Quantcast
Channel: Blog użytkownika Aleszumm
Viewing all 789 articles
Browse latest View live

MA CZYM POLEGA MĄDROŚĆ TALMUDU?

$
0
0
Ilustracja: 
MADROŚCI ŻYDOWSKIE
NA CZYM POLEGA MĄDROŚĆ TALMUDU?JAK ŻYD ADOLF MICHNIK UDOWODNIŁ ADAMOWI HITLEROWI MĄDROŚĆ TALMUDU?Było to już dosyć dawno, gdy Adolf Michnik doszedł do władzy z woli Żydów amerykańskich i polskich gojów z firmy "Wolność słowa w hejtprogranie". Organem drukowanym firmy jest "Gazeten jidysz" po polsku "Gówno prawda".Adam Hitler był człowiekiem dociekliwym i postanowił zapoznać się z mądrością zawartą w Talmudzie.Wezwał więc jednego z największych talmudystów świata Adolfa Michnika i rzekł do niego" - Słuchaj Żydzie, masz mi wytłumaczyć co to jest Talmud, czy ty jako zwolennik NSDAP wiesz na czym polega jego mądrość.Szanowny panie Adamie Hitler - odpowiedział Adolf Michnik - chcę pana ostrzec, że to jest bardzo trudne i skomplikowane, a jak niektórzy sądzą, Talmud przewyższa ideologię NSDAP, Marksizmu - Leninizmu, a nawet "Protokoły mędrców Syjonu".Jako wyznawca NSDAP, Marksizmu- Leninizmu, nie bardzo zgadzam się z taką opinią, ale proszę pytać - odpowiedział Adolf Michnik Adamowi Hitlerowi. Pójdę dalej -- kontynuował Adolf Michnik, Talmud nie propaguje "Carycy i zwierciadła" Janusza Szpotańskiego.Jestem wodzem wielkiego narodu i dla mnie nie ma nic trudnego, nawet "Caryca i zwierciadło" - rzekł Adam Hitler.- Dobrze - rzekł Adolf Michnik, spróbuję to panu wytłumaczyć na przykładzie.Niech pan sobie wyobrazi, panie Hitler, że jest wieś. W tej wsi stoją murowane kilkupiętrowe domy o płaskich dachach. Po tych dachach spacerują dwaj Żydzi rabini z czerskolandu. Te domy znajdują się w ciągu zwartym, tak, że można przechodzić z jednego dachu na sąsiedni z lewej i prawej strony.Jeden ze spacerowiczów, człowiek bardzo ciekawy zajrzał w otwór komina, tak niefortunnie, że wpadł do komina. Drugi rebe, bardzo sumienny, chcąc mu pospieszyć z pomocą wpadł do komina za nim. Kiedy obaj Żydzi wyszli z komina, jeden z nich był biały, a drugi czarny. A teraz pytanie panie Hitler, który z nich poszedł się umyć?Oczywiście, że ten czarny Żyd poszedł się umyć- odpowiedział Adam Hitler.Nie - panie Hitler - odpowiedział Adolf Michnik- żaden z nich nie poszedł się umyć. Ten biały widział, że jest biały, więc nie poszedł się umyć Ten czarny widział, że tamten jest biały, więc myślał, że i on jest biały i też nie poszedł się umyć.Aaa - stwierdził z zadowoleniem Hitler, teraz już rozumiem.Chwileczkę panie Hitler – zaśmiał się talmudysta – to dopiero początek.Otóż jest noc i dwóch Żydów rabinów przechadza się po dachach. Jeden z nich był nieostrożny i zaglądając do komina wpadł do środka. Drugi rebe chciał mu pomóc i też wpadł w otwór kominowy. Na dole się spotkali, jeden czarny, drugi biały. Który z nich poszedł się umyć?Teraz już wiem – zawołał radośnie Adam Hitler – żaden.Nie, panie Hitler. Obaj poszli się umyć. Ten czarny, widząc, że jest czarny poszedł się umyć. A ten biały widząc, że tamten jest czarny, myślał, ze też jest czarny i też poszedł się umyć. Ale to jeszcze nie wszystko panie Hitler.Znowu jest noc i znowu dwóch Żydów spaceruje po dachu. Jeden wpadł do komina, drugi chcąc mu pomóc też wpadł do komina. Jeden z nich był czarny, drugi biały. Który poszedł się umyć?Niech cię diabli porwą zawołał Adam Hitler do Adolfa Michnika - nie wiem.Ten czarny poszedł się umyć panie Hitler, bo widział, że jest czarny, to poszedł się umyć. Mówiłem przecież panu, panie Hitler, że mądrości Talmudu są nie do zrozumienia, szczególnie dla gojskich łbów - powiedział Adolf Michnik do Adama Hitlera. Ale na tym nie koniec panie Hitler - powiedział Adolf Michnik. Po pierwsze, gdzie pan panie Hitler widział na wsi murowane wysokie domy? Po drugie, ci rebe nie mieli w nocy nic innego do roboty, tylko spacerować po dachach? Po trzecie pan sądzi, że jak  jeden Żyd wpadnie do komina, to drugi Żyd nie ma nic innego do roboty, jak łażenie za nim? Ale nawet gdyby się tak wydarzyło, to panie Hitler, czy pan widział dwóch ludzi, którzy wpadli do komina, aby jeden wyszedł biały, a drugi czarny?Tak to talmudysta Adolf Michnik pokazał swoją wyższość nad Adamem Hitlerem.Nie tak dawno mnie się wydarzyło spacerować po płaskim dachu z Adolfem Michnikiem, który wpadł do komina. Nie zaglądnąłem do komina, tylko zszedłem po schodach w dół. Chciałem zobaczyć, czy Adolf Michnik wyjdzie czarny, czy też biały. A tu niespodzianka. Na dole nie spotkałem Adolfa Michnika, tylko były dwie panie, cała czerwona pani Małgorzata Kidawa Błońska oraz pani Ewa Kopacz, jak zwykle bez kolorowo.                                       Opracował talmudysta z "Mądrości Żydowskich - myśli srebrne i złote"              
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 

MARSZAŁEK SEJMU KORNEL MORAWIECKI WALCZY Z RAKIEM TRZUSTKI

$
0
0
Ilustracja: 
MARYJA
MARSZAŁEK SEJMU KORNEL MORAWIECKI WALCZY Z RAKIEM TRZUSTKIMÓDLMY SIĘ DO KRÓLOWEJ POLSKI  O JEGO ZWYCIĘSTWOMateusz Morawiecki odwiedził ojca w szpitalu. Kornel Morawiecki walczy z rakiem trzustki.Dawno nie widziany w Sejmie, wychudzony, walczący ze śmiertelną chorobą, rakiem trzustki... Kornel Morawiecki (78 l.) od kilku miesięcy toczy największą wojnę w swoim życiu. Przechodzi ostrą chemioterapię w szpitalu MSWiA w Warszawie. O to, żeby wszystko się dobrze skończyło, modlą się jego najbliżsi. Są też przy nim w ciężkich dla niego chwilach. Premier Mateusz Morawiecki (51 l.) i jego siostra Marta odwiedzają ukochanego ojca jak często się da.Środa, samo południe. Do szpitala MSWiA w Warszawie pod Centrum Radioterapii, gdzie mieści się Klinika Onkologii i Hematologii, podjeżdża premier Mateusz Morawiecki. To tu od dłuższego czasu przebywa ciężko chory Kornel Morawiecki, który od miesięcy walczy z rakiem trzustki. W styczniu 2019 roku ojciec szefa rządu przeszedł bardzo ciężką, trzygodzinną operację. Na szczęście nie było przerzutów, ale Marszałek Senior usłyszał od lekarzy, że będzie musiał przejść chemioterapię. I z małymi przerwami właśnie ją odbywa.- To niestety bardzo poważna sprawa – mówi „Super Expressowi” o stanie zdrowia Kornela Morawieckiego polityk z jego otoczenia. Ukochanego ojca odwiedza jak często się da jego córka Marta Morawiecka, a także Mateusz Morawiecki. - Premier jest bardzo przejęty stanem zdrowia swojego ojca. Niemal codziennie jest u niego w szpitalu, pociesza go, dodaje otuchy, że wszystko się dobrze skończy – relacjonuje nam osoba z otoczenia Mateusza Morawieckiego.Ale jak słyszymy w nieoficjalnych rozmowach, sytuacja jest bardzo poważna. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy z Panem  Marszałkiem w końcu maja, wyznał nam, że musiał przerwać wówczas chemię, bo został zakażony gronkowcem. Na szczęście dość szybko z tego wyszedł. - Miałem wlewy chemiczne dożylnie, które trwają kilka godzin. Chciałbym jeszcze trochę pożyć… - opowiadał nam z przejęciem Kornel Morawiecki. - Teraz nie najgorzej reaguję na chemię, jest to trudna terapia, ale mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy, choć to poważna sprawa... To nie jest oczywiste leczenie, wszystko zależy od mojego stanu… Chemioterapia bardzo mnie osłabia, ale lekarze chcą, żebym ją brał. Cóż, w moim wieku zagrożenie życia jest zawsze – dodawał w rozmowie z „Super Expressem” ojciec premiera.Za marszałka modlą się nie tylko najbliżsi, ale też posłowie, jak choćby Marek Jakubiak (60 l.), który odwiedził go w szpitalu. - Byłem zachwycony rozmową z Kornelem. Zobaczyłem człowieka, który jest fighterem (wojownikiem – red.). Modlę się za marszałka, żeby wszystko się dobrze skończyło – mówi nam Marek Jakubiak.https://www.se.pl/wiadomosci/polityka/mateusz-morawiecki-odwiedzil-ojca-w-szpitalu-kornel-morawiecki-walczy-z-rakiem-trzustki-aa-6brJ-56Kn-vucX.htmlNiepoprawni,Polacy, zawsze wierni Bogu, Honorowi, Ojczyźnie módlmy się.Niech Mu Pan Bóg błogosławi i Polski Królowa Najświętsza Panna Maryja. 
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.6(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

MOJA MIŁOŚĆ

$
0
0
Ilustracja: 
TW "ALEK"
Gwiazda dziennikarstwa TVP-INfO twierdzi,, że nie miała nic wspólnego z kancelarią TW "Alka"Na internetowej stronie Sojuszu, która prezentuje sylwetkę Ogórek, czytamy: „Ma za sobą pracę m.in. w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Centrum Informacyjnym Rządu za czasów premiera Leszka Millera, przez trzy lata była szefową gabinetu politycznego Grzegorza Napieralskiego. W latach 2012–14 była konsultantem w Narodowym Banku Polskim; w latach 2002–05 pracowała w administracji państwowej, m.in. Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji i Biurze Integracji Europejskiej”.Tej wersji trzymają się też politycy SLD, odpierając zarzuty o brak jakiegokolwiek doświadczenia Magdaleny Ogórek w urzędach centralnych. Jerzy Wenderlich, wicemarszałek Sejmu, mówił 20 stycznia w „Faktach po Faktach” w TVN24, że Ogórek pracowała w „bardzo prominentnych instytucjach” i „to doświadczenie pozwala jej ubiegać się o najwyższe stanowiska w państwie”. I dodał, że „pracowała mądrze i w sposób bardzo efektywny”.Sekretarz Generalny SLD Krzysztof Gawkowski w TVP Info (18 stycznia tego roku) wyraził opinię, że „jeśli chodzi o kandydata na prezydenta, to bardzo ważne jest doświadczenie”. I dalej: „Magdalena Ogórek ma wielkie doświadczenie kompetencyjne. Pracowała w Kancelarii Prezydenta, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i w MSWiA”.Leszek Miller też, kiedy tylko może, jednym tchem wymienia ważne instytucje państwowe, w których pracowała jego kandydatka. W „Faktach po Faktach” (9 stycznia tego roku) mówił o jej „imponującym życiorysie” zawodowym: „Była doradcą i zajmowała się kwestiami kontaktów z mediami, specjalizowała się w problematyce europejskiej, kiedy Polska aspirowała o wejście do UE i stawiała pierwsze kroki w UE. Jest uznaną specjalistką w tym zakresie. Pracowała w MSWiA, w NBP”.Zapytaliśmy wszystkie wymieniane przez polityków Sojuszu instytucje, czym konkretnie zajmowała się w nich Magdalena Ogórek, na jakich stanowiskach pracowała oraz o zakres jej odpowiedzialności na tych stanowiskachMAGDALENA OGÓREK AS DZIENNIKARSTWA POSTKOMUNISTYCZNEGO. KŁAMSTWA MAGDALENY OGÓREK.OGÓREK DOLECIAŁA Z POSTKOMUNYTERAZ JEST GWIAZDĄ MEDIALNĄ “DOBREJ ZMIANY”– Ja z tym środowiskiem nie miałam relacji także przed kampanią prezydencką w 2015 r. (…) To nie było środowisko, z którym ja w jakiś sposób byłam zaprzyjaźniona – tak, wbrew faktom, mówiła Ogórek w rozmowie z dziennikarzem „Rzeczpospolitej”.Dalej przekonywała, że przed trzema laty, gdy startowała na prezydenta z ramienia Sojuszu, była niezależna, zaś SLD wykorzystała tylko po to, żeby móc szeroko zaprezentować swój program. I tu jednak jej pamięć chyba zawiodła, bo przecież pamiętamy, jak w kampanii prezydenckiej Ogórek nie chciała rozmawiać z mediami i nie udzielała wywiadów.Ekskandydatka SLD nie zaskoczyła. Od prawie trzech lat, po zwycięstwie PiS w 2015 r., przy każdej okazji Ogórek dokonuje poprawek w swojej przeszłości i usuwa fragmenty, które dziś mogłyby jej zaszkodzić. Niedawno jednym z takich niewygodnych elementów stał się Aleksander Kwaśniewski. Dzisiejsza gwiazda TVP nazywa teraz swojego byłego mentora „przedstawicielem głębokiej postkomuny” i nie chce pamiętać, że w 2002 r. zaczynała karierę od stażu w Biurze Integracji Europejskiej w kancelarii Kwaśniewskiego. Później przewinęła się jeszcze przez MSW pod rządami Ryszarda Kalisza, ale ten fragment życia także wyparła z pamięciPowstałe w ten sposób wolne miejsce Ogórek wykorzystuje do tworzenia zupełnie nowych wspomnień. – Z całym szacunkiem dla pana Macierewicza, pierwsza powiedziałam, że trzeba stworzyć Wojska Obrony Terytorialnej – „skromnie” wypaliła była kandydatka SLD.Po tym, jak internauci zaczęli wypominać Ogórek niewygodną przeszłość, ona sama odpowiedziała krytykom na Twitterze.„Dla lewicowo – liberalnych, którzy nie rozumieją prostego przekazu: moja wypowiedź dotyczyła obecnego SLD. Nie ma w nim Napieralskiego- wyrzucony, Kalisza- wyrzucony, J. Oleksy zmarł. Może wam umknęło” – napisała.Ogórek próbowała zemścić się na Kwaśniewskim. Tego nie przewidziała. Ogórek przeszła samą siebie. https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/ogorek-odleciala-znow-poprawia-przeszlosc/0djgn9j                                          Dariusz Grzędziński“POLSKI SZANIEC” PODAJE: MAGDALENA OGÓREK AS DZIENNIKARSTWA POSTKOMUNISTYCZNEGO.OGÓREK I KWAŚNIEWSKIMagdalena Ogórek z dumą podkreśla, że pracowała u prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.OGÓREK I KALISZMagdalenę Ogórek na polityczne salony wprowadzał Ryszard Kalisz, zamożny prawnik i wpływowy polityk. To on odkrył Ogórek i stał się patronem jej urzędniczo-politycznej kariery. I był z tego bardzo dumny. – Znam ją doskonale, bo pracowała w Kancelarii Prezydenta. Ja ją zatrudniłem w MSWiA i później byłem świadkiem na jej ślubie – opowiadał w telewizji.OGÓREK I MILLERSzczytem politycznej kariery Magdaleny Ogórek był start w tegorocznych wyborach prezydenckich. Przepadła w pierwszej turze grzebiąc nadzieje SLD na odzyskanie politycznego gruntu przed jesiennymi wyborami do parlamentu.W SLD za czasów, gdy szefował jej Grzegorz Napieralski wykorzystywano podległe przewodniczącemu pracownice biura partii. W jaki sposób? W godzinach pracy musiały być opiekunkami córeczek szefa! Wśród nianiek była także Magdalena Ogórek.OGÓREK I AS SLD PIOTR MOCHNACZEWSKIMagdalena Ogórek twierdzi, że największy wpływ na jej życie miała praca w resorcie spraw wewnętrznych. Tam poznała dyrektora departamentu integracji europejskiej Piotra Mochnaczewskiego, jedną z bardziej tajemniczych postaci lewicy. Między sekretarką a szefem od razu zaiskrzyło – wspólna praca zakończyła się małżeństwem.Piotr Mochnacki według “Polskiego Szańca” (red naczelny Wojciech Podjacki) to osobnik, który jeździ po pijanemu samochodem jako kierowca i złodziej, który ukradł w prywatnej firmie sztućce wartości ok. pół miliona złotych.OGÓREK I BARTOSZ WĘGLARCZYKMagdalena Ogórek chodzi na salony z dziennikarzem TVN Bartoszem Węglarczykiem. Co z jej mężem i 11-letnią córką?* Gwiazdor TVN Bartosz Węglarczyk, prowadzący “Dzień Dobry TVN”, były dziennikarz “Gazety Wyborczej”, obecnie w TVN 24 Biznes i ŚwiatMożna się było tego spodziewać. Mamy pierwszą gorącą plotkę z życia Magdaleny Ogórek (36 l.). O kandydatce SLD do urzędu prezydenta szepcze się, że jest przyjaciółką Bartosza Węglarczyka (42 l.) – prezentera i dziennikarza. Pokazywała się już z nim publicznie, razem poszli na bal.Urocza kandydatka Leszka Millera (68 l.) pojawiła się przed weekendem na krótko jak meteor i zniknęła. Rozbudziła jednak w wyborcach ogromną ciekawość. – Kim ona w ogóle jest? – pytano.Natychmiast też pojawiły się różne, nie do końca sprawdzone informacje, np. to, że przyjaźni się z dziennikarzem Bartoszem Węglarczykiem. Niektórzy czytelnicy kojarzą go zapewne z ogromnej wiedzy o świecie, inni natomiast – z kobietami, które pojawiają się lub omdlewająco zwisają u jego boku. Dziennikarz lubi towarzystwo koleżanek z pracy.Węglarczyk i Ogórek chodzą razem w wiele miejsc. Pokazali się nawet publicznie na balu charytatywnym. Oboje byli bardzo eleganccy i pozowali do wspólnej fotografii. Czy są parą? Raczej nie, bo choć Węglarczyk jest do wzięcia, to ona jest mężatką i matką 11-letniej córki.Piszemy “raczej”, bo pani Magdalena nie odpowiedziała wczoraj na nasze pytania o charakter znajomości z Węglarczykiem. Boi się? Z tego, co wiemy, nie. O “zniknięciu” kandydatki zdecydowali jej doradcy medialni, którzy uznali, że Magdalena Ogórek ma się nie pokazywać i nie prowadzić kampanii do czasu pogrzebu Józefa Oleksego (?69 l.).WANDA NOWICKA – OGÓREK INNA FORMA PAPROTKI Z WIADREM POMYJ W TLEWanda Nowicka wylała wiadro pomyj na głowę Magdaleny Ogórek: “Mamy do czynienia z inną formą paprotki”.Wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka nie szczędzi słów krytyki pod adresem kandydatki SLD na prezydenta – Magdaleny Ogórek. – Mamy do czynienia z inną formą paprotki – ironizuje Nowicka.Kandydatura Magdaleny Ogórek wywołała wiele kontrowersji. Jasnowłosa piękność nie przypadła do gustu m.in. Wandzie Nowickiej, która nazwała ją osobą “politycznie znikąd i wyciągniętą z kapelusza”.Wicemarszałek Sejmu oburzył nie tylko brak politycznego doświadczenia kandydatki SLD. – Podobno pani Ogórek popierała prof. Chazana. Gdyby to była prawda, to byłaby to fatalna rekomendacja zwłaszcza na kandydatkę, która chciałaby reprezentować całą lewicę – dodała Nowicka.Jednak najostrzejsza był puenta wypowiedzi polityk. – SLD zdecydowało się ogłosić tę kandydaturę w fatalnym momencie, w dniu śmierci dawnego lidera, Józefa Oleksego. To kompletny skandal. SLD, wybierając kandydatkę nieznaną, jest kompletnie pod ścianą, Nie mogli nikogo znaleźć, kto ma jakiś dorobek polityczny. Bez tego porywanie się na kampanię wyborczą bardzo źle świadczy o partii – skwitowała Nowicka.MAGDALENA OGÓREK – MISS ŚLĄSKA – POSTKOMUNISTYCZNYM  PREZYDENTEM POLSKI?Magdalena Ogórek kandydatka SLD na prezydenta: Grała w “Na dobre i na złe” i została Miss Śląska.Poznajcie Magdalenę Ogórek. 35-letnia blond piękność startuje w wyborach prezydenckich 2015 z ramienia SLD.Magdalena Ogórek ma 35 lat, pochodzi z Rybnika. Jest doktorem nauk humanistycznych, historykiem Kościoła, a także komentatorką telewizyjną. Ogórek ma być kandydatką SLD w wyborach prezydenckich – tak wynika z nieoficjalnych informacji podanych przez Polskie Radio.Magdalena Ogórek w 2011 roku kandydowała z list SLD do Sejmu – jak widać, bezskutecznie. Pracowała w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Centrum Informacyjnym Rządu za czasów premiera Leszka Millera. Piastowała również funkcję szefowej gabinetu politycznego Grzegorza Napieralskiego.Informację o starcie Magdaleny Ogórek w wyborach prezydenckich potwierdził Dariusz Joński na Twitterze.Magdalena Ogórek miała kilka drobnych epizodów w polskich serialach. Zagrała m.in. w “Lokatorach”, “Na dobre i na złe”, “Na sygnale” oraz “Czego się boją faceci”, czyli seks w mniejszym mieście. W 1998 roku startowała w konkursie Miss Śląska i Zagłębia.OGÓREK I JACEK KURSKI ?Do Wandy Wasilewskiej Ogórek jeszcze bardzo daleko, Panie prezesie TVP.“(…) “Myślę, więc jestem” stwierdził onegdaj Kartezjusz, dowodząc, że skoro fakt myślenia jest niepodważalny, to w konsekwencji pewne jest także istnienie podmiotu myślącego. Z myśleniem u homo sapiens różnie bywa, zwłaszcza w epoce wszechobecnej propagandy, która na masową skalę ogłupia nasz gatunek, czyniąc z nas idiotes.Człowiek pogrążony w bezrefleksyjnej wegetacji, którego czujność stale usypiają wszelkiego rodzaju krętacze i manipulatorzy, może przejrzeć na oczy, ale do tego potrzebny jest jakiś wstrząs(…). Jednym z takich niepokojących zjawisk jest powrót komuny na polityczne salony III RP.(…) W końcu każdy zauważy, nawet największy ignorant, że w ostatnim czasie przewija się nieustannie kalejdoskop zdumiewających scen i przetacza się korowód dziwacznych kreatur, które wyskakują niczym trupy z szafy budząc zdumienie i przywołując nieciekawe skojarzenia u osób niezbyt miło wspominających czasy PRL-u.Bo jakoś trudno zapomnieć o tym ponurym okresie, gdy telewizja publiczna serwuje nam festiwal przygód porucznika Borewicza, funkcjonariusza MO stylizowanego na “polskiego Jamesa Bonda”(…).(…)Postacią z innej bajki, chociaż również z czerwonej jest Magdalena Ogórek, reprezentująca młode pokolenie lewicowych aktywistów, która obecnie przechodzi proces “nawrócenia” i aklimatyzacji do nowej rzeczywistości politycznej. Procesowi jej przemiany światopoglądowej towarzyszy rozwijająca się niezmiernie szybko  kariera  medialna, która w oczywisty sposób łagodzi u niej ewentualne rozterki ideowe. Do wytrwałości w podążaniu nową ścieżką polityczną zachęcają ją również słowa podziwu dla jej uroku osobistego, wypowiadane często przez prawicowych pochlebców. Dla porządku rzeczy chcę zaznaczyć, że nasza “bohaterka” przypomina postać Makowej Panienki z pewnej czechosłowackiej bajki zdołała oczarować nawet Leszka Millera, kreowanego niegdyś na “rasowego” macho.Magdalena Ogórek ma zapewne dużą wprawę w zalotnym trzepotaniu rzęsami, bo do tego stopnia omotała lidera postkomunistów, że ten obwołał ją na kandydatkę SLD w wyborach prezydenckich w 2015 roku. Magdalena Ogórek była od wczesnej młodości zaangażowana w działalność obozu postkomunistycznego, jest też typowym produktem lewicowej kuźni kadr. Odbywała staże w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, pracowała w MSWiA za rządów SLD, a następnie zatrudniono ją w klubie poselskim tego ugrupowania. Na kilka lat związała się z Grzegorzem Napieralskim, wspierając go aktywnie w wyborach prezydenckich. W 2011 roku próbowała również dostać się do Sejmu z lewicowej listy postkomunistów SLD.MAGDALENA OGÓREK PRZYKŁADNA MAŁŻONKA LIDERA POSTKOMUNIZMUWyszła też za mąż za wpływowego polityka SLD Piotra Mochnaczewskiego, który znany jest z tego, że prowadził samochód w stanie upojenia alkoholowego oraz, że ma lepkie ręce, ponieważ zasiadając we władzach jednej z prywatnych uczelni, wykorzystał okazję i ukradł sztućce wartości pół miliona złotych. Jego nazwisko znalazło się na tzw. liście Macierewicza, jako tajnego współpracownika tajnych służb PRL-u .Widać więc, że Ogórek nie zaniedbywała żadnych sposobów na lewarowanie swojej politycznej kariery, której przebieg może budzić przeróżne skojarzenia.W nagrodę za porzucenie “ciemnej strony mocy” została zatrudniona w TVP, gdzie prowadzi nawet własny program, jak i “Studio Polska”. Bryka zresztą również w różnych zakątkach prawicowego salonu, stała się bowiem nie tylko “uznanym” i “cenionym” komentatorem politycznym, ale autorką wielu wpadek, a nawet skandali…Nie można przecież inaczej nazwać lansowania się Ogórek na tle ofiar komunistycznego terroru wydobytych podczas prac ekshumacyjnych na Łączce na Powązkach, czy też wpadki z fałszywym powstańcem warszawskim, któremu ostentacyjne okazane zaufanie miało jej zaskarbić większą sympatię w środowiskach patriotycznych, Zachowuje się bowiem jak “słoń w składzie porcelany”, gdy bezceremonialnie wykorzystuje narodowe świętości do swoich partykularnych celów. Tylko osoba ukształtowana w środowisku postkomunistycznym może się charakteryzować brakiem wrażliwości i niezrozumieniem tego, że o ile takie żenujące zachowania mogły być dobrze przyjmowane przez czerwoną hołotę, bo jej taniec na grobach narodowych bohaterów musi być zdecydowanie potępiony przez patriotów.Magdalena Ogórek jest niewątpliwie przykładem “błyskotliwej” kariery na salonach nowej władzy, ponieważ “w dwa lata przepoczwarzyła się z wysługującej się SLD gąsienicy w pięknego motyla Dobrej Zmiany”.Jej polityczny romans z Leszkiem Millerem przypomina perypetie bohaterów z tandetnej opery mydlanej.Kto się wróblem urodził, kanarkiem nie umrze(…)”.http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/magdalena-ogorek-i-mezczyzni-jej-zycia/127jxl2  (link is external)“POLSKI SZANIEC” WOJCIECH PODJACKI RED. NACZELNYMagdalena Ogórek w TVP - Info zarabia 50 tysięcy złotych miesięcznie.   .
Ocena wpisu: 
Średnio: 4(głosów:8)
Kategoria wpisu: 

ŻYDZI - HANDLARZE LUDZKIMI ORGANAMI

$
0
0
Ilustracja: 
HOLOKAUST
ŻYDZI - HANDLARZE LUDZKIMI ORGANAMIHandel organami ludzkimi jest zakazany. Mimo to rozwija się, jak nigdy w dziejach. W globalnej sieci handlu ludzkimi narządami ludzie bogaci przedłużają sobie życie kosztem biednych. Problem w tym, że po śmierci człowieka nie można pobrać narządów ukrwionych…Wszystkie takie narządy pobiera się od osoby z jeszcze bijącym sercem, która formalnie jest już nazywana zmarłą. 27% kardiochirurgów dokonujących transplantacji jest przekonanych, że pobiera serce od żywej jeszcze osoby. Główne mafie handlarzy żywym towarem stanowią izraelscy Żydzi współpracujący z Mosadem.PIENIĄDZE, PIENIĄDZE, PIENIĄDZE...W wielu krajach, np. w Niemczech, w czasie transplantacji jest obowiązek podania dawcy środków znieczulających. W Izraelu takiego obowiązku nie ma. Dawcy podaje się tylko środki zwiotczające, które powodują, że nie będzie się on ruszał w trakcie pobierania. Zmarły może jeszcze bowiem odczuwać ból.Za tą praktyką kryją się ogromne pieniądze. W Stanach Zjednoczonych z jednego ciała ludzkiego można uzyskać kwotę w wysokości 2 mln dolarów. W cenę wliczane są narządy człowieka z bijącym jeszcze sercem (wątroba, nerki, płuca, serce itp.). Natomiast po śmierci z martwych zwłok pobiera się skórę, ścięgna, powięzi, chrząstki, kości, soczewkę, rogówkę itp. W Europie jedna nerka kosztuje do kilkudziesięciu euro. Najczęściej handel narządami prowadzony jest w podziemiu przestępczym. I tak np. w Rio de Janeiro miesięcznie odnajduje się – często w kubłach na śmieci – ponad 200 trupów dzieci z wyciętymi nerkami czy sercem.W Rosji kwitnie handel organami pobranymi szczególnie od młodych Czeczenów, często wybranych przez „klienta”, lub od dzieci – sierot mieszkających na ulicach wielkich miast. Jedyny legalny, czyli zgodny z prawem krajowym, lecz nie międzynarodowym, proceder kupowania narządów ma miejsce w Chinach. Można tu „zamówić” organy u władz państwowych. Organy pobierane są od skazanych na karę śmierci. Z kolei kara śmierci wykonywana jest tak, aby nie uszkodzić zamówionych narządów. Ciała skazańców zasilają chińskie oddziały transplantologii. Oficjalna cena „nowej nerki” w chińskiej klinice wynosi 350 000 dolarów i obejmuje koszty leczenia. W przypadku, gdy pacjent sprowadza własnego dawcę nerki, cena spada do 55 000 dolarów. Całość „leczenia” organizuje chińska agencja Cn Transplant.MOSHE HAREL ŻYDOWSKI HANDLARZ NARZĄDAMI LUDZKIMINa Cyprze nieoczekiwanie aresztowano poszukiwanego od ośmiu lat międzynarodowymi listami gończymi Izraelczyka Moshe Harela, który był „mózgiem” międzynarodowej siatki przestępczej prowadzącej nielegalny przemyt ludzkich organów. Sześciu innych Izraelczyków jest poszukiwanych w związku z organizacją handlu organami w Kosowie i kilku innych krajach. Prezydent Kosowa Hashim Thaçi również może stanąć przed trybunałem specjalnym w Hadze.Trybunał, stworzony w następstwie raportu Rady Europy zredagowanego przez szwajcarskiego deputowanego Dicka Marty’ego w 2010 r., ma wkrótce przedstawić pierwsze oskarżenia i sądzić członków mafii, która przez wiele lat zajmowała się eksportem pobieranych nielegalnie organów do Izraela i Stanów Zjednoczonych. Sprawa jest bardzo delikatna, gdyż raport Marty’ego wskazuje na wspólnictwo w tym procederze obecnego prezydenta Kosowa Hashima Thaçiego i w ogóle części władz kosowskich oraz agencji izraelskiego Mosadu.Według ustaleń raportu, Thaçi, który stał na czele kosowskich oddziałów zbrojnych UCK finansowanych przez Stany Zjednoczone, zajmował się przemytem ludzkich organów już w czasie natowskiej wojny przeciw Jugosławii, która doprowadziła do powstania w Europie drugiego państwa albańskiego. Thaçi miał wraz ze wspólnikami z Izraela zorganizować pobieranie organów z ciał setek zabijanych w tym celu więźniów kosowskiej partyzantki, głównie Serbów i Romów. Więźniów, przypadkowych ludzi, przewożono jeszcze żywych do sąsiedniej Albanii, gdzie pobierano organy i wysyłano za granicę.Aresztowanie Harela powinno pomóc w wyjaśnieniu, jak mafia mogła działać na Bałkanach tyle lat (do 2009 r.). Podejrzane są nie tylko władze Kosowa, ale nawet Żyd Bernard Kouchner, francuski szef misji ONZ w Kosowie w latach 1999-2001 , który miał przymykać oko na tę działalność.Mafia kosowsko-izraelska korzystała z niezwykłego przebicia, zysku ok. 600 proc. na handlu organami, kiedy po wojnie trzeba było za nie płacić dawcom. Płacono np. ok. 15 tys. euro za nerkę, podczas gdy sprzedawano ją za 100 tys. Izrael jest bardzo chłonnym rynkiem, gdyż Żydzi z powodów religijnych nie zgadzają się na ogół na oddawanie swoich organów.W ubiegłym roku liczba zabiegów przeszczepów narządów wzrosła o prawie 30%, ale liczba dobrowolnych dawców altruistycznych ze względu na uratowanie życia wzrosła nieznacznie.A oto, co dzieje się w rzeczywistości. Rzekomo altruistyczni dawcy...FILM O PŁATNYCH PRZESZCZEPACH USUNIĘTY...Drastyczny film z sali operacyjnej został usunięty z YouTube. Pokazywał dziewczynkę około trzech lat. Dziewczynka krzyczy z obawy, co się z nią stanie. Koszmar dziecka kończy się śmiercią. Dwóch mężczyzn, którzy są Żydami, niczym krwiożercze demony, rozcinają żyjące ciało dziecka i pobierają organy do przeszczepu. W sali, gdzie oprawcy dokonują rzezi, są liczne worki na śmieci z częściami organów z ciał innych dzieci zabitych w ten sam sposób.Libańska gazeta ad-Diyar poinformowała, że władze tureckie transportują małe dzieci i rannych Syryjczyków, do szpitali tureckich w Antalya i Iskenderun. Transport ludzi z przeznaczeniem na organy kontrolowany jest przez turecką policję i służby specjalne.Z rannych Syryjczyków, po znieczuleniu, chirurdzy pobierają zamówione wcześniej przez Żydów narządy, a następnie są zabijani i grzebani gdzieś przy tureckiej granicy.Gazeta prowadząca śledztwo informuje, że wiele krajów europejskich zamawia organy przez żydowską mafię z siedzibą w Izraelu. Potwierdzili to syryjscy lekarze, którzy przybyli z Niemiec, Francji i Belgii, aby zadbać o rannych. Gazeta ad-Diyar podkreśla, że Federalna Służba Bezpieczeństwa FSA, wie o całym procederze. Syryjczycy z regionu Aleppo przewożeni są do tureckich szpitali, gdzie czyha na nich śmiertelne niebezpieczeństwo.FSA współpracuje z niektórymi syryjskimi karetkami, które transportują rannych do szpitali w Turcji, gdzie organy pacjentów są usuwane i sprzedawane. Wiele znalezionych ciał pozbawionych jest narządów, jak oczy i nerki itp.H ad-Diyar, ujawniła, że niektórzy tureccy lekarze potwierdzili, że spośród 60.000 rannych cywilów i żołnierzy, których przewieziono z Izraela do Turcji, organy zostały usunięte z 15,622 ciał. Ich ciała zostały wysłane z powrotem do Syrii, by je pochowano.ZBRODNIARZ ŻYDOWSKI RABIN ICCHAK LEVI ROSENBAUM NAZYWANY "KOSHER NOSTRA"We wrześniu 2009 roku, policja New York rozbiła gang przestępców, który składał się z Żydów. Szef grupy przestępczej, nazywany „kosher nostra”, był rabinem Icchak Levi Rosenbaum z Brooklyn (Nowy Jork).Dochodzenie wykazało, że algierskie dzieci były uprowadzone w zachodnich regionach Algierii. Następnie zostały one przetransportowane do Maroka, gdzie miejscowi „chirurdzy” wycinali nerki i inne organy. Po zbrodniczym zabiegu, „materiał” został przemycony do Izraela, gdzie został sprzedany w cenie od 20 do 100 tysięcy dolarów za nerkę oraz 400 tysięcy dolarów za wątrobę i oczy.W efekcie pięć amerykańskich rabinów, trzech burmistrzów miast i dwóch członków Zgromadzenia Ustawodawczego New Jersey zostali aresztowani przez funkcjonariuszy FBI. Aresztowania były wynikiem dwuletniego międzynarodowego śledztwa Stanów Zjednoczonych i Szwajcarii. Śledztwo wykazało liczne przypadki korupcji, szantażu politycznego, pranie brudnych pieniędzy i handlem ludzkimi organami.ŻYDZI I "BLACK TRANSPLANTHOLOGY". ŚCIĄGANIE GOJÓW Z CAŁEGO ŚWIATA DO IZRAELA W CELU POBRANIA ORGANÓWUkraina: Transporty zasobów ludzkich z ciał „ukraińskiego gojów”?Według agencji Bloomberg, Izrael sprowadzał transporty „gojów” z Azerbejdżanu, Białorusi, Brazylii, Mołdawii, Nikaragua, Peru, Rumunii, Turcji, Uzbekistanu, Ukrainy, Filipin, RPA, Ekwadoru w celu pobrania organów. W 2009 roku ukraiński pisarz Wiaczesław Goodin oskarżył Izrael o porwania 25.000 ukraińskich dzieci, a masowa demonstracja odbyła się w pobliżu izraelskiej ambasady w Kijowie pod hasłem: „Ukraina nie jest w Strefie Gazy, nie można nam porywać dzieci.” W 2015 roku szef gminy żydowskiej w Charkowie Eduard Khodos powiedział, że głównym efektem „rewolucji godności” jest to, że „306 deputowanych Rady Najwyższej Ukrainy ma prawo do izraelskiego obywatelstwa. Ukraiński filozof i pisarz Wiaczesław Gudin na spotkaniu Akademii oskarżył Izrael, że przez dwa lata ponad 25.000 ukraińskich dzieci było ofiarami „polowania na organy”Na poparcie swoich słów, Gudin opowiedział historię ukraińskiego obywatela, który wyjechał do Izraela w poszukiwaniu 15 ukraińskich dzieci, które rzekomo zostały przyjęte przez miejscowe rodziny zastępcze. Według tego źródła, dzieci nie odnaleziono, a ślady dochodzenia doprowadziły go do izraelskich szpitali chirurgicznych. Dzieci wyparowały i nigdzie nie można ich było znaleźć. Ślad po dzieciach urywa się w izraelskich szpitalach. Goodin powiedział, że tego rodzaju informacje powinny być dostępne dla wszystkich Ukraińców, tak aby dowiedzieć się prawdy, co stało się z ukraińskimi dziećmi. Dochodzenie nie zostało przeprowadzone przez oficjalne organy izraelskie, a komunikat na izraelskich stronach internetowych został skasowany.W 2007 roku wybuchł skandal na Ukrainie, sprawcą był obywatel izraelski Michael Zis, oskarżony o handel organami do przeszczepów. ZIS został zatrzymany w dniu 13 października 2007 w Doniecku na wniosek organów ścigania. Oskarżono go o rekrutację dawców do transplantacji organów ludzkich. Jednak żydowski „biznesmen” został przewieziony do Izraela po interwencji Julii Tymoszenko, a po przybyciu do Tel Awiwu, Zis został zwolniony. Należy zauważyć, że żydowski proceder „czarnej transplantologii” był również ukierunkowany także na Serbów i Palestyńczyków.SERBIA, KOSOWO 1998-2008 "PRAWO CARA" - ZUŻYTE CIAŁOW Izraelu już od kilku dziesięcioleci aktywnie działa „szeroko znana w wąskich kręgach” klinika transplantologii, gdzie za dobre pieniądze bez kolejki, można zmienić „zużyte ciało”. Rynek ten był szczególnie aktywny w latach 1998-99. Wysyłano wówczas ciała Serbów. W zbrodniczy proceder osobiście był zaangażowany „Lider Demokratycznej Partii Kosowa” Hashim Thaciego. Okrucieństwem, jakim się wykazał nadano mu przydomek „węża”. Potem został premierem Kosowa. Wprowadził tzw. „Prawo cara”. Wolno zabijać gojów i ich dzieci.W swojej nowej książce, żYD  Ishak Shapiro, szef jesziwy „Yeshoef Khai” jesziwy, zadaje pytanie: „Kiedy Żydowi wolno zabijać gojów (nie-Żydów)?”Odpowiedź IT: prawie zawsze. Nawet jeśli mówimy o bardzo małych dzieciach.Książki „Prawo cara” nie można znaleźć na półkach w zwykłych sklepach lub w katalogach produktów drukowanych, Pierwsza strona książki zawiera opinie rabinów Icchaka Dov Lior Ginzburg, Yaakov Yosef i innych.Książka jest rozprowadzana za pośrednictwem Internetu, można ją również nabyć w jesziwie, kierowanej przez Icchaka Szapiro. 230-stronicowy „przewodnik zabijania gojów” (ta książka nazywa się w „Maarive”) kosztuje tylko 30 szekli.Autor rozpoczyna od przypomnienia, że istnieje zakaz zabijania nie-Żydów, ale jest to dozwolone . Przypomina nam, że Żyd musi przestrzegać Siedem Przykazań synów Noego. „ Nie ma zakazu zabicia goja, który naruszył przykazanie". Autor pisze, a ponadto podkreśla, że morderstwo w tym przypadku możliwe jest dopiero po odpowiedniej decyzji sądowej.Morderstwo nie-Żyda, według rabina, jest również możliwe, gdy „stwarza zagrożenie dla ludzi z Izraela.”Rabin mówi również, że nie-Żyd może być zabity, jeśli zostanie zabity przez Żyda.Wreszcie, Icchak Shapiro analizuje sytuację, w której dopuszcza się zabijanie „dzieci złoczyńców”. Mówi, że można to zrobić, kiedy dorosną. Dopuszczalne jest zabicie dzieci nieżydowskich liderów w celu zwiększenia presji na rodziców.Gazeta zauważa, że Icchak Ma'ariv Shapiro nigdy nie używa słowa „Arab” lub „Palestyńczyk” w swojej książce. Ale w gazecie znajduje się fraza: „Ten, kto jest w temacie, będzie w stanie zrozumieć.”Kilka dni temu na Cyprze aresztowano - na podstawie międzynarodowego nakazu aresztowania - niejakiego Moshe Harela - Żyda, szefa międzynarodowego gangu specjalizującego się w handlu organami ludzkimi. Był on on 10 lat poszukiwany przez organy ścigania Kosowa. Tamtejsza policja zarzuca mu zorganizowania w 2008 r. w Priistinie - stolicy Kosowa - kliniki medycznej, w której dokonywano operacji pozyskiwania nerek w celach komercyjnych. "Pacjentami" owej kliniki były ubogie osoby z Europy Wschodniej i Azji , którym za sprzedaż organu miano oferować 15 tysięcy euro. Po dokonaniu zabiegu wycięcia narządu, ofiary takich praktyk pozostawiane były bez żadnej opieki lekarskiej i traktowano je "jak śmieci". Biorcami organów jak wyżej byli głównie Żydzi izraelscy, gotowi płacić po 100 tysięcy euro za organ.RABIN SAUL KASSIN SYPIE   - IZRAELSKI LEKARZ ZBRODNIARZ  ZAKI SCHAPIRO Rabin Saul Kassin zaczął sypać. Światowe media żyją opowieściami o mafii z Brooklynu.W Polsce cała ta historia niewiele czytelnikom mówi, dlatego postanowiłem napisać o aferze Kassina kilka słów.Dwóch polskich filmowców: Maciej Grabysa i niżej podpisany, od dawna chodziło tropami rabina z Brooklynu. W tym celu objeździliśmy Turcję, Izrael, a Maciek nawet Mołdawię. Przez wiele miesięcy robiliśmy zdjęcia do filmu „Mitzvah” (hebr. dobry uczynek). Film opowiada o międzynarodowym czarnym rynku handlu ludzkimi organami. W czasie jego realizacji stanęliśmy przed najtrudniejszymi pytaniami:Czy chęć życia usprawiedliwia złamanie zakazów religii?Czy istnieje cena życia?Czy etyka dotyczy tylko biednych?Czy współczesny świat wierzy jeszcze w tabu?Film, który w założeniu miał być śledczym dokumentem opowiadającym o międzynarodowej szajce handlarzy organami, stał się dla nas trudnym doświadczeniem, postawił przed nami pytanie o granice dziennikarskiego chłodu, o człowieczeństwo twórcy?Sceny opowieści mołdawskich biedaków, którzy za niecałe trzy tysiące dolarów sprzedawali swoje nerki mafiozom, ściskały nam gardła.Po tych opowieściach trudno było spoglądać chłodnym okiem na tych, którzy ludzkim „towarem” handlowali.Film wymknął się spod naszej kontroli – powstało 120 minut opowieści, która sama wyznaczyła sobie swoją logikę.79 – letni dziś rabin Saul Kassin został aresztowany w 2009 roku, jest podejrzany o kierowanie organizacją, która prała pieniądze i nielegalnie handlowała ludzkimi organami.Kilka miesięcy temu rabin przyznał się wreszcie do winy i zaczął składać agentom FBI drobiazgowe zeznania.Jest w nich także opowieść o izraelskim lekarzu Zaki Shapiro.Ścigaliśmy Zakiego po całym Izraelu. Idąc jego śladem odnaleźliśmy Chaima, który na wielką skalę organizował transplantacje wątrób, serc i płuc.W Hajfie Chaim opowiedział nam o swojej „firmie”.KIBUC  W HAJFIE "NEVE JAM "(CZAR MORZA)W kibucu tuż obok Strefy Gazy odnaleźliśmy Judytę, kobietę której w kolumbijskim szpitalu w Medellin, za 160 tysięcy dolarów, przeszczepiono wątrobę.Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy przeszli nielegalne transplantacje na Filipinach i w Turcji. Oglądaliśmy relacje o handlu organami więźniów skazanych na karę śmierci w Chinach.Odwiedziliśmy izraelskie szpitale, w których dializowano chorych, cierpiących ludzi.Dowiedzieliśmy się o nielegalnych klinikach transplantacyjnych w Izraelu, Kosowie i Azerbejdżanie.Ingur Dundar, najsłynniejszy turecki dziennikarz śledczy, opowiedział nam o akcji, która zdemaskowała stambulską klinikę doktora Somneza, lekarza który wbrew prawnym i religijnym zakazom dokonywał przeszczepów.Biedni dawcy z Mołdawii opowiadali nam o śmiesznych kwotach jakie dostawali za swoje nerki, z drugiej strony ludzie którym te organy uratowały życie mówili o tym, że za operacje płacili od 130 do 200 tysięcy dolarów.Słuchaliśmy duchownych trzech wielkich religii : prawosławia, islamu i judazimu.Głowy nam pękały od dylematów, które niesie ze sobą „transplantacyjny biznes”.Z prostej opowieści o nerce, która za sprawą izraelsko -rumuńsko – tureckiej mafii wywędrowała do Stambułu, a potem odnaleźliśmy ją w ciele bogatego mieszkańca izraelskiego miasta Lod, poskręcała się, zapętliła, wciągnęła nas w świat niezwykłych dylematów i zdarzeń.Ktoś chciałby zakrzyknąć : oto bogaci Żydzi, za sprawą żydowskiej mafii z Brooklynu, wykorzystują biedaków, aby ratować swoje życie! Nic bardziej błędnego!To właśnie Żydzi mają największe rozterki związane z transplantacjami, najbardziej się o nie spierają.Spotkaliśmy w Izraelu wspaniałych duchownych, takich jak rabin Wolfish, który ze łzami w oczach opowiedział nam o śmierci swojej wnuczki.Nerki tej dziewczynki, decyzją rabina i jego rodziny, posłużyły do ratowania życia dwóch palestyńskich dziewczynek.-  Dziś cząsteczka mojej wnuczki żyje w tych dziewczynkach – opowiadał Wolfish.Na trasie naszej podróży spotkaliśmy też Donalda Bostroema, szwedzkiego dziennikarza, który został karnie wydalony z Izraela, po tym jak zarzucił izraelskim żołnierzom, że zabijają młodych Palestyńczyków i wycinają im organy,Opowieści Bostroema były przygniatające, nie wiemy czy są prawdziwe.Nie znaleźliśmy dowodów, które mogłyby je potwierdzić. Nawet szejk Hamasu, z którym przeprowadzaliśmy wywiad na terenie Autonomii Palestyńskiej, nie potwierdził opowieści szwedzkiego dziennikarza.To tylko kilka z historii, jakie opowiedzieli nam rozmówcy z Mołdawii, Turcji i Izraela.Na to wszystko nałożyły się postaci z Jerozolimy, Tel Avivu, Haify, biednych wiosek Mołdawii i wielu innych miejsc.Kiedy zmontowaliśmy nasz film, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że niesie on więcej pytań niż odpowiedzi, że wkradł się do niego ton religijnego traktatu, traktatu złożonego z głosów trzech religii.Tak to się wszystko splotło, że dziś mogę napisać jedynie, że zmontowaliśmy obraz, dziwny, niepokojący, niełatwy.Kilka dni temu rozmawiałem z Maćkiem i w pewnym momencie zauważyłem, że się uśmiecha.Obaj zrozumieliśmy, że zrobiliśmy film, poprzez który sami chcieliśmy coś zrozumieć, sami chcieliśmy wyjaśnić sobie coś z metafizyki życia.Zabieramy się do napisania książki. Z pozoru będzie o międzynarodowej szajce handlarzy organami, ale już dziś wiemy, że tak naprawdę postaramy się w niej opowiedzieć o czymś daleko ważniejszym.Czy taki film może w Polsce wzbudzić zainteresowanie? Nie wiem, wszak nie ma w nim nic z obrazów którymi żyją nasze media. Czy to jest dobry film? Ocenią widzowie, którzy będą chcieli go obejrzeć.Staraliśmy się opowiedzieć w nim o Dobrze, dobrze ukrytym w tak ciemnej historii jak opowieść o międzynarodowym rynku handlu częściami ludzkiej doczesności.Dokumenty, źródła, cytaty:https://www.google.pl/search?sxsrf=ACYBGNQyZKjl6IaGPUvcDjULLev_EKWjBg%3A1570016513216&source=hp&ei=AY2UXYPNCcvorgTvp7KgBQ&q=zyd+w+kosowie+sprzedawal+ludzkie+orgny&oq=zyd+w+kosowie+sprzedawal+ludzkie+orgny&gs_l=psy-ab.3...9985.26387..27345...0.0..0.346.6575.0j32j5j1......0....1..gws-wiz.......0j0i131.9mAxUp171q4&ved=0ahUKEwjD0bukv_3kAhVLtIsKHe-TDFQQ4dUDCAU&uact=5               
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

POŻEGNANIE KORNELA MORAWIECKIEGO

$
0
0
Ilustracja: 
Kornel Morawiecki
POŻEGNANIE KORNELA MORAWIECKIEGOPanie, nie jestem godzien abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja. - Te godne słowa były myślami Wielkiego Polaka Kornela Morawieckiego, Marszałka Sejmu Seniora, który wielbił  Króla Niebieskiego, Jego Syna Jezusa Chrystusa, Ducha Świętego i Matkę Przenajświętszą Królową Polski Maryję Łaski Pełną.Odszedł do Pana, aby Tam w Niebiesiech ukochać Kościół Święty i swoją Ojczyznę Rzeczpospolitą Polskę, dla której całe swoje życie poświęcił, Twórcę Solidarności Walczącej.Przez lata był Redaktorem Naczelnym "Gazety Obywatelskiej", w której każdego tygodnia pomieszczał myśli swoje ku chwale Bogu, Honorowi, Ojczyźnie.Dziękuję Ci Kornelu, że przez te lata pamiętałeś o mnie, o mojej Żonie Lwowiance Alinie de Croncos Borkowskiej - Szumańskiej herbu Łabędź, przesyłając nam wszystkie wydania "Gazety Obywatelskiej" w kilku egzemplarzach dla rozpowszechniania.Niech Duch Święty wzmocni serca Twoich bliskich oraz będących w głębokim żalu Twoim Synu Premierze Rzeczypospolitej Polskiej Mateuszu Morawieckim, Prezesie Jarosławie Kaczyńskim, Marszałkowi Sejmu Elżbiecie Witek.                                                 Alina de Croncos Borkowska - Szumańska                                                 Aleksander Szumański MODLITWA KORNELA  MORAWIECKIEGO - DO PANA JEZUSA CHRYSTUSAJezu, chcę Cię poznać. Chcę, abyś wszedł w moje życie. Dziękuję, że umarłeś na krzyżu za mój grzech, abym mógł doświadczyć pełni Twojego przebaczenia i akceptacji. Tylko Ty możesz uzdolnić mnie do przemiany w taką osobę, jaką mam być zgodnie z Twoim zamysłem. Dziękuję Ci za to, że mi przebaczyłeś i że dajesz mi życie wieczne z Bogiem. Powierzam Ci swoje życie. Proszę, uczyń z nim, co zechcesz. Amen”.   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:6)
Kategoria wpisu: 

MYDŁO Z CZYSTEGO ŻYDOWSKIEGO(?) TŁUSZCZU

$
0
0
Ilustracja: 
MYDŁO LUDZKIE
MYDŁO Z CZYSTEGO ŻYDOWSKIEGO (?) TŁUSZCZULUDOBÓJSTWO, CZY HOLOKAUST PRODUCENTEM MYDŁA Z LUDZI?ZBRODNIA POPEŁNIONA  W INSTYTUCIE ANATOMII AKADEMII MEDYCZNEJ W GDAŃSKU.LUDOBÓJSTWO OKRUTNE - GENOCIDUM ATROX.W czasie trwania II Wojny Światowej zbrodniarze niemieccy zamordowali w ludobójstwie okrutnym sześć milionów obywateli polskich.Po raz pierwszy ludobójstwo zostało określone prawnie w 1945 r. w akcie oskarżenia przeciwko głównym przestępcom wojennym III Rzeszy Niemieckiej przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze jako „eksterminacja rasowych i narodowych grup ludności cywilnej w okupowanych terenach w celu zniszczenia określonych ras oraz warstw, narodów i ludów, grup rasowych i religijnych, a w szczególności Żydów, Polaków, Cyganów i innych mniejszości narodowych w okupowanej Polsce”. HOLOKAUST - ŚREDNIOWIECZNE SKŁADANIE OFIARY CAŁOPALNEJHolokaust (gr.holokaustos) oznacza – „całopalenie, ofiara całopalna”.Historycy żydowscy, szczególnie w USA uważają, iż obecnie termin "holocaust" dotyczy wyłącznie zagłady Żydów dokonanej przez III Rzeszę Niemiecką w czasie trwania II Wojny Światowej. Według tych historyków pisany dużą literą Holocaust odpowiada wyłącznie Zagładzie, względnie Shoah (hebrajski). Jakim terminem według tych żydowskich historyków określić wspólną zagładę 6 milionów obywateli polskich zamordowanych w czasie trwania II Wojny Światowej przez niemieckich okupantów? W tych 6 milionach ofiar hitlerowskiej zagłady znajdowali się Polacy w ilości ok. 3 milionów oraz ok. 3 miliony ofiar mniejszości narodowych, Ukraińców, Żydów, Rosjan, Cyganów, Niemców i innych. Ogólny wniosek nie podlega dyskusji. Z pośród wszystkich walczących państw Polska straciła proporcjonalnie największą ilość obywateli. Co więcej, stosunek śmierci żydowskich i nie żydowskich mieszkańców Polski wynosił właściwie 1:1. Na każdego polskiego Żyda. który zginął w Holokauście, przypadał Polak-goj, którego śmierć nastąpiła w ten sam sposób, jak żydowskiej ofiary tej polskiej narodowej tragedii.LUDOBÓJSTWO OKRUTNELudobójstwo okrutne – genocidum atrox, ang. genocide, termin utworzony w 1944 roku przez polskiego prawnika pochodzenia żydowskiego Rafała Lemkina, określający masowe zabijanie lub eksterminację grup ludzkich, przyjęty w prawie międzynarodowym po II Wojnie Światowej.Zgromadzenie Ogólne ONZ w rezolucji z 1946 r. stwierdziło, że ludobójstwo jest zbrodnią w obliczu prawa międzynarodowego, sprzeczną z duchem i celami Narodów Zjednoczonych i potępioną przez cywilizowany świat. W 1948 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło jednomyślnie konwencję w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, która weszła w życie w 1951 r. Jej stronami jest 127 państw (2002 r.), Polska — od 1951 r.. Według tej konwencji ludobójstwem jest „jakikolwiek z następujących czynów dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub w części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych jako takich: a) zabójstwo członków grupy, b) spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy, c) rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego, d) stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy, e) przymusowe przekazywanie dzieci członków jednej grupy do innej grupy”. Konwencja uznaje ludobójstwo, popełnione zarówno w czasie wojny, jak i pokoju, za zbrodnię w obliczu prawa międzynarodowego. Karze podlega i ludobójstwo, i zmowa w celu jego popełnienia, bezpośrednie i publiczne podżeganie, usiłowanie i współudział. Oskarżeni mają być sądzeni przed sądami państwa, na którego terytorium czyn został popełniony, lub przez międzynarodowy trybunał karny powołany przez strony konwencji. W myśl konwencji z 1968 r. „O niestosowaniu przedawnienia wobec zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości” (przyjętej z inicjatywy Polski) ludobójstwo zostało włączone do katalogu zbrodni, które nie ulegają przedawnieniu, nawet jeśli taki czyn nie stanowi naruszenia prawa wewnętrznego kraju, w którym został popełniony. Ludobójstwo zostało włączone również do projektu kodeksu zbrodni przeciwko pokojowi i bezpieczeństwu ludzkości, przyjętego w 1996 r. przez Komisję Prawa Międzynarodowego ONZ. Sprawcy ludobójstwa podlegają jurysdykcji międzynarodowych trybunałów karnych, utworzonych na mocy decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ na podstawie rozdziału VII Karty Narodów Zjednoczonych dla byłej Jugosławii (1993 r.) oraz dla Rwandy (1994 r.). Kompetencje jurysdykcyjne w stosunku do sprawców ludobójstwa ma również stały Międzynarodowy Trybunał Karny.  ROZKAZ OPERACYJNY NR 00485 ŻYDA NIKOŁAJA JEŻOWA DOTYCZĄCY "OPERACJI POLSKIEJ NKWD".Jak nazwać zagładę ok. 150 tysięcy Polaków w Związku Sowieckim w "OperacjiPolskiej NKWD" w latach 1937 - 1938 zamordowanych według list żydowskichfunkcjonariuszy NKWD Izraela Leplewskiego, Wasilija Karuckiego, WładimiraCesarskiego, Nikołaja Szarowa - według rozkazu operacyjnego nr 00485 Żyda NikołajaJeżowa ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRS wydanego 11 sierpnia 1937 roku w Moskwie? OBÓZ KONCENTRACYJNY DLA DZIECI POLSKICH W LITTZMANNSTADT GHETTOObóz dla dzieci polskich ul. Przemysłowa (Gewerbestrasse).W grudniu 1942 roku na terenie łódzkiego getta, mniej więcej w obrębie dzisiejszychulic: Brackiej, Emilii Plater, Górniczej i Zagajnikowej, wyodrębniono obóz dla polskichdzieci i młodzieży (Polenjugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt).Główna brama obozu znajdowała się przy ul. Przemysłowej, stąd popularna nazwa:obóz przy Przemysłowej. W zarządzeniu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 28 listopada 1942 rokupisano, że będzie to obóz dla młodocianych Polaków – kryminalistów - lub pozbawionych opieki, będących zatem elementem niebezpiecznym zarówno dla dzieci niemieckich, jak też i przez to, że mogliby w dalszym ciągu uprawiać swą kryminalną działalność. Zachowano pozory, że ma to być obóz prewencyjny i wychowawczy. W rzeczywistości był to niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny przeznaczony dla dzieci i młodzieży wieku od 2 do 16 lat, zlokalizowany w sercu łódzkiego niemieckiego getta.Dzieci miały numery zamiast nazwisk, chodziły w szarych drelichach i trepach, pracowały od świtu do wieczora. Były karane biciem, nawet chłostą.Obszar obozu otoczony był wysokim parkanem z desek i strzeżony przez żydowskiepolicjantki. Za schwytanie polskiego uciekiniera policjantki żydowskie dostawały bochenek chleba.Więźniowie pochodzili z terenów włączonych do Rzeszy oraz z GeneralnegoGubernatorstwa(GG). Część zabrano z sierocińców, część to dzieci, których rodzice zostali zamordowani lub przebywali w więzieniach za udział w konspiracji. Do stycznia 1945 roku przeszło przez to miejsce około kilkanaście tysięcy polskich dzieci, choć dokładna liczba uwięzionych jest trudna do ustalenia, ponieważ zaginęła część dokumentacji. W momencie zakończenia wojny było tam blisko 900 więźniów. Około  kilkanaście tysięcy  polskich dzieci zginęło w latach istnienia tego niemieckiego obozu koncentracyjnego.Dzieci pracowały, podobnie jak ich rówieśnicy z getta, po drugiej stronie getta oddzielonego wysokim murem. Miały nawet tych samych nauczycieli - żydowskich rzemieślników, którzy zostali tam skierowani przez Niemców nazistów. Dzieci szyły ubrania, wyplatały buty ze słomy, reperowały tornistry, prostowały igły. Wiele zmarło z głodu, zimna i wycieńczenia, zwłaszcza podczas epidemii tyfusu na przełomie 1942 i 1943 roku. Chore (nie tylko na tyfus) dzieci kierowano do tzw. "izby chorych", gdzie leżały bez przykrycia  przy otwartych oknach w zimie. Umierały gromadnie.Udokumentowane są zgony tysiąca polskich dzieci. Chore odsyłano do szpitala przy ul. Dworskiej 74 (dziś ul. Organizacji WiN) na terenie łódzkiego niemieckiego  getta.Dzieci polskie w obozie zostały całkowicie odizolowane od świata zewnętrznego, niemiały też żadnego kontaktu z ludźmi z drugiej strony parkanu. Filia obozu dla polskich dzieci znajdowała się w majątku ziemskim w Dzierżązni, 15kilometrów od Łodzi.Dziś po obozie dla dzieci polskich ( Polenjugendverwahrlager) pozostał tylko budynekdawnej komendy przy ul. Przemysłowej 34.Przez wiele lat po wojnie nie wiedziano o tym obozie. W maju 1971 roku małychwięźniów uczczono Pomnikiem Pękniętego Serca, postawionym w parku im. SzarychSzeregów (dawniej Promienistych). Zaprojektowali go Jadwiga Janus i LudwikMackiewicz. Stoi poza terenem obozu, ale jest hołdem wobec tych, którzy przeszliprzez ten właśnie obóz wydzielony z obszaru Litzmannstadt Getto.W czasie epidemii tyfusu w obozie działy się okropne rzeczy. Chore dzieci, których niezdążono wywieźć do getta leżały w "izbie chorych" bez żadnej opieki. Te, które jużumierały, ale jeszcze żyły, wynoszono razem z trupami do trupiarni nago i ładowano do skrzyń lub worków papierowych i tam dogorywały.Jeżeli na terenie łódzkiego getta Niemcy zamordowali żydowskie dzieci w tzw.Holokauście, a po drugiej stronie parkanu w obozie koncentracyjnym dla dziecipolskich na terenie łódzkiego getta ofiarą padło około kilkanaście tysięcy dzieci polskich, to według historyków żydowskich te dzieci polskie zamordowane na terenie łódzkiego getta nie były ofiarami Holokaustu, to jakim terminem określić tę zbrodnię?Patrz książka Aleksandra Szumańskiego "Mord polskich dzieci w łódzkim getcie"(wydBollinari 2013). https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&sxsrf=ACYBGNSdKwwlOqOPuOKINHIbC7yvM50Wvg%3A1571504083168&source=hp&ei=0z-rXcfTBs2gjga326T4Cw&q=MORD+POLSKICH+DZIECI+W+LODZKIM+GETCIE&oq=MORD+POLSKICH+DZIECI+W+LODZKIM+GETCIE&gs_l=psy-ab.3...7797.26404..39398...0.0..0.208.3560.33j4j1......0....1..gws-wiz.....10..35i362i39j35i39j0j0i131.KpHKkNn3AS8&ved=0ahUKEwiHiYz15KjlAhVNkMMKHbctCb8Q4dUDCAU&uact=5Po ukazaniu się tej książki w 2013 roku ówczesny metropolita łódzki MarekJędraszewski modlił się przed łódzkim pomnikiem  'Pękniętego serca". Patrz https://wpolityce.pl/historia/221130-marsz-pamieci-i-modlitwa-za-ofiary-dzieciecego-obozu-zaglady-w-lodziMetropolita łódzki przypomniał w kazaniu, że „w Polsce byli również ludzie prawego sumienia, którzy w imię ratowania życia innych sami skazywali się na śmierć”. Potrzeba również dzisiaj wierności swojemu sumieniu aż do końca. By móc zło zwyciężać dobrem – apelował abp Marek Jędraszewski.Dzisiaj kiedy gromadzimy się w tej części Łodzi, którą można nazwać prawdziwie męczeńską, chcemy modlić się za ludzi, którzy tutaj cierpieli, płakali, umierali, byli wyrywani od swoich najbliższych i prowadzono ich na ostatnią drogę zagłady. Pragniemy modlić się za wszystkich, którzy mimo doznanych cierpień , prześladowań i poniżeń nie zatracili w sobie człowieczeństwa, tzn. nie zatracili w sobie wiary w Boga, niosącego zbawienie każdemu kto chce jak On być pełnym miłości miłosiernej— mówił kaznodzieja.Abp Jędraszewski odniósł się także do bieżących wydarzeń i spotu wyborczego PO. Ubolewał, że z „przestrzeni publicznej naszego kraju próbuje się usunąć krzyż będący znakiem Boga miłosiernego i przebaczającego, a według premier usunięcie krzyża jest bzdurą, rzeczą mało ważną”. A przecież właśnie usunięcie Boga z naszych serc jest początkiem okrucieństwa i zła, usprawiedliwieniem tego zła – przestrzegał metropolita łódzki.Po Mszy św. w kościele Opatrzności Bożej, wyruszył Marsz Pamięci, najpierw pod tzw. „obozową gruszę” , a potem do "Pomnika Pękniętego Serca". Abp Jędraszewski apelował, by był to nie tylko marsz pamięci, ale też wołania o obecność Boga , by „świat był bardziej człowieczy”.Niemiecki obóz koncentracyjny w getcie łódzkim  dla dzieci  przy ul. Przemysłowej w Łodzi był najprawdopodobniej jedynym założonym przez Niemców nazistów obozem zagłady przeznaczonym tylko do eksterminacji polskich dzieci w wieku od niemowlęctwa do szesnastego roku życia. Sytuacja uwięzionych w nim wojennych sierot była o wiele bardziej tragiczna niż w innych miejscach kaźni, gdzie przebywały także osoby dorosłe. W wyniku głodu, mrozu i zamierzonego mordu zginęło kilkanaście tysięcy polskich dzieci.MYDŁO Z CZYSTEGO LUDZKIEGO TŁUSZCZUNikt przez lata nie chciał w to wierzyć. I wielu z nas nie zechce uwierzyć. Ale nie ma już żadnych wątpliwości - hitlerowski naukowiec, członek NSDAP, Rudolf Spanner podczas II Wojny Światowej produkował mydło z ludzi. Tę przerażającą kartę historii ludzkości potwierdziło właśnie śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej.Naukowcy ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego z trudnością mówili o wynikach swoich specjalistycznych badań. Fragment mydła wyprodukowanego przez Niemca nazistę pochodzi z ludzkiego tłuszczu. Ekipie Rudolfa Spannera udało się wyprodukować kilkadziesiąt kilogramów mydła. Ponieważ miało brzydki zapach, dodawali do niego olejek migdałowy.NIE TYLKO LUDZKIE MYDŁO, LECZ Z LUDZKIEJ SKÓRY PRODUKCJA ABAŻURÓW, PORTMONETEK I INNYCH SKÓRZANYCH WYROBÓW.Śledczy IPN potwierdzili też, że zakład Spannera produkował różne przedmioty z ludzkiej skóry. np. abażury i portmonetki.Sam zbrodniarz nigdy nie został ukarany. Śledztwo przeciwko niemu umorzono, a on do 1960 roku, kiedy zmarł, leczył ludzi w Szlezwiku-Holsztynie. Gdyby żył do dziś, Witold Kulesza, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, postawiłby go przed sądem.Pierwsza o wyrabianiu mydła z ludzkich zwłok napisała Zofia Nałkowska w "Medalionach". Ale świat nie chciał jej uwierzyć.Zwłoki do produkcji mydła naukowiec-zbrodniarz zabierał z zakładu dla psychicznie chorych w Kocborowie, więzienia w Królewcu, a także - czemu sam zaprzeczał - z obozu zagłady Stutthof.Historycy żydowscy twierdzą, iż było to mydło wyłącznie z ofiar Holokaustu, czyli wyłącznie z ciał pomordowanych Żydów. W takim razie jak nazwać system zbrodni ludobójstwa popełnionego przez Niemców na sześciu milionach obywateli polskich?Pierwszy masowy transport do Auschwitz – transport wyłącznie Polaków, więźniów z zakładu karnego w Tarnowie, który w dniu 14 czerwca 1940 r. został skierowany przez okupantów niemieckich do nowo otwartego obozu koncentracyjnego Auschwitz.Więźniowie przywiezieni z Tarnowa nie byli pierwszymi osadzonymi w obozie – byli nimi bowiem niemieccy kryminaliści z KL Sachsenhausen, których w liczbie trzydziestu skierowano do Auschwitz w maju 1940 r., aby pełnili tam rolę więźniów funkcyjnych. Tarnowski transport był jednak pierwszym mającym masowy charakter. Znalazło się w nim 728 mężczyzn, z czego zdecydowaną większość stanowili polscy więźniowie polityczni. Wojnę przeżyło ok. 200 więźniów z pierwszego transportu.RUDOLF SPANNERRudolf Maria Spanner (ur. 17 kwietnia 1895 r. w Metternich, zm. 31 sierpnia 1960 r. w Kolonii) – członek NSDAP, patolog i profesor medycyny w Gdańsku w Instytucie Anatomii Akademii Medycznej.Związany ze sprawą „mydła z ludzi” z okresu II Wojny Światowej, której początek medialny nadali Stanisław Strąbski, publikując broszurę "Mydło z ludzkiego tłuszczu". alfa i omega niemieckich zbrodni w Polsce oraz Zofia Nałkowska - opowiadaniem "Profesor Spanner", pochodzącym ze zbioru "Medaliony". Oba teksty ukazały się w 1946 roku, przy czym pierwotna wersja "Profesora Spannera" była drukowana w numerze czternastym "Kuźnicy" z 1945 roku.Rudolf Spanner urodził się w 1895 r. w Metternich (od 1937 r. dzielnica Koblencji). Po zdaniu matury w 1912 r. studiował medycynę na uniwersytetach w Leuven, Genewie i Frankfurcie nad Menem. Po czteroletniej przerwie kontynuował studia w Bonn i Kolonii otrzymując dyplom lekarski w 1920 r. Po zakończeniu nauki początkowo podjął pracę na uniwersytecie w Kolonii, a następnie objął stanowisko asystenta Instytutu Anatomii przy uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem. W 1936 roku wstąpił do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP) otrzymując legitymację partyjną nr 2733605. 1 stycznia 1940 r. Rudolf Spanner objął stanowisko dyrektora Instytutu Anatomii w Gdańsku.SPRAWA MYDŁA Z LUDZIZeznanie Zygmunta Mazura z dnia 19 lutego 1946 r., przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, w sprawie Gdańskiego Instytutu Anatomicznego:"Prokurator: Doświadczenia Instytutu Anatomicznego w produkcji mydła z trupów ludzkich zamordowanych przez Niemców oraz garbowania ludzkiej skóry na cele przemysłowe prowadzone były na szeroką skalę. Przedkładam Trybunałowi dokument [...], stanowiący zeznania Zygmunta Mazura, jednego z bezpośrednich uczestników produkcji mydła z ludzkiego tłuszczu: był on pomocnikiem-laborantem w Gdańskim Instytucie Anatomicznym .[...].Pytanie: Proszę nam powiedzieć, w jaki sposób wyrabiano mydło z ludzkiego tłuszczu w Gdańskim Instytucie Anatomicznym ?Odpowiedź: W lecie 1943 r. zbudowano w podwórzu Instytutu Anatomicznego jednopiętrowy kamienny budynek, zawierający trzy sale. Budynek ten był przeznaczony na cele wykorzystywania trupów i gotowania kości, jak to oficjalnie oświadczył profesor Rudolf Spanner. Laboratorium określano jako zakład zestawiania szkieletów, spalania mięsa i zbędnych kości, ale w zimie 1943-1944 roku prof. Rudolf Spanner polecił nam zbierać ludzki tłuszcz, którego już nie należało wyrzucać. Rozkaz ten otrzymał Reichert i Borkmann.W lutym 1944 r. prof. Rudolf Spanner dał mi receptę na wyrób mydła z ludzkiego tłuszczu. Wedle tej recepty należało zmieszać 5 kg ludzkiego tłuszczu z 10 litrami wody i 500 do 1000 gramów sody kaustycznej. Tę mieszaninę gotowało się przez dwie do trzech godzin, po czym pozwalało się jej ostygnąć. Mydło unosiło się wówczas na powierzchni, podczas gdy woda i osad znajdowały się pod nim. Do tej mieszaniny dodawało się szczyptę soli i sody i gotowało się ją ponownie przez dwie do trzech godzin. Po ochłodzeniu wlewało się gotowe mydło do formy".Prokurator: przedstawię Trybunałowi te formy, w których zastygało mydło, oraz na pół wykończone próbki mydła z ludzkiego tłuszczu, odnalezione w Gdańsku. Cytuję dalej:"Mydło miało bardzo nieprzyjemny zapach: dla usunięcia go dodawano preparatu Bilzo. [...].Tłuszcz z ludzkich trupów zbierali Borkmann i Reichert, a ja gotowałem mydło z ciał mężczyzn i kobiet. Sam proces gotowania zajmował od trzech do siedmiu dni. W czasie tej produkcji, w której uczestniczyłem osobiście, wytworzono ponad 25 kg mydła; poszło na to około 70 do 80 kg ludzkiego tłuszczu, zebranego z około czterystu trupów. Gotowe mydło oddawaliśmy prof. Spannerowi, który je przechowywał.Sprawa wyrobu mydła z trupów interesowała, o ile wiem, rząd hitlerowski. Mieliśmy w Instytucie Anatomicznym inspekcję ministra oświaty Rusta, ministra zdrowia dr Conti, gauleitera Gdańska Alberta Forstera, odwiedzali Instytut również profesorowie instytutów medycznych.Wziąłem sobie do mycia i prania 4 kg tego mydła. [...] Reichert, Borkmann, von Bargen oraz nasz szef, prof. Spanner, używali również tego mydła [...].Tak samo jak ludzki tłuszcz, prof. Rudolf Spanner polecił nam zbierać ludzką skórę, która po oczyszczeniu z tłuszczu poddawana była działaniu jakichś substancji chemicznych. Prace związane z ludzką skórą prowadzone były pod kierunkiem starszego asystenta von Bargena i samego prof. Rudolfa Spannera. Wykończone skóry były pakowane w skrzynie i używane do nieznanych mi celów."Sprawę pseudomedycznych eksperymentów prowadzonych w Instytucie Anatomii w Gdańsku, w tym produkcji mydła z ludzi i preparowania ludzkich skór, badał Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze w 1946 r. Dochodzenie było oparte głównie na zeznaniach Zygmunta Mazura, pomocnika-laboranta podległego Rudolfowi Spannerowi. Zygmunt Mazur zeznał m.in. iż do masy tłuszczowej otrzymywanej w czasie wygotowywania ludzkich zwłok dodawano preparat chemiczny Bilzo, stosowany w procesie wytwarzania mydła nadającego się do mycia i prania. Zeznał też, iż mydła używał sam prof. Rudolf Spanner i inni pracownicy Instytutu Anatomii".W październiku 2006 r. Instytut Pamięci Narodowej ostatecznie stwierdził w toku postępowania prowadzonego od 2000 roku, iż w laboratorium prof. Rudolfa Spannera produkowano mydło z ludzkich zwłok, mającego cechy użytkowe (nadające się do mycia, prania itd.), w uzasadnieniu IPN stwierdził m.in.: "Udało się zamknąć sprawę niepodważalnym stwierdzeniem, że w Gdańsku czasu wojennego, pod auspicjami prof. Rudolf Spannera, produkowane było mydło z ludzkich szczątków dla celów użytkowych" Jak stwierdzili prokuratorzy IPN i badający próbki ekspert z warszawskiego SGGW, prof. dr hab. inż. Andrzej Stołyhwo – procesem naturalnym jest, iż mydło z tłuszczu ludzkiego jest ubocznym procesem przy wygotowywaniu zwłok ludzkich w roztworze wodorotlenku sodu (tzw. soda żrąca) i potasu. Proces ten miał miejsce w Instytucie Anatomii w Gdańsku, gdzie jednak dodawano do tak powstałej masy środki uzdatniające ją do użycia. Prof. Stołyhwo w badanym kawałku mydła tzw. brunatnego (sprowadzonego jako nowy dowód rzeczowy w tej sprawie z archiwum Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze) odkrył kaolin, substancję powodującą, że masa powstająca podczas wygotowywania zwłok posiada lepsze właściwości ścierne – nadaje się do zmydlania, mycia i szorowania.Jednocześnie IPN stwierdził, iż na terenie Instytutu Anatomii Akademii Medycznej w Gdańsku nie dokonywano ludobójstwa, a zwłoki wykorzystywane do pseudomedycznych eksperymentów przywożono z zewnątrz. Śledztwo IPN i analizy biochemiczne wykazały także brak związku mydła produkowanego w instytucie z rozprowadzanym w czasie wojny innym mydłem oznaczonym literami RIF – w III Rzeszy Niemieckiej popularny był dowcip, że skrót RIF na mydle (od Reichstelle für Industrielle Fettversorgung – Placówka Rzeszy ds. Zaopatrzenia w Tłuszcze Przemysłowe) oznacza „czysty żydowski tłuszcz” (Reines Judenfett), stąd fałszywe przekonanie o tym, że produkowano wyłącznie z Żydów mydło  na skalę przemysłową.Do lata 2005 roku, na budynku prosektorium Instytutu Anatomii Akademii Medycznej w Gdańsku, znajdowała się marmurowa tablica pamiątkowa, umieszczona tam w 1975 r. (druga; poprzednia – pierwsza – tablica wykonana z brązu została skradziona), z napisem:"W tym gmachu faszyści niemieccy w latach II Wojny Światowej popełnili zbrodnię przeciw ludzkości, używając zwłok więźniów obozu koncentracyjnego Stutthoff jako surowca do fabrykacji mydła. Ludzie ludziom zgotowali ten los".Według Gerharda Oltera, rzecznika mniejszości niemieckiej w Gdańsku, napis ten zawierał zbyt mocne słowa. Związek Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku, domagał się jej usunięcia, co wykonano przy okazji remontu budynku w 2005 roku.Po zakończeniu śledztwa przez IPN wydane zostało 20 listopada 2006 r. orzeczenie, które potwierdzało niepodważalny fakt, iż w Instytucie Anatomii wytwarzano mydło o cechach użytkowych, ale w niewielkiej, laboratoryjnej skali. Nie potwierdzono w nim faktów ludobójstwa i przemysłowego procesu produkcji mydła. W konkluzji śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.Umieszczenie trzeciej tablicy upamiętniającej eksperymenty prof, Rudolfa Spannera.Na tej podstawie, 28 czerwca 2007roku, na ścianie budynku Akademii Medycznej w Gdańsku umieszczono trzecią z kolei tablicę pamiątkową, tym razem z tekstem w czterech językach oraz ze zmienioną treścią napisu informującego:"W tym gmachu faszyści niemieccy w latach II Wojny Światowej używali zwłok ofiar zbrodni przeciwko ludzkości, osób straconych w więzieniu w Królewcu i Gdańsku, pacjentów okręgowego zakładu zdrowotno-opiekuńczego w Kocborowie i więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof jako surowca do produkcji mydła. Ludzie ludziom zgotowali ten los".W 2006 r. powstał film dokumentalny "Mydło z ludzi" Mariusza Olbrychowskiego, w którym przedstawiono w sposób całościowy i maksymalnie obiektywny problem „mydła” i prof. Rudolfa Spannera, zgodny ze stanowiskiem IPN-u w tej sprawie."INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ ODDZIAŁOWA KOMISJA ŚCIGANIA ZBRODNI PRZECIWKO NARODOWI POLSKIEMU.DZIAŁALNOŚĆ PROF. RUDOLFA MARII SPANNERAhttps://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/586,Dzialalnosc-prof-Rudolfa-Marii-Spannera-w-swietle-wynikow-sledztwa-Oddzialowej-K.html(...)Instytut Pamięci Narodowej. Działalność prof. Rudolfa Marii Spannera w świetle wyników śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku.  Centrala Białystok Gdańsk Katowice Kraków Lublin Łódź Poznań Rzeszów Szczecin Warszawa Wrocław BIP - Biuletyn Informacji Publicznej English - change language Działalność prof. Rudolfa Marii Spannera w świetle wyników śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku.Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku prowadzi śledztwo mające na celu ustalenie, czy w czasie II Wojny Światowej na terenie Instytutu Anatomii Akademii Medycznej w Gdańsku kierowanego przez prof. Rudolfa Marię Spannera nie dopuszczono się zbrodni zabójstw i nie prowadzono eksperymentów pseudo medycznych, w szczególności polegających na wytwarzaniu mydła z tłuszczu ludzkiego i przedmiotów użytkowych ze skóry ludzkiej. W trakcie blisko sześćdziesięciu lat jakie minęły od ujawnienia tych zdarzeń narosło wokół nich szereg teorii, mitów i przekłamań. Mam nadzieję, iż niniejsze śledztwo doprowadzi do odkrycia prawdy.W kwietniu 1945 r. bezpośrednio po zajęciu Gdańska przez armię sowiecką przedstawiciele polskiej administracji przystąpili do zabezpieczania budynków i mienia szeregu miejscowych instytucji w tym i Akademii Medycznej. Szczególne zainteresowanie wzbudził stan pomieszczeń Instytutu Anatomii. Zdaniem specjalistów odkryto dowody dające podstawy do podejrzeń, iż prowadzono w nim działalność nie mającą nic wspólnego z pracą naukową i dydaktyczną. Hipotezy te potwierdził laborant Aleksy Opiński były pracownik Akademii, który wrócił do pracy i oświadczył, iż w Instytucie wytwarzano mydło z tłuszczu ludzkiego. O fakcie tym poinformowano między innymi sowiecką komendanturę miasta. Tam przypomniano sobie, iż wcześniej zgłosił się do niej Zygmunt Mazur preparator zatrudniony w Instytucie Anatomii, który zaofiarował gotowość wznowienia wytwarzania mydła z tłuszczu ludzkiego. Wówczas nie potraktowano go poważnie i odprawiono. Później polskie organy bezpieczeństwa podjęły jednak decyzję o jego zatrzymaniu. Równocześnie zatrzymano Aleksego. Opińskiego i podczas przeszukania jego mieszkania zabezpieczono kostki mydła. Następnie trzy komisje składające się z przedstawicieli władz polskich i armii sowieckiej z udziałem biegłych z zakresu medycyny sądowej dokonały szczegółowych oględzin budynków Instytutu w dniach 4, 13 i 16 – 17 maja 1945 r. W trakcie tych ostatnich ustalono liczbę ciał na 148, z których 82 pozbawione były głów. Dodatkowo odkryto 89 głów i bardzo dużą liczbę fragmentów zwłok oraz kości zalegających wszystkie pomieszczenia. Przeprowadzono sekcję zwłok - oględziny 18 trupów i ustalono, iż 15 osób zmarło śmiercią gwałtowną (8 przez zgilotynowanie, 4 przez uduszenie i 3 w wyniku ran głowy zadanych tępym narzędziem). Zabezpieczono płaty skóry, kostki, półprodukt i recepturę mydła, ale nie udało się odnaleźć dokumentów związanych z ewidencjonowaniem pozyskiwanych zwłok. W dniu 8 maja sporządzono uzupełniającą, szczegółową dokumentację fotograficzną.Podczas przesłuchania Zygmunt Mazur podał, iż prof. Rudolf Spanner polecił gromadzić tłuszcz ludzki uzyskany podczas sekcji i preparowania zwłok od jesieni 1943 r. Pierwszą partię wyprodukowano z 75 kg tłuszczu według receptury uzyskanej od asystentki profesora w lutym 1944 r. Uzyskany produkt zabrał prof. Rudolf Spanner. Wytwarzanie mydła było trzymane w tajemnicy i wiedzieli o tym jedynie niektórzy zaufani pracownicy Instytutu. Było ono używane do mycia rąk, stołów sekcyjnych i innych prac porządkowych. Jego jakość i walory użytkowe nie budziły zastrzeżeń. Jedyną wadą był nieprzyjemny zapach, dlatego prof. R. Spanner próbował dodawać substancje zapachowe, np. olejek migdałowy. Druga partia mydła miała zostać wyprodukowana w lutym 1945 r. a więc już po wyjeździe dyrektora Instytutu do Halle. Zygmunt Mazur zmarł na tyfus w gdańskim szpitalu w dniu 10.07.1945 r.Zabezpieczone próbki mydła i płaty skóry zostały poddane badaniom w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie i Państwowym Zakładzie Higieny w Łodzi. Biegli w wydanych opiniach zidentyfikowali substancje jako mydło lub jego półprodukt, a skórę jako ludzką nie poddaną procesowi garbowania. Stan wiedzy nie pozwalał jednak wówczas na identyfikację tłuszczu będącego składnikiem produktu.Zgromadzone materiały wraz z dowodami rzeczowymi w postaci płatów skóry i kostki mydła zostały ujawnione i załączone do akt postępowania przed Trybunałem w Norymberdze przez prokuratora sowieckiego. Dodatkowo wzbogacono je o protokoły przesłuchań przez władze brytyjskie jeńców angielskich pracujących na terenie Akademii Medycznej w Gdańsku, którzy jednoznacznie potwierdzili fakt wytwarzania tam mydła z tłuszczu ludzkiego.Była Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce przesłała materiały śledztwa do Centrali Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu w dniu 27.11.1974 r. Informacje o biegu sprawy uzyskano na prośbę Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu dopiero 12.07.2002 r. dzięki osobistemu zaangażowaniu w sprawę obecnie zatrudnionych w Centrali w Ludwigsburgu prokuratorów. Odnotowano również przypadki przekazania zwłok osób rozstrzelanych, jeńców wojennych i więźniów obozu koncentracyjnego w Stutthofie.. Ogólnej liczby sprowadzonych zwłok i tożsamości osób zmarłych nie można ustalić z uwagi na zaginięcie dokumentacji.W trakcie preparacji zwłok uzyskuje się tłuszcz, który jest traktowany jako odpad i z reguły niszczony. Z technologicznego punktu widzenia z każdego tłuszczu poprzez „zmydlenie” , to jest działanie na niego w podwyższonej temperaturze ługiem sodowym NaOH lub potasowym KOH można uzyskać mydło. Użycie w ten sposób wytworzonego mydła do impregnowania ruchomych preparatów stawowych oprócz prof. Rudolfa Spannera potwierdza jedynie w swoich zeznaniach jego były starszy preparator Eduard von Bargen przesłuchany przez władze niemieckie w 1972 r.(...)". NaczelnikOddziałowej Komisji Ścigania Zbrodniprzeciwko Narodowi Polskiemuw Gdańskuprok. Maciej Schulz Gdynia, dnia 29 kwietnia 2004 rOpracowanie- "Lwowskie Spotkania" nr 5 ; 2007   Aleksander Szumański , Bożena Rafalska, Józef Komarewicz Jerzy Bożyk,- "Kurier Galicyjski" 24 kwiecień 2008 ; Szymon Kazimierski  "Czysty żydowski tłuszcz".   
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

ZBRODNIE POLICJI ŻYDOWSKIEJ Z FAŁSZERSTWEM KSIĄŻKI CALKA PERECHODNIKA W TLE.

$
0
0
Ilustracja: 
getto
ZBRODNIE POLICJI ŻYDOWSKIEJ Z FAŁSZERSTWEM KSIĄŻKI CALKA PERECHODNIKA W TLE.Nie ma powodu, żeby w imię politycznej poprawności tuszować to, że część policjantów z getta robiła złe rzeczy – stwierdza redaktor naczelny miesięcznika "Do Rzeczy" Piotr Zychowicz. To, że wielu żydowskich policjantów straciło życie w komorach gazowych, nie zmywa ich wcześniejszych win – dodaje Zychowicz.Tematem najnowszego numeru „Historii Do Rzeczy” jest historia żydowskich formacji policyjnych współpracujących z Niemcami podczas II Wojny Światowej. W historiografii trwa spór dotyczący motywacji członków tych służb. „Z jednej strony możemy usłyszeć, że Żydowska Służba Porządkowa była bandą zdemoralizowanych kolaborantów, która z zimną krwią wysyłała tysiące swoich rodaków do komór gazowych; że policjanci z getta byli współsprawcami Holokaustu” – pisze Piotr Zychowicz. Inni uczestnicy sporu postrzegają żydowskich policjantów jako ludzi, którzy pragnęli przeżyć, a służba w tej formacji była „strategią przetrwania”. „Historia jak to zwykle bywa, nie była wcale czarno-biała” – podkreśla Piotr Zychowicz.W artykule „Dobrzy i źli policjanci” przypomina, że powołana w 1940 r. Żydowska Służba Porządkowa w getcie warszawskim miała być w zamiarze przewodniczącego Judenratu Adama Czerniakówa profesjonalną organizacją opartą na przedwojennych wzorach polskiej policji. Na jej czele stał przedwojenny zastępca lubelskiego komendanta lubelskiej policji płk Józef Szeryński-Szynkman. Kandydatom do służby stawiano wysokie wymagania, między innymi polecenie przez dwóch szanowanych przedstawicieli społeczności żydowskiej. Do jej szeregów trafili więc przedstawiciele inteligencji, adwokaci i studenci. Bardzo szybko główną plagą żydowskiej policji stała się korupcja. Autor cytuje wiele relacji świadków życia w getcie, którzy opisywali rolę żydowskich służb porządkowych w przemycie żywności. „Jeśli żydowscy policjanci byli sprytni, ostrożni i obrotni, to szybko mogli zbić fortunę. Pieniądze te wydawali w licznych powstałych na terenie dzielnicy zamkniętych lokalach. Byli głównymi klientami prostytutek i szulerni” – pisze Piotr Zychowicz.Z czasem żydowscy policjanci zostali znienawidzeni przez współmieszkańców getta. „Odraza brała, gdy się widziało, jak ludzie, do niedawna przyzwoici, którym się podawało rękę i traktowało jak przyjaciół zamieniali się w kanalie – podleli. Ich największą ambicją stało się nawiązywanie stosunków z gestapowcami, wysługiwanie się im” – wspominał Władysław Szpilman. W 1942 r. żydowscy policjanci uczestniczyli w prowadzeniu wysiedleń, które były wstępem do deportacji do obozów zagłady. Wielu policjantów zrezygnowało ze służby i stało się kolejnymi ofiarami Niemców. Inni zapisali się jako najbrutalniejsi wykonawcy ich poleceń. Wielu próbowało ratować innych. „Grynberg rzucił czapkę i nie chciał przykładać ręki do tego dzieła hańbiącego. Czasem tylko zakładał czapkę, opaskę i biegł na Umschlagplatz ratować kogoś ze znajomych” – wspominała Stefania Szachur.Jak zauważa Marcin Bartnicki, pomoc w dokonywaniu zbrodni nie uchroniła żydowskich policjantów z krakowskiego getta przed śmiercią. Wielu najbrutalniejszych wykonawców niemieckich poleceń zostało rozstrzelanych w trakcie likwidowania obozu w Płaszowie. „Göth zabijając bliskich współpracowników, chciał ukryć prowadzoną na szeroką skalę grabież i liczne morderstwa Żydów, które były nielegalne nawet w świetle prawa III Rzeszy” – podkreśla autor. Zapomnianym wątkiem tej historii są powojenne rozliczenia członków tych formacji. Jak pisze Marcin Bartnicki „za współpracę z niemieckim okupantem sądzono 44 osoby żydowskiego pochodzenia. Skazano 30 z nich, co trzecia usłyszała wyrok śmierci”.Na przeciwległym biegunie historii polskich Żydów jest udział wielu przedstawicieli tej społeczności w zrywach narodowych. Ich losy wspomina historyk dr hab. Marek Gałęzowski. „Oto pierwszy Żyd polski, który pokazał swym współwyznawcom – drogę honoru i dał przykład bohaterskiego oddania w służbie dla Ojczyny” – pisano w „Monitorze” o słynnym Berku Joselewiczu walczącym w Insurekcji Kościuszkowskiej. Znacznie mniej znana jest biografia jego syna majora Józefa Berkowicza, który walczył w wojnie z Austrią w 1809 r. Dwadzieścia jeden lat później ogłosił odezwę nawołującą do tworzenia żydowskich oddziałów mających walczyć w rozpoczynającym się Powstaniu Listopadowym. U progu 1863 r., inny z przedstawicieli społeczności żydowskiej, weteran walk 1831 r. Ozeasz Ludwik Lubliner stwierdził: „Jest to zaiste chlubne dla Żydów, że po raz pierwszy zrozumieli, uczuli potrzebę nabycia prawa do tytułu obywatelstwa polskiego, nie wskutek jakiejś uchwały sejmowej, jakiegoś dekretu rządowego, ale przez wystawienie się na prześladowanie, na męczarnie ze strony rządu zaborczego Polski, tego kraju, w którym się rodzą i umierają od wieków”.O kraju, który był swoistą ojczyzną wielu Żydów opowiada szkocki historyk prof. Robert Frost, autor niedawno opublikowanej „Oksfordzkiej historii unii polsko-litewskiej”. W rozmowie z Piotrem Włoczykiem mówi o wyjątkowości kształtującego się przez ponad dwa stulecia organizmu politycznego. „To był absolutny ewenement w dziejach. Unia stworzyła nie państwo, ale Rzeczpospolitą składającą się z dwóch państw i dwóch narodów. (…) Była to ta jedyna w swoim rodzaju unia obywateli oparta na braterskości” – podkreśla prof. Frost. To właśnie „niesamowita wizja stosunków między oboma narodami” zafascynowała szkockiego historyka, gdy rozpoczynał badanie historii Rzeczypospolitej.Redakcja miesięcznika przypomina również postacie i wydarzenia związane z wciąż obchodzoną setną rocznicą odrodzenia polskiej państwowości i zakończenia I Wojny Światowej. Piotr Semka pisze o legendzie włoskiego pokolenia urodzonego w 1899 r., dzięki któremu Królestwo Włoch przełamało kryzys na froncie walk z Austro-Węgrami i zwyciężyło w I Wojnie Światowej. Hasło pokolenia „Chłopców z ‘99” „Lepiej dzień żyć jak lew, niż 100 lat jak owca” wciąż jest znane i popularne wśród większości Włochów. Semka zauważa, że wiele cech mitu tego pokolenia przypomina legendę Legionów Polskich. Członkowie „Ragazzi di 99”, tak jak Legioniści, byli wychowywani w kulcie patriotyzmu i idei poświęcenia dla ojczyzny. „Włoskie księgarnie wciąż pełne są albumów o legendarnej generacji. Przypominają trochę nasze książki o pokoleniach Legionów. Z kolei podziw i szacunek dla młodzieńczej odwagi i ofiarności przypomina kult Orląt Lwowskich” – podsumowuje Piotr Semka.Jednym z najważniejszych międzywojennych twórców legendy Legionów był zapomniany dziś pisarz Juliusz Kaden-Bandrowski. W PRL jego twórczość była przemilczana, lekceważona lub nazywana przez czołowych pisarzy reżimu, takich jak Jarosław Iwaszkiewicz, „mieszczańską”. Mimo osobistych związków ze środowiskiem Legionów był również niezwykle krytycznym obserwatorem elit II RP. „Najważniejsza powieść Kadena (Generał Barcz – przyp. red.) wywołała niebywały skandal. Dla wielu osób nie do pojęcia było, jak wybitny piłsudczyk może tak krytycznie oceniać środowisko skupione wokół Komendanta. Umykało im, że poprzez takie, dalekie od idealizacji, ujęcie postaci wodza autor ukazuje jego wielkość w toczących się zmaganiach o władzę” – podkreśla Krzysztof Masłoń.Prof. Sławomir Cenckiewicz przypomina zasługi Romana Dmowskiego dla polskich interesów w trakcie I Wojny Światowej. Jego zdaniem niewystarczająco doceniana jest jego strategia polityczna, dzięki której „Polska uzyskała podmiotowość i dzięki związaniu się ze zwycięskimi mocarstwami powracała na mapę świata”. W jego opinii, kluczem do sukcesu działań Dmowskiego i paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego było odrzucenie dominującego w polskiej myśli politycznej założenia, że należy „walczyć ze wszystkimi wrogami naraz” i uznał, że największym zagrożeniem dla polskiej tożsamości są Niemcy, a nie słabsza cywilizacyjnie Rosja.W najnowszym numerze miesięcznika między innymi również wywiad poświęcony tzw. „ostatniej czystce Stalina”. Jej pierwszym celem były środowiska żydowskie z ZSRS. Później czystka dotknęłaby szczyty elity rządzącej ZSRS. Realizację tych planów przerwała śmierć „Wodza Postępowej Części Ludzkości”. Amerykański historyk i sowietolog prof. Jonathan Brent w rozmowie z Piotrem Zychowiczem podkreśla, że Stalin rozpoczynając tę czystkę nie kierował się antysemityzmem. „Stalin nienawidził wszystkich ludzi. Nienawidził wszystkich narodów. (…) Polaków pewnie nienawidził nawet bardziej niż Żydów. (…) Na tym właśnie polega fenomen bolszewizmu. Stalin był wrogo nastawiony do ludzi. Sowieckie państwo było wrogo nastawiony do ludzi. Każdy człowiek – niezależnie od rasy, narodowości i wyznania – mógł paść jego ofiarą. Każdy człowiek mógł zostać przez nie pożarty” – podkreśla prof. Brent. Swoistym potwierdzeniem tej opinii jest opublikowana przez miesięcznik historia wywodzącej się z Kresów rodziny redaktora „Historii Do Rzeczy” Pawła Witaszka. „Po latach dotarłem do rodzinnych relacji o zagładzie polskości na Kresach. Lektura odnalezionych dokumentów jest wstrząsająca” – podkreśla autor.BYŁEM POLICJANTEM W GETCIE. WSTRZĄSAJĄCE WSPOMNIENIA CZŁONKA ŻYDOWSKIEJ SŁUŻBY PORZĄDKOWEJWybrał współpracę z Niemcami, by ratować rodzinę. Ramię w ramię z nazistowskimi żandarmami wsadzał mieszkańców getta do wagonów, które wiozły ich na śmierć. Zbyt późno przekonał się o tym, że obietnicom okupanta nie można ufać…Calek Perechodnik do Żydowskiej Służby Porządkowej w Otwocku zaciągnął się w lutym 1941 roku. Kierowała nim jedna myśl: stworzyć takie warunki, aby jego żona i córka mogły przetrwać. Kariera policjanta była jedną z niewielu, które dawały nadzieję na lepszy los.Początkowo praca ta nie wydawała się niczym karygodnym. Stworzenie tak zwanej Jüdischer Ordnungsdienst pod koniec 1940 roku było wszak dziełem żydowskiej administracji getta. Jej zadaniem było wspomaganie Judenratu w utrzymywaniu porządku w coraz bardziej zatłoczonych dzielnicach. „Lepiej przecież być rządzonym przez własnych braci niż oprychów z SS czy Gestapo” – przekonuje w książce „Żydzi opowieści niepoprawne politycznie” dziennikarz Piotr Zychowicz.„Każdy przede wszystkim chciał sam z rodziną przeżyć wojnę…”Praktyka pokazała niestety, że odmani, jak nazywano funkcjonariuszy Służby Porządkowej, byli szczególnie narażeni na demoralizację. Praca ta dawała możliwość szybkiego wzbogacenia się. Łapownictwo szybko stało się wśród policjantów powszechne. Nierzadko zdarzały się też przypadki ich nieludzkiego wręcz okrucieństwa wobec pozostałych mieszkańców gett.Tak naprawdę sytuacja Żydów z Ordnungdienst skomplikowała się jednak dopiero na początku 1942 roku. To wtedy przywódcy III Rzeszy Niemieckiej podjęli decyzje dotyczące ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. A ponieważ sami nie byli w stanie zorganizować wywózki przedstawicieli znienawidzonego narodu z gett… zwrócili się do Służb Porządkowych. W Warszawie nakazali policjantom dostarczać każdego dnia określoną liczbę rodaków na Umschlagplatz.Takie samo zadanie dostał Calek Perechodnik. On i jego współpracownicy z Służby mieli zapędzić na plac mieszkańców otwockiego getta. Akcję zaplanowano na 18 sierpnia 1942 roku. Aby skłonić żydowskich funkcjonariuszy do posłuszeństwa, Niemcy obiecali im, że ich rodziny i oni sami nie zostaną wywiezieni. Odbierano to w gruncie rzeczy jako darowanie życia. „Żandarmeria wpoiła w Żydów przekonanie, że wyjście z getta jest równoznaczne z wyrokiem śmierci” – wspominał później policjant.Żydowska policja powstała, by pilnować porządku w getcie. Jak wielu innych, Calek Perechodnik zdecydował się przyjąć tę ofertę. „Wytworzyła się taka atmosfera, że każdy przede wszystkim chciał sam z rodziną przeżyć wojnę, samemu żyć, dobrze żyć i jak najmniej własnych rzeczy sprzedać” – wspominał po latach. Tymczasem, jak pisze Zychowicz:Ufny w niemiecką gwarancję bezpieczeństwa Calek Perechodnik nie próbował ukryć żony i dziecka. Przeciwnie, sam zaprowadził je na plac. Anna i Alusia znalazły się w tłumie oczekujących na deportację, a uzbrojony w pałkę Calek wraz z niemieckimi żandarmami pilnował porządku.ŻĄDZA PRZEŻYCIASzybko okazało się, że wiara w niemieckie obietnice jest śmiertelną pomyłką. „Niemiecki oficer kierujący wywózką oświadczył żydowskim policjantom, że ich żony pojadą razem z resztą mieszkańców getta. Jeden z policjantów zaczął płakać, większość jednak była tak zdumiona, że nie mogła wydusić z siebie nawet słowa” – referuje Zychowicz.Jak zachowali się funkcjonariusze? Większość, w tym sam Calek Perechodnik, nie zareagowała. „Instynkt samozachowawczy, żądza przeżycia były silniejsze niż obowiązki wobec własnych rodzin” – oceniał później gorzko. Zdarzały się jednak także przypadki bohaterstwa. Odman Willendorf złożył odznakę i oświadczył, że będzie towarzyszył swojej rodzinie.Ale okrucieństwo Niemców na tym się nie skończyło. Po tym, jak wpędzili policjantów w rozpacz, nagle zaproponowali im nowe wyjście z sytuacji. Oznajmili, że mogą oni uratować swoje żony i dzieci, pod warunkiem, że… pomogą załadować pozostałych Żydów do wagonów!CZY JA JESTEM MORDERCĄ?Trudno się dziwić, że odmani, którzy już prawie żegnali się ze swoimi rodzinami, podjęli taką, a nie inną decyzję. Zaczęli bezlitośnie zaganiać rodaków do pociągu. Sami nawet zamykali drzwi wagonów na zasuwę. Calek Perechodnik opisywał później, że pracowali w szaleńczym tempie. Byle tylko jak najszybciej zabrać najbliższych z placu. Ale – po raz kolejny – czekała ich straszliwa niespodzianka. Jak opowiada Zychowicz w książce „Żydzi . Opowieści niepoprawne politycznie”:Była to oczywiście pułapka. Niemcy nawet przez chwilę nie zamierzali dotrzymać słowa. Gdy wszyscy Żydzi zostali już zapakowani do pociągów, żandarmi zdjęli z ramion karabiny i otoczyli funkcjonariuszy Służby Porządkowej. Mężczyźni w niemym przerażeniu musieli patrzeć, jak ich żony i dzieci są dołączane do transportu…Żydowscy policjanci zostali jeszcze przez jakiś czas w getcie. Pomagali niemieckim żołnierzom wyłapywać ukrywających się na terenie dzielnicy mieszkańców. Prowadzili ich na posterunki, gdzie schwytani byli natychmiast rozstrzeliwani.Calek Perechodnik nie przeżył wojny. Udało mu się uciec z Otwocka i przedostać do stolicy. Walczył w Powstaniu Warszawskim, ale zginął wkrótce po kapitulacji miasta. Zdążył spisać swoją relację. Została opublikowana wiele lat później, w 1993 roku, pod tytułem „Czy ja jestem mordercą?”. Wywołała szok – bo dzisiaj nadal trudno pojąć.FAŁSZERSTWO KSIĄŻKI CALEK PERECHODNIK "CZY JA JESTEM MORDERCĄ?" Wydawca "Ośrodek Karta" wydał w 2004 roku książkę Calek Perechodnik "Spowiedź"opatrując ją notą "Od wydawcy"str.5Oto treść owej noty:"OD WYDAWCYŚwiadectwo Calka Perechodnika jest arcydziełem literatury faktu. Można uznać za okrutny paradoks, że właśnie takiemu dziełu światowego piśmiennictwa zdarzyła się nierzetelna edycja. Gdy w początkach lat dziewięćdziesiątych Ośrodek KARTA postanowił uruchomić serię wydawniczą "Żydzi polscy" i podjął współpracę z Żydowskim Instytutem Historycznym jego pracownicy powiedzieli nam o pewnym niezwykłym maszynopisie w archiwum Instytutu - świadectwie żydowskiego policjanta z getta w Otwocku pisanym w roku 1943. Zgłosiła się też osoba gotowa podać je do druku. Umówiliśmy się, że osoba ta dostarczy nam komputerową wersję opartą na tekście znajdującym się w archiwum ŻIH. Po przeczytaniu gotowego wydruku poczuliśmy, że stajemywobec wydania jednego z najważniejszych zapisów XX wieku. Reakcje na gotową książkę potwierdzały to wrażenie.Szybko ukazały sie tłumaczenia na angielski, niemiecki, francuski, włoski... Po pierwszym wydaniu książki firmowanym przez Ośrodek KARTA i Żydowski Instytut Historyczny, jako zapis Calela Perechodnika "Czy ja jestem mordercą?"- Agnieszka Holland napisała: "Autor być może najbardziej wstrząsającego opisu doświadczenia Holokaustu(...). Przeczytałam wiele (setki) dokumentów, literatury, pamiętników dotyczących tej tematyki. Żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia". W ciągu kilku lat dwukrotnie wydana przez nas książka (1993, 1995) stała się tekstem kanonicznym cytowanym we wszystkich poważniejszych opracowaniach na temat Holokaustu.Jakie więc było nasze zdumienie, gdy dotarła do nas (z dużym opóźnieniem) recenzja prof. Dawida Engela, mieszkającego w USA, badacza stosunków polsko - żydowskich, który w czasopiśmie "Polin" (nr 12 1999 r.) uznał nasza edycję za fałszerstwo!!! Dzięki prof. Dawidowi Engelowi dowiedzieliśmy się jaka historię ma zapis Calela Perechodnika. Okazało się, że istnieje rękopis wspomnień - po wojnie został z Polski wywieziony przez brata autora Pejsach Perechodnika i obecnie przechowywany w zbiorach Yad Vashem w Izraelu.W Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie został zaś nie jeden, ale dwa maszynopisy wspomnień Calka Perechodnika. Pierwszy, przepisany z rękopisu przez Pejsacha, bardzo zbliżony do oryginału oraz drugi - już bardzo zniekształcony - który najprawdopodobniej był pozostałością po czyjejś próbie przygotowania tekstu do druku. Niewiadomo, dlaczego tylko ten drugi maszynopis został wykorzystany przez historyka podającego tekst do druku na rzecz naszego wydania, poza tym poczynione zostały przezeń dalsze naruszenia tekstu, m.in. zmieniono czas teraźniejszy na przeszły, bezpośrednie cytaty stawały się relacjami z wypowiedzi, łagodzono antypolską wymowę. Niestety, nie porównaliśmy otrzymanego wydruku z podstawą w archiwumStało się dla nas oczywiste, że musimy naprawić popełniony błąd przygotowując edycję wierną oryginałowi. Prof. Dawid Engel zgodził się podać do druku wersję zgodną z rękopisem . Przedstawiamy obecnie inne brzmienie imienia Autora, po sugestii Jego rodziny oraz inny tytuł - tym razem będący prawdziwym cytatem z autorskiego tekstu. Piszemy "wydanie pierwsze", zmuszeni uznać dwa pierwsze za pomyłkę.".                                                                                     Zbigniew GluzaFAŁSZYWKA - CALEL PERECHODNIK "CZY JA JESTEM MPORDERCĄ?"„Czy ja jestem mordercą?” to chyba najbardziej znany pamiętnik opisujący zagładę getta otwockiego. Autorem jego jest Żyd, ale nie taki spokojny i niewinny, którego moglibyśmy żałować, tylko aktywnie pomagający Niemcom w likwidowaniu swoich rodaków. Z własnej woli wstąpił do żydowskiej policji - najpierw po to, by uchronić swoją rodzinę od wywiezienia do obozu, a potem, by ocalić siebie: Muszę się ratować, przecież nie po to tchórzliwie porzuciłem żonę, by w kilka dni później zostać zabitym (str.67). Z czasem opuścił getto i zaczął ukrywać się u Polaków. Pamiętnik Perechodnika to coś więcej niż tylko kronika zagłady getta, to także próba doszukania się przyczyn tragedii narodu żydowskiego. Perechodnik uważał, że nie tylko Niemcy są winni, lecz też Polacy i sami Żydzi. Polacy na ogniu rozpalonym przez Niemców chcieli upiec własną pieczeń, czyli pozbyć się Żydów i zagarnąć ich majątki. Żydzi okazali się tchórzliwi i naiwni, ponadto poprzez swoją religię i wiarę w to, że są narodem wybranym, prowokowali Niemców i Polaków do nienawiści, bo przecież nikt nie lubi ludzi, którzy uważają się za lepszych.Perechodnik pochodził z bogatej rodziny, w której panował kult pieniądza. Rzeczy ceniono bardziej niż życie ludzkie. Nikomu z tej rodziny nie przyszło do głowy, by pomóc biedniejszym. Calel miał możliwość, by uratować życie córeczce szwagierki, ale nie zrobił tego, bo mu się nie chciało. Ciotce radził, by otruła swojego syna o semickim wyglądzie, a sama pojechała do Warszawy i udawała Polkę. Matka jego nie pozwoliła, by do kryjówki weszła jej krewna z synkiem, skazując ich tym samym na śmierć. Kuzyn, pracujący jako policjant w warszawskim getcie, pisał w roku 1943 do Calela, by przyjeżdżał, bo w getcie są bardzo dobre warunki, jest pusto i nie brakuje niczego. Pusto, bo inni Żydzi już umarli... Polaków Perechodnik odmalował bardzo źle: Zrozumiałem, że wymordowanie Żydów odbyło się, jeśli nie za ich milczącą zgodą, to przynajmniej przy powszechnym desinteressement opinii polskiej. Dlatego może wybrano Treblinkę jako miejsce kaźni nawet dla Żydów francuskich, belgijskich czy holenderskich (str.88). Główną cechą Polaków była według niego zachłanność na żydowskie rzeczy. Tylko nieliczni Polacy nie kusili się na futra, poduszki i meble. Ci, którzy brali na przechowanie rzeczy Żydów, liczyli na to, że właściciel zginie. Ci, którzy Żydów ukrywali, robili to tylko dla pieniędzy. Perechodnik bardzo rzadko wspomina o przejawach dobra ze strony Polaków i o bohaterstwie tak polskim, jak i żydowskim, rozwodzi się natomiast nad ludzką małodusznością, zachłannością i podłością. Pamiętnik jest nasycony emocjami. To niepowtarzalny dokument, z wieloma opisami mordów, egzekucji i kradzieży, napisany przez człowieka bardzo inteligentnego, ale też skłonnego do nienawiści, do wydawania bezlitosnych, czasami krzywdzących sądów. Perechodnik nie starał się wybielić i nie pisał swojej spowiedzi po to, by ktoś go żałował. Dobrze wiedział, że w chwili próby okazał się człowiekiem podłym i tchórzliwym i że dzięki takim pomocnikom jak on likwidacja narodu żydowskiego odbywała się bardzo szybko i sprawnie. Zachodzi szereg pytań w większości enigmatycznych:- ogólnie - w jakim celu powstała fałszywka owej książki?- dlaczego w wydaniu "Spowiedź" wydawca powołuje się na opinię Agnieszki Holland dotyczącego fałszywki? Cytat:Po pierwszym wydaniu książki firmowanym przez Ośrodek KARTA i Żydowski Instytut Historyczny, jako zapis Calela Perechodnika "Czy ja jestem mordercą?"- Agnieszka Holland napisała: "Autor być może najbardziej wstrząsającego opisu doświadczenia Holokaustu(...). Przeczytałam wiele (setki) dokumentów, literatury, pamiętników dotyczących tej tematyki. Żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia". Wiadomo : W wywiadach udzielanych przez Agnieszkę Holland wciąż spotykamy się z negatywnymi uogólnieniami na temat Polaków jako Narodu, który jest rzekomo niedojrzały, antysemicki i ksenofobiczny, przesycony płytką nierozumną religijnością, etc. Z taką werwą karcąca Polaków Agnieszka . Holland faktycznie kontynuuje metody fanatycznej agitacji komunistycznej swych rodziców Henryka Hollanda i Ireny Rybczyńskiej. Ta para stalinowców z zajadłością uczestniczyła w nagonkach na nonkonformistycznych naukowców, m.in. w haniebnym donosie na znakomitego polskiego naukowca – profesora Władysława Tatarkiewicza.-  dlaczego wydawca nie porównał wydania "Spowiedź" z fałszywką:"(...)Niestety, nie porównaliśmy otrzymanego wydruku z podstawą w archiwum..."- dlaczego wydawca KARTA podaje bez wyjaśnień "abtypolskiej wymowy':"? (...) Niewiadomo, dlaczego tylko ten drugi maszynopis został wykorzystany przez historyka podającego tekst do druku na rzecz naszego wydania, poza tym poczynione zostały przezeń dalsze naruszenia tekstu, m.in. zmieniono czas teraźniejszy na przeszły, bezpośrednie cytaty stawały się relacjami z wypowiedzi, łagodzono antypolską wymowę.dlaczego fałszywka wybiela antypolskość i kolaborację policji żydowskiej?Dokumenty, źródła, cytaty:Calek Perechodnik "Spowiedź"(wyd. KARTA 2004)Calel Perechodnik "Czy ja jestem mordercą" (wyd. KARTA 1993) .FAŁSZYWKA.Piotr Zychowicz "Żydzi"https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/12/01/bylem-policjantem-w-getcie-wstrzasajace-wspomnienia-czlonka-zydowskiej-sluzby-porzadkowej/Michał Szukała (PAP) https://dzieje.pl/aktualnosci/grudniowa-historia-do-rzeczy-zydowska-policja-ofiary-czy-sprawcy  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

ZAPOMNIANI BOHATEROWIE. JAK POLACY POMAGALI ŻYDOM W GETCIE WARSZAWSKIM. BOHATER NARODOWY SZMUL ZYGIELBOJM

$
0
0
Ilustracja: 
POLACY RATUJĄCY ŻYDÓW
ZAPOMNIANI BOHATEROWIE. JAK POLACY POMAGALI ŻYDOM W GETCIE WARSZAWSKIM.BOHATER NARODOWY SZMUL ZYGIELBOJMPoczynając od stycznia 1943 roku, oficerowie Armii Krajowej i przedstawiciele Żydowskiej Organizacji Bojowej ( ŻOB )spotykali się w celu opracowania wspólnej akcji po obu stronach muru getta i wybuchu powstania. Trzy jednostki polskie, dowodzone przez kapitana Józefa Pszennego („Chwacki”) miały przebić się przez mury getta, atakując Niemców po "aryjskiej" stronie i wysadzając w powietrze mury getta. Ponieważ od samego początku było wiadomo, że powstanie skończy się nieuchronną klęską, akcja ta została zaplanowana po to, aby otworzyć drogę odwrotu żołnierzom żydowskim.W tym czasie AK dostarczyła ŻOB jeden lekki karabinek maszynowy, dwa karabiny półautomatyczne, 50 sztuk broni ręcznej (wszystkie z magazynkami i amunicją), 10 karabinów, 600 sztuk granatów ręcznych z detonatorami, 30 kg środków wybuchowych (plastyku, ze zrzutów powietrznych), 120 kg środków wybuchowych własnej produkcji, 400 detonatorów do bomb i granatów, 30 kg potasu do produkcji „koktajlu Mołotowa” oraz wielkie ilości saletry potasowej do produkcji prochu strzelniczego. ŻOB została również poinstruowana, jak robi się bomby, granaty ręczne i butelki zapalające; jak buduje się fortyfikacje; i skąd wziąć cement i elementy konstrukcyjne.19 kwietnia 1943 roku – pierwszego dnia Powstania w Getcie Warszawskim – trzy jednostki AK pod dowództwem kpt. Józefa Pszennego, zajęły swoje miejsca pod murami getta na ulicy Bonifraterskiej i podjęły próbę wysadzenia muru za pomocą min. Wykryci wcześniej przez Niemców polscy minerzy zaatakowali ich, a czterech saperów starało się dostać do muru. Niestety, dwóch z nich zginęło na miejscu: Eugeniusz Morawski i Józef Wilk, a trzeci został ranny w obie nogi. Kapitan Pszenny wydał rozkaz wycofania się, zabrania czterech rannych i zdetonowania min na ulicy. Eksplozja rozerwała ciała Morawskiego i Wilka. Zginęło kilku Niemców, lecz próba wysadzenia muru nie powiodła się.Następnego dnia jednostka Gwardii Ludowej Polskiej Partii Robotniczej, pod wodzą Franciszka Bartoszka, zaatakowała niemieckie stanowiska broni maszynowej w pobliżu getta, od strony ulicy Nowiniarskiej. Zabito dwóch SS-manów.22 kwietnia oddział AK kierowany przez Więckowskiego rozgromił jednostkę litewskiej policji pomocniczej w pobliżu muru getta.W Wielki Piątek, 23 kwietnia, jednostka Armii Krajowej pod dowództwem por. Jerzego Skupieńskiego, zaatakowała bramę getta na ulicy Pawiej. Mieli rozkaz wysadzić bramę. Przy bramie zabito dwóch wartowników, lecz pod silnym ostrzałem niemieckim ze wszystkich stron, żołnierza AK musieli się wycofać, zabijając po drodze czterech SS-manów i oficerów policji, których samochód przypadkowo przecinał drogę odwrotu.W akcjach mających na celu nękanie wroga, zarządzonych przez dowódcę AK na Warszawę, pułkownika Antoniego Chruściela („Monter”), żołnierze AK dowodzeni przez podoficera Zbigniewa Strzałkowskiego, zastrzelili niemieckich wartowników przy ulicy Leszno i Orlej. Inny oddział AK, pod wodzą Tadeusza Kern-Jędrychowskiego, zabił wartowników przy ulicy Zakroczymskiej.Toczyły się również walki w okolicy Cmentarza Powązkowskiego (pod komendą Władysława Andrzejczaka) i w okolicach cmentarza żydowskiego (dowodził Leszek Raabe, komendant Socjalistycznej Organizacji Bojowej). Zastępca Raabego, Włodzimierz Kaczanowski, zorganizował ucieczkę z getta żydowskich członków Polskiej Partii Socjalistycznej.W Wielki Piątek, 23 kwietnia, ŻOB zwróciła się do ludności polskiej z apelem, deklarując, że Powstanie w Getcie Warszawskim przyjęło za swoje uświęcone polskie motto: “Za wolność waszą i naszą” oraz podkreślił, że Żydzi i Polacy stali się towarzyszami broni.Szczególnie odważne akcje podejmował oddział Korpusu Bezpieczeństwa, pod dowództwem kpt. Henryka Iwańskiego. Od pierwszych dni istnienia getta, brat Henryka, Wacław, i jego dwaj synowie – Zbigniew i Roman – utrzymywali stały kontakt z Żydowską Unią Militarną, zaopatrując ją w broń, amunicję, materiały instruktażowe szmuglowane kanałami, a na wozach szmuglowano także wapno i cement. Kiedy powstanie w getcie warszawskim wybuchło, oddział Żydowskiej Unii Militarnej zajął pozycję na Placu Muranowskim, które to miejsce miało się stać areną najbardziej krwawych walk. Pierwszego dnia powstania, dwie flagi, żydowska i polska, powiewały nad tym placem. Widać je było doskonale po aryjskiej stronie getta i widok ten robił silne wrażenie na mieszkańcach Warszawy.Komendant Żydowskiej Unii Militarnej, Dawid Moryc Apfelbaum, wysłał do kapitana Iwańskiego wiadomość, że jest ranny i prosi o broń i amunicję. Następnego dnia Iwański wraz z 18 swoimi ludźmi (wśród których był jego brat Wacław i jego dwaj synowie, Roman i Zbigniew) przedostali się na teren getta tunelem wykopanym w piwnicy domu przy ul. Muranowskiej 6, po drugiej stronie i poza murem getta, który w tym miejscu przebiegał przez środek ulicy Muranowskiej. Przynieśli oni broń, amunicje i żywność dla ludzi Apfelbauma, a widząc krańcowe wyczerpanie żołnierzy żydowskich, zastąpili ich na pozycjach między ruinami Placu Muranowskiego a ulicą Nalewki, odpierając powtarzające się ataki Niemców. Ten sam tunel wykorzystano do ewakuacji rannych Żydów na stronę "aryjską". Później brat Iwańskiego i jego dwaj synowie zginęli w walce, a sam Iwański został ciężko ranny. Po upadku powstania, ludzie Iwańskiego wynieśli swego rannego dowódcę przez tunel, wyprowadzając również 34 żydowskich bojowników z pełnym uzbrojeniem.Po wojnie, Henryk Iwański i jego żona Wiktora (która przez całą wojnę ukrywała Żydów) zostali odznaczeni, wraz z 10 innymi osobami, przez ambasadora Izraela w Warszawie, Dov Satoatha, odznaczeniem Yad Vashem.Nie był to jedyny przypadek wspólnej walki Żydów i Polaków. Jak podawał podziemny “Głos Warszawy” (23 kwietnia 1943 roku), kiedy wybuchło powstanie: „w getcie byli Polacy, walczący przeciw Niemcom ramię w ramię z Żydami na ulicach getta.”W stu stronicowym raporcie generał SS i policji, Jürgen Stroop, dowódca niemieckich wojsk walczących w getcie, potwierdził fakt o polskich operacjach dywersyjnych i udziale Polaków w walkach, w getcie i na zewnątrz niego. Pisał, że żołnierze byli „nieustannie pod ostrzałem ognia spoza getta, to znaczy ze strony aryjskiej”. Akcję Iwańskiego Jurgen Sroop opisuje następująco:„Główna grupa, wraz z kilkoma polskimi bandytami, wycofała się na tak zwany Plac Muranowski już w pierwszym lub drugim dniu walk. Wspierało ich kilku innych polskich bandytów.”Niewiele ponad rok później, w czasie Powstania Warszawskiego, oddział ŻOB połączył się z szeregami Armii Krajowej w walce z Niemcami. Żołnierzami żydowskimi dowodził Icek Cukierman, były zastępca Mordechaja Anielewicza i łącznik ze stroną aryjską.Również w czasie Powstania Warszawskiego, Szare Szeregi (harcerze pod dowództwem podpułkownika Jana Mazurkiewicza („Radosław”) odkryły, że w byłym getcie Niemcy nadal utrzymują obóz pracy dla Żydów, których pozostawiono przy życiu, aby mogli pracować przy burzeniu tego, co zostało z getta i również ich przeznaczeniem miała być śmierć. Szare Szeregi wyzwoliły 358 Żydów, którzy z entuzjazmem przyłączyli się do oddziałów "Radosława". Później większość z nich zginęła, wraz ze swoimi oswobodzicielami. Gdy "Radosław" został ranny w obie nogi, lecz nadal dowodził, to właśnie Żydzi nieśli go na noszach, często przez kanały.Rodzi się pytanie: czy Armia Krajowa mogła pomóc Żydom czymś więcej niż bronią, akcjami dywersyjnymi i wysiłkiem, by zabezpieczyć odwrót żydowskim żołnierzom? Odpowiedź musi być negatywna. Cała siła warszawskiej AK nie była w stanie uratować getta ani zapewnić mu zwycięstwa. W Warszawie i okolicy skoncentrowano wojska niemieckie, SS i żandarmerię, i wysłano by je do akcji natychmiast...lecz z oczywistym rezultatem: miażdżącym zwycięstwem nad Żydowską Organizacją Bojową i Armią Krajową. Powstanie w Getcie Warszawskim mogło być czymś więcej niż tylko bohaterskim i tragicznym gestem protestu i samoobrony, gdyby armia sowiecka na czas przyszła z pomocą. Wówczas jedynym rezultatem byłaby całkowita klęska Niemców. Ale w kwietniu 1943 roku Sowieci znajdowali się setki kilometrów od Warszawy, a armia niemiecka nie okazywała żadnych oznak słabości, walcząc zawzięcie na wszystkich frontach.Przez cały czas Powstania w Getcie Warszawskim, naczelnik Kierownictwa Walki Cywilnej, Korboński, nadawał w radiu Świt codzienne sprawozdania z przebiegu walk. Oto kilka przykładów takich wiadomości:"20 kwietnia 1943 r. Wczoraj Niemcy rozpoczęli likwidację 35 000 mieszkańców getta. Żydzi bronią się. Słychać strzały i wybuchy granatów. Niemcy wysłali czołgi i samochody opancerzone. Mają straty. W kilku miejscach wybuchły pożary.21 kwietnia 1943 r. Trwają walki w getcie. Przez całą noc słychać było strzały, wybuchy i odgłosy pożarów.28 kwietnia 1943 r . Trwają walki w getcie. Niemcy palą kolejno wszystkie domy.7 maja 1943 r. Rzeczpospolita z 6 maja podaje stwierdzenie Delegatury Rządu, obwieszczenie o zbrodniach niemieckich popełnianych w getcie. Jest to hołd oddany bojownikom żydowskim, wyraz naszej solidarności i wezwanie skierowane do Polaków o pomoc tym, którzy uciekli z getta.15 maja 1943 r. Od trzech tygodni trwa okrutna masakra reszty Żydów z warszawskiego getta. Kierowani przez Żydowska Organizacje Bojową Żydzi heroicznie bronią się, z bronią w ręku. Niemcy użyli artylerii i wozów opancerzonych. Żydowscy bojownicy zabili ponad 300 Niemców, a około 1000 ranili. Dziesiątki tysięcy Żydów zostało wywiezionych, zamordowanych lub żywcem spalonych przez Niemców.22 maja 1943 r. Wśród Niemców krąży plotka, że naczelnik Gestapo w Warszawie, dr von Sammern, który został odwołany, został skazany na śmierć za poniżenie, jakie dotknęło Niemców za zbrojny opór stawiany przez mieszkańców getta.9 czerwca 1943 r. Podziemny Biuletyn Ekonomiczny podaje, że 15 maja w warszawskim getcie spalono lub wysadzono w powietrze 100 000 mieszkań, 2 000 zakładów przemysłowych, 3 000 sklepów i kilka fabryk. We wrześniu 1939 r. w całej Warszawie wysadzono ok.  78 000 mieszkań.29 czerwca 1943 r. Zamordowano wszystkich mieszkańców gett w Stanisławowie, Łukowie, Węgrowie i Żółkwi. W Warszawie około 2 000 Żydów dogorywa w piwnicach i ruinach. Nocami nadal toczą się walki. Na dworcu w Sobiborze Niemcy witają Żydów przybywających z zagranicy orkiestrą.W liście do Cukiermana z 23 kwietnia 1943 r. Mordechaj Anielewicz mówi o pierwszym z powyższych komunikatów, na którym opierała się informacja podana przez radio Świt:Mamy wielką satysfakcje, że radio Świt nadało o naszej walce piękną audycję (którą słyszeliśmy przez odbiorniki, które tutaj mamy). Dodaje nam odwagi do walki to, że wiemy, że pamiętają o nas po drugiej stronie muru getta".Również Delegat Rządu, Jankowski, wysyłał do rządu polskiego w Londynie pilne depesze, poczynając od 21 kwietnia 1943 r.".SZMUL ZYGIELBOJMSzmul Mordechaj Zygielbojm, ps." Artur" (ur. 21 lutego 1895 r. w Warszawie lub Borowicy, zm. 12 maja 1943 r. w Londynie) – polityk Bundu, sekretarz generalny Sekcji Żydowskiej Centralnej Komisji Związków Zawodowych, redaktor pisma Arbeter radny Warszawy i Łodzi. Od 1942  r. członek Rady Narodowej RP w Londynie.Zygielbojm urodził się w 1895 r. część źródeł podaje, iż miało to miejsce w Warszawie, część iż w Borowicy (koło Krasnegostawu). Rodzicami byli Józef i Hena Pinkier. Był jednym z dziesięciorga rodzeństwa. Aby uniknąć biedy, był zmuszony rozpocząć pracę w fabryce już w wieku 10 lat. Później, gdy już był żonaty i miał dwójkę dzieci, zaczął pracować jako rzemieślnik, zajmujący się wyrobem rękawiczek. Od małego wykazywał pęd ku wiedzy, edukując się pilnie, w krótkim czasie nadrabiając zaległości z lat biednego dzieciństwa. Wstąpił do Bundu w Chełmie, w którym wkrótce przejawiły się jego talenty organizacyjne i oratorskie. Szybko został wybrany do komitetu centralnego tej partii.DZIAŁALNOŚĆ POLITYCZNA ZYGIELBOJMAWkrótce potem Zygielbojm został sekretarzem generalnym Sekcji Żydowskiej Centralnej Komisji Związków Zawodowych. W 1927 r. został także wybrany do rady miejskiej Warszawy. W 1936 r. przeprowadził się do Łodzi, gdzie również został radnym.Po wybuchu II Wojny Światowej wrócił do Warszawy, gdzie pomagał w organizowaniu obrony miasta przed wojskami niemieckimi. Kiedy rozpoczęła się okupacja Polski, organizował podziemny żydowski ruch oporu. Na krótko trafił do więzienia. Jego nazwisko występuje wśród nazwisk zakładników-znamienitych obywateli Warszawy (mających gwarantować swym życiem spokój i porządek w początkowym okresie okupacji stolicy) wymienionych w obwieszczeniu prezydenta Stefana Starzyńskiego z 5 października 1939 r. Wszedł w skład Rady Żydowskiej (Judenratu).W 1940 r., korzystając z wsparcia centralnej organizacji Bundu, udało mu się wydostać z okupowanej Polski (podczas ucieczki został m.in. zatrzymany na granicy belgijsko-niemieckiej, gdzie uratował go Paul Spaak, późniejszy socjalistyczny premier Belgiii, dotrzeć do Brukseli, gdzie wygłosił przemówienie na konferencji europejskich partii socjaldemokratycznych. Jego tematem była sytuacja Żydów polskich.DZIAŁALNOŚĆ LONDYŃSKA SZMULA ZYGIELBOJMA Następnie dotarł do Londynu, gdzie w 1942 r. został członkiem Rady Narodowej RP z ramienia swojej partii. Było tociało opiniodawcze i doradcze, substytut Sejmu, powołany w grudniu 1939 r. dekretem prezydenta RP Władysława Raczkiewicza. Szmul Zygielbojm zasiadał w nim wraz z m.in. z reprezentantem syjonistów, Ignacym Schwartzbartem. Działając w Radzie, starał się przekazywać informacje o trwającym w Polsce Holokauście. Otrzymywał od polskiego podziemia i organizacji żydowskich obszerne raporty, z którymi następnie próbował dotrzeć do najwyższych władz politycznych i wojskowych. Otrzymywał informacje m.in. od kierownictwa Bundu (które nazwało się Centralnym Komitetem Ruchu Żydowskich Mas Pracujących) i Żydowskiego Komitetu Narodowego, a następnie przekazywał je Światowemu Kongresowi Żydów i Amerykańskiemu Kongresowi Żydowskiemu, licząc na wykorzystanie wpływów i środków finansowych obu potężnych organizacji, w celu wywarcia nacisku na rządy alianckie i skłonienie ich do pomocy mordowanym Żydom. W dążeniach tych wspierał go premier Władysław Sikorski, jednak nie przyniosło to żadnych efektów.SAMOBÓJSTWO SZMULA ZYGIELBOJMA W 1942 roku, na krótko przed swoim samobójstwem, w swojej książce "Stop ThemNow. German Mass Murder of Jews in Poland" Zygielbojm napisał:  "W tym miejscu muszę wspomnieć, że ludność polska udziela wszelkiej możliwej pomocy i współczucia dla Żydów. Solidarność polskiej ludności ma dwa aspekty: po pierwsze jest to wspólne cierpienie, a po drugie wspólna walka przeciwko nieludzkiemu okupantowi . Walka z prześladowcami jest ciągła, wytrwała, w konspiracji i toczy się nawet w getcie, w warunkach tak strasznych i nieludzkich, że są one trudne do opisania lub do wyobrażenia. (...) Ludność żydowska I polska pozostaje w stałym kontakcie, wymieniając prasę, informacje i rozkazy. Mury getta nie oddzieliły w rzeczywistości ludności żydowskiej od Polaków. Polskie i żydowskie społeczeństwo wciąż walczy razem o wspólny cel, tak jak walczyło przez wiele lat w przeszłości". Rezultaty były mierne nawet wtedy, gdy 20 kwietnia 1943 r. Żydowski Komitet Narodowy i Bund opisywały walkę powstańców w getcie warszawskim w następujący sposób: "Ludność Warszawy śledzi walkę z podziwem i wyraźną życzliwością dla walczącego getta. Zażądajcie od Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, by zwiedził również getta i obozy śmierci w Oświęcimiu, Treblince, Bełżcu, Sobiborze i inne obozy koncentracyjne w Polsce"— K. Mórawski, "Kartki z dziejów Żydów warszawskich".Na Szmulu Zygielbojmie szczególne wrażenie wywarła jednak depesza z dnia  28 kwietnia, 1943 r. w której to pisano: "Natychmiastowej, skutecznej pomocy może teraz udzielić potęga aliantów. Imieniem milionów już pomordowanych Żydów, imieniem obecnie palonych i masakrowanych, imieniem heroicznie walczących i nas wszystkich na śmierć skazanych, wołamy wobec świata: Niech już teraz, a nie w mrokach przyszłości, dokona się potężny odwet aliantów na krwiożerczym wrogu - w sposób powszechnie jako rewanż zrozumiały. Niech najbliżsi nasi sprzymierzeńcy uzmysłowią sobie nareszcie rozmiary odpowiedzialności wobec bezprzykładnej nad całym narodem popełnionej zbrodni hitlerowskiej, której tragiczny epilog teraz się odbywa. Niech bohaterski, wyjątkowy w dziejach zryw straceńców getta pobudzi wreszcie świat do czynów na miarę wielkości chwili".— K. Mórawski, "Kartki z dziejów Żydów warszawskich".Apele te nie odniosły żadnego skutku. Alianci (oficjalnie) nie chcieli uwierzyć w doniesienia z okupowanej Polski. Szmul Zygielbojm wysyłał także listy do prezydenta USA, Roosevelta, przemawiał na antenie radia BBC, a także proponował, aby alianckie samoloty rozrzuciły nad Niemcami ulotki zawierające informacje o zagładzie Żydów. Bezskutecznie.ŚMIERĆ Po upadku Powstania w Getcie Warszawskim, 12 lub 13 maja 1943 r. popełnił w Londynie samobójstwo przez otrucie się gazem w proteście przeciw bezczynności aliantów wobec ludobójstwa Żydów. Pozostawił po sobie list, datowany na 11 maja, w którym pisał m.in."Nie mogę pozostać w spokoju. Nie mogę żyć, gdy resztki narodu żydowskiego w Polsce, którego jestem przedstawicielem, są likwidowane. Moi towarzysze w getcie warszawskim polegli z bronią w ręku w ostatnim bohaterskim boju. Nie było mi sądzonym zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich i do ich grobów masowych. Śmiercią swoją pragnę wyrazić najsilniejszy protest przeciw bierności, z którą świat przygląda się i dopuszcza zagłady ludu żydowskiego"..— K. Mórawski, "Kartki z dziejów Żydów warszawskich".List został skierowany do prezydenta RP Władysława Raczkiewicza i premiera Władysława Sikorskiego.Pod koniec Powstania w Getcie Warszawskim, zaczęła się zorganizowana ewakuacja żołnierzy żydowskich. Nie obyło się bez tragicznych omyłek takich jak chociażby samobójstwo Mordechaja Anielewicza i jego sztabu w bunkrze przy ul. Miłej 18, pomimo, że – jak się później okazało – mieli drogę ucieczki. Żydowscy bojownicy uciekali tunelami przekopanymi z piwnicy do piwnicy i kanałami. Członkowie sprzyjających im polskich organizacji, takich jak Socjalistyczna Organizacja Bojowa, czekali na nich po "aryjskiej" stronie z ciężarówkami, które przewoziły uratowanych Żydów do podwarszawskich lasów. Na przykład 29 kwietnia żołnierze Gwardii Ludowej pod dowództwem pułkownika Władysława Gaika, zorganizowali ucieczkę 40 członków ŻOB-u w pełnym uzbrojeniu i wywieźli ich w lasy w okolicy Wyszkowa.Operacja ta powtórzyła się 10 maja, ratując kolejnych 30 Żydów, którzy przyłączyli się do walczących, tworząc oddział partyzancki imienia Mordechaja Anielewicza. Powstały również inne oddziały partyzanckie, które przyjęły nazwę polskich bohaterów narodowych. Na przykład na lubelszczyźnie istniał żydowski oddział partyzancki dowodzony przez Samuela Jegiera, imienia Emilii Plater (bohaterki z czasów Powstania Listopadowego) i Jana Kozietulskiego (bohatera wojen napoleońskich). Oddział dowodzony przez Chila Gryszpana przyjął nazwę na część Berka Joselewicza, żydowskiego porucznika wojsk polskich w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej. Inny oddział, składający się z chłopów ze wsi Polichno, dowodzony był przez żydowskiego oficera noszącego pseudonim „Szymek”. Gdy zginął w akcji, chłopi pochowali go na katolickim cmentarzu, na znak szacunku. Innymi oddziałami partyzanckimi były: oddział żydowski pod komendą Mieczysława Grubera, oddział polsko-żydowski dowodzony przez żydowskiego weterynarza, dr Mieczysława Skotnickiego, który wykonywał operacje w lasach pod Parczewem, a w okręgu radomskim oddział dowodzony przez Juliana Ajzen - Kaniewskiego („Chytry”). Małe grupy maruderów zwykle dołączały do pierwszego napotkanego oddziału partyzanckiego i walczyły wraz z partyzantami Armii Krajowej.Los innych Żydów, którym udało się przeżyć powstanie i uciec piwnicami i kanałami na stroje aryjską, był znacznie gorszy. Ci, którzy mieli najwięcej szczęścia, trafili do lasu i albo zamieszkali z partyzantami, albo utworzyli obozy chronione przez partyzantów. Pozostali albo zostali schwytani podczas urządzanych przez Niemców obław, albo mieszali się z ludnością polską, która odpowiadając na apele Rady Pomocy Żydom (Żegota), gen. Sikorskiego (5 maja 1943) i Delegata Rządu, Jankowskiego (6 maja 9143), robiła co w jej mocy, by ratować uciekinierów. W tym samym czasie Żegota poprosiła polski Rząd na Uchodźstwie o podjęcie kroków zapoczątkowania międzynarodowego porozumienia w celu ratowania pozostałych Żydów przez wymianę lub w inny sposób. Niestety, takie porozumienie nigdy nie powstało.Również w tym samym czasie, do Londynu dotarły trzy podziemne publikacje: książka Marii Kann "Na oczach świata", opisująca historie warszawskiego getta i Powstania w Getcie; broszura Jankiela Wiernika, uciekiniera z obozu śmierci," Jeden rok w Treblince" oraz tomik poezji zatytułowany "Z głębokości", owoc pracy jedenastu poetów żydowskich. Książki te wywarły duże wrażenie na Zachodzie – i to wszystko.Literatura:Stefan Korboński , fragment książki „Polacy, Żydzi i Holocaust”http://niezwykle.com/zapomniani-bohaterowie-jak-polacy-pomagali-zydom-podczas-powstania-w-getcie-warszawskim/   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 

WIELCY ZAPOMNIANI - WŁADYSŁAW BEŁZA - WIELKI PIEWCA POLSKOŚCI

$
0
0
Ilustracja: 
WŁADYSŁAW BEŁZA
WIELCY ZAPOMNIANI - WŁADYSŁAW BEŁZA - WIELKI PIEWCA POLSKOŚCIPrzypomnijmy ten słynny wiersz, którego dawniej uczyły matki razem z pacierzem.KATECHIZM POLSKIEGO DZIECKA- Kto ty jesteś?- Polak mały.- Jaki znak twój?- Orzeł biały.- Gdzie ty mieszkasz?- Między swemi.- W jakim kraju?- W polskiej ziemi.- Czem ta ziemia?- Mą Ojczyzną.- Czem zdobyta?- Krwią i blizną.- Czy ją kochasz?- Kocham szczerze.- A w co wierzysz?- W Polskę wierzę.- Coś ty dla niej?- Wdzięczne dziecię.- Coś jej winien?- Oddać życie.          Dla dziewczynki początek wiersza zaczynał się następująco:- Kto ty jesteś?- Polka mała.- Jaki znak twój?- Lilja biała.    W styczniu 1913 roku odbył się manifestacyjny pogrzeb Władysława Bełzy. Pisano wtedy o nim: poeta, "który uczył dzieci najlepiej kochać Polskę", myśleć i czuć po polsku, którego książki dla najmłodszych były zawsze poszukiwane przez rodziców, nigdy nie zostanie zapomniany. Stało się jednak inaczej. Choć jeszcze w 1948 roku Juliusz Kleiner nazywał poetę "narodowym poetą dzieci" czy "poetą młodych Polaków", dziś autor "Katechizmu polskiego dziecka" jest praktycznie nieznany. Władysław Bełza urodził się 17 października 1847 roku w Warszawie. Był najstarszym spośród pięciorga rodzeństwa. Uczęszczał do warszawskiego gimnazjum rządowego, od 1865 roku do szkoły oficerskiej w Kazaniu, a w latach 1866-1868 do Szkoły Głównej w Warszawie. Już w tym czasie utrzymywał związki pisarskie z tygodnikami warszawskimi - "Przyjacielem Dzieci" i "Przeglądem Tygodniowym".DEBIUT POETYCKINa łamach tego pierwszego umieścił w 1863 roku swój pierwszy wiersz zatytułowany "Deszczyk wiosenny". Już w 1867 roku opublikował także swój debiutancki zbiorek poetycki pt. "Podarek dla grzecznych dzieci". Teksty w nim zawarte zapowiadały niejako główne tematy i idee, które wystąpiły w późniejszej twórczości Władysława Bełzy. W 1868 roku poeta opuścił stolicę, udając się najpierw do Krakowa. W królewskim mieście nawiązał kontakt z ociemniałym Wincentym Polem i przez jakiś czas był jego lektorem. Dzięki jego pomocy Władysław Bełza wydał w 1869 roku swoją drugą książeczkę dla dzieci, zatytułowaną: "Abecadlnik w wierszykach dla polskich dzieci", a później kolejną - zatytułowaną: "Upominek dla młodzi polskiej na pamiątkę trzechsetnej rocznicy Unii Lubelskiej", przypominającą niektóre karty z dziejów Polski. Znaleźć w niej można wiele wezwań do "małego pacholęcia", "synka drogiego" w stylu: "nie płacz, żeś ubogi na swojej ziemi, że bracia twoi na syberyjskim zesłaniu; ciesz się, żeś Polakiem, żeś potomkiem Kościuszki i Głowackiego; wierz słowom pieśni legionowej: 'Jeszcze Polska nie zginęła...!', ucz się cierpieć jak Konarski; nauk zdroje czerp od Staszica i Czackiego; czcij pamięć wielkich królów i bohaterów narodowych". Ten patriotyczny utwór kończy poeta apelem: Młodzi polska! (...)Tobie nasze strzec ołtarzeI nie puszczać korda z dłoni!I stać wiernie przy sztandarzeArchanioła i Pogoni!I z trudami walczyć śmiało,Chociaż skroń się zleje potem,I podążać siłą całąZa Białego Orła lotem! Bełza wyjechał na jakiś czas z Krakowa do Lwowa, a stamtąd do Wenecji, Padwy, Zurychu i Paryża. Tam w kołach emigracji polskiej zbliżył się do "pieśniarza Ukrainy" Bohdana Zaleskiego. Zapewne za jego radą udał się do Poznania, gdzie nawiązał współpracę z "Sobótką" i "Dziennikiem Poznańskim". W końcu 1870 roku wraz z historykami i publicystami Edmundem Callierem, uczestnikiem Powstania Listopadowego, i Klemensem Kanteckim, a także poetą Władysławem Ordonem, założył "Tygodnik Wielkopolski". Pismo to szybko zdobyło sobie grono wybitnych współpracowników. W Poznaniu Władysław Bełza założył także periodyk dla dzieci, noszący tytuł: "Promyk", który przez wiele miesięcy redagował. Pod koniec 1871 roku poeta otrzymał nakaz niezwłocznego opuszczenia granic państwa pruskiego, jako tzw. lästiger Ausländer, czyli "niepożądany cudzoziemiec", zbyt "niespokojny" polski działacz narodowy. Należy zwrócić uwagę na fakt, że najbardziej doniosłym jego czynem narodowym w okresie pobytu w Poznaniu było zainicjowanie tam budowy teatru polskiego ze składek społecznych, których największą część sam zebrał, jeżdżąc od dworu do dworu. Po opuszczeniu granic terytorium pruskiego udał się najpierw do Pragi, jednak szybko wyjechał do Lwowa, z którym od lutego 1872 roku związał się na stałe. W lwim grodzie pisał do "Dziennika Polskiego" i "Gazety Narodowej". Na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza słuchał przygodnie wykładów legendarnego strażnika polszczyzny Antoniego Małeckiego i Romana Pilata. Redagował również i wydawał pisma dla dzieci: "Promyk. Tygodnik dla Dzieci" (1872-1873) i "Towarzysz Pilnych Dzieci" (1876-1873). Był bodajże najbardziej czynnym  w tym czasie we Lwowie literatem.IINICJATOR STOWARZYSZEŃ KULTURALNYCHW 1882 roku Władysław Bełza został zatrudniony w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich w charakterze skryptora, który nadzorował czytelnię dla młodzieży, a następnie, od roku 1891, sekretarza administracyjnego Instytutu i naczelnika prowadzonego przez Ossolineum wydawnictwa książek szkolnych. Całą swoją energię włożył w powiększenie produkcji wydawniczej Zakładu. Wykorzystując przywilej Ossolineum na drukowanie podręczników szkolnych, wydawał znaczne ich ilości. Już wcześniej, w 1880 roku, zainicjował on we Lwowie utworzenie Koła Literacko-Artystycznego, a w 1886 roku Towarzystwa Literackiego im. Mickiewicza. Przyczynił się także do powstania w 1883 roku Macierzy Polskiej, którą założył ostatecznie wraz z Józefem Ignacym Kraszewskim i Antonim Małeckim. Była to pierwsza na ziemiach polskich organizacja szerząca oświatę wśród społeczeństwa polskiego przez wydawanie i rozpowszechnianie tanich wydawnictw, które obok dzieł literatury pięknej popularyzowały wszystkie dziedziny wiedzy. Do wybuchu I Wojny Światowej Macierz Polska wydrukowała półtora miliona woluminów. Nakład "Pana Tadeusza" osiągnął wtedy wysokość 180 tys. egzemplarzy. Była to najtańsza polska książka wydawana w tamtych czasach. Stowarzyszenia kulturalne, które Bełza zainicjował, przetrwały wiele dziesiątek lat, chlubnie wpisując się na karty dziejów kultury Lwowa i całej Polski. Poeta stał się jedną z głównych postaci Ossolineum. Był bardzo energiczny, pogodny i tryskający dowcipem. Juliusz Kleiner tak wspomina Bełzę z tamtego okresu: "Nierozerwalnie złączyła się z obrazem ówczesnego Ossolineum jego dostojna postać, jego twarz piękna, której zmarszczka pionowa, przedzielająca czoło, dodawała surowej powagi, nie mącąc pogody i spokoju".WYCHOWAWCA DZIECI I MŁODZIEŻYNa okres lwowskiej ponad czterdziestoletniej pracy literackiej Władysława Bełzy przypada ogromna liczba publikacji wydanych z myślą o młodym czytelniku. Wymieńmy kilka: "Zaklęte dzwony. Legenda z dziejów polskich" (1876 r.), "Dawni królowie tej ziemi. Treść dziejów polskich dla dzieci..." (1887) i wreszcie "Katechizm polskiego dziecka. Wiersze" (1900). W "Zaklętych dzwonach", będących poematem opiewającym przeszłość narodową, Bełza starał się, jak sam napisał w przedmowie: "zaszczepić w młodziutkich sercach miłość i cześć dla tej ziemi, która je wykarmiła, i ukołysać je wspomnień ojczystych urokiem". W drugiej, wymienionej książeczce poświęcił miejsce władcom Polski - od Mieszka I do Stanisława Augusta Poniatowskiego. Słynny "Katechizm polskiego dzicka" jest z kolei zbiorem liryków napisanych z myślą o "polskim chłopięciu" i "polskiej dzieweczce", zawierającym przejmujące utwory o tematyce religijno-patriotycznej. W tytułowym wierszu Bełza oparł się na schemacie pytań i odpowiedzi często stosowanym w nauce religii - dialogu, który prowadzi dorosły człowiek z kilkuletnim chłopcem. Pytania i odpowiedzi są zestawione w taki sposób, by dać klarowny wykład zasad patriotyzmu, które każde polskie dziecko powinno znać.W 1912 roku, kilka miesięcy przed śmiercią poety, została wydana książka pt. "Dla polskich dzieci. Wybór pism wierszem Władysława Bełzy". To najobszerniejszy zestaw utworów przeznaczonych dla najmłodszych czytelników. Stałym tematem, który powraca w wierszach poety, jest umiłowanie Ojczyzny. Dorota Piasecka w pracy zatytułowanej "Władysław Bełza" wspomina: "Bełza, mówiąc o 'cnotach kardynalnych' (taki tytuł nosi jeden z wierszy zamieszczonych w 'Katechizmie...') młodego Polaka, przede wszystkim wyraża przekonanie, że 'nasz kraj będzie wolny', przy tym żywi nadzieję, iż stanie się to przy Boskiej pomocy, ponadto głosi potrzebę miłości Boga, ludzi i natury, zwłaszcza ziemi rodzinnej. W innych wierszach tego zbioru poeta nawołuje do bezgranicznego oddania się sprawie Ojczyzny, łącznie z ofiarą krwi ('O celu Polaka'), mówi o miłości do języka polskiego, o poszanowaniu i czci dla polskich tradycji narodowych ('Polska mowa', 'Ziemia rodzinna'), uczy wiary, że 'Jeszcze Polska nie umarła, póki my żyjemy...' ('Do polskiego chłopięcia')". Wzorcami dla dzieci są w poezji Władysława Bełzy postaci z przeszłości narodowej - wielcy władcy Ojczyzny, wybitni wodzowie i twórcy kultury narodowej, a także postaci z dziejów biblijnych. Dzięki temu jego wiersze mają charakter wychowawczo-dydaktyczny. Warto jeszcze dodać, że ten nauczyciel i wychowawca dzieci i młodzieży świadomie z tradycji romantycznej wziął "ideę kapłaństwa poezji", poruszając w swoich utworach tematy wzniosłe, uroczyste, poważne i piękne. "Dzierżył lutnię nieskalaną - tony niskie i brudne były jej obce" - pisał Juliusz Kleiner.Władysław Bełza był człowiekiem szalenie skromnym. Nierzadko pomniejszał swoją rolę i zasługi, jakie oddał dla Lwowa i polskiej literatury. O swojej poezji, którą pisał dla dzieci, tak wyrażał się w jednym z listów do Józefa Ignacego Kraszewskiego: "Ot! Zabawka, nic więcej", określając swój "rym" jako "cielęcy" i "niewart trzech groszy". A trzeba przecież przyznać, że pieśniowy charakter poezji Bełzy jest ważnym znamieniem jego twórczości. Słynny badacz literatury Juliusz Kleiner wspomina, że Bełza: "Umie dobrać i styl odpowiedni, i rytm jedynie stosowny; on wie, że dziecko pragnie rytmu, w którego takt można tupać nóżkami; wie, że wiersz dla dziecka musi być bliski piosence". Na zbiorach wierszy dla dzieci Władysława Bełzy wychowało się kilka pokoleń Polaków. Stały się one jednymi z najpopularniejszych w Polsce, a ich autor ulubionym poetą młodych czytelników. Na zakończenie zacytujmy tutaj jeszcze jeden utwór z "Katechizmu polskiego dziecka", wiersz pt. "Co kochać?":CO MASZ KOCHAĆ?Co masz kochać? pytasz dziecię,Co dla serca jest drogiego?Kochaj Boga, bo na świecie,Nic nie stało się bez Niego. Kochaj ojca, matkę twoją,Módl się za nich co dzień z rana,Bo przy tobie oni stoją,Niby straż od Boga dana. Do Ojczyzny, po rodzinie,Wzbudź najczystszy żar miłości:Tuś się zrodził w tej krainie,I tu złożysz swoje kości. W czyim sercu miłość tleje,I nie toczy go zgnilizna,W tego duszy wciąż jaśnieje:Bóg, rodzina i Ojczyzna!            Poeta zmarł we Lwowie 29 stycznia 1913 roku. Został pochowany na cmentarzu Łyczakowskim w bliskim sąsiedztwie innych sławnych Polaków, m.in. Marii Konopnickiej, Seweryna Goszczyńskiego, Karola Szajnochy i Artura Grottgera. Dorota Piasecka w jego portrecie literackim podkreśla, że "był jednym z twórców w okresie niewoli narodowej, którzy z uporem i konsekwencją budzili przez całe dziesiątki lat w swoich młodziutkich odbiorcach głębokie umiłowanie Ojczyzny, najwyższy szacunek dla jej tradycji historycznych i kulturowych oraz stałą gotowość do najwyższych poświęceń dla Polski. Wierzył niezłomnie, że 'ziarno patriotyzmu', zasiane w dzieciństwie, wyda plon obfity w wieku dojrzałym".                                        "Nasz Dziennik" Piotr Czartoryski-Sziler   
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

IZRAELSKI SYJONISTYCZNY TERRORYZM - AGENTURA IZRAELA W POLSCE – ŚMIERTELNE NIEBEZPIECZEŃSTWO.

$
0
0
Ilustracja: 
Azari
IZRAELSKI SYJONISTYCZNY TERRORYZMZAMACH NA HOTEL KING DAVID W JEROZOLIMIEKLIMIEC TUCHOLKA https://wzzw.wordpress.com/2014/01/21/zydzi-chca-zwrotu-zamku-na-wawelu-%E2%98%9A%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99/ŻYDZI CHCĄ OD POLSKI ZWROTU WAWELU Przykładem izraelskiego terroryzmu są działania organizacji żydowskich w Palestynie, które dążyły do powstania państwa Izrael. Dzisiaj owe organizacje skutecznie wspierane są przez agenturę Mosadu działającą również w Polsce skutecznie dla "niepoznaki"  nazywaną synonimem "Prism Group".Ta groźna dla Polski agentura jest niezwykle sprawna terrorystycznie. Po znanych już bieżących izraelskich politycznych prowokacjach skierowanych przeciwko Polsce może Rzeczpospolitą Polskę porazić nieszczęściem, kto wie czy nie gorszym od terroryzmu migrantów dżihadu.Michał Kamiński, były poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej  nieformalny doradca premier Ewy Kopacz jest pracownikiem izraelskiej firmy wywiadowczej "Prism Groupe".Prywatna agencja wywiadowcza "Prism Group" zajmuje się głównie marketingiem politycznym i gromadzeniem informacji gospodarczych.  Sam Kamiński nie widzi nic dziwnego w działalności dla obcego wywiadu. „Nie mam żadnego konfliktu interesów, bo moja firma nie ma absolutnie żadnych interesów w Polsce” – tak Kamiński odpowiedział na pytanie o jego działalność wywiadowczą gazecie „Fakt”.Co innego jednak można przeczytać na stronie internetowej "Prism Group". Agencja ta przedstawia siebie jako firmę zajmującą się polityką oraz sprawami publicznymi, mająca swoje siedziby w Pradze, Warszawie, Brukseli, Berlinie i Waszyngtonie. Celem tej agencji jest zbieranie danych o polityce, biznesie, mediach i opinii publicznej w Europie Środkowej i Wschodniej.Przykładem możliwości działania izraelskiej agentury jest dokonany zamach na hotel King David w Jerozolimie, który zniszczył budynek doszczętnie, a 91 osób zginęło. BYŁY PREMIER IZRAELA MENACHEM BEGIN TERRORYSTĄ Laureat nagrody Nobla Menachem Begin ten sam, który zaplanował masakrę Deir Yassin jest odpowiedzialny za skierowany przeciwko Brytyjczykom atak terrorystyczny na hotel im. Króla Dawida w Jerozolimie dnia 22 lipca 1946 roku. Rezultatem ataku była śmierć 91 osób. Była to odpowiedź na zajęcie 29 czerwca przez oddział policji brytyjskiej siedziby Agencji Żydowskiej i konfiskatę wszystkich posiadanych przez nią dokumentów.Status polityczny Palestyny przed II Wojną Światową był dość skomplikowany, było to terytorium mandatowe administrowane na wniosek Ligi Narodów przez Brytyjczyków.Agencja Żydowska (Jewish Agency) utworzona została aby reprezentować interesy Żydów mieszkających w Palestynie. Miała bardzo szerokie kompetencje i praktycznie decydowała o wszystkich aspektach życia Żydów i ich walki o stworzenie własnego państwa. Rezultatem kontroli siedziby Jewish Agency przez policję była konfiskata całej masy dokumentów z których wiele żadną miarą nie powinno ujrzeć światła dziennego.Zaraz potem brytyjska policja aresztowała 2,500 Żydów.Agencja Żydowska była bardzo mocno związana ze Światową Organizacją Syjonistyczną (World Zionist Organization) i administrowała funduszami które napływały z niemal całego Świata. Skonfiskowane dokumenty złożone były w celu dalszego dochodzenia, właśnie w King Dawid Hotel, będącym siedzibą dowództwa służb brytyjskich.Rok 1946 był dość gorącym okresem w Palestynie. Organizacje żydowskie dokładały wszelkich starań aby skłonić Brytyjczyków do zniesienia restrykcji względem emigracji do tego kraju.Jednym z elementów który wzmógł napięcie była wiadomość o „pogromie kieleckim”(czytaj "pogrom ubecki") 4 lipca 1946 roku, w którym śmierć poniosło 42 Żydów i który został przez koła syjonistyczne wykorzystany do skłaniania rządu Zjednoczonego Królestwa aby zezwolił na nieograniczoną emigrację Żydów. Użyto tego faktu jako dowodu, że Żydzi w komunistycznej Polsce nie są bezpieczni i jedynym wyjściem aby zapobiec całkowitemu ich wyniszczeniu jest wpuszczenie ich do Ziemi Obiecanej.Decyzja ataku na King David Hotel podjęta została przez Menachema Begina  późniejszego premiera Izraela, szefa uważanej za terrorystyczną organizację Irgun. Termin wyznaczono na 22 Lipca. Przed samym atakiem oficer dyżurny w hotelu otrzymał telefon z ostrzeżeniem o podłożeniu bomby. Powiadomiony został również konsulat francuski i redakcja gazety "Palestine Post". Begin napisał, że telefon ostrzegający o ataku i sugerujący ewakuację hotelu został wykonany na 25-27 minut przed eksplozją, a odpowiedź oficera brytyjskiego brzmiała: „my nie przyjmujemy rozkazów od Żydów.” Brytyjczycy ostrzeżenie o ataku zignorowali i co więcej, twierdzili przez wiele lat że taki fakt nigdy nie miał miejsca.Ładunek wybuchowy, 350 kg trotylu został dostarczony do hotelu w kanistrach na mleko przez terrorystów z Irgunu przebranych za służbę hotelową. Konsekwencją ataku było zniszczenie skrzydła hotelu w którym znajdowała się komendantura brytyjska, śmierć poniosło 91 osób w tym 15 Żydów. 45 osób odniosło rany.Panuje przekonanie że atak na King David Hotel był przełomowym punktem w polityce Zjednoczonego Królestwa na Bliskim Wschodzie. Wyniszczona wojną Wielka Brytania miała swoje wewnętrzne problemy i niezbyt chętna była na angażowanie się w konflikt, który już od momentu przejęcia Palestyny na wniosek Ligi Narodów jako terytorium mandatowego, nie przynosił im niczego z wyjątkiem szkód. Doszli do wniosku że Arabowie nigdy nie dojdą do porozumienia z Żydami i, że dni brytyjskiego patronatu nad Palestyną są policzone. Dnia 14 maja 1948 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie zaaprobowała i uznała Izrael jako niezależne państwo. Wywołało to natychmiastową reakcję sąsiednich państw arabskich. Tego samego dnia armie Libanu, Syrii, Egiptu i Iraku zaatakowały Izrael. Lepiej niż się spodziewano wyposażona 100 tysięczna armia izraelska odparła wszystkie ataki, a kraj powiększył swe terytorium przyłączając obszary należące do Syrii i Libanu. Zakupione w USA (podobno na czarnym rynku) bombowce B-17 zbombardowały nawet Kair.Wojna kosztowała Izraelczyków 6.000 zabitych. Niewiele większe były straty arabskie, ok. 7.000.W lipcu 2006 roku w Izraelu obchodzono uroczyście 60 rocznicę ataku na King David Hotel. Celebracja odbyła się z udziałem premiera Izraela Benjamina Netanyahu oraz byłych członków Irgunu. Obchody zostały zorganizowane w Menachem Begin Centre.Ambasador brytyjski w Tel Avivie i konsul w Jerozolimie odmówili udziału w uroczystej akademii słowami; „Nie uważamy za słuszne aby celebrować akt terroryzmu, który kosztował życie tak wielu ludzi”. Zaprotestowali też przeciwko tablicy poświęconej atakowi na której wyryto: „Z powodów tylko Brytyjczykom wiadomych hotelu nie ewakuowano” twierdząc że taki fakt „nie usprawiedliwia tych którzy aktu terroryzmu dokonali”. Władze Jerozolimy zgodziły się wymienić tablicę.Po utworzeniu Izraela syjoniści masowo przystąpili do werbunku Żydów z całego świata aby zaludnić powstałe państwo. Działali w różny sposób stosując również metody manipulacyjne oszustw i terrorystyczne.„Jeżeli zadrzesz z Izraelem – nigdy nie zaznasz spokoju. Nigdzie nie będziesz bezpieczny. Dopadniemy cię nawet na krańcu świata". Taką wiadomość wysyła Mosad wszystkim, którzy są w zasięgu służb. KLIMIEC TUCHOLKA Gmina Tucholka – dawna gmina wiejska w powiecie stryjskim województwa stanisławowskiego II Rzeczypospolitej Polskiej. Siedzibą gminy była Tucholka.Gminę utworzono 1 sierpnia 1934 r. w ramach reformy na podstawie ustawy scaleniowej z dotychczasowych gmin wiejskich: Annaberg, Felizienthal, Karlsdorf, Klimiec, Pławie, Smorze Dolne, Smorze Miasto i Tucholka.W Klimcu - Tucholce działał tartak (patrz fotografie).https://archiwum.allegro.pl/oferta/stary-tartak-duza-maszyna-okolo-1920-roku-i7616090771.htmlktórego właścicielem był syjonista izraelski, członek Mos+adu, Mosze Szechter z żoną Haną i córkami Tusią i Marylką. Klimiec Tucholka był polską ekspozyturą syjonistów izraelskich, połączoną z kolei z ekspozyturą w Nowym Jorku, w której działała piekarnia Stanleya Robina, polskiego Żyda, syjonistę. Ze Stanleyem Robinem współdziałali jego żona Ola oraz syn Bronisław.Klimiec Tucholka z Nowym Jorkiem działali wspólnie i w porozumieniu.Wysyłali wiadomości m.in. do rodzin żydowskich w PRL, że potrafią polskich Żydów wyrwać z łap bolszewickich z Polski i zapewnić im pracę, wyuczenie zawodu i naukę języka angielskiego w USA. Owa sztuczka była dobrze przemyślana, a brzmiała wiarygodnie. Wielu polskich Żydów, szczególnie młodych dało się nabrać na pobyt w USA, a PRL przyłączyła się do akcji, wyrażając zgodę na transporty do....Izraela.Chętni dostawali paszporty, Szechter z Robinem finansowali podróże, dziesiątki transportów kolejowych i morskich z polskimi Żydami witało "swoją" nową ojczyznę, przy sposobności tracąc obywatelstwo polskie i zyskując izraelskie.Ameryka oczywiście się oddalała w nieskończoność, a językiem wyuczonym stał się nie angielski, tylko "światowy" język hebrajski i bezpłatna harówka w kibucach izraelskich. Takim przytułkiem stały się w pierwszej kolejności kibuce "Neve Jam" (Czar Morza) pod Hajfą oraz "Kiriat Anavim" (Słodycz Winogron) w Jerozolimie. .Prezesi tych obu kibuców ściśle współpracowali z Mosadem. Tusia Szechter osiadła w "Neve Jam" wychodząc za mąż za syjonistę, prezesa kibucu, intryganta i łajdaka. Ot taka parka.W Chicago przeprowadziłem wywiad prasowy z oszukanym przez syjonizm Władysławem Ladewskim ("Kurier Codzienny" Chicago), który uciekł z kibucu "Neve Jam".do kibucu "Kiriat Anavim", a później zamieszkał w "Domu Polskim" w Jerozolimie posadowionym z inicjatywy gen. Władysława Andersa dla Polaków. Władysław Ladewski został oskarżony przez Tusię Szechter i jej męża prezesa kibucu , iż uciekł z kibucu "Neve Jam" ze strachu, po zgwałceniu dziewczyny kibucniczki. Sprawą zajęła się policja izraelska, Ladewski wyjechał z Izraela, jako turysta do Paryża, a potem do USA. Usiłował powrócić do rodziny w Polsce, ale będąc w Paryżu spotkał się z odmową ambasadora polskiego we Francji Jerzego Putramenta i atach'e kulturalnego ambasady Czesława Miłosza. Podstawą odmowy powrotu do Polski było utracone obywatelstwo polskie i poglądy antykomunistyczne Ladewskiego. Czesław Miłosz zapytał go wprost, czy będąc członkiem Związku Młodzieży Polskiej (ZMP), dlaczego nie pytał o zgodę na wyjazd  prezesa ZMP. MOSAD Jego oficjalna nazwa, czyli Instytut Wywiadu i Zadań Specjalnych, nie budzi grozy. Wystarczy jednak, że skrócimy ją do jednego słowa Mosad, a już wyobraźnia zaczyna pracować. Przedstawiamy Wam  dowody na to, że jest się czego bać.Jak zawsze wszystkie pozycje w TOP10 zostały oparte na publikowanych przez nas artykułach. Tym razem na tapetę poszły materiały dotyczące izraelskich tajnych służb, które rozgrzewają wyobraźnię do czerwoności. AGENTURA IZRAELA W POLSCE – ŚMIERTELNE NIEBEZPIECZEŃSTWO.IZRAELSKIE SŁUŻBY NIE ODPUSZCZAJĄ. Jeszcze zanim formalnie ogłoszono niepodległość państwa Izrael, jego służby specjalne zaczęły działać pełną parą. W lutym 1948 roku na wieść o tym, że Syryjczycy chcą wzmocnić swój potencjał bojowy kupując broń w czeskich fabrykach, Żydzi wkroczyli do akcji. Broń miała przypłynąć parowcem „Lino”.Do zatopienia parowca „Lino” wyznaczono członków elitarnego oddziału Palmach.Do zatopienia jednostki razem z wybuchowym ładunkiem izraelscy agenci przystępowali kilka razy. I nie poddali się aż nie dokończyli zadania. Wytropili parowiec, który zaszył się w małym włoskim porcie ze względu na złą pogodę i zatopili go, przebrani za Amerykanów. Kiedy Syryjczycy wydobyli jego ładunek z dna morskiego, Izraelczycy porwali statek, który przewoził broń i znowu zatopili. AGENCI IZRAELA POTRAFIĄ NAWET WYKRAŚĆ OKRĘT WOJENNY… W latach sześćdziesiątych sytuacja Izraela była delikatnie mówiąc skomplikowana. Uwikłane w różne konflikty państwo musiało pilnie wzmocnić swoją flotę. Wybór padł na Francję i jednostki budowane w tamtejszych stoczniach. Problem pojawił się po rajdzie izraelskich komandosów na lotnisko w Bejrucie – oburzeni Francuzi postanowili wstrzymać realizację zamówienia i to pomimo, że jednostki były właściwie gotowe.Żydzi ani nie zamierzali bawić się w dyskusje na arenie międzynarodowej, ani tym bardziej – prosić Francuzów o zmianę zdania. Postanowili po prostu ich okpić. Dzięki oszustwu wyprowadzili z portu dwa kutry rakietowe, jednak na tym nie zamierzali poprzestawać. Zdecydowali, że przejmą resztę swoich okrętów za wszelką cenę, a plan zrealizowali w samą Wigilię. Liczyli na świąteczne rozluźnienie Francuzów i mieli rację. Kiedy wreszcie do tamtejszego ministra obrony dotarła informacja o tym, co się stało, oburzony całkiem poważnie chciał te okręty zatopić! (przeczytaj więcej na ten temat). ŚCIGALI NAZISTÓW – NIEMCÓW DO KOŃCA.ZA TO BRAWA!!! Choć Izrael ma sporo bieżących problemów, nie zarzuca ścigania zbrodniarzy hitlerowskich odpowiadających za Holokaust. Właśnie dlatego agentom Mosadu udało się po latach wyśledzić ukrywającego się i żyjącego na spokojnej emeryturze Adolfa Eichmana.Agenci nie dotarliby do zbrodniarza, gdyby nie jego zbyt butny i gadatliwy syn, który chwalił się „dokonaniami” ojca przed rodziną swojej dziewczyny. Później sprawy potoczyły się już ekspresowo… AGENCI MOSADU MAJĄ ŻELAZNA PSYCHIKĘ Kiedy wreszcie Mosad dopadł Adolfa Eichmana pojawił się nowy problem. Trzeba było ukryć uprowadzonego zbrodniarza i zadbać, by żaden z izraelskich agentów go nie zabił. W końcu każdy z nich stracił bliskich w trakcie II Wojny Światowej i mógł zechcieć zrealizować prywatną vendettę.Tymczasem zamiast więźnia torturować, agenci Mosadu traktowali go… z zadziwiającą wręcz przychylnością. Nie tylko go myli, karmili i golili. Częstowali go nawet czerwonym winem i papierosami, choć w myślach zapewne miażdżyli przy tym jego czaszkę na najbliższej ścianie. Żelazne nerwy zachowywali tylko po to, by Eichman podpisał oświadczenie, że oddał się w ich ręce dobrowolnie! IZRAELSKIE AGENTKI MAJĄ ZEZWOLENIE NA UWODZENIE WROGÓW Przez łóżko i z pomocą własnych wdzięków – tak kobiety izraelskiego wywiadu zdobywały informacje od zarania dziejów. Sposób stary jak świat, a przy tym niezmiennie skuteczny. Izraelskie agentki, wzorem biblijnej Dalili, mogą go stosować i stosują z powodzeniem w swojej pracy.Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie jeden drobny szczegół. Jeden z wybitnych znawców prawa żydowskiego stwierdził oficjalnie, że jest to w pełni usankcjonowana przez religię metoda, pod warunkiem, że stawką jest bezpieczeństwo kraju. SZCZEGÓLNE NIEBEZPIECZEŃSTWO DLA RZĄDU MATEUSZA MORAWIECKIEGO I JEGO MINISTRÓW.ŻYDOWSKIE SŁUŻBY SPECJALNE MAJĄ SZWADRONY ZABÓJCÓW!!! Tak, to nie jest pomyłka. „Kidon”, czyli po hebrajsku bagnet, ma jedno zadanie – fizyczną eliminację wrogów Izraela. Zabójcy zaczęli działać po masakrze sportowców na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku.Zabójcy Mosadu  przechodzą specjalne szkolenie, co zostało udowodnione przez kontr służby światowego wywiadu.Działanie Kidonu, który pracuje od tamtych wydarzeń nieprzerwanie, owiane jest tajemnicą. Co jakiś czas na światło dzienne wychodzą tylko informacje o kolejnych udanych akcjach jego członków. Jedna z nich miała nawet swój warszawski rozdział. ODWETY MOSADU SĄ KRWAWE. BARDZO KRWAWE. Jedną z konsekwencji ataku na izraelskich sportowców w Monachium obok utworzenia Kidonu była akcja odwetowa wymierzona w przywódców organizacji odpowiedzialnej za zamach. Członkowie Czarnego Września, który stał za wszystkim, stali się dla żydowskich służb specjalnych zwierzyną łowną.Operacja bezwzględnego tropienia i zabijania ludzi należących do tej palestyńskiej siatki terrorystycznej nosiła kryptonim „Gniew Boga”. W jej ramach izraelscy komandosi zapuścili się nawet do Libanu, gdzie zabili przywódców Czarnego Września i zmazali z powierzchni ziemi siedzibę Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Ich spektakularny rajd na terytorium wrogiego państwa, obejmujący precyzyjną likwidację wielu osób, zniszczenie siedziby Frontu i odwrót trwał zaledwie pół godziny! BYŁY DORADCA EWY KOPACZ MICHAŁ KAMIŃSKI AGENTEM IZRAELSKIEGO WYWIADU.  Michał Kamiński,  poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej,nieformalny doradca premier Ewy Kopacz jest pracownikiem izraelskiej firmy wywiadowczej Prism Group.Prywatna agencja wywiadowcza Prism Group zajmuje się głównie marketingiem politycznym i gromadzeniem informacji gospodarczych.  Sam Kamiński nie widzi nic dziwnego w działalności dla obcego wywiadu. „Nie mam żadnego konfliktu interesów, bo moja firma nie ma absolutnie żadnych interesów w Polsce” – tak Kamiński odpowiedział na pytanie o jego działalność wywiadowczą gazecie „Fakt”.Co innego jednak można przeczytać na stronie internetowej Prism Group. Agencja ta przedstawia siebie jako firmę zajmującą się polityką oraz sprawami publicznymi, mająca swoje siedziby w Pradze, Warszawie, Brukseli, Berlinie i Waszyngtonie. Celem tej agencji jest zbieranie danych o polityce, biznesie, mediach i opinii publicznej w Europie Środkowej i Wschodniej.Czy nie powinno niepokoić Polaków, że jeden z dobrych znajomych b. premier polskiego rządu, który określany jest również jako jeden z głównych doradców prezesa Rady Ministrów jest jednocześnie pracownikiem zagranicznej żydowskiej agencji wywiadowczej? Z pewnością może on przekazywać tej amerykańsko-izraelskiej firmie istotne informacje na temat działalności polskiego rządu, zwłaszcza, że był on częstym wizytatorem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. KIDON – ŻYDOWSKI SZWADRON TAJNYCH ZABÓJCÓW. Każdy, kto (…) przewodzi jakiemuś ugrupowaniu terrorystycznemu, już wie, że immunitetu nie ma. Każdego mamy na celowniku – powiedział w 2004 r. przedstawiciel izraelskiego rządu. Nie była to deklaracja bez pokrycia. Słowa te padły tuż po zabójstwie duchowego przywódcy Hamasu, szejka Ahmeda Jassina.W strukturach żydowskich służb specjalnych istnieje specjalna grupa zajmująca się fizyczną likwidacją wrogów Izraela. Nazywa się ją „Kidon”, co po hebrajsku znaczy „bagnet”. Powstanie oddziału było konsekwencją masakry żydowskich sportowców w Monachium w 1972 r. Rząd Izraela zadecydował wówczas o utworzeniu Komitetu X. Miał on unicestwić wszystkich terrorystów związanych z zamachem. Operacja otrzymała kryptonim „Gniew Boga”.Żydowscy agenci chyba jako jedyni na świecie szczycą się tym, że mogą w majestacie prawa pozbawiać życia wrogów swojego państwa. Meir Amit, jeden z dyrektorów Mosadu, tak zwracał się do swoich podwładnych:"Mosad przypomina kata lub lekarza, który robi skazańcom śmiertelny zastrzyk. Wszystkie wasze działania mają poparcie władzy państwa Izrael. Kiedy zabijacie, nie łamiecie prawa. Wykonujecie jedynie wyrok zatwierdzony przez urzędującego premiera. Służby specjalne raczej nie ujawniają swoich sekretów, zwłaszcza gdy chodzi o jednostkę tego typu. Nie jest  jasne, czy egzekutorzy podlegają wyłącznie tej agencji, czy działają również na korzyść pozostałych służb.Mają do dyspozycji laboratorium trucizn, zamkniętych w fiolkach. Mają długie i krótkie noże oraz fortepianową strunę do uduszenia ofiary. Mają materiały wybuchowe nie większe niż pastylki na ból gardła, które są w stanie rozsadzić głowę na strzępy. Do tego dochodzą pistolety i karabiny snajperskie".O tym, że opis ten może być bliski prawdzie, świadczą ujawnione operacje likwidacyjne. Zarówno te zakończone sukcesem, jak i spektakularne wpadki. OSTATNIE CHWILE „INŻYNIERA”.  Jahia Ajasz zwany „Inżynierem” był czołowym palestyńskim konstruktorem bomb. Z jego usług korzystał zarówno Hamas, jak i syryjski Islamski Dżihad. Szybko znalazł się na celowniku żydowskich służb bezpieczeństwa. Za jego neutralizację odpowiedzialny był kontrwywiad cywilny, czyli Szabak.Izraelskim agentom bardzo trudno było podejść swą ofiarę. Ajasz miał świetnie zamaskowaną kryjówkę gdzieś na Zachodnim Brzegu Jordanu. Dodatkowo strzegli go uzbrojeni ochroniarze, a on sam był niezwykle ostrożny.Żydzi zwerbowali do współpracy Palestyńczyka, który był krewnym bliskiego przyjaciela Ajaszy, Osamy Hamada. Udało mu się dostarczyć do domu Hamada telefon komórkowy będący cały czas na podsłuchu Szabaku.5 stycznia 1996 r. Ajasz odwiedził Hamada. Kiedy jak zwykle zadzwonił do domu z informacją, że dotarł bezpiecznie do kolegi, funkcjonariusze Szabaku zidentyfikowali jego głos. To wystarczyło. Jak pisze Artur Górski:"Jeżeli ktoś myśli, że „pluskwa” w telefonie miała pomóc w zlokalizowaniu „Inżyniera”, to się srogo myli. Pracowników kontrwywiadu nie interesowało to, w jakim miejscu na ziemi znajduje się ich cel – ważne, żeby trzymał telefon przy uchu. Został w nim bowiem także ukryty (…) ładunek wybuchowy. To miała być egzekucja symboliczna: genialny konstruktor bomb ginie w wyniku eksplozji.Po kilku sekundach od potwierdzenia, że głos w słuchawce rzeczywiście należy do Ajaszy, Inżynier został pozbawiony głowy" (…). MISJA W AMMANIE 31 lipca 1997 r. na bazarze w Jerozolimie wysadziło się w powietrze dwóch członków Hamasu. Zginęło 15 osób, a 150 zostało rannych. Z kolei we wrześniu, w Ammanie, stolicy Jordanii, w wyniku zamachu tego samego ugrupowania rannych zostało dwóch funkcjonariuszy ochrony izraelskiej ambasady. OSTATNIE WYDARZENIA W POLSCE MOGĄ PRZERODZIĆ SIĘ W DRAMAT NARODOWY. Ambasador Izraela Anna Azari w radiu RMF FM tłumaczyła, dlaczego poruszyła temat ustawy o IPN podczas uroczystości w Auschwitz. – Ta burza zaczęła się w Izraelu. Mówiłam, bo musiałam. Miałam coś innego do powiedzenia, ale w Izraelu już była decyzja premiera – wyjaśniła dyplomatka.Anna Azari oczywiście jest umocowana w Polsce przez Mosad.Po oświęcimskim skandalu powinna być wydalona natychmiast z Polski, jako „persona non grata” Premier Mateusz Morawiecki nie podjął takiej decyzji, narażając Polskę na dalsze działania obcej agentury. Koalicja PO – PSL poprzez Michała Kamińskiego i Ewę Kopacz dala wyraźny sygnał współpracy z obcymi agenturami. Jako cel obalić rząd i PiS.Bulwersuje „ustawa 447” parlamentu USA mająca w zarodku zniszczenie Polski, o czym pisałem w artykule  „TEGO ŻYDZI CHCĄ OD POLSKI – LASY, FABRYKI, NAWET BILION ZŁOTYCH”.Polsko ! Opamiętaj się! Najlepszą obroną jest atak! Reakcje polityków rządu są dyplomatyczne, a nie obronne.Dyplomacją niczego nie wskóramy, narażając Polskę na niebezpieczeństwo „nie damy guzika” marszałka Rydza Śmigłego.Historia zatacza koło. Jestem jej świadkiem!!! Z antysemityzmem i "Przedsiębiorstwem Holokaust" w tle. Dokumenty, źródła, cytaty: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/12/20/izraelski-wywiad-jest-smiertelnie-niebezpieczny-mamy-na-to-7-dowodow/#2 https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/doradca-premier-ewy-kopacz-agentem-izraelskiego-wywiadu (link is external) https://telewizjarepublika.pl/michal-kaminski-ekspertem-izraelskiej-firmy-wywiadowczej,16480.html(link is external) https://www3.danhotels.com/JerusalemHotels/KingDavidJerusalemHotel https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamach_na_hotel_King_David_w_Jerozolimie http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,17006398,Bomba_premiera_Begina.html https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/doradca-premier-ewy-kopacz-agentem-izraelskiego-wywiadu          https://www.salon24.pl/u/aleszum/663121,doradca-ewy-kopacz-michal-kaminski-agentem-wywiadu-izraela http://kontrowersje.net/wicepremier_misio_tajna_fucha_misia_kami_skiego http://telewizjarepublika.pl/temat/izraelska-firma-wywiadowcza/9448/1                            
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

CZAS APOKALIPSY - KTO ZABIŁ PROFESORÓW LWOWSKICH?

$
0
0
Ilustracja: 
ZBRODNIE
  CZAS APOKALIPSY - KTO ZAMORDOWAŁ PROFESORÓW LWOWSKICH?UKRAIŃSKIE SŁOWIKI MORDÓW.SONDERACTION LEMBERG Batalion „Nachtigall” (niem. "Słowiki") – niemiecki batalion złożony z Ukraińców, działający w 1941roku, w czasie II Wojny Światowej. Oficjalna nazwa niemiecka: "Sondergruppe Nachtigall". Przez propagandę ukraińską wraz z batalionem „Roland” określany był mianem Drużyn Ukraińskich Nacjonalistów.Inicjatywa powstania zbrojnego oddziału wywodzi się z II walnego kongresu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-R), który uchwalił, że „[…] dla wykonania swych planów OUN organizuje i szkoli własną wojskową jednostkę”. Na utworzenie jednostki 25 lutego 1941 r. wyraził zgodę admirał Wilhelm Canaris, na początku marca zgodę wydało dowództwo Wehrmachtu.Jednostkę utworzono pod dowództwem niemieckim por. Hansa-Albrechta Herznera. Zastępcami dowódcy byli: por. Theodor Oberländer – oficer łącznikowy Abwehry i Roman Szuchewycz ("Taras Czuprynka"). W skład dowództwa wchodzili również: ks. Iwan Hrynioch – kapelan jednostki i Jurij Łopatynśkyj. Dowódcami kompanii byli oficerowie niemieccy. Zdaniem historyka niemieckiego Dietera Schenka batalion składał się z byłych jeńców wojennych narodowości ukraińskiej pozostających w niewoli niemieckiej, którzy początkowo służyli w Wojsku Polskim, a których następnie Niemcy werbowali do tego batalionu.Inicjatywa związana była również z grupą cywilów z kierownictwa OUN-B: Jarosławem Stećko (desygnowanym przez Stepana Banderę na szefa rządu „wyzwolonej” Ukrainy), Lwem Rebetem, Jarosławem Staruchem, Iwanem Rawłykiem, Stepanem Pawłykiem, Stepanem Łenkawśkym, Dmytro Jaciwem.Nabór do jednostki prowadziły lokalne komórki organizacyjne, kandydatów wysyłały do Krakowa, gdzie przechodzili przez kontrolę specjalnej komisji OUN oraz badania lekarskie. Kandydaci rekrutujący się spośród sympatyków OUN-B, którzy pozytywnie przeszli weryfikację wysłani zostali w dwóch grupach na przeszkolenie m.in. do Krynicy i Barwinka. Po 4 – 5 tygodniach wstępnego szkolenia rekrutów przewieziono do Neuhammer (Świętoszów koło Wrocławia), gdzie odbywało się przeszkolenie wojskowe z bronią. Tam też żołnierze batalionu w kwietniu 1941 roku złożyli przysięgę „na wierność Ukrainie, OUN i jej dowództwu”."Nachtigall" jako zbyt mała jednostka wszedł w skład jednostki dywersyjnej Brandenburg 800 (w sile pułku), który podlegała Abwehrze. W sumie batalion liczył 350 żołnierzy, z czego 150 przeszło szkolenie w batalionie Brandenburg, 100 w Krynicy, a reszta w Dukli, Barwinku i Komańczy. Żołnierze nosili umundurowanie Wehrmachtu, na którym mogli, na naramiennikach naszywać niebiesko-żółtą wstążkę.W przededniu ataku Niemców na ZSRS, batalion przerzucono do Rzeszowa, stamtąd pieszo dotarł w okolice Radymna. 27 czerwca 1941 roku Niemcy przerzucili go w rejon Lwowa. 30 czerwca o godzinie 4:30 nad ranem jako pierwsza zwarta jednostka wkroczył do Lwowa, zajmując bez oporu sowieckiego ratusz, katedrę Świętego Jura i lwowskie więzienia. O 6:30 delegacja żołnierzy batalionu została przyjęta przez greckokatolickiego metropolitę lwowskiego Andrija Szeptyckiego. Część batalionu stanowiła ochronę lwowskiej radiostacji podczas ogłaszania aktu państwowości ukraińskiej, dlatego też dowództwo niemieckie utraciło zaufanie do żołnierzy batalionu. Po dokonaniu zbrodni na Wzgórzach  Wuleckich we Lwowie dokonane 4 lipca 1941 roku na profesorach lwowskich wyższych uczelni, 7 lipca 1941 roku batalion został wraz z 1 dywizją strzelców górskich Wehrmachtu skierowany w kierunku Kijowa przez Złoczów, Tarnopol, Satanów, Płoskirów i Winnicę. Pod Winnicą żołnierze batalionu rozstrzelali w co najmniej dwóch miejscach nieznaną ilość Żydów. Również zdaniem Per. A. Rudlinga batalion pod dowództwem Romana Szuchewycza wziął udział w masowych rozstrzeliwaniach Żydów w Winnicy. Po otrzymaniu informacji o aresztowaniu przez Niemców składu rządu Jarosława Stećki żołnierze batalionu otwarcie żądali zwolnienia uwięzionych lub wycofania z frontu. 30 lipca Wilhelm Canaris podjął decyzję o rozwiązaniu batalionu. 13 sierpnia 1941 batalion został wycofany z walk i poprzez Kraków (gdzie go rozbrojono) odtransportowany do Neuhammer, a następnie do Frankfurtu nad Odrą, gdzie skierowano również Batalion "Roland".W październiku 1941 roku oba bataliony zostały zlikwidowane i przekształcone w Batalion Policyjny nr 201, który został wyjęty spod komendy Wehrmachtu i podporządkowany Ordnungspolizei (Ukraińskie Bataliony Policyjne). Część żołnierzy zdezerterowała, większość podjęła funkcje policyjne (podpisując w grudniu 1941 jednoroczne kontrakty) w 201 batalionie policyjnym.Po zajęciu Lwowa przez Wehrmacht 30 czerwca 1941 w różnych częściach miasta rozpoczęły się pogromy Żydów. Pretekstem do ich rozpoczęcia była masakra więźniów dokonana przez NKWD i odkrycie zwłok kilku tysięcy pomordowanych więźniów w więzieniach lwowskich. Żydzi obwiniani przez Niemców za kolaborację z okupantem sowieckim i zbrodnie NKWD stali się celem zemsty części ludności miasta Lwowa, podburzanej przez Niemców. Zdaniem Kershawa było to zgodne z dyrektywami Reinharda Heydricha o prowadzeniu wojny na terenie ZSRR, nakazującymi zachęcanie i inspirację pogromów antyżydowskich przez miejscową ludność. Warunki dla przeprowadzenia pogromu zorganizowali Niemcy, oni też dokonywali masowych morderstw na Żydach. W czasie trwania pogromu przywództwo w nim objęli członkowie OUN-B, dla których wspieranie działań Niemców było środkiem zdobywania ich poparcia dla niepodległej Ukrainy, łączącym się z antysemickimi przekonaniami przywódców organizacji. Autor ten pisze, że „miejski tłum”, złożonych  z Ukraińców,  skorzystał jedynie z sytuacji, by dokonywać przestępstw i grabieży. Według meldunku sytuacyjnego Związku Waliki Zbrojnej (ZWZ) z lipca 1941 r. oraz wspomnień Filipa Friedmana natychmiast po wejściu Niemców milicja ukraińska i grupy z marginesu społecznego miasta rozpoczęły plądrowanie miasta poszukując Żydów. Byli oni doprowadzani do punktów zbiorczych, a stamtąd wysyłani do różnych upokarzających prac. Część z nich zapędzona została do lwowskich więzień. Z relacji świadków wiadomo, że w więzieniu Brygidki i w więzieniu NKWD żołnierze "Nachtigall" wzięli aktywny udział w pogromie: podjudzali do okrucieństwa a również bili i rozstrzeliwali Żydów. W Brygidkach ukraińscy żołnierze nadzorujący wynoszenie i grzebanie ciał strzelali na dziedzińcu do pracujących Żydów. Również w więzieniu NKWD, żołnierze "Nachtigall" popędzali i bić wywożących ciała Żydów. Potem na rozkaz niemieckiego oficera utworzyli szpaler i kłuli przebiegających Żydów bagnetami zabijając wielu z nich.Według „Kroniki 2350 dni wojny i okupacji Lwowa” wieczorem Einsatzkommando rozstrzelało grupę czołowych osobistości żydowskich. Wśród zabitych był naczelny rabin Lwowa dr Jecheskiel Levin, któremu przed śmiercią oprawcy wyrwali brodę. Zdaniem Dietera Schenka egzekucję wymienionych osób przeprowadzili żołnierze „Nachtigall”. Specjalna ekipa filmowa Wehrmachtu filmowała pogrom, filmy były pokazywane później w oficjalnej kronice filmowej Ministerstwa Propagandy Rzeszy: "Die Deutsche Wochenschau". 1 lipca, kiedy pogrom osiągnął apogeum, pojedynczy żołnierze niemieccy dołączali na ulicach do mordujących. Niektórzy żołnierze "Nachtigall" wzięli udział w pogromie Żydów we Lwowie, nie jako zwarty oddział, ale pojedynczo dołączając się do bojówkarzy. Mogli to być żołnierze uprzednio zwolnieni na przepustki.Sprawę zamordowania lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich  opisali po raz pierwszy już w roku 1944 sowieccy pisarze Władimir Bielajew i Mychajło Rudnycki.Już kilkanaście dni od zbrodni w lipcu 1941 r. zbieranie jej świadectw rozpoczął Zygmunt Albert, wówczas adiunkt Uniwersytetu im.Jana Kazimierza, współpracownik i przyjaciel wielu z zamordowanych.W  1946 roku mord profesorów lwowskich był przedmiotem badania na procesie norymberskim. Świadkiem oskarżenia (prowadzonego przez prokuraturę ZSRR) był jedyny ocalały po aresztowaniu profesor Franciszek Groër, który stanowczo twierdził, że aresztowania profesorów dokonali gestapowcy i że on sam został aresztowany przez gestapowców o nazwiskach Hacke i Keller..Żołnierze batalionu" Nachtigall" byli wymienieni jako sprawcy w liście Związku Potomków Lwowskich Profesorów Zamordowanych przez Gestapo w lipcu 1941 do prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki z kwietnia 2005 r.. Jednak śledztwo IPN w tej sprawie, prowadzone przez oddział w Rzeszowie, zostało zamknięte w czerwcu 2006 z powodu niewykrycia sprawców.Anice Anderson, Vivian Head, Anne Williams w pracy „Rzezie, masakry i zbrodnie wojenne od starożytności do współczesności” twierdziły, że zbrodnia została dokonana przy pomocy ukraińskiego batalionu "Nachtigall", który wyłapywał profesorów i ich rodziny, podczas gdy do żydowskich mieszkańców miasta strzelał od razu. Studenci lwowskich wyższych uczelni narodowości ukraińskiej przygotowywali listy do aresztowań.Nazwa batalionu "Nachtigall”pochodzi od chóru składającego się z żołnierzy batalionu, założonego przez Jewhena Bilińskiego w Neuhammer.Żołnierzy batalionu ludność cywilna nazywała „Ptasznikami”. Nazwa pochodziła prawdopodobnie od symboli ptaków wymalowanych na jej wozach i motocyklach, a symbole od nazwy batalionu ("Nachtigall – Słowiki").W 2011 roku jedną z ulic we wsi Rajliw (Obwód lwowski, Ukraina) przemianowano na „Żołnierzy Batalionu Nachtigall”. Stało się to z inspiracji radnego nacjonalistycznej partii Swoboda Mariana Berezdeckiego.Batalion "Nachtigall” ( niem. "Słowiki") Niemcy utworzyli w ramach przygotowań do napaści na Związek Sowiecki.Wywiad Armii Krajowej sugerował, że "profesorów aresztowało Gestapo na skutek donosów ukraińskich”. Pierwsze opublikowane relacje i wspomnienia pochodzące z 1944 r. również jako autorów zbrodni podawały tę najbardziej znienawidzoną przez okupowane narody jednostkę policyjną. W. Bielajew pisał obrazowo: "krwawe łapy Gestapo wyrywają wybitnych uczonych spośród świata medycznego. Ten sam autor w grudniu 1944 r. konstatował , że "ogólnie znanym jest fakt, że oddziały gestapowców wdarłszy się do miasta, miały na długo jeszcze przed wojną 1941 r. gotową listę wybitnych działaczy nauki i sztuki podlegających natychmiastowej likwidacji. W miarę upływu lat zarówno publicyści, jak i historycy przestali się kontentować samym określeniem — "Gestapo" i zaczęli poszukiwać odpowiedzi na pytania: jaka konkretnie jednostka policyjna dokonała mordu i kto stał na jej czele. W. Bielajew pisał, że już jesienią 1944 roku, kiedy zaznajomił się ze znalezionym w jednym ze schronów UPA dokumentem-instrukcją pt. "Walka i działalność OUN podczas wojny" pojął, że daje mu ona klucz do wykrycia morderców. Stepan Bandera nakazywał w instrukcji swym współpracownikom "zbierać personalne dane o wszystkich wybitnych Polakach i zestawiać czarne listy. Zrobić spis wybitnych Ukraińców, którzy w określonym momencie mogliby próbować realizować swoją politykę". W sposób pośredni potwierdzony został więc współudział nacjonalistów ukraińskich w wymordowaniu lwowskich uczonych".W swoich trzech kolejnych książkach W. Bielajew konsekwentnie stawiał tezę, że listy profesorów przygotował banderowski odłam OUN, a oddział "Nachtigall" brał udział w samym morderstwie. Jego opinie podzielali liczni sowieccy historycy w swych pracach dotyczących okupacji hitlerowskiej na terenie Ukrainy.Tezę W. Bielajewa potwierdził Sąd Najwyższy NRD, który w dniu 29 kwietnia 1960 roku po zaocznym procesie skazał Theodora Oberländera (ówczesnego ministra w rządzie RFN) na karę dożywotniego ciężkiego więzienia i utratę obywatelskich praw honorowych na zawsze. W sentencji wyroku stwierdzono, że batalion "Nachtigall" został przez Oberländera zorganizowany, wyszkolony i pod jego dowództwem użyty podczas agresji na ZSRR. Zgodnie z ustaleniami Sądu Najwyższego NRD Oberländer był komendantem batalionu "Nachtigall", co zostało ustalone na podstawie zeznań świadków i dokumentów przedłożonych Sądowi podczas rozprawy.Ukraińskim dowódcą batalionu "Nachtigall" był Roman Szuchewycz("Taras Czuprynka"), który stale towarzyszył Oberländerowi i przekazywał do wykonania jego rozkazy. Zaraz po zajęciu Lwowa z batalionu wydzielono specjalny oddział w liczbie około 80 osób, który użyty został do masowych mordów. Według świadków zeznających na procesie, a należących do batalionu "Nachtigall", ich koledzy, którzy należeli do wspomnianej 80-osobowej grupy twierdzili po powrocie do batalionu, że otrzymywali od Oberländera i Szuchewycza imienne listy osób, które należało rozstrzelać. Theodor Oberländer był uważany w okresie II Wojny Światowej przez część osób z kierowniczych kół III Rzeszy za niekwestionowany autorytet w sprawach polskich i całej słowiańszczyzny. Jego życiorys predestynował go zresztą w pełni do tej opinii. Piastując od października 1940 roku funkcję profesora zwyczajnego na niemieckim Uniwersytecie im. Karola w Pradze (do końca wojny) oraz od stycznia 1941 r. dziekana Wydziału Nauk Politycznych i komisarycznego zarządcy zamkniętego Wydziału Prawa, miał już za sobą rozległe doświadczenia w politycznej, propagandowej i organizatorskiej walce z polskością.Od czasu pierwszej podróży-praktyki — do ZSRR w 1928 r. podjął współpracę z placówkami "Ostforschung", pełniąc w latach 1933—1937 kierownicze funkcje w Bund-Deutscher Osten — organizacji podlegającej zastępcy führera — Hessowi, mającej za zadanie prowadzenie na wschodnich terenach pogranicznych Rzeszy walki narodowościowej, walki pogranicznej, propagowanie problematyki wschodniej, zajmowanie się osadnictwem i kierowanie pracą ziomkostw byłych osadników i urzędników niemieckich, którzy po 1918 roku znaleźli się w Niemczech. W tym samym czasie zajmował się również organizowaniem siatki wywiadu politycznego wśród mniejszości słowiańskich na wschodnim pograniczu Niemiec. W drugiej połowie 1937 roku służył w centrali Abwehry w Berlinie, a w 1939 roku w Abwehrstelle Breslau — głównym ośrodku działalności sabotażowo-dywersyjnej niemieckiego wywiadu wojskowego przeciw Polsce. Od listopada 1940 roku służył w Abwehrstelle Krakau jako oficer odpowiedzialny za sprawy ukraińskie. Wtedy przebywał również kilkakrotnie we Lwowie w związku z repatriacją Niemców z tego miasta.Zimą 1940/41 brał udział w rokowaniach między przedstawicielami Abwehry i OUN-B, by od marca 1941 roku wrócić do czynnej służby wojskowej w Abwehrze i brać udział w przygotowaniach agresji na ZSRR, a zwłaszcza gospodarczej eksploatacji okupowanych terenów przez Związek Sowiecki. To ostatnie zagadnienie wiązało się z jego zainteresowaniami naukowymi, które zawsze oscylowały wokół problemów polityki ludnościowej, osadnictwa i polityki rolnej. Miał także ścisłe kontakty z "Nord-und Ostdeutsche Forschungsgemeinschaft"— tajną agendą ministerstwa spraw zagranicznych i ministerstwa spraw wojskowych oraz z SS w ramach tzw. "SS Umsiedlungskommando", czyli specjalnego sztabu do przygotowania planowanych wielkich akcji osiedleńczo-przesiedleńczych na terenach okupowanych.T. Oberländer, były profesor nadzwyczajny w Politechnice Gdańskiej i Uniwersytetu w Królewcu, człowiek ściśle współpracujący z dużą liczbą placówek zajmujących się Wschodem, oberleutnant Abwehry, nadawał się doskonale na reprezentanta interesów niemieckiego wywiadu w Zachodniej Ukrainie. Ambitny, przekonany o własnej wartości i swego rodzaju misji do spełnienia, usiłował pogodzić realizację swych własnych planów — awansu w hierarchii III Rzeszy — z zadaniami zleconymi przez Abwehrę oraz z dążeniami nacjonalistów ukraińskich.Podczas agresji III Rzeszy na ZSRR najpierw współdziałał z oddziałami ukraińskich nacjonalistów, później z oddziałami "ochotników" złożonymi z jeńców mieszkających uprzednio na Kaukazie, a upadek Rzeszy obserwował wspólnie z własowcami. W 1946 roku T. Oberländer powrócił z obozu jenieckiego w Wielkiej Brytanii, przybrał pozę opozycjonisty wobec "Ostpolitik" Himmlera i rozpoczął działalność polityczną. Zmieniając przynależność partyjną, na stałe związał się z organizacjami przesiedleńczymi. Z ramienia "Bund der Heimatrertriebenen und Entrechten" (BHO — partia przesiedleńców) zdobył w 1953 roku mandat do Bundestagu i od października tego roku wszedł w skład rządu kanclerza K. Adenauera jako minister federalny do spraw przesiedleńców. Koniec lat pięćdziesiątych przyniósł jednak kres kariery politycznej T. Oberländera. Opinia publiczna została poinformowana o jego udziale w eksterminacji ludności okupowanych obszarów, co w rezultacie doprowadziło do jego ustąpienia z rządu w 1960 roku. Udzielając wywiadu bońskiemu korespondentowi gazety "The Guardian", Oberländer odrzucił oskarżenia kierowane przeciw niemu w sprawie zamordowania profesorów lwowskich mówiąc: "Nie tylko nie brałem udziału w żadnych aktach gwałtu, ale nie widziałem niczego w tym rodzaju w ciągu siedmiu dni, które spędziłem we Lwowie. Nie słyszałem ani jednego wystrzału w mieście (...)".Admirał Canaris (...) "rozkazał, aby oddziały policji ukraińskiej zachowywały się w sposób wzorowy. Oddział "Nachtigall" wykonywał w ciągu swego tygodniowego pobytu we Lwowie tylko funkcje wartownicze".T. Oberländer wykazał tutaj — zresztą nie on jeden spośród niemieckich zbrodniarzy — zadziwiająco słabą pamięć. Zarówno przewód sądowy przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze, jak i zeznania tych, którzy przeżyli, przechowywane w Archiwach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich i Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, całkowicie podważają wiarygodność jego wypowiedzi.A oto przykładowe relacje na temat pobytu we Lwowie batalionu "Nachtigall": "... u bramy więziennej (...) stał podwójny szpaler składający się wyłącznie z Ukraińców ubranych w niemieckie mundury. Mieli oni karabiny z nasadzonymi bagnetami. Przez ten szpaler pędzono nas na podwórze więzienne. Bito nas przy tym i kłuto, nie zważając czy trafiało to w kobiety, mężczyzn czy dzieci. Tylko niewielu przeżyło to wejście i wielkie więzienne podwórze było pokryte niezliczoną ilością trupów"."Nazwy "Ptasznicy" używano w stosunku do oddziału Ukraińców w mundurach Wehrmachtu; powstała ona wkrótce po wejściu tej grupy do akcji na terenie miasta."Ptasznicy" tworzyli zwarte kompanie w mundurach niemieckich i z niemieckimi oznakami stopni. Mówili po ukraińsku, a do rękojeści bagnetów mieli uczepione tasiemki z guzami koloru niebiesko-żółtego...".Egzekucje masowe (pogromy Żydów i Polaków) trwały mniej więcej do 2 lipca. Później trwały egzekucje poszczególnych osób i grup. Ludzie później mówili, że "Ptasznicy" zabijali w cztery różne sposoby – „rozstrzeliwali, zabijali młotem, bagnetem, lub bili do zabicia".Relacje te, oraz wiele innych umieszczonych w pracy A. Drożdżyńskiego i J. Zaborowskiego, wymownie zaprzeczają słowom T. Oberländera, jakoby "Nachtigall" pełnił tylko funkcje wartownicze. Trudno zresztą się dziwić, że człowiek, który był instruktorem i współpracownikiem (jeśli nie zwierzchnikiem) tego "krwawego oddziału" starał się przedstawić go z jak najlepszej strony, zwłaszcza że pełnił wówczas wysokie odpowiedzialne stanowisko w rządzie RFN.W 1960 roku ukazała się w Polsce książka A. Drożdżyńskiego i J. Zaborowskiego pt. „Oberländer.” Autorzy udowadniali w niej, że T. Oberländer był nie tylko dowódcą batalionu "Nachtigall", ale faktycznie zwierzchnikiem całej grupy operacyjnej, w skład której wchodziły następujące jednostki: I batalion pułku "Brandenburg" pod dowództwem mjra Heinza (odpowiedzialnego równocześnie za wojskową stronę operacji), batalion ukraiński "Nachtigall" dowodzony przez por. dra Herznera (dowódca ukraiński Roman Szuchewycz), jednostka "Geheime Feldpolizei" pod dowództwem kpt. Krügera oraz "Abwehrtruppe II" kierowana przez ppor. prof. Mittelhaure. Cywilną część grupy Oberländera stanowiła sześcioosobowa grupa członków kierownictwa OUN-B.Autorzy twierdzą, że Oberländer jako "osobisty przedstawiciel admirała Canarisa" (szefa Abwehry) jest bezpośrednio odpowiedzialny za zbrodnie dokonujące się we Lwowie podczas swego pobytu w tym mieście (do nocy z 6 na 7 lipca), gdyż dokonywały się "tylko na jego rozkaz lub za jego zgodą".Żołnierze batalionu "Nachtigall" od swych niemieckich przełożonych nie otrzymywali żadnych rozkazów wzięcia udziału w pogromach, ale nie można wykluczyć, że część z nich samowolnie to uczyniła wspólnie z nacjonalistami ukraińskimi.Opierając się na umorzeniu śledztwa przez bońską prokuraturę T. Oberländer uzyskał pozytywne dla siebie wyroki w procesach przeciw "Die Tat" we Frankfurcie, "Die Volkstimme" w Wiedniu, prezesowi Związku Literatów Niemieckich Berntowi Engelmannowi i Seppowi Barankowi w Monachium. Inną tezę o odpowiedzialności za mord uczonych lwowskich przedstawił w 1964 roku Zygmunt Albert. W artykule zamieszczonym w "Przeglądzie Lekarskim" twierdził, że mord uczonych nastąpił na skutek rozkazu Himmlera, a: "grupa "Słowików" Oberländera była wykorzystana do tej haniebnej roboty, ale panem życia i śmierci profesorów pamiętnej nocy lipcowej był Krüger, późniejszy kat inteligencji polskiej w Stanisławowie... Nie ulega wątpliwości, że otrzymał on bezpośrednio odpowiedni rozkaz od Himmlera". Swe tezy Z. Albert precyzował na podstawie artykułów K. Lanckorońskiej.W 1948 r. emigracyjna gazeta "Orzeł Biały" w numerach 45—47 opublikowała duży artykuł zatytułowany Niemcy we Lwowie. Jego autorką była hr. Karolina Lanckorońska, przed wojną docent Uniwersytetu Lwowskiego, w czasie wojny aktywna działaczka Rady Głównej Opiekuńczej (RGO).K. Lanckorońska przyjechała do Lwowa w styczniu 1942 r. z mandatem RGO zorganizowania w woj. stanisławowskim filii RGO, zwanej Komitetem Polskim. Podczas wykonywania tego zadania w maju 1942 r. została aresztowana w Stanisławowie przez Gestapo.Szefem Gestapo w Stanisławowie był kpt. Hans Krüger. Podczas przesłuchania K. Lanckorońskiej Krüger pewien, że aresztowana nie wyjdzie na wolność pochwalił się jej, że brał udział w likwidacji profesorów lwowskich, że to jego dzieło. Twierdził, że gdy "Feldgestapo" wkraczało na nowo zdobyte tereny, posiadało gotowe spisy osób, które miały być aresztowane. Krüger na ich podstawie wymordował profesorów we Lwowie, a następnie inteligencję polską w Stanisławowie. "Feldgestapo" nie zatrzymywało się na dłużej w jednej miejscowości, posuwało się za linią frontu, wykonując zadania porównywalne tylko do wypełnianych przez "Einsatzkommando SS". Po pięciu tygodniach pobytu w więzieniu stanisławowskim K. Lanckorońską w dniu 8 lipca zawieziono do Lwowa i osadzono w więzieniu na ul.Łąckiego. W następnych dniach przesłuchiwał ją w urzędzie Gestapo przy ulicy Pełczyńskiej komisarz do spraw politycznych — Walter Kutschmann. Powiedział on K. Lanckorońskiej, iż jej krewni z włoskiej rodziny panującej interweniowali u H. Himmlera i dzięki temu została ona przywieziona do Lwowa mimo gwałtownych sprzeciwów Krügera.Karolina Lanckorońska wyczuwając u Kutschmanna niechęć do Krügera zdecydowała się opowiedzieć o okrucieństwie i wręcz patologicznym sadyzmie, który cechował stanisławowskiego szefa Gestapo. Podczas przesłuchania powiedziała również o wymordowaniu przez niego lwowskich uczonych. Zdumiony tym oświadczeniem K. Lanckorońskiej, po upewnieniu się, że mówił jej o tym sam Krüger, potwierdził słowa szefa Gestapo w Stanisławowie mówiąc: "Przecież ja byłem przy tym. Służyłem pod nim. Kazał mi owej nocy przyprowadzić drugą grupę profesorów według spisu, który mieliśmy od Ukraińców studiujących w Krakowie. Powiedziałem Krügerowi, że nikogo nie zastałem w domu, dlatego ci ludzie nie zostali zamordowani".Zamieszana w rozgrywkę między dwoma gestapowcami Lanckorońska złożyła obszerne zeznania i czekała na dalszy rozwój wypadków. Dopiero w listopadzie 1942 roku Kutschmann wrócił z Berlina i oświadczył, że wygrał batalię o Krügera i Lanckorońska wyjedzie do Berlina jako świadek w rozprawie przeciw szefowi Gestapo w Stanisławowie oskarżonemu o to, że zdradził jej tajemnicę zamordowania uczonych lwowskich. Do rozprawy jednak nie doszło. W styczniu 1943 r. Karolina Lanckorońska została przewieziona do obozu koncentracyjnego w Ravensbrueck, skąd 5 kwietnia 1945 r. została zwolniona dzięki interwencjom w jej sprawie czynionym przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Po wojnie w początkach 1946 r. K. Lanckorońska przesłała byłemu rektorowi Uniwersytetu Lwowskiego Stanisławowi Kulczyńskiemu, z którego rodziną była zaprzyjaźniona, swą opowieść-raport o przeżyciach w latach 1941 — 1945. Żona rektora — Maria Kulczyńska — zdecydowała się go opublikować łącznie ze swymi wspomnieniami i uwagami w 1977 roku. Od tej pory tzw. Raport Karoliny Lanckorońskiej jest częściej niż artykuły Lanckorońskiej w prasie emigracyjnej wykorzystywany w różnorodnych publikacjach i opracowaniach. Wartość Raportu polega na ujawnieniu nazwisk dwu hitlerowców bezpośrednio odpowiedzialnych za zamordowanie lwowskich uczonych, a równocześnie wyjaśnia również sprawę gotowych list, którymi posługiwali się gestapowcy.Wydarzenia z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych potwierdziły wiarygodność Raportu w dość nieoczekiwany sposób. W 1967 r. odbywał się w Münster proces przeciwko esesmańskim ludobójcom ludności Stanisławowa. Jednym z głównych oskarżonych był Hans Krüger, który — jak się okazało — przeżył wojnę i w RFN uchodził za antyfaszystę. W czasie przewodu sądowego H. Krüger przyznał się, że należał do SS i przebywał w Stanisławowie, ale już w 1942 roku został ukarany za wydanie tajemnic Gestapo pewnej Polce. Niestety osoba ta została w 1943 roku wywieziona do Ravensbrück i tam zmarła. Pewien, że Karolina Lanckorońska nie przeżyła obozu, podał sądowi jej imię i nazwisko. Prokuratura RFN stosunkowo łatwo odnalazła we Włoszech przebywającą tam Karolinę Lanckorońską i wzięła ona udział w procesie jako świadek. Redaktor Marian Podkowiński, który relacjonował ten proces w "Trybunie Ludu" pisał, że konfrontacja ze świadkiem, który zjawił się jakby duch zza grobu, wywarła wstrząsające wrażenie. Oskarżony stracił pewność siebie, załamał się i zrezygnował z prób przekonania sądu o swej niewinności. W rezultacie udowodniono mu, wg. M. Podkowińskiego, zbrodnie w Stanisławowie oraz skazanie na śmierć i uczestniczenie w egzekucji uczonych lwowskich.Faktycznie jednak Sąd Przysięgłych w Munster uniewinnił H. Krügera od zarzutu popełnienia zbrodni zabójstwa na profesorach lwowskich z braku dostatecznych dowodów winy. Dając wiarę zeznaniom K. Lanckorońskiej sąd nie wykluczył, że Krüger mógł się przed nią przechwalać twierdząc, że jest sprawcą zbrodni we Lwowie, a to w celu, by wzbudzić w niej strach, albo zyskać w jej oczach na znaczeniu. Krüger w sierpniu 1942 r. został usunięty ze stanowiska szefa Gestapo w Stanisławowie, zdegradowany i skazany na 1 rok aresztu za ujawnienie tajemnicy państwowej. W lipcu 1943 roku Krüger w stopniu zaledwie Unterstumführera został przeniesiony do Chalon we Francji. Wojnę zakończył w Holandii w stopniu Hauptsturmführera (kapitana). Władze brytyjskie zwolniły go z obozu w 1948 roku z braku dowodów winy. Osiadł w miejscowości Luedingshaussen koło Munster (Westfalia) i stworzył wokół siebie legendę antyfaszysty. Otoczony szacunkiem współmieszkańców został wybrany do zarządu ziomkostwa brandenburskiego, a następnie został przewodniczącym tej organizacji w Nadrenii-Westfalii i kandydował nawet do parlamentu krajowego. Zgubiła go zbytnia pewność siebie, został rozpoznany jako kat ludności polskiej i żydowskiej Stanisławowa, a proces sądowy pośrednio wykazał jego związek ze zbrodnią lwowską.Patrz Karolina Lanckorońska "Wspomnienia wojenne".Długo nie były znane losy drugiego gestapowca — Waltera Kutschmanna. Według Raportu Lanckorońska prosiła o ochronę jego życia generała Bora-Komorowskiego w tajnym meldunku wysłanym do Warszawy z więzienia we Lwowie, ale nie było wiadomo, czy przeżył wojnę. Szymon Wiesenthal, kierownik żydowskiego ośrodka dokumentacyjnego w Wiedniu, rozpoczął intensywne poszukiwania W. Kutschmanna, które zakończyły się powodzeniem. Ustalił, że były gestapowiec lwowski mieszka w Argentynie pod nazwiskiem Ricardo Olmo. Twierdząc, że jest on odpowiedzialny za zbrodnię lwowską domagał się od władz prokuratorskich RFN, by wystąpiły o ekstradycję W. Kutschmanna i wytoczyły mu proces sądowy. Starania jego zakończyły się niepowodzeniem, mimo zatrzymania W. Kutschmanna przez policję argentyńską.Zbigniew Kustosik, korespondent PAP, w sierpniu 1975 r. przekazał depeszę z Berlina, która wyjaśniła losy Kutschmanna. Jej treść była następująca: "... sąd zachodnioberliński uchylił wydany w 1967 r. nakaz aresztowania byłego oficera SS Kutschmanna, który został ostatnio rozpoznany w Buenos Aires. Decyzję tę wytłumaczono przedawnieniem nakazu w wyniku zmiany kodeksu karnego. Na Kutschmannie ciąży m. in. zarzut współudziału w zamordowaniu profesorów lwowskich 4 lipca 1941 roku". Pomijając tutaj zwyczaje zachodnioberlińskiego sądownictwa, uznającego zbrodnię ludobójstwa za przedawnioną, należy stwierdzić, że i drugi gestapowiec bezpośrednio zamieszany w likwidację lwowskich uczonych przeżył wojnę i żył spokojnie na kontynencie, który stał się oazą poszukiwanych przez sądy europejskie zbrodniarzy hitlerowskich. W 1974 r. siostrzeniec zamordowanego profesora Władysława Boya-Żeleńskiego — Władysław Żeleński wspólnie z kilku innymi uczonymi polskimi na Zachodzie rozpoczął tzw. "Akcję lwowską". Była to kolejna próba wyjaśnienia śmierci uczonych w oparciu o prywatne dochodzenia i informacje, które spodziewano się otrzymać po opublikowaniu apelu w prasie. Adwokat Robert Kempner, znany z publikacji o procesie norymberskim, pozyskany do prowadzenia sprawy domagał się ponownego postawienia w stan oskarżenia Hansa  Krügera , ale władze niemieckie nie wyraziły na to zgody motywując to tym, że już jest skazany na najwyższą karę — dożywotniego więzienia. W sumie "Akcja lwowska" przyniosła nikłe rezultaty i nie spełniła oczekiwań, jakie pokładali w niej jej inicjatorzy.Egzekucji profesorów w dniu 4 lipca dokonał mały oddział dowodzony przez esesmana i składający się z 6 — 7 Hilfspolizisten, którzy byli Ukraińcami, chodzili w niemieckich mundurach i pełnili funkcję tłumaczy. W szeregach "Einsatzkommando Galizien" była również grupa folksdojczów i Ukraińców batalionu "Nachtigall". CZAS APOKALIPSYSONDERAKTION LEMBERG W sobotę 4 lipca 2017 roku obchodzliśmy  76 rocznicę kaźni profesorów lwowskich na zboczu Kadeckiej Góry, obok ul. Wuleckiej, tzw. Wzgórz Wuleckich we Lwowie. W miejscu zbrodni gdzie istniał krzyż brzozowy postawiono skromny krzyż metalowy na niewielkim betonowym cokole, aby w terminie późniejszym, zamiast należytego upamiętnienia męczeństwa pomordowanych naukowców właściwym pomnikiem, wykonać tablice z wyrytymi nazwiskami pomordowanych profesorów, nie rozumiem dlaczego akuratnie w języku ukraińskim współwykonawców mordu. Każdego roku odbywa się w tym miejscu krótkie nabożeństwo, po którym jako część oficjalną stanowią przemówienia. Nie ma wspomnień rodzin pomordowanych, nie istnieją groby straconych profesorów, jako, że nastąpiło w październiku 1943 roku całospalenie (holocaust - holocaustos) zwłok.W  1943 roku  na rozkaz Heinricha Himmlera utworzono specjalne brygady, których zadaniem było niszczenie śladów masowych morderstw oraz ostateczne likwidowanie obozów żydowskich. Do dzisiaj, nawet pracami historycznymi chroni się  ukraińsko hitlerowski batalion "Nachtigall" wykonawców tego zbiorowego mordu dokonanego na 45 profesorach lwowskich wyższych uczelni.8 października 1943 roku jedna z takich grup (tzw. "Sonderkommando 1005", które tworzyli Żydzi z obozu Janowskiego, zwanego przez nich Uniwersytetem Zbirów), odkopała grób rozstrzelanych w 1941 roku lwowskich profesorów. 9 października w święto Jom Kipur (Sądny Dzień) w obozie znajdującym się w lesie Krzywczyńskim podpalono kolejny stos ponad dwóch tysięcy następnych pomordowanych, po czym popiół rozsiano po lesie i okolicznych polach. Więźniowie "Brygady Śmierci" chcąc rozpoznać zwłoki, szukali dokumentów. Odnaleźli m. in. przedmioty należące do profesorów Włodzimierza Stożka i Tadeusza Ostrowskiego. Dane te podał Leon Weliczker, jedyny któremu udało się zbiec z „Brygady Śmierci” w spisywanym przez siebie pamiętniku. Relacjonował on dalej: „Ziemia była sucha, więc trupy nie były rozłożone, ubrania mało zbutwiałe. Z ubrań było widać, że to ludzie z lepszej sfery. U jednego wystawał złoty kieszonkowy zegarek z ładnym łańcuszkiem, u innych wypadły złote pióra”.Zwłoki wywieziono do lasu Krzywczyńskiego, dorzucając je do ogromnego stosu z innych masowych grobów.Istnieje domniemanie, że w lesie Krzywczyńskim, spalono  zwłoki mojego śp. Ojca doc. med. Maurycego Mariana Szumańskiego asystenta prof. Adama Sołowija na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza . Mój Ojciec został aresztowany przez gestapo po 4 lipca 1941 roku (4 listopada 1941 roku) w swoim (naszym) mieszkaniu przy ul. Jagiellońskiej 4 we Lwowie i osadzony w więzieniu przy ul. Łąckiego we Lwowie wraz z innymi lwowskimi intelektualistami. Być może został rozstrzelany w drugiej egzekucji na dziedzińcu Zakładu Abrahamowiczów, a zwłoki z tej egzekucji wywieziono ciężarówką za miasto, gdzie spalono je w pobliskim lesie, jak dwa tysiące innych ofiar.W ten sposób hitlerowcy, nauczeni odkryciem stalinowskich dołów śmierci w Katyniu, usiłowali zatrzeć ślady własnych zbrodni. Podpalony stos, zawierający około dwa tysiące zwłok, pochłonął ciała lwowskich uczonych i ich towarzyszy. Popiół przesiany ze spalonych zwłok i zmielone resztki kości rozrzucono na pobliskich polach.Specjalistą w tuszowaniu tych zbrodni batalionu "Nachtigall" jest historyk niemiecki Dieter Schenk, który w swojej pracy „Noc morderców”, usiłuje udowodnić niewinność batalionu „Nachtigall”, równocześnie podając:„Jako Niemiec wstydzę się nie tylko za zabijanie niewinnych ludzi, ale także za sądownictwo powojennych Niemiec, które uczyniło wszystko, aby mordercy nie ponieśli kary”.Jednak w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” red. Aleksandrze Solarewicz „Nieukarani zbrodniarze” („RP” 03. 12. 2011 r.) Dieter Schenk przyznaje, iż zbrodni na Wzgórzach Wuleckich dokonali Ukraińcy z Niemcami:Rzeczpospolita "- Kto zidentyfikował najważniejszych sprawców? Dieter Schenk - Pani Karolina Lanckorońska, która została aresztowana przez dwóch oficerów SS. Jednym z nich był Hans Krüger. Powiedział do niej: „Ci profesorowie to było moje dzieło. Rozstrzelałem ich w jakiś dzień tygodnia o czwartej”. Jedynym, który przeżył „noc morderców“, był profesor Franciszek Groër. Po wojnie w zeznaniach podał nazwiska sprawców należących do SS, którzy uprowadzili go z mieszkania. Byli to: Hacker, Köllner, Keller. Według ustaleń Centrum im. Szymona Wiesenthala, dowodził egzekucją SS-Unterführer, Walter Kutschmann. Komando składało się z pięciu folksdojczów – członków SS oraz dwóch ukraińskich policjantów. Dwie osoby strzelające SS to – jak miał ustalić Wiesenthal „z pewnością” – bracia Johann i Wilhelm Maurer.Egzekucji profesorów lwowskich wyższych uczelni na Wzgórzach Wuleckich dokonali żołnierze ukraińskiego batalionu "Nachtigall" pod dowództwem faszysty i nacjonalisty ukraińskiego Romana Szuchewycza ("Tarasa Czuprynki"). Roman Szuchewicz „wsławił się" m.in. strzałem w tył głowy w 1926 roku przy ulicy Zielonej we Lwowie wykonując swój wyrok śmierci na osobie kuratora ziemi lwowskiej Stanisława Sobińskiego.Stanisław Sobiński (ur. 12 czerwca 1872 r. w Złoczowie, zamordowany 19 października 1926 r. we Lwowie) – polski pedagog, społecznik, kurator okręgu szkolnego lwowskiego.Roman Szuchewycz(„Taras Czuprynka") sprawował wówczas urząd referenta bojowego OUN-UPA. Był jednym z organizatorów zamachów na posła Tadeusza Hołówkę zamordowanego w Truskawcu w 1930 roku, Bronisława Pierackiego - Ministra Spraw Wewnętrznych, oraz szeregu policjantów.Zabójstwo Bronisława Pierackiego, polityka sanacji, ministra spraw wewnętrznych w rządzie Leona Kozłowskiego miało miejsce 15 czerwca 1934 przed budynkiem Klubu Towarzyskiego przy ulicy Foksal w Warszawie. Pieracki został postrzelony przez członka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), Hryhorija Maciejkę. Przewieziono go do szpitala, ale zmarł tego samego dnia.Poseł Tadeusz Hołówka zginął w Truskawcu zamordowany przez nacjonalistów ukraińskich (Dmytro Danyłyszyn i Wasyl Biłas) z OUN. Decyzję o zamachu podjęła trójka Iwan Gabrusewycz - Roman Szuchewycz - Zenon Kossak . Na elewacji bocznej polskiej szkoły im. św. Marii Magdaleny we Lwowie istnieje żeliwna płaskorzeźba poświęcona mordercy OUN-UPA Romanowi Szuchewyczowi („Tarasowi Czuprynce”), którą uważam za prowokację uwłaczającą polskiej racji stanu. Dyrektor szkoły nie protestował, jak również władze Rzeczypospolitej.Armia niemiecka wkroczyła do Lwowa 30 czerwca 1941 roku wypierając z niego pierwszych sowieckich okupantów. Niemcy witani byli gorąco przez część Ukraińców. Już następnego dnia do miasta weszło Einsatzkommando pod dowództwem SS- Brigadenfurhera dra Eberharda Schongartha, człowieka osławionego akcją aresztowania profesorów krakowskich (Sonderaction Krakau), w dniu 6 listopada 1939 roku. Równocześnie z oddziałami niemieckimi do miasta wkroczył ukraiński batalion SS "Nachtigall" pod dowództwem Theodora Oberländera. Grupa Schongartha rozpoczęła swoją działalność już następnego dnia po wkroczeniu do Lwowa, ściśle według zaleceń Hitlera:"Polacy będą mieli tylko jednego Pana - Niemców. Dwaj panowie obok siebie nie mogą, i nie powinni istnieć. Dlatego wszystkich przedstawicieli polskiej inteligencji należy zgładzić".Generalny gubernator Hans Frank w przemówieniu do SS i policji w dniu 30 maja 1940 roku powiedział:" Nie da się opisać ile mieliśmy zawracania głowy z krakowskimi profesorami. Gdybyśmy sprawę tę (Sonderaktion Krakau) załatwili na miejscu miałaby ona całkiem inny przebieg. Proszę więc panów usilnie, by nie kierować już nikogo do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, lecz podjąć likwidację na miejscu, względnie wyznaczyć karę zgodnie z przepisami. Każdy inny sposób stanowi obciążenie dla Rzeszy i dodatkowe utrudnienie dla nas. Posługujemy się tutaj (Sonderaktion Lemberg) całkiem innymi metodami, które będziemy stosować nadal".Pierwszym aresztowanym wśród inteligencji polskiej w dniu 2 lipca 1941 roku we Lwowie był pięciokrotny premier II Rzeczpospolitej Polskiej prof. Kazimierz Bartel.Niemcy posiadali imienne listy osób przeznaczonych do likwidacji, sporządzone przez ukraińskich studentów-nacjonalistów, dokonywane z książek telefonicznych na zlecenie morderców z batalionu "Nachtigall". Aresztowani po rewizji, tzn. grabieży pieniędzy i wartościowych przedmiotów przewożeni byli do Bursy im. Abrahamowiczów na szczycie Wzgórz Wuleckich. Tam po krótkim przesłuchaniu wprowadzani byli grupami na pobliskie wzgórze Wuleckie i rozstrzeliwani przez ukraiński oddział "Nachtigall".Zbocza wzgórza stanowią górną część Góry Kadeckiej, powyżej ulicy Wuleckiej.Istnieją opisy świadków mordu obserwujących egzekucję z okien pobliskich zabudowań. Wstrząsająca jest relacja prof. Franciszka Groëra wybitnego lwowskiego pediatry, który ocalał, dzięki temu, iż żona profesora była Angielką. Franciszek Józef Stefan Groër (ur. 19 kwietnia 1887 w Bielsku, zm. 16 lutego 1965 w Warszawie) - polski lekarz pediatra, profesor Uniwersytetu im.Jana Kazimierza we Lwowie, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Oto fragmenty owej relacji: "…brutalnie popychając wtłoczono nas do budynku i ustawiono w korytarzu twarzą do ściany. Jeżeli ktoś się poruszył, uderzali go kolbą lub pięścią w głowę.Była może 12.30 w nocy, a stałem tak nieruchomo do godziny 2 00. Mniej więcej co 10 minut z piwnicy budynku dobiegał krzyk i odgłosy wystrzałów. Wezwano mnie jako dziesiątego, może dwunastego z rzędu. Jednym z zabitych w Bursie był młody inżynier Adam Ruff, zabrany wraz z matką i ojcem z mieszkania profesora Ostrowskiego. Gdy w trakcie przesłuchania doznał ataku epileptycznego, rozwścieczony oficer niemiecki bez wahania zastrzelił go. Krwawiące zwłoki wynieśli później czterej profesorowie, prowadzeni na własną egzekucję, a matce Ruffa i profesorowej Ostrowskiej kazano zmyć krew z posadzki Bursy…" Około 3.00 rano 4 lipca 1941 roku, w płaskiej wnęce na stoku wzgórza żołnierze batalionu wykopali prostokątny dół. Miał on kilkanaście metrów kwadratowych i był przedzielony w poprzek nie przekopanym wałem. Skazanych przyprowadzano z Bursy i ustawiono na płaskiej części zbocza, prawdopodobnie tam, gdzie obecnie znajduje się krzyż i tablice z nazwiskami pomordowanych. Po obu stronach grupy stali żołnierze ukraińscy i niemieccy oficerowie z rewolwerami w ręku. Skazanych sprowadzano kilkanaście metrów niżej do miejsca egzekucji. Pluton egzekucyjny składał się z 4 - 6 umundurowanych Ukraińców. Skazanych czwórkami ustawiano na wale. Po salwie plutonu wszyscy, przodem lub tyłem wpadali do dołu. Wśród rozstrzelanych 4 lipca 1941 r. były 4 kobiety i ksiądz. Ostatnią rozstrzelaną była kobieta w długiej czarnej sukni. Schodziła sama, słaniając się. Gdy przyprowadzono ją nad jamę pełną trupów, zachwiała się, ale oficer przytrzymał ją, żołnierz strzelił i wpadła do jamy. Po egzekucji żołnierze zdjęli płaszcze, zakasali rękawy i łopatami zasypywali grób. Następnie ubito ziemię. Robiono to ostrożnie, aby się nie zabrudzić, bo ziemia była silnie zbryzgana krwią. Niektórzy skazani mogli zostać zasypani żywcem, gdyż po salwie nie dobijano rannych. Zamordowano wtedy 40 osób, a dzień później dalsze dwie. Najstarszy miał w chwili rozstrzelania 82 lata. Dopiero 26 lipca 1941 roku zgładzono prof. Politechniki Lwowskiej Kazimierza Bartla - pięciokrotnego premiera Rządu II Rzeczypospolitej. Aresztowany najwcześniej, bo 2 lipca, przebywał w więzieniu na Łąckiego do 26 lipca, gdzie usiłowano zrobić z niego konfidenta Gestapo. Profesor Kazimierz Bartel oddał życie z honorem.Na Wzgórzach Wuleckich ukraińsko - niemieccy zbrodniarze zamordowali 45 polskich uczonych. Batalion "Nachtigall" wchodził w skład Legionu Ukraińskiego, utworzonego przez hitlerowców z ukraińskich nacjonalistów. Batalion "Nachtigall"  ubrany był w mundury niemieckie stąd dociekania, iż byli to wyłącznie niemieccy żołnierze. W okresie poprzedzającym wojnę ze Związkiem Sowieckim był specjalnie szkolony do zadań sabotażu i dywersji w Neuhammer. Szkolenia te nadzorował osobiście profesor niemieckiego uniwersytetu im. Karola IV w Pradze, dziekan wydziału nauk politycznych, porucznik Abwehry - Theodor Oberländer. Po zajęciu Lwowa przez Niemców nastąpił szczególnie okrutny pogrom ludności, zwłaszcza żydowskiej. Na terenie Lwowa działały niezależnie od siebie - dwie grupy: jednostki Abwehry, wspomagane przez nacjonalistów ukraińskich z batalionu "Nachtigall", formacje "Sicherheistdienstu", wspomagane przez milicje ukraińską i oddziały Wehrmachtu.Milicja ukraińska występująca po cywilnemu, jedynie z żółto - niebieskimi opaskami na ramionach stanowiła organ terroru samozwańczego rządu Stećki, powołanego do życia dekretem wodza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Stepana Bandery.Po wybuchu wojny niemiecko - sowieckiej Lwów został zajęty przez hitlerowców jak wspomniałem 30 czerwca 1941 roku, lecz już na 7 godzin przed zajęciem miasta przez dywizję strzelców alpejskich wkroczyła do miasta niemiecko-ukraińska grupa Abwehry, pozostająca pod osobistym dowództwem Theodora Oberländera. W skład grupy oprócz oddziałów wojska i policji niemieckiej wchodził również batalion ukraiński "Nachtigall" pod dowództwem Romana Szuchewicza - ("Tarasa Czuprynki") i por. Herznera z oficerami będącymi w ścisłym kontakcie ze Stepanem Banderą, Iwanem Hryniochem i Jurijem Łopatynśkim, a także grupą cywilów z kierownictwa radykalnego skrzydła OUN: Jarosławem Stećko, Iwanem Radłykiem, Stepanem Pawłykiem, Stepanem Łemkowśkym, Dmytro Jaciwem.Nastały straszne, tragiczne dni i noce dla miasta. Ślepa nienawiść, okrucieństwo, bestialstwo zaczęły prześcigać się w masowych zbrodniach na bezbronnej, niewinnej ludności Lwowa - wspomina tamte dni prof. Jacek Wilczur świadek tamtych wydarzeń. Morderstwa pojedyncze i grupowe rozpoczęły się nazajutrz po zajęciu Lwowa przez hitlerowców. Razem z Niemcami wkroczyli do Lwowa Ukraińcy w mundurach niemieckich. Była to grupa wyjątkowo wrogo odnosząca się do w stosunku do ludności polskiej i żydowskiej. Ich to właśnie nazywano "Ptasznikami"(Słowiki). Nazwa ta pochodziła od symboli ptaków wymalowanych na jej wozach i motocyklach.Powszechnie wiadomo było, iż grupy nacjonalistów ukraińskich, ukraińska milicja i Niemcy dokonują aresztowań z uprzednio przygotowanych list. Aresztowano w pierwszych dniach inteligencję - profesorów, artystów, nauczycieli szkół powszechnych, młodych księży.Aresztowanych wożono do gmachu gestapo przy ulicy Pełczyńskiej, do Brygidek, do więzienia przy ul. Łąckiego, lub więzienia na Zamarstynowie. Osoby aresztowane już wieczorem 30 czerwca i w następne dni wywożono do kilku miejsc i rozstrzeliwano.  Aresztowanych bito przed egzekucją.Miejscami straceń były Winniki pod Lwowem, Wzgórze Kortumówki, Żydowski Cmentarz, ul. Zamarstynowska. Egzekucje masowe (pogromy Polakow i Żydów) trwaly do 2 lipca. Później nadal trwały egzekucje poszczególnych osób i grup. Mówiono, iż „Ptasznicy" mordowali czterema sposobami: rozstrzeliwali, zabijali młotem, bagnetem, bądź bili, aż do zabicia. Od ludzi którzy byli świadkami aresztowań zamieszkałymi przy ul. Arciszewskiego, Kurkowej, Teatyńskiej, Legionów i Kazimierzowskiej wiadomo było, iż "Ptasznicy" w czasie aresztowań nosili mundury Wehrmachtu kończy swą opowieść prof. Jacek Wilczur. A tymczasem ? Nieopodal kościoła św. Elżbiety we Lwowie stoi pomnik ludobójcy i polakożercy Stepana Bandery, ul. Leona Sapiehy we Lwowie nosi nazwę Stepana Bandery, a b. prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko wyniesiony do prezydentury przez Wałęsę i Kwaśniewskiego weteranom OUN - UPA przyznaje prawa kombatanckie, przywożąc wcześniej garść ukraińskiej ? (- czytaj lwowskiej) ziemi która urodziła Jacka Kuronia na jego grób, równocześnie określając Kuronia jako wielkiego Polaka i wielkiego Ukraińca!             Aleksander Szumański "Lwowskie Spotkania" Lwów   "Kurier Codzienny" Chicago"Głos Polski" Toronto"Dziennik Związkowy" Chicago  "Warszawska Gazeta" Warszawa"Nasza Polska" Warszawa"Kresowy Serwis Informacyjny" Warszawa"Raptularz Kulturalny" Dąbrowa Górnicza"Wiadomości Polonijne" Johannesburg 
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:7)
Kategoria wpisu: 

LWÓW DZIEJE MIASTA

$
0
0
Ilustracja: 
LWÓW
LWÓW DZIEJE MIASTA Wywiad Jana Bodakowskiego z Ryszardem Janem Czarnowskim i Eugeniuszem Wojdeckim, autorami książki "LWÓW. DZIEJE MIASTA". Wydawca: Jedność, Kielce 2015 r. Jan Bodakowski: W ostatnich kilku latach pamięć o polskości Kresów z dziedziny niezbyt popularnej przerodziła się w kwestię bardzo polityczną. Nagle stała się orężem walki z banderowcami, a nawet instrumentem chętnie wykorzystywanym przez pudła rezonansowe rosyjskiej propagandy w wojnie obronnej Ukrainy przeciw agresji rosyjskiej. Czy cieszy Panów, w tym kontekście wzrost zainteresowania tematyką Kresową? Czy nie boją się Panowie, że Wasza praca zostanie wykorzystana instrumentalnie przez sympatyków Rosji w ich polskich działaniach operacyjnych? Autorzy (Ryszard Jan Czarnowski Eugeniusz Wojdecki): To bardzo dobre pytanie, pozwalające nam na samym początku powiedzieć, jak ta książka (księga) powstawała. Chcemy zdradzić mianowicie pewną tajemnicę… Otóż w samym założeniu nasza praca rozkłada się na co najmniej trylogię poświęconą Lwiemu Grodowi. A teraz konkretniej – co do pytania. Redivivus Kresów w świadomości kolejnego (głównie) pokolenia nie jest nie tylko naszym zdaniem skierowany przeciw komukolwiek ani dla poparcia, kogokolwiek innego poza Polakami. I zarzuty, że nasza praca może stać się propagandowym orężem w jakimkolwiek politycznym umocowaniu, formułować mogą jedynie ci, którzy do książki nie zajrzeli i jej nie przeczytali. Utrata Kresów oraz miast granicznych ze Lwowem na czele (z utratą rubieży rozbiorowych pogodziliśmy się już dawno) nie została dokonana przez…. kosmitów. To skutek agresjirosyjsko(sowiecko)– niemieckiej(hitlerowskiej). Tego, że ustalenia i skutki paktu Ribbentrop Mołotow unieważnione zostały wyłącznie na papierze, nie sposób nie widzieć. I to na każdym kroku w tej książce podkreślamy. Zarazem -pisząc historię miasta od samego początku (a nawet od prapoczątków rusińskich) o zagrożeniach mówiliśmy i mówimy. Nie sposób równocześnie zapominać, że we władzach zaborczych, w wojsku, byli zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy. Nie sposób nie pisać o niebywałych zbrodniach przez nich dokonywanych. Cieszymy się z narastającego wzrostu zainteresowania Kresami, bo jest ono równoznaczne z powrotem do korzeni. Bo nikt nie może zaprzeczyć, że wszystko co cenne, zdarzyło się w naszej kulturze, albo o Kresy się otarło, albo mówiąc wprost, stamtąd przyszło.  Jako autorzy, należymy do pokolenia wychowanego na "Trylogii" Henryka Sienkiewicza i dziełach Wieszczów, co również podkreślamy. Jeśli zaś to ma stać się fragmentem pro moskiewskiej propagandy, to możemy jedynie współczuć architektom tejże - czyli obecnym inżynierom dusz. Zarówno po tej jak i po tamtej stronie. W czasie II Wojny Światowej w Ameryce wychodził miesięcznik "Soviet Russia Today". Ukazywał się w ogromnym nakładzie, ok. 200 tys. egzemplarzy. Tam często po wyjściu Armii Andersa pisano, że rząd londyński to agentura niemiecka, zorganizowana po to, żeby zantagonizować wielki naród amerykański z wielkim narodem sowieckim, który niesie ciężar wojny i czeka, aż alianci otworzą drugi front, ale na razie to sowieccy żołnierze giną w milionach.Chcemy też podkreślić (nieskromnie), że obaj mamy w swych życiorysach dość poważne zaangażowanie w tzw. podziemnym ruchu wydawniczym czasu PRL-u i może dlatego nie zrobiliśmy kariery w owych rejonach, że koncentrowaliśmy się na tematyce patriotycznej, moskiewskim trendom całkowicie obcej. Pamięć obecnych propagandzistów jest wybiórczo dość krótka - bowiem jeszcze dwa lata wstecz Rosja była najlepszym przyjacielem Polski w ich elukubracjach (SJP: elukubracja - małej wartości utwór literacki lub inny tekst pisany z wysiłkiem i bez talentu). Jak powinna dziś wyglądać narracja historyczna o polskości Kresów? Czy powinna brać pod uwagę wrażliwość Litwinów, Białorusinów czy Ukraińców? Jesteśmy przekonani, że jakiekolwiek mówienie o dziedzictwie musi znajdować oparcie wposzanowaniu wszystkich. Wielkość Rzeczypospolitej zasadzała się na stuleciach tolerancji i poszanowania kultury i wierzeń przybyłych. Jednak skoro pokazujemy nasze własne grzechy, nie możemy nie pokazywać złych uczynków naszych bliskich i dalekich sąsiadów. Nie należy pojęć tolerancji i akceptacji utożsamiać. Jednocześnie przeciwstawiać się musimy próbom dezinformacji i zawłaszczania naszych twórców, ba….Wieszczów.  Jakże często nie reagujemy przecież na próby przeinaczania i przejmowania polskich twórców, naukowców etc. Oto choćby z brzegu - rzadko ktoś mówi Maria Skłodowska -Curie, a częściej słyszymy Maria Curie. Nikt z rządzących nie protestował gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia Niemcy stawiali na jednym z centralnych placów Monachium pomnik „swego” czołowego astronoma –Copernicusa. A teraz bliżej naszych tematów. Nie tak dawno jeden z nas spotkał się z zarzutem że w swej książce o Krzemieńcu w ogóle nie podkreślił znaczenia „słynnego ukraińskiego poety” o nazwisku Juliusz Słowackij…  No cóż, byłoby to śmieszne gdyby nie pisał tego jeden z pracowników naukowych z Tarnopola. Prof. Łarysa Kruszelnicka - wieloletnia dyrektor lwowskiego Ossolineum (obecnie - Biblioteki Wasyla. Stefanyka), wiele godzin przekonywała nas obu, że Zakład Narodowy im. Ossolińskich założył...Iwan Franko. Spolonizowanie czołowych rodów kresowych nie jest naszą winą, tak jak nie jest naszą winą ucieczka od polskości ludzi, którzy w Rzeczypospolitej zdobyli tytuły, majątki i zaszczyty. Dlatego nie uciekamy od podkreślania w naszej książce, że ks. Jeremi Wiśniowiecki czuł się dopiero od dwóch pokoleń Polakiem, nie ukrywamy zasług dla Polski hetmana Sahajdacznego i Mazepy.  Podobnie będzie w księdze, którą już wkrótce poświęcimy litewskiemu miastu o polskiej duszy, czyli Wilnu. Nie mamy zamiary zaprzeczać tamże, że Jagiellonowie byli Litwinami, lecz jednocześnie zaprzeczać, że zarazem królami i książętami polskimi. A co do naszych sąsiadów Rusinów, nazwanych przez Austriaków Ukraińcami, to doprawdy nie naszą winą, że za swego bohatera narodowego uznali Banderę - nie zaś Symona Petlurę który przelewał krew dla niepodległej Ukrainy wespół z Polakami. Reasumując, owe poszanowanie wrażliwości musi być wzajemne i opierać się musi na faktach i prawdzie.  CZYM JEST DLA POLAKÓW LWÓW? Czym jest dla Polaków Lwów? Dla tych Polaków zamieszkałych w powojennych granicach ziem polskich, i dla tych którzy do dziś są u siebie we Lwowie? Czym jest dla Polaków Lwów… musimy się „wymigać” od odpowiedzi na to pytanie tutaj. Bowiem nie starczyło 400 stron tej książki by to powiedzieć, a setki ukazujących się na półkach księgarskich tytułów (wznawianych i nowych) nie wyczerpują tematu oraz nie dają pełnej odpowiedzi Bo to jest naszym zdaniem pytanie bliźniacze takiemu - czym jest dla Pani czy Pana poczucie związku z ojczystym dziedzictwem.Fenomen tego miejsca zauważony przez miejscowych i tu przybywających jest niezaprzeczalny.  W komplementacji do poprzedniego pytania - nigdzie chyba w Europie tylu przybyszów nie utożsamiało się z tym miastem i całą Rzeczypospolitą. Albo w swoim jestestwie, albo najdalej następnego pokolenia. Przykłady – jest ich co najmniej kilkadziesiąt na kartach naszej książki. Wielu Czytelników nie znających bliżej tematu będzie na pewno zaskoczonych. Tych którzy są dziś u siebie…. Mój Boże, każdy kto kiedykolwiek spędził nieco więcej niż kilka godzin we Lwowie czuje się tam u siebie. Założenie w obecnym Lwowie Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego, zespoły teatralne i muzyczne działające tamże. Chóry Katedry Łacińskiej i kościoła św. Antoniego prowadzone odpowiednio przez panów Bogusława Pacana i Edwarda Kuca. To tylko znikome przykłady z brzegu. Będziemy tworzyć wielką księgę Panteonu Łyczakowskiego i Orląt Lwowskich I pozostałych lwowskich nekropolii. Tam znajdą Państwo odpowiedź na poprzednie pytanie również. I jak sądzimy, na te nie zadane. A teraz miast dowodzić rzeczy oczywistych zacytujemy finał przepięknego wiersza Feliksa Konarskiego „Rozmowa z Mickiewiczem”, autora słynnych „Czerwonych Maków spod Monte Cassino”. Słowa te są znakomitym pastiszem pióra Wieszcza, ale jesteśmy przekonani, że adekwatne dla tematu naszej rozmowy. Litwo, Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie;Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobieWidzę i opisuję, bo tęsknię po tobie. Panno święta, co Jasnej bronisz CzęstochowyI w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowyNowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem Gdy od płaczącej matki, pod Twoją opiekęOfiarowany martwą podniosłem powiekę;I zaraz mogłem pieszo, do Twych świątyń proguIść za wrócone życie podziękować Bogu Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono!...Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknionąDo tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych; Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedząZieloną, na niej zrzadka ciche grusze siedzą. LITWO - LWOWIE - CIEBIE MIAŁ W ROZMYŚLANIACH SWOICH ADAM MICKIEWICZ Prosimy o następne pytanie, ponieważ nie sposób zawrzeć nawet części odpowiedzi w kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu zdaniach. Jednak co drugiej części powiemy nieco brutalnie - do kiedy można by było mówić o polskich miastach gdyby zapytano o polskość Gdańska, Poznania, Wrocławia w końcu XIX lub początkach XX stulecia?Część historyków twierdzi, że w II RP Lwów był polską wyspą w ukraińskim morzu. Czy to uprawnione zdanie? Przez lata komuny, nie mogąc w żaden sposób uzasadnić sowieckiej etymologii Lwowa wmawiano wszystkim że mieliśmy takie wysepki (jak piegi) na rusińskim ciele. Nie przypadkowo robiono wszystko by Rusinów w powszechnej świadomości utożsamiano w Rosjanami.  Z przykrością musimy powiedzieć że zabieg ten w przytłaczającej części wiedzy ogólnej się udał. Związek Sowiecki i jego rozsiani po całym globie agenci, kontynuowali linię polityczną ustanowioną zresztą w swej treści na wieki wieków przez cara Piotra I. Słusznie zresztą nazywanego wielkim. Konsekwencje tego - niezależnie od zaszłości martyrologicznych odczuwamy do dziś. To też wielki temat - ale postaramy się całą odpowiedź zwekslować dwoma faktami niezaprzeczalnymi. Zbrodnie sowieckie popełnione w Rosji na Polakach w latach 1037 -48, deportacje sowieckie lat 1940-41, oraz kolejne po wywózkach ludobójstwo dokonywane przez ukraińskich bojców UPA, batalionów niemiecko -ukraińskich  Nachtigall, SS Galizien, Rolland, to łącznie ok. 600 tysięcy ludzi!!! Polaków - mieszkańców tych ziem. To, że tylu jeszcze na wioskach i w miasteczkach zostało świadczy o wielkości polskiego zaludnienia.  Potwierdza to zresztą wielość dworów, pałaców, rezydencji oraz kościołów parafialnych. Jak się układały relacje Polaków z Żydami we Lwowie w czasie I Wojny Światowej, sowieckiej agresji 1920 roku, dwudziestolecia międzywojennego, po 17 września 1939, w czasie niemieckiej okupacji, i ponownej sowieckiej okupacji?I kolejny temat rzeka.  Nie ulega wątpliwości, że wielu Żydów w czasie Obrony Lwowa 1918 roku opowiedziało się po stronie ukraińskiej. Doprowadziło to zresztą do smutnych wydarzeń w wyzwolonym już Lwowie 22-23 listopada 1918 roku w których zginęło kilkudziesięciu Żydów i kilku Polaków. Rosja sowiecka jak wiadomo, robiła wszystko by - po wyzyskaniu członków tej diaspory - się ich wyzbywać. Stąd jako szpica „awangardy postępu”, Żydzi szli na czele tzw. armii wyzwoleńczej. I nikt nie zaprzecza ich obecności w montowanym rządzie robotniczo chłopskim wkraczającym do Polski w 1920 roku. Potem mieliśmy czas Niepodległej, gdzie właśnie Żydzi stanowili trzon nielegalnej agenturalnej Komunistycznej Partii Polski oraz Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy (podległych Kominternowi).Przez lata wmawiano nam, że Żydzi mieszkali razem z Polakami. Oprzemy się na niedawnej wypowiedzi prof. Szewacha Weissa, Żyda, że była to propagandowa bzdura. Mieszkali bowiem jak powiedział na polskich ziemiach razem – lecz całkiem osobno. Była to w większości hermetyczna diaspora - w odróżnieniu od Ormian, Tatarów i innych.  Gigantyczne zaangażowanie Żydów do władz oraz okupacyjnych - sił realizujących represje - w skali mikro i makro, nie ulega wątpliwości. Powstało na ten temat mnóstwo dokumentalnych książek i filmów. I żadne propagandowe działania temu nie zaprzeczą. Bo gospodarka bieżąca, geopolityka i prawda historyczna to ostrza rozwartych nożyc. I szczególnie mocno podkreślać to trzeba tu w dziejach miast granicznych i Kresów. Bo to Kresowianie głównie byli katowani, mordowani, wyrzucani ze swojej ziemi, i w osobach swych dzieci (którymi jesteśmy) nie chcą utracić godności, walczą o pamięć, nie poddają się, wbrew władzy, polityce, zwyrodniałym mediom. Wiemy że musimy podkreślać poczucie przynależności do narodu, który zniewalany, zawsze się podnosił. Jednocześnie jednak wszelkie generalizacje co do diaspory żydowskiej - tu we Lwowie choćby nie mogą być podstawą tworzenia ogólnego obrazu.  Choćby Marian Hemar - Marian Hescheles - nikt nie stworzył tak pięknych, wierszy i opowieści o Mieście Zawsze Wiernym. Wszystkich twórców przytulał w swej słynnej knajpie "U Atlasa" koszerny Edzio Tarlerski. W czasie sowieckiej okupacji pod skrzydłami i w cieniu Henryków – Warsa i Golda prowadzących słynne big bandy, chroniło się wielu artystów, niekoniecznie estradowych. To wielka księga wzajemnych zasług. A potem przyszła okupacja niemiecka, czas zagłady tej diaspory. Miast mówić o postawach Polaków powiemy, że żaden naród nie ma tylu drzewek w Instytucie Yad Vashem, ile Polacy, przedstawiciele narodu, którzy jako jedyni na świecie karani byli śmiercią za podanie kromki chleba umierającemu z głodu Żydowi. Wielki temat, bolesny szczególnie teraz gdy przedstawiciel Izraela na forum ONZ mówi, że Niemcy nie zbudowali by w Polsce obozów zagłady, „gdyby rząd polski nie wyraził na to zgody”. Jakie były relacje Polaków z Ukraińcami? Czy Polacy wbrew faktom ignorowali aspiracje narodowe Ukraińców? Czy prawdą są opinie o dyskryminacji Ukraińców w II RP? Jaka była sytuacja Polaków we Lwowie podczas eksterminacji Polaków na Wołyniu?  Z pokorą trzeba się przyznać, że Polacy szczególnie w połowie XIX stulecia lekceważyli narodowe aspiracje Rusinów (Ukraińców). Jakkolwiek działalność tzw. Ruskiej Trójcy nie była przez Polaków blokowana. Podobnie - Tarasa Szewczenki, który przez pewien czas studiował nawet w Warszawie. Pod koniec XIX stulecia na terenie zaboru austriackiego działało 1216 szkół ludowych stopnia podstawowego utworzonych i finansowanych przez polskie dwory. To głównie z polskich fundacji powstała większość cerkwi unickich. Potoccy wznieśli ukraińską katedrę unicką we Lwowie, Ławrę w Poczajowie, katedralną w Kijowie. Córka Aleksandra hr. Fredry wyszła za mąż za Rusina i z tego związku urodził się przyszły wynoszony na ołtarze metropolita Andrej Szeptyćkij - apologeta i patron duchowy UPA, poświęcający OUN - UPA narzędzia dokonywanych zbrodni, pisząc chwalebne listy do Stalina i Hitlera! Terror stosowany przez nacjonalistów ukraińskich doprowadził do wielu mordów naszych polityków i osób szerzących oświatę i kulturę. We wrześniu 1921 Pierwszy Marszałek Polski Józef Piłsudski tylko cudem uniknął śmierci w zamachu przeprowadzonym we Lwowie. A główny zamachowiec jest jednym z bohaterów narodowych Ukrainy!!! Podobnie jak banderowcy zabójcy min. Pierackiego, Stanisława Sobińskiego - kuratora lwowskiego i szeregu policjantów. Dzisiaj stawia się we Lwowie pomniki chwały Stepanowi Banderze , a na elewacji bocznej polskiej szkoły powszechnej we Lwowie vis a vis kościoła św. Marii Magdaleny (zamienionego przez Rusinów na salę koncertową) widnieje żeliwna tablica - relief z wyrytymi słowami chwały dla mordercy Polaków Romana Szuchewycza ("Tarasa Czuprynki") z UPA z jego podobizną.W Obronie Lwowa 1918 roku zginęło 1587 Polaków, w tym wiele dzieci i młodzieży w wieku od 11 do 18 lat. Pod ogniem nawały bolszewickiej 1920 roku część walczących do tej pory Ukraińców przeszła na stronę sowiecką. Przypominamy, że wbrew propagandowym elukubracjom siły polskie nie wkraczały w 1919 roku do Kijowa jako siły okupacyjne a wraz z Petlurą miano tam ustanowić stolicę niepodległego ukraińskiego państwa. I na zakończenie pierwszej części pytania powiemy, ze jedyną nacją jaka nie wystawiła swej delegacji na Konferencję Wersalską 1918 roku byli Rusini (Ukraińcy) oddając swe sprawy w ręce Słowaków.  Chcielibyśmy sprostować - eksterminacja, ludobójstwo miało miejsce nie tylko na Wołyniu (1943 – 44) ale w równym stopniu również w Małopolsce Wschodniej, przez komunistów nazwanej Ukrainą zachodnią (termin używany tamże do dziś). Eksterminacja Polaków w Małopolsce zaczęła się już we wrześniu 1939 roku gdy z terenów zajętej przez Niemców Słowacji wkroczył tzw. Legion Ukraiński. Po zajęciu tych terenów przez Sowiety członkami tzw. „trójek robotniczo chłopskich” byli 2 Ukraińcy i 1 Żyd (reguła narzucona przez Sowietów). Ci uzbrojeni bandyci dokonywali rabunków i mordów. We wsiach, miasteczkach i miastach. W czasie rozpoczętej i zaplanowanej przez dowództwo UPA i SS Galizien akcji ludobójczej gros napadów i mordów odbywało się w terenie. W samym Lwowie doszło w tym czasie do kilkudziesięciu napadów i mordów co znajdzie odbicie w jednej z kolejnych naszych prac…. Jeśli zdążymy.Teren Małopolski Wschodniej czeka na dogłębne opracowanie, choć świadków już praktycznie nie ma a dostęp do dokumentów jest z oczywistych w obecnych uwarunkowaniach względów utrudniony. Masowa medialna dezinformacja również nie sprzyja. Jak wygląda dziś polska społeczność we Lwowie? Już wcześniej odpowiadaliśmy na to pytanie, mówiąc o polskich inicjatywach kulturalnych i około kulturalnych. Jednocześnie – musimy to z mocą podkreślić, że bez finansowego głównie wsparcia ze strony władz polskich inicjatywy te nie mają szans na rozwinięcie. Ba, przetrwanie. Ukraina jak wiadomo znajduje się w katastrofalnej sytuacji gospodarczej i na tamtejsze wsparcie Polacy nie mogą liczyć zupełnie…. Zresztą czy kiedykolwiek mogli? Żadne okazjonalne akcje nie powinny być podstawą tej polityki. Potrzebny jest stały umocowany finansowo program. I na miłość Boską - ogromnie bolesne jest zarówno dla tamtejszych Polaków, jak i dla nas- kresowych potomków nazywanie ich „Polonią”. Czemu Polacy w III RP powinni pamiętać spuściźnie kulturowej i historii Kresów?Proszę nam wybaczyć, na pytanie tak oczywiste nie będziemy odpowiadali. Wystarczy zajrzeć do lektur i biogramu, któregokolwiek z naszych wielkich twórców. Dziękujemy za rozmowę. Czarnowski i E. Wojdecki "Kurier Codzienny" Chicago, "Radio Pomost" Arizona", "Radio Wnet,"Kurier Galicyjski", "Lwowskie Spotkania" Bożena Rafalska, Józef Komarewicz, Aleksander Szumański. 
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 

ARMIA CZERWONA WYZWOLIŁA POLSKĘ Z GWAŁTAMI POLEK W TLE

$
0
0
Ilustracja: 
ARMIA CZERWONA
ARMIA CZERWONA WYZWOLIŁA POLSKĘ Z GWAŁTAMI POLEK W TLETYLKO PRAWDA JEST CIEKAWAWŁODZIMIERZ CZARZASTY - W ROZMOWIE Z MICHAŁEM ADAMCZYKIEM Włodzimierz Czarzasty w rozmowie na antenie TVP Info przekonywał prowadzącego Michała Adamczyka , że Polska zawdzięcza wyzwolenie żołnierzom radzieckim, a strefy wolne od Żydów są częścią polskiej historii, bo powstawały na jej terenie. Przekonywał dalej, iż z drugiej strony Polskę wyzwoliła armia gen. Wojciecha Jaruzelskiego.Włodzimierz Czarzasty piastuje godność wicemarszałka Sejmu obecnej kadencji, reprezentując polska lewicę.Lewica jako partia musi istnieć, bez względu na to, czy zasiada w parlamencie, czy teżjest opozycją poza parlamentarną. Bez istnienia lewicy nie byłoby oczywiście prawicy. Jednym z tematów rozmowy Michała Adamczyka z Włodzimierzem Czarzastym na antenie TVP była wypowiedź Roberta Biedronia w europarlamencie w trakcie debaty na temat sytuacji osób LGBT w Polsce. Lider Wiosny stwierdził, że w Polsce są miejsca, w tym sklepy, restauracje, hotele, do których jako gej nie może wejść.Słowa przewodniczącego SLD ostro komentował prowadzący rozmowę Michał Adamczyk.KŁAMSTWA HISTORYCZNE  WŁODZIMIERZA CZARZASTEGOJaka jest prawda historyczna, gdy wypowiedzi Włodziemierza  Czarzastego w TVP w powołanej rozmowie  stanowią kłamstwo historyczne. II Wojna Światowa rozpoczęła się 1 września 1939 roku napadem III Rzeszy Niemieckiej na Polskę, bez wypowiedzenia wojny. 17 września 1939 r. ZSRS napadł na Polskę od wschodu w wyniku zawartego paktu Ribbentrop - Mołotow (jego części tajnej), również bez wypowiedzenia wojny, jako "wyzwoliciel ludu" spod  panowania "polskich panów".Tak więc Polska została w wyniku agresji niemieckiej i sowieckiej terytorium okupowanym przez owe mocarstwa światowe.OPERACJA "BARBAROSSA"Według historyków rosyjskich II Wojna Światowa rozpoczęła się 22 czerwca 1941 r.Atak Niemiec na ZSRR - niemiecki kryptonim operacja Barbarossa (niem. Unternehmen Barbarossa) – agresja III Rzeszy Niemieckiej na Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich w trakcie trwania II Wojny Światowej. Plan operacji był przygotowany i podpisany przez Adolfa Hitlera już 18 grudnia 1940 r. (dyrektywa nr 21). Pierwotnie przewidywano atak na dzień 15 maja 1941 roku, ale z powodu obalenia proniemieckiego rządu księcia Pawła, Niemcy musiały interweniować na Bałkanach, w Jugosławii, a także w Grecji. Przełożono go więc na 22 czerwca 1941 r. Była to największa i najważniejsza operacja niemiecka w czasie wojny, której klęska zdecydowała ostatecznie o niemieckiej przegranej w całej wojnie. Walki na froncie wschodnim, gdzie realizowano operację „Barbarossa”, okazały się być jednymi z najbrutalniejszych i najbardziej wyniszczających bitew II Wojny Światowej. Nazwa planu „Barbarossa” wywodzi się od przydomku cesarza Fryderyka I Barbarossy.W wyniku wojny rosyjsko - niemieckiej ZSRS stał się aliantem sił walczących przeciwko państwom Osi niemieckiej ( Niemcy - Włochy - Japonia)/.Alianci – państwa walczące przeciwko państwom Osi podczas II Wojny Światowej. W trakcie wojny aliantów nazywano także „Narodami Zjednoczonymi”. Zwrot ten po wojnie został użyty dla nazwania międzynarodowej organizacji stawiającej sobie za cel zapewnienie pokoju i bezpieczeństwa na świecie.1 stycznia 1942 roku powstała Deklaracja Narodów Zjednoczonych, pod którą podpisało się 26 państw (deklaracja ta stanowi podstawę dzisiejszej ONZ). Z niej wyłoniła się tak zwana wielka czwórka, w skład której wchodziła Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, ZSRR i Chiny.W wyniku trwającej wojny niemiecko - sowieckiej III Rzesza Niemiecka poniosła porażkę od swoich granic wschodnich przez wkraczająca do Berlina Armię Czerwoną.Od granic niemieckich zachodnich wkraczali do Berlina pozostali alianci.Wynik owej wojny niemiecko - sowieckiej został przesądzony w bitwie pod Kurskiem, a nie, jak twierdzą niektórzy historycy, pod Stalingradem, Leningradem, czy też pod Moskwą.Armia Czerwona w wyniku swoich akcji ofensywnych zdobywała okupowane przez Niemców terytoria korytarzem wiodącym do końcowego przystanku - Berlin.I w ten oto sposób 18 stycznia 1945 roku "wyzwoliła" spod okupacji niemieckiej Kraków, powodując II okupację sowiecką terenów Polski. Rok wcześniej 2 lipca 1944 r. powstała "Polska Lubelska".MANIFEST LIPCOWYManifest PKWN (tzw. Manifest Lipcowy) – odezwa Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego do narodu polskiego ogłoszona z datą 22 lipca 1944. Jako miejsce ogłoszenia podano Chełm. W rzeczywistości został podpisany i zatwierdzony przez Józefa Stalina w Moskwie 20 lipca 1944 r., a następnie również tam ogłoszony. Manifest ukazał się w formie obwieszczenia wraz z pierwszymi dekretami PKWN jako rządu tymczasowego.Manifest podpisali członkowie PKWN z przewodniczącym Edwardem Osóbką-Morawskim i wiceprzewodniczącymi Wandą Wasilewską i Andrzejem Witosem na czele.Tekst Manifestu PKWN został rzeczywiście upubliczniony 22 lipca 1944 roku ., ale nie miało to miejsca w Chełmie, lecz w Moskwie. Ogłoszono go na antenie Radia Moskwa. Pierwszą wersję drukowaną (Manifest „trzyszpaltowy”) również wydrukowano w Moskwie.Manifest stwierdzał, że jedynym legalnym źródłem władzy w Polsce jest Krajowa Rada Narodowa. Rząd RP na uchodźstwie określono jako „władzę samozwańczą, władzę nielegalną”, a konstytucję z 1935 roku „bezprawną”. Stwierdzano, że wraz z wyzwalaniem kraju musi powstać legalny ośrodek władzy, który pokieruje walką narodu. Dlatego, jak stwierdzano, Krajowa Rada Narodowa (KRN) powołała PKWN jako „legalną tymczasową władzę wykonawczą”. Uznano w Manifeście, że KRN i PKWN działają na podstawie konstytucji marcowej z 1921 roku jako „jedynej obowiązującej konstytucji legalnej, uchwalonej prawnie”. Jej podstawowe założenia miały obowiązywać w wyzwalanym kraju aż do wybranego w pięcioprzymiotnikowych wyborach Sejmu Ustawodawczego, który miał uchwalić nową konstytucję.W sprawach granic Manifest deklarował „powrót do Matki – Ojczyzny starego polskiego Pomorza i Śląska Opolskiego”, walkę o Prusy Wschodnie i szeroki dostęp do morza, „o polskie słupy graniczne nad Odrą”. Na wschodzie granica miała być uregulowana zgodnie z zasadą: ziemie polskie – Polsce, ziemie ukraińskie, białoruskie i litewskie – odpowiednim republikom radzieckim.Manifest zakładał wraz z wyzwalaniem natychmiastową likwidację organów okupacyjnych i powoływanie przez rady narodowe Milicji Obywatelskiej. Deklarowano przywrócenie wszystkich swobód obywatelskich z wyłączeniem swobody działalności „organizacji faszystowskich”, które jako antynarodowe miały być „tępione z całą surowością prawa”.Deklarowano przejęcie na cele reformy rolnej ziem niemieckich, zdrajców oraz obszarników. Ta ostatnia kategoria dotyczyła majątków powyżej 50 ha, a na ziemiach poniemieckich 100 ha. Ziemie obszarnicze miały być przejęte bez odszkodowań, lecz z zaopatrzeniem dla byłych właścicieli. Przejęta ziemia miała być rozdzielona za minimalna opłatą między małorolnych i średniorolnych chłopów oraz robotników rolnych i stanowić ich własność indywidualną. Manifest zapewniał także chłopów, że natychmiast po objęciu władzy przez nowy rząd będą zniesione kontyngenty.W Manifeście zakładano utworzenie systemu płacy minimalnej, rozbudowę systemu ubezpieczeń społecznych opartego na zasadzie samorządności, rozładowanie nędzy mieszkaniowej. Deklarowano wsparcie państwa również dla prywatnej działalności gospodarczej oraz spółdzielczości. Obiecywano wprowadzenie bezpłatnego, powszechnego szkolnictwa na wszystkich szczeblach oraz otoczenie specjalną opieką inteligencji.ZBRODNIE i WYWÓZKI W PRLI tak oto powstała "Polska Ludowa - PRL" następna zbrodnicza okupacja Polski.Ile morderstw popełniono w PRL? Patrząc na statystyki z lat 50., można wywnioskować, że było ich sporo. Rekordowy rok 1951 przyniósł aż 1 149 ofiar morderstw, a w ciągu tej dekady ani razu nie było ich mniej niż 680. Potrzebowaliśmy 50 lat, by te niechlubne liczby się zmieniły – poprawa pojawiła się dopiero po roku 2001.Relacje o dokonaniach najbrutalniejszych zabójców rzadko trafiały do prasy. Milicja wolała „chronić” opinię publiczną przed takimi informacjami. Nie chciała też wyjść na nieudolną. Jednak historie poćwiartowanych kobiet, dzieci zabijanych w biały dzień i ludzi rozjeżdżanych samochodami w Wigilię w końcu wychodziły na jaw. I nie raz wywoływały wśród ludzi prawdziwą panikę.Wiceprezes Zarządu Oddziału Sybiraków w Krakowie, przewodnicząca Komisji Historycznej  mgr inż. Aleksandra Szemioth - jej wypowiedź o losach wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego całych polskich rodzin kresowych zapoczątkowała falę wspomnień o tragedii tamtych ponurych dni. Szczególnie dramatyczne są wspomnienia, Adama Macedońskiego:„[…] tamte wrażenia wryły mi się głęboko w pamięć. Kiedy Rosjanie weszli do Lwowa, najgorszy był ten smród, który ze sobą przynieśli. Straszny. Lwów jest pięknie położonym miastem, trochę zbliżonym stylem życia do śródziemno-morskiego; wszędzie parki, ogrody, pełno kwiatów, krzewy bzu, kasztany jadalne. I nagle nadciągnął ten odór, taki straszny smród. Bo ci bolszewicy, gdy weszli, nie wyglądali jak armia; to była horda biedaków i żebraków, a do tego dzikusów.Płaszcze mieli postrzępione, niektórzy nosili takie długie, że wlokły się za nimi po ziemi. I wszyscy byli strasznie niscy. Moja matka patrząc przez okno - bo strzegła dzień i noc domu, spozierając przez firankę - wykrzyknęła: „O Boże! To oni dzieci do wojska biorą!” Bo ci bolszewicy byli wszyscy tacy mali. To była wygłodzona horda skośnookich, chorych, zwyrodniałych. Niejednemu brakowało oka, albo nos miał całkiem zniekształcony, bo wśród nich panował syfilis.Śmierdzieli potem, rzygowinami – przecież pili wódkę z aluminiowych manierek. Jakie to jest szkodliwe – aluminium ze spirytusem. Nie mieli co jeść, tylko pili, więc z głodu zabierali dzieciom kanapki. Pierwsze ich słowa, których my dzieci nauczyliśmy się, to „dawaj kuszat”, czyli dawaj jeść. Ta cała hałastra to nie byli żołnierze, to dzicz wiecznie pijana. W każdej chwili gotowi zabić, co chwilę strzelali w powietrze, żeby wzbudzić strach… Nienawidzili nas, bo to był dla nich inny świat, inni ludzie, bogate miasto. Obrabowali wszystko. SOWIECCY ŻOŁNIERZE JEDLI LEPY NA MUCHY To prawda, że jedli lepy na muchy; bo lepy przed wojna były zrobione z miodu, więc ktoś im  powiedział, że to lizaki dla dzieci i oni te lepy rozwijali i lizali […].[…] Pisała też o tym Karolina Lanckorońska , którą wybuch wojny zastał we Lwowie. Zapamiętała ziemiste twarze żołnierzy, ogromny portret Stalina nad lwowską katedrą w pierwszym dniu roku akademickiego na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza i wrażenie, że nadeszła obca kultura z obcą dla lwowian mentalnością […] Karolina Lanckorońska zanotowała we „Wspomnieniach wojennych” : „Z głośników radiowych dowiedzieliśmy się, iż Lwów jest stolicą Zapadnej (Zachodniej) Ukrainy, która nareszcie wchodzi jako nowy członek do wielkiej rodziny szczęśliwych narodów Sowieckiego Sojuszu. „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!” dudniło nam zewsząd. Równocześnie radio nadawało obrzydliwe tyrady „o pańskiej Polsce” i jej „byłej” armii.  Artysta malarz lwowianin, Stefan Berdak ( zmarł 27 listopada 2018 r.) przekazał również ogromny dramatyzm własnych  przeżyć napadu Sowietów na Lwów i swoje odczucia wojenne, dodając jeszcze wiele nieznanych szczegółów o żołnierzach bolszewickich:17 września zobaczyłem lecące bardzo wysoko czterosilnikowe różowe samoloty z czerwoną gwiazdą, które rozrzuciły olbrzymią ilość ulotek. Jedną z nich podniosłem. Na kartce był nakaz opuszczenia Lwowa przez ludność i udania się do okolicznych lasów gdyż miasto zostanie zbombardowane przez wyzwoleńczą Armię Czerwoną.22 września do Lwowa wkroczyli czerwonoarmiści, nędznie ubrani z workami na plecach. Na karabinach mieli osadzone szpiczaste bagnety; ciągnęli kulomioty na kółkach. Zobaczyłem jak schyleni rozglądali się po oknach kamienic.Nasi żołnierze wychodzili z ogrodu botanicznego, gdzie stała artyleria.  Wszyscy szeregowcy łamali  karabiny rzucając je na bruk, a oficerowie łamali szable. Po czym szeregowym nakazano w kolumnie pod strażą opuścić ulicę św. Mikołaja, a  oficerów załadowano na małe samochody ciężarowe.Teodozją Lisiewicz - spikerka Polskiego Radia z płaczem pożegnała słuchaczy (została wywieziona do Kazachstanu, po wojnie przez wiele lat można było jej słuchać na falach Radia Wolna Europa).Jej syn Paweł został sam bez opieki i mieszkania gdyż babcię też wywieziono. Szkoły otworzono w połowie października; szkołę im. Adama Mickiewicza przy ul. Rutowskiego zastałem już nie polsk, a ruską. Polskich szkół nie było, nauczyciele byli inni, a nas cofnięto o jedną klasę, bo w sowieckich szkołach był rzekomo wyższy poziom. W połowie stycznia 1940 roku ilość uczniów po każdej nocy zmniejszała się. W styczniu nastąpiły nocne wywózki. Sowieci wywozili Polaków i Żydów, wprowadzali się do ich  ładnych mieszkań, do każdego pokoju inna rodzina.PRZEŻYCIA WŁASNE WE LWOWIEPrzypominam, jako naoczny świadek, o krwi zmieszanej z mózgami na ścianach  podwórka „Brygidek”  we Lwowie przy ul. Kazimierzowskiej, oglądanego przeze mnie w czerwcu 1941 roku, gdy enkawudziści nim w panice uciekli przed armią niemiecką, wymordowali wszystkich lwowskich więźniów, również na Zamarstynowie, w więzieniu śledczym NKWD  i w więzieniu przy ulicy Łąckiego.Łącznie zamordowano około 35000 uwięzionych. We Lwowie wymordowano  około  7000 więźniów; w Łucku i w Wilnie ofiarą masakry padło około  2000  więźniów; w Zło-czowie około siedmiuset, w Dubnie około tysiąca, w Prowieniszkach pięciuset. Zamordowano więźniów w Drohobyczu, Borysławiu, Czortkowie, Berezweczu, Samborze, Oleszycach, Nadwórnej, Brzeżanach.W  książce „Fotografie polskie” opisałem ponurą, czerwoną noc okupacji Lwowa, który w dramatycznych okolicznościach po zamordowaniu Ojca opuściłem wraz z Matką:POLSKA LEWICA - POST KOMUNAKomentując swoją wypowiedź Czarzasty nawiązał do historii. – Znam polską historię.W polskiej historii jak się pojawiały strefy wolne od kogokolwiek, od jakiejkolwiek ideologii, źle się to kończyło – mówił przewodniczący SLD. Prowadzący rozmowę Michał Adamczyk, dopytał o jakie konkretnie wydarzenia w polskiej historii chodzi Czarzastemu. – Strefa wolna od Żydów, to jest II Wojna Światowa, to jest Polska, to są strefy Judenfrei – odpowiedział wicemarszałek Sejmu.Po chwili podkreślił, że nie zarzuca tego Polakom, tylko Niemcom. Stwierdził jednak, że to jest element polskiej historii, bo to „się działo na terenie Polski”. Oburzony dziennikarz odparł, że obozy koncentracyjne też są często nazywane polskimi, bo leżały na terenie Polski. – Ja chcę panu powiedzieć, że jeżeli to był element w Polsce zły, to nie wracajmy do takich elementów – mówił dalej Czarzasty. – Dobrze by się pan czuł, jakby miał pan napisane: strefa wolna od dziennikarzy TVP? – pytał.„SOWIECCY ŻOŁNIERZE WYZWALALI POLSKĘ"Kolejne emocje wywołał temat rosyjskiej obecności na ziemiach polskich w okresie II Wojny Światowej. Adamczyk przywołał słowa Czarzastego, który we wrześniu w Szczecinie mówił o radzieckich żołnierzach: „ci ludzie nas wyzwolili, dali nam wolność od faszystów”.– Na terenie Polski zginęło, łącznie z obozami, 700 tys. żołnierzy radzieckich – komentował swoje słowa Czarzasty – Tereny odzyskane były wyzwalane przez dwie armie: jedna armia to była armia Wojska Polskiego, m.in. przez gen. Jaruzelskiego, a druga armia to była armia, w której byli żołnierze rosyjscy bądź radzieccy, a byli i ukraińscy i różni. Powiedziałem również na tym spotkaniu, że nie mogli dać wolności ludzie, którzy tej wolności sami nie mieli, ale jeżeli ktokolwiek powie do mnie i obciąży żołnierzy radzieckich, którzy ginęli, to niech pan to powie matkom, które miały synów. Czy to jest syn, który był w jednej, czy w drugiej armii – matka płacze tak samo – podkreślał.W wielu momentach dyskusja w studio przerodziła się w przekrzykiwanie się pomiędzy dziennikarzem i wicemarszałkiem Sejmu. – Chciałem panu powiedzieć, że tym matkom też trzeba się pokłonić i wyrazić żal – mówił Czarzasty. – Sowieccy żołnierze wyzwalali również Polskę – podkreślał lider lewicy.I zapewne na skutek tego "wyzwolenia" Magdalena Ogórek kandydowała na urząd prezydenta RP z ramienia post komuny zwanej SLD.POLITYCY KOMENTUJĄRozmowę skomentował na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. „Brawo Michał Adamczyk za kilka słów prawdy w twarz komunisty” – napisał na Twitterze.Wypowiedź Czarzastego skomentował też Patryk Jaki. „Tak. Gwałcili, mordowali, burzyli. Oglądali palenie stolicy i masowe egzekucje Polaków podczas Powstania Warszawskiego. Potem na dekady wzięli Polskę jako łup, przez co do dziś nie możemy dogonić zachodu” – napisał europoseł Solidarnej Polski. – „Gratuluję wyborcom lewicy ich reprezentacji” – dodał.GWAŁTY NA POLKACH DAWAJ KOBIETO, DIEWOCZKA, TY PRIMA SORT!UKRAIŃSKIE, SOWIECKIE I NIEMIECKIE GWAŁTY NA POLKACH MY UKRAIŃCY, ROSJANIE I NIEMCY MAMY PRAWO DO WSZYSTKICH POLEK! JEDNAKOWO WYUZDANA SWOŁOCZ.Opracował Aleksander Szumański , świadek historii - dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 - 2014, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich.Kombatant - Osoba Represjonowana - zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621 
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 

SPEKTAKLE OKRUCIEŃSTWA. PUBLICZNE EGZEKUCJE GESTAPO W OKUPOWANYM KRAKOWIE

$
0
0
Ilustracja: 
ZBRODNIE
SPEKTAKLE OKRUCIEŃSTWA. PUBLICZNE EGZEKUCJE W OKUPOWANYM KRAKOWIEPo egzekucji ciała ofiar pozostawiano na miejscu od kilku godzin do kilku dni (w przypadku powieszonych).Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski" przypominają. II Wojna Światowa. Od pierwszych tygodni po zajęciu miasta Niemcy podejmowali działania mające na celu eksterminację ludności polskiej i żydowskiej. Wraz z upływem kolejnych lat terror się nasilał. Jednym z przejawów eskalacji przemocy stała się jej jawność.„Widziałam tej wojny walczących i rannych naszych żołnierzy na froncie kutnowskim we wrześniu 1939 roku. Widziałam ich świeże mogiły. Przeszłam wyrzucenie nas z domu przez gestapowców, aresztowanie Ojca przez Gestapo, nocną brankę na roboty do Niemiec, tragiczne wiadomości o naszych bliskich i znajomych. Ale to, co widziałam przed chwilą, było dla mnie wstrząsem! Nigdy tego nie zapomnę!”.Przytoczony fragment wspomnień spisanych przez Zofię Świercz - Brunarską, wysiedloną ze Zgierza młodą kobietę odnosi się do wydarzenia, do którego doszło w Krakowie 27 maja 1944 r. W tym dniu przy ul. Botanicznej Niemcy rozstrzelali 40 osób. Była to kolejna z publicznych egzekucji odbywających się wówczas na terenie Krakowa.NA POCZĄTKU W ODOSOBNIENIUOd pierwszych tygodni po zajęciu miasta Niemcy podejmowali działania mające na celu eksterminację ludności polskiej i żydowskiej. Również od początku okupacji przeprowadzali w Krakowie i okolicach masowe egzekucje.Rozstrzeliwano większe i mniejsze grupy skazańców w forcie w Krzesławicach, w wyrobisku Glinik w Przegorzałach, w Puszczy Niepołomickiej, a następnie na terenie obozu w Płaszowie. Pojedyncze osoby zabijano bezpośrednio na terenie więzienia policyjnego Montelupich i więzienia przy ul. Senackiej, tzw. więzienia św. Michała. Były to jednak miejsca odosobnione, gdzie postronne osoby nie miały dostępu. Niemcy oficjalnie nie przyznawali się do wykonywania egzekucji, nie epatowali na terenie miasta przelewem krwi, choć informacje o dokonywanych zbrodniach docierały do krakowian, a w pobliżu miejsc straceń słychać było odgłosy wystrzałów.OD 1942 ROKU EGZEKUCJE POKAZOWEWraz z upływem kolejnych lat wojny terror się nasilał, i to zarówno co do skali, jak i metod stosowanych przez okupacyjny aparat represji. Jednym z przejawów eskalacji przemocy stała się jej jawność. Kraków przestał być miastem wolnym od publicznych egzekucji.Pierwsza z nich miała miejsce 26 czerwca 1942 r. koło dworca kolejowego Kraków - Płaszów, kolejna kilka dni później w dzielnicy Wola Duchacka. Od czasu wydania przez Hansa Franka „Rozporządzenia celem zwalczania zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie z dnia 2 października 1943 r.” czyli tzw. dekretu o sądach doraźnych", który przewidywał karę śmierci za dowolne wykroczenie uznane za działanie na szkodę władz niemieckich, przeprowadzono w Krakowie ponad sto masowych egzekucji. Część z nich miała charakter publiczny. Według Komendy Głównej Armii Krajowej na terenie okręgu krakowskiego do 1 marca 1944 r. zginęło w egzekucjach pokazowych około 1600 osób. Choć od późnej wiosny 1944 r. terror nieco osłabł, egzekucje trwały do końca okupacji. Ostatnia miała miejsce na Dąbiu 15 stycznia 1945 r., a więc kilkadziesiąt godzin przed wkroczeniem do miasta czerwonoarmistów.Egzekucje miały charakter odwetowy, a pretekstem do ich przeprowadzenia stały się działania podziemia, faktyczne lub tylko mu przypisywane. Publiczny charakter wykonania wyroku miał w założeniach władz okupacyjnych wywołać określony efekt - odstraszać od działalności antyniemieckiej i terroryzować społeczeństwo. Okupant stosował zbiorową odpowiedzialność, bowiem za zabicie lub zranienie jednego Niemca lub osoby współpracującej z Niemcami skazywano od kilku do kilkudziesięciu osób, z reguły nie związanych w bezpośredni sposób z danym wydarzeniem.Najczęściej byli to więźniowie przetrzymywani na Montelupich, aresztowani w związku z działalnością wymierzoną w okupanta. Ofiary wieszano lub rozstrzeliwano. Były to swoiste spektakle okrucieństwa.AFISZE ŚMIERCI NA ULICACH MIASTAEgzekucjom pokazowym towarzyszyły rozplakatowywane ogromne kolorowe afisze, tzw. afisze śmierci, zawierające listy osób, które zostały już zabite oraz dalszych zakładników skazanych na śmierć.Pierwszy taki afisz, który zawisł na ulicach Krakowa datowany był na 29 października 1943 r.Natomiast obwieszczenie z 6 kwietnia 1944 r. zawierało najdłuższą z opublikowanych w dystrykcie krakowskim listę nazwisk - 112 skazańców i zakładników oraz informację, że na 33 osobach wyrok został już wykonany.Afisze śmierci rozpoczynały się od komunikatu: „Za zamach morderczy dokonany dnia […] zastrzelono na podstawie wyroku Sądu Doraźnego 10 osób skazanych na śmierć…”, przy czym zmieniała się liczba osób rozstrzelanych. Informacje o egzekucjach i nazwiska zakładników ogłaszano także przez megafony uliczne lub te zainstalowane na niemieckich samochodach.Adam Kamiński w okresie wzmożonego terroru w październiku 1943 r. notował: „Egzekucja była zapowiedziana przez głośniki radiowe […] W przerwach pomiędzy jedną a drugą zapowiedzią nadawano muzykę taneczną”. „Dzisiaj rozlepiono na kioskach nowe ogłoszenie o skazaniu przez sąd policyjny na śmierć 30 młodych Polaków”. „W Krakowie potworne to zrobiło wrażenie”.EGZEKUCJE W PAMIĘCI KRAKOWIANW pamięci mieszkańców Krakowa masowe egzekucje zapadły głęboko, jako nieodłączne wspomnienie okupacji. Były to wydarzenia, które - zresztą zgodnie z intencją okupanta - nie uchodziły uwadze i stawały się przedmiotem licznych rozmów i komentarzy. Jeśli egzekucja miała odbyć się przez powieszenie, już kilka godzin wcześniej wiedziano, że „coś się szykuje”, gdyż budowana była szubienica. Jeżeli rozstrzeliwano, nagle nadjeżdżały samochody i motocykle policji niemieckiej, zamykano okoliczne ulice, przywożono więźniów w pełnej obstawie.„Janka akurat wyszła do pracy, lecz zaraz wróciła […] i szepce bez tchu, że pełno szkopów i wszystkich przechodniów zawracają z powrotem. Przejechały jakieś ciężarówki i za chwilę usłyszałyśmy strzelaninę […] Ale ciągle nie było wiadomo co. Dopiero jak ulicę z powrotem otwarli, to się okazało. Leżeli tak ci rozstrzelani ze dwie godziny. Można było do nich podchodzić, choć co dziesięć kroków stał Niemiec” - wspomina reakcję siostry Zenona Stróżyk-Stulgińska.W owych spektaklach okrucieństwa krakowianie uczestniczyli jako przygodni widzowie, bądź widzowie z przymusu, bowiem zdarzało się, że policja niemiecka spędzała na miejsce kaźni przypadkowych przechodniów. Nie brakowało i takich, których przyprowadzała ciekawość. Egzekucje odbywały się w ruchliwych punktach miasta, na przykład na placu Bawół koło Starej Synagogi, w pobliżu stadionu Cracovii. W przypadku egzekucji w Płaszowie szubienice ustawiono obok torów kolejowych, tak by wisielcy byli widoczni z okien przejeżdżających pociągów.Po egzekucji ciała ofiar pozostawiano na miejscu od kilku godzin (w przypadku rozstrzeliwań) do kilku dni (w przypadku powieszonych), aby większa liczba osób mogła je zobaczyć. Oglądający przekazywali informacje dalej, nieświadomie spełniając rolę, jaką wyznaczył im okupant. Policja niemiecka liczyła także, że uda się „wyłowić” wśród odwiedzających miejsca straceń osoby powiązane z ofiarami. Tożsamość ofiar egzekucji w wielu przypadkach nie została do dziś ustalona. Afisze nie zawsze są pomocne, bowiem Niemcy wybierając ofiary mordów nie trzymali się ściśle sporządzanych przez siebie list. Ciał nie oddawano rodzinom, zabierali je funkcjonariusze okupacyjni, część z nich została spalona na terenie obozu w Płaszowie.Publiczne egzekucje robiły na mieszkańcach Krakowa wstrząsające wrażenie, nawet jeśli na ich miejsce poszli z własnej woli. „Mama też tam poszła i wróciła wstrząśnięta; nam zabroniła. [...] Tata [...] jakiś czas był nie do użytku, tak się tym przejął” - napisała o reakcjach rodziców Stróżyk - Stulgińska.Dla krakowian ważna była potrzeba uczczenia pomordowanych i zachowania pamięci o nich. Na miejsca straceń przynoszono kwiaty i świece, choć były one usuwane przez policję, odmawiano modlitwy za zmarłych. Przywołana na wstępie Zofia Świercz-Brunarska przytacza słowa sąsiadki, która zaprowadziła ją na miejsce egzekucji przy ul. Botanicznej, właśnie po to, by była świadkiem: „Musisz to bestialstwo […] zobaczyć! Jesteś młoda, opowiesz to innym! Pamiętaj, opowiesz!”.Dokumenty, źródła, cytaty:https://dziennikpolski24.pl/spektakle-okrucienstwa-publiczne-egzekucje-w-okupowanym-krakowie/ar/12319680
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

TOMASZ GRODZKI

$
0
0
Ilustracja: 
GRODZKI
TOMASZ GRODZKITomasz Paweł Grodzki (ur. 13 maja 1958 r. w Szczecinie) – polski lekarz, chirurg i polityk, profesor nauk medycznych, senator IX i X kadencji, od 2019 r. marszałek Senatu. Absolwent II Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie (1977 r.) oraz Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie (1983 r.). Na tej samej uczelni uzyskiwał stopnie naukowe doktora w 1991 r. (na podstawie pracy pt. „Ocena wpływu całkowitego wycięcia opłucnej ściennej na czynność wentylacyjną z powodu nawrotowej odmy samoistnej”, której promotorem był Andrzej Sedlaczek) i doktora habilitowanego w 2003 r. (w oparciu o rozprawę zatytułowaną „Ocena wybranych parametrów czynności układu oddechowego po operacji wycięcia płata w porównaniu do wycięcia segmentu płucnego z zastosowaniem badań radioizotopowych”). W 2010 r. otrzymał tytuł profesora nauk medycznych.W pracy naukowej związany z Wydziałem Lekarskim Pomorskiej Akademii Medycznej i następnie Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. W 2007 r. objął stanowisko profesora na tej uczelni. Specjalizację zawodową II stopnia uzyskał w 1991 r. z chirurgii klatki piersiowej, zajmuje się także transplantologią. Jest członkiem licznych krajowych i międzynarodowych organizacji zrzeszających chirurgów, m.in. jako pierwszy Polak został przyjęty do American Association for Thoracic Surgery. Zawodowo praktykuje w Specjalistycznym Szpitalu im. prof. Alfreda Sokołowskiego w Szczecinie, w 1995 r. został ordynatorem oddziału torakochirurgii, a w 1998 r. dyrektorem tej placówki (pełnił tę funkcję do 2016 r.. Między 2004 a 2018 wypromował dziewięcioro doktorów.W wyborach samorządowych w 2006 r., 2010 r. i 2014 r. z listy Platformy Obywatelskiej (do której przystąpił) był wybierany na radnego szczecińskiej rady miejskiej.W 2014 r. kandydował do Parlamentu Europejskiego – zdobył 26 863 głosów, nie uzyskując mandatu.W wyborach w 2015 r. wystartował do Senatu z ramienia Platformy Obywatelskiej w okręgu nr 97. Uzyskał mandat senatora IX kadencji, otrzymując 69 887 głosów.We wrześniu 2019 r. Małgorzata Kidawa-Błońska ogłosiła go kandydatem Koalicji Obywatelskiej na ministra zdrowia po ewentualnej wygranej w wyborach parlamentarnych zarządzonych na ten sam rok. W wyborach w tym samym roku uzyskał senacką reelekcję, zdobywając 149 245 głosów.8 listopada 2019 r. został ogłoszony kandydatem Koalicji Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Lewicy na stanowisko marszałka Senatu X kadencji. 12 listopada 2019 r.większością 51 głosów został wybrany na marszałka Senatu X kadencji.Żonaty z Joanną (okulistką), mają dwie córki.W 2014 r. odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Został również uhonorowany tytułem Ambasadora Szczecina.RODZINNA DAROWIZNA DLA CÓRKI ANNYMarszałek Senatu Tomasz Grodzki podarował córce ogromną kwotę. Sprawa została zgłoszona do urzędu skarbowego.Marszałek Senatu Tomasz Grodzki w najnowszym oświadczeniu majątkowym poinformował, że stopniały jego oszczędności w gotówce. Podarował swojej córce 250 tys. zł. Darowizna została zgłoszona do urzędu skarbowego, inaczej obdarowanej osobie groziłaby zapłata podatku.Marszałek Senatu Tomasz Grodzki podarował córce 250 tys. zł - wynika z najnowszego oświadczenia majątkowego.Przez wiele lat polityk był radnym Platformy Obywatelskiej w Szczecinie. Od prawie 30 lat pracuje jako chirurg i specjalista od przeszczepów płuc. Dlatego został wytypowany na ministra zdrowia z tej partii, o ile wygrałaby ona wybory.Od czasu, jak Tomasz Grodzki został marszałkiem Senatu, jego majątek jest przedmiotem dziennikarskich dociekań i kontrowersji. Prowadzi prywatną praktykę lekarską, która daje mu 183,5 tys. zł dochodu rocznie. Jednocześnie pracuje jako kierownik Kliniki Chorób Klatki Piersiowej i Transplantologii Pomorskiego Uniwersytetu medycznego w Szczecinie, z pensją 145 tys. zł rocznie.Jaki majątek ma marszałek Tomasz Grodzki?Pod koniec IX kadencji Grodzki (jeszcze senator) posiadał 200 tys. zł, 13,1 tys. euro, 23,9 tys. dolarów i 13,7 tys. franków szwajcarskich. Dodatkowo zgromadził akcje spółek giełdowych na kwotę 74769 zł. To już nieaktualne.W najnowszym oświadczeniu majątkowym jego oszczędności znacznie zmalały. Dysponuje 82 tys. złotych, 11,1 tys. euro, 10,1 tys. dolarów i 10,1 tys. franków szwajcarskich. Wartość akcji spółek giełdowych stopniała do 33,6 tys. zł.Marszałek Tomasz Grodzki zaznacza w oświadczeniu, że we wrześniu przekazał swojej córce Annie darowiznę w wysokości 250 tys. zł z przeznaczeniem na zakup działki budowlanej. Darowizna została zgłoszona do urzędu skarbowego przez obdarowaną.Przypomnijmy, że zgodnie z przepisami darowizny przekazane rodzicom przez dzieci mogą być zwolnione z podatku, o ile zostaną zgłoszone urzędowi skarbowemu w ciągu 6 miesięcy. Dodatkowo obdarowany musi udokumentować otrzymanie darowizny, przedstawiając urzędnikom fiskusa wyciągi bankowe.KONTROWERSJE WOKÓŁ MAJĄTKU TOMASZA GRODZKIEGOJak podaje Radio Szczecin, w ostatnich dniach zgłosiły się kolejne osoby, twierdzące, że przekazywały Tomaszowi Grodzkiemu pieniądze w związku z operacjami. Na początku grudnia Prokuratura Regionalna w Szczecinie wszczęła śledztwo w sprawie korupcji w szpitalu Szczecin - Zdunowo. Obejmuje ono okres, kiedy dyrektorem i ordynatorem placówki był prof. Tomasz Grodzki.Marszałek stanowczo zaprzeczał, że uzależniał przeprowadzenie operacji od wpłat. Na portalach, w których pacjenci recenzują lekarzy, ma bardzo dobre opinie.Bywały jednak w jego prywatnym gabinecie lekarskim rodziny pacjentów, które przekazywały lekarzowi w kopercie kwoty 1500 zł – do 3000 zł. Zaistniała również wpłata w wys. 500 dolarów. Tomasz Grodzki pieniądze te przyjmował w swoim prywatnym gabinecie od rodzin chorych, a operacje, czy też leczenie odbywały się w już szpitalu państwowym. W jednym z wywiadów telewizyjnych oświadczył, iż prywatny gabinet  lekarski można też prowadzić dla idei, ale przyznał, że brał pieniądze w swoim gabinecie lekarskim, ale leczenie przebiegało już w szpitalu państwowym.Szczególnie brutalnie brzmi jego oświadczenie rodzinie pacjenta: „przywieźli do szpitala trupa”. Pacjent leczony był w innym szpitalu, w którym lekarze poradzili rodzinie pacjenta, że jego życie może uratować tylko prof. Tomasz Grodzki i tam go przewieziono, gdzie pracował Grodzki, który od rodziny pobrał „honorarium” w wysokości 3000 zł i po śmierci pacjenta – (trupa?) owych pieniędzy nie zwrócił.TOMASZ GRODZKI: „NIGDY NIE BRAŁEM ŁAPÓWEK”- Jednoznacznie odpowiadam: nie wziąłem nigdy łapówki. Oskarżenia pod moim adresem pojawiły się, gdy objąłem stanowisko marszałka. Robi się wszystko, by mnie obrzydzić, szczuje się na mnie. Nie znam ludzi, którzy mnie oskarżają - oświadczył Tomasz Grodzki w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24.W ostatnich tygodniach m.in. córka jednego z pacjentów, którego miał operować Tomasz Grodzki, powiedziała w Radiu Szczecin, że ten miał zasugerować, że "podejmie się operacji, ale będzie to kosztować". Zeznania córki pacjenta, którym zajmował się Grodzki, obecny marszałek Senatu, stały się podstawą do wszczęcia na początku grudnia przez Prokuraturę Regionalną w Szczecinie, śledztwa dotyczącego korupcji w szpitalu Szczecin Zdunowo, którym kierował Grodzki. Jak do oskarżeń odnosi się Grodzki? Zaprzecza, że kiedykolwiek przyjął łapówkę.- O każdej porze dnia i nocy mogę to powiedzieć: nie wziąłem nigdy łapówki - mówił rano w poniedziałek, udzielając wywiadu TVN24. - Przeprowadziłem rachunek sumienia, zanim przyjąłem stanowisko marszałka Senatu. Wcześniej nic się nie działo, nie oskarżano mnie, to zaczęło się odkąd jestem marszałkiem i forsuje się ustawy PiS. To polowanie z nagonką, to może być powód do dumy, że prowadzi się działania, by mnie obrzydzić - ocenił.W czasie wywiadu Grodzki pytany był również o kontrowersyjną ustawę PiS ws. dyscyplinowania sędziów. - Chcemy zapytać ekspertów krajowych i zagranicznych o ustawę represyjną. Nie było konsultacji żadnych, po prostu ją przegłosowano. Moim zdaniem tej ustawy nie da się poprawić - ocenił.- Chcemy, żeby ta ustawa, jeśli już ma być, była najlepsza. Trochę stępiono jej zęby, ale ma dużo niebezpiecznych zapisów, które ją dyskwalifikują - ocenił marszałek Senatu. - Problem polega na tym, że nastrój stanowienia prawa jest momentami ironiczny i dramatyczny. Tak się nie stanowi prawa - podkreślał. - To nie sędziowie kwestionują ustawę represyjną, robi to TSUE - dodał.- Reformy sądownictwa PiS idą w złym kierunku, absolutnie. (...) Nową ustawę o KRS przygotuje grupa, którą powołałem w Senacie. Może odszukamy rozwiązania kompromisowego, a nie represyjnego. Nie można wymiaru sprawiedliwości kneblować - wskazał w dalszej części rozmowy Grodzki. - Wymiar sprawiedliwości wymaga reform - przyznał w trakcie wywiadu.Sejm w piątek 20 grudnia po południu uchwalił nowelizację ustaw sądowych, nazywaną też ustawą dyscyplinującą lub ustawą kagańcową. Obrady trwały od godz. 12. 30. Z sali słychać było okrzyki opozycji: "Hańba!" oraz "Konstytucja!".Przyjęcie nowelizacji poparli wszyscy obecni na sali posłowie klubu PiS, czyli 233, dwoje posłów tego klubu nie głosowało. Wszyscy biorący udział w głosowaniu posłowie klubu Konfederacji - 10 osób - wstrzymali się od głosu; jeden poseł Konfederacji nie wziął udziału w głosowaniu.Posłowie pozostałych klubów głosowali przeciwko nowelizacji: 130 posłów klubu Koalicji Obywatelskiej (czworo nie wzięło udziału w głosowaniu), 46 posłów klubu Lewica (troje nie głosowało), 28 klubu Kukiz'15-PSL (dwóch nie głosowało) oraz poseł niezrzeszony Ryszard Galla.Po ogłoszeniu wyniku głosowania na sali z ław opozycji rozległy się okrzyki m.in. "hańba" i "konstytucja".Nowelizacja ma wejść w życie po siedmiu dniach od jej ogłoszenia z wyjątkiem niektórych przepisów dot. sądów administracyjnych, które nabiorą mocy obowiązującej po trzech miesiącach od ogłoszenia.Nowelizacja trafi teraz do Senatu. Najbliższe posiedzenie Senatu zaplanowane jest od 15 do 17 stycznia 2020 i najprawdopodobniej na tym posiedzeniu Senat zajmie się nowelizacją ustaw sądowych - poinformowała wicemarszałek Senatu Gabriela Morawska-Stanecka.Mam wrażenie, że marszałek Senatu Tomasz Grodzki (KO) zaczyna mocno szkodzić opozycji Oskarżenia nie brzmią nierealnie - powiedział w poniedziałek wicerzecznik PiS Radosław Fogiel, komentując doniesienia ws. rzekomego przyjmowania łapówek przez marszałka Senatu.W czwartek Radio Szczecin podało, że zeznania córki pacjenta, którym zajmował się obecny marszałek Senatu, stały się podstawą do wszczęcia na początku grudnia przez Prokuraturę Regionalną w Szczecinie, śledztwa dotyczącego korupcji w szpitalu Szczecin Zdunowo, którym kierował Grodzki.W trakcie wizyty prof. Tomasz Grodzki zasugerował, że podejmie się operacji, ale to będzie kosztować— powiedziała Radiu Szczecin córka pacjenta operowanego w szpitalu. Kobieta jest jednym z głównych świadków w tej sprawie.Radio Szczecin w niedzielę poinformowało, że dotarło do kolejnych osób, które oskarżają prof. Grodzkiego o to, że kiedy pracował jako lekarz, przyjmował łapówki.Do sprawy odniósł się podczas poniedziałkowej rozmowy w TVP Info wicerzecznik PiS.Mam wrażenie, że dzisiaj marszałek Grodzki mocno zaczyna szkodzić opozycji, bo tutaj trzeba rozgraniczyć kwestie polityczne i kwestie zarzutów, które ewentualnie mogą być zarzutami karnymi, jeśli by się to potwierdziło— oświadczył Fogiel.Polityk PiS zwrócił też uwagę, że „brutalna prawda jest taka, że mimo tego, że większość lekarzy, to są rzeczywiście fachowcy, którzy dbają o pacjenta, dobrze wiemy jak wyglądała jeszcze kilka, kilkanaście lat temu polska służba zdrowia”.Więc te oskarżenia nie brzmią nierealnie. Poza tym, to nie jest oskarżenie jednej osoby, dwóch, tu się pojawiają coraz to kolejne doniesienia. One przynajmniej powinny uruchomić dzwonek alarmowy. Jeśli opozycja tego nie widzi, chowa głowę w piasek, tłucze termometr i mówi, że nie ma temperatury (…), to jest to coś bardzo nie w porządku— mówił Fogiel.Wicerzecznik PiS zaapelował jednocześnie do polityków opozycji o wyjaśnienie sprawy. To są sprawy, które ewidentnie muszą być wyjaśnione, głęboko apelujemy (o to) do samego marszałka Grodzkiego, ale i do jego kolegów z partii opozycyjnych, którzy za nim stoją — powiedział Fogiel. Tomasz Grodzki w minionym tygodniu w programie „Tłit” na portalu wp.pl był pytany o doniesienia Radia Szczecin. Do dziennikarza, który zacytował tytułowy fragment czwartkowej publikacji rozgłośni: „Córka pacjenta: tata wręczył profesorowi Tomaszowi Grodzkiemu pieniądze w kopercie”, marszałek Senatu powiedział:Niech Pan powie dalej - wręczył w gabinecie prywatnym. Można w gabinecie też pracować dla idei, ale to nie było w szpitalu. Od tego zacznijmy.Podkreślił też, że będzie walczył o swoje dobre imię „w każdy dopuszczalny prawem sposób”. Pytany, czy podtrzymuje, że nigdy żadnej łapówki nie wziął, Grodzki zaznaczył:Wie pan, tu opisują sytuację w gabinecie prywatnym. Jeżeli ktoś wnosi opłatę w gabinecie prywatnym, aczkolwiek to jest zupełnie co innego (…), natomiast podtrzymuję w całej rozciągłości, że nigdy nie domagałem się od ludzi pieniędzy, ani nigdy nie uzależniałem żadnej operacji od wpłaty jakiejkolwiek łapówki na moją rzecz.     
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

MOCNY GŁOS FORUM ŻYDÓW POLSKICH W SPRAWIE USTAWY 447

$
0
0
Ilustracja: 
Forum Żydów Polskich
MOCNY GŁOS FORUM ŻYDÓW POLSKICH W SPRAWIE USTAWY 447Forum Żydów Polskich odniosło się do głośnego raportu żydowskiej organizacji ADL, w którym uznano Polskę za "najbardziej antysemicki kraj świata". "Główną przyczyną wzrostu postaw niechęci wobec Żydów jest w Polsce ustawa 447 (...). Organizacje domagające się »własności bezspadkowej« otworzyły - z chciwości, cynicznie – „puszkę Pandory”. „To więcej niż błąd, to zła wola"– czytamy w oświadczeniu Forum.Kilka dni temu żydowska Liga Przeciw Zniesławieniom (ADL) opublikowała raport na temat postaw antyżydowskich na świecie. Uznano w nim, że to Polska jest dziś "najbardziej antysemickim krajem na świecie", a metodologia samego badania wzbudziła wiele kontrowersji i wątpliwości.Do sprawy głośnego raportu odniósł się Paweł Jędrzejewski z Forum Żydów Polskich. "Raport ADL na temat postaw antysemickich jest rozgłaszany w polskich mediach pod apokaliptycznym, acz fałszywym tytułem: „Polska najbardziej antysemickim krajem świata«. Fałszywym, bo „przebadano” tylko kilkanaście krajów, w tym żadnego muzułmańskiego"– zauważa publicysta. W mocnym oświadczeniu podkreśla także, że jeśli możemy mówić o intensyfikacji niechęci wobec Żydów w Polsce, to przyczyną tego jest ustawa JUST Act 447."DYLEMAT MORALNY”Autor oświadczenia wskazuje na moralny dylemat towarzyszący burzliwej dyskusji o restytucji mienia bezspadkowego. "W najprostszych słowach: Niemcy wymordowali polskich Żydów. Na mocy prawa ich własność przeszła na Skarb Państwa. Jednak poza aspektem prawnym jest też moralny: państwo polskie, czyli wszyscy obywatele, odnieśli niechcianą (podkreślam!) korzyść ze śmierci zamordowanych właścicieli, po których nie ocalał żaden spadkobierca"– zwraca uwagę Jędrzejewski. Dodaje, że kluczowy fragment ustawy 447 zakłada restytucję mienia bezspadkowego "w celu pomocy potrzebującym ofiarom Holokaustu, w celu wspierania edukacji o Holokauście, oraz innych celach". Publicysta zaznacza, że domagający się dziś restytucji mienia pożydowskiego w rzeczywistości nie mają i nie mieli nic wspólnego z ofiarami Holokaustu."Czyli przyjdą amerykańscy, żydowscy prawnicy – powiedzmy to wprost: rekiny! – i będą domagać się „mienia bezspadkowego«”po mimo, że nie są spadkobiercami zamordowanych, że nic ich nigdy z nimi nie łączyło. I w dodatku uzyskane pieniądze mogą wydawać w zasadzie dowolnie, bo przecież każdy cel jest „innym celem« – podkreśla Jędrzejewski. Publicysta Forum Żydów Polskich wskazuje, że o ile moralnym dylematem jest niechciana korzyść polskiego państwa, tak skandalem jest to, że organizacje niemające nic wspólnego z ofiarami, chcą dziś zyskać odszkodowania wyłącznie dlatego iż same mianowały się "spadkobiercami".Forum Żydów Polskich zauważa także, że bezpodstawne żądania organizacji żydowskich wspiera amerykański Senat, co podsyca tlący się konflikt. "W tym momencie podkreślić trzeba jednak zasadniczą różnicę pomiędzy państwem polskim a wspomnianymi organizacjami: państwo polskie uzyskało tę korzyść nieintencjonalnie. Wbrew sobie. Zaatakowane i zniewolone. Organizacje te zaś chcą „krwawe” pieniądze przejąć całkiem świadomie. Taką mają intencję. Pod względem moralnym to wielka różnica"– akcentuje Jędrzejewski. Jako rozwiązanie tego problemu podaje przeznaczenie funduszy z mienia bezspadkowego na cel zgodny z ustawą 447, czyli edukację o Holokauście. "Nie przez żadne organizacje, tylko przez Polskę, oraz wyłącznie według trybu i na zasadach ustalonych przez Polskę. Zamordowani byli polskimi obywatelami"– stwierdza publicysta. Dodaje, że jego propozycja nie została przez nikogo rozważona."POŚMIERTNY TRIUMF HITLERA”Na koniec Jędrzejewski ostrzega, że powstały i zaogniający się konflikt polsko-żydowski jest "pośmiertnym triumfem Hitlera". "Sytuacja jest tragiczna, bo konflikt będzie narastał. Po jednej stronie są ludzie bezwzględni, międzynarodowi gracze, lobbyści, z propagandowym aparatem medialnym. Po drugiej – ludzie, którzy widzą bezczelność tych żądań, ale – niestety – nie dostrzegają moralnego dylematu, o którym piszę, a który ich pośrednio dotyczy. Rezultatem będzie wzrost emocji antyżydowskich, wzrost emocji antypolskich, nienawiść i wszystkie konsekwencje takiego zjawiska. Bardzo ponure, złe, agresywne jak złośliwy rak"– przestrzega autor oświadczenia. Dodaje dalej, że ku jego zmartwieniu nadchodzi "gigantyczna kłótnia o pieniądze ostatecznie i trwale pogorszy trudne relacje polsko-żydowskie"."A dla ludzi, który dziś mają po 15 czy 20 lat, Holokaust będzie się na resztę życia kojarzył przede wszystkim z wielką, obrzydliwą awanturą o pieniądze po wymordowanych. Organizacje domagające się „własności bezspadkowej« otworzyły – z chciwości, cynicznie – „puszkę Pandory”. To więcej niż błąd, to zła wola"– podsumowuje Forum Żydów Polskich.W najprostszych słowach|: Niemcy wymordowali polskich Żydów.Na mocy prawa ich własność przeszła na Skarb Państwa. Jednak poza aspektemprawnym jest też moralny :państwo polskie, czyli wszyscy obywatele, odnieśli niechcianą (podkreślam!) korzyść ze śmierci zamordowanych właścicieli, poktórych nie ocalał żaden spadkobierca - zwraca uwagę Paweł Jędrzejewski z Forum Żydów Polskich. Dodaje, że kluczowy fragment ustawy 447 zakłada restytucjęmienia „bezspadkowego w celu pomocy potrzebującym ofiarom Holokaustu, wcelu wspierania edukacji o Holokauście, oraz innych celach". Publicystazaznacza, że domagający się dziś restytucji mienia pożydowskiego w rzeczywistości nie mają i nie mieli nic wspólnego z ofiarami Holokaustu. "Czyli przyjdą amerykańscy,żydowscy prawnicy - powiedzmy to wprost: rekiny! - I będą domagać się„mienia bezspadkowego,po mimo, że nie są spadkobiercami zamordowanych, żenic ich nigdy z nimi nie łączyło.Forum Żydów Polskich zauważa także, że bezpodstawne żądania organizacji żydowskich wspiera amerykański Senat, co podsyca tlący się konflikt.„Głos” Toronto Nowy Rok 2020Opracował  Aleksander Szumański świadek historii - dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 - 2015, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich.Kombatant - Osoba Represjonowana - zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621- Aleksander Szumański  - Stowarzyszenie Żydów Kombatantów i Poszkodowanych  w II Wojnie Światowej. Legitymacja członkowska nr 122, Źródła: DoRzeczy.pl / forumzydowpolskichonline.org - Forum Żydów Polskich  
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

AGENTURA W KOŚCIELE - "JOLANTA" TW "PANNA" i "ANDRZEJ" TW. "YON"

$
0
0
Ilustracja: 
AGENCI SB I MASONERIA W KOŚCIELE Z TOMASZEM TUROWSKIM W TLE JOLANTA TW "PANNA" i ANDRZEJ TW. "YON" GONTARCZYKOWIEWbrew ostentacyjnie demonstrowanej przez Bogdana Borusewicza amnezji historycznej, czym był PRL, i negowaniu przez marszałka Senatu wyjątkowej roli Kościoła w zmaganiach z komunizmem, wspólnota katolicka znajdowała się na celowniku działań gigantycznego aparatu represji totalitarnego państwa. Kler „to najpotężniejsza siła w Polsce, z którą myśmy się jeszcze nie zmierzyli, i tu stoi przed nami najtrudniejsze zadanie” – mówił w 1947 r. minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz. Podstawową metodą walki była inwigilacja i nasyłanie agentury, by rozbijać Kościół od wewnątrz, podporządkować sobie poszczególne wspólnoty i manipulować nimi dla własnych celów. Współpraca z bezpieką miała różne wymiary – od nieświadomego uwikłania w kontakty, chociażby towarzyskie, przez uległość wymuszoną szantażem czy prowokacją, po dobrowolne „świadczenie usług”. W tych kategoriach mieszczą się i świeccy, i duchowni. Ale najostrzejsza forma współpracy to świadome zostanie księdzem, aby rozsadzać Kościół od środka. O tych agentach mówi się najmniej. OTWARTY NA KOŚCIÓŁ Prawdopodobnie w 1973 lub 1975 roku nikomu nieznany absolwent rusycystyki, miłośnik teatru i poezji (własny dorobek literacki – tomik „Otwarte przestrzenie”) zapukał do furty klasztornej jezuitów w Warszawie. Jak wielu młodych ludzi, którzy chcieli upewnić się, czy trafnie rozpoznali głos powołania, poprosił o przyjęcie do nowicjatu. Został zaakceptowany i skierowany na studia do Rzymu. Tam w ukryciu pod habitem jezuity Tomasz Turowski, w rzeczywistości kadrowy oficer XIV Wydziału I Departamentu MSW, kontynuował rozpoczęte w Polsce zadania, zlecone mu przez komunistyczną bezpiekę. Dziś twierdzi, że wstąpił do zakonu, bo taką miał legendę jako oficer wywiadu skierowany do rozpracowywania struktur NATO-wskich, przy których posługiwali duchowi synowie św. Ignacego Loyoli. Wstępując w 1973 r. do bezpieki, Turowski został wytypowany do szkolenia jako „nielegał” – najbardziej zakamuflowanej formy pracy agenturalnej, swoistej „arystokracji” w służbach specjalnych. Wszystko po to, by idealnie wtopić się w rozpracowywane środowisko, zyskać pełne zaufanie przełożonych i otoczenia. Bezpieka skierowała go na „odcinek watykański”, do serca chrześcijaństwa, gdzie wywiad PRL intensywnie infiltrował Stolicę Apostolską, najprawdopodobniej dzieląc się uzyskanymi informacjami z sowieckim KGB. Pobyt Turowskiego w zakonie jezuitów trwał 10 lat. Czyli tyle, ile maksymalnie wynosił czas pracy „nielegała” na jednej placówce. Przez 10 lat prowadził podwójne życie – jezuity, wypełniającego regułę zakonną z obowiązkowymi ćwiczeniami duchowymi, rekolekcjami, i superszpiega, który donosił na Kościół od środka. Po wyborze św. Jana Pawła II inwigilował otoczenie papieża, a także polskie środowiska emigracyjne, dynamicznie działające zwłaszcza w stanie wojennym. Między innymi infiltrował ośrodek jezuitów w Meudon we Francji i środowisko „Edition Spotkania” w Paryżu prowadzone przez Piotra Jeglińskiego, znanego opozycjonistę. W 1985 r. Turowski opuścił zakon, nie przyjmując święceń, i zaczął występować w nowej roli – ożenił się, działał w organizacjach katolickich, a po 1989 r. został dyplomatą, pracował m.in. na placówkach na Kubie i w Rosji. Prawdopodobnie aż do 2007 r. wykonywał zadania zlecane mu przez wywiad. Był obecny 10 kwietnia 2010 r. na płycie lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. Doktor Tadeusz Witkowski, który bada dokumenty rezydentur wywiadu PRL i widział raporty opracowywane i wysyłane przez Tomasza Turowskiego, pisał w „Naszym Dzienniku”, że mają one „charakter szczególny, być może ze względu na pełne zakonspirowanie autora. Niektóre brzmią tak, jakby przygotował je agent pracujący dla PGU KGB (I Zarząd Główny KGB zajmujący się wywiadem zagranicznym)”. Jako przykład przywołuje „Notatkę informacyjną dot. polityki wschodniej Watykanu” z 14 września 1987 roku (Turowski był już wtedy poza zakonem, ale posiadał doskonałe kontakty i uchodził za wiarygodną osobę). Agent informował w niej szeroko o ówczesnych planach Stolicy Apostolskiej wobec wspólnot katolickich na Wschodzie i problemach duchowieństwa w Związku Sowieckim. Zastanawiał się nad rolą watykańskiego Sekretariatu Stanu i Papieskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej w procesie ewangelizacji Wschodu i „emisariuszy watykańskich”, w tym wymienionych z nazwiska polskich księży wysyłanych do republik nadbałtyckich, na Ukrainę i Białoruś i tamtejszych lokalnych działaczy katolickich. To były informacje bezcenne dla bezpieki i sowieckiego KGB w walce z odradzającym się na Wschodzie Kościołem katolickim. Ilu osobom zaszkodziły raporty Turowskiego, złamały życie? „PANNA” I „YON” Komunistyczna bezpieka ulokowała też swoich agentów w bezpośrednim otoczeniu Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela ruchu oazowego "Światło-Życie" i antykomunistycznego stowarzyszenia "Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów" w Carlsbergu, które w stanie wojennym miało prowadzić akcję duchowego przygotowania do wyzwolenia Europy Wschodniej z objęć komunizmu. Ksiądz Blachnicki chciał powołać w tym mieście centrum wydawnicze na wzór Niepokalanowa, pracujące na potrzeby kraju i zagranicy. Rozmach posługi charyzmatycznego kapłana zaniepokoił władze PRL. Przerzucona w 1982 r. do Niemiec para szpiegów z XI Wydziału I Departamentu MSW – Jolanta (TW „Panna”, zwerbowana przez własnego męża) i Andrzej (TW „Yon”) Gontarczykowie, z zawodu socjologowie – miała „zneutralizować” działalność ks. Blachnickiego, czyli zniszczyć prężnie rozwijające się dzieło ewangelizacyjne. Na początku szpiegowski duet miał rozbijać struktury emigracyjne – od Radia Wolna Europa po agendy rządu RP w Londynie. W 1984 r. przyszło polecenie wyjazdu do ośrodka w Carlsbergu w celu przeniknięcia do Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów. Na polecenie wywiadu „Pannie” udało się przejąć kierownictwo nad stowarzyszeniem, a jej mąż został doradcą księdza. Operację wymierzoną w ośrodek w Carlsbergu monitorowało kierownictwo MSW z gen. Władysławem Pożogą na czele, zaufanym człowiekiem Czesława Kiszczaka. Małżeństwo szpiegów należało do ostatnich osób, które 27 lutego 1987 r. widziały ks. Blachnickiego żywego. Kilka godzin po rozmowie z nimi kapłan zmarł – oficjalnie na zator płuc. Ale towarzyszące zgonowi objawy były na tyle nieswoiste, że podejrzewano, iż przyczyna śmierci mogła być inna. Wiadomo, że krótko przed śmiercią ks. Blachnicki posiadł wiedzę o agenturalnej działalności swoich najbliższych współpracowników i prawdopodobnie podzielił się nią z Gontarczykami. Stąd od początku podejrzewano, że mógł zostać otruty. Czy i jaki mógł mieć w tym udział szpiegowski duet? Podjęte przez IPN śledztwo z braku dowodów zostało umorzone. Gontarczykowie zostali oficjalnie zdemaskowani kilka miesięcy po śmierci ks. Blachnickiego – działaczom podziemnej „Solidarności Walczącej” w Łodzi udało się poznać numery rejestracyjne Gontarczyków i ich esbeckie pseudonimy. Po ucieczce do kraju „zasługi” małżonków w rozbijaniu Kościoła zostały docenione przez władze: dostali mieszkanie z całkowitym wyposażeniem, dalej też prowadzili akcję dyfamacyjną wobec "Ruchu Światło-Życie" i jego założyciela, wspierając w ten sposób propagandę Urbana. Moskiewska „Prawda” pisała wtedy o księdzu Blachnickim „dywersant w sutannie”, „pasterz kontrrewolucji”. Wtórował jej frazą o „polskim ajatollahu” „Żołnierz Wolności”. Jak niewiele zmieniły się czasy, gdy rzucimy dziś okiem na okładki lewicowych tygodników w Polsce. Późniejsze losy Gontarczyków są typowe dla wysoko postawionych i zasłużonych dla bezpieki peerelowskich agentów. Jolanta Gontarczyk została ważną figurą w SLD i pełniła eksponowane funkcje publiczne: była wicemarszałkiem województwa mazowieckiego, wiceministrem MSWiA, pełnomocnikiem rządu Leszka Millera ds. walki z korupcją. SZPIEDZY W SEMINARIUM Casus Tomasza Turowskiego obnaża perfidię metod stosowanych przez służby PRL wobec Kościoła. Najgroźniejsi byli ci, którzy świadomie wnikali do Kościoła, już jako alumni.– Miałem dwa takie wypadki. Zostali specjalnie posłani do seminarium przez bezpiekę. Wytrzymali pięć-sześć lat do święceń, dopiero potem odkryliśmy prawdę i wydaliłem ich z diecezji – wspominał ks. abp Ignacy Tokarczuk. Doktor Mariusz Krzysztofiński, historyk z rzeszowskiego IPN, przypomina, że sprawy agentury wprowadzanej przez bezpiekę do Kościoła należą do wyjątkowo trudnych i delikatnych. Niektóre przypadki są jednak oczywiste ze względu na swą odrażającą wymowę moralną. Wpisuje się tu historia Franciszka Pustelnika. FRANCISZEK PUSTELNIK „IGŁA” Tajny współpracownik „Igła” prawdopodobnie został zwerbowany do współpracy przez SB jako kleryk seminarium w Przemyślu. Zlecane mu przez bezpiekę zadania wymierzone były szczególnie w ks. abp. Tomasza Tokarczuka i jego bliskiego współpracownika ks. Edwarda Frankowskiego. „Igła” był jego wikariuszem w Stalowej Woli. – To był człowiek bardzo niebezpieczny, do wszystkiego zdolny, bardzo szkodził, opluwał mnie. Pisał w „Ancorze” (esbecka fałszywka dla kapłanów) paszkwile na mój temat i ks. abp. Ignacego Tokarczuka – mówi ks. bp Frankowski. Esbecka proweniencja „Igły” została zdemaskowana przez ordynariusza przemyskiego. Suspendowany Pustelnik był jednak dalej niebezpieczny, co pokazała historia nieudanej prowokacji wymierzonej w ks. abp. Tomasza Tokarczuka. Suspendowany Pustelnik na polecenie bezpieki zaaranżował 3 czerwca 1975 r. spotkanie z ordynariuszem przemyskim w jego gabinecie w gmachu kurii. Chciał się przywitać, ale ordynariusz powiedział: „Najpierw należy oczyścić sumienie”. Wtedy Pustelnik chwycił leżący na biurku przycisk i rzucił nim w kierunku okna. Zasłona powstrzymała uderzenie, przez co udaremniona została zaplanowana akcja, czyli sprowokowanie ks. abp. Tomasza Tokarczuka do jakichś impulsywnych czynów. Na to czekali na zewnątrz dwaj esbecy, którzy zaalarmowani przez Pustelnika mieli wkroczyć do gabinetu ordynariusza, a potem wytoczyć mu sprawę karną o pobicie. Sprawy zdemaskowanych agentów ksiądz arcybiskup załatwiał dyskretnie, ale skutecznie. Księża zdawali sobie sprawę ze strategii SB – na miejsce jednego ujawnionego tajnego współpracownika bezpieka wstawiała dwóch-trzech, których należało dopiero „rozpracować”, by nie zdążyli np. przyjąć święceń. Ksiądz arcybiskup Tomasz Tokarczuk miał doskonałe rozeznanie w tych sprawach jeszcze z czasów okupacji niemieckiej, gdy Gestapo nasyłało agenturę do seminarium duchownego we Lwowie, i eliminował rozpoznanych szpiegów. MASONERIA W KOŚCIELE Znane przypadki zdemaskowanych agentów wysłanych do kreciej roboty w Kościele są siłą rzeczy nieliczne.Historia ich zdrady wychodzi na jaw po latach – albo przez „przypadek”, albo gdy służby przerywają milczenie (jak np. gen. Ion Mihal Pacepa, rumuński oficer wywiadu, który ujawnił, jak Moskwa atakowała Watykan, a zwłaszcza papieża Piusa XII). Jeszcze mniej wiadomo o tym, jak „złota międzynarodówka”, czyli masoneria, przenika do Kościoła, wprowadza do niego swoich ludzi, by szkodzić i siać zamęt. Z historii Polski wiadomo, że byli wysokiej rangi duchowni należący jednocześnie do lóż wolnomularskich, jak chociażby XVIII-wieczni Prymasi Gabriel Podoski i Michał Poniatowski. Uczynili to mimo zakazu przynależności katolików do masonerii, który wielokrotnie przypominali niemal wszyscy Papieże i który nie został nigdy cofnięty ani złagodzony. Doktor Radomir Maly, czeski historyk, wykładowca historii Kościoła na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu w Czeskich Budziejowicach, wskazuje na smutny przykład byłego dominikanina, o. Odilo Ivana Stampacha. Ten wyświęcony w 1983 r. potajemnie w Kościele katakumbowym kapłan w 1991 r. wstąpił do Wielkiej Loży Czech. Był popularny, głosił „postępowe” idee, które podobały się na czeskich salonach, tradycyjnie wrogich katolicyzmowi. Ojciec Stampach został suspendowany jednak nie za przynależność do masonerii, ale za przejście do Kościoła starokatolickiego. Doktor Maly przypomina, że były dominikanin publicznie mówił, iż jego przełożeni wiedzieli, że jest członkiem masonerii, ale ten fakt im nie przeszkadzał. Jak masoneria zapuszcza macki w instytucjonalnym Kościele, świadczy też historia ks. Pascala Vesin, byłego 43-letniego proboszcza parafii św. Anny w Megeve we Francji. Został wyświęcony w 1996 roku, pięć lat później jawnie przyznawał się już do członkostwa w potężnej loży Wielki Wschód Francji. Czy jego związki z masonerią datują się na wcześniejsze lata? Decyzją Stolicy Apostolskiej został w tym roku suspendowany za odmowę wyrzeczenia się przynależności do sekty wolnomularskiej. Ksiądz Vesin głosił poglądy całkowicie zbieżne z ideologią masońską: bronił laickości republiki, sprzeciwiał się protestom wobec ustawy zrównującej układy homoseksualne z małżeństwem i przyznające prawo do adopcji tym związkom. Ilu takich księży Vesin udało się zwerbować masonerii?  Źródła:- "Nasz Dziennik" Sobota-Niedziela, 13-14 lipca 2013, Nr 162 (4701)http://www.naszdziennik.pl/wp/47893,agenci-w-kosciele.htmlhttp://aleszum.btx.pl/index.php/publikacje/1360-agenci-sb-i-masoneria-w-kosciele      
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:2)
Kategoria wpisu: 

KAMPANIA WYBORCZA MAGDALENY OGÓREK?

$
0
0
Ilustracja: 
MAGDALENA OGÓREK
KAMPANIA PREZYDENCKA MAGDALENY OGÓREK?PO WYSTĄPIENIU PUTINA MAGDALENA OGÓREK W ROSYJSKIEJ TELEWIZJI. WOLI  ROSYJSKIE MEDIA OD POLSKICH?CO POWIEDZIAŁA?Była kandydatka na fotel prezydenta z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej udzieliła wywiadu dla rosyjskiej telewizji Rossija 1. – Polacy nie są rusofobami. Oczywiście, sprawy geopolityczne są ważne, ale jesteśmy sąsiadami. Powinniśmy mieć normalne stosunki, powinniśmy zabiegać o polepszenia stosunków z Moskwą   – mówiła Magdalena Ogórek.Wywiad rozpoczął się od komplementów za strony rosyjskiego dziennikarza. - „Pani Magdaleno. Rosjanom zdaje się można robić komplementy Polkom. Jest Pani taka ładniutka, taka nowoczesna, co Pani robi w polityce?” - zaczął wywiad dziennikarz publicznej telewizji Rossija 1.Najpierw widzowie dowiedzieli się o początkach kariery Magdaleny Ogórek, która przyznała się, że pracując w telewizji mogła robić tylko program o polityce, a nie samą politykę. Kandydowanie na prezydenta pozwoliło jej na przedstawienie własnej koncepcję zmian w Polsce.  Bardzo szybko rozmowa poszła w kierunku stosunków polsko-rosyjskich.Polityk stwierdziła, że Polska oraz Rosja nie powinny być sobie wrogie. - „W czasie kampanii nigdy nie spotkałam się z antyrosyjskimi nastrojami”. „Polacy nie są rusofobami. Oczywiście, sprawy geopolityczne są ważne, ale jesteśmy sąsiadami. Powinniśmy mieć normalne stosunki” - dodała Magdalena Ogórek.  Zdaniem byłej kandydatki na prezydenta poglądy Polski oraz Rosji na niektóre sprawy takie jak chociażby aneksja Krymu mogą się różnić, ale nie powinno to przeszkadzać w budowaniu dialogu przynajmniej w niektórych obszarach. - „Nie oznacza to jednak, że nie możemy rozmawiać na inne tematy, które są dla nas wspólne. Kampania pokazała mi, że Polacy chcą widzieć swojego prezydenta nie tylko w Waszyngtonie, Berlinie czy Brukseli, ale również w Moskwie. Tylko dzięki rozmowie możemy rozwiązać problemy” - powiedziała. Magdalena Ogórek również wspomniał o fali uchodźców, która jej zdaniem podwyższa zagrożenie terrorystyczne. Stwierdziła, że Rosja powinna brać udział w rozmowach dotyczących walki z nimI.KOMENTARZ  ROSYJSK9IEJ TELEWIZJI ROSSIJA 1Co ciekawe, polityk Magdalena Ogórek  po zakończeniu kampanii prezydenckiej nie udziela żadnych wywiadów. W rozmowie z naszym dziennikarzem powiedziała, że musi odpocząć od mediów, dlatego też nie spotyka się z reporterami.MAGDALENA OGÓREK ULUBIONYM PREZYDENCKIM KANDYDATEM ROSYJSKICH MEDIÓW."Najpiękniejsza z kandydatów na prezydenta Polski opowiada się za poprawą stosunków z Rosją" - takie tytuły przewijają się przez rosyjskie media po sobotniej konwencji, na której wystąpiła Magdalena Ogórek.Kandydatka lewicy na prezydenta Polski deklaruje, że w razie wygranej w wyborach poprawi stosunki z Rosją - tak relację z sobotniej konwencji rozpoczyna jeden z największych rosyjskich serwisów internetowych gazeta.ru. Od razu jednak dodaje, że szanse - jak ją określa - atrakcyjnej, czarującej blondynki nie są zbyt wielkie. A to za sprawą braków w jej politycznym doświadczeniu, ale także silnych antyrosyjskich nastrojów panujących nad Wisłą.Serwis przytacza słowa wypowiedziane przez Ogórek, a dotyczące Rosji. Deklaracja kandydatki została jednoznacznie odczytana jako prorosyjska - chodzi o wypowiedź o tym, że nie będzie się bała podnieść słuchawki i zadzwonić do Władimira Putina. Gazeta.ru komentuje: (Ogórek) w razie wyboru na prezydenta będzie bez wątpienia prowadziła dialog z Władimirem Putinem. Nakreślając sylwetkę Ogórek - o której pisze, że jest historykiem z wykształcenia i specjalistką od integracji europejskiej - serwis zwraca uwagę, że wypowiedziała się ona krytycznie na temat działań Rosji na Ukrainie, ale podkreśliła, że Polska nie powinna uważać Rosji za swojego głównego wroga.Piękność, sportsmenka, doktor filozofii - tak o Magdalenie Ogórek pisze z kolei "Komsomolska Prawda". I oczywiście powołuje się na jej słowa wypowiedziane w czasie sobotniej konwencji. - Kandydatka Sojuszu Lewicy Demokratycznej ogłosiła już zamiar poprawienia stosunków z Rosją. I potępiła obecne władze za zbyt krytyczny stosunek wobec Federacji Rosyjskiej. Według niej odpowiedzialność za napięcia w stosunkach spoczywa na obecnym polskim prezydencie i jego ekipie - pisze gazeta.O tym, że Magdalena Ogórek chce poprawić stosunki z Rosją, napisała także gazeta "Argumenty i Fakty", a także serwis rb.ru, który przygotował nawet galerię, w której prezentuje kandydatkę SLD. Większość notek prasowych opartych jest na depeszy agencji "RIA Nowosti", która to napisała, że Ogórek jakoby zganiła polskie władze za obecny stan stosunków polsko-rosyjskich. Media zgodnie podkreślają również urodę kandydatki oraz wspominają o jej karierze telewizyjnej i serialowej.Pozytywnie o Ogórek wypowiedział się także szef komisji spraw zagranicznych Dumy Państwowej, Aleksiej Puszkow. - "Magdalena Ogórek - kandydatka na prezydenta Sojuszu Lewicy Demokratycznej - przyjemna twarz nierusofobicznej Polski. Miło widzieć, że taka Polska także istnieje" - napisał na Twitterze.CO O ROSJI POWIEDZIAŁA MAGDALENA OGÓREK?"Jako prezydent, idąc krok w krok z naszymi sojusznikami z NATO, z Unii Europejskiej, będę dążyć do normalizacji stosunków z Rosją. Nie stać nas na to i nie leży to w interesie bezpieczeństwa żadnego Polaka, by rosyjskie media określały nas jako wroga Rosji numer jeden. Jesteśmy w NATO i w Unii Europejskiej, bo jesteśmy częścią Zachodu, ale polską politykę zagraniczną musimy prowadzić rozważnie. Zapewniam, zdecydowanie potępiając rosyjską agresję na Ukrainę, że ja nie wahałabym się odpowiedzieć na depeszę Władimira Putina i podniosłabym słuchawkę, by do prezydenta Federacji Rosyjskiej zadzwonić.Rosja jest i będzie naszym sąsiadem. Analitycy podają, że wojna na Ukrainie pochłonęła do tej pory około 50 tysięcy ofiar. A pan prezydent siedzi z założonymi rękoma, kiedy polski MSZ mówi o sprzedaży broni na Ukrainę, kiedy z taką decyzją waha się Ameryka, a w Europie taką deklarację złożyła tylko Litwa. Trójkąt Weimarski i Grupa Wyszehradzka funkcjonują jedynie formalnie. W rozmowach o Ukrainie nas nie ma. A tymczasem decyzją o sprzedaży broni na Ukrainę stajemy się niemal stroną w tym konflikcie. Czy to nie jest książkowa definicja fiaska polskiej polityki zagranicznej?"Magdalena Ogórek nie ustosunkowała się merytorycznie, ani też historycznie do bezczelnej prowokacji przekazu Putina  o rozpoczęciu Ii Wojny Światowej przez Polskę.Polska historyk i dziennikarka nie broni historii zbrodni dokonanych przez NKWD i Gestapo  w czasie przebiegu II Wojny Światowej, w czasie której Związek Radziecki i nazistowskie Niemcy wymordowali 6 milionów obywateli polskich, w tym 3 miliony Polaków pochodzenia żydowskiego w Zagładzie (Shoah).HISTORYCZNE SPOTKANIE TUSKA Z PUTINEMSobotni wywiad Magdaleny Ogórek przypomina historyczne już spotkanie Putina z Tuskiem, który nie wspomniał o Katyniu, dopiero zapytany przez zdziwionego Putina dlaczego nie pytał o Katyń  - Tusk odpowiedział:"Sprawa Katynia nie należy do polityków", po czym zaproponował Putinowi "koncert piosenki radzieckiej w Zielonej Górze".Po wyjeździe Tuska z Moskwy rosyjskie wyrzutnie rakietowe skierowano na Polskę!!!Jak na ów wywiad Magdaleny Ogórek z telewizja rosyjską zareagowała polska telewizja publiczna - prezes Jacek Kurski?Źródła:https://wiadomosci.dziennik.pl/wybory-prezydenckie/artykuly/483090,rosyjskie-media-przychylnie-o-magdalenie-ogorek-i-jej-slowach-o-rosji.html AKTUALIZACJA 21 LISTOPADA 2019 ROK (14.09).https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/magdalena-ogorek-udzielila-wywiadu-rosji/wwfyyq7#slajd-1dziennik.pl   
Ocena wpisu: 
Średnio: 3.4(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

ZBRODNIA NIEMIECKA W JEDWABNEM

$
0
0
Ilustracja: 
AUSCHWITZ
KTO NAPRAWDĘ MORDOWAŁ ŻYDÓW W JEDWABNEM – 1941 – JA TAM BYŁEM STEFAN BOCZKOWSKI – ZEZNANIA NAOCZNEGO ŚWIADKAZBRODNIA NIEMIECKA W JEDWABNEMZbrodnia w Jedwabnem, w 1941 roku na terenie okupowanej przez Niemców Polski, została dokonana przez Niemców, z ich inicjatywy i pod ich całkowitą kontrolą, jak tysiące podobnych zbrodni niemieckich w Polsce i bez jakiegokolwiek udziału sprawczego jakiegokolwiek Polaka.Wszystkie osoby które, czy to w Polsce, w Kanadzie, w USA czy gdziekolwiek na świecie do dzisiaj w ten czy inny sposób uczestniczą w manipulacji i fałszowaniu historii na temat Jedwabnego czy też innych, podobnych konfabulacji, biorą na siebie – również wobec tych nieżyjących już, niewinnych ofiar tej jednej z tysięcy podobnych niemieckich zbrodni w Polsce, współodpowiedzialność za współudział w ukrywaniu prawdziwych sprawców tego ludobójstwa oraz współodpowiedzialność za współudział w mataczeniu i uniemożliwieniu przeprowadzenia rzetelnego śledztwa wokół tej zbrodni, współudział w uniemożliwieniu sprawiedliwego jej osądzenia i w uniemożliwieniu napiętnowania, potępienia i ukarania jej prawdziwych sprawców, Choćby i, po latach, symbolicznego, ku pamięci i dla sprawiedliwości przelanej tam niewinnie krwi.Stają się po prostu, z własnej woli, wspólnikami tych straszliwych zbrodni i wspólnikami rzeczywistych zbrodniarzy których sprawiedliwe osądzenie, uniemożliwiają teraz, biorąc w ten czy inny sposób udział w oskarżaniu niewinnych ludzi,w większości przecież tak samo wtedy przez Niemców prześladowanych i mordowanych.Telewizja Niezależna Polonia dotarła do następnego naocznego świadka niemieckiej zbrodni w Jedwabnem 10 lipca 1941. Pan Stefan Boczkowski miał wtedy 12 lat i był naocznym świadkiem tego, co rzeczywiście działo się w Jedwabnem.Według niedokończonego śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, sprawcą i wykonawcą zbrodni w Jedwabnem, tak jak i w sąsiednich okolicach był oddział Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg – Ciechanów – Płock, który to oddział otrzymał rozkaz przeprowadzenia czystki w Łomżyńskiem.Dowódcą tego oddziału był urodzony 12 sierpnia 1911 roku w Strassburgu, w Alzacji Hauptsturmführer SS Hermann Schaper, członek SS nr 3484 a późniejszy komisarz policji kryminalnej III Rzeszy, który wsławił się okrucieństwem w dowodzeniu i braniu udziału w egzekucjach ludności zarówno żydowskiej jak i polskiej w Wiznej, Wąsoszy, Radziłowie, Jedwabnym, Łomży, Tykocinie , Rutkach, Piątnicy, Zambrowie, na terenach Związku Radzieckiego i gdzie indziej.Ukrywający się pod zmienionym nazwiskiem po wojnie w Niemczech został wreszcie, w procesie Gestapo w roku 1976, postawiony przed sądem w mieście Giessen w Hesji którego werdykt stwierdził ostatecznie, że Schaper oraz czterech innych członków komando SS Zichenau- Schröttersburg winni są współudziału w mordzie na Polakach i Żydach na terenie wiosek i miasteczek powiatu łomżyńskiego.Wyrok sześciu lat więzienia został niestety odrzucony z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego.Hermann Schaper zmarł, mając dziewięćdziesiąt kilka lat, nie ukarany za swoje zbrodnie i dożywając spokojnie swojego życia w Niemczech, jak tysiące jemu podobnych zbrodniarzy niemieckich.Według niektórych źródeł, pełna dokumentacja zbrodni Hermanna Schapera oraz jego Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg która została przechwycona w czasie wojny przez Rosjan znajduje się zarówno w posiadaniu IPN jak i historyków izraelskich,którzy swego czasu badali wnikliwie zbrodnie tego oddziału.Zbrodnia w Jedwabnem, w 1941 roku na terenie okupowanej przez Niemców Polski, została dokonana przez Niemców, z ich inicjatywy i pod ich całkowitą kontrolą, jak tysiące podobnych zbrodni niemieckich w Polsce i bez jakiegokolwiek udziału sprawczego jakiegokolwiek Polaka.Jest rzeczą fizycznie niemożliwą, aby w spowitej terrorem okupowanej Polsce, gdzie na przykład chociażby tylko za samo posiadanie odbiornika radiowego, można było stracić życie, aby polska cywilna ludność miasteczka mogła mieć przy sobie zapasy benzyny, nafty, broń, miotacze ognia czy też mogła zorganizować i przeprowadzić na własną rękę jakąkolwiek akcję zbrojną czy pacyfikacyjną bez wiedzy i kontroli Niemców.Osoba propagująca takie absurdy wystawia tylko świadectwo albo o poziomie swojej wiedzy albo wręcz o złej woli lub też o chęci fałszowania historii z sobie tylko wiadomych pobudek i powodów.Przypisywanie Polakom, rzekomo mogącym mieć wtedy jakikolwiek wpływ na cokolwiek dookoła siebie, samej tylko możliwości dokonania zbrodni we własnym zakresie w tym miasteczku w roku 1941, a więc w czasie trwania na całym terytorium okupowanej przez Niemców Polski totalnej, niemieckiej kontroli i totalnego, bezwzględnego niemieckiego terroru, jest takim samym absurdem i kłamstwem jak rozgłaszanie kłamstw o – Polskich Obozach Koncentracyjnych – na terenach tejże, okupowanej przez Niemców Polski. Na wszystkie okupowane przez Niemców kraje, jedynie w Polsce istniała bezwzględna kara śmierci za jakąkolwiek pomoc udzielaną osobom pochodzenia żydowskiego.Dokumenty, źródła, cytatyhttp://www.aleszum.btx.pl/index.php/publikacje/1363-zbrodnia-niemiecka-w-jedwabnemWacław Kujbida, Ottawa, kwiecień 2014 naoczny świadek zbrodni niemieckiejhttp://www.tvniezaleznapolonia.org/jedwabne-swiadek-historii/ http://ruch-obywatelski.com/wydarzenia-na-swiecie/kto-na-prawde-mordowal-zydow-w-jedwabnem-1941-ja-tam-bylem/    7
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

POGROM UBECKI I NKWD W KIELCACH

$
0
0
Ilustracja: 
UB
PRAWDA O POGROMIE KIELECKIM. - POGROM UBECKI A NIE KIELECKI. - KIELECKA PROWOKACJA NKWD.ŻYDZI W BEZPIECE.- ZDEMASKOWANE OSZUSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA. POGROM KIELECKI MILICYJNO - UBECKI4 lipca 2016 roku przypadła 70. rocznica pogromu kieleckiego, podczas którego zginęło 37 osób pochodzenia żydowskiego, ocalałych z wojennej zagłady. Zbrodnia dokonana w Kielcach, w kamienicy przy ul. Planty 7/9, spowodowała żydowski exodus z Polski. Badacze nadal szukają odpowiedzi, czym były tamte wydarzenia.W czwartek, 4 lipca 1946 r. w Kielcach wzburzony tłum, podżegany pogłoskami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami dokonał pogromu na żydowskich mieszkańców miasta – osoby, które przeżyły Holokaust i przyjechały do Kielc. USTALENIA INSTYTUTU PAMIĘCI NARODOWEJNIE ZAKOŃCZONE ŚLEDZTWO - UMORZONE Z POWODU NIE WYKRYCIA SPRAWCÓWZgodnie z ustaleniami Instytutu Pamięci Narodowej, w następstwie wydarzeń na Plantach śmierć poniosło 37 osób narodowości żydowskiej oraz trzy osoby narodowości polskiej. Część osób zginęła od postrzałów. zostało 35 Żydów rannych . Podana liczba ofiar nie uwzględnia śmierci mieszkanki Kielc pochodzenia żydowskiego Reginy Fisz i jej kilkutygodniowego dziecka. Ich zabójstwo, dokonane tego samego dnia na tle rabunkowym, nie miało bezpośredniego związku z wydarzeniami przy ul. Planty.4 lipca w Kielcach i okolicach miały miejsce również inne zajścia, w których pokrzywdzonymi stali się Żydzi. Takie zdarzenia odnotowano w okolicy dworca kolejowego oraz w pociągach kursujących z Kielc i do Kielc.Po pogromie ówczesne władze postawiły przed sądem 49 osób w jedenastu procesach karnych, oskarżając je o udział w zajściach.Jak podaje Andrzej Jankowski w publikacji IPN-u „Wokół pogromu kieleckiego”, wśród oskarżonych było 30 mundurowych i 19 cywilów (w tym jeden kontraktowy pracownik milicji). Mundurowi to: funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa (UB), 14 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO), dwóch oficerów i trzech żołnierzy Wojska Polskiego (WP), ośmiu żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW), strażnik więzienny i wartownik z Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Socjalistycznej.Postawiono im zarzuty dotyczące m.in. bicia i kopania Żydów, kradzieży ich mienia, rozpowszechniania wiadomości powodujących rozszerzenie się zajść, nawoływania do waśni narodowościowych.W pierwszym pokazowym procesie, przeprowadzonym z pogwałceniem podstawowych zasad procesowych, oskarżono 12 osób, także uczestników zabójstwa Fisz i jej dziecka. Dziewięć osób – m.in. obu milicjantów – skazano na kary śmierci. Już 12 lipca 1946 r., dzień po publikacji wyroku, kary wykonano. Trójkę pozostałych oskarżonych skazano na kary kilkuletniego więzienia.W kolejnych procesach zapadły mniej surowe wyroki – nikt nie został skazany na karę śmierci, a jedna osoba usłyszała karę dożywocia. Ogłaszano też kary kilkuletniego więzienia, także w zawieszeniu. Niektórych oskarżonych uniewinniono.Sądzeni byli także szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Kielcach oraz komendant wojewódzki MO i jego zastępca. Dwie osoby uniewinniono, jedną skazano na rok więzienia – po kilku miesiącach warunkowo wyszła na wolność.Próby dotarcia do prawdy o pogromie kieleckim z 4 lipca 1946 r. zakończyły się tylko częściowym powodzeniem. Powstał precyzyjny opis przebiegu zajść na ul. Planty, badacze nadal jednak poszukują odpowiedzi na pytanie: czym naprawdę były tamte wydarzenia. Dowody zebrane w sprawie, w postaci zeznań i relacji uzyskanych zarówno w śledztwach prowadzonych bezpośrednio po wydarzeniach, jak też w postępowaniu prowadzonym po 1991 roku, potwierdzają jedynie udział w tych przestępstwach zarówno ludności cywilnej, zebranej przed budynkiem na Plantach, jak i milicji oraz wojska. Udowodniono, iż żołnierze przebrani za cywilów strzelali z budynku Planty 7 do tłumu i do żołnierzy.Zeznania świadków zawierają liczne opisy bicia przy użyciu niebezpiecznych narzędzi poszczególnych osób narodowości żydowskiej, jednak żaden dowód nie pozwalał – w ocenie prokuratora pionu śledczego IPN – przypisać konkretnemu sprawcy dokonania konkretnego przestępstwa.Pomimo, iż w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne w sprawie kieleckiej zbrodni, prowadzone przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie Krzysztofa Falkiewicza, zostało umorzone 21 października 2004 r.Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”.Znaczący wpływ na negatywny stosunek mieszkańców Kielc do Żydów miała też nadreprezentacja osób tej narodowości w organach władzy komunistycznej, w tym zwłaszcza aparatu bezpieczeństwa, kojarzonego ogólnie z bezwzględnym traktowaniem polskich patriotów z organizacji poakowskich, które na Kielecczyźnie były bardzo aktywne i miały społeczne poparcie.W opinii prok. Falkiewicza, tym tłumaczyć należy łatwe przyjęcie za wiarygodną historii o porwaniu przez Żydów 8-letniego Henryka Błaszczyka – rzekomej ofiary rytualnego mordu, potwierdzonej w sposób bezkrytyczny przez funkcjonariuszy MO, którzy podjęli pierwsze czynności w tej sprawie, co okazało się kłamstwem.Atmosferę w tłumie przed budynkiem przy ul. Planty pogorszył widoczny konflikt między milicjantami, a przybyłymi tam funkcjonariuszami WUBP, co zostało odebrane jako próba ochrony Żydów ze strony aparatu bezpieczeństwa. Fakt ten spowodował również pojawienie się w tłumie haseł narodowościowych i antyrządowych oraz antykomunistycznych.Istotnym czynnikiem, który spowodował wybuch agresji były pierwsze strzały z broni palnej, które padły w budynku żydowskim. Przyjęte one zostały przez zgromadzonych na ulicy jako oddane przez mieszkańców tego domu do interweniujących żołnierzy i milicjantów. Pojawiła się też informacja, że postrzelony został polski oficer. Wtedy żołnierze skierowali swoje agresywne zachowanie przeciwko Żydom, bijąc ich i wyrzucając na plac, gdzie bił ich agresywny tłum. W biciu i zabijaniu Żydów brali udział żołnierze WP, KBW, milicjanci oraz osoby cywilne. Dochodziło do przeszukiwania pobitych i zabitych, kradzieży ich mienia.„Zachowanie mieszkańców Kielc było typowe dla reakcji tłumu. Akty okrucieństwa należy przy tym tłumaczyć zmniejszoną wrażliwością, wynikającą z obserwacji wydarzeń z czasów wojny i okupacji, gdzie śmierć człowieka nie jawiła się jako fakt wyjątkowy” – ocenił prokurator IPN.Pomimo, że w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne zostało umorzone w 2004 r. Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”.Zdaniem prokuratora, nie można przypisywać agresywnego zachowania wszystkim uczestnikom wydarzeń, których w szczytowym momencie było przed budynkiem ok. 500. „Grupę agresywnych uczestników z ludności cywilnej należy szacować na co najwyżej kilkadziesiąt osób, których swym działaniem skierowanym przeciwko żydowskim mieszkańcom domu, wspomagała grupa żołnierzy WP, KBW i milicjantów. Efektem udziału jednostek mundurowych były ofiary śmiertelne na skutek postrzałów z broni palnej i ranni z ranami postrzałowymi oraz ranni od bagnetów wojskowych” – uzasadniał prok. Falkowicz.W śledztwie nie udało się jednoznacznie ustalić, kto pierwszy strzelał. Historyk IPN dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki (artykuł „Tłum na ulicy Planty – wokół niewyjaśnionych okoliczności genezy i przebiegu pogromu Żydów w Kielcach 4 lipca 1946 roku”, w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego” zwrócił uwagę, że do zrekonstruowania przebiegu pierwszych godzin zajść w budynku brakuje dokumentów, które nie zostały wytworzone przez aparat bezpieczeństwa, milicję czy wojsko.„Kilka dokumentów w sposób dobitny podkreśla negatywną rolę, którą odegrali nie tylko poszczególni oficerowie i żołnierze, ale również grupy wojskowych” – ocenił naukowiec, przywołując cytaty z zeznań świadków.Śmietanka-Kruszelnicki przytoczył też relację osoby, która znajdowała się w centrum tragicznych wydarzeń – Hanki Alpert, przesłuchanej następnego dnia po pogromie przez śledczego WUBP. Wg opisu, który przedstawiła kobieta, wydarzenia w budynku nabrały dramaturgii krótko po rozbrojeniu Żydów posiadających broń, a znajdujących się w kamienicy. Zeznała także: „Paru żołnierzy (…) na drugim piętrze zdjęli z siebie mundury i czapki, a poczęli strzelać z bloku do ludności, która stała przed komitetem (budynek przy Planty 7/9 – PAP), a ludność i żołnierze stojący zrobiły dużą panikę pomiędzy sobą, że Żydzi do nich strzelają (...)”.„Gdyby nawet uznać, że bicie, rabowanie, a nawet mordowanie dokonywane tego dnia przez żołnierzy było spowodowane wieloma czynnikami – demoralizacją, zanarchizowaniem, antysemityzmem, atmosferą przyzwolenia ze strony przełożonych (brak jednoznacznych rozkazów zakazujących) – to trudno w podobny sposób traktować podszywanie się kilku żołnierzy (bo tak należy interpretować zdjęcie przez nich mundurów i czapek) pod Żydów i strzelanie do tłumu zgromadzonego przed budynkiem” – zauważał historyk.Zdaniem naukowca, takie zachowanie wojskowych „trudno uznać za spontaniczne”, a musi być oceniono jako „zamierzone prowokowanie zdezorientowanych sytuacją ludzi do gwałtowniejszych zachowań” przeciw znajdującym się w budynku Żydom.Wg Śmietanki-Kruszelnickiego, „prowokacyjne zachowania pojedynczych osób w gromadzącym się stopniowo tłumie, postawa i zachowania pojedynczych żołnierzy i oficerów oraz grupek "umundurowanych" z przysłanych jednostek wojskowych, podgrzewały atmosferę wytworzoną przez plotkę i przyczyniły się do eskalacji zdarzeń”.Z kolei wg prok. Falkiewicza intensyfikację wydarzeń umożliwiły źle zorganizowane działania służb odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa obywateli. W świetle istniejących dowodów, nieskuteczność działań władzy trzeba tłumaczyć nietrafną oceną możliwości rozszerzenia się wydarzeń i związanego z nimi zagrożenia życia Żydów. Wpływ na dysfunkcyjność działań UB i MO miały osobiste relacje między kierownictwem tych organów w Kielcach.Główną przyczyną uniemożliwiającą opanowanie sytuacji była niemożność użycia broni palnej wobec agresywnej grupy osób z tłumu. Zakaz taki wynikał z wyraźnych poleceń, wydawanych przez funkcjonariuszy państwowych szczebla centralnego.W śledztwie weryfikowano sześć innych hipotez. Odrzucono m.in. niesiony przez propagandę komunistyczną tuż po zdarzeniach motyw zakładający, że wydarzenia kieleckie zostały sprowokowane inspiracją rządu emigracyjnego w Londynie i podziemia niepodległościowego w kraju, dla skompromitowania komunistycznego aparatu władzy i wykazania, że nie jest on w stanie kontrolować społeczeństwa polskiego.Teza ta była częścią uzasadnienia aktu oskarżenia i wyroku pierwszego procesu po pogromie. Zaprzeczali tej tezie m.in. funkcjonariusze UB, przesłuchiwani w latach 90. Nie stwierdzono też, by którejkolwiek z osób podejrzanych, oskarżonych i skazanych w kilku procesach, przedstawiono zarzut przynależności do niepodległościowych organizacji.W tym wątku analizowano też zachowanie 4 lipca 1946 r. szefa WUBP w Kielcach, Władysława Sobczyńskiego, który w czasie II Wojny Światowej był funkcjonariuszem NKWD. Prokurator wskazał, że jego bierność i brak właściwego zaangażowania w czasie wydarzeń trzeba tłumaczyć bardziej jego osobistą postawą wobec Żydów, faktem iż był „radykalnym antysemitą” (jako członek oddziałów Armii Ludowej brał udział w zabójstwach Żydów w regionie), niż wysuwać sugestie, iż jego zachowanie było spowodowane wytycznymi, otrzymanymi od przełożonych w tajnych służbach sowieckich – na co zresztą nie znaleziono dowodów.Badano też hipotezę zakładającą, że pogrom kielecki został sprowokowany przez kierownictwo organów bezpieczeństwa, na szczeblu krajowym lub wojewódzkim, za pośrednictwem kieleckiego UB i milicji – dla przerzucenia odpowiedzialności na podziemie niepodległościowe i ewentualne odwrócenie uwagi światowej opinii publicznej od faktu sfałszowania wyników czerwcowego referendum.Prokurator przypomniał, iż funkcjonariuszy pociągnięto do odpowiedzialności karnej, zmieniono też kadrę kierowniczą służb mundurowych i administracji państwowej w Kielcach. Liczący 29 tomów akt materiał dowodowy nie może być uznany za kompletny. Część dokumentów mogących mieć istotne znaczenie dowodowe zostało bowiem wcześniej zniszczonych, zgodnie z przepisami o archiwizacji. Z kolei śmierć niektórych osób przed rozpoczęciem śledztwa, uniemożliwiła uzyskanie odpowiedzi na wiele ważnych pytań, dotyczących przyczyn i przebiegu wydarzeń kieleckich oraz roli tych jednostek w czasie zajść.Śledztwo nie dało jednoznacznych odpowiedzi na takie kwestie jak przyczyny pewnej bezradności organów bezpieczeństwa w tłumieniu zajść, motywy niezrozumiałego zachowania się Walentego Błaszczyka (który twierdził m.in. iż jego syn miał być zamknięty przez Żydów w piwnicy), czy postawa szefa WUBP.Jednak w przypadku ujawnienia nowych dowodów i okoliczności, postępowanie karne może być w każdym czasie podjęte na nowo.Jak pisze prof. Bożena Szaynok („Spory o pogrom kielecki” w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego”), tak jak uproszczeniem jest widzenie kieleckich wydarzeń tylko w kontekście prowokacji, tak i uproszczeniem jest widzenie ich tylko w kontekście antysemityzmu. Według prezesa Stowarzyszenia im. Karskiego Bogdana Białka, Kielce są szczególnie zobligowane do stawiania czoła wszelkim formom dyskryminacji. „Zapominamy, że pogrom kielecki spowodował całą falę uchodźczą z Polski. W latach 1946-1950 z Polski wyjechało niemal całe żydostwo – sto tysięcy ludzi. Także z innych części Europy – w przeświadczeniu, że w Europie dla Żydów nie ma miejsca i prześladowaniom nie będzie końca” – przypomniał w kwietniu, zapowiadając wydarzenia rocznicowe.Od wielu lat ciąży na Kielcach piętno wydarzeń z 4 lipca 1946 roku, kiedy doszło do mordu ludności żydowskiej. Owa zbrodnia nazywana jest "pogromem kieleckim". Za jego przygotowanie, sprowokowanie I przeprowadzenie odpowiadają służby państwowe. Zajścia miały przykryć kompromitujące dla komunistów fakty - sfałszowane referendum ludowe i sprawę zbrodni katyńskiej, która w tym czasie była rozpatrywana w Norymberdze. W III RP zatajano prawdę historyczną, wyrządzając tym samym ogromne szkody społeczne. Jednym z najgorszych kłamstw historycznych jest zatajanie prawdy o kieleckiej zbrodni, będącej prowokacją NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 roku. Podobne nikczemne sowieckie prowokacje w Europie Środkowej służyły do odwrócenia uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań przeciwko krajom naszego regionu.Winą za dokonanie zbrodni na ludności żydowskiej obarczono mieszkańców Kielc i Podziemie Niepodległościowe.  Po 1989 roku miasto nie pozbyło się oskarżeń o antysemityzm. W siedemdziesiątą rocznicę tych dramatycznych wydarzeń należy przekazać prawdę.Dziesięciolecia  panowania „pedagogiki wstydu” w czasach PRL-u i w III RP wyrządziły ogromne szkody świadomości społecznej, utrwalając niezmierne połacie kłamstw w wiedzy o historii. Jednym  z najgorszych i zarazem najszkodliwszych kłamstw  jest wymyślony przez komunistów mit o „pogromie kieleckim”, jak dotąd  dość powszechnie określa się  prowokację NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 r.  Niewiele osób wie, że   prowokacja ta była  tylko jedną z licznych podobnych nikczemnych sowieckich przedsięwzięć w Europie Środkowej. Była jedną z licznych prowokacji służących odwracaniu uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań  przeciwko krajom naszego regionu.Co znamienne - podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich. Prawie w tym samym czasie odbywały się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do "wypędzenia" ok. 711 tysięcy Żydów z satelickich krajów bloku sowieckiego.PRZEMILCZANE PROWOKACJE SOWIECKIE W KRAJACH EUROPY ŚRODKOWEJCzołowa węgierska badaczka historii czasów powojennych profesor Maria Schmidt, dyrektor słynnego „Muzeum Terroru” w Budapeszcie już w 1991 roku ogłosiła dane, pokazujące kulisy sowieckich prowokacji, z rzekomymi pogromami Żydów na Węgrzech, w Polsce, Słowacji, czy w Rumunii. Wskazała ona,  że wszędzie tam władze sowieckie  uciekały się  do  bliźniaczo podobnych, wręcz zbrodniczych metod świadomie organizowanych zajść antyżydowskich, dokładnie wyreżyserowanych według podobnego scenariusza jak w Kielcach. Bardo podobne było w nich zachowanie wojska i milicji oraz wyraźna rola sprawców o komunistycznej proweniencji, których nigdy za to nie ukarano. Bardo podobne były też cele tych prowokacji. Podobnie jak zajścia w Kielcach, które miały odwrócić uwagę Zachodu od monstrualnie sfałszowanego referendum, tak zajścia na Węgrzech czy w Czechosłowacji (konkretnie na terenie Słowacji) miały odwracać uwagę Zachodu od przejawów skrajnego bezprawia i gwałtów, dokonywanych przez wojska sowieckie  w ramach rozprawy z prozachodnią opozycją. Do sprowokowanych przez NKWD i krajową bezpiekę zajść antyżydowskich doszło m. in. w Słowacji (Velke Topolcany, Chinorany, Krasno nad Nidą, Nedanovce ) i na Węgrzech (Ozd, Sajószentpéter, Kunmadarás, Miskolc). Zdaniem profesor Marii Schmidt ręka sowieckich tajnych służb kryła się za  prowokowaną histerią wzniecaną wokół rzekomych mordów rytualnych na Słowacji w kwietniu 1946 roku, na Węgrzech w maju 1946 roku  i w Polsce w lipcu 1946 roku.   Jak pisała prof. Maria Schmidt : „sowieckie  kierownictwo chciało się uwolnić od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy „kapitalizmu:”, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich  przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej „reakcji”, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii sympatyków żydowskiego pochodzenia”. (Cyt. za: J. Pelle: A kunmadarási pogrom. Shylock Hunniában II (Pogrom w Kunmadáras. Shylock w Hunni II), „Magyar Nemzet „ z 15 marca 1991 roku). Dodajmy do tego rzecz szczególnie ważną. Prowadzona na ogromna skalę nagonka medialna po rzekomych pogromach na   dziki „antysemityzm” Polaków, Węgrów, czy Słowaków miała oddziaływać na Zachód w jeszcze jednym względzie. Miała na celu pokazanie Zachodowi jak bardzo potrzebne w Europie Środkowej są sowieckie wojska, aby utrzymać w ryzach „faszystowskie” i „antysemickie” narody tego regionu.KULISY I PRZEBIEG PROWOKACJI KIELECKIEJSowieccy organizatorzy prowokacji kieleckiej świadomie wybrali właśnie Kielce na swe miejsce działania. W tym czasie Kielce było w centrum  regionu o bardzo dużym nasileniu partyzantki antykomunistycznej. Chodziło wiec o to, by właśnie takie miasto tym mocniej skompromitować w oczach szerszej opinii publicznej.  Nieprzypadkowo też  rzekomy „pogrom” w Kielcach zainscenizowano  4 lipca 1946 roku, zaledwie w cztery dni po sfałszowaniu  referendum przez władze komunistyczne w Polsce w dniu 30 czerwca 1946 roku.  Chodziło o to, by Zachód skupił się na sprawie „antysemickiego pogromu” i jak najszybciej zapomniał o sprawie referendum. Plan komunistów okazał się aż nadto skuteczny.Zbrodnicze zajścia kieleckie zaczęły się 4 lipca 1946 roku. Tego dnia od rana  w całym mieście zaczęto bardzo szeroko  rozpowszechniać pogłoskę o  rzekomym porwaniu przez Żydów w celu zamordowania 8-letniego chłopca Henryka Błaszczyka. Kilka osób udało się z  milicjantami do budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego przy ul. Planty 7, by domagać się rewizji domu w poszukiwaniu chłopca. W budynku tym zamieszkiwało wówczas wielu Żydów. Doszło do szarpaniny wewnątrz budynku, a wokół domu zaczęły się gromadzić grupy ludzi. Do budynku zaczęli wchodzić kolejni milicjanci, a potem grupy wojskowych i żołnierzy KBW. W niewyjaśnionych w pełni okolicznościach doszło do strzelaniny między żołnierzami i milicjantami, a Żydami, a później do mordowania i rabunku Żydów. Do ataku na Żydów dołączały się zgromadzone wokół budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego grupy cywilów. Ich agresywne  wystąpienia wzmogły się po  przybyciu około godz. 12.30. dużej grupy robotników Huty „Ludwinów”. Byli oni związani z partią komunistyczną. Wielka część z nich była poprzednio prokomunistycznymi agitatorami w czasie referendum. W wydanej w 2006 roku w Warszawie książce IPN „Wokół pogromu kieleckiego" liczebność tej grupy oceniano na kilkaset osób.W czasie krwawych zajść trwających aż 5 godzin – od godz. 10.00 rano do godz.15.00 – zginęło trzydzieścioro siedmioro Żydów, dwóch polskich cywilów i jeden polski oficer. Razem ilość ofiar mordu w Kielcach ocenia się na 40 osób. Propaganda komunistyczna specjalnie wielokrotnie wyolbrzymiała wielkość zgromadzonego przed domem żydowskim tłumu, aby obciążyć go całą winą za masakrę. Np. w odezwie do  ludności miasta Kielc i województwa z 11 lipca 1946 roku, twierdzono np. jakoby "Żydów zabijał tłum 20-tysięczny przy pomocy kamieni, kijów i kopania”. W rzeczywistości na placu przed Plantami mogło zmieścić się tylko do 500 osób, a badający sprawę sędzia Andrzej Jankowski ocenił, że tłum na Plantach nigdy nie przekroczył 300 osób. Tak niewielki „tłum” mogła z łatwością rozproszyć niewielka nawet, ale uzbrojona jednostka wojska , milicji czy UB. A w Kielcach w tym czasie - ze względu na zagrożenie atakami partyzantki antykomunistycznej – stacjonowały stosunkowo duże liczebnie formacje wojska (ok. 215 żołnierzy), II Kompanii KBW, Informacji Wojskowej, pracowników UB i MO, szkoły milicyjnej.. Do tego dochodził również stacjonujący w Kielcach garnizon sowiecki. Już sam ten fakt ogromnej zbrodniczej bezczynności stacjonujących w mieście dużych jednostek zbrojnych polskich i sowieckich musi prowadzić do  jednoznacznych podejrzeń co do tożsamości sprawców   rzekomego „pogromu”.Liczni autorzy, począwszy od raportów ks. bp. Czesława Kaczmarka i ambasadora Stanów Zjednoczonych w Warszawie Artura Bliss Lane z 1946 roku już wtedy akcentowali, że większość Żydów poległa z rak żołnierzy i oficerów.W 1982 roku gruntowną analizę sprawy zbrodni w Kielcach przedstawił były  oficer Informacji Wojskowej pochodzenia żydowskiego Michał Chęciński  w opublikowanej w Nowym Jorku książce „Poland: Communism- Nationalism- Antisemitism”. Właśnie  Chęciński po raz pierwszy zdemaskował sowieckiego majora NKWD Michaila Aleksandrowica Diomina jako głównego organizatora kieleckiej zbrodni. Współpracował z nim  b. oficer  NKWD w czasie wojny major UB Władysław Sobczyński (Spychaj). Przejściowo aresztowany po „pogromie” Sobczyński został szybko wypuszczony z więzienia, a potem doszedł aż do stopnia ambasadora PRL w  Sofii.  Wyjątkowo duże podejrzenia musi budzić fakt ujawniony przez Krzysztofa Kąkolewskiego w książce ‘Umarły cmentarz” (Warszawa 1996, ss.147,153). Chodziło o to, że w budynku domu żydowskiego przy ul. Planty 7 były dwie klatki schodowe. W klatce schodowej nr 2 mieszkali  wyodrębnieni w swoistym getcie utworzonym przez komunistów Żydzi wierzący, tzw. kibucnicy (syjoniści, przeciwnicy organizacji Bund), szykujący się na wyjazd do Palestyny. Napastnicy wdzierali się wybiórczo tylko do klatki schodowej nr 2. Natomiast, jak podkreślał  Kąkolewski (op.cit.,s.147 ) : "Lepsza" klatka, klatka nr 1, gdzie mieszkali żydowscy funkcjonariusze UB, PPR i innych instytucji urzędowych lub powiązanych z władzami, pozostała nietknięta”.NADREPREZENTACJA ŻYDÓW W KIELECKICH WŁADZACH Zastanawiający jest fakt, że do  inspirowanych przez NKWD i bezpiekę zajść antyżydowskich w Kielcach  doszło pomimo bardzo wielkiej nadreprezentacji Żydów we władzach partii komunistycznej i bezpieki w tym mieście. Jak duże było nagromadzenie osób pochodzenia żydowskiego w kieleckim obszarze władzy, niech świadczą następujące dane personalne, które zaczerpnąłem z szeregu wiarygodnych naukowych pozycji omawiających zbrodnię kielecką. Żydami byli m.in... prezydent miasta Kielce Tadeusz Żarecki,szef WUBP Andrzej Kornecki (Dawid Kornhendler ), sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PPR Józef Kalinowski, kierownik Wydziału Personalnego KW PZPR Julian Lewin, zastępca szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Albert Grynbaum, dowódca oddziału wojskowego wysłanego na pomoc Żydom na plantach major Kazimierz Konieczny, szef wydziału personalnego WUBP Marian (po wyjeździe z Polski występował jako Morris) Kwaśniewski. (Por. dokładne dane bibliograficzne podane w moim tekście „Kulisy zbrodni kieleckiej”, drukowanym w drugim tomie wydawnictwa IPN „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2008,s.451). Dane te uzupełniłem informacjami o żydowskim pochodzeniu szefa Wydziału Specjalnego (kontrwywiadu) w Kielcach- Majewskiego i szefa  Wydziału Politycznego i KW MO- Erlickiego, który później wyemigrował do Izraela . (Wg. tekstu Jacka Żurka w 1 tomie „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2006, s.376. Z tego samego wydawnictwa (t.,s. 271 ) dowiadujemy się z zeznań b. wojewody kieleckiego E. Wislicza- Iwańczyka o  żydowskim pochodzeniu szefa wojskowej Prokuratury Rejonowej w Kielcach Kazimierza Golczewskiego i następcy Kalinowskiego na stanowisku sekretarza KW PZPR –Kozłowskiego (Szpryngera). Z kolei prof. Jan Żaryn w studium „Hierarchia kościoła katolickiego wobec relacji  polsko-żydowskich  w latach 1945-1947, w książce "Wokół pogromu.." op.cit., t. 1, s. 85 przytacza fakt, że  funkcjonariusze  Wojewódzkiego  Urzędu Bezpieczeństwa publicznego wytykali, iż :na stanowiskach kierowniczych w WUBP stoją Żydzi – wskazując jako przykłady (…) Korneckiego, Dmowskiego, naczelnika Wydziału Personalnego oraz naczelnika Wydziału Więziennictwa i Obozów- Blajchmana i innych”.Wydane w latach  2006 r. i 2008 dwutomowe wydawnictwo „Wokół pogromu kieleckiego”, mimo bardzo dobrych mimo że napisane przez bardzo dobrych autorów nie wyjaśniło do końca sprawy. Zaciążyło na niej jednostronne i wręcz kłamliwe postanowienie o umorzeniu śledztwa wydane 21 października 2004 r. przez  prokuratora Krzysztofa Falkiewicza z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie.  Miejmy nadzieję, że polityka historyczna nowego rządu stworzy możliwości dla tak potrzebnego wznowienia śledztwa o zbrodni kieleckiej w imię prawdy o polskiej historii.ŻYDZI W BEZPIECE. - KIELECKA PROWOKACJA NKWD.WIELKIE KŁAMSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA PRL ZDEMASKOWANE.Płk  Anatol Fejgin - wysoki funkcjonariusz  zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski pochodzenia żydowskiego należał do baronów bezpieki. To określenie dotyczy najbardziej wpływowych polityków MBP, które w swoich szeregach miało takich ludzi. Do tego kręgu należeli ludzie ze ścisłego kierownictwa resortu, złożonego ze starych NKWD-zistów i generałów UB: Stanisław Radkiewicz, Natan Kikiel - Grünspan  (Roman Romkowski), Mojżesz Bobrowicki ( Mieczysław Mietkowski), Józef Różański, płk NKWD Julia Brystygier ("Krwawa Luna"), Jan Ptasiński, Lejba Ajzen (Leon Andrzejewski), Józef Czaplicki zwany "Akowerem", znany ze swojego okrucieństwa wobec  żołnierzy Podziemia Niepodległościowego.Anatol Fejgin wstąpił do UB 1 marca 1950 roku, a właściwie został przeniesiony z Informacji Wojskowej, gdzie był zastępcą szefa Głównego Zarządu. To była wojskowa bezpieka , jeszcze bardziej okrutna  i bezwzględna niż jej "cywilny" odpowiednik. Obie służby  - UB i IW - zostały zorganizowane przez Sowietów w celu zapewnienia sobie dominacji w okupowanej przez komunistów  od 1944 roku Polsce i były narzędziem realizacji i obrony ich interesów. Nikt nie nadawał się do tej służby lepiej, niż przedwojenni agenci sowieccy w Komunistycznej Partii Polski. Najważniejsi z nich już przed wojną mieli obywatelstwo sowieckie i byli wtajemniczeni w plany światowej rewolucji, której płomienie miały zniszczyć Europę, a następnie inne kontynenty. Fejgin urodzony w 1909 roku w  inteligenckiej rodzinie żydowskiej był działaczem Komunistycznej Partii Polski ( w wieku 15 lat wstąpił do komunistycznej młodzieżówki), w której posługiwał się pseudonimami: "Felek"( na cześć Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego), "Jerzy", "Stach", "Wasyl". Trzykrotnie skazany był za działalność przeciwko suwerenności i niepodległości Polski na kary więzienia, podobnie jak Ozjasz Szechter ojciec Adama Michnika członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.Od 1934 roku  przebywał stale na tzw. stopie nielegalnej jak "funk", czyli funkcjonariusz KPP na etacie, opłacanym z moskiewskich funduszy. Już wówczas został zaufanym człowiekiem NKWD przewidywanym do służby w "radzieckiej" Polsce.Jest jeszcze jeden charakterystyczny  fakt związany z tą postacią. We wszelkich dyskusjach o roli aparatu bezpieczeństwa publicznego komunistycznej Polski, szczególnie w latach 1944 - 1956 przewija się wątek narodowościowy, czyli: Żydzi w bezpiece. Istnieją dwa podejścia - jedno z nich polega na negowaniu tego wątku i sprowadzaniu go do...antysemityzmu. Czyli, że każdy, kto usiłuje pokazać, upublicznić to zjawisko jest natychmiast - przez pewne wpływowe media - odpowiednio zakwalifikowany jako ten, z którym nie powinno się dyskutować. Podejście drugie - to pokazywanie faktów. A z nimi się nie polemizuje, co najwyżej można je różnie interpretować. Na tym tle natychmiast widać różnice w postawach i ujawnia się pewne lobby , które w takich sytuacjach usiłuje wszystko zbagatelizować lub nawet negować fakty. Oto w 1990 roku w "Tygodniku Powszechnym" ukazała się charakterystyczna  wypowiedź prof. Chone Shmeruka , przewodniczącego  Ośrodka Kultury  Żydów Polskich na Hebrajskim Uniwersytecie w Jerozolimie":"Berman nie funkcjonował jako Żyd, on funkcjonował jako członek partii. A partia nie była żydowska, była polska. On się nie uważał za Żyda, lecz za kogoś kto występuje w imieniu Żydów. I żaden Żyd nie widział w nim przedstawiciela narodu żydowskiego. . Czułby się obrażony, gdyby mu ktoś to powiedział. Berman funkcjonował jako Berman i jego można obwiniać, czynić mu zarzuty. Ale jako Żyd? To samo mógłby robić Polak. Gdyby nie on, byłby Polak na jego miejscu".Fejgin miał również wiedzę o kulisach pogromu kieleckiego. Ponura sprawa, która cały czas czeka na wyjaśnienie, toczy się niemrawo i mało kto pamięta, że śledztwo nie zostało zakończone. Już wówczas, w 1946 roku, konspiracyjne pismo Zrzeszenia WiN "Orzeł Biały" w numerze 4 - 5  z czerwca - lipca informowało społeczeństwo, żyjące w okowach komunistycznej cenzury, że:"Wystąpienia antyżydowskie w Polsce są prowokowane przez NKWD i są wykorzystywane przez Rosję zarówno na arenie międzynarodowej, jak i na odcinku wewnętrznym. By nie dopuścić do porozumienia pomiędzy Żydami a społeczeństwem polskim, a z drugiej strony, by dodać bodźca Żydom do bardziej bojowego nastawienia wobec Polaków - NKWD stwarza prowokacje "pogromów"żydowskich pod firmą Andersa, PSL, WiN itp".Anatol Fejgin w wywiadzie opublikowanym w "Reporterze" (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego:"Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać(...). Jeszcze nie czas  o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele". Polska wielokrotnie jest nazywana krajem „antysemickim”, a Polacy – „antysemitami”. Nic to, że w tym „antysemickim kraju” przez wieki Żydzi stanowili znaczny odsetek mieszkańców, nic to, że mieli w nim swoje szkoły, prasę i liczne gminy wyznaniowe.Na świecie Polska uważana jest za kraj-cmentarz, gdzie Żydom zgotowano zagładę. Pojęcie „polskich obozów” jest wciąż w użyciu i ma się świetnie. A jeśli nawet ktoś rozsądny zauważy, że przecież Holokaust zgotowali Żydom Niemcy w miejscu z czysto logistycznego punktu widzenia dla nich najdogodniejszym, bo nie wymagającym transportu setek tysięcy ofiar, natychmiast znajdzie się ktoś, kto odpowie Jedwabnem i pogromem kieleckim. Obie te zbrodnie rzeczywiście miały miejsce, tyle, że obie wyglądały nieco inaczej, niż zostało to rozpowszechnione na całym świecie. Pełna kłamstw książka Tomasza Grossa została już dawno zdemaskowana, tak samo jak liczne kłamstwa na temat Jedwabnego rozpowszechniane przez środowiska żydowskie. Pogrom kielecki wciąż czeka na prawdę. Na razie jest ona mozolnie składana ze strzępków informacji, z krótkich, nigdy nierozwijanych wypowiedzi, które wyrwały się czołowym ubekom okresu stalinowskiego. Oczywiście – w społeczeństwie polskim, jak w każdym, zdarzały się szumowiny, które nie zawahały się podjąć współpracy z Niemcami w dziele mordowania Żydów. Procentowo było ich nie więcej niż szumowin żydowskich współpracujących przy mordowaniu współbraci. I byli tacy, którzy po wojnie zamieszkiwali w pożydowskich domach, ale często rekrutowali się z kręgów nowej władzy. I było ich nie więcej niż amerykańskich Żydów całkowicie obojętnych na los Żydów europejskich. Jak więc wyglądały pogromy i kto je organizował? Co naprawdę wydarzyło się w Kielcach w roku 1946?POGROMOficjalna wersja pogromu kieleckiego jest następująca: 1 lipca zniknął ośmioletni wówczas Henryk Błaszczyk. Jego ojciec, szewc Walenty Błaszczyk, zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością syna około godziny 23.00 zgłosił na Milicję Obywatelską fakt zaginięcia dziecka. Dwa dni później, 3 lipca wieczorem chłopiec wrócił do domu, a około północy Walenty Błaszczyk, będący pod wpływem alkoholu, pojawił się na komendzie milicji informując, że jego syn przez trzy dni był przetrzymywany w piwnicy przez Żydów, skąd udało mu się uciec. Chłopiec wskazał milicjantom dom, w którym był przetrzymywany, a w którym mieścił się tzw. Komitet Żydowski, znajdowali tam też schronienie przypadkowi Żydzi, w tym będący w Kielcach przejazdem. Rankiem 4 lipca udał się tam na rewizję duży patrol milicji. Milicjanci informowali po drodze przechodniów, gdzie, po co i dlaczego idą, co spowodowało, że przed budynkiem zaczął gromadzić się tłum mieszkańców. Około godz. 10 rano budynek obstawiły oddziały Ludowego Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które nie rozproszyły jednak wrogiego tłumu. Według zeznań Chila Alperta (zastępcy przewodniczącego Komitetu Żydowskiego), który przebywał wówczas wewnątrz, żołnierze po przybyciu ostrzelali okna budynku. Następnie kilku żołnierzy wraz z milicjantami po wyważeniu drzwi weszło do środka i przeprowadziło rewizję wśród mieszkańców. Oficerowie Konieczny, Jędrzejczak i Repist odebrali broń mieszkańcom, którzy mieli na nią pozwolenie. W trakcie rewizji żołnierze zaczęli strzelać do osób znajdujących się wewnątrz, w trakcie tej strzelaniny zginęło kilkoro mieszkańców domu, w tym Seweryn Kahane, przewodniczący Komitetu Żydowskiego. Wejście żołnierzy do budynku i strzelanina rozpoczęły pogrom.Przez cały czas komendant Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego mjr Władysław Sobczyński nie wykonał żadnych działań mogących powstrzymać pogrom. Około południa na miejscu zdarzenia pojawił się prokurator okręgowy Jan Wrzeszcz, jednak wojsko nie wpuściło go na teren zajść i odmówiło rozpędzenia tłumu. Bezskutecznie próbowali uspokoić tłum również księża z Katedry kieleckiej – Jan Danielewicz i Roman Zelek, również niedopuszczeni do tłumu przez wojsko. Około godziny 12.00 na miejsce wydarzeń przybył nowy oddział wojska, wysłany przez pułkownika Stanisława Kupszę. Jego dowódca – major Konieczny rozkazał oddać salwę w powietrze. Ta pierwsza podczas zamieszek zdecydowana akcja wojska pozwoliła na opanowanie sytuacji i przywrócenie porządku. Wystawiono ochronę wokół budynku, a milicjanci zaczęli wywozić zabitych i rannych do szpitala miejskiego. Około godziny 12.30 z Kieleckich Zakładów Metalowych (d. Huta „Ludwików”) pod dom na ul. Planty 7 wyruszyło kilkuset robotników uzbrojonych w metalowe rury, kije i kamienie. Po przybyciu na miejsce robotnicy przerwali słaby kordon żołnierzy, zaatakowali pozostałych w domu Żydów i pogrom rozpoczął się na nowo. W tym czasie akty przemocy wymierzone w ludność żydowską zdarzały się na terenie całego miasta. Pod domem na ul. Planty i w jego okolicach zabitych zostało ponad dwadzieścia osób. Kilku mieszkańców Kielc narodowości polskiej zostało pobitych, gdyż wzięto ich za Żydów. Zginęło też trzech Polaków, którzy prawdopodobnie wystąpili w obronie napadniętych Żydów. Część morderstw miała charakter rabunkowy. Dopiero ok. godziny 14.00 służby mundurowe zaczęły reagować na rozprzestrzeniającą się przemoc. Komendant UB mjr Sobczyński zebrał na komendzie zamieszkałe w różnych częściach miasta rodziny żydowskie i zapewnił im ochronę. Wystawiono straż wokół szpitali, do których przewożono ofiary pogromu, gdyż wokół nich również zaczęli gromadzić się agresywni ludzie. Po oddaniu kilku salw wojsku udało się około godziny 14.00 odepchnąć tłum od budynku na ulicy Planty 7. Przed wieczorem do miasta wkroczyły dodatkowe oddziały wojska, pojawiły się wozy pancerne. Wprowadzono godzinę policyjną. Jeszcze tego samego dnia aresztowano ponad stu uczestników pogromu, w tym 34 żołnierzy i oficerów LWP oraz 6 funkcjonariuszy KBW. Około godz. 18.00 pogrom się zakończył, przynosząc śmierć 40 osób, w tym 37 Żydów i 3 Polaków oraz obrażenia stwierdzone u 35 osób.Ranni oraz pozostali w Kielcach Żydzi zostali następnego dnia przewiezieni strzeżonym pociągiem do Warszawy, organizatorem ewakuacji był wysłannik Centralnego Komitetu Żydów Polskich Icchak Cukierman, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim. W pierwszych godzinach po pogromie aresztowano kilkudziesięciu żołnierzy i milicjantów, przesłuchiwano ich jednak w charakterze podejrzanych. Większość została później zwolniona, chociaż przeprowadzone w następnych dniach badania ofiar pogromu wskazały, że jedenaście z nich zginęło od kul. Już w dniach 9-11 lipca 1946 r. w Kielcach odbył się pierwszy proces „sprawców” pogromu. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym obradującym na sesji wyjazdowej stanęło 12 osób, spośród których dziewięć skazano na karę śmierci, a pozostałe trzy osoby na dożywocie oraz siedem i dziesięć lat pozbawienia wolności. Wyroki śmierci przez rozstrzelanie wykonano już 12 lipca 1946 r. Procesy milicjantów i oficerów UB podejrzanych o udział w rozruchach odbyły się dopiero 25 i 26 września oraz 10 października. W ich wyniku kilku oskarżonych skazano na kary więzienia, kilku zaś zdegradowano do niższych stopni. W dniu 18 listopada odbył się kolejny proces piętnastu cywilnych uczestników pogromu, których skazano na kary więzienia, a 3 grudnia odbył się proces następnych siedmiu żołnierzy, których również skazano na kary więzienia. Natomiast 13 grudnia rozpoczął się proces komendanta UB w Kielcach Władysława Spychaj-Sobczyńskiego oraz dwóch komendantów milicji – Kuźnickiego i Gwiazdowicza. Spośród nich tylko Kuźnicki został skazany na rok pozbawienia wolności, dwóch pozostałych uniewinniono.PŁONĄCE AKTAKomunistyczne władze z miejsca nagłośniły tak sam pogrom, jak i związane z nim procesy. Od razu odpowiedzialnością za pogrom obciążyły antykomunistyczne podziemie, już w akcie oskarżenia pierwszego procesu „sprawców” wyraźnie wymieniając Wolność i Niezawisłość oraz Narodowe Siły Zbrojne. W kolejnych dniach w prasie publikowane były artykuły podtrzymujące tezę o prowokacji „reakcyjnego podziemia”. Swoim zwyczajem w fabrykach i zakładach pracy komuniści podejmowali próby organizacji wieców protestacyjnych potępiających antysemityzm i pogrom kielecki jako związane z działaniami organizacji antykomunistycznych. Tu jednak zareagowali robotnicy – społeczeństwo nie wierzyło w zorganizowanie pogromu przez antykomunistyczne podziemie i strajkami odpowiedziało na zmuszanie go do wieców. Efekt był więc odwrotny do zamierzonego i próby te zarzucono. Co ciekawe – komunistyczne władze nie podjęły żadnych działań zmierzających do ograniczenia podobnych zdarzeń w przyszłości. Poza propagandowym wykorzystaniem tych wydarzeń zapadła nad nimi cisza – nie podejmowano żadnych rozmów na ten temat na żadnym szczeblu. Informacje o pogromie, wątpliwościach co do jego przebiegu, ofiarach i procesie były w PRL blokowane. Pogrom kielecki został objęty cenzurą w krajowych publikacjach historycznych i badaniach dotyczących regionu kieleckiego. Pierwsza publikacja historyczna na ten temat pojawiła się dopiero w 1981 r. w „Tygodniku Solidarność”, a więc w prasie opozycyjnej. Archiwum kieleckiego SB zawierające dokumenty z okresu powojennego spłonęło, podobnie jak tysiące innych dokumentów bezpieki w 1988 r. Jego treść mogłaby zapewne rzucić nowe światło na sprawę pogromu kieleckiego, ale raczej już jej nie poznamy. Na razie jesteśmy więc skazani na odtwarzanie prawdy ze strzępków relacji i składanie drobnych faktów w jedną całość. Jaki obraz się z nich wyłania?STRZĘPKI INFORMACJIPogrom w Kielcach był faktem. To nie ulega żadnej wątpliwości. Ale kto naprawdę wywołał zamieszki? Czy faktycznie był efektem spontanicznej reakcji tłumu? Czy przeciwnie – całość została perfekcyjnie przygotowana i od początku do końca przeprowadzona zgodnie z planem?Anatol Fejgin – wysokiej rangi funkcjonariusz zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski żydowskiego pochodzenia w wywiadzie opublikowanym w „Reporterze” (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego: „Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać. (…) Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele”. Wyznanie to zostało odebrane jako pośrednie przyznanie się do tego, o czym nieoficjalnie mówiono od dawna – że pogrom kielecki był świadomie i celowo zorganizowany przez bezpiekę, która starannie zaplanowała jego przebieg, wykorzystując do jego przeprowadzenia prowokatorów oraz funkcjonariuszy UB i wojsko.Co ciekawe, na ubecką prowokację zwracał również uwagę biskup Czesław Kaczmarek. Także ówczesny prymas Polski August Hlond podkreślał, że wydarzenia w Kielcach nie zostały spowodowane przez rasizm. W oświadczeniu przekazanym dziennikarzom prymas napisał m.in.: „Przebieg nieszczęsnych i ubolewania godnych wypadków kieleckich wykazuje, że nie można ich przypisać rasizmowi. Wyrosły one na podłożu całkiem odmiennym, bolesnym a tragicznym (…)”. Prymas przypomniał interwencję księży w dniu pogromu i nieopublikowaną odezwę biskupa kieleckiego. Stwierdził też, że za zepsucie się wcześniejszego dobrego stosunku Polaków do Żydów „w wielkiej mierze ponoszą odpowiedzialność Żydzi, stojący w Polsce na przodujących stanowiskach w życiu państwowym, a dążący do narzucenia form ustrojowych, których ogromna większość narodu nie chce”, zwracając uwagę na znaczącą rolę Żydów w aparacie stalinowskiego terroru, jakiemu zostali poddani wówczas Polacy. Sam Czesław Kaczmarek, będący w tym czasie biskupem kieleckim, nie był wówczas obecny w Kielcach – przebywał na kuracji w którymś z uzdrowisk. Tym samym zarzuty Grossa o bierności Kościoła podczas pogromu są nikczemnym kłamstwem, zwłaszcza że inni miejscowi księża próbowali interweniować. Faktem jest, że po powrocie do miasta biskup przeprowadził własne śledztwo, którego wyniki zawarał w raporcie wręczonym ambasadorowi USA. Napisał w nim m.in.: „Żydzi są nielubiani, a nawet znienawidzeni”, gdyż „są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce, który mu jest narzucany przemocą, wbrew jego woli. (…)”. I dalej: „Z tego postanowiły skorzystać pewne komunistyczne czynniki żydowskie w porozumieniu z opanowanym przez siebie Urzędem Bezpieczeństwa, aby wywołać pogrom, który by dało się potem rozgłosić jako dowód potrzeby emigracji Żydów do własnego kraju, jako dowód opanowania społeczeństwa polskiego przez antysemityzm i faszyzm i wreszcie jako dowód reakcyjności Kościoła (…)”, przypisując tym samym autorstwo pogromu kieleckiej bezpiece. Nawiasem mówiąc, bp Kaczmarek został później oskarżony przez komunistów o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych oraz Stolicy Apostolskiej, faszyzację życia społecznego, nielegalny handel walutami oraz kolaborację, a po aresztowaniu w 1951 r. był przesłuchiwany i torturowany przez ubeków głównie żydowskiego pochodzenia. Ponieważ od dnia sporządzenia raportu do dnia aresztowania upłynęło pięć lat, nikt nie wiązał sprawy zatrzymania ordynariusza diecezji kieleckiej z treścią napisanego przez niego raportu, co może być dużym błędem, a samo aresztowanie niekoniecznie spowodowane tylko walką z Kościołem.Warto odnotować powyższe stwierdzenia, bowiem zostały napisane przez ludzi mających pełną świadomość nastrojów społecznych i sytuacji w kraju. Jeśli bowiem można w ogóle mówić o antysemickich nastrojach w społeczeństwie polskim, to nie wzięły się one znikąd. Polacy na co dzień mieli do czynienia z Żydami aktywnie uczestniczącymi w aparacie terroru – trudno więc oczekiwać, by ofiary pałały sympatią do katów. Opór Polaków w narzucaniu im komunizmu był wyjątkowo silny, a w 1946 r. często po prostu krwawy. Z drugiej strony – na Zachód przedostawały się informacje o tym, co dzieje się w Polsce i komuniści musieli jakoś uzasadnić swoje postępowanie wobec niepodległościowego podziemia. Zarzut antysemityzmu w Europie wstrząśniętej widokiem obozów zagłady nadawał się do tego idealnie.Co znamienne – podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich. Prawie w tym samym czasie odbyły się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do „wypędzenia” ok. 711 tys. Żydów z satelickich krajów ZSRR. I tu dochodzimy do sedna sprawy – sytuacji międzynarodowej, która dla pogromu w maleńkich Kielcach miała dość istotne znaczenie.WIELKA POLITYKA I MAŁE MIASTOŻydzi od wieków żyli nadzieją powrotu do Jerozolimy i stworzenia w Palestynie własnego państwa. Dopiero w 1922 r. Liga Narodów przyjęła projekt utworzenia Brytyjskiego Mandatu Palestyny z następującym komentarzem: „Odbudowa Żydowskiej Siedziby Narodowej ma się dokonać bez żadnego uszczerbku dla praw ludności arabskiej w Palestynie”. W owym czasie większość mieszkańców Palestyny stanowili muzułmańscy Arabowie, a jedynie w Jerozolimie mieszkało większe skupisko Żydów. Po 1945 r. Wielka Brytania została wmieszana w coraz bardziej agresywny konflikt z Żydami, walczącymi o swobodny dostęp żydowskiej imigracji do Palestyny. Pretensje Żydów do własnego państwa popierały Stany Zjednoczone, w których tamtejsi Żydzi mieli znaczne wpływy. Z kolei Związek Radziecki był zainteresowany wsparciem Arabów, co bynajmniej nie oznaczało sprzeciwu wobec planów utworzenia państwa Izrael. Przeciwnie – Stalin zdawał sobie sprawę, że w przypadku utworzenia w Palestynie państwa żydowskiego konflikt młodego kraju ze światem arabskim jest nieuchronny, a ten z kolei pozwoliłby mu na wspieranie państw arabskich dostawami broni i w zamian napływ funduszy potrzebnych do odbudowy ZSRR po wojnie. Postanowił więc wykorzystać okazję.Na przełomie czerwca i lipca 1946 r. przyjechały do Polski ostatnie transporty repatriantów żydowskich ze Związku Sowieckiego, w sumie ok. ćwierć miliona ludzi. Spośród nich wkrótce wyjechało 150 tys. właśnie z powodu pogromów inspirowanych tak przez NKWD, jak i przez organizacje syjonistyczne, którym również zależało na zwiększeniu liczby żydowskich mieszkańców Palestyny (acz z zupełnie innego powodu niż ZSRR). Ponieważ Żydzi nie zawsze chętnie wyjeżdżali na niepewny los, potrzebne były czynniki, które by ich do tego skłoniły. A nie było lepszych niż pogromy – dla ludzi, którzy dopiero co wynieśli głowy z wojennej pożogi, często tracąc w niej całe rodziny i przyjaciół, zagrożenie śmiercią było wystarczającym powodem, żeby uciekać, pozostawiając za sobą wszystko i zacząć życie od nowa, nawet ze świadomością, że będzie się to wiązało z zagrożeniem i trudnościami materialnymi. Według schematów NKWD później sami syjoniści dokonali prowokacji i pogromów w latach 1950-1951, by zmusić wówczas 547 tys. Żydów do wyjazdu do Izraela z krajów arabskich, takich jak Maroko, Algieria, Tunezja, Libia, Egipt, Arabia Saudyjska, Jordania, Syria i Liban oraz innych islamskich krajów, jak Iran, Pakistan, Turcja i Etiopia. Ukrywany jest fakt, że wcześniej zbrodnie podobne do pogromu kieleckiego miały miejsce po wojnie również w innych krajach Europy, pozostających pod sowiecką okupacją. Do pogromów doszło na Słowacji, Węgrzech i na Ukrainie – wszędzie według bardzo podobnego scenariusza. Również powody organizacji tamtejszych pogromów były identyczne jak w Polsce – odwracały uwagę międzynarodowej opinii publicznej od sowieckich zbrodni. Prof. Jerzy Robert Nowak pisze: „W opracowanej przez grupę wybitnych żydowskich badaczy na Zachodzie monografii historii Żydów w państwach zależnych od Związku Sowieckiego zwrócono szczególną uwagę na znamienne zachowanie pozostających pod nadzorem komunistów »sił porządku«: wojska i policji. W czasie zajść antyżydowskich w mieście Velke Topolcany 24 września 1945 r. w toku sześciogodzinnych zamieszek zniszczono wszystkie mieszkania żydowskie, raniono 49 osób. Policja przez cały ten czas nie tylko nie interweniowała w obronie napadniętych Żydów, lecz przeciwnie, uczestniczyła wraz z wojskiem w pogromie” (por. „The Jews in the Soviet Satellites”, Peter Meyer, Bernard D. Weinryb i in., Westpoint, Connecticut 1953, s. 105). I dalej: „Na łamach popularnego węgierskiego dziennika »Magyar Nemzet« z 15 marca 1991 r. przytoczono wymowne oceny węgierskiego historyka Marii Schmitd. Stwierdzała ona, że to ręka sowieckich tajnych służb kryła się za histerią wokół mordów rytualnych, wzniecaną w Słowacji w kwietniu 1946 r., na Węgrzech w maju 1946 r. (obok Kunmadars także w Mezökövesd i Hajduhadhaza) oraz w Polsce w lipcu 1946 r. Zdaniem Marii Schmidt: »Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy ‚kapitalizmu’; pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej ‚reakcji’, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków żydowskiego pochodzenia (…)«” (cyt. za: Janos Pelle, „A kunmadarasi pogrom. Shylock Hunniban II”, „Magyar Nemzet”, 15 marca 1991).KATYŃ, PRZEGRANE REFERENDUM I UMOCNIENIE WŁADZY Ale poza międzynarodowymi przyczynami pogromu w Kielcach były i przyczyny krajowe. Celem było nie tylko ukazanie środowisk niepodległościowych jako antysemickich zbrodniarzy, których zwalczanie jest obowiązkiem każdej praworządnej władzy. W polityce wewnętrznej chodziło także o odwrócenie uwagi opinii publicznej od sfałszowanych wyników referendum, które odbyło się zaledwie kilka dni wcześniej – 30 czerwca 1946 r. Wbrew komunistycznej propagandzie wzywającej do głosowania „Trzy razy tak”, Polacy zagłosowali trzy razy „nie”. Pogrom i reakcja nań władz odwracały uwagę od tego fałszerstwa. Odwracały też uwagę, zwłaszcza światowej opinii publicznej, od podjętego w tym czasie na procesie norymberskim tematu zbrodni katyńskiej. W 1946 r. Roman Andriejewicz Rudenko (późniejszy prokurator generalny ZSRR) – główny oskarżyciel z ramienia ZSRR w procesie norymberskim (a także w procesie szesnastu) – wniósł akt oskarżenia o ludobójstwo ok. 11 tys. polskich oficerów w Katyniu przez III Rzeszę. Ponieważ przebieg procesu szedł pod tym względem niezupełnie po myśli ZSRR, konieczne było odwrócenie od niego uwagi i podsunięcie światowej opinii publicznej tematu, na który była bardzo wrażliwa. To właśnie 4 lipca 1946 r. rozpoczęło się prezentowanie na posiedzeniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, podczas procesu najwyższych rangą zbrodniarzy nazistowskich, niekorzystnych dla ZSRR dowodów w sprawie zbrodni katyńskiej. Stalin zdawał sobie sprawę, że to nastąpi, potrzebował więc zdarzenia, które skutecznie odwróci uwagę od obu niewygodnych dla niego tematów. Pogrom pasował idealnie. Data 4 lipca, zadaniem ówczesnego ambasadora amerykańskiego w Polsce, Blissa Lanea, została specjalnie wyznaczona także po to, żeby reportaże z tego wydarzenia były natychmiast dostępne dla społeczeństwa amerykańskiego, a więc i dla tamtejszych środowisk żydowskich. Przecież 4 lipca to święto niepodległości USA – dzień wolny od pracy, w którym ludzie nie są zajęci codzienną bieganiną. W 1946 r. dzień ten przypadał w czwartek, więc opublikowanie informacji o pogromie w tym dniu i zaraz po nim zajmowało uwagę amerykańskiej opinii publicznej na dłużej niż parę godzin. Czyli znowu – spełniało dokładnie to, na czym zależało Stalinowi.PRAWDZIWY, RZETELNIE PRZEKAZANY PRZEBIEG WYDARZEŃ Faktem jest, że 4 lipca Henryk Błaszczyk, wówczas ośmioletni chłopiec, powiedział, że był przetrzymywany przez Żydów w piwnicy, z której udało mu się uciec. Po latach, już jako dojrzały mężczyzna w jednym z programów poświęconych pogromowi przyznał, że w pierwszych dniach lipca 1946 r. przebywał u rodziny na wsi, a gdy wrócił do miasta, ojciec kazał mu powiedzieć, że był przetrzymywany przez Żydów. Faktem jest, że 4 lipca do domu przy ulicy Planty 7, gdzie przebywali Żydzi dwukrotnie wkroczyli milicjanci, wojsko, KBW, oficerowie wywiadu wojskowego i sześciu współdziałających z nimi cywilów. Dom był otoczony kordonem wojska oddzielającego budynek i jego mieszkańców od tłumu na zewnątrz. Nikt z cywilów i osób „niepowołanych” nie miał możliwości wtargnięcia do środka. Hipotezę, że była to przeprowadzona z premedytacją akcja, zdają się potwierdzać następujące po sobie wydarzenia. Żydzi wyraźnie byli mordowani według jakiegoś planu. Najpierw wojsko nastraszyło ich, strzelając w okna, po wejściu żołnierze wylegitymowali obecnych i odebrali im broń, a następnie zaczęli strzelać do obecnych w środku. Pierwszymi ofiarami byli: rabin Kahande, najbogatszy kielecki kupiec żydowskiego pochodzenia, który głosił plan reaktywowania w mieście prywatnego handlu, i adwokat, który upominał się o zwrot żydowskiego mienia zagrabionego w czasie wojny. W dodatku przez wiele godzin świadomie nie zorganizowano odsieczy dla Żydów osaczonych w otoczonym przez wojsko i grupy cywilów budynku. Organizacja pomocy i stłumienie zamieszek nie powinny stanowić żadnego problemu, tym bardziej, że w późniejszych latach komuniści udowodnili wiele razy, że nie mieli z tym żadnego problemu. Jak wykazał prof. Jerzy Robert Nowak, szef kieleckiej bezpieki – major Władysław Sobczyński „odmówił wysłania na miejsce gromadzenia się tłumu kompanii szturmowej WUBP pod pretekstem, że żołnierze są zmęczeni nocną akcją w terenie”. Na miejsce zajść nie dopuszczono prokuratora oraz księży, którzy chcieli powstrzymać tłum, liczący bynajmniej nie kilka tysięcy osób, tylko raczej kilkaset.KTO TEGO DNIA RZĄDZIŁ W KIELCACH?Oczywiście zdarzenia tego nie dało się zorganizować spontanicznie – trzeba było wcześniej wybrać miejsce i czas oraz wyznaczyć odpowiednich ludzi. Wiele wskazuje na to, że inscenizacja „pogromu kieleckiego” odbyła się pod nadzorem wysokiej rangi urzędnika GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego), Michaiła Diomina, który na parę dni przed pogromem przyjechał do Kielc i po spisaniu sprawozdania z „pogromu” wyjechał. Michaił Diomin, który mówił biegle sześcioma językami, później służył na wysokich stanowiskach w ambasadach sowieckich w Niemczech Zachodnich i Izraelu. Został rozpoznany przez Żydów z Kielc, którzy po pogromie przyjechali do Izraela. Sama obecność w Kielcach urzędnika tak wysokiej rangi byłaby niezrozumiała, gdyby nie fakt, że tamtejszy „pogrom” był bardzo ważnym elementem w strategii Sowietów. Obok Michała Diomina w czasie pogromu w Kielcach był stacjonowany pułkownik NKWD Natan Szpilewoj i komendant ówczesnego Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach Władysław Spychaj-Sobczyński, który później mówił znajomym w jego rodzinnym Koninie, że pogrom kielecki, tak, jak i inne pogromy w ówczesnych krajach satelickich, był inscenizowany przez NKWD na rozkaz Moskwy, a przebieg tych zdarzeń był kontrolowany przez sowiecki aparat terroru. Ciekawa jest też historia zastępcy Sobczyńskiego. Był nim Albert Grynbaum, który w dziwnych okolicznościach zginął w wypadku samochodowym tuż po wydarzeniach kieleckich. O tym, że Sobczyński przez kilka godzin nie zrobił nic, by pogrom powstrzymać, powszechnie wiadomo. Ale nie wspomina się już o tym, że przez cały ten czas był pilnowany przez Natana Szpilewoja, który nawet miał dzwonić do Warszawy, żeby skonsultować dopuszczenie do ewentualnej interwencji. Rzecz znamienna, że Sobczyński – przedwojenny komunista i wojenny partyzant radziecki, chociaż ewidentnie nie dopełnił swoich obowiązków, pomimo wytoczonego mu procesu nie poniósł odpowiedzialności. Skazany został natomiast komendant milicji – Kuźnicki, który 4 lipca 1946 roku… przebywał na zwolnieniu lekarskim, a do pracy przyszedł na wieść o pogromie. Wszystko to wskazuje na świadomą prowokację i realizowanie odgórnie przyjętego scenariusza.Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy kapitalizmu, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę i wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom  prawicowej reakcji, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków pochodzenia żydowskiego.STRZAŁY Z GÓRY I CIOSY BAGNETÓWPodobnego zdania była też Bożena Szaynok, autorka książki „Pogrom Żydów w Kielcach 4 VII 1946” (Warszawa 1991). Napisała ona, że „działania milicji służyły niewątpliwie rozwojowi wydarzeń pogromowych. Działania szefa WUBP [Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego – J.R.N.] były niewątpliwie skierowane na spotęgowanie wydarzeń pogromu” (s. 108). Na prowokację wskazuje też późniejsza kariera majora Sobczyńskiego. W normalnych warunkach oficer niepotrafiący opanować zamieszek, w wyniku których zginęli ludzie, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Tymczasem w procesie po zamieszkach skazani zostali ludzie, którzy według ich rodzin w dniu 4 lipca 1946 r. nawet nie przebywali w Kielcach.Sędzia Andrzej Jankowski – wieloletni dyrektor Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Kielcach – w lipcu 1946 r. mieszkał w Kielcach i na własne oczy widział rzekomy tłum gromadzący się na Plantach. Stwierdził stanowczo, że nie było możliwości, by była to kilkutysięczna gromada ludzi. Ulica Planty nie pomieściłaby w żadnym wypadku takiej liczby ludzi.Sędzia zwrócił też uwagę na jeszcze jeden aspekt zajść. W wywiadzie udzielonym dr. Leszkowi Bukowskiemu – naczelnikowi kieleckiej Delegatury Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN powiedział: „50 osób sądzonych w różnych procesach związanych z pogromem, 32 to byli milicjanci, żołnierze i funkcjonariusze UB. Pozostałych 18 to cywile. Na 40 Żydów, którzy stracili życie w tym dniu lub później w efekcie doznanych obrażeń, na 11 zwłokach znajdowały się rany postrzałowe, a na 11 rany od bagnetów Mosina, przy czym nie we wszystkich przypadkach jako przyczynę określono te obrażenia, gdyż ofiary miały również zmiażdżone czaszki od silnych uderzeń. Ślady na zwłokach wskazują na udział w zbrodni ludzi uzbrojonych”. A bagnety Mosina miało wojsko i KBW, a nie cywile i robotnicy. W dodatku, zdaniem sędziego, również zmiażdżone czaszki ofiar wskazują, że bito je, by zabić, a nie spontanicznie dawano w przysłowiową „mordę”.Co więcej – we wspomnianym wywiadzie Jankowski przytoczył relację młodej Żydówki Hanki Alpert, która jako świadek wydarzeń podczas przesłuchań po pogromie powiedziała, że żołnierze po wejściu do budynku zdjęli mundury i z okien zaczęli strzelać do zgromadzonych na ulicy. Jeśli istotnie tak było, to należałoby postawić pytanie o cel takiego zachowania. Łatwo bowiem przewidzieć reakcję zgromadzonych, gdy nagle padły w ich kierunku strzały oddane przez cywilów zgromadzonych w budynku, gdzie przebywali Żydzi.Warto też zastanowić się przez chwilę nad rolą Jana Wrzeszcza – prokuratora Sądu Okręgowego w Kielcach. Na początku lipca 1946 r. był co prawda na urlopie, ale przebywał w mieście. Usłyszawszy o wydarzeniach na Plantach, udał się tam i próbował objąć przewodnictwo. Jak widomo, został zignorowany i niedopuszczony do żadnych działań.Trzy dni później na zjeździe delegatów Związku Zawodowego Pracowników Sądowych i Prokuratorskich w Łodzi, w odpowiedzi na propozycję uchwały potępiającej wydarzenia kieleckie, „które okrywają hańbą naród polski”, opowiedział się „za”, ale z koniecznością poznania faktów. Obecny tam wiceminister sprawiedliwości Leon Chajn w swoim wystąpieniu straszliwie go za to skrytykował. Następnego dnia wiadra pomyj wylała na niego lokalna prasa, a sam Wrzeszcz został zawieszony w obowiązkach. W końcu po licznych nieprzyjemnościach zarzucono mu, że jest „klerykałem” i przeniesiono w stan spoczynku, informując o tym – co znamienne – nie jego samego, tylko jego zwierzchnika. Kiedy jakiś czas później poprosił o zaliczenie mu do emerytury wcześniejszego okresu pracy w innej instytucji, prokurator Alicja Graf (z pochodzenia Żydówka), ta sama, która zleciła powieszenie generała Emila Fieldorfa, odmówiła mu nawet tego. Wrzeszcz musiał się więc bardzo narazić władzom, że tak potraktowały – w końcu – swojego człowieka."POLIGON DOŚWIADCZALNY"?Sędzia Jankowski zwrócił też uwagę na osobę Henryka Błaszczyka, tego samego, który złożył doniesienie o porwaniu syna. Otóż cała rodzina Błaszczyków została zatrzymana przez UB i przetrzymywana aż do 1947 r. Nikomu z niej nie postawiono jednak żadnych zarzutów, a Henrykowi Błaszczykowi nie wytoczono żadnego procesu. A przecież z oficjalnej wersji wydarzeń wynika, że to on był ich prowokatorem. Za mniejsze rzeczy wówczas rozstrzeliwano. Dlaczego więc Błaszczykowi nic się nie stało? Sędzia Jankowski tego nie powiedział, ale przypuszczenie, że zatrzymanie było formą ochrony nasuwa się samo. A może chodziło o przytoczone przez sędziego pogłoski, że Błaszczyk był stałym współpracownikiem UB ps. „Przelot”? Co ciekawe – informacja pochodzi przede wszystkim od sekretarki szefa UB, Żydówki, która potem wyemigrowała. Czy stary Błaszczyk to „Przelot” – nie wiadomo. Wiadomo za to, że przez wiele lat był pracownikiem ochrony Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Sędzia zwrócił też uwagę, że badanie ciał wykazało, że dwaj spośród trzech zastrzelonych Polaków zginęli od strzałów oddanych z góry, co potwierdzałoby relację Hanki Alpert.Zauważył również, że podobne zdarzenia z udziałem dzieci, chociaż niezakończone pogromami, miały miejsce w innych miejscach na południu Polski. Na przykład pod koniec lipca 1946 r. w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy, że jej syn nie wrócił na noc. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili ich Żydzi. Rzecz znamienna, że Henio Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ulicę Planty 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi. Może to oczywiście być zbieg okoliczności, ale trudno nie powtórzyć za sędzią Jankowskim pytania, czy południowo-wschodni region Polski był jakimś polem doświadczalnym.ROLA NKWDInni autorzy zwracali uwagę na rolę NKWD w organizacji pogromu. Podkreślał ją np. Michael Chęciński w opublikowanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism – Nationalism – Antisemitism”. Chęciński – były oficer Wojska Polskiego żydowskiego pochodzenia – powiązany ze służbami specjalnymi, eksponował rolę wspomnianego już oficera sowieckiego wywiadu Michaiła Aleksandrowicza Diomina. Poza przytoczeniem powszechnie znanych faktów związanych z okresem jego pobytu w Polsce, Chęciński zwrócił uwagę, że Diomin był oficerem specjalizującym się w sprawach żydowskich (w latach 1964-1967 był oficerem wywiadu sowieckiego w Izraelu, gdzie pracował jako sekretarz attaché handlowego w ambasadzie sowieckiej w Tel Awiwie) i stwierdził, że to on nadzorował Sobczyńskiego. Co szczególnie ciekawe – Chęciński twierdzi, że dopiero ten nadzór przyniósł pożądane efekty, dowodząc, że Sobczyński próbował już zorganizować zajścia antyżydowskie w Krakowie i Rzeszowie, które jednak się nie powiodły. Chęciński w swojej książce pisał zresztą wprost, że z pogromu kieleckiego najwięcej korzyści wynieśli radzieccy komuniści, którzy na arenie międzynarodowej mogli rozpętać nagonkę na „polskich antysemitów”, „polskich faszystów z leśnych band” i oczywiście na polski Kościół. „Antyżydowskie wybuchy w Polsce służyły jako pretekst do wzmocnienia kontroli nad polskim aparatem bezpieczeństwa poprzez wskazanie, że Polacy, nawet komuniści, nie są w stanie sami utrzymać prawa i porządku (…). Co więcej, mogli usprawiedliwiać wszystkie przyszłe represje polityczne jako konieczne dla zahamowania antysemickich sentymentów ludności (…)” – pisał.Co ciekawe (i zapomniane), Chęciński nie był odosobniony w swojej opinii. Na wiele lat przed nim na pogrom kielecki zareagowali polscy intelektualiści, w większości z pochodzenia Żydzi, którzy w specjalnym oświadczeniu wydanym w USA już 7 lipca 1946 r. napisali:„Reżimowi warszawskiemu zależy na odwróceniu uwagi światowej opinii publicznej od swoich ogromnych problemów w administrowaniu krajem – ponieważ nie opiera się on na woli większości Narodu Polskiego – lecz potężnej policji bezpieczeństwa, za którą stoi okupacyjna armia sowiecka. W chwili, kiedy opinia publiczna krajów demokratycznych zaczyna sobie zdawać sprawę z oszustw i nadużyć, jakie popełnia w Polsce prosowiecki reżim (by wspomnieć tylko ostatnie, oszukańcze referendum), rząd warszawski sprowokował morderstwa w Kielcach – ubierając się w togę obrońcy społeczności żydowskiej – aby upozorować, że jest za obroną demokracji”.Tym samym współcześni nie mieli złudzeń co do faktycznych sprawców pogromu, więc komuniści musieli uruchomić cały aparat propagandy, żeby opinie te powstrzymać. I tak też się stało.APARAT KŁAMSTWPod koniec lipca 1946 roku w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy , że jej syn nie wrócił na noc do domu. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili go Żydzi.  Rzecz znamienna, iż Henryk Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ul. Plany 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi. Machina kłamstw została puszczona w ruch już w kilka godzin po zajściach. W oficjalnej odezwie do ludności miasta Kielc z dnia 4 lipca 1946 r. oświadczono: „Opłacane złotem bandy leśne NSZ, WiN, AK dokonały zbrodni”. Na kieleckich ulicach rozplakatowana została odezwa PPR, PPS, SP, PSL, SL, SD oraz Okręgowej Komisji Związków Zawodowych, pełna błędów i sformułowań charakterystycznych dla sowieckich produkcji tego typu, w której pojawiały się slogany o reakcyjnych panach polskich i stwierdzenie, że wydarzenia w Kielcach rzucają plamę na cały naród polski. Liczne błędy w stylistyce i pisowni wskazywały, że autorami tej ulotki z całą pewnością nie byli członkowie podpisanych pod nią ugrupowań, tylko raczej ktoś, kto słabo znał język polski, za to bardzo dobrze – język propagandy NKWD.Obecny na pogrzebie ofiar pogromu minister bezpieki Stanisław Radkiewicz oświadczył, że wydarzenia w Kielcach to dzieło emisariuszy Rządu Polskiego na Zachodzie i generała Andersa, przeprowadzone przy poparciu AK. Władysław Gomułka w przemówieniu wygłoszonym na zebraniu aktywu PPS i PPR 6 lipca 1946 r. powiedział: „Faszyści polscy, ci sami, którzy tak entuzjazmują się na sam widok pana Mikołajczyka i których on wita lordowskim uśmiechem zadowolenia, prześcignęli w antysemickim szale morderców hitlerowskich”.Zarzuty te powtórzyła komunistyczna prasa, pisząca o prowokacji elementów reakcyjnych i kieleckich kołtunach, zarażonych hitlerowską trucizną, podawaną przez andersowskich bandytów mszczących się za „klęskę referendum”.Całość skwapliwie wykorzystali przedstawiciele żydowskich organizacji (np. Centralnego Komitetu Żydów Polskich), którzy zapominając o relacjach współbraci mówiących o strzałach oddawanych przez wojsko, zajścia te nazywali „próbą odłamu faszystowskiego podburzenia społeczeństwa przeciw rządowi”, spowodowaną oczywiście przegranym referendum. Icchak Cukierman (jeden z przywódców powstania w getcie) stwierdził, że: „(…) Kielce to początek organizowania zamachów na Żydów (…) Dookoła zorganizowanych sił faszyzmu stoją antysemiccy zbrodniarze. Rząd zaczyna się umacniać i walka z reakcją jest ciężka, można się spodziewać mordów na Żydach. Kielce nie były odosobnione (…)”. Tak częste przywoływanie „przegranego” referendum jako przyczyny pogromu z całą pewnością nie było przypadkowe. Gwoli sprawiedliwości trzeba też przyznać, że przynajmniej część informacji o przyczynach pogromu żydowskie organizacje czerpały wprost od Jakuba Bermana, a zatem trudno oczekiwać, by były one zgodne z prawdą. Berman wykonywał przecież ściśle instrukcje Moskwy, a sam będąc Żydem, był żywotnie zainteresowany stosunkami polsko-żydowskimi. Warto też odnotować, że o ile komunistyczne władze dostosowały się do życzeń środowisk żydowskich odnośnie odpowiedniego nagłośnienia pogromu kieleckiego na Zachodzie, o tyle nie podjęły żadnych szczególnych działań w celu zapobieżenia podobnym zajściom w przyszłości. Oznacza to, że miały świadomość, iż takie zagrożenie nie istnieje, albo, że w razie konieczności bez trudu zdołają opanować sytuację, co prowadzi wprost do wniosku, że zdarzenia w Kielcach były starannie zaplanowane i przeprowadzone zgodnie z przyjętym z góry scenariuszem.PODSUMOWANIEPodsumowując sprawę pogromu kieleckiego trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że powyższe wnioski, wyprowadzone z dostępnych strzępków dokumentów i relacji, nie znalazły pełnego potwierdzenia w archiwaliach. Te bowiem, jak już zaznaczono, spłonęły w 1988 r. Zaznaczyć też trzeba, że niezależnie od wszystkich tych czynników w przeprowadzeniu pogromu poza wojskiem wzięła też udział grupka mieszkańców Kielc. Dziś nie sposób stwierdzić, kto wszedł w jej skład – ilu było w niej aktywnych komunistów wykonujących jakieś wytyczne, a ilu kielczan, którzy faktycznie uwierzyli w porwanie polskiego chłopca. Prawdą jest też, że w tamtych miesiącach widać było rażącą dysproporcję pomiędzy głodującymi Polakami a Żydami, którzy byli w nieporównanie lepszej sytuacji ekonomicznej i którzy wcale się z tym nie kryli. To drażniło i wzmagało niechęć. Nie bez znaczenia było zaangażowanie kieleckich Żydów w działania aparatu PPR, PPS i bezpieki, co wzbudzało do nich wręcz nienawiść, tyle że spowodowaną nie przynależnością etniczną, tylko polityczną. W dodatku przynajmniej kilku Żydów zaangażowanych w nowych władzach wywołało powszechne oburzenie popełnionymi nadużyciami. W tej sytuacji prowokacja łatwo mogła znaleźć podatny grunt. Biorąc pod uwagę, że ze stuprocentową pewnością wiemy, iż pierwsze jej ofiary zginęły z rąk przedstawicieli władzy, obciążanie za nią odpowiedzialnością Polaków jest co najmniej nadużyciem. A mówiąc wprost – podłym kłamstwem. Niestety, nie jedynym w kwestii stosunków polsko-żydowskich. Dokumenty, źródła, cytaty::http://catholicinsight.com/online/reviews/books/article_750.shtml- James R. Thompson - Uniwersytet  Rice w Houston w Teksasie http://zaprasza.net/a_y.php?article_id=21673"The Chesterton Review, Special Polish Issue, Spring - Summer"- Iwo Cyprian Pogonowski, „Pogrom kielecki 1946”,www.owp.org.pl- Jerzy Robert Nowak, „Prawda o Kielcach 1946 r. Część I”, „Nasz Dziennik”, 04 lipca 2002.- „Pogrom kielecki – oczami świadka”,  - Katarzyna Bańcer (PAP) http://dzieje.pl/aktualnosci/70-rocznica-pogromu-kieleckiegohttp://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/07/odkamac-tzw-pogrom-kielecki.htmlhttp://polskaniepodlegla.pl/magazyn-patriotyczny/item/2801-wielkie-klamstwo-ub-zdemaskowane-prawda-o-pogromie-kieleckim-wychodzi-na-wierzch Jerzy Robert Nowak "Odkłamać tzw. pogrom kielecki""Warszawska Gazeta" 1 lipca 2016 r."Prawda o pogromie kieleckim - wielkie kłamstwo UB zdemaskowane""Zakazana Historia" lipiec 2014"Mity przeciwko Polsce" Leszek Żebrowski; Żydzi, Polacy, komunizm  wyd. Penelopa Warszawa 2012          
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 
Viewing all 789 articles
Browse latest View live