Quantcast
Channel: Blog użytkownika Aleszumm
Viewing all 775 articles
Browse latest View live

POWSTANIE WARSZAWSKIE - GENEZA POWSTANIA - AKCJA "BURZA" A POWSTANIE WARSZAWSKIE - Z UKRAIŃSKIM LEGIONEM SAMOOBRONY W TLE

$
0
0
Ilustracja: 
                    POWSTANIE WARSZAWSKIE - GENEZA POWSTANIA                      AKCJA "BURZA" A POWSTANIE WARSZAWSKIE                    Z  UKRAIŃSKIM LEGIONEM SAMOOBRONY W TLE    1 sierpnia 2016 roku obchodzić będziemy 72 rocznicę bohaterskiego Powstania Warszawskiego. Pomimo, że święcimy obecnie tę rocznicę , to w dalszym ciągu współczesna opinia społeczna nie jest wystarczająco poinformowana o historii jego wybuchu. Większość ukazujących się w mediach artykułów, również wydane książki oskarżają najwyższą kadrę dowódców Armii Krajowej o wręcz zbrodnicze działanie, nieodpowiedzialne doprowadzenie do jednej z największych w naszej historii wojskowej klęski, połączonej z olbrzymimi stratami w ludności cywilnej i zniszczeniem stolicy z jej wspaniałym dorobkiem kulturowym. Są to też opinie głoszone przez niektórych zawodowych historyków. Wydaje  się, że ludzie, którzy nie przeżyli okupacji w Warszawie, nie są w stanie zrozumieć atmosfery, jaka poprzedziła Powstanie Warszawskie.   GENEZA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO - WYTĘPIĆ POLAKÓW   Pięć lat niemieckiej (a także rosyjsko-sowieckiej) okupacji Polski jest trudne do zrozumienia dla europejczyków z innych okupowanych krajów, jak również dla powojennego polskiego pokolenia. Rektor uniwersytetu w Amsterdamie powiedział kiedyś: "Gdy rozpoczęła się niemiecka akcja antyżydowska w okupowanej Holandii, to uniwersytet w Amsterdamie zareagował strajkiem studentów, nie słyszałem, żeby taki strajk miał miejsce na Uniwersytecie Warszawskim". Nie wiedział zatem, iż wszystkie uniwersytety były w Polsce zamknięte, a profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, jednej z najstarszych wyższych uczelni europejskich, zesłano w „Sonderaction Krakau” w 1939 roku do niemieckich obozów koncentracyjnych. Trzeba pamiętać, że już w „Mein Kampf" Hitler stawiał sobie za cel zdobycie większej przestrzeni życiowej na wschodzie dla narodu niemieckiego. Ujawniony tzw. Generalplan Ost Wielkogermańskiej Rzeszy Niemieckiej przewidywał po zwycięskiej wojnie wschodnią granicę Niemiec na linii na północy od jeziora Ładoga do Morza Czarnego. Zakładał też fizyczną eliminację, bądź przesiedlenie 80 - 85 proc. Polaków na Syberię i mniejszą procentowo, podobną eliminację Cyganów, Czechów, Ukraińców i Białorusinów. Specjalną nienawiścią darzono Warszawę, która nie dość, że walczyła aż do 28 września  1939 roku, to jeszcze stała się centrum polskiego Podziemnego Państwa w czasie okupacji niemieckiej. Już w latach 1940 - 1942 r zaplanowano, że po wojnie Warszawa zostanie zburzona, a na jej miejscu zbudowane będzie niemieckie miasto Warschau (tzw. Plan Pabsta). Świadomość tej perspektywy w pełni uzasadniała budowę silnej polskiej podziemnej armii, niezależnie od istniejących armii alianckich i armii polskiej na Zachodzie. Widząc masowy odwrót pokonanej niemieckiej armii, Polacy z niecierpliwością czekali  na rozkaz rozpoczęcia powstania w Warszawie, do którego przygotowywali się przez 5 lat, marząc o odzyskaniu wolności, o tym, że sami pokonamy niemieckich bandytów, pomścimy śmierć naszych rodzin i kolegów, naszą utraconą młodość, życie w charakterze niewolników przez pięć lat. Dlaczego nie ma rozkazu do walki? Chcemy sami wyswobodzić nasze miasto, sami decydować o jego losie. Armia Czerwona jest już podobno tuż, tuż, a my zamiast działać i z łatwością zdobyć już zdezorganizowane miasto, czekamy nie wiadomo na co.   Tymczasem sytuacja zaczynała się niekorzystnie zmieniać. Wraca niemiecki gubernator dystryktu Warszawa, Ludwig Fischer, 27 lipca wieczorem "szczekaczki", megafony uliczne, ogłaszają jego rozkaz w formie apelu: "Polacy! W 1920 roku za murami tego miasta odparliście atak bolszewizmu, okazując w ten sposób swoją antybolszewicką postawę. Dziś Warszawa stała się znowu zaporą dla czerwonego potopu, a jej wkładem w walkę winien stać się udział 100 000 mężczyzn i kobiet w pracach przy budowie linii obronnych. Zbierajcie się na głównych placach na Żoliborzu, przy Marszałkowskiej, przy placu Unii Lubelskiej, etc. Winni odmowy będą ukarani." Dla Niemców życie mieszkańca Generalnego Gubernatorstwa nie ma żadnej wartości, przez pięć lat nas o tym przekonywano. Rozumiemy, że tu niewątpliwie chodzi jednak nie tylko o fortyfikacje, ale o zabezpieczenie się w związku z planowaną obroną miasta. Nie można bronić Warszawy przed Armią Czerwoną, mając w mieście około 40 000 podziemnej wrogiej armii z jakby nie było tysiącami różnego rodzaju broni, mając całą podziemną wrogą administrację i wrogą ludność. To jest przecież stolica podziemnego państwa. 100 000 ludzi zdolnych do pracy fizycznej pod kierownictwem Niemców niewątpliwie zdezorganizuje struktury państwa podziemnego. Rozkaz Fischera nie jest zrealizowany, warszawiacy nie zgłosili się. Kierownictwo Armii Krajowej rozumie to niebezpieczeństwo i wydaje rozkaz: 28 lipca o godzinie 8.00 wieczorem - koncentracja podziemnych oddziałów z bronią na zaplanowanych miejscach zbiórki. Jaka była dyskusja przed wydaniem tego rozkazu? Kto co powiedział? Nie wiemy. Nie wszyscy poważni historycy podają, kto wydał rozkaz tej mobilizacji. Niektórzy piszą, że osobiście generał Antoni Chruściel "Monter", inni że w porozumieniu z dowódcą Armii Krajowej generałem "Borem" Tadeuszem Komorowskim.   RADIO MOSKWA PO POLSKU "Wezwanie do Warszawy. Walczcie przeciwko Niemcom. Warszawa bez wątpienia słyszy już huk armat w bitwie, która już wkrótce przyniesie jej wyzwolenie dla Warszawy, która nigdy się nie poddała i ciągle nie ustaje w walce, godzina czynu wybiła. Nie wolno zapomnieć, że w potopie zagłady hitlerowskiej przepadnie wszystko, co nie będzie ocalone czynem, że bezpośrednio czynną walką na ulicach Warszawy, po domach, fabrykach, magazynach, nie tylko przyśpieszymy chwilę ostatecznego wyzwolenia, lecz ocalimy także majątek narodowy i życie naszych braci". Jednocześnie sowiecki samolot zrzucił tego dnia ulotki komunistycznego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina wzywającego również do broni, tegoż dnia pojawiły się rozlepiane afisze Polskiej Armii Ludowej, że przedstawicielstwo emigracyjnego rządu polskiego uciekło z Warszawy, a komendant Polskiej Armii Ludowej przejmuje dowództwo nad wszystkimi siłami podziemnymi. Jednocześnie także w tym samym dniu, 29 lipca, jedna z najlepszych pancernych dywizji niemieckich "Hermann Goering" w pełnym szyku bojowym przemaszerowała przez warszawskie mosty, zdążając na front walki. Oznaczało to, że planuje się realizację stałej polityki w całym okresie odwrotu z frontu wschodniego. Norman Davies, angielski historyk ("Powstanie ´44", s. 312) pisze: "Polegała ona na tym, żeby ogłaszać, że silne punkty takie jak Warszawa - są "fortecami", ewakuować całą ludność cywilną, okopywać się na własnych pozycjach, a potem obserwować, jak miasto zamienia się w stos ruin w wyniku bombardowań i ognia artyleryjskiego. Z punktu widzenia warszawiaków nie robić nic oznaczało tyle, co dopraszać się jakiegoś innego nieszczęścia. Oznaczało prosić o powtórkę tego, co niedawno zrobiono z Mińskiem Litewskim".  MIKOŁAJCZYK W MOSKWIE   30 lipca znowu apel sowieckiego radia w języku polskim, stacji "Kościuszko":"Warszawa drży od ryku dział. Wojska sowieckie napierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi. Nadchodzą, by przynieść wam wolność. Niemcy wyparci z Pragi będą usiłować bronić się w Warszawie. Ludu Warszawy! Do broni! Uderzcie na Niemców! Milion ludności Warszawy niechaj się stanie milionem żołnierzy, który wypędzi niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność". Tego dnia przybywa do Moskwy premier Stanisław Mikołajczyk, jego wizyta jest zorganizowana przez Winstona Churchilla i ma na celu uzgodnienie form jakiejś współpracy. Mikołajczyk nie wie o umowie naszych aliantów w Teheranie, Poczdamie, Jałcie w 1943 roku. 3 sierpnia spotyka się ze Stalinem, który odsyła go do kierownictwa Związku Patriotów Polskich grupujących polskich komunistów. 5 sierpnia ma z nimi spotkanie Wanda Wasilewska, grająca podstawową rolę w tym zespole ze względu na sympatię jaką otaczał ją Stalin. Jest „twarda", nie dochodzi do żadnej formy współpracy, początkowo nawet Wasilewska twierdzi, że Powstanie nie wybuchło w Warszawie. Na prośbę Mikołajczyka o pomoc już walczącej Warszawie, w formie interwencji u Stalina, z założeniem, że w wyzwolonej z okupacji niemieckiej Polsce utworzy się koalicyjny rząd, nie ma odpowiedzi. Zwycięża więc komunistyczny partyjny interes. W świetle tych faktów i wobec bliżej nieomówionych innych przykładów zdrady interesów Polski przez aliantów zachodnich ukształtowała się sytuacja typowa dla tragedii greckiej: każde rozwiązanie jest niekorzystne, a w naszym przypadku tragiczne. Po raz pierwszy w historii wszystkich państw okupowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej tylko warszawiacy nie wykonali rozkazu dla olbrzymiej grupy 100 000 mieszkańców zgłoszenia się do budowy fortyfikacji. Tym samym stanęli na ścieżce wojennej z niemieckim okupantem. Warszawa byłaby zniszczona, a straty ludzkie byłyby równie dotkliwie, gdyby Powstanie nie wybuchło. Winę ponoszą sowieccy sojusznicy naszych zachodnich aliantów, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, ale oczywiście pierwszym szalbierzem sprytnie i obłudnie działającym był Związek Sowiecki i jego polscy komunistyczni współpracownicy, również wzywający do Powstania. Tę tezę stawia też Norman Davies w swoim dziele "Powstanie ´44", przedstawiając cały szereg faktów zdradzieckiej polityki naszych zachodnich aliantów, m.in. brak wystarczającej interwencji w sprawie lądowania samolotów alianckich z dostawami do Warszawy na lotniskach sowieckich. Dopiero 18 września 104 samoloty amerykańskie dokonały olbrzymich zrzutów, niestety już głównie na pozycje niemieckie. Amerykanie i Anglicy dopiero pod koniec Powstania ogłosili obowiązek traktowania  powstańców, jako żołnierzy alianckich z prawem rewanżu na jeńcach niemieckich w przypadku nieuznawania zasad Konwencji Genewskiej. Ta deklaracja powinna pojawić się 2-3 sierpnia, ilu naszym żołnierzom ocaliłaby życie? Premier brytyjski Herbert Asquith mówił krótko przed wojną wybitnemu pianiście i orędownikowi sprawy polskiej na Zachodzie Ignacemu Paderewskiemu: „nie ma żadnej nadziei na przyszłość dla Ojczyzny Pana”. Oznaczało to, że w chwili wybuchu wojny sprawę polską uważano w Europie za wewnętrzny problem zaborców Rosji, która z Francją i Wielką Brytanią znalazła się w obozie ententy, oraz walczących z tym sojuszem państw centralnych – Niemiec i Austro-Węgier. Niezależnie od tego, dowództwa wojujących ze sobą na ziemiach polskich armii państw zaborczych chciały zapewnić sobie przychylność Polaków. Rosjanie wydali odezwę, w której odwołali się do odwiecznej, rzekomo wspólnej walki Słowian z agresją germańską i obiecywali zjednoczenie ziem polskich „swobodnych w wierze, języku i samorządzie”. Deklaracja nie miała najmniejszej wartości, a wydał ją stryj cara Mikołaja II – Mikołaj Mikołajewicz – wódz naczelny armii rosyjskiej.  Polska należy do najbardziej bohaterskich krajów Europy, która przez lata ciemiężona potrafiła wielokrotnie walczyć o swoją  suwerenność, niepodległość, wolność. My Polacy mieliśmy od poczęcia wpajane hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Przeglądając karty naszej historii wielokrotnie usiłowaliśmy odzyskać zabraną przez najeźdźców wolność, czego dowodem są nasze powstania narodowe. W poczcie tych zrywów narodowych należy przypomnieć, iż moc naszego ducha powstania narodowe utożsamiały Narodowi, iż tylko w taki bohaterski sposób przetrwamy jako naród niezłomny. Nieszczęsne geopolityczne położenie naszej ojczyzny przez wieki zakładało nam kajdany niewoli. Przy utracie niepodległości Polacy byli jeszcze przez najeźdźców zewnętrznych i wewnętrznych mordowani i wywożeni na Sybir, czy do Kazachstanu. Rosja, Ukraina, dawniej chanowie tatarscy, okrutny watażka Bohdan Zenobi Chmielnicki – hetman zaporoski, przywódca powstania kozackiego przeciwko Rzeczypospolitej w latach 1648-1654, bohater narodowy Ukrainy, to zaborcy i mordercy wschodni. Z zachodu Polsce zagrażali Niemcy, a w ostatniej II wojnie światowej państwa Osi. Nazwani najeźdźcami wewnętrznymi to w okresie międzywojennym nielegalna Komunistyczna Partia Polski. Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińska Powstańcza Armia oraz Komintern - bolszewicka agentura w Polsce. Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy i Komunistyczna Partia Polski żądali przyłączenia Polski do ZSRS. OUN – UPA organizowały napady mordercze na Polaków. Kurator okręgu lwowskiego Stanisław Sobiński został  zastrzelony przez zamachowców z Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO) Bohdana Pidhajnego i Romana Szuchewycza („Tarasa Czuprynkę”) na ulicy Królewskiej we Lwowie w obecności żony. Zamordowany został m.in. poseł Tadeusz Hołówko, minister Bronisław Pieracki i szereg policjantów. Banderowcy wymordowali w sposób okrutny ok. 200 tysięcy Polaków na Kresach II RP na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Dzisiaj w 2016 roku siły swoje zbiera do odbudowy imperium radzieckiego putinowska Rosja. Jej pierwszym krokiem do tego celu jest zabór Krymu i „nowoczesna” wojna przeciwko Ukrainie mająca na celu wchłonięcie całego jej terytorium. Powstaje nowe wojsko rosyjskie – separatyści – którzy oczywiście po Ukrainie będą mieli na celowniku Polskę. Istniejący – nieistniejący rząd ukraiński to zwolennicy Stepana Bandery i jego władczych haseł zagarnięcia terytorium Polski po Krynicę. Polska po 123 latach niewoli odzyskała niepodległość dzięki Pierwszemu Marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu. Do tego celu zmierzały właśnie narodowe powstania, kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, konfederacja barska, Powstanie Warszawskie. Chyba trafnie Maurycy Mochnacki rodowód naszych powstań narodowych wiązał z konfederacją  barską. Przypisywał jej bardzo szlachetne, narodowe cele, ale podkreślał także  źródło jej niepowodzeń.   AKCJA " BURZA" A POWSTANIE WARSZAWSKIE  We wrześniu 1943 roku Komenda Główna Armii Krajowej przesłała do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie  Raport Operacyjny nr 154, czyli zmodyfikowaną wersję powstania powszechnego. Podstawowym założeniem operacyjnym było, że armia niemiecka ulegnie demoralizacji i wewnętrznemu rozkładowi w końcowej fazie wojny, jak to miało miejsce w czasie I Wojny Światowej. Stąd też przyjęto , że podstawowym warunkiem podjęcia działań powstańczych będą wyraźne objawy klęski niemieckiej armii wschodniej. O rozpoczęciu powstania miał zadecydować Naczelny Wódz, zaś sam moment rozpoczęcia walk ustalić miał dowódca Armii Krajowej w porozumieniu z Delegatami Rządu na Kraj. Gdy Raport Operacyjny nr 154 dotarł do sztabu Naczelnego Wodza w Londynie i został rozszyfrowany - był już rok 1943. W styczniu 1943 roku oddziały sowieckie rozbiły w Stalingradzie 6 Armię von Paulusa. Lato 1943 roku przynosi kolejne sukcesy militarne Sowietów i staje się jasne, że na froncie wschodnim ofensywa operacyjna przeszła do rąk Stalina. 28 października 1943 roku gen. Tadeusz Bór - Komorowski zameldował, że według jego oceny należy spodziewać się rychłego wkroczenia Armii Czerwonej  na obszar państwowy II Rzeczypospolitej. 27 października 1943 roku została zatwierdzona przez Radę Ministrów nowa instrukcja dla Kraju, która przewidywała dwie formy wystąpienia AK: powstanie powszechne oraz wzmożoną akcję sabotażowo - dywersyjną. Wybór zależeć miał od wydarzeń na  froncie wschodnim. Instrukcja rządu nie zyskała  uznania  Kraju i została odrzucona. Zarzucano jej ogólnikowość, potraktowanie sprawy najważniejszej, tzn. stosunku AK do wojsk sowieckich, drugoplanowo, jako ewentualność, a nie rzeczywistość. 21 lipca 1944 roku Komenda Główna Armii Krajowej zadecydowała, aby objąć akcją "Burza" również Warszawę w wyniku czego 1 sierpnia  1944 roku o godz. 17:00 oddziały Okręgu Warszawskiego AK dowodzone przez płk Antoniego Chruściela "Montera", rozpoczęły działania, które przeszły do historii jako Powstanie Warszawske.   CZYM BYŁO POWSTANIE WARSZAWSKIE?   Tego dzisiejsi, niektórzy, młodego pokolenia  historycy nie rozumieją, pisząc niekiedy "mitologiczne" prace o barwie beletrystyczne j fikcji literackiej, jak np. "Obłęd 44" Piotra Zychowicza, czy też kompletną grafomańską bzdurę "Pakt Ribbentrop - Beck", który zaistniał w zwichrzonym fata - morganą umyśle historyka Piotra Zychowicza. Wrakiem naukowym nazwać można założenie Polskiej Akademii Nauk - I Kongres komunistycznej polskiej nauki, kontrolę polskiego środowiska naukowego dokonaną przez władze komunistyczne z likwidacja Polskiej Akademii Umiejętności oraz Warszawskiego Towarzystwa Naukowego. Powstanie Polskiej Akademii Nauk było wynikiem postanowień zorganizowanego przez komunistyczne władze I Kongresu Polskiej Nauki (29.06 – 2.07.1951) i połączone było z likwidacją Polskiej Akademii Umiejętności oraz Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. PAN została powołana ustawą o Polskiej Akademii Nauk z 30 października 1951, a jej celem politycznym była kontrola środowiska naukowego. Początkowo była tylko korporacją uczonych, jednak w 1960 roku została przekształcona w rządową instytucję centralną, sprawującą ogólną pieczę nad nauką w Polsce i zarządzającą siecią instytutów. W 1990 roku PAN straciła status instytucji rządowej, stając się ponownie. zarówno korporacją uczonych, jak i siecią instytutów. Funkcję sprawowania kontroli nad nauką na poziomie rządu przejął Komitet Badań Naukowych.   ELŻBIETA JANICKA Z PAN HAŃBĄ POLSKIEJ NAUKI HISTORYCZNEJ   Po wypowiedzi Elżbiety Janickiej z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk Polacy mogą być zdezorientowani. Zasugerowała ona bowiem, że "Rudego" i "Zośkę"łączyła… homoseksualna miłość". Ile w tym prawdy? – "Gdybyśmy w ten sposób na siłę doszukiwali się podtekstów, szybko doszlibyśmy do wniosku, że Ania z Zielonego Wzgórza była lesbijką"– odpowiada przewodnicząca Stowarzyszenia Polonistów. "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego to jedna z najbardziej mitotwórczych książek w polskiej historii"– twierdzi Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk, autorka książki "Festung Warschau". Proponuje, byśmy krytycznym okiem spojrzeli na to, jakie postawy promuje książka, jak przedstawiana jest w niej śmierć, a jak relacje poszczególnych bohaterów: "Alka", "Rudego" i "Zośki". W tej ostatniej kwestii dochodzi do "rewolucyjnych" wręcz wniosków...   COŚ WIĘCEJ NIŻ PRZYJAŹŃ, TWIERDZI JANICKA  "Ponieważ rozmawiamy w kulturze homofobicznej, gdzie zakwestionowanie czyjejś heteroseksualnej orientacji nie jest konstatacją, lecz denuncjacją, porównałabym Zośkę i Rudego do Achillesa i Patroklesa, pary legendarnych wojowników  – mówi Janicka, wyraźnie sugerując, że "bohaterów "Kamieni na szaniec"łączyło coś więcej niż męska  przyjaźń". Goryczy dolewa historyk Piotr Zychowicz z TV Republika, w bezczelnych antypolskich tytułach "Obłęd 44"(Powstanie Warszawskie) z rozdziałem "Władysław Sikorski, nieszczęście dla Polski" etc. czy też mityczny pseudohistoryczny "Pakt Ribbentrop - Beck" w rodzaju "co by było, gdyby było", uwłaczający bohaterskiej pamięci Józefa Becka ministra spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej.  "KAMIENIE NA SZANIEC" TO SCHAMIENIE NA SZANIEC   Elżbieta Janicka, dekonstruktorka powstańczych mitów, pisała, że oddychamy powietrzem, w którym czuje się nienawiść. Paradoksalnie – największa chmura nienawiści wisi jednak nad jej "naukowym"  własnym biurkiem. Znany publicysta Jan Pospieszalski jeżdżąc po kraju pokusił się kiedyś o eksperyment – z czego zdał niedawno relację w tygodniku „Wsieci" i na portalu wpolityce.pl. Zadawał studentom i licealistom pytania o wydarzenia grudniowe. „Niemal w stu procentach przypadków odpowiedzią było wzruszenie ramion"– wskazuje Pospieszalski, dodając przy tym, że dla odmiany ponad połowa pytanych wiedziała, co to zbrodnia w Jedwabnem. Poznański czerwiec też większości nic nie mówił, w przeciwieństwie do pogromu kieleckiego, bo o nim wielu słyszało. I wtedy publicysta zaproponował: „Zróbmy zamianę. Powiedzmy: masakra gdańska i jedwabnieński lipiec. Powiedzmy: zbrodnia poznańska i kielecki lipiec". – To robiło na ludziach wrażenie – skwitował, wskazując, jak za pomocą języka można manipulować pamięcią. Pospieszalski nie ma wątpliwości, że to pokazuje, „jak w pewnych przypadkach ktoś zadbał, żeby ocena moralna wydarzeń była podkreślana takimi słowami jak zbrodnia czy pogrom, a w innych – żeby tragiczne wydarzenia eufemistycznie powiązać z nazwami miesięcy". Ów proceder jest twórczo rozwijany przez postępowe środowiska naukowe, bo najwyraźniej nie ma takiej granicy, której nie mogłyby przekroczyć, żeby tylko rozprawić się z polskimi„antysemitami". Albo „homofobami". Albo katolikami. Albo patriotami i ich narodowymi mitami. A najlepiej ze wszystkimi naraz.  WOJSKIEGO FALLICZNA GRA NA ROGU  Chyba żadna z postępowych prowokacji nie wywołała takiej burzy, jak niedawna, do dziś gorąco komentowana, „genderowa" analiza postaw bohaterów „Kamieni na szaniec". Elżbieta Janicka, rocznik 70., doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Slawistyki PAN, za pośrednictwem depeszy PAP postanowiła zdemaskować obraz młodych powstańców warszawskich, bohaterów kilku pokoleń czytelników książki Aleksandra Kamińskiego, czyli "Alka", "Rudego" i "Zośki". Językoznawczyni z PAN wskazała, że przyjaźń „Rudego" i „Zośki", uznać trzeba za więź homoseksualną. Zasugerowała przy tym, że prawdziwym motywem, dla której oddział Szarych Szeregów zorganizował brawurową akcję odbicia 25 więźniów z rąk gestapo, w tym „Rudego", było owo homoseksualne uczucie. „Naukowy dowód" Janickiej wywołał – prócz głosów wielkiego oburzenia – także lawinę kpin z naukowego warsztatu pani adiunkt z PAN.  Publicysta „Do Rzeczy" Marek Magierowski zaproponował badaczce z PAN listę bohaterów literackich do analizy. „Aż się prosi, by Elżbieta Janicka zinterpretowała także na nowo koncert Wojskiego na rogu tym razem w kontekście fallicznym". "Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty / Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty / Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął«. Mój Boże, jakżeż mogliśmy być tak ślepi!". – "To jest bardzo niepojący trend"– martwi się prof. Ryszard Legutko, polityk PiS i były minister oświaty. – "Bo namnożyły się te różne programy genderowe na uczelniach, na to płyną pieniądze państwowe i unijne. Sam Legutko już ze dwie dekady temu prorokował, że w „Dziadach" w końcu doczekamy się ks. Piotra w homoparze z Konradem: – Padło na „Kamienie na szaniec"... "Cóż. To jest taka zaraza, która niszczy humanistykę, tymczasem to nie jest żadna rewolucja. To kalki światopoglądowe. Ciekawe, że literaturoznawstwo jest szczególnie zdegenerowane, bo spolityzowane strasznie i to w wersji neomarksistowskiej. Literatura, jak kiedyś, ma być słuszna. Spełniać wymogi politycznej poprawności.  Klucz marksistowski zawierał w sobie jeden element, czyli klasę, neomarksizm ma klasę, rasę i płeć, i tylko tym się różni. I u nas się to tym kluczem wyklucza – bo antysemityzm, patriarchat, homofobia. Kiedyś były masówki, dziś są akcje medialne – mówi dziś. I wskazuje na charakterystyczny rys warsztatu neomarksistów. – To się u nich przejawia poprzez żargon – język jest pokrętny, hermetyczny, a w gruncie rzeczy niesie prymitywny przekaz, a zasada jest taka, że im bardziej struktura mętna, tym myśl bardziej toporna. Na szyderstwach jednak nie mogło się skończyć. Struny szarpnięte przez Janicką zagrały dla wielu zbyt perfidnie i zbyt boleśnie". – "Zaświadczam, że byli to normalni, zdrowi, młodzi chłopcy z żelaznymi zasadami. I wielcy patrioci"– zareagowała na rewelacje Janickiej Katarzyna Nowakowska pseud. "Kasia", odznaczona Krzyżem Walecznych, powstaniec warszawski z 3 batalionu pancernego „Golski". Nowakowska uznała "rewelacje Janickiej za krzywdzące, niesmaczne i insynuujące rzeczy nieprawdopodobne". Odezwali się też inni koledzy z AK i Szarych Szeregów, zaapelowali: „My, żyjący jeszcze harcerze Szarych Szeregów i Armii Krajowej, zwracamy się do dziennikarzy, publicystów, historyków – także z PAN – o opieranie się w swoich wypowiedziach o nas na faktach, nie na piarowskich fantazjach". Apel tym bardziej zasadny, że na homoetykietowaniu powstańców warszawskich Janicka nie kończy. "Autorowi „Kamieni na szaniec" zarzuca antysemityzm, bo gloryfikując powstańców warszawskich – pominął milczeniem powstanie w getcie, choć był łącznikiem AK z gettem (otrzymał medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata). Tych zarzutów Janicka rzecz jasna też nie poparła dowodami".  POWIETRZE  PEŁNE ANTYSEMITYZMU   Elżbieta Janicka to nie tylko językoznawca z PAN i Collegium Civitas. Także fotografik i wykładowca ASP w Łodzi. I może właśnie tam trzeba szukać źródeł jej nietuzinkowych metod badawczych. Tu siedem lat temu pierwszy raz udało się jej skupić na sobie uwagę – za sprawą wystawy pt. „Miejsca nieparzyste". Wśród prac puste kadry obramowane jedynie „ząbkami" kliszy fotograficznej z logo firmy AGFA (część IG Farben, firmy, która w czasie wojny wykorzystywała do pracy więźniów – w tym więźniów Aushwitz-Birkenau) i która produkowała cyklon B. Miały one być artystyczną „rejestracją powietrza nad obozami zagłady" i zarazem symbolem „paradoksu niewyrażalności Shoah"(Zagłady). Zaś powietrzna metafora – odkrywać ukryte związki między antysemityzmem a Holokaustem. Ukryte, bo sedno metody sprowadza się do rozróżnienia pojęć „widzianego" i „widzialnego" -  widzialne to jest to, co może zostać zobaczone, bo to jej wizualny przejaw, zaś widziane – już od możliwości i ograniczeń postrzegającego. Jakiż potencjał interpretacyjny! W przypadku artystycznego wyrazu trudno odmówić takiej metodzie  sensu, choć już opis autorski wystawy wskazuje, że na innych polach dostrzeganie ukrytych „w powietrzu" związków między antysemityzmem a Zagładą, może kusić niczym nieskrępowaną – nawet histeryczną – dowolnością. – W powietrzu krążą popioły, my tym powietrzem oddychamy – mówiła Janicka w wywiadzie publikowanym w katalogu. – A wiatr, chmury, deszcz? Popioły są w ziemi, w rzekach, na łąkach i w lasach, poddawane nieprzerwanemu recyklingowi, w którym uczestniczymy nie ruszając się z miejsca zamieszkania, kupując w osiedlowym spożywczym żółty ser ze spółdzielni mleczarskiej w Kosowie Lackim, miód z tamtych terenów czy sos tatarski z Wizny. Bo tam się pasą zwierzęta. W Treblince stoją przy drodze żółte, trójkątne znaki drogowe z krową. Znak z krową obok znaku „Treblinka". Sprawa się komplikuje, a może należałoby powiedzieć, gdy przełożyć taką metodę postrzegania rzeczywistości na język nauki. Tymczasem już w eseju komentującym „Miejsca nieparzyste" pt. „Hortus Judeorum. Refleksje oddechowe i pokarmowo-trawienne na marginesie pracy "Miejsce nieparzyste" Janicka idzie na całość. Powietrze to nie tylko przestrzeń, w której krążą popioły z krematoriów, lecz przestrzeń „przesycona niewidzialnym antysemityzmem, nienawiścią wchłanianą tak łatwo, jakby się nią oddychało". I ukryta groźba ubrana w bezradność: nie da się zasymilować przemocy, jaką była Zagłada, gdyż jest ona obecna w stanie potencjalnym. Metodę wyczuwania nienawiści w powietrzu wykpiła właśnie na łamach tygodnika „Do Rzeczy" Mariola Dopartowa, kulturoznawca z UJ i Akademii Ignatianum: „Od pamiętnej wystawy autorka na rozmaite sposoby miele, przesiewa i pompuje czyste powietrze. Ponieważ sianie sztucznego wiatru przyniosło jej prawdziwą medialną burzę, nastąpiła eksplozja tfffu-rczych pomysłów"– wytykała Janickiej Dopartowa. I dodawała: „To, broń Boże, nie obraźliwa kpina, tylko metafora odpowiednio wyczuwanego wiatru w nauce i sztuce". To marna współczesność.   POWSTANIE WARSZAWSKIE - BITWA O NIEPODLEGŁOŚĆ   Wróćmy do historii. Powstanie Warszawskie było nie tylko kulminacją działań Armii Krajowej, było ono też ostatnią Bitwą o Niepodległość  w tej wojnie. W 1939 roku zgodnie z tradycją najechali nas barbarzyńcy ze Wschodu i Zachodu - Sowieci i Niemcy. Wobec nie dotrzymania umów sojuszniczych Francji i Wielkiej Brytanii ulegliśmy, ale nie zrezygnowaliśmy z dalszej walki. Powstało Polskie Państwo Podziemne z rządem na emigracji. Kulminacją wszystkich bitew II Wojny Światowej było Powstanie Warszawskie, Bitwa stoczona o Niepodległość naszego Kraju. Niepowodzenie „Burzy”, represje sowieckie wobec żołnierzy AK oraz zbliżanie się Armii Czerwonej do Warszawy zmuszały władze Polski Podziemnej do podjęcia nowych decyzji. Generał Tadeusz Komorowski „Bór” naciskany przez szefa sztabu Tadeusza Pełczyńskiego i płk. Leopolda Okulickiego, uznał, że w obliczu bezpośredniego zagrożenia niepodległości Polski przez ZSRS, tworzący już komunistyczne ośrodki władzy z siedzibą w Lublinie, ostatnią szansą obrony polskich praw jest samodzielne uwolnienie Warszawy z rak Niemców i objęcie władzy w mieście przez kierownictwo cywilne Polski Podziemnej. Pomimo obawy przed sowieckimi represjami uważano, że w imię obrony niepodległości Polski należy być gotowym na ofiary i ponieść ryzyko. Wierzono jednak, że aresztowania w samej Warszawie, odbywające się – w odróżnieniu od polskich Kresów – na oczach świata, muszą spowodować reakcję rządów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Przekonanie to było nieuzasadnione, z czego jednak władze Polski Podziemnej nieinformowane przez rząd Mikołajczyka o rzeczywistym stosunku zachodnich sojuszników do sprawy niepodległości Polski, nie zdawały sobie sprawy. Na decyzję o rozpoczęciu powstania wpłynęły również prowokacyjne apele nadawane w końcu lipca 1944 roku z Moskwy przez rozgłośnię Związku Patriotów Polskich z przewodniczącą Wandą Wasilewską ,wzywające mieszkańców stolicy do rozpoczęcia spontanicznej walki z Niemcami. Dowodziły one, że komuniści, mimo braku większych sił i wpływów, w chwili wkroczenia do miasta Armii Czerwonej której jednostki znajdowały się w pobliżu warszawskiej Pragi, wystąpią zbrojnie, by narzucić swoją władzę. Podjętą decyzję uzasadniano po wojnie również nastrojem żołnierzy AK i mieszkańców stolicy, którzy domagali się odwetu za powszechny, trwający blisko pięć lat terror niemiecki, oraz wolę podjęcia walki w chwili widocznej przegranej III Rzeszy. Mieszkańcy stolicy z pogardą obserwowali butnych dotąd żołnierzy armii „narodu panów”, w popłochu wycofujących się na zachód; w ostatnich dniach lipca zlekceważyli również żądanie okupanta, aby 100 tysięcy mężczyzn zgłosiło się do budowy fortyfikacji w mieście. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby podjęli walkę z Niemcami bez broni. Dowódca AK wydał rozkaz rozpoczęcia walki o Warszawę 1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17 00 ( tzw. godzina „W”). Generał „Bór” działał za zgodą rządu, ale bez rozkazu Naczelnego Wodza. Zlekceważył również negatywne opinie większości oficerów Komendy Głównej AK, wskazujących na bardzo słabe uzbrojenie ( tylko co dziewiąty żołnierz brał broń palną, pozostali byli wyposażeni jedynie w granaty i butelki z benzyną, a zapasy amunicji obliczono na kilka dni) i groźbę zniszczenia miasta w wyniku walk. Kierownictwo AK zostało również poinformowane, że nie otrzyma od zachodnich sojuszników spodziewanej pomocy w postaci zrzutów broni. Wśród zwolenników powstania dominowało jednak przekonanie, że braki w broni zostaną zrekompensowane męstwem żołnierzy Polskiego Podziemia, którzy zdobędą je na wrogu. W pierwszych dniach walki żołnierze AK pod dowództwem płk. Antoniego Chruściela „Montera” opanowali Śródmieście, Stare Miasto, Wolę, Powiśle, gdzie zdobyto elektrownię, część Ochoty, Mokotowa i Żoliborza. W atakach przeprowadzonych w biały dzień ponieśli ciężkie straty. Na Pradze po dwóch dniach walk, wobec braku powodzenia, powstańcy ponownie przeszli do konspiracji. W zajętych przez AK dzielnicach miasta w rękach Niemców  pozostało wiele  umocnionych punktów obronnych, z których część powstańcy zdobyli w następnych dniach. Warszawiacy przyjęli wybuch powstania z wielkim entuzjazmem. P o w s z e c h n i e  z a p a n o w a ł o  u c z u c i e  o d z y s k a n i a  n i e p o d l e g ł o ś c i. Na budynkach wywieszano flagi biało – czerwone, a powstańcy na każdym kroku otrzymywali wyrazy poparcia. Mieszkańcy stolicy dostarczali im żywność, pomagali w opiece nad rannymi, wznosili barykady – pomimo, iż Warszawa prowadziła walkę samotnie, jej żołnierze nie byli osamotnieni. 5 sierpnia Niemcy przystąpili do natarcia na Wolę. Podczas zdobywania powstańczych barykad wykorzystywali cywilów jak „żywe tarcze”. Na Woli Niemcy i współdziałające z nimi formacje kolaboracyjne złożone z obywateli sowieckich dopuścili się masowych zbrodni na ludności cywilnej. Zamordowano blisko 38 tysięcy ludzi bez względu na wiek i płeć, w tym dzieci i ciężarne kobiety, wymordowano personel i pacjentów Szpitala Wojskowego. Po zdobyciu Woli i Ochoty 11 sierpnia oddziały niemieckie, wspierane przez ciężką artylerię i lotnictwo oraz pociski rakietowe, nazywane przez powstańców „krowami” uderzyły na Stare Miasto. Na skutek systematycznego ostrzału i bombardowań zabytkowa dzielnica została obrócona w gruzy. W tej sytuacji 1 i 2 września powstańcy przerwali tam walkę i przeszli kanałami do Śródmieścia i na Żoliborz. Twarda obrona Starówki pozwoliła powstańcom ze Śródmieścia na podjęcie działań zaczepnych m.in. po kilku atakach opanowali budynek centrali telefonicznej – PAST-ę przy ul Zielnej. Po upadku Starego Miasta, w zaciętych walkach toczonych przez cały wrzesień, Niemcy zdobyli pomimo heroicznej obrony powstańców Powiśle, Czerniaków i Mokotów. 14 września Armia Czerwona dotąd wstrzymująca swoje działania zajęła Pragę. Alianci, wbrew oczekiwaniom przyjęli wybuch powstania obojętnie. Rząd Wielkiej Brytanii zarzucił władzom polskim, że nie uzgodnili terminu jego rozpoczęcia i przez cały sierpień zwlekał z uznaniem AK za armię sojuszniczą, co posłużyło Niemcom za pretekst do mordowania wziętych do niewoli powstańców, w tym sanitariuszek. Niemcy zamordowali kilkanaście harcerek w większości w wieku 15 – 17 lat w Szpitalu Wojskowym i wiele sanitariuszek, które pozostały z rannymi żołnierzami AK po upadku Starego Miasta. Prasa brytyjska początkowo milczała o powstaniu w Warszawie, później znaczna część pism bagatelizowało jego znaczenie, gorliwie natomiast tłumaczyła działania Stalina, który w pierwszych dniach sierpnia nakazał przerwanie ofensywy Armii Czerwonej na linii Wisły. Po dramatycznych zabiegach władz polskich na uchodźstwie, głównie gen. Kazimierza Sosnkowskiego, lotnictwo polskie, brytyjskie i południowo-afrykańskie podjęło loty do Warszawy, aby zaopatrzyć powstańców w broń, co w pewnym stopniu poprawiło ich sytuację. Operacje lotnicze utrudniała jednak długość trasy przemierzanej z Włoch nad obszarami znajdującymi się w rękach niemieckich. Po dokonaniu zrzutu samoloty musiały wracać do baz włoskich, ponieważ Stalin nazywający dowódców powstania „garstką przestępców, którzy wszczęli awanturę warszawską w celu uchwycenia władzy”, do 10 września zabraniał sojuszniczym lotnikom lądowania na terenach zajętych przez Armię Czerwoną. W drugiej połowie września sporadycznej pomocy powstańcom udzielało również lotnictwo amerykańskie , jednak znaczna część zrzutów dostała się w ręce Niemców, którzy panowali już nad większością obszaru miasta. Kiedy pod koniec września oddziały niemieckie zdobyły Żoliborz, dalsze prowadzenie walki stało się niemożliwe. Wobec braku żywności i leków dla rannych, tragicznych warunków życia ludności cywilnej oraz utraty nadziei na pomoc, gen. Komorowski podjął decyzję o kapitulacji. Dwa dni później w Ożarowie podpisano układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. Zgodnie z jego postanowieniami powstańcy złożyli broń i wyszli z miasta zwartymi formacjami, a następnie zostali wywiezieni do obozów jenieckich w Niemczech. Warszawę musiała opuścić również ludność cywilna. W powstaniu zginęło lub zaginęło ponad 18 tysięcy żołnierzy AK i 150 tysięcy cywilów. Straty niemieckie były nieproporcjonalnie niższe i wyniosły ok. 16 tysięcy zabitych i zaginionych żołnierzy. Po kapitulacji Warszawy Niemcy przystąpili do systematycznego niszczenia miasta. Wysadzono w powietrze wiele zabytków m.in. Zamek Królewski, część pałacu w Łazienkach, Pałac Saski, kolumnę Zygmunta, liczne kościoły. Spalono największe polskie biblioteki: Narodową, Publiczną i Uniwersytecką oraz archiwa, z Archiwum Głównym Akt Dawnych na czele. Spośród 987 zabytkowych budowli ocalało 64. Łącznie Niemcy zburzyli 42 proc. domów i gmachów użyteczności publicznej.   UKRAIŃSCY MORDERCY POLAKÓW W POWSTANIU WARSZAWSKIM   Ukraiński Legion Samoobrony (Legion Wołyński) – ukraińska kolaboracyjna ochotnicza formacja zbrojna podczas II Wojny Światowej. We wrześniu 1943 r. władze odłamu melnykowców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów kierowanego przez Andrija Melnyka, współpracujące blisko z Niemcami, utworzyły ochotniczą jednostkę pod nazwą Legion Wołyński (Niemcy nadali mu oficjalną nazwę 31. Schutzmannschafts - Bataillon der SD). Do Legionu Wołyńskiego wstąpiła ocalała część Frontu Ukraińskiej Rewolucji. Na jego czele stanął płk Petro Diaczenko, a cała kadra oficerska składała się z Ukraińców. Niemcy przydzielili jedynie do jego sztabu swoich oficerów łącznikowych – SS-Hauptsturmführera Siegfrieda Assmussa i SS-Oberscharführera Raulinga. Legion miał stanowić przeciwwagę wobec banderowskiej Ukraińskiej Powstańczej Armii. Początkowo działał na obszarze Wołynia i okolic, walcząc z komunistyczną partyzantką sowiecką oraz pacyfikując polskie wsie. Legion był bardzo dobrze uzbrojony i wyposażony, miał nawet pododdział artylerii, saperów i szpital polowy. Kadry dla niego kształciły się w stworzonej specjalnie w tym celu szkole oficerskiej w Łucku. Wydawał własną gazetę "Ukraińskij Legioner". Po dotarciu Armii Czerwonej na obszar jego działalności został wycofany na zachód. Na początku 1944 r. na Lubelszczyźnie walczył z polską partyzantką, głównie z 1. batalionem B.Ch. Stanisława Basaja Rysia. Wziął on również udział w mordach na Polakach - 23 lipca 1944 r. w odwecie za zabicie oficera SS, Legion spacyfikował wsie Chłaniów i Władysławin zabijając 44 osoby, rozstrzelał też co najmniej kilku przypadkowo spotkanych Polaków. Według relacji polskich świadków Legion specjalizował się w wyłapywaniu cywilnych Polaków i ich wyrafinowanym torturowaniu. Od 15 do 23 września 1944 r. Legion w sile ok. 400 ludzi brał udział w walkach z powstańcami warszawskimi na Czerniakowie, działając przeciwko Zgrupowaniu „Radosław" i Zgrupowaniu „Kryska" oraz desantowanym oddziałom 9 Pułku Piechoty 3 Dywizji Piechoty z 1 Armii WP. Następnie przerzucono go do Puszczy Kampinoskiej, gdzie 27-30 września 1944 r. uczestniczył w działaniach przeciwko zgrupowaniu Grupy „Kampinos” AK (operacja "Sternschnuppe"). Po tych walkach wycofano go dalej na południowy zachód; uczestniczył w kolejnych walkach pod Bykowem i Krakowem. Stamtąd transportem kolejowym przeniesiono Ukraińców przez Austrię do Słowenii, gdzie walczyli z komunistycznymi partyzantami. Ostatecznie na początku 1945 r. przydzielono ich do 14 Dywizji Grenadierów SS (1 ukraińskiej). Po zakończeniu wojny nie zostali oni wydani Sowietom, którzy o to zabiegali, ale z uwagi na potwierdzone przez Władysława Andersa polskie obywatelstwo mogli zamieszkać na Zachodzie. Był to poważny błąd polityczny Andersa który uchronił tych zbrodniarzy od kary i pozwolił im później na antypolską działalność na Zachodzie. Ukraiński Legion Samoobrony (31 baon SD), faktycznie powstał na ziemi wołyńskiej. Z początku działał na Lubelszczyźnie, później w Kieleckiem i Krakowskiem, do Powstania Warszawskiego skierowano dwie kompanie liczące 219 ludzi na przełomie sierpnia i września 1044 r. ULS brał udział w ataku na Powiśle. W dniach 4-13 września stracili 10 zabitych i 34 rannych. O „wyczynach"żołnierzy innych narodowości niż niemiecka, w tym przypadku  ukraińska można przeczytać w raporcie ówczesnej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich pt. „Zbrodnie Niemieckie w czasie Powstania Warszawskiego". Jest to praca zbiorowa. Wszak to ci sami Ukraińcy, nacjonaliści, mordercy, hajdamaki, piłami rżnęli, żywcem palili, pacyfikowali Powstanie Warszawskie.    UKRAIŃSCY MORDERCY Z WOLI   Komunikat, w którym 2 sierpnia 1946 roku propaganda sowiecka obwieściły światu: „W ostatnich dniach Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego rozpatrywało akt oskarżenia przeciwko A. A. Własowowi, W. F. Małyszkinowi, G. N. Żylenkowowi, F. I. Truchinowi, D. E. Zakutnemu, I. A. Błagowieszczenskiemu, M. A. Meandrowowi, W. I. Malcewowi, S. K. Buniaczence, G. A. Zwierjewowi, W. D. Korbukowowi, N. S. Szatowowi. (...) Wszyscy oskarżeni przyznali się do winy i zostali skazani na karę śmierci z artykułu 1. Rozporządzenia Prezydium Rady Najwyższej ZSRR z 19 sierpnia 1943 r. (...). Wyrok wykonano. Już następnego dnia "Polska Zbrojna", przekazując treść komunikatu, opatrzyła go tytułem "Kaci Warszawy zawiśli na szubienicy”. Znakomitym uzupełnieniem utrwalającym skromną wiedzę o nieznanym polskiemu społeczeństwu Własowie był ten sam komunikat z "Głosu Ludu" (poprzednika "Trybuny Ludu"), pt.:"Własow zawisł na szubienicy. Słuszna kara spotkała zdrajcę i mordercę”. Największą taką jednostką użytą w stolicy była część brygady „RONA”, dowodzona przez Bronisława  Kamińskiego. 2 sierpnia wybrano z niej 1.700 nieżonatych mężczyzn. Utworzono z nich dwubatalionowy pułk szturmowy wzmocniony artylerią. Bezpośrednie dowodzenie nad pułkiem objął zastępca szefa sztabu brygady major Jurij Frołowiv. Pułk „RONA” przez pierwsze 10 dni walk z powstańcami (4-14 sierpnia) znajdował się na Ochocie, gdzie zajmował się przede wszystkim rabunkami i gwałtami, a także mordowaniem ludności. 14 sierpnia ludzie Bronisława Kamińskiego zajęli szpital Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej i w tym rejonie pozostawali do 23 sierpnia. Wtedy przeniesiono ich w okolice ulicy Inflanckiej. Już po trzech dniach zostali jednak zluzowani przez Niemców. Przerzucono ich do zewnętrznego pierścienia wojsk w Puszczy Kampinoskiej. Ich zadaniem było nie dopuszczenie do połączenia się partyzantów spoza Warszawy z powstańcami. W nocy 2/3 września oddział Armii Krajowej por. Adolfa Pilcha "Doliny" rozbił w Truskawiu batalion „RONA”, zdobywając wiele broni, amunicji oraz umundurowania i żywności.   BATALION KOZACKI  Inną jednostką policyjną był 209. kozacki batalion Schutzmannschaften (policja pomocnicza). Batalion kozacki sformowano w Warszawie z samodzielnych kompanii na trzy miesiące przed Powstaniem Warszawskim. Zresztą jednostki kozackie stanowiły najliczniejszą grupę narodowościową spośród cudzoziemców walczących z powstańcami. Oprócz wspomnianego 209. batalionu był to 3. pułk Kozaków (pułkownik Bondarenko), a także IV/57 i 69. dywizjony kawalerii oraz 572. batalion piechoty (pułkownik Zinowiew). Ten ostatni walczył w Warszawie, a dwa pozostałe dywizjony kozackie odgradzały partyzantów z Puszczy Kampinoskiej od Żoliborza. Był też rosyjski 580. dywizjon kawalerii Osttruppen, działający w składzie grupy osłonowej na Żoliborzu.   BANDEROWSKA UKRAINA  Kierowana z zagranicy działalność OUN w okresie międzywojennym polegała na aktach terrorystycznych , dywersyjnych i sabotażowych skierowanych przeciwko polskiej władzy. Zamordowany został m.in. poseł Tadeusz Hołówko, minister Bronisław Pieracki i szereg policjantów. Z rąk Romana Szuchewycza / "Tarasa Czuprynki" / zginął kurator szkolny Stanisław Sobiński. OUN posiadała na terenie Polski swoje laboratoria chemiczne w których produkowano bomby i posiadała składy broni, prowadziła na szeroką skalę akcje sabotażowe – jej członkowie podpalali folwarki, niszczyli zboże, linie telefoniczne i telegraficzne. Celem zdobycia pieniędzy dokonywali napadów rabunkowych na urzędy i ambulanse pocztowe, a nawet na pojedynczych listonoszy. Obok tego dokonywane były zabójstwa również Ukraińców, którzy lojalnie wykonywali obowiązki wobec państwa polskiego. Z rąk ukraińskich zginął poeta ukraiński Sydir Twerdochlib, dyrektor gimnazjum ukraińskiego we Lwowie – Iwan Babij, dyrektor seminarium nauczycielskiego w Przemyślu – Sofron Matwijas, ginęli wójtowie ukraińscy. „Celem strategicznym maksimum nacjonalizmu ukraińskiego jest zbudowanie imperium ukraińskiego i ekspansja w nieskończoność. Sprowadza się to do zbudowania jednonarodowego / sobornego / państwa ukraińskiego na wszystkich ukraińskich terytoriach etnograficznych. Przy czym przynależność do ukraińskiego terytorium etnograficznego OUN określa w sposób arbitralny: Chodzi o państwo obszarze 1.200.000 km kwadratowych, sięgające od Krynicy w krakowskiem na zachodzie do granic Czeczenii na wschodzie. Według ocen OUN – UPA w skład obecnie istniejącego państwa ukraińskiego mają być włączone terytoria należące obecnie do Polski (Podlasie, Chełmszczyzna, Łemkowszczyzna, Nadsanie) (wg. Wiktora Poliszczuka "Ludobójstwo nagrodzone"-Toronto 2003 - Oakville, ON, Canada, L6J 6S7). Dla porównania według stanu na dzień 31 grudnia 2010 r. geograficzna powierzchnia terytorium Polski wynosi 312.600 km kwadratowych. Lwów leży na terytorium t.zw. Czerwieńskich Grodów, które według najstarszej kroniki, kronikarza ruskiego NESTORA z 981 roku - Włodzimierz Wielki zawojował na Polakach. W owej kronice znajduje się pierwsza wzmianka o terenach na których założono Lwów  : „…poszedł Włodzimierz na Lachów i zajął im grody ich Przemyśl, Czerwień i inne grody mnogie, które do dziś są pod Rusią…” Odtąd ziemia ta należała przez dłuższy czas do książąt ruskich, aczkolwiek często przechodziła pod polskie panowanie, bądź to bezpośrednio za Bolesława Chrobrego i Bolesława Śmiałego, bądź też pośrednio, jako lenno Polski, jak za Leszka Białego. Czasem popadała w zależność od Węgier ( Bela i Koloman ), a od roku 1239 stała się państwem - lennem chanów tatarskich, od której to zależności uwolnił ją dopiero Kazimierz Wielki. Niewątpliwie Lwów, to matecznik kompleksu ukraińskiego nacjonalizmu. Im bardziej nacjonaliści ukraińscy próbują podkreślić jego „odwieczną” ukraińskość, tym bardziej sobie zaprzeczają. Zamienianie historycznych polskich nagrobków na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie na ukraińskie, poprzez niszczenie polskojęzycznych napisów, czy też niszczenie litografii doprowadza jedynie do dewastowania i bezczeszczenia Cmentarza Łyczakowskiego jako zabytku, zagraża skreśleniu Lwowa z listy światowego dziedzictwa Unesco, a na pewno nie służy podkreśleniu jego „wiekowej ukraińskości”. To samo dotyczy wmurowywania żeliwnych tablic na elewacjach starych lwowskich kościołów, jako ukraińskich cerkwi, czy lwowskich zabytkowych ciągów monumentalnych budynków, informujących, iż jest to obiekt ukraiński, wybudowany w wiekach minionych. Ukraińskości nie dopomoże również „chrzest na Ukraińca” św. Jana Pawła II. „Najbardziej znanym społecznie problemem związanym z „zaznaczeniem terenu” jest kwestia Cmentarza Obrońców Lwowa, zwanym Cmentarzem Orląt. Pierwsza nazwa jest „znielubiona” przez władze Lwowa. Spory o nekropolię ocierają się o kwestię czy stanowi ona pomnik chwały oręża polskiego, czy cmentarz wojenny. To miejsce jako unikalny zabytek lwowski boleśnie obala „wyssane z palca” tezy o odwiecznie „ukraińskim” Lwowie. Jest zwieńczeniem symboliki przez setki lat polskiej historii miasta, oraz tożsamości autochtonicznych mieszkańców, na którą  nacjonaliści ukraińscy mieli i mają jedną odpowiedź: „Lwów został założony przez księcia Daniela (Daniłę) na cześć syna Lwa. Ma to być jedyny, słuszny i uznawany dowód ukraińskości – powstały zresztą, gdy ona jeszcze nie istniała. Cokolwiek by nie robić , nikt nie zmieni historii Polski przez zwalczanie polskich zabytków we Lwowie, czy zamieniając lwowskie kościoły na cerkwie. Jednak jakichkolwiek argumentów by nie używać, znów usłyszymy o księciu Danielu, który założył Lwów, opisywanym niemal w ten sposób, jakby już na wiele wieków przed powstaniem hymnu Ukrainy podśpiewywał go sobie zarówno w czasie łowów jak i w innym czasie. Argument ten ignorujący kilkaset lat historii, zakrawa na to samo oszołomstwo, którym wykazują się na szczęście śladowe ilości Polaków, mówiących o słowiańskim (polskim) Berlinie. Niezmieniona w dalszym ciągu jest postawa  Ukraińców w Polsce, którzy w ślad za Światowym Kongresem Ukraińców wysuwają bezczelne roszczenia wobec władz polskich, domagając się odszkodowań za operację „Wisła”. Związek Ukraińców w Polsce nigdy nie potępił ludobójstwa OUN-UPA na Polakach. Histerię wzniecają koła banderowskie w Polsce, które zdają sobie sprawę z tego, że pomniki ludobójców  będą stanowiły duży dyskomfort dla ich polityki wybielania zbrodniarzy typu Bandera, Szuchewycz i im podobnych barbarzyńców. Będzie też trudną do zniesienia przeciwwagą dla pomników tych barbarzyńców na Ukrainie. Smutne przy tym jest, że polscy apologeci Stepana Bandery i im podobnych uzyskują świadome poparcie dla swych niecnych zamierzeń honorowania katów polskiej ludności. Policzkiem dla Polski, Polaków i polskości są polscy politycy wygłaszający antypolskie hasła „sława Ukrainie” w czasie niezrozumiałej swojej obecności na banderowskim kijowskim Majdanie. Policzkiem wymierzonym w zamordowanych przez bandy OUN - UPSA 200 tysięcy Polaków na Kresach II RP jest nieuznanie przez polski Sejm koalicji PO - PSL „11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian”, oraz uchwała o „czystce etnicznej o znamionach ludobójstwa”. Te zachowania to wstyd i hańba dla wówczas rządzących Polską i bezczeszczenie pamięci bestialsko pomordowanych na Wołyniu, czy w Małopolsce Wschodniej.   A tymczasem?  Na lwowskich ulicach manifestacje „Swobody” Oleha Tiahnyboka odbywają się z wrzaskami haseł:   „Żydy, Lachy to twoi worohi, nyszcz ich” „Smert Lachom – Sława Ukrainie”  „Lachy za San”  „Riazy Lachiw” „Ukraina bez Lacha” „Lachiw budut rizaty i wiszaty” „My ne budemo mały Ukrainy, ale i Lachy tu ne bude” „Dosyć już Lachy paśli się na ukraińskiej ziemi, wyrywajcie każdego Polaka z korzeniami” „Naj czort tu prijde, szczoby tylko ne proklati Lachy” "Ameryka wyhraje wijnu, to tut bude plebiscyt i budeno hołosowały, dla toho musymo wyrizaty wsich Lachiw i tody budemo miały Ukrainu”.   Maszerując ulicami Lwowa oddziały SS-Galizien niosły rozwinięty transparent z hasłem: „Smert Lachom”. „Lachy za San” „Riazy Lachiw” „Lachow budut rizaty i wiszaty” „Dosyć już Lachy paśli się na ukraińskiej ziemi, wyrywajcie każdego Polaka z korzeniami”. Każdego roku na centralnych ulicach Lwowa jesteśmy z moją żoną świadkami owych faszystowskich i antysemickich manifestacji. Mój ojciec nie zginął na Wołyniu, został zamordowany we Lwowie w akcji "Nachtigall", ale nasza rodzinna pamięć o bestialsko pomordowanych Polakach w czasie II Wojny Światowej tkwi głęboko w naszej pamięci. Zapewne więc już niedługo Lviv tłumaczony będzie jako Banderstadt, wpływając nieodwracalnie na ukraińskość tego miasta”, a Oleh Tiahnybok i jego Swoboda urządzą sobakom (psom) Polakom drugi Katyń.   Źródła:   Adam Dziurok, Marek Gałęzowski, Łukasz Kamiński, Filip Musiał -„Od niepodległości do niepodległości” – Instytut Pamięci Narodowej – Warszawa 2011    https://pl.wikipedia.org/wiki/Ukrai%C5%84ski_Legion_Samoobrony  http://wpolityce.pl/polityka/113065-autor-slow-jaki-prezydent-taki-zamach-i-frazy-o-slepym-snajperze-apeluje-o-szacunek-do-panstwa-i-jego-symboli  http://jaron.salon24.pl/60552,zbrodnie-ukrainskie-w-powstaniu-warszawskim-i-ich-antypolski-pie  http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=ukrainski-legion-samoobrony  http://naszdziennik.pl/mysl/6202,powstanie-warszawskie-tragedia-grecka.html Prof. Witold Kieżun, żołnierz Powstania Warszawskiego ps. "Wypad"                                  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.9(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

HENRYK SIENKIEWICZ - WIELKI POLAK, KRESOWIANIN

$
0
0
Ilustracja: 
WIELCY POLACY - HENRYK SIENKIEWICZ - KRESOWIANIN  Nagrodzony za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie eposu” i – jak podkreślił jeden z jurorów – „rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”. Henryk Sienkiewicz herbu Oszyk, „Litwos” – polski powieściopisarz i nowelista. Urodzony 5 maja 1846 r. (Wola Okrzejska – Podlasie), zmarł 15 listopada 1916 (Vevey –  Szwajcaria). Henryk Sienkiewicz urodził się w 1846 r. na  Podlasiu (Wola Okrzejska) w rodzinie drobno-ziemiańskiej, która po stracie majątku przeniosła się do Warszawy. W szkole interesował się historią i literaturą. Wielkie wrażenie wywarły na nim lektury Homera, Mickiewicza, Słowackiego, Waltera Scotta i Aleksandra Dumasa, Jego młodzieńcza powieść z tych czasów – „Ofiara” – nie zachowała się do dziś. Sienkiewicz próbował swoich sił jako nauczyciel domowy, a następnie student Szkoły Głównej, najpierw na wydziałach prawa i medycyny, później historii i polonistyki. Naukę przerwał w 1871 r. i rozpoczął pracę dziennikarską dla czołowych pism pozytywistów warszawskich: „Przeglądu Tygodniowego” i „Niwy”, zaś od 1873 r. prowadził stałą rubrykę w „Gazecie Polskiej”. Dał się wówczas poznać jako wybitny dziennikarz, który pisał też korespondencje z Wiednia, Paryża czy Ostendy. Debiut beletrystyczny Henryka Sienkiewicza nastąpił w 1872 r., kiedy opublikował powieść „Na marne” – utwór atakujący powierzchowny romantyzm młodzieży polskiej i pokazujący wyższość pracy organicznej nad patriotycznymi mrzonkami. Ówczesna twórczość pisarza sytuowała się w nurcie pozytywistycznym i jego pierwsze nowele, jak choćby „Humoreski z teki Worszyłły” (1872-73), były próbą zilustrowania podstawowych haseł tego kierunku. Jego następne opowiadania, jak choćby „Sielanka” (1875), „Stary sługa” (1875) czy „Hania” (1876) były już wolne od tendencji publicystycznych, do których pisarz wróci po swoim przyjeździe z Ameryki. W latach 1876-78 Sienkiewicz przebywał na kontynencie północno-amerykańskim jako korespondent „Gazety Polskiej”, a jego podróż związana była z nieudaną próbą założenia kolonii polskiej w Kalifornii przez grupę rodaków, którzy nie mogli znieść ucisku narodowościowego zaborców. Korespondencje publikowane na łamach gazety pod pseudonimem Litwos, zdobyły sobie uznanie wśród czytelników i złożyły się na tom „Listy z podróży do Ameryki”. Po powrocie do Europy Sienkiewicz nie pojechał od razu do kraju, lecz przez rok przebywał we Francji i Włoszech, gdzie poznał Marię Szatkiewicz, z którą ożenił się w Polsce dwa lata później. Wróciwszy do Warszawy pisarz został redaktorem w nowo założonym dzienniku „Słowo” i kontynuował pisanie krótkich form prozatorskich. Jego utwory z tego okresu, m.in. „Szkice węglem”, „Za chlebem”, „Bartek Zwycięzca”, „Janko Muzykant” czy „Latarnik” zaliczane są do arcydzieł polskiej nowelistyki. Według Juliana Krzyżanowskiego, „okazał się on ich mistrzem, swobodnie łączącym problematykę o dużej doniosłości społecznej z niezwykłą swobodą w posługiwaniu się jakościami tak od siebie odległymi, jak liryzm i komizm, jak patos i humor”. W latach 1882-88 Sienkiewicz pracował nad trylogią historyczną, z XVII w., której pierwsza część – „Ogniem i mieczem” – ukazała się w 1884 r. i odniosła niebywały sukces czytelniczy, choć pozytywiści nie szczędzili autorowi krytyki, już sam gatunek powieści historycznej nazywając anachronizmem. Nie zważając na te głosy pisarz wydał w 1886 r. „Potop”, a dwa lata później „Pana Wołodyjowskiego” i tym samym dokończył swe wielkie epickie malowidło dziejowe, porównywane ze względu na rozmach i doniosłość dla narodu polskiego z obrazami Jana Matejki. Jeżeli za dobrą monetę przyjąć słowa Sienkiewicza, że pisał te powieści jedynie „ku pokrzepieniu serc”, to zadanie swe spełniły. Dzięki „Trylogii” autor zaczął być w Polsce otaczany kultem, a niektórzy upatrywali w nim nawet duchowego wodza narodu.   W 1885 r. zmarła żona pisarza, Maria, pozostawiając dwoje małych dzieci. Sienkiewicz wiele podróżował, m.in. w 1891 r. odbył wyprawę do Afryki. W tym samym roku ukazała się jego powieść „Bez dogmatu”, będąca analizą zjawiska dekadentyzmu. Problematyka ta bardziej zainteresowała czytelników w Europie Zachodniej niż w Polsce. Bez echa natomiast, zarówno w kraju jak i za granicą przeszła jego kolejna powieść „Rodzina Połanieckich” (1895); pisarz postanowił więc wrócić do tematyki historycznej. W 1896 r. ukazało się najgłośniejsze dzieło Sienkiewicza – „Quo vadis” – inspiracją dla napisania którego była książka Ernesta Renana „Antychryst” oraz płótna Henryka Siemiradzkiego. Powieść opowiadała o prześladowaniu pierwszych chrześcijan w Rzymie za czasów Nerona i szybko zrobiła niewiarygodną karierę na całym świecie. Tuż po wydaniu głośno chwalił ją papież Leon III, doczekała się kilku wielkich ekranizacji, a w 1916 r. – kiedy Sienkiewicz umarł – jej nakład w samych tylko Stanach Zjednoczonych przekroczył półtora miliona egzemplarzy. Za swoje najbardziej udane dzieło twórca uważał jednak inną powieść historyczną – „Krzyżacy” – opublikowaną w 1900 r. Ze wszystkich utworów pisarza ten miał charakter najbardziej panoramiczny i znacznie rozszerzał schematy fabularne, których powtarzanie w poprzednich powieściach naraziło Sienkiewicza na zarzuty o szablonowość. W tym samym roku pisarzowi – w dowód uznania zasług – podarowano dworek w Oblęgorku niedaleko Kielc, zakupiony z dobrowolnych składek społecznych. Niedługo potem pisarz ożenił się po raz trzeci: z Marią Babską (jego drugie małżeństwo – w 1894 r. z Marią Romanowską było od początku nieudane i szybko się rozpadło). W 1905 r. Henryk Sienkiewicz uhonorowany został literacką Nagrodą Nobla za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie eposu” i – jak podkreślił jeden z jurorów – „rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”. W swoim odczycie noblowskim laureat powiedział, że choć Polska uważana jest za martwą i pogrzebaną, to jednak dzięki jego nagrodzie dała ona świadectwo swej sile przetrwania i woli zwycięstwa. Sława Sienkiewicza jako reprezentanta narodu polskiego urosła po jego innych wystąpieniach publicznych, m.in. po wystosowaniu listu otwartego do cesarza Wilhelma II w sprawie gwałtów władz zaborczych na Polakach, czy też po zorganizowaniu w 1909 r. międzynarodowej ankiety potępiającej antypolską politykę Berlina. W tym czasie nastąpiło jednak osłabienie sił twórczych pisarza. Kolejna planowana trylogia historyczna z czasów Jana III Sobieskiego zakończyła się na jednym tylko odcinku: „Na polu chwały” (1905). Nie wzbudziła też większego zainteresowania powieść polityczna „Wiry” z 1910 r.; dopiero wydana rok później powieść dla młodzieży „W pustyni i w puszczy”, opowiadająca o przygodach dwojga dzieci porwanych w Afryce, znów przyniosła twórcy rozgłos i uznanie. Dzieło to, obok lektur Marka Twaina i Julesa Verne’a, zaliczane jest dziś do światowej klasyki literatury młodzieżowej. 1 sierpnia 1914 r. – w dniu, w którym wybuchła I wojna światowa – w „Tygodniku Ilustrowanym” ukazał się ostatni odcinek ostatniej powieści Sienkiewicza „Legiony”. Zaplanowana na kilka ksiąg urwała się już na pierwszym tomie. Sam pisarz wyjechał do Szwajcarii, gdzie zajmował się działalnością polityczną, publicystyczną i charytatywną. Wspólnie z Ignacym Paderewskim organizował m.in. Komitet Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Zmarł w 1916 r., a osiem lat później jego ciało przewieziono do Polski. Do dziś Sienkiewicz uważany jest za jednego z najwybitniejszych pisarzy w historii literatury polskiej i za niezrównanego stylistę. Według jednego z krytyków, gdyby za przedmiot opisu wziął nawet zwykłą cegłę, potrafiłby nim zafascynować i porwać czytelnika. Podejmowane były jednocześnie, m.in. przez Stanisława Brzozowskiego i Witolda Gombrowicza, próby zrewidowania roli, jaką odegrał Sienkiewicz w formowaniu się świadomości narodowej Polaków. Na świecie uważany jest za klasyka powieści historycznej, a jego utwory, zwłaszcza „Quo vadis”, wciąż wydawane są w obcych językach.                                    Aleksander Szumański "Kresowy Serwis Informacyjny" 
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:8)
Kategoria wpisu: 

LEOPOLD STAFF WIELKI POLAK - LWOWIANIN

$
0
0
Ilustracja: 
  LEOPOLD STAFF WIELKI POLAK - LWOWIANIN  Poeta, dramatopisarz, tłumacz, urodzony 14 września 1878 we Lwowie, zmarł 31 maja 1957 w Skarżysku Kamiennej. Po zdaniu matury w V Gimnazjum Klasycznym we Lwowie studiował prawo, a następnie filozofię i romanistykę na Uniwersytecie Lwowskim. W okresie studiów należał do Stowarzyszenia Czytelni Akademickiej wraz z W. Kozickim, S. A. Muellerem i O. Ortwinem (z tym ostatnim łączyła go wieloletnia przyjaźń). Był członkiem redakcji wydawanego w Krakowie pisma akademickiego "Młodość" (1898-1899). Od 1900 należał do grupy poetyckiej Płanetnicy (z Ortwinem, Muellerem i Rufferem). Odbywał liczne podróże do Włoch, przez rok przebywał w Paryżu (1902-1903). Współpracował z redakcjami pism "Lamus" (1909-1913) i "Museion" (1911,1913). W latach 1909-14 redagował w Księgarni Biblioteki Polskiej B. Połonieckiego bibliotekę Symposion, zawierającą wybory z pism wielkich pisarzy i filozofów. Lata I wojny (1915-1918) spędził w Charkowie. Od 1918 mieszkał w Warszawie, w latach 1920-21 był współredaktorem (z Berentem i Żeromskim) miesięcznika "Nowy Przegląd Literatury i Sztuki". Publikował na łamach "Masek" (1918), "Tygodnika Ilustrowanego" (1918-1923), "Kuriera Warszawskiego" (1922-1927), "Gazety Polskiej" (1931-1939). Należał do Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy Polskich, był jego wiceprezesem (1924), a następnie prezesem (1924-1931). Od 1920 zasiadał w Zarządzie Związku Zawodowego Literatów Polskich. Był członkiem Polskiej Akademii Literatury (od 1933), w latach 1934-39 jej wiceprezesem. Okres okupacji i powstania spędził w Warszawie, wykładał w tym czasie na tajnym Uniwersytecie. Po powstaniu przebywał w Pławowicach i Krakowie. W 1949 powrócił do Warszawy, gdzie mieszkał do śmierci. Dwukrotnie został laureatem państwowej nagrody literackiej (1927 i 1951), a także laureatem nagrody Lwowa (1929), Łodzi (1931) i Warszawy (1938). Od 1931 był członkiem honorowym polskiego Pen Clubu oraz laureatem nagrody Pen Clubu za całokształt twórczości przekładowej (1948). Uhonorowany doktoratami honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego (1939) i Uniwersytetu Jagiellońskiego (1949). Jako poeta debiutował w 1901 tomem "Sny o potędze", w okresie rozkwitu poezji i poetyki Młodej Polski. Był on mocno osadzony w tej konwencji i zawierał liczne typowe dla niej wiersze (obfitujące m.in. w motywy tajemniczości i bezsensu bytu, zniechęcenia do rzeczywistości, mizoginizmu i walki płci, z bardzo istotną rolą poezji nastroju - m.in. znany utwór "Deszcz jesienny"). Znajdowały się w nim jednak utwory stanowiące próbę przezwyciężenia panującego w poezji dekadentyzmu (zwłaszcza w otwierającym tomik sonecie "Kowal"), w których głosił postulaty siły i aktywności, woli i chęci życia. Motywy te zostaną wyraźniej zaakcentowane w poemacie "Mistrz Twardowski" (1902) i następnych tomach poezji - "Dzień duszy" (1903), "Ptakom niebieskim" (1905), "Gałąź kwitnąca" (1908). W twórczości tej przejawiała się fascynacja filozofią Nietzschego, zwłaszcza wątkami związanymi z pojęciem "woli mocy" i koncepcją nadczłowieka (Staff pojmował ją w swoisty, niesprzeczny z chrześcijańskimi wartościami współczucia i litości sposób), dzięki której przełamywał prymat wynikającego z koncepcji Schopenhauerowskiej modernistycznego pesymizmu oraz postawy dekadenckiej. Począwszy od tomów "Gałąź kwitnąca" (1908) i "Uśmiechy godzin" (1910) w jego poezji zaczęły przeważać tendencje klasyczne, wyrażające się w poszukiwaniu spokoju, harmonii i piękna. Staff odwołuje się do świata realiów antycznych, a także stosuje wiele chwytów artystycznych charakterystycznych dla utworów klasycznych. Jak napisała Irena Maciejewska, "Staff uznawany jest za najwybitniejszego w poezji polskiej XX wieku przedstawiciela klasycyzmu, rozumianego zarówno jako poetyka twórczości, jak też filozofia ładu i zgody z życiem, jako dążenie integracji różnych nurtów kultury europejskiej - antycznej i chrześcijańskiej. "O szyby deszcz dzwoni"– niezapomniane wersy Staffa. http://literat.ug.edu.pl/staff/013.htm   Ulubione wątki Leopolda Staffa to refleksja nad miłością, tęsknotą, przemijaniem, chrześcijańska Od wydania przez Staffa, opatrzonego jego wstępem, tłumaczenia "Kwiatków świętego Franciszka z Asyżu" (1910) w jego poezji zaczynają się nasilać motywy franciszkańskie (obecne już od tomu "Ptakom niebieskim"), często zlewając się z tendencjami klasycznymi - głoszenie pokory w miejsce potęgi, afirmacji życia, radości i pochwały istnienia. Kolejne tomy są, jak pisał Jerzy Kwiatkowski, "okresem artystycznego regresu, który - z pewnymi przerwami - trwać będzie aż do lat trzydziestych". W tym czasie wydał Staff m.in. tom "Tęcza łez i krwi" (1918) zawierający utwory związane z przeżyciami i problematyką I wojny światowej oraz nagrodzony Państwową Nagroda Literacką tom liryków religijnych "Ucho igielne" (1927). Równolegle z twórczością liryczną rozwijała się dramaturgia Staffa, skupiona wokół podobnych jak w wierszach tematów i problemów (zwłaszcza stosunku rzeczywistości i marzenia) - stworzył baśniową, alegoryczną tragedię "Skarb" (1904), później opartą na średniowiecznej legendzie "Godiwę" (1906), a także dziejące się w schyłkowym okresie rzymskiego cesarstwa u początków chrześcijaństwa "Igrzysko" (1909) oraz "Wawrzyny" (1912) osnute na tle legendy o dwu braciach-budowniczych kościoła Mariackiego w Krakowie. Stworzył także dwa dramaty zbliżające się do realizmu - "To samo" (1912) oraz "Południcę" (1920), dramat o tematyce chłopskiej. W tomach "Wysokie drzewa" (1932) i "Barwa miodu" (1936) Staff dąży do coraz większej zwięzłości środków wyrazu, zwraca się ku tematyce życia codziennego, zrywa z patetyczną metaforyką na rzecz codziennego konkretu. Pojawia się specyficzny rodzaj żartobliwego humoru, poeta akcentuje swoją postawę sceptyka. Wynikało to również z wpływu, jaki mieli na Staffa zaprzyjaźnieni z nim Skamandryci, dla których był mistrzem i patronem. Kolejny przełom w twórczości następuje w zbiorach "Wiklina" (1954) i "Dziewięć muz" (wyd. pośmiertne 1958), gdzie poeta przełamał tradycyjne systemy metryczne, unowocześnił sposób obrazowania, stworzył mniej dbałą o harmonię, autoironiczną wizję świata. Pierwszy z nich, z perspektywy współczesnego czytelnika, można uznać za najwybitniejszy i najdojrzalszy tom w twórczości Lepolda Staffa. Jak napisał Jerzy Kwiatkowski: "Poezja Leopolda Staffa stanowi - w tej skali jedyny w polskiej literaturze - przykład zdumiewającej długowieczności i zdumiewających zdolności regeneracyjnych. (...) Staff jest współtwórcą paru okresów literackich, chętnie przez historyków literatury zwanych epokami. W każdej z nich - odgrywa rolę pierwszorzędną." Staff prowadził także bogatą i różnorodną twórczość przekładową - zajmuje jedno z najwybitniejszych miejsc pośród tłumaczy polskich. Tłumaczył z języków antycznych, francuskiego, włoskiego, niemieckiego i angielskiego. Przełożył m.in. elegie i fraszki łacińskie Jana Kochanowskiego, "Księgę psalmów", francuskie utwory Zygmunta Krasińskiego, dzieła twórców starożytnych ("Myśli" Epikura, Demokryta, Heraklita, "Ucztę trymalchiona" z "Satyrikonu" Petroniusza), średniowiecznych ("Kwiatki św. Franciszka z Asyżu" i "Złotą legendę" Jakuba de Voragine) i renesansu (pisma Leonarda da Vinci, poezje Michała Anioła), a także nowożytnych - utwory Diderota, Goethego ("Cierpienia młodego Wertera", "Elegie rzymskie", "Lis przechera"), Nietzschego ("Z genealogii moralności", "Wiedza radosna", "Antychryst", "Narodziny tragedii", "Ecce homo", "Niewczesne rozważania"), nowele Tomasza Manna, powieści pisarzy włoskich (d'Annuzia i Delledy), francuskich (Rolland) i skandynawskich (Hamsun, Lagerlöf i in.). Wiele ze swoich przekładów opatrywał komentarzami i wstępami. W opracowaniu Staffa ukazały się ponadto: zbiór "Lirycy francuscy" 1924, "Poezje" Liberta (1934), "Wiersze wybrane" Kasprowicza (1938) i "Wybór poezji" Leśmiana (1946).   Twórczość:      Sny o potędze, Warszawa 1901     Mistrz Twardowski. Pięć śpiewów o czynie, Lwów 1902     Dzień duszy, Lwów 1903     Skarb. Tragedia w 3 aktach, Lwów 1904     Ptakom niebieskim, Lwów 1905     Godiwa. Dramat w 3 aktach, Lwów 1906     Gałąź kwitnąca, Lwów 1908     Igrzysko. Dramat w 3 aktach, Lwów 1909     Uśmiechy godzin, Lwów 1910     W cieniu miecza, Lwów 1911     To samo. Dramat w 3 aktach, Lwów 1912     Wawrzyny. Dramat w 3 aktach, Lwów 1912     Łabędź i lira, Lwów 1914     Siew doli. Poezje, Charków     Tęcza łez i krwi, Charków 1918     Oczy otchłani, Warszawa 1919     Pieśń o skowronku, Warszawa 1919     Sady, Warszawa, Kraków 1919     Wino miłości, Warszawa 1919     Południca. Dramat w 3 aktach, Warszawa 1921     Szumiąca muszla, Warszawa 1921     Ucho igielne, Warszawa 1927    Wysokie drzewa, Warszawa 1932    Michał Anioł, Lwów 1934     Barwa miodu, Warszawa 1936    Martwa pogoda, Warszawa, J. Mortkowicz 1946    Wiklina, Warszawa, PIW 1954    Dziewięć muz, Warszawa, PIW 1957   Edycje całościowe pism Staffa:      "Pisma", Warszawa, Kraków, J. Mortkowicz 1931-1934     "Wiersze zebrane", Warszawa, PIW 1955  Niektóre powojenne wybory wierszy:      "Wiersze wybrane", Warszawa, Czytelnik 1946 (wybór autora)     "Poezje", Warszawa, KiW 1949 (wybór M. Jastruna)     "Wybór poezji", Warszawa, PIW 1960 (wybór: A. Sandauer)     "Wybór poezji", Wrocław, BN 1961, seria I nr. 181 (wybór i wstęp: M. Jastrun)     "Kto to jest ten dziwny nieznajomy. Wybór poezji", Warszawa, PIW 1964 (wybór, układ i posłowie: T. Różewicz)     "Poezje wybrane", Warszawa, LSW 1969 (wybór i wstęp: J.Z. Jakubowski)     "Poezje wybrane", Warszawa, PIW 1978 (wybór i posłowie: R. Matuszewski)     "Poezje", Wydawnictwo Lubelskie 1985 (wybór i wstęp: B. Zadura)   Źródła:   http://culture.pl/pl/tworca/leopold-staff
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:8)
Kategoria wpisu: 

CZERWONE ŻYCIORYSY - ZAŁGANY RODOWÓD ADAMA MICHNIKA

$
0
0
Ilustracja: 
      CZERWONE ŻYCIORYSY - ZAŁGANY RODOWÓD ADAMA MICHNIKA   Czerwone życiorysy: Załgany rodowód Adama Michnika – vel Aarona Szechtera Jarosław Kaczyński, opisując kiedyś zachowanie Michnika, podkreślał jego niebywałą skłonność do kłamstwa, to, że potrafi łgać w żywe oczy, dosłownie iść w zaparte. Trzeba przyznać, że szczyt łgarstwa osiąga Michnik już przy najnowszych opisach rodowodu swojej rodziny, kiedy na przykład stara się maksymalnie wybielić postać swego ojca Ozjasza Szechtera, członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Pisze o nim, że czuł się on jak “absolutnie polski Polak” (“Między panem a plebanem”, Kraków 1995, s. 50). Nie wyjaśnia tylko nigdzie, czego ten “absolutnie polski Polak” szukał w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i jak zawędrował na sam jej wierzchołek z tą swą rzekomą “dumą z polskiej tożsamości” (tamże, s. 50). Przypomnijmy, że Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy konsekwentnie dążyła do rozbicia Polski, oderwania wielkiej części jej ziem i przyłączenia do już rusyfikowanej skrajnym sowieckim terrorem wschodniej Ukrainy. Dodajmy, że według książki H. Piecucha “Akcje specjalne” (Warszawa 1996, s. 76), ten “absolutnie polski Polak” Ozjasz Szechter był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce. I wchodził wraz z Brystygierową, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem i innymi w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie. Według najlepszego jak dotąd opracowania dziejów przedwojennych komunistów pióra Jana Alfreda Reguły (Mitzenmachera), Szechter, bardzo znany działacz KPZU, został aresztowany wraz z grupą innych działaczy KPZU jesienią 1930 r. Jak pisze Reguła: “Oskarżeni sypali innych towarzyszy partyjnych (…). Przodowali w tym komuniści, zajmujący stanowiska kierownicze (…). Okazało się, że ci bohaterowie byli skończonymi tchórzami” (J.A. Reguła, Historia Komunistycznej Partii Polski, Warszawa 1934, s. 243). Michnik w wywiadzie z Danielem Cohn-Benditem stwierdził: “Mój ojciec był bardzo znanym działaczem komunistycznej partii przed wojną, siedział osiem lat w więzieniu. Po wojnie nie odgrywał żadnej roli. Nie odgrywał, bo nie chciał jej odgrywać” (cyt. za: L. Żebrowski, Paszkwil “Wyborczej”, Warszawa 1995, s. 35). Zdaniem Żebrowskiego (op. cit., s. 35): “Bardziej prawdopodobne jest jednak to, iż z powodu zaszłości nie powierzono mu wysokich funkcji partyjnych”. Ze zwierzeń Michnika w “Polityce Polskiej” dowiadujemy się również, że od ojca już w pierwszych rozmowach otrzymał “niezwykle mocny zastrzyk myślenia antyreżimowego”. Był to rzeczywiście “mocny” zastrzyk, jeśli nie przeszkodził Michnikowi już w młodości w działaniu przez lata w komunistycznym “czerwonym harcerstwie” walterowców, a jeszcze podczas swego procesu w 1969 r. w gromkich zapewnieniach, że jest komunistą!   BRAT - MORDERCA SĄDOWY   W “Między panem a plebanem” (op. cit., s. 50) znajdujemy kolejne łgarstwo Michnika o ojcu: “Przez wszystkie lata bardzo konsekwentnie unikał peerelowskiej kariery”. Jak więc wytłumaczyć piastowanie przez Ozjasza Szechtera w czasach stalinowskich stanowiska zastępcy redaktora naczelnego skrajnie serwilistycznego organu związków zawodowych – “Głosu Pracy” (od 1 stycznia 1951 r. do 11 marca 1953 r.). Ciekawe, że szefem Szechtera w tej gazecie kadłubowych związków zawodowych był Bolesław Gebert, ojciec obecnego podwładnego Michnika – Dawida Warszawskiego (Geberta). Wpływ wychowawczy “wielkiego antykomunisty” Ozjasza Szechtera jakoś nie zaszkodził w PRL-owskiej karierze starszego brata Adama – mordercy sądowego Stefana Michnika. Należy on do grupy stalinowskich katów, którzy winni odpowiadać przed sądem Rzeczypospolitej za zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu. Prezes Sądu Najwyższego Adam Strzembosz pisał na łamach “Rzeczpospolitej” (z 18 marca 1996 r.) o kapitanie Stefanie Michniku jako członku jednej z dwóch grup sędziów najbardziej odpowiedzialnych za mordercze wyroki. Był on bowiem członkiem grupy sędziów, którzy orzekali wyroki śmierci w sprawach, w których doszło później do pełnej pośmiertnej rehabilitacji osób skazanych na śmierć.   MAGDALENKOWA ZDRADA ŻYDOWSKA   Dobrzy znajomi: gen. SB Czesław Kiszczak i “opozycjonista” Adam Michnik – Aaron Szechter Jeszcze jako młody podporucznik Stefan Michnik został dopuszczony do sądzenia spraw oficerów dużo wyższych od niego stopniem. Niejednokrotnie wchodził do składów sędziowskich w warszawskim Wojskowym Sądzie Rejonowym, który miał najwięcej spraw “ciężkiego kalibru” o wielkim politycznym znaczeniu, oczywiście spraw całkowicie sfabrykowanych. Wyrokował w tzw. sprawach tatarowskich. Stefan Michnik nie zawiódł pokładanego w nim zaufania. Sądził tak, jak od niego oczekiwano, nieuczciwie i bezwzględnie, wydając surowe wyroki, w tym wyroki śmierci na osoby całkowicie niewinne. I został za to dobrze wynagrodzony, awansując w 1956 r. w wieku zaledwie 27 lat do stopnia kapitana. Jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach majora Zefiryna Machalli, pułkownika Maksymiliana Chojeckiego, majora Jerzego Lewandowskiego, pułkownika Stanisława Weckiego, majora Zenona Tarasiewicza, pułkownika Romualda Sidorskiego, podpułkownika Aleksandra Kowalskiego (por. “Dokumenty. Mieczysław Szerer. Komisja do badania odpowiedzialności za łamanie praworządności 10 czerwca 1957”, paryskie “Zeszyty Historyczne”, 1979, nr 49, s. 156-157, i J. Poksiński, My sędziowie, nie od Boga…, Warszawa 1996, s. 276). Wydał w tych procesach surowe wyroki, w tym kilka wyroków śmierci. 10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez Michnika majora Zefiryna Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.). Stefan Michnik wydał wyroki śmierci również na byłego polskiego attaché wojskowego w Londynie, pułkownika M. Chojeckiego i na majora J. Lewandowskiego. Ci mieli więcej szczęścia, wyroku nie wykonano. W przypadku płk. Chojeckiego zadecydowało to, że wiceminister MBP Romkowski chciał wykorzystać Chojeckiego jako świadka w innym procesie. Dzięki temu Chojecki dożył 1956 r., a 28 marca 1956 r. jego sprawa została umorzona z powodu całkowitego braku dowodów winy. 8 grudnia 1954 r. zmarł, niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w odbywaniu kary więzienia, skazany przez Michnika na 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki, były wykładowca Akademii Sztabu Generalnego, przez dwa lata więzienia torturowany, pośmiertnie uniewinniony (por. J. Poksiński, TUN, Warszawa 1992 r.). Ciężkie przejścia więzienne przyspieszyły śmierć innego skazanego przez Michnika (na 12 lat więzienia) płk. Romualda Sidorskiego, byłego naczelnego redaktora “Przeglądu Kwatermistrzowskiego”. W marcu 1955 r. ze względu na bardzo zły stan zdrowia udzielono mu przerwy w odbywaniu kary; zmarł wkrótce. Został pośmiertnie zrehabilitowany 25 kwietnia 1956 r. Wyroki śmierci w głośnych sprawach wysokich oficerów z grupy generała Tatara wcale nie były jedynymi wyrokami śmierci, które orzekł Stefan Michnik. Tylko że te inne wyroki – w sprawach oficerów podziemia niepodległościowego, są dużo mniej znane. Tak jak podpisany przez Stefana Michnika wyrok śmierci na majora Karola Sęka, który miałem możliwość oglądać w listopadzie 1994 r. na wystawie na UMCS w Lublinie, uczestnicząc tam w panelu na temat “Żołnierzy wyklętych” (tj. żołnierzy polskiego niepodległościowego podziemia po 1944 r.). Major Karol Sęk, artylerzysta spod Radomia, przedwojenny oficer, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, został stracony z wyroku sędziego wojskowego Stefana Michnika w 1952 r. Stefan Michnik “niewiele rozumiał, ale podpisywał wyroki śmierci i czuwał nad ich wykonaniem”. A były to wyroki godzące w najlepszych polskich patriotów. Tak jak w przypadku kierowanego przez Stefana Michnika wykonania wyroku śmierci na wspaniałym polskim patriocie Andrzeju Czaykowskim, cichociemnym, powstańcu warszawskim, zastępcy dowódcy połączonych baonów “Oaza-Ryś” na Mokotowie i Czerniakowie. Odznaczonym za bohaterstwo w walce z Niemcami Krzyżem Virtuti Militari. Zamordowano go na Mokotowie 10 października 1953 r. pod nadzorem porucznika Stefana Michnika (por. opis tej tragedii pióra P. Jakuckiego, “Zamordowany za patriotyzm”, “Gazeta Polska”, 20 października 1994 r.).   HAŃBA DOMOWA   Myślę, że sprawa brata – stalinowskiego zbrodniarza, stanowi jeden z kluczy, wyjaśniających ciągły flirt Adama Michnika z komunistami po czerwcu 1989 r. Chodziło o łączący go z nimi równie głęboki strach przed rozliczeniami i pełnym pokazaniem “hańby domowej” czy “hańby rodzinnej”. Mając stalinowskiego kata w rodzinie, Michnik robił wszystko, aby nie doszło do prawdziwych rozliczeń ze zbrodniami komunizmu, opublikowania ksiąg hańby, bo uznał to za niezwykle groźne dla własnej legendy. Przypomnę tu, że Adam Michnik usprawiedliwiał wyroki wydawane przez swego brata (nigdzie nie podając jednak, że chodziło o wyrok śmierci) tym, że: “Kiedy zapadały najgorsze wyroki, Stefan był dwudziestoparoletnim człowiekiem, który niewiele rozumiał z tego, co się działo” (“Między panem…”, s. 48). Wyjaśnijmy więc, że młody porucznik Stefan Michnik gorączkowo rwał się do sądzenia w sfabrykowanych procesach wojskowych nad dużo wyższymi od niego stopniem majorami czy pułkownikami, bo widział w tym szansę błyskawicznego przyspieszenia swojej kariery. I rzeczywiście uległa ona radykalnemu przyspieszeniu – już w wieku 27 lat awansował na kapitana. Przy obrazie rodowodu Adama Michnika warto wspomnieć również o roli jego matki, zaangażowanej komunistki sprzed wojny – Heleny Michnik. Po wojnie wsławiła się głównie dogmatycznymi podręcznikami, zalecającymi m.in. jak najskuteczniej walczyć z religią katolicką. Oto przykładowy fragment jej zaleceń zamieszczony w “Komentarzu metodycznym dla klasy IX ogólnokształcącej szkoły korespondencyjnej stopnia licealnego” do podręczników: E. Kosiński “Historia wieków średnich”, A.W. Jefimow “Historia nowożytna”, S. Missalowa i J. Schoenbrenner “Historia Polski”, Warszawa 1953 r.: “(…) Nie wystarczy np. powiedzieć, że Kościół był główną podporą feudalizmu, lecz trzeba to udowodnić. Udowadniać będziecie w ten sposób: Kościół był główną podporą feudalizmu, ponieważ: 1) głosił, że władza królewska pochodzi od Boga, a więc poddanym nie wolno się buntować; 2) głosił wieczność feudalizmu i zasady nierówności społecznej; 3) stosował klątwę kościelną i karał wszystkich występujących przeciwko nierówności społecznej; 4) urządzał krucjaty przeciwko ruchom ludowym, np. przeciwko albigensom we Francji, husytom w Czechach itd.; 5) zwalczał postępową naukę, gdyż podważała ona panujący ustrój (np. potępienie nauki Kopernika, Galileusza itd.); 6) przez hasło ‘błogosławieni maluczcy duchem’ utrwalał ciemnotę i zacofanie mas ludowych; 7) głosząc, że ci, którzy cierpią na tym świecie, będą zbawieni po śmierci, rozbrajał rewolucyjną walkę mas ludowych” itd. Adam Michnik twierdził, że jego matka wywodziła się z “całkowicie spolonizowanej żydowskiej rodziny”, pisał o jej “całkowitej identyfikacji z polskością” (“Między panem…”, s. 46-47). Nie wyjaśnił tylko, jak pod opieką takich patriotycznych rodziców – ojca jakoby absolutnie “polskiego Polaka” i matki “całkowicie identyfikującej się z polskością” – on sam już w młodości stał się narodowym nihilistą (“Między panem…”, s. 91). Pisał sam o sobie, że był narodowym nihilistą i rzekomo przestał nim być po marcu 1968 r. Komunistycznemu rodowodowi Michnika towarzyszyły odpowiednie splendory – wielkie, eleganckie mieszkanie w gęsto obsadzonej przez zaufanych towarzyszy z partyjnej i bezpieczniackiej elity Alei Przyjaciół w Warszawie, dokładnie w tym samym domu, w którym mieszkał były stalinowski minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz (por. “Wprost”, 22 listopada 1991 r.). […]   prof. Jerzy Robert Nowak  Fragment książki “Czerwone dynastie”, prof. dr. hab. Jerzy Robert Nowak, Wydawnictwo MaRoN 2004      
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:14)
Kategoria wpisu: 

UKRAIŃSKI ODWET

$
0
0
Ilustracja: 
UKRAIŃSKI ODWET   PAŃSTWO UKRAIŃSKIE DĄŻY DO ROZSZERZENIA KULTU OUN - UPA NA CAŁE SPOŁECZEŃSTWO   Reakcja Ukrainy po uchwałach Sejmu i Senatu oddających hołd ofiarom ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach Wołynia i Małopolski Wschodniej była natychmiastowa – ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca zapowiedział, że ukraiński parlament podejmie uchwałę o treści odwrotnej do polskiej o ludobójstwie Ukraińców przez Polaków. Nie były to czcze pogróżki. W ubiegłym tygodniu został złożony i przekazany do odpowiednich ukraińskich komisji parlamentarnych projekt uchwały „o upamiętnieniu ofiar ludobójstwa, dokonanego przez państwo polskie na Ukraińcach w latach 1919-1951”! Autorem wprawdzie jest niezrzeszony deputowany Ołeh Musij, ale nietrudno domyślić się, że projekt wyraża stanowisko wszystkich politycznych ugrupowań ukraińskiego parlamentu, bowiem wcześniej jednomyślnie wywierały one naciski na polski parlament w trakcie procedowania naszej sejmowej uchwały, by odstąpił od jej uchwalenia. Świadczy to o pełnej akceptacji zbrodniczego nacjonalizmu ukraińskiego OUN-UPA przez elity państwa ukraińskiego. Bardziej zróżnicowane poglądy mają na Ukrainie zwykli ludzie, ale państwo ukraińskie dąży obecnie do rozszerzenia kultu OUN-UPA na całe społeczeństwo, fałszywie tłumacząc polskim politykom i mediom, że w tym kulcie nie ma antypolskiego ducha. Przeczy temu właśnie projekt uchwały o rzekomym ludobójstwie dokonanym przez państwo polskie na Ukraińcach. Antypolskie oskarżenia Antypolskość tej uchwały polega na oskarżeniach Polski o niepopełnione zbrodnie. Jej treść świadczy o ignorancji historycznej i prawnej i stanowi akt propagandowy w stylu bolszewickim, a dyskusji nad uchwałą nawet nie uda się przeprowadzić, bowiem wykazanie jej niedorzeczności wymagałoby obszernego opracowania naukowego. Takimi właśnie „manifestami” tworzy się opinię społeczną, a zatem ukraińskie społeczeństwo będzie indoktrynowane antypolskim duchem odnoszącym się do państwa polskiego, a nie jakiejś grupy czy organizacji polskiej. Uchwała ukraińskiego parlamentu będzie więc przeciwieństwem polskiej uchwały, w której sprawcą zbrodni na Polakach nie jest państwo (w tym czasie nie było niepodległej Ukrainy), lecz zbrodnicze organizacje ukraińskie. Warto zdać sobie sprawę z tego, że oskarżenia zawarte w projekcie, jak „zabójstwa [Ukraińców] z przyczyn narodowościowych i religijnych”, „historia ukraińskich ziem pod władzą II RP i narodu polskiego była historią niesprawiedliwości i represji – historią ludobójstwa ukraińskiego narodu, systematycznie i konsekwentnie popełnianego przez państwo polskie”, „zorganizowane i masowe wyniszczania Ukraińców na terytorium państwa polskiego w latach 1919-1951”, nie pojawiły się nagle teraz jako odpowiedź na uchwały polskiego parlamentu upamiętniające ludobójstwo Polaków. Twierdzenia te krążyły już dawno wśród niektórych historyków, dziennikarzy, nauczycieli, w rodzinach związanych z nacjonalistycznym podziemiem – głównie na zachodniej Ukrainie, gdzie tradycje OUN-UPA ujawniły się po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w 1991 r., ale były przez polskie państwo i polską inteligencję lekceważone i bagatelizowane. Nienawiść do „polskich panów” zaszczepiona przez rewolucję bolszewicką, odnosząca się do wszystkich Polaków, niezależnie od stanu majątkowego, choć jest przestarzałą warstwą świadomości społecznej, ale na jej pozostałościach można jeszcze teraz budować wizję Polski niszczącej Ukraińców. Gloryfikowanie zbrodniarzy Przez dwadzieścia kilka lat Ukraińcy nie potrafili rozliczyć uczciwie swej historii, ale też nie zamierzali, bo od początku ukraińskiej niepodległości była forsowana zafałszowana heroiczna historia OUN-UPA, stopniowo „rehabilitowano” OUN i UPA, a jednocześnie różne ukraińskie kręgi emigracyjne i pochodzące z Ukrainy wpływały na polskie elity, polityków i media, by maksymalnie ograniczyć negatywny wizerunek nacjonalizmu ukraińskiego. Posługiwano się argumentem antyukraińskości wobec krytyki czy oskarżeń OUN-UPA, jak gdyby te organizacje reprezentowały całą Ukrainę i wszystkich Ukraińców. Powoływano się na ideę Jerzego Giedroycia istnienia i współpracy niepodległych państw postsowieckich, jak gdyby współpraca ta miała oznaczać rezygnację z prawdy historycznej, wykreślenia z pamięci ofiar ludobójstwa. Toteż latami ukraińska dyplomacja próbowała z różnym skutkiem, niestety nieraz dość skutecznie, blokować polskie upamiętnienia ofiar zbrodni OUN-UPA i pomniejszać ich wymowę po to, by móc na całej Ukrainie upowszechnić gloryfikację zbrodniczych formacji. Dopiero gdy proces ten na Ukrainie jest mocno zaawansowany, po 27 latach III Rzeczypospolitej, a 73 lata od apogeum zbrodni wołyńskiej, polski parlament zdecydował się na stosowną i zgodną z prawdą uchwałę czczącą pamięć ofiar ludobójstwa ukraińskiego. To o całe 27 lat za późno lub o 26 lat, gdy zamiast wtedy oddać hołd Polakom zamordowanym przez nacjonalistów ukraińskich, polski Senat podjął uchwałę potępiającą wysiedlenie Ukraińców w ramach operacji „Wisła”, której celem było zlikwidowanie powiązań pomiędzy UPA a ludnością ukraińską, bez których UPA nie byłaby w stanie egzystować. Ta uchwała jest obecnie m.in. wygodnym podłożem dla sformułowań projektu ukraińskiej uchwały Ołeha Musija w sprawie ludobójstwa Ukraińców przez Polaków. Dotychczasowa reakcja polskich polityków na projekt uchwały w sprawie „ludobójstwa Ukraińców dokonanego przez Polaków” jest mizerna – padły słowa zdumienia i postulaty „rozmawiania z Ukraińcami”. Rozmowy te trwają już lata. Dziesiątki konferencji naukowych, trwające 10 lat seminaria polskich i ukraińskich historyków pod hasłem „Polska – Ukraina. Trudne pytania”, setki debat polityków, dziennikarzy itp. – nie zmieniły postawy państwa ukraińskiego wobec działalności OUN i UPA, wręcz utwierdziły w heroizacji zbrodniarzy, która jest podskórną pożywką dla antypolskiej atmosfery i różnego rodzaju roszczeń Ukraińców wobec Polski.   Ewa Siemaszko  Źródła   http://www.naszdziennik.pl/mysl/164017,ukrainski-odwet.html  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

DR ALEKSANDER ALLERHAND NIE ŻYJE - ODSZEDŁ WIELKI POLAK POCHODZENIA ŻYDOWSKIEGO - ZBRODNIE NIEMIECKIE I BOLSZEWICKIE UWAŻAŁ ZA POLSKI HOLOKAUST

$
0
0
Ilustracja: 
DR ALEKSANDER ALLERHAND NIE ŻYJE ODSZEDŁ WIELKI POLAK POCHODZENIA ŻYDOWSKIEGO ZBRODNIE NIEMIECKIE I BOLSZEWICKIE UWAŻAŁ ZA POLSKI HOLOKAUST   Dnia 9 sierpnia 2016 roku, po długiej chorobie zmarł w Hajfie w wieku 88 lat  wielki Polak, pochodzenia żydowskiego, dr Aleksander Allerhand, Konsultant Krajowy do spraw chirurgii szczękowej i ortodoncji, absolwent Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego (dawnej Akademii Medycznej w Krakowie). W roku 1967 obronił na Uniwersytecie Jagiellońskim  pracę doktorską. Był wielkim polskim patriotą, ratującym Polaków i polskich Żydów w czasie okupacji niemieckiej, również z rąk kolaborantów niemieckich, policji żydowskiej (odmanów), zbrojnego ramienia Rad Żydowskich w niemieckich gettach w Polsce, tzw. Judenratów. Dr Aleksander Allerhand urodził się w Krakowie w roku 1928 w żydowskiej rodzinie kupieckiej. Już jako kilkunastoletni chłopiec przebywał w getcie oraz w niemieckich obozach zagłady - Rakowice, Zabłocie, Wieliczka, Płaszów, Gross - Rosen,  Brünnlitz, a uciekając z pociągu jadącego do komór gazowych w Bełżcu ( gdzie zginęła Jego Matka Gusta), uratował dwie młodsze siostry, ukrywające się u polskich gospodarzy w podkrakowskiej wsi. W 1957 roku wyemigrował do Izraela. Zawsze podkreślał, że jego Ojciec dr Leopold Allerhand zawdzięczał swoje przeżycie w niemieckim oflagu swoim kolegom oficerom Wojska Polskiego, jego siostrom Annie i i Róży - polskim sąsiadom - późniejszym Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata, a on sam i jego przyszła żona Krystyna Wohlfelier też prześladowanym przez Niemców Polakom. Dr Leopold Allerhand sprzeciwiał się publicznie nagonce na Polskę, Polaków i polskość, wywoływanej przez lobby żydowskie  w Stanach Zjednoczonych, a popierane przez Hilary Clinton, kandydatce na prezydenta USA i jej męża Billi Clintona, otwartego wroga Polski powstałej po 25 października 2015 roku. Sprzeciwiał się również nieuzasadnionym roszczeniom kół żydowskich w USA o wypłatę na ich rzecz 65 miliardów dolarów amerykańskich tytułem restytucji mienia pożydowskiego w Polsce, uregulowanego już poprzednimi aktami prawnymi z lat ubiegłych. Książki Richarda Lukasa "Zapomniany Holokaust", Normana Finlelsteina, żydowskiego historyka "Przedsiębiorstwo Holokaust , Tomasza Sommera "Operacja antypolska NKWD 1937 - 1938", Aleksandra Szumańskiego "Mord polskich dzieci w łódzkim getcie" uważał za ujawnianie prawdy o  polskim Holokauście, równocześnie sprzeciwiając się odbieraniu nagród Richardowi C. Lukasowi pod naciskiem lobby żydowskiego w USA. Był aktywnym członkiem i prezesem Stowarzyszenia Krakowian w Izraelu, zrzeszającego Polaków i Żydów. Olek był dobrym, niezmiernie wrażliwym człowiekiem, polskim patriotą i rozmiłowanym w Krakowie krakowianinem, często odwiedzającym nasze miasto i nierzadko krakowskie zabytki, domy opieki, utrwalający swoją poza lekarską pasją, poezją, prozą i malarstwem, często krajobrazów nadwiślańskich. W Jerozolimie wspierał "Dom Polski Armii Andersa" i prowadzące ten dom polskie siostry zakonne  Blankę i Augustynę. Do dni ostatnich okazywał wdzięczność swoim dobroczyńcom z okresu okupacji niemieckiej, goszcząc ich niejednokrotnie w Izraelu i odwiedzając w Polsce. Jego wdzięczna pamięć była i jest godna najwyższego uznania i naśladowania. Nekrolog ukazał się w "Dzienniku Polskim" 13 sierpnia 2016 roku podpisany przez prof. Aleksandra Skotnickiego, Niusię Horowitz - Karakulską (siostrę Ryszarda Horowitza) oraz Paulinę Najbar.    
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:8)
Kategoria wpisu: 

APEL ŚRODOWISK PATRIOTYCZNYCH W OBRONIE KS. JACKA MIĘDLARA

$
0
0
Ilustracja: 
APEL ŚRODOWISK PATRIOTYCZNYCH I RUCHÓW NIEPODLEGŁOŚCIOWYCH W OBRONIE KS. JACKA MIĘDLARA POLONIA SEMPER FIDELIS Szanowni Państwo, W załączeniu przesyłam Apel w obronie ks. Jacka Międlara. Jeżeli Państwo aprobują jego tekst, to autorzy proszą o wydrukowanie go i podpisywanie się pod nim. Podpisane egzemplarze prosimy przesyłać na adres: Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Koło Śródmieście  ul. Rzeźnicza 2A; 31-540 Kraków. Równocześnie przesyłam zaproszenie na mszę św. w intencji nowo wybranego prezesa IPN pana dr Jarosława Szarka. Msza św. odbędzie się w dniu 4 września o godzinie 14:30 w kościele Braci Kapucynów przy ul.Loretańskiej 11 w Krakowie. Obie informacje przekazuję w uzgodnieniu z prezesem Koła Śródmieście ŚZŻAK panem Władysławem Kucią. Z poważaniem Krzysztof Bzdyl   Apel w obronie ks. Jacka Międlara do: Episkopatu Polski Zgromadzenia Księży Misjonarzy   Środowiska patriotyczne i wszystkie ruchy niepodległościowe, którym leży na sercu los naszej Ojczyzny, zaniepokojone nasilającymi się atakami elementów antypolskich i antykościelnych na Naród Polski i wiarę katolicką – stajemy w obronie ks. Jacka Międlara Ksiądz Jacek Międlar odważnie mówi o niebezpieczeństwie zagrażającym duchowi naszego narodu. Płynie ono ze strony sił szatańskich, które ogarnęły całą Europę i świat. Ks. Jacek Międlar w przeciwieństwie do wrogich sił lewackich, które wprost z trybuny sejmowej nawołują do „dorzynania watahy”, czy też do „uciszenia księdza” – czyli wprost wyeliminowania go – modli się za Ojczyznę i swoich prześladowców. Jako ksiądz katolicki zgodnie ze swoim sumieniem i przysięgą, którą składał przed Bogiem jest zobowiązany żyć w prawdzie i głosić prawdę, aby mógł dokonać się cud przemiany serc naszego narodu. Naród Polski, tak bardzo związany z Kościołem i wiarą katolicką, zawsze wierny Bogu i Ojczyźnie, (Polonia Semper Fidelis) bardzo potrzebuje teraz wiernych, odważnych i dobrych pasterzy. Takim pasterzem jest właśnie ks. Jacek Międlar. Każdy naród ma prawo i obowiązek bronić się przed obcą pogardą i własnym zwątpieniem. Stąd zwracamy się z apelem do Episkopatu Polski i Zgromadzenia Księży Misjonarzy o wzięcie w obronę ks. Jacka Międlara i przywrócenie mu wszystkich należnych praw z tytułu jego posługi kapłańskiej.  
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

BRACTWO ZAŁGANEJ SZMATY

$
0
0
Ilustracja: 
BRACTWO ZAŁGANEJ SZMATY MONIKA WIELOWIEYSKA Z "GAZETĄ WYBORCZĄ" W TLE  Red. Monika Wielowieyska pracuje w "Gazecie Wyborczej". Zaliczam ją do ciekawych publicystek, ale niestety nie odpowiada mi "barwa" tej gazety. "Gazeta Wyborcza" usiłuje od 1989 roku edukować na czerwono Polaków i pozostawiać ich w całkowitej ignorancji edukacyjnej dotyczącej nie tylko wypaczania historii Polski, ale  nie jest wolna od zwyczajnych kłamstw związanych z wydarzeniami  bieżącymi w Polsce i na świecie. "Gazetę Wyborczą" jako popularny dziennik obwiniam o zniekształcanie wiedzy historycznej i bieżącej o Polsce i świecie co najmniej dwóch pokoleń Polaków. I na tym m.in. polegają obecne "dwie" Polski. Ponadto "Gazeta Wyborcza" w chrześcijańskiej Polsce walczy z Kościołem, zapominając, iż Polska stanowi przedmurze chrześcijaństwa, a nie przedmurze Azji, do czego redaktor naczelny Adam Michnik zmierza osobiście. W czasie promocji książki Jana Tomasza Grossa "Strach", usiłującej ahistorycznie zaprezentować, grafomańsko, rzekome zbrodnie Polaków na obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego red. Adam Michnik przedstawił "drogiemu Jankowi" Polaków, "którzy są jak Kościół rzymskokatolicki  uczący obłudy, zakłamania, fałszu, hipokryzji, konformizmu". https://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY "Gazeta Wyborcza" dokonuje również  przekazu takich "wartości" dla młodego pokolenia Polaków, jak głośny już tekst red. Tomasza Żuradzkiego "Patriotyzm jest jak rasizm", czy też "Nie było Cudu nad Wisłą" usiłującego zdyskredytować bohaterstwo Polaków w czasie Powstania Warszawskiego. Takie zachowania słowa drukowanego w Polsce wywołują światowe spojrzenia na Polaków, posądzanych bezprzedmiotowo o antysemityzm i oto właśnie chodzi  żydowskiej "Gazecie Wyborczej", walczącej z Polską, z Polakami, z Kościołem i z polskością. Ojciec Adama Michnika Ozjasz Szechter został skazany na 8 lat pozbawienia wolności za usiłowania przyłączenia Polski do ZSRS przez Komunistyczną Partię Zachodniej Ukrainy (KPZU), której był członkiem. Adam Michnik na konferencji prasowej w Iwanofrankiwsku (Stanisławów), proponował przyłączenie Polski do Ukrainy jako zespolone państwo o tym samym rządzie i walucie jako POL - UKR, lub UKR - POL. Polskie władze do dzisiaj nie wyciągnęły konsekwencji prawnych z takich publicznych projektów i żądań Adama Michnika, redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Interesujące byłoby zachowanie się red. Adama Michnika, gdybym stwierdził to samo o religii talmudycznej, co Michnik o Kościele. Powstało by wówczas wielkie aj...waj...,a niżej podpisany zostałby nazwany antysemitą, czyli rąbnięty salonową maczugą w łeb, a może nawet popełniłby samobójstwo (masowe). Wyznawcy judaizmu talmudycznego (rabinicznego) nie są dla chrześcijan żadnymi "starszymi" braćmi w wierze. Są wyznawcami wrogiej chrześcijaństwu fałszywej religii odrzucającej objawienie Boże dokonane w Jezusie Chrystusie. Nie są więc wyznawcy judaizmu żadnymi naszymi starszymi braćmi w wierze, są natomiast młodszymi wrogami naszej wiary. Pamiętajmy, że Talmud powstał znacznie później niż Nowy Testament. Nowy Testament został zapisany w latach 51- 96 po Chrystusie. Jeżeli zaś chodzi o Talmud, w III w. po Chrystusie  powstała Miszna, której poszczególne traktaty zostały opatrzone obszernym komentarzem - Gemara. Istnieją dwie redakcje Gemary - jerozolimska (z końca IV w. po Chrystusie) i babilońska (V-VIII w. po Chrystusie). Talmud babiloński został uznany za obowiązujący dla judaizmu. Chrystus wypełnił i unieważnił Stare Prawo, a zostawił całej ludzkości Nowy Testament. Usiłowanie wpajania w umysły młodego pokolenia Polaków takich gazetowych antypolskich i antykatolickich "wartości"śmiało można nazwać dokonywanym mordem intelektualnym na narodzie, wcale nie różniącym się od dokonanych już mordów fizycznych  na Polakach przez hitlerowskie Niemcy i bolszewicki Związek Sowiecki w latach okupacji niemiecko - bolszewickiej. "Gazeta Wyborcza" usiłuje zdeprecjonować prezydenta Rzeczypospolitej Andrzeja Dudę i rząd premier Beaty Szydło, obrzucając też kalumniami prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Wybór takich opcji korespondujących z upadłym już alimenciarzem Mateuszem Kijowskim, z jego fałszywką w postaci "Komitetu Obrony Demokracji", nie jest korzystny dla michnikowszczyzny, doprowadzi bowiem już wkrótce do upadku "Gazety Wyborczej" i powrotu na medialną scenę nowej "Naszej Polski". Bardzo interesująco red. Rafał Ziemkiewicz kreśli sylwetkę red. Moniki Wielowieyskiej redaktorki "Gazety Wyborczej" w skierowanym do niej "listem bardzo otwartym": "Dominiko...znasz to stare powiedzenie o "gotowaniu żaby? Gdyby ją wrzucić do wrzątku toby uciekła. Ale jeśli włożysz biedaczkę do chłodnej wody i powoli, stopniowo podgrzewać, to ani zauważy, jak ją ugotują... uważam za swój obowiązek przestrzec,...że właśnie Was w taki sposób ugotują. Jestem pewien, gdyby ktoś złożył Wam wprost ofertę: bądźcie dziennikarzami rządowymi, zapomnijcie o zawodowej etyce i własnym sumieniu, realizujcie posłusznie strategie propagandowe przygotowane przez rządowych pijarowców, a sowicie Was za to wynagrodzimy -- to taka oferta zostałaby odrzucona natychmiast i z oburzeniem. Ale porównaj, jak to, w czym chcąc nie chcąc uczestniczysz od kilku lat i w czym stopniowo tkwisz coraz głębiej, ma się do wartości, które kiedyś były dla nas wspólną, niekwestionowaną podstawą prowadzenia wszelkich sporów. Gdzie u Was stosunek do prawdy? Gdzie zwykła ludzka przyzwoitość? Gdzie zawodowa misja? Środowisko, z którym pozwalasz by Cię identyfikowano, krok po kroku zaprzeczało wszelkim wartościom i zasadom. Pozostał mi tylko nawyk gadania o etosie i moralności, orzekania co szlachetne, a co podłe. Nawyk szczególnie żałosny w kontekście Waszych praktyk- tak, wybacz, ale muszę napisać "Waszych"., bo przecież siedzisz w tym garnku, jak żaba z naszej anegdoty, po uszy i nie protestujesz. Dominiko, nie zaprotestowałaś, kiedy Twoje środowisko zabrnęło w monstrualne kłamstwo w sprawie przeszłości Lecha Wałęsy. Domyślam się, że sprawa była niezręczna, lepiej było milczeć, ale z perspektywy czasu, zobacz, jak wygięły się wtedy Wasze kręgosłupy. Tu etos, moralność - a tu, zwykłe, zmasowane kłamstwo, jak w propagandzie PRL. I plucie, gnojenie historyków, którzy po prosu napisali prawdę. Wałęsa kręcił, ściemniał, zmieniał wersje po trzy razy dziennie, w końcu nawet wręcz przyznał się publicznie ( w programie Moniki Olejnik), że podpisał zobowiązanie do współpracy, choć wcześniej latami zaprzeczał, przysięgając na Matkę Boską. A przecież, co tu gadać, wszyscy dobrze wiedzieliście, jak to wyglądało. Dokumenty "Bolka" kazał sobie Wałęsa jako prezydent przynieść do gabinetu - i tam w tym momencie, te "papiery" zniknęły. Czy zginęłyby, gdyby wynikało z nich, że to nie Wałęsa był tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Bolek", ale kto inny? Czy wtedy smutni panowie czyściliby za jego prezydentury archiwa, konfiskowali kartoteki pracownicze ze stoczni, nawet dokumenty ze szkoły, w której mały Wałęsa zaczynał edukację? A Wy, przed laty szermujący moralnym rygoryzmem, milcząco firmowaliście kłamstwo, skupiając się na obrzucaniu pytających o prawdę przymiotnikiem "pisowski" i szydzeniu ze złych ludzi, którzy o wielkim narodowym bohaterze piszą, że jako młody łobuziak miał nieślubne dziecko i nasikał księdzu do chrzcielnicy. Z dzisiejszej perspektywy, w jaki sposób przyzwoici ludzie, do jakich Cię zaliczam wciągnięci zostali w to kłamstwo, wydaje się tylko zapowiedzią upadku znacznie gorszego. Waszego milczenia udziały w - jak to trzeba napisać - kłamstwie smoleńskim. Bo tego co Twoje środowisko robiło i nadal robi po narodowej tragedii, nie da się ocenić inaczej. Z jednej strony szydziliście uparcie z "rozpylenia mgły", z drugiej sami wytwarzacie propagandową mgłę, która ma ukryć odpowiedzialnych za tragedię. Wyprodukowaliście i wypuściliście w publiczny obieg szereg oczywistych kłamstw. O rzekomych naciskach, o słowach""Jak tu nie wyląduję, to on się będzie mnie czepiał", o kłótni do której  jakoby doszło pomiędzy śp. gen. Błasikiem, a pilotem samolotu. A zarazem milczycie uparcie o coraz poważniejszych wątpliwościach śledztwa, milczycie o tym, że to rząd, nikt inny, tylko rząd Donalda Tuska ponosi odpowiedzialność za graniczącą ze zbrodnią lekkomyślność w organizacji lotu, za piramidalne zaniedbania, no i wreszcie za bezmyślne oddanie śledztwa tym samym Rosjanom, których uporczywe kłamstwa w wyjaśnieniu katastrofy "Kurska" są aż groteskowe, tym samym prokuratorom, którzy "wyjaśniali" morderstwa Litwinienki i Politowskiej oraz tropili Chodorkowskiego. Oddano im bez słowa sprzeciwu wszystkie dowody tylko w imię "imidżu" premiera żeby był swoim zwyczajem, jak najdalej od problemów, żeby się kojarzył telewizyjnym wyborcom tylko z uśmiechem, kopaniem piłki i grillowaniem. Dominiko, to właśnie jest "podłość", którego to słowa tak lubią używać Twoi koledzy i przełożeni z gazety. Podłość wyjątkowa i niosąca dla Polski wyjątkowo fatalne skutki. A Ty milczysz. Nie chcę Cię przytłaczać wyliczaniem spraw, jakie krok po kroku z Was, najpierw tylko medialnych kibiców Platformy Obywatelskiej, z którą sam kiedyś wiązałem nadzieję (nawet na nią, może mi to Bóg wybaczy, głosowałem), uczyniły pracowników aparatu propagandy, dopuszczającej się coraz większych nieprawości władzy. Ale przypomnę tylko aferę hazardową, gdy premier bezczelnie złamał ustawy, by odwołać szefa CBA i objąć kontrolą ostatnią niezależną od niego służbę. Bo przecież wiesz dobrze, że postawione Mariuszowi Kamińskiemu zarzuty rzeszowskiej prokuratury to hucpa. Podobnie zresztą  jak wcześniej owe "zbrodnie" PiS, o których tyle pisaliście, usprawiedliwiając z góry wszelkie nadużycia Tuska, a z których żadna nie doczekała się nawet śladu potwierdzenia, pomimo trzechletnich starań prokuratur i aż dwóch sejmowych komisji. Dominiko, na litość boską, chyba nie będziesz mi próbowała wmówić, że to co wyrabiał Mirosław Sekuła jako dyspozycyjny funkcjonariusz do ukręcenia łba aferze, da się w jakikolwiek uczciwy sposób obronić? Że aferę, za którą sam Tusk dokonał rzezi wśród swych współpracowników ( za to że do niej dopuścili, czy, że dali się przyłapać?) naprawdę nie było? Ciekaw jestem co dzisiaj czujesz, kiedy tenże Sekuła wynagradzany jest przez partię stanowiskiem wiceszefa Najwyższej Izby Kontroli... Proszę, nie mów mi tylko, że każdej władzy zdarzają się potknięcia, że do każdej lgną różne męty, a w ogóle to Kaczyński też...Rządy PiS nie budziły mojego zachwytu, ale PiS nigdy nie było zakładem usługowym spełniającym zachcianki różnych grup interesów. Przygotowywało ustawy czasem nie najlepsze, ale przygotowywało je samo, nie przynosiło do Sejmu gotowców napisanych przez kancelarie prawnicze wynajęte przez zainteresowane koncerny czy korporacje. Kiedy PiS wykryło na swoim zapleczu aferę, to dokładnie odwrotnie niż obecna władza, samo ją nagłośniło. Rządy PiS, które tak zdemontowaliście, mogły być złymi rządami, ale nie były rządami groźnymi dla państwa i demokracji tak jak obecne. PiS nie próbowało na chama rozbić spółki wydającej niezależną gazetę, by przejąć nad nią kontrolę, PiS nie inwigilowało obywateli na taką skalę, nie urządzało putinowskich błazenad w rodzaju wojny z dopalaczami czy "bandytami stadionowymi", nie próbowało cenzurować Internetu. I choć za Waszym poduszczeniem kpiono z Kaczyńskich w najobrzydliwszy sposób, nigdy do nikogo nie przyszła z tego powodu ABW. To z czym mamy do czynienia dzisiaj, to eksplozja cynizmu władzy. To recydywa schyłkowej PRL, z czasów, gdy już nikt w PZPR  nie wierzył w żaden socjalizm, ale wszyscy wierzyli jeszcze, że będą rządzić wiecznie. To władza gangu totalnie bezideowych łobuzów, oparta na rabunkowym traktowaniu kraju, przekupywaniu wyborców, kosztem nieodpowiedzialnie zaciąganych kredytów, duraczeniu propagandą i urządzaniu orwellowskich seansów nienawiści wobec wypchniętej z telewizji, pozbawionej głosu i codziennie opluwanej opozycji. Dzisiaj wybór, czy być dziennikarzem rządowym, czy opozycyjnym, stał się wyborem moralnym. Tak jak w schyłkowej PRL albo na dzisiejszej Białorusi. Przy całej świadomości, że ta opozycja jest, jaka jest - tak jak i w PRL w latach osiemdziesiątych nie była, delikatnie mówiąc, wysokiej próby, czego skutki odczuwamy do dzisiaj. Nie wystarczy, że przecież Ty osobiście wykonujesz swój zawód przyzwoicie i nigdy nie skłamałaś. Oprócz ludzi takich, jak Czuchnowski, panie Kublik i Wiśniewska, czy inni dziennikarscy "cyngle". Partia potrzebuje także przyzwoitych, jak Ty - po to, aby milczeli. Aby mówili wyważonym tonem w sprawach nie najważniejszych, nawet mogą czasem delikatnie partię skrytykować, byle w słowach powściągliwych. Grunt, że uwiarygodniają, że tam są. Dominiko, dobrze rozumiem, dlaczego różni gwiazdorzy wolą miejsce w salonie  od niewygodnej służby własnemu sumieniu. Ale dlaczego Ty i tacy ludzie jak Ty wciąż tam jesteście, jakie "ketmany" za tym stoją, jakie kompromisy z sumieniem, jak udaje  Wam się nie widzieć tego, co staje się coraz bardziej przytłaczające - tego naprawdę nie rozumiem. Może naiwnie, ale wierzę, że wciąż jeszcze może zdążysz wyskoczyć z tego garnka, zanim będzie za późno.  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

ŚW. ANDRZEJ BOBOLA - PATRON KRESÓW WSCHODNICH I WIELKIEGO ZWYCIĘSTWA. INICJATOR POWOŁANIA MATKI BOŻEJ NA KRÓLOWĄ POLSKI

$
0
0
Ilustracja: 
            ŚW. ANDRZEJ BOBOLA  - PATRON WIELKIEGO ZWYCIĘSTWA. PATRON KRESÓW WSCHODNICH. INICJATOR POWOŁANIA MATKI  BOŻEJ NA KRÓLOWĄ POLSKI.    Andrzej Bobola herbu Leliwa (ur. 30 listopada 1591 roku w Strachocinie k. Sanoka, zm. 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim) – polski duchowny katolicki, jezuita, misjonarz, kaznodzieja, męczennik, święty Kościoła katolickiego, autor tekstu ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza. Jeden z katolickich patronów Polski. Andrzej Bobola pochodził ze szlacheckiego rodu, osiadłego w Małopolsce, pieczętującego się herbem Leliwa. Jego ojciec Mikołaj Bobola był dzierżawcą sołectwa strachocińskiego, wchodzącego w skład dóbr królewskich. W 1606, roku gdy rozpoczynał studia, zginął jego kuzyn Wojciech Bobola w bitwie pod Moskwą. W latach 1606–1611 studiował w szkole jezuickiej w Braniewie, a następnie 31 lipca 1611 roku wstąpił do tego zakonu i nowicjat odbył w Wilnie. Mistrzem-spowiednikiem Andrzeja Boboli w nowicjacie był ks. Wawrzyniec Bartilius (1569–1635) jezuita, filozof i teolog. Śluby zakonne złożył 31 lipca 1613 roku. W latach 1613–1616 studiował filozofię na Uniwersytecie Wileńskim; w latach 1618–1622 studiował tam również teologię, nie zdał jednak ostatniego, najważniejszego egzaminu. 12 marca 1622 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Przez rok był rektorem kościoła w Nieświeżu (1623–1624), gdzie wspólnie z księciem Albrychtem Stanisławem Radziwiłłem dążył do uroczystego uznania w ślubowaniach przez Króla Polski Jana Kazimierza, Matki Bożej Królową Polski, co zostało spełnione we Lwowie w katedrze lwowskiej 1 kwietnia 1656 roku.   ŚLUBY LWOWSKIE KRÓLA JANA KAZIMIERZA  "Wielka Boga-Człowieka Rodzicielko i Panno Najświętsza! Ja, Jan Kazimierz, z łaski Syna Twego, Króla królów i Pana mego, i z Twego miłosierdzia król, padłszy do stóp Twoich najświętszych, Ciebie za Patronkę moją i za Królową państw moich dzisiaj obieram. I siebie, i moje królestwo polskie, księstwo litewskie, ruskie, pruskie, mazowieckie, żmudzkie, inflanckie i czernichowskie, wojska obydwu narodów i ludy wszystkie Twej osobliwszej opiece i obronie polecam i o Twoją pomoc i miłosierdzie w tym nieszczęśliwym i przykrym królestwa mego stanie przeciw nieprzyjaciołom świętego rzymskiego Kościoła pokornie błagam. A że największymi dobrodziejstwy Twemi pobudzony pałam wraz z moim narodem nową i najszczerszą chęcią służenia Tobie, więc przyrzekam też i na przyszłość w moim i ludów moich imieniu Tobie, Najświętsza Panno, i Synowi Twojemu, Panu naszemu, Jezusowi Chrystusowi, że cześć Waszą i chwałę przenajświętszą zawsze po wszystkich krajach mego królestwa z wszelką usilnością pomnażać i utrzymywać będę. Obiecuję prócz tego i ślubuję: iż gdy za świętem Twym pośrednictwem i wielkiego Syna Twego miłosierdziem, nad nieprzyjaciółmi, a osobliwie Szwedami, Twoją i Syna Twego cześć i chwałę wszędzie po nieprzyjacielsku prześladującymi i zupełnie zniszczyć usiłującymi, zwycięstwo odniosę, u Stolicy Apostolskiej starać się będę, aby ten dzień na podziękowanie za tę łaskę Tobie i Synowi Twojemu corocznie jako uroczysty i święty na wieki obchodzono i polecę czuwać nad tym biskupom królestwa mego, aby to, co przyrzekam, od ludów moich dopełnione było. A ponieważ z wielkim bólem serca mego poznaję, że za łzy i krzywdy włościan w królestwie moim Syn Twój, sprawiedliwy Sędzia świata, od siedmiu już lat dopuszcza na nas kary powietrza, wojny i innych nieszczęść, przeto obiecuję i przyrzekam oprócz tego, iż ze wszystkiemi memi stanami po przywróceniu pokoju użyję troskliwie wszelkich środków dla odwrócenia tych nieszczęść i postaram się, aby lud królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków był uwolniony. Uczyń to, Najmiłosierniejsza Pani i Królowo, abyś tak samo, jakeś najszczerszą chęć we mnie, w moich urzędnikach i stanach do wyznania tego ślubu wzbudziła, także nam łaskę u Syna Twego dla wypełnienia tego ślubu uprosiła. Amen".   W latach 1624–1630 św. Andrzej Bobola był kaznodzieją i spowiednikiem w kościele św. Kazimierza w Wilnie. Sprawował też funkcje rektora i doradcy prepozyta w tym kościele. 2 czerwca 1630 roku złożył profesję (ślubowanie) czterech ślubów zakonnych w kościele św. Kazimierza w Wilnie, po czym został superiorem (przełożonym) domu zakonnego w Bobrujsku w latach 1630–1633. Następnie pracował w Płocku (1633–1636) i (1637–1638) jako prefekt kolegium i kaznodzieja, w Warszawie jako kaznodzieja (1636–1637). Kolejne cztery lata (1638–1642) spędził w Łomży, będąc doradcą rektora, kaznodzieją i dyrektorem szkoły humanistycznej. W okresie od 1642–1646 przebywał w Pińsku i okolicach prowadząc rozwiniętą działalność ewangelizacyjną, a w latach 1646–1652 ze względów zdrowotnych przebywał w Wilnie, przy kościele św. Kazimierza, głosząc kazania i prowadząc wykłady oraz misje. Wrócił ponownie na ziemię pińską, podejmując szeroko zakrojoną ewangelizację – znany jest jako Apostoł Pińszczyzny lub Apostoł Polesia. Jezuita Jan Łukaszewicz SJ, który osobiście znał Andrzeja Bobolę, przekazał pewne cechy jego wyglądu, stwierdzając m.in. Andrzej Bobola był średniego wzrostu, o zwartej muskularnej i silnej budowie ciała. Twarz miał okrągłą, pełną, policzki okraszone rumieńcem, przez jasną, przyprószoną siwizną, fryzurę, z lekka przeświecała łysina. Powagi dodawała twarzy siwiejąca, nisko strzyżona broda. Warto dodać, że Andrzej Bobola po swojej męczeńskiej, heroicznej śmierci ukazywał się w widzeniach wielu osobom, m.in. 16 kwietnia 1702 roku ks. Marcinowi Godebskiemu SJ, rektorowi kolegium jezuickiego w Pińsku, a później ukazał się również zakrystianinowi podpowiadając, aby szukano jego świątobliwego ciała, pochowanego w kościelnej krypcie. Potem w 1819 roku ukazał się dominikaninowi o. Alojzemu Korzeniowskiemu OP w Wilnie, przepowiadając w wizji zmartwychwstanie Polski.   MĘCZEŃSKA ŚMIERĆ   W zamęcie konfliktów roznieconych przez powstanie Chmielnickiego dostał się we wsi Mohilno w ręce Kozaków, którzy 16 maja 1657 roku wpadli do Janowa Poleskiego z zamiarem mordowania Polaków. Kozacy traktowali go jako wroga politycznego z powodu nawracania ruskiej ludności prawosławnej na katolicyzm. Z pojmanego kapłana zdarto suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano do słupa i zaczęto bić nahajami, z zamiarem, by wyrzekł się wiary. Następnie oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z nich koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na jego głowę oraz zaczęli go policzkować, aż wybili mu zęby. Potem wyrywali paznokcie i zdarli skórę z górnej części jego ręki. Odwiązali go i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Andrzej musiał biec za końmi, popędzany kłuciem lanc, a oprawcy dodatkowo torturowali go szablami, raniąc mu palce, nogę oraz przekłuwając oko. Na koniec zawleczono go do rzeźni miejskiej, rozłożono na stole i zaczęto przypalać ogniem. W trakcie tortur  wycięto mu ciało na głowie do kości, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypano sieczką oraz odcięto mu nos, uszy i wargi. Kiedy z bólu i jęku wzywał imiona Jezusa i Maryi, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język oraz grubym szydłem rzeźniczym podziurawiono mu lewy bok. Potem jego ciało szarpane konwulsjami powieszono twarzą do dołu. Katusze i straszne tortury trwały około dwóch godzin, po których uderzeniem szabli w szyję dowódca oddziału zakończył około godziny 15. jego nieludzkie męczarnie, powodując śmierć.    KULT  Obraz św. Andrzeja Boboli znajduje sie w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamiennej Górze. O wyniesienie na ołtarze Andrzeja Boboli zabiegał o. Marcin Godebski SJ i Aleksander Wyhowski – biskup łucki. W 1712 roku generał jezuitów Michał Anioł Tamburini SJ wszczął starania o jego beatyfikację, a prokuratorem w procesie beatyfikacji mianowano profesora teologii ks. Jakuba Staszewskiego SJ. W Janowie Poleskim, w 1717 roku, w miejscu jego męczeństwa postawiono krzyż pamiątkowy, nieopodal którego w dniu 1 listopada 1723 roku na rynku doszło do dziwnego zjawiska ukazania się świetlanego krzyża. Proces beatyfikacyjny przeciągał się, a następnie uległ zwłoce z powodu kasaty zakonu jezuitów w 1773 roku i rozbiorów Polski. Do wznowienia procesu doszło w 1826 roku, a nowym postulatorem został ks. Rajmund Brzozowski SJ. 24 czerwca 1853 roku papież Pius IX wydał uroczysty dekret zezwalający na beatyfikację męczennika, uznając cudowne uzdrowienia dzieci: Jana Chmielnickiego, Marianny Florkowskiej i Katarzyny Brzozowskiej przez wstawiennictwo Andrzeja Boboli. 30 października 1853 roku został on beatyfikowany w bazylice św. Piotra w Rzymie. Następnie w procesie kanonizacyjnym papież Pius XI 16 marca 1937 roku uznał cudowne uzdrowienia Idy Henryki Turnau i zakonnicy ze Zgromadzenia Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej Alojzy Dobrzyńskiej  za przyczyną bł. Andrzeja Boboli, a 17 kwietnia 1938 roku, w święto Zmartwychwstania Pańskiego kanonizował go w Rzymie. 16 maja 1957 roku papież Pius XII promulgował encyklikę "Invicti athletae Christi" w trzechsetną rocznicę jego śmierci. W okresie II Rzeczypospolitej Andrzej Bobola został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Niepodległości. Zmumifikowane naturalnie zwłoki Boboli przez długie lata otaczane były czcią w kościele parafialnym w Połocku. W 1922 roku bolszewicy zabrali je jako „osobliwość” (z racji dobrego stanu mumifikacji) do Gmachu Higienicznego Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia. 21 września 1923 roku dwaj przedstawiciele Papieskiej Komisji Ratowniczej, amerykańscy jezuici Edmund Walsh i Leonard Gallagher, w towarzystwie podsekretarza stanu Komisariatu Spraw Zagranicznych i trzech członków Czeka udali się do budynku Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia gdzie na zapleczu wystawy w rupieciarni odnaleźli szczątki Andrzeja Boboli. Następnie ciało błogosławionego w specjalnym relikwiarzu umieszczono na statku „Cziczerin” w Odessie. Z Odessy statkiem relikwie popłynęły do Konstantynopola, wkrótce do Brindisi statkiem „Carnero”. Do Rzymu relikwie dotarły w dzień Wszystkich Świętych 1923 roku. 8 czerwca 1938 roku cudownie zachowane ciało św. Andrzeja Boboli specjalnym pociągiem zostało uroczyście przetransportowane z Rzymu do Polski, a od 17 czerwca 1938 roku znajduje się w Warszawie. 13 maja 1989 roku złożono je w nowo wybudowanym Sanktuarium św. Andrzeja Boboli przy ul. Rakowieckiej 61, przy którym 16 maja 2007 roku utworzono muzeum poświęcone jego pamięci. Sanktuarium św. Andrzeja znajduje się również w Strachocinie. Od 16 maja 2002 roku św. Andrzej Bobola jest drugorzędnym patronem Polski. Jest również patronem m.in. archidiecezji warszawskiej i warmińskiej. W 1992  roku powstało Stowarzyszenie Krzewienia Kultu św. Andrzeja Boboli. Święto liturgiczne w Kościele katolickim obchodzone jest 16 maja. Świętemu poświęcono dwa filmy dokumentalne: "Terrorysta od Pana Boga" z 2000 roku w reżyserii Krzysztofa Żurowskiego. "Święty Andrzej Bobola" (Widzialne i Niewidzialne).   ZA PRZYCZYNĄ ŚW. ANDRZEJA BOBOLI NARÓD MODLIŁ SIĘ O POMOC Z NIEBA   Tekst  dr Joanny Wieliczki - Szarkowej "Nasz Dziennik" 13 - 15 sierpnia 2016 r.  Ksiądz Andrzej Bobola okrutnie zamęczony przez Kozaków w Janowie Poleskim w 1657 roku, a od 1702 roku otaczał nieprzerwaną czcią za sprawą objawienia i odnalezienia jego nienaruszonego ciała w Pińsku, od początku był uważany za patrona odzyskanej w 1918 roku niepodległości. Poza żywym kultem jezuity męczennika, ogłoszonego w 1854 roku błogosławionym, wpływ na wzywanie jego orędownictwa w odrodzonej Rzeczypospolitej miało spełnienie się, jak uważano, przepowiedni z 1819 roku . Andrzej Bobola objawił się wtedy w Wilnie dominikaninowi o. Alojzemu Korzeniewskiemu, który prosił o modlitwę, aby męczennik "wyjednał u Boga miłosiernego  litość dla biednych Polaków, żeby Polska stała się znowu królestwem, królestwem prawowiernym i Bogu podległym". Na to wezwanie w celi zakonnika pojawił się ks. Andrzej  i ukazał zakonnikowi wizję wielkiej bitwy wielu narodów, mówiąc, że kiedy ludzie doczekają się takiej wojny, za przywróceniem pokoju nastąpi  wskrzeszenie Polski, a on - Bobola, zostanie uznany za jej głównego patrona.   W NIM NARÓD POŁOŻYŁ SWĄ UFNOŚĆ   Dlatego też, kiedy dopiero co zdobyta przez Polaków wolność została w 1920 roku zagrożona przez bolszewików, od razu zwrócono się o interwencję do błogosławionego Andrzeja. Zgromadzeni w Częstochowie na Jasnej Gorze polscy biskupi 28 lipca 1920 roku skierowali do papieża Benedykta XV prośbę o kanonizację bł. Andrzeja Boboli z nadzieją że "podniesiony ku czci świętych, będzie najdzielniejszym i nieustannym  Patronem Ojczyzny i Kościoła Katolickiego, szczególnie na Kresach Polski, najbardziej wystawionych na niemałe niebezpieczeństwo obyczajności i prawdziwej wiary". Do prośby Episkopatu dołączono list Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego w którym pisał: "Ojcze Święty! Od początku wojny światowej, która się zda obecnie dobiegać do końca, Bóg Wszechmogący widocznie błogosławił wysiłkom naszej bohaterskiej armii. Wbrew zamiarom naszych wrogów  Ojczyzna nasza zmartwychwstała, co według rachub ludzkich zdawało się prawie niemożliwym. Przypisujemy to dokonanie się aktu sprawiedliwości dziejowej możnemu wstawiennictwu naszych Świętych Patronów, a zwłaszcza Błogosławionemu Andrzejowi Boboli, w sposób szczególny czczonemu przez naród polski , który w nim położył swą ufność. Pragniemy mu okazać wdzięczność za Jego opiekę nad Polską i zapewnić ją sobie na przyszłość dla dalszego rozwoju naszego Państwa. Dlatego błagamy Cię, Ojcze Święty, by Wasza Świątobliwość raczył zaliczyć w poczet świętych Błogosławionego Andrzeja Bobolę. Ufamy, że jako Patron Kresów Wschodnich, na których poniósł śmierć męczeńska, wyprosi nam u Boga, że Polska w dalszym ciągu będzie przedmurzem chrześcijaństwa na rubieżach wschodnich". Po powrocie z Częstochowy do Warszawy wobec coraz poważniejszego zagrożenia, metropolita warszawski ks. kard. Aleksander Kakowski wydał w sobotę, 31 lipca 1920 roku, list do duchowieństwa archidiecezji, apelując o religijno - patriotyczną mobilizację, a dla "pokrzepienia ducha i wzmocnienia serc wiernych , na ubłaganie pomocy z Nieba, której Bóg nigdy nie skąpił, prosząc o nią, ufny w przyczynę  bł. Andrzeja Bobolę, patrona Polski i bł. Władysława z Gielniowa, patrona Warszawy, zarządzam nabożeństwa błagalne za wstawiennictwem tych błogosławionych naszych ziomków". Od święta Przemienienia Pańskiego, czyli 6 sierpnia, do 15 sierpnia , uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, w warszawskich kościołach  Ojców Jezuitów przy ul. Świętojańskiej na Starym Mieście, św. Anny i Świętego Zbawiciela, rano o dziewiątej i wieczorem o siódmej miały zostać odprawione nowenny z wystawieniem Przenajświętszego Sakramentu oraz odmawiane litanie do Najświętszego Serca Pana Jezusa z aktem poświęcenia i litanie do bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa.   WIELKI ORĘDOWNIK POLSKI NIE ZAWIÓDŁ. BOLSZEWICY ZOSTALI POD WARSZAWĄ POKONANI W OSTATNIM DNIU NOWENNY 15 SIERPNIA 1920 ROKU.   Warszawa pogrążyła się w modlitwie, która przybrała szczególny wymiar w niedzielę, 8 sierpnia 1920 roku, do czego wezwał ks. kard. Kakowski. Późnym popołudniem, po trwających cały dzień adoracjach, z wyznaczonych kościołów ruszyły procesje  z kapłanami na czele. Z katedry św. Jana w uroczystej procesji wyniesiono specjalnie sprowadzone z Krakowa relikwie bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa. O godz. 18.00 wystawiono je na placu Zamkowym wobec nieprzebranych rzesz warszawiaków. Wtedy właśnie padły słowa: "Błogosławiony Bobola, którego relikwie spoczywają w tej chwili na tym ołtarzu, to wielki Patron Polski, który za te same hasła, za które Polska obecnie walczy i z rąk tych samych wrogów, które jej istnieniu zagrażają, najokrutniejsze poniósł męczeństwo. Andrzej Bobola to w najściślejszym słowa znaczeniu bohater wschodniego frontu! I jak  Polsce jej zmartwychwstanie przepowiedział, tak dzisiaj o jej ocalenie modlić się nie przestaje". Przybyły lud  odśpiewał tyle razy wznoszone tego lata aplikacje: "Święty Boże, Święty mocny, Święty, a Nieśmiertelny, Zmiłuj się nad nami" po czym wysłuchawszy porywających słów kapłanów, wierni rozeszli się do swych kościołów, przystępując masowo tego dnia do Komunii św. w intencji ratowania ojczyzny. I tym razem wielki orędownik Polski nie zawiódł.  Bolszewicy zostali pod Warszawą pokonani w ostatnim dniu nowenny , 15 sierpnia 1920 roku, kiedy to doszło do sławnej bitwy zwanej Cudem nad Wisłą. W 1920 roku relikwie  bł. Andrzeja Boboli , zbezczeszczone przez komunistów najpierw w Połocku, a potem w Moskwie, gdzie znalazły się jako ciekawy  okaz mumii w Muzeum Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia, po wielu zabiegach dyplomatycznych zostały ostatecznie przewiezione do Rzymu. Spoczywały tam otoczone kultem w jezuickim kościele Najświętszego Imienia Jezus (II Gesu), aż do 1938 roku , kiedy to po kanonizacji męczennika  w triumfalnej podróży przez Jugosławię, Węgry i Czechosłowację wróciły do Polski, do jej stolicy i pozostają w niej  do dzisiaj w sanktuarium  świętego przy ul.  Rakowieckiej. W 2002 roku św. Andrzej Bobola został ogłoszony patronem Polski.   Źródła:   - "Patron wielkiego zwycięstwa" ;dr Joanna Wieliczka - Szarkowa "Nasz Dziennik" 13 - 15 sierpnia 2016 r.  https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Bobola                            
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:2)
Kategoria wpisu: 

MAŁA USTAWA - WIELKIE OSZUSTWO HAJKI GRUNDBAUM - VEL HANNY GRONKIEWICZ - WALTZ. FAŁSZYWI RABINI

$
0
0
Ilustracja: 
WALTZ Z TRYBUNAŁEM. MAŁA USTAWA - WIELKIE OSZUSTWO HAJKI GRUNDBAUM VEL HGW. FAŁSZYWI RABINI.   Dziennikarskie śledztwo ujawnia kulisy przejęcia i sprzedaży przez rodzinę Hanny Gronkiewicz - Waltz - Haji Grundbaum, ukradzionej w wyniku perfidnego oszustwa kamienicy. Rodzina Hanny Gronkiewicz - Waltz (w tym jej mąż) zarobiła fortunę na sprzedaży kamienicy ukradzionej prawowitym żydowskim właścicielom. Bufetowa  twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. - Z dokumentów, wynika nie tylko to, że kamienica, jakiej część przed ośmioma laty trafiła w ręce męża prezydent Warszawy, została ukradziona prawowitym właścicielom – ujawnia dziennikarz  Marek Pyza opisując historię nieruchomości, którą postawiły rodziny Oppenheimów i Regirerów. Właściciele kamienicy zmarli podczas wojny. Budynek przejął Leon Kalinowski. - Kalinowski sprzedaje kamienicę przy Noakowskiego 12… samemu sobie. Pozostałe nieruchomości – innym ludziom. Interesujący nas budynek pod numerem 16 kupują Zygmunt Szczechowicz i Roman Kępski. Ten ostatni to wujek Andrzeja Waltza – ujawnia autor. Jak wynika z naszych ustaleń, część prawowitych spadkobierców kamienicy przy ul. Noakowskiego 16 w Warszawie wciąż żyje. Czy rodzina HGW zechce pomóc w naprawieniu wyrządzonych im krzywd? Czy potrafi zderzyć się z etycznym wymiarem całej sprawy? – pyta Marek Pyza w tygodniku „WSieci” i apeluje o ujawnienie wszystkich dokumentów dotyczących tej sprawy jeszcze przed wyborami.   WALCZYK WARSZAWY Z TRYBUNAŁEM W TLE   W ubiegłym tygodniu (koniec sierpnia 2016 r.) TK orzekł o zgodności z Konstytucją zapisów tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej. Orzeczenie to wywołało liczne kontrowersje w wielu środowiskach byłych właścicieli, organizacji pozarządowych, urzędników. Małą ustawę reprywatyzacyjną wymyślono pod koniec rządów kliki PO - PSL. Jej zapisy zakładały możliwość zwrotu nieruchomości albo zadośćuczynienia właścicielom pozbawionym majątku na mocy przepisów wprowadzonych przed laty dekretem Bieruta. Na własność państwa przeszło wówczas ok. 40 tysięcy prywatnych gruntów leżących w przedwojennych granicach Warszawy. Ówczesne władze wyjaśniały, że celem dekretu miało być uzyskanie możliwości dysponowania terenem w celu jak najszybszej odbudowy stolicy ze zniszczeń wojennych. Od lat o zwrot nieruchomości, bądź odszkodowania za nie, zabiegają potomkowie dawnych właścicieli. Coraz częściej też wyciągają po nie rękę zorganizowani oszuści. Ministerstwo Skarbu Państwa szacuje wartość wniosków odszkodowawczych na terenie Warszawy na 40 miliardów złotych. Odszkodowania wypłacane z tytułu roszczeń spadkobierców nieruchomości zajętych dekretem Bieruta w Warszawie wynoszą co roku od 250 do 600 milionów złotych. Mała ustawa reprywatyzacyjna uchwalona przez Sejm  na zakończenie poprzedniej kadencji miałaby doprowadzić do zaspokojenia roszczeń. Jednak wśród samych działaczy PO - PSL pojawiły się odmienne poglądy w tej sprawie. Prezydent Komorowski pod wpływem środowisk dawnych właścicieli odmówił jej podpisania i skierował do TK. Zastrzeżenia co do niektórych zapisów wyraził tez ówczesny Prokurator Generalny.     DZIAŁANIA, CZY OSZUSTWO URZĘDNIKÓW RATUSZA?   O wprowadzenie w życie zapisów tej ustawy i uznanie jej za zgodną z Konstytucją zabiegała gorliwie prezydent Warszawy HGW. Orzeczenie TK sprzed kilku dni niezmiernie ją ucieszyło, bo ma "zamknąć usta wrogom". Chodzie zapewne o CBA, które od tygodni  intensywnie pracuje w warszawskim  ratuszu. Funkcjonariusze sprawdzają liczne dokumenty związane z reprywatyzacją. Po przejęciu rządów przez PiS  Minister Skarbu rozpoczął kontrolę odszkodowań z rządowego funduszu reprywatyzacyjnego, bo wyszło na jaw, iż rząd PO - PSL dokładał do stołecznej reprywatyzacji od 2014 roku. W ostatnich dwóch latach Warszawa wypłaciła 553 milionów złotych odszkodowań! Minister Skarbu zaniepokojony sytuacją odmówił wypłaty ostatnich 200 milionów złotych, o które zwróciła się prezydent Warszawy. Tym bardziej, że co chwilę wybuchają skandale związane z ta sprawą. Kilka tygodni  temu głośno było na temat oddania przez ratusz "spadkobiercom" działki o wartości 295 milionów złotych na placu Defilad (dawna kamienica przy ul. Chmielnej 70), tuż obok Pałacu Kultury, jedna z organizacji prorządowych ujawniła, że za tę samą działkę wypłacono już przed laty solidne odszkodowanie, a urzędnicy warszawskiego ratusza nie mogli o tym nie wiedzieć. Oburzenie opinii publicznej wywołało zaangażowanie w ten proceder Dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej. Dziekanem Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie jest  Grzegorz Majewski. Minister Skarbu potwierdza, iż trudno jest ustalić jak zrealizowano umowy indemnizacyjne , tj. odszkodowania za zawłaszczone mienie, wypłacane latami przez Polskę innym państwom z tytułu zajętych nieruchomości. Co zmieni się w tej sprawie po wprowadzeniu nowych przepisów o które tak zabiegała HGW? Sprawa reprywatyzacji działki na placu Defilad wzbudza kontrowersje, ponieważ miasto w 2012 roku zwróciło działkę, a w ostatnim czasie pojawiły się nowe dokumenty sugerujące, że były współwłaściciel nieruchomości, obywatel Danii, mógł otrzymać odszkodowanie na mocy układu zawartego jeszcze przez rząd PRL z Królestwem Danii. Układ indemnizacyjny (odszkodowawczy) zakładał przejęcie przez Danię wszelkich roszczeń obywateli duńskich wobec Polski z tytułu nacjonalizacji majątków duńskich w Polsce na podstawie tzw. dekretu Bieruta. Władze Warszawy twierdzą,  że w 2010 roku zwróciły się do Ministerstwa Finansów o informację, czy na podstawie układu indemnizacyjnego przyznane zostało odszkodowanie za nieruchomość przy dawnej ulicy Chmielnej 70. Miasto podaje, że MF wskazało, że nie dysponuje dokumentacją związaną z wypłatą odszkodowania za tę nieruchomość.   ZANIEDBANIA I LEKCEWAŻENIE PRAWA   Nie uszczelniono procesów odszkodowawczych. Nie wyciągnięto wniosków płynących z masowych wyłudzeń nieruchomości przez zorganizowane grupy przestępcze, nie zweryfikowano działań stołecznych urzędników. Nie zrobiono też nic , aby zapobiec angażowaniu się całych kancelarii prawnych w powszechny handel roszczeniami oraz przestępczy proceder.      PRZESTĘPCZE DZIAŁANIA GMIN WYZNANIOWYCH  ŻYDOWSKICH. POŚWIADCZANIA NIEPRAWDY. FAŁSZYWI RABINI.   Z powodu tzw. poprawności politycznej nie zweryfikowano też działań Gmin Wyznaniowych Żydowskich w zakresie restytucji żydowskiego mienia, choć coraz częściej pojawiały się sygnały o FAŁSZYWYCH RABINACH, poświadczeniach nieprawdy i nieuczciwych działaniach podejmowanych przez samozwańczych reprezentantów oszukańczych interesów żydowskich. Zadziwiająca jest też postawa Trybunału Konstytucyjnego w sprawie dekretu Bieruta na przestrzeni ostatnich lat. Już w czerwcu 2011 roku TK orzekł, że właściciele wszystkich nieruchomości, które przeszły na własność państwa na podstawie dekretu Bieruta powinni mieć prawo do odszkodowań. Chodziło o nieruchomości przejęte przez państwo po 1956 roku. Sąd konstytucyjny zalecił  wówczas zmianę przepisów prawa. Jednak za czasów rządów PO - PSL Sejm wcale nie stosował się do wyroku TK. Co ciekawe, pomimo braku stosownych przepisów w czasie 8 - letnich rządów PO - PSL liczba wypłacanych odszkodowań za nieruchomości wzrastała. Mała ustawa reprywatyzacyjna miała uporządkować stan własności w Warszawie i pomóc w ochronie interesów publicznych przed reprywatyzacją. Dlatego zgodnie z jej zapisem zwrotom  na podstawie dekretu Bieruta nie podlegają m.in. grunty pod gmachami administracji publicznej, szkołami, przedszkolami, szpitalami oraz parki i skwery. Nie będzie możliwości roszczeń do tych nieruchomości, o które przez blisko 70 lat nikt się nie upomniał (dotyczy ok. 2 tysięcy parceli i kamienic na terenie stolicy). Nowe przepisy zakładają, że spadkobiercy albo właściciele roszczeń do takich gruntów mieliby dostać kilku miesięczny termin, by się o nie upomnieć. W ciągu kolejnych trzech miesięcy musieliby udowodnić prawa do majątku. Brak reakcji w terminie umożliwi przejęcie tych nieruchomości przez miasto. Takie zapisy mogłyby ewidentnie ukrócić handel roszczeniami, a zwłaszcza przejmowania nieruchomości przez osobę ustanawiającą się kuratorem do czasu odnalezienia właścicieli. Działka po kamienicy pod przedwojennym adresem ul. Chmielna 70, to dziś trawa i chodnik, po prawej stronie od Sali Kongresowej.   DIABEŁ TKWI W SZCZEGÓŁACH   Niestety nowa ustawa daje stołecznym urzędnikom pełną swobodę działania  w obrocie nieruchomościami, a to przecież ich błędy wielokrotnie doprowadziły do nieprawidłowego przekazywania działek i kamienic. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz - Waltz jest bohaterką skandalu związanego z nielegalnym przejęciem kamienicy przy ul. Noakowskiego 16 w Warszawie. W tym samym czasie, gdy mąż prezydent Warszawy zabiegał o jej "odzyskanie", prawowity spadkobierca bezskutecznie domagał się uznania swych roszczeń. Wówczas rodzina Gronkiewicz - Waltz błyskawicznie sprzedała udziały w kamienicy poniżej jej realnej ceny. Tłumaczyli po fakcie, jakoby nie wiedzieli o istniejących roszczeniach, bo urzędnicy ich nie informowali. Perspektywa nieograniczonego przejmowania przedwojennych majątków przez stołecznych urzędników, których działania w tym zakresie są akceptowane przez prezydent Warszawy jest przerażająca. Prezydent Warszawy nie ukrywa zadowolenia, bo już wkrótce większość stołecznych nieruchomości znajdzie się w jej dyspozycji. A kto naprawdę będzie beneficjentem nowych zapisów prawa? W obronie interesu publicznego leży rzetelna analiza  dotychczasowych działań , które umożliwiły szkodliwą, dziką reprywatyzację. Dopiero wówczas można się uczciwie zmierzyć ze skutkami dekretu Bieruta i opracować takie mechanizmy, które pozwolą uchronić wieloletnich lokatorów, właścicieli nieruchomości oraz miasto przed licznymi oszustami. Postawa Trybunału Konstytucyjnego budzi oczywiste wątpliwości. Gdy Sejm poprzedniej kadencji nie zastosował się do wyroku z 2011 roku nie reagował. Teraz pospiesznie orzekł o zgodności z Konstytucją przepisów uchwalonych w ostatniej chwili przez poprzednią ekipę. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeprowadza w stołecznym ratuszu badanie wszystkich dokumentów reprywatyzacyjnych. Prokuratura wszczęła śledztwo. Wszystkie osoby podejmujące decyzje reprywatyzacyjne, podejrzane o popełnienie przestępstwa, łącznie z prezydent Warszawy, w trakcie postępowania przygotowawczego powinny być tymczasowo aresztowane dla uniknięcia matactwa. Jakiekolwiek referendum odwoławcze prezydent Warszawy jest bezprzedmiotowe, gdy prokuratura zastosuje areszt tymczasowy. Wszystko wiruje jakby w takt Waltza. Pytanie, kto dyryguje orkiestrą?          
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:12)
Kategoria wpisu: 

"GAZETA WYBORCZA" Z BANDERYZMEM W TLE - WYWIAD Z JURIJEM SZUCHEWYCZEM - SYNEM MORDERCY POLAKÓW I ŻYDÓW

$
0
0
Ilustracja: 
GAZETA WYBORCZA Z BANDERYZMEM W TLE WYWIAD Z JURIJEM SZUCHEWYCZEM SYNEM MORDERCY POLAKÓW I ŻYDÓW   Żydowska "Gazeta Wyborcza"(27 - 28 sierpnia 2016 r.) przeprowadziła następny z kolei wywiad z banderowcem, Jurijem Szuchewyczem, synem zbrodniarza ukraińsko - hitlerowskiego, mordercy Polaków i  Żydów,  Romanem Szuchewyczem (Tarasem Czuprynką). Wywiad "Ile wam Kreml zapłacił? Kiedy my toczymy wojnę z Moskwą, wy jak zwykle wbijacie nam nóż w plecy. Towarzysze mojego ojca z UPA często mi opowiadali, że gdy oni walczyli z Sowietami albo z Niemcami, to AK tylko czekała, żeby zadać im cios z tyłu". - przeprowadził z Jurijem Szuchewyczem  Igor T. Miecik, zresztą nie po raz pierwszy.   Oto ów wywiad:   IGOR T. MIECIK: "To nie była nasza pierwsza rozmowa. Jurija Szuchewycza, syna komendanta Ukraińskiej Powstańczej Armii poznałem dwa lata temu. Spotkaliśmy się kilka razy we Lwowie i przegadaliśmy długie godziny. Ich owocem były wywiady w "Gazecie Wyborczej" i w mojej książce o Ukrainie...mówiliśmy o samym Szuchewyczu i jego niezwykłym życiu. Pojechałem też do Lwowa kilka dni po przyjęciu przez polski Sejm uchwały o tym, że "ofiary zbrodni popełnionych w latach 40. przez ukraińskich nacjonalistów do tej pory nie zostały należycie upamiętnione, a masowe mordy nie zostały nazwane - zgodnie z prawdą historyczną - mianem ludobójstwa... ...Jurij Szuchewycz jest na Ukrainie pomnikiem. Niekwestionowanym tam autorytetem moralnym, kimś w rodzaju świeckiego przywódcy duchowego. Ma 83 lata i życiorys męczennika. Jako syn zamordowanego w 1950 roku przez NKWD legendarnego komendanta UPA Romana Szuchewycza, sam nie mając nic na sumieniu został aresztowany przez Sowietów jako 15 - letni chłopiec i z krótkimi przerwami przesiedział w łagrach ponad 30 lat. W celi stracił wzrok. Wyszedł w 1989 roku, w przeddzień odzyskania przez Ukrainę niepodległości. Po zwycięstwie Majdanu w 2014 roku zdobył mandat deputowanego Wierchownej Rady, gdzie w sprawach dotyczących historii jego głos jest wpływowy, zawsze słuchany z uwagą i szacunkiem. W lipcu jako jedyny deputowany towarzyszył przewodniczącemu Wierchownej Rady Andriejowi Parubiejowi w zakończonych fiaskiem negocjacjach z marszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim dotyczących wspólnego stanowiska w sprawie rzezi wołyńskiej. A po przyjęciu polskiej uchwały służył radą deputowanemu Olehowi Musijowi autorowi projektu odwetowej uchwały ukraińskiego parlamentu o polskim ludobójstwie...".  JURIJ SZUCHEWYCZ: "...Nie potrzeba Putina, by Bandera i jego koncepcja dzieliły Ukraińców. Nie tylko w Polsce nie jest on darzony sympatią...To efekt pół wieku sowieckiej propagandy. Ale to się zmienia. Po raz pierwszy od lat możemy sami decydować kto jest naszym bohaterem i sami wychowywać naszą młodzież. Bandera jest niezaprzeczalnym symbolem ukraińskiego patriotyzmu. Czy się to komuś podoba, czy nie... ...Nie można być prawdziwym ukraińskim patriotą odrzucając Banderę. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) była jedynym, prawdziwie niepodległościowym  niezależnym nurtem politycznym, dla którego wolność Ukrainy była wartością najwyższą i jest to rzecz nie podlegająca dyskusji. W rzeczywistości wojny hybrydowej, z którą mamy do czynienia, postawiliśmy niedawno w ukraińskim parlamencie kropkę nad i... ...Można i trzeba...(dotyczy autorstwa Jurija Szuchewycza ustawy, która podważanie zasług OUN - UPA uważa za przestępstwo ( dopisek A.S.).   UCHWAŁA POLSKIEGO PARLAMENTU W SPRAWIE LUDOBÓJSTWA NA WOŁYNIU  "...To z gruntu, od pierwszego, do ostatniego zdania, zakłamany, szowinistyczny tekst. Czy ktoś tam wspomniał, jakie były przyczyny konfliktu polsko - ukraińskiego na Wołyniu? Czy mówi się tam o brutalnej okupacji ukraińskich ziem etnicznych przez II Rzeczpospolitą, o paleniu naszych cerkwi, albo odbieraniu ich nam przez katolików, o policyjnych pacyfikacjach wiosek, wysiedleniach, wypędzeniach, o tym, że samo słowo "Ukrainiec" było zakazane, a Polacy wprowadzili do obiegu upokarzające nas określenie "Rusin"? Wołyń traktowaliście jak rezerwuar taniej siły roboczej, niewolniczej wręcz. Pogarda polskich kolonistów dla "chama" Ukraińca, czy określenie "bydło". którym nazywano ukraiński lud tkwią w pamięci każdej wołyńskiej, czy galicyjskiej rodziny. Wie pan, jakie jest moje pierwsze wspomnienie związane z ojcem? To widzenie w Berezie Kartuskiej, polskim obozie koncentracyjnym dla Ukraińców. Miałem cztery lata, ale pamiętam. Nie wspomina się też w waszej uchwale o planowym mordowaniu Ukraińców na Chełmszczyźnie, Podlasiu i Zasaniu, które Armia Krajowa rozpoczęła jeszcze w 1941roku. Przez niemal całą okupację w stosunku do ukraińskiej ludności polskie podziemie szło ręka w rękę z sowiecką partyzantką, wszystko, byle tylko przywrócić okupacyjne granice sprzed 1939 roku i oczyścić z Ukraińców ziemie, aż po Zbrucz. A wasza akcje "Burza". O niej też cisza, a była to ostatnia desperacka próba współpracy z Sowietami, znów w imię utrzymania polskich imperialnych zdobyczy na etnicznych ziemiach Ukraińców. ..Określenie "ludobójstwo" to oczywiste zakłamanie historii. Wam zależy jednak jeszcze na powiązaniu, choćby na siłę, ofiar partyzanckiej wojny domowej z Banderą, OUN, ruchem ukraińskich nacjonalistów i obciążeniu ich całą odpowiedzialnością... ...Doszło do partyzanckiej wojny i masowego antypolskiego wystąpienia ukraińskiego ludu, z jednej strony umęczonego kolonialnym uciskiem Polaków, a z drugiej - podejmującego  samorzutnie akcje samoobrony przeciw groźbie i aż nadto czytelnym, brutalnym próbom przywrócenia statusu quo ante bellum... ...I podczas tej samoobrony wybito 80 tysięcy ludzi? To kolejne kłamstwo. Przypominam, że polska uchwała sejmowa mówi o 100 tysiącach! Ćwierć wieku temu naliczono 20 tys. ofiar, potem 40, jeszcze później 60, 80, a tera 100 tys. Polacy na siłę wrzucają wszystkich, którzy zginęli podczas wojny i okupacji  na Wołyniu i Galicji do jednego worka z podpisem "rzeź wołyńska". Wszystko jedno, czy zginęli z reki Niemców, Sowietów, zwykłych band, albo nawet wyjechali na roboty do Niemiec. Niedługo naliczycie tych ofiar więcej, niż było przed wojna wszystkich Polaków na zachodniej Ukrainie. To perfidna, przemyślana  i prowadzona konsekwentnie od wielu lat polska operacja propagandowa. Obciążając odpowiedzialnością ukraiński ruch niepodległościowy, chcecie zohydzić i uczynić zbrodniarzami naszych bohaterów, ludzi, którzy położyli fundamenty pod ukraińską tożsamość i państwowość, odzyskali dla Ukraińców godność. To postkolonialna manipulacja. Pomysł zmierzający do dekapitacji narodu ukraińskiego. Pozbawienie go przywództwa i wartości, tak by znów stał się bezwolną, niewolniczą masą, której będzie można narzucić obce wartości i przywództwo. W tym sensie postępujecie wobec Ukrainy  dokładnie tak  jak Moskwa. Prezentujecie podobne moskiewskiemu postkolonialne  i postimperialne  myślenie, co pokazał otwarcie wasz Sejm 22 lipca. Sądzi pan, że nie wiem co Polacy kryją w głębi serca? Sentymenty o Polsce od morza do morza! Ot co! Wilno nasze i Lwów nasz.. ...Jeszcze nie wszystkie ziemie ukraińskie etniczne ziemie wróciły do macierzy...rosyjski Kubań i ziemie nad Donem, na zachodzie zaś Podlasie, Chełmszczyzna, Zasanie i Łemkowszczyzna. Już sam termin "ziemie etniczne" jest niedopuszczalny. Bo co? Niewygodny dla krajów postkolonialnych, które odbierały ziemie innym narodom? A Polacy w jakich kategoriach myślą? Proszę się rozejrzeć po Lwowie latem, wszędzie wycieczki waszych kresowiaków. Bardzo proszę, niech przyjeżdżają, ale jak się ich posłucha otwierają się oczy: to polski uniwersytet, to cmentarz polskich bohaterów, tu polskie to, tam polskie tamto. Przez lata nie mogliście o tym głośno mówić, czekaliście na moment słabości Ukrainy. Teraz, kiedy my toczymy wojnę z Moskwą, wy jak zwykle wbijacie nam nóż w plecy. Towarzysze mojego ojca z UPA często opowiadali mi, że gdy oni walczyli z Sowietami albo Niemcami, to AK tylko czekała na okazję, żeby zadać im cios od tyłu Pan wybaczy, skala ukraińskiej kolaboracji z hitlerowcami nie miała precedensu na  terenach byłej II RP. Ukraińska policja pomocnicza. Policja była wszędzie. Na okupowanej brytyjskiej wyspie Jersey służyli lojalni wobec Niemców angielscy boje, nawet czapek nie zmieniając. Oni nie pilnowali gett żydowskich, ani obozów jenieckich... ...A polska policja granatowa, a policja żydowska to gett nie pilnowała? Dla mnie kolaboracja z Niemcami znaczy tyle samo co kolaboracja z Sowietami, a tu Polacy byli liderami. Zaczęliście juz w 1939 roku, kiedy nie zdecydowaliście się walczyć ze Stalinem tak jak z Hitlerem i mimo, że zapłaciliście za to krwawą cenę w Katyniu, ta współpraca była kontynuowana przez całą wojnę. Kiedy zaś była skierowana przeciw Ukraińcom, była nadzwyczaj harmonijna i skuteczna, a jej ukoronowaniem była akcja "Wisła". Widać to nawet dziś, bo o Katyniu grzecznie milczycie, a za Wołyń domagacie się od Ukraińców nieustających aktów pokajania. Gdy do Lwowa, albo do Równego przyjeżdżają na przepustki chłopcy z frontu z Donbasu, to co oni czują, kiedy dowiadują się, że ktoś, kto wydawał się sojusznikiem, mówi o ich bohaterach i ideałach, tym samym głosem co rebelianci? Otóż czują, że znów dostali nóż w plecy. Wie pan, że w Ługańsku rebelianci urządzili oficjalną uroczystość upamiętniającą "ofiary rzezi wołyńskiej"?... ...Dobrze by było żeby Polacy przestali Ukraińcom pisać historię i pozwolili nam samym ją napisać... ...To nie Ukraińcy zaczęli tę wojnę na uchwały. Projekt naszej, może być dla Polaków bolesny, ale czas najwyższy by spojrzeli prawdzie w oczy.   PS. Tekst jest relacją z trzech rozmów z Jurijem Szuchewyczem z lipca i sierpnia 2016 roku. Bezpośredniej we Lwowie i dwóch późniejszych telefonicznych.   Na tej samej kolumnie "Gazety Wyborczej", co cytowany wywiad Igora T. Miecika z Jurijem Szuchewyczem, znajduje się tekst autorstwa Adam Michnika "Klątwa Wołynia. Powrót upiorów przeszłości", będący swoistym komentarzem pomieszczonego wywiadu:   ...Niech świadczy o tym rozmowa Igora Miecika  z Jurijem Szuchewyczem - powróciły straszne upiory przeszłości, które mogą zrujnować przyszłość obu narodów. Szuchewycz - męczennik...wypowiada opinie  niesprawiedliwe i jednostronne...Ale ten głos  - dość typowy dla ukraińskiego tradycjonalizmu - jest reakcją na uchwałę polskiego Sejmu, w której antypolską krwawą akcję ukraińskiego podziemia na Wołyniu określono mianem ludobójstwa. Uczyniono to chwilę po tym gdy Petro Poroszenko, prezydent Ukrainy złożył kwiaty i ukląkł przed warszawskim pomnikiem ofiar wołyńskiej masakry...Nie wnikając w spór, czy było to ludobójstwo, czy wyjątkowo krwawa czystka etniczna, przyjęcie uchwały, to ze strony polskich parlamentarzystów demonstracja głupoty, szowinizmu i podłości. Było to splunięcie w twarz ukraińskiej demokracji, ukraińskim propolskim - patriotom. W tej uchwale nie szło o prawdę historyczną, bo tej nie orzeka po 70 latach żaden parlament. Tu szło o pseudo - patriotyczny wyścig elit politycznych, kto zostanie oskarżony o "patriotyczną niedoskonałość", a kto takiego oskarżenia uniknie. Stanowisko parlamentarzystów obozu Jarosława Kaczyńskiego i Pawła Kukiza nie powinno zaskakiwać - damy i dźentelmani z tych ugrupowań niejednokrotnie już demonstrowali niechęć i nieudolność w rozumieniu cudzego doświadczenia i bólu, a także bezwzględność i cynizm w niszczeniu najwybitniejszych polskich autorytetów. ...Zastanawia natomiast tchórzliwy oportunizm polityków PO i Nowoczesnej, którzy deklarują się jako obrońcy demokracji i zwolennicy polityki proeuropejskiej. Ich podniesione ręce za tą idiotyczną deklaracją ze słowem "ludobójstwo" zostaną zapamiętane na Ukrainie, a mam nadzieję, że nie tylko tam. Reakcje ukraińskie są często histeryczne, nieraz bezsensowne, ale takie same byłyby z pewnością polskie reakcje, gdyby haniebne zdarzenia w Jedwabnem, czy podczas pogromu kieleckiego określano mianem ludobójstwa. Nie bronię słów Szuchewycza...ale staram się rozumieć ich kontekst, to jest głos ukraińskiego patrioty, który poczuł się zraniony w swoich najświętszych uczuciach...   A oto postać Romana Szuchewycza - bohatera narodowego Ukrainy, ojca "męczennika" - ukraińskiego patrioty, Jurija Szuchewycza - w dedykacji  Adamowi Michnikowi i autorowi wywiadu Igorowi T. Mięcikowi, przypominająca żydowskiej "Gazecie Wyborczej", jak mundurowi Ukraińcy z  niemiecko - ukraińskiego batalionu "Nachtigall" i mordercy z OUN - UPA bestialsko mordowali Żydów, braci w wierze red. Adama Michnika, wykonując genocidum atrox (ludobójstwo okrutne). Według opinii badaczy Holokaustu żołnierze batalionu "Nachtigall" wzięli udział w pogromie Żydów we Lwowie, nie jako zorganizowany oddział, ale pojedynczo. Opisując działania 201 Batalionu Schutzmannschaft należy stwierdzić, że polegały one na walce z partyzantami i mordowaniu Żydów. Wobec takich historycznych stwierdzeń, należy uznać, iż Ukraińcy byli współuczestnikami Zagłady, Shoah, Holokaustu. Nie wnikając w spór, czy było to ludobójstwo, czy wyjątkowo krwawa czystka etniczna, przyjęcie uchwały, to ze strony polskich parlamentarzystów demonstracja głupoty, szowinizmu i podłości. Było to splunięcie w twarz ukraińskiej demokracji, ukraińskim propolskim - patriotom. W  tej uchwale nie szło o prawdę historyczną, bo tej nie orzeka po 70 latach żaden parlament" - pisze powyżej Adam Michnik, tym samym negujący ludobójstwo Holokaustu. Co na takie stanowisko Żyda Adama Michnika zareagowała Żydowska Gmina Wyznaniowa i Żydowski Instytut Historyczny?    ROMAN SZUCHEWYCZ (TARAS CZUPRYNKA)   Roman Szuchewycz, ukr. Роман Шухевич, ps. „Taras Czuprynka”, „Tut”, „Dzwin”, „R. Łozowśkyj” (ur. 30 czerwca 1907 roku w Krakowcu, zm. 5 marca 1950 roku w Biłohorszczu) – ukraiński działacz nacjonalistyczny, działacz Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, przewodniczący referatu bojowego Krajowej Egzekutywy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, przewodniczący Krajowej Egzekutywy OUN - B na Generalne Gubernatorstwo, kapitan 201 batalionu Schutzmannschaft, generał i naczelny dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii, przewodniczący Sekretariatu Generalnego Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej. Jako główny dowódca UPA ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za zaakceptowanie Rzezi Wołyńskiej, jako taktyki UPA przeciwko Polakom i przeprowadzenie ludobójczej masakry w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej, których ofiarą padło około 100 tys. osób, z czego na Wołyniu zginęło 40 - 60 tys. Polaków, w Małopolsce Wschodniej od 20 - 25 do 40 tysięcy, zaś na ziemiach współczesnej Polski od 6 do 8 tysięcy Polaków. 12 października 2007 roku Szuchewycz został pośmiertnie nagrodzony tytułem Bohatera Ukrainy przez prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę.. Działalność polityczną rozpoczął Szuchewycz już w czasie nauki w gimnazjum, gdzie poznał Jewhena Konowalca (twórcę Ukraińskiej Organizacji Wojskowej) i włączył się w działalność ukraińskich nacjonalistów (w roku 1923 roku wstąpił do UWO). W roku 1929 wraz z całą organizacją wszedł w szeregi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), gdzie zajmował stanowisko w referacie wojskowym. W 1926 roku wraz z Bohdanem Pidhajnym uczestniczył w zamachu na kuratora Stanisława Sobińskiego, którego zamordował nożem, ciosem w plecy na ul. Zielonej we Lwowie.  Brał udział w  zamachu na posła Tadeusza Hołówkę. Organizował zamachy na Pocztę Polską w Gródku Jagiellońskim . Po zbrodniczym zamachu na ministra Bronisława Pierackiego, został aresztowany 18 czerwca 1934 roku i 7 lipca osadzony na pół roku w obozie dla więźniów politycznych w Berezie Kartuskiej. Świadek w procesie o zabójstwo Pierackiego, sądzony następnie w lwowskim procesie działaczy OUN  za działalność antypaństwową (przynależność do krajowej egzekutywy OUN). Skazany 26 czerwca 1936 roku na trzy lata więzienia .Więzienie opuścił w styczniu 1937 roku. W grudniu 1938 roku po nielegalnym przekroczeniu granicy polsko-czechosłowackiej udał się na Ruś Zakarpacką, gdzie organizował zbrodnicze ukraińskie oddziały wojskowe tzw. Siczy Karpackiej. Po agresji III Rzeszy i ZSRS na Polskę i rozpoczęciu okupacji niemieckiej w Polsce jesienią 1939 roku przybył do Krakowa, gdzie działał w tolerowanych przez Niemców strukturach bandyckiej, zbrodniczej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Na Krajowej Konferencji OUN 10 lutego 1940 roku został wybrany w skład Rewolucyjnego Prowodu i mianowany Prowidnykiem OUN - B na teren Generalnego Gubernatorstwa. W roku 1941 został zastępcą dowódcy zbrodniczego niemiecko - ukraińskiego batalionu "Nachtigall". Batalion  Nachtigall stanowił część Drużyn Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), utworzonych przez Abwehrę z ukraińskich nacjonalistów do zadań sabotażu i dywersji przeciwko obywatelom polskim Polakom i Żydom. Batalion organizowano w Neuhammer k. Wrocławia jako część pułku Brandenburg. Szkolenie nadzorował Theodor Oberländer, profesor politologii w randze porucznika Abwehry. Batalion "Nachigall" urządzał pogromy Żydów i Polaków i "wsławił się" mordem 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni z 5-ciokrotnym premierem II RP Kazimierzem Bartlem. W przededniu ataku Niemców na ZSRS, batalion "Nachtigall" przerzucono do Rzeszowa, stamtąd pieszo dotarł w okolice Radymna. 27 czerwca 1941 roku Niemcy przerzucili go w rejon Lwowa. 30 czerwca o godzinie 4.30 nad ranem jako pierwsza zwarta jednostka batalion "Nachtigall" wkroczył do Lwowa, zajmując bez oporu sowieckiego ratusz, Archikatedrę Świętego Jura i lwowskie więzienia. O 6.30 delegacja żołnierzy batalionu "Nachtigall" została przyjęta przez metropolitę lwowskiego Andreja Szeptyckiego, kandydata Watykanu na błogosławionego. Przed wycofaniem się ze Lwowa, NKWD wymordowało prawie wszystkich więźniów politycznych (Polaków , Żydów i Ukraińców) z więzień lwowskich (więzienie śledcze NKWD – Zamarstynów, Brygidki, więzienie przy ulicy Łąckiego)- co najmniej 7000 osób (dokładna liczba nie jest znana, niektóre ofiary zostały spalone żywcem). NKWD dokonało podobnych zbrodni wojennych we wszystkich więzieniach, których nie mogło ewakuować (Drohobycz, Czortków itd). Wkrótce po wejściu Wehrmachtu do Lwowa, w różnych częściach miasta rozpoczęły się pogromy Żydów z udziałem batalionu "Nachtigall". Pretekstem do ich rozpoczęcia była masakra więźniów politycznych dokonana przez NKWD. Oskarżono o nią Żydów. Natychmiast po wejściu Niemców milicja ukraińska i grupy z marginesu społecznego miasta rozpoczęły jego plądrowanie w poszukiwaniu Żydów.  Żydzi doprowadzani byli do punktów zbiorczych, a stamtąd wysyłani do różnych upokarzających prac. Część z nich zapędzona została do lwowskich więzień. Według relacji świadków, przytaczanych przez niemieckiego historyka dr Dietera Schenka, w więzieniu Brygidki i w innych więzieniach, NKWD i żołnierze batalionu  „Nachtigall” wzięli aktywny udział w pogromie: podjudzali do okrucieństwa, bili Żydów i strzelali do nich. W Brygidkach ukraińscy żołnierze nadzorujący wynoszenie i grzebanie ciał strzelali na dziedzińcu do pracujących Żydów. W więzieniach kresowych, NKWD, żołnierze batalionu „Nachtigall” mieli popędzać i bić wywożących ciała Żydów. Potem na rozkaz niemieckiego oficera żołnierze batalionu "Nachtigall" utworzyli szpaler i kłuli przebiegających Żydów bagnetami zabijając wielu z nich. Wieczorem Niemcy rozstrzelali w Brygidkach grupę wybitnych osobistości żydowskich. Wśród zabitych byli: Henryk Hescheles, do 1939 redaktor naczelny żydowskiego patriotycznego dziennika "Chwila" i Jecheskiel Lewin, rabin reformowanej synagogi Tempel i do 1939 redaktor tygodnika "Opinia". Według opinii badaczy Holokaustu żołnierze batalionu "Nachtigall" wzięli udział w pogromie Żydów we Lwowie, nie jako zorganizowany oddział, ale pojedynczo. Dieter Schenk stwierdza, iż żołnierze pochodzący ze Lwowa dostawali na dzień przepustki i nie ulega wątpliwości uczestnictwo żołnierzy „Nachtigall” w pogromie Żydów, w szczególności w więzieniu „Brygidki”, gdzie tworzyli szpaler i bili przebiegających środkiem Żydów kolbami karabinów i innymi przedmiotami. We Lwowie batalion pełnił zadania wartownicze – zajmował się zabezpieczeniem budynków publicznych, w tym m.in. budynku radiostacji lwowskiej, podczas ogłaszania aktu odnowienia Państwa Ukraińskiego. Po ogłoszeniu w dniu 30 czerwca 1941 roku deklaracji niepodległości Ukrainy i powołaniu rządu Jarosława Stećki,  Roman Szuchewycz ("Taras Czuprynka") został mianowany wiceministrem spraw wojskowych. 7 lipca 1941 roku batalion "Nachtigall" został wraz z 1 dywizją strzelców górskich Wehrmachtu skierowany w kierunku Kijowa przez Złoczów, Tarnopol, Satanów,  Płoskirów i Winnicę. Pod Winnicą żołnierze oddziału zwiadu batalionu rozstrzelali w co najmniej dwóch wsiach nieznaną ilość Żydów. Po rozwiązaniu w październiku 1941 roku przez Niemców batalionu "Nachtigall", 1 grudnia 1941 roku Roman Szuchewycz wraz z innymi żołnierzami batalionu "Nachtigall" podpisał roczny kontrakt na służbę w 201 batalionie policyjnym batalionie "Schutzmannschaft", w który przekształcono bataliony "Nachtigall" i "Roland"– w stopniu kapitana (niem. Hauptmann) i został dowódcą kompanii. 16 marca 1942 roku batalion "Schutzmannschaft" w sile 650 policjantów, otrzymał rozkaz wymarszu na wschód , został skierowany na tereny obecnej Białorusi, gdzie zluzował łotewski batalion policyjny. Za zadanie miał ochronę obiektów (mostów, sztabów itp.) , jako jednostka policyjno - pacyfikacyjna. Batalion wchodził w skład 62 pułku 201 Dywizji Ochronnej, która od lipca 1942 roku była podporządkowana SS - Obergruppenführerowi Erichowi von dem Bach - Zelewskiemu, dowódcy SS i Policji w strefie Grupy Armii Środek. Ofiarami batalionu padała również ludność cywilna oraz pacyfikacja  białoruskich wsi. Rzekome anty-partyzanckie działania, de facto były kampanią zagłady, gdzie w raportach pod rubryką bandytów wpisywani byli rozstrzelani Żydzi. Batalion 201"Schutzmannschaft",  wziął udział w represyjno-pacyfikacyjnych akcjach na Wołyniu i na Białorusi w których popełnił zbrodnie na żydowskiej, białoruskiej i ukraińskiej ludności cywilnej. W pacyfikację ukraińskiej wsi Kortelisy (22 września 1942 roku)  żołnierze Batalionu 201"Schutzmannschaft spalili tam żywcem 2875 osób. Za sprawców zbrodni w Kortelisach historiografia przyjmuje powszechnie zapasową kompanię policyjną Nürnberg z III batalionu 15 Pułku Policyjnego. Ofiarą tej samej akcji pacyfikacyjnej padły również sąsiednie wsie Borki, Zabłocie i Borysówka. Roman Szuchewyc ("Taras Czuprynka") za służbę dla Niemiec otrzymał dwukrotnie Krzyż Żelazny. Opisując działania 201 Batalionu Schutzmannschaft należy stwierdzić, że polegały one na walce z partyzantami i mordowaniu Żydów. Po przejściu do konspiracji Roman Szuchewycz organizował Ukraińską Powstańczą Armię (UPA). 13 maja 1943 roku na konferencji Centralnego Prowodu  OUN - B pozbawiono funkcji p.o. prowidnyka Mykołę Łebedia, jego miejsce zajęli kolegialnie jako Biuro Prowodu: Zinowij Matła, Dmytro Majiwśkyj i Roman Szuchewycz – ten jako „główny prowidnyk”.  Na III Nadzwyczajnym Zjeździe OUN-B (21-25 sierpnia 1943 roku) Roman Szuchewycz powołany został na komendanta głównego UPA w randze generała. W 1944 roku doprowadził do zjednoczenia ukraińskich organizacji politycznych w UHWR (Ukraińska Główna Rada Wyzwoleńcza), obejmując jednocześnie funkcję sekretarza generalnego UHWR i formalnie podporządkował jej UPA. Faktycznie skoncentrował w ten sposób w swych rękach władzę wojskową i polityczną ukraińskiego podziemia. Po uwolnieniu Stepana Bandery z obozu koncentracyjnego Sachsenhausen w końcu 1944, Szuchewycz uznał władzę Bandery jako głównego prowidnyka OUN - B, zachowując przywództwo w kraju. Formalnie ustaliła to konferencja OUN - B w lutym 1945 roku, która określiła nowy skład Biura Prowodu. Na jego czele stanął Stepan Bandera, jego zastępcami byli Jarosław Stećko i Roman Szuchewycz. Ukraińska Główna Rada Wyzwoleńcza (UHWR) nadała Szuchewyczowi  w 1946 roku stopień generała.   ZAGŁADA POLSKICH KRESÓW MORD W BEREZOWICY MAŁEJ   W nocy z 22 na 23 lutego 1944 roku ukraińscy nacjonaliści zamordowali ponad stu mieszkańców Berezowicy Małej w powiecie tarnopolskim. Ponad 20 polskich zagród puścili z dymem. Nazajutrz, w środę popielcową, pozostali przy życiu Polacy pochowali w pośpiechu zabitych i uciekli z rodzinnych stron. Podzielili los milionów rodaków na polskich Kresach.   ZAPISYWANIE BIAŁYCH PLAM   Mord w Berezowicy Małej był jedną z typowych rzezi dokonanych w latach 1943-45 przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej zamieszkującej Kresy. W napadach na poszczególne wioski liczba ofiar najczęściej szła w setki, czasami "tylko" w dziesiątki, a już pojedynczych i najczęściej zapomnianych polskich mogił na tych ziemiach nikt nie zliczy. Ostrożne szacunki wskazują, że na Wołyniu i Podolu Ukraińcy wymordowali grubo ponad 100 tys. Polaków. W samej Berezowicy Małej jednej nocy z rąk bandytów Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) padło 131 osób, z których 30 spalono żywcem. O Polsce za Bugiem i o martyrologii ludności kresowej w okresie PRL-u nie wolno było głośno mówić. Po 1989 roku jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać stowarzyszenia kresowiaków, a w ślad za nimi ukazywać się monografie dokumentujące życie na Kresach i ukraińskie zbrodnie ludobójstwa okrutnego(genocidum atrox). Za sprawą świadków, którzy najczęściej własnym sumptem wydają swoje wspomnienia, Kresy powoli przestają być białą plamą na mapie naszej narodowej martyrologii. W tej niejako "czarnej serii" dokumentującej zagładę polskich Kresów w latach czterdziestych ubiegłego stulecia ukazało się już wiele pozycji, m.in. książka Władysława Kubowa pt. "Polacy i Ukraińcy w Berezowicy Małej koło Zbaraża", Jana Białowąsa "Wspomnienia z Ihrowicy", Władysława Bąkowskiego "Zagłada Huty Pieniackiej" czy "Podolskie korzenie" Jana Kanasa, opisujące życie i tragiczny koniec społeczności polskiej we wsi Łozowa.   ZMĘCZENI I OSACZENI   Zima na Kresach w pierwszych miesiącach 1944 roku była wyjątkowo sroga - śnieżna i mroźna. Dla miejscowej ludności był to okres wytężonej pracy. Cofający się przed Armią Czerwoną Niemcy organizowali na Podolu linię obrony. Do kopania okopów i zwożenia drzew na umocnienia zmuszali miejscową ludność. Mieszkańcy położonej w pobliżu historycznego Zbaraża Berezowicy Małej pracowali przy niemieckich umocnieniach codziennie, nawet w niedziele. Władysław Kubów, jeden z niewielu żyjących do dziś berezowiczan, pamięta pilnującego ich Niemca krzyczącego: "weiter weiter, schneller", i uderzającego szpicrutą po cholewie buta. - Pomyślałem wtedy sobie, żeby tak kiedyś nasze role zamieniły się - wspomina pan Władysław. - I tak się stało, bo mniej więcej po roku to ja pilnowałem Niemców przy kopaniu okopów w Lanzbergu, dzisiejszym Gorzowie. W Berezowicy po całodziennej pracy przy zwożeniu drzewa i rozbijaniu zamarzniętej ziemi ludzie myśleli tylko o odpoczynku. Tak przeszedł we wsi karnawał i nawet w zapusty nikt nie miał ochoty na zabawę. Tymczasem w nieodległym sąsiedztwie wsi zaczęły gromadzić się znaczne siły przybywających z Wołynia banderowców. Polaków ostrzegali przed nimi znajomi Ukraińcy, a także wysyłani na przeszpiegi wywiadowcy. W obawie przed UPA we wsi zorganizowano nocne posterunki i patrole. Jednak tej akurat nocy berezowiczanie - po części ze zmęczenia, a po części licząc na bliskość niemieckiego wojska - zlekceważyli ten obowiązek.   POLSKI ORZEŁ   Nocą, gdy zmęczeni mieszkańcy Berezowicy Małej pogrążyli się już we śnie, od północy furmankami i saniami nadciągnęli banderowcy. Było ich kilkuset. Wprawieni w rzeziach na Wołyniu podchodzili w ciszy, starając się wykorzystać element zaskoczenia. Napad zaczęli od wymordowania mieszkańców przysiółka położonego kilometr od wsi. Zabijano bez jednego wystrzału. Piotra Szewczuka przerąbano siekierami na trzy części. Wdowę Katarzynę Tomków i jej siedmioro dzieci zakłuto bagnetami. Janowi Nowakowskiemu cięciem siekiery w usta przerąbano głowę. Zginął też najbliższy sąsiad Nowakowskiego - Józef "Słunka", a także jego matka i siostra. Śmierć poniosła także nieomal cała rodzina Kurylczuków, która tego akurat dnia zebrała się w komplecie, by pochować zmarłą w połogu żonę Władysława Kurylczuka. Jego trzyletniego synka Ukraińcy nabili na bagnet i wijącego się z bólu unieśli do góry, a gdy dziecko machało rękoma, śmiali się, że to polski orzeł. Rzeź w przysiółku przeżyła tylko szwagierka Kurylczuka, którą siedem razy pchnięto bagnetem, a także przeoczona przez rezunów córeczka Nowakowskich. Oprawcom zdołał wyrwać się również Władysław Kurylczuk. W koszuli i kalesonach, po pas w śniegu dobiegł do wsi, wszczynając alarm.   RIŻUT, RIŻUT   - Riżut, riżut - krzyczał co sił, przebiegając przez całą wieś Kurylczuk, ratując w ten sposób życie wielu mieszkańców Berezowicy. Jednak zanim zaspani ludzie zdążyli przygotować jakąkolwiek obronę, do wsi wtargnęli Ukraińcy. Rodzina Jaworskich z bronią w ręku podjęła walkę z bandytami i dzięki temu przeżyła. Przeważnie jednak ludzie szukali ocalenia w ucieczce. Biegli do lasu, chowali się po sadach lub w obejściach ukraińskich sąsiadów. Wiele osób w popłochu schroniło się w nielicznych we wsi murowanych oborach. Części udało się ukryć w kamiennych schronach pobudowanych wcześniej na wieść o rzeziach wołyńskich. Niebronione domostwa były bez trudu zdobywane przez banderowców. W umocnionym niczym twierdza spichlerzu Antoniego Kwaśnickiego Ukraińcy rozbili podwójne i zaryglowane od wewnątrz drzwi. Sześcioosobową rodzinę po zamordowaniu obłożyli słomą i podpalili. Podobny los spotkał 30 osób, które schroniły się w murowanej oborze Mikołaja Sesiuka. Ukraińcy najpierw wyprowadzili z niej inwentarz, a potem rozstrzelali z karabinu maszynowego posadzonych pod ścianą ludzi. Choć oborę podpalono, kilku osobom udało się przeżyć. Postrzelony Michał Budnik uciekł przez strych, zostawiając zabitą żonę i czworo dzieci. Ocalał też Hryńko Pańczyszyn. Ukraińcy zastrzelili mu żonę i córeczkę, a jemu samemu darowali życie, gdy odmówił po ukraińsku pacierz. Mimo postrzału w pierś przeżyła też Maria Dżygała. Oprzytomniała w płonącej oborze i przedarła się z niemowlęciem przez ścianę ognia. Więcej szczęścia mieli ludzie, którzy ukryli się w murowanej oborze Jana Krąpca, ojca o. prof. Mieczysława Alberta Krąpca, słynnego filozofa, wieloletniego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Obora Krąpców nie została całkiem spalona, gdyż leżała zbyt blisko budynków ukraińskich sąsiadów. Zresztą sąsiad ten uratował życie Polakom, gdyż oszukał banderowców, mówiąc, że obora Krąpca była już przeszukiwana. Z ukrywających się w niej ludzi zginęła "tylko" Paulina Ciurys, która nie wytrzymała nerwowo i wyszła na podwórze. Banderowcy zastrzelili ją, a następnie przerżnęli na pół piłą. Ucieczką do lasu salwował się miejscowy ksiądz Jan Mądrzak. Razem z rodziną Ziółkowskich, u których mieszkał, uciekł do pobliskiego zagajnika. Brnąc po pas w śniegu, wydostali się też z wioski bracia Władek i Bronek Kubowowie. Strzelali do nich nie tylko Ukraińcy, lecz także stacjonujący w rejonie Turowej Góry Niemcy, na których obecność tak liczyli Polacy. Braciom udało się dotrzeć do znajomych we wsi Dobrowody.   WSPÓLNA MOGIŁA   Bracia Kubowowie wrócili do Berezowicy nazajutrz rano. Przywitał ich swąd spalonych ciał i tlące się pogorzeliska. Obok domu dostrzegli ojca pochylonego nad zwęglonymi zwłokami leżącymi w śniegu. Okazało się, że szukał synów... - Gdy szliśmy przez wieś, wszędzie widzieliśmy trupy i zgliszcza - wspomina po latach Władysław Kubów. - Przed swoim domem leżał zakłuty Jan Szymków, ojciec naszego kolegi Tadzika. Niektóre zwłoki były tak spalone, że nie sposób było ich zidentyfikować. Władek Kubów zajrzał też do domu swojego kolegi Franka Sowińskiego. Zdrętwiał na widok leżących obok siebie zastrzelonych rodziców Franka i jego samego, w dramatycznej pozie przewieszonego przez okno. - Widać kule skosiły go przy próbie ucieczki - wnioskował Kubów. Tej nocy zginęło w Berezowicy Małej 131 polskich mieszkańców. Zamordowanych grzebano w niezwykłym pośpiechu. Pozostali przy życiu musieli zdążyć z pochówkiem za dnia, by nie nocować we wsi-cmentarzysku. I nie tyle chodziło o lęk przed złymi duchami, co przed powrotem nacjonalistów ukraińskich, którzy w bestialski sposób mordowali dosłownie każdego napotkanego Polaka. - Popalone trupy pozbierano w prześcieradła, włożono do paczek i tak pochowano - wspomina Maria Kozibroda, której udało się uciec w czasie masakry do lasu. - Ksiądz Jan Mędrzak powiedział, żeby wszystkich pochować w jednym grobie - to będzie pamiątka tych wydarzeń. - Zbiłem dużą skrzynię i włożyłem do niej żonę i czworo dzieci - wspomina ranny i poparzony owej nocy Michał Budnik. - Nie zostali jednak pochowani. Zawieźliśmy skrzynię ze zwłokami na cmentarz i tak ją zostawiliśmy. Zbliżał się wieczór i trzeba było uciekać...   EXODUS  Większość berezowiczan schroniła się w Tarnopolu. Wielu miało tam rodziny i znajomych. Wkrótce zaczęło się oblężenie i zdobywanie miasta przez Sowietów. - Sowieccy żołnierze padali jak muchy, a Niemcy zmuszali Polaków do grzebania ich - opowiada Władysław Kubów. - Miasto było bombardowane z samolotów, ostrzeliwane przez artylerię i czołgi. Bomba zniszczyła cały nasz dobytek: konie, krowę, sanie, worki ze zbożem i mąką, a także rower - dodaje. Walka o Tarnopol trwała pięć tygodni. Poszczególne dzielnice przechodziły z rąk do rąk. - Do naszej piwnicy wpadali raz zdyszani Niemcy, a za chwilę Rosjanie - opowiada Kubów. - Przepędzali nas z dzielnicy do dzielnicy. Głód nieraz zaglądał nam w oczy. Po zajęciu Podola przez Armię Czerwoną niedobitki berezowiczan wróciły w rodzinne strony. Ukraińskie bandy jakby przycichły, ograniczając się do sporadycznych napadów. Burza rozpętała się pod koniec 1944 roku. W listopadzie dokonano napadu na pobliską polską wieś Gontowa, dokonując masowej rzezi jej mieszkańców. Wśród Polaków narastała groza i strach. Berezowiczanie bali się nocować w domach. Coraz zimniejsze noce spędzali w lasach lub u zaufanych ukraińskich sąsiadów. W listopadzie w biały dzień dokonano mordu, który wstrząsnął polską społecznością Berezowicy Małej. - Stałam przy oknie, patrząc na ulicę - wspomina Maria Kozibroda. - Kogoś prowadzą, a on tak głośno prosi ich i błaga o życie. To był Franek Kubów. Powiesili go na krzaku bzu. Dnia 14 grudnia ukraińscy bandyci w niezwykle okrutny sposób zamordowali sołtysa Pawła Wiśniowskiego i Piotra Kubowa. To był przełomowy moment. - Ludzie powiedzieli, że jak zabili Piotra i Pawła, to trzeba uciekać - wspomina Maria Kozibroda. - Uciekliśmy do Tarnopola, gdzie czekała już polska delegacja, która wyrobiła nam karty ewakuacyjne...   NIEPOTĘPIONY TERROR   - Moi przodkowie żyli na tych ziemiach przynajmniej od 1608 roku - mówi o. prof. Mieczysław A. Krąpiec. - Do tej pory są zachowane księgi parafialne, gdzie to można prześledzić. Najbliższa polska parafia była wtedy w Podkamieniu oddalonym o 28 km od Milna, skąd pochodziła moja rodzina. Tak zresztą jak i pozostała ludność polska zamieszkująca te ziemie nie byliśmy jakimiś emigrantami.    NA KRESACH BYLIŚMY U SIEBIE   Zdaniem o. prof. Krąpca, na Kresach doszło do celowej, zorganizowanej eksterminacji Narodu Polskiego na ogromną skalę. Świat wiedział o tym ludobójstwie, lecz milczał. Dokonując bezkarnych okrutnych zbrodni, nacjonaliści ukraińscy dowiedli, że jest to skuteczny sposób osiągania celów politycznych. Tym samym przetarli drogę współczesnym formom terroryzmu. Ukraińska Powstańcza Armia była typową organizacją terrorystyczną w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia. Świadczą o tym choćby makabryczne rzezie bezbronnej ludności polskiej na Kresach. Nie lepiej postępowała również ze swoimi rodakami. Niestety, dziś trwa proces oczyszczania UPA ze zbrodniczej przeszłości. Usiłuje się na trwałe przypisać tej organizacji miano "partyzantki" czy formacji narodowowyzwoleńczej. Zdaniem licznych historyków, a także kresowian, stanowi to nadużycie i zakłamywanie prawdy historycznej. Jest to niedopuszczalne zarówno przez wzgląd na ofiary banderowskich zbrodni, jak i na pamięć prawdziwych bohaterów walczących w partyzantce narodowowyzwoleńczej, którzy przecież z mordowania starców, kobiet i dzieci nie czynili metody walki. - Widzę głęboki sens w powracaniu do tych spraw - uważa o. prof. Mieczysław Krąpiec. - Trzeba ujawniać i piętnować zbrodnie UPA, aby już się nie powtórzyły. Ukraina powinna sama zdobyć się na potępienie bandytów spod znaku OUN - UPA, a nie stawiać im pomniki i poświęcać ulice - dodaje ojciec profesor.   Źródła:  "Gazeta Wyborcza"(27 - 28 sierpnia 2016 r.)  http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/krwawe_zapusty.html      
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

ADOLF HITLER W MUZEUM HISTORII ŻYDÓW POLSKICH POLIN - ADAM MICHNIK Z ADOLFEM HITLEREM W TLE

$
0
0
Ilustracja: 
ADOLF HITLER W MUZEUM HISTORII ŻYDÓW POLSKICH POLIN ADAM MICHNIK Z ADOLFEM HITLEREM W TLE MUZEUM HISTORII ŻYDÓW POLSKICH Z PAMIĘTNIKAMI MĘDRCÓW SYJONU DYREKTOR MUZEUM HISTORII  ŻYDOW POLSKICH DARIUSZ STOLA MĘŻEM OPATRZNOŚCOWYM HITLERA I MICHNIKA   Porównanie do Hitlera, straszenie sądem, wyszydzanie i zwykłe kłamstwa. Tak żydowskie instytucje naukowe, fundowane z kieszeni polskiego podatnika, walczą z polskimi historykami. Zarówno szef Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Dariusz Stola, jak i szef Żydowskiego Instytutu Historycznego, Paweł Śpiewak, powinni jak najszybciej zwolnić swoje posady. W ostatnich tygodniach dowiedli, że obce są im nie tylko naukowe standardy, ale -  w przypadku tego pierwszego - i zwykła kultura.   ADOLFEM HITLEREM W CHODAKIEWICZA  Marek Jan CHODAKIEWICZ – profesor historii z Institute of World Politics w Waszyngtonie. Doktoryzowany w Columbia University. Autor wielu książek historycznych, uhonorowany nagrodą im. Józefa Mackiewicza. Obecnie członek rady United States Holocaust Memorial.   Na początku maja 2016 roku w Muzeum Historii Żydów Polskich wystąpił Adam Michnik. Podczas swojej przemowy bezpardonowo zaatakował prof. Marka J. Chodakiewicza, który miał czelność interpretować historię inaczej, niż naczelny "Gazety Wyborczej". Padły następujące kalumnie:   Bożena Szaynok:   - Chciałam przypomnieć, że po każdej książce prof. Grossa ukazuje się zbiór tekstów, które zbierają całość dyskusji. I to jest coś bardzo ważnego, dlatego, że czytelnik ma możliwość zapoznania się z tym, jakie różne opinie w związku z kolejnymi publikacjami prof. Grossa zaistniały. I zarówno wydają je ci, którzy są mocno krytyczni wobec prof. Grossa, jak i prof. Chodakiewicz, jak również jest zbiór tych wypowiedzi, które są polemiką, czy akceptacją tego, co proponuje przy opisie przeszłości prof. Gross.   Adam Michnik: "(...)Ja jednak bym protestował przeciwko zestawieniu Grossa z Chodakiewiczem, no. Są publikacje...ja nie wiem...i Mickiewicza i Hitlera, no, ale jednym tchem, jakby były równoważne(...)".  Bożena Szaynok:   - Dobrze, to zrobię oddech i ...pokazuję, co się dzieje w historiografii. Nie można powiedzieć, że nie ma historiografii tego, co wydawane jest przez Frondę, czy tego co wydawane jest przez prof. Chodakiewicza, bo to są również książki, które istnieją i opisują tę tematykę. To też istnieje w przestrzeni publicznej. To znaczy nie można powiedzieć, że tego nie ma.   Adam Michnik:  Ale nikt nie twierdzi, że tego nie ma, tylko to są książki z innej półki. One powinny stać na jednej półce z Protokołami Mędrców Syjonu, a nie z książką Grossa.   GŁOS Z SALI  "Adam, no nie przesadzaj, no".  Michnik ma oczywiście prawo do swoich opinii, niezależnie od stopnia ich chamstwa, czy idiotyzmu. Jednak powyższe porównanie padło w instytucji utrzymywanej przez państwo polskie w obecności jej dyrektora. Powinien on zaprotestować i przeprosić pomówionego za chamskie zachowanie swojego prelegenta i po prostu  więcej go nie zapraszać. Oczywiście dyrektor Stola żadnej z tych rzeczy nie zrobił. W tej sytuacji zareagowali  wybitni polscy  historycy i publicyści, którzy wystosowali do niego list otwarty, nakłaniając go do wyrażenia ubolewania za zaistniałą sytuację:   DO DYREKTORA MUZEUM HISTORII ŻYDÓW POLSKICH, DARIUSZA STOLI   List otwarty historyków polskich w sprawie haniebnego incydentu, jaki miał miejsce na terenie Muzeum Historii Żydów Polskich.  "Szanowny Panie Dyrektorze,  W dniu 11 maja 2016 roku podczas dyskusji odbywającej się na terenie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN doszło do haniebnego incydentu . Jeden z jej z jej uczestników, Adam Michnik, posługując się mową nienawiści w sposób niegodny i zahaczający o paranoję obraził czołowego amerykańskiego historyka pochodzenia polskiego prof. Marka Jana Chodakiewicza, porównując go do Adolfa Hitlera. Z kolei o pracach prof.  Chodakiewicza  powiedział: One powinny stać na jednej półce z Protokołami Mędrców Syjonu. Wyrażamy głębokie oburzenie , że na terenie kierowanej przez Pana placówki, takie słowa padły wobec człowieka, który decyzją prezydenta Stanów Zjednoczonych George'a Busha został powołany do Amerykańskiej Rady Pamięci Holokaustu (US Holocaust Memorial Council), a od 2008 roku jest kierownikiem Katedry Studiów Polskich im. Tadeusza Kościuszki (The Kosciuszko Chair  of Polish Studies) na waszyngtońskiej uczelni TWP, jednej z nielicznych instytucji zachodnich prezentujących historię Polski w oparciu o najwyższe standardy naukowe. Przypominamy, iż POLIN utrzymywane jest przez polskiego podatnika i ma służyć prezentacji  żydowskiej kultury  i historii oraz szerzeniu tolerancji i otwartości, a nie podłości, nikczemności i nienawiści skierowanej w wybitnych przedstawicieli polskiego życia naukowego. Wzywamy Pana Dyrektora do oficjalnego przeproszenia prof. Chodakiewicza i poinformowania opinii publicznej o działaniach podjętych w celu niedopuszczenia do powtórzenia się w przyszłości takich haniebnych incydentów, które nie tylko rzutują na dobre imię kierowanej przez Pan instytucji, ale potwierdzają zarzuty jej krytyków, którzy dowodzą, że może stać się ona źródłem konfliktów, wykluczania i mowy nienawiści. Jednocześnie wskazujemy, że zaniechanie powyższych działań może świadczyć o tym, ze opisywane skandaliczne i haniebne zachowanie  prelegenta nie jest jedynie incydentem, a świadomą polityką kierowanego przez Pana Muzeum".  POD LISTEM PODPISALI SIĘ:   Prof. dr hab. Roman Dzwonkowski SAC - historyk, socjolog | Prof. dr hab. Marek Kornat - IH PAN | Prof. dr hab. Jan Żaryn - historyk, senator RP | Prof. dr hab. Adam Wielomski - historyk idei | Prof. dr hab. Henryk Głębocki - historyk | Prof. dr hab. Wojciech Polak - historyk | Dr hab. Tomasz Panfil - prof. KUL | Dr hab. Mirosław Szumiło - historyk, UMCS | Dr hab. Krzysztof Kaczmarski - historyk | Dr hab. Andrzej Zybertowicz - socjolog | Dr hab. Elżbieta Wojcieszek - historyk | Dr Krzysztof A. Tochman - historyk, pisarz | Dr Mariusz Krzysztofiński - historyk | Dr Piotr Gawryszczak - historyk, radny Rady Miasta Lublina | Leszek Żebrowski - historyk, publicysta | Dr Tomasz Sommer - historyk, publicysta | Jan Pospieszalski - publicysta | Dr Tomasz Teluk - publicysta | Dr Jolanta  Mysiakowska Muszyńska - historyk | Dr Wojciech J. Muszyński - historyk | Dr Rafał Łatka - historyk | Dr Rafał Drabik - historyk | Dr Rafał Dobrowolski - historyk | Dr Rafał Sierchuła - historyk | Michał Wołłejko - historyk, publicysta | Tadeusz M. Płużański - historyk, publicysta | Stanisław Michalkiewicz - prawnik, publicysta | Krzysztof Wyszkowski - publicysta.   ZACZYNA SI Ę HUCPA   Jak na ten list zareagował dyrektor Stola? Zamiast skruchy, którą wszak w takich sytuacjach zaleca jego środowisko - wystarczy przypomnieć ciągłe wezwania do przepraszania przy każdej możliwej okazji - zaczął przekonywać, że cytowany wyżej tekst... nie jest porównaniem do Hitlera. Oprócz tego zaczął wydzwaniać i pisać do historyków podpisanych pod listem, grożąc im sądem za... naruszenie dobrego imienia. To klasyczne hucpiarstwo polegające na tym, że złapany za rękę złodziej krzyczy: to nie moja ręka. Poniżej treść jednego z takich listów:  "Szanowny Panie Profesorze,  Z prawdziwym zdumieniem znalazłem Pańskie nazwisko na liście sygnatariuszy listu otwartego opublikowanego 30 maja 2016 roku w tygodniku "Do Rzeczy". W liście tym zażądał Pan ode mnie publicznych przeprosin za rzekome porównanie prof. Chodakiewicza do Hitlera w trakcie debaty w Muzeum POLIN. Wydaje mi się, że było to wynikiem wprowadzenie Pana w błąd, niemniej publikacja listu ma przykre konsekwencje, na które pragnę zwrócić Panu uwagę. Od dnia swojego otwarcia w 2014 roku Muzeum POLIN zyskało bardzo pozytywne oceny niemal całej polskiej prasy i najważniejszych tytułów prasy międzynarodowej, a co ważniejsze cieszy się zaufaniem setek tysięcy osób, które corocznie je odwiedzają. Zdobyło też szereg prestiżowych wyróżnień, w tym dwie najważniejsze europejskie nagrody muzealne. Publiczne podważanie naszej wiarygodności jest nie tylko niesprawiedliwe i krzywdzące, ale już szkodzi muzeum i jego szczytnej misji. W cywilizowanej debacie niedopuszczalne są argumenty ad hominem - napaści na osoby, natomiast krytyka publikacji, nawet surowa, jest nie tylko dopuszczalna, ale stanowi konieczny składnik dyskusji naukowej. Wbrew temu co sugeruje Pan na łamach "Do Rzeczy" w muzeum nie doszło do "podłości", nikczemności i nienawiści wobec wybitnych przedstawicieli  polskiego życia naukowego". Stanowczo stwierdzam, że w rzeczonej debacie  w muzeum red. Michnik nikogo do Hitlera nie porównał. Krytycznie wypowiedział się o książkach prof. Chodakiewicza, ale nie oceniał jego osoby, ani z nikim go nie porównywał. Każdy może to sprawdzić słuchając zapisu debaty dostępnego na stronie internetowej muzeum. Zarzut o porównaniu do Hitlera jest po prostu fałszywy. Uznała to redakcja "Do Rzeczy" publikując moje sprostowanie. Nie sądzę, by świadomie podpisał Pan to fałszywe świadectwo. Przypuszczam, że został wprowadzony Pan w błąd, ale ubolewam, że przed złożeniem podpisu nie  sprawdził Pan faktów. W naszej pracy naukowej weryfikujemy źródła, publikując tezy mniejszej wagi, niż publiczne pomówienia o niegodny czyn. Podpisany przez Pana list  w oczywisty sposób naraził kierowaną przeze mnie instytucję na utratę reputacji. Dlatego proszę by zechciał Pan w jasny sposób ustosunkować się do powyższych faktów. W szczególności proszę o stwierdzenie, czy podtrzymuje Pan nadal fałszywy zarzut opublikowany na łamach "Do Rzeczy". W razie dalszego rozpowszechniania krzywdzących informacji, muzeum zmuszone będzie podjąć niezbędne kroki prawne w celu obrony swego dobrego imienia.                                                             Z wyrazami szacunku                                                           Dariusz Stola, Dyrektor  Wobec tak daleko posuniętej bezczelności dyrektora Stoli, polscy historycy postanowili jednak zachować zimną krew  i tylko delikatnie wezwać go do opamiętania:                                     Szanowny Panie Dyrektorze,  Ze zdziwieniem, a potem z coraz większym smutkiem i zażenowaniem  czytałem Pański list skierowany do mnie jako sygnatariusza protestu wspierającego  pomówionego w Muzeum POLIN, którym Pan kieruje, prof. Marka J. Chodakiewicza. Pański list jest i niegrzeczny i zły w swych skutkach. Jest niegrzeczny, gdyż zawiera groźby, a zły, bo utrudnia dialog w obrębie tej samej historii ludzi wykształconych i pełniących ważne funkcje publiczne, mający zatem szczególną misję, by nie błądzić. Pański błąd polega zaś na tym, iż - niezależnie od intencji, których znać nie mogę - próbuje Pan zniżyć poziom polemiki na temat faktów i ich interpretacji do poziomu wyłączającego polemikę. Nie zamierzam zatem udowadniać Panu oczywistych racji. Jednocześnie udowadnia Pan swoim zachowaniem, iż placówka, którą Pan kieruje, nie jest otwarta dla ludzi o moich poglądach lub innych, jak np. prof. Chodakiewicza, a nie mieszczących się w nietolerancyjnych głowach części intelektualistów polskich. A wystarczyło napisać krótkie słowo "przepraszam" adresowane do profesora wychowanego w Stanach Zjednoczonych, gdzie - jak mniemam nadal - obowiązują etyczne normy pozwalające na dialog, gdyż jedną z podstawowych pozostaje szacunek do prawdy. W tym przypadku do oczywistego sensu wypowiedzi redaktora Adama Michnika. Skoro jednak to słowo nie padło, a za to padły inne i ze strony wspomnianego redaktora i ze strony Pana, to jak rozumiem wymiana listów traci sens. Pańska placówka przestaje pełnić  funkcję publiczną, a zaczyna - środowiskową, zamkniętą, czyli przeznaczoną dla Pańskich wybrańców. Pozostali nie będą mogli się w niej czuć dobrze. Nie gratuluję wyboru drogi, a i zachęcam, by Pan z niej zszedł.(...)                                                 Prof. dr hab. Jan Żaryn    TU POTRZEBNE SĄ ZMIANY   Oczywiście, żadnego opamiętania nie będzie. Bo dyrektor Stola zapewne podziela stanowisko prof. Pawła Śpiewaka wyrażone w minioną sobotę na łamach "GW", w którym zapytany o alternatywne wobec szeroko pojętej opcji  Jana Tomasza Grossa stanowisko historyczne, powiedział: "Nie słyszałem, aby jacyś prawicowi publicyści podejmowali jakąś dyskusję na te tematy. Stać ich głównie na uszczypliwości". Co to właściwie oznacza wobec faktu wydania niezliczonej ilości książek stanowiących całkowitą refutację grossiady? Tyle, że osoby ze środowiska instytucji żydowskich mimo stałego nawoływania do dialogu i dyskusji  po prostu nie są w stanie przyjąć stanowiska innego niż własne, nawet wobec nawału faktów, które świadczą przeciwko niemu. Nie chcą także wyjaśnienia prawdy historycznej ani prowadzenia działań, które mogłyby do niej doprowadzić. W tym samym wywiadzie prof. Śpiewak zapytany o to, czy dojdzie do ekshumacji w Jedwabnem stwierdza ni mniej, ni więcej: "Myślę, że nie. Nie jest potrzebna. Nie zmieni faktów. Za dużo wiemy o tym, co się tam wydarzyło". Oto prawdziwy fenomen, naukowiec, który wie za dużo! Przypomnijmy po raz kolejny, że wszystko to dzieje się w żydowskich instytucjach szczodrobliwie opłacanych przez polskiego podatnika. Polscy historycy, którzy ośmielą się mieć inne zdanie niż szefostwo tych instytucji, są w nich traktowani albo obraźliwie, albo jak powietrze.  Wydaje się, że jest już najwyższy czas, by polskie władze skorzystały ze swoich uprawnień  właścicielskich i poszukały takich kierowników tych placówek, którzy zlikwidują obecne w nich teraz patrzenie przez pryzmat bigoterii jednego środowiska i zwykłe hucpiarstwo.   Źródła:   http://nczas.com/publicystyka/jak-rozwiazac-problem-muzeum-zydow/  Tomasz Sommer       
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.9(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

ODPOWIEDZIALNOŚĆ ŻYDÓW ZA HOLOKAUST

$
0
0
Ilustracja: 
WSPÓŁODPOWIEDZIALNOŚĆ ŻYDÓW ZA HOLOCAUST   Prasa zachodnia doniosła w tym tygodniu, że zapowiadany na jesieni br. proces sądowy o zbrodnie wojenne przeciw John Demjaniukowi, rozpocznie się za trzy tygodnie, tj. przy końcu października 2012 roku. Demjaniuk jest oskarżony za udział w zapędzeniu 29 000 Żydów do komór gazowych w Sobiborze, niemieckim obozie zagłady we wschodniej Polsce, gdzie pełnił funkcję wartownika. Według wcześniejszych zapowiedzi, śledztwo przeciw Demjaniukowi i proces sądowy ma rzucić światło na rolę wspólników i współpracowników bandy nazistowskiej w systemie zagłady Żydów. Według wstępnych obliczeń rozmaitych ekspertów, głównie niemieckich i żydowskich, w eksterminacji Żydów brało udział około200 000 osób, innej narodowości  niż niemieckiej. Wśród tych innych narodowości wymienieni są „polscy chłopi”, czyli Polacy. Natomiast całkowicie pominięci zostali Żydzi. Mało kto dzisiaj pamięta, że żydowski Holokaust praktycznie nie istniał w mediach przed 1967 rokiem. Rodzić zaczął się dopiero po sześciodniowej wojnie izraelsko arabskiej. Trzeba było ponad 40 lat, żeby urósł do dzisiejszych rozmiarów. Do 1962 roku sprawa zbrodni dokonanych na Żydach była jasna: winni są Niemcy. Ponad 90 procent Niemców głosowało na partię Hitlera i na niego samego, tym samym na jego program i idee zawarte w „Mein Kampf”.  Nikt o zdrowych zmysłach tych prawd nie kwestionował. Do pewnego czasu. Po upływie lat, od drugiej wojny światowej, do Niemiec zachodnich zaczęły napływać z zagranicy ogromne kapitały. Niemiecka Republika Federalna (RFN) musiała być silna ekonomicznie, by móc stawić mocny opór w wypadku agresji czerwonych hord ze Wschodu. Dzięki tej pomocy Niemcy Zachodnie szybko się odbudowały i stały się potęgą gospodarczą. Niemcy Wschodnie (NRD) wówczas nie liczyły się, ani ekonomicznie ani politycznie; ot takie dwa Śląska w stosunku do Niemiec przedwojennych. Nie uszło to uwadze Izraela, który potrzebował pieniędzy. Niemcy jako sprawcy ogromnej zbrodni dokonanej na Żydach, potrzebowali rehabilitacji od Żydów. Tak doszło do transakcji: „Za krew pieniądze, za pieniądze przywrócenie honoru. Dotyczy to tylko Żydów.” – pisał prawie czterdzieści lat temu Stefan Nowicki w swej książce pt. „Wielkie nieporozumienie” (wydanej w 1970 roku w Sydney w Australii). „Dzisiejsze Niemcy – oświadczył w 1964 roku Ben Gurion, premier Izraela – są inne, ich władcy są inni i forma władzy jest inna.” (S. Nowicki, jak wyżej, str. 12) W miarę wzrostu wypłat odszkodowawczych i pomocy materialno-militarnej, wzrastała sympatia do Niemców. (Proporcjonalnie malała do Polaków). „Stosunek naszego rządu – pisał izraelski dziennik „Haolam Haze” z 1965 roku – do rządu Adenauera oparty jest na cynicznej transakcji, może najbardziej cynicznej od chwili, gdy Adolf Hitler proponował Brandtowi transakcję towarów za krew. Otrzymaliśmy pieniądze. Otrzymaliśmy pomoc. Sprzedaliśmy NRF świadectwo moralności następującej treści: My państwo Izrael, ofiary nazizmu, uratowani z Oświęcimia, dyplomowany symbol postępu i socjalizmu w świecie, potwierdzamy niniejszym, że posiadacz tego świadectwa nie jest już faszystą, lecz całkiem nowym Niemcem, który ma prawo być przyjęty do każdego grona”. (Za S. Nowicki, str. 13). Dlaczego cofnąłem się tak daleko w czasie? Odpowiadam: dlatego, że głupia, oszczercza i dzika propaganda żydowska, skierowana swym ostrzem przeciw Polakom, Polsce i polskości, trwa z różnym natężeniem od czterdziestu  lat. A Polacy, zahukani i zaszachowani m.in. przez bardzo wpływowe lobby żydowskie w Polsce, nie wiedzą, jak się bronić przed tą nachalną i wrzaskliwą propagandą żydowską. Dzisiaj Izrael potrzebuje pieniędzy nie mniej, niż dawniej. A jeszcze więcej pieniędzy potrzebują dziś rozmaici hochsztaplerzy, aferzyści i wydrwigrosze żydowscy w USA, do których dołączyli tacy sami w Europie. Od państwa niemieckiego za wiele już nie da się wyciągnąć. Trzeba znaleźć winnych pośród innych. Opublikowany niedawno w „Der Spiegel” artykuł o odpowiedzialności innych narodów europejskich za zbrodnię dokonaną na Żydach, wywołał w Polsce poruszenie i falę polemik. Przyczyną tego było wysunięcie stwierdzenia, że za tę zbrodnię winni są nie tylko Niemcy, ale i inne narody europejskie. Również Polacy przez „polskich chłopów”, którzy wykonywali zarządzenia niemieckich władz okupacyjnych. Nie byłoby w tym stwierdzeniu nic ciekawego, gdyby nie pominięto jednego narodu europejskiego, o którym można wspominać i wymieniać go, ale tylko w takim kontekście i przy takich okazjach, w jakim naród ten przyzwala. Mowa tu jest oczywiście o europejskim narodzie żydowskim, bo chodzi tu przecież o Żydów europejskich. Interesującym jest to, że autorzy artykułu w „Der Spiegel”, wymieniając różne „narody europejskie”, które rzekomo przyłożyły się do tej zbrodni, poprzez współpracę z Niemcami, pomijają skrzętnie wymienienie narodu niemieckiego, austriackiego i żydowskiego. Niemcy - mordercy to dzisiejsi naziści. Jeżeli mamy dzisiaj wyliczać, który z narodów europejskich i ile przyłożył się do śmierci Żydów, to nie sposób ominąć tutaj nacji żydowskiej z tej prostej racji, że była to wówczas nacja europejska. Współpraca Żydów z Niemcami na tym polu jest dobrze udokumentowana, a literatura na ten temat jest obszerna. Najbardziej interesujące są relacje Żydów, którzy przeżyli hekatombę hitlerowską. Dowiadujemy się od nich o szerokiej współpracy Żydów  z Gestapo i haniebnej roli Judenratów (Rad Żydowskich) w gettach na terenie okupowanej przez Niemcy Polski, współdziałających z władzami hitlerowskimi w wysyłce ludzi na śmierć. Wspomniany wcześniej S. Nowicki, w odpowiedzi na oszczerstwa żydowskie pisze w swej książce pt. „Wielkie nieporozumienie” – cytuję: „A czy nie było policjantów żydowskich w gettach, którzy pałkami bili swych współwyznawców? Było też Gestapo żydowskie w Warszawie, osławiona 13-stka, kierowana przez Abrahama Gancwajcha, oraz policja żydowska pod komendą takich nikczemników, jak Rumkowski  Lejkin, Szeryński, Kon i Keller oraz znani przed wojną działacze syjonistyczni Nosing i First. Był Judenrat w getcie warszawskim, który segregował Żydów do Majdanka i komór gazowych. Byli bogaci Żydzi, którzy okupywali się żydowskim władzom, by nie wychodzić z getta w pierwszych transportach. Byli Żydzi, którzy denuncjowali swych braci i współpracowali z Gestapo. Zbrodnie Żydów dokonane na swych braciach mrożą krew w żyłach. Działalność Abrahama Gancwajcha jest przerażająca swym cynizmem i okrucieństwem. Ten gestapowiec żydowski, zwerbowany w służbie Hitlera jeszcze przed wojną, był znaną osobistością w świecie żydowskim. Był nauczycielem hebrajskiego w szkołach „Tarbut” w Częstochowie, należał do „Poalej - Syjonu Prawicy”, był współpracownikiem wiedeńskiego pisma „Gerechtigkeit”, a po aneksji Austrii założył w Łodzi prowokacyjny antyhitlerowski tygodnik pod nazwą  „Wolność”. Wykaz prenumeratorów pisma posłużył Gestapo do masowych mordów Polaków. Po wkroczeniu, Niemców organizował z ich ramienia sieć szpiegowską na ziemiach wschodnich, a po ataku Niemiec na Sowiety skierowany został przez Gestapo do likwidowania warszawskiego getta i wyciągnięcia dla Niemców nagromadzonych tam bogactw". Przytaczam ocenę żydowskich władz getta warszawskiego przez ocalałych z pogromu Żydów. „Wiekopomna zdrada Rady Żydowskiej w Warszawie – pisał dr Szymon Datner – która  się wyraziła w formie zgody na przeprowadzenie „wysiedlenia” pozostanie na zawsze obok zdrady żydowskiej służby porządkowej niezatartą plamą na honorze władz żydowskich getta”. Historyk żydowski, B. Mark, w książce pt. „Powstanie w getcie warszawskim” (Żydowski Instytut Historyczny, 1955 r.) pisze: „Tylko dziesięć tysięcy Żydów żyje w dostatku, nawet lepiej niż przed wojną. Widocznie dla tych dziesięciu tysięcy przywieziono w lutym dwadzieścia tysięcy litrów wódki. W tym czasie zarejestrowano oficjalnie czterysta szesnaście tysięcy Żydów, z czego 80 % biednych przymierających głodem... Cała działalność Judenratów, to jedno pasmo wołające o pomstę krzywd wobec biedoty. Gdyby był na świecie Bóg, to zniszczyłby gromami to gniazdo okrucieństwa, obłudy i grabieży... Wszystkie zarządzenia okupanta były przeprowadzane przez Judenrat, który organizuje łapanki na pracę przymusową... Niektórzy piastowali kilka urzędów jednocześnie, wyciągając dochód do sześćdziesięciu tysięcy miesięcznie, podczas gdy pisarz i pedagog Janusz Korczak w podaniu prosi o dwa posiłki dziennie, widać, że i tego jemu ojcowie miasta odmówili...” „Niemcy doprowadziły do tego – pisał Marek Edelman – że Rada Żydowska sama wydała wyrok na przeszło trzysta tysięcy mieszkańców getta... Nikt jeszcze nigdy tak nieustępliwie nie wypuszczał z rąk złapanego jak jeden Żyd, drugiego Żyda”. "Trzeba też wspomnieć nazwisko dr Rudolfa Kasztnera, wiceprzewodniczącego Federacji Syjonistycznych Węgier i dyrektora Pomocy Rady  Ocalenia powstałej w 1943 roku, który współpracował z Eichmannem w likwidacji tysięcy Żydów węgierskich. I to za jaką cenę? Za umożliwienie wyjazdu do Izraela tysiąc dwustu syjonistom węgierskim. Zbrodniarz ten dożył do 1967 roku. Został zastrzelony w Tel - Awiwie. Dlaczego nie stanął przed sądem, jako zbrodniarz wojenny?”  Tyle na razie Stefan Nowicki. W książce pt. „Auschwitz, the nazis & the „Final Solution””, (wydanej w 2005 r. przez BBC Books, autor: Laurence Rees), znajduje się m.in. relacja Lucille Eichengreen, ocalałej cudem z getta łódzkiego, dokąd deportowani zostali Żydzi niemieccy. Wspomina tam, że od stycznia do maja 1942 roku zostało 55 000 Żydów wywiezionych i zamordowanych w Chełmnie. O tym, kto miał pójść na śmierć, decydowały władze żydowskie getta - Judenraty. Dwa miesiące później do getta weszli Niemcy, żeby osobiście dokonać wyboru ludzi na zagładę. Wybierali w pierwszym rzędzie ludzi starych, chorych i dzieci, jako niezdolnych do pracy.   WIELKA SZPERA ŁÓDZIM GETCIE   Przywódca łódzkiego getta, Mordechai Chaim Rumkowski, polecił matkom współpracować z Niemcami i oddać im swoje dzieci. „Oddajcie im wasze dzieci, żebyśmy mogli żyć” – wołał. „Ja miałam wtedy 17 lat, kiedy słyszałam jego przemówienie” – mówi Lucille E. I dodaje – „Ja nie mogłam pojąć, że ktoś może polecać rodzicom, aby oddawali swoje dzieci na śmierć. Tego zresztą nie mogę pojąć jeszcze dzisiaj” .Rumkowski był znany z tego – czytamy w innym miejscu – że układając listę osób przeznaczonych do wywózki, wybierał tych, którzy w jakiś sposób mu się narazili  i których chciał sam się pozbyć z getta. Był również znany z wykorzystywania seksualnego młodych kobiet. Żadna nie mogła zaprotestować, bo miała świadomość, co ją czeka. Lucille E. wspomina w innym miejscu, że wreszcie dostała pracę w kuchni w getcie i pewnego razu, będąc sama w przyległym biurze, pojawił się M. Rumkowski, chwycił za krzesło i przysiadł się przy niej. „Mieliśmy parę rozmów. On gadał, ja słuchałam. W pewnym momencie chwycił mnie za rękę i położył ją na swoim penisie, po czym powiedział: „Szarpnij się i postaw go w stan pracy”.  Relację młodziutkiej wówczas Lucille E. potwierdza Jacob Zylberstein, który był świadkiem zachowywania się przywódcy getta łódzkiego. „Rumkowski rzeczywiście wykorzystywał młodziutkie kobiety” – mówił – i dodaje przy tym: „Kiedy siedzieliśmy w jadalni, on przychodził, rozejrzał się po sali, kładł rękę na ramieniu wybranej i wychodził z nią. I nie jest to tak, że ja to słyszałem od kogoś. Ja to widziałem. Gdyby któraś mu odmówiła, znalazłaby się w śmiertelnym niebezpieczeństwie”. Uratowana przez Polaków Żydówka, Alicja Zawadzka - Wetz, opisuje w swej książce przeżycia w getcie warszawskim. Pisze, że – cytuję: „Najgorsze było to, że poznałam bestialstwo, do którego zdolni są ludzie oraz okrucieństwo i podłość ludzkiej natury. Wśród społeczności, skazanej na śmierć, budzą się albo najniższe, albo najszlachetniejsze instynkty. Iluż to przedwojennych adwokatów, powszechnie szanowanych, stało się członkami policji żydowskiej  i gotowych było do największych podłości z szantażem włącznie... Ilu z nich biło do krwi dzieciaki, które usiłowały przedostać się poza mury, by zdobyć po drugiej stronie trochę żywności dla głodującej rodziny... Dobrzy, mieszczańscy mężowie porzucali żony, z którymi spędzili dziesiątki lat, by przeżyć jeszcze jedno, najtańsze choćby, doznanie miłosne, by przed śmiercią użyć życia... Zdarzały się wypadki, że w rodzinach okradano się wzajemnie z mizernych porcji gliniastego chleba.” (Zob. Alicja Zawadzka-Wetz, „Refleksje pewnego życia”, wyd. Instytut Literacki, Paryż 1967, w serii „Dokumenty”, str. 20-21).   Stefan Nowicki pisze w swej książce:   „Ocalałe pamiętniki Czerniakowa („Adam Czerniakow Warsaw Ghetto Story”, wyd. Żydowskiego Instytutu Historycznego Jad Vashem) dają obraz życia w getcie warszawskim. „Na ulicach leżą trupy, a w wytwornych restauracjach odbywają się tańce”. Pod datą 14 czerwca 1941 roku czytamy: „Pochmurno. Dziś niedziela. Nie wiem czy orkiestra będzie mogła grać w ogródku. Okazało się, że grała pomimo lekkiego deszczu. Poleciłem sprowadzić dzieci z Izby Zatrzymań... Były to żywe kościotrupy rekrutujące się z żebraków ulicznych... Wstyd mi powiedzieć, że tak dawno nie płakałem. Dałem im po tabliczce czekolady. Potem otrzymali zupę. Przekleństwo tym z nas, co sami jedzą i piją, a o tych dzieciach zapominają”. Stosunki w Judenracie były okropne. Miały miejsce ostre starcia między tymi, którzy wysługiwali się Niemcom i żyli w warunkach luksusowych, a tymi, którzy żyli w nędzy i głodzie i ciężko pracowali w nieludzkich warunkach. Przydział żywności był nędzny, toteż przemyt był dobrze zorganizowany. Gdyby „Żydzi musieli żyć na chlebie oficjalnie racjonowanym – pisze Czerniakow – niewielu przeżyłoby rok zamknięcia za murami getta. Mimo tak nędznych przydziałów żywności, szła ona na czarny rynek". Wyzysk, przekupstwo, donosicielstwo, wysługiwanie się Niemcom, łapownictwo i bogacenie się wpływowych Żydów w getcie doszły do potwornych rozmiarów (patrz załącznik „The Holocaust Kingdom”)”. „The Holocaust Kingdom” jest książką-paszkwilem na Polaków, napisanym przez Żyda o nazwisku Michał Belg-Aleksander Donat, wydanym w USA. Paszkwil ten zieje nienawiścią do Polaków za to, że go uratowali od śmierci. Książka ta jest ciekawa dlatego, bo opisuje życie codzienne w getcie warszawskim. Urywki przytaczam za S.Nowicki, „Wielkie nieporozumienie”, str. 165. Z książki A. Donata dowiadujemy się:   „Str. 34: Najbardziej niecnym z Żydów na żołdzie Gestapo, którzy również brali łapówki od ludzi szukających zabezpieczającego zatrudnienia, był Abraham Gancwajch. Był założycielem haniebnej instytucji (znanej pod nazwą „13-ki”, ponieważ biura ich znajdowały się na ul. Leszno, Nr 13), która wcześnie przejęła administrację dużej ilości domów mieszkalnych  w getcie. Stowarzyszenie lokatorów walczyło uparcie o umieszczenie swego przedstawiciela na tej tak ważnej placówce. Wielokrotnie zdarzało się, że dwóch czy trzech kandydatów, z których wszyscy dali już łapówki jednemu z pracowników Judenratu, dowiadywało się, że dwóch czy trzech innych, którzy przepłacili 13-kę „wyznaczono” równocześnie na to stanowisko". "Str. 43: 13-ka była specjalną agencją, złożoną z informatorów i sługusów Gestapo, która powstała w getcie, pomimo że tak Judenrat, jak i policja żydowska skrupulatnie wykonywały rozkazy nazistów i były naszpikowane szpiegami Gestapo. Wodzem tego, tak zwanego Urzędu do Walki z Lichwą i Przekupstwem był wszystkim znany Abraham Gancwajch, nie zwykły szpieg, ale prowokator i dywersant na tak wielką skalę, że nazywano go Azefem getta warszawskiego. Praca jego polegała na demoralizowaniu getta przez perswazję i tłumaczenie, że zwycięstwo Hitlera jest nieuniknione, więc opór bezcelowy. Średniego wzrostu, szczupły, ciemnowłosy, o ostrych rysach i przenikliwych, magnetyzujących oczach pod grubymi szkłami, Gancwajch był niezwykle zdolnym człowiekiem, wysoce inteligentnym, ze zdolnością przekonywania. Urodzony demagog, znał cztery języki – niemiecki, polski, jidysz i hebrajski – przed wojną wykładał język hebrajski i pisywał do gazet. Kręcił się w kołach syjonistycznych i przypuszczalnie nawet już wówczas był na żołdzie Gestapo. Mówiono, że szpiegował na rzecz Gestapo, jakoby przeciw Rosji, w Białymstoku, Wilnie i Lwowie. W getcie występował nie jako agent Gestapo, ale jako dobroczyńca, który mógł służyć Żydom w godzinie potrzeby, wykorzystując swe szerokie stosunki z Niemcami. Gancwajch rozciągnął swe sieci szeroko i na wszystkie dziedziny życia w getcie. W jednej ze swych licznych „ról” pozował jako obrońca uciśnionych wobec „plutokratycznych wyzyskiwaczy”  z Judenratu, był również opiekunem sztuki i literatury żydowskiej... czarował szczególnie intelektualistów żydowskich... chciał uchodzić za wielkiego prowodyra getta, coś w rodzaju Mesjasza. Zakładając, że zwycięstwo Niemiec jest nieuniknione, rozsiewał kłamstwa, że w ostatnim etapie Żydzi będą przypuszczalnie przesiedleni na zdobyte tereny i wobec tego instytucja getta jest konieczna, ponieważ chroni nacjonalizm żydowski i autonomię kulturalną. Tak więc wmawiał Żydom, by nie tylko słuchali Niemców, lecz by z nimi współpracowali. Zapraszał prawników, doktorów, pisarzy, dziennikarzy i innych na odczyty, konferencje, dyskusje i obfite, wytworne przyjęcia, w czasie których wtłaczał im w mózgi te teorie. W czasie jednego z takich zebrań zapytano go wprost – Skąd przyszedłeś? Kim właściwie jesteś? W czyim imieniu przemawiasz? Na co Gancwajch odpowiedział – sam diabeł mnie tu przysłał, ale chcę wam pomóc. I wysiłki jego nie szły całkowicie na marne. Wielu nawet spośród grona znanych indywidualistów wchłaniało jego wywody. Nawet dr Emanuel Ringelblum (autor "Kroniki getta warszawskiego"), którego nic nie łączyło z Gancwajchem, poszedł tak daleko, że szukał go na „pogawędkę”, aby zadowolić swą ciekawość. Dzięki interwencji Gancwajcha został zwolniony z więzienia dr Janusz Korczak, sławny pisarz i uczony. Poza tym, chwalił się, że jego wpływom zawdzięczano, iż  ulica Sienna i Plac Grzybowski pozostały wewnątrz getta. Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją, choć powszechnie był znany pod nazwą 13-ki, miał pewne zaufanie wśród głodujących mas, którym wydawało się, że kupcy bogacą się ich kosztem. W praktyce, jedyną korzyścią było, że kupcy musieli wystrzegać się jeszcze jednego wroga. Zdarzało się, że któryś z agentów Gancwajcha spenetrował, iż jakiś sklep sprzedaje kaszę powyżej wyznaczonej ceny. Kupiec „wypracowywał” łapówkę, która zadowoliłaby urząd, ukrywał 90% kaszy, a resztę sprzedawał po wyznaczonej cenie, nie szczędząc przy tym rozgłosu. Gancwajch robił niesamowite pieniądze. Brał okup z około stu kamienic na ul. Leszno. Dostawał od Niemców 30 przepustek z getta na aryjską stronę i sprzedawał je po przeraźliwie wysokich cenach. Zorganizował służbę ambulansową,  która zwalniała swych pracowników od prac przymusowych i dawała im inne przywileje. Aby zostać członkiem tej służby, otrzymać jej specjalną kartę i nosić czerwoną czapkę, ludzie płacili fortuny. Z okazji świąt wielkanocnych, Gancwajch dał parę tysięcy złotych na pomoc dla zubożałych pisarzy żydowskich. Na uroczystość bat micwa swego syna przyjmował chlebem i kawą biednych, co, jak mówiono, kosztowało dziesiątki tysięcy złotych. Gdy umarł jego ojciec, w półoficjalnym dzienniku żydowskim „Gazeta Żydowska” ukazały się nekrologi podpisane przez „grupę doktorów, prawników, dziennikarzy i pisarzy”, choć bez indywidualnych nazwisk. Równocześnie grał na popularności, ujawniając brak zaufania i niechęć do Judenratu. Raz nawet, jego przyjaciele z Gestapo zaaresztowali Adama Czerniakowa, prezesa Judenratu. Wykorzystywał każdą możliwość zdobycia kontroli nad tą instytucją. Rozgłaszano pogłoski połączenia się 13-ki z Judenratem, z tym, że Gancwajch byłby prezesem nowej instytucji, do czego jednak nigdy nie doszło. Przypuszczalnie powodem były zakulisowe rozgrywki między cywilnym niemieckim komisarzem getta dr. Heinz Auerswaldem, zwierzchnikiem Czerniakowa i wysoko postawionymi oficerami Gestapo, którzy popierali Gancwajcha. Robił on wszystko, co było w jego mocy, aby uzyskać mandat od Zydów, który pozwoliłby mu występować w ich imieniu. – Wówczas – obiecywał – uzyskam dla was od Niemców cokolwiek zechcecie. Getto zacznie natychmiast pracować dla Wehrmachtu, skończą się bicia i łapanki, otrzymacie zadowalające przydziały żywności. W międzyczasie, dwaj współpracownicy Gancwajcha – Moryc Kon i Zelig Heller – utworzyli własny „sklepik” po przeciwnej stronie ulicy na Lesznie pod Nr. 14. Specjalizowali się w dostawach jarzyn i uzyskiwali pewne, bardzo korzystne koncesje, łącznie z pozwoleniem na otwarcie targu na ul. Leszno, na handel rybami oraz zorganizowali transport konny w getcie. Wozy te nazywano „konhellerami”, na cześć koncesjonariuszy, ale znane były również jako „wszalnie”. Kon i Heller robili potworne sumy na przemycie przyjaciół i ich rodzin z Łodzi i Białegostoku do getta warszawskiego, na zwalnianiu więźniów, unieważnianiu spraw cywilnych i rozkazów konfiskaty własności – wszystko to naturalnie, jako „usługi” uzyskiwane od oficjalistów niemieckich. (...). W czerwcu 1942 roku ukazały się w getcie plakaty „Poszukiwany przez policję” z nazwiskami i fotografiami Gancwajcha i innych członków jego bandy. Mówiono, że udało im się uciec.”  - Relacja Żyda A. Donata. "Według ustnej informacji, trudnej dzisiaj do zweryfikowania, uzyskanej w 1993 roku, Gancwajch, Kon i Heller oraz dwóch innych, nieznanych z nazwiska, uciekli z getta a nagromadzone tam pieniądze i złoto, użyli na opłacenie ukrywania się, pod zmienionymi nazwiskami, u jednego chłopa w radomskim. Po wejściu do Polski wojsk sowieckich i przejęciu władzy przez komunistów, zmienili znowu nazwiska. Tym razem na polsko brzmiące. Wstąpili do PPR i znaleźli zatrudnienie w UB (Kon, Heller i dwaj pozostali). Natomiast Gancwajch był oficerem znienawidzonego  G.Z. Informacji Wojskowej. Chłop, który ich ukrywał, został potem zastrzelony przez UB jako „bandyta” reakcyjnego podziemia. Były też inne formy współpracy Żydów z Niemcami. Jest to  sprawa masowego mordu, gdzie zginęło ponad trzydzieści tysięcy Żydów, do czego przyczynili się wydatnie sami Żydzi. O tej zbrodni pisze się i mówi, ale na temat okoliczności milczy, zwłaszcza w Polsce i na Ukrainie. Po zdobyciu Kijowa przez wojska niemieckie, ogłoszono przy końcu września 1941 roku zbiórkę Żydów. W związku z tym wywieszono w mieście i okolicy  plakaty z instrukcją: „Należy zabrać ze sobą papiery identyfikacyjne, pieniądze i rzeczy wartościowe, obok ciepłego ubrania się”. Niemieckie Sonderkomando 4 A , które liczyło na co najwyżej pięć do sześciu tysięcy Żydów, którzy się zgłoszą, doznało niecodziennego zaskoczenia, bo stawiło się trzydzieści trzy tysiące siedemset siedemdziesięciu Żydów. W tej sytuacji jednostka 4A zmuszona była do zaangażowania 2 batalionów policji, żeby uporać się z wynikłym, nie z ich „winy”, problemem. Oczywiście, wszyscy, którzy stawili się na życzenie Niemców, zostali w pień wycięci. Mowa tu jest o masakrze w Babim Jarze na Ukrainie. Niewątpliwym jest fakt, że winnymi tej masowej zbrodni są Niemcy, ale dużo winy leży w żydowskiej mentalności i gotowości do współpracy z okupantem niemieckim. Co najmniej 27 tysięcy Żydów nie musiało tam wtedy zginąć". (Zobacz: Antony Beevor, „Stalingrad”, 1998). W wyniku szeroko zakrojonej kampanii „Judenrein” (oczyszczania państwa niemieckiego z Żydów) dziesiątki tysięcy Żydów znalazło się poza granicami Niemiec. Ogromna ilość została przepędzona do Polski (obóz w Zbąszyniu), ale wielu znalazło się w krajach zachodnich. W Holandii na przykład, w miejscowości Westerbrok zbudowano w 1939 roku obóz dla uchodźców żydowskich. Po zajęciu w kwietniu 1940 roku Holandii przez wojska niemieckie, obóz ten został przekształcony przez okupanta na obóz więzienny. Jednocześnie Niemcy rozpoczęli szeroko zakrojoną akcję rejestracji Żydów w całym kraju i wysyłania ich do obozu w Westerbrok. Wkrótce nadszedł czas deportacji Żydów holenderskich do obozów zagłady w Sobiborze i Majdanku koło Lublina. Deportacja przebiegała sprawnie, bez najmniejszego oporu, dzięki gorliwej współpracy żydowskich władz obozu, które co tydzień układały skrupulatnie listę tysiąca kolejnych Żydów do transportu na Wschód. I tutaj wkład Żydów w zagładę swych współbraci jest też dobrze widoczny. W związku z ekstradycją w maju 2012 roku Iwana Demjaniuka do Niemiec, by postawić go przed sądem za współudział w zagładzie Żydów w Sobiborze, prasa i oskarżyciele publiczni uważają, że bez pomocy stu Ukraińców, Niemcy nie byliby w stanie zamordować tam dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Obozu strzegło trzydziestu SS- manów, z tego stale połowa była nieczynna z powodu choroby lub przebywania na przepustkach. Rozprawa sądowa przeciw Demjaniukowi ma posłużyć przede wszystkim do rzucenia światła na nie-niemieckich pomocników w dziele zagłady Żydów. Eksperci ustalili, że takich nie-niemieckich pomocników, którzy aktywnie pomagali Niemcom, było około dwieście tysięcy Ciekawe jest, ilu wśród tych nie-niemieckich pomocników, aktywnych w Holokauście, było Żydów? I czy w tej liczbie znajdzie się policja żydowska, żydowskie Gestapo, członkowie żydowskich Judenratów i innych żydowskich organów pomocniczych? Niektórzy historycy, znawcy zagadnienia, wysuwają tezę, że gdyby nie istniała gorliwa współpraca Żydów z Niemcami, szeroko zakrojone współdziałanie i skrupulatne wykonywanie, bez najmniejszego oporu, poleceń i zarządzeń niemieckich władz okupacyjnych, Holokaust przeżyłoby co najmniej jeden milion Żydów. Jeszcze dalej poszła Hannach Arendt, teoretyk polityki, filozof i wybitna publicystka niemiecka, pochodzenia żydowskiego, która sławna stała się również z opisania i skomentowania procesu Adolfa Eichmanna w Izraelu, co zostało wydane w formie książki, uznanej za dzieło (ale nie w kołach żydowskich i filosemickich). Książka ta, pt. „Eichmann w Jerozolimie” zawiera bardzo dużo interesujących informacji, wśród których znajduje się rola Żydów, jaką odegrali w zagładzie własnego narodu. "Współpraca Żydów z Niemcami i pomoc udzielona nazistom w unicestwieniu własnego narodu stanowi najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii” – pisze Hannach Arendt. Twierdzi przy tym, że gdyby naród żydowski nie był zorganizowany i nie miał przywództwa żydowskiego, gotowego do współdziałania z nazistami, to Niemcy nie byliby w stanie wymordować od  czterech i pół do sześciu milionów ludzi. Autorka powołuje się na dane różnych badaczy, według których – gdyby nie było tak ogromnego zaangażowania się Żydów, zwłaszcza w Judenratach, w współpracy z mordercami, „z wyżej wymienionej liczby uratowałaby się mniej lub więcej połowa”. Twierdzenia powyższe są politycznie niepoprawne, bardzo nielubiane w kołach żydowskich, przez to oficjalnie dotąd nie poruszane z obawy przed skutkami w ewentualnej karierze naukowej, dlatego istnieją w drugim (nieoficjalnym) obiegu. Nie mniej sprawa udziału Żydów w zagładzie swych współbraci warta jest głębszego zbadania i wyciągnięcia na światło dzienne. W świetle powyższych faktów nasuwa się pytanie: Kto ma na sumieniu więcej ofiar żydowskich  w wyniku współpracy z Niemcami – Ukraińcy, Łotysze, Litwini, Polacy,  czy Żydzi? (To pytanie skierowane jest do cynicznych oszczerców typu Jana Tomasza Grossa (USA), Aliny Całej z Żydowskiego Instytutu. Historycznego w Warszawie i do głupich, wrzaskliwych Żydów amerykańskich, hohsztaplerów, mających chorobliwe pretensje do reprezentowania Żydów na całym świecie i do odgrywania roli ich jedynych spadkobierców).     Źródła:   -Władysław Gauza "Zawsze po stronie Narodu"  http://www.fronda.pl/blogi/ciekawostki-o-zydach/wladyslaw-gauza-wspolodpowiedzialnosc-zydow-za-holocaust,29168.html  http://www.aferyprawa.eu/Artykuly/Wspolodpowiedzialnosc-Zydow-za-Holocaust-Wladyslaw-Gauza-2991  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:14)
Kategoria wpisu: 

CELA - W DEDYKACJI HGW

$
0
0
Ilustracja: 
CELA   W DEDYKACJI HGW  Długa cela na trzy ćwierci Krok od życia pół do śmierci Krata w oknie szczerze kły Smród i upał w środku my   A na kiblu drzemie mucha Zamieniona w karalucha I pod lampą tańczy ćma Los więzienny też ćmie gra   Po barłogu łażą wszy Ktoś ułożył weszki w szwy Jakiejś kołdry brudowisko Bo tu mają swe mrowisko   Klawisz łypie okiem w celę Wrzeszczy jak cię w mordę strzelę Wrzeszczy nami upodlenie Za niewinność mam więzienie   Każdy z nas jest tu niewinny Niewinnością każdy inny Bo papugę każdy ma A pod lampą tańczy ćma   Jutro będzie sądowisko Też wesołe widowisko Cztery grożą nam niedziele Może sześć to nie tak wiele   I wyroki już gotowe Lecz niedziele są palmowe Długa cela na trzy ćwierci Krok od życia pół do śmierci   
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.7(głosów:13)
Kategoria wpisu: 

AUSTRALIJSKI PRZESTĘPCA - AFERZYSTA ABRAHAM "ABE" GOLDBERG - DARCZYŃCĄ MUZEUM HISTORII ŻYDOW POLSKICH POLIN.

$
0
0
Ilustracja: 
AUSTRALIJSKI PRZESTĘPCA - AFERZYSTA ABRAHAM "ABE" GOLDBERG - DARCZYŃCĄ MUZEUM HISTORII ŻYDOW POLSKICH POLIN. CZY POLIN ZWRÓCI PIENIĄDZE AFERZYSTY? NA ZDJĘCIU "THE ONE THAT GOT AWAY" - TEN, KTÓRY UCIEKŁ. Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN przyjęło pieniądze od aferzysty. Jego szefostwo nie tylko nie widzi w tym problemu, ale honoruje człowieka, który okradł australijskiego podatnika na ponad PÓŁTORA MILIARDA dolarów amerykańskich. Jego bliska współpracownica została w Australii skazana pięć lat więzienia. Ale główny podejrzany Abraham "Abe" Goldberg, biznesman pochodzenia żydowskiego, na którym ciąży 17 zarzutów o oszustwa i malwersacje na 1,5 miliarda dolarów amerykańskich, skutecznie wymknął się obławie australijskiego wymiaru sprawiedliwości. W ostatniej chwili wyjechał do Londynu i ślad po nim zaginął., a wraz  z nim zginęły pieniądze i najważniejsze dokumenty firmy. Ucieczka australijskiego miliardera - oszusta, to jedna z największych porażek australijskiego wymiaru sprawiedliwości. Bezskuteczne polowanie na Goldberga to najkosztowniejsze i najdłuższe  poszukiwanie zbiega w historii Australii. Pomimo to podejrzany o doprowadzenie do największej w historii kraju afery finansowej bez problemu zdołał uciec i oszukać bezpowrotnie australijskich podatników. Niedawno zmarł Abraham "Abe" Goldberg. Dopiero po jego śmierci media przestały ukrywać zadziwiające okoliczności jego życia w Polsce. Goldberg był Żydem pochodzącym z Polski, który ponad 25 lat temu uciekł z Australii przed tamtejszym wymiarem sprawiedliwości, pozostawiając po sobie długi w wysokości 1,5 miliarda dolarów amerykańskich. W stolicy Polski poszukiwany przez australijski wymiar sprawiedliwości oszust - aferzysta żył bezkarnie, kpił w wywiadach prasowych z poszkodowanych Australijczyków, a jednocześnie nadal prowadził interesy, w efekcie czego pomnażał swój majątek. Wspierał też organizacje żydowskie. Między innymi dokonał znaczących wpłat na Muzeum Historii Żydów Polskich. Swoim spadkobiercom pozostawił majątek warty 500 milionów euro. Według portalu telewizji TVN 24, w ramach spadku wartego "728 milionów dolarów amerykańskich spadku" znalazły się "liczne nieruchomości" w Warszawie."Rzeczpospolita" dodała, że chodzi m.in. o jeden z najbardziej znanych wieżowców w centrum Warszawy Oxford Tower, położony przy ul. Chałubińskiego 8, w którym swoje biura ma m.in. warszawski urząd skarbowy. Oxford Tower to warszawski wieżowiec w obrębie dzielnicy Śródmieście pod adresem Chałubińskiego 8 u zbiegu Wspólnej oraz Nowogrodzkiej. Funkcjonuje też jako Intraco II oraz Elektrim. Budowa wieży rozpoczęła się w 1975 i dobiegła końca w 3 lata. Powierzchnia użytkowa tego wielopiętrowego drapacza chmur sięga 70 tys. m2, z czego największą część zajmuje powierzchnia biurowa - ponad 42 tys. m2. Niedaleko stoją Hotel Hampton by Hilton Warsaw City Centre i zespół budynków Ministerstwo Infrastruktury oraz będzie stał Park Avenue. Australijscy wierzyciele nie dostaną ani centa z tego majątku. Abraham Goldberg nie został deportowany z Polski, bo miał podwójne obywatelstwo - Australii i Polski, w której się urodził w 1924 roku w rodzinie żydowskiej. Po wojnie wraz z rodzicami wyemigrował na Antypody. Tam udało mu się zbudować imperium biznesowe. Posiadał szereg firm, głównie tekstylnych. Pod koniec lat osiemdziesiątych był czwarty na liście najbogatszych Australijczyków. Jego imperium zostało jednak mocno osłabione przez krach na giełdzie w 1987 roku  i w 1990 roku zawaliło się. Właściciela nie było już jednak w Australii. Abraham Goldberg po latach odnalazł się w Polsce. Goldberg zmienił nazwisko na Aleksander Kadyks, prowadził w Polsce firmy z córką i zięciem. POŻEGNANIE OD MUZEUM HISTORII ŻYDÓW POLSKICH POLIN Na stronie internetowej Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, zbudowanego i utrzymywanego z pieniędzy polskich podatników, by szerzyć żydowską narrację historyczną (zdaniem wielu Polaków antypolską) dyrekcja placówki w ciepłych słowach pożegnała Abrahama Goldberga , taktownie nie wspominając o jego kłopotach z australijskim wymiarem sprawiedliwości . Zaprezentowała też po raz pierwszy zdjęcie uciekiniera, który za życia, ze zrozumiałych względów, nie pozwalał się fotografować. ŻEGNAMY ABRAHAMA GOLDBERGA "Z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość o odejściu Pana Abrahama Goldberga. Znamienitego Darczyńcy Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN oraz Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny. Jego niezwykły życiorys , wpleciony w historię Żydów w Polsce oraz determinacja i zaangażowanie, by tę historię upamiętnić, zasługuje na uznanie i wieczną pamięć. Aleksander Goldberg urodził się w 1929 roku w Garwolinie, gdzie jego rodzicie prowadzili sklep z pasmanterią i tkaninami. Gdy do Polski wkroczyli Niemcy , Goldbergów wywieziono do getta w Żelechowie. Po ucieczce z getta ukryła ich na terenie swojego gospodarstwa polska rodzina  - w piwnicy pod oborą spędzili osiemnaście miesięcy. Po wyzwoleniu Goldbergowie mieszkali krótko w Polsce, potem przez Niemcy i Paryz wyemigrowali do Australii, gdzie Goldberg ożenił się z Janette Bromberg, która urodziła się w Warszawie, a po wojnie wyemigrowała do Melbourne. Tam przyszły na świat ich dwie córki. Następnie Aleksander Goldberg przez krótki czas działał w Los Angeles, zanim na początku lat dziewięćdziesiątych, po transformacji, Goldbergowie wrócili do Polski. Pan Goldberg i jego rodzina byli bardzo dumni, że mogli przyczynić się do powstania Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, które upamiętni bogata historię Żydów w Polsce. Rodzinie i bliskim składamy najszczersze wyrazy współczucia.    Zarząd Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Polsce oraz dyrekcja Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN".  BRANIE PIENIĘDZY OD AFERZYSTY   Dyrekcja Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN nie dość, że przyznaje się w tym komunikacie do brania pieniędzy od aferzysty, to w dodatku ukrywa wstydliwe fakty z jego życiorysu. W związku z tym pojawia się pytanie, czy Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i inne organizacje żydowskie zwrócą poszkodowanym Australijczykom pieniądze uzyskane od Aleksandra Goldberga? Ciekawe jest też, na co została przeznaczona kasa pochodząca od osoby poszukiwanej przez australijski wymiar sprawiedliwości i cz żydowskie muzeum i inne instytucje żydowskie wspierane są tez przez inne osoby mające kłopoty z prawem. Te pytania zadaliśmy Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, ale do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi.    KTO DAŁ "KRYSZĘ" GOLDBERGOWI?  Dość tajemnicza jest historia nadania zmarłemu obywatelstwa polskiego. Nie jest jasne, czy nastąpiło to podczas prezydentury Lecha Wałęsy, czy Aleksandra Kwaśniewskiego i czy urzędnicy nadający mu przywilej mieszkania w Polsce wiedzieli o jego problemach. Zachowanie Goldberga, w tym dwukrotna zmiana nazwiska, wskazuje na to, że dogadał sie z polskimi urzędnikami, którzy zapewnili mu azyl. Zapewne nie za darmo.   OSZUSTWA ALEKSANDRA GOLDBERGA  Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych imperium Goldberga legło w gruzach, jego samego dawno juz nie było w Australii. Wpadły tylko płotki. Jego najbliższa współpracownica została została skazana za oszustwa na pięć lat i wyszła juz z więzienia. Ale główny podejrzany na którym ciąży 17 zarzutów o oszustwa i malwersacje  na kwotę 1,5 miliarda dolarów amerykańskich skutecznie wymknął się obławie. W ostatniej chwili wyjechał do Londynu i ślad po nim zaginął. Wraz z nim zniknęły najważniejsze dokumenty firmy.  Ucieczka 78 - letniego miliardera to jedna z największych porażek australijskiego wymiaru sprawiedliwości. Bezskuteczne polowanie na Goldberga to prawdopodobnie najkosztowniejsze i najdłuższe poszukiwanie zbiega w historii Australii. Mimo to podejrzany o doprowadzenie do największej w historii afery finansowej bez problemu zdołał uciec i na 15 lat zapadł się pod ziemię.                                                             Bertold Kittel "Newsweek", 9 listopada 2005  DOMINIKANIE ODDALI PIENIĄDZE OTRZYMANE OD AMBER GOLD   475 tysięcy złotych - tyle gdańscy dominikanie oddali syndykowi, którry zarządza majątkiem Amber Gold. Pieniądze otrzymali od Katarzyny i Marcina P. Miały być one przeznaczone na modernizację kościoła św. Mikołaja. Wcześniej syndyk zarządzający majątkiem Amber Gold zwrócił się o zwrot tej darowizny. Czy Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN postąpi tak samo?    Źródła:   - Jan Bodakowski "Najwyższy Czas" Nr 37 - 38 - 10 - 17 września 2016 r.   - Bertold Kittel, "Newsweek", 9 listopada 2005 r.  
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.8(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

BOLSZEWICKA BANDA AKTORSKA, W TEATRZE BYDGOSKIM SYN BOŻY JEZUS CHRYSTUS SCHODZI Z KRZYŻA ŚWIĘTEGO BY ZGWAŁCIĆ MUZUŁMANKĘ.

$
0
0
Ilustracja: 
BOLSZEWICKA BANDA AKTORSKA W TEATRZE BYDGOSKIM SYN BOŻY JEZUS CHRYSTUS SCHODZI Z KRZYŻA ŚWIĘTEGO BY ZGWAŁCIĆ MUZUŁMANKĘ.   Skończyły się czarne i białe marsze, dla wypełnienia luki wyszły na ulice bandy prezenterów kultury polskiej, reżyserów, dyrektorów teatrów polskich, aktorów pierdolących się na scenach polskich teatrów we Wrocławiu, Bydgoszczy, Krakowie z udziałem m.in. Krystyny Jandy, nadwornej komunistycznej szczekaczki, Jerzego Treli, czy też posła Nowopierdolącej się Nowoczerskiej , z pierdolcem po szkole powszechnej Krzysztofem Mieszkowskim wrzeszczącym na ulicach, iż I sekretarza PZPR zastąpił Jarosław Kaczyński. A w teatrze bydgoskim Syn Boży Jezus Chrystus schodzi z Krzyża Świętego, by zgwałcić muzułmankę. Natomiast w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN żydowski wróg narodu polskiego Adam Michnik porównuje historyków piszących prawdę do Adolfa Hitlera. Do kogo należy porównać Adama Michnika z agentem komunistycznym tatusiem Ozjaszem Szechterem, skazanym przez polski sąd II RP na 8 lat pierdolca? Michnik wróg Polski, Polaków i polskości, porównujący Kościół i Polaków do głoszenia obłudy, kłamstwa, hipokryzji, konformizmu, patrz   https://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY (link is external)  Michnik pragnie połączenia Polski z Ukrainą w POL- UKR, czy też UKR - POL. A co na to prokuratura?   BOLSZEWICKIE HASŁA NA ULICACH WARSZAWY   Neobolszewickie hasła uliczne w  wykonaniu aktorów, reżyserów, animatorów kultury, sędziów Sądu Najwyższego zabraniających szczania protestującym o skazanie Miernika, nauczycieli, krzewicieli oświaty, śmigłodupców z PO i Nowopierdolącej Się z petrułgarzem, lekarzy - łapówkarzy, pielęgniarek, którym za mało łapówek i innym różnym kurwom ulicznym występujących przeciwko rządowi Prawa i Sprawiedliwości, możecie skoczyć PiS do dupy!!!!!!Razem z bandziorem łapówkarzem I ALIMENCIARZEM Mateuszem Kijowskim z Komitetu Obrony Dupy (własnej).                                   
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:23)
Kategoria wpisu: 

PROCES POLITYCZNY DR JÓZEFA WIECZORKA - KASTA PRAWNICZA W POLSCE - SAMI TAK UWAŻAJĄ

$
0
0
Ilustracja: 
PROCES POLITYCZNY DR JÓZEFA WIECZORKA KASTA SĘDZIOWSKA W POLSCE - SAMI SĘDZIOWIE TAK UWAŻAJĄ https://www.facebook.com/profile.php?id=100009664654533   https://blogjw.wordpress.com/2016/10/13/kolejna-rozprawa-w-kafkowskim-procesie-za-dzialalnosc-pro-publico-bono/ Kolejna rozprawa w kafkowskim procesie za działalność pro publico bono Sąd Rejonowy dla Krakowa- Krowodrzy 17 października 2016 r. – godz. 10.10 sala D-144 w sądzie ul. Przy Rondzie 7   Jest to proces polityczny za ujawnienie rozprawy przeciwko Adamowi Słomce podczas jego prezydenckiej kampanii wyborczej (zbierał wówczas podpisy pod swoją kandydaturą). Sąd wplątał się kampanię – ujawniając absurdalne oskarżenia kandydata, a starał się utajnić uniewinnienie Adama Słomki, co w sposób oczywisty rzutowało na skalę poparcia społecznego jego kandydatury. Ja nie otrzymałem ani zakazu umieszczenia nagrania w mediach, ani nie otrzymałem nakazu usunięcia nagrania z platformy YouTube, ale dostałem zawiadomienie o procesie. Proces rozumiem jako nękanie dziennikarza wykonującego swoje obywatelskie obowiązki pro publico bono – niewygodne dla zupełnie nadzwyczajnej kasty ludzi. Jako solidarny z krzywdzonymi i sądzonymi apeluję o solidarność i monitoring tego kafkowskiego moim zdaniem procesu. Józef Wieczorek.....................   Kolejna rozprawa w kafkowskim procesie za działalność pro publico bono Posted on Październik 13, 2016 by jw Kolejna rozprawa w kafkowskim procesie za działalność pro publico bono Sąd Rejonowy dla Krakowa- Krowodrzy 17 października 2016 r. – godz. 10.10 sala D-144 w sądzie ul. Przy Rondzie 7 [sygnatura akt II K 360/16/K]. Jest to proces polityczny za ujawnienie rozprawy przeciwko Adamowi Słomce podczas jego prezydenckiej kampanii wyborczej (zbierał wówczas podpisy pod swoją kandydaturą). Sąd wplątał się kampanię – ujawniając absurdalne oskarżenia kandydata, a starał się utajnić uniewinnienie Adama Słomki, co w sposób oczywisty rzutowało na skalę poparcia społecznego jego kandydatury. Ja nie otrzymałem ani zakazu umieszczenia nagrania w mediach, ani nie otrzymałem nakazu usunięcia nagrania z platformy YouTube, ale dostałem zawiadomienie o procesie. Proces rozumiem jako nękanie dziennikarza wykonującego swoje obywatelskie obowiązki pro publico bono – niewygodne dla zupełnie nadzwyczajnej kasty ludzi. Jako solidarny z krzywdzonymi i sądzonymi apeluję o solidarność i monitoring tego kafkowskiego moim zdaniem procesu.   Józef Wieczorek ♥ Relacja z I rozprawy: Proces za działalność dziennikarską pro publico bono – kolejny absurd sądowy   http://www.program7.pl/proces-za-dzialalnosc-dziennikarska-pro-publico-bono-badz-solidarny-z-solidarnym/  Prokuratura chce ukarać niezależnego dziennikarza Józefa Wieczorka.   29 sierpnia 2016 roku z oskarżenia Prokuratury Rejonowej Kraków – Śródmieście Wschód przed Sądem Rejonowym dla Krakowa – Krowodrzy Wydział II Karny stanął nasz kolega dziennikarz Józef Wieczorek. Ukarany został kwotą 3.000 zł plus koszty sądowe (mimo, że nie było rozprawy) za opublikowanie na YouTube wideo z procesu Adama Słomki, którego postawiono przed sądem za rzekome nakłanianie przestępców z gangu „Krakowiaka” do zabójstwa sędziego. Jak pisze Józef Wieczorek: „Proces Adama Słomki przypadł na okres zbierania głosów poparcia dla jego kandydatury w wyborach prezydenckich, co mogło być działaniem na rzecz zdyskredytowania go jako kolejnego kandydata”. W ramach wykonywania dziennikarskich obowiązków czuł się zobowiązany ten proces zarejestrować. Sędzia pozwolił nagrywać dźwięk bez obrazu. Adam Słomka został uniewinniony. Józef Wieczorek „kierując się dobrem publicznym oskarżonego kandydata na prezydenta” ujawnił przebieg rozprawy zarejestrowany przez jednego z obserwatorów. Do tej pory nie zażądano od niego usunięcia tego materiału z YouTube. Oskarżyciel natomiast żąda ujawnienia osoby, od której otrzymał nagranie, co jest sprzeczne z Kodeksem Etyki Dziennikarza. Jak podaje też Józef Wieczorek: „W wykazie dowodów przedstawionych w akcie oskarżenia znalazł się nie tylko zapis rozprawy Adama Słomki, ale też zapis spotkania z nim Klubu Wtorkowego (ze strony blogmedia24.pl), a także jedno z moich pism do władz Uniwersytetu Jagiellońskiego o wznowienie wykładów na uczelni przerwanych w wyniku politycznej weryfikacji kadr akademickich w 1986 r przeprowadzonej przez komisję o nieznanym do dnia dzisiejszego składzie. Wytoczenie mi w/w procesu w takim rozszerzonym zestawie dowodowym trudno inaczej zinterpretować jak zastraszanie niezależnego dziennikarza niewygodnego na wielu polach działalności publicznej”. Józef Wieczorek absolwent geologii Uniwersytetu Warszawskiego wykładał geologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował wiele prac, działał w Polskim Towarzystwie Geologicznym. Komunistyczne władze Uniwersytetu Jagiellońskiego usunęły go z uczelni, bo był niewygodny, bo był patriotą. Jako dysydent akademicki założył wiele stron internetowych, gdzie opisuje problemy środowiska akademickiego, a w szczególności jego patologie. Jest niezależnym dziennikarzem i fotoreporterem. Za swoją działalność został uhonorowany przez Kongres Mediów Niezależnych główną nagrodą „za obronę prawdy w mediach”. „Wytoczenie mi procesu w tej sprawie może zniechęcać dziennikarzy do wnikliwego relacjonowania rozpraw sądowych i egzekwowania prawa do informowania o nich opinii publicznej. Moim zdaniem właśnie o to może chodzić w tej sprawie” – mówi. 29 sierpnia Józef Wieczorek przekazał prowadzącemu rozprawę sędziemu Przemysławowi Wypychowi wniosek o pozwolenie na rejestrację obrazu i dźwięku. Dostał zezwolenie tylko na rejestrację dźwięku, ponieważ jest stroną w sprawie, o czym mówi art. 358 KPK. Obrońca Konrad Firlej zgłosił wniosek o dopuszczenie dowodów z zeznań świadków. Sędzia zapytał czy są świadkowie na sali. Ludzie nie byli pewni czy będą występować jako świadkowie. Zrobiło się lekkie zamieszanie. Sędzia ustawił wszystkich do pionu i poinformował, że od tej chwili będzie usuwać z sali każdą osobę, która się samodzielnie odezwie. Sędzia wymienił osoby, które będą świadkami i kazał im opuścić salę. Głos zabiera oskarżyciel: „Oskarżam Józefa Wieczorka o to, że w bliżej nieustalonym dniu w okresie od 13 marca 2015 roku do 18 marca 2015 roku w nieustalonym miejscu, przy użyciu internetowego serwisu You Tube publicznie rozpowszechnił wiadomości z rozprawy sądowej prowadzonej z wyłączeniem jawności przed Sądem Okręgowym w Krakowie Wydział IV Karny Odwoławczy sygn. 4KA1059/14, jest to przestępstwo z art. 241 paragraf 2 KK”. Józef Wieczorek wyjaśniał, że nie on rejestrował rozprawę i nie jest właścicielem platformy You Tube, która rozpowszechnia film, a która w razie naruszenia prawa może taki materiał usunąć. Nie reagowała też prokuratura, gdy film był na You Tube. Nie zwróciła się ani do You Tube, ani do Józefa Wieczorka, że jest naruszane prawo i należy to usunąć, a on nie miał wtedy informacji, że narusza jakieś prawo. Nigdy nie miał takiej sprawy, a opublikował około 1300 filmów. Prokurator pytała o tamtą rozprawę Adama Słomki z 13 marca 2015 roku. Był na tamtej rozprawie tylko na początku. Publiczność protestowała przeciwko odmowie zgody na pełną rejestrację rozprawy (obraz i dźwięk), wkroczyła policja, wyszedł z sali jako pierwszy, bo nie dostał zgody. Nie słyszał, by sąd wyłączył jawność rozprawy. Na sali zrobiło się głośno, sąd zarządził, by publiczność opuściła salę. Dostał potem zapis rozprawy, co było dowodem na to, że inne osoby mogły za zgodą sądu rejestrować jej przebieg. Prokurator pytała czy mimo zakazów sędziów spotkał się z nagrywaniem rozpraw. Bywało różnie, bo np. kiedy na jawnej rozprawie prosił o zgodę na rejestrację, zgody takiej nie otrzymał. Przypomniał proces jasełkowy, kiedy to na pierwszej rozprawie pozwolono rejestrować, na następnej nie – bez podania przyczyny. Ale gdy weszła Telewizja, dostali zgodę na rejestrację, zarówno oni jak i Wieczorek. Jak mówi: „zależało to od humoru, a nie przepisu prawa”. A w tej sprawie, że rozprawa była niejawna dowiedział się dopiero wiele miesięcy później, jesienią, gdy przesłuchiwano go na komendzie policji. Na pytanie obrońcy Konrada Firleja: „Czy uważa pan, że materiał, który pan zamieścił na You Tubie godzi w jakieś wartości społeczne wyższego rzędu, w związku z tym nie powinien być na You Tubie umieszczony?” odpowiedział, że gdyby tak było, to by tego nie publikował i dodał: „To jest normalna zasada. Nie odbywa się to na sali sądowej, tylko dochodzi do pertraktacji”. Konrad Firlej zadał kolejne pytanie: „Czy uważa pan, że ten materiał realizował jak zadania, do których powoływani są między innymi dziennikarze, a więc upublicznienia spraw, które budzą w odczuciu społecznym wątpliwości?” „Tak. Jako dziennikarz mam obowiązek” – odpowiedział. Józef Wieczorek na pytanie sędziego czy obejrzał film przed publikacją powiedział, że fragmentarycznie. To nie było nagranie z podglądu czy podsłuchu. Ten fragment pokazywał ścianę. Nagranie filmu nic nie wnosiło, a nagranie głosu było kiepskie. Policja to rozszyfrowywała przez ok. 10 godzin. Kolejna rozprawa, podczas której nastąpi przesłuchanie świadków odbędzie się 17 października 2016 roku o godzinie 10.10 w sali D-144. Prosimy Państwa o rozpowszechnianie informacji o tej sprawie. Prosimy też wesprzeć swoją obecnością naszego kolegę Józefa Wieczorka.   Elżbieta Serafin   Za zezwoleniem autorów opublikował Aleksander Szumański "Głos" Toronto  http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1881&Itemid=2  
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:16)
Kategoria wpisu: 

POGROM UBECKI, A NIE KIELECKI

$
0
0
Ilustracja: 
PRAWDA O POGROMIE KIELECKIM. POGROM UBECKI A NIE KIELECKI. KIELECKA PROWOKACJA NKWD I UB. ZDEMASKOWANE OSZUSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA. ŻYDZI W BEZPIECE.   POGROM KIELCKI MILICYJNO - UBECKI  4 lipca 2016 roku przypadła 70. rocznica pogromu kieleckiego, podczas którego zginęło 37 osób pochodzenia żydowskiego, ocalałych z wojennej zagłady. Zbrodnia dokonana w Kielcach, w kamienicy przy ul. Planty 7/9, spowodowała żydowski exodus z Polski. Badacze nadal szukają odpowiedzi, czym były tamte wydarzenia. W czwartek, 4 lipca 1946 r. w Kielcach wzburzony tłum, podżegany pogłoskami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami dokonał pogromu na żydowskich mieszkańców miasta – osoby, które przeżyły Holokaust i przyjechały do Kielc.   USTALENIA INSYTUTU PAMIĘCI MARODOWEJ NIE ZAKOŃCZONE ŚLEDZTWO - UMORZONE Z POWODU NIE WYKRYCIA SPRAWCÓW   Zgodnie z ustaleniami Instytutu Pamięci Narodowej, w następstwie wydarzeń na Plantach śmierć poniosło 37 osób narodowości żydowskiej oraz trzy osoby narodowości polskiej. Część osób zginęła od postrzałów. zostało 35 Żydów rannych . Podana liczba ofiar nie uwzględnia śmierci mieszkanki Kielc pochodzenia żydowskiego Reginy Fisz i jej kilkutygodniowego dziecka. Ich zabójstwo, dokonane tego samego dnia na tle rabunkowym, nie miało bezpośredniego związku z wydarzeniami przy ul. Planty. 4 lipca w Kielcach i okolicach miały miejsce również inne zajścia, w których pokrzywdzonymi stali się Żydzi. Takie zdarzenia odnotowano w okolicy dworca kolejowego oraz w pociągach kursujących z Kielc i do Kielc. Po pogromie ówczesne władze postawiły przed sądem 49 osób w jedenastu procesach karnych, oskarżając je o udział w zajściach. Jak podaje Andrzej Jankowski w publikacji IPN-u „Wokół pogromu kieleckiego”, wśród oskarżonych było 30 mundurowych i 19 cywilów (w tym jeden kontraktowy pracownik milicji). Mundurowi to: funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa (UB), 14 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO), dwóch oficerów i trzech żołnierzy Wojska Polskiego (WP), ośmiu żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW), strażnik więzienny i wartownik z Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Socjalistycznej. Postawiono im zarzuty dotyczące m.in. bicia i kopania Żydów, kradzieży ich mienia, rozpowszechniania wiadomości powodujących rozszerzenie się zajść, nawoływania do waśni narodowościowych. W pierwszym pokazowym procesie, przeprowadzonym z pogwałceniem podstawowych zasad procesowych, oskarżono 12 osób, także uczestników zabójstwa Fisz i jej dziecka. Dziewięć osób – m.in. obu milicjantów – skazano na kary śmierci. Już 12 lipca 1946 r., dzień po publikacji wyroku, kary wykonano. Trójkę pozostałych oskarżonych skazano na kary kilkuletniego więzienia. W kolejnych procesach zapadły mniej surowe wyroki – nikt nie został skazany na karę śmierci, a jedna osoba usłyszała karę dożywocia. Ogłaszano też kary kilkuletniego więzienia, także w zawieszeniu. Niektórych oskarżonych uniewinniono. Sądzeni byli także szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Kielcach oraz komendant wojewódzki MO i jego zastępca. Dwie osoby uniewinniono, jedną skazano na rok więzienia – po kilku miesiącach warunkowo wyszła na wolność. Próby dotarcia do prawdy o pogromie kieleckim z 4 lipca 1946 r. zakończyły się tylko częściowym powodzeniem. Powstał precyzyjny opis przebiegu zajść na ul. Planty, badacze nadal jednak poszukują odpowiedzi na pytanie: czym naprawdę były tamte wydarzenia. Dowody zebrane w sprawie, w postaci zeznań i relacji uzyskanych zarówno w śledztwach prowadzonych bezpośrednio po wydarzeniach, jak też w postępowaniu prowadzonym po 1991 roku, potwierdzają jedynie udział w tych przestępstwach zarówno ludności cywilnej, zebranej przed budynkiem na Plantach, jak i milicji oraz wojska. Udowodniono, iż żołnierze przebrani za cywilów strzelali z budynku Planty 7 do tłumu i do żołnierzy. Zeznania świadków zawierają liczne opisy bicia przy użyciu niebezpiecznych narzędzi poszczególnych osób narodowości żydowskiej, jednak żaden dowód nie pozwalał – w ocenie prokuratora pionu śledczego IPN – przypisać konkretnemu sprawcy dokonania konkretnego przestępstwa. Pomimo, iż w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne w sprawie kieleckiej zbrodni, prowadzone przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie Krzysztofa Falkiewicza, zostało umorzone 21 października 2004 r. Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”. Znaczący wpływ na negatywny stosunek mieszkańców Kielc do Żydów miała też nadreprezentacja osób tej narodowości w organach władzy komunistycznej, w tym zwłaszcza aparatu bezpieczeństwa, kojarzonego ogólnie z bezwzględnym traktowaniem polskich patriotów z organizacji poakowskich, które na Kielecczyźnie były bardzo aktywne i miały społeczne poparcie. W opinii prok. Falkiewicza, tym tłumaczyć należy łatwe przyjęcie za wiarygodną historii o porwaniu przez Żydów 8-letniego Henryka Błaszczyka – rzekomej ofiary rytualnego mordu, potwierdzonej w sposób bezkrytyczny przez funkcjonariuszy MO, którzy podjęli pierwsze czynności w tej sprawie, co okazało się kłamstwem. Atmosferę w tłumie przed budynkiem przy ul. Planty pogorszył widoczny konflikt między milicjantami, a przybyłymi tam funkcjonariuszami WUBP, co zostało odebrane jako próba ochrony Żydów ze strony aparatu bezpieczeństwa. Fakt ten spowodował również pojawienie się w tłumie haseł narodowościowych i antyrządowych oraz antykomunistycznych. Istotnym czynnikiem, który spowodował wybuch agresji były pierwsze strzały z broni palnej, które padły w budynku żydowskim. Przyjęte one zostały przez zgromadzonych na ulicy jako oddane przez mieszkańców tego domu do interweniujących żołnierzy i milicjantów. Pojawiła się też informacja, że postrzelony został polski oficer. Wtedy żołnierze skierowali swoje agresywne zachowanie przeciwko Żydom, bijąc ich i wyrzucając na plac, gdzie bił ich agresywny tłum. W biciu i zabijaniu Żydów brali udział żołnierze WP, KBW, milicjanci oraz osoby cywilne. Dochodziło do przeszukiwania pobitych i zabitych, kradzieży ich mienia. „Zachowanie mieszkańców Kielc było typowe dla reakcji tłumu. Akty okrucieństwa należy przy tym tłumaczyć zmniejszoną wrażliwością, wynikającą z obserwacji wydarzeń z czasów wojny i okupacji, gdzie śmierć człowieka nie jawiła się jako fakt wyjątkowy” – ocenił prokurator IPN. Pomimo, że w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne zostało umorzone w 2004 r. Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”. Zdaniem prokuratora, nie można przypisywać agresywnego zachowania wszystkim uczestnikom wydarzeń, których w szczytowym momencie było przed budynkiem ok. 500. „Grupę agresywnych uczestników z ludności cywilnej należy szacować na co najwyżej kilkadziesiąt osób, których swym działaniem skierowanym przeciwko żydowskim mieszkańcom domu, wspomagała grupa żołnierzy WP, KBW i milicjantów. Efektem udziału jednostek mundurowych były ofiary śmiertelne na skutek postrzałów z broni palnej i ranni z ranami postrzałowymi oraz ranni od bagnetów wojskowych” – uzasadniał prok. Falkowicz. W śledztwie nie udało się jednoznacznie ustalić, kto pierwszy strzelał. Historyk IPN dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki (artykuł „Tłum na ulicy Planty – wokół niewyjaśnionych okoliczności genezy i przebiegu pogromu Żydów w Kielcach 4 lipca 1946 roku”, w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego” zwrócił uwagę, że do zrekonstruowania przebiegu pierwszych godzin zajść w budynku brakuje dokumentów, które nie zostały wytworzone przez aparat bezpieczeństwa, milicję czy wojsko. „Kilka dokumentów w sposób dobitny podkreśla negatywną rolę, którą odegrali nie tylko poszczególni oficerowie i żołnierze, ale również grupy wojskowych” – ocenił naukowiec, przywołując cytaty z zeznań świadków. Śmietanka-Kruszelnicki przytoczył też relację osoby, która znajdowała się w centrum tragicznych wydarzeń – Hanki Alpert, przesłuchanej następnego dnia po pogromie przez śledczego WUBP. Wg opisu, który przedstawiła kobieta, wydarzenia w budynku nabrały dramaturgii krótko po rozbrojeniu Żydów posiadających broń, a znajdujących się w kamienicy. Zeznała także: „Paru żołnierzy (…) na drugim piętrze zdjęli z siebie mundury i czapki, a poczęli strzelać z bloku do ludności, która stała przed komitetem (budynek przy Planty 7/9 – PAP), a ludność i żołnierze stojący zrobiły dużą panikę pomiędzy sobą, że Żydzi do nich strzelają (...)”. „Gdyby nawet uznać, że bicie, rabowanie, a nawet mordowanie dokonywane tego dnia przez żołnierzy było spowodowane wieloma czynnikami – demoralizacją, zanarchizowaniem, antysemityzmem, atmosferą przyzwolenia ze strony przełożonych (brak jednoznacznych rozkazów zakazujących) – to trudno w podobny sposób traktować podszywanie się kilku żołnierzy (bo tak należy interpretować zdjęcie przez nich mundurów i czapek) pod Żydów i strzelanie do tłumu zgromadzonego przed budynkiem” – zauważał historyk. Zdaniem naukowca, takie zachowanie wojskowych „trudno uznać za spontaniczne”, a musi być oceniono jako „zamierzone prowokowanie zdezorientowanych sytuacją ludzi do gwałtowniejszych zachowań” przeciw znajdującym się w budynku Żydom. Wg Śmietanki-Kruszelnickiego, „prowokacyjne zachowania pojedynczych osób w gromadzącym się stopniowo tłumie, postawa i zachowania pojedynczych żołnierzy i oficerów oraz grupek "umundurowanych" z przysłanych jednostek wojskowych, podgrzewały atmosferę wytworzoną przez plotkę i przyczyniły się do eskalacji zdarzeń”. Z kolei wg prok. Falkiewicza intensyfikację wydarzeń umożliwiły źle zorganizowane działania służb odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa obywateli. W świetle istniejących dowodów, nieskuteczność działań władzy trzeba tłumaczyć nietrafną oceną możliwości rozszerzenia się wydarzeń i związanego z nimi zagrożenia życia Żydów. Wpływ na dysfunkcyjność działań UB i MO miały osobiste relacje między kierownictwem tych organów w Kielcach. Główną przyczyną uniemożliwiającą opanowanie sytuacji była niemożność użycia broni palnej wobec agresywnej grupy osób z tłumu. Zakaz taki wynikał z wyraźnych poleceń, wydawanych przez funkcjonariuszy państwowych szczebla centralnego. W śledztwie weryfikowano sześć innych hipotez. Odrzucono m.in. niesiony przez propagandę komunistyczną tuż po zdarzeniach motyw zakładający, że wydarzenia kieleckie zostały sprowokowane inspiracją rządu emigracyjnego w Londynie i podziemia niepodległościowego w kraju, dla skompromitowania komunistycznego aparatu władzy i wykazania, że nie jest on w stanie kontrolować społeczeństwa polskiego. Teza ta była częścią uzasadnienia aktu oskarżenia i wyroku pierwszego procesu po pogromie. Zaprzeczali tej tezie m.in. funkcjonariusze UB, przesłuchiwani w latach 90. Nie stwierdzono też, by którejkolwiek z osób podejrzanych, oskarżonych i skazanych w kilku procesach, przedstawiono zarzut przynależności do niepodległościowych organizacji. W tym wątku analizowano też zachowanie 4 lipca 1946 r. szefa WUBP w Kielcach, Władysława Sobczyńskiego, który w czasie II Wojny Światowej był funkcjonariuszem NKWD. Prokurator wskazał, że jego bierność i brak właściwego zaangażowania w czasie wydarzeń trzeba tłumaczyć bardziej jego osobistą postawą wobec Żydów, faktem iż był „radykalnym antysemitą” (jako członek oddziałów Armii Ludowej brał udział w zabójstwach Żydów w regionie), niż wysuwać sugestie, iż jego zachowanie było spowodowane wytycznymi, otrzymanymi od przełożonych w tajnych służbach sowieckich – na co zresztą nie znaleziono dowodów. Badano też hipotezę zakładającą, że pogrom kielecki został sprowokowany przez kierownictwo organów bezpieczeństwa, na szczeblu krajowym lub wojewódzkim, za pośrednictwem kieleckiego UB i milicji – dla przerzucenia odpowiedzialności na podziemie niepodległościowe i ewentualne odwrócenie uwagi światowej opinii publicznej od faktu sfałszowania wyników czerwcowego referendum. Prokurator przypomniał, iż funkcjonariuszy pociągnięto do odpowiedzialności karnej, zmieniono też kadrę kierowniczą służb mundurowych i administracji państwowej w Kielcach. Liczący 29 tomów akt materiał dowodowy nie może być uznany za kompletny. Część dokumentów mogących mieć istotne znaczenie dowodowe zostało bowiem wcześniej zniszczonych, zgodnie z przepisami o archiwizacji. Z kolei śmierć niektórych osób przed rozpoczęciem śledztwa, uniemożliwiła uzyskanie odpowiedzi na wiele ważnych pytań, dotyczących przyczyn i przebiegu wydarzeń kieleckich oraz roli tych jednostek w czasie zajść. Śledztwo nie dało jednoznacznych odpowiedzi na takie kwestie jak przyczyny pewnej bezradności organów bezpieczeństwa w tłumieniu zajść, motywy niezrozumiałego zachowania się Walentego Błaszczyka (który twierdził m.in. iż jego syn miał być zamknięty przez Żydów w piwnicy), czy postawa szefa WUBP. Jednak w przypadku ujawnienia nowych dowodów i okoliczności, postępowanie karne może być w każdym czasie podjęte na nowo. Jak pisze prof. Bożena Szaynok („Spory o pogrom kielecki” w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego”), tak jak uproszczeniem jest widzenie kieleckich wydarzeń tylko w kontekście prowokacji, tak i uproszczeniem jest widzenie ich tylko w kontekście antysemityzmu.  Według prezesa Stowarzyszenia im. Karskiego Bogdana Białka, Kielce są szczególnie zobligowane do stawiania czoła wszelkim formom dyskryminacji. „Zapominamy, że pogrom kielecki spowodował całą falę uchodźczą z Polski. W latach 1946-1950 z Polski wyjechało niemal całe żydostwo – sto tysięcy ludzi. Także z innych części Europy – w przeświadczeniu, że w Europie dla Żydów nie ma miejsca i prześladowaniom nie będzie końca” – przypomniał w kwietniu, zapowiadając wydarzenia rocznicowe. Od wielu lat ciąży na Kielcach piętno wydarzeń z 4 lipca 1946 roku, kiedy doszło do mordu ludności żydowskiej. Owa zbrodnia nazywana jest "pogromem kieleckim". Za jego przygotowanie, sprowokowanie I przeprowadzenie odpowiadają służby państwowe. Zajścia miały przykryć kompromitujące dla komunistów fakty - sfałszowane referendum ludowe i sprawę zbrodni katyńskiej, która w tym czasie była rozpatrywana w Norymberdze. W III RP zatajano prawdę historyczną, wyrządzając tym samym ogromne szkody społeczne. Jednym z najgorszych kłamstw historycznych jest zatajanie prawdy o kieleckiej zbrodni, będącej prowokacją NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 roku. Podobne nikczemne sowieckie prowokacje w Europie Środkowej służyły do odwrócenia uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań przeciwko krajom naszego regionu. Winą za dokonanie zbrodni na ludności żydowskiej obarczono mieszkańców Kielc i Podziemie Niepodległościowe.  Po 1989 roku miasto nie pozbyło się oskarżeń o antysemityzm. W siedemdziesiątą rocznicę tych dramatycznych wydarzeń należy przekazać prawdę. Dziesięciolecia  panowania „pedagogiki wstydu” w czasach PRL-u i w III RP wyrządziły ogromne szkody świadomości społecznej, utrwalając niezmierne połacie kłamstw w wiedzy o historii. Jednym  z najgorszych i zarazem najszkodliwszych kłamstw  jest wymyślony przez komunistów mit o „pogromie kieleckim”, jak dotąd  dość powszechnie określa się  prowokację NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 r.  Niewiele osób wie, że   prowokacja ta była  tylko jedną z licznych podobnych nikczemnych sowieckich przedsięwzięć w Europie Środkowej. Była jedną z licznych prowokacji służących odwracaniu uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań  przeciwko krajom naszego regionu. Co znamienne - podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich. Prawie w tym samym czasie odbywały się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do "wypędzenia" ok. 711 tysięcy Żydów z satelickich krajów bloku sowieckiego.   PRZEMILCZANE PROWOKACJE SOWIECKIE W KRAJACH EUROPY ŚRODKOWEJ   Czołowa węgierska badaczka historii czasów powojennych profesor Maria Schmidt, dyrektor słynnego „Muzeum Terroru” w Budapeszcie już w 1991 roku ogłosiła dane, pokazujące kulisy sowieckich prowokacji, z rzekomymi pogromami Żydów na Węgrzech, w Polsce, Słowacji, czy w Rumunii. Wskazała ona,  że wszędzie tam władze sowieckie  uciekały się  do  bliźniaczo podobnych, wręcz zbrodniczych metod świadomie organizowanych zajść antyżydowskich, dokładnie wyreżyserowanych według podobnego scenariusza jak w Kielcach. Bardo podobne było w nich zachowanie wojska i milicji oraz wyraźna rola sprawców o komunistycznej proweniencji, których nigdy za to nie ukarano. Bardo podobne były też cele tych prowokacji. Podobnie jak zajścia w Kielcach, które miały odwrócić uwagę Zachodu od monstrualnie sfałszowanego referendum, tak zajścia na Węgrzech czy w Czechosłowacji (konkretnie na terenie Słowacji) miały odwracać uwagę Zachodu od przejawów skrajnego bezprawia i gwałtów, dokonywanych przez wojska sowieckie  w ramach rozprawy z prozachodnią opozycją. Do sprowokowanych przez NKWD i krajową bezpiekę zajść antyżydowskich doszło m. in. w Słowacji (Velke Topolcany, Chinorany, Krasno nad Nidą, Nedanovce ) i na Węgrzech (Ozd, Sajószentpéter, Kunmadarás, Miskolc). Zdaniem profesor Marii Schmidt ręka sowieckich tajnych służb kryła się za  prowokowaną histerią wzniecaną wokół rzekomych mordów rytualnych na Słowacji w kwietniu 1946 roku, na Węgrzech w maju 1946 roku  i w Polsce w lipcu 1946 roku.   Jak pisała prof. Maria Schmidt : „sowieckie  kierownictwo chciało się uwolnić od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy „kapitalizmu:”, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich  przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej „reakcji”, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii sympatyków żydowskiego pochodzenia”. (Cyt. za: J. Pelle: A kunmadarási pogrom. Shylock Hunniában II (Pogrom w Kunmadáras. Shylock w Hunni II), „Magyar Nemzet „ z 15 marca 1991 roku). Dodajmy do tego rzecz szczególnie ważną. Prowadzona na ogromna skalę nagonka medialna po rzekomych pogromach na   dziki „antysemityzm” Polaków, Węgrów, czy Słowaków miała oddziaływać na Zachód w jeszcze jednym względzie. Miała na celu pokazanie Zachodowi jak bardzo potrzebne w Europie Środkowej są sowieckie wojska, aby utrzymać w ryzach „faszystowskie” i „antysemickie” narody tego regionu.   KULISY I PRZEBIEG PROWOKACJI KIELECKIEJ  Sowieccy organizatorzy prowokacji kieleckiej świadomie wybrali właśnie Kielce na swe miejsce działania. W tym czasie Kielce było w centrum  regionu o bardzo dużym nasileniu partyzantki antykomunistycznej. Chodziło wiec o to, by właśnie takie miasto tym mocniej skompromitować w oczach szerszej opinii publicznej.  Nieprzypadkowo też  rzekomy „pogrom” w Kielcach zainscenizowano  4 lipca 1946 roku, zaledwie w cztery dni po sfałszowaniu  referendum przez władze komunistyczne w Polsce w dniu 30 czerwca 1946 roku.  Chodziło o to, by Zachód skupił się na sprawie „antysemickiego pogromu” i jak najszybciej zapomniał o sprawie referendum. Plan komunistów okazał się aż nadto skuteczny. Zbrodnicze zajścia kieleckie zaczęły się 4 lipca 1946 roku. Tego dnia od rana  w całym mieście zaczęto bardzo szeroko  rozpowszechniać pogłoskę o  rzekomym porwaniu przez Żydów w celu zamordowania 8-letniego chłopca Henryka Błaszczyka. Kilka osób udało się z  milicjantami do budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego przy ul. Planty 7, by domagać się rewizji domu w poszukiwaniu chłopca. W budynku tym zamieszkiwało wówczas wielu Żydów. Doszło do szarpaniny wewnątrz budynku, a wokół domu zaczęły się gromadzić grupy ludzi. Do budynku zaczęli wchodzić kolejni milicjanci, a potem grupy wojskowych i żołnierzy KBW. W niewyjaśnionych w pełni okolicznościach doszło do strzelaniny między żołnierzami i milicjantami, a Żydami, a później do mordowania i rabunku Żydów. Do ataku na Żydów dołączały się zgromadzone wokół budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego grupy cywilów. Ich agresywne  wystąpienia wzmogły się po  przybyciu około godz. 12.30. dużej grupy robotników Huty „Ludwinów”. Byli oni związani z partią komunistyczną. Wielka część z nich była poprzednio prokomunistycznymi agitatorami w czasie referendum. W wydanej w 2006 roku w Warszawie książce IPN „Wokół pogromu kieleckiego" liczebność tej grupy oceniano na kilkaset osób. W czasie krwawych zajść trwających aż 5 godzin – od godz. 10.00 rano do godz.15.00 – zginęło trzydzieścioro siedmioro Żydów, dwóch polskich cywilów i jeden polski oficer. Razem ilość ofiar mordu w Kielcach ocenia się na 40 osób. Propaganda komunistyczna specjalnie wielokrotnie wyolbrzymiała wielkość zgromadzonego przed domem żydowskim tłumu, aby obciążyć go całą winą za masakrę. Np. w odezwie do  ludności miasta Kielc i województwa z 11 lipca 1946 roku, twierdzono np. jakoby "Żydów zabijał tłum 20-tysięczny przy pomocy kamieni, kijów i kopania”. W rzeczywistości na placu przed Plantami mogło zmieścić się tylko do 500 osób, a badający sprawę sędzia Andrzej Jankowski ocenił, że tłum na Plantach nigdy nie przekroczył 300 osób. Tak niewielki „tłum” mogła z łatwością rozproszyć niewielka nawet, ale uzbrojona jednostka wojska , milicji czy UB. A w Kielcach w tym czasie - ze względu na zagrożenie atakami partyzantki antykomunistycznej – stacjonowały stosunkowo duże liczebnie formacje wojska (ok. 215 żołnierzy), II Kompanii KBW, Informacji Wojskowej, pracowników UB i MO, szkoły milicyjnej.. Do tego dochodził również stacjonujący w Kielcach garnizon sowiecki. Już sam ten fakt ogromnej zbrodniczej bezczynności stacjonujących w mieście dużych jednostek zbrojnych polskich i sowieckich musi prowadzić do  jednoznacznych podejrzeń co do tożsamości sprawców   rzekomego „pogromu”. Liczni autorzy, począwszy od raportów ks. bp. Czesława Kaczmarka i ambasadora Stanów Zjednoczonych w Warszawie Artura Bliss Lane z 1946 roku już wtedy akcentowali, że większość Żydów poległa z rak żołnierzy i oficerów. W 1982 roku gruntowną analizę sprawy zbrodni w Kielcach przedstawił były  oficer Informacji Wojskowej pochodzenia żydowskiego Michał Chęciński  w opublikowanej w Nowym Jorku książce „Poland: Communism- Nationalism- Antisemitism”. Właśnie  Chęciński po raz pierwszy zdemaskował sowieckiego majora NKWD Michaila Aleksandrowica Diomina jako głównego organizatora kieleckiej zbrodni. Współpracował z nim  b. oficer  NKWD w czasie wojny major UB Władysław Sobczyński (Spychaj). Przejściowo aresztowany po „pogromie” Sobczyński został szybko wypuszczony z więzienia, a potem doszedł aż do stopnia ambasadora PRL w  Sofii.  Wyjątkowo duże podejrzenia musi budzić fakt ujawniony przez Krzysztofa Kąkolewskiego w książce ‘Umarły cmentarz” (Warszawa 1996, ss.147,153). Chodziło o to, że w budynku domu żydowskiego przy ul. Planty 7 były dwie klatki schodowe. W klatce schodowej nr 2 mieszkali  wyodrębnieni w swoistym getcie utworzonym przez komunistów Żydzi wierzący, tzw. kibucnicy (syjoniści, przeciwnicy organizacji Bund), szykujący się na wyjazd do Palestyny. Napastnicy wdzierali się wybiórczo tylko do klatki schodowej nr 2. Natomiast, jak podkreślał  Kąkolewski (op.cit.,s.147 ) : "Lepsza" klatka, klatka nr 1, gdzie mieszkali żydowscy funkcjonariusze UB, PPR i innych instytucji urzędowych lub powiązanych z władzami, pozostała nietknięta”.   NADREPREZENTACJA ŻYDÓW W KIELECKICH WŁADZACH   Zastanawiający jest fakt, że do  inspirowanych przez NKWD i bezpiekę zajść antyżydowskich w Kielcach  doszło pomimo bardzo wielkiej nadreprezentacji Żydów we władzach partii komunistycznej i bezpieki w tym mieście. Jak duże było nagromadzenie osób pochodzenia żydowskiego w kieleckim obszarze władzy, niech świadczą następujące dane personalne, które zaczerpnąłem z szeregu wiarygodnych naukowych pozycji omawiających zbrodnię kielecką. Żydami byli m.in... prezydent miasta Kielce Tadeusz Żarecki,szef WUBP Andrzej Kornecki (Dawid Kornhendler ), sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PPR Józef Kalinowski, kierownik Wydziału Personalnego KW PZPR Julian Lewin, zastępca szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Albert Grynbaum, dowódca oddziału wojskowego wysłanego na pomoc Żydom na plantach major Kazimierz Konieczny, szef wydziału personalnego WUBP Marian (po wyjeździe z Polski występował jako Morris) Kwaśniewski. (Por. dokładne dane bibliograficzne podane w moim tekście „Kulisy zbrodni kieleckiej”, drukowanym w drugim tomie wydawnictwa IPN „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2008,s.451). Dane te uzupełniłem informacjami o żydowskim pochodzeniu szefa Wydziału Specjalnego (kontrwywiadu) w Kielcach- Majewskiego i szefa  Wydziału Politycznego i KW MO- Erlickiego, który później wyemigrował do Izraela . (Wg. tekstu Jacka Żurka w 1 tomie „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2006, s.376. Z tego samego wydawnictwa (t.,s. 271 ) dowiadujemy się z zeznań b. wojewody kieleckiego E. Wislicza- Iwańczyka o  żydowskim pochodzeniu szefa wojskowej Prokuratury Rejonowej w Kielcach Kazimierza Golczewskiego i następcy Kalinowskiego na stanowisku sekretarza KW PZPR –Kozłowskiego (Szpryngera). Z kolei prof. Jan Żaryn w studium „Hierarchia kościoła katolickiego wobec relacji  polsko-żydowskich  w latach 1945-1947, w książce "Wokół pogromu.." op.cit., t. 1, s. 85 przytacza fakt, że  funkcjonariusze  Wojewódzkiego  Urzędu Bezpieczeństwa publicznego wytykali, iż :na stanowiskach kierowniczych w WUBP stoją Żydzi – wskazując jako przykłady (…) Korneckiego, Dmowskiego, naczelnika Wydziału Personalnego oraz naczelnika Wydziału Więziennictwa i Obozów- Blajchmana i innych”. Wydane w latach  2006 r. i 2008 dwutomowe wydawnictwo „Wokół pogromu kieleckiego”, mimo bardzo dobrych mimo że napisane przez bardzo dobrych autorów nie wyjaśniło do końca sprawy. Zaciążyło na niej jednostronne i wręcz kłamliwe postanowienie o umorzeniu śledztwa wydane 21 października 2004 r. przez  prokuratora Krzysztofa Falkiewicza z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie.  Miejmy nadzieję, że polityka historyczna nowego rządu stworzy możliwości dla tak potrzebnego wznowienia śledztwa o zbrodni kieleckiej w imię prawdy o polskiej historii.   WIELKIE KŁAMSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA PRL ZDEMASKOWANE. KIELECKA PROWOKACJA NKWD. ŻYDZI W BEZPIECE.   Płk  Anatol Fejgin - wysoki funkcjonariusz  zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski pochodzenia żydowskiego należał do baronów bezpieki. To określenie dotyczy najbardziej wpływowych polityków MBP, które w swoich szeregach miało takich ludzi. Do tego kręgu należeli ludzie ze ścisłego kierownictwa resortu, złożonego ze starych NKWD-zistów i generałów UB: Stanisław Radkiewicz, Natan Kikiel - Grünspan  (Roman Romkowski), Mojżesz Bobrowicki ( Mieczysław Mietkowski), Józef Różański, płk NKWD Julia Brystygier ("Krwawa Luna"), Jan Ptasiński, Lejba Ajzen (Leon Andrzejewski), Józef Czaplicki zwany "Akowerem", znany ze swojego okrucieństwa wobec  żołnierzy Podziemia Niepodległościowego. Anatol Fejgin wstąpił do UB 1 marca 1950 roku, a właściwie został przeniesiony z Informacji Wojskowej, gdzie był zastępcą szefa Głównego Zarządu. To była wojskowa bezpieka , jeszcze bardziej okrutna  i bezwzględna niż jej "cywilny" odpowiednik. Obie służby  - UB i IW - zostały zorganizowane przez Sowietów w celu zapewnienia sobie dominacji w okupowanej przez komunistów  od 1944 roku Polsce i były narzędziem realizacji i obrony ich interesów. Nikt nie nadawał się do tej służby lepiej, niż przedwojenni agenci sowieccy w Komunistycznej Partii Polski. Najważniejsi z nich już przed wojną mieli obywatelstwo sowieckie i byli wtajemniczeni w plany światowej rewolucji, której płomienie miały zniszczyć Europę, a następnie inne kontynenty. Fejgin urodzony w 1909 roku w  inteligenckiej rodzinie żydowskiej był działaczem Komunistycznej Partii Polski ( w wieku 15 lat wstąpił do komunistycznej młodzieżówki), w której posługiwał się pseudonimami: "Felek"( na cześć Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego), "Jerzy", "Stach", "Wasyl". Trzykrotnie skazany był za działalność przeciwko suwerenności i niepodległości Polski na kary więzienia, podobnie jak Ozjasz Szechter ojciec Adama Michnika członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Od 1934 roku  przebywał stale na tzw. stopie nielegalnej jak "funk", czyli funkcjonariusz KPP na etacie, opłacanym z moskiewskich funduszy. Już wówczas został zaufanym człowiekiem NKWD przewidywanym do służby w "radzieckiej" Polsce. Jest jeszcze jeden charakterystyczny  fakt związany z tą postacią. We wszelkich dyskusjach o roli aparatu bezpieczeństwa publicznego komunistycznej Polski, szczególnie w latach 1944 - 1956 przewija się wątek narodowościowy, czyli: Żydzi w bezpiece. Istnieją dwa podejścia - jedno z nich polega na negowaniu tego wątku i sprowadzaniu go do...antysemityzmu. Czyli, że każdy, kto usiłuje pokazać, upublicznić to zjawisko jest natychmiast - przez pewne wpływowe media - odpowiednio zakwalifikowany jako ten, z którym nie powinno się dyskutować. Podejście drugie - to pokazywanie faktów. A z nimi się nie polemizuje, co najwyżej można je różnie interpretować. Na tym tle natychmiast widać różnice w postawach i ujawnia się pewne lobby , które w takich sytuacjach usiłuje wszystko zbagatelizować lub nawet negować fakty. Oto w 1990 roku w "Tygodniku Powszechnym" ukazała się charakterystyczna  wypowiedź prof. Chone Shmeruka , przewodniczącego  Ośrodka Kultury  Żydów Polskich na Hebrajskim Uniwersytecie w Jerozolimie":"Berman nie funkcjonował jako Żyd, on funkcjonował jako członek partii. A partia nie była żydowska, była polska. On się nie uważał za Żyda, lecz za kogoś kto występuje w imieniu Żydów. I żaden Żyd nie widział w nim przedstawiciela narodu żydowskiego. . Czułby się obrażony, gdyby mu ktoś to powiedział. Berman funkcjonował jako Berman i jego można obwiniać, czynić mu zarzuty. Ale jako Żyd? To samo mógłby robić Polak. Gdyby nie on, byłby Polak na jego miejscu". Fejgin miał również wiedzę o kulisach pogromu kieleckiego. Ponura sprawa, która cały czas czeka na wyjaśnienie, toczy się niemrawo i mało kto pamięta, że śledztwo nie zostało zakończone. Już wówczas, w 1946 roku, konspiracyjne pismo Zrzeszenia WiN "Orzeł Biały" w numerze 4 - 5  z czerwca - lipca informowało społeczeństwo, żyjące w okowach komunistycznej cenzury, że: "Wystąpienia antyżydowskie w Polsce są prowokowane przez NKWD i są wykorzystywane przez Rosję zarówno na arenie międzynarodowej, jak i na odcinku wewnętrznym. By nie dopuścić do porozumienia pomiędzy Żydami a społeczeństwem polskim, a z drugiej strony, by dodać bodźca Żydom do bardziej bojowego nastawienia wobec Polaków - NKWD stwarza prowokacje "pogromów"żydowskich pod firmą Andersa, PSL, WiN itp". Anatol Fejgin w wywiadzie opublikowanym w "Reporterze" (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego: "Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać(...). Jeszcze nie czas  o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele". Polska wielokrotnie jest nazywana krajem „antysemickim”, a Polacy – „antysemitami”. Nic to, że w tym „antysemickim kraju” przez wieki Żydzi stanowili znaczny odsetek mieszkańców, nic to, że mieli w nim swoje szkoły, prasę i liczne gminy wyznaniowe. Na świecie Polska uważana jest za kraj-cmentarz, gdzie Żydom zgotowano zagładę. Pojęcie „polskich obozów” jest wciąż w użyciu i ma się świetnie. A jeśli nawet ktoś rozsądny zauważy, że przecież Holokaust zgotowali Żydom Niemcy w miejscu z czysto logistycznego punktu widzenia dla nich najdogodniejszym, bo nie wymagającym transportu setek tysięcy ofiar, natychmiast znajdzie się ktoś, kto odpowie Jedwabnem i pogromem kieleckim. Obie te zbrodnie rzeczywiście miały miejsce, tyle, że obie wyglądały nieco inaczej, niż zostało to rozpowszechnione na całym świecie. Pełna kłamstw książka Tomasza Grossa została już dawno zdemaskowana, tak samo jak liczne kłamstwa na temat Jedwabnego rozpowszechniane przez środowiska żydowskie. Pogrom kielecki wciąż czeka na prawdę. Na razie jest ona mozolnie składana ze strzępków informacji, z krótkich, nigdy nierozwijanych wypowiedzi, które wyrwały się czołowym ubekom okresu stalinowskiego. Oczywiście – w społeczeństwie polskim, jak w każdym, zdarzały się szumowiny, które nie zawahały się podjąć współpracy z Niemcami w dziele mordowania Żydów. Procentowo było ich nie więcej niż szumowin żydowskich współpracujących przy mordowaniu współbraci. I byli tacy, którzy po wojnie zamieszkiwali w pożydowskich domach, ale często rekrutowali się z kręgów nowej władzy. I było ich nie więcej niż amerykańskich Żydów całkowicie obojętnych na los Żydów europejskich. Jak więc wyglądały pogromy i kto je organizował? Co naprawdę wydarzyło się w Kielcach w roku 1946?   POGROM  Oficjalna wersja pogromu kieleckiego jest następująca: 1 lipca zniknął ośmioletni wówczas Henryk Błaszczyk. Jego ojciec, szewc Walenty Błaszczyk, zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością syna około godziny 23.00 zgłosił na Milicję Obywatelską fakt zaginięcia dziecka. Dwa dni później, 3 lipca wieczorem chłopiec wrócił do domu, a około północy Walenty Błaszczyk, będący pod wpływem alkoholu, pojawił się na komendzie milicji informując, że jego syn przez trzy dni był przetrzymywany w piwnicy przez Żydów, skąd udało mu się uciec. Chłopiec wskazał milicjantom dom, w którym był przetrzymywany, a w którym mieścił się tzw. Komitet Żydowski, znajdowali tam też schronienie przypadkowi Żydzi, w tym będący w Kielcach przejazdem. Rankiem 4 lipca udał się tam na rewizję duży patrol milicji. Milicjanci informowali po drodze przechodniów, gdzie, po co i dlaczego idą, co spowodowało, że przed budynkiem zaczął gromadzić się tłum mieszkańców. Około godz. 10 rano budynek obstawiły oddziały Ludowego Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które nie rozproszyły jednak wrogiego tłumu. Według zeznań Chila Alperta (zastępcy przewodniczącego Komitetu Żydowskiego), który przebywał wówczas wewnątrz, żołnierze po przybyciu ostrzelali okna budynku. Następnie kilku żołnierzy wraz z milicjantami po wyważeniu drzwi weszło do środka i przeprowadziło rewizję wśród mieszkańców. Oficerowie Konieczny, Jędrzejczak i Repist odebrali broń mieszkańcom, którzy mieli na nią pozwolenie. W trakcie rewizji żołnierze zaczęli strzelać do osób znajdujących się wewnątrz, w trakcie tej strzelaniny zginęło kilkoro mieszkańców domu, w tym Seweryn Kahane, przewodniczący Komitetu Żydowskiego. Wejście żołnierzy do budynku i strzelanina rozpoczęły pogrom. Przez cały czas komendant Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego mjr Władysław Sobczyński nie wykonał żadnych działań mogących powstrzymać pogrom. Około południa na miejscu zdarzenia pojawił się prokurator okręgowy Jan Wrzeszcz, jednak wojsko nie wpuściło go na teren zajść i odmówiło rozpędzenia tłumu. Bezskutecznie próbowali uspokoić tłum również księża z Katedry kieleckiej – Jan Danielewicz i Roman Zelek, również niedopuszczeni do tłumu przez wojsko. Około godziny 12.00 na miejsce wydarzeń przybył nowy oddział wojska, wysłany przez pułkownika Stanisława Kupszę. Jego dowódca – major Konieczny rozkazał oddać salwę w powietrze. Ta pierwsza podczas zamieszek zdecydowana akcja wojska pozwoliła na opanowanie sytuacji i przywrócenie porządku. Wystawiono ochronę wokół budynku, a milicjanci zaczęli wywozić zabitych i rannych do szpitala miejskiego. Około godziny 12.30 z Kieleckich Zakładów Metalowych (d. Huta „Ludwików”) pod dom na ul. Planty 7 wyruszyło kilkuset robotników uzbrojonych w metalowe rury, kije i kamienie. Po przybyciu na miejsce robotnicy przerwali słaby kordon żołnierzy, zaatakowali pozostałych w domu Żydów i pogrom rozpoczął się na nowo. W tym czasie akty przemocy wymierzone w ludność żydowską zdarzały się na terenie całego miasta. Pod domem na ul. Planty i w jego okolicach zabitych zostało ponad dwadzieścia osób. Kilku mieszkańców Kielc narodowości polskiej zostało pobitych, gdyż wzięto ich za Żydów. Zginęło też trzech Polaków, którzy prawdopodobnie wystąpili w obronie napadniętych Żydów. Część morderstw miała charakter rabunkowy. Dopiero ok. godziny 14.00 służby mundurowe zaczęły reagować na rozprzestrzeniającą się przemoc. Komendant UB mjr Sobczyński zebrał na komendzie zamieszkałe w różnych częściach miasta rodziny żydowskie i zapewnił im ochronę. Wystawiono straż wokół szpitali, do których przewożono ofiary pogromu, gdyż wokół nich również zaczęli gromadzić się agresywni ludzie. Po oddaniu kilku salw wojsku udało się około godziny 14.00 odepchnąć tłum od budynku na ulicy Planty 7. Przed wieczorem do miasta wkroczyły dodatkowe oddziały wojska, pojawiły się wozy pancerne. Wprowadzono godzinę policyjną. Jeszcze tego samego dnia aresztowano ponad stu uczestników pogromu, w tym 34 żołnierzy i oficerów LWP oraz 6 funkcjonariuszy KBW. Około godz. 18.00 pogrom się zakończył, przynosząc śmierć 40 osób, w tym 37 Żydów i 3 Polaków oraz obrażenia stwierdzone u 35 osób. Ranni oraz pozostali w Kielcach Żydzi zostali następnego dnia przewiezieni strzeżonym pociągiem do Warszawy, organizatorem ewakuacji był wysłannik Centralnego Komitetu Żydów Polskich Icchak Cukierman, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim. W pierwszych godzinach po pogromie aresztowano kilkudziesięciu żołnierzy i milicjantów, przesłuchiwano ich jednak w charakterze podejrzanych. Większość została później zwolniona, chociaż przeprowadzone w następnych dniach badania ofiar pogromu wskazały, że jedenaście z nich zginęło od kul. Już w dniach 9-11 lipca 1946 r. w Kielcach odbył się pierwszy proces „sprawców” pogromu. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym obradującym na sesji wyjazdowej stanęło 12 osób, spośród których dziewięć skazano na karę śmierci, a pozostałe trzy osoby na dożywocie oraz siedem i dziesięć lat pozbawienia wolności. Wyroki śmierci przez rozstrzelanie wykonano już 12 lipca 1946 r. Procesy milicjantów i oficerów UB podejrzanych o udział w rozruchach odbyły się dopiero 25 i 26 września oraz 10 października. W ich wyniku kilku oskarżonych skazano na kary więzienia, kilku zaś zdegradowano do niższych stopni. W dniu 18 listopada odbył się kolejny proces piętnastu cywilnych uczestników pogromu, których skazano na kary więzienia, a 3 grudnia odbył się proces następnych siedmiu żołnierzy, których również skazano na kary więzienia. Natomiast 13 grudnia rozpoczął się proces komendanta UB w Kielcach Władysława Spychaj-Sobczyńskiego oraz dwóch komendantów milicji – Kuźnickiego i Gwiazdowicza. Spośród nich tylko Kuźnicki został skazany na rok pozbawienia wolności, dwóch pozostałych uniewinniono.   PŁONĄCE AKTA   Komunistyczne władze z miejsca nagłośniły tak sam pogrom, jak i związane z nim procesy. Od razu odpowiedzialnością za pogrom obciążyły antykomunistyczne podziemie, już w akcie oskarżenia pierwszego procesu „sprawców” wyraźnie wymieniając Wolność i Niezawisłość oraz Narodowe Siły Zbrojne. W kolejnych dniach w prasie publikowane były artykuły podtrzymujące tezę o prowokacji „reakcyjnego podziemia”. Swoim zwyczajem w fabrykach i zakładach pracy komuniści podejmowali próby organizacji wieców protestacyjnych potępiających antysemityzm i pogrom kielecki jako związane z działaniami organizacji antykomunistycznych. Tu jednak zareagowali robotnicy – społeczeństwo nie wierzyło w zorganizowanie pogromu przez antykomunistyczne podziemie i strajkami odpowiedziało na zmuszanie go do wieców. Efekt był więc odwrotny do zamierzonego i próby te zarzucono. Co ciekawe – komunistyczne władze nie podjęły żadnych działań zmierzających do ograniczenia podobnych zdarzeń w przyszłości. Poza propagandowym wykorzystaniem tych wydarzeń zapadła nad nimi cisza – nie podejmowano żadnych rozmów na ten temat na żadnym szczeblu. Informacje o pogromie, wątpliwościach co do jego przebiegu, ofiarach i procesie były w PRL blokowane. Pogrom kielecki został objęty cenzurą w krajowych publikacjach historycznych i badaniach dotyczących regionu kieleckiego. Pierwsza publikacja historyczna na ten temat pojawiła się dopiero w 1981 r. w „Tygodniku Solidarność”, a więc w prasie opozycyjnej. Archiwum kieleckiego SB zawierające dokumenty z okresu powojennego spłonęło, podobnie jak tysiące innych dokumentów bezpieki w 1988 r. Jego treść mogłaby zapewne rzucić nowe światło na sprawę pogromu kieleckiego, ale raczej już jej nie poznamy. Na razie jesteśmy więc skazani na odtwarzanie prawdy ze strzępków relacji i składanie drobnych faktów w jedną całość. Jaki obraz się z nich wyłania?   STRZĘPKI INFORMACJI   Pogrom w Kielcach był faktem. To nie ulega żadnej wątpliwości. Ale kto naprawdę wywołał zamieszki? Czy faktycznie był efektem spontanicznej reakcji tłumu? Czy przeciwnie – całość została perfekcyjnie przygotowana i od początku do końca przeprowadzona zgodnie z planem? Anatol Fejgin – wysokiej rangi funkcjonariusz zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski żydowskiego pochodzenia w wywiadzie opublikowanym w „Reporterze” (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego: „Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać. (…) Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele”. Wyznanie to zostało odebrane jako pośrednie przyznanie się do tego, o czym nieoficjalnie mówiono od dawna – że pogrom kielecki był świadomie i celowo zorganizowany przez bezpiekę, która starannie zaplanowała jego przebieg, wykorzystując do jego przeprowadzenia prowokatorów oraz funkcjonariuszy UB i wojsko. Co ciekawe, na ubecką prowokację zwracał również uwagę biskup Czesław Kaczmarek. Także ówczesny prymas Polski August Hlond podkreślał, że wydarzenia w Kielcach nie zostały spowodowane przez rasizm. W oświadczeniu przekazanym dziennikarzom prymas napisał m.in.: „Przebieg nieszczęsnych i ubolewania godnych wypadków kieleckich wykazuje, że nie można ich przypisać rasizmowi. Wyrosły one na podłożu całkiem odmiennym, bolesnym a tragicznym (…)”. Prymas przypomniał interwencję księży w dniu pogromu i nieopublikowaną odezwę biskupa kieleckiego. Stwierdził też, że za zepsucie się wcześniejszego dobrego stosunku Polaków do Żydów „w wielkiej mierze ponoszą odpowiedzialność Żydzi, stojący w Polsce na przodujących stanowiskach w życiu państwowym, a dążący do narzucenia form ustrojowych, których ogromna większość narodu nie chce”, zwracając uwagę na znaczącą rolę Żydów w aparacie stalinowskiego terroru, jakiemu zostali poddani wówczas Polacy. Sam Czesław Kaczmarek, będący w tym czasie biskupem kieleckim, nie był wówczas obecny w Kielcach – przebywał na kuracji w którymś z uzdrowisk. Tym samym zarzuty Grossa o bierności Kościoła podczas pogromu są nikczemnym kłamstwem, zwłaszcza że inni miejscowi księża próbowali interweniować. Faktem jest, że po powrocie do miasta biskup przeprowadził własne śledztwo, którego wyniki zawarał w raporcie wręczonym ambasadorowi USA. Napisał w nim m.in.: „Żydzi są nielubiani, a nawet znienawidzeni”, gdyż „są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce, który mu jest narzucany przemocą, wbrew jego woli. (…)”. I dalej: „Z tego postanowiły skorzystać pewne komunistyczne czynniki żydowskie w porozumieniu z opanowanym przez siebie Urzędem Bezpieczeństwa, aby wywołać pogrom, który by dało się potem rozgłosić jako dowód potrzeby emigracji Żydów do własnego kraju, jako dowód opanowania społeczeństwa polskiego przez antysemityzm i faszyzm i wreszcie jako dowód reakcyjności Kościoła (…)”, przypisując tym samym autorstwo pogromu kieleckiej bezpiece. Nawiasem mówiąc, bp Kaczmarek został później oskarżony przez komunistów o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych oraz Stolicy Apostolskiej, faszyzację życia społecznego, nielegalny handel walutami oraz kolaborację, a po aresztowaniu w 1951 r. był przesłuchiwany i torturowany przez ubeków głównie żydowskiego pochodzenia. Ponieważ od dnia sporządzenia raportu do dnia aresztowania upłynęło pięć lat, nikt nie wiązał sprawy zatrzymania ordynariusza diecezji kieleckiej z treścią napisanego przez niego raportu, co może być dużym błędem, a samo aresztowanie niekoniecznie spowodowane tylko walką z Kościołem.   Warto odnotować powyższe stwierdzenia, bowiem zostały napisane przez ludzi mających pełną świadomość nastrojów społecznych i sytuacji w kraju. Jeśli bowiem można w ogóle mówić o antysemickich nastrojach w społeczeństwie polskim, to nie wzięły się one znikąd. Polacy na co dzień mieli do czynienia z Żydami aktywnie uczestniczącymi w aparacie terroru – trudno więc oczekiwać, by ofiary pałały sympatią do katów. Opór Polaków w narzucaniu im komunizmu był wyjątkowo silny, a w 1946 r. często po prostu krwawy. Z drugiej strony – na Zachód przedostawały się informacje o tym, co dzieje się w Polsce i komuniści musieli jakoś uzasadnić swoje postępowanie wobec niepodległościowego podziemia. Zarzut antysemityzmu w Europie wstrząśniętej widokiem obozów zagłady nadawał się do tego idealnie. Co znamienne – podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich. Prawie w tym samym czasie odbyły się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do „wypędzenia” ok. 711 tys. Żydów z satelickich krajów ZSRR. I tu dochodzimy do sedna sprawy – sytuacji międzynarodowej, która dla pogromu w maleńkich Kielcach miała dość istotne znaczenie.   WIELKA POLITYKA I MAŁE MIASTO   Żydzi od wieków żyli nadzieją powrotu do Jerozolimy i stworzenia w Palestynie własnego państwa. Dopiero w 1922 r. Liga Narodów przyjęła projekt utworzenia Brytyjskiego Mandatu Palestyny z następującym komentarzem: „Odbudowa Żydowskiej Siedziby Narodowej ma się dokonać bez żadnego uszczerbku dla praw ludności arabskiej w Palestynie”. W owym czasie większość mieszkańców Palestyny stanowili muzułmańscy Arabowie, a jedynie w Jerozolimie mieszkało większe skupisko Żydów. Po 1945 r. Wielka Brytania została wmieszana w coraz bardziej agresywny konflikt z Żydami, walczącymi o swobodny dostęp żydowskiej imigracji do Palestyny. Pretensje Żydów do własnego państwa popierały Stany Zjednoczone, w których tamtejsi Żydzi mieli znaczne wpływy. Z kolei Związek Radziecki był zainteresowany wsparciem Arabów, co bynajmniej nie oznaczało sprzeciwu wobec planów utworzenia państwa Izrael. Przeciwnie – Stalin zdawał sobie sprawę, że w przypadku utworzenia w Palestynie państwa żydowskiego konflikt młodego kraju ze światem arabskim jest nieuchronny, a ten z kolei pozwoliłby mu na wspieranie państw arabskich dostawami broni i w zamian napływ funduszy potrzebnych do odbudowy ZSRR po wojnie. Postanowił więc wykorzystać okazję. Na przełomie czerwca i lipca 1946 r. przyjechały do Polski ostatnie transporty repatriantów żydowskich ze Związku Sowieckiego, w sumie ok. ćwierć miliona ludzi. Spośród nich wkrótce wyjechało 150 tys. właśnie z powodu pogromów inspirowanych tak przez NKWD, jak i przez organizacje syjonistyczne, którym również zależało na zwiększeniu liczby żydowskich mieszkańców Palestyny (acz z zupełnie innego powodu niż ZSRR). Ponieważ Żydzi nie zawsze chętnie wyjeżdżali na niepewny los, potrzebne były czynniki, które by ich do tego skłoniły. A nie było lepszych niż pogromy – dla ludzi, którzy dopiero co wynieśli głowy z wojennej pożogi, często tracąc w niej całe rodziny i przyjaciół, zagrożenie śmiercią było wystarczającym powodem, żeby uciekać, pozostawiając za sobą wszystko i zacząć życie od nowa, nawet ze świadomością, że będzie się to wiązało z zagrożeniem i trudnościami materialnymi. Według schematów NKWD później sami syjoniści dokonali prowokacji i pogromów w latach 1950-1951, by zmusić wówczas 547 tys. Żydów do wyjazdu do Izraela z krajów arabskich, takich jak Maroko, Algieria, Tunezja, Libia, Egipt, Arabia Saudyjska, Jordania, Syria i Liban oraz innych islamskich krajów, jak Iran, Pakistan, Turcja i Etiopia. Ukrywany jest fakt, że wcześniej zbrodnie podobne do pogromu kieleckiego miały miejsce po wojnie również w innych krajach Europy, pozostających pod sowiecką okupacją. Do pogromów doszło na Słowacji, Węgrzech i na Ukrainie – wszędzie według bardzo podobnego scenariusza. Również powody organizacji tamtejszych pogromów były identyczne jak w Polsce – odwracały uwagę międzynarodowej opinii publicznej od sowieckich zbrodni. Prof. Jerzy Robert Nowak pisze: „W opracowanej przez grupę wybitnych żydowskich badaczy na Zachodzie monografii historii Żydów w państwach zależnych od Związku Sowieckiego zwrócono szczególną uwagę na znamienne zachowanie pozostających pod nadzorem komunistów »sił porządku«: wojska i policji. W czasie zajść antyżydowskich w mieście Velke Topolcany 24 września 1945 r. w toku sześciogodzinnych zamieszek zniszczono wszystkie mieszkania żydowskie, raniono 49 osób. Policja przez cały ten czas nie tylko nie interweniowała w obronie napadniętych Żydów, lecz przeciwnie, uczestniczyła wraz z wojskiem w pogromie” (por. „The Jews in the Soviet Satellites”, Peter Meyer, Bernard D. Weinryb i in., Westpoint, Connecticut 1953, s. 105). I dalej: „Na łamach popularnego węgierskiego dziennika »Magyar Nemzet« z 15 marca 1991 r. przytoczono wymowne oceny węgierskiego historyka Marii Schmitd. Stwierdzała ona, że to ręka sowieckich tajnych służb kryła się za histerią wokół mordów rytualnych, wzniecaną w Słowacji w kwietniu 1946 r., na Węgrzech w maju 1946 r. (obok Kunmadars także w Mezökövesd i Hajduhadhaza) oraz w Polsce w lipcu 1946 r. Zdaniem Marii Schmidt: »Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy ‚kapitalizmu’; pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej ‚reakcji’, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków żydowskiego pochodzenia (…)«” (cyt. za: Janos Pelle, „A kunmadarasi pogrom. Shylock Hunniban II”, „Magyar Nemzet”, 15 marca 1991).   KATYŃ, PRZEGRANE REFERENDUM I UMOCNIENIE WŁADZY   Ale poza międzynarodowymi przyczynami pogromu w Kielcach były i przyczyny krajowe. Celem było nie tylko ukazanie środowisk niepodległościowych jako antysemickich zbrodniarzy, których zwalczanie jest obowiązkiem każdej praworządnej władzy. W polityce wewnętrznej chodziło także o odwrócenie uwagi opinii publicznej od sfałszowanych wyników referendum, które odbyło się zaledwie kilka dni wcześniej – 30 czerwca 1946 r. Wbrew komunistycznej propagandzie wzywającej do głosowania „Trzy razy tak”, Polacy zagłosowali trzy razy „nie”. Pogrom i reakcja nań władz odwracały uwagę od tego fałszerstwa. Odwracały też uwagę, zwłaszcza światowej opinii publicznej, od podjętego w tym czasie na procesie norymberskim tematu zbrodni katyńskiej. W 1946 r. Roman Andriejewicz Rudenko (późniejszy prokurator generalny ZSRR) – główny oskarżyciel z ramienia ZSRR w procesie norymberskim (a także w procesie szesnastu) – wniósł akt oskarżenia o ludobójstwo ok. 11 tys. polskich oficerów w Katyniu przez III Rzeszę. Ponieważ przebieg procesu szedł pod tym względem niezupełnie po myśli ZSRR, konieczne było odwrócenie od niego uwagi i podsunięcie światowej opinii publicznej tematu, na który była bardzo wrażliwa. To właśnie 4 lipca 1946 r. rozpoczęło się prezentowanie na posiedzeniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, podczas procesu najwyższych rangą zbrodniarzy nazistowskich, niekorzystnych dla ZSRR dowodów w sprawie zbrodni katyńskiej. Stalin zdawał sobie sprawę, że to nastąpi, potrzebował więc zdarzenia, które skutecznie odwróci uwagę od obu niewygodnych dla niego tematów. Pogrom pasował idealnie. Data 4 lipca, zadaniem ówczesnego ambasadora amerykańskiego w Polsce, Blissa Lanea, została specjalnie wyznaczona także po to, żeby reportaże z tego wydarzenia były natychmiast dostępne dla społeczeństwa amerykańskiego, a więc i dla tamtejszych środowisk żydowskich. Przecież 4 lipca to święto niepodległości USA – dzień wolny od pracy, w którym ludzie nie są zajęci codzienną bieganiną. W 1946 r. dzień ten przypadał w czwartek, więc opublikowanie informacji o pogromie w tym dniu i zaraz po nim zajmowało uwagę amerykańskiej opinii publicznej na dłużej niż parę godzin. Czyli znowu – spełniało dokładnie to, na czym zależało Stalinowi.   PRAWDZIWY, RZETELNIE PRZEKAZANY PRZEBIEG WYDARZEŃ   Faktem jest, że 4 lipca Henryk Błaszczyk, wówczas ośmioletni chłopiec, powiedział, że był przetrzymywany przez Żydów w piwnicy, z której udało mu się uciec. Po latach, już jako dojrzały mężczyzna w jednym z programów poświęconych pogromowi przyznał, że w pierwszych dniach lipca 1946 r. przebywał u rodziny na wsi, a gdy wrócił do miasta, ojciec kazał mu powiedzieć, że był przetrzymywany przez Żydów. Faktem jest, że 4 lipca do domu przy ulicy Planty 7, gdzie przebywali Żydzi dwukrotnie wkroczyli milicjanci, wojsko, KBW, oficerowie wywiadu wojskowego i sześciu współdziałających z nimi cywilów. Dom był otoczony kordonem wojska oddzielającego budynek i jego mieszkańców od tłumu na zewnątrz. Nikt z cywilów i osób „niepowołanych” nie miał możliwości wtargnięcia do środka. Hipotezę, że była to przeprowadzona z premedytacją akcja, zdają się potwierdzać następujące po sobie wydarzenia. Żydzi wyraźnie byli mordowani według jakiegoś planu. Najpierw wojsko nastraszyło ich, strzelając w okna, po wejściu żołnierze wylegitymowali obecnych i odebrali im broń, a następnie zaczęli strzelać do obecnych w środku. Pierwszymi ofiarami byli: rabin Kahande, najbogatszy kielecki kupiec żydowskiego pochodzenia, który głosił plan reaktywowania w mieście prywatnego handlu, i adwokat, który upominał się o zwrot żydowskiego mienia zagrabionego w czasie wojny. W dodatku przez wiele godzin świadomie nie zorganizowano odsieczy dla Żydów osaczonych w otoczonym przez wojsko i grupy cywilów budynku. Organizacja pomocy i stłumienie zamieszek nie powinny stanowić żadnego problemu, tym bardziej, że w późniejszych latach komuniści udowodnili wiele razy, że nie mieli z tym żadnego problemu. Jak wykazał prof. Jerzy Robert Nowak, szef kieleckiej bezpieki – major Władysław Sobczyński „odmówił wysłania na miejsce gromadzenia się tłumu kompanii szturmowej WUBP pod pretekstem, że żołnierze są zmęczeni nocną akcją w terenie”. Na miejsce zajść nie dopuszczono prokuratora oraz księży, którzy chcieli powstrzymać tłum, liczący bynajmniej nie kilka tysięcy osób, tylko raczej kilkaset.   KTO TEGO DNIA RZĄDZIŁ W KIELCACH?   Oczywiście zdarzenia tego nie dało się zorganizować spontanicznie – trzeba było wcześniej wybrać miejsce i czas oraz wyznaczyć odpowiednich ludzi. Wiele wskazuje na to, że inscenizacja „pogromu kieleckiego” odbyła się pod nadzorem wysokiej rangi urzędnika GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego), Michaiła Diomina, który na parę dni przed pogromem przyjechał do Kielc i po spisaniu sprawozdania z „pogromu” wyjechał. Michaił Diomin, który mówił biegle sześcioma językami, później służył na wysokich stanowiskach w ambasadach sowieckich w Niemczech Zachodnich i Izraelu. Został rozpoznany przez Żydów z Kielc, którzy po pogromie przyjechali do Izraela. Sama obecność w Kielcach urzędnika tak wysokiej rangi byłaby niezrozumiała, gdyby nie fakt, że tamtejszy „pogrom” był bardzo ważnym elementem w strategii Sowietów. Obok Michała Diomina w czasie pogromu w Kielcach był stacjonowany pułkownik NKWD Natan Szpilewoj i komendant ówczesnego Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach Władysław Spychaj-Sobczyński, który później mówił znajomym w jego rodzinnym Koninie, że pogrom kielecki, tak, jak i inne pogromy w ówczesnych krajach satelickich, był inscenizowany przez NKWD na rozkaz Moskwy, a przebieg tych zdarzeń był kontrolowany przez sowiecki aparat terroru. Ciekawa jest też historia zastępcy Sobczyńskiego. Był nim Albert Grynbaum, który w dziwnych okolicznościach zginął w wypadku samochodowym tuż po wydarzeniach kieleckich. O tym, że Sobczyński przez kilka godzin nie zrobił nic, by pogrom powstrzymać, powszechnie wiadomo. Ale nie wspomina się już o tym, że przez cały ten czas był pilnowany przez Natana Szpilewoja, który nawet miał dzwonić do Warszawy, żeby skonsultować dopuszczenie do ewentualnej interwencji. Rzecz znamienna, że Sobczyński – przedwojenny komunista i wojenny partyzant radziecki, chociaż ewidentnie nie dopełnił swoich obowiązków, pomimo wytoczonego mu procesu nie poniósł odpowiedzialności. Skazany został natomiast komendant milicji – Kuźnicki, który 4 lipca 1946 roku… przebywał na zwolnieniu lekarskim, a do pracy przyszedł na wieść o pogromie. Wszystko to wskazuje na świadomą prowokację i realizowanie odgórnie przyjętego scenariusza. Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy kapitalizmu, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę i wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom  prawicowej reakcji, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków pochodzenia żydowskiego.   STRZAŁY Z GÓRY I CIOSY BAGNETÓW   Podobnego zdania była też Bożena Szaynok, autorka książki „Pogrom Żydów w Kielcach 4 VII 1946” (Warszawa 1991). Napisała ona, że „działania milicji służyły niewątpliwie rozwojowi wydarzeń pogromowych. Działania szefa WUBP [Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego – J.R.N.] były niewątpliwie skierowane na spotęgowanie wydarzeń pogromu” (s. 108). Na prowokację wskazuje też późniejsza kariera majora Sobczyńskiego. W normalnych warunkach oficer niepotrafiący opanować zamieszek, w wyniku których zginęli ludzie, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Tymczasem w procesie po zamieszkach skazani zostali ludzie, którzy według ich rodzin w dniu 4 lipca 1946 r. nawet nie przebywali w Kielcach. Sędzia Andrzej Jankowski – wieloletni dyrektor Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Kielcach – w lipcu 1946 r. mieszkał w Kielcach i na własne oczy widział rzekomy tłum gromadzący się na Plantach. Stwierdził stanowczo, że nie było możliwości, by była to kilkutysięczna gromada ludzi. Ulica Planty nie pomieściłaby w żadnym wypadku takiej liczby ludzi. Sędzia zwrócił też uwagę na jeszcze jeden aspekt zajść. W wywiadzie udzielonym dr. Leszkowi Bukowskiemu – naczelnikowi kieleckiej Delegatury Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN powiedział: „50 osób sądzonych w różnych procesach związanych z pogromem, 32 to byli milicjanci, żołnierze i funkcjonariusze UB. Pozostałych 18 to cywile. Na 40 Żydów, którzy stracili życie w tym dniu lub później w efekcie doznanych obrażeń, na 11 zwłokach znajdowały się rany postrzałowe, a na 11 rany od bagnetów Mosina, przy czym nie we wszystkich przypadkach jako przyczynę określono te obrażenia, gdyż ofiary miały również zmiażdżone czaszki od silnych uderzeń. Ślady na zwłokach wskazują na udział w zbrodni ludzi uzbrojonych”. A bagnety Mosina miało wojsko i KBW, a nie cywile i robotnicy. W dodatku, zdaniem sędziego, również zmiażdżone czaszki ofiar wskazują, że bito je, by zabić, a nie spontanicznie dawano w przysłowiową „mordę”. Co więcej – we wspomnianym wywiadzie Jankowski przytoczył relację młodej Żydówki Hanki Alpert, która jako świadek wydarzeń podczas przesłuchań po pogromie powiedziała, że żołnierze po wejściu do budynku zdjęli mundury i z okien zaczęli strzelać do zgromadzonych na ulicy. Jeśli istotnie tak było, to należałoby postawić pytanie o cel takiego zachowania. Łatwo bowiem przewidzieć reakcję zgromadzonych, gdy nagle padły w ich kierunku strzały oddane przez cywilów zgromadzonych w budynku, gdzie przebywali Żydzi. Warto też zastanowić się przez chwilę nad rolą Jana Wrzeszcza – prokuratora Sądu Okręgowego w Kielcach. Na początku lipca 1946 r. był co prawda na urlopie, ale przebywał w mieście. Usłyszawszy o wydarzeniach na Plantach, udał się tam i próbował objąć przewodnictwo. Jak widomo, został zignorowany i niedopuszczony do żadnych działań. Trzy dni później na zjeździe delegatów Związku Zawodowego Pracowników Sądowych i Prokuratorskich w Łodzi, w odpowiedzi na propozycję uchwały potępiającej wydarzenia kieleckie, „które okrywają hańbą naród polski”, opowiedział się „za”, ale z koniecznością poznania faktów. Obecny tam wiceminister sprawiedliwości Leon Chajn w swoim wystąpieniu straszliwie go za to skrytykował. Następnego dnia wiadra pomyj wylała na niego lokalna prasa, a sam Wrzeszcz został zawieszony w obowiązkach. W końcu po licznych nieprzyjemnościach zarzucono mu, że jest „klerykałem” i przeniesiono w stan spoczynku, informując o tym – co znamienne – nie jego samego, tylko jego zwierzchnika. Kiedy jakiś czas później poprosił o zaliczenie mu do emerytury wcześniejszego okresu pracy w innej instytucji, prokurator Alicja Graf (z pochodzenia Żydówka), ta sama, która zleciła powieszenie generała Emila Fieldorfa, odmówiła mu nawet tego. Wrzeszcz musiał się więc bardzo narazić władzom, że tak potraktowały – w końcu – swojego człowieka.  "POLIGON DOŚWIADCZALNY"?  Sędzia Jankowski zwrócił też uwagę na osobę Henryka Błaszczyka, tego samego, który złożył doniesienie o porwaniu syna. Otóż cała rodzina Błaszczyków została zatrzymana przez UB i przetrzymywana aż do 1947 r. Nikomu z niej nie postawiono jednak żadnych zarzutów, a Henrykowi Błaszczykowi nie wytoczono żadnego procesu. A przecież z oficjalnej wersji wydarzeń wynika, że to on był ich prowokatorem. Za mniejsze rzeczy wówczas rozstrzeliwano. Dlaczego więc Błaszczykowi nic się nie stało? Sędzia Jankowski tego nie powiedział, ale przypuszczenie, że zatrzymanie było formą ochrony nasuwa się samo. A może chodziło o przytoczone przez sędziego pogłoski, że Błaszczyk był stałym współpracownikiem UB ps. „Przelot”? Co ciekawe – informacja pochodzi przede wszystkim od sekretarki szefa UB, Żydówki, która potem wyemigrowała. Czy stary Błaszczyk to „Przelot” – nie wiadomo. Wiadomo za to, że przez wiele lat był pracownikiem ochrony Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Sędzia zwrócił też uwagę, że badanie ciał wykazało, że dwaj spośród trzech zastrzelonych Polaków zginęli od strzałów oddanych z góry, co potwierdzałoby relację Hanki Alpert. Zauważył również, że podobne zdarzenia z udziałem dzieci, chociaż niezakończone pogromami, miały miejsce w innych miejscach na południu Polski. Na przykład pod koniec lipca 1946 r. w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy, że jej syn nie wrócił na noc. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili ich Żydzi. Rzecz znamienna, że Henio Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ulicę Planty 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi. Może to oczywiście być zbieg okoliczności, ale trudno nie powtórzyć za sędzią Jankowskim pytania, czy południowo-wschodni region Polski był jakimś polem doświadczalnym.   ROLA NKWD  Inni autorzy zwracali uwagę na rolę NKWD w organizacji pogromu. Podkreślał ją np. Michael Chęciński w opublikowanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism – Nationalism – Antisemitism”. Chęciński – były oficer Wojska Polskiego żydowskiego pochodzenia – powiązany ze służbami specjalnymi, eksponował rolę wspomnianego już oficera sowieckiego wywiadu Michaiła Aleksandrowicza Diomina. Poza przytoczeniem powszechnie znanych faktów związanych z okresem jego pobytu w Polsce, Chęciński zwrócił uwagę, że Diomin był oficerem specjalizującym się w sprawach żydowskich (w latach 1964-1967 był oficerem wywiadu sowieckiego w Izraelu, gdzie pracował jako sekretarz attaché handlowego w ambasadzie sowieckiej w Tel Awiwie) i stwierdził, że to on nadzorował Sobczyńskiego. Co szczególnie ciekawe – Chęciński twierdzi, że dopiero ten nadzór przyniósł pożądane efekty, dowodząc, że Sobczyński próbował już zorganizować zajścia antyżydowskie w Krakowie i Rzeszowie, które jednak się nie powiodły. Chęciński w swojej książce pisał zresztą wprost, że z pogromu kieleckiego najwięcej korzyści wynieśli radzieccy komuniści, którzy na arenie międzynarodowej mogli rozpętać nagonkę na „polskich antysemitów”, „polskich faszystów z leśnych band” i oczywiście na polski Kościół. „Antyżydowskie wybuchy w Polsce służyły jako pretekst do wzmocnienia kontroli nad polskim aparatem bezpieczeństwa poprzez wskazanie, że Polacy, nawet komuniści, nie są w stanie sami utrzymać prawa i porządku (…). Co więcej, mogli usprawiedliwiać wszystkie przyszłe represje polityczne jako konieczne dla zahamowania antysemickich sentymentów ludności (…)” – pisał. Co ciekawe (i zapomniane), Chęciński nie był odosobniony w swojej opinii. Na wiele lat przed nim na pogrom kielecki zareagowali polscy intelektualiści, w większości z pochodzenia Żydzi, którzy w specjalnym oświadczeniu wydanym w USA już 7 lipca 1946 r. napisali: „Reżimowi warszawskiemu zależy na odwróceniu uwagi światowej opinii publicznej od swoich ogromnych problemów w administrowaniu krajem – ponieważ nie opiera się on na woli większości Narodu Polskiego – lecz potężnej policji bezpieczeństwa, za którą stoi okupacyjna armia sowiecka. W chwili, kiedy opinia publiczna krajów demokratycznych zaczyna sobie zdawać sprawę z oszustw i nadużyć, jakie popełnia w Polsce prosowiecki reżim (by wspomnieć tylko ostatnie, oszukańcze referendum), rząd warszawski sprowokował morderstwa w Kielcach – ubierając się w togę obrońcy społeczności żydowskiej – aby upozorować, że jest za obroną demokracji”. Tym samym współcześni nie mieli złudzeń co do faktycznych sprawców pogromu, więc komuniści musieli uruchomić cały aparat propagandy, żeby opinie te powstrzymać. I tak też się stało.    APARAT KŁAMSTW   Pod koniec lipca 1946 roku w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy , że jej syn nie wrócił na noc do domu. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili go Żydzi.  Rzecz znamienna, iż Henryk Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ul. Plany 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi. Machina kłamstw została puszczona w ruch już w kilka godzin po zajściach. W oficjalnej odezwie do ludności miasta Kielc z dnia 4 lipca 1946 r. oświadczono: „Opłacane złotem bandy leśne NSZ, WiN, AK dokonały zbrodni”. Na kieleckich ulicach rozplakatowana została odezwa PPR, PPS, SP, PSL, SL, SD oraz Okręgowej Komisji Związków Zawodowych, pełna błędów i sformułowań charakterystycznych dla sowieckich produkcji tego typu, w której pojawiały się slogany o reakcyjnych panach polskich i stwierdzenie, że wydarzenia w Kielcach rzucają plamę na cały naród polski. Liczne błędy w stylistyce i pisowni wskazywały, że autorami tej ulotki z całą pewnością nie byli członkowie podpisanych pod nią ugrupowań, tylko raczej ktoś, kto słabo znał język polski, za to bardzo dobrze – język propagandy NKWD. Obecny na pogrzebie ofiar pogromu minister bezpieki Stanisław Radkiewicz oświadczył, że wydarzenia w Kielcach to dzieło emisariuszy Rządu Polskiego na Zachodzie i generała Andersa, przeprowadzone przy poparciu AK. Władysław Gomułka w przemówieniu wygłoszonym na zebraniu aktywu PPS i PPR 6 lipca 1946 r. powiedział: „Faszyści polscy, ci sami, którzy tak entuzjazmują się na sam widok pana Mikołajczyka i których on wita lordowskim uśmiechem zadowolenia, prześcignęli w antysemickim szale morderców hitlerowskich”. Zarzuty te powtórzyła komunistyczna prasa, pisząca o prowokacji elementów reakcyjnych i kieleckich kołtunach, zarażonych hitlerowską trucizną, podawaną przez andersowskich bandytów mszczących się za „klęskę referendum”. Całość skwapliwie wykorzystali przedstawiciele żydowskich organizacji (np. Centralnego Komitetu Żydów Polskich), którzy zapominając o relacjach współbraci mówiących o strzałach oddawanych przez wojsko, zajścia te nazywali „próbą odłamu faszystowskiego podburzenia społeczeństwa przeciw rządowi”, spowodowaną oczywiście przegranym referendum. Icchak Cukierman (jeden z przywódców powstania w getcie) stwierdził, że: „(…) Kielce to początek organizowania zamachów na Żydów (…) Dookoła zorganizowanych sił faszyzmu stoją antysemiccy zbrodniarze. Rząd zaczyna się umacniać i walka z reakcją jest ciężka, można się spodziewać mordów na Żydach. Kielce nie były odosobnione (…)”. Tak częste przywoływanie „przegranego” referendum jako przyczyny pogromu z całą pewnością nie było przypadkowe. Gwoli sprawiedliwości trzeba też przyznać, że przynajmniej część informacji o przyczynach pogromu żydowskie organizacje czerpały wprost od Jakuba Bermana, a zatem trudno oczekiwać, by były one zgodne z prawdą. Berman wykonywał przecież ściśle instrukcje Moskwy, a sam będąc Żydem, był żywotnie zainteresowany stosunkami polsko-żydowskimi. Warto też odnotować, że o ile komunistyczne władze dostosowały się do życzeń środowisk żydowskich odnośnie odpowiedniego nagłośnienia pogromu kieleckiego na Zachodzie, o tyle nie podjęły żadnych szczególnych działań w celu zapobieżenia podobnym zajściom w przyszłości. Oznacza to, że miały świadomość, iż takie zagrożenie nie istnieje, albo, że w razie konieczności bez trudu zdołają opanować sytuację, co prowadzi wprost do wniosku, że zdarzenia w Kielcach były starannie zaplanowane i przeprowadzone zgodnie z przyjętym z góry scenariuszem.   PODSUMOWANIE  Podsumowując sprawę pogromu kieleckiego trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że powyższe wnioski, wyprowadzone z dostępnych strzępków dokumentów i relacji, nie znalazły pełnego potwierdzenia w archiwaliach. Te bowiem, jak już zaznaczono, spłonęły w 1988 r. Zaznaczyć też trzeba, że niezależnie od wszystkich tych czynników w przeprowadzeniu pogromu poza wojskiem wzięła też udział grupka mieszkańców Kielc. Dziś nie sposób stwierdzić, kto wszedł w jej skład – ilu było w niej aktywnych komunistów wykonujących jakieś wytyczne, a ilu kielczan, którzy faktycznie uwierzyli w porwanie polskiego chłopca. Prawdą jest też, że w tamtych miesiącach widać było rażącą dysproporcję pomiędzy głodującymi Polakami a Żydami, którzy byli w nieporównanie lepszej sytuacji ekonomicznej i którzy wcale się z tym nie kryli. To drażniło i wzmagało niechęć. Nie bez znaczenia było zaangażowanie kieleckich Żydów w działania aparatu PPR, PPS i bezpieki, co wzbudzało do nich wręcz nienawiść, tyle że spowodowaną nie przynależnością etniczną, tylko polityczną. W dodatku przynajmniej kilku Żydów zaangażowanych w nowych władzach wywołało powszechne oburzenie popełnionymi nadużyciami. W tej sytuacji prowokacja łatwo mogła znaleźć podatny grunt. Biorąc pod uwagę, że ze stuprocentową pewnością wiemy, iż pierwsze jej ofiary zginęły z rąk przedstawicieli władzy, obciążanie za nią odpowiedzialnością Polaków jest co najmniej nadużyciem. A mówiąc wprost – podłym kłamstwem. Niestety, nie jedynym w kwestii stosunków polsko-żydowskich.   Źródła:    http://catholicinsight.com/online/reviews/books/article_750.shtml - James R. Thompson - Uniwersytet  Rice w Houston w Teksasie   http://zaprasza.net/a_y.php?article_id=21673"The Chesterton Review, Special Polish Issue, Spring - Summer"  - Iwo Cyprian Pogonowski, „Pogrom kielecki 1946”,www.owp.org.pl   - Jerzy Robert Nowak, „Prawda o Kielcach 1946 r. Część I”, „Nasz Dziennik”, 04 lipca 2002.   - „Pogrom kielecki – oczami świadka”,     - Katarzyna Bańcer (PAP)   http://dzieje.pl/aktualnosci/70-rocznica-pogromu-kieleckiego  http://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/07/odkamac-tzw-pogrom-kielecki.html  http://polskaniepodlegla.pl/magazyn-patriotyczny/item/2801-wielkie-klamstwo-ub-zdemaskowane-prawda-o-pogromie-kieleckim-wychodzi-na-wierzch  - Jerzy Robert Nowak "Odkłamać tzw. pogrom kielecki""Warszawska Gazeta" 1 lipca 2016 r.  - "Prawda o pogromie kieleckim - wielkie kłamstwo UB zdemaskowane""Zakazana Historia" lipiec 2014 "Mity przeciwko Polsce" Leszek Żebrowski; Żydzi, Polacy, komunizm  wyd. Penelopa Warszawa 2012          
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:11)
Kategoria wpisu: 

ADAM MICHNIK STRAŻNIK UKŁADU, NAJWIĘKSZY FASZYSTA W POLSCE - POLITYCZNI I MEDIALNI GANGSTERZY ODCIĘCI OD WŁADZY NIE COFNĄ SIĘ PRZED NICZYM ŻEBY JĄ ODZYSKAĆ

$
0
0
Ilustracja: 
ADAM MICHNIK, STRAŻNIK UKŁADU, NAJWIĘKSZY FASZYSTA W POLSCE - POLITYCZNI I MEDIALNI GANGSTERZY ODCIĘCI OD WŁADZY NIE COFNĄ SIĘ PRZED NICZYM ŻEBY JĄ ODZYSKAĆ   Z Ewą Stankiewicz - dziennikarką, reżyserem, prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010, prozatorką, m.in. scenografem i reżyserem  filmu "Krzyż", współzałożycielką Ruchu Kontroli Wyborów, na łamach "Warszawskiej Gazety" ; nr 52 z 23 - 30 grudnia 2015 r. rozmawiała  Aldona Zaorska.  Aldona Zaorska. Jak Pani ocenia obecną histerię, z jaką mamy do czynienia w Polsce? Naprawdę demokracja jest zagrożona? Czy raczej przeciwnie - zagrożone są interesy wąskiej grupki ludzi poprzedniego układu politycznego?   Ewa Stankiewicz. Myślę, że jest to raczej próba przeprowadzenia przez komunistów i gangsterski układ III RP, drenujący od lat Polskę, typowego puczu pod hasłem demokracji. Przecież fakt, że większość w Sejmie ma dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość, to właśnie przejaw demokracji - ludzie w wolnych, nieskrępowanych wyborach wskazali  komu ufają i komu powierzają mandat do sprawowania władzy . I ta decyzja społeczeństwa jest dzisiaj bardzo atakowana! Nawiasem mówiąc te wybory były wolne, ale nie wolne od fałszu! Solidarni 2010 opublikują już wkrótce raport z ich przebiegu. Szczegółowa analiza statystyczna wskazuje, że wynik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości był najprawdopodobniej jeszcze o kilka procent wyższy od oficjalnie podanego.   A.Z. To dlaczego opublikowano właśnie takie dane, jakie poznali Polacy?   E.S. W Polsce jest bardzo mocno ugruntowana "tradycja" fałszerstw wyborczych. Jednak dzięki coraz większej kontroli społecznej tych wyborów, pomimo licznych wysiłków nie udało się zafałszować ich na tyle, by odwrócić decyzję społeczeństwa. Dlatego to z czym mamy teraz do czynienia, te wszystkie KOD - y, mainstreamowe lamenty i występy, to po prostu krzyk, przepraszam za wyrażenie "trzody" odrywanej od koryta. Przykłady można mnożyć, zaczynając od słynnego ostatnio Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Andrzej Rzepliński wcale nie reprezentuje prawa. On łamie prawo. To co robi, to klasyczne zawłaszczanie władzy - przecież to on razem z Tuleją i Biernatem napisał ustawę , którą w czerwcu przepchnął przez Sejm Komorowski. W tej ustawie przygotowuje się obalenie wybranego dosłownie kilka dni wcześniej nowego prezydenta. Napisana przez sędziów poszerzających swoją własną władzę, ustawa o Trybunale Konstytucyjnym jest tworem powstałym wbrew Konstytucji. Konstytucja limituje zakres działania TK. To wtedy doszło do próby zamachu stanu, nie teraz.   A.Z. Czyli to Platforma Obywatelska jest odpowiedzialna za naruszanie Konstytucji, łamanie prawa i faktyczne przeniesienie ciężaru władzy z Parlamentu i prezydenta na Trybunał, powołany zresztą do istnienia przez Wojciecha Jaruzelskiego w celu usankcjonowania bezprawnie wprowadzonego stanu wojennego?   E.S. Nie chodzi o przeniesienie ciężaru władzy, bo TK nie jest władzą, nie ma do niej prawa. Chodzi o to, że właśnie za sprawą tej zmiany przepchniętej kolanem przez Platformę, Trybunał próbuje to zrobić - próbuje stać się władzą. Trybunał to nie jest sąd. On nie ma kompetencji sądu. Tym samym wymuszanie traktowania go i jak sądu i jako władzy jest de facto próbą zamachu stanu. Z jednej strony ma się on dokonać rękami takich sędziów jak Rzepliński, Tuleja, Biernat, czy Wróbel, przy pomocy niezlustrowanej korporacji prawniczej, będącej źródłem niesamowitej korupcji w wymiarze sprawiedliwości, a z drugiej - przy pomocy usłużnych mediów, takich jak "Gazeta Wyborcza" i kreowanie ruchów ulicznych typu Komitet Obrony Demokracji (KOD) - pod hasłami wprowadzającymi ludzi w błąd. Wszystko razem wzięte jest żałosne - postkomuniści  i te "syte koty" transformacji - ludzie, którzy przez tyle lat okradali społeczeństwo, wychodzą dzisiaj protestować, bo grozi im utrata parasola ochronnego nad ich gangsterską działalnością. Widok Romana Giertycha  podskakującego wraz z tym towarzystwem i grupa ogłupiałych ludzi "wyhodowanych" przez "Gazetę Wyborczą" jest po prosu żenujący.   A.Z. Ale w mediach pokazywani są inaczej. Myśli Pani, iż społeczeństwo nie da się nabrać?   E.S. Tak właśnie uważam - społeczeństwo przecież pokazało czerwoną kartkę układowi reprezentowanemu przez Michnika i Petru. Michnik co prawda odchodzi już do lamusa, ale media, takie jak "Gazeta Wyborcza", czy TVN usiłują wciąż manipulować społeczeństwem i mamy festiwal propagandy.   A.Z. A propos Michnika - nazwała go Pani największym faszysta w Polsce...   E.S. Nazwałam i podtrzymuję tę opinię. Nazwałam go faszystą, bo jeżeli traktować faszyzm jako ekstremę, która wyklucza jakąś część społeczeństwa z prawa do równego traktowania, upokarza ludzi przy pomocy bardzo brutalnych metod podżegających do nienawiści za pomocą kłamstwa i propagandy, to największym, najbardziej krzywdzącym społeczeństwo i życie publiczne w Polsce  jest Adam Michnik.  A.Z. Michnik stosuje myślenie na zasadzie - demokracja jest dla nas i dla tych, którzy myślą tak jak my?   E.S. Nie tylko o to chodzi. Chodzi przede wszystkim o próby odczłowieczenia przez niego całej części społeczeństwa. Przecież to jest człowiek, który zasiał taką nienawiść w Polsce i tak zatruł umysły ludzi, szczując na siebie całe grupy społeczne w naszym kraju, że powinien za to stanąć przed sądem. W końcu mowa nienawiści, podżeganie do nienawiści są karalne.   A.Z. Może powód jest bardziej przyziemny i chodzi mu tylko o kasę, którą właśnie traci? Przecież zmiana władzy to dla Agory, dla "Gazety Wyborczej" utrata paru milionów z prenumerat i publicznych ogłoszeń...   E.S. Oczywiście, że w tych wszystkich "protestach" i działalności Adama Michnika w istocie chodzi o wielkie pieniądze, utracone źródło drenażu kasy państwowej. "Gazeta Wyborcza" wbrew naszej woli przez lata żywiła się z naszych pieniędzy, otrzymując naprawdę gigantyczne kwoty. Natomiast Michnikowi nie tylko o kasę chodzi. Moim zdaniem jemu chodziło zawsze o rząd dusz i nie może tego ścierpieć, że go utracił. On i jego cyngle. To bardziej go boli niż utrata pieniędzy. Moim zdaniem może tu być scena  manifestacji pod siedzibą Agory na Czerskiej, kiedy 13 grudnia ludzie przyszli pod "Gazetę Wyborczą" protestować przeciwko kłamstwu, propagandzie i nienawiści, jakie on uprawia i stanęli naprzeciw kordonu policji, który odgradzał ten bogaty budynek od protestujących. A za plecami  policji stała garstka ludzi "Wyborczej", schowanych za policyjnym kordonem i ogromnej mocy zagłuszarką (sic!). To upominające się podobno o demokrację medium nie miało ochoty słuchać głosu ludu. Zagłuszarka ryczała na cały regulator nagrane wcześniej (!) hasła, skandowania oraz piosenki Jacka Kaczmarskiego (wątpię, czy podobałoby mu się śpiewanie w tych okolicznościach, ale "Gazeta" skrupułów nie miała). Reprezentująca establishment "najedzona" do granic wytrzymałości "Wyborcza", otoczona policyjną ochroną, zagłuszająca ludzi puszczanymi  przez megafony nagrania,  zza pleców policjantów chciała nagranymi głosami zagłuszyć głosy prawdziwe. Główni propagandyści nie mieli odwagi by stanąć z ludźmi twarzą w twarz. Moim zdaniem ten obraz mówił wszystko - kto jest kim, po której stronie stoi i kogo reprezentuje.   A.Z. A jak Pani ocenia taką sytuację, że dziennikarze "Gazety Wyborczej" wypisują komentarze do niemieckich gazet, a potem te gazety grzmią o "zamachu stanu w Polsce"?  E.S. Jeżeli chodzi o "Wyborczą", to tradycja donosu do reżimowych władz na kolegów jest tam dość mocno zakorzeniona, a jej autorzy cenieni. To są zwykli donosiciele którzy nie zawahają się - tak jak kiedyś targowiczanie - poprosić o zewnętrzną pomoc w walce o władzę w Polsce. Przede wszystkim ci ludzie kłamią. A nie można bezkarnie formułować oszczerstw ani w Polsce, ani forum międzynarodowym. Jeżeli ktoś takie oszczerstwa wygłasza powinien ponieść odpowiedzialność. Osobną sprawą są wystąpienia o retoryce pajaca Martina Schulza. Jeżeli najwyżsi urzędnicy Unii Europejskiej ośmielają się grozić Polsce, to jest to zadanie dla polskiego rządu i dyplomacji. Władze polskie muszą na taką propagandę ostro zareagować i nie pozwolić na jej szerzenie. W przypadku polityków UE  nie ma mowy o jakiejś głupocie - ich zachowanie jest po prostu batem, którym potrząsają w celu utrzymania swoich interesów finansowych i ideologicznych w Polsce. A na to żaden suwerenny rząd, żadnego suwerennego państwa nie może pozwolić. Musi reagować i liczę, iż będzie to czynił skutecznie. Na szczęście moim zdaniem , tak jak ludzie są uodpornieni na na propagandę "Wyborczej", czy TVN-u, tak też są już uodpornieni na propagandę tej grupy, która zagarnęła ideologicznie i strukturalnie Unię Europejską. Dlatego takie pokrzykiwania Schulza także ich nie przekonują. Schulz to człowiek o skrajnych poglądach, o ile się orientuję to nieuk, w normalnych warunkach byłby odsunięty zupełnie na margines. To że stoi tak wysoko w strukturach Unii niestety powoduje jej destrukcję i osłabienie. Schulz nie ma już takiego wpływu, ludzie uodpornili się także na propagandę urzędników unijnych, tylko jeszcze ostatni dinozaur "Gazeta Wyborcza"  próbuje z niego zrobić bat na Polskę. Wciąż natomiast jest problemem propaganda w mediach zagranicznych.   A.Z. Dlaczego?  E.S. Dlatego, iż w skali Europy, czy świata, sytuacja na rynku medialnym jest podobna do tej w Polsce. Panuje ogólna tendencja lewacka propagowana przez olbrzymie koncerny mające swoje tytuły prasowe w wielu krajach i realizujące ideologię politycznej poprawności. Nawet, jeżeli ideologia nie odgrywa większej roli, to doświadczenie pokazuje, że coraz trudniej o fakty, coraz łatwiej o propagandę. Takimi mediami są "BBC", "Washington Post", czy "CNN", gdzie oszczerczy wobec Polski program zrobił kolega Radosława Sikorskiego i jego żony - Fareed Zakaria, pracujący zresztą na co dzień dla "Washington Post" - tej samej gazety, co Anne Appleubaum - żona Sikorskiego. Ale pomijając te osobiste powiązania, których jest oczywiście znacznie więcej, mamy do czynienia z bardzo poważnymi sygnałami, wskazującymi, że obraz świata przekazywany przez powszechnie szanowane media, może być równie "rzetelny", jak ten pokazywany światu w sprawie Polski. Osobiście wątpię, aby kwestia mediów była tylko naszym kłopotem. Myślę, że podobnie jest w skali świata w naszym kręgu kulturowym.   A.Z.  I co z tym zrobić?   E.S. Zacząć budować w skali świata sieć mediów, które sprzeciwią się tej propagandzie kłamstw, a jednocześnie dotrą do ludzi. Jednocześnie wypracować metody, które dadzą odpór tym medialnym oszustom i pokażą ich kłamstwa. Uczyć dzieci w szkole odwagi i samodzielnego myślenia.   A.Z. W Polsce byłoby najprościej przejąć media publiczne, które - nie ma co ukrywać - uprawiają dzisiaj propagandę kłamstwa w nie mniejszym stopniu, niż dwie największe stacje prywatne.   E.S. Moim zdaniem TVP- Info jest gorsza w tej chwili nawet od TVN24. Ludzie w niej pracujący "idą po bandzie". To nawet nie jest propaganda, to jest czysta walka, niejednokrotnie na poziomie bliskim Jerzego Urbana. Dlatego każdy dzień zwłoki w przywróceniu tego środka komunikacji społecznej Polsce i Polakom to gigantyczna strata. Tu naprawdę liczą się godziny. Trzeba odsunąć tych medialnych gangsterów od kamer i wypracować prawo przywracające TVP społeczeństwu.   A.Z. To niewątpliwie spotka się z atakiem. Tomasz Lis już poleciał wypłakiwać się Niemcom w rękaw, że wolność słowa jest zagrożona, bo traci pracę w telewizji publicznej...Tylko patrzeć, jak Niemcy znowu zaczną grzmieć, że tak właśnie jest...   E.S. Lis liczy na to, że poleci do mediów niemieckich, te podniosą larum, za nimi podniesie wrzask Unia, a polski rząd czym prędzej się ugnie. Nie ugnie się. Premier Beata Szydło wyraźnie to powiedziała. Zresztą ludzie dostrzegają propagandę mediów mainstreamowych także w innych krajach. Siła tych mediów słabnie wszędzie - ludzie po prostu mają ich dość. Lis za to szczucie powinien zostać zepchnięty na margines życia publicznego przez społeczeństwo. A grono "sierot po reżimie" może sobie budować KOD-y, pod warunkiem, że nie będą podżegać do nienawiści. Jak wiemy - miało to już miejsce i skończyło się tragicznie. Oby się nie powtórzyło. Lis jest właśnie takim medialnym imamem, który wzbudza nienawiść i może się dochować ludzi, którzy sięgną po broń. To jest moim zdaniem większe niebezpieczeństwo z jego strony niż oszczerstwa wypłakiwane w niemieckich gazetach. Demokratyczne kraje zakazują działania najbardziej agresywnym imamom.   A.Z. Zapytam więc nieco prowokacyjnie - nie boi się Pani, że protesty KOD-ów i tym podobnych tworów będą jednak przybierać na sile?   E.S.  Protesty nie. Ich organizatorzy mają nadzieję, że rozhuśtają nastroje społeczne. Może, dzięki propagandzie, w jakimś stopniu im się to uda, ale wątpię, by udało im się poderwać ludzi do protestów społecznych na większą skalę. Ludzie poprzedniego establishmentu walczą tylko i wyłącznie o własne interesy i pozostanie przy tzw. korycie. Ich nie obchodzą nawet ci, którzy na marsz KOD-owców poszli. Zresztą - patrząc na wynik wyborów udało im sie ogłupić mniej więcej 20 procent społeczeństwa, a to za mało na rewolucję. Mam nadzieję, że za chwilę z ich rąk zostanie wyrwana tuba propagandowa, którą uczynili z telewizji publicznej i stracą jeszcze więcej. Po stronie reformatorów jest ogromna determinacja. Po stronie dawnego establishmentu jest walka na śmierć i życie. Oni nie odpuszczą i nie zrezygnują z niej. Dlatego, jeżeli się boję, to nie zorganizowania przez nich masowych protestów, tylko jakichś ekstremalnych zajść w rodzaju zamordowania śp. Marka Rosiaka. Ci polityczni i medialni gangsterzy, odcięci od władzy nie cofną się przed niczym żeby ją odzyskać.   Przecież to jest środowisko, które ma krew na rękach!   A.Z. Ma Pani na myśli 10 kwietnia i śmierć Lecha Kaczyńskiego?   E.S. Tak.  W przeprowadzeniu zamachu w Smoleńsku musiała uczestniczyć strona polska. Nie ma żadnego innego wytłumaczenia tego rozpadu samolotu, jak seria eksplozji ładunków wybuchowych na pokładzie. Wszystko wskazuje na to, że ładunki ulokowano w samolocie podczas jego remontu w rosyjskiej Samarze, a aktywowano je w Polsce przed startem 10 kwietnia z Okęcia.   Część przygotowań musiała mieć miejsce w Polsce. Cała grupa Sikorski, Arabski, Tusk, Miller, Klich, Kopacz, Bahr, Turowski - bez współpracy tych ludzi zamach by sie nie udał. Nie wiem, w czyim przypadku była to współpraca w pełni świadoma i ukierunkowana na mord, kto "tylko" dopuszczał, że jego działania mogą zakończyć się zamachem, a kto jedynie wierzył, że "dokopie" Kaczyńskiemu. Ale nie mam wątpliwości, że bez ich współpracy, działań i zaniechań morderstwo by się nie powiodło. Stan faktyczny musi ustalić niezależna prokuratura.   A.Z. A inne działania związane z rozliczeniem tamtej ekipy? Jakie kroki powinny być podjęte w pierwszej kolejności?   E.S. Jak już mówiłam - ustawa w sprawie telewizji publicznej i uzdrowienie obecnej chorej sytuacji w mediach. Ale też nie wolno zapominać o telewizji prywatnej! Nie widzę powodu dla ochrony prywatnego rynku medialnego przed Urzędem Antymonopolowym, który wchodzi, gdy tylko na rynku pojawi się monopolista. Tymczasem de facto obie największe prywatne telewizje informacyjne mają wspólnie z TVP monopol na rynek medialny. Warto zwrócić uwagę, że wspomniane stacje reprezentują tylko 30 procent społeczeństwa. Aż 60 procent nie ma swojej mainstreamowej stacji informacyjnej. To musi się zmienić!   A.Z. Dalsze kroki?  E.S. Jestem zbudowana tym, że PiS rzeczywiście idzie do przodu i myślę, że nie ma potrzeby tu podpowiadać. Na pewno należy rozliczyć tych kryminalistów, którzy rozkradali majątek narodowy czy podejmowali inne działania niezgodne z prawem. Nie może być tak, aby w Polsce skazywana na karę więzienia była staruszka, która z biedy ukradła kostkę masła, a przestępca, który wyprowadził miliony ze spółek Skarbu Państwa, pozostawał bezkarny. Nie może być tak, aby kary nie ponosiła osoba odpowiedzialna za przekręty prywatyzacyjne, czy sędzia łamiący prawo, tak jak to zrobił Rzepliński. Demokracja na tym właśnie polega, że ludzie są równi wobec prawa i pora żeby tu demokrację właśnie zaprowadzić. Konieczna jest też absolutna przejrzystość życia publicznego, w tym ujawnienie nazwisk wszystkich byłych TW, innymi słowy konieczna jest lustracja. Trzeba też zwrócić uwagę na działalność Trybunału Konstytucyjnego, który dotychczas zablokował cały szereg ustaw mających wprowadzić demokratyzację życia publicznego w Polsce, m.in. właśnie lustrację, dekomunizację, czy otwarcie zawodów prawniczych. Czas skończyć z sytuacją w której Trybunał Konstytucyjny jest bajpasem demokracji.   A.Z. Czy prezydent Andrzej Duda powinien ujawnić aneks do raportu z likwidacji WSI?   E.S.  Tak. Jest to absolutnIe konieczne!   Z Ewą Stankiewicz - dziennikarką, reżyserem, prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010, na łamach "Warszawskiej Gazety" ; nr 52 z 23 - 30 grudnia 2015 r. rozmawiała  Aldona Zaorska.                                   
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.5(głosów:13)
Kategoria wpisu: 

PARLAMENT PRZYJĄŁ POLSKO - UKRAIŃSKĄ DEKLARACJĘ PAMIĘCI I SOLIDARNOŚCI - A W NIEJ DEKLARACJĘ UCISZENIA ŚRODOWISK KRESOWYCH - ZE ZBURZENIEM CMENTARZA OBROŃCÓW LWOWA W TLE

$
0
0
Ilustracja: 
PARLAMENT PRZYJĄŁ POLSKO - UKRAIŃSKĄ DEKLARACJĘ PAMIĘCI I SOLIDARNOŚCI - A W NIEJ DEKLARACJĘ UCISZENIA ŚRODOWISK KRESOWYCH - ZE ZBURZENIEM CMENTARZA OBROŃCÓW LWOWA  W TLE.  UCHWAŁA SEJMU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ Z DNIA 20 PAŹDZIERNIKA 2016 ROKU.   DEKLARACJA PAMIĘCI I SOLIDARNOŚCI SEJMU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ ORAZ VERKHOWNEJ RADY UKRAINY.  "Kierując się duchem solidarności pomiędzy narodami Polski i Ukrainy, działając zgodnie z duchem strategicznego partnerstwa pomiędzy Rzecząpospolitą Polską i Ukrainą, podkreślając nasze niezachwiane zaangażowanie we wspólną obronę podstawowych zasad prawa międzynarodowego, suwerenności narodowej oraz integralności terytorialnej każdego z naszych państw, przywołując wielkie historyczne ofiary naszych narodów w obronie wolności i niepodległości, dążąc do szczęśliwego życia naszych narodów w zjednoczonej Europie, my, przedstawiciele Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej oraz Verkhovnej Rady Ukrainy: Wspólnie i jednocześnie przyjmujemy niniejszą „Deklarację Pamięci i Solidarności”, aby oddać hołd milionom ofiar poniesionych przez nasze narody w czasie II wojny światowej oraz potępić zewnętrznych agresorów, którzy próbowali zniszczyć naszą niepodległość. Zwracamy uwagę na fakt, że pakt Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku zawarty pomiędzy dwoma totalitarnymi reżimami – komunistycznym Związkiem Sowieckim i nazistowskimi Niemcami doprowadził do wybuchu II wojny światowej, spowodowanego agresją Niemiec, do których 17 września dołączył Związek Sowiecki. Konsekwencją tych wydarzeń była okupacja Polski przez Niemcy i Związek Sowiecki, skutkujące masowymi represjami wobec naszych narodów. Wydarzenia te, których konsekwencją był także traktat zawarty w Jałcie w 1945 roku, rozpoczęły trwający pół wieku nowy etap zniewolenia całej Europy Wschodniej i Środkowej. Pamiętamy, że słabość reakcji międzynarodowej wobec eskalacji postaw totalitarnych i szowinistycznych przed II wojną światową, pozwalanie agresorom na nieprzestrzeganie zasad prawa międzynarodowego, jak również polityka ustępstw zachęciły reżimy komunistyczny i nazistowski do agresji i w konsekwencji, podziału Europy. Składamy hołd milionom ofiar agresji i okupacji naszych krajów przez komunistyczny ZSRR i nazistowskie Niemcy. Pamiętamy walkę polskich i ukraińskich sił opozycji antykomunistycznej, która dała moralne podstawy dla przywrócenia niepodległości naszych państw. Wierzymy w potrzebę intensyfikacji bezstronnych badań historycznych, podjęcia szczerej i przyjacielskiej współpracy badaczy, a także powstrzymywania sił, które prowadzą do sporów w naszych państwach. Zwracamy uwagę, że prowadzenie agresywnej polityki zagranicznej przez Federację Rosyjską, okupacja Krymu przez Rosję, wspieranie i prowadzenie interwencji zbrojnej we wschodniej Ukrainie przez Kreml, łamanie podstawowych norm prawa międzynarodowego oraz układów zawartych z Ukrainą, niestosowanie się Rosji do postanowień oraz prowadzenie hybrydowej wojny informacyjnej stanowią zagrożenie dla pokoju i bezpieczeństwa całej Europy. Wyrażamy naszą solidarność ze wszystkimi obywatelami Ukrainy, w tym z Tatarami Krymskimi, w czasach tej wielkiej próby. Podkreślamy nasze zaangażowanie w działania na rzecz pokojowego rozwiązania konfliktu we wschodniej Ukrainie oraz przywrócenia jej integralności terytorialnej. Wyrażamy potrzebę jedności działania w ramach Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego wobec nowych zagrożeń i rozszerzenia wsparcia dla współpracy Sojuszu z Ukrainą i jej strategicznego celu – członkostwa w NATO. Wzywamy wszystkich europejskich partnerów by zademonstrowali jedność i międzynarodową solidarność oraz chronili zjednoczoną Europę przed zewnętrzną agresją. Wzywamy narody całej Europy, aby pamiętały o przyczynach i skutkach II Wojny Światowej oraz by podjęły wspólny wysiłek w celu ochrony bezpieczeństwa i wolności".  KORNEL MORAWIECKI  Z "WOLNYCH I SOLIDARNYCH" SPRZECIWIA SIĘ DEKLARACJI   Kornel Morawiecki z Wolnych i Solidarnych : Czy my chcemy braterstwa i solidarności między naszymi narodami, między Polakami i Ukraińcami, czy chcemy obłudy. Ta deklaracja głęboko w wielu miejscach rozmija się z prawdą. Nie będziemy popierać nieprawdziwej deklaracji.   PARLAMENT UKRAINY UZNAŁ OUN - UPA ZA UCZESTNIKÓW WALK O NIEPODLEGŁOŚĆ   Jak informuje ukraińska agencja UNIAN, Werchowna Rada Ukrainy przyjęła ustawę, w której OUN-UPA uznana jest za formację walczącą o niepodległość kraju. Akt ten został przyjęty w dniu wizyty prezydenta Komorowskiego na Ukrainie. Status OUN-UPA uregulowano ustawą "O statusie prawnym i uszanowaniu pamięci uczestników walki o niepodległość Ukrainy w XX wieku". Deputowani przyjęli projekt ustawy № 2538-1, opowiedziało się za nim 271 deputowanych przy wymaganych 226 głosach. "Zgodnie z ustawą wszyscy, którzy brali udział w walce zbrojnej, politycznej, w strukturach i organizacjach, uważani są za walczących o wolnośc i niepodległość Ukrainy" -  powiedział deputowany Jurij Szuchewycz z Radykalnej Partii, syn dowódcy UPA Romana Szuchewycza bezpośrednio odpowiedzialnego za ludobójstwo Polaków na Kresach z rąk nacjonalistów ukraińskich. Ukraińska Powstańcza Armia odpowiada łącznie za śmierć ponad 100 tysięcy Polaków. Szuchewycz zaznaczył, że ustawa dotyczy także m.in. Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych, Centralnej Rady, armii Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, Powstańczych Oddziałów Naddniestrza, Siczy Karpackiej. Autorzy ustawy podkreślili, że akt stwierdza również fakt agresji bolszewików na Ukrainę w 1918 roku.   UCISZYĆ ŚRODOWISKA KRESOWE - OZNACZA ZAMKNIĘCIE NAM KRESOWIANOM GĘB   Sejm przyjął polsko-ukraińską Deklarację Pamięci i Solidarności, a w niej – deklarację uciszenia środowisk kresowych. Sejm podczas czwartkowego głosowania przyjął po ostrej debacie przedstawiony przez Prezydium Sejmu projekt uchwały Deklaracja Pamięci i Solidarności Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej oraz Rady Najwyższej Ukrainy. Za jego przyjęciem głosowało 367 posłów, przeciw było 44. a 14 wstrzymało się od głosu. Mówi ona m.in. o potrzebie bezstronnych badań historycznych i potrzebie „powstrzymywania sił, które prowadzą do sporów w naszych państwach”. – My, wchodząc w taką pułapkę, w której pośrednio gloryfikujemy bojowników o wolność Ukrainy, ponieważ ci bojownicy o wolność Ukrainy w latach 40., w latach wojny i później walczyli o państwo totalitarne, walczyli o państwo, w którym miały być czystki etniczne, o Ukrainę dla Ukraińców. Ta uchwała to jest pułapka. Proszę, nie wchodźmy w to – apelował z sejmowej mównicy poseł Janusz Sanocki. – To się nie mieści w głowie – skomentowała przyjętą uchwałę dr Lucyna Kulińska, badaczka dziejów Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej. Skandaliczny jest nie tylko zapis o powstrzymywaniu bliżej nie zidentyfikowanych sił, „które prowadzą do sporów w naszych państwach”, co oznacza deklarację zamknięcia ust działaczom kresowym, ale fakt, iż najpierw dokument przyjęła strona ukraińska, nie dając polskim posłom możliwości wniesienia ewentualnych poprawek. Warto dodać, że – jak zresztą przyznał marszałek Ryszard Terlecki – twórcą dokumentu jest strona ukraińska.   ODWOŁANIE POKAZU FILMU "WOŁYŃ"  Odwołanie pokazu najnowszego dzieła Wojciecha Smarzowskiego "Wołyń" było do przewidzenia. W gestii Ukrainy leży ochrona takiego wydarzenia, ale jej władze się tym nie przejęły – stwierdził Aleksander Szycht, prezes Stowarzyszenia "Memoriae Fidelis" TRZEBA ZBURZYĆ CMENTARZ ORLĄT LWOWSKICH - ŻĄDA LIDER PARTII BRACTWO DMYTRO KORCZYŃSKI   „Trzeba zburzyć Cmentarz Orląt Lwowskich!”. Ukraiński „patriota” czy służący rozpętaniu wojny z Polską prowokator? „Pomnik walczących przeciwko Ukrainie Polaków trzeba będzie zburzyć. Trzeba go będzie zburzyć koniecznie!” – mówi w wywiadzie dla kherson.life lider partii Bractwo Dmytro Korczyński. Cmentarz Obrońców Lwowa, przez Polaków nazywany Campo…   DMITRIJ KORCZYŃSKIJ LIDER NACJONALISTYCZNEJ PARTII "BRACTWO" UKRAIŃSKI NACJONALISTA - TRZEBA ZBURZYĆ CMENTARZ ORLĄT LWOWSKICH   Dmytro Korczyńskij, lider ukraińskiej partii nacjonalistycznej „Bractwo”, w przeszłości współzałożyciel i lider UNA-UNSO powiedział w rozmowie z jednym z ukraińskich mediów, że po obaleniu sowieckich pomników na Ukrainie należy zająć się Cmentarzem Orląt Lwowskich. Korczyńskij, krytykujący wystąpienie prezydenta Izraela w ukraińskim parlamencie, uważa, że Ukraińcy nie są w Polsce lubiani i powinni oni liczyć tylko na siebie. - Nam, Ukraińcom po prostu trudno przyznać, że nas zwyczajnie nie lubią – ani nasi bracia-Polacy, ani wielu naszych braci-Żydów. Jak i wielu innych… Musimy po prostu rozstać się z ostatnimi iluzjami – powiedział polityk. Następnie lider „Bractwa” zwrócił uwagę, że na Cmentarzy Łyczakowskim we Lwowie znajduje się memoriał Orląt Lwowskich, poległych w walce z Ukraińcami. – Ten pomnik koniecznie trzeba zniszczyć – podkreśla ukraiński nacjonalista. Dodaje, że powinno to nastąpić po zniszczeniu ostatnich pomników sowieckich. Ukraińscy samorządowcy: lwy z Cmentarza Orląt Lwowskich mogą mieć „antyukraiński charakter” - Trzeba przyjąć priorytety. Najpierw to, a potem, być może, przyjdzie kolej i na Pomnik  Orląt (Cmentarz Obrońców Lwowa) – mówi Korczyńskij.      UKRAIŃSKI WYKŁADOWCA - LWÓW TO ODWIECZNE UKRAIŃSKIE MIASTO. POLACY TO OKUPANCI I KOLONIZATORZY   „Lwów był, jest i wiecznie będzie ukraińskim miastem i żadni Polacy tu swojego miasta nie bronili” – stwierdził ukraiński wykładowca, obniżając ocenę studentowi za „wykrzywiani prawdy historycznej”. „Jaka tu dla Polaków ojczyzna? W Galicji, na etnicznej ukraińskiej ziemi, gdzie nigdy Polaków nie było?". Podczas zajęć z historii ukraiński wykładowca słucha wypowiedzi jednego ze studentów dotyczących powstania państwa ukraińskiego po I wojnie światowej. Omawiał również obronę Lwowa przed oddziałami ukraińskimi w od listopada 1918 do maja 1919 roku, mówiąc o tym, że mieszkańcy miasta stanęli do walki z Ukraińcami. Wykładowca zaczął dociekać, jakiej narodowości byli ci „prości mieszkańcy”. „Nie prości, to byli Polacy. I to trzeba podkreślić – Lwowa bronili Polacy” – zaznaczył. Student dopowiedział, że polska młodzież „mężnie walczyła przeciw najeźdźcom”, otrzymując polskie posiłki wojskowe. „Skąd przyszło regularne wojsko polskie? (…) Nie z Polski, a z Przemyśla” – stwierdził wykładowca. „Mam takie wrażenie, że Pan trochę sympatyzuje z Polakami” – powiedział odnosząc się do wypowiedzi o tym, że Polacy mężnie bronili Lwowa przed Ukraińcami. Student przyznał mówiąc: „Polacy bronili swojego miasta, a Ukraińcy ich atakowali”. „Co to znaczy "swoje miasto"? Pan zna historię Lwowa? Kto założył Lwów” – oburzył się historyk. „Daniel Halicki” – padła odpowiedź. „Danyło! Ukraiński król! A Pan mówi, że to polskie miasto. Pan wykrzywia prawdę historyczną!” – powiedział wykładowca. „To odwieczne ukraińskie miasto. Polacy tu byli kolonizatorami” – podkreślał i zwrócił studentowi uwagę, że jest „nie ukraińskiego pochodzenia”. „Lwów był, jest i wiecznie będzie ukraińskim miastem i żadni Polacy tu swojego miasta nie bronili” – stwierdził wykładowca dodając, że student „stoi na pozycji polskich nacjonalistów i polskiej władzy”, którzy chcieli upamiętnić poległych Polaków. Oburzał się również na napis na pomniku na Cmentarzu Orląt Lwowskich, że Polacy bronili swojej ojczyzny. „Jaka tu dla Polaków ojczyzna? W Galicji, na etnicznej ukraińskiej ziemi, gdzie nigdy Polaków nie było. (…) Są kolonizatorami i okupantami, rozumie Pan?”. Ostatecznie wykładowca obniżył mu ocenę za „wykrzywianie prawdy historycznej” .   JESTEŚMY BARDZIEJ UKRAIŃSCY NIŻ SAMA UKRAINA - POSEŁ JANUSZ SANOCKI W SEJMIE   - My wychodzimy przed szereg. Jesteśmy bardziej ukraińscy niż sama Ukraina. Musi się skończyć ta głupota, bo ta uchwała jest objawem zwykłej głupoty politycznej – mówił poseł niezrzeszony Janusz Sanocki podczas burzliwej debaty sejmowej nt. „wspólnej” uchwały parlamentów Polski i Ukrainy. - Państwo ukraińskie nie jest w stanie wojny z Rosją – podkreślił Sanocki, zabierając w Sejmie głos podczas debaty nad projektem przyjętej w czwartek „wspólnej” uchwały parlamentów Polski i Ukrainy. Przypomniał, że ukraiński prezydent Petro Poroszenko, jako biznesmen i właściciel fabryki „Roshen” znajdującej się na terenie Rosji, w 2015 roku zapłacił kilkadziesiąt mln dolarów podatku na rzecz budżetu rosyjskiego. - My wychodzimy przed szereg. Jesteśmy bardziej ukraińscy niż sama Ukraina – mówił poseł. Podkreślił, że skoro Ukraina nie godzi się z aneksją Krymu, to powinna wypowiedzieć Rosji wojnę. - Proszę państwa, musi się skończyć ta głupota, bo ta uchwała jest objawem zwykłej głupoty politycznej, ponieważ wychodzimy przed szereg. Nie mamy w tym żadnego interesu, wręcz szkodzimy polskim interesom – mówił Sanocki. - Ja pomagam Ukraińcom osobiście. Pomagam rodzinom ukraińskim. Jestem za wolną Ukrainą, ale jestem przeciwko banderyzmowi, przeciwko temu, że tam cały patriotyzm ukraiński jest budowany na mitach Bandery i faszystów. I zamykanie na to oczu jest po prostu jakąś koszmarną głupotą i antypolonizmem, i antyukraińskością – zaznaczał poseł. Dodawał, że uchwała zaszkodzi Polsce i stosunkom polsko-ukraińskim. Jego zdaniem wynika to m.in. z „paranoicznej antyrosyjskości”. Pytał również o to, jak traktowani są Polacy na Ukrainie. Wcześniej poseł Sanocki również zabierał głos w sprawie  uchwały: - Gdyby ta uchwała służyła dobru Ukrainy, pierwszy bym ją poparł. Moja babcia była Ukrainką, moja rodzina pochodzi z Kresów, pomagam Ukraińcom, znam Ukrainę i wiem, że Ukraina jest głęboko podzielona. Ale środowiska postbanderowskie, postupowskie narzuciły jej, całemu społeczeństwu ukraińskiemu, narrację fałszywą historycznie. Nie możemy na to zamykać oczu, nie możemy podejmować naiwnych działań, kierując się pobożnymi życzeniami i naszymi nieprawdziwymi wyobrażeniami. Dzisiaj, jeśli używamy sformułowania ˝ci, którzy walczyli o wolność na Ukrainie˝, to wszyscy Ukraińcy zrozumieją to jako poparcie dla OUN i UPA. My nie możemy na to zamykać oczu. Jego zastrzeżenia budził również fakt, że uchwałę zgłoszono ze względu na to, że przyjmuje ją ukraiński parlament. - Przecież my nie mieliśmy szansy wcześniej uzgodnić, przedyskutować tego tekstu. Nie można tak stawiać nas, polskiego Sejmu, w takiej sytuacji, bo wychodzi na to, że my jesteśmy w zasadzie podporządkowani temu, co zrobi Werchowna Rada Ukrainy – mówił Sanocki. Zwrócił również uwagę, że Polska tym samym stwarza Ukraińcom fałszywą perspektywę: - To jest wielki błąd i tego nam Ukraińcy nie zapomną - ponieważ my nie jesteśmy w stanie im przyjść z żadną realną pomocą. Doskonale państwo o tym wiecie. Tomasz Rzymkowski dla Kresów.pl: politycy PiS stali się pożytecznymi idiotami strony ukraińskiej. „Ta deklaracja to krok do tyłu i skrajna poprawność polityczna” - Ks. Isakowicz-Zaleski dla Kresów.pl Winnicki: „wspólna” deklaracja parlamentów Polski i Ukrainy zawiera groźbę wobec Kresowian.   SYLWESTER CHRUSZCZ Z KUKIZ '15 - WSPÓLNA DEKLARACJA PARLAMENTÓW POLSKI I UKRAINY ZRÓWNUJE POLSKICH PATRIOTÓW Z UPOWCAMI   Za głosowanie "przeciw" deklaracji na posiedzeniu komisji, poseł został nazwany "ruskim agentem" przez Joannę Lichocką. Tekst deklaracji upublicznił na swoim profilu na Twitterze Sylwester Chruszcz, poseł Kukiz'15. Oprócz zapowiedzi wsparcia ambicji Ukrainy związanych z jej wstąpieniem do NATO, w deklaracji można przeczytać m.in. że oba parlamenty pamiętają walkę polskich i ukraińskich sił opozycji antykomunistycznej, która dała moralne podstawy dla przywrócenia niepodległości naszych państw. Deklaracja została przyjęta podczas posiedzenia Komisji ds. Zagranicznych i UE głosami m. in. Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej W komentarzu dla naszego portalu Sylwester Chruszcz stwierdził, że w świetle działań ukraińskich polityków, według których UPA była organizacją walczącą o niepodległość Ukrainy, można stwierdzić, że głosujący "za" w komisji uhonorowali tę organizację. Głosowałem przeciw tej deklaracji, gdyż zrównanie polskich patriotów i członków UPA jest absolutnie niedopuszczalne. Według relacji posła Chruszcza, po głosowaniu posłanka Joanna Lichocka nazwała sprzeciwiających się deklaracji, w tym Sylwestra Chruszcza "ruskimi agentami". Poseł zapowiedział, że najprawdopodobniej jutro złoży skargę do Komisji Etyki Poselskiej na posłankę Prawa i Sprawiedliwości z uwagi na niedopuszczalną sugestię, jaka padła z ust posłanki Joanny Lichockiej.   UKRAINA BĘDZIE KARAĆ UKRAIŃCÓW I CUDZOZIEMCÓW ZA OBRAŻANIE LUDOBÓJCÓW OUN - UPA. NA WNIOSEK WALZMANA - PETRO POROSZENKI PREZYDENTA UKRAINY.   Na mocy przegłosowanego przez ukraiński parlament projektu ustawy nr 2538-1 zaprzeczanie zasadności uczestnictwa OUN-UPA w walce o niepodległość kraju spotka się z konsekwencjami prawnymi. Ustawa została przegłosowana przez 271 deputowanych przy wymaganej większości 226 głosów. Na jej mocy państwo ukraińskie uznało, że walka o niepodległość trwałą od listopada 1917 roku do 24 sierpnia 1991 roku. Akt prawny przewiduje odpowiedzialność dla obywateli Ukrainy i cudzoziemców, którzy publicznie okazują lekceważący stosunek do uczestników walk o niepodległość w XX wieku. Wśród formacji wymienionych w ustawie znajduje się też Ukraińska Powstańcza Armia, która jest odpowiedzialna za ludobójstwo ponad 200 tysięcy Polaków na Kresach Wschodnich w trakcie II Wojny Światowej i tuż po niej. Publiczne głoszenie treści uznanych za bezprawne interpretowane jest jako szarganie pamięci walczących o niepodległość Ukrainy i upokarzanie godności narodu ukraińskiego. Nowe prawo zostało uchwalone w dniu wizyty Bronisława Komorowskiego prezydenta Polski na Ukrainie.   PARLAMENT UKRAINY UZNAŁ OUN - UPA ZA UCZESTNIKÓW  WALK O NIEPODLEGŁOŚĆ UKRAINY.   Jak informuje ukraińska agencja UNIAN, Werchowna Rada Ukrainy przyjęła ustawę, w której OUN - UPA uznana jest za formację walczącą o niepodległość kraju. Akt ten został przyjęty w dniu wizyty prezydenta Komorowskiego na Ukrainie.   MARSZ "CHWAŁY" MORDERCÓW Z UPA   W miniony piątek (14.X.2016)ulicami Kijowa przeszedł tzw. Marsz Chwały Bohaterów. Było to wydarzenie upamiętniające Ukraińską Powstańczą Armię oraz jej „heroiczną” postawę w walce o niepodległość Ukrainy. „Bohaterom” z UPA, wsławionym w „bojach” z ludnością cywilną Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej, oddało cześć kilka tysięcy osób. Pochód przemaszerował ulicami ukraińskiej stolicy pośród okrzyków: „Sława Ukrainie – bohaterom sława!”, „Bandera naszym bohaterem!”, wywołujących ciarki na plecach każdego Polaka, znającego choć trochę historię naszej Ojczyzny.   MARSZ CHWAŁY MORDERCÓW   Organizatorem tego zgromadzenia była partia Swoboda z jej przewodniczącym Ołehem Tiahnybokiem na czele. To jeden z osobników, którzy lansowali się niegdyś na kijowskim Majdanie, gdy za czasów pamiętnej „rewolucji”, wspierani m.in. przez polskich polityków, zwalczali trzymający ich za mordy reżim Janukowycza. Do dziś pamiętam delikwentów wykrzykujących wespół z banderowcami „Sława Ukrainie!”. Niektórzy z nich mienili się nawet polskimi patriotami. W życiu popełnia się błędy, a wiele z nich można zrozumieć i wybaczyć, jednak nie należy zapominać o zbrodniach na własnym narodzie. W moim katalogu niewybaczalnych faux pas, bratanie się z genetycznymi wrogami Polaków plasuje się na jednej z najwyższych pozycji. „Ważne byśmy zachowali ciągłość pokoleń, bo dzisiejsi żołnierze biorą przykład z upowców i innych uczestników walk o Ukrainę. Jesteśmy szczęśliwi, że nasza idea upamiętnienia UPA jest pozytywnie przyjmowana na całej Ukrainie” – cytując wspominanego wcześniej Tiahnyboka, otwiera mi się nóż w kieszeni. Jeśli współcześni ukraińscy żołnierze biorą rzeczywiście przykład z upowskich rzeźników, to życzę im szybkiej śmierci w okopach Donbasu. Obserwując dzisiejsze realia Ukrainy w pełni rozumiem swój niepokój związany z pamiętnymi wydarzeniami na Majdanie oraz ambiwalentne odczucia, jakie żywię wobec przebiegającej dziś, jedynie teoretycznie, demokratyzacji tego kraju. Autorytarne rządy prorosyjskiego Janukowycza mocno hamowały tamtejsze szowinistyczne zapędy. Gloryfikowany przez wszystkie polskie media Majdan zdestabilizował Ukrainę i zapewne dał asumpt procesom, które doprowadzą w końcu do jej rozpadu. Dla nas oznacza to coraz więcej rąk do pracy za niską płacę, co jest jak najbardziej na rękę proukraińskim władzom w Polsce. Putin zaś dostanie w końcu to, czego chce, a nam pozostanie ujadanie na rosyjskiego niedźwiedzia w obronie „niewinnych” ukraińskich owieczek. Owieczki w tym czasie zrehabilitują swych poległych bohaterów i na dobre zainstalują ich bohaterski wizerunek w umysłach rodaków. Nadchodzą czasy, gdy nikt już nie śmie podnieść ręki na Banderę i jego zwyrodnialców, czy to za sprawą oficjalnego ukraińskiego prawodawstwa, czy też bojówek Prawego Sektora, Swobody lub innych pogrobowców katów Wołynia. Porównanie banderowców z Żołnierzami Wyklętymi, z jakim zetknąłem się w cytowanej na jednym z portali wypowiedzi polskiego historyka, ubodło mnie do żywego. Kierując się złą wolą, czy też tylko głupotą, wiele osób stara się usprawiedliwiać ukraińskie nacjonalistyczne odrodzenie. Smutne to, ale prawdziwe. Niestety polskie władze nie robią w tej materii prawie nic. Naprawdę ciężko to zrozumieć. Ukraińcy, jak na razie, czczą swoich „bohaterów” bez skrępowania i nic nie zapowiada rychłej zmiany w tej materii. Jednocześnie rzesze gastarbeiterów ze wschodu niepostrzeżenie zaludniają nasz kraj i szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, aby byli to uciekający przed faszyzmem nieszczęśnicy, ani ostatni sprawiedliwi, którym na dźwięk nazwiska Bandera zbiera się na mdłości. Pamiętajmy, że im więcej ich przyjmiemy, tym śmielej będą sobie poczynać. W końcu się o tym boleśnie przekonamy.  Minister Waszczykowski obiecał Petrowi Poroszence, – że władze Polski więcej nie będą się zajmowały Rzezią Wołyńską.   POLSKIM SOBAKOM (PSOM) ZROBIMY DRUGI KATYŃ. ANTYPOLSKIE I ANTYSEMICKIE HASŁA UKRAIŃSKICH BANDEROWCOW   “Polakom … zrobimy drugi Katyń” – Dmitrij Jarosz - przywódca “Prawego Sektora” w rozmowie z Olegiem Tiahniobokiem – przywódcą partii “Swoboda.   To słowa Dmitrija Jarosza – przywódcy “Prawego Sektora” w rozmowie  z Olegiem Tiahniobokiem  –  przywódcą partii “Swoboda “   Rozmowa miała miejsce  w dniu 25 lutego 2014 r.  w restauracji  „Turgieniew” na ulicy Wielkiej Żytomirskiej 40 w Kijowie  ( na tej samej ulicy pod numerem 23 mieści się siedziba partii “Swoboda”. W rozmowie poruszony jest również polski wątek. )   Stenogram rozmowy pomiędzy liderem ugrupowania „Swoboda” Oleg Tiahni- bok i liderem ugrupowania „Prawy sektor” Dmitrij Jarosz . Tłumaczenie  własne przytoczonej wyżej rozmowy pomiędzy Tiahnibokiem i Jaroszem w części dotyczącej Polski i Polaków. http://wesservic.livejournal.com/851729.html   Oleg Tiahnibok :  Dobrze! Z Rosjanami i Europejczykami jasne, co myślisz o Polakach .  Oni poważnie myślą o powrocie na Wołyń.  Na mapach już zaczęli Wschodnie Kresy rysować.  Tam są silne prapolskie nastroje.  Jeśli z Europą wspólne- go języka nie znajdziemy , rozżaleni na nas mogą spuścić „polskiego psa”. W styczniu  polski sejm oskarżył  “Swobodę” (ugrupowanie  Tiahniboka –przyp. własny) o prowadzenie antypolskiej polityki.   Dmitrij Jarosz :  Możesz  być  dumny.  Mnie  jeszcze  tak  nikt  nie  nazwał.  Mało OUN i UPA krwi przelali ?  Będą podnosić głowę, my im zrobimy drugi Katyń . Ani metra  ukraińskiej  ziemi nie oddamy ani Rosjanom, ani Polakom , ani tym  bardziej  Żydom.  Karabinów  na  wszystkich  starczy.  Mam  do  ciebie Oleg kolejne pytanie. Ja nie rozpuszczę Majdanu do prezydenckich  wyborów.  Zainstaluje  kontrolę w najważniejszych ministerstwach i regionach. Będę ubezpieczał twoje działania. . W zestawieniu z możliwościami twojej „Swobody” to będzie siła. W ostatecznym etapie jeżeli „pacuki” ( prawdopodobnie chodzi  o  Jaceniuka , Kliczkę i Tymoszenko  - przyp. własny) znowu zaczną handlować Ukrainą, my znowu podniesiemy Majdan i weźmiemy władzę.  Naród  już jest gotów do tego… Oto z jakimi hasłami maszerują bojówkarze Dmitrija Jarosza – lidera “Prawego Sektora” i członkowie partii “Swoboda” na  czele której stoi  Oleg  Tiahniobok,  a sceneria przypomina marsze niemieckich faszystów.   UKRAINA ŻĄDA OD POLSKI ZWROTU ZIEM ! ANDRIJ DESZCZYCA AMBASADOR UKRAINY W POLSCE PUBLICZNIE OSKARŻYŁ POLAKÓW O LUDOBÓJSTWO.   Na Ukrainie żądają od Polski zwrotu ziem! Ambasador oskarża Polaków o… ludobójstwo! Ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca publicznie oskarżył Polaków o dokonanie ludobójstwa na Ukraińcach. Z kolei ukraiński doradca rządowy Ołeksij Kurinnyj związany z nacjonalistyczną Partią Swoboda zapowiedział rozpoczęcie w Radzie Najwyższej prac nad ustawą o roszczeniach terytorialnych wobec Polski. Reagując na Facebooku na uchwałę polskiego parlamentu w sprawie oddania hołdu ofiarom ludobójstwa na Wołyniu ambasador Deszczyca napisał, że w odpowiedzi „ukraińscy politycy i parlamentarzyści słusznie będą udowadniać, że miało miejsce i ludobójstwo na Ukraińcach ze strony Polaków”. Warto zauważyć, że kiedy o ludobójstwo czy „polskie obozy zagłady” oskarżają nas jacyś niedouczeni zachodni pismacy lub środowiska celowo starające się zrzucić na Polaków winę za niemieckie zbrodnie, Ministerstwo Spraw Zagranicznych  RP reaguje natychmiast. Tym razem milczy. Dlaczego? Czy ukraińskiemu ambasadorowi wolno obrażać Naród Polski? Czy na przemilczaniu kłamstw i oszczerstw mamy budować nasze „dobre relacje” z Ukrainą? Tymczasem znany kijowski adwokat, działacz społeczny i ekspert rządowy Ołeksij Kurinnyj związany z nacjonalistyczną Partią Swoboda zapowiedział, że rozpocznie pracę nad ustawą zawierającą roszczenia terytorialne wobec Polski. Jeśli dokument ten zyska poparcie w Radzie Najwyższej to władze w Kijowie będą zobligowane wystąpić do Polski o „zwrot” terytorium dawnego „ukraińskiego” Księstwa Halicko – Wołyńskiego z XIII w. w postaci tzw. Zakerzonia, czyli Chełmszczyzny, Przemyśla, Jasła, Rzeszowa, Białej Podlaskiej, a być może nawet Lublina, jako „UKRAIŃSKICH ZIEM ETNICZNYCH". Co ciekawe, Kurinnyj pochwalił się tym nie tylko na Facebooku. Jego wypowiedzi obszernie i z nieukrywaną złośliwością cytują portale rosyjskie, m.in. Politnavigator, Swobodnaja Pressa, Politobzor i inne. „Nie ma problemu, żeby zarejestrować projekt ustawy o Chełmszczyźnie i wysiedleniu Ukraińców jako przestępstwie (Polski – red.) przeciwko ludzkości. Wystarczy mi 2 dni, żeby to napisać do 5 sierpnia, a następnie wnieść pod obrady parlamentu” – mówi ukraiński ekspert. „Odpowiednie materiały mam” – zapewnia i powołuje się na dawne „mapy polskie i niemieckie”, które mają jakoby potwierdzać, że na tych ziemiach Polaków nie było, a jedynie „przymusowo spolonizowani i zasymilowani Ukraińcy”. „Nadszedł czas, żeby to zacząć! Od 2010 r. się do tego szykowałem! Chodzi o Ukraińców Zakerzonia i ich prawo na samookreślenie od Polski!” – napisał Kurinnyj na swoim profilu na Facebooku, gdzie zresztą górną grafikę stanowi mapa z zaznaczoną granicą Ukrainy aż do linii Wisły. Kurennoj_Facebook. Dodajmy, że oprócz działalności nacjonalistycznej i obsługi prawnej Partii Swoboda Kurinnyj jest też oficjalnym ekspertem ukraińskich władz, m.in. Narodowej Agencji Służby Państwowej, Państwowej Agencji Kinematografii oraz przygotowuje projekty ustaw mających reformować kraj. Z kolei na oficjalnej stronie Swobody pojawiła się petycja do parlamentu Ukrainy o „okupacji Zachodniej Ukrainy przez Polskę” autorstwa działacza tej partii Jurija Czerkaszyna walczącego w Donbasie w batalionie „Sicz Zaporoska”. Żąda się w niej m.in. „potępienia represji i terroru stosowanego przez hitlerowskich okupantów i ich sojuszników z polskiej policji przeciwko ukraińskiemu ruchowi narodowo – wyzwoleńczemu i cywilnej ludności Ukrainy na Wołyniu w latach 1943-44”. „W tych represjach przeciwko ludności ukraińskiej brali też udział polscy cywile” – pisze działacz Swobody. Partia ta żąda również „oficjalnego uznania faktu przestępstw dokonanych przez sowieckie NKWD i jego sojuszników z Armii Krajowej przeciwko ukraińskiemu podziemiu i ludności cywilnej na Wołyniu w latach 1943-45”. Autor petycji oskarża też przedwojenne władze Polski o „państwowy terror” oraz „masowe tortury i zabójstwa” ukraińskich chłopów. Partia Swoboda oburza się, że w Radzie Najwyższej odmówiono na razie zarejestrowania tej petycji, w związku z czym sama ją publikuje. Podsumowując te wszystkie wydarzenia pozostaje stwierdzić, że ambasador Ukrainy, który oskarża Polaków o ludobójstwo jest kłamcą i oszczercą i nie powinien ani dnia dłużej być tolerowany na naszym terytorium przez polskie władze. Tymczasem od jego skandalicznej wypowiedzi mija już prawie tydzień i nie widać żadnej reakcji Ministerstwa Spraw Zagranicznych  RP na te haniebne słowa. Z kolei fakt, że ukraiński ekspert rządowy przygotowujący ustawę o roszczeniach terytorialnych wobec Polski i chcący przesunąć granicę aż do linii Wisły, jest obszernie cytowany przez rosyjską propagandę, powinien wzbudzić przede wszystkim czujność Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Nie jest to bowiem jakiś zwykły nawiedzony nacjonalistyczny świr ukraiński, tylko człowiek wykształcony, prawnik, który doskonale rozumie, co robi i jakie skutki może wywołać jego działanie. Jeśli mimo wszystko ustawa ta pojawi się w ukraińskim parlamencie musi zostać przez nas potraktowana jako akt jednoznacznie wrogi wobec Rzeczypospolitej Polskiej. Przy okazji warto też może zastanowić się nad tym jak dotrzeć do umysłów milionów Ukraińców, szczególnie młodego pokolenia, które nie mając żadnej wiedzy historycznej masowo pada ofiarą neobanderowskiego kłamstwa i propagandy, dodatkowo wspieranej zresztą na poziomie oficjalnym przez ukraińskie władze. Seminariami i dyskusjami historyków tego nie załatwimy. Nie udało się to przez 25 lat i nie uda się przez 25 kolejnych, gdyż ukraińskie władze po prostu prawdy nie chcą. Polityczna decyzja o budowie tożsamości na ludobójczym „etosie” OUN - UPA już dawno w Kijowie zapadła i nie jesteśmy w stanie tego „odkręcić”. Może więc w tej sytuacji warto wykorzystać fakt, że co roku 1-1,5 mln Ukraińców występuje o pozwolenie na pracę w naszym kraju. Zwykłym rozporządzeniem Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej należałoby więc do składanego przez nich wniosku dołączyć standardowe oświadczenie, które każdy chcący u nas zarabiać obywatel Ukrainy powinien podpisać, jeśli chce takie pozwolenie otrzymać: „Ja, niżej podpisany (…) jestem świadom, że w Rzeczypospolitej Polskiej organizacje OUN i UPA są uznawane za ludobójcze z powodu masowych zbrodni, których dopuściły się na cywilnej ludności polskiej w czasie II Wojny Światowej i po jej zakończeniu. W związku z tym deklaruję, że w czasie mojego przebywania na terytorium RP – w celu zachowania porządku publicznego – powstrzymam się od jakichkolwiek form propagowania tych organizacji oraz głoszonej przez nie nazistowskiej ideologii pod sankcją wydalenia mnie z RP”. Proste? Proste. Dzięki temu nie wymagającemu żadnych długich procedur rozwiązaniu nie tylko zapobiegniemy krzewieniu u nas neobanderowskiej propagandy, ale przede wszystkim do milionów Ukraińców dotrze w końcu – do zdecydowanej większości po raz pierwszy w życiu – że OUN i UPA to ludobójcy i że my – Polacy nie życzymy sobie tej zarazy w naszym kraju.   EWA KOPACZ USIŁOWAŁA WYWIEŹĆ POLSKĘ Z SEJMU RP NA TACZKACH PATRZ http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/kopaczka-wywozi-polske-na-taczkach-sejmu-rzeczypospolitej   JAK NAZWAĆ DEKLARACJĘ POLSKIEGO PARLAMENTU ..."UCISZENIA ŚRODOWISK KRESOWYCH...? W groźbach ukraińskich roszczeń terytorialnych, drugiego Katynia etc.    OFIARY UKRAIŃSKIEGO LUDOBÓJSTWA CZEKAJĄ - NIE NA ZEMSTĘ, LECZ NA PAMIĘĆ I SPRAWIEDLIWOŚĆ   To co miało miejsce na terenach  byłych województw wołyńskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego w latach 1942 - 1944 było przeprowadzonym przez Ukraińców  ludobójstwem okrutnym (genocidum atrox). Jeżeli ktokolwiek neguje te zbrodnie i usiłuje nadać bieżącym stosunkom polsko - ukraińskim tzw. poprawność polityczną i rzekomo duchową, ten nie tylko mija się z prawdą historyczną, ale i też bieżącą w wymiarze następnych  pogróżek żydowskiego rządu  neobanderowców ukraińskich z prezydentem Walzmanem - antysemitą i anty Polakiem. Banderowcy to współcześni bohaterowie Ukrainy, którym stawia się pomniki, nazwiskami bandytów - morderców nazywa się ulice ukraińskich miast, a Polaków ma się za okupantów "odwiecznych ukraińskich ziem". Wysuwa się roszczenia terytorialne w stosunku do polskich ziem, nie tylko tych odebranych haniebnymi układami teherańskimi, poczdamskimi i jałtańskimi, z "odwiecznym ruskim Lwowem", ale też sięga się po Zakerzonie, Krynicę, Przemyśl, Kraków, Lublin i inne polskie miasta. (Patrz Wiktor Poliszczuk "Gorzka prawda"). Neobanderowcy współcześnie w pochodach lwowskich, czy też kijowskich wznoszą hasła "Smert Lachom", wygrażając się "drugim Katyniem" i zburzeniem nekropolii narodowej, jaką jest Cmentarz Obrońców Lwowa. Podobnie w stosunku do Polski, Polaków, polskości zachowywał się Adolf Hitler przed napadem na Polskę 1 września 1939 roku, a nie miał jeszcze na sumieniu licznych zbrodni ludobójstwa, popełnionego po najeździe na Rzeczpospolitą Polskę. Groźby hitlerowskie przemieniły się w najazd na nasz kraj nawet bez wypowiedzenia wojny, skutkiem czego wspólnie z ZSRS dokonano IV rozbioru Polski, z zamordowaniem 6 milionów obywateli polskich. Czy historia się powtarza? Otóż tak ! Przy dzisiejszej sytuacji międzynarodowej gdy III Wojna Światowa wydaje się być nieunikniona, Sejm RP chce zamknąć głosy Kresowianom, dla których najważniejszą rzeczą jest honor, zachowujący się podobnie jak Józef Beck w przemówieniu sejmowym 5 maja 1939 roku dla którego najważniejszą rzeczą był honor Narodu Polskiego. Uchwalona przez Sejm RP w dniu 20 października 2016 roku DEKLARACJA PAMIĘCI I SOLIDARNOŚCI SEJMU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ ORAZ VERKHOWNEJ RADY UKRAINY, A W NIEJ UCISZENIA ŚRODOWISK KRESOWYCH, godzi w honor Polaków, zbezczeszcza pamięć o bestialsko pomordowanych obywatelach polskich przez dzicz ukraińską  wspólnie i w porozumieniu z  duchownymi greckokatolickimi święcącymi narzędzia okrutnych zbrodni, piły, siekiery, młoty. Owa deklaracja stanowi kompromitację polskiej racji stanu na arenie międzynarodowej i wcale nie zabezpiecza Polski przed agresją neobanderyzmu. Być może obronimy się od dżihadu, ale graniczymy z bandami ukraińskimi, mając w naszych granicach ukraińskich banderowców, ze stale powiększającą się liczba Ukraińców w Polsce. Czy Ukraińcy mogą Polaków rezać? A mogą i będą, skoro się tylko wydarzy okazja! W razie wybuchu III Wojny Światowej USA, Wielka Brytania i Francja na czele z ONZ zachowają się podobnie jak w "sojuszach" II Wojny Światowej. W wymiarze osobistym utraciłem wówczas we Lwowie całą rodzinę, na czele z moim ojcem docentem medycyny Maurycym Marianem Szumańskim z Uniwersytetu Jana Kazimierza. Pozostała mi legitymacja Kombatanta. Jako męczennik okresu II Wojny Światowej, kombatant, lwowianin, nie dam sobie zamknąć gęby na sznurek, jak zmierza do tego haniebna deklaracja Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z 20 października 2016 roku.   Źródła:   http://prawy.pl/39444-sejm-przyjal-polsko-ukrainska-deklaracje-pamieci-i-solidarnosci-a-w-niej-deklaracje-uciszenia-srodowisk-kresowych/  https://gloria.tv/article/CxHdvmvFU2CQ4FHZfewjA6uGZ    http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/sejm-przyjal-polsko-ukrainska-deklaracje-pamieci-i-solidarnosci,685665.html      http://wiadomosci.onet.pl/kraj/sejm-przyjal-polsko-ukrainska-deklaracje-pamieci-i-solidarnosci/527eef  LIGA OBRONY SUWERENNOŚCI Jarosław Gryń http://lospolski.pl/?p=5527   http://wesservic.livejournal.com/851729.html  http://reporters.pl/1632/na-ukrainie-zadaja-od-polski-zwrotu-ziem-ambasador-oskarza-polakow-o-ludobojstwo/  http://kresy24.pl/tag/cmentarz-orlat-lwowskich/  http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz/ukrainski-wykladowca-lwow-to-odwieczne-ukrainskie-miasto-polacy-tu-kolonizatorami-i-okupantami-video  http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz/posel-sanocki-w-sejmie-jestesmy-bardziej-ukrainscy-niz-sama-ukraina-video  http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz/sylwester-chruszcz-z-kukiz15-wspolna-deklaracja-parlamentow-polski-i-ukrainy-zrownuje-polskich-patriotow-z-upowcami  http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz/parlament-ukrainy-uznal-oun-upa-za-uczestnikow-walk-o-niepodleglosc-ukrainy
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.8(głosów:12)
Kategoria wpisu: 
Viewing all 775 articles
Browse latest View live