Quantcast
Channel: Blog użytkownika Aleszumm
Viewing all 778 articles
Browse latest View live

ZBRODNICZE BOMBARDOWANIE WIELUNIA II WOJNA ŚWIATOWA BYŁA WYMIERZONA W CYWILÓW

$
0
0
Ilustracja: 
ZBRODNICZ NIEMIECKIE BOMBARDOWANIE
ZBRODNICZE BOMBARDOWANIE WIELUNIAII WOJNA ŚWIATOWA BYŁA WYMIERZONA W CYWILÓW Według wielu historyków to właśnie Wieluń, nie Westerplatte jako pierwszy padł ofiarą niemieckiej agresji w czasie II wojny światowej. Bombardowanie Wielunia to symbol wojny totalnej, wymierzonej nie tylko we wrogie wojska, ale i bezpośrednio w cywilów. W zupełnie bezbronnym mieście bomby spadły m.in. na szpital, kościół i synagogę.Atak na Wieluń był symboliczny dla rozpoczynającej się II wojny światowej. Niemcy bez wypowiedzenia działań wojennych, z zaskoczenia, zbombardowali bezbronne miasto. Do nalotu doszło 1 września 1939 roku nad ranem, według wielu historyków, 5 minut przed atakiem na Westerplatte.Atak na bezbronne miastoWieluń w 1939 roku był spokojnym 15-tysięcznym miasteczkiem. Nie miał jakiegokolwiek znaczenia militarnego. Nie stacjonowało tam wojsko, nie było rozwiniętego przemysłu, a miasto nie było znaczącym węzłem komunikacyjnym. Wieluń nie miał także żadnej obrony przeciwlotniczej. Mimo to stał się celem kilkukrotnego bombardowania.W chwili ataku większość mieszkańców spała lub powoli budziła się do swoich codziennych obowiązków. W piątek 1 września w Wieluniu miał odbyć się targ, co ściągnęło do miasta mieszkających w okolicy chłopów, którzy od samego rana zajmowali jak najlepsze miejsca na rynku.Nagle zawyły alarmowe syreny. Na niebie pojawiły się niemieckie samoloty, które z głośnym świstem zanurkowały nad miastem i zrzuciły na nie pierwsze bomby. „Zobaczyłem jak samoloty zatoczyły rundę nad miastem, po czym obniżyły lot. Usłyszałem okropny świst i za chwilę szyby w naszym lokalu wyleciały na podłogę, futryna jednego z okien wpadła do środka, a brunatno-szary pył przesłonił wszystko” – opisywał nalot jeden ze świadków.Jednymi z pierwszych ofiar II Wojny światowej zostali ciężko chorzy pacjenci ze szpitala Wszystkich Świętych w Wieluniu. Lżej chorzy byli pod koniec sierpnia wypisywani do domów, ze względu na obawę przed wiszącym w powietrzu konfliktem. Szpital został zbombardowany, mimo wyraźnego oznaczenia rozpoznawanymi na całym świecie znakami Czerwonego Krzyża. Nie było możliwości, żeby piloci nie wiedzieli ma jaki obiekt zrzucają śmiertelny ładunek.Niedługo nadszedł i drugi nalot. „Po drugim nalocie zniszczenie miasta było ogromne. Widziałem szpital doszczętnie zburzony. Obok szpitala na gałęziach drzewa widziałem zwisające zwłoki. Na ulicach leżało sporo zabitych i rannych. (…) Popłoch w mieście panował nie do opisania. Ludzie uciekali z miasta, wielu biegło tylko w bieliźnie. Zaskoczenie było tak wielkie, że niektórzy odchodzili od zmysłów” – opisywał inny ze świadków.Nalotów dokonywały eskadry z kilku lotnisk zlokalizowanych na terenie Śląska Opolskiego, głównie z lotniska Nieder-Ellguth (obecnie Ligota Dolna). Od świtu do ok. godz. 14 odbyło się kilka nalotów, jednak to te pierwsze były najbardziej śmiercionośne. Ataki były przeprowadzone przez bombowce nurkujące typu Ju 87B zwane powszechnie sztukasami. Na miasto miało spaść łącznie 380 bomb o łącznej wadze 46 ton.Już po pierwszym nalocie nad miastem pojawił się samolot rozpoznawczy pilotowany przez ppor. Dietricha Lehmanna, który później pisał:„Określam mniej więcej kurs na Wieluń i chcę tam sprawdzić, jaki skutek odniósł nasz atak. Jest już 6.00, jednak dzień jakoś nie chce się rozjaśnić. Nie minęło wiele, a w szarości przed nami widać naraz ogromny pożar, z którego prawie pionowo wzbija się w górę ciemna, szeroka ściana dymu i miesza się z mgłą i wiszącymi nisko chmurami. Przerażająco piękny widok! W trzech różnych punktach palą się rogatki miasta, tam gdzie ulokowane były polskie wojska. Na dole widzę dziki chaos, wygląda na to, że ludzie kompletnie potracili głowy”. DDLACZEGO WIELUŃ? Według niemieckich raportów w mieście miała przebywać polska brygada kawalerii. Wiadomo jednak, że 1 września żadnych polskich wojsk w Wieluniu nie było. Umieszczenie w dokumentach informacji o kawalerzystach było prawdopodobnie działaniem propagandowym. A jeśli nawet Niemcy dysponowali nieaktualnymi już informacjami o obecności w mieście polskich wojsk, które mogłyby zagrozić późniejszemu przemarszowi ich armii, to zupełnie nie usprawiedliwia to bombardowania szpitala, czy innych obiektów cywilnych.Dlatego atak bywa nazywany terrorystycznym, a wielu historyków skłania się do tezy, że był elementem wojny psychologicznej. Niemcy chcieli wzbudzić strach wśród ludności cywilnej już w pierwszych godzinach wojny. Szerzona przez uciekinierów panika miała wywołać chaos na drogach i utrudnić komunikację polskim wojskom, a dodatkowo pokazać potęgę niemieckiej armii. Prawdopodobnie, w Wieluniu Niemcy chcieli również w bezpieczny dla siebie sposób (brak obrony przeciwlotniczej) przetestować bombowce w warunkach bojowych.Wieluń czy Westerplatte?W ostatnich latach ponowną popularność zyskuje teza, że II wojna światowa wybuchła w Wieluniu, a nalot miał miejsce o 4:40, na 5 minut przed niemieckim atakiem na Westerplatte. Jednak dr Grzegorz Bębnik z katowickiego oddziału IPN w opublikowanym w 2008 roku artykule udowadnia, że bombardowanie Wielunia rozpoczęło się tak naprawdę o 5:40, czyli dokładnie tak jak podano w oficjalnych niemieckich dokumentach. Według niego, różnica wynika z błędnego przyjęcia, że w Niemczech obowiązywał tzw. czas letni, z godziną przesuniętą do przodu w stosunku do stosowanego w Polsce czasu środkowoeuropejskiego.„Zdumiewające, że nigdzie ponadto - poza właśnie przypadkiem Wielunia - nie neguje się czasowej zgodności polskich oraz niemieckich relacji we wszystkich innych wrześniowych starciach” – podkreśla w swojej pracy dr. Bębnik. I rzeczywiście, w niemieckich źródłach atak na Westerplatte jest datowany na 4:45, a bombardowanie mostów tczewskich na 4:40. Jeśli zgodnie z tezą o przesunięciu czasu, przesunąć również w tych dokumentach, to atak na Westerplatte musiałby mieć miejsce o 3:45, co zupełnie nie jest zgodne z prawdą.W tym miejscu warto też przypomnieć, że według wielu innych historyków to właśnie w Tczewie doszło do pierwszego ataku w II wojnie światowej. Niemiecka eskadra lotnicza z Elbląga zbombardowała dworzec kolejowy, zachodni przyczółek mostów oraz koszary 2 batalionu strzelców oraz rejon elektrowni w centrum miasta. Według niemieckich dokumentów miało to mieć miejsce o godz. 4:40, ale atak bywa datowany nawet na kilkanaście minut wcześniej. Chwilę po nalocie do ataku przystąpiła przywieziona pociągiem niemiecka piechota. Polacy odparli niemiecki atak, a mosty zgodnie z rozkazem wysadzili sami i cofnęli się za rzekę.Wróćmy jednak do godziny rozpoczęcia nalotu na Wieluń. Dodatkowe zamieszanie w tej sprawie wywołuje wypowiedź Adolfa Hitlera, który ogłaszając w Reichstagu rozpoczęcie wojny z Polską powiedział, że Niemcy otworzyły ogień o 5:45 (miała to być odpowiedź na „brutalny atak Polaków”). Dr. Bębnik uważa, że mówienie o 5:45, a nie o 4:45 było po prostu przejęzyczeniem wodza III Rzeszy, które w żadnym stopniu nie może być potwierdzeniem, że godziny podane w niemieckich dokumentach są o godzinę późniejsze od czasu polskiego.Jednak prawdopodobnie z tego powodu właśnie 4:40 zamiast 5:40 została w 1959 roku umieszczona na pamiątkowej tablicy w Wieluniu. I kiedy dwa lata później pytano o nalot świadków bombardowania, godzina ta mogła tak wryć się w ich pamięć, że podawali własnie ją jako swoje osobiste wspomnienia. Te z kolei stały się jednym z podstawowych argumentów potwierdzających nalot o godzinie 4:40.Dr. Bębnik przywołuje też relację, która umiejscawia czas pierwszego nalotu na ok. godz. 5:40. Wspomnienie robotnika Melchiora Kałuży jest o tyle cenne, że pracował on pod Wieluniem codziennie o 6:00 rano. Dom opuszczał zawsze o 5:00, a bombardowanie obserwował, już z miejsca budowy. To, że jego dzień wyglądał codziennie tak samo uwiarygadnia treść samych wspomnień, w których pisze, że pierwsze samoloty zrzuciły bomby tuż przed rozpoczęciem jego pracy, na dłuższą chwilę po tym jak wyszedł z domu o 5:00.„Nikt o niczym nie wiedział, podczas gdy Melchior był już u pracy dzień był bardzo piękny i słoneczny, ciepły, bez wiatru, było to jeszcze przed rozpoczęciem pracy, niektórzy już przyszli, ale dużo jeszcze nie przyszło” – czytamy we wspomnieniach robotnika, które relacjonował mówiąc o sobie w 3. os. – Przyleciały ciemne samoloty z dużymi szyrokimi krzyżami czarnemi leciały po 3 razem w pewnych odstępach, być może było [ich] 12. Zrzucili kilka bomb na Wieluń miasto, po zbombardowaniu Wielunia odlatowali w różne kierunki” – opisuje nalot Kałuża.Jednak nawet jeśli atak miał rzeczywiście miejsce o godz. 5:40, a nie o 4:40 to Wieluń pozostaje bardzo symbolicznym miejscem. Jest bowiem przykładem bombardowania bezbronnego miasta, czyli początku wojny totalnej. Udowadnia, że tego typu terrorystyczne naloty na miasta i kolumny uchodźców, były elementem wojny od samego jej początku. OFIARY BOMBARDOWANIA Ze względu na bardzo ubogie dane nie ma również zgodności, co do liczby ofiar ataku. Obecnie najczęściej podaje się liczbę od 1000 do 2169 zabitych osób. Zygmunt Patryn, ówczesny dyrektora szpitala w swoich wspomnieniach podaje, że w samej tylko lecznicy zginęło 26 chorych, 2 zakonnice i 4 pielęgniarki.Imiennie udało się zidentyfikować jedynie niewielką cześć ofiar. Trudno dokładnie zliczyć innych zabitych ze względu na to, że Niemcy grzebali mieszkańców Wielunia w masowych grobach bez wcześniejszego przeliczenia ciał. Pozostała przy życiu ludność miasta uciekła, a wielu z uciekinierów zaginęło później bez wieści. Skutkiem nalotów było także zniszczenie ok. 75 proc. zabudowy miasta.Wieluń jako zbrodnia wojennaZdaniem profesora Witolda Kuleszy z IPN bombardowanie Wielunia było pierwszą niemiecka zbrodnią wojenną. Niemieckie Luftwaffe bezpośrednio złamało kolejne artykuły konwencji haskiej bombardując Wieluń z zaskoczenia (art. 26. konwencji haskiej), łamiąc jego status miasta otwartego (art. 25.), niszcząc szczególnie chronione nawet w bronionym mieście obiekty, takie jak szpital, miejsca kultu (kościół i synagoga) i zabytki (art. 27) oraz ostrzeliwując z samolotów uciekającą, bezbronną ludność cywilną (art. 23 b).Żaden z pilotów nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za tę zbrodnię. „To, co według ocen polskich prawników jest zbrodnią wojenną, według ocen prawników niemieckich mieści się w ramach działań wojennych, a jeżeli nawet w ich ramach doszło do zabójstw wykraczających poza wojenną konieczność, to czyny te uległy przedawnieniu. Nie mogą być zatem ścigane w RFN"– stwierdzili niemieccy prokuratorzy w 2004 roku umarzając śledztwo w tej sprawie, nie przesłuchawszy nawet dowódców jednostek Luftwaffe.Początek wojny totalnejAtak na Wieluń z całą pewnością można uznać za symboliczny początek II Wojny Światowej. I to nie dlatego, że był on chronologicznie jednym z pierwszych niemieckich ataków na II Rzeczpospolitą. Przede wszystkim Wieluń jest symbolem początku wojny totalnej – wojny, w której nie chodzi jedynie o pokonanie wrogich wojsk i osiągnięcie strategicznych celów, ale o całkowite zniszczenie wroga przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych metod i nie bacząc na ofiary cywilne. Bez wątpienia, II wojna światowa była takim konfliktem od samego początku – od zbrodniczego zbombardowania Wielunia. https://historia.wprost.pl//10246393/2/zbrodnicze-bombardowanie-wielunia-ii-wojna-swiatowa-od-poczatku-byla-wymierzona-w-cywilow.html 
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.6(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

UPADEK NAGRODY NOBLA Z HAŃBA DOMOWĄI UBEKAMI W TLE

$
0
0
Ilustracja: 
ZBRODNIE
Upadek nagrody Nobla z hańbą domową i ubekami w tleOd 1901 roku Akademia Szwedzka przyznaje Literacką Nagrodę Nobla.Akademia Szwedzka jest niezależną instytucją kulturalną. Powstała 5 kwietnia 1786 podczas uroczystości na giełdzie w Sztokholmie. Założona została przez króla Gustawa III w celu rozwijania szwedzkiego języka i szwedzkiej literatury.Od 1901 roku Akademia Szwedzka przyznaje Literacką Nagrodę Nobla.  Akademii dano motto „Snille och smak” /Talent i Smak /. Akademia jest niezależna finansowo, posiada min. prawa autorskie do dzienników „Post-och Inrikas Tidningar”.  Akademia przyznaje również Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, chemii i Pokojową Nagrodę Nobla.  Podczas ponad dwóch wieków istnienia Szwedzkiej Akademii jej losy zmieniały się.Chyliła się ku upadkowi, była krytykowana.  U schyłku XVIII wieku jej działalność nawet zawieszono na pewien czas, aby doczekać się pełni rozkwitu na początku XX wieku.W pamiętnym dla Polski i Polaków dniu 10 grudnia 1905 roku o trzeciej po południu dźwięk fanfar oznajmił początek uroczystości nadania Literackiej Nagrody Nobla wielkiemu polskiemu pisarzowi Henrykowi Sienkiewiczowi.  Otrzymał tę nagrodę za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie eposu i rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”, jak podkreślono.  Jest ona tym bardziej cenna, iż została przyznana jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości, pisarzowi, obywatelowi nieistniejącego Państwa Polskiego.  Gdy Henryk Sienkiewicz otrzymał tę nagrodę nikt nie miał wątpliwości, że trafiła ona w godne ręce Wielkiego Polaka i pisarza.  Odbierając tę nagrodę Henryk Sienkiewicz min. powiedział : „ …zaszczyt ten cenny dla wszystkich.  O ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski! Głoszono Ją umarłą, a oto jeden z tysięcznych dowodów, że Ona żyje! Głoszono Ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa.  Głoszono Ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!…” Jego wystąpienie było symbolem wiary w odrodzenie Polski wykreślonej z mapy Europy.W Akademii zasiada 18 osób.  Większość z nich to ludzie pióra, językoznawcy i literaturoznawcy.  Członkowie Akademii spotykają się około 30 razy w roku.  Za każde spotkanie otrzymują symboliczne wynagrodzenie w postaci srebrnych żetonów wartości 100 koron / 50 zł /.  Funkcję członka pełni się dożywotnio.  Zakres obowiązków nie zezwala na jakiekolwiek wywiady, oświadczenia prasowe, odpowiedzi na krytykę, czy wyrażane w różnych formach odpowiedzi na stawiane zarzuty.  Nie istnieje więc żadna forma dyskusji .Od połowy lat siedemdziesiątych XX w.  istnieją jednak jakieś informacje o złych stosunkach panujących pomiędzy nimi.  Nie żyją oni ze sobą zgodnie, jakby się wydawać mogło.  Precyzyjnie oczywiście nikt tego publicznie nie określił, ale od różnego rodzaju podejrzeń się mnoży.  Akademicy oskarżają się wzajemnie o nadużycia, kłamstwa literackie polegające na nie czytaniu książek przyszłych laureatów, oszustwa, nadużycia i inne nieuczciwości.  Kłócą się nie od dzisiaj, ale zapewne już od 30 lat, a szkopuł w tym, iż nie mogą się ze sobą rozstać, bo krzesła tych, którzy się obrazili i odeszli z Akademii pozostają zajęte do ich śmierci.  Nieuczciwością jest również to, iż nie podano listy wszystkich Akademików którzy odeszli.  Akademia w swojej działalności dopuszcza się więc licznych oszustw i nadużyć zaufania społecznego zarówno w bilansach księgowych, sprawozdaniach ekonomicznych, jak i w wielu innych kwestiach nieujawnionych podała opiniotwórcza gazeta„ Svenska Dagbladet ”.Podobnie wyraziła się w ostatnim wywiadzie Maria Schottenius szefowa działu kultury dziennika „Dagens Nyheter”, dodając, iż skandal goni skandal.  To jedno koszmarne kłębowisko oszustw, fałszowania dokumentów, intryg, kłamstw i łamania prawa.  Dochodzi więc do różnego rodzaju manipulacji nagrodami Nobla.  W artykule „Jak zgotowano krzyż Narodowi Polskiemu” podano, iż Kahał niemiecki zapłacił 300 tysięcy dolarów amerykańskich za przyznanie Lechowi Wałęsie Nagrody Nobla /źródło Zdzisław Raczkowski „Niezależne Wydawnictwo Internetowe” email raczkowski@aferyprawa.comTen adres email jest ukrywany przed spamerami, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce, by go zobaczyć, afery@poczta. fm tel.  691 701 304 /.Komu tę kwotę wpłacono witryna nie podaje.  Warto przeczytać w tym kontekście również „ Relax ” nr 16 z 20. 04. 1991 Chicago.Szwedzką Akademię na znak różnego rodzaju protestów opuściło wielu Akademików, obrzucając się wzajemnie błotem.  Do wiadomości publicznej podano jedynie nazwiska członków Akademii którzy ją opuścili.  Są to : KNUT AHNLUND – profesor literatury skandynawskiej, opuścił Akademię w 2004 r. oraz KERSTIN EKMAN I LARS GYLLENSTEN dwaj wybitni pisarze skandynawscy, opuścili Akademię w 1979 roku.  Innych nazwisk nie ujawniono, choć niechybnie nie jedno krzesło w Akademii jest puste.Kolejnym skandalem nazwano Literacką Nagrodę Nobla dla ELFRIEDE JELINEK.W pełnym rozpaczy, goryczy i oskarżeń artykule w opiniotwórczym dzienniku „SVENSKA DAGBLADET’ prof. Knut Ahnlund informuje, iż opuszcza Akademię na znak protestu dla przyznania Austriaczce Elfriede Jelinek Literackiej Nagrody Nobla.  Niestety z rocznym opóźnieniem prof. Knut Ahnlund poddaje miażdżącej krytyce decyzję swoich kolegów, którzy najbardziej liczącą się nagrodę literacką przyznali autorce książek pasożytniczych, ubogich w myśli i idee, pozbawionych śladu artystycznej konstrukcji stanowiącej mieszankę pornografii i przemocy.Poniżenie, upokorzenie, profanacja, oraz obrzydzenie samym sobą, sadyzm i masochizm, to główne tematy w świecie ELFRIEDE JELINEK. Wykluczają one inne aspekty człowieczeństwa i to dlatego jej twórczość jest tak marna i uboga.Prof. Knut Ahnlund stwierdza, że jurorzy nie mogli czytać książek Jelinek, jak też książek innych laureatów nie czytają.  Zawrzało, na internetowych forach czytelnicy piszą, że nareszcie ktoś odważył się podważyć niezrozumiałe i skandaliczne od wielu już lat decyzje Szwedzkiej Akademii w zakresie literatury.Zdaniem Marii Schottenius z dziennika „DAGENS NYHETER’ podważona jest od wielu już lat wiarygodność całej Akademii.W swoim kraju w Austrii JELINEK jest bojkotowana jako FASZYSTKA; która zrujnowała już doszczętnie Literacką Nagrodę Nobla.Z kolei Brytyjczyk HAROLD PINTER laureat literackiego Nobla twierdzi, iż jego Nobel jest polityczny przyznany za krytykę prezydentury Georga Busha i obronę ludobójcy Miloszevicza.  Zresztą poprzednie noble literackie też są polityczne-twierdzi Harold Pinter.Ponurą farsę stanowi Literacka Nagroda Nobla Włocha DARIO FO, faszysty, nie pisarza, podrzędnego objazdowego aktora. Wsławił się min. ubieganiem się o wolność dla terrorystów z włoskich więzień.Zapytany co sądzi o twórczości Wisławy Szymborskiej odpowiedział: „Lubię ją, mile się upija”.Najczęstsze pytania kierowane pod adresem Akademii, to dlaczego dopiero dzisiaj odkrywa się skandale, dlaczego tyle lat milczano, kto jest za to odpowiedzialny, ile kosztuje Literacka Nagroda Nobla, komu się płaci, ile biorą opłacani tłumacze, jak się z nimi kontaktować, dlaczego przestępcy nie są ścigani prawem, co na to odpowiedzialne władze etc.Prawdopodobnie nikt nie otrzyma odpowiedzi na zadawane pytania, ale jedno jest pewne – LITERACKA NAGRODA NOBLA PRZESTAŁA PRESTIŻOWO FUNKCJONOWAĆ OD WIELU LAT.  NIE STANOWI WIĘC ŻADNEJ PRESTIŻOWEJ NAGRODY, ZOSTAŁA SPROWADZONA DO PARTERU, A WARTOŚĆ MA JEDYNIE MILION DOLARÓW DLA LAUREATA I TO WCALE NIE TAKIE PEWNE CZY W TEJ urzędowej kwocie.Z Polaków Literacka Nagrodę Nobla przed II wojną światową otrzymał jeszcze Władysław Reymont w 1924 roku.Dwukrotną laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki/ 1903 r. / i w dziedzinie chemii / 1911 r. / została nasza rodaczka Maria Curie Skłodowska.Po II wojnie światowej Literacką Nagrodę Nobla otrzymał Czesław Miłoszw 1980 r., później zaś bo w 1996 r. nagrodę tę uzyskała nasza rodaczka Wisława Szymborska.Przyjmując opisane skandale w Szwedzkiej Akademii za fakty mało znane polskiej opinii publicznej, należy przyjąć, że owe nagrody literackie przyznane po II wojnie światowej nie mogą dorównywać swym prestiżem nagrodzie sienkiewiczowskiej, czy reymontowskiej.  No cóż, czasy nie te, ani polskość nie ta.Pragnąłbym podzielić się z Państwem własnym spojrzeniem na sylwetkę literacką i osobistą naszego noblisty Czesława Miłosza.  I tu na wstępie rodzi się pytanie, czy aby na pewno naszego noblisty? Czesław Miłosz nie jest i nigdy nie był „ polski ”…Litwin polskojęzyczny – pisze prof. Andrzej Romanowski.  Zaś prof. Jacek Trznadel słyszał wypowiedź Czesława Miłosza w radiu francuskim po nastaniu stanu wojennego w Polsce, iż uważa się za Litwina piszącego po polsku.  Widocznie Czesław Miłosz po śmierci zmienił zdanie co do swojej przynależności narodowej, skoro największe polskie autorytety zdecydowały się pochować go w Panteonie Narodowym.Nie chciałbym być traktowany przez Państwa jako występujący „ex cathedra”, ale istnieją jeszcze inne możliwości – dyskusji, czyli listy do redakcji, lub pocztą elektroniczną, nawet osobistą aszumanski@wp.plTen adres email jest ukrywany przed spamerami, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce, by go zobaczyć/ a sprawa nie jest błaha.  Zawsze odpowiem, możemy więc porozmawiać.  Cofnijmy się w dawne lata trzydzieste ub. wieku. Z początkiem lat 30-tych Czesław Miłosz związał się w Wilnie z komunistyczną organizacją młodzieży akademickiej „Front”. Wówczas powstało pismo wileńskie „Słowo” z periodycznym dodatkiem „Żagary”.„Żagary” redagowali, pisząc w nich równocześnie felietony, artykuły, czy eseje, wyłącznie komunistyczne, min. Jerzy Putrament, Czesław Miłosz, Stefan Jędrychowski, Jerzy Sztachelski, piewcy stalinizmu i późniejsi dygnitarze komunistyczni.Kierownictwu „Frontu” za udział w t. zw. Lewicy Akademickiej, będącej ekspozyturą sowieckich służb specjalnych, wytoczono proces sądowy. I tu upada pierwszy mit w „historii literatury” o istnieniu jakiejś formacji literackiej, czy grupy poetyckiej „Żagary”, którą miał założyć Czesław Miłosz, do odejścia w 2004 roku traktowany jako ostatni żagarysta. Jaki żagarysta ?Stawiam takie pytanie tym historykom literatury, którzy zapewne na bolszewickie zamówienie opowiedzieli bajeczkę o Dziadku Mrozie. Prosiłbym o odpowiedzi historyków literatury co sądzą o twórczości antypolskiej Czesława Miłosza , Panów Profesorów Jana Błońskiego, Aleksandra Fiuta, czy Teresę Walas, ale nie wykrętami służalczymi jak uczynili to w skandalicznych wypowiedziach Na Skałce w Krakowie w dniu pogrzebu poety 24 sierpnia 2004 roku.Niech wytłumaczą publicznie treść swoich książek o alergii na polskość noblisty np. ”Moment wieczny” prof. Aleksandra Fiuta.  Niech raczej p. prof. Jan Błoński odpowie publicznie dlaczego nie poddał się lustracji z racji swojej obecności na liście Wildsteina.Dlaczego Pan Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego Franciszek Ziejka napisał w sposób niegodny nazywania go ekscelencją w mediach serwilistycznych / krakowski „ Dziennik Polski „ / o przeciwnikach antypolskiej twórczości noblisty, zamiast przedtem zlustrować swoją obecność na liście Wildsteina.Dla ułatwienia Panom Profesorom lustracji, podaję numery identyfikacyjne Instytutu Pamięci Narodowej:Prof. Franciszek Ziejka – IPN BU 001043/280 Prof. Jan Błoński – IPN BU 00612/692Owe „Żagary” były zwykłą jaczejką bolszewicką w Wilnie z Jerzym Putramentem agentem kremlowskim na czele.Okres wileński zaowocował jeszcze pracą Czesława Miłosza w radiu wileńskim, ale niedługo, ponieważ został zwolniony za agitki komunistyczne. Min. powiedział, że Polskę należy przyłączyć do Związku Radzieckiego. W podobny sposób wypowiadał się niejednokrotnie, raz w obecności Zbigniewa Herberta w dworku Jerzego Turowicza w Gosławicach, dodatkowo nazywając AK-owców bandytami. Z radia wileńskiego został zwolniony. Przeglądając stronę internetową Czesława Miłosza prowadzoną przez oficynę ”Znak”nie wiele można się dowiedzieć. Ta strona to jest robienie z tata wariata, a z mamy panoramy, jak mówiono u nas we Lwowie.Po wkroczeniu sowietów do Lwowa we wrześniu 1939 r. powstała gazeta „Czerwony Sztandar” zwykła tzw. agitka wojskowa w randze dziennika , przez lwowian zwana machorką, ponieważ miała wiele stron, przeważnie przemówień dygnitarzy komunistycznych i doskonale służyła na skręty z machorki kupowanej od sołdatów za kilka kopiejek.W „Czerwonym Sztandarze” pisali pisarze kolaboranci , a to Aleksander Wat, Adam Ważyk, Leon Pasternak, Tadeusz Żeleński-Boy, Stanisław Jerzy Lec , Władysław Gomułka, Jerzy Borejsza Goldberg, Jacek Goldberg Różański – kat U. B. , Julia Brystygierowa kat NKWD w stopniu pułkownika NKWD, Czesław Miłosz, Władysław Broniewski, Hilary Minc, Edward Ochab, Jerzy Putrament i inni kolaboranci. Długo by trzeba wyliczać późniejsze komunistyczne funkcje każdego z nich w tzw. Polsce Ludowej.Tymczasem w Kujbyszewie i w Moskwie na polecenie Stalina powstały przygotowania do kolejnej mordowni NKWD we Lwowie. Polecenie od Stalina otrzymali politrucy najbardziej zaufani, Julia Brystygierowa zwana „Krwawą Luną” i Wanda Wasilewska.Zasadnicza jaczejka bolszewicka miała za zadanie stworzenie pod szyldem literackim indokrynacji na modłę sowiecką przede wszystkim inteligencji i „pierekowkę dusz” Stworzono więc wzorcową placówkę NKWD. Placówka otrzymała nazwę „Nowe Widnokręgi”.  Redakcja, czyli miejsce przesłuchań początkowo znajdowało się przy ul. Pełczyńskiej, ale krzyki przesłuchiwanych rozchodziły się, przeniesiono więc redakcję w ustronne miejsce przy ul . Jagellońskiej 4 / tam mieszkałem / było tam cicho, tylko ja słyszałem jakieś jęki, po powrocie ze szkoły. Przypuszczam, iż przesłuchiwania odbywały się w różnych mieszkaniach prywatnych, więźniów trzymano na Zamarstynowie, w Brygidkach lub na Łąckiego.Redaktorem Naczelnym „Nowych Widnokręgów” została Wanda Wasilewska z polecenia Jozefa Stalina.Zespół tworzyli ponadto Julia Brystygierowa pułkownik NKWD, Jerzy Borejsza, Jerzy Putrament, Czesław Miłosz, Adam Ważyk, Julian Przyboś, Tadeusz Boy Żeleński / , ale również i tacy tytani powojennego terroru jak Roman Zambrowski, Stefan Jędrychowski, Edward Ochab, Hilary Minc, Włodzimierz Sokorski i inni. Do współpracy nie przystąpił min. Władysław Broniewski; tłumacząc, iż on jest do pisania, a nie do przesłuchiwania i może z kolegami pójść na wódkę, wg. Jalu Kurka Broniewski za tę wypowiedź został aresztowany na krótko.W tej katowni NKWD zwanej „Nowe Widnokręgi”, gdzie wydawano również agitki literackie ukazujące się periodycznie czołową rolę w randze pułkownika NKWD jako oficer polityczny odgrywała Julia Brystygierowa zwana „Krwawą Luną”. Działała wspólnie i w porozumieniu z Józefem Stalinem i jego pełnomocnikiem Wandą Wasilewską.Julia Brystygier ur. w Stryju obok Lwowa w 1902 roku miała za sobą już wieloletnią pracę przesłuchującej w różnych kaźniach stalinowskich na terenach Związku Radzieckiego, późniejszy oficer komunistycznej służby bezpieczeństwa w Polsce Ludowej, wieloletni dyrektor Departamentu V Min. Bezp. Publ. min. do spraw inwigilacji Kościoła katolickiego w Polsce. To właśnie ona inwigilowała kard. Stefana Wyszyńskiego doprowadzając do jego aresztowania. Prywatnie żona działacza syjonistycznego Natana Brystygiera.Brystygierowa we Lwowie zorganizowała t. zw. Komitet Więźniów Politycznych i przy jego pomocy rozpoczęto liczne aresztowania głównie wśród inteligencji i duchownych. Brała udział w walce z Kościołem Katolickim w Polsce.Brystygierowa w „Nowych Widnokręgach” nadzorowała pierwszy etap śledztwa, osobiście katowała zatrzymanych, miała własne wyrafinowane metody znęcania się nad nimi. Była określana jako zbrodnicze monstrum, przewyższające okrucieństwem hitlerowskie dozorczynie z niemieckich obozów koncentracyjnych. ”Wsławiła” się przesłuchiwaniem mężczyzn. Np. jeden z działaczy PSL SZAFARZYŃSKI kolegom w celi relacjonował, że maltretowany przez „Krwawą Lunę” genitalia wkładane miał przez nią do szuflady, która zatrzaskiwała.  Jądra miał na wysokości kolan, bity był do nieprzytomności, wkrótce zmarł.Po rozpoczęciu wojny niemiecko sowieckiej Czesław Miłosz przeniósł się na Litwę, gdzie przyjął obywatelstwo litewskie.Litwa kolaborowała z hitlerowcami, zapewne żyło się dużo łatwiej na Litwie niż w okupowanej Polsce.Wraz z Jerzym Putramentem Czesław Miłosz w 1945 roku przeniósł się do Paryża obejmując w Ambasadzie Polskiej w Paryżu funkcję atache kulturalnego.Jerzy Putrament został ambasadorem Polski Ludowej we Francji. Jest rzeczą oczywistą, iż takie stanowiska mogli obejmować jedynie politrucy, sprawdzeni reżimowcy.W latach 1950-51 przebywałem w miejscowości Valance położonej na południu Francji. W miejscowych warsztatach, wśród licznej Polonii uczyłem się zegarmistrzostwa. Miałem w owym czasie szerokie kontakty z Polonią Paryża, Lyonu, Lille, Strasburga, Metzu i Valance. Ubiegałem się o paszport i wizę do kraju. Było to niebywale trudne uzyskać status repatrianta. W IRO/Międzynarodowa Organizacja Uchodźców/ Paryż, rue de Copernic/ dowiedziałem się poufnie, że w Ambasadzie Polskiej w Paryżu można uzyskać zapomogę i ubiegać się o paszport z wizą powrotną do kraju. Wszyscy Polacy wiedzieli, że w Ambasadzie Polskiej w Paryżu działa placówka Urzędu Bezpieczeństwa. Miałem umówione spotkanie z p. Jerzym Putramentem, ponieważ wyłącznie z jego decyzji mogłem uzyskać paszport i wizę.W owym okresie częściowo mieszkałem pod mostem nad Sekwaną, częściowo w przytułku Francuskiego Czerwonego Krzyża na Quid de Valmy. Był to miesiąc luty 1951. Udałem się na umówione spotkanie z p. Putramentem. Sekretarka widząc brudasa bez płaszcza, skierowała mnie do p. Miłosza, ponieważ tylko on przyznaje zapomogi i przeprowadza wstępne rozmowy. Niech pan idzie, skorzysta pan wiele, zachęcała.  Ja jednak byłem uprzedzony o treści rozmów agitujących do współpracy, ale bez paszportu.Poczekałem więc na p. Putramenta, który zaproponował mi 10 tys. starych franków miesięcznie, koszulę, sweter, ekwiwalent za deputat węglowy, czapkę, rękawiczki i szalik , co 2 mieniące obowiązkowe stawiennictwo w Ambasadzie, kontakt ze nim lub z p. Miłoszem , bilety z Valance na koszt Ambasady.Skoro wyrażę chęć pozostania w Paryżu to oferuje mi mieszkanie na warunkach hotelowych przy 88 rue de la Mare w Paryżu.  Gdy oznajmiłem mu , że jestem zainteresowany jedynie paszportem i wizą powrotną do kraju, zapytał, czy jestem członkiem ZMP i czy przed wyjazdem z Polski radziłem się swojego przewodniczącego, czy mogę wyjechać nielegalnie, poczym wyszedł z pokoju.  W środowisku polonijnym na ogół wiedziano o placówce UB w Ambasadzie, ale podobno zdarzały się przypadki udzielania statusu repatrianta w zamian za współpracę w kraju.Ogólnie znane były postaci panów Jerzego Putramenta i Czesława Miłosza, chociaż raz czy dwa słyszałem nazwisko CHODAKIEWICZ, uwiecznione w wierszu o Miłoszu przez Zbigniewa Herberta, o czym niżej.My Polacy bardzo cenimy sobie twórczość naszych pisarzy, szczególnie za budowanie wartości narodowych i duchowych – zwłaszcza w okresach, gdy naród przeżywa tragedie.Nie posiada tych walorów patriotycznych twórczość Litwina Czesława Miłosz, a do polskości i Polski już od młodych lat rozwijała się w nim nienawiść i agenturalna służalczość komunizmowi.Czesław Miłosz otrzymał Literacką Nagrodę Nobla w 1980 r. która była oczywistym spektakularnym pociągnięciem politycznym wymierzonym w polską rację stanu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i z biegiem czasu okazała się pociągnięciem całkowicie chybionym. W wygłoszonym przemówieniu noblowskim wyraził się : „…język polski jest bełkotliwy, a literatura polska nieprzetłumaczalna…”O Polsce tyle i tylko tyle powiedział noblista. Ataki na polskość i katolicyzm w twórczości Czesława Miłosza są ogólnie znane i niejednokrotnie publikowane/ moje publikacje Iskry.pl „Prawda o nobliście”, Dziennik Związkowy Chicago 20-22 grudnia 2002, Cios w Polskę Kurier Codzienny Chicago 10-12 września 2004.  „ Alergia na polskość” „Alergia na polskość „ Nasza Polska ” wrzesień 2002 r. , oraz inne. Należy podać jeszcze materiały niepublikowane – słowa ciężko chorego kard. Stefana Wyszyńskiego prymasa Polski : „Człowiek błądzić może, może popełniać różne nawet bardzo złe czyny, ale nie ma prawa o tym pisać, upowszechniać tego i zatruwać tym duszy Narodu. Tego czynić nie wolno ! To jest wobec Narodu zbrodnia! Jest to świadectwo p. Marii Okońskiej, długoletniej przełożonej generalnej INSTYTUTU POMOCNIC MARYI JASNOGÓRSKIEJ MATKI KOŚCIOŁA. Od 1942 r. była najbliższą współpracownicą prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego.W 1993 r. Adam Michnik i Irena Grudzińska-Gross przeprowadzili wywiad z Czesławem Miłoszem. Oto fragment owego wywiadu:Irena Grudzińska Gross – „znajduję u Pana stwierdzenie, iż Holocaust nie jest zaprzeczeniem kultury europejskiej. W „Roku myśliwego” pisze Pan, że hitleryzm nie był aż tak wyraźną cezurą/przedziałem – dop. autora/ w kulturze Niemiec”.Czesław Miłosz – „Mnie się wydaje, że żeby robić takie rzeczy, jak Niemcy robili, trzeba wydać BACHA”.Zbigniew Herbert po słynnym nazwaniu przez Czesława Miłosza AK-owców bandytami z przyłączeniem Polski do Związku Radzieckiego napisał oto taki wiersz/nigdzie niepublikowany/:„ był hybrydą w której wszystko się telepieduch i ciało góra z dołem raz marksista raz katolikchłop i baba a w dodatku pół Rosjanin a pół PolakChodakiewicz /Miłosz dop. autora/ pisał także prozą-żal się BożeO dzieciństwie a to było nawet ładnieBył jak student który czyta parę książekNiedokładnie”No cóż, jako noblista powrócił Czesław Miłosz do Krakowa, dano mu honorowe obywatelstwo, luksusowe mieszkanie przy ul. Bogusławskiego w Krakowie i pochowano z honorami w Panteonie Narodowym Na Skałce w Krakowie, z decyzji przeora oo. Paulinów prof. Andrzeja Napiórkowskiego figurującego na liście IPN BU 00744/692 jako tajny współpracownik UB, kandydat na współpracownika, lub inne – dotąd nie zlustrował się.Lista jest ogólnie dostępna w Internecie.Podhalańczycy w czasie pogrzebu z decyzji Prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego przedefilowali równym posuwistym krokiem przez całe miasto Drogą Królewską Na Skałkę, czym p. Prezydent przeszedł do hańbiącej Stołeczno-Królewskie Miasto Kraków historii.Nie odważono się ruszyć DZWONU ZYGMUNTA!Tuż po uroczystościach pogrzebowych policja odnotowała włamanie do mieszkania noblisty. Jak się okazało to rodzina walczyła między sobą o pozostawione mienie. W ostatnich latach Czesław Miłosz często występował z poetką Ewą Lipską/Hofman/ podejrzaną również o współpracę z UB niezlustrowaną nr IPN BU 645/1488.Należałoby jeszcze wspomnieć o różnych wręcz żałosnych wyczynach komunistycznych apologetów twórczości noblisty. Chcą oni wykazać patriotyzm Miłosza.Po internecie włóczy się głupawy wierszyk o słoneczku Stalinie przypisywany nobliście. Gdy jednak czyta się ten wiersz w układzie poziomym wiersz zmienia się na patriotyczny.Twórcy tych głupot usiłują wmówić internautom, jak to Miłosz wyprowadził w pole Stalina, jak wiersz otrzymał nagrodę stalinowską we Lwowie w 1939 roku i oczywiście jedynie wielki mistrz potrafił dokonać takiej przeróbki. Wszystko nie byłoby godne wzmianki, ale z przerażeniem przeczytałem, iż patriotyczna fraza tego kretyństwa stała się przedmiotem nauczania szkolnego.Następny Literacki Nobel przypadł w 1996 roku naszej rodaczce Wisławie Szymborskiej. Sygnatariuszce haniebnej rezolucji potępiającej „szpiegów amerykańskich” powiązanych z Krakowską Kurią Metropolitalną skazanych w propagandowym procesie księży katolickich na karę śmierci i długoletnie więzienie, honorowej obywatelce Krakowa, obdarzonej przez władze Krakowa luksusowym mieszkaniem.Oto tekst rezolucji:„W ostatnich dniach toczył się w Krakowie proces grupy szpiegów amerykańskich, powiązanych z Krakowską Kurią Metropolitalną. My zebrani w dniu 8 lutego 1953 roku członkowie Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich wyrażamy bezwzględne potępienie dla zdrajców Ojczyzny, którzy wykorzystując swe duchowe stanowiska i wpływy na młodzieży skupionej w KSM, działali wrogo wobec narodu i państwa ludowego, uprawiali za amerykańskie pieniądze szpiegostwo i dywersję. Potępiamy tych dostojników z wyższej hierarchii kościelnej, którzy sprzyjali knowaniu antypolskim i okazywali zdrajcom pomoc oraz niszczyli cenne zabytki kulturalne. Wobec tych faktów zobowiązujemy się w twórczości swojej jeszcze bardziej bojowo i wnikliwiej niż dotychczas podejmować aktualne problemy walki o socjalizm, ostrzej piętnować wrogów narodu dla dobra Polski silnej i sprawiedliwej”. Rezolucję podpisało swoim nazwiskiem 53 członków Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich – dalej w tekście KOZLP.  Wśród sygnatariuszy owej rezolucji znaleźli się min. Wisława Szymborska, jej dwaj mężowie, Sławomir Mrożek i Bruno Miecugow, ojciec Grzegorza Miecugowa.W październiku 2002 r. gr. Jerzy Korzeń – Prezes Zarządu Głównego Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego wystosował pismo do Prezydenta Miasta Krakowa o odebranie Wisławie Szymborskiej honorowego obywatelstwa M. Krakowa w związku z podpisaną przez nią wyżej cytowaną rezolucją.  Na list ów zareagował Prezes KOZLP Konrad Strzelewicz, który w eseju zatytułowanym „Hańba domowa” z temperamentem literackim opisał całą haniebną historię. Wybuchła awantura literacka, Czytelnicy chicagowscy znają ową awanturę doskonale z artykułów w „Kurierze Codziennym” Chicago mojego pióra” Sterowanie wolnością” czy Konrada Strzelewicza „Miłosz kukułcze jajo literatury”Na wszystkie możliwe strony, we wszystkich serwilistycznych mediach powstała nagonka na Prezesa Konrada Strzelewicza. Uczyniono z niego nawet antysemitę, zagrażającemu polskiej racji stanu. Nawet niejaki Jan Pieszczachowicz na łamach Polityki uważał, że Strzelewicza należy ZASTRZELIĆ. Uczyniono to wszystko na modłę bolszewicką typu „ zapluty karzeł reakcji”. Jan Pieszczachowicz jest obecnym redaktorem naczelnym czerwonego periodyku „ Kraków „ z nadania lewicowego prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego.Pieszczachowicz zwany „ pieszczochem reżymu” do ostatnich chwil partii działacz PZPR, nie podpisał po raz drugi deklaracji lustracyjnej.  Znane są kontakty Pieszczachowicza z SB, gdy jako naczelny” Studenta” usunął z redakcji Adama Zagajewskiego. / źródło „ Dziennik Polski” 6 marca 2008 r. /.Tak się złożyło, że ci najbardziej agresywni znajdują się na osławionej liście Wildsteina, a „ Gazeta Wyborcza ” która nazwała listę Wildsteina ubecką listą, w jednym tylko wydaniu sobotnim na dwudziestu podpisanych dziennikarzy piętnastu znajduje się na „Liście Wildsteina ”.Aby całą sprawę zilustrować medialnie, to na znak protestu przeciwko „Hańbie Domowej” z KOZLP wystąpiło 15 członków, w tym sześciu z listy Wildsteina, oraz profesor U. J. od antyku, który jako komunistyczny Minister Kultury wsławił się pochówkiem na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem 23-letniego kozaka jako Stanisława Ignacego Witkiewicza, wystawiając kozakowi iście kasztelański pogrzeb. Pan profesor Aleksander Krawczuk, bo o nim tu mowa, nie chce zasiadać w tym samym związku z członkami nie komunistami.Następnym ruchem było walne zebranie KOZLP zwołane niezgodnie ze statutem przez jakąś poetkę nie poetkę , grafomankę p. Annę Kajtochową piszącą wstępy do tomików młodzieży poetyckiej po 300 zł jak leci. W czasie zebrania pojawili się na sali członkowie którzy wystąpili ze Związku, kolportowano jakieś ordynarne teksty, rzekomo autorstwa p. Konrada Strzelewicza, zaproszono prasę, radio i telewizję i wybrano nowego prezesa niejakiego Szczęsnego Wrońskiego, niespełnionego czerwonego aktora, wulgarnego grafomana piszącego obrzydlistwa o genitaliach, jako specjalizację twórczą.Następnie już nowy prezes p. Szczęsny Wroński rozwiązał bez podania przyczyny znakomicie literacko rokujące koło młodych „Tilia” z podkrakowskich Myślenic poprzyjmował na ich miejsce kilka krakowskich grafomanek, aby nie było konkurencji dla słabizn literackich, zabronił na piśmie powoływania się na KOZLP przy wszelkiego rodzaju związkach ze stowarzyszeniami i innych ankietach. Urządził pan Szczęsny Wroński noc poetów, przedtem ocenzurował almanach poetycki, a na scenę wprowadził rekwizyt w postaci klęcznika i nakazał znakomitej poetce polskiej p. Justynie Trembeckiej ukorzyć się na tym klęczniku, za teksty, które panu prezesowi się nie podobały i które ocenzurował w almanachu. Do prezentacji nie doszło, ani do klęczenia, natomiast doszło do skandalu o którym mowa.Pierwszym krokiem kompromitującym było nie statutowe Walne Zebranie KOZLP w którym wziął udział niechlujnie odziany, kompletnie pijany prezes Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich Marek Wawrzkiewicz, który w wystąpieniu poruszył jedynie problem składek członkowskich zdaniem Zarządu niewystarczających nawet na pół litra. Po czym opuścił zebranie.Szczególną rolę w KOZLP odgrywa niejaki Jacek Kajtoch, b. działacz partyjny, b. sekretarz POP PZPR w Polskiej Akademii Nauk znany wspólnie z Jerzym Illgiem również działaczem PZPR, obecnie naczelnym redaktorem wydawnictwa „ Znak ” z krakowskich skandali plagiatu literackiego. Za owe skandale zostali obaj wyrzuceni z Uniwersytetu Jagiellońskiego. To właśnie ten / Jacek Kajtoch /, który na łamach almanachu KOZLP potępił osoby które wystąpiły ze Związku. Na Walnym zebraniu oświadczył, że przyjmuje tych ”wstępniaków” całym sercem. Ale największy skandal natury formalnej tkwi w tym, iż poprzedni prezes / Konrad Strzelewicz / nie ZOSTAŁ ODWOŁANY i nie było żadnego ABSOLUTORIUM,  ANI USTĘPUJĄCEGO ZARZĄDU, przy sprzeciwie przewodniczącego Komisji Rewizyjnej p.  prof.  Mariana Stępnia.Następna kompromitacja dotyczyła p. Szczęsnego Wrońskiego. Otóż w czasie trwania III Bronowickiego Karnawału Literackiego w podkrakowskich Mydlnikach zaproszony pan prezes wygłosił utwór własny przed 150 słuchaczami zatytułowany „ O kutasie”.  Być może tytuł dotyczył autora.  Pan Wroński w swoim wierszu stwierdził, że kutas najlepiej „ stoi rano”.  Następnie pragnął przeczytać następny utwór własny, „ …że lubi blondynki co się dobrze pieprzą”, ale gwizdy nie zezwoliły mu na dalszą prezentację.   I tak w Krakowie od ponad dwóch lat istnieję dwa Związki Literatów, jeden z nieodwołanym prezesem Konradem Strzelewiczem i drugi z powołanym nie statutowo panem Wrońskim.A nad wszystkim sprawuje „ nadzór” Zarząd Główny, budzący wątpliwości co do swojej przeszłości komunistycznej.  W maju 2008 odbył się Zjazd Związku.  Znany działacz komunistyczny dziennikarz „ Trybuny” Leszek Żuliński na pytanie czy był tajnym i świadomym współpracownikiem SB nie odpowiedział, jak i pozostali, ponieważ prowadzący obrady tow. Grzegorz Wiśniewski nie zezwolił odpowiadać na takie pytania i je uchylił.  A więc kim byli ludzie Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich ? Konfidenci ? Aparatczycy ? Wiemy, że komuniści, ponieważ Urząd Miasta Warszawy odmówił im urządzenia spotkania poetyckiego motywując : „ komunistom nie”.Z kolei p. Szczęsny Wroński udzielił wywiadu prasowego, w którym stwierdził min. iż jednym z zagrożeń jest wiązanie działalności artystycznej z uprawianiem polityki, ponieważ Związek może się stać bastionem walki politycznej. Związek się musi odciąć od pewnych poglądów t. j. od ataków na Wisławę Szymborską i protestów przeciwko pochówkowi Czesława Miłosza Na Skałce. Są to oczywiście prymitywne ataki personalne, zrobiła się z tego afera, ponieważ chciano pozbawić nasz Naród tego co w oczach świata stanowi o jego chlubie-oświadczył p. prezes. Ja tego nie rozumiem – powiedział. Warto więc przypomnieć słowa Henryka Sienkiewicza z przemówienia noblowskiego, uderzenie w noblistę jest więc uderzeniem w cały Naród. , ci ludzie źle pojęli wolność słowa, dlatego takich ludzi należy postawić przed sądem koleżeńskim-zakończył Szczęsny Wroński. O przemówieniu noblowskim Czesława Miłosza w wywiadzie nie wspomniano, jak również o innych wydarzeniach, o których wyżej i o których jeszcze napiszę w tym artykule.Wisławę Szymborską i innych sygnatariuszy rezolucji którą zacytowałem określam jako katów niewinnych ludzi. Wisława Szymborska i jej dwaj mężowie również sygnatariusze tej zbrodniczej rezolucji nie mieli żadnych środków przymusu.  Podpisali i koniec bo to było na bazie i po linii. To nie był przymus bezpośredni zastosowany przez bolszewików we Lwowie w 1939 roku w stosunku do Tadeusza Boya Żeleńskiego. . Aby być zbrodniarzem wystarczyło być sędzią stalinowskim jak np. Stefan Michnik brat Adama, czy prokuratorem jak Wolińska. Niedawno w Ameryce wykonano wyrok śmierci w Stanie Kalifornia na zbrodniarzu oczekującego w celi śmierci 20 czy więcej lat. Pani Szymborska nie została osądzona, dostała jeszcze honorowe obywatelstwo miasta, które w swojej historii nie honorowało jeszcze takich ludzi.Pochodzę ze Lwowa, zabrano mi miasto, ale nie utraciłem honoru. Z wyboru losu jestem krakowianinem, kocham to piękne miasto, ale równocześnie się wstydzę tego, że przyszło mi w nim mieszkać z Wisławą Szymborską i zapewne nie z woli KRÓLOWEJ POLSKI SPOCZYWAJĄCYM W PANTEONIE NARODOWYM CZESŁAWEM MIŁOSZEM.Poraża mnie jeszcze strach, że istnieją ludzie którzy tego nie rozumieją, ludzie kierujący ludzkimi umysłami jak p. Szczęsny Wroński stosujący metody komsomolskie i wygrażający uczciwym ludziom sądem koleżeńskim.Twórczość Wisławy Szymborskiej to przecież oddanie się artystki w służbę zbrodniczemu totalitaryzmowi i jej nadzwyczajna gorliwość w tej służbie. Wystarczy przypomnieć fragmenty jej wierszy:Pod sztandarami rewolucji wzmocnić wartyWzmocnić warty u wszystkich bramOto Partia ludzkości wzrokOto Partia siła ludów i sumienieNic nie pójdzie z jego życia w zapomnienieWstępującemu do PartiiPytania brzmią ostroAle tak właśnie trzebaBo wybrałeś życie komunistyI przyszłość czekaTwoich zwycięstwJeśli jak kamień w wodzieBędzie twe czuwanieGdy oczy zamiast widziećBędą tylko patrzećGdy wrząca miłośćW chłodne zamieni się sprzyjanieJeśli stopa przywyknie do drogi najgładszejPartia. Należeć do niejZ nią działać z nią marzyćZ nią w planach nieulękłychZ nią w trosce bezsennejWiesz mi to najpiękniejszeCo się może zdarzyćW czasie naszej młodościGwiazdy dwuramiennejO Leninie…. że w bój poprowadził krzywdzonych……nowego człowieczeństwa Adam…. .O śmierci StalinaJaki ten dzień rozkaz przekazuje namNa sztandarach rewolucji profil czwarty?Pod sztandarem rewolucji wzmacniać warty !Wierszy Wisławy Szymborskiej o partii, Leninie, Stalinie, profilach np. czwartym, komunizmie etc. jest ogrom. Podobno Wisława Szymborska usiłowała w księgarniach te wiersze usuwać.  Są w Internecie.  Można pisać i pisać, Tylko po co?Zachwycała się ona komunizmem tak jak się nadal zachwyca . Pochwalała wszystkie zbrodnie tego systemu, nie tylko wierszem ale i podpisem. Ja nie chcę czcić takiej noblistki. Do gara z tym Noblem. Ja mogę wreszcie czcić w moim wolnym kraju kogo mi się podoba i mogę pisać co mi się podoba nie systemem nakazowym, ale sercem i rozumem. Niech na mojej drodze emocjonalnej, patriotycznej i pisarskiej nie stają nakazowi Michnicy, Ziejkowie TW, Napiórkowscy, Wrońscy, czy Wawrzkiewicze. I niech mi nikt nie zabrania nazywać po imieniu ubowców, lub innych łajdaków w rozumieniu rzekomej pseudodemokracji i pseudowolności słowa. Kto w Rzeczypospolitej sprawuje władzę ? Temat to poważny, będzie przedmiotem moich następnych rozważań. W zakończeniu przedstawię Państwu wybrane przeze mnie nazwiska z t. zw. Listy Wildsteina. Nie są to nazwiska przypadkowo wybrane. Myślę, iż powinny się te osoby poddać lustracji, aby atmosfera w Krakowie była taka jakiej sobie wszyscy życzymy.LISTA WILDSTEINABronisław Wildstein dziennikarz Rzeczpospolitej skopiował spis nazwisk objętych indeksem katalogowym archiwalnych zasobów Instytutu Pamięci Narodowej. Został za to zwolniony z pracy. Spis ów nazwano Listą Wildsteina.Przy każdym nazwisku i imieniu na liście istnieje znak IPN BU z numerem ewidencyjnym IPN. Lista została przez Bronisława Wildsteina skopiowana z archiwów IPN w listopadzie 2004 r. W całości została upubliczniona w Internecie, jej publikowanie jest dozwolone min. przez dziennikarzy. Według informacji na liście znajdują się tajni współpracownicy Urzędu Bezpieczeństwa, kandydaci na tajnych współpracowników, agenci, oraz osoby inwigilowane przez aparat bezpieki. Na drodze postępowania sądowego można uzyskać status osoby pokrzywdzonej.Oczywiście może jeszcze nastąpić zbieżność nazwisk. Gazeta Wyborcza w artykule Wojciecha Czuchnowskiego „Ubecka lista krąży po Polsce”, Listę Wildsteina” nazwała listą ubowską.Jak dotąd nie powstała jeszcze żadna ustawa lustracyjna, a niektóre osoby ujawnione jako agenci SB nie przejmują się tym zupełnie jak np. dziennikarze Włodzimierz Zapart szef działu informacji w „Gazecie Krakowskiej”, czy Robert Żak z TVP?  Nikogo to nie interesuje, bronią ich przełożeni. Panowie ci zresztą, jest takich wielu, w dalszym ciągu wykonują zawód zaufania publicznego. To samo dotyczy ujawnionych agentów SB przez Gazetę Polską pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, nierzadko z tytułami profesorskimi.OWI AGENCI MOGĄ BYĆ NADAL STEROWANI Z ZEWNĄTRZ PRZEZ SWOICH MOCODAWCÓW STWIERDZA „Gazeta Polska”, co jest o tyle przerażające co prawdziwe. POLSKA UBECJĄ STOI!.Rzeczona przeze mnie „Gazeta Polska” opublikowała listę 21 agentów bezpieki w U. J. z podaniem ich pseudonimów. Sprawdziłem w Internecie, nie ma takich nazwisk na Liście Wildsteina. A więc lista owa wierzchołkiem góry lodowej jest.Wśród nazwisk znalezionych przeze mnie znajdują się również bandyci , jak np. Jan Kuduk nr ew. IPN BU 00612/4608 b. dyrektor Wydz. Kultury, który polecił zamordować na krakowskich plantach Ryszarda Krzyżanowskiego wielkiego polskiego aktora znanego opozycjonisty i Piotra Skrzyneckiego o takich samych poglądach.  Piotr Skrzynecki zdołał uciec, natomiast bandyci odbili Ryszardowi Krzyżanowskiemu nerki. Odnalazła go żona w kałuży krwi. Przewieziony do szpitala został operowany przez wezwanego prof. Jana Krakowskiego urologa, dziwnym trafem też agenta SB. Operacja została źle wykonana i życie Krzyżanowskiemu uratowali dopiero lekarze w Chicago.A oto nazwiska:Osoby które opuściły KOZLPFranczak StanisławGawlik Jan PawełZieliński AdamKania WaldemarFranczak JerzyCzłonkowie KOZLPGrabowski AndrzejJaworski WitoldJarosz AndrzejKaszyński StanisławKleczkowska KrystynaLipiński KrzysztofFiut StanisławLipska/Hofman/ EwaPiekarski WładysławMasłyk JanStowarzyszenie Pisarzy PolskichBaran Józef – poeta, dziennikarz-wiersze w programie nauczania Ministerstwa Oświaty i NaukiNowak AndrzejProkop JanSkoczylas AnnaChrzanowski TadeuszGrzybowski StanisławGrzybowski Zbigniew StanisławJaworski StanisławTurowicz JerzyZakrzewska WandaŁagowski BronisławOsoby duchowneJaworski Marian – metropolita lwowskiPłoski Tadeusz – biskup polowy Wojska PolskiegoKalwarczyk Grzegorz prałat Sanktuarium Opatrzności BożejNapiórkowski Andrzej – przeor oo. Paulinów Na SkałcRektorzy Uniwersytetu JagiellońskiegoGierowski JózefZiejka FranciszekOsoby różne:Jasiński Krzysztof dyrektor- Teatru Stu w KrakowieKaczor Kazimierz-aktor b. prezes ZASPKrzemiński Władysław-dyrektor Teatru Starego w KrakowieWójcicki Jacek – aktorKozłowski Krzysztof – red. Tygodnika Powszechnego b. ministerWalter Świerczewski – oficer NKWDAndrzejewski Jerzy-pisarzKulczyk Jan – biznesmanWęgrzyn Konstanty – antykwariusz, b. działacz partyjny, aferzystaAdamkiewicz Zygmunt – poetaDulian Renata – poetkaMałecka Irena – poetkaPiotrowski Jacek – poetaRudnicki Piotr – poetaPaluch Janusz – dyrektor Ośrodka KulturyDziedzic Stanisław -dyrektor Wydziału Kultury KrakówSokołowski Ryszard – poetaSzwarc Stanisław – poetaKwiatkowska Halina – aktorka, żona Tadeusza literataŁomnicki Tadeusz – aktorMichałowska Danuta – aktorkaKowalczyk August – aktorAleksandrowicz Jerzy – prof. med. syn JulianaKałużyński Zygmunt – krytykBaran Józef-poeta wiersze w programie nauczania szkolnegoOleksy Józef-działacz SLD b. premier, b. marszałek SejmuKwiatkowski Tadeusz – literat, mąż aktorki Haliny KwiatkowskiejDziennikarze „Gazety Wyborczej”Siedlecka EwaKołakowska AnnaPawlicki JacekLewandowska IrenaJagielski WojciechMikołajewski JerzyMalinowski DariuszCzerwiński AdamZawadzki MariuszStec AndrzejNowakowski MaciejMuszyński ZbigniewGadomski WitoldNowakowska AgataKubicki GrzegorzDziennikarze „Dziennika Polskiego” KrakówKowalski Antoni – vce prezesOsiecki JanCybulski WładysławOsoby różneDziedzic Irena / TW Marlena – dziennikarka telewizyjna i radiowa /Jaworski Stanisław – prof. U. J.Kuduk Jan – b. dyrektor Wydz. KulturyBrzeziński Bogdan – poetaIwaszkiewicz Jarosław – literat b. prezes Zw. Literatów PolskichMarkiewicz Henryk – prof. U. J.Skarżyński Jerzy prof. art. plastykFalandysz Lech-szef kancelarii Lecha WałęsyNiezabitowska Małgorzata – dziennikarkaTymiński Stanisław – kandydat na prezydentaBochniarz Henryka – kandydatka na prezydentaBłoński Jan prof. U. J.Mroziewicz Krzysztof dziennikarzToeplitz Krzysztof Teodor-dziennikarzBruzda Tadeusz – dyrektorZanussi Krzysztof – reżyserGugała Andrzej – sekretarz partiiTurowicz Jerzy red. nacz. ”Tygodnika Powszechnego”Moczulski Leszek KPNMałcużyński Witold – pianistaPrawin Jakub płk NKWD współpracownik Cz. Miłosza w redakcji „Nowe Widnokręgi” we Lwowie w 1940 r.Komornicki Krzysztof – aferzysta FOZZCybulski Zbigniew – aktorKobuszewski Jan – aktorCzechowicz Mieczysław – aktorDrozda Tadeusz – aktorAdamski Jan – aktorWilhelmi Roman – aktorFronczewski Piotr – aktorNowak Tadeusz – poetaKrynicki Ryszard – poetaKapuściński Ryszard – pisarzKaczmarski Jacek – bard „Solidarności”Jan Pietrzak – satyrykBrzezińska Barbara – piosenkarkaNowak Wiesław – art. malarzSztaudyngier Jan – poetaKonieczny Zygmunt – kompozytorDobrowolski Władysław – poetaKijowski Andrzej – pisarzBłachut Władysław – poetaBober Jerzy – dziennikarzWiktor Jan – pisarzBem Ewa – piosenkarkaKrakowski Jan prof. med.Matuszkiewicz Jerzy / Duduś / – kompozytorKowalik Stanisław – pisarzTrzaskowski Andrzej – kompozytorJanik Krzysztof – SLDKostecki Marian działacz społ. Dom Kultury Podgórze KrąkówWęgrzyn Jan – kierownik instytucjiSiemion Wojciech – aktorUstawy lustracyjnej w dalszym ciągu nie ma. Ubowcy żyją sobie wcale dobrze. Stwarza się nową formę okupacji Polski. Obce Narodowi siły wewnętrzne dążą, aby stracił on źródło swojej spoistości i przestał być wrażliwy na własną tożsamość, ukształtowaną przez wiekowe dziedzictwo kulturowe. Te same siły czynią przygotowania do zawładnięcia Kościołem od wewnątrz.KTO DOPUŚCIŁ SIĘ SKANDALU W UMIESZCZENIU NA LIŚCIE WYBORCZEJ NA PREZYDENTA RZECZYPOSPOLITEJ STANISŁAWA TYMIŃSKIEGO I HENRYKI BOCHNIARZ, OSÓB Z LISTY WILDSTEINA, A WIĘC DOMNIEMANYCH AGENTÓW UB ?Kto rządzi Polską i jakie siły są Narodowi obce przekonaliśmy się 21 października 2007 !A dzisiaj?Telewizja TVP Info - Jacek Kurski - powołują post komunistkę Małgorzatę Ogórek kandydatkę post komuny SLD na prezydenta RP- na główną prezenterkę Tvp Info. Ta hańba panie Kurski !!!.Aleksander Szumański
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:6)
Kategoria wpisu: 

OBJAWIENIE MATKI BOŻEJ W GIETRZWAŁDZIE

$
0
0
Ilustracja: 
MATKA BOSKA
OBJAWIENIE MATKI BOŻEJ W GIETRZWAŁDZIEGIETRZWAŁD TRADYCYJNYM MIEJSCEM KULTU MARYJNEGO W 1877 r. Maryja objawiła się dwóm dziewczynkom w Gietrzwałdzie. W tym roku obchodzimy 143. rocznicę objawień Matki Bożej oraz 53. rocznicę koronacji Jej obrazu koronami papieskimi. Gietrzwałd jest jedynym w Polsce i jednym z 12 na świecie miejsc objawień maryjnych uznanych przez Stolicę Apostolską za autentyczne.Objawienie Maki Bożej w Gietrzwałdzie stanowi tradycyjne miejsce  kultu maryjnego Gietrzwałd (niem. Dietrichswalde) został założony przez Warmińską Kapitułę Katedralną. Przywilej lokacyjny wystawiono 19 maja 1352 r. Odbiorcą przywileju był zarządca Dittrich, od którego imienia osada przyjęła swą nazwę. Na przełomie XIV i XV w. wybudowano na jej terenie kościół.Kult Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie datuje się od drugiej połowy XIV wieku. Związany najpierw był z Pietą, a od XVI w. z obrazem Matki Bożej z Dzieciątkiem, umieszczonym w miejscowym kościele. Obraz przedstawia Maryję okrytą ciemnoniebieskim płaszczem, trzymającą na lewym ramieniu Dziecię, ubrane w długą, czerwoną sukienkę. W 1717 r. obraz został ozdobiony srebrnymi koronami. Kult obrazu potwierdzają liczne vota.Gietrzwałd zamieszkiwali najpierw potomkowie dawnych Prusów, a potem głównie „Warmiacy”, potomkowie przybyszów z Polski, którzy od XIV wieku zasiedlali ten teren. Posługiwali się charakterystyczną gwarą, która do XIX w. pozostawała pod wpływem literackiego języka polskiego, który był językiem literatury religijnej. Po pierwszym rozbiorze nastąpiło oderwanie Warmii od reszty Polski i wówczas zaczęła tam przybywać także ludność niemiecka. Spowodowało to przyswojenie licznych germanizmów. W gwarze warmińskiej charakterystyczne są też nieliczne zapożyczenia leksykalne z dawnego języka pruskiego. Jednak językiem polskim posługiwano się zarówno w miejscowej szkole, jak i w kościele.Sytuacja uległa zmianie dopiero w drugiej połowie XIX stulecia. Germanizacja przebiegała coraz gwałtowniej od momentu wprowadzenia ustaw uderzających w Kościół katolicki. W 1873 r. język polski został zabroniony we wszystkich szkołach warmińskich, a pod wpływem Kulturkampfu zaczęto rugować z Warmii niepokornych kapłanów i zgromadzenia religijne, z wyjątkiem tych, które zajmowały się działalnością charytatywną. PRZEBIEG OBJAWIEŃ Z 1877 ROKU 27 czerwca 1877 r. 13-letnia Justyna Szafryńska wracała z kościoła w Gietrzwałdzie do domu. Przygotowywała się do I Komunii świętej i właśnie zdała egzamin u proboszcza, ks. Augustyna Weichsela. Gdy na głos dzwonu odmówiła Anioł Pański, na klonie rosnącym koło plebanii zobaczyła niezwykłą jasność, a w niej biało ubraną postać, siedzącą na złocistym tronie, udekorowanym perłami. Po chwili zauważyła jasny blask zstępujący z nieba i anioła ze złotymi skrzydłami, w białej szacie. Gdy dziewczynka odmówiła Pozdrowienie Anielskie, postać podniosła się z tronu i wraz z aniołem uniosła się do nieba. Tak rozpoczęły się objawienia Matki Bożej, które trwały do 16 września.Dziewczynka opowiedziała wszystko proboszczowi, który polecił jej następnego dnia przyjść na to samo miejsce. Gdy zadzwoniono na Anioł Pański, drzewo klonu zostało oświetlone. Wokół niego utworzył się złoty krąg, a na jego tle ukazał się tron ze złota, do którego dwaj aniołowie przyprowadzili Najświętszą Dziewicę. Gdy usiadła, inni dwaj aniołowie przynieśli Dziecię Jezus w niebiańskim blasku, trzymające w lewym ręku kulę ziemską i posadzili Je na lewym kolanie Matki Bożej. Jeszcze inni dwaj aniołowie unosili błyszczącą koronę nad głową Madonny. Inny znów anioł przyniósł złote berło i trzymał je w prawej ręce nad koroną. Nad wszystkimi pojawił się jeszcze jeden anioł, który wskazywał na wielki krzyż bez wizerunku Chrystusa ukrzyżowanego. 30 czerwca Matka Boża objawiła się sama, bez towarzystwa aniołów. Tego dnia po raz pierwszy miała wizję także 12-letnia Barbara Samulowska, która przyszła wraz z Justyną. Obie dziewczynki pochodziły z ubogich warmiackich rodzin o korzeniach polskich, aczkolwiek niektóre źródła niemieckie twierdzą, że Justyna pochodziła z rodziny niemieckiej, nie zostało to jednak potwierdzone.Podczas widzenia Szafryńska zapytała Najświętszą Pannę: “Czego żądasz Matko Boża?” i otrzymała odpowiedź: “Życzę sobie, abyście codziennie odmawiali różaniec.” Matka Boża mówiła w zrozumiałej dla widzących miejscowej gwarze, bliskiej językowi polskiemu.1 lipca Szafryńska zapytała: “Kto Ty jesteś?” i usłyszała w odpowiedzi: “Jestem Najświętsza Panna Maryja Niepokalanie Poczęta.” Warto przypomnieć, że objawienia w Gietrzwałdzie miały miejsce w niecałe 20 lat po objawieniach w Lourdes, gdzie Matka Boża powiedziała Bernadetcie Soubirous: “Ja jestem Niepokalane Poczęcie”, a także niespełna 23 lata po ogłoszeniu przez papieża Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny.Od lipca Szafryńska i Samulowska miały codziennie objawienia w czasie wieczornego nabożeństwa różańcowego. Między wieloma pytaniami o zdrowie i zbawienie różnych osób, dzieci zapytały także: “Czy Kościół w Królestwie Polskim będzie oswobodzony?” oraz czy osierocone – na skutek Kulturkamfu – parafie na południowej Warmii wkrótce otrzymają kapłanów?W odpowiedzi usłyszały: “Tak, jeśli ludzie gorliwie będą się modlić, wówczas Kościół nie będzie prześladowany, a osierocone parafie otrzymają kapłanów!”Wieść o objawieniach spowodowała napływ do Gietrzwałdu licznych pielgrzymów. Pierwszą wzmiankę o objawieniach podał pelpliński “Pielgrzym”, 10 lipca 1877 r. 7-9 września, podczas trzydniowych obchodów święta Narodzenia Matki Bożej zgromadziło się w Gietrzwałdzie aż 50 tys. ludzi. Z pobłogosławionego przez Matkę Bożą 8 września 1877 r. wieczorem źródełka pielgrzymi od lat czerpią wodę, która przynosiła ulgę cierpiącym i liczne uzdrowienia.6 września 1877 r. w miejscu, gdzie dzieciom ukazywała się Matka Boża, umieszczona została kapliczka z figurą Najświętszej Marii Panny. Została ona wykonana w Monachium.Duże zasługi w upowszechnianiu przesłania Matki Bożej z Gietrzwałdu przypisać trzeba miejscowemu proboszczowi Augustynowi Weichslowi (1830-1909 r.), który prawie czterdzieści lat duszpasterzował w Gietrzwałdzie. Co ciekawe, ks. Weichsel wywodził się z rodziny niemieckiej, od lat zamieszkałej w Pieniężnie, ale wspierał Polaków w ich przywiązaniu do wiary i języka ojców. Wydarzenia gietrzwałdzkie przeżył bardzo głęboko, starał się je pilnie obserwować i propagować. Władze pruskie poddały go za to różnym represjom, nawet z krótkotrwałym osadzeniem w więzieniu, nakładaniem grzywien i zawieszaniem w możliwościach wypełniania posługi duszpasterskiej. ODRODZENIE  POLSKOŚCI Objawienia wstrząsnęły Warmią i życiem lokalnej społeczności. Z perspektywy coraz trudniejszego położenia ludności polskiej w państwie pruskim potraktowano je jako ważny znak, symbol obrony zarówno katolików, jak i polskiej społeczności. Polacy ze wszystkich zaborów zaczęli gromadnie nawiedzać Gietrzwałd, aczkolwiek przybywali tu także pielgrzymi narodowości niemieckiej, Kaszubi, Mazurzy, Litwini, itd. Choć objawienia te spowodowały odrodzenie polskości, w sensie religijnym miały charakter uniwersalny, owocowały odrodzeniem życia religijnego i podniesieniem świadomości religijnej wiernych oraz ich postaw moralnych.Pięć lat po objawieniach, w sprawozdaniu z 27 września 1882 r. ks. Augustyn Weichsel pisał: “nie sama tylko moja parafia, ale też cała okolica stała się pobożniejsza po objawieniach. Dowodzi tego wspólne odmawianie różańca świętego po wszystkich domach, wstąpienie do klasztoru bardzo wielu osób, regularne uczęszczanie do Kościoła”.Dobre skutki objawień szybko się rozprzestrzeniały, przeniknęły także do Królestwa Kongresowego i Rosji. Jednym z nich był zwyczaj codziennego wspólnego odmawiania różańca, nieraz także publicznie. Na południowej Warmii różaniec był odmawiany prawie we wszystkich domach, podobnie też w wielu parafiach diecezji chełmińskiej, poznańskiej i wrocławskiej. W samym Gietrzwałdzie parafianie odmawiali różaniec w kościele trzy razy dziennie: rano, w południe i wieczorem. Poza tym miały miejsce liczne nawrócenia i konwersje oraz częste przystępowanie do sakramentów świętych.Co roku do Gietrzwałdu 29 czerwca, 15 sierpnia i 8 września przybywały rzesze polskich pielgrzymów ze wszystkich zaborów. Pielgrzymowali też Niemcy, Kaszubi, Mazurzy i Litwini. Napływ pątników skłaniał kolejnych proboszczów, bratanka ks. Augustyna Weichsla, Juliusza, Jana Hanowskiego, Hieronima Nahlenza, Franciszka Klinka do rozbudowy sanktuarium.Jednym ze skutków objawień był rozwój ruchu trzeźwościowego, promieniujący na inne zabory. W Gietrzwałdzie powstało bractwo trzeźwości. Objawieniom gietrzwałdzkim nadał szczególne znaczenie słynny kapucyn o. Honorat Koźmiński (1829-1916), twórca wielu bezhabitowych zgromadzeń żeńskich. Pod wpływem objawień gietrzwałdzkich założył on zgromadzenie służek NMP Niepokalanej. Zgromadzenie szczególną uwagę zwraca na szerzenie wiedzy religijnej i kształtowanie sumienia chrześcijańskiego dzieci, młodzieży i dorosłych.Rok po objawieniach z inicjatywy Andrzeja Samulowskiego została otwarta w Gietrzwałdzie polska księgarnia. W 1866 r. w miejscowości tej światło dzienne ujrzał pierwszy numer “Gazety Olsztyńskiej”. Pod koniec XIX wieku Gietrzwałd liczył ok. 1000 mieszkańców. Ruch pątniczy podbudował lokalną gospodarkę. Działały tam w tym okresie cztery karczmy, sklep kolonialny, dwie księgarnie, sklepy spożywcze i piekarnie.Po zakończeniu I Wojny Światowej aktywną działalność rozpoczęli na Warmii działacze Akcji Polskiej, których celem było uzyskanie jak największego poparcia dla idei przyłączenia Warmii do Polski. Zadecydować miał o tym plebiscyt, który odbył się 11 lipca 1920 r. W plebiscycie ludność zamieszkująca Warmię, Mazury i Powiśle miała zdecydować o przyłączeniu tych ziem do nowo powstałego państwa polskiego lub o pozostawieniu ich w granicach Prus Wschodnich. Wyniki plebiscytu były dla Polski druzgocącą klęską. W samym Gietrzwałdzie za Polską oddano 178 głosów, a za Prusami Wschodnimi 412.Po przyłączeniu do Prus Wschodnich, w Gietrzwałdzie w okresie międzywojennym działało jednak nadal koło Związku Polaków w Niemczech, katolicka Szkoła Polska (do 1933 r.), polska biblioteka Towarzystwa Czytelni Ludowych oraz koło Związku Towarzystw Młodzieży w Prusach Wschodnich. W 1927 roku uruchomiono polskie przedszkole. DALSZE LOSY WIZJONEREK Losy obu wizjonerek do pewnego czasu po objawieniach były takie same. Obie zostały siostrami w zakonie szarytek (św. Wincentego a Paulo), najpierw w Chełmnie, a potem w Paryżu. Z Paryża Barbara Samulowska (imię zakonne Stanisława) wyjechała z misją do Gwatemali, gdzie zmarła 6 grudnia 1950 r. w opinii świętości. 2 lutego 2005 r. w bazylice gietrzwałdzkiej, abp Edmund Piszcz, metropolita warmiński, otworzył proces beatyfikacyjny siostry Stanisławy Barbary Samulowskiej.Natomiast Justyna Szafryńska w 1897 r. opuściła zakon i powróciła do życia w stanie świeckim. Poślubiła w 1899 w Paryżu, Raymonda Etienne Bigota. Po 1904 r. ślad o niej zaginął, nie wiadomo gdzie spędziła resztę życia oraz gdzie jest pochowana.  UZNANIE OBJAWIEŃ Ówczesny biskup warmiński, Filip Krementz, jeszcze podczas trwania objawień w 1877 r. zwołał specjalną komisję teologów, by gruntownie zbadali sprawę. Komisja przebywała w Gietrzwałdzie już od 20 sierpnia, jeszcze podczas trwania objawień. Zbadała przede wszystkim osobowość i wiarygodność dziewczynek, a także treść i zgodność ich wypowiedzi oraz oddziaływanie wydarzeń na społeczeństwo. W liczącym 47 stron sprawozdaniu zajęła stanowisko pozytywne, a dziewczęta określiła jako “bezpretensjonalne, proste, naturalne, dalekie od jakiejkolwiek przebiegłości”.Na początku września 1877 r. biskup powołał ponadto komisję składającą się z trzech lekarzy, by zbadali wizjonerki podczas objawień. Lekarze orzekli, że symulacja nie wchodzi w rachubę. W czasie objawień u dziewczynek zaobserwowali zwolnienie tętna, utratę ciepłoty w rękach i ramionach, zastygnięcie twarzy.10 września 1967 r. prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński dokonał koronacji obrazu Matki Bożej. 2 czerwca 1970 r. papież Paweł VI nadał kościołowi w Gietrzwałdzie tytuł bazyliki mniejszej.1 września 1977 odbyły się, poprzedzone IV Ogólnopolskim Kongresem Mariologicznym, uroczystości 100-lecia objawień Matki Bożej, którym przewodniczył ks. Karol Kardynał Wojtyła, metropolita krakowski.W tym dniu bp Józef Drzazga, biskup warmiński, uroczyście zatwierdził kult objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Wydał dekret zatwierdzający objawienia jako wiarygodne, nie sprzeciwiające się wierze i moralności chrześcijańskiej.24 czerwca 2002 roku papież Jan Paweł II przesłał list z okazji 125. rocznicy objawień Matki Bożej, w duchu pielgrzymując do sanktuarium gietrzwałdzkiego, by dziękować Maryi za Jej obecność i matczyną opiekę. 
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

AKCJA ERNTEFEST - ("DOŻYNKI") W LUBLINIE 3 LISTOPADA 1943 ROKU

$
0
0
Ilustracja: 
zbrodnie niemieckie
AKCJA ERNTEFEST - ("DOŻYNKI") W LUBLINIE 3 LISTOPADA 1943 ROKUMORD 42 TYSIĘCY ŻYDÓW W DYSTRYKCIE LUBELSKIM - NAJWIĘKSZY JEDNOSTKOWY MORD W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ - "KRWAWA ŚRODA"W dniach 3–4 listopada 1943 r. niemieckie władze bezpieczeństwa przeprowadziły w dystrykcie lubelskim masowy mord Żydów, któremu nadano kryptonim „Erntefest” („Dożynki”). W ciągu zaledwie dwóch dni zamordowano w dystrykcie lubelskim około 42000 osób, co sprawiło, że akcja „Erntefest” stała się największym jednostkowym mordem w czasie II Wojny Światowej dokonanym w niemieckich obozach koncentracyjnych.Pierwszego dnia zamordowano żydowskich więźniów KL Lublin (Majdanek), obozów pracy Flugplatz, Lipowa 7, Sportplatz, Trawniki oraz mniejszych placówek na terenie Lublina. Następnego dnia egzekucją objęto również Żydów w obozie pracy w Poniatowej oraz w kilku mniejszych placówkach pracy w dystrykcie lubelskim. W większości więźniowie przebywający w tych obozach pracowali na rzecz spółki Ostindustrie („Osti”, „Przemysł Wschodni”).Operacja była ostatnim etapem realizowanej od wiosny 1942 r. akcji „Reinhardt”, której celem była biologiczna eksterminacja żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci w Generalnym Gubernatorstwie (GG), stanowiąc tym samym element „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Przeprowadzona operacja była całkowitym zaskoczeniem dla ofiar, a w pamięci więźniów nie żydowskich zapisała się jako „Krwawa Środa”.Od jesieni 1942 r. z inicjatywy dowódcy SS i policji w dystrykcie lubelskim Odilo Globocnika przystąpiono do organizowania spółki „Osti”, której celem było stworzenie sieci żydowskich obozów pracy oraz kompleksów fabrycznych na terenie dystryktu lubelskiego. Formalnie spółka powstała dopiero w marcu 1943 r. „Osti” swój potencjał miała budować w oparciu o zrabowane m.in. przez Judenrat mienie żydowskie w toku realizowanej od wiosny 1942 r. akcji „Reinhard”, jak również eksploatację żydowskiej siły roboczej.Utworzenie spółki nastąpiło w porozumieniu z Głównym Urzędem Gospodarczo-Administracyjnym SS (WVHA), który oddelegował do współpracy Maxa Horna oraz kilku innych urzędników. Faktyczne przeznaczenie spółki miało pozostać tajemnicą, dlatego też na wniosek Globocnika utworzono radę nadzorczą, w skład której weszli: Oswald Pohl (szef WVHA), Georg Lörner (zastępca szefa WVHA), Friedrich Wilhelm Krüger (wyższy dowódca SS i policji w GG) oraz Ferdynand von Sammern-Frankenegg (dowódca SS i policji w dystrykcie warszawskim). Sam Globocnik został jednym z dyrektorów.Na początku stycznia 1943 r. Himmler wydał rozkaz, który zakładał przeniesienie 16000 Żydów warszawskich zatrudnionych w szopach Többensa do KL Lublin (Majdanek). Wykonanie tego zadania zostało powierzone Globocnikowi. Proces przenoszenia szopów miał się zakończyć w połowie lutego, co okazało się niemożliwe na skutek oporu żydowskich organizacji podziemnych. Zaistniała sytuacja spowodowała czasowe wstrzymanie realizacji planów. W dalszej kolejności przewidywano także przeniesienie do dystryktu lubelskiego zakładów i warsztatów z getta białostockiego. Na początku lutego Globocnik uzgodnił szczegóły w rozmowie z niemieckimi przedsiębiorcami Walterem Többensem i Fritzem Emilem Schultzem, którzy posiadali firmy na terenie getta warszawskiego. W rozmowach brali również udział funkcjonariusze SS z obozu w Trawnikach, Karl Streibel i Franz Bartetzko, jak również przedstawiciele firmy Schultza – Rudolf Neumann i Georg Klimanek. Proces przenoszenia szopów miał nadzorować Walter Többens, który w odezwie wystosowanej do robotników żydowskich pod koniec marca 1943 r. zapewnił ich, że translokacja warsztatów nie jest równoznaczna z wysiedleniem na zagładę:Ani pan Schultz, ani ja nie zostaliśmy pod grozą rewolweru zmuszeni do przeprowadzenia akcji. (...) W Trawnikach i Poniatowej każdy robotnik otrzymał i zachował cały swój bagaż i całą swoją własność.Żydowscy robotnicy zbrojeniowi! (...) Wierzcie tylko niemieckim kierownikom zakładów. (...) Z całym przekonaniem mogę wam doradzić tylko jedno i wciąż to samo: Jedźcie do Trawnik, jedźcie do Poniatowej, bo tam są możliwości egzystencji i tam przetrwacie wojnę. (...) Zabierzcie ze sobą swoje żony i dzieci, by zatroszczono się również o nie.W pierwszej kolejności „Osti” planowała zorganizować zakłady w Poniatowej i Trawnikach. W Trawnikach przewidywano utworzenie zakładów szczotkarskich, kuśnierskich i krawieckich na bazie sprzętu przeniesionego z gett w Międzyrzecu Podlaskim oraz Warszawie. Z kolei w Poniatowej planowano zorganizować warsztaty konfekcyjne, koszykarskie i tekstylne, dla których zapleczem mieli być Żydzi z warszawskich szopów Többensa. Latem 1943 r. w Poniatowej przebywało około 16 000 Żydów, z czego 10 000–12 000 pracowało na rzecz Többensa. Z kolei w Trawnikach na początku października skoszarowano niespełna 6300 Żydów.Liczne warsztaty ulokowano także w Lublinie, gdzie planowano utworzyć zakłady mechaniczne, przeróbki metali oraz drewnianego obuwia. Największy z nich znajdował się w obozie na Flugplatzu, zlokalizowanym na terenie przedwojennej wytwórni samolotów Plagego i Laśkiewicza przy ulicy Wrońskiej. Powstały tam zakłady szczotkarskie, zaś produkcję koszy na amunicję przeniesiono do obozu na Majdanku. W połowie 1943 r. w obozach podległych spółce „Osti” było zatrudnionych około 45000 Żydów.Plany Globocnika przewidywały również przejęcie przez „Osti” Żydów z getta łódzkiego, które w 1943 r. stanowiło największe skupisko ludności żydowskiej na terenach okupowanych przez III Rzeszę Niemiecką. W tym czasie przebywało w nim około 80000 osób. Funkcjonujące w getcie warsztaty planowano przenieść do obozu w Poniatowej, o czym świadczy zapis w raporcie Globocnika:Co się tyczy Łodzi proponuję przesłać wykwalifikowane rezerwy robocze i maszyny do obozu w Poniatowej, powiększyć obóz w odpowiednim stopniu, aby Poniatowa mogła przejąć całą produkcję Łodzi. W ten sposób getto w Łodzi mogłaby być zlikwidowana.Zamierzeń Globocnika nigdy nie udało się zrealizować, gdyż silny wpływ na getto łódzkie wywierały Ministerstwo Uzbrojenia oraz Inspektorat Uzbrojenia w GG, które uznawały je za swoją strefę wpływów.Od początku realizacja planów przez spółkę „Osti” napotykała liczne problemy. Na terenie dystryktu lubelskiego brakowało odpowiedniej infrastruktury przemysłowej, co uniemożliwiało racjonalne zagospodarowanie i wykorzystanie żydowskiej siły roboczej. Istotną przeszkodą były również powstania, które wybuchły w kwietniu 1943 r. w getcie warszawskim oraz w sierpniu tego samego roku w getcie białostockim. Zaistniała sytuacja wpłynęła na opóźnienia w przeniesieniu szopów na teren dystryktu lubelskiego. Pod koniec października zgodnie z decyzją szefa WVHA Oswalda Pohla obozy pracy w Budzyniu, Poniatowej, Trawnikach, Lipowej 7, Flugplatzu, jak również kilka mniejszych na terenie dystryktu lubelskiego przekształcono w filie Majdanka. W rzeczywistości przejęcie kontroli okazało się fikcją, gdyż zaledwie kilka dni później osadzonych w nich więźniów żydowskich zamordowano w ramach operacji „Erntefest”. Pozbawienie „Osti” dopływu żydowskiej siły roboczej spowodowało nierentowność spółki i ostatecznie jej likwidację.Jednym z czynników determinujących przeprowadzenie operacji „Erntefest” były bunty, które wybuchły w 1943 r. w obozach zagłady w Treblince (2 sierpnia) i Sobiborze (14 października) oraz w getcie białostockim (16 sierpnia). Reichsführer SS i Policji Heinrich Himmler uznał, że zaistniała sytuacja stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa.Niemniej, nie był to jedyny czynnik, który wpłynął na podjęcie decyzji o eksterminacji ostatnich skupisk ludności żydowskiej w dystrykcie lubelskim. Wiele wskazuje, że ważniejszą przesłanką mogła być rywalizacja pomiędzy władzami bezpieczeństwa, administracją cywilną, wojskiem i prywatnymi przemysłowcami o wykorzystanie pozostałych przy życiu Żydów jako siły roboczej, która do tej pory znajdowała się w gestii SS, m.in. w ramach spółki „Osti”. W szczególności przejęciem kontroli były zainteresowane organy administracji centralnej: Główny Urząd Gospodarczo-Administracyjny SS (WVHA) oraz Inspektorat Uzbrojenia w GG. Próby podporządkowania robotników żydowskich innym instancjom poza SS, doprowadziły do konfliktu, którego skutkiem było wydanie przez Himmlera rozkazu wymordowania Żydów zatrudnionych w obozach pracy i KL Lublin. Wydaje się, że szef SS i policji kierował się bardziej względami ambicjonalnymi i ideologiczno-rasowymi niż kalkulacjami gospodarczymi pomimo trudnej sytuacji militarnej i gospodarczej III Rzeszy Niemieckiej.W lecie 1943 r. możliwości wykorzystania robotników żydowskich przez SS zaczęły się diametralnie zmieniać, co było związane z jednej strony z przeniesieniem Globocnika na stanowisko wyższego dowódcy SS i policji w rejonie Morza Adriatyckiego, a z drugiej wydaniem przez Adolfa Hitlera dekretu, zgodnie z którym pełna możliwość wykorzystania siły roboczej na potrzeby przemysłu zbrojeniowego miała znaleźć się w gestii ministra uzbrojenia Alberta Speera. Dekret nabierał mocy prawnej 1 listopada 1943 r. Aby wyprzedzić ruchy rywali, na początku września WVHA rozpoczął proces przekształcania obozów pracy w dystrykcie lubelskim w podobozy KL Lublin, który zakończono pod koniec października, co zbiegło się w czasie z wyznaczeniem daty przeprowadzenia akcji „Erntefest”.Realizację operacji „Dożynki” powierzono następcy Globocnika, Jacobowi Sporrenbergowi, który otrzymał rozkaz pod koniec sierpnia bezpośrednio od swojego przełożonego wyższego dowódcy SS i policji w GG Wilhelma Friedricha Krügera. W trakcie spotkania Krüger przedstawił pismo od Himmlera, w którym pojawiło się następujące stwierdzenie:"Problem Żydów w dystrykcie lubelskim urósł do groźnych rozmiarów. Ten stan rzeczy musi być wyjaśniony raz na zawsze".Był to wyraźny sygnał do rozpoczęcia przygotowań do całkowitej zagłady ostatnich skupisk żydowskich w dystrykcie lubelskim.We wrześniu 1943 r. rozpoczęto przygotowania do realizacji akcji „Erntefest” w KL Lublin. W pierwszej kolejności usunięto więźniów żydowskich ze stanowisk funkcyjnych, zaś 21 września rozstrzelano Żydów należących do Sonderkommando obsługującego komory gazowe. Przygotowania do operacji od początku trzymano w ścisłej tajemnicy. Pod koniec października zapędzono kilkuset więźniów do kopania w pobliżu tzw. nowego krematorium trzech rowów. Podczas procesu członków załogi KL Lublin, który toczył się w latach 1975–1981 przed Sądem Krajowym w Düsseldorfie, zawarto w sentencji wyroku następujący opis:"Pod koniec października 1943 r. – prawdopodobnie z polecenia Sporrenberga – od strony wschodnich naroży obozu, za polem V, w pobliżu tzw. nowego krematorium, w odległości około 100 m od znajdującego się tam baraku w kształcie litery L, zaczęto kopać dół szerokości około od 6 do 7 m i co najmniej trzy odchodzące od niego rowy, które biegły ukośnie w linii zygzakowatej w głąb terenu obozu. Rowy te miały do 100 m długości, mniej więcej od 1,5 do 3 m głębokości i około 3 m szerokości u podstawy. Miały one służyć jako miejsce egzekucji; dół był przeznaczony do tego, aby "rozdzielać" w nim ofiary do poszczególnych rowów.Wśród więźniów rozpuszczono pogłoski jakoby miały one stanowić okopy na wypadek ataku partyzantów lub punkty dla artylerii przeciwlotniczej, co miało uspokoić napiętą sytuację.W przeddzień akcji „Erntefest” dowódca SS i policji w dystrykcie lubelskim zwołał późnym wieczorem odprawę z dowódcami poszczególnych jednostek wyznaczonych do jej przeprowadzenia. Wzięli w niej udział dowódcy policji bezpieczeństwa w Lublinie, Waffen-SS, 22. i 25. pułku policji oraz komendanci obozów w Poniatowej, Trawnikach i KL Lublin. Sporrenberg poinformował, że rozpoczęcie akcji wyznaczono na 3 listopada o godzinie 8.00 rano.Egzekucją mieli być objęci wszyscy więźniowie żydowscy z KL Lublin, jak również innych placówek pracy w Lublinie, Trawnikach i Poniatowej. Wokół poszczególnych obozów, gdzie zamierzano rozstrzelać ofiary, przewidywano wyznaczenie kordonu bezpieczeństwa, który miał być tworzony przez funkcjonariuszy policji i Waffen-SS. W przypadku KL Lublin zadanie zabezpieczenia obozu wyznaczono również członkom załogi wartowniczej. Bezpośrednie dowództwo nad akcją powierzono jednemu z oficerów z lubelskiej placówki policji bezpieczeństwa, którego nazwiska nie udało się ustalić6"MASAKRA - PRZEBIEG EGZEKUCJI3 listopada w godzinach wczesnoporannych w KL Lublin zjawiły się oddziały Waffen-SS oraz policji, które miały przeprowadzić egzekucję. Łącznie przybyło około 2000 funkcjonariuszy. Na miejscu poinformowano oficerów oddziału wartowniczego SS oraz kierownika oddziału więźniarskiego Antona Thumanna, o mającej nastąpić akcji. Nakazano jednocześnie Thumannowi oraz jego podwładnym przeprowadzenie selekcji na poszczególnych polach więźniarskich w celu wybrania więźniów żydowskich, których następnie odprowadzano na pole V, wyznaczone jako punkt koncentracji ofiar. Z kolei znajdujący się na nim więźniowie nie żydowscy zostali przeniesieni na pole IV. Selekcją objęto także co najmniej 1000 żydowskich rzemieślników i członków ich rodzin, którzy wykonywali prace specjalistyczne na polu IV dla spółki „Osti”8. Po zakończeniu selekcji więźniowie nie żydowscy zostali zapędzeni do baraków, których nie mogli opuszczać. Tego dnia nie sformowano również komand roboczych. Tylko z obozu macierzystego na pole V przeniesiono około 6000 osób, a ponadto przypędzono około 12000 kobiet, dzieci i mężczyzn z obozów na Flugplatzu, Lipowej 7, Sportplatzu oraz mniejszych placówek pracy w Lublinie.Po przekroczeniu bramy pola V ofiary pędzono do ustawionego w południowo-wschodnim rogu baraku, w którym musiały się rozebrać i wrzucić do ustawionych skrzyń kosztowności oraz rzeczy wartościowe. Za barakiem od strony krematorium rozcięto drut kolczasty, a przez ustawiony za nim szpaler SS-manów pędzono ofiary do rowów egzekucyjnych. Grupy liczące około 10 osób – oddzielnie mężczyźni i kobiety z dziećmi – biegły na koniec każdego z nich, a następnie kładły się w nich twarzą do ziemi. Na skraju rowów ustawiono plutony egzekucyjne, składające się z kilku funkcjonariuszy, które dokonywały masakry. Kolejne ofiary zmuszane były do położenia się na ciałach osób już zamordowanych. W następujących słowach masakrę opisał jej uczestnik, kierownik krematorium Erich Muhsfeldt:"Około godziny 6.00 – możliwe, że mogła być już nawet 7 rano – rozpoczęła się duża akcja. Wpędzono część Żydów, zgromadzonych na polu 5 do jednego baraku, gdzie musieli rozebrać się do naga. Następnie Schutzhaftlagerführer Thumann przeciął druty ogrodzenia między polem 5 a owymi rowami. Powstało w ten sposób przejście. Od przejścia tego do dołu utworzono szpaler uzbrojonych policjantów. Przez szpaler ten pędzono nagich Żydów w kierunku dołów. Tam jeden SS-man z Sonderkommando wpędzał do każdego z rowów po 10-ciu. Tych, którzy znaleźli się w rowie, pędzono do jego drugiego końca. Tam musieli się położyć, a następnie stojący nad brzegiem rowu SS-mani z Sonderkommando strzelali do nich. Następne grupy pędzono rowem również aż do jego końca, tam musieli się ci ludzie kłaść na już rozstrzelanych poprzednio, tak że z biegiem czasu rów taki zapełniał się odcinkami, aż prawie po brzegi. Mężczyzn rozstrzeliwano osobno […], a kobiety w grupach osobnych.W skład plutonów egzekucyjnych wchodziło łącznie około 100 SS-manów i policjantów nie będących członkami załogi KL Lublin. Aby zagłuszyć strzały na terenie obozu rozmieszczono dwa samochody ciężarowe z megafonami, z których puszczano marsze wojskowe i muzykę rozrywkową. Były one wypożyczone z wydziału propagandy NSDAP. Pomimo prób zamaskowania prowadzonej egzekucji, strzały oraz krzyki ofiar docierały do więźniów zamkniętych w barakach oraz okolicznych mieszkańców wsi Dziesiąta. Masakrę zakończono późnym popołudniem, a masowe groby zasypano cienką warstwą ziemi. Zaledwie kilka dni później przystąpiono do palenia ciał".ZACIERANIE ŚLADÓW ZBRODNIPrzy życiu pozostawiono 300 mężczyzn oraz 315 kobiet. Żydówki zatrudniono przy sortowaniu i przeszukiwaniu mienia pozostawionego przez ofiary, tworząc z nich tzw. Filzkommando. W obozie przetrwały do kwietnia 1944 r., gdy deportowano je do Auschwitz-Birkenau, gdzie zginęły w komorze gazowej. Przeżyło jedynie kilkanaście kobiet, którym udało się wyskoczyć z transportu, dwie z nich to Ida Mazower i Henrika Mitron. Z kolei mężczyzn zatrudniono przy paleniu ciał ofiar w KL Lublin oraz innych miejscach masowych egzekucji, jak chociażby las Borek koło Chełma. Tworzyli oni tzw. Sonderkommando 1005 lub Himmelskommando. W większości byli to jeńcy-żołnierze Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego, przypędzeni z obozu przy ulicy Lipowej 7. Przeżyło zaledwie kilku, którym udało się zbiec ze wspomnianego lasu w tym Josef Reznik. Większość jednak po wykonaniu zadania zamordowano. Palenie ciał w KL Lublin rozpoczęto kilka dni po zakończeniu masakry. Akcją kierował Muhsfeldt, któremu przydzielono komando złożone z 20 jeńców radzieckich i grupy jeńców żydowskich. Stosy paleniskowe składające się z podwozi samochodów ciężarowych, umiejscowiono w rowach egzekucyjnych. Poza paleniem ciał, mielono również kości w specjalnym młynku. Uzyskane w ten sposób prochy wykorzystywano do użyźniania ziemi na polach uprawnych w granicach obozu. Zanim ciała poddano kremacji, usuwano z nich złote zęby oraz rekwirowano znalezione kosztowności. Akcja palenia ciał trwała około 2 miesięcy, a po okolicy rozchodził się nieznośny fetor, o czym wspomina polski więzień polityczny Czesław Skoraczyński:"Od chwili podpalenia stosów trupów nastały na Majdanku dni nowej udręki. Gęste kłęby białego dymu o potwornym fetorze palonych ciał zasnuwały szczelnie wszystkie pola. Nie do zniesienia smród zatykał dech w piersiach, u wielu więźniów wywoływał torsje, a każde brane do ust pożywienie śmierdziało trupem".Przez kolejne dni SS-mani z załogi KL Lublin szukali wśród więźniów ukrywających się Żydów, których następnie mordowano. W ten sposób zginęli lekarz słowacki Otto Reich, Włodzimierz Zadziewicz oraz Helena Gallowa. Niektórzy szukali schronienia w obozie posługując się tzw. „aryjskimi papierami”, czego warunkiem jednak było posiadanie „dobrego wyglądu”. W ten sposób ocalały trzy Żydówki polskie Rachel Blank, Shoshana Kliger oraz Maryla Reich. Akcja „Erntefest” doprowadziła do całkowitej zmiany struktury narodowościowej wśród więźniów, a dominującą grupą stali się Polacy. W obozie przebywali również obywatele Związku Radzieckiego oraz niewielkie grupy Niemców, Francuzów i obywateli innych państw.OFIARYZgodnie z ostatnim zachowanym stanem liczbowym obozu męskiego z dnia 23 sierpnia 1943 r. w KL Lublin przebywało łącznie 6065 Żydów, z czego 4607 polskich, 875 słowackich, 370 greckich, jak również niewielkie grupy czeskich, niemieckich, holenderskich, francuskich, serbskich i rosyjskich. Brak jest podobnych danych w odniesieniu do obozu kobiecego. Wiadomo jednak, że najliczniejszą grupę stanowiły Żydówki polskie, a oprócz nich w obozie przebywały również kobiety z Holandii, Niemiec, Czechosłowacji czy Grecji. Znaczną część kobiet przypędzono w dniu egzekucji z obozu na Flugplatzu.Tylko w KL Lublin zamordowano blisko 18000 kobiet, mężczyzn i dzieci w tym 6000 więźniów żydowskich z obozu macierzystego, jak również 12000 z Flugplatzu, Lipowej oraz mniejszych placówek pracy. Podczas masowej egzekucji ofiarami było również około 10000 więźniów w Trawnikach i 14000 w Poniatowej.W akcji „Erntefest” zgładzono łącznie około 42000 kobiet, mężczyzn i dzieci żydowskich.Opracowanie Aleksander Szumański, rocznik 1931 , świadek historii - dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 - 2012, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich.Kombatant - Osoba Represjonowana - zaświadczenia o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621 oraz Stowarzyszenia Żydów Kombatantów i poszkodowanych w II Wojnie Światowej - legitymacja członkowska nr 122.Źródło:http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/akcja-dozynki-erntefest-w-lublinie-3-listopada-1943/  
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

CZY PO - PSL Z TUSKIEM W TLE ZAMORDOWALI GEN. SŁAWOMIRA PETELICKIEGO?

$
0
0
Ilustracja: 
ZBRODNIA PO-PSL
CZY PO - PSL Z TUSKIEM W TLE ZAMORDOWALI GEN. SŁAWOMIRA PETELICKIEGO?LIST GENERAŁA PETELICKIEGO ZNALEZIONY W SIECI LIST OTWARTY DO PREMIERA DONALDA TUSKA Warszawa 19 kwietnia 2010  roku. Panie Premierze!  Zakończyła się Żałoba Narodowa po największej Tragedii w historii powojennej Polski. W wyniku karygodnych zaniedbań, niekompetencji i arogancji staliśmy się jedynym na świecie krajem, który w jednym momencie stracił całe Dowództwo Wojska, ze Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej Lechem Kaczyńskim na czele. Apeluję do Pana o podjęcie radykalnych kroków mających na celu ratowanie Polskich Sił Zbrojnych i systemu antykryzysowego Państwa.   W trybie pilnym należy:   1. Rozwiązać Wojskową Prokuraturę i powierzyć prowadzone przez nią sprawy Prokuraturze Cywilnej. Będzie to zgodne z wcześniejszymi wnioskami Prawa i Sprawiedliwości popartymi przez Platformę Obywatelską, których orędownikami byli między innymi Świętej Pamięci Poseł Zbigniew Wassermann i Generał Franciszek Gągor. 2. Ustanowić pełnomocnika Rządu d/s ratowania naszych Sił Zbrojnych i powołać na to stanowisko generała dywizji Waldemara Skrzypczaka (byłego dowódcę Wojsk Lądowych, który miał odwagę głośno mówić o zaniedbaniach w MON), cieszącego się ogromnym autorytetem w Wojsku Polskim. 3. Odwołać Ministra Obrony Narodowej i do czasu wybrania Prezydenta powierzyć kierowanie Resortem przewodniczącemu Komisji Obrony Senatu Maciejowi Grubskiemu z Platformy Obywatelskiej, który broniąc żołnierzy z Nangar Khel wykazał się zaangażowaniem i dobrą znajomością problematyki wojskowej. Ministerstwem Obrony może skutecznie kierować tylko osoba nie związana z panującymi tam od lat „betonowymi układami”. 4. Przywrócić na stanowisko Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego doktora Przemysława Gułę. Ponad rok temu w obecności byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, profesora Krzysztofa Rybińskiego, przekazałem ministrowi Michałowi Boniemu notatkę na temat karygodnych zaniedbań w Ministerstwie Obrony Narodowej. Zdecydowałem się na to, gdyż Bogdan Klich wysłuchiwał moich rad popartych ekspertyzami specjalistów polskich i amerykańskich, a następnie postępował wbrew logice! Wszyscy Polacy widzieli tragiczną katastrofę wojskowego samo-lotu CASA C-295M, w której zginęło dwudziestu znakomitych lotników. Tłumaczyłem Ministrowi Klichowi, dlaczego tak się stało, prezentując mu procedury NATO. Minister zapewniał, że wyciągnie z tego wnioski. Nie wyciągnął! Nastąpiła katastrofa wojskowego samolotu BRYZA, w której zginęła cała załoga. Była jeszcze katastrofa wojskowego śmigłowca Mi-24. Pytałem publicznie B. Klicha, ilu jeszcze dzielnych żołnierzy musi zginąć, żeby zaczął konieczne reformy w Wojsku? W sierpniu 2009 roku bohaterską śmiercią zginał kapitan Daniel Ambroziński, którego patrol w Afganistanie Talibowie ostrzeliwali przez sześć godzin, a nasze Lotnictwo nie mogło tam dolecieć, bo miało za słabe silniki (MI24). Co więcej, jak już doleciało – było nieuzbrojone (Mi-17). Minister Klich zapewniał wtedy publicznie, że w trybie nadzwyczajnym dostarczy do Afganistanu odpowiedni sprzęt. Nie zrealizował tych obietnic, za to wodował uroczyście kadłub Korwety Gawron (który kosztował ponad miliard sto milionów złotych), komunikując zdumionym uczestnikom uroczystości, że na tym kończy się program budowy tak potrzebnego Marynarce Wojennej okrętu, gdyż nie ma środków na jego dokończenie. W ubiegłym roku Bogdan Klich mówił, że robi coś, co nikomu dotąd się nie udało – leasinguje od LOT-u nowoczesne samoloty dla VIP, w miejsce awaryjnego sprzętu z poprzedniej epoki. Teraz twierdzi, że to się nie udało, bo przeszkadzali posłowie. Gdy Bogdan Klich leciał dwukrotnie do Afganistanu, w niepotrzebną PR-owską podróż, wyleasingował dla siebie Boeinga Rumuńskich Linii Lotniczych za 150 tys. zł. Dodać należy, że za boeingiem leciał wojskowy samolot CASA, który dla Ministra Klicha była za mało wygodny. Dlaczego Minister Obrony Narodowej nie zdecydował się na leasing nowoczesnego samolotu dla tak ważnej delegacji państwowej, do składu której zatwierdził podsekretarza stanu w MON, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i dowódców wszystkich rodzajów wojsk. Jak można było umieścić kluczowe dla bezpieczeństwa Państwa osoby w jednym samolocie z poprzedniej epoki i wysłać ten samolot w czasie mgły na polowe lotnisko, bez wyznaczenia z góry zapasowego wariantu lądowania i scenariusza pozwalającego na przesuniecie terminu uroczystości. Tłumaczyłem B. Klichowi kilkakrotnie, co to jest nowoczesne zarządzanie ryzykiem, którego od 1990 roku uczyli nas Amerykanie. Przekonywałem, że nowoczesne samoloty pasażerskie są niezbędne nie tylko do przewozu VIP, ale dla ratowania Obywateli Polskich, gdy znajdą się na zagrożonych terenach. Teraz Minister Obrony twierdzi, że nie było pieniędzy na te samoloty, a jednocześnie wydawał dużo więcej na sprzęt, który okazał się nieprzydatny, że wspomnę tylko bezzałogowe Orbitery za 110 mln USD. W maju 2009 roku Sejm RP powołał podkomisję do zbadania zaniedbań w Lotnictwie Wojskowym RP. Jej ekspert, znakomity pilot Major Arkadiusz Szczęsny napisał: „ Świadome narażanie przez MON naszych Żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty życia jest niedopuszczalnym łamaniem prawa”! Gdy major Arkadiusz Szczęsny poprosił podkomisję o przekazanie sprawy Prokuraturze, został odwołany z funkcji eksperta. Jeden z najdzielniejszych komandosów GROMU, ranny w walce z terrorystami i odznaczony Krzyżem Zasługi za dzielność, napisał do mnie po katastrofie: „Czymże jest narażenie bezpieczeństwa Państwa, jak nie sabotażem. A kto tego nie rozumie, popełnia grzech zdrady!”. Reakcja Ministra Obrony Narodowej na tragiczną katastrofę, polegająca na chwaleniu się wzorowymi procedurami w Wojsku, którymi może on się podzielić z innymi resortami, wywołała zapytania ze strony moich wojskowych kolegów ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, którzy nie zrozumieli o co ministrowi chodzi. Mijają się z prawdą zapewnienia, że w Wojsku jest wszystko w porządku, bo zastępcy płynnie przejęli dowodzenie. Podobnie jest w Centrum Antykryzysowym Rządu. W nawale obowiązków mógł Pan nie zauważyć, że po odwołaniu doktora Przemysława Guły ze stanowiska Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego, na znak protestu odeszło dziesięciu najlepszych specjalistów od zarządzania Państwem w sytuacjach nadzwyczajnych. Jestem Panu bardzo wdzięczny, za uratowanie Narodowej Jednostki Operacji Specjalnych GROM, która przez trzy miesiące pozostawała bez dowódcy i miała być „wdeptana w ziemię” przez „MON-owski beton”. Proszę, aby postąpił Pan podobnie w obecnej tragicznej sytuacji Lotnictwa Wojskowego, Marynarki Wojennej i Wojsk Lądowych. Sugerowane na początku listu rozwiązania inicjujące niezbędne reformy konsultowałem z wybitnymi polskimi i amerykańskimi specjalistami od zarządzania ryzykiem i ochrony infrastruktury krytycznej Państwa. Jestem Naszą Tragedią tak przybity, że pomimo licznych zaproszeń, nie będę na razie występował w mediach. Życzę, żeby nie zmarnował Pan Premier szansy zbudowania na wzór GROMU nowoczesnego Polskiego Wojska i systemu antykryzysowego Naszego Kraju.                                                                  Czołem, generał Sławomir Petelicki.   GENERAŁ SŁAWOMIR PETELICKI NIE ŻYJE   Generał Sławomir Petelicki, Grom, Komisja Badania Wypadków Lotniczych nie żyje. Walczył o prawdę o Smoleńsku, krytykował władzę, domagał się zmian w wojsku. Generał Sławomir Petelicki walczył o prawdę o Smoleńsku,. Czy śmierć generała Sławomira Petelickiego (+ 66 l.) mogła mieć związek z katastrofą smoleńską? To właśnie gen. Sławomir Petelicki ostro krytykował ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych i opieszałość polskiego rządu przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy. Według oficerów służb specjalnych wynikało to z rozgoryczenia, które przeżywał twórca GROM po odsunięciu go przez polityków PO od władzy. Jest kwiecień 2010 roku. Kilka dni po katastrofie smoleńskiej generał Sławomir Petelicki ujawnia, że politycy partii rządzącej dostali SMS o treści: “Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Zdaniem Petelickiego autorem SMS-a miał być ktoś z trójki: premier Donald Tusk (55 l.), szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski (44 l.) bądź rzecznik rządu Paweł Graś (48 l.).   POLITYCY PO STANOWCZO ZAPRZECZAJĄ TYM OSKARŻENIOM   Kiedyś popierałem Platformę, ale widząc zakłamanie rządu, nie mogę milczeć. SMS do członków Platformy świadczy o tym, że premier Tusk spanikował i autentycznie się przestraszył – mówił wtedy gen. Petelicki. O tym, że Petelicki mógł mieć wtedy rację, mówi dzisiaj były szef Biura Ochrony Rządu płk Antoni Pawlikowski (43 l.), który sam krytykował zabezpieczenie lotu do Smoleńska i organizację prezydenckiej wizyty. To niepokojące, że samobójstwo popełnia generał, twórca jednostki GROM, ostro wypowiadający się w sprawie nieprawidłowości przy locie do Smoleńska. Ten wątek prokuratura szczególnie powinna zbadać. Gen. Petelicki dysponował ogromną wiedzą, która często była dla rządzących niewygodna. Potrafił mówić o tym wprost – stwierdza płk Antoni Pawlikowski.   KTO ZAMORDOWAŁ GENERAŁA PETELICKIEGO?   Źródła:   http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/gen-petelicki-walczy-o-prawde-o-smolensku-krytykowal-wladze-domagal-sie-zmian-w-wojsku_264429.html    
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.3(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

WIELCY LWOWIANIE - MAURYCY ALLERHAND, LESZEK ALLERHAND

$
0
0
Ilustracja: 
dr Leszek Allerhand
WIELCY LWOWIANIE - MAURYCY ALLERHAND, LESZEK ALLERHANDDla Barw Kresów Kresowego Serwisu InformacyjnegoAleksander SzumańskiMaurycy Mojżesz Allerhand (ur. 28 czerwca 1868 r. w Rzeszowie, zm. w sierpniu 1942 r. we Lwowie) – polski prawnik, cywilista, adwokat, profesor Wydziału Prawa Uniwersytetu Lwowskiego.Pochodził z zamożnej żydowskiej rodziny właściciela ziemskiego. Ukończył polskie gimnazjum w Rzeszowie gdzie w 1887 r. zdał maturę (z odznaczeniem), po czym podjął studia na Uniwersytecie Wiedeńskim.Stopień doktora praw uzyskał tam w 1892 r. Po powrocie do Galicji zamieszkał we Lwowie i rozpoczął praktykę adwokacką. W 1900 r. otworzył samodzielną kancelarię adwokacką, jednocześnie publikował w czasopismach krajowych i zagranicznych rozprawy, artykuły i monografie prawnicze. Był współpracownikiem czasopisma „Reforma Sądowa” w zakresie ustawodawstwa naftowego.  W 1909 r. habilitował się na Uniwersytecie Lwowskim  im. Jana Kazimierza w dziedzinie prawa procesowego na podstawie pracy" Podstęp w procesie".Wiele prac ogłosił także w języku niemieckim, głównie publikował jednak w języku polskim. Od 1910 r. zajmował stanowisko profesora zwyczajnego na Uniwersytecie Lwowskim, im. Jana Kazimierza.W 1917 r. został mianowany profesorem nadzwyczajnym, a w 1921 r. przez Marszałka Józefa Piłsudskiego profesorem zwyczajnym. Pełnił funkcję kuratora Towarzystwa Żydowskich Słuchaczy Prawa Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie. Wykładał także na Studium Dyplomatycznym Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie. 22 sierpnia 1919 r. został mianowany członkiem Komisji Kodyfikacyjnej RP. W 1922 r. z ramienia Koła Żydowskiego został wybrany przez Sejm RP I kadencji członkiem Trybunału Stanu. W 1929 r. był także prezesem Żydowskiej Gminy Wyznaniowej. Został członkiem żydowskiej loży masońskiej Izraelickie Stowarzyszenie Humanitarne. Nie angażował się politycznie, reprezentował postawę pełnej asymilacji z narodem i państwem polskim. Przez cały czas prowadził praktykę adwokacką. Pracował też naukowo: wykładał prawo egzekucyjne, prawo niesporne i konkursowe, historię i organizację sądownictwa, adwokatury i notariatu, prawo ubezpieczeniowe w lotnictwie. Do 1933 r. był kierownikiem Zakładu Prawa Handlowego i Wekslowego. Zapraszał często młodych prawników na seminaria w swym gabinecie. Uczestnikami tych seminariów byli znani później polscy prawnicy: Karol Koranyi, Kazimierz Przybyłowski, Ludwik Dworzak. Do udziału w seminariach prof. Maurycego Allerhanda przyznawali się także Jerzy Sawicki i Stefan Rozmaryn-Kwieciński.Prof. Maurycy Allerhand przyjaźnił się z moimi Rodzicami, odwiedzał nas we Lwowie najpierw przy ul. Legionów 25 (vis - vis Starego Teatru), później przy ul. Jagiellońskiej 4, gdzie mój Ojciec doc. med. Maurycy Marian Szumański miał swoja ordynację ginekologiczno - położniczą. Obaj pracowali na Uniwersytecie Lwowskim im. Jana Kazimierza, z tym, że prof. Maurycy Allerhand był kierownikiem Katedry Prawa, a mój Ojciec był asystentem prof. Adama Sołowija w Katedrze Medycyny wspomnianej uczelni.Prof. Maurycy Allerhand w  latach 1932–1933 ogłosił dwuczęściowy komentarz do Kodeksu Postępowania Cywilnego, w 1935 r. Komentarz do Kodeksu Handlowego, zaś w 1937 r. Komentarz do Prawa Upadłościowego. Jego dorobek naukowy obejmuje ponad 1000 pozycji, w tym prace z zakresu prawa procesowego, cywilnego handlowego i etnografii. Został członkiem pierwszego komitetu redakcyjnego pisma „Nowy Proces Cywilny”, powołanego w 1933 r.Po wybuchu II Wojny Światowej, agresji ZSRS na Polskę i nastaniu okupacji sowieckiej został usunięty z Uniwersytetu Lwowskiego, w związku z czym zatrudnił się wraz z synem Joschimem (adwokatem) w spółdzielni Kultigruszka produkującej drewniane zabawki. Po pewnym czasie jednak pozwolono mu wykładać, ale jedynie prawo o notariacie. Po ataku Niemiec na ZSRS i nastaniu we Lwowie 1 sierpnia 1941 roku okupacji niemieckiej został na krótko aresztowany i wyrzucony ze swojego mieszkania we Lwowie przy ul. Jagiellońskiej 20/22.Początkowo mieszkał u syna przy ulicy Sobieskiego, ale w listopadzie 1941 r. cała rodzina znalazła się w getcie lwowskim. Odmówił przyjęcia stanowiska przewodniczącego Judenratu motywując decyzję podeszłym wiekiem i złym stanem zdrowia. Rękopis wspomnień  jego życia   "Zapiski z tamtego świata" napisał i podał do druku w roku 2011,- jako wspólne wspomnienia dr nauk med. Leszek Allerhad  jego wnuk, również lwowianin , (syn jego syna Joachima).Leszek Allerhand przyjaźnił się ze mną jeszcze we Lwowie, potem mieszkał w Zakopanem, był lekarzem Polskiej Narciarskiej Kadry Olimpijskiej .,spotykaliśmy się często i otrzymałem od niego wspaniały, kolorowy Album Lwowa oraz wspomnianą książkę "Zapiski z tamtego świata" z autografem; Wydawca "Wysoki Zamek" i Instytut Maurycego Allerhanda w Krakowie.10 sierpnia 1942 r. został wywieziony wraz z żoną i wnukiem do Obozu Janowskiego (Uniwersytet zbirów), gdzie zostali zamordowani  przez Gestapo strzałami w tył głowy. Córka z wnuczką zginęły w Treblince. Jego syn Joachim (1897 - 1970) synowa Zina (1908–1978) i mój przyjaciel, jego  wnuk Leszek (1931–2018) uciekli z getta i uratowali się z Holokaustu jako jedyni z 35-osobowego rodu lwowskich Allerhandów.Symboliczny grób Maurycego Allerhanda i jego żony Salomei znajduje się na nowym cmentarzu żydowskim w Krakowie. W 2009 został patronem fundacji prawniczej – Instytut Allerhanda z siedzibą w Krakowie.INSTYTUT ALLERHANDAInstytut Allerhanda – prawniczy think tank działający w formie fundacji. Jest niezależną, pozauniwersytecką i apolityczną jednostką naukowo-badawczą i ekspercką. Celem Instytutu są interdyscyplinarne i porównawcze studia nad rolą instytucji prawnych w konstytuowaniu oraz funkcjonowaniu rynku, zarówno z punktu widzenia kształtu danej regulacji, jak i ram instytucjonalnych jej tworzenia. Inicjatorem, założycielem i prezesem Instytutu jest dr hab. Arkadiusz Radwan.Instytut prowadzi badania nad prawem prywatnym, a także prawem procesowym, gospodarczym (handlowym, upadłościowym i gospodarczym publicznym) oraz prawem rynku finansowego i kapitałowego. W zakresie zainteresowań Instytutu są też zagadnienia transformacji i reformy prawa, transplantów prawnych, implementacji prawa wspólnotowego, a także europeizacji, harmonizacji i unifikacji prawa.Instytut Allerhanda powstał w 2009 i działa w formie fundacji. Ideę powołania Instytutu poparli, podpisując list otwarty, znani przedstawiciele świata prawniczego i ekonomicznego, m.in.: Grzegorz Domański, Lech Gardocki, Ewa Łętowska, Andrzej Mączyński, Maksymilian Pazdan, Zbigniew Radwański, Marek Safjan, Stanisław Sołtysiński, Andrzej Szajkowski, Stanisław Waltoś, Szewach Weiss, Andrzej Zoll.Fundatorami instytutu byli Leszek Allerhand ( wnuk Maurycego Allerhanda, lwowianin), Michał Bobrzyński, Grzegorz Domański, Arkadiusz Radwan, Adam Redzik, Wojciech Rogowski, Stanisław Sołtysiński..Patronem Instytutu jest prawnik, uczony, kodyfikator i adwokat – profesor Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie Maurycy Allerhand. Prace Instytutu wspierał jego wnuk, dr med. Leszek Allerhand.LESZEK ALLERHANDLeszek Leon Allerhand (ur. 1 października 1931 r. we Lwowie, zm. 3 kwietnia 2018 r.w Zakopanem – polski doktor nauk medycznych, wnuk i spadkobierca spuścizny prof. Maurycego Allerhanda, wybitnego przedwojennego prawnika; były ordynator szpitala w Zakopanem, były główny lekarz polskiej kadry olimpijskiej w sportach zimowych.Urodził się we Lwowie w zamożnej, zasymilowanej rodzinie żydowskiego pochodzenia. Jego ojciec, Joachim Herman (1897–1970), prowadził kancelarię adwokacką wraz ze swym ojcem Maurycym, profesorem prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Matka, Zinaida z domu Rubinstein (1908–1978), z pochodzenia Rosjanka, przybyła do Polski uciekając przed rewolucją październikową.Po zajęciu Lwowa przez wojska niemieckie jesienią 1942 r. wraz z całą rodziną został zmuszony do osiedlenia się w getcie, z którego jednak udało mu się zbiec wraz z rodzicami. Przez resztę wojny ukrywał się z matką na terenie miasta, kilkakrotnie zmieniając kryjówki. Jego ojciec od 1942 r. pracował na podstawie sfałszowanych dokumentów jako stolarz w Jaworowie.Joachim, Zinaida i Leszek Allerhandowie byli jedynymi ocalałymi spośród 35 krewnych. Po wyzwoleniu rodzinę przymusowo wysiedlono ze Lwowa do Krakowa. Leszek Allerhand ukończył studia na Akademii Medycznej w Krakowie, był stypendystą Ministerstwa Zdrowia w Studium Szkolenia Kadr Lekarskich. W 1963 r. zamieszkał na stałe w Zakopanem, gdzie pracował jako lekarz w miejscowym szpitalu i pełnił szereg innych funkcji, w tym m.in. głównego lekarza polskiej kadry olimpijskiej w sportach zimowych.Dr Leszek Allerhand jest współautorem książki "Zapiski z tamtego świata". Zawiera ona odnalezione notatki jego dziadka, prof.Maurycego Allerhanda, sporządzane podczas okupacji na odwrocie kopii pism procesowych z kancelarii, przeplatane wspomnieniami wnuka. Jest też twórcą filmu o losach swego dziadka  "Pasja życia" z 2004 r. Żoną dr Leszka Allerhanda jest artystka.  malarka  AlinaTowarnicka – Allerhand . Dr Leszek Allerhand jest jednym z fundatorów powstałego w 2009 r. Instytutu Allerhanda.Zmarł w wieku 87 lat. Został pochowany na Nowym Cmentarzu w Zakopanem.                                                  Aleksander Szumański
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:4)
Kategoria wpisu: 

HALINA KUŹNIAKÓWNA

$
0
0
Ilustracja: 
Z biegiem lat....
HALINA KUŹNIAKÓWNAAktorka, która przez kilkadziesiąt lat tworzyła niezapomniane kreacje na deskach Starego Teatru w Krakowie.Halina Kuźniakówna (ur. 26 marca 1921 r. w Olkuszu, zm. 21 maja 2013 r. w Krakowie) –wybitna polska aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna.Córka Stanisława(1890–1950) i Wacławy (1892–1956) Kuźniaków. Ukończyła olkuskie Gimnazjum, następnie uczyła się w Liceum Ogólnokształcącym, w którym zdała maturę. W 1949 r. ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Aktorską w Krakowie i z tym miastem związała się na resztę życia prywatnego i zawodowego. 31 grudnia 1948,r. będąc studentką, debiutowała rolą Zuzi w "Romansie z wodewilu" na scenie Starego Teatru w Krakowie. Występowała na scenach krakowskich Miejskich Teatrów Dramatycznych (w sezonie 1948/49), Państwowych Teatrów Dramatycznych (1949–1954) oraz Starego Teatru (1954–1981).Według źródeł Starego Teatru, szczyt aktorskiej popularności Kuźniakównej przypadł na lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte. Wśród jej wielkich ról były między innymi - Solange w "Lecie z Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza, Klara w "Ślubach panieńskich" Aleksandra Fredry, Szewcowa w "Czarującej szewcowej" Garcii Lorki, Sowietnikowa w "Dziadach" Adama Mickiewicza, Bednarkowa w "Lękach porannych" Stanisława Grochowiaka, Pulcheria w "Z biegiem lat, z biegiem dni..." Joanny Olczak-Ronikierowej a także kreacje, które stworzyła w trzech inscenizacjach "Romansu z wodewilu".Zdaniem krytyków do największych osiągnięć Kuźniakówny należy rola Solange w "Lecie z Nohant" J. Iwaszkiewicza, z którą tuż po otwarciu "żelaznej kurtyny" w latach pięćdziesiątych występowała w Paryżu i Wiedniu. Aktorka celowała zwłaszcza w repertuarze komediowym, prezentując, jak opisywali to krytycy, grę "interesującą, nowoczesną i niezwykle dowcipną".W czasie mojego tourne' w Stanach Zjednoczonych w teatrze Ref - Rena w Chicago  prezentowała  moje wiersze z poematu "Odlatujące ptaki W Krakowie w moim salonie artystycznym Avenir  przy ul. Szpitalnej 7  trio artystyczne Halina Kuźniakówna, Marian Cybulski, Mieczyslaw Święcicki prezentowali moje wiersze miłosne i patriotyczne.W salonie artystycznym "Lwowskich Spotkań" na zaproszenie redaktor naczelnej tej lwowskiej gazety we Lwowie przy ul. Rylejewa  9 (Badenich) Bożeny Rafalskiej i redaktora naczelnego "Kuriera Galicyjskiego" Mirosława Rowickiego ,Halina Kuźniakówna z Mieczysławem Święcickim i ze mną prezentowaliśmy moje wiersze..SŁUŻBA W POLSCE PODZIEMNEJ - KAPITAN SIŁ ZBROJNYCH RPWETERAN WALK O WOLNOŚĆ I NIEPODLEGŁOŚĆ OJCZYZNYW czasie II Wojny Światowej jako oficer Armii Krajowej brała udział w działalności konspiracyjnej na Śląsku, za co uzyskała tytuł kapitana sił zbrojnych RP oraz tytuł Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny.Zmarła w Krakowie, pochowana 25 maja 2013 na Cmentarzu Parafialnym w Olkuszu SERIALE  - 1977: "Parada oszustów" [odc. "Tajny detektyw"],   - 1978: 07 "Zgłoś się" [odc. "Brudna sprawa"] jako  Sałacińska, sąsiadka Ewy Grabi,k   - 1978: "Układ krążenia" [odc. 5],   - 1980: "Z biegiem lat, z biegiem dni"... [odc. 1].FILM- 1955: "Godziny nadziei" ( jako pielęgniarka Frania),  -1969: "Co jest w człowieku w środku" (jako Henia, bufetowa w gospodzie),   -1976:" Noc w wielkim mieście"( jako pasażerka),  -1976: "Ocalić miasto",  -1996: "Gry uliczne"( jako sąsiadka).ODZNACZENIAKrzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1981),Medal 10-lecia Polski Ludowej (28 stycznia 1955),Odznaka „Honoris Gratia” (2009), Złota Odznaka „Za Zasługi dla Ziemi Krakowskiej” (1975), Srebrna Odznaka „Zasłużony Działacz Związków Zawodowych Pracowników Kultury i Sztuki” (1979).Źródło :Aleksander Szumański "Kurier Codzienny" Chicago      
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

KTO ZAMORDOWAŁ GENERAŁA SŁAWOMIRA PETELICKIEGO - TWÓRCY GROMU?

$
0
0
Ilustracja: 
MORD GEN. PETELICKIEGO
GENERAŁ SŁAWOMIR PETELICKI ZGINĄŁ OD STRZAŁU W SKROŃKTO WYDAŁ POLECENIE DOKONANIA ZBRODNI?KTO ZAMORDOWAŁ GENERAŁA PETELICKIEGO?DLACZEGO GENERAŁ SŁAWOMIR PETELICKI POPEŁNIŁ "SAMOBÓJSTWO"?Generał Sławomir Petelicki zginął od strzału w skroń, a pistolet przed śmiertelnym strzałem został przytknięty do głowy - to najnowsze sensacyjne doniesienia w sprawie Sławomira Petelickiego. Taka wersja zdarzeń wcale nie jest jednak rozbieżna z wstępnymi ustaleniami śledczych.Jak podaje portal niezalezna.pl, Petelicki zginął od strzału z przyłożenia. To znaczy, że lufa pistoletu została przytknięto do głowy tuż przed strzałem. Taką wersje potwierdził portalowi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura.Najnowsze informacje nie przeczą wcześniejszym ustaleniom i podanym publicznie wstępnym wynikom sekcji zwłok. Lekarze sadowi, badający zwłoki gen. Petelickiego odkryli dwie rany na jego głowie - wlotową i wylotową. Poza tymi obrażeniami nie znaleziono żadnych śladów mogących świadczyć, że śmierć Petelickiego może być zabójstwem.Wiadomo również, że kamery monitoringu w garażu podziemnym pod domem w którym mieszkał generał nie nagrały żadnej innej osoby. Żadne z urządzeń nie uchwyciło jednak samego momentu strzału. Na nagraniach widać dopiero powiększającą się plamę krwi na betonowej podłodze.LIST GENERAŁA PETELICKIEGO ZNALEZIONY W SIECIWarszawa 19 kwietnia 2010LIST OTWARTY DO PREMIERA DONALDA TUSKAPanie Premierze!Zakończyła się Żałoba Narodowa po największej Tragedii w historii powojennej Polski. W wyniku karygodnych zaniedbań, niekompetencji i arogancji staliśmy się jedynym na świecie krajem, który w jednym momencie stracił całe Dowództwo Wojska, ze Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej na czele. Apeluję do Pana o podjęcie radykalnych kroków mających na celu ratowanie Polskich Sił Zbrojnych i systemu antykryzysowego Państwa.W trybie pilnym należy:1. Rozwiązać Wojskową Prokuraturę i powierzyć prowadzone przez nią sprawy Prokuraturze Cywilnej. Będzie to zgodne z wcześniejszymi wnioskami Prawa i Sprawiedliwości popartymi przez Platformę Obywatelską, których orędownikami byli między innymi Świętej Pamięci Poseł Zbigniew Wassermann i Generał Franciszek Gągor.2. Ustanowić pełnomocnika Rządu d/s ratowania naszych Sił Zbrojnych i powołać na to stanowisko generała dywizji Waldemara Skrzypczaka (byłego dowódcę Wojsk Lądowych, który miał odwagę głośno mówić o zaniedbaniach w MON), cieszącego się ogromnym autorytetem w Wojsku Polskim.3. Odwołać Ministra Obrony Narodowej i do czasu wybrania Prezydenta powierzyć kierowanie Resortem przewodniczącemu Ko-misji Obrony Senatu Maciejowi Grubskiemu z Platformy Obywatelskiej, który broniąc żołnierzy z Nangar Khel wykazał się zaangażowaniem i dobrą znajomością problematyki wojskowej. Ministerstwem Obrony może skutecznie kierować tylko osoba nie związana z panującymi tam od lat „betonowymi układami”.4. Przywrócić na stanowisko Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego doktora Przemysława Gułę.Ponad rok temu w obecności byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, profesora Krzysztofa Rybińskiego, przekazałem ministrowi Michałowi Boniemu notatkę na temat karygodnych zaniedbań w Ministerstwie Obrony Narodowej. Zdecydowałem się na to, gdyż Bogdan Klich wysłuchiwał moich rad popartych ekspertyzami specjalistów polskich i amerykańskich, a następnie postępował wbrew logice!Wszyscy Polacy widzieli tragiczną katastrofę wojskowego samolotu CASA C-295M, w której zginęło dwudziestu znakomitych lotników. Tłumaczyłem Ministrowi Klichowi, dlaczego tak się stało, prezentując mu procedury NATO. Minister zapewniał, że wyciągnie z tego wnioski. Nie wyciągnął! Nastąpiła katastrofa wojskowego samolotu BRYZA, w której zginęła cała załoga. Była jeszcze katastrofa wojskowego śmigłowca Mi-24. Pytałem publicznie B. Klicha, ilu jeszcze dzielnych żołnierzy musi zginąć, żeby zaczął konieczne reformy w Wojsku? W sierpniu 2009 roku bohaterską śmiercią zginał kapitan Daniel Ambroziński, którego patrol w Afganistanie Talibowie ostrzeliwali przez sześć godzin, a nasze Lotnictwo nie mogło tam dolecieć, bo miało za słabe silniki (MI24). Co więcej, jak już doleciało – było nieuzbrojone (Mi-17). Minister Klich zapewniał wtedy publicznie, że w trybie nadzwyczajnym dostarczy do Afganistanu odpowiedni sprzęt. Nie zrealizował tych obietnic, za to wodował uroczyście kadłub Korwety Gawron (który kosztował ponad miliard sto milionów złotych), komunikując zdumionym uczestnikom uroczystości, że na tym kończy się program budowy tak potrzebnego Marynarce Wojennej okrętu, gdyż nie ma środków na jego dokończenie.W ubiegłym roku Bogdan Klich mówił, że robi coś, co nikomu dotąd się nie udało – leasinguje od LOT-u nowoczesne samoloty dla VIP, w miejsce awaryjnego sprzętu z poprzedniej epoki. Teraz twierdzi, że to się nie udało, bo przeszkadzali posłowie.Gdy Bogdan Klich leciał dwukrotnie do Afganistanu, w niepotrzebną PR-owską podróż, wyleasingował dla siebie Boeinga Rumuńskich Linii Lotniczych za 150 tys. zł. Dodać należy, że za boeingiem leciał wojskowy samolot CASA, który dla Ministra Klicha była za mało wygodny. Dlaczego Minister Obrony Narodowej nie zdecydował się na leasing nowoczesnego samolotu dla tak ważnej delegacji państwowej, do składu której zatwierdził podsekretarza stanu w MON, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i dowódców wszystkich rodzajów wojsk. Jak można było umieścić kluczowe dla bezpieczeństwa Państwa osoby w jednym samolocie z poprzedniej epoki i wysłać ten samolot w czasie mgły na polowe lotnisko, bez wyznaczenia z góry zapasowego wariantu lądowania i scenariusza pozwalającego na przesuniecie terminu uroczystości.Tłumaczyłem B. Klichowi kilkakrotnie, co to jest nowoczesne zarządzanie ryzykiem, którego od 1990 roku uczyli nas Amerykanie. Przekonywałem, że nowoczesne samoloty pasażerskie są niezbędne nie tylko do przewozu VIP, ale dla ratowania Obywateli Polskich, gdy znajdą się na zagrożonych terenach. Teraz Minister Obrony twierdzi, że nie było pieniędzy na te samoloty, a jednocześnie wydawał dużo więcej na sprzęt, który okazał się nieprzydatny, że wspomnę tylko bezzałogowe Orbitery za 110 mln USD.W maju 2009 roku Sejm RP powołał podkomisję do zbadania zaniedbań w Lotnictwie Wojskowym RP. Jej ekspert, znakomity pilot Major Arkadiusz Szczęsny napisał: „ Świadome narażanie przez MON naszych Żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty życia jest niedopuszczalnym łamaniem prawa”!Gdy Major Szczęsny poprosił podkomisję o przekazanie sprawy Prokuraturze, został odwołany z funkcji eksperta.Jeden z najdzielniejszych komandosów GROMU, ranny w walce z terrorystami i odznaczony Krzyżem Zasługi za dzielność, napisał do mnie po katastrofie: „Czymże jest narażenie bezpieczeństwa Państwa, jak nie sabotażem. A kto tego nie rozumie, popełnia grzech zdrady!”.Reakcja Ministra Obrony Narodowej na tragiczną katastrofę, polegająca na chwaleniu się wzorowymi procedurami w Wojsku, którymi może on się podzielić z innymi resortami, wywołała zapytania ze strony moich wojskowych kolegów ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, którzy nie zrozumieli o co ministrowi chodzi.Mijają się z prawdą zapewnienia, że w Wojsku jest wszystko w porządku bo zastępcy płynnie przejęli dowodzenie. Podobnie jest w Centrum Antykryzysowym Rządu. W nawale obowiązków mógł Pan nie zauważyć, że po odwołaniu doktora Przemysława Guły ze stanowiska Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego, na znak protestu odeszło dziesięciu najlepszych specjalistów od zarządzania Państwem w sytuacjach nadzwyczajnych.Jestem Panu bardzo wdzięczny, za uratowanie Narodowej Jednostki Operacji Specjalnych GROM, która przez trzy miesiące pozostawała bez dowódcy i miała być „wdeptana w ziemię” przez „MON-owski beton”. Proszę, aby postąpił Pan podobnie w obecnej tragicznej sytuacji Lotnictwa Wojskowego, Marynarki Wojennej i Wojsk Lądowych.Sugerowane na początku listu rozwiązania inicjujące niezbędne reformy konsultowałem z wybitnymi polskimi i amerykańskimi specjalistami od zarządzania ryzykiem i ochrony infrastruktury krytycznej Państwa.Jestem Naszą Tragedią tak przybity, że mimo licznych zaproszeń, nie będę na razie występował w mediach. Życzę, żeby nie zmarnował Pan Premier szansy zbudowania na wzór GROMU nowoczesnego Polskiego Wojska i systemu antykryzysowego Naszego Kraju.Czołem,generał Sławomir PetelickiKOMISJA BADANIA WYPADKÓW LOTNICZYCHGenerał Sławomir Petelicki, "Grom", nie żyje Walczył o prawdę o Smoleńsku, krytykował władzę, domagał się zmian w wojsku.Generał Sławomir Petelicki walczył o prawdę o Smoleńsku,. Czy śmierć generała Sławomira Petelickiego (+ 66 l.) mogła mieć związek z katastrofą smoleńską?To właśnie Petelicki ostro krytykował ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych i opieszałość polskiego rządu przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy.Według oficerów służb specjalnych wynikało to z rozgoryczenia, które przeżywał twórca GROM po odsunięciu go przez polityków PO od władzy.Jest kwiecień 2010 roku. Kilka dni po katastrofie smoleńskiej generał Sławomir Petelicki ujawnia, że politycy partii rządzącej dostali SMS o treści:“Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.Zdaniem Petelickiego autorem SMS-a miał być ktoś z trójki: premier Donald Tusk (55 l.), szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski (44 l.) bądź rzecznik rządu Paweł Graś (48 l.). Kiedyś popierałem Platformę, ale widząc zakłamanie rządu, nie mogę milczeć. SMS do członków Platformy świadczy o tym, że premier Tusk spanikował i autentycznie się przestraszył – mówił wtedy gen. Petelicki.O tym, że Petelicki mógł mieć wtedy rację, mówi dzisiaj były szef Biura Ochrony Rządu płk Antoni Pawlikowski (43 l.), który sam krytykował zabezpieczenie lotu do Smoleńska i organizację prezydenckiej wizyty.To niepokojące, że samobójstwo popełnia generał, twórca jednostki GROM, ostro wypowiadający się w sprawie nieprawidłowości przy locie do Smoleńska. Ten wątek prokuratura szczególnie powinna zbadać. Gen. Petelicki dysponował ogromną wiedzą, która często była dla rządzących niewygodna. Potrafił mówić o tym wprost – stwierdza płk Antoni Pawlikowski.Tekst publikowany w "Kurierze Codziennym "Chicago                                  w   "Radiu Pomost" ArizonaŹródła:https://www.se.pl/wiadomosci/polska/gen-petelicki-zginal-od-strzalu-z-przylozenia-to-potwierdza-czy-obala-wersje-samobojstwa-aa-LCkg-orym-48L8.html http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/gen-petelicki-walczy-o-prawde-o-smolensku-krytykowal-wladze-domagal-sie-zmian-w-wojsku_264429.html  (link is external)        
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:4)
Kategoria wpisu: 

HIENY I SZAKALE PODGRYZAJĄ PAŃSTWO

$
0
0
Ilustracja: 
aborcja eugeniczna
HIENY I SZAKALE PODGRYZAJĄ PAŃSTWOAutor Stanisław MichalkiewiczWyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie tzw. aborcji eugenicznej wywołał ogromny rezonans. Odbyły się demonstracje rozmaitych “kobiet”, które ćwiartowanie bardzo małych dzieci uczyniły źrenicą własnej wolności, ale również polityków, którzy przy tym ogniu próbują upiec swoją pieczeń. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, bo politycy, niczym hieny, czy szakale, rzucają się na każdą okazję, żeby uciułać sobie trochę popularności, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie mają żadnego pomysłu na rządzenie  państwem, a tylko chcą umoczyć pyski w melasie.Taką formacją jest Platforma Obywatelska, co zauważył nawet taki szermierz postępu, jak Władysław Frasyniuk. Rzadko się z nim zgadzam, prawdę mówiąc – prawie nigdy, ale mówiąc, że Platforma Obywatelska nie jest już w stanie wygenerować jakiegokolwiek pomysłu na państwo, miał niewątpliwie rację, a to stwierdzenie przynosi zaszczyt jego spostrzegawczości. Toteż nic dziwnego, że i teraz odezwali się najwybitniejsi przedstawiciele tej formacji w osobach Wielce Czcigodnego posła Pupki, Wielce Czcigodnego posła Kierwińskiego, którego złośliwcy nazywają “Kurwińskim”, no i oczywiście – niedoszła kandydatka na prezydencicę naszego nieszczęśliwego kraju, czyli posągowa Małgorzata Kidawa-Błońska. Bałwanić się wolno każdemu, a zwłaszcza posłom, którzy - obok wariatów z “żółtymi papierami” i niezawisłych sędziów – nie odpowiadają za swoje wybryki, jednak w tym przypadku posunęli się oni o jeden krok za daleko.Wyrok TK uznaje tzw. aborcję eugeniczną za sprzeczną z konstytucją – co wydaje się oczywistą oczywistością, bo – jak zauważył jeden z uczestników postępowania przed Trybunałem – konstytucja  gwarantuje ochronę życia nie tylko ludziom zdrowym, ale  wszystkim, a więc chorym też. Być może sędzia Kieres i sędzia Pszczółkowski uważają inaczej, bo zgłosili votum separatum do tego wyroku. Jeśli dobrze zrozumiałem votum separatum sędziego Kieresa, to stawia on znak równości między życiem dziecka, a dobrym samopoczuciem i komfortem psychicznym jego matki. W aborcji eugenicznej chodzi o to, że poćwiartowanie dziecka bardzo małego pod pretekstem, że ma “nieusuwalne wady”, jest całkowicie dozwolone. Jeśli o mnie chodzi, to nie miałbym nic przeciwko temu, żeby sędziemu Kieresowi, albo sędziemu Pszczółkowskiemu ukręcić głowę, gdy tylko któryś z nich obłożnie zachoruje, bo – jak zauważył jeszcze w głębokiej starożytności rzymski prawnik Ulpian Domicjusz – iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi – co się wykłada, że sprawiedliwość jest niezłomną i stałą wolą oddawania każdemu tego, co mu się należy. Skoro tedy sędzia Kieres i sędzia Pszczółkowski uważają, że chory człowiek na życie  nie zasługuje, bo przysparza kłopotów swemu otoczeniu, to niechże im się stanie według tego, co sami uważają za sprawiedliwe. Nawiasem mówiąc, spotkałem w  Vancouver pana, który pokazał mi fotografię dwóch urodziwych panienek. Na moje zdziwione spojrzenie wyjaśnił, że to jego córki, które w fazie prenatalnej  zostały przez lekarzy przeznaczone do poćwiartowania i tylko desperacki upór matki, która mężnie opierała się naciskom, a nawet szantażom ze strony tamtejszych lekarzy, uratował im życie. Okazało się bowiem, że lekarze się pomylili i dziewczynki urodziły się całkowicie zdrowe. Na zdjęciach były to już dorosłe i – jak wspomniałem – bardzo urodziwe panienki. Ciekawe, że ci sami ludzie, którzy sprzeciwiają się karze śmierci pod pretekstem pomyłek sądowych, gotowi są gardłować za ćwiartowaniem ludzi pod względem prawnym niewinnych, jeśli tylko opowie się za tym lekarz, któremu omyłki mogą przydarzyć się nawet częściej, a w dodatku nie ma nad sobą instancji, która by jego ewentualne błędy skorygowała.Nie o to jednak w tej chwili chodzi, tylko o to, że Wielce Czcigodny poseł Pupka, to znaczy – pardon – oczywiście Wielce Czcigodny poseł Budka, w otoczeniu innych posłów swego politycznego gangu powiedział między innymi, że “pseudo-Trybunał” wydał “nieistniejące” orzeczenie, a to z uwagi na okoliczność, że w jego składzie zasiada trzech sędziów-dublerów, to znaczy takich, którzy zostali powołani do TK przez Sejm w sytuacji, gdy stanowiska te były obsadzone przez sędziów powołanych przez poprzedni Sejm. Chodzi o to, że poprzedni Sejm, na swoim ostatnim posiedzeniu, rzutem na taśmę powybierał na sędziów TK kilku swoich faworytów, co PiS uznało za “skok na TK”. Toteż w listopadzie 2015 roku nowa większość sejmowa podjęła uchwały stwierdzające “brak mocy prawnej” uchwał poprzedniego Sejmu o wyborze tych faworytów na stanowiska sędziów TK, a następnie powołała faworytów swoich, od których pan prezydent Duda odebrał ślubowanie. Zatem do upolitycznienia Trybunału Konstytucyjnego doszło jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku, z inicjatywy Platformy Obywatelskiej, a PiS niestety poszedł tą samą drogą. W tej sytuacji podważanie przez Wielce Czcigodnego posła Pup..., to znaczy pardon – oczywiście Wielce Czcigodnego posła Budkę  prawomocności Trybunału Konstytucyjnego i uznawanie jego orzeczeń za “nieistniejące”, ociera się o łajdactwo znane w literaturze polskiej pod nazwą “moralności Kalego” (jak Kali ukraść krowę, to dobrze, a jak ktoś ukraść krowę Kalemu, to źle).Ale Wielce Czcigodny poseł Pu... - to jest, pardon – oczywiście Wielce Czcigodny poseł Budka – jest osobą nieodpowiedzialną, podobnie jak wariaci i niezawiśli sędziowie, chociaż nie powinien pochopnie podważać prawomocności organów państwa, od którego, w dodatku bierze pieniądze zrabowane obywatelom tym bardziej, że to organy tego państwa zatwierdziły jego wybór na Wielce Czcigodnego posła. W tej sytuacji postępowanie Wielce Czcigodnego jest podcinaniem gałęzi, na której sam siedzi – ale nie wymagajmy zbyt wiele od  Wielce Czcigodnych, którzy przecież nie są mądrzejsi od innych, a tylko – bardziej wyszczekani. Przykład jednak idzie z góry i już następnego dnia po deklaracji Wielce Czcigodnego posła Pu... – co u diabła, skąd mi się biorą te freudowskie pomyłki?! - oczywiście Wielce Czcigodnego posła Budki, BUDKI! - głos zabrała Helsińska Fundacja Praw Człowieka, czyli grono utrzymanków starego żydowskiego finansowego grandziarza  Jerzego Sorosa, który tę całą “Fundację” futruje za pośrednictwem Fundacji Batorego. Zarządza tym interesem zarząd w osobach pani Przywary, pana Nowickiego, pana Kładocznego i pana Lenura Kleymova, którzy jest tam “skarbnikiem”. Otóż Fundacja wezwała sędziów i lekarzy, by nie stosowali się do wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Bardzo możliwe, że tak właśnie będzie, bo nieoficjalnie takie samo polecenie niezawiśli sędziowie dostaną od swoich oficerów prowadzących, a lekarze; no cóż; nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Okazuje się, że Helsińska Fundacja poszła jeszcze dalej, niż Wielce Czcigodny poseł. Najwyraźniej takie jej stanowisko nie jest sprzeczne z intencjami jej sponsora, który w związku z żydowskimi roszczeniami wobec Polski ma żywotny interes w podtrzymywaniu tu politycznej wojny i destabilizowaniem państwa polskiego, podobnie jak wyraża interes środowisk roszczeniowych, by dosłownie likwidować w zarodku obciążenia, jakim z punktu widzenia właścicieli niewolników są ludzie chorzy, których można przerobić na rozmaite “balsamy”, ewentualnie wypatroszyć gwoli pozyskania organów do sprzedaży. Myślę jednak, że – jak powiada poeta – “na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności”, więc Fundacja Helsińska powinna  w swoim apelu do sędziów i lekarzy, pod rygorem odpowiedzialności za holokaust zaznaczyć, że nie dotyczy on dzieci pochodzenia żydowskiego.I na koniec muszę po raz kolejny wyrazić żal, że nie wszedł w życie, a nawet nie był rozpatrywany mój projekt ustawy w sprawie aborcji. Składał się on z jednego zdania w postaci kolejnego paragrafu do art. 148 kodeksu karnego, który mówi o zabójstwie człowieka. Zdanie to brzmiało: “W razie zabójstwa dziecka jeszcze nie urodzonego sąd może podżegacza uwolnić od kary.” Gdyby taka ustawa weszła w życie, Trybunał Konstytucyjny nie miałby przy tym nic do roboty.                                                             Stanisław MichalkiewiczŹródło:https://prawy.pl/111049-michalkiewicz-o-wyroku-tk-ws-aborcji-hieny-i-szakale-podgryzaja-panstwo-tylko-u-nas/ 
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.6(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

PROTEST

$
0
0
Ilustracja: 
PANDEMIA
OSOBOM SZCZEPIĄCYM  SIĘ POZA KOLEJNOŚCIĄ "GŁOWY POLECĄ" POWIEDZIAŁ 3 STYCZNIA W TVP INFO MINISTERPandemia wirusa zagraża życiu każdego obywatela Polski. Ustalono kolejność rządową szczepień od grupy zero do grupy....Tak żąda prawo. życie natomiast ma inne wymagania, chce żyć!!! Wymiganie się z tej dyscypliny prawnej może spowodować skutki prawne, ale jest to ingerencja prawna w ludzkie życie, a każdy ma prawo życia!!!Wystąpienie telewizyjne ministra o "pozbawieniu głów" bezprawnych szczepieńców jest nad - nad skandalem!!! Publicznie grozić "pozbawieniem głów" - czyli śmiercią, pewnej części żyjących jeszcze  obywateli dyskwalifikuje takie wystąpienie.Jaka osoba uratowana przed śmiercią przez Matkę Bożą w czasie pobytu w getcie przemyskim w czasie trwania II Wojny Światowej jestem taką samą ofiarą jak ci którym mają obciąć głowy z decyzji rządowej.Protestuję przeciwko takim wypowiedziom w sposób ostry i bezwzględny.Żądam natychmiastowej dymisji tego ministra i postawienie go przed sądem zagrożenie ludziom publicznie śmiercią. Natomiast sprzeciwiam się skandalicznej wypowiedzi, o której niżej" Nie milkną echa skandalu, który wybuchł po tym, gdy wyszło na jaw, że władze Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego rozdysponowały dodatkowe szczepionki na koronawirusa pomiędzy rodziny medyków oraz celebrytów. - Sprawa wcześniejszego zaszczepienia osób spoza grupy "0", artystów i polityków, jest bulwersująca i kompromitująca - ocenił rzecznik prezydenta Błażej Spychalski.Błażej Spychalski- Kompromituje tych, którzy podjęli taką decyzję, tutaj mówię o władzach spółki, która podjęła taką decyzję - Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Myślę, że dla każdego jest to jasne i oczywiste - dodał Spychalski, który w niedzielę był jednym z gości TVP Info.Zdaniem rzecznika prezydenta sprawę początkowo mogłoby "zamknąć" przyznanie się do zaszczepienia poza kolejką i przeproszenie za to. - Wiele osób przyjęłoby to ze zrozumieniem - stwierdził Spychalski. Jak dodał, mamy teraz sytuację, która będzie się napędzała, która nie powinna mieć miejsca. Zaznaczył też, że przeprowadzenie Narodowej Strategii Szczepień jest w interesie wszystkich Polaków. Ocenił również, że prawo jest w kwestii szczepień jasne. Aleksander SzumańskiKombatant – osoba represjonowana – zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621. Aleksander SzumańskiStowarzyszenie Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie Światowej - legitymacja członkowska nr 122 - pieczątka Stowarzyszenia.   
Ocena wpisu: 
Średnio: 4.1(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

NA CZYM POLEGA MĄDROŚĆ TALMUDU?

$
0
0
Ilustracja: 
Talmud
NA CZYM POLEGA MĄDROŚĆ TALMUDU?JAK ŻYD ADOLF MICHNIK UDOWODNIŁ ADAMOWI  HITLEROWI   MĄDROŚĆ TALMUDU?  Było to już dosyć dawno, gdy Adolf Michnik doszedł do władzy z woli Żydów amerykańskich i polskich gojów z firmy "Wolność słowa w hejtprogranie". Organem drukowanym firmy jest "Gazeten jidysz" po polsku "Gówno prawda".Adam Hitler był człowiekiem dociekliwym i postanowił zapoznać się z mądrością zawartą w Talmudzie.Wezwał więc jednego z największych talmudystów świata Adolfa Michnika i rzekł do niego" - Słuchaj Żydzie, masz mi wytłumaczyć co to jest Talmud, czy ty jako zwolennik NSDAP wiesz na czym polega jego mądrość.Szanowny panie Adamie Hitler - odpowiedział Adolf Michnik - chcę pana ostrzec, że to jest bardzo trudne i skomplikowane, a jak niektórzy sądzą, Talmud przewyższa ideologię NSDAP, Marksizmu - Leninizmu, a nawet "Protokoły mędrców Syjonu".Jako wyznawca NSDAP, Marksizmu- Leninizmu, nie bardzo zgadzam się z taką opinią, ale proszę pytać - odpowiedział Adolf Michnik Adamowi Hitlerowi. Pójdę dalej -- kontynuował Adolf Michnik, Talmud nie propaguje "Carycy i zwierciadła" Janusza Szpotańskiego.Jestem wodzem wielkiego narodu i dla mnie nie ma nic trudnego, nawet "Caryca i zwierciadło" - rzekł Adam Hitler.- Dobrze - rzekł Adolf Michnik, spróbuję to panu wytłumaczyć na przykładzie.Niech pan sobie wyobrazi, panie Hitler, że jest wieś. W tej wsi stoją murowane kilkupiętrowe domy o płaskich dachach. Po tych dachach spacerują dwaj Żydzi rabini z czerskolandu. Te domy znajdują się w ciągu zwartym, tak, że można przechodzić z jednego dachu na sąsiedni z lewej i prawej strony.Jeden ze spacerowiczów, człowiek bardzo ciekawy zajrzał w otwór komina, tak niefortunnie, że wpadł do komina. Drugi rebe, bardzo sumienny, chcąc mu pospieszyć z pomocą wpadł do komina za nim. Kiedy obaj Żydzi wyszli z komina, jeden z nich był biały, a drugi czarny. A teraz pytanie panie Hitler, który z nich poszedł się umyć?Oczywiście, że ten czarny Żyd poszedł się umyć- odpowiedział Adam Hitler.Nie - panie Hitler - odpowiedział Adolf Michnik- żaden z nich nie poszedł się umyć. Ten biały widział, że jest biały, więc nie poszedł się umyć Ten czarny widział, że tamten jest biały, więc myślał, że i on jest biały i też nie poszedł się umyć.Aaa - stwierdził z zadowoleniem Hitler, teraz już rozumiem.Chwileczkę panie Hitler – zaśmiał się talmudysta – to dopiero początek.Otóż jest noc i dwóch Żydów rabinów przechadza się po dachach. Jeden z nich był nieostrożny i zaglądając do komina wpadł do środka. Drugi rebe chciał mu pomóc i też wpadł w otwór kominowy. Na dole się spotkali, jeden czarny, drugi biały. Który z nich poszedł się umyć?Teraz już wiem – zawołał radośnie Adam Hitler – żaden.Nie, panie Hitler. Obaj poszli się umyć. Ten czarny, widząc, że jest czarny poszedł się umyć. A ten biały widząc, że tamten jest czarny, myślał, ze też jest czarny i też poszedł się umyć. Ale to jeszcze nie wszystko panie Hitler.Znowu jest noc i znowu dwóch Żydów spaceruje po dachu. Jeden wpadł do komina, drugi chcąc mu pomóc też wpadł do komina. Jeden z nich był czarny, drugi biały. Który poszedł się umyć?Niech cię diabli porwą zawołał Adam Hitler do Adolfa Michnika - nie wiem.Ten czarny poszedł się umyć panie Hitler, bo widział, że jest czarny, to poszedł się umyć. Mówiłem przecież panu, panie Hitler, że mądrości Talmudu są nie do zrozumienia, szczególnie dla gojskich łbów - powiedział Adolf Michnik do Adama Hitlera. Ale na tym nie koniec panie Hitler - powiedział Adolf Michnik. Po pierwsze, gdzie pan panie Hitler widział na wsi murowane wysokie domy? Po drugie, ci rebe nie mieli w nocy nic innego do roboty, tylko spacerować po dachach? Po trzecie pan sądzi, że jak  jeden Żyd wpadnie do komina, to drugi Żyd nie ma nic innego do roboty, jak łażenie za nim? Ale nawet gdyby się tak wydarzyło, to panie Hitler, czy pan widział dwóch ludzi, którzy wpadli do komina, aby jeden wyszedł biały, a drugi czarny ?Tak to talmudysta Adolf Michnik pokazał swoją wyższość nad Adamem Hitlerem.Nie tak dawno mnie się wydarzyło spacerować po płaskim dachu z Adolfem Michnikiem, który wpadł do komina. Nie zaglądnąłem do komina, tylko zszedłem po schodach w dół. Chciałem zobaczyć, czy Adolf Michnik wyjdzie czarny, czy też biały. A tu niespodzianka. Na dole nie spotkałem Adolfa Michnika, tylko były dwie panie, cała czerwona pani Małgorzata Kidawa Błońska oraz pani Ewa Kopacz ,4,5 m. w głąb. Opracowanie "Mądrości żydowskie - myśli srebrne i złote"
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:15)
Kategoria wpisu: 

AMERYKA - BIJĄCE SERCE POLSKI

$
0
0
Ilustracja: 
USA
AMERYKA - BIJĄCE SERCE POLSKIWielki wybuch zapoczątkował wieczność. 11 września 2001 roku wybuch świata unaocznił niebu i światu bezmiar grozy, dramat prowadzący do zagłady.My Polacy mamy chlubną historię, to istotne, iż w wielu punktach mamy styczną ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej. To właśnie nasi bohaterowie narodowi stali się wspólnymi z historią Stanów Zjednoczonych. Ta Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski są wśród nas. W sercach każdego Amerykanina i Polaka. To za Waszą wolność i naszą.Naród polski w momentach zagrożeń potrafił się zjednoczyć. Bohatersko. Powstania  listopadowe i styczniowe,  Powstanie Warszawskie i Powstanie w Getcie Warszawskim. Nikt tak w okupowanej przez Niemców nazistów Europie nie bronił swoich miast jak Polacy w 1939 roku, a potem Powstaniem Warszawskim udowodnili swoja siłę.. Nikt poza  Polska nie utworzył państwa podziemnego, tylko w Polsce i na uchodźstwie powstało Polskie Państwo Podziemne, Armia Krajowa. To nikt inny tylko żołnierze AK dostarczali broń i amunicję bohaterskim Żydom, Powstańcom w getcie warszawskim.  To nikt inny tylko Polacy z narażeniem życia ratowali Żydów. To my Polacy przodujemy w kolumnie "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" w Jerozolimie. Francja w 1939 roku oddała Niemcom swoją stolicę bez jednego strzału. Może były jakieś strzały, ale na wiwat. Mamy młodą demokrację i w dodatku źle rządzoną. Nie należy jednak zapominać, iż w Polsce II Wojna Światowa zakończyła się w czerwcu 1989 roku. Zaledwie trzynaście lat temu zrzuciliśmy jarzmo komunizmu ( tekst 2003 rok). Polacy są narodem dzielnym, mającym serce i patrzącym w serce. To właśnie w Polsce przed konsulatami i na cmentarzach zapłonęły znicze, nie tylko pożegnania ale i nadziei. Zapalali je starzy i młodzi, bez względu na przynależność społeczną. To właśnie była manifestacja jedności  i połączenia się z Narodem amerykańskim w cierpieniu. Tym symbolem było udowodnienie, że nadzieje wspólne zostaną spełnione. Do ambasady amerykańskiej i urzędów konsularnych płynęły z całej Polski listy, niejednokrotnie utwory poetyckie. Ameryka po 11 września nie była sama. W moim notatniku zapisałem: APOKALIPSAOkrążyła ziemię ciernista trwogaNiewidzialnym promieniem przeszytaZ nikczemnością związana drogaNiewinnie do krzyża przybita. I rozległo się Alleluja w GalileiGdy tysiąc i jedno zrodzenieRunęło w przepaścieKu życia wiecznego nadziei Może za wcześnie odebraneSzaleństwem, miłością, czy beznadziejąBo komu było daneŚwiat przemienić w knieje Na początku było niebo pod stopamiI ciemnia głuchaPotem było wszystko z ziemią i oceanamiCo będzie jutro...Właśnie, co będzie jutro, tego wówczas nie wiedziałem. Dzisiaj już wiem, to zapalone znicze nadziei, to bijące serce Ameryki w naszym kraju pozwoliły nam iść ramię przy ramieniu jak to było zawsze w historii naszych Narodów. Wytyczyliśmy drogę, ale do celu jeszcze daleko. Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej George Wiktor Bush z małżonką Laurą przybyli do Krakowa aby w sercu Polski na Wzgórzu  Wawelskim podziękować Polsce. Polska stała się znaczącym krajem świata, a co znamienne, że właśnie Polska stanowiła pierwszy cel wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych, potem dopiero Rosja. Wymownym akcentem wizyty prezydenta buł pobyt w niemieckim obozie śmierci w Oświęcimiu. Pierwsza Dama złożyła również różnokolorowe róże w kilku tragicznych miejscach.Na Wawelu prezydent George Bush powiedział: "...godzinę drogi od zamku znajduje się pomnik świadczący o najczarniejszych ludzkich instynktach. Byłem dzisiaj w Auschwitz miejscu holocaustu polskiej martyrologii. ". Tej wizyty i tej wypowiedzi nie ma potrzeby komentować. Prezydenci George Bush i Aleksander Kwaśniewski byli oprowadzani po katedrze przez księdza infułata Janusza Bielańskiego, proboszcza wawelskiego. Obejrzeli kaplicę świętokrzyską, podziwiali drewniane ołtarze i ścienne malowidła, byli też przy grobie Kazimierza Jagiellończyka. Na sarkofagu wykonanym przez Wita Stwosza wyryta jest data rok 1492. Ta data nas łączy - powiedział ksiądz Bielański - Amerykę wtedy odkrywano, a my mieliśmy wtedy wielkie dzieła.Wizyta w Krakowie prezydenta Georga Wiktora Busha w 2003 roku przeszła do historii.Niech Bóg błogosławi Amerykę.                                 Aleksander Szumański "Kurier Codzienny" Chicago, 15 czerwca 2003 r.                                                                 
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

ALIANCI BYLI GŁUSI NA LOS MORDOWANYCH ŻYDÓW

$
0
0
Ilustracja: 
ZAGŁADA
ALIANCI BYLI GŁUSI NA LOS MORDOWANYCH ŻYDÓWZmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych.Aleksander Szumański - Oskarżenia określonych kół żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jak też Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie pod kierownictwem Pawła Śpiewaka o świadome mordowanie i grabienie mienia Żydów przez Polaków w czasie okupacji niemieckiej w Polsce zakrawa na jawne pogwałcenie polskiej racji stanu, zwłaszcza jeżeli zestawi się to z opiniami przekazywanymi w latach 1945-47 przez żydowską prasę amerykańską, a obecnie wrogi Polsce, Polakom i polskości żydowski "New York Times".Czytelnicy polscy w kraju ciągle za mało znają alarmujące ostrzeżenia głośnego polonijnego autora profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego. Ten najwybitniejszy dziś wśród Polaków żyjących na Zachodzie znawca problematyki żydowskiej jest autorem opublikowanego już w dwóch wydaniach monumentalnego dzieła dokumentalnego "Jews in Poland" ("Żydzi w Polsce"), ze wstępem znanego sowietologa żydowskiego pochodzenia - profesora Richarda Pipesa, wykładowcy historii na Harward Uniwersity.Profesor Iwo Cyprian Pogonowski od kilku lat wytrwale i systematycznie ostrzega przed tym, co robią niektórzy bardzo wpływowi Żydzi zagraniczni, zwłaszcza amerykańscy, dla przyczernienia obrazu polskiej historii i upokorzenia Polaków. Zdaniem profesora Igo Pogonowskiego wszystko jest tylko grą wstępną zmierzającą do ułatwienia nacisków na wypłatę przez Polskę jak najwyższych "odszkodowań za żydowskie mienie". Przed tym ostrzegał wybitny żydowski politolog w USA Norman Finkelstein (autor "Przedsiębiorstwa Holocaust").W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Norman Finkelstein powiedział, że Światowy Kongres Żydów chce szantażem zmusić Polskę do wypłaty 65-67 miliardów dolarów amerykańskich, lobby żydowskiemu w Ameryce tytułem restytucji mienia żydowskiego w Polsce. W tym celu robi się wszystko, by upokorzyć Polskę, czym wprost otwarcie zagroził naszemu krajowi już parę lat temu jeden z czołowych przywódców żydowskich.Za jeden z istniejących przejawów tego typu propagandy wymierzonej w Polskę prof. Iwo Cyprian Pogonowski uznał całokształt twórczości Jana Tomasza Grossa, zwłaszcza jego eseje "Upiorna dekada" oraz książki "Sąsiedzi", "Strach", "Złote żniwa".W ocenie prof. Pogonowskiego: "Propaganda Grossa pomaga ekstremistycznym ugrupowaniom żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i pospolitych kryminalistów."Aby uzyskać nakreślone wyżej cele, prowadzi się akcję ciągłego prowokowania Polaków przez kolejne agresywne zachowania. Przykłady takich działań to: usunięcia krzyża papieskiego w Oświęcimiu, próby usunięcia krzyża z Sejmu, ścięcie krzyża papieskiego na krakowskich Błoniach (antychrześcijański i antypolski akt kard. Stanisława Dziwisza i prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego), plany ścięcia krzyża na Giewoncie, usunięcie krzyża w Stalowej Woli i wszystkich krzyży ze Wzgórza Trzech Krzyży w Przemyślu, czy też decyzja szefa radomskiej policji Karola Szwalbego, który kazał usunąć krzyże w podległych mu komisariatach. Urządza się z inicjatywy Bronisława Komorowskiego i za zezwoleniem Hanny Gronkiewicz-Waltz lewackie awantury pod Pałacem Prezydenckim, etc. Podobnym celom służy stwarzanie różnego typu antypolskich "faktów prasowych", nagłaśnianie różnych rzekomych incydentów antyżydowskich, tak jak wymyślona afera z rzekomymi "antysemickimi" wystąpieniami na Majdanku. W Oświęcimiu odbywają się coroczne pochody wrogiej Polsce młodzieży izraelskiej, wychowywanej na żydowskim dekalogu Jerzego Kosińskiego "Malowany ptak".Jak to było możliwe, iż po dokonanym w 1940 roku przez NKWD ludobójstwie w Katyniu świat był o tej zbrodni informowany fałszywie lub w ogóle tego tematu nie poruszano?Jak to było możliwe, iż alianci: Wielka Brytania i USA w czasie II Wojny Światowej nie uczyniły niczego, aby przeszkodzić Hitlerowi w dokonaniu zagłady Żydów, ponadto ukrywali przez lata prawdę o Katyniu?70 lat temu polski rząd w Londynie poinformował aliantów o masowym mordowaniu Żydów przez Niemców. Przez kolejne lata żądał podjęcia działań, które powstrzymałyby, lub uniemożliwiły Niemcom dokonania Holokaustu. Bez efektu. Owo milczące przyzwolenie światowych potęg na eksterminowanie obywateli polskich, również pochodzenia żydowskiego, to do dzisiaj wstydliwa i niewyjaśniona karta historii. Trudno się dziwić, że w państwach tych dziś ochoczo wspiera się próbę przerzucenia na Polaków współodpowiedzialności za Holokaust. Lansuje się tezy, że w czasie wojny Polacy mieli rzekomo współdziałać z niemieckimi okupantami, korzystać finansowo z Zagłady (obrzydliwa teza Jana Tomasza Grossa) lub przynajmniej biernie przyglądać się rzezi współobywateli. Fakty są oczywiście inne, to właśnie Polacy z narażeniem własnego życia i swoich rodzin ratowali Żydów i domagali się podjęcia przez aliantów działań, które położą kres ludobójstwu.Tymczasem dwaj najwięksi alianci Wielka Brytania i USA świadomie postanowiły nie reagować w sprawie zagłady Żydów. Już na początku 1940 roku dowództwo konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej poinformowało polski rząd w Londynie o prześladowaniu ludności żydowskiej. Premier i Wódz Naczelny Władysław Sikorski podzielił się tą informacją z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem i brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthony Edenem.W kwietniu 1940 r. Niemcy zdecydowali o utworzeniu obozu Auschwitz-Birkenau (Oświęcim-Brzezinka). Parę miesięcy później zaczęto tam zwozić polskich więźniów politycznych, a dopiero w następnej kolejności Żydów.Aby poznać prawdę na temat sytuacji w Auschwitz, potrzebne były dokładne i bezpośrednie relacje, co tak naprawdę się dzieje w tym obozie zagłady. W połowie 1940 r. podporucznik Witold Pilecki, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, jednej z konspiracyjnych organizacji, scalonej później ze strukturami Podziemia Niepodległościowego - Armii Krajowej, przedstawił plan przedostania się do Auschwitz. Celem akcji było zebranie pełnych informacji na temat funkcjonowania obozu i zorganizowanie w nim ruchu oporu. 19 września 1940 r. Pilecki dobrowolnie dał się ująć Niemcom podczas łapanki w Warszawie, aby trzy dni później jako Tomasz Serafiński znaleźć się w obozie.To właśnie on przekazywał pierwsze źródłowe informacje o ludobójstwie, które zaczęło się w Auschwitz. Jego sprawozdanie poprzez konspiracyjną komórkę "Anna" w Szwecji zostało przesłane do Londynu. Z owego sprawozdania wynika m.in. jednoznacznie, iż jedynym sposobem ucieczki z Auschwitz był komin krematoryjny.Nie istniały żadne zwolnienia przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, czy też przez komisję lekarską, jak kłamliwie podaje o swoim zwolnieniu z Auschwitz na skutek rzekomej interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, doradca Tuska "profesor" Władysław Bartoszewski. Czy niemiecka obozowa komisja lekarska w Oświęcimiu "zwolniłaby" z obozu chorego, obrzezanego Żyda? Zapewne tak - przez komin krematoryjny. "Zwolnienia"Żydów z obozu wyjaśnia raport Witolda Pileckiego.W posiadaniu Józefa Rosołowskiego prezesa Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych znajduje się oryginał raportu Witolda Pileckiego.http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htmWiosną 1941 r. Sikorski nasilił działania informujące aliantów i światową opinię o trwającym dramacie Żydów. 3 maja 1941 r. gen. Władysław Sikorski wystosował notę w języku francuskim, angielskim i hiszpańskim zatytułowaną "German occupation in Poland", w której informował o eksterminacji Żydów. Informacje te były później wielokrotnie powtarzane przedstawicielom rządów Wielkiej Brytanii i USA. Jesienią 1941 r. władze III Rzeszy Niemieckiej postanowiły "ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską". W praktyce oznaczało to wymordowanie wszystkich Żydów.Komenda Główna AK dysponowała informacjami, że w obozie w Chełmnie trwa masowe mordowanie Żydów za pomocą spalin w zamkniętych ciężarówkach! Również i o tej sprawie w grudniu 1941 r. zostali poinformowani przedstawiciele zachodnich rządów. Na przełomie lat 1941-1942 rząd Sikorskiego czynił wszystko co mógł, aby zmusić aliantów do działania. Polskie Ministerstwo Informacji wydało specjalną broszurę dotyczącą Zagłady - "Bestialstwo nie znane dotąd w historii".Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych. Bezdyskusyjnych dowodów trwającej zagłady Żydów dostarczyła misja Jana Karskiego (właściwie Jana Kozielskiego), który na polecenie polskich władz udał się do okupowanego kraju. Karski dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, przebywał również dwukrotnie w obozie przejściowym w Izbicy.SAMOBÓJSTWO SZMULA MORDECHAJA ZYGIELBOIMASzmul Mordechaj Zygielbojm, ps. "Artur" (jid. ‏שמואל זיגלבוים‎; ur. 21 lutego 1895 r. w Warszawie lub Borowicy, zm. 12 maja 1943 r. w Londynie) – polsko-żydowski polityk lewicowy, członek Bundu, sekretarz generalny Sekcji Żydowskiej Centralnej Komisji Związków Zawodowych, redaktor pisma "Arbeiter Fragen (jid. ‏אַרבעטער פֿראַגן‎), radny Warszawy i Łodzi. Od 1942 r. członek Rady Narodowej RP w Londynie popełnił samobójstwo wyskakując przez okno na znak protestu wobec popełnianych zbrodni na Żydach i braku reakcji aliantów,. Jesienią 1942 r. Jan Karski powrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie jako naoczny świadek opowiedział o eksterminacji Żydów. W oparciu o przywiezione przez Jana Karskiego dokumenty w grudniu 1942 r. minister spraw zagranicznych Edward Raczyński przygotował i przedstawił aliantom szczegółowy raport o Holokauście. Jan Karski został przyjęty również przez prezydenta Stanów Zjednoczonych F.D. Roosevelta. Jan Karski spotkał się w Ameryce z wieloma wybitnymi osobistościami Ameryki - politykami - przedstawicielami mediów i świata artystycznego. Wszędzie apelował o ratunek dla zabijanych Żydów. Bez żadnego rezultatu.10 grudnia 1942 r. gen. Władysław Sikorski wydał kolejną notę do Narodów Zjednoczonych, w której nawoływał do przeciwstawienia się trwającej eksterminacji "obywateli polskich żydowskiego pochodzenia". Noty dyplomatyczne poświęcone losom ludności żydowskiej wysyłał dwukrotnie do rządów sprzymierzonych ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Z podobnym apelem do międzynarodowej społeczności zwróciła się także Polska Rada Narodowa w Londynie.18 grudnia 1942 r. Prezydent Rzeczypospolitej Władysław Raczkiewicz wezwał papieża Piusa XII do przerwania milczenia i wzięcia w obronę mordowanych Żydów i Polaków. W Polsce jako jedynym państwie okupowanym przez Niemcy za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Zabijano nie tylko "winowajców", ale także ich rodziny. Pomimo tego od samego początku władze Polski Podziemnej zaangażowały się w pomoc.Już od początku 1941 r. w Komendzie Głównej Armii Krajowej istniał Referat Żydowski, który zbierał informacje o losach polskich Żydów. 4 grudnia 1942 r. została założona Rada Pomocy Żydom "Żegota" jako kontynuacja działającego od września 1942 r. Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom.Przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała Rada Pomocy Żydom - polska humanitarna organizacja podziemna działająca w latach 1942-1945, jako organ polskiego rządu na uchodźstwie , której zadaniem było organizowanie pomocy dla Żydów w gettach oraz poza nimi. Rada działała pod konspiracyjnym kryptonimem "Żegota" .W marcu 1943 r. powołano Referat Żydowski w ramach Delegatury Rządu na Kraj, który m.in. przekazywał "Żegocie" fundusze na akcje pomocy i przesyłał raporty dla rządu w Londynie. Gdy w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Witold Pilecki uciekł z Auschwitz, przekazał na zachód kolejne dowody na trwające tam ludobójstwo Żydów. Polacy rozważali także desperacki atak na Auschwitz (broniło go 8 tys. esesmanów), aby zwrócić uwagę na zagładę Żydów.W lipcu 1943 r. "Żegota" wystosowała propozycję, aby rząd w Londynie zwrócił się oficjalnie do aliantów z prośbą o wymianę ludności żydowskiej na obywateli niemieckich.Także Kościół katolicki nie pozostał obojętny na Holokaust. 14 grudnia 1942 r. przebywający w Londynie biskup włocławski Karol Radoński ostro potępił w radiowym przemówieniu działania Niemców - "jeżeli chodzi o ludność żydowską to męka jej przewyższa wszystko co cokolwiek nienawiść i dzikość ciemiężcy zdolna jest wymyślić (...,) jako biskup polski z całą stanowczością potępiam zbrodnie dokonywane na ludności żydowskiej".Papież Pius XII uratował więcej Żydów niż wszyscy inni polityczni i religijni przywódcy świata razem wzięci. Izraelski historyk i dyplomata Pinchas Lapide szacował, że Pius XII ocalił blisko 900 tysięcy ludzi! "Zrobiłem kiedyś szacunki i oznacza to, że 20 procent żyjących obecnie na świecie Żydów istnieje dzięki niemu" - powiedział Pinchas Lapide. To Pius XII nakłaniał admirała Miklosa Horthy'ego, żeby powstrzymał deportacje węgierskich Żydów do Auschwitz. Tylko ta interwencja uratowała 200 tysięcy ludzi. Rządy USA i Wielkiej Brytanii były głuche na informacje o zagładzie Polaków i obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w Polsce. Noty polskiego rządu spotykały się z obojętnością. Gdy na początku grudnia 1942 r. gen. Władysław Sikorski po raz kolejny nawoływał do zniszczenia bombami torów dojazdowych, komór gazowych i krematoriów w obozach zagłady w okupowanej Polsce, Churchill enigmatycznie obiecywał zająć się tą kwestią. Fakty są takie, że techniczne naloty na teren Oświęcimia były możliwe od 1942 roku, a w 1944 r. przeprowadzano je regularnie. W 1944 r. o bombardowanie szlaków komunikacyjnych do niemieckich obozów zagłady prosili już nie tylko Polacy, ale także amerykańskie organizacje żydowskie.Brytyjczycy posiadali informacje na temat zagłady Żydów nie tylko od Polaków. Na przykład udało im się przechwycić depesze chilijskiego konsula w Protektoracie Czech i Moraw, które donosiły o początkach zagłady Żydów. Churchill nie tylko milczał. Firmował bowiem politykę brytyjskich władz w Palestynie, które skrupulatnie pilnowały, aby nie napływali do niej uciekający przed Holo0kaustem europejscy Żydzi. Gdy w grudniu 1940 r. do brzegów Palestyny dopłynął statek "Salvador" z kilkuset nielegalnymi imigrantami, brytyjskie władze nie pozwoliły mu dopłynąć do Haify. Statek zatonął. Takich incydentów na palestyńskim wybrzeżu w latach 1940-1942 było wiele.Aby zrozumieć obojętność Brytyjczyków trzeba znać realia tamtej epoki. Nie tylko Niemcy uważali się za lepszych rasowo (rasę panów). Podobnie uważali Brytyjczycy. Churchill wielokrotnie powtarzał we are superior (jesteśmy najlepsi). Dla brytyjskiej elity Żydzi, Arabowie, Hindusi, murzyni byli jedynie lesser races , czyli niższymi rasami. Sprawa zagłady Żydów zwyczajnie nie dotyczyła Brytyjczyków.Podobnie zachowywał się rząd USA i amerykańskie elity. Prezydent Franklin. D. Roosevelt po prostu zabijał milczeniem polskie wołania o położenie kresu zagładzie. Roosevelt był skutecznym, cynicznym politykiem. Warto przypomnieć, że zgodził się, aby Stalin przypisał Niemcom odpowiedzialność za mord w Katyniu, bo nie chciał tłumaczyć wyborcom, dlaczego pomagają jednemu zbrodniarzowi w walce z drugim.W sprawie Holokaustu Roosevelt dostrzegał zagrożenie dla swojego wizerunku. Wiedział bowiem, że gdyby podjął jakiekolwiek działania, mogłyby być przez opinię publiczną uznane za niewystarczające. Dlatego właśnie wolał milczeć. Gdy pod koniec października 1943 r. do Białego Domu przybyła delegacja amerykańskich rabinów, Roosevelt wymknął się potajemnie z Białego Domu, aby po raz kolejny uniknąć rozmowy na ten temat. O tym, że była to przemyślana polityka, świadczą działania amerykańskiego Departamentu Stanu.Na początku 1943 r. urzędnicy odcięli amerykańskiej prasie dostęp do informacji o Zagładzie, jakie napływały od środowisk żydowskich ze Szwajcarii. Kilka tygodni później na tajnej konferencji amerykańsko-brytyjskiej na Bermudach podjęto decyzję, że alianci nie podejmą specjalnych działań, aby przerwać Zagładę. Przebieg tej konferencji do tej pory owiany jest tajemnicą. Dokumenty brytyjskie wciąż pozostają tajne. Amerykańskie odtajniono w niewielkim stopniu.Rządy USA i Wielkiej Brytanii tylko raz oficjalnie odniosły się do Zagłady. 17 grudnia 1942 roku wydały notę dyplomatyczną, że po wojnie "winni nie unikną odpowiedzialności". O ile Amerykanie i Brytyjczycy zwyczajnie ignorowali Holokaust, to trzeci co do ważności aliant zachodni - Francuzi brali w nim czynny udział.Francuski rząd Vichy od samego początku starał się "zaimponować" Niemcom swoim antysemityzmem. Jeszcze w październiku 1940 r. z III Rzeszy Niemieckiej do Francji przetransportowano sześć tysięcy Żydów. W tym samym miesiącu wdrożono antyżydowskie ustawodawstwo i rozpoczęto prześladowania. Żydom zakazano wykonywania określonych zawodów, a Żydów-cudzoziemców internowano w obozach. Po tym nastąpiła rejestracja i konfiskata majątków.Władze Vichy były gotowe zintensyfikować prześladowania Żydów, byle tylko odebrana im własność trafiła do Francuzów. Władze Vichy same organizowały transporty do Auschwitz. Pierwszy z nich ruszył do Polski 27 marca 1942 roku, zaś ostatni odjechał w lipcu 1944 roku, już po lądowaniu aliantów w Normandii. Amerykański historyk Robert Paxton przekonywał w wydanej w 1972 r. książce "Francja Vichy", że Niemcy utrzymywali we Francji znikome siły okupacyjne, bo większość zadań wykonywali sami Francuzi. Najlepszym komentarzem do całej sprawy jest spór pomiędzy francuskimi kolejami państwowymi a rządem o rachunki za wywóz Żydów do obozów śmierci w Polsce. Ponieważ nie zapłacił ich rząd Vichy, władze firmy domagały się uregulowania rachunków za tę usługę jeszcze rok po zakończeniu wojny. Te fakty wyglądają ciekawie na tle publikacji współczesnych mediów francuskich, piętnujących rzekomy polski antysemityzm i "polskie obozy zagłady".                    Aleksander Szumański "Warszawska Gazeta" 20 września 2013 r.                                     "Kurier" Chicago, "Radio Pomost" ArizonaOpracował Aleksander Szumański , świadek historii - dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 - 2014, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich.Kombatant - Osoba Represjonowana - zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621Stowarzyszenie Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie Światowej - legitymacja członkowska nr 122 - pieczątka Stowarzyszenia     
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

HITLEROWSCY MORDERCY W WIELKIEJ BRYTANII

$
0
0
Ilustracja: 
zbrodnia
ADOLF HITLER - LONDON STREETHITLEROWSCY MORDERCY W WIELKIEJ BRYTANIIBARBARZYŃSKIE MORDERSTWO ANNO DOMINI 2021 Nie żyje Polak w śpiączce, który przebywał w brytyjskim szpitalu w Plymouth. Polskie władze chciały doprowadzić do przetransportowania mężczyzny do kraju. - To, z czym mieliśmy do czynienia, to niedanie szansy pacjentowi - stwierdził w TVP Info były wiceminister nauki prof. Wojciech Maksymowicz. Okoliczności śmierci mężczyzny nazwał "barbarzyńskim morderstwem".Obywatel Polski 6 listopada ubiegłego roku doznał zatrzymania pracy serca na co najmniej 45 minut. Na skutek tego - według angielskiego szpitala - doszło do poważnego i trwałego uszkodzenia mózgu. W związku z tym szpital w Plymouth wystąpił do sądu o zgodę na odłączenie aparatury podtrzymującej życie. Zgodzili się na to mieszkający w Anglii żona i dzieci mężczyzny. Przeciwne były temu jednak mieszkające w Polsce jego matka i siostra, a także mieszkające w Anglii druga siostra i siostrzenica.15 grudnia brytyjski Sąd Opiekuńczy uznał, że w obecnej sytuacji podtrzymywanie życia mężczyzny nie jest w jego najlepszym interesie i w związku z tym odłączenie aparatury podtrzymującej życie będzie zgodne z prawem, zaś mężczyźnie należy zapewnić opiekę paliatywną, tak aby do czasu śmierci zachował jak największą godność i jak najmniej cierpiał. Maksymowicz: To barbarzyńskie morderstwo Przeciwna temu część rodziny złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, ten skargę jednak odrzucił. Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości wystąpiło wtedy do Wielkiej Brytanii z wnioskiem w tej sprawie. Resort zwrócił się również do brytyjskiego Ministerstwa Zdrowia o ponowne podłączenie mężczyzny do urządzeń zapewniających mu karmienie i nawadnianie. Do sprawy włączyło się też Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Kancelaria Prezydenta. Gotowość przejęcia pacjenta zgłosiła klinika Budzik.MSZ nadał mężczyźnie paszport dyplomatyczny, wyłączając go tym samym spod brytyjskiej jurysdykcji. Jak przyznał później wiceszef resortu Piotr Wawrzyk, w sprawie zrobiono "więcej niż wynika to wprost z kompetencji służb konsularnych i Ministerstwa Spraw Zagranicznych". W poniedziałek poinformowano, że stan Polaka znacznie się pogorszył i ma on coraz częstsze przerwy w oddychaniu. Dzień później rodzina podała, że mężczyzna zmarł.- To, z czym mieliśmy do czynienia, to niedanie szansy pacjentowi, niedanie możliwości pomocy temu pacjentowi nam, w gotowości będących cały czas, tak jak dla innych pacjentów będących w podobnej sytuacji w Polsce - stwierdził w TVP Info prof. Wojciech Maksymowicz, neurochirurg, poseł PiS, a do listopada wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.- To jest po prostu coś strasznego, ja nie mogłem wczoraj zasnąć, jak przeczytałem relację o kontrolowanym pogarszaniu się stanu pacjenta i podawaniu płynu podskórnie, metoda barbarzyńska zupełnie, podawanie środków dla tłumienia pracy mózgu. Wszystko razem nie sposób inaczej nazwać jak co najmniej eutanazją. Powiedziałbym, że to było naprawdę barbarzyńskie morderstwo - dodał.Prof. Maksymowicz nawiązał do doniesień m.in. Polskiej Agencji Prasowej, która informowała w tym tygodniu, że mężczyźnie podawano podskórne wlewy płynów (sól fizjologiczna) i midazolam (środek uspokajający).                                                                                                                 
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

OBECNE WŁADZE ZWIĄZKU LITERATÓW POLSKICH W AKTACH IPN

$
0
0
Ilustracja: 
tajni współpracownicy
OBECNE WŁADZE ZWIĄZKU LITERATÓW POLSKICH W AKTACH IPN Przychylni piewcom stalinizmu twierdzą, że dawne wysługiwanie się komunistycznemu reżimowi pisarze ci odkupili walką z władzami PRL-u.Wszystko, co dotychczas dzieli ludzi pióra w Polsce, może się okazać niewinną zabawą, gdy Instytut Pamięci Narodowej otworzy swoje archiwa. Niepokój, że tak się może stać, dotyczy ludzi z obu związków pisarskich.Wraz z ogłoszeniem stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku zawieszona została działalność jedynego wówczas zawodowego zrzeszenia ludzi pióra. Związek Literatów Polskich (ZLP) trwał w próżni organizacyjnej do 1983 roku. Wówczas został rozwiązany. Ale jeszcze w tym samym roku grupa pisarzy z Haliną Auderską i Wojciechem Żukrowskim na czele reaktywowały organizację pod tą samą nazwą.Nie spodobało się to twórcom uznawanym w powszechnej opinii za opozycyjnych w stosunku do ówczesnych władz PRL. Nazwali oni związek reaktywowany przez Auderską i Żukrowskiego neo-ZLePem...W roku 1989, gdy zaistniały formalne możliwości utworzenia organizacji pisarzy, którzy wcześniej nie godzili się na zapis statutowy o uznaniu kierowniczej roli PZPR, powstało Stowarzyszenie Pisarzy Polskich(SPP). Do tego związku z pierwszym numerem legitymacji przyjęty został noblista Czesław Miłosz. Jest w SPP także następna laureatka najcenniejszej światowej nagrody – Wisława Szymborska. Byli także Zbigniew Herbert, Ryszard Kapuściński i inni niezwykle wartościowi dla literatury autorzy. Ten fakt zdecydował, że członkowie ZLP znaleźli się na straconych pozycjach. Utarczki, który związek ma monopol na rząd dusz w Polsce, wydawały się być bezprzedmiotowe. Związek Literatów Polskich był i jest nadal kojarzony jako spadkobierca Polski Ludowej. Wydawało się natomiast, że nikt nie jest w stanie zakwestionować moralnych autorytetów autorów należących do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Trochę "zlepu", trochę "przebrzmiałych partyjniaków"Tymczasem zaobserwować można było interesujące zjawisko. W miarę upływu lat w Związku Literatów Polskich przybywało członków, którzy z przyczyn, nazwijmy ideologicznych, powinni należeć do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Należy mieć w tym przypadku na uwadze sporą grupę piszących księży, zakonników, czy sióstr zakonnych.W poszczególnych oddziałach ZLP istnieje także znaczącą grupa twórców, którzy całkiem świadomie wybrali przynależność do wyśmiewanego neo-ZLePu. Uczynili tak, chociaż w ich życiorysach jest odnotowana walka z komunistycznym reżimem i niektórzy formalnie zostali uznani przez Instytut Pamięci Narodowej za pokrzywdzonych przez PRL-owskie służby bezpieczeństwa. Myliłby się ten, kto by twierdził, że przyczyn tego należy szukać w zaniżonych progach przyjmowania do tego związku. Także Stowarzyszenie Pisarzy Polskich poza uznanymi autorkami i autorami posiada całe zastępy ludzi pióra, których nazwiska nic nie mówią współczesnemu czytelnikowi lub mówią niewiele. Z czasem do SPP przylgnął nie mniej złośliwy epitet, rozszyfrowujący nazwę tej organizacji jako Stowarzyszenie Przebrzmiałych Partyjniaków...Świadczy to prawdopodobnie o tym, że nie wszyscy są w stanie zapomnieć o partyjnych legitymacjach niektórych byłych i obecnych członków SPP, a zwłaszcza o ich wierszach pisanych w pozycji klęczącej w okresie socrealizmu na cześć Lenina i Stalina czy o prozie gloryfikującej socjalizm. Można się tylko domyślać, że z tej przyczyny większość członków Stowarzyszenia Pisarzy Polskich jest przeciwna lustracji, bo pisanie takich "dzieł" miało korzenie w wiernopoddańczej postawie wobec komunistycznych wasali Polski.Przychylni piewcom stalinizmu twierdzą, że dawne wysługiwanie się komunistycznemu reżimowi pisarze ci odkupili długoletnią walką z władzami PRL-u, często "nagradzaną" więzieniami. Nie przekonuje to do końca wszystkich. Przecież to, co wówczas tworzono, było zazwyczaj mierne i jedynie wierne, nienoszące znamion jakiejkolwiek literatury. Nie ma więc powodów bronić twórczości bardzo niskich lotów, która miała na celu wzmacniać socjalizm. Według tych samych twierdzeń nie ma powodów, aby wybranym fałszować twórcze życiorysy, zaczynając je tworzyć dopiero od zerwania z socrealizmem czy od 1980 r. Pisał na ten temat w swoim czasie Zbigniew Herbert, który po przegraniu nieformalnej rywalizacji o Nagrodę Nobla z Miłoszem i Szymborską miał najwyraźniej dość obłudy twórców wysokich lotów – jednocześnie miernej kondycji moralnej byłych piewców stalinizmu.Wszystko, co dotychczas dzieli ludzi pióra w Polsce, może okazać się jednak niewinną zabawą, gdy Instytut Pamięci Narodowej otworzy swoje archiwa. Niepokój, że tak się może stać, dotyczy ludzi z obu związków pisarskich.Co najsmutniejsze, wielu z "odnotowanych" przez IPN nie twórczości, ale powiązaniom ze służbami represji PRL zawdzięczało wysoką pozycję zawodową i społeczną. Nie można tego ukrywać pod pretekstem, że grzebie się w życiorysach ludzi, którzy często zbliżają się do kresu życia.KONSULTANT MAREK WAWRZKIEWICZZ akt IPN wynika, że większość członków ścisłego kierownictwa Zarządu Głównego ZLP, wybranych do tych władz w 2007 r., uwikłana była w działalność na rzecz służb PRL.Mało zaszczytną listę otwiera obecny prezes, Marek Wawrzkiewicz. Przy jego nazwisku w aktach IPN można wyczytać między innymi: "Pseudonim, kryptonim "MW", podstawa pozyskania – dobrowolność i odpowiedzialność obywatelska. Do jakiego zagadnienia pozyskany 17 września 1980 roku – kultura i sztuka. Do jakiej sprawy pozyskany – "ALMANACH" (...) Karta 3 E-14/1 Wawrzkiewicz Marek – Aleksander urodzony 21.02.1937 roku. Data zapisu 15 września 1986 roku. Teczka personalna konsultanta Wydziału III Biura Studiów SB MSW nr rej. 30311 przekazana z Wydziału III Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych".Współpracę z konsultantem Markiem Aleksandrem Wawrzkiewiczem zakończono w 1986 r., niszcząc dokumentację w 1990 r. Całość akt współpracy zapisano w mikrofilmach.Konsultant SB zwykle zajmował eksponowane stanowisko społeczne lub zawodowe. Nie podpisywał zobowiązania o współpracy, zwykle nie miał nadawanego pseudonimu operacyjnego i co najważniejsze, nie pobierał wynagrodzenia za "konsultację".TW Marek Wawrzkiewicz w okresie trwania PRL pełnił wiele odpowiedzialnych funkcji zawodowych i społecznych, będąc między innymi redaktorem naczelnym młodzieżowego pisma literackiego "Nowy Wyraz" czy miesięcznika "Poezja". Był attaché kulturalnym ambasady Polski w Moskwie reprezentując "Trybunę Ludu". Działał na forum Pisarzy Partyjnych ZLP sprzed 1981 r., a z racji kontaktów redakcyjnych miał wiele znajomości wśród różnych wiekiem twórców literatury.– To dla mnie całkowite zaskoczenie – powiedział „Gazecie Polskiej” Marek Wawrzkiewicz. Nie potrafił wskazać podstawy zakwalifikowania go jako konsultanta SB. – Całe życie byłem lewicowcem, ale nie świnią – stwierdził. Opowiedział, jak w listopadzie 1982 r. wysłano go na placówkę do Moskwy jako korespondenta prasy literackiej. Tam niejaki płk Strzelecki proponował mu współpracę, lecz, jak stwierdził, "udało mi się z tego wymigać".Mówi, że dziś go jako prezesa ZLP absolutnie nie interesuje, czy któryś z literatów współpracował z SB, czy nie, szkodził, czy też nie. Uważa, że niczemu nie służy wyrzucanie przez niektóre osoby wielkim postaciom literackim opozycji, że pisali wiersze o Stalinie oraz, że podpisywali różne pisma, solidaryzując się z partią i władzą. – To byli inni ludzie, żyjący w zupełnie innych czasach – stwierdził Marek Wawrzkiewicz. – Zresztą, co wynika z tego, że ktoś dajmy na to w latach 70. coś chlapnął – dodał.– Ci młodzi ludzie z IPN, którzy wyobrażają sobie, że mogliby cały czas mosty wysadzać, nie zdają sobie sprawy, jakie to były czasy – zakończył prezes.KONSULTANT KRZYSZTOF GĄSIOROWSKIKrzysztof Kazimierz Gąsiorowski to wieloletni wiceprezes ZG ZLP, obecnie prezes honorowy warszawskiego oddziału tego związku. Prywatnie jeden z najlepszych przyjaciół Marka Wawrzkiewicza.Oto fragment wypisu z karty 2 E-14/1: "Gąsiorowski Krzysztof Kazimierz urodzony 19.05.1935 roku Warszawa. Data zapisu – 27. X. 74. W latach 1970–1974 był w rozpracowywaniu organizacyjnym Wydziału III Komendy Stołecznej MO w Warszawie, numer sprawy 5544, jako podejrzany o zamiar przesyłania na Zachód utworów literackich o treści kontrowersyjnej. Czynności operacyjne nie potwierdziły tych podejrzeń. Sprawa w archiwum Wydziału "C" KS MO w Warszawie, numer 3185/III".W następnym wypisie czytamy: "Numer rejestracyjny Biura Wydziału "C"– 26893, data: 19.11.1979 r. Kategoria – konsultant, pseudonim "KG", podstawa pozyskania – współodpowiedzialność obywatelska. Data pozyskania – 12 listopada 1979 roku. Do jakiego zagadnienia pozyskany – kultura i sztuka. Do jakiej sprawy pozyskany – Sprawa Operacyjna "ALMANACH". Konsultant E-16, 12. I. 90 – Sprawę wyrejestrowano 12. I. 1990 r. z uwagi na nieprzydatność do celów operacyjnych. Materiały numer rejestracyjny 26893 zniszczono komisyjnie ze względu na brak wartości operacyjnych protokołem OP-0074/III/90 z dnia 9.01.1990 r.".Krzysztof Gąsiorowski w rozmowie z "GP" był zupełnie zaskoczony informacjami z IPN. Nie potrafił wskazać zdarzeń, które mogły spowodować zaliczenie go przez SB do jej konsultantów. Przypomniał, że w pewnym okresie jedna z osób z krakowskiego środowiska KPN o tym samym co on imieniu i nazwisku podszywała się pod niego. – Podpisywał moje książki, a później okazał się być pracownikiem SB – mówił o tej osobie Gąsiorowski. Wyjaśnia, dlaczego nie dopuszczał możliwości pójścia na współpracę z bezpieką. – Byłem człowiekiem partii, ale to oznaczałoby przekroczenie kolejnej granicy – stwierdził.– Lustracja z punktu widzenia interesu społecznego to gra niewarta świeczki – uważa Gąsiorowski. Dodaje, że ludzi nie da się sprowadzić do czystych kategorii grzechu i niewinności. – Trzeba przełknąć trochę ludzkich przywar – konkluduje.Przychylni piewcom stalinizmu twierdzą, że dawne wysługiwanie się komunistycznemu reżimowi pisarze ci odkupili walką z władzami PRL-uKONSULTANT ALEKSANDER NAWROCKIAleksander Nawrocki to wieloletni członek władz warszawskiego oddziału ZLP oraz ZG ZLP, obecnie właściciel Wydawnictwa Książkowego IBiS, a także redaktor naczelny pisma"Poezja Dzisiaj".W aktach Biura „C” MSW czytamy: „Nawrocki Aleksander, urodzony 14 marca 1941 roku – Bartniki – Data zapisu – 4 kwietnia 1989 roku. Konsultant Wydziału IV Departamentu III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, numer rejestracyjny 68706”.O ile Wawrzkiewicz i Gąsiorowski byli zarejestrowani jako konsultanci stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych i stołecznej Komendy Milicji Obywatelskiej, o tyle Nawrocki Aleksander był "konsultantem" o kilka szczebli wyżej, bo samego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Z zachowanej w IPN dokumentacji dowiedzieć się można, że 26 lipca 1989 r. nastąpiła faktyczna rezygnacja z "jednostki" przez MSW, a materiały dotyczące jego współpracy złożono i sfilmowano w archiwum Wydziału II Biura "C" MSW numer 22464/I.Aleksander Nawrocki w rozmowie z "GP" stwierdził, że zaszło nieporozumienie wywołane zbieżnością nazwisk. – W 1988 r. ktoś by chyba musiał zwariować, by iść na współpracę. Kogo wówczas interesowała współpraca z bezpieką? – stwierdził. Mówił, że nie było takich okoliczności, w których mógłby zostać uznany za konsultanta SB.Aleksander Nawrocki jest zwolennikiem dostępności wszystkich akt IPN. – Lustrować – tak, ale wszystkich – zaznaczył. Dodał, że jest ciekawy lustracji w ZLP. Chciałby się na przykład dowiedzieć, kto donosił również na niego.KONSULTANT ANDRZEJ ZANIEWSKI TW "WITOLD ORŁOWSKI" O tym, że wśród obecnych władz Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich mogli zaistnieć jednocześnie w podwójnej roli "konsultanci" i tajni współpracownicy SB oraz innych służb, świadczą akta Instytutu Pamięci Narodowej dotyczące jednego z trzech wiceprezesów – Andrzeja Zaniewskiego. Według zapisów IPN o numerze 5912 z 7 lutego 1979 r.: "kategoria – konsultant, pseudonim, kryptonim – Witold Orłowski. Do jakiego zagadnienia pozyskany – Kultura i Sztuka. Do jakiej kategorii sprawy pozyskany – OBIEKTOWA".Z następnych akt można się dowiedzieć: "Zaniewski Andrzej, urodzony 13 kwietnia 1940 roku w Warszawie, numer ewidencyjny sprawy 5912, data 22 kwietnia 1971 roku; kategoria Tajny Współpracownik; pseudonim, kryptonim Witold Orłowski; podstawa pozyskania – dobrowolność. Data pozyskania 19.04.1971 roku. Do jakiego zagadnienia pozyskany – literackie, do jakiej kategorii sprawy pozyskany – obiektowej".Fragment kolejnych akt: "pseudonim – "Witold Orłowski"; proszę o wyrejestrowanie drugostronnie wymienionego. Materiały zarejestrowane przez Wydział OKPP do numeru 5912 zostały komisyjnie zniszczone zgodnie z protokołem Nr OP-00113/90 z dnia 31.01.1990 jako nie przedstawiające wartości organizacyjnej".– Muszę potwierdzić: to prawda – powiedział "GP" Zaniewski. – Nie będę się wybielał – dodał. Na pytanie, dlaczego wcześniej nie ujawnił faktu współpracy ze służbami PRL, odparł, że nie było takiej potrzeby. Stwierdził, że to dla niego bolesne sprawy i trudno mu o tym mówić. Opowiedział, że SB starała się go wysuwać na eksponowane stanowiska. Unikał tego, by nie musieć ujawniać przed nią faktów dotyczących innych osób. – Starałem się nie szkodzić, ale czy nie szkodziłem na pewno, trudno powiedzieć – mówił. Stwierdził, że bardzo liczył na to, że do lustracji dojdzie od razu po przemianach w kraju, gdy prezydentem został Lech Wałęsa. – To olbrzymia strata, że tak się nie stało – kończył Zaniewski.KONSULTANT JACEK KAJTOCH TW "DYWERSJA"Jacek Kajtoch to emerytowany wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członkiem Związku Literatów Polskich jest od niepamiętnych lat. W reaktywowanym związku od początku, czyli od 1983 r., pełni funkcję jednego z wiceprezesów. W aktach założonych przez Służbę Bezpieczeństwa 28 maja 1976, przechowywanych obecnie w IPN pod numerem rejestracyjnym KR-17222, w karcie 2 E)-4/73 czytamy: "Kajtoch Jacek, urodzony 7 lipca 1933 roku w Wadowicach (...) nr rejestracyjny Biura (Wydz.) "C"; data 6.10.76 r.; Kategoria – Konsultant, pseudonim, kryptonim "JACEK". Podstawa pozyskania – współodpowiedzialność; data pozyskania 14.09.76. Do jakiego zagadnienia pozyskany – "DYWERSJA" 01, wykaz akt 30.07.80".Z innych akt wynika, że od 28 maja 1976 r. Jacek Kajtoch był kandydatem na współpracownika-konsultanta, ale w kilka miesięcy później SB zanotowała, że od 6 października tego samego roku pozyskała go jako konsultanta na zasadzie współodpowiedzialności obywatelskiej. Akta mówiące o współpracy konsultanta „Jacka” zniszczono w "jednostce operacyjnej" 31 stycznia 1990 r.– Po aferze z Pyjasem odmówiłem wszelkiej współpracy – powiedział "GP" Jacek Kajtoch. Stwierdził, że po tym, jak wziął udział w pochodzie żałobnym po śmierci Pyjasa w 1977 r. w Krakowie, był nawet represjonowany – nie wypłacono mu na przykład dodatku za kierowanie studium dziennikarskim na UJ. Bezpieka przestała się nim wówczas interesować. Powiedział też, że komitet uczelniany naciskał na niego, by wstąpił do "Solidarności". Odmówił, bo nie chciał, by PZPR wykorzystywała go przeciwko związkowi. Jak stwierdził, zawiódł się na komunizmie w PRL. Uważa, że dziś lustracja jest potrzebna w odniesieniu do osób na stanowiskach państwowych.KONSULTANT WACŁAW SADKOWSKI TW "OLCHA"Sprawę konsultanta o pseudonimie "Olcha" omawiała swego czasu "Rzeczpospolita". Kolejny wiceprezes ZG ZLP, były redaktor naczelny "Literatury na Świecie"– Wacław Sadkowski – zaprzeczył, jakoby mógł być jakimkolwiek współpracownikiem służb represyjnych Polski Ludowej. Nie ma więc sensu pogłębiać tematu "Rzeczpospolitej", że był "Olchą"...LESZEK ŻULIŃSKI -TW "JAN" I "LITERAT"W 2007 r. na łamach "Trybuny" publicysta Leszek Żuliński opisał, jak podczas zjazdu delegatów Związku Literatów Polskich w maju tego samego roku został bezpardonowo zaatakowany przez ziejącego nienawiścią człowieka prawicy, Marcina Hałasia z Katowic. Dzięki odpowiedzi Hałasia zamieszczonej w "Gazecie Polskiej" do opinii publicznej przedostały się wiadomości o przebiegu ostatniego zebrania najwyższych władz ZLP.Red. Marcin Hałaś ("Warszawska Gazeta") – prezes oddziału ZLP w Katowicach, zadał pytanie kandydatowi do władz krajowych o nastawienie do problemu lustracji i konkretne pytanie: czy w przeszłości Leszek Żuliński był tajnym współpracownikiem służb represyjnych PRL? Prowadzący zebranie obecny sekretarz generalny ZLP Grzegorz Wiśniewski zabronił zarówno Marcinowi Hałasiowi, jak i komukolwiek z sali zadawania tego typu pytań. Uznał bowiem, że stanowi to próbę ingerencji w sferę prywatną kandydata do władz naczelnych związku. Jego zdaniem bezprawną i niemającą żadnego związku z działalnością w ZLP. Wiśniewski na forum związku wyjaśniał, że prawo nie zabrania byłym współpracownikom służb specjalnych PRL-u kandydowania do władz ZLP. Oświadczył także, że kierowane do Leszka Żulińskiego pytanie było w istocie usiłowaniem przeniesienia na teren ZLP praktyk dzikiej lustracji.– Po pytaniu Hałasia powiedziałem, że nie dotyczy ono materii wyboru władz związku – mówi "GP" Wiśniewski.Na pytanie, dlaczego tak się zachował, odpowiedział, że materiały gromadzone i publikowane przez IPN są jego zdaniem całkowicie niewiarygodne.– Są na to wprost tysiące dowodów. Dlatego nie będę się odnosił do żadnej informacji, za którą będzie stał tak zwany Instytut Pamięci Narodowej – stwierdził Wiśniewski.Zapis o poecie i krytyku literackim Leszku Żulińskim jest następujący: "Figuruje w systemie SYSKIN MSW 18347/I w rejestrze 39849 Żuliński Leszek urodzony 25.08.1949 "Jan" KW MO Warszawa 65124/II w rejestrze 9754 Żuliński Leszek "Literat«". Z innych zapisów wynika, że TW o pseudonimie "Jan" i "Literat", pozyskany do współpracy 24 października 1974 r., zrezygnował z dalszych kontaktów 22 stycznia 1990 r. Dokumentów o działalności TW "Literat" i "Jan" brak jest w zasobach IPN, brak też adnotacji o zmikrofilmowaniu materiałów.Leszek Żuliński, poproszony przez "GP" o zajęcie stanowiska wobec informacji znajdujących się w dokumentach IPN na jego temat, odpowiedział, że nie zamierza ich komentować i przerwał rozmowę.GRZEGORZ WIŚNIEWSKI - W KRĘGU ZAINTERESOWANIA SŁUŻB WOJSKOWYCH Próba dotarcia do akt IPN dotyczących sekretarza generalnego Zarządu Głównego ZLP – Grzegorza Wiśniewskiego przyniosła efekt w postaci odpowiedzi ze strony Instytutu, że całość dokumentacji Grzegorza Wiśniewskiego przejęły służby wojskowe w Krakowie.Grzegorz Wiśniewski, zapytany przez "GP" o ewentualne jego związki z tajnymi służbami PRL, powtórzył, że nie będzie się odnosił do żadnej informacji, która pochodzi z IPN.https://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:7)
Kategoria wpisu: 

BRYTYJCZYCY DOKONALI PRAWNEGO MORDERSTWA

$
0
0
Ilustracja: 
ZBRODNIA
BRYTYJCZYCY DOKONALI PRAWNEGO MORDERSTWAByłem przekonany, że pan Sławomir zostanie natychmiast podłączony do aparatury podającej pokarm. Mieliśmy przecież orzeczenie prawomocne polskiego sądu i przyznany paszport dyplomatyczny. To były bardzo mocne argumenty. Okazało się niestety inaczej – mówi Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, w rozmowie z Edytą Hołdyńską.W wywiadzie dziennikarka skupia się na sprawie Polaka, który zmarł w szpitalu w Plymouth, a wcześniej został odłączony od maszyny podającej pożywienie. Zastanawia się czy polski rząd wykorzystał wszelkie możliwe sposoby, aby pomóc rodakowi. Wiceminister zaznacza, że działano w błyskawicznym tempie i z pełną determinacją.Na mój wniosek Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznało immunitet dyplomatyczny naszemu rodakowi. Został tym samym wyjęty spod jurysdykcji sądu brytyjskiego i przekazany pod jurysdykcję sądów polskich. Tu z kolei dzięki szybkiej reakcji prokuratora generalnego, pana ministra Zbigniewa Ziobry i prokuratury udało się uzyskać sądową zgodę na transport chorego do Polski. Gdyby udało się skutecznie przeprowadzić ostatnie posiedzenie w sądzie brytyjskim, na którym nam bardzo zależało, moglibyśmy zabrać pana Sławomira do kraju. Nie zdążyliśmy, zadecydowały godziny - czytamy.Edyta Hołdyńska pyta także jak Marcin Warchoł ocenia krytyczne głosy, mówiące, że w tym przypadku i tak niewiele dało się zrobić.Miałem nie próbować, bo się komuś zdawało, że to nie ma sensu? Machnąć ręką, zastanawiać się nad szansami? Dla mnie życie ludzkie ma wartość największą. Nie mogłem postąpić inaczej. (…) Uważam, że Wielka Brytania wybiórczo stosuje prawo międzynarodowe. Zlekceważyli naszą walkę o Polaka, zlekceważyli też walkę o życie malutkiego Alfiego Evansa, mimo że miał włoski paszport, a o jego transport do Włoch starał się sam papież. Ale zgodzili się na uratowanie pięcioletniej dziewczynki z Bangladeszu, akceptując wyrok islamskiego sądu – przyznaje polityk.Minister Warchoł stwierdza także, że w takich sytuacjach powinien reagować Europejski Trybunał Praw Człowieka. Według niego Strasburg umywa jednak ręce. Najwyraźniej Trybunał nie chce się zajmować najważniejszym prawem człowieka, jakim jest prawo do życia. Ale ja jako pełnomocnik będę się tym zajmował, także na arenie międzynarodowej. Musimy stworzyć szybkie i skuteczne międzynarodowe procedury w takich sytuacjach, a nie tracić czas na biurokratyczne przepychanki. Obecne regulacje prawne, jak widać, zawodzą. Cywilizacja śmierci wygrała z cywilizacją życia bitwę, ale wojna trwa - czytamy.https://www.wsieciprawdy.pl/sieci-brytyjczycy-dokonali-prawnego-morderstwa-pnews-4642.html  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.7(głosów:10)
Kategoria wpisu: 

ZBRODNIA W HUCIE PIENIACKIEJ

$
0
0
Ilustracja: 
ZBRODNIA OUN-UPA
ZBRODNIA W HUCIE PIENIACKIEJAleksander Szumański Kresowy Serwis Informacyjny; lipiec 2018 . Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie prowadzi śledztwo o sygnaturze akt S 50/03/Zn w sprawie zabójstwa kilkuset mieszkańców Huty Pieniackiej dokonanego przez członków 14 Dywizji SS „Galizien” w dniu 28 lutego 1944 roku, to jest o przestępstwo z art. 1 pkt. 1 Dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 roku o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego.Śledztwo w niniejszej sprawie zostało wszczęte postanowieniem z dnia 24 listopada 1994 roku przez byłą Okręgową Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie. W oparciu o dotychczas przeprowadzone czynności ustalono następujący stan faktyczny.W drugiej połowie 1943 roku i na początku 1944 roku, w okresie nasilenia napaści nacjonalistów ukraińskich na polskie wsie kresowe, Polacy grupowali się w większych miejscowościach, gdzie działały silne oddziały samoobrony wspomaganej przez Armię Krajową . Jednym z takich ośrodków była Huta Pieniacka. W dniu 23 lutego 1944 roku członkowie samoobrony w Hucie Pieniackiej odparli atak, próbującego wejść do wsi, zwiadu 1 batalionu 4 pułku policyjnego sformowanego z Ukraińców, ochotników do 14 Dywizji SS „Galizien”. Członkowie samoobrony podjęli walkę w przekonaniu, iż napastnikami są nacjonaliści ukraińscy przebrani w niemieckie mundury. Wniosek taki wysunęli w oparciu o fakt, iż napastnicy posługiwali się językiem ukraińskim. Na skutek powyższych działań zginęło dwóch członków wskazanej formacji, a kolejnych ośmiu zostało rannych. Straty tego pododdziału byłyby zapewne większe, ale uzyskał on pomoc w walce, ze strony sotni Ukraińskiej Powstańczej Armii dowodzonej przez Dmytra Karpenkę pseudonim „Jastrub”. W wyniku opisanej potyczki zginęli Oleksy Bobak i Roman Andrejczuk, pierwsi polegli w czasie działań bojowych żołnierze Dywizji SS „Galizien”, których uroczysty pogrzeb odbył się w Brodach. We w skazanych uroczystościach pogrzebowych uczestniczyli miedzy innymi dr Otto Wechter – Gubernator Dystryktu Galicja oraz pułkownik Zygfryd Binz – dowódca 4 pułku policyjnego SS.Ukraińskie pułki policyjne SS (oznaczone numerami od 4 do 8) zostały utworzone w maju 1943 roku z pierwszego rzutu ukraińskich ochotników zgłaszających się do 14 Dywizji SS „Galizien”, głównie z terenu dawnej Galicji Wschodniej. Funkcje dowódcze sprawowali oficerowi niemieccy, a dowódcą pułku był, jak już wskazano, Niemiec, pułkownik Zygfryd Binz. Pułki policyjne SS stanowiły pododdziały przeznaczone do realizacji odmiennych działań bojowych, a to o charakterze policyjnym. Wyżej wymienione formacje miały za zadanie zabezpieczenie tyłów armii niemieckiej w Galicji Wschodniej, przy szczególnym uwzględnieniu zwalczania partyzantki sowieckiej. W Dowództwie SS w Berlinie powstał Sztab, powołany do utworzenia galicyjskich ochotniczych pułków policyjnych SS, kierowany przez płk Richarda Sthana. Wymieniony Sztab działał do grudnia 1943 roku. Pułki oznaczone numerami 4 i 5 był szkolone w obozach w Niemczech (Alzacja). 4 pułk liczył około 1200 żołnierzy dowodzonych przez niemieckich oficerów służących uprzednio w siłach policyjnych.W lutym 1944 roku, pułk został przetransportowany z obozów szkoleniowych na terytorium Galicji Wschodniej i rozlokowany na linii Złoczów, Brody, Zbaraż, która znajdowała się odległości kilkunastu kilometrów od linii frontu.Także w lutym 1944 roku, na rozkaz SS - Obergruppenfürera Wilhelma Koppe -dowódcy SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, z żołnierzy w/w formacji utworzono grupę bojową do zwalczania sowieckiej partyzantki. Wskazana grupa, znana od nazwiska dowódcy „Bojową Grupą Beyersdorfa”, została skoncentrowana w Lubaczowie, skąd prowadziła działania bojowe w rejonie Cieszanów - Tarnogród-Biłgoraj. W późniejszym okresie, na mocy rozkazu H. Himmlera z dnia 22 kwietnia 1944 roku, galicyjskie ochotnicze pułki policyjne zostały skierowane do walk frontowych wraz innymi oddziałami liniowymi 14 Dywizji SS „Galizien”, a następnie wzięły udział w walkach z Armią Czerwona w kotle Brody. Podnieść należy, iż w opracowaniach historycznych dotyczących 4 pułku policyjnego SS wskazuje się, że żołnierze tej formacji prawdopodobnie nie brali udziału w walkach Dywizji w kotle Brody. W oparciu o ustalenia poczynione w toku niniejszego śledztwa zasadnym jest przyjęcie, iż żołnierze wskazanego pułku brali udział w tych walkach. Na podstawie materiałów archiwalnych w postaci kart zgonu żołnierzy 14 Dywizji SS „Galizien” ujawniono, że wśród poległych w tej bitwie żołnierzy Dywizji, wskazano także kilkunastu, których przydział organizacyjny określono jako 4 pułk policyjny SS (4 Galizische SS Freiwillige Regiment). Powyższe ustalenie w powiązaniu z innymi dowodami zebranymi w niniejszej sprawie, uprawnia do przyjęcia uprawnionego wniosku dotyczącego co najmniej, związku logistycznego tego pododdziału z 14 Dywizją SS „Galizien”(podnieść należy, iż nazwa niniejszej Dywizji zmieniała się czterokrotnie w okresie jej funkcjonowania).Opisana powyżej potyczka z dnia 23 lutego 1944 roku była związana z uzyskaniem przez dowództwo 4 pułku policyjnego informacji, iż w Hucie Pieniackiej stacjonuje duży oddział partyzantów sowieckich. Informacje dotyczące sytuacji w Hucie Pieniackiej zostały przekazane prawdopodobnie przez komendanta policji ukraińskiej w Podhorcach. Wzmiankowany oddział wywiadowczy sowieckiej partyzantki, dowodzony przez Borysa Krutikowa, liczył kilkuset partyzantów i stacjonował przez kilka dni w Hucie Pieniackiej, którą opuścił w dniu 22 lutego 1944 roku. Podnieść należy, iż w Hucie Pieniackiej przebywała uprzednio grupa około 60 partyzantów sowieckich, którzy nawiązali współpracę z samoobroną wioski. W ramach powyższego, partyzanci korzystali z pomocy mieszkańców, a sami prowadzili szkolenia członków samoobrony oraz przekazali dla tej formacji broń i amunicję. Stacjonujący w Hucie Pieniackiej oddział partyzancki podejmował akcje dywersyjne skierowane przeciwko Niemcom. Z upływem czasu liczebność tego oddziału rosła, osiągając wskazany powyżej stan osobowy. Stan taki spowodował konieczność opuszczenia Huty Pieniackiej, bowiem rodziło to podstawowe problemy aprowizacyjne, a także stwarzało zagrożenie dla wsi oraz stacjonującego tam oddziału ze strony Niemców. Ważną role w działaniach sowieckich partyzantów pełnili poszczególni mieszkańcy wsi, którzy jako przewodnicy umożliwiali partyzantom sprawne przemieszczanie się w nieznanym im terenie. Ponadto, wykorzystując powiązania rodzinne umożliwiali partyzantom, wykonującym działania dywersyjne, bezpieczny pobyt we Lwowie. W tym celu wykorzystywano między innymi lwowskie mieszkania ojca Kazimierza Wojciechowskiego, dowódcy samoobrony w Hucie Pieniackiej. Wskazane działania dywersyjne polegały na organizowaniu zamachów na niemieckich dygnitarzy, niszczeniu szlaków kolejowych.Wydarzenia z dnia 23 lutego 1944 roku, spowodowały to, iż mieszkańcy Huty Pieniackiej przygotowywali się do odparcia spodziewanego ataku odwetowego. Możliwość podjęcia tego rodzaju akcji odwetowej została uprawdopodobniona w oparciu o dane uzyskane przez komórki wywiadowcze Inspektoratu Armii Krajowej w Złoczowie. W nocy z 27 na 28 lutego 1944 roku do Huty Pieniackiej przybył kurier w/w Inspektoratu, który przekazał, iż w kierunku wsi podążają pododdziały 14 Dywizji SS „Galizien”.Równocześnie, kurier przekazał polecenie Inspektoratu dotyczące zaniechania obrony, ukrycia broni oraz opuszczenia wsi przez mężczyzn, a także przygotowania kryjówek dla pozostałych mieszkańców. W związku z tym w wielu domostwach oraz zabudowaniach gospodarczych przygotowano kryjówki mieszczące się w prowizorycznych schronach oraz piwnicach.Tego rodzaju polecenia i podjęte w związku z powyższym działania były podyktowane przekonaniem, iż zbliżające się pododdziały SS dokonają kontroli wsi celem ewentualnego ujawnienia posiadanej przez mieszkańców broni palnej, bądź ujawnienia okoliczności dotyczących udzielania pomocy sowieckim partyzantom.Podobna akcja miała miejsce kilka dni wczesnej w pobliskiej wsi Majdan, gdzie pododdział pułku policyjnego, po przybyciu do wsi, dokonał zatrzymania mężczyzn, którzy zostali poddani przesłuchaniom na podane okoliczności. Po zakończeniu przesłuchań, zatrzymanych zwolniono, a tylko ograniczoną grupę mężczyzn skierowano do robót przymusowych.We wczesnych godzinach porannych 28 lutego 1944 roku, Huta Pieniacka, została otoczona przez kilkusetosobowy oddział wojska (w relacjach wymieniana jest liczba 500-600 żołnierzy). Żołnierze byli ubrani w białe kombinezony maskujące i porozumiewali się w języku ukraińskim, natomiast dowódcy posługiwali się językiem niemieckim. Jak wynika z relacji świadków, żołnierzom towarzyszyli nacjonaliści ukraińscy, w tym zarówno członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii (nieustalona sotnia z Wołynia), jak i mieszkańcy okolicznych wsi. Sygnałem do rozpoczęcia pacyfikacji wsi były wystrzelenie rakiet sygnalizacyjnych. W pierwszej fazie ataku napastnicy ostrzelali zabudowania znajdujące się na obrzeżach wsi. W tym czasie doszło do krótkiej wymiany ognia pomiędzy napastnikami a oddziałem AK z sąsiedniej miejscowości Huty Werchobuskiej. Żołnierze AK, wobec zdecydowanej przewagi przeciwników zaniechali dalszej walki i wycofali się do pobliskich lasów. Atak spowodował, że część mieszkańców ukryła się w przygotowanych uprzednio kryjówkach. Napastnicy po wkroczeniu do wsi, rozpoczęli przeszukania zabudowań. Wszyscy mieszkańcy, na polecenie dowodzącego pacyfikacją, byli pod eskortą, doprowadzani do znajdujących się w centrum wsi kościoła i szkoły.Przesłuchani w trakcie prowadzonego śledztwa świadkowie zeznali, że po zakończeniu tej fazy pacyfikacji, napastnicy, w tym głównie nacjonaliści ukraińscy, rozpoczęli plądrowanie opuszczonych zabudowań i grabież pozostawionego mienia w postaci inwentarza żywego, sprzętów gospodarskich, odzieży i innych znalezionych przedmiotów. Opuszczone i ograbione zabudowania zostały spalone. W związku z tym, że w podpalonych zabudowaniach, w kryjówkach, znajdowali się ukrywający się mieszkańcy, część napastników pozostała w okolicy płonących zabudowań, oczekując na ewentualna ucieczkę ukrywających się tam osób. Jak zeznali świadkowie, napastnicy oczekujący w pobliżu podpalonych zabudowań zastrzelili większość osób, które podjęły próby ucieczki. W oparciu o relacje świadków ustalono szereg zdarzeń obrazujących bezwzględność i okrucieństwo sprawców. Jak ustalono, jeden z żołnierzy dokonał zabójstwa noworodka, który urodził się w czasie przetrzymywania pokrzywdzonych w kościele. Kolejny dokonał zabójstwa małego dziecka w ten sposób, iż uderzył jego głową o ścianę budynku. Ponadto, między innymi, ujawniono, że jedna ze starszych kobiet została w toku konwojowania śmiertelnie ugodzona bagnetem.Napastnicy po opanowaniu wsi i umieszczeniu jej mieszkańców w szkole i kościele rozpoczęli przesłuchania zatrzymanych Polaków. Spośród zgromadzonych w kościele i szkole mieszkańców wywoływano poszczególne osoby, które obok kościoła były poddane przesłuchaniom na okoliczność pobytu we wsi radzieckich partyzantów, ukrywania osób narodowości żydowskiej, opieki nad rannymi partyzantami. W toku przesłuchań stosowano przemoc fizyczną polegającą na biciu po całym ciele. Dobór przesłuchiwanych osób pozwala na przyjęcie, iż sprawcy posiadali wiedzę co do dowództwa i składu oddziału samoobrony, a także miejsca ukrywania się radzieckich partyzantów. Ustalono, iż dowódca miejscowego oddziału samoobrony Kazimierz Wojciechowski, po brutalnym przesłuchaniu, został oblany przez sprawców substancją łatwopalną i podpalony, co doprowadziło do jego śmierci.W toku przesłuchania dokonano zabójstwa Władysława Bernackiego, członka oddziału samoobrony, który został ranny w trakcie potyczki w dniu 23 lutego 1944 roku. Po ujawnieniu, iż Wojciech Szmigielski w swoim domu ukrywał jednego z rannych radzieckich partyzantów, poddano go brutalnemu przesłuchaniu, a następnie oblano benzyną i podpalono, co stało się przyczyną jego śmierci. Napastnicy, w jednej z kryjówek znajdujących się na terenie wsi odnaleźli rannych partyzantów radzieckich, którzy, jak podają świadkowie, natychmiast zostali rozstrzelani.Około godziny 14.00 napastnicy rozpoczęli wyprowadzanie uwięzionych mieszkańców wsi z kościoła i szkoły. Poszczególne grupy liczyły od 20-50 osób, a to starszych, kobiet i dzieci oraz mężczyzn. Każda grupa była konwojowana przez kilkunastu żołnierzy, którzy zapewniali prowadzonych, iż wkrótce zostaną zwolnieni. W pierwszej kolejności wyprowadzono kobiety i dzieci. Jako ostatnią, grupę mężczyzn oraz młodzieży, których z kolei poinformowano, że zostaną wywiezieni do III Rzeszy jako robotnicy przymusowi. Wskazane grupy, prowadzono do drewnianych stodół i budynków gospodarczych zlokalizowanych na różnych posesjach w niewielkiej odległości od centrum wsi. Budynki te były kolejno podpalane przy pomocy przygotowanej uprzednio substancji łatwopalnej oraz przy użyciu pochodni, a uwięzionym uniemożliwiono ich opuszczenie. Zarówno w toku konwojowania jak i w czasie realizacji opisanych powyżej działań, sprawcy dokonali zabójstw szeregu osób, które podjęły próbę ucieczki lub jakiegokolwiek oporu. Tylko nieliczni zdołali wówczas zbiec.Na podstawie zeznań przesłuchanych w sprawie świadków, a także dostępnych źródeł historycznych i publikacji ustalono, iż liczba ofiar opisanych działań wyniosła od 700 do 1300 osób. Zauważyć należy, iż Huta Pieniacka liczyła wówczas 172 gospodarstwa i około 1000 mieszkańców z tym, że liczba ta nie uwzględnia znajdujących się tam wówczas mieszkańców okolicznych wsi. W toku śledztwa ustalono, że z pogromu uratowało się około 160 osób. Podjęto działania zmierzające do ustalenia, w oparciu o zeznania świadków, dokumenty źródłowe oraz opracowania historyczne faktycznej liczby ofiar, jednak nie dały one możliwości poczynienia w tym zakresie precyzyjnych ustaleń. Zebrany w niniejszej sprawie materiał dowodowy wskazuje, że w wyniku pogromu zginęło około 850 osób.Podnieść należy, iż zabudowania opuszczone przez mieszkańców Huty Pieniackiej były doszczętnie ograbione, a następnie podpalane. Działania te, jak wynika z zeznań przesłuchanych w sprawie świadków, prowadzili głównie nacjonaliści ukraińscy, towarzyszący żołnierzom SS. W wyniku powyższego zniszczeniu uległy praktycznie wszystkie zabudowania Huty Pieniackiej za wyjątkiem budynków kościoła oraz szkoły. Napastnicy opuścili Hutę Pieniacką około godziny 17, 00 zabierając ze sobą skradzione mienie. Następnego dnia, do Huty Pieniackiej przybyli jej ocaleni mieszkańcy oraz grupa osób zamieszkujących okoliczne wsie. Przybyli udzielili pomocy rannym, a także pochowali zmarłych w dwóch zbiorowych mogiłach znajdujących się obok kościoła oraz budynku nowej szkoły, w wykopie służącym uprzednio do przechowywania wapna. Powyższe ustalenia zostały oparte zeznaniach i relacjach osób, które uczestniczyły w opisanych powyżej działaniach i precyzyjnie opisały miejsce pochówku. W okresie powojennym nie przeprowadzono ekshumacji ofiar przedmiotowej zbrodni. Po zakończeniu II Wojny Światowej rozebrano ocalałe budynki, a teren zniwelowano. Teren ten do dzisiaj nie został zabudowany.Mając na uwadze powyższe stwierdzić należy, iż przedmiotowe zdarzenia zakwalifikowano jako zbrodnię nazistowską w rozumieniu przepisu artykułu 1 ustęp 1 litera a Ustawy z dnia 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej-Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. W realiach niniejszej sprawy, czyny sprawców należy ocenić jako działanie polegające na pójściu na rękę władzy państwa niemieckiego poprzez udział w dokonywaniu zabójstw osób spośród ludności cywilnej w rozumieniu artykułu 1 punkt 1 dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 roku o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego. Podnieść należy, iż wyżej wymieniony przepis został utrzymany w mocy na podstawie artykułu 5 § 1 punkt 3 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 roku - Przepisy wprowadzające Kodeks karny.Przedmiotowa zbrodnia stanowi nadto zbrodnię wojenną oraz zbrodnię przeciwko ludzkości zgodnie z przepisem art. 3 cytowanej Ustawy z dnia 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej-Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. W tym miejscu należy także wskazać na art. 6 pkt a i c Statutów Norymberskich, który zawiera definicję tego rodzaju naruszeń prawa międzynarodowego.W rozumieniu wskazanych uregulowań zbrodnie wojenne obejmują pogwałcenie praw i zwyczajów wojennych polegające między innymi na morderstwach i dręczeniu ludności cywilnej z okupowanego terytorium, rabunek własności prywatnej oraz rozmyślne i bezcelowe burzenie osad miast, osad i wsi, nie usprawiedliwione wojskową koniecznością (art. 6 pkt. b w/w Statutów). Zbrodnie przeciwko ludzkości obejmują morderstwa, eksterminację i inne nieludzkie czyny popełnione w stosunku do ludności cywilnej przed lub podczas wojny z przyczyn politycznych, rasowych lub religijnych w wykonaniu jakiejkolwiek zbrodni wchodzącej w zakres właściwości Międzynarodowego Trybunału Wojskowego powołanego w dniu 8 sierpnia 1945 roku do ścigania i karania głównych przestępców wojennych państw Osi w Europie (art. 6 pkt c Statutów). Mając na uwadze powyższe stwierdzić należy, iż zbrodnia objęta niniejszym śledztwem wyczerpuje znamiona wskazanych powyżej naruszeń prawa międzynarodowego.W toku przedmiotowego śledztwa podjęto czynności procesowe zmierzające do ustalenia pełnej listy ofiar zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej, a także ustalenia jej sprawców. W związku z powyższym, podjęto przesłuchania żyjących mieszkańców Huty Pieniackiej, członków rodzin ofiar zabójstw, mieszkańców sąsiednich miejscowości, a także innych osób posiadających wiadomości w sprawie. W toku śledztwa przesłuchano w charakterze świadków 144 osoby. Podjęto czynności zmierzające do ustalenia pełnej liczby mieszkańców Huty Pieniackiej w okresie objętym niniejszym postępowaniem i w tym celu poddano analizie materiały archiwalne, a w szczególności akta stanu cywilnego parafii Pieniaki, dotyczące zarówno liczby mieszkańców tej miejscowości w przedmiotowym okresie, odnotowanych w tych materiałach informacji dotyczących liczby osób zmarłych w dniu 28 lutego 1944 roku, a także w okresie następującym po tym dniu (zmarli w wyniku odniesionych obrażeń. Poddano analizie dostępne publikacje dotyczące zbrodni w Hucie Pieniackiej i to zarówno wydane w Polsce jaki i zagranicą. W oparciu o zeznania świadków oraz wskazane materiały kompletowana jest lista ofiar niniejszej zbrodni, która na obecnym etapie śledztwa obejmuje ponad 400 osób.Mając na uwadze czynności zmierzające do ustalenia sprawców zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej stwierdzić należy, iż zarówno w zeznaniach naocznych świadków tych wydarzeń jak i w stosownych publikacjach, a także zgromadzonych materiałach archiwalnych, uczestnicy zbrodni są opisywani jako żołnierze umundurowani w niemieckie uniformy wojskowe, w części w białych kombinezonach maskujących, porozumiewający się w języku ukraińskim, natomiast dowódcy, w języku niemieckim. Ponadto wskazuje się na osoby cywilne opisywane jako mieszkańcy sąsiednich, zamieszkałych przez Ukraińców miejscowości. Osoby te współdziałały z żołnierzami lub też działały samodzielnie. W oparciu o akta sprawy karnej Sądu Apelacyjnego w Katowicach ustalono, że w zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej uczestniczył oddział paramilitarny składający się z nacjonalistów ukraińskich, pod dowództwem Włodzimierza Czerniawski. Wymieniony został uznany za winnego popełnienia między innymi zbrodni w Hucie Pieniackiej i skazany na karę śmierci. W oparciu o ukraińskie materiały archiwalne pochodzące z zasobu NKGB USRS uzyskane w toku sprawy operacyjnej o kryptonimie „Zwiery” ustalono, iż w zbrodniczych działaniach podjętych w Hucie Pieniackiej oprócz żołnierzy 4 pułku policyjnego SS uczestniczyły oddziały UPA (prawdopodobnie sotnia dowodzona przez Dmytra Karpenkę ps. „Jastrun” skierowana z Wołynia do działań zbrojnych na terenie Galicji Wschodniej), a w tym oddział rekrutujący się prawdopodobnie spośród mieszkańców pobliskiej wsi Żarków. Ukraińcy wchodzący w skład tych oddziałów udzielali pomocy żołnierzom pacyfikującym wieś oraz uczestniczyli w zaborze mienia mieszkańców Huty Pieniackiej.Analiza uzyskanych w tym zakresie dowodów, w tym także materiałów archiwalnych dotyczących Galicyjskich Ochotniczych Pułków Policyjnych SS i 14 Dywizji SS „Galizien”, oraz postępowań karnych prowadzonych w kraju i za granicą, dotyczących członków tej formacji, pozwala na stwierdzenie, iż sprawcami zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej w dniu 28 lutego 1944 roku byli żołnierze 4 Galicyjskiego Ochotniczego Pułku Policji SS, powiązanego z 14 Dywizji SS „Galizien” w sile jednego lub dwóch batalionów, przy czym zapewne był to batalion stacjonujący w Złoczowie.Niniejsza sprawa stała się przedmiotem śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę w Hanowerze, które zostało umorzone postanowieniem dnia 1 października 2004 roku. W uzasadnieniu wskazanego orzeczenia, odnosząc się do dostępnych materiałów archiwalnych oraz relacji dotyczących przebiegu przedmiotowego zdarzenia wskazano, iż zbrodni w Hucie Pieniackiej dopuścili się żołnierze 4 pułku policyjnego 14 Dywizji SS „Galizien” wspomagani przez nacjonalistów ukraińskich zamieszkujących w sąsiednich wsiach. Jako potencjalnego dowódcę grupy pacyfikującej Hutę Pieniacka wskazano majora Eugena Pobihuszczego, lecz powyższego nie zdołano potwierdzić w oparciu o zebrane w tej sprawie dowody. Wskazano nadto na brak danych pozwalających na ustalenie składu personalnego pododdziału w/w Dywizji, który dokonał pacyfikacji.W ramach niniejszego postępowania przygotowawczego podjęto kwerendy w niemieckich zasobach archiwalnych i w wyniku powyższego uzyskano materiały w postaci akt osobowych oficerów służących w 14 Dywizji SS „Galizien” dotyczące Eugena Pobihuszczego, Mykoły Palijenko, Karla Bristota, Fritza Freitaga, Wolfa Heike, Bruno Beyersdorfa. W aktach osobowych wskazanych oficerów nie ujawniono żadnych zapisów odnoszących się do przedmiotu niniejszego śledztwa. W odniesieniu do majora SS Eugena Pobihuszczego ustalono, że w dniu 1 listopada 1943 roku podjął służbę w w/w Dywizji i sprawował w niej funkcje dowódcze. W okresie od dnia 17 kwietnia do 13 maja 1944 roku odbył z pozytywnym skutkiem szkolenie dla dowódców batalionów. Nie zdołano ustalić jakim pododdziałem dowodził w okresie poprzedzającym opisane przeszkolenie. W tym miejscu podnieść należy, w oparciu o ustalenia NKGB USRS w ramach sprawy operacyjnej „Zwiery” ujawniono, iż formacją, która dokonała pacyfikacji Huty Pieniackiej dowodził niemiecki oficer w stopniu kapitana, co może wykluczać udział Eugena Pobihuszczego w przedmiotowych zdarzeniach. Przesłuchani w sprawie świadkowie wskazali nazwiska osób, które mogły uczestniczyć w popełnieniu zbrodni w Hucie Pieniackiej (głównie nacjonalistów ukraińskich zamieszkujących w pobliskich miejscowościach) oraz osoby z tych miejscowości, które służyły w Dywizji SS „Galizien”. Podjęta w tym zakresie kwerenda nie doprowadziła na poczynienia precyzyjnych ustaleń. Zauważyć nadto należy, iż zgromadzone w toku śledztwa i pochodzące z różnych źródeł spisy żołnierzy w/w Dywizji oraz pułków mają charakter fragmentaryczny i nie dają pełnej podstawy do przypisania poszczególnych osób do określonych pododdziałów w ramach struktury pułku i Dywizji, a także ścisłego określenia okresu służby w tych jednostkach. W szczególności brak jest precyzyjnych spisów żołnierz 4 pułku policyjnego. W toku śledztwa ujawniono informacje dotyczące odznaczenia żołnierzy 4 pułku policyjnego SS w związku z działaniami bojowymi podejmowanymi przeciw radzieckiej partyzantce oraz miejscowej ludności. W ramach postępowania prowadzonego w 1947 roku przez Komisję Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych, w oparciu o zeznania żołnierza tego pułku Grzegorza Melnika ustalono, iż 19 żołnierzy tej formacji zostało odznaczonych specjalnymi niemieckimi orderami (Krzyże Żelazne) w związku z ich udziałem w akcjach pacyfikacyjnych. W związku z powyższym, zapewne w powiązaniu z faktem, iż wskazane postępowanie obejmowało między innymi zbrodnie w Hucie Pieniackiej, w opracowaniach dotyczących tego zdarzenia podnoszono, że wśród odznaczonych znajdowali się sprawcy przedmiotowej zbrodni. Mając na uwadze wskazane okoliczności uzyskano listy odznaczonych żołnierzy w/w Dywizji lecz nie dotyczą one okresu zaistnienia przedmiotowej zbrodni. Podnieść nadto należy, iż archiwum 14 Dywizji SS „Galizien” zostało utracone w toku walk w kotle Brody w lipcu 1944 roku.W toku kontynuowanego śledztwa ustalono, iż w zasobie Bundesarchiv w Berlinie znajdują się materiały dotyczące działalności sztabu ochotniczych ukraińskich pułków policji SS w Berlinie oraz szefa tej jednostki, płk Richarda Stahna.Wskazane materiały zostały poddane procesowemu tłumaczeniu. Ujawniono, iż w Archiwum Państwowe w Przemyślu dysponuje rozległymi materiałami w postaci wniosków o zapomogi socjalne żołnierzy 14 Dywizji SS „Galizien”. Uzyskano odpis wniosku oraz materiały związkowe dotyczące Pawła Baszczaka z 6 Galicyjskiego Ochotniczego Pułku Policji SS. Powyższe materiały obrazują obieg dokumentów w tej sprawie, odbywający się w ramach struktury organizacyjnej w/w Dywizji SS.Wskazane ustalenie pozwalają na uznanie, iż przedmiotowe pułki policyjne (w tym oznaczony numerem 4) faktycznie funkcjonowały w ramach struktury organizacyjnej 14 Dywizji SS. Uzyskano z zasobu Biblioteki Jagiellońskiej odpisy „Biuletynów Ziemi Czerwińskiej” o numerach 10, 12, 13, 22 za okres od marca do czerwca 1944 roku. W numerze numer 12 z dnia 26 marca 1944 roku znajdują się informacje pochodzące od „…osób przybyłych z terenów objętych ofensywą sowiecką w Tarnopolskim…” wskazujące, iż w toku walk pod Brodami i Podkamieniem, wojska sowieckie pojmały kilkuset żołnierzy Dywizji SS „Galizien”. Jeńców osadzono w zamku w Zbarażu. Władze sowieckie przeprowadziły wówczas „krótkie dochodzenie”, w ramach którego udowodniono w/w udział w zbrodni dokonanej kilka tygodni wcześniej, polegającej na zabójstwach Polaków w Hucie Pieniackiej. Schwytani żołnierze zostali rozstrzelani na zamku w Zbarażu. Pomimo podjętej w tym zakresie kwerendy, wskazanych informacji nie zdołano potwierdzić. Ponadto w zasobie Fundacji Centrum Dokumentacji Czyny Niepodległościowego w Krakowie ujawniono materiały dotyczące przedmiotu niniejszego postępowania. Przedmiotowe materiały zawierają relacje różnych osób, dotyczące przebiegu zbrodni w Hucie Pieniackiej, a nadto dokumentację Polskiego Państwa Podziemnego w postaci meldunków tygodniowych Wydziału Informacji i Prasy Delegatury Rządu we Lwowie oraz sprawozdań Rady Głównej Opiekuńczej we Lwowie. Uzyskano nadto fragment opracowania autorstwa Witalija Masłowskiego „Z kim i przeciw komu walczyli ukraińscy nacjonaliści w trakcie II Wojny Światowej” odnoszący się do powstania i działalności ukraińskich ochotniczych pułków policji SS.Podnieść należy, iż w toku niniejszego śledztwa w drodze międzynarodowej pomocy prawnej zwracano się do strony ukraińskiej o uzyskanie materiałów archiwalnych dotyczących zbrodni w Hucie Pieniackiej. W odpowiedzi na powyższe uzyskano informację, że w tamtejszych zasobach archiwalnych brak jest materiałów dotyczących przedmiotowej zbrodni. Podobne zapytania skierowano także do Prokuratur Generalnych, Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, Federacji i Republiki Białorusi. Powyższe nie doprowadziło do ujawnienia nowych źródeł dowodowych . Dokumenty, źródła, cytaty: http://ipn.gov.pl/ftp/pamiec_ebooki/www.zbrodniawolynska.pl/sledztwa/sledztwa-huta-pieniacka.html  
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

ROSYJSKA AGENTURA W POLSCE

$
0
0
Ilustracja: 
AGENTURA
 ROSYJSKA AGENTURA W POLSCEW systemie sowieckim agenturalność jest dziedziczna, a w postkomunizmie zapewnia karierę. Czy ktokolwiek z polskiego rządu miał informacje o planach podpisania polsko-rosyjskiego memorandum dotyczącego budowy drugiej nitki gazociągu Jamalskiego? Jak to możliwe, iż kluczowe dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego porozumienia zostały zawarte bez wiedzy polskiego rządu? O czym to świadczy?  Czy znajdujemy się w pełnym władaniu sowieckich służb ? Czy istnieją polskie niezależne służby bezpieczeństwa wewnętrznego?Powszechnie znane graniczące z ludobójstwem sowieckie próby aneksji sąsiadów, „wykrywany” czeczeński, czy gruziński „terroryzm”, „nielegalni” szpiedzy „razwiedki”, sowieccy, czy rosyjscy, wcielający się w tożsamość obywateli krajów zachodnich, zresztą traktowani przez administracje Zachodu, jako zbiór sensacyjnych wymysłów. Są dokonywane przez służby rosyjskie mordy „niewygodnych”  dziennikarzy, polityków, czy też byłych członków KGB. Czy również w Polsce, poprzez „samobójstwa”? Co uczyniły polskie (?) służby przed 10 kwietnia 2010 roku dla zapobieżenia i tuż po tej dacie dla ustalenia przyczyn „katastrofy” smoleńskiej?Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie trafiło zawiadomienie posłów Prawa i Sprawiedliwości dotyczące nieprawidłowości w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego (SKW). Pod koniec maja 2013 roku zawiadomienie dotyczące m.in. ukrywania przez szefa SKW  gen. Janusza Noska współpracy z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB) skierowali do prokuratora generalnego posłowie PIS Antoni Macierewicz i Marek Opioła. 13 czerwca ich wniosek został przekazany przez Prokuraturę Generalną do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Tam zapadła decyzja, że ostatecznie jego rozpatrzeniem zajmie się Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. „Uznaliśmy, że to zadanie dla prokuratury wojskowej, a nie powszechnej. Zawiadomienie zostanie jej przekazane w najbliższych dniach – powiedział „Dziennikowi Polskiemu” 19 czerwca 2013 r.prok. Zbigniew Jaskulski z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie”.We wniosku stwierdzono m.in. że SKW bez wiedzy rządu zacieśnia współpracę z Rosjanami, co skutkowało m.in. niezapewnieniem osłony kontrwywiadowczej remontowi TU-154M w Rosji, czy brakiem działań weryfikujących autentyczność  przekazanych SKW przez współpracowników rosyjskich służb materiałów dotyczących katastrofy smoleńskiej. Posłowie zwracają również uwagę m.in. na możliwość dostępu  FSB  do tajemnic państwowych (zaakceptowanie przez kontrwywiad rosyjskich satelitów do przesyłania danych w Afganistanie, budowa niejawnego kanału łączności z rosyjskim służbami i t.p.).„Jacek Przybylski „Szpiegowski spektakl Kremla” „Do Rzeczy” (27 maja 2013 r. ):Władze Rosji pierwszy raz od dekady wydaliły z kraju amerykańskiego dyplomatę, publicznie oskarżając go o szpiegostwo. Kilka dni temu rosyjski generał chwalił się też ujęciem agentów z Polski i Wielkiej Brytanii.Wyrzucenie z kraju szpiegów obcego wywiadu to rutynowa działalność służb. Najczęściej wrogi agent najpierw długo śledzony jest przez „cienie” z kontrwywiadu, a następnie w dogodnym dla władz momencie oficjalnie zatrzymywany i wzywany do opuszczenia kraju. Nakryty szpieg pakuje wówczas manatki i znika, a media o całej sprawie nie maja bladego pojęcia. Jednak gdy w połowie maja amerykański dyplomata niskiej rangi próbował zwerbować człowieka rosyjskich służb, Kreml rozpoczął głośny medialny spektakl. Władze ujawniły mediom zarówno wiadomość o schwytaniu agenta jak i jego tożsamość. Według funkcjonariuszy FSB (następców KGB) to Ryan Christopher Fogle, trzeci sekretarz w sekcji politycznej ambasady USA w Moskwie.  Dziennikarze otrzymali też film z zatrzymania (wyglądający jak amatorski zwiastun szpiegowskiego filmu), a także wiele zdjęć domniemanego szpiega ( np. gdy w blond peruce obezwładniony leży na ulicy). Rosjanie pokazali też światu fotografie podmiotów , które rzekomy agent CIA miał ponoć przy sobie, gdy wpadł w pułapkę kontrwywiadu. Te ostatnie bardzo rozczarowały jednak wszystkich, chcących podejrzeć ultranowoczesne zabawki agentów największego mocarstwa świata w XXI w.BOND W WERSJI RETROWśród sfotografowanych gadżetów agenta Fogle’a znalazły się m.in. dwie peruki, zestaw do makijażu, papierowa mapa Moskwy, latarka, kompas, notatnik, bardzo stary telefon komórkowy, kilka par okularów przeciwsłonecznych, dwa noże, zapalniczka, baterie, dokumenty oraz plik banknotów o łącznej wartości 130 tysięcy dolarów amerykańskich.  „To zaliczka od kogoś, kto jest pod ogromnym wrażeniem twojego profesjonalizmu i kto bardzo ceniłby współpracę z tobą w przyszłości. Twoje bezpieczeństwo jest dla nas ważne. Właśnie dlatego wybraliśmy tę formę skontaktowania się z tobą” – czytamy w liście, który według FSB znaleziono przy rzekomym szpiegu. List do potencjalnego informatora zawiera też konkretną ofertę: 100 tys. dolarów za rozmowę ( więcej, jeśli informator zgodzi się odpowiedzieć na konkretne pytania). „Dodatkowo możemy zaoferować do miliona dolarów rocznie za długoterminową współpracę plus extra premie, jeśli otrzymalibyśmy jakieś przydatne informacje” – czytamy. List zawiera także szczegółową instrukcję dla potencjonalnego pracownika, gdzie i jak stworzyć anonimowe konto na Gmail. Com, które służyłoby do przyszłych kontaktów, wraz z ostrzeżeniem, aby przy rejestracji nowej skrzynki pocztowej nie podawać prawdziwych danych ( np. numeru telefonu komórkowego czy innych adresów poczty elektronicznej)., a także by do rejestracji konta użyć najlepiej zupełnie nowego urządzenia (np. netbooka, czy tabletu) kupionego oczywiście za gotówkę. „Kiedy zarejestrujesz już nowe konto, prześlij wiadomość na adres: unbacggdA@gmail.com  . Dokładnie tydzień  później sprawdź skrzynkę, aby, aby odebrać naszą odpowiedź”. Instrukcja konmczy się słowami: „Czekamy z niecierpliwością na współpracę z tobą w najbliższej przyszłości. Twoi przyjaciele”.Po krótkim zatrzymaniu w siedzibie FSB rzekomy szpieg został odwieziony do ambasady USA. Władze w Moskwie uznały go za persona non grata i zakazały opuszczenia Rosji. Amerykański ambasador został zaś wezwany na dywanik do moskiewskiego MSZ. Amerykanie nie skomentowali oficjalnie rewelacji rosyjskich służb. Rzecznik Departamentu Stanu Patrick Ventrell potwierdził jedynie, że pracownik ambasady USA został na krótko zatrzymany i wypuszczony. Taki komunikat nie dziwi. Analitycy nie mogą jednak zrozumieć, po co Amerykanie dysponujący technologią, która pozwala likwidować wrogów za pomocą dronów na odludnych terenach Pakistanu, mieliby wysyłać na moskiewską misję agenta z kompasem w ręku i peruką na głowie. ZAWSTYDZIĆ CIA- Prezydent Putin może wykorzystać skandal szpiegowski do celów politycznych. Dzięki niemu może przekonywać, że bezpieczeństwo Rosji nadal zagrożone jest przez agentów z USA i z innych zachodnich krajów, ale rząd działa skutecznie i wszelkich wrogów wykrywa – mówi „Do Rzeczy” Piotr Kościński, analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.Władimir Putin już wcześniej oskarżał USA o wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Rosji. Władze na Kremlu wielokrotnie przedstawiały tez członków opozycji jako marionetki w rękach USA, a kilka miesięcy temu zaostrzyły działania wobec organizacji pozarządowych otrzymujących pomoc z zagranicy. Według „Izwiestii” rosyjscy prokuratorzy uznali nawet ostatnio Centrum Lewady – niezależną pracownię badania opinii publicznej – za „zagranicznego agenta”.  Fiodor Łukianow redaktor naczelny pisma „Rosja w Polityce Globalnej” wątpi jednak, jakoby za nowym skandalem szpiegowskim stał ukryty cel ogrania czegoś przez Kreml na krajowej scenie politycznej. - Nie sądzę, by Putin potrzebował dodatkowego argumentu do przekonania opinii publicznej w Rosji o zagrożeniu ze strony Ameryki. Po prostu  w styczniu nasze służby złapały i wyrzuciły z Rosji amerykańskiego szpiega bez żadnego szumu w mediach. Ponieważ Amerykanie szybko znów spróbowali zwerbować rosyjskiego informatora, członkowie kontrwywiadu naprawdę się wściekli i nagłośnili sprawę, aby wzmocnić presje na Stany Zjednoczone – tłumaczy „Do Rzeczy” Łukianow, dodając, że władze skorzystały z okazji, by nieco sarkastycznie ukazać Rosjanom przestarzałe amerykańskie technologie szpiegowskie.Zdaniem analityka waszyngtońskiej Heritage Foundation niezadowolenie  z aktywności wywiadu USA na terenie Rosji władze w Moskwie wykorzystały sprawę Fogle’a  do zawstydzenia CIA. – Przypuszczam, że po wyrzuceniu pierwszego domniemanego agenta nadal próbowaliśmy rekrutować oficerów rosyjskiego wywiadu. Pełna teatralnych gestów relacja z zatrzymana była więc formą powiedzenia „już wystarczy”- tłumaczył Brookes. Coś może być na rzeczy. Jeden z członków rosyjskich służb żalił się bowiem ostatnio  dziennikarzom „Russia Today” na „bezczelne” zachowanie agentów CIA, którzy przekroczyli wszelkie granice przyzwoitości w szpiegowskim fachu. Oficer FSB zdradził też dziennikarzom, że Fogle był śledzony od początku pobytu w Moskwie, czyli od 2011 roku. Gdyby jednak ludzie z FSB naprawdę uważali 29-latka z USA za poważne zagrożenie, to nie aresztowaliby go tak szybko, tylko pozwoliliby  mu uwierzyć, iż naprawdę zwerbował podwójnego agenta, przez lata inkasowaliby sowite amerykańskie honoraria i skrupulatnie korzystaliby z informacji o tym, o co pyta CIA. A kogo chciała pytać? Według Rosjan Fogle próbował skusić do współpracy oficera FSB , specjalizującego się w sprawach Kaukazu Północnego – regionu, którym, zwłaszcza po przeprowadzonych przez dwóch Czeczenów zamachach w Bostonie, USA szczególnie się interesują.  Początkowo nie mogliśmy uwierzyć, że takie zachowanie w ogóle może mieć miejsce, ponieważ, jak dobrze wiecie, ostatnio FSB  bardzo aktywnie pomagało w śledztwie dotyczącym zamachów bombowych w Bostonie – tymi słowami  strofował po rosyjsku amerykańskich przełożonych Fogle’a , którzy zostali wezwani do złapanego kolegi. Czy macie jakieś pytania dotyczące tego, co wam pokazaliśmy? – pyta nauczycielskim tonem Rosjanin, kończąc kilkuminutową karcącą mowę, a zmieszani Amerykanie nerwowo zerkając na siebie, tylko kręcą głowami. Taki obrazek  musiał w Rosji spodobać się wielu przeciwnikom imperialistycznego reżimu i przysporzyć  zwolenników Putinowi, którego ludzie utarli nosa Amerykanom.Analitycy ds. bezpieczeństwa, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają jednak, że skandal nie jest niczym specjalnym. Mimo zakończenia zimnej wojny agenci z Rosji i USA wciąż aktywnie prowadzą operacje przeciwko sobie. Amerykanie szacują, że Moskwa ma obecnie w Waszyngtonie tylu szpiegów, ilu za czasów zimnej wojny. – Wielkie mocarstwa od dawna wzajemnie się szpiegowały, szpiegują i szpiegować będą. Wątpię więc, by skandal związany ze złapaniem i deportowaniem pana Fogle’a wpłynął w poważniejszy sposób na wzajemne stosunki między Moskwą a Waszyngtonem – przekonuje Fiodor Łukianow. Jego opinię zdaje się potwierdzać przebieg niedawnego spotkania szefów dyplomacji USA i Rosji. Ani John Kerry, ani Sergiej Ławrow nie podnieśli wówczas tematu wydalonego szpiega. Ławrow powiedział zaś reporterom, że wracanie do tej sprawy nie ma sensu, bo wszystkie informacje zostały już upublicznione.AGENCI, KTÓRYCH NIE BYŁODużo dziwniej wygląda sprawa rzekomego zatrzymania polskiego i brytyjskiego szpiega w prorosyjskiej , samozwańczej Naddniestrzańskiej Republice Mołdawskiej. Złapaniem agentów , którzy mieli działać pod płaszczykiem misji OBWE, pochwalił się w zeszłym tygodniu w Dumie gen. Walerij Jewniewicz, doradca rosyjskiego ministra obrony, dodając, że zatrzymani są znani Rosjanom, bo  „w 2008 roku zbierali informacje wojskowe w Osetii Południowej”. Rzecznicy OBWE i polskiego MZS zaprzeczyli jednak tym informacjom.To bardzo zagadkowa historia. Nie wiadomo, czy rzeczywiście kogoś zatrzymano, a jeśli tak to kogo. Trudno mi sobie jednak wyobrazić szpiegów z Polski i Wielkiej Brytanii oglądających w Naddniestrzu składy wojskowe, które można wygodnie i dokładnie obejrzeć z dowolnego satelity. Zresztą co Polsce, a zwłaszcza Wielkiej Brytanii do Naddniestrza? – zauważa Kościński. – Cała sprawa brzmi więc absurdalnie. To nagłe poszukiwanie szpiegów może zaś potwierdzać tezę, że ostatnie afery szpiegowskie służą do wewnętrznej rozgrywki politycznej w Rosji – dodaje analityk PISM.SŁAWNI SZPIEDZY OSTATNICH LAT ANNA CHAPMANBond w spódnicy. Seksowna Rosjanka, która wraz z dziewięciorgiem innych „uśpionych agentów” w 2010 roku trafiła za kratki za szpiegostwo na rzecz Rosji. W ramach wymiany więźniów świetnie wyszkolona agentka szybko wróciła jednak do Moskwy, gdzie spotkała się z samym Putinem. Światową sławę jakiej przyniosło jej wykonywanie drugiego najstarszego zawodu świata wykorzystał m.in. do zawarcia kontraktu na rodzinną sesję dla magazynu „Maxim”.ROBERT HANSSENByły agent FBI, który jako „Roman Garcia” współpracował z radzieckim wywiadem zagranicznym, a po zmianie ustroju ze Służbą Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej. Aresztowany w 2011 roku. Nie został skazany na śmierć tylko dlatego, że opowiedział szczegółowo jakie informacje zdradzał Rosjanom. Odsiaduję karę dożywotniego więzienia, spędzając w izolatce 23 godziny na dobę.Są i dzieje ostatnich polskich „leśnych” w latach 40. i 50., Józefa Franczaka „Lalka”, zastrzelonego przez bezpiekę dopiero w 1963 roku oraz Zdzisława Brońskiego „Uskoka”. Jest historia współpracy zachodnioniemieckich socjaldemokratów z Sowietami, którzy kupowali deputowanych do Bundestagu jak najbardziej dosłownie, co znajduje potwierdzenie w dokumentach. A poza tym ciągłe wypady komunistów ze wschodu na terytorium II Rzeczpospolitej już po podpisaniu pokoju ryskiego kończącego wojnę polsko-bolszewicką;  zdrada zachodnich aliantów wobec tych, którym obiecali bezpieczeństwo: jeńców rosyjskich, ukraińskich, także „białych”, wydanych siłą Stalinowi. To historia. W jakim stopniu obce służby zinfiltrowały polski aparat państwowy i wojskowy? To pytanie szybko padło w ramach rozliczeń i poszukiwań winnych  klęski wrześniowej w 1939 roku, a później i przegranej całej wojny. O ile udało się niemal w całości odtworzyć siatki niemieckie (i tak zresztą w znacznej mierze ujawnione), o tyle kierunek wschodni - z oczywistych powodów - pozostał „terra incognito”. Świetnie uplasowane i zakamuflowane pokolenia postsowieckiej agentury działają w Polsce także obecnie.„Prezydent Putin może wykorzystać skandal szpiegowski do celów politycznych. Dzięki niej może przekonywać, że bezpieczeństwo Rosji nadal zagrożone jest przez agentów z USA i z innych zachodnich krajów, ale rząd działa skutecznie i wszelkich wrogów wykrywa” – powiedział 27 maja 2013 r. tygodnikowi „Do Rzeczy” Piotr Kościński   publicysta „Rzeczpospolitej”.Polska, zapora w drodze na Zachód, stanowiła od momentu swego odrodzenia w 1918 roku obszar ekspansji sowieckich agencji szpiegowskich, zarówno podległych Kominternowi, NKWD, jak i sztabowi Armii Czerwonej. Truizmem będzie twierdzenie, że od lat 20. XX wieku tworzyły one najskuteczniejszy i najsprawniejszy wywiad świata. Jego atutami były relatywnie wysokie środki finansowe, najbardziej brutalne, pozbawione jakichkolwiek hamulców metody działania oraz nieograniczone możliwości selekcji i zaciągu wśród zwolenników i sympatyków ruchu komunistycznego. Dodatkowym ułatwieniem dla Sowietów była obecność na obszarze II RP stosunkowo licznej kolonii rosyjskiej, z oczywistych względów szczególnie podatnej na werbunek. Do współpracy z Sowietami skłonni byli także liczni przedstawiciele żydowskiej mniejszości narodowej, nie tylko członkowie KPP, traktujący polską państwowość obojętnie lub wręcz wrogo, pospołu z mordercami z OUN – UPA, Banderą, czy Szuszkiewiczem, których potomkowie spacerują dzisiaj „swobodnie” (faszystowska ukraińska partia „Swoboda”)  po Lwowie z publicznymi okrzykami: „Smert Lachom”, „Lachy za San”. Agenci, oficjalnie zarządzający Polską, solidaryzują się z antypolskimi atakami niektórych naukowców z Polskiej Akademii Nauk, czy też z UJ, na ujawnianą, zakazaną przez agenturę historyczną prawdę – sól tej ziemi, Polskę, Polaków i polskość. Wy jesteście solą ziemi. Wy jesteście światłem dla całego świata.Tak też światło wasze niech jaśnieje na oczach wszystkich ludzi po to, żeby widzieli wasze dobre uczynki i wielbili za nie Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5,13-16). „[…]Bo nie jest światło, by pod korcem stało,Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,Bo piękno na to jest, by zachwycałoDo pracy — praca, by się zmartwychwstało[…]”.Cyprian Kamil Norwid ( 1821-1883 ), PromethidionPolska, uznawana początkowo (nie tylko w Berlinie, ale i w Moskwie) za państwo sezonowe, stanowiła nie tylko obiekt infiltracji wywiadowczej, ale także teren akcji dywersyjnych i terrorystycznych, podejmowanych na wielką skalę z pomocą agenturalnej Komunistycznej Partii Polski. Nie mniejszym zagrożeniem stała się koronkowa operacja dezinformacyjna "Trust", mająca doprowadzić do opanowania rosyjskich organizacji emigracyjnych i zyskania przez nie wpływu na tajne służby głównych państw europejskich. W jakim stopniu obce służby zinfiltrowały polski aparat państwowy i wojskowy? To pytanie szybko padło w ramach rozliczeń i poszukiwań winnych tzw. klęski wrześniowej w 1939 r., a później i przegranej całej wojny. O ile udało się niemal w całości odtworzyć siatki niemieckie (i tak zresztą w znacznej mierze ujawnione), o tyle kierunek wschodni - z oczywistych powodów - pozostał terra incognita. Dzieje się tak dlatego, że wobec niedostępności najważniejszych postsowieckich archiwów jesteśmy zdani w pierwszej kolejności na obszerną i na ogół rzetelną twórczość rosyjskich autorów. Co prawda, polskie wątki w ich pracach są zwykle przedstawiane marginalnie, ale zsumowane przynoszą wręcz zatrważający, choć na razie zaledwie naszkicowany obraz agentury, głęboko zakorzenionej w administracji państwowej i armii II RP, a potem i w polskich władzach na uchodźstwie. Polska, zapora w drodze na Zachód, stanowiła od momentu swego odrodzenia obszar ekspansji sowieckich agencji szpiegowskich, zarówno podległych Kominternowi, NKWD, jak i sztabowi Armii Czerwonej. Truizmem będzie twierdzenie, że od lat 20. XX wieku tworzyły one najskuteczniejszy i najsprawniejszy wywiad świata. Jego atutami były relatywnie wysokie środki finansowe, najbardziej brutalne, pozbawione jakichkolwiek hamulców metody działania oraz nieograniczone możliwości selekcji i zaciągu wśród zwolenników i sympatyków ruchu komunistycznego. Dodatkowym ułatwieniem dla Sowietów była obecność na obszarze II RP stosunkowo licznej kolonii rosyjskiej, z oczywistych względów szczególnie podatnej na werbunek. Do współpracy z Sowietami skłonni byli także liczni przedstawiciele mniejszości narodowych, traktujący polską państwowość obojętnie lub wręcz wrogo.Polska, uznawana początkowo (nie tylko w Berlinie, ale i w Moskwie) za państwo sezonowe, stanowiła nie tylko obiekt infiltracji wywiadowczej, ale także teren akcji dywersyjnych i terrorystycznych, podejmowanych na wielką skalę z pomocą nielegalnej agenturalnej Komunistycznej Partii Polski, pragnącej wcielenia Polski do ZSRS.  Nie mniejszym zagrożeniem stała się koronkowa operacja dezinformacyjna "Trust", mająca doprowadzić do opanowania rosyjskich organizacji emigracyjnych i zyskania przez nie wpływu na tajne służby głównych państw europejskich.Po maju 1926 roku sygnały uzyskane kanałami wywiadowczymi przekonały Stalina o stabilizacji wewnętrznej w Polsce, a radykalne posunięcia marszałka Piłsudskiego - które zneutralizowały na polskim gruncie działania "Trustu" - zmusiły sowiecki wywiad do zmiany metod działania. W efekcie zaczęto budować w II RP długofalową agenturę, której centra stanowiło kilka dobrze zakonspirowanych ośrodków w Wolnym Mieście Gdańsku, Krakowie i Warszawie. Gdy po dojściu Hitlera do władzy stosunki z Berlinem zaczęły się komplikować, a sowieckie kierownictwo zaniepokoiło się możliwością zbliżenia Rzeszy i Rzeczypospolitej, utworzono niezwykle sprawną siatkę wywiadowczą w niemieckiej ambasadzie w Warszawie. Dawała ona najlepszy wgląd w inicjatywy obu potencjalnych partnerów. Jakie rozeznanie w tych działaniach miały władze polskie i jak próbowały się im przeciwstawiać? Zgodnie z abecadłem kontrwywiadu, szpiegów starano się przede wszystkim rozpoznawać, a dopiero później - i to nie wszystkich - unieszkodliwiać. O działalność na rzecz sowieckiego wywiadu podejrzewano na przykład Eugenię Arciszewską, żonę ambasadora w Bukareszcie, tzw. białą Rosjankę. Spowodowało to nagły zwrot w karierze jej męża: odwołany z placówki w maju 1938 roku, po złożeniu obietnicy rozwodu lub separacji (jak się miało później okazać gołosłownej), otrzymał nominację na nieformalnego podsekretarza stanu w MSZ, gdzie mógł byś poddany wnikliwszej kontroli. Innymi agentami w MSZ byli wyższy urzędnik Departamentu Administracyjnego Stanisław Próchnicki (zdemaskowany, w 1933 r. popełnił samobójstwo) i osławiony później dziennikarz i publicysta Stefan Litauer, podówczas zatrudniony w Wydziale Prasowym.  Sowiecki wywiad  starał się o pozyskanie radcy Ambasady RP w Moskwie, a następnie kierownika Referatu Sowieckiego w Wydziale Wschodnim - Stanisława Zabiełły. Niedawno dzięki studiom rosyjskich historyków Aleksandra Papczinskiego i Michaiła Tumszysa wypłynęło nazwisko jeszcze jednego agenta z tego kręgu. Miałby nim byś ppłk dypl. Tadeusz Kobylański, polski attache wojskowy w Moskwie, a następnie radca ambasady w Bukareszcie, od 1935 roku naczelnik Wydziału Wschodniego i wicedyrektor Departamentu Politycznego. Zwabiono go - jak twierdzą obaj autorzy - wielkimi pieniędzmi i możliwością realizacji homoseksualnych skłonności.Sowiecki wywiad miał ponoś swego człowieka i w drugim newralgicznym organie państwa - w MSW. O kontakty z Sowietami podejrzewano długoletniego szefa policji politycznej, a następnie wiceministra spraw wewnętrznych Henryka Kaweckiego, odpowiedzialnego przez wiele lat m.in. za zwalczanie komunizmu i Komunistycznej Partii Polski jako sowieckiej agentury.W latach II wojny światowej Sowieci dysponowali - oprócz dobrze zorganizowanej i silnej agentury pod okupacją, jaką były PPR, GL/AL - także mocną siatką w polskim Londynie. Szanse na zatrudnienie na wysokich stanowiskach w gabinecie Sikorskiego mieli wszyscy "pokrzywdzeni przez sanację", więc zgodnie z tym na przykład kluczowe stanowisko dyrektora Departamentu Politycznego MSZ dostał Arciszewski, a korespondentem Polskiej Agencji Telegraficznej mianowano... Litauera. Stanowili oni jednak co najwyżej wierzchołek góry lodowej. Od pewnego czasu wiadomo, że informatorami sowieckiego wywiadu byli dwaj ministrowie rządu RP - "Gienrich" i "Sadownik". Z braku dalszych danych można tylko spekulować, kto krył się za tymi pseudonimami - Henryk Strasburger, Jan Stańczyk, Stanisław Kot czy może jeszcze ktoś inny? Czytając opublikowane ostatnio stenogramy posiedzeń rządu RP na uchodźstwie, nie można mieś natomiast wątpliwości, że zakres pozyskanej z ich pomocą przez Moskwę wiedzy był olbrzymi i umożliwiał paraliżowanie wszelkich polskich inicjatyw politycznych.Znacznie gorzej szło NKWD i GRU rozpoznanie struktur Komendy Głównej AK. Informacje głównie kanałami PPR i GL/AL, były fragmentaryczne. Potwierdziło się to i w czasie powstania warszawskiego, gdy sowieckie dowództwo (a nawet sam Stalin) długo nie miało rozeznania, co naprawdę dzieje się w mieście. Inaczej było na terenach "wyzwolonych", bowiem meldunki lokalnej agentury, opartej na jaczejkach PPR i zrzucanych przed nadejściem frontu specjalnych grupach wywiadowczych, których jednym z naczelnych zadań było rozpoznanie polityczne terenu, pozwalały na skuteczne i szybkie zdekonspirowanie i wyniszczenie struktur podziemnego państwa.Kadry owych grup rekrutowały się spośród 150 polskich oficerów, którzy - jak Berling i kilku jego totumfackich - w ankiecie przeprowadzanej w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku wypowiedzieli się za przejściem na sowiecką służbę. Byli jednak i inni - generałowie Władysław Anders, Michał Karaszewicz-Tokarzewski, Mieczysław Boruta-Spiechowicz - którzy odsiedzieli swoje na Łubiance. Czy naprawdę żaden z nich w obliczu pewnej - wydawałoby się - śmierci nie zdecydował się podpisać dokumentów o współpracy z NKWD? Dekryptaż operacji "Venona" ujawnił niedawno sowiecką siatkę działającą w środowisku Polonii amerykańskiej, w tym Stefana Arskiego, Bronisława Geberta i Oskara Langego. Dopiero w tym kontekście przestaje dziwiś niezrozumiałe w innych okolicznościach znaczenie, jakie Langemu, traktowanemu jako jeden z najpoważniejszych kandydatów do objęcia kluczowych stanowisk w Polsce, nadawał sam Stalin. Sowieci, którzy uważali pomyślne rozstrzygnięcie kwestii polskiej za jeden z priorytetów swej polityki, asekurowali się dodatkowo, umieszczając informatorów i agentów w newralgicznych punktach wojennej machiny alianckiej, zwłaszcza brytyjskiej. Tacy ludzie jak osławiony Kim Philby mogli w istotny sposób wpływać (i wpływali) na losy Polski, zarówno przekazując do Moskwy informacje o zamierzeniach Brytyjczyków w tej kwestii, jak też dezinformując ich i jednocześnie inspirując.Sowieckie służby działały na jeszcze szerszym froncie także w PRL. Mimo niemal pełnej kontroli całego państwa, zwłaszcza do roku 1956, tworzono mniej czy bardziej zakonspirowane siatki pełniące funkcje nadzorcze, a zarazem dublujące agenturę jawną i półjawną. Pouczająca jest tu lektura rozmów Teresy Torańskiej, zwłaszcza wywiadu z Edwardem Ochabem, który nawet po latach różnicuje swych współtowarzyszy w politbiurze i KC na "naszych" i "ich". Podobne uwagi można znaleźć w odniesieniu do późniejszego okresu w dziennikach Mieczysława Rakowskiego. Matecznik  tajnych służb W 1989 r. wróciliśmy do punktu wyjścia. Znowu Rzeczpospolita, tylko tym razem trzecia, stała się matecznikiem i bazą wypadową rosyjskich tajnych służb. Dziwna kariera Mieczysława Wachowskiego, sprawa Olina, dalsze powiązania jej bohatera Ałganowa, afery paliwowe z interesami Kremla w tle, polityczne meandry Włodzimierza Cimoszewicza - wszystko to skłania do wniosku, że kolejne, świetnie uplasowane i zakamuflowane pokolenia postsowieckiej agentury działają w Polsce i kto wie, czy nie odgrywają nadal w jej życiu pierwszoplanowej roli.Tym pilniejsze jest podjęcie badań nad prehistorią i historią sowieckiej agentury w naszym kraju. Wpływ sowieckich tajnych służb na kształtowanie polskiej polityki był bowiem fundamentalny. Liberalny w istocie stosunek do KPP, którą w pewnych formach wręcz tolerowano, mógł byś skutkiem dyrektyw Kaweckiego, od którego zależał sposób jej traktowania. Tragiczny błąd ministra Becka - zlekceważenie możliwości sojuszu Stalina z Hitlerem - co trudno wytłumaczyć nawet jego najzagorzalszym orędownikom, był zapewne skutkiem intoksykacji prowadzonej systematycznie przez Kobylańskiego. Zważywszy, że politykę wschodnią współkształtowali wówczas oprócz niego ambasador w Moskwie Wacław Grzybowski oraz wspomniani już Zabiełło i Arciszewski, Sowieci znaleźli się w komfortowej sytuacji, kontrolując byś może nawet trzech z czterech członków tego zespołu. Notoryczna niemoc Sikorskiego, a zwłaszcza Mikołajczyka wobec ZSRR miała niewątpliwie źródło nie tylko w działalności Kima Phliby`ego i spółki, ale i ich polskich "towarzyszy broni" - "Gienricha", "Sadownika" i innych. Wiedząc wszystko, nawet o planach naczelnych władz RP, Moskwa potrafiła jednocześnie znakomicie grać przed Zachodem marionetkami w rodzaju Berlinga czy Langego, nadając im pozór "polskich patriotów".Pamiętajmy, choć to maksyma mocno już wytarta - historia magistra vitae est! Marszałek Piłsudski przestrzegał w 1927 r., że ludzie, którzy zhańbili się szpiegostwem w stosunku do Polski i Polaków, ubierają się także w szaty Katonów, a przynajmniej Cyceronów walczących z Katylinami.TEKST UKAZAŁ SIĘ W „WARSZAWSKIEJ GAZECIE” 26 CZERWCA 2013 r.Dokumenty, źródła, cytaty- Piotr Subik „Stosunki z Rosjanami sprawdzą mundurowi„ „Dziennik Polski” 20 czerwca 2013 r.- Jacek Przybylski – „Szpiegowski spektakl Kremla” „Do Rzeczy”  27 maja 2013 r.http://www.wprost.pl/ar/84100/Polscy-agenci-Kremla/http://pl.wikipedia.org/wiki/Robert_Hanssenhttp://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Chapman                     
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.5(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

ZDRAJCY GOTOWI PODPALIĆ POLSKĘ- .JAKIE PRAWO TAKI KRAJ - OD ADAMA MICHNIKA, ANDRZEJA ZOLLA ,DO AGNIESZKI HOLLANDD.

$
0
0
Ilustracja: 
zdrajcy
OD ADAMA MICHNIKA, ANDRZEJA ZOLLA ,DO AGNIESZKI HOLLANDD.ZDRAJCY GOTOWI PODPALIĆ POLSKĘ.JAKIE PRAWO TAKI KRAJANNA PAMUŁA "GAZETA WYBORCZA": POMÓC IMIGRANTOM NAWET KOSZTEM BEZPIECZEŃSTWA POLAKÓW.POCHODZENIE MA ZNACZENIE, A ANDRZEJ DUDA - RACJĘ.– Wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie, zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i rozmaite inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, artystów czy biznesmanów, pies z kulawą nogą by o nich nie słyszał – pisze w najnowszym numerze tygodnika "Warszawska Gazeta" Aldona Zaorska.– Ci, którzy są potomkami zdrajców, nigdy nie będą chcieli tego przyznać. Będą walczyli z prawdą historyczną. Miejmy świadomość tego, że dzieci i wnuki zdrajców Rzeczypospolitej, którzy tutaj walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk. W różnych miejscach – w mediach, w biznesie. Oni nigdy nie będą chcieli się zgodzić, by prawda o wyczynach ich ojców, dziadków i pradziadków zdominowała polską narrację historyczną. Będą zawsze przeciwko temu walczyli – powiedział prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla TVP Historia.I oczywiście rozpętał medialną burzę. Lewactwo prawda ta ubodła do żywego.Tymczasem niezależnie od wycia dobiegającego z Wiertniczej czy Czerskiej, prezydent ma rację i nie trzeba być znawcą historii najnowszej, by to dostrzec. Właściwie, gdzie się nie obrócić – pełno potomków zdrajców Rzeczypospolitej: w nauce (zwłaszcza w naukach humanistycznych, bo do kierunków technicznych potrzeba jednak trochę więcej talentu, umiejętności i wiedzy), w mediach, w biznesie (nieliczni spośród umieszczanych na listach najbogatszych zaczynali w latach 90. w przysłowiowych garażach), w kulturze i sztuce. To perfekcyjny układ, w którym wszyscy znają swoje miejsce i doskonale grają swoje role. Wszystko na zasadzie wzajemnych pochwał, nagradzania się i zapewniania sobie wygodnego życia, które ma podziwiać tzw. pospólstwo, czyli wszyscy ci, którzy do wspomnianych kręgów nie należą.Wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych był dla tego środowiska prawdziwym ciosem, zdarzeniem, którego ich mózgi wręcz nie są w stanie ogarnąć. Ich reakcja zarówno na przegraną układu, który zapewniał im od lat „konfitury”, jak i na słowa prezydenta Andrzeja Dudy była łatwa do przewidzenia.Niezależnie od rozdzierania przez nich szat, wystarczy pobieżne spojrzenie na rodzinne układy samych zainteresowanych, żeby się przekonać, że związek pomiędzy oceną działalności zarówno NSZ, czy AK, jak i PRL-u, a pochodzeniem oceniających istnieje i jest po prostu niepodważalny.Dziwnym trafem do Polski nie dotarł  niemiecki trend odcinania się od zbrodni matek i ojców. Chociaż komunizm pochłonął więcej ofiar niż hitleryzm, w Polsce próżno szukać podobnych zachowań, a potomków stalinowskich/esbeckich zbrodniarzy, czy partyjnych aparatczyków, którzy mają odwagę nazwać działalność rodziców po imieniu, można policzyć na palcach jednej ręki. Pozostali bez skrupułów wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i rozmaite inne "zbrodnie", byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej - gdyby nie przynależność partyjna rodziców, wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, artystów, czy biznesmanów, pies z kulawą nogą by o nich nie słyszał. Druga wojna światowa, która dla całego świata zakończyła się w 1945 r. dla Polski de facto oznaczała nową okupację i zastąpienie przedwojennych prawdziwych elit "nowymi ludźmi" - wiernymi sługusami Stalina i jego siepaczy.Bardzo często w pierwszym pokoleniu byli kompletnymi idiotami i trzeba dużego wysiłku, by znaleźć wspomnienia o stróżach i parobkach, którzy nie mając żadnych kwalifikacji, za to mając odpowiednie chłopsko - robotnicze pochodzenie, zostawali dyrektorami fabryk, burmistrzami, czy ministrami. Hasło "nie matura, lecz chęć szczera", obowiązywała nie tylko w wojsku, a do kariery w wymiarze sprawiedliwości, będącej znakomitą odskocznią dla potomków ludzi, którzy ją zaczynali w stalinowskich służbach, często wystarczała ciężka pięść i brak sumienia. Można odnieść wrażenie, że im kto był największym bałwanem intelektualnym, z im większą wprawą torturował, im bardziej atakował polski patriotyzm, tym większa szansę miał na karierę. Ci ludzie zakładali rodziny, mieli dzieci i wnuki, którym zapewniali odpowiednią pozycję i dalej to koło zamachowe kręciło się już samo.Kręci się do dzisiaj, niczym jedno wielkie polityczne perpetuum mobile.ANNA PAMUŁA "GAZETA WYBORCZA": "POMÓC IMIGRANTOM NAWET KOSZTEM BEZPIECZEŃSTWA POLAKÓW".Szokujące słowa padły w programie "Drugie śniadanie mistrzów" emitowanego w sobotę 27 maja 2017 r. na antenie TVN24. Fragment rozmowy na temat relokacji migrantów w Polsce trafił do Internetu.– Załóżmy, że przyjmujemy 7 tysięcy uchodźców. Wśród nich jest jeden zamachowiec. Wysadza w powietrze i ginie dziesięciu Polaków. Ale uratowaliśmy życie tych 6999, które przecież uciekały przed wojną – stwierdziła Anna Pamuła, reporterka "Gazety Wyborczej".RESORTOWE CÓRECZKIMożna zaczynać od samej góry. Córka "Wolskiego", czyli Wojciecha Jaruzelskiego - Monika Jaruzelska od lat robi karierę jako "dziennikarka", projektantka mody, pisarka czy "stylistka"(do wyboru). Rozważanie, czy do wykonywania zawodu panny Jaruzelskiej potrzeba wykształcenia i talentu, czy wystarczą odpowiednie układy i przekonanie przy ich pomocy o tym, co ładne, a co nie, jest chyba bezcelowe. Podobny poziom celebryckiego dziennikarstwa przedstawia też córka Aleksandra Kwaśniewskiego TW. "Alek"( o jego ojcu Zdzisławie Kwaśniewskim są w Internecie teksty oddzielne), Aleksandra Kwaśniewska. Robiąca wywiady z celebrytami w plotkarskich magazynach córka aparatczyków nie wyróżnia się niczym spośród milionów dziewczyn w Polsce. Tysiące są od niej bardziej utalentowane, ale nie mają rodziców, partyjnych aparatczyków jak "Ola". Te dwa przykłady to wręcz "klasyka". Trudno się zresztą oprzeć wrażeniu, że plotkarskie gazety, portale internetowe, czy programy telewizyjne służą właśnie do tego - zapewnienie miejsca w życiu latoroślom "krewnych i znajomych". Problem w tym, że potomstwo komunistycznych aparatczyków zajmuje się nie tylko przeprowadzaniem infantylnych wywiadów z psiapsiółkami. Zajmuje się np. bardzo poważną polityką.Jeżeli teściowie Bronisława Komorowskiego byli ubekami, to nie ma co się dziwić, że z okazji Narodowego Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych mówi on o...ofiarach Żołnierzy Wyklętych.Jeżeli ojciec byłego (na szczęście) ambasadora RP Ryszarda Schepfa - Maksymilian Schnepf aktywnie uczestniczył w 1945 roku  w Obławie Augustowskiej słusznie zwanej "małym Katyniem", to czy kogoś jeszcze dziwi  stosunek jego syna do żołnierzy Wyklętych?Czy kogoś dziwi postawa  lewicowego polityka Marka Borowskiego, jeśli jest on kuzynem samego Jakuba Bermana -  jednego z najsłynniejszych oprawców Polaków ( cóż za zbieg okoliczności - pochodzenia tego samego co Stefan Michnik).Marek Borowski jest synem Wiktora Borowskiego (1905 - 1976 ), a właściwie - Arona Bermana - przed II Wojną Światową członka sekretariatu nielegalnej Komunistycznej Partii Polski (KPP) - przedstawiciela KPP przy Komitecie Wykonawczym Międzynarodówki Komunistycznej w Moskwie - redaktora naczelnego "Życia Warszawy", zaś od 1951 roku zastępcy redaktora naczelnego "Trybuny Ludu".Jan Lityński (ur. 1946 r.) - w latach 2010 - 2015 doradca prezydenta Komorowskiego ds. kontaktów z partiami i środowiskami politycznymi, to syn Ryszarda Lityńskiego, a właściwie Ryszarda Perla, z pochodzenia Żyda, który zaraz po wojnie  był instruktorem Komitetu Wojewódzkiego PPR w Poznaniu, a potem kierował Wydziałem Szkoleniowym w Zarządzie Głównym Związku Walki Młodych.POSTKOMUNISTKA LUDWIKA WUJEC, TO UBECKA CÓRECZKA OSKARA I JUSTYNY OKRENTÓWOskar Okrent był oficerem  polityczno - wychowawczym  w stopniu kapitana w II Armii WP, zginął w czasie forsowania  Nysy Łużyckiej, za to matka Ludwiki  - Regina Okrent - pracowała w łódzkim UB, a później w polskim radiu w Warszawie, w dziale listów, ponoć najbardziej spenetrowanym przez SB. Dziś razem z mężem Henrykiem, Ludwika Wujec szwenda się po spotkaniach organizowanych przez KOD, na czele którego stoi  mały krętacz i alimenciarz Mateusz Kijowski. Nawiasem mówiąc dziadek Mateusza Kijowskiego zgodnie z jego własnymi słowami... w szeregach Ludowego Wojska Polskiego walczył z Żołnierzami Wyklętymi. Potwierdzają to jego akta w IPN , w których o Józefie Kijowskim można przeczytać, że po zakończeniu działań wojennych jako oficer WP walczył z bandami nacjonalistycznymi, zabezpieczał państwowe akcje polityczne i gospodarcze.Gwoli sprawiedliwości przyznać trzeba, że ojciec Mateusza Kijowskiego - Jerzy Kijowski - nie poszedł drogą swego ojca (kariery mu jednak chyba wybór Kijowskiego - seniora nie utrudnił). Najwyraźniej w rodzinie Kijowskich elementarny brak przyzwoitości skacze co drugie pokolenie.CZERWONE SZCZEKACZKIW polityce wstydu, we wmawianiu Polakom faszyzmu i współudziału w Holokauście Żydów oraz w sprzeciwie lustracji wobec lustracji celuje "Gazeta Wyborcza". O tym, że jej twórca i redaktor naczelny Adam Michnik to syn komunistów żydowskiego pochodzenia i przyrodni brat stalinowskiego zbrodniarza Stefana Michnika wiedzą chyba wszyscy.Mniej osób zdaje sobie sprawę, że żydowska  "Gazeta Wyborcza" to w ogóle wręcz  zbiór "opozycjonistów", rodzinnie niejednokrotnie powiązanych z najgorszymi komuchami.Można długo wymieniać, jeden z filarów "Wyborczej" - Dawid Warszawski - Konstanty Gebert, to syn agenturalnego działacza komunistycznego Bolesława Geberta ( tak samo jak wielu komunistów - żydowskiego pochodzenia).Do założycieli "Gazety Wyborczej" należała też Helena Łuczywo (ur. 1946 r.). Jej ojciec to Ferdynand Chaber ps. Bolek - żydowski członek Komunistycznej Partii Polski, jeszcze przed wojną skazany za działalność przeciwko Polsce. Po wojnie m.in. kierownik Centralnego Biura Kontroli Prasy i Widowisk, czyli cenzury.Prezesem wydawcy "Wyborczej", czyli spółki Agora była Wanda Rapaczyński - prywatnie córka  komunistycznego działacza pochodzenia żydowskiego.Anna Bikont, znana z oskarżania Polaków o zbrodnię w Jedwabnem, to córka Andrzeja Kruczkowskiego i "dziennikarki"żydowskiego pochodzenia Lei Horowitz, która zmieniła nazwisko na Wilhelmina Skulska. Lea, alias Wilhelmina, zasłynęła jako czołowa przedstawicielka prasy reżimowej.  Redaktor naczelny portalu Wyborcza.pl - Edward Krzemień - to syn Ignacego Krzemienia alias Feuerberga - od grudnia 1945 roku zastępcy szefa II Oddziału zbrodniczego Głównego Zarządu Informacji LWP, później szefa II Oddziału Głównego Zarządu Informacji ( GZI ) od grudnia 1945 roku i I Oddziału GZI. W raporcie komisji Mazura  z 1957 roku Krzemień alias Feuerberg został wymieniony jako jeden z bezpośrednio odpowiedzialnych za inspirowanie i realizację wypaczonych metod pracy operacyjnej, które skutkowały skazywaniem niewinnych ludzi.Stojący na czele Fundacji Batorego Aleksander Smolar, to syn żydowskiego komunisty Grzegorza alias Hersza  Smolara  i także komunistki żydowskiego pochodzenia Walentyny Najdus - Smolar.Towarzyszka Walentyna zrobiła osobliwą, ale typową  dla komunistycznych działaczy "karierę naukową". Przyznano jej (sic!) dyplom Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie została wykładowca Szkoły Partyjnej przy KC PZPR, gdzie kierowała katedrą. Doktorat ("Lenin w Polsce") uzyskała w 1953 roku pod kierunkiem Stanisława Arnolda na UW. Po utworzeniu  Instytutu Nauk Społecznych przy KC PZPR została tam docentem.W 1958 roku przeszła do Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, gdzie w 1964 roku otrzymała tytuł naukowy profesora. Zaangażowała się wówczas w badania dziejów klasy robotniczej i ruchu robotniczego. Sam Aleksander Smolar był w latach 50. asystentem Włodzimierza Brusa - męża Heleny Wolińskiej ( czyli Fajgi Mindli Danielak - stalinowskiej prokurator, uczestniczącej w mordach sądowych). Brat Aleksandra - Eugeniusz Smolar od lat kręci się w kręgach dyplomatycznych, gdzie, nawiasem mówiąc, pełno ludzi jeszcze z układu stworzonego przez Bronisława Geremka, co genialnie podsumował w swojej książce "MSZ polski, czy antypolski" były ambasador RP, dobrze znający te kręgi Krzysztof Baliński.JULKA OD KORUPCJIZamiast walczyć z aferą reprywatyzacyjną, Julia Pitera, wspierała działania jej beneficjentów. Dzisiaj tłumaczy, że tylko pytała o stan sprawy. Europosłanka PO Julia Pitera wypowiedziała wojnę korupcji i wygrała... korupcja. Ostatnio agenci CBA zatrzymali 5 osób, które miały być organizatorami procederu nielegalnego zarabiania na reprywatyzacji w Warszawie. Wśród zatrzymanych znaleźli się adwokaci Andrzej M. Grażyna K. Tomasz Ż. Zajmujący się skupywaniem roszczeń do nieruchomości Maciej M. oraz Maksymilian W. Z pośród pięciu zatrzymanych Sąd Okręgowy w Warszawie zastosował trzymiesięczny areszt wobec czterech osób, w obawie możliwości mataczenia. Komentując tę akcję sądu Jan Śpiewak, warszawski radny, przypomniał o wielokrotnym wspieraniu przez Julię Piterę Macieja M. i Andrzeja M. interesie aresztowanych. Wzbudziło to ogólne zainteresowanie, jaką rolę mogła odgrywać w procesie warszawskiej reprywatyzacji Julia Pitera.OFICERSKIE POTOMSTWOOsobną kategorię stanowią byli oficerowie Ludowego Wojska Polskiego, Milicji Obywatelskiej, SB, Kontaktów Operacyjnych, czy Tajnych Współpracowników. Wykorzystują  pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie, zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i inne "zbrodnie", byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej - gdyby nie przynależność partyjna rodziców wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, czy biznesmanów, nikt by o nich nie słyszał.Nie wyrywali paznokci podczas przesłuchań i nie skazywali na śmierć, ale całym swym jestestwem wspierali komunistyczny system, uważając go za dobro ludzkości. Dziś należą do najzagorzalszych przeciwników polityki historycznej, uprawianej obecnie przez PiS. Dla nich albo nie warto w ogóle mówić o historii Polski, albo należy czynić to ze wstydem. To oni chodzą dziś na kodziarskie i feministyczno - lewackie marsze i lamentują w Internecie nad rzekomym upadkiem wolności w Polsce.Do tego grona należą tacy medialni celebryci, jak dziennikarka Hanna Lis (córka małżeństwa Kedajów, zaliczonych do największych kanalii stanu wojennego).Jerzy Owsiak - syn oficera Milicji Obywatelskiej Zbigniewa Owsiaka, darzącego szczególną niechęcią księży, Jakub Kuba Wojewódzki TVN,Monika Olejnik spadająca "gwiazda" TVN-u, również może "poszczycić" się resortowym pochodzeniem. Jest bowiem córką Tadeusza Olejnika, wysokiego funkcjonariusza MSW.Popularny w lewackich kręgach Grzegorz Miecugow, to syn Brunona Miecugowa stalinowskiego dziennikarza, agenta SB.Bruno Miecugow (rocznik 1927) według zapisów ewidencyjnych krakowskiej Służby Bezpieczeństwa, został zarejestrowany 19 września 1962 roku przez Wydział III Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Według dokumentów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej Brunon Miecugow był zarejestrowany jako tajny współpracownik pod pseudonimami: „Lipiński”, „Różyczka” oraz „Dziób”. W archiwach IPN znajduje się również zapis, że materiały na temat pisarza zostały zniszczone 29 stycznia 1990 r.Bruno Miecugow wraz z Wisławą Szymborską - Rottermund, Sławomirem Mrożkiem jest sygnatariuszem słynnej rezolucji 53 w sprawie kurii krakowskiej, w której literaci krakowscy poparli wyroki śmierci wydane przez bolszewickie sądy na księży rzekomo agentów amerykańskich, spowinowaconych z Ku-Klux-Klanem.Piotr Kraśko do niedawna dziennikarz  TVP, to wnuk jednego z czołowych komunistycznych cenzorów Wincentego Kraśki.ZDRAJCY GOTOWI SĄ PODPALIĆ POLSKĘ - Adam Michnik jest zawodowym oszustem, który zbudował swoją pozycję publiczną i finansową na zmowie z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Michnikoidów są w III RP tysiące, wręcz setki tysięcy. Są przerażeni widmem nadchodzącego upadku i gotowi podpalić Polskę, aby tylko utrzymać swoje wpływy, zdobyte dzięki zdradzie - mówi Krzysztof Wyszkowski.- Jednym z polityków, którym cały czas dorabia się medialną „gębę”, jest Antoni Macierewicz. Wydaje się, że nawet część wyborców PiS jest podatna na propagandę w tym zakresie. Dlaczego właśnie ten polityk tak często pada ofiarą medialnych ataków?- Tak było w czasach komunizmu i tak jest w czasach, gdy postkomunizm jest w Polsce nadal bardzo silny. Antoni Macierewicz reprezentuje bezkompromisową walkę o niepodległość więc posowiecki motłoch uznaje, że to przez niego stracił swoją dominującą pozycję. Reprezentuje likwidację WSI i dezubekizację. Zatem postesbecka chuliganeria uznaje go za winnego utraty swoich przywilejów. Antoni Macierewicz reprezentuje demokrację więc posttotalitarni homo sovieticus są oburzeni rządami wyłonionymi przez „zwykłych” Polaków, które zastąpiły rządy peerelowskiej „elity”. Reprezentuje lustrację, więc dziesiątki tysięcy agentów komunistycznych służb specjalnych właśnie jego obwiniają za działania IPN. W sposób ośmieszający przedstawia się nie tylko polityków. Przez lata stereotyp ten dotyczył także wyborców PiS. Wszyscy pamiętamy hordy młodzieży, podjudzane przez polityków związanych z Ruchem Palikota, które paradowały pod Krzyżem Pamięci z obraźliwymi transparentami. - Do dziś zresztą przedstawia się tych, którzy upominają się o ofiary Smoleńska, jako ciemnogród. Jednocześnie ci, którzy kreują taki wizerunek „pisiorów”, często nawołują do niedzielenia społeczeństwa. Hipokryzja? Hipokryzja to bardzo eleganckie określenie mentalności sowieckiej i posowieckiej. To zawodowi, świadomi łgarze. Michnik jest zawodowym oszustem, który zbudował swoją pozycję publiczną i finansową na zmowie z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Gdy skończy się świat posowieckiego zakłamania, skończy się rola Michnika. Takich michnikoidów są w III RP, jako PRL-bis, tysiące, wręcz setki tysięcy. Są przerażeni widmem nadchodzącego upadku i gotowi podpalić Polskę, aby tylko utrzymać swoje wpływy, zdobyte dzięki zdradzie. - W czasach PRL medialne opluwanie wrogów było powszechną praktyką.Czy dostrzega Pan podobieństwa między czasami PRL a dniem dzisiejszym?- Niedawno byłem gościem w TVP Info. Tam przyszło mi spotkać się z moją dawną przyjaciółką, osobą, którą niegdyś bardzo lubiłem i szanowałem, Różą Thun de domo Woźniakowską. I nagle ta sama Róża, która w czasach SKS - właśnie obchodzimy czterdziestolecie śmierci Staszka Pyjasa i protestu odważnej młodzieży - była dzielną i ofiarną antykomunistką, szczerą katoliczką z najlepszej patriotycznej rodziny, dziś wygłasza opinie godne propagandystów w rodzaju Urbana. Nie ma nic bardziej przerażającego niż widok tak niebywałego upadku moralnego jak przypadek tej kobiety. W porównaniu z zaparciem się przez Różę wszystkiego, co reprezentował jej ojciec, tego, co dla Polski zrobił jej opiekun - ksiądz Karol Wojtyła - bandy tuskoidów z Krakowskiego Przedmieścia nie mają żadnego znaczenia. Aby poskromić chuliganów, wystarczy sprawnie działająca policja i sądy, oczywiście po wyeliminowaniu funkcjonariuszek postpeerelu napuszczających dwie watahy chuligańskie na marsz modlitewny. Prawdziwym niebezpieczeństwem dla Polski i polskości jest zdrada takich ludzi jak pochodząca z najlepszej polskiej, prawdziwej, arystokratycznej elity nieszczęsna Róża. Miejmy jednak nadzieję, że przyjdzie czas, gdy tacy ludzie się w końcu ockną i wrócą do Polski i polskości, którą z taką zajadłością dzisiaj niszczą. Mam taką nadzieję i w tym duchu pozdrawiam wszystkich moich dawnych przyjaciół, którzy nie chcą przyznać, że w tych dniach symbol, jakim jest biała róża, został upodlony przez ludzi nienawidzących Polski, polskości, chrześcijaństwa, wolności i demokracji.WŁODZIMIERZ CIMOSZEWICZ, ANDRZEJ ZOLL, JERZY STĘPIEŃ I INNI POKORNI KOMUNIEWłodzimierz Cimoszewicz (TW "Carex"), były premier, marszałek sejmu, minister spraw zagranicznych, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, a także wieloletni działacz PZPR zarejestrowany w IPN BU 01911/115)- zarejestrowany przez Wydział II Departamentu I MSW jako kontakt operacyjny, także niedoszły kandydat na prezydenta ( w 2005 r.), który po prowokacji  z panią Jarucką się wycofał, a także były premier , który  po tragicznej powodzi w 1997 mówił tak – „To jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda ciągle jest mało powszechna” i te słowa z jego premierostwa najbardziej zostaną zapamiętane.Ponadto dał się poznać jako,  jeden z tych, którzy kajali się w kuriozalnym liście podpisanym przez byłych ministrów spraw zagranicznych  w większości TW potępiający Jarosława Kaczyńskiego w związku z jego wypowiedzią rzekomo obrażającą Angelę Merkel ( w 2011 r.)    Andrzej Zoll b. rzecznik praw obywatelskich, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego, zausznik i współpracownik Kazimierza Buchały esbeka w katedrze Prawa Karnego UJ, mason z Loży Rotary Club. Został powołany przez Stanisława Dziwisza metropolitę krakowskiego, masona, na prezesa fundacji "Nie lękajcie się" im św. Jana Pawła II.Zbigniew Ćwiąkalski. współpracownik esbeków Kazimierza Buchały i Tadeusza Hanauska sekretarza KO PZPR na UJ.Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Prawie 900 tys. zł – tyle w 2015 r. otrzymała Fundacja sędziego Trybunału Konstytucyjnego (TK) w stanie spoczynku Jerzego Stępnia od Ministerstwa Spraw Zagranicznych, kierowanego wówczas przez Grzegorza Schetynę. W tymże roku Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej (FRDL) dostała też dofinansowanie m.in. od Rady Europy (instytucją której jest Komisja Wenecka), Fundacji im. Stefana Batorego oraz licznych polskich urzędów.PEŁNO ICH WSZĘDZIEZresztą polityka, czy media, to wierzchołek góry lodowej. Od potomków zdrajców Polski, utrwalających i budujących komunę, roi się na uczelniach. Przykładem choćby Aleksandra Jasińska - Kania (ur. 1932 r.) socjolog, profesor na Uniwersytecie Warszawskim. Ne bez powodu. Jest córką agenta NKWD w randze prezydenta Polski Bolesława Bieruta i Małgorzaty Fornalskiej znanej działaczki KPP i PPR.Autorytet lewaków i feministek Magdalena Środa - naprawdę nazywa się Ciupak i jest córką marksistowskiego socjologa Edwarda Ciupaka, który wiele lat życia poświęcił na walkę z Kościołem katolickim.Joanna Senyszyn lewaczka, posługująca się knajackim językiem, dla której patriotyzm jest rasizmem, a patriotów określa mianem "szkoda, że ciebie matka nie wyskrobała".Żydówka Agnieszka Holland, która podziwiała znieważanie krzyża i ludzi pod nim się modlących, to córka znanych stalinowców  Ireny i Henryka Hollandów. Historyk Jerzy Wojciech Borejsza (ur. 1935 r.) specjalizujący się w historii XIX i XX w. od 2004 roku profesor Wydziału Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, a od 2009 roku profesor Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych tego uniwersytetu, to syn Jerzego Borejszy (1905 - 1952), a właściwie Beniamina Goldberga - brata sadysty Jacka Różańskiego, a właściwie  Józefa Goldberga. Co ciekawe prof. Borejsza usprawiedliwia swojego ojca, podobnie jak Adam Michnik - brat stalinowskiego mordercy.  - Myślę, że on nie za wiele wiedział, to nie leżało w jego charakterze - przekonuje. Biedny Beniamin Goldberg. Nie wiedział ani co wyprawia jego braciszek, ano co sam robił. O swoim stryju - stalinowskim zbrodniarzu Józefie Goldbergu pan profesor  raczej nie mówi nic.W mediach jako artystka bryluje Magda Umer- bratanica stalinowskiego sadysty Adama Humera i córka oficera KBW. Ojciec Jerzego Stuhra, znanego z atakowania "polskiego nacjonalizmu" był wedle słów samego zainteresowanego, "bezpartyjnym prokuratorem" za Stalina. Oczywiście można wierzyć w tę karkołomną opowieść, ale dla wielu osób jest ona równie prawdziwa, jak opowieści Macieja Stuhra o dzieciach przywiązywanych przez Polaków do tarcz w bitwie pod Cedynią. i tak dalej... POCHODZENIE MA ZNACZENIE, A ANDRZEJ DUDA - RACJĘNarodowość ma znaczenie. Bo czyż nawoływania Pawła Kowala do wspierania banderowskiej Ukrainy nie wyjaśnia to, że jest Ukraińcem? Czy słowa Henryka Wujca, że był 100 razy na Majdanie i żadnych faszystów nie widział, nie mają żadnego związku z tym, że jest ukraińskim chłopem, w dodatku spod Biłgoraja? Czy za antykatolickimi wyczynami Jana Hartmana nie stoi aby jego żydowskie pochodzenie? A propos tego ostatniego, polska historyk pisze w swej skądinąd świetnej, a nawet odkrywczej książce, że jednym z powodów awersji Żydów do Polaków są uprzedzenia wobec chrześcijaństwa. [...] Na szczęście w rozstrzygnięciu sporu pomocni są inni „polscy historycy”, którzy dowodzą, że Żydzi ukrywają swe pochodzenie, członkowie tej samej rodziny występują pod różnymi nazwiskami i wpadają we wściekłość, gdy ktoś to odkryje; mają silne poczucie świadomości narodowej, bo każdy poda z pamięci bez zająknięcia imiona przodków do 10 pokoleń wstecz; są mistrzami konspiracji, czego przykładem masoneria – pisze Krzysztof Baliński.W Banku Rezerw Federalnych, zwanym FED, Stanley Fischer pojawił się jesienią 2014 roku, „New York Times” piał z zachwytu: bankiem centralnym kierował będzie ekonomiczny „dream team”, jego kluczowym zadaniem będzie publiczna obrona FED przed narastającym chórem krytyków, żądających wprowadzania regulacji nadzorczych nad bankami, a także zachowanie jak największej niezależności FED. Fischer z zadania wywiązał się znakomicie – odpierając ataki kongresmenów, ostrzegł: żądania większej jawności polityki FED osłabiają bank centralny. „Iluzją” nazwał także to, że inspektorzy FED powinni wiedzieć wszystko o bankach, które nadzorują. Stanowczo sprzeciwił się oskarżeniom, że FED nie kontroluje Wall Street i był zbyt spolegliwy wobec banku Goldman Sachs. Dziennikarz innej etnicznej gazety „The Washington Post” podkreślił: najmocniejszą bronią Fischera są koneksje w świecie finansów. Ta akurat informacja zwiększyła tylko niepokój kongresmenów, którym nie w smak, że Obamę otorbia zbyt wielu ludzi związanych z dużymi bankami.Stanley Fischer, pochodzący z naszych Kresów II RP, litewski Żyd, ma obywatelstwo izraelskie, przez ostatnie 8 lat był gubernatorem Banku Izraela. Jego nominacja wywołała ożywioną polemikę: czy tak ważne, kluczowe z punktu widzenia gospodarki stanowisko, w najważniejszym centralnym banku na świecie objąć może człowiek z obcym obywatelstwem? Czy nie dojdzie u niego do konfliktu lojalności, a nawet kolizji interesów USA i Izraela? Bo mogą przecież być różne! Fischer był w młodości działaczem syjonistycznym. Dlatego, jak sam przyznał, przeniósł się z USA do Izraela i stanął na czele Banku Izraela, „by go wspomagać”. Teraz przeniósł się z Izraela do FED. Też po to, by go wspomagać? Krytycy nominacji przypomnieli, że Fischer odegrał wraz z Mosadem centralną rolę w wymuszeniu na Obamie sankcji wobec Iranu. Przypomnieli też przestrogę: lobby żydowskie przyzwyczaja Amerykanów do tego, że posiadacze podwójnego obywatelstwa kursować będą między kierowniczymi stanowiskami rządowymi w USA i Izraelu. Pikanterii dodaje tu fakt, że sam Izrael nie zezwala na podwójne obywatelstwo prezesom swoich banków (a także członkom załóg łodzi podwodnych z głowicami atomowymi!).Przypomnieć tu także warto, że nie tak dawno minister obrony tego kraju zmuszony został do dymisji, gdy wyszło na jaw, że ma konto w amerykańskim banku. Powodem zaniepokojenia opinii publicznej było nie tylko izraelskie obywatelstwo Fischera, ale i inne plamy w życiorysie.W latach 70. związany był z Uniwersytetem w Chicago, tj. z tzw. Szkołą Miltona Friedmana, i na swych poprzednich stanowiskach w MFW i BŚ szkołę tę reprezentował, dewastując gospodarkę światową terapią szokową. Po upadku ZSRR nadzorował także rabunkową prywatyzację przemysłu w Rosji i w Polsce, z wiadomym skutkiem.Nominacja Fischera potwierdziła także inny fakt – przez ostatnie trzy dekady FED rządzą nieprzerwanie Żydzi, a obecna prezes tej instytucji, Janet Yellen jest jej piątym żydowskim szefem w ciągu ostatnich lat. Nie od rzeczy będzie w tym miejscu przypomnieć talmudyczne prawo o chazakah: zarządzałeś czymś nieprzerwanie 3 lata – jest to twoje. A propos Yellen, urodziła się na nowojorskim Brooklynie jako córka Anny Blumenthal i Juliusza Yellen, który w Polsce nosił pospolite żydowskie nazwisko Jeleń. FED to nieco dziwny bank centralny. Chociaż jego prezesa i zastępcę formalnie mianuje prezydent, są oni wybrańcami i reprezentantami prywatnych banków. W rzeczywistości „właścicielami” FED są znane bankierskie rody: Rockefellerowie, Rotszyldowie, Warburgowie, kontrolujące takie banki, jak: Goldman Sachs, Chase Manhattan, N.M. Rothschild z Londynu, Lazard Brothers z Paryża. Oprócz statutowego zadania, wytyczania polityki monetarnej, FED monopolizuje nadzór nad Wall Street i bankami. Powierzenie FED i bankom prywatnym kreacji pieniądza oznacza forowanie interesów banków przed realną gospodarką oraz spekulacji finansowych jako głównego źródła zysku.Zdominowanie FED przez przedstawicieli jednej nacji umacnia rozpowszechnione w USA opinie utożsamiające go z kosmopolitycznymi lichwiarzami, utrzymującymi rząd i społeczeństwo amerykańskie w stanie ciągłego zadłużenia i zniewalającymi świat lichwiarskimi kredytami. Skupiona w FED władza ma olbrzymi wpływ nie tylko na gospodarkę, ale także na politykę państwa; czyni z FED równoległy rząd prowadzący własną, często konkurencyjną wobec konstytucyjnych władz, politykę. Pouczający jest tu przypadek „naszego” Belki i jego wyczynów rodem z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Podsłuchana rozmowa z Sienkiewiczem to nie tylko jednoznaczna i skandaliczna próba manipulowania emisją pieniądza w interesie rządzącej sitwy, ale dowód, że – tak jak prezes FED – sprawuje władzę nie w interesie narodowej gospodarki, lecz banków. W 2007 r., w szczytowym okresie kryzysu finansowego, 34-letni makler Alessio Rastani z londyńskiego City zszokował świat, gdy ogłosił, że światem nie rządzą rządy, tylko Goldman Sachs. I rzeczywiście, ten iście piekielny bank, którym kierował Lloyd Blankfein, stał za pompowaniem bańki kredytowej w USA i był bezpośrednim sprawcą światowego kryzysu finansowego. Goldman Sachs, JP Morgan, Morgan Stanley i Citigroup nazywają się bankami inwestycyjnymi. W rzeczywistości to żerujący na światowych rynkach bezwzględni spekulanci, nie przypadkiem zwani bankstersami (bankier + gangster), tj. kompanami w przekrętach, gotowymi dla zysków zniszczyć nawet gospodarkę własnego kraju.Kto mógłby postawić się globalnym spekulantom? Chyba tylko rząd USA, bo to w Nowym Jorku koczują owi lichwiarze. Nie będzie to łatwe. Administracja Obamy jest równie bogata w ludzi Goldmana, jak poprzednie. Wymieniony Lloyd Blankfein był jednym z głównych sponsorów kampanii wyborczej Obamy, i w ogóle jednym z najbardziej szczodrych dawców na kampanie wyborcze amerykańskich polityków. Henry Paulson, były prezes Banku, po upadku Lehman Brothers, gdy amerykański system finansowy stanął na krawędzi bankructwa, uratował prywatne korporacje i banki – oczywiście za pieniądze podatników – przydzielając im 16 bilionów dolarów, jako „rządową pomoc finansową”.Najwięcej skorzystać miał z niej b. pracodawca Paulsona, Goldman Sachs. Sekretarzem skarbu Obama mianował Jacoba Lewa, syna żydowskiego emigranta z Polski, też byłego bankowca w Citigroup. Dziś podpis Lewa widnieje na dolarowych banknotach.Dla banku pracował były sekretarz skarbu Robert Rubin, dziś osobisty doradca Obamy. Szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi to także były doradca, czyli wychowanek tego banku.Dziś w jego rękach spoczywa przyszłość strefy euro. Szefowie banków centralnych Włoch i Kanady, minister finansów Grecji, poprzedni prezes Banku Światowego David Wolfensohn, prezes nowojorskiej giełdy i trzej ostatni szefowie FED to też wychowankowie Goldmana. A propos Wolfensohna – malutki i tłuściutki bankier to syn Hymana, emigranta z Polski. Bank ma swoich ludzi nawet wśród politycznych emerytów. Dla Goldman Sachs pracuje były premier Kazimierz Marcinkiewicz, lobbując przy intratnych przejęciach i prywatyzacjach. Tym samym zajmuje się kilku byłych europejskich komisarzy. Może więc rację miał Alessio Rastani, że Goldman Sachs rządzi światem?TĘSKNIĘ ZA TOBĄ - EWA KUREK - WYBITNA FILOSEMITKANazwanie kogoś „żydowskim dziennikarzem” to kardynalny błąd w sztuce prowadzenia dyskusji, bo korzenie narodowe nijak się mają do przedmiotu sporu, czyli stosunków polsko-ukraińskich – czytamy w jednym z tekstów Ewy Kurek w „Warszawskiej Gazecie”. W innym miejscu ta sama polemistka, kpiąc z tych, ( dotyczy publicysty "Warszawskiej Gazety" Aleksandra Szumańskiego i polskiego pisarza, Waldemara Łysiaka) którzy utrzymują, że ukraiński Majdan nie jest wyrazem woli Ukraińców, lecz dziełem światowego spisku Żydów i masonerii, ucieka się do wielce odkrywczego argumentu: Żydzi z zasady stronili od konspiracji i nigdy nie mieli o niej pojęcia. Ponieważ konspiracja kłóciła się m.in. z religijnymi żydowskimi nakazami posłuszeństwa wobec władz krajów, w których mieszkali. Sam sprawca zamieszania, Dawid Wildstein, bo to on jest owym „żydowskim dziennikarzem”, zalecił Polakom: nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców. Czynił to jako kto? Jako dziennikarz polski, ukraiński, huculski? Dawid Wildstein (syn masona Bronisława Wildsteina), swą narodowością epatuje agresywnie na każdym kroku. Jest szefem Forum Żydów Polskich, dla których epitet „żydowski” to komplement, a nawet wyróżnienie (vide uciecha, z jaką przyjęli inwokację - "Tęsknię za Tobą, Żydzie"). Dawid Wildstein nie obraził się. Obraziła się natomiast „polska(?) historyk" Ewa Kurek A propos Dawida Wildsteina, jego dziadek był ubekiem, a ojciec Bronisław Wildstein jest masonem. Czy i to ma się nijak do przedmiotu sporu, uwzględniwszy fakt dominującego udziału przedstawicieli pewnej nacji w kreowaniu komunizmu i oczernianiu Polaków? I czy nie z tego bierze się schizofreniczny dylemat całej prawicy laickiej i jego rodzimej „Gazety Polskiej” – jak być antykomunistą i równocześnie filosemitą?Narodowość ma znaczenie. I to nie tylko w przedmiocie tego sporu. Bo czyż nawoływania Pawła Kowala do wspierania banderowskiej Ukrainy nie wyjaśnia to, że jest Ukraińcem? Czy słowa Henryka Wujca, że był 100 razy na Majdanie i żadnych faszystów nie widział, nie mają żadnego związku z tym, że jest ukraińskim chłopem, w dodatku spod Biłgoraja? Czy za antykatolickimi wyczynami Jana Hartmana nie stoi aby jego żydowskie pochodzenie? A propos tego ostatniego, "polska" historyk pisze, w swej książce, że jednym z powodów awersji Żydów do Polaków są uprzedzenia wobec chrześcijaństwa. A tak w ogóle, czy aby „polski historyk” też nie jest obraźliwe i też ma się nijak do przedmiotu sporu?A może lepsze byłoby: historyk „tubylczy”, „tutejszy”, „lubelski”, a nawet „europejski”?Na szczęście w rozstrzygnięciu sporu pomocni są inni „polscy historycy”, którzy dowodzą, że Żydzi ukrywają swe pochodzenie, członkowie tej samej rodziny występują pod różnymi nazwiskami i wpadają we wściekłość, gdy ktoś to odkryje; mają silne poczucie świadomości narodowej, bo każdy poda z pamięci bez zająknięcia imiona przodków do 10 pokoleń wstecz; są mistrzami konspiracji, czego przykładem masoneria; mają specyficzną instytucję Esterki w celach łóżkowego lobbingu na rzecz interesów diaspory, co w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki mocno komplikuje nasze stosunki wewnętrzne.W Polsce pochodzenie etniczne bankowca, polityka, dziennikarza to temat tabu. Powód – lata skutecznej tresury „Wyborczej” i wszechogarniający strach przed oskarżeniami o nacjonalizm. Sama „Wyborcza” takich skrupułów nie ma. Etniczne etykiety przylepia komu chce i kiedy chce. Ma na to monopol. Raz twierdzi, że w Polsce Żydów nie ma, a wypominanie komuś pochodzenia to „antysemityzm”. Innym razem publikuje całoszpaltowy hagiograficzny artykuł tylko po to, by przekazać, że jego bohater to Żyd. Jeszcze innego zdania jest redaktor Konstanty Gebert, który utrzymuje, że Żydzi w Polsce nie tylko są, ale w dodatku mają interesy i o nie zabiegają.W amerykańskim miesięczniku „Moment” zamieścił takie przemyślenia: żydowscy profesorowie zdominują wydziały polskiej historii i tradycji na uniwersytetach [...] lobby żydowskie wkrótce wzrośnie w siłę [...] w połowie przyszłego wieku polscy Żydzi będą siłą przewodnią Polski. Ochoczo słowa „Polak” używają, a nawet nadużywają wtedy, gdy można je opatrzyć epitetem brudny, głupi. Nie przeszkadza im ono w inwokacjach, takich jak: z pomocy społecznej korzysta 1,8 mln Polaków; w skrajnym ubóstwie żyje 7,4 proc. Polaków. Inny przykład – w 2005 r., kiedy sprawę dziadka z Wehrmachtu na światło dzienne wyciągnął Jacek Kurski, oburzyły się wszystkie media. Od sprawy odciął się sam prezes PiS. Tymczasem w świecie miało to znaczenie. Po nominacji Tuska na szefa RE sprawa powróciła. Czeskie i rosyjskie media wypomniały mu przeszłość dziadka, który w czasie wojny miał nie tylko służyć w Wehrmachcie, ale również w SS i nosić niemieckie mundury. Wracając do Fischera – w USA o pochodzeniu etnicznym, o „żydowskim bankierze” i „żydowskim dziennikarzu” mówić wolno. Tak jak mówić wolno o dominacji przedstawicieli jednej nacji nad FED i finansami świata. Tam pochodzenie etniczne ma znaczenie, jest podstawą oceny wiarygodności polityka. Tam wyborca ma prawo wiedzieć, czy w grę nie wchodzi lojalność wobec innego państwa, gdy jego przedstawiciel w Kongresie głosuje za miliardową, bezzwrotną pomocą dla Izraela.https://www.fronda.pl/blogi/prawda-o-nobliscie/od-adama-michnika-andrzeja-zolla-do-agnieszki-holland,46615.htmlDokumenty, źródła, cytaty:Krzysztof Wyszkowski "Zdrajcy są gotowi podpalić Polskę""Głos" Toronto nr 21; 24 - 29. 05. 2017 https://warszawskagazeta.pl/wydarzenia/item/883-polski-historyk-i-zydowski-banksterhttps://warszawskagazeta.pl/polityka/item/4794-tylko-u-nas-pochodzenie-ma-znaczenie-a-andrzej-duda-racje     - "Warszawska Gazeta"                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                 
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.8(głosów:12)
Kategoria wpisu: 

3 MAJA...BOGURODZICA...KYRIE ELEJSON...

$
0
0
Ilustracja: 
KRÓLOWA POLSKI...
3 MAJA ŚWIĘTO MATKI BOŻEJ KRÓLOWEJ POLSKI MARYJA KRÓLOWA POLSKI MIŁOŚCIWIE PANUJĄCA KRÓLOWA POLSKI W Polsce zajmuje Ona miejsce szczególne. Jest powszechnie wielbiona i czczona. Otoczona należnym Jej kultem. Kultem Maryjnym. Historia Jej adoracji sięga średniowiecza. Jej poświęcone były najważniejsze zabytki kultury polskiej. Jednym z najstarszych pomników są rotundy do dzisiaj zachowane na Wawelu. Najstarszy zachowany tekst literacki w języku polskim, śpiewany przez rycerstwo to „Bogurodzica”. Pieśń ta poświęcona jest Maryi. Jednak znaczenie tej osoby i znaczenie Jej kultu jest odrębnym zagadnieniem. Jednym z najważniejszych tytułów Maryi jest Matka Boża, znany również pod nazwami Theotokos z gr. Boża Rodzicielka lub Bogurodzica.W Polsce już Jan Długosz w swoich kronikach nazywa ją Panią świata i naszą. Tytuł królewski przychodzi wiele lat później i związany jest z wydarzeniem znanym w historii jako Śluby lwowskie króla Jana Kazimierza. Historia cofa nas do wieku XVII, w szczególności do lat potopu szwedzkiego (1655 – 1670 ). Polska osłabiona po wojnach z Kozakami i Rosjanami nie była w stanie się bronić. Jednak poruszenie wywołały wieści o oblężeniu słynącego z cudów sanktuarium maryjnego. Obrona Jasnej Góry przed Szwedami dokonała się według ówczesnej opinii królewskiej za sprawą Maryi. Pełne znaczenie tamtych wydarzeń znalazło wyraz w niecodziennej elekcji Maryi na Królową Polski. 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej król Jan Kazimierz w sposób oficjalny ślubował: „Wielka Boga Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico. Ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król, do Najświętszych stóp Twoich przypadłszy, Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Tak samego siebie, jak i moje Królestwo polskie, księstwo litewskie, ruskie, pruskie, mazowieckie, żmudzkie, inflanckie, smoleńskie, czernichowskie oraz wojsko obu narodów i wszystkie moje ludy Twojej osobliwej opiece i obronie polecam, Twej pomocy i zlitowania w tym klęsk pełnym i opłakanym Królestwa mojego stanie przeciw nieprzyjaciołom Rzymskiego Kościoła pokornie przyzywam. A ponieważ nadzwyczajnymi dobrodziejstwami Twymi zniewolony pałam wraz z narodem moim nowym a żarliwym pragnieniem poświęcenia się Twej służbie, przyrzekam przeto, tak moim, jak senatorów i ludów moich imieniem, Tobie i Twojemu Synowi, Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi, że po wszystkich ziemiach Królestwa mojego cześć i nabożeństwo ku Tobie rozszerzać będę. Obiecuję wreszcie i ślubuję, że kiedy za przepotężnym pośrednictwem Twoim i Syna Twego wielkim zmiłowaniem, nad wrogami, a szczególnie nad Szwedem odniosę zwycięstwo, będę się starał u Stolicy Apostolskiej, aby na podziękowanie Tobie i Twemu Synowi dzień ten corocznie uroczyście, i to po wieczne czasy, był święcony oraz dołożę trudu wraz z biskupami Królestwa, aby to, co przyrzekam, przez ludy moje wypełnione zostało. Skoro zaś z wielką serca mego żałością wyraźnie widzę, że za jęki i ucisk kmieci spadły w tym siedmioleciu na Królestwo moje z rąk Syna Twojego, sprawiedliwego Sędziego, plagi: powietrza, wojny i innych nieszczęść, przyrzekam ponadto i ślubuję, że po nastaniu pokoju wraz ze wszystkimi stanami wszelkich będę używał środków, aby lud Królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić. Ty zaś, o najlitościwsza Królowo i Pani, jakoś mnie, senatorów i stany Królestwa mego myślą tych ślubów natchnęła, tak i spraw, abym u Syna Twego łaskę wypełnienia ich uzyskał” Śluby te stały się na przestrzeni dziejów ziarnem odnowy życia społecznego i moralnego Polaków, którzy w trudnych chwilach naszego narodu zwracali się do swojej Zwycięskiej Królowej o pomoc i wstawiennictwo. Tytuł królewski dla Maryi ma znaczenie nie tylko symboliczne. Opis uroczystości tekst ślubów jest nam dobrze znany i w swej formie nawiązuje do wolnej elekcji, przez co nabiera również znaczenia autentycznego wyboru na władcę Polski. Często podkreśla się, że podobnych aktów dokonano wcześniej w innych krajach. Jednak w przeciwieństwie ślubowań na Węgrzech, we Francji ( 1643 ), w Portugalii ( 1644 ), W Austrii ( 1647 ), które były dekretami monarchy, śluby w katedrze lwowskiej przed obrazem Matki Bożej Łaskawej w swej ceremonii i treści noszą cechy wyboru demokratycznego. W szczególny sposób dała temu wyraz forma deklaracji ślubów: najpierw ślubowanie króla i jeszcze ważniejsza deklaracja elekcyjna, wygłoszona przez podkanclerza koronnego, biskupa przemyskiego Andrzeja Trzebickiego w imieniu rządców, dostojników i wszystkich ludzi królestwa tego. Te dwie deklaracje, ślubowanie króla i biskupa Trzebickiego są podobne z tą różnicą, iż bezpośrednio po ślubowaniach króla Jana Kazimierza odczytano podobny tekst, ale w imieniu wszystkich ludów. Oczywiście, pomimo to nie były one aktem spontanicznym całego Narodu. Śluby lwowskie wymieniające wszystkie ziemie należące do Korony Polskiej miały charakter polityczny. Król był osobą pobożną lecz nie był autorem ślubowań. Pomysłodawcą został prymas Andrzej Leszczyński, a jego realizatorem stał się ówczesny nuncjusz Piotr Vidoni, jeden z najzdolniejszych dyplomatów papieskich. Znaczenie ślubów było olbrzymie pod względem historycznym jak i politycznym. Wskazują na to nasze dzieje, które po dziś dzień uznają Maryję nie tylko za naszą patronkę, ale Królową Polski. Wyrazem tej czci i oddania stało się Święto Królowej Korony Polski zatwierdzone przez papieża Piusa X w 1909 roku dla diecezji lwowskiej i przemyskiej na pierwszą niedzielę maja. Kolejny zaś papież Pius XI w 1924 roku, na prośbę Narodu Polskiego zezwolił ustanowić osobne święto Matki Bożej Królowej Polski. Święto obchodzone jest 3 maja dla upamiętnienia historycznej Konstytucji 3 Maja. Kolejnym przykładem ogromnego oddania Maryi jako Królowej Polski było wydarzenie z roku 1945, kiedy Polska uwolniła się od jarzma hitlerowskiego. Episkopat Polski pod przewodnictwem kardynała Augusta Hlonda, na Jasnej Górze odnowił akt poświęcenia się i oddania Bożej Matce. Ponowił on złożone przez króla Jana Kazimierza śluby. Ukoronowaniem historycznym powyższych deklaracji były Śluby Jasnogórskie Narodu Polskiego. Tekst tych ślubów został napisany przez prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Śluby Narodu Polskiego zostały uroczyście wygłoszone 26 sierpnia 1956 roku na Jasnej Górze przy udziale ok. miliona wiernych. Rotę ślubów odczytał bp. Michał Klepacz. Kardynał Wyszyński składał śluby w miejscu swojego odosobnienia w Komańczy w łączności z Jasną Górą. Bogurodzica – najstarsza utrwalona polska pieśń religijna i najstarszy zachowany polski tekst poetycki. Utwór powstał w średniowieczu, najprawdopodobniej na przełomie XIII i XIV wieku.Pierwszy zapis tekstu jest późny, bo z początku XV wieku, wcześniejsze zapisy mogły zaginąć, ale też tekst mógł krążyć w obiegu ustnym. Bogurodzica pełniła – według współczesnych pojęć – rolę hymnu państwowego. W 1506 roku tekst pieśni został dołączony do Statutów Jana Łaskiego z informacją, że jej autorem jest św. Wojciech. Większość współczesnych badaczy odrzuca jednak jego autorstwo, ponieważ św. Wojciech nie znał języka polskiego. Na przestrzeni wieków XIV – XVIII Bogurodzica pełniła także rolę hymnu państwowego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja! U twego syna, Gospodzina, matko zwolena Maryja! Zyszczy nam, spuści nam. Kirielejson. Twego dziela Krzciciela, bożyce, Usłysz głosy, napełni myśli człowiecze. Słysz modlitwę, jąż nosimy, A dać raczy, jegoż prosimy, A na świecie zbożny pobyt, Po żywocie rajski przebyt. Kirielejson. Nas dla wstał z martwych Syn Boży, Wierzyż w to człowiecze zbożny, Iż przez trud Bóg swój lud Odjął diablej stróżej. Przydał nam zdrowia wiecznego, Starostę skował piekielnego, Śmierć podjął, wspominął Człowieka pirwego. Jenże trudy cirzpiał zawiernie, Jeszcze był nie prześpiał zaśmierne, Aliż sam Bog z martwych wstał. Adamie, ty boży kmieciu, Ty siedzisz u Boga [w] wiecu, Domieściż twe dzieci, Gdzie krolują anjeli. Tegoż nas domieściż, Jezu Kryste miły, Bychom z Tobą byli, Gdzież się nam radują szwe niebieskie siły. Była radość, była miłość, było widzienie tworca Anjelskie bez końca, Tuć się nam zwidziało diable potępienie. Ni śrzebrzem, ni złotem nas diabłu odkupił, Swą mocą zastąpił. Ciebie dla, człowiecze, dał Bog przekłoć sobie Ręce, nodze obie. Kry święta szła z boka na zbawienie tobie. Wierzyż w to, człowiecze, iż Jezu Kryst prawy, Cirpiał za nas rany, Swą świętą krew' przelał za nas krześcijany. O duszy o grzeszne sam Bog pieczą ima, Diabłu ją otyma, Gdzie to sam króluje, k sobie ją przyma. Maryja dziewice, prośmy synka twego Króla niebieskiego, Haza nas huchowa ote wszego złego. Amen tako Bóg daj, Bychom szli szwyćcy w raj.Pierwszym prezydentem RP po 1989 roku który odnowił Śluby Kazimierzowskie w Katedrze Lwowskiej był prof. Lech Kaczyński."BOGURODZICA DZIEWICA BOGIEM SŁAWIENA MARYJA ZISZCZYNAM...  "Z tą pieśnią szli do boju rycerze polscy, walcząc z wrogami Ojczyzny i broniąc chrześcijańskiego ducha narodu. Z tą też pieśnią stajemy do Apelu Jasnogórskiego, błagając Jasnogórską Matkę i Królową Polski o pomoc w dzisiejszych zmaganiach ducha z laicyzacją, liberalizmem i mrocznym duchem cywilizacji śmierci. Jasna Góra od wieków jest siłą scalającą Naród, oraz pełni rolę tarczy obronnej, dzięki przedziwnej obecności Bogurodzicy. Wciąż słyszymy głośne nawoływanie Stefana Kardynała Wyszyńskiego i Papieża Polaka Jana Pawła II czyli wielkich duchów Narodu spod znaku: "Wszystko postawiłem na Maryję", oraz "Cały Twój" do kroczenia jasnogórską drogą. Tak rozpoczął wydanie specjalne "75 lat Niedzieli" w tygodniku "Niedziela" O. Izydor Matuszewski Przeor Jasnej Góry. Wszak w Katedrze Lwowskiej 1 kwietnia 1656 roku król Jan Kazimierz przed obrazem Matki Boskiej Łaskawej złożył śluby w imieniu stanów Rzeczypospolitej, w imieniu Narodu, koronując Ją na Królową Polski. Maryja jest Królową Polski; to tytuł bliski nam, Polakom. Z imieniem Maryi na ustach Polacy zwyciężali w okresie potopu szwedzkiego; pod Racławicami polskie chłopstwo ze sztandarem Matki Boskiej Częstochowskiej kosami zwyciężyło moskiewskie armaty. Pola Grunwaldzkie, mury Częstochowy i Wiednia, zwycięstwo nad bolszewikami na przedpolach Warszawy, zwane "cudem nad Wisłą", zwycięstwo garstki Orląt Lwowskich w bitwie pod Zadwórzem zwane "Polskim Termopilami", bohaterska i skuteczna Obrona Lwowa przez Orlęta Lwowskie, świadczą o potędze wstawiennictwa Królowej Polski. Wszystkie najszlachetniejsze porywy serca polskiego: idealizm, patriotyzm, serdeczność, uczynność, gościnność, odwaga, wiara, nieugiętość - w kulcie Matki Najświętszej znalazły swój najpiękniejszy wyraz. Dlatego polski poeta swoje dzieło - epopeję narodową - rozpoczyna od wezwania :" Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy.". Mógł też Henryk Sienkiewicz ustami księdza Kordeckiego powiedzieć: "Wszystkie cnoty być może zginęły już w narodzie naszym. Pozostała jedna cnota - nabożeństwo do Matki Najświętszej i na tej cnocie, na tym nabożeństwie, tak jak na fundamencie odbudujemy resztę cnót w wolnej i szczęśliwej Ojczyźnie naszej". Jak wspomniałem Śluby kazimierzowskie jako jedyny z prezydentów Rzeczypospolitej po 1989 roku odnowił 1 kwietnia 2006 roku w ich 350 rocznicę prof. Lech Kaczyński. 5 lipca 2009 roku na Jasnej Górze odbył się XV Światowy Zjazd i Pielgrzymka Kresowian. To, iż coroczne zjazdy kresowian odbywają się na Jasnej Górze ma swoją wymowę. Każdego roku kresowianie oddają się Pod Jej Obronę. Tak było i 5 lipca 2009 roku. Podstawowe przesłanie XV Zjazdu i Pielgrzymki Kresowian brzmiało "Kresowianie nie tracą nadziei", "nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary "; "Ojczyzna to ziemia i groby - narody tracąc pamięć tracą życie" ; "Dla Narodowej pamięci, oraz w hołdzie ofiarom ludobójstwa, którego dopuściły się w latach drugiej wojny światowej na Polakach - mieszkańcach południowo wschodnich województw Rzeczypospolitej Polskiej - Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińska Powstańcza Armia". Taka też inskrypcja widnieje na pomniku upamiętniającym 60 rocznicę masowej rzezi Polaków zamieszkujących Kresowe Województwa Rzeczypospolitej wzniesionym na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie i uroczyście odsłoniętym 17 września 2004 roku. Pomnik ów wzniesiony został z funduszy i inicjatywy Towarzystwa Pamięci Narodowej Imienia Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego, przy ogromnym zaangażowaniu jego prezesa Jerzego Korzenia. XV Zjazd i Pielgrzymka Kresowian była nie tylko modlitewną uroczystością poświęconą pamięci Polaków którzy 65 lat temu ponieśli męczeńską i okrutną śmierć z rąk OUN UPA - lecz także okazją do społecznej debaty na temat ciągle nie załatwionych spraw i przemilczanych przez ekipę rządzącą, związanych z ludobójstwem i wypędzeniem Polaków z ich ziem ojczystych, oraz problemami Rodaków, którzy na tych ziemiach pozostali. W Zjeździe i Pielgrzymce uczestniczyło ok. 1000 osób w większości niestety już niemłodych, w tym przedstawiciele organizacji kresowych i kombatanckich z kraju i z całego świata, Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", parlamentarzyści, przedstawiciele Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który sprawował patronat honorowy nad Zjazdem. Do Częstochowy przyjechali reprezentanci oddziałów Towarzystwa Miłośników Lwowa, Wilna, Wołynia, Podola i Polesia, przedstawiciele organizacji kresowych spoza granic kraju, m.in. z Florydy, Nowego Yorku i Ottawy, a także mediów, które reprezentowali również dziennikarze "Radia Lwów". Na spotkanie nie przybyli mimo zaproszenia organizatorów, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, minister resortu edukacji Katarzyna Hall, oraz szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik /odznaczony przez Władimira Putina Orderem Przyjaźni Federacji Rosyjskiej/. Tak nie powinno być. To jawne lekceważenie. Przecież toczyły się tu debaty na temat kwestii istotnych dla całego Narodu polskiego - skomentował ten fakt Wojciech Szarama /PIS/ uczestnik Zjazdu. A czego innego można się tu było spodziewać? Przecież te tematy są dla rządu niewygodne. Spotkania te są bardzo ważne, gdyż dotyczą ludzi, którzy jako pierwsi odczuli jarzmo komunizmu. Oni byli przez PRL skazani na zapomnienie. Tam była i jest prawdziwa Polska. Naszym obowiązkiem, co może się oczywiście niektórym nie podobać, jest upominać się o prawa tych ludzi, przypominać prawdę o tamtych tragicznych wydarzeniach w szkołach i mediach, a nie przechodzić obojętnie, bez słowa, co robią obecne elity polityczne - dodała senator Dorota Arciszewska- Mielawczyk, prezes Powiernictwa Polskiego i honorowy członek Światowego Kongresu Kresowian, uhonorowana odznaczeniem Polonia Mater Nostra Est. Natomiast budzi nadzieje znaczący list prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego odczytany przez doradcę prezydenta Bożenę Borys - Szopa zapewniający o jego stałym wsparciu spraw Polaków mieszkających poza granicami kraju, oraz podkreślający, iż zbrodnie na Wołyniu należy bezprzecznie nazywać ludobójstwem, a nie tylko tragicznym wydarzeniem dokonanym na prawie 200 tysiącach Polaków. Spotkanie, które odbyło się w Sali papieskiej, mieszczącej ponad 1000 osób sprawnie i profesjonalnie prowadziła red. Danuta Skalska, której audycji "Wesoła Lwowska Fala" można słuchać w "Radiu Katowice". Przewodniczący Światowego Kongresu Kresowian Jan Skalski w swoim bogatym tematycznie wystąpieniu przypominał o trudnych sprawach z jakimi borykają się Polacy za naszą wschodnią granicą i przemilczaniem spraw kresowych przez stronę rządową, podkreślił, iż rehabilitacja nacjonalizmu ukraińskiego jest niemożliwa. Jan Skalski w rozmowie z red. Anną Ambroziak podkreślił, iż wielkie oczekiwania uczestników Zjazdu są trudne do zrealizowania, ale realne. Przewodniczący Kresowego Ruchu Patriotycznego Jan Niewiński w swoim wystąpieniu podkreślił niezwykle trudne sprawy dotyczące Polaków poza granicami kraju, jak dyskryminacja polskiego szkolnictwa, sprawy własności polskiej na Litwie, pisowni nazw polskich, zakłamywaniu historii szczególnie tej dotyczącej drugiej wojny światowej. Uczestnicy Zjazdu zwrócili się z prośbą do prezydenta RP o wsparcie w działaniach na rzecz załatwiania spraw dotyczących Kresów Wschodnich i Zachodnich; kwestii, które stanowią problem nie tylko dla kresowian, mieszkańców tych ziem, ale są sprawami istotnymi dla wszystkich Polaków. Pragniemy, aby wreszcie nas wysłuchano, a w ślad za tym podjęto konkretne działania. Uważamy bowiem, że rosnącym lawinowo problemom i ciągle nie załatwionym sprawom stawić czoła możemy tylko z pomocą tych, którzy Polską władają, przy powszechnym, społecznym i medialnym poparciu. Otwarte Forum Kresowe poświęcone było problemom, z jakimi borykają się Polacy za wschodnią granicą. Mówiono o problemach polskiego szkolnictwa i nierozwiązanej kwestii własności polskiej na Litwie, o dyskryminacji Polaków na Białorusi i Ukrainie , gdzie niszczy się polski dorobek kulturalny, oraz dowody polskiej, ponad 700-letniej obecności na tych terenach zamieszkałych ciągle przez kilkaset tysięcy Polaków. Tylko na Litwie mieszka wciąż prawie 270 tysięcy Polaków, na Białorusi jest ich ponad 400 tysięcy. Problemem jest także sprawa roszczeń niemieckich, oraz postępująca ukrainizacja Kościoła rzymsko-katolickiego, będącego dotąd ostoją polskości. Poruszono nie załatwione sprawy związane z upamiętnieniem miejsc kaźni Polaków na Kresach i należytego miejsca dla tych tematów w mediach i programach szkolnych. Podjęto uchwałę w sprawie utworzenia mauzoleum poświęconego ofiarom ludobójstwa, oraz objęcia patronatu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego nad budową pomnika Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN - UPA na ludności polskiej Kresów, który ma stanąć na placu Szembeka w Warszawie. Kamień węgielny pod jego budowę został poświęcony w czasie odprawiania mszy św. Powodzenie tego przedsięwzięcia może być utrudnione ze względu na nieprzychylność władz Stolicy. O potrzebie upamiętnienia zbrodni ludobójstwa na Narodzie polskim dokonanych na Wołyniu przez OUN UPA, SS Galizien i Batalion Nachtigall mówił w swojej homilii w kaplicy Cudownego Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej odprawiający mszę św. ks. Tadeusz Isakowicz - Zaleski. Kapłan przypomniał apel Jana Pawła II wypowiedziany w 1992 roku w Bydgoszczy - o spisywanie dotąd nieupamiętnionych martyrologii, w które obfitowało ubiegłe stulecie. Dodał też, że obowiązkiem chrześcijan jest spisywanie imion męczenników, niezależnie od tego, gdzie i z czyjej ręki zginęli. Tymczasem ofiary ludobójstwa nie mają dziś nawet swoich grobów, a na tych które są często nie ma krzyża, a nie mówienie prawdy, iż było to ludobójstwo, wciąż nie pozwala polskim i ukraińskim politykom tzw. poprawność polityczna. Czy to już męczennicy? Czy tylko maleńkie ofiary ukraińskiego bestialstwa? Kresowianom chodzi o prawo modlitwy, przekazywania pamięci o pomordowanych młodym pokoleniom i właściwego nazywania tego, co się stało. W tym kontekście padły słowa krytyki dotyczące nadania przez Katolicki Uniwersytet Lubelski doktoratu honoris causa prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Juszczence, jako temu który stawia pomniki katom /poklepywany po plecach przez prezydentów w czasie różnych spotkań "ku czci", a to na Cmentarzu Obrońców Lwowa, a to w czasie różnych ukraińskich nacjonalistycznych "zbiegowisk" ku chwale etc. z których nic nie wynika. Wiktor Juszczenko również przy rozmaitych okazjach podkreśla "ukraińskie korzenie rodowe" Jana Pawła II/. - i który mówi, że UPA zapisała się złotymi zgłoskami w historii. Zebrani zaapelowali do Sejmu RP o uznanie mordu na Wołyniu ludobójstwem. W tym celu zbierano udokumentowane podpisy. A tymczasem. Stawia się pomniki polakożercy Stepanowi Banderze, nierzadko nazywając jego imieniem ulice, nie tylko we Lwowie. . Za prowokację należy uznać płaskorzeźbę żeliwną wykonaną na elewacji polskiej szkoły im. św. Marii Magdaleny we Lwowie upamiętniającą Romana Szuchewicza – (Tarasa Czuprynki) - organizatora ukraińsko - hitlerowskiego batalionu Nachtigall. Na płaskorzeźbie widnieje napis: "Cześć członkowi UPA gen. Romanowi Szuchewyczowi - Tarasowi Czuprynce”. Czuprynka strzałem w tył głowy zamordował w 1926 roku na ul. Zielonej we Lwowie pierwszego kuratora ziemi lwowskiej Stanisława Sobińskiego. Był obok Hitlera i Stalina największym zbrodniarzem XX wieku. Hetman UPA i wielki inkwizytor OUN. Piastował stanowisko referenta bojowego OUN - UPA. Ukraińscy nacjonaliści dokonujący rzezi innych narodowości, głównie Polaków, znaleźli poparcie wśród prawosławnych i greckokatolickich duchownych - byli nie tylko kapelanami UPA, ale nawet sami dowodzili grupami napastników. Gdy arcybiskup greckokatolicki Andrzej Szeptycki (wnuk Aleksandra Fredy) czynnie wspierał nacjonalizm ukraiński oraz błogosławił formacjom faszystowskim, z rąk ukraińskich nacjonalistów ginęli polscy duchowni. Masakry nie przeżyło 180 z nich, w tym klerycy i siostry zakonne. Wielu zamordowano w sposób wyjątkowo okrutny. Ks. Karola Barana przepiłowano na pół w drewnianym korycie. Innych zarąbano siekierami przy ołtarzu w czasie sprawowania liturgii. Kierowana z zagranicy działalność OUN w okresie międzywojennym polegała na aktach terrorystycznych i sabotażowych skierowanych przeciwko polskiej racji stanu. Niszczono m.in. polskie majątki ziemskie na Kresach Południowo- Wschodnich II Rzeczypospolitej. Taras Czuprynka był jednym z organizatorów zamachów na posła Tadeusza Hołówkę - przedstawiciela Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zamordowanego w Truskawcu w 1930 roku, Bronisława Pierackiego - Ministra Spraw Wewnętrznych, oraz szeregu policjantów. Celem strategicznym maksimum nacjonalizmu ukraińskiego jest zbudowanie imperium ukraińskiego i ekspansja w nieskończoność. Sprowadza się to do zbudowania jednonarodowego /sobornego/ państwa ukraińskiego na wszystkich ukraińskich terytoriach etnograficznych. Przy czym przynależność do ukraińskiego terytorium etnograficznego OUN określa w sposób arbitralny: chodzi o państwo o obszarze 1.200.000 km kwadratowych, sięgające od "Krynicy w krakowskiem na zachodzie do granic Czeczenii na wschodzie. Według ocen OUN, w skład obecnie istniejącego państwa ukraińskiego mają być włączone terytoria należące obecnie do Polski / Podlasie, Chełmszczyzna, Łemkowszczyzna, Nadsanie". / wg. Wiktora Poliszczuka "Ludobójstwo nagrodzone" Toronto 2003 - Oakville, ON, Canada, L6J 6S7/. W czasie II wojny światowej i okupacji / 1939 - 1945 / Kraków stał się siedzibą OUN. W kwietniu 1940 roku powołano do życia Ukraiński Centralny Komitet / UCK /. UCK był finansowany z kasy Abwehry - / dywersyjno-sabotażowa centrala Wehrmachtu /. Stepan Bandera współuczestnik mordów o których wyżej, wódz OUN wziął udział w utworzeniu dwóch ukraińsko-hitlerowskich batalionów "Nachtigall" i "Roland". Bataliony owe odegrały stosowną rolę w proklamowaniu przez OUN Bandery "państwa ukraińskiego" w 1941 roku. Na batalionie "Nachtigall" / Słowiki / ciąży zarzut współudziału w aresztowaniu i zamordowaniu w lipcu 1941 roku na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie 45 profesorów lwowskich uczelni. Działacze OUN Bandery 30 czerwca 1941 proklamowali "państwo ukraińskie", tym samym postawili Niemców przed faktem dokonanym. Kolejne dzieje „nowego państwa ukraińskiego", powstania ukraińskiej SS-Galizien wymagają oddzielnego szerokiego opracowania. Chowanie głowy w piasek przez liberalny rząd Donalda Tuska, a być może jeszcze gorsze milczenie stanowi dla Polski, jej suwerenności i wolności poważne zagrożenie. W tym "odwrotnym pochodzie" rządzących, dzielnie wspierają ich serwilistyczne media z "Gazetą Wyborczą" na czele. Niech się tylko ktoś spróbuje wychylić to zagrażają mu sądy powszechne, z aresztowaniem prawicowych dziennikarzy włącznie /patrz Tomasz Sakiewicz, Katarzyna Gójska - Heike/ z powództwa Adama Michnika. Rządzący, obojętnie przechodzą okrążając "skażone" miejsca, sprawnie też milczą i wykonują ekwilibrystykę uników, ale za to znakomicie dla własnych potrzeb wspierają antypolskość i antykatolicyzm. "Polski" noblista Czesław Miłosz w niesławie spoczywający w Panteonie Narodowym "Na Skałce" marzył o totalnym zniszczeniu Polski: "te wszystkie Miłosza paszkwilanckie oceny polskości doprowadzały go nieraz do patologicznych stanów duchowych, kiedy to marzył o totalnym zniszczeniu Polski /"Rodzinna Europa"/: "nad tym właśnie kawałkiem Europy ciąży przekleństwo, ze nie ma żadnej rady. I być może gdyby mi dano sposób wysadziłbym ten kraj w powietrze". To zbrodnicze marzenie Miłosza /Jan Majda "Karol Wojtyła, Wisława Szymborska, Czesław Miłosz" Kraków 2002/. W "Traktacie teologicznym" /2002 /Miłosz drwi z polskiego katolicyzmu i największych świętości, gdzie uznaje Matkę Boską za pogańską boginię: "przychodzę z kraju gdzie Twoje sanktuaria służą umacnianiu narodowej ułudy i uciekaniu się pod Twoją obronę pogańskiej bogini, przed najazdem nieprzyjaciela"./ Jan Majda "Antypolskie oblicze Czesława Miłosza" Krzeszowice 2005 /. Dr hab. Jan Majda jest b. pracownikiem naukowym Instytutu Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jedna z wyżej wymienionych publikacji Jana Majdy została w całości sfinansowana przez Instytut Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. XV Zjazd zapewne przejdzie do historii jako niezmiernie ważny i udany. Napięcie doznanych krzywd ze spokojem rozładował patriotyczny list Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego. Padło w nim słowo "ludobójstwo". To ogromny, milowy krok ku prawdzie. Uroczystości zakończył koncert "Kresy - Pamięć - Tęsknota" z recitalem aktorskim znakomitego Wojciecha Habeli, laureata I nagrody w konkursie II Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Lwowskiej i "Bałaku" Lwowskiego Kraków 2008, syna muzykologa lwowskiego Jerzego Habeli. Artyście towarzyszył zespół "Chawira" w składzie: Karol Wróblewski kierownik Zespołu - Dyrektor Fundacji Ocalenia Kultury Kresowej, Katarzyna Wróblewska. Usłyszeliśmy również chór "Gloria Dei" z Wrocławia, oraz zespół "Canzona" z Gorzowa Wielkopolskiego.Aleksander Szumański „Bogiem Sławiena Maryja „Głos Polski” Toronto.Dokumenty, źródła cytaty:Aleksander Szumański „Głos Polski” Toronto „Bogiem Sławiena Maryja”http://www.rodaknet.com/rp_szumanski_31.htm „Wiadomości monarchistyczne” –Związek Monarchistów „CRACOVIA” 1.10. 2009 r.
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:7)
Kategoria wpisu: 
Viewing all 778 articles
Browse latest View live