojsk lądowych NATO.   AGENCI PAŃSTWA ISLAMSKIEGO WŚRÓD IMIGRANTÓW   - Wszystkie granice tzw. Państwa Islamskiego są kontrolowane przez tzw. wojska przygraniczne pod wodzą emira al-Turkiego. Karą za próbę ucieczki jest ukrzyżowanie – mówi dziennikarz śledczy Witold Gadowski, współautor filmu „Insha Allah. Krew męczenników”. Pokazuje pan w filmie „Insha Allah. Krew męczenników” dramatyczną sytuację jazydów i chrześcijan w Iraku i Syrii – gwałty, zabójstwa, porwania ze strony Państwa Islamskiego (IS). Czy napływ imigrantów może spowodować, że podobne rzeczy mogą zacząć dziać się w Europie? A może to jednak dalekie zagrożenie? Muszę zacząć od początku. Po pierwsze, widzę wielką niesprawiedliwość w tym, co się dzieje w Europie, bo prawdziwe ofiary wojny są w tej chwili w obozach w irackim Kurdystanie, południowej Turcji i Libanie. Przebywają tam od pond roku. To szyici, jazydzi i chrześcijanie. Celowo wymieniam w takiej kolejności, bo w takiej kolejności są oni prześladowani. Szyici są po prostu mordowani, od razu. Jazydki są gwałcone, jazydzkie dzieci sprzedawane na targach niewolników, a mężczyźni zabijani. Chrześcijanie albo przechodzą na islam i wtedy są na łasce i niełasce ludzi z Państwa Islamskiego, albo są mordowani bądź obkładani podatkiem jizya, którego wysokość jest dowolnie ustalana. To są grupy najbardziej prześladowane na terenie Syrii i Iraku. Mówimy o irackich prowincjach Dijala, Anbar, kawałku prowincji Niniwa oraz Salah ad Din. W Syrii to w zasadzie 2/3 terytorium kraju. Te ofiary wojny od ponad roku są w obozach, dlatego, że musiały uciekać ze swoich miast. Przykładem tego jest wyludnienie miasta Karakosz w Dolinie Niniwy, gdzie 60 tys. chrześcijan w ciągu jednego dnia musiało zbiec przed Państwem Islamskim. Wszyscy znaleźli się w irackim Kurdystanie. Można sobie wyobrazić nagłą ucieczkę 60-tysięcznego miasta. Rozmawiałem z biskupem Nikodemusem, który był patriarchą Mosulu i też musiał uciekać. Opowiadał, że religia jest tam traktowana jak w czasach rewolucji bolszewickiej. Hordy wdzierają się do świątyń, plądrują je, bezczeszczą, dewastują. Kiedy rozmawialiśmy, biskup płakał. To są prawdziwe ofiary wojny. Natomiast ci, którzy teraz wdzierają się do Europy to są przeważnie młodzi mężczyźni, nie wiadomo skąd. Ci ludzie gwałcą wszelkie reguły, w przestępczy sposób dostają się na teren Europy i natychmiast są przedstawiani jako uchodźcy. Mówi się, że Europa jest im winna pomoc humanitarną. Dlaczego Europa nie pomaga prawdziwym ofiarom wojny? One od roku są w obozach dla uchodźców i bezskutecznie starają się wizy do krajów europejskich. Europa nie udziela im tych wiz. Tu jest głęboka niesprawiedliwość. Ci ludzie, przestępcy, którzy wdzierają się do Europy zajmują miejsca prawdziwych ofiar wojny. Wśród nich jest niewielu chrześcijan, niewielu jazydów i bardzo niewielu Kurdów, którzy cierpią ze strony Państwa Islamskiego. Większość to są cwaniaki, których było stać na to, żeby wyłożyć 10 tys. dol. za przerzucenie na Stary Kontynent przez mafię. 90 proc. ludzi jest tu przerzucanych w sposób przestępczy przez mafie tureckie, albańskie i rosyjskie. Europa odpowiada, że finansuje obozy uchodźców na Bliskim Wschodzie. Czy to nie jest realna pomoc? Bardzo niewielka. W tej chwili pomoc płynie z Francji, częściowo z Niemiec, niewielkie wsparcie z Wielkiej Brytanii, troszkę docierało też z Polski. To wszystko. Pomoc jest iluzoryczna. Proszę sobie wyobrazić mieszkanie przez cały rok w namiotach, kiedy w lecie temperatura wynosi 50 stopni, a zimą spada do zera i czasami jest śnieg. Całe rodziny po prostu cierpią. I tym ludziom nikt nie pomaga. Natomiast nagle wszyscy rzucili się, żeby pomagać przestępcom, którzy wdzierają się do Europy i próbują się tu osiedlić metodą faktów dokonanych. Nie mają dokumentów, nie wiadomo, kim są, nie wiadomo, jakie mają zamiary. Przeważnie są to muzułmanie, którzy nie będą się integrować ze społeczeństwem w miejscu, gdzie osiądą. To po prostu zagrożenie. Zagrożenie tym, że problem islamski będzie istniał w każdym kraju, do którego trafią ci uchodźcy. A jak wygląda problem islamski, to widzimy na zachodzie Europy. Szczególnie w Paryżu, Brukseli czy ostatnio miastach niemieckich. Marsylia jest klasycznym przykładem. Marsylia jest już po prostu arabska. Państwo Islamskie już kilka miesięcy temu zapowiadało, że zaleje Europe imigrantami, a między nimi ukryje swoich terrorystów. Czy obserwujemy realizację tego scenariusza? Wszystkie granice Państwa Islamskiego są drobiazgowo kontrolowane przez tzw. wojska przygraniczne pod wodzą emira al-Turkiego. Dlaczego? Bo IS gros swoich dochodów czerpie z przemytu i wymiany przygranicznej. Musi zatem kontrolować granicę, żeby mieć pieniądze na istnienie i rozwój. To jest normalny organizm państwowy. Budżet Państwa Islamskiego wynosi obecnie ponad 800 mln dol. rocznie. Państwo Islamskie nielegalnie sprzedaje ponad 60 tys. baryłek ropy dziennie.   SPORO TRAFIA DO EUROPY  To wszystko w sposób nielegalny jest skupowane przez firmy irańskie i tureckie. Później trafia do Europy i innych krajów, np. do Izraela, jako ropa turecka. Albo – do Izraela akurat nie – jako ropa irańska. Traderzy kupują to paliwo za połowę ceny, czyli ok. 25 dol. za baryłkę od IS. Dlatego IS strzeże granic. Tam się mysz nie prześlizgnie. Karą za próbę ucieczki z Państwa Islamskiego jest, uwaga: UKRZYŻOWANIE! To naprawdę jest odstraszające. Nikt nikomu nie wierzy. W całym Państwie Islamskim działają tajne służby AMNI, które znakomicie funkcjonują, posługują się prowokacją i wszelkimi klasycznymi metodami. Jeżeli z Syrii wyjeżdża nagle ileś tysięcy osób, to może się to stać tylko za zgodą IS. Wnioski można sobie wyciągnąć samodzielnie. Jak to wszystko zostało zorganizowane? Do Państwa Islamskiego podłączyło się wielu urzędników i funkcjonariuszy różnych służb Iraku z czasów Saddama Husajna. Czy to oni tworzą aparat represji i aparat państwowy kalifatu? Państwo Islamskie to bardzo ciekawy twór. Pozostaje ono w konflikcie z Al-Kaidą, z jej zbrojnym ramieniem w Syrii, czyli z Frontem Jabbat al-Nusra. To państwo nie powstałoby, gdyby nie zbieg kilku czynników, można się zastanawiać, czy przypadkowy. Po pierwsze, z więzień irańskich, a przede wszystkim syryjskich zostało zwolnionych wiele tysięcy ludzi odsiadujących wyroki za terroryzm i rozboje. Na raz, w ciągu kilku miesięcy ci ludzie wyszli na wolność. Oczywiście natychmiast zasilili szeregi Państwa Islamskiego. To jest jedna obserwacja. Druga jest taka, że kiedy w 2003 r. Amerykanie pokonali Saddama Husajna, to potem amerykański administrator Iraku Paul Bremmer i premier Al-Maliki wyrzucili z armii wszystkich wyższych oficerów. Ci wyżsi oficerowie trafili do armii Państwa Islamskiego. Przemienili się z socjalistów wspierających partię BAAS w islamistów. Zapuścili brody i stanowią dziś sztab militarny IS. Państwem Islamskich rządzą ludzie z Iraku, a nie z Syrii. Oprócz tego szyicki rząd al-Malikiego rozpoczął prześladowania sunnitów. To sprawiło, że plemiona sunnickie chcąc nie chcąc zaczęły przyłączać się do Państwa Islamskiego i składać hołd samozwańczemu kalifowi al-Bagdadiemu. I jeszcze jedna rzecz. Al-Maliki rozwiązał milicję sunnicką, która walczyła z ekstremistami. To było ponad 100 tys. ludzi. 85 tys. z nich trafiło na bruk jednego dnia. Co się z nimi stało? W większości trafili do IS. Wyszkoleni, uzbrojeni, z doświadczeniem. Ci ludzie stanowią dziś kadrę IS. Oczywiście do tego dołączają różni przybysze, jak np. duża grupa Czeczenów, bardzo tam cenionych.   PAŃSTWO ISLAMSKIE TO PEŁZAJĄCA III WOJNA ŚWIATOWA   Państwo Islamskie zalewa już Europę. Europejczyków czeka Holocaust jeszcze gorszy od niemieckiego i bolszewickiego. W Polsce w czasie II wojny światowej zginęło w Holocauście prawie 6 milionów obywateli polskich, Polaków, Żydów, Ormian, Czechów, Rosjan, Ukraińców w okrutnych rzeziach okupantów niemieckich i bolszewickich. Jakich ofiar możemy się spodziewać w przewidywanym Holocauście III wojny światowej w sposób świadomy akceptowany przez rząd Ewy Kopacz pod naciskiem brukselsko-niemieckim? Historia jest przestrzenna, nigdy nie jednowymiarowa.   DECYZJE RZĄDU BEATY SZYDŁO   Rząd Beaty Szydło po tragedii brukselskiej podjął właściwą decyzję o nieprzyjmowaniu migrantów do Polski. Niewątpliwie słuszna decyzja natychmiast została tradycyjnie skrytykowana przez opozycję POnowoczerską. Pan Szetyna przygotowuje akcję Widelec nr 2?   Dla "Głosu Polskiego" Toronto opracował Aleksander Szumański   Źródła:   IAR, PAP, fc  CNN Newsource/x-news  http://www.pch24.pl/francja--muzulmanie-przejmuja-marsylie---gangi-imigr...  http://natemat.pl/125357,islamskie-patrole-strefy-zakazane-dla-bialych-w...  http://www.pch24.pl/francja--muzulmanie-przejmuja-marsylie---gangi-imigr...  Agnieszka Zagner  http://zagner.blog.polityka.pl/2015/05/27/panstwo-islamskie-jedzie-do-po...  http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1373386,Strzelanina-w-Marsylii-Na...  http://biznesalert.pl/mazur-dzihad-u-bram-europy-interwencja-nato-przeci... BiznesAlert WYDAWCĄ PORTALU JEST: Instytut Jagielloński   http://www.fronda.pl/a/gadowski-dla-frondapl-agenci-panstwa-islamskiego-...     
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 
Viewing all 775 articles
Browse latest View live