

KTO NAPRAWDĘ MORDOWAŁ ŻYDÓW W JEDWABNEM – 1941 – JA TAM BYŁEM STEFAN BOCZKOWSKI – ZEZNANIA NAOCZNEGO ŚWIADKA
ZBRODNIA NIEMIECKA W JEDWABNEM
Zbrodnia w Jedwabnem, w 1941 roku na terenie okupowanej przez Niemców Polski, została dokonana przez Niemców, z ich inicjatywy i pod ich całkowitą kontrolą, jak tysiące podobnych zbrodni niemieckich w Polsce i bez jakiegokolwiek udziału sprawczego jakiegokolwiek Polaka.
Wszystkie osoby które, czy to w Polsce, w Kanadzie, w USA czy gdziekolwiek na świecie do dzisiaj w ten czy inny sposób uczestniczą w manipulacji i fałszowaniu historii na temat Jedwabnego czy też innych, podobnych konfabulacji, biorą na siebie – również wobec tych nieżyjących już, niewinnych ofiar tej jednej z tysięcy podobnych niemieckich zbrodni w Polsce, współodpowiedzialność za współudział w ukrywaniu prawdziwych sprawców tego ludobójstwa oraz współodpowiedzialność za współudział w mataczeniu i uniemożliwieniu przeprowadzenia rzetelnego śledztwa wokół tej zbrodni, współudział w uniemożliwieniu sprawiedliwego jej osądzenia i w uniemożliwieniu napiętnowania, potępienia i ukarania jej prawdziwych sprawców, Choćby i, po latach, symbolicznego, ku pamięci i dla sprawiedliwości przelanej tam niewinnie krwi.
Stają się po prostu, z własnej woli, wspólnikami tych straszliwych zbrodni i wspólnikami rzeczywistych zbrodniarzy których sprawiedliwe osądzenie, uniemożliwiają teraz, biorąc w ten czy inny sposób udział w oskarżaniu niewinnych ludzi,w większości przecież tak samo wtedy przez Niemców prześladowanych i mordowanych.
Telewizja Niezależna Polonia dotarła do następnego naocznego świadka niemieckiej zbrodni w Jedwabnem 10 lipca 1941. Pan Stefan Boczkowski miał wtedy 12 lat i był naocznym świadkiem tego, co rzeczywiście działo się w Jedwabnem.
Według niedokończonego śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, sprawcą i wykonawcą zbrodni w Jedwabnem, tak jak i w sąsiednich okolicach był oddział Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg – Ciechanów – Płock, który to oddział otrzymał rozkaz przeprowadzenia czystki w Łomżyńskiem.
Dowódcą tego oddziału był urodzony 12 sierpnia 1911 roku w Strassburgu, w Alzacji Hauptsturmführer SS Hermann Schaper, członek SS nr 3484 a późniejszy komisarz policji kryminalnej III Rzeszy, który wsławił się okrucieństwem w dowodzeniu i braniu udziału w egzekucjach ludności zarówno żydowskiej jak i polskiej w Wiznej, Wąsoszy, Radziłowie, Jedwabnym, Łomży, Tykocinie , Rutkach, Piątnicy, Zambrowie, na terenach Związku Radzieckiego i gdzie indziej.
Ukrywający się pod zmienionym nazwiskiem po wojnie w Niemczech został wreszcie, w procesie Gestapo w roku 1976, postawiony przed sądem w mieście Giessen w Hesji którego werdykt stwierdził ostatecznie, że Schaper oraz czterech innych członków komando SS Zichenau- Schröttersburg winni są współudziału w mordzie na Polakach i Żydach na terenie wiosek i miasteczek powiatu łomżyńskiego.
Wyrok sześciu lat więzienia został niestety odrzucony z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego.
Hermann Schaper zmarł, mając dziewięćdziesiąt kilka lat, nie ukarany za swoje zbrodnie i dożywając spokojnie swojego życia w Niemczech, jak tysiące jemu podobnych zbrodniarzy niemieckich.
Według niektórych źródeł, pełna dokumentacja zbrodni Hermanna Schapera oraz jego Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg która została przechwycona w czasie wojny przez Rosjan znajduje się zarówno w posiadaniu IPN jak i historyków izraelskich,którzy swego czasu badali wnikliwie zbrodnie tego oddziału.
Zbrodnia w Jedwabnem, w 1941 roku na terenie okupowanej przez Niemców Polski, została dokonana przez Niemców, z ich inicjatywy i pod ich całkowitą kontrolą, jak tysiące podobnych zbrodni niemieckich w Polsce i bez jakiegokolwiek udziału sprawczego jakiegokolwiek Polaka.
Jest rzeczą fizycznie niemożliwą, aby w spowitej terrorem okupowanej Polsce, gdzie na przykład chociażby tylko za samo posiadanie odbiornika radiowego, można było stracić życie, aby polska cywilna ludność miasteczka mogła mieć przy sobie zapasy benzyny, nafty, broń, miotacze ognia czy też mogła zorganizować i przeprowadzić na własną rękę jakąkolwiek akcję zbrojną czy pacyfikacyjną bez wiedzy i kontroli Niemców.
Osoba propagująca takie absurdy wystawia tylko świadectwo albo o poziomie swojej wiedzy albo wręcz o złej woli lub też o chęci fałszowania historii z sobie tylko wiadomych pobudek i powodów.
Przypisywanie Polakom, rzekomo mogącym mieć wtedy jakikolwiek wpływ na cokolwiek dookoła siebie, samej tylko możliwości dokonania zbrodni we własnym zakresie w tym miasteczku w roku 1941, a więc w czasie trwania na całym terytorium okupowanej przez Niemców Polski totalnej, niemieckiej kontroli i totalnego, bezwzględnego niemieckiego terroru, jest takim samym absurdem i kłamstwem jak rozgłaszanie kłamstw o – Polskich Obozach Koncentracyjnych – na terenach tejże, okupowanej przez Niemców Polski. Na wszystkie okupowane przez Niemców kraje, jedynie w Polsce istniała bezwzględna kara śmierci za jakąkolwiek pomoc udzielaną osobom pochodzenia żydowskiego.
Dokumenty, źródła, cytaty
http://www.aleszum.btx.pl/index.php/publikacje/1363-zbrodnia-niemiecka-w-jedwabnem
Wacław Kujbida, Ottawa, kwiecień 2014 naoczny świadek zbrodni niemieckiej
http://www.tvniezaleznapolonia.org/jedwabne-swiadek-historii/
7
PRAWDA O POGROMIE KIELECKIM. - POGROM UBECKI A NIE KIELECKI. - KIELECKA PROWOKACJA NKWD.
ŻYDZI W BEZPIECE.- ZDEMASKOWANE OSZUSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA.
POGROM KIELECKI MILICYJNO - UBECKI
4 lipca 2016 roku przypadła 70. rocznica pogromu kieleckiego, podczas którego zginęło 37 osób pochodzenia żydowskiego, ocalałych z wojennej zagłady. Zbrodnia dokonana w Kielcach, w kamienicy przy ul. Planty 7/9, spowodowała żydowski exodus z Polski. Badacze nadal szukają odpowiedzi, czym były tamte wydarzenia.
W czwartek, 4 lipca 1946 r. w Kielcach wzburzony tłum, podżegany pogłoskami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami dokonał pogromu na żydowskich mieszkańców miasta – osoby, które przeżyły Holokaust i przyjechały do Kielc.
USTALENIA INSTYTUTU PAMIĘCI NARODOWEJ
NIE ZAKOŃCZONE ŚLEDZTWO - UMORZONE Z POWODU NIE WYKRYCIA SPRAWCÓW
Zgodnie z ustaleniami Instytutu Pamięci Narodowej, w następstwie wydarzeń na Plantach śmierć poniosło 37 osób narodowości żydowskiej oraz trzy osoby narodowości polskiej. Część osób zginęła od postrzałów. zostało 35 Żydów rannych . Podana liczba ofiar nie uwzględnia śmierci mieszkanki Kielc pochodzenia żydowskiego Reginy Fisz i jej kilkutygodniowego dziecka. Ich zabójstwo, dokonane tego samego dnia na tle rabunkowym, nie miało bezpośredniego związku z wydarzeniami przy ul. Planty.
4 lipca w Kielcach i okolicach miały miejsce również inne zajścia, w których pokrzywdzonymi stali się Żydzi. Takie zdarzenia odnotowano w okolicy dworca kolejowego oraz w pociągach kursujących z Kielc i do Kielc.
Po pogromie ówczesne władze postawiły przed sądem 49 osób w jedenastu procesach karnych, oskarżając je o udział w zajściach.
Jak podaje Andrzej Jankowski w publikacji IPN-u „Wokół pogromu kieleckiego”, wśród oskarżonych było 30 mundurowych i 19 cywilów (w tym jeden kontraktowy pracownik milicji). Mundurowi to: funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa (UB), 14 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO), dwóch oficerów i trzech żołnierzy Wojska Polskiego (WP), ośmiu żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW), strażnik więzienny i wartownik z Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Socjalistycznej.
Postawiono im zarzuty dotyczące m.in. bicia i kopania Żydów, kradzieży ich mienia, rozpowszechniania wiadomości powodujących rozszerzenie się zajść, nawoływania do waśni narodowościowych.
W pierwszym pokazowym procesie, przeprowadzonym z pogwałceniem podstawowych zasad procesowych, oskarżono 12 osób, także uczestników zabójstwa Fisz i jej dziecka. Dziewięć osób – m.in. obu milicjantów – skazano na kary śmierci. Już 12 lipca 1946 r., dzień po publikacji wyroku, kary wykonano. Trójkę pozostałych oskarżonych skazano na kary kilkuletniego więzienia.
W kolejnych procesach zapadły mniej surowe wyroki – nikt nie został skazany na karę śmierci, a jedna osoba usłyszała karę dożywocia. Ogłaszano też kary kilkuletniego więzienia, także w zawieszeniu. Niektórych oskarżonych uniewinniono.
Sądzeni byli także szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Kielcach oraz komendant wojewódzki MO i jego zastępca. Dwie osoby uniewinniono, jedną skazano na rok więzienia – po kilku miesiącach warunkowo wyszła na wolność.
Próby dotarcia do prawdy o pogromie kieleckim z 4 lipca 1946 r. zakończyły się tylko częściowym powodzeniem. Powstał precyzyjny opis przebiegu zajść na ul. Planty, badacze nadal jednak poszukują odpowiedzi na pytanie: czym naprawdę były tamte wydarzenia.
Dowody zebrane w sprawie, w postaci zeznań i relacji uzyskanych zarówno w śledztwach prowadzonych bezpośrednio po wydarzeniach, jak też w postępowaniu prowadzonym po 1991 roku, potwierdzają jedynie udział w tych przestępstwach zarówno ludności cywilnej, zebranej przed budynkiem na Plantach, jak i milicji oraz wojska. Udowodniono, iż żołnierze przebrani za cywilów strzelali z budynku Planty 7 do tłumu i do żołnierzy.
Zeznania świadków zawierają liczne opisy bicia przy użyciu niebezpiecznych narzędzi poszczególnych osób narodowości żydowskiej, jednak żaden dowód nie pozwalał – w ocenie prokuratora pionu śledczego IPN – przypisać konkretnemu sprawcy dokonania konkretnego przestępstwa.
Pomimo, iż w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne w sprawie kieleckiej zbrodni, prowadzone przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie Krzysztofa Falkiewicza, zostało umorzone 21 października 2004 r.
Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”.
Znaczący wpływ na negatywny stosunek mieszkańców Kielc do Żydów miała też nadreprezentacja osób tej narodowości w organach władzy komunistycznej, w tym zwłaszcza aparatu bezpieczeństwa, kojarzonego ogólnie z bezwzględnym traktowaniem polskich patriotów z organizacji poakowskich, które na Kielecczyźnie były bardzo aktywne i miały społeczne poparcie.
W opinii prok. Falkiewicza, tym tłumaczyć należy łatwe przyjęcie za wiarygodną historii o porwaniu przez Żydów 8-letniego Henryka Błaszczyka – rzekomej ofiary rytualnego mordu, potwierdzonej w sposób bezkrytyczny przez funkcjonariuszy MO, którzy podjęli pierwsze czynności w tej sprawie, co okazało się kłamstwem.
Atmosferę w tłumie przed budynkiem przy ul. Planty pogorszył widoczny konflikt między milicjantami, a przybyłymi tam funkcjonariuszami WUBP, co zostało odebrane jako próba ochrony Żydów ze strony aparatu bezpieczeństwa. Fakt ten spowodował również pojawienie się w tłumie haseł narodowościowych i antyrządowych oraz antykomunistycznych.
Istotnym czynnikiem, który spowodował wybuch agresji były pierwsze strzały z broni palnej, które padły w budynku żydowskim. Przyjęte one zostały przez zgromadzonych na ulicy jako oddane przez mieszkańców tego domu do interweniujących żołnierzy i milicjantów. Pojawiła się też informacja, że postrzelony został polski oficer. Wtedy żołnierze skierowali swoje agresywne zachowanie przeciwko Żydom, bijąc ich i wyrzucając na plac, gdzie bił ich agresywny tłum. W biciu i zabijaniu Żydów brali udział żołnierze WP, KBW, milicjanci oraz osoby cywilne. Dochodziło do przeszukiwania pobitych i zabitych, kradzieży ich mienia.
„Zachowanie mieszkańców Kielc było typowe dla reakcji tłumu. Akty okrucieństwa należy przy tym tłumaczyć zmniejszoną wrażliwością, wynikającą z obserwacji wydarzeń z czasów wojny i okupacji, gdzie śmierć człowieka nie jawiła się jako fakt wyjątkowy” – ocenił prokurator IPN.
Pomimo, że w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne zostało umorzone w 2004 r. Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”.
Zdaniem prokuratora, nie można przypisywać agresywnego zachowania wszystkim uczestnikom wydarzeń, których w szczytowym momencie było przed budynkiem ok. 500. „Grupę agresywnych uczestników z ludności cywilnej należy szacować na co najwyżej kilkadziesiąt osób, których swym działaniem skierowanym przeciwko żydowskim mieszkańcom domu, wspomagała grupa żołnierzy WP, KBW i milicjantów. Efektem udziału jednostek mundurowych były ofiary śmiertelne na skutek postrzałów z broni palnej i ranni z ranami postrzałowymi oraz ranni od bagnetów wojskowych” – uzasadniał prok. Falkowicz.
W śledztwie nie udało się jednoznacznie ustalić, kto pierwszy strzelał. Historyk IPN dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki (artykuł „Tłum na ulicy Planty – wokół niewyjaśnionych okoliczności genezy i przebiegu pogromu Żydów w Kielcach 4 lipca 1946 roku”, w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego” zwrócił uwagę, że do zrekonstruowania przebiegu pierwszych godzin zajść w budynku brakuje dokumentów, które nie zostały wytworzone przez aparat bezpieczeństwa, milicję czy wojsko.
„Kilka dokumentów w sposób dobitny podkreśla negatywną rolę, którą odegrali nie tylko poszczególni oficerowie i żołnierze, ale również grupy wojskowych”– ocenił naukowiec, przywołując cytaty z zeznań świadków.
Śmietanka-Kruszelnicki przytoczył też relację osoby, która znajdowała się w centrum tragicznych wydarzeń – Hanki Alpert, przesłuchanej następnego dnia po pogromie przez śledczego WUBP. Wg opisu, który przedstawiła kobieta, wydarzenia w budynku nabrały dramaturgii krótko po rozbrojeniu Żydów posiadających broń, a znajdujących się w kamienicy. Zeznała także: „Paru żołnierzy (…) na drugim piętrze zdjęli z siebie mundury i czapki, a poczęli strzelać z bloku do ludności, która stała przed komitetem (budynek przy Planty 7/9 – PAP), a ludność i żołnierze stojący zrobiły dużą panikę pomiędzy sobą, że Żydzi do nich strzelają (...)”.
„Gdyby nawet uznać, że bicie, rabowanie, a nawet mordowanie dokonywane tego dnia przez żołnierzy było spowodowane wieloma czynnikami – demoralizacją, zanarchizowaniem, antysemityzmem, atmosferą przyzwolenia ze strony przełożonych (brak jednoznacznych rozkazów zakazujących) – to trudno w podobny sposób traktować podszywanie się kilku żołnierzy (bo tak należy interpretować zdjęcie przez nich mundurów i czapek) pod Żydów i strzelanie do tłumu zgromadzonego przed budynkiem” – zauważał historyk.
Zdaniem naukowca, takie zachowanie wojskowych „trudno uznać za spontaniczne”, a musi być oceniono jako „zamierzone prowokowanie zdezorientowanych sytuacją ludzi do gwałtowniejszych zachowań” przeciw znajdującym się w budynku Żydom.
Wg Śmietanki-Kruszelnickiego, „prowokacyjne zachowania pojedynczych osób w gromadzącym się stopniowo tłumie, postawa i zachowania pojedynczych żołnierzy i oficerów oraz grupek "umundurowanych" z przysłanych jednostek wojskowych, podgrzewały atmosferę wytworzoną przez plotkę i przyczyniły się do eskalacji zdarzeń”.
Z kolei wg prok. Falkiewicza intensyfikację wydarzeń umożliwiły źle zorganizowane działania służb odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa obywateli. W świetle istniejących dowodów, nieskuteczność działań władzy trzeba tłumaczyć nietrafną oceną możliwości rozszerzenia się wydarzeń i związanego z nimi zagrożenia życia Żydów. Wpływ na dysfunkcyjność działań UB i MO miały osobiste relacje między kierownictwem tych organów w Kielcach.
Główną przyczyną uniemożliwiającą opanowanie sytuacji była niemożność użycia broni palnej wobec agresywnej grupy osób z tłumu. Zakaz taki wynikał z wyraźnych poleceń, wydawanych przez funkcjonariuszy państwowych szczebla centralnego.
W śledztwie weryfikowano sześć innych hipotez. Odrzucono m.in. niesiony przez propagandę komunistyczną tuż po zdarzeniach motyw zakładający, że wydarzenia kieleckie zostały sprowokowane inspiracją rządu emigracyjnego w Londynie i podziemia niepodległościowego w kraju, dla skompromitowania komunistycznego aparatu władzy i wykazania, że nie jest on w stanie kontrolować społeczeństwa polskiego.
Teza ta była częścią uzasadnienia aktu oskarżenia i wyroku pierwszego procesu po pogromie. Zaprzeczali tej tezie m.in. funkcjonariusze UB, przesłuchiwani w latach 90. Nie stwierdzono też, by którejkolwiek z osób podejrzanych, oskarżonych i skazanych w kilku procesach, przedstawiono zarzut przynależności do niepodległościowych organizacji.
W tym wątku analizowano też zachowanie 4 lipca 1946 r. szefa WUBP w Kielcach, Władysława Sobczyńskiego, który w czasie II Wojny Światowej był funkcjonariuszem NKWD. Prokurator wskazał, że jego bierność i brak właściwego zaangażowania w czasie wydarzeń trzeba tłumaczyć bardziej jego osobistą postawą wobec Żydów, faktem iż był „radykalnym antysemitą” (jako członek oddziałów Armii Ludowej brał udział w zabójstwach Żydów w regionie), niż wysuwać sugestie, iż jego zachowanie było spowodowane wytycznymi, otrzymanymi od przełożonych w tajnych służbach sowieckich – na co zresztą nie znaleziono dowodów.
Badano też hipotezę zakładającą, że pogrom kielecki został sprowokowany przez kierownictwo organów bezpieczeństwa, na szczeblu krajowym lub wojewódzkim, za pośrednictwem kieleckiego UB i milicji – dla przerzucenia odpowiedzialności na podziemie niepodległościowe i ewentualne odwrócenie uwagi światowej opinii publicznej od faktu sfałszowania wyników czerwcowego referendum.
Prokurator przypomniał, iż funkcjonariuszy pociągnięto do odpowiedzialności karnej, zmieniono też kadrę kierowniczą służb mundurowych i administracji państwowej w Kielcach.
Liczący 29 tomów akt materiał dowodowy nie może być uznany za kompletny. Część dokumentów mogących mieć istotne znaczenie dowodowe zostało bowiem wcześniej zniszczonych, zgodnie z przepisami o archiwizacji. Z kolei śmierć niektórych osób przed rozpoczęciem śledztwa, uniemożliwiła uzyskanie odpowiedzi na wiele ważnych pytań, dotyczących przyczyn i przebiegu wydarzeń kieleckich oraz roli tych jednostek w czasie zajść.
Śledztwo nie dało jednoznacznych odpowiedzi na takie kwestie jak przyczyny pewnej bezradności organów bezpieczeństwa w tłumieniu zajść, motywy niezrozumiałego zachowania się Walentego Błaszczyka (który twierdził m.in. iż jego syn miał być zamknięty przez Żydów w piwnicy), czy postawa szefa WUBP.
Jednak w przypadku ujawnienia nowych dowodów i okoliczności, postępowanie karne może być w każdym czasie podjęte na nowo.
Jak pisze prof. Bożena Szaynok („Spory o pogrom kielecki” w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego”), tak jak uproszczeniem jest widzenie kieleckich wydarzeń tylko w kontekście prowokacji, tak i uproszczeniem jest widzenie ich tylko w kontekście antysemityzmu.
Według prezesa Stowarzyszenia im. Karskiego Bogdana Białka, Kielce są szczególnie zobligowane do stawiania czoła wszelkim formom dyskryminacji. „Zapominamy, że pogrom kielecki spowodował całą falę uchodźczą z Polski. W latach 1946-1950 z Polski wyjechało niemal całe żydostwo – sto tysięcy ludzi. Także z innych części Europy – w przeświadczeniu, że w Europie dla Żydów nie ma miejsca i prześladowaniom nie będzie końca”– przypomniał w kwietniu, zapowiadając wydarzenia rocznicowe.
Od wielu lat ciąży na Kielcach piętno wydarzeń z 4 lipca 1946 roku, kiedy doszło do mordu ludności żydowskiej. Owa zbrodnia nazywana jest "pogromem kieleckim". Za jego przygotowanie, sprowokowanie I przeprowadzenie odpowiadają służby państwowe. Zajścia miały przykryć kompromitujące dla komunistów fakty - sfałszowane referendum ludowe i sprawę zbrodni katyńskiej, która w tym czasie była rozpatrywana w Norymberdze.
W III RP zatajano prawdę historyczną, wyrządzając tym samym ogromne szkody społeczne. Jednym z najgorszych kłamstw historycznych jest zatajanie prawdy o kieleckiej zbrodni, będącej prowokacją NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 roku. Podobne nikczemne sowieckie prowokacje w Europie Środkowej służyły do odwrócenia uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań przeciwko krajom naszego regionu.
Winą za dokonanie zbrodni na ludności żydowskiej obarczono mieszkańców Kielc i Podziemie Niepodległościowe. Po 1989 roku miasto nie pozbyło się oskarżeń o antysemityzm. W siedemdziesiątą rocznicę tych dramatycznych wydarzeń należy przekazać prawdę.
Dziesięciolecia panowania „pedagogiki wstydu” w czasach PRL-u i w III RP wyrządziły ogromne szkody świadomości społecznej, utrwalając niezmierne połacie kłamstw w wiedzy o historii.
Jednym z najgorszych i zarazem najszkodliwszych kłamstw jest wymyślony przez komunistów mit o „pogromie kieleckim”, jak dotąd dość powszechnie określa się prowokację NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 r.
Niewiele osób wie, że prowokacja ta była tylko jedną z licznych podobnych nikczemnych sowieckich przedsięwzięć w Europie Środkowej. Była jedną z licznych prowokacji służących odwracaniu uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań przeciwko krajom naszego regionu.
Co znamienne - podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich.
Prawie w tym samym czasie odbywały się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do "wypędzenia" ok. 711 tysięcy Żydów z satelickich krajów bloku sowieckiego.
PRZEMILCZANE PROWOKACJE SOWIECKIE W KRAJACH EUROPY ŚRODKOWEJ
Czołowa węgierska badaczka historii czasów powojennych profesor Maria Schmidt, dyrektor słynnego „Muzeum Terroru” w Budapeszcie już w 1991 roku ogłosiła dane, pokazujące kulisy sowieckich prowokacji, z rzekomymi pogromami Żydów na Węgrzech, w Polsce, Słowacji, czy w Rumunii.
Wskazała ona, że wszędzie tam władze sowieckie uciekały się do bliźniaczo podobnych, wręcz zbrodniczych metod świadomie organizowanych zajść antyżydowskich, dokładnie wyreżyserowanych według podobnego scenariusza jak w Kielcach. Bardo podobne było w nich zachowanie wojska i milicji oraz wyraźna rola sprawców o komunistycznej proweniencji, których nigdy za to nie ukarano.
Bardo podobne były też cele tych prowokacji. Podobnie jak zajścia w Kielcach, które miały odwrócić uwagę Zachodu od monstrualnie sfałszowanego referendum, tak zajścia na Węgrzech czy w Czechosłowacji (konkretnie na terenie Słowacji) miały odwracać uwagę Zachodu od przejawów skrajnego bezprawia i gwałtów, dokonywanych przez wojska sowieckie w ramach rozprawy z prozachodnią opozycją.
Do sprowokowanych przez NKWD i krajową bezpiekę zajść antyżydowskich doszło m. in. w Słowacji (Velke Topolcany, Chinorany, Krasno nad Nidą, Nedanovce ) i na Węgrzech (Ozd, Sajószentpéter, Kunmadarás, Miskolc).
Zdaniem profesor Marii Schmidt ręka sowieckich tajnych służb kryła się za prowokowaną histerią wzniecaną wokół rzekomych mordów rytualnych na Słowacji w kwietniu 1946 roku, na Węgrzech w maju 1946 roku i w Polsce w lipcu 1946 roku.
Jak pisała prof. Maria Schmidt : „sowieckie kierownictwo chciało się uwolnić od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy „kapitalizmu:”, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej „reakcji”, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii sympatyków żydowskiego pochodzenia”. (Cyt. za: J. Pelle: A kunmadarási pogrom. Shylock Hunniában II (Pogrom w Kunmadáras. Shylock w Hunni II), „Magyar Nemzet „ z 15 marca 1991 roku).
Dodajmy do tego rzecz szczególnie ważną. Prowadzona na ogromna skalę nagonka medialna po rzekomych pogromach na dziki „antysemityzm” Polaków, Węgrów, czy Słowaków miała oddziaływać na Zachód w jeszcze jednym względzie. Miała na celu pokazanie Zachodowi jak bardzo potrzebne w Europie Środkowej są sowieckie wojska, aby utrzymać w ryzach „faszystowskie” i „antysemickie” narody tego regionu.
KULISY I PRZEBIEG PROWOKACJI KIELECKIEJ
Sowieccy organizatorzy prowokacji kieleckiej świadomie wybrali właśnie Kielce na swe miejsce działania. W tym czasie Kielce było w centrum regionu o bardzo dużym nasileniu partyzantki antykomunistycznej. Chodziło wiec o to, by właśnie takie miasto tym mocniej skompromitować w oczach szerszej opinii publicznej. Nieprzypadkowo też rzekomy „pogrom” w Kielcach zainscenizowano 4 lipca 1946 roku, zaledwie w cztery dni po sfałszowaniu referendum przez władze komunistyczne w Polsce w dniu 30 czerwca 1946 roku. Chodziło o to, by Zachód skupił się na sprawie „antysemickiego pogromu” i jak najszybciej zapomniał o sprawie referendum. Plan komunistów okazał się aż nadto skuteczny.
Zbrodnicze zajścia kieleckie zaczęły się 4 lipca 1946 roku. Tego dnia od rana w całym mieście zaczęto bardzo szeroko rozpowszechniać pogłoskę o rzekomym porwaniu przez Żydów w celu zamordowania 8-letniego chłopca Henryka Błaszczyka. Kilka osób udało się z milicjantami do budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego przy ul. Planty 7, by domagać się rewizji domu w poszukiwaniu chłopca.
W budynku tym zamieszkiwało wówczas wielu Żydów. Doszło do szarpaniny wewnątrz budynku, a wokół domu zaczęły się gromadzić grupy ludzi. Do budynku zaczęli wchodzić kolejni milicjanci, a potem grupy wojskowych i żołnierzy KBW. W niewyjaśnionych w pełni okolicznościach doszło do strzelaniny między żołnierzami i milicjantami, a Żydami, a później do mordowania i rabunku Żydów.
Do ataku na Żydów dołączały się zgromadzone wokół budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego grupy cywilów.
Ich agresywne wystąpienia wzmogły się po przybyciu około godz. 12.30. dużej grupy robotników Huty „Ludwinów”. Byli oni związani z partią komunistyczną. Wielka część z nich była poprzednio prokomunistycznymi agitatorami w czasie referendum.
W wydanej w 2006 roku w Warszawie książce IPN „Wokół pogromu kieleckiego" liczebność tej grupy oceniano na kilkaset osób.
W czasie krwawych zajść trwających aż 5 godzin – od godz. 10.00 rano do godz.15.00 – zginęło trzydzieścioro siedmioro Żydów, dwóch polskich cywilów i jeden polski oficer. Razem ilość ofiar mordu w Kielcach ocenia się na 40 osób. Propaganda komunistyczna specjalnie wielokrotnie wyolbrzymiała wielkość zgromadzonego przed domem żydowskim tłumu, aby obciążyć go całą winą za masakrę. Np. w odezwie do ludności miasta Kielc i województwa z 11 lipca 1946 roku, twierdzono np. jakoby "Żydów zabijał tłum 20-tysięczny przy pomocy kamieni, kijów i kopania”. W rzeczywistości na placu przed Plantami mogło zmieścić się tylko do 500 osób, a badający sprawę sędzia Andrzej Jankowski ocenił, że tłum na Plantach nigdy nie przekroczył 300 osób. Tak niewielki „tłum” mogła z łatwością rozproszyć niewielka nawet, ale uzbrojona jednostka wojska , milicji czy UB. A w Kielcach w tym czasie - ze względu na zagrożenie atakami partyzantki antykomunistycznej – stacjonowały stosunkowo duże liczebnie formacje wojska (ok. 215 żołnierzy), II Kompanii KBW, Informacji Wojskowej, pracowników UB i MO, szkoły milicyjnej.. Do tego dochodził również stacjonujący w Kielcach garnizon sowiecki. Już sam ten fakt ogromnej zbrodniczej bezczynności stacjonujących w mieście dużych jednostek zbrojnych polskich i sowieckich musi prowadzić do jednoznacznych podejrzeń co do tożsamości sprawców rzekomego „pogromu”.
Liczni autorzy, począwszy od raportów ks. bp. Czesława Kaczmarka i ambasadora Stanów Zjednoczonych w Warszawie Artura Bliss Lane z 1946 roku już wtedy akcentowali, że większość Żydów poległa z rak żołnierzy i oficerów.
W 1982 roku gruntowną analizę sprawy zbrodni w Kielcach przedstawił były oficer Informacji Wojskowej pochodzenia żydowskiego Michał Chęciński w opublikowanej w Nowym Jorku książce „Poland: Communism- Nationalism- Antisemitism”. Właśnie Chęciński po raz pierwszy zdemaskował sowieckiego majora NKWD Michaila Aleksandrowica Diomina jako głównego organizatora kieleckiej zbrodni.
Współpracował z nim b. oficer NKWD w czasie wojny major UB Władysław Sobczyński (Spychaj).
Przejściowo aresztowany po „pogromie” Sobczyński został szybko wypuszczony z więzienia, a potem doszedł aż do stopnia ambasadora PRL w Sofii. Wyjątkowo duże podejrzenia musi budzić fakt ujawniony przez Krzysztofa Kąkolewskiego w książce ‘Umarły cmentarz” (Warszawa 1996, ss.147,153). Chodziło o to, że w budynku domu żydowskiego przy ul. Planty 7 były dwie klatki schodowe. W klatce schodowej nr 2 mieszkali wyodrębnieni w swoistym getcie utworzonym przez komunistów Żydzi wierzący, tzw. kibucnicy (syjoniści, przeciwnicy organizacji Bund), szykujący się na wyjazd do Palestyny. Napastnicy wdzierali się wybiórczo tylko do klatki schodowej nr 2. Natomiast, jak podkreślał Kąkolewski (op.cit.,s.147 ) : "Lepsza" klatka, klatka nr 1, gdzie mieszkali żydowscy funkcjonariusze UB, PPR i innych instytucji urzędowych lub powiązanych z władzami, pozostała nietknięta”.
NADREPREZENTACJA ŻYDÓW W KIELECKICH WŁADZACH
Zastanawiający jest fakt, że do inspirowanych przez NKWD i bezpiekę zajść antyżydowskich w Kielcach doszło pomimo bardzo wielkiej nadreprezentacji Żydów we władzach partii komunistycznej i bezpieki w tym mieście. Jak duże było nagromadzenie osób pochodzenia żydowskiego w kieleckim obszarze władzy, niech świadczą następujące dane personalne, które zaczerpnąłem z szeregu wiarygodnych naukowych pozycji omawiających zbrodnię kielecką. Żydami byli m.in... prezydent miasta Kielce Tadeusz Żarecki,szef WUBP Andrzej Kornecki (Dawid Kornhendler ), sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PPR Józef Kalinowski, kierownik Wydziału Personalnego KW PZPR Julian Lewin, zastępca szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Albert Grynbaum, dowódca oddziału wojskowego wysłanego na pomoc Żydom na plantach major Kazimierz Konieczny, szef wydziału personalnego WUBP Marian (po wyjeździe z Polski występował jako Morris) Kwaśniewski. (Por. dokładne dane bibliograficzne podane w moim tekście „Kulisy zbrodni kieleckiej”, drukowanym w drugim tomie wydawnictwa IPN „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2008,s.451). Dane te uzupełniłem informacjami o żydowskim pochodzeniu szefa Wydziału Specjalnego (kontrwywiadu) w Kielcach- Majewskiego i szefa Wydziału Politycznego i KW MO- Erlickiego, który później wyemigrował do Izraela . (Wg. tekstu Jacka Żurka w 1 tomie „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2006, s.376. Z tego samego wydawnictwa (t.,s. 271 ) dowiadujemy się z zeznań b. wojewody kieleckiego E. Wislicza- Iwańczyka o żydowskim pochodzeniu szefa wojskowej Prokuratury Rejonowej w Kielcach Kazimierza Golczewskiego i następcy Kalinowskiego na stanowisku sekretarza KW PZPR –Kozłowskiego (Szpryngera). Z kolei prof. Jan Żaryn w studium „Hierarchia kościoła katolickiego wobec relacji polsko-żydowskich w latach 1945-1947, w książce "Wokół pogromu.." op.cit., t. 1, s. 85 przytacza fakt, że funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa publicznego wytykali, iż :na stanowiskach kierowniczych w WUBP stoją Żydzi – wskazując jako przykłady (…) Korneckiego, Dmowskiego, naczelnika Wydziału Personalnego oraz naczelnika Wydziału Więziennictwa i Obozów- Blajchmana i innych”.
Wydane w latach 2006 r. i 2008 dwutomowe wydawnictwo „Wokół pogromu kieleckiego”, mimo bardzo dobrych mimo że napisane przez bardzo dobrych autorów nie wyjaśniło do końca sprawy. Zaciążyło na niej jednostronne i wręcz kłamliwe postanowienie o umorzeniu śledztwa wydane 21 października 2004 r. przez prokuratora Krzysztofa Falkiewicza z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie. Miejmy nadzieję, że polityka historyczna nowego rządu stworzy możliwości dla tak potrzebnego wznowienia śledztwa o zbrodni kieleckiej w imię prawdy o polskiej historii.
ŻYDZI W BEZPIECE. - KIELECKA PROWOKACJA NKWD.
WIELKIE KŁAMSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA PRL ZDEMASKOWANE.
Płk Anatol Fejgin - wysoki funkcjonariusz zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski pochodzenia żydowskiego należał do baronów bezpieki. To określenie dotyczy najbardziej wpływowych polityków MBP, które w swoich szeregach miało takich ludzi. Do tego kręgu należeli ludzie ze ścisłego kierownictwa resortu, złożonego ze starych NKWD-zistów i generałów UB: Stanisław Radkiewicz, Natan Kikiel - Grünspan (Roman Romkowski), Mojżesz Bobrowicki ( Mieczysław Mietkowski), Józef Różański, płk NKWD Julia Brystygier ("Krwawa Luna"), Jan Ptasiński, Lejba Ajzen (Leon Andrzejewski), Józef Czaplicki zwany "Akowerem", znany ze swojego okrucieństwa wobec żołnierzy Podziemia Niepodległościowego.
Anatol Fejgin wstąpił do UB 1 marca 1950 roku, a właściwie został przeniesiony z Informacji Wojskowej, gdzie był zastępcą szefa Głównego Zarządu. To była wojskowa bezpieka , jeszcze bardziej okrutna i bezwzględna niż jej "cywilny" odpowiednik. Obie służby - UB i IW - zostały zorganizowane przez Sowietów w celu zapewnienia sobie dominacji w okupowanej przez komunistów od 1944 roku Polsce i były narzędziem realizacji i obrony ich interesów. Nikt nie nadawał się do tej służby lepiej, niż przedwojenni agenci sowieccy w Komunistycznej Partii Polski. Najważniejsi z nich już przed wojną mieli obywatelstwo sowieckie i byli wtajemniczeni w plany światowej rewolucji, której płomienie miały zniszczyć Europę, a następnie inne kontynenty.
Fejgin urodzony w 1909 roku w inteligenckiej rodzinie żydowskiej był działaczem Komunistycznej Partii Polski ( w wieku 15 lat wstąpił do komunistycznej młodzieżówki), w której posługiwał się pseudonimami: "Felek"( na cześć Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego), "Jerzy", "Stach", "Wasyl". Trzykrotnie skazany był za działalność przeciwko suwerenności i niepodległości Polski na kary więzienia, podobnie jak Ozjasz Szechter ojciec Adama Michnika członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.
Od 1934 roku przebywał stale na tzw. stopie nielegalnej jak "funk", czyli funkcjonariusz KPP na etacie, opłacanym z moskiewskich funduszy. Już wówczas został zaufanym człowiekiem NKWD przewidywanym do służby w "radzieckiej" Polsce.
Jest jeszcze jeden charakterystyczny fakt związany z tą postacią. We wszelkich dyskusjach o roli aparatu bezpieczeństwa publicznego komunistycznej Polski, szczególnie w latach 1944 - 1956 przewija się wątek narodowościowy, czyli: Żydzi w bezpiece.
Istnieją dwa podejścia - jedno z nich polega na negowaniu tego wątku i sprowadzaniu go do...antysemityzmu. Czyli, że każdy, kto usiłuje pokazać, upublicznić to zjawisko jest natychmiast - przez pewne wpływowe media - odpowiednio zakwalifikowany jako ten, z którym nie powinno się dyskutować. Podejście drugie - to pokazywanie faktów. A z nimi się nie polemizuje, co najwyżej można je różnie interpretować. Na tym tle natychmiast widać różnice w postawach i ujawnia się pewne lobby , które w takich sytuacjach usiłuje wszystko zbagatelizować lub nawet negować fakty.
Oto w 1990 roku w "Tygodniku Powszechnym" ukazała się charakterystyczna wypowiedź prof. Chone Shmeruka , przewodniczącego Ośrodka Kultury Żydów Polskich na Hebrajskim Uniwersytecie w Jerozolimie":
"Berman nie funkcjonował jako Żyd, on funkcjonował jako członek partii. A partia nie była żydowska, była polska. On się nie uważał za Żyda, lecz za kogoś kto występuje w imieniu Żydów. I żaden Żyd nie widział w nim przedstawiciela narodu żydowskiego. . Czułby się obrażony, gdyby mu ktoś to powiedział. Berman funkcjonował jako Berman i jego można obwiniać, czynić mu zarzuty. Ale jako Żyd? To samo mógłby robić Polak. Gdyby nie on, byłby Polak na jego miejscu".
Fejgin miał również wiedzę o kulisach pogromu kieleckiego. Ponura sprawa, która cały czas czeka na wyjaśnienie, toczy się niemrawo i mało kto pamięta, że śledztwo nie zostało zakończone. Już wówczas, w 1946 roku, konspiracyjne pismo Zrzeszenia WiN "Orzeł Biały" w numerze 4 - 5 z czerwca - lipca informowało społeczeństwo, żyjące w okowach komunistycznej cenzury, że:
"Wystąpienia antyżydowskie w Polsce są prowokowane przez NKWD i są wykorzystywane przez Rosję zarówno na arenie międzynarodowej, jak i na odcinku wewnętrznym. By nie dopuścić do porozumienia pomiędzy Żydami a społeczeństwem polskim, a z drugiej strony, by dodać bodźca Żydom do bardziej bojowego nastawienia wobec Polaków - NKWD stwarza prowokacje "pogromów"żydowskich pod firmą Andersa, PSL, WiN itp".
Anatol Fejgin w wywiadzie opublikowanym w "Reporterze" (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego:
"Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać(...). Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele".
Polska wielokrotnie jest nazywana krajem „antysemickim”, a Polacy – „antysemitami”. Nic to, że w tym „antysemickim kraju” przez wieki Żydzi stanowili znaczny odsetek mieszkańców, nic to, że mieli w nim swoje szkoły, prasę i liczne gminy wyznaniowe.
Na świecie Polska uważana jest za kraj-cmentarz, gdzie Żydom zgotowano zagładę. Pojęcie „polskich obozów” jest wciąż w użyciu i ma się świetnie. A jeśli nawet ktoś rozsądny zauważy, że przecież Holokaust zgotowali Żydom Niemcy w miejscu z czysto logistycznego punktu widzenia dla nich najdogodniejszym, bo nie wymagającym transportu setek tysięcy ofiar, natychmiast znajdzie się ktoś, kto odpowie Jedwabnem i pogromem kieleckim. Obie te zbrodnie rzeczywiście miały miejsce, tyle, że obie wyglądały nieco inaczej, niż zostało to rozpowszechnione na całym świecie. Pełna kłamstw książka Tomasza Grossa została już dawno zdemaskowana, tak samo jak liczne kłamstwa na temat Jedwabnego rozpowszechniane przez środowiska żydowskie. Pogrom kielecki wciąż czeka na prawdę. Na razie jest ona mozolnie składana ze strzępków informacji, z krótkich, nigdy nierozwijanych wypowiedzi, które wyrwały się czołowym ubekom okresu stalinowskiego. Oczywiście – w społeczeństwie polskim, jak w każdym, zdarzały się szumowiny, które nie zawahały się podjąć współpracy z Niemcami w dziele mordowania Żydów. Procentowo było ich nie więcej niż szumowin żydowskich współpracujących przy mordowaniu współbraci. I byli tacy, którzy po wojnie zamieszkiwali w pożydowskich domach, ale często rekrutowali się z kręgów nowej władzy. I było ich nie więcej niż amerykańskich Żydów całkowicie obojętnych na los Żydów europejskich. Jak więc wyglądały pogromy i kto je organizował? Co naprawdę wydarzyło się w Kielcach w roku 1946?
POGROM
Oficjalna wersja pogromu kieleckiego jest następująca: 1 lipca zniknął ośmioletni wówczas Henryk Błaszczyk. Jego ojciec, szewc Walenty Błaszczyk, zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością syna około godziny 23.00 zgłosił na Milicję Obywatelską fakt zaginięcia dziecka. Dwa dni później, 3 lipca wieczorem chłopiec wrócił do domu, a około północy Walenty Błaszczyk, będący pod wpływem alkoholu, pojawił się na komendzie milicji informując, że jego syn przez trzy dni był przetrzymywany w piwnicy przez Żydów, skąd udało mu się uciec. Chłopiec wskazał milicjantom dom, w którym był przetrzymywany, a w którym mieścił się tzw. Komitet Żydowski, znajdowali tam też schronienie przypadkowi Żydzi, w tym będący w Kielcach przejazdem. Rankiem 4 lipca udał się tam na rewizję duży patrol milicji. Milicjanci informowali po drodze przechodniów, gdzie, po co i dlaczego idą, co spowodowało, że przed budynkiem zaczął gromadzić się tłum mieszkańców. Około godz. 10 rano budynek obstawiły oddziały Ludowego Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które nie rozproszyły jednak wrogiego tłumu. Według zeznań Chila Alperta (zastępcy przewodniczącego Komitetu Żydowskiego), który przebywał wówczas wewnątrz, żołnierze po przybyciu ostrzelali okna budynku. Następnie kilku żołnierzy wraz z milicjantami po wyważeniu drzwi weszło do środka i przeprowadziło rewizję wśród mieszkańców. Oficerowie Konieczny, Jędrzejczak i Repist odebrali broń mieszkańcom, którzy mieli na nią pozwolenie. W trakcie rewizji żołnierze zaczęli strzelać do osób znajdujących się wewnątrz, w trakcie tej strzelaniny zginęło kilkoro mieszkańców domu, w tym Seweryn Kahane, przewodniczący Komitetu Żydowskiego. Wejście żołnierzy do budynku i strzelanina rozpoczęły pogrom.
Przez cały czas komendant Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego mjr Władysław Sobczyński nie wykonał żadnych działań mogących powstrzymać pogrom. Około południa na miejscu zdarzenia pojawił się prokurator okręgowy Jan Wrzeszcz, jednak wojsko nie wpuściło go na teren zajść i odmówiło rozpędzenia tłumu. Bezskutecznie próbowali uspokoić tłum również księża z Katedry kieleckiej – Jan Danielewicz i Roman Zelek, również niedopuszczeni do tłumu przez wojsko. Około godziny 12.00 na miejsce wydarzeń przybył nowy oddział wojska, wysłany przez pułkownika Stanisława Kupszę. Jego dowódca – major Konieczny rozkazał oddać salwę w powietrze. Ta pierwsza podczas zamieszek zdecydowana akcja wojska pozwoliła na opanowanie sytuacji i przywrócenie porządku. Wystawiono ochronę wokół budynku, a milicjanci zaczęli wywozić zabitych i rannych do szpitala miejskiego. Około godziny 12.30 z Kieleckich Zakładów Metalowych (d. Huta „Ludwików”) pod dom na ul. Planty 7 wyruszyło kilkuset robotników uzbrojonych w metalowe rury, kije i kamienie. Po przybyciu na miejsce robotnicy przerwali słaby kordon żołnierzy, zaatakowali pozostałych w domu Żydów i pogrom rozpoczął się na nowo. W tym czasie akty przemocy wymierzone w ludność żydowską zdarzały się na terenie całego miasta. Pod domem na ul. Planty i w jego okolicach zabitych zostało ponad dwadzieścia osób. Kilku mieszkańców Kielc narodowości polskiej zostało pobitych, gdyż wzięto ich za Żydów. Zginęło też trzech Polaków, którzy prawdopodobnie wystąpili w obronie napadniętych Żydów. Część morderstw miała charakter rabunkowy. Dopiero ok. godziny 14.00 służby mundurowe zaczęły reagować na rozprzestrzeniającą się przemoc. Komendant UB mjr Sobczyński zebrał na komendzie zamieszkałe w różnych częściach miasta rodziny żydowskie i zapewnił im ochronę. Wystawiono straż wokół szpitali, do których przewożono ofiary pogromu, gdyż wokół nich również zaczęli gromadzić się agresywni ludzie. Po oddaniu kilku salw wojsku udało się około godziny 14.00 odepchnąć tłum od budynku na ulicy Planty 7. Przed wieczorem do miasta wkroczyły dodatkowe oddziały wojska, pojawiły się wozy pancerne. Wprowadzono godzinę policyjną. Jeszcze tego samego dnia aresztowano ponad stu uczestników pogromu, w tym 34 żołnierzy i oficerów LWP oraz 6 funkcjonariuszy KBW. Około godz. 18.00 pogrom się zakończył, przynosząc śmierć 40 osób, w tym 37 Żydów i 3 Polaków oraz obrażenia stwierdzone u 35 osób.
Ranni oraz pozostali w Kielcach Żydzi zostali następnego dnia przewiezieni strzeżonym pociągiem do Warszawy, organizatorem ewakuacji był wysłannik Centralnego Komitetu Żydów Polskich Icchak Cukierman, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim. W pierwszych godzinach po pogromie aresztowano kilkudziesięciu żołnierzy i milicjantów, przesłuchiwano ich jednak w charakterze podejrzanych. Większość została później zwolniona, chociaż przeprowadzone w następnych dniach badania ofiar pogromu wskazały, że jedenaście z nich zginęło od kul. Już w dniach 9-11 lipca 1946 r. w Kielcach odbył się pierwszy proces „sprawców” pogromu. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym obradującym na sesji wyjazdowej stanęło 12 osób, spośród których dziewięć skazano na karę śmierci, a pozostałe trzy osoby na dożywocie oraz siedem i dziesięć lat pozbawienia wolności. Wyroki śmierci przez rozstrzelanie wykonano już 12 lipca 1946 r. Procesy milicjantów i oficerów UB podejrzanych o udział w rozruchach odbyły się dopiero 25 i 26 września oraz 10 października. W ich wyniku kilku oskarżonych skazano na kary więzienia, kilku zaś zdegradowano do niższych stopni. W dniu 18 listopada odbył się kolejny proces piętnastu cywilnych uczestników pogromu, których skazano na kary więzienia, a 3 grudnia odbył się proces następnych siedmiu żołnierzy, których również skazano na kary więzienia. Natomiast 13 grudnia rozpoczął się proces komendanta UB w Kielcach Władysława Spychaj-Sobczyńskiego oraz dwóch komendantów milicji – Kuźnickiego i Gwiazdowicza. Spośród nich tylko Kuźnicki został skazany na rok pozbawienia wolności, dwóch pozostałych uniewinniono.
PŁONĄCE AKTA
Komunistyczne władze z miejsca nagłośniły tak sam pogrom, jak i związane z nim procesy. Od razu odpowiedzialnością za pogrom obciążyły antykomunistyczne podziemie, już w akcie oskarżenia pierwszego procesu „sprawców” wyraźnie wymieniając Wolność i Niezawisłość oraz Narodowe Siły Zbrojne. W kolejnych dniach w prasie publikowane były artykuły podtrzymujące tezę o prowokacji „reakcyjnego podziemia”. Swoim zwyczajem w fabrykach i zakładach pracy komuniści podejmowali próby organizacji wieców protestacyjnych potępiających antysemityzm i pogrom kielecki jako związane z działaniami organizacji antykomunistycznych. Tu jednak zareagowali robotnicy – społeczeństwo nie wierzyło w zorganizowanie pogromu przez antykomunistyczne podziemie i strajkami odpowiedziało na zmuszanie go do wieców. Efekt był więc odwrotny do zamierzonego i próby te zarzucono. Co ciekawe – komunistyczne władze nie podjęły żadnych działań zmierzających do ograniczenia podobnych zdarzeń w przyszłości. Poza propagandowym wykorzystaniem tych wydarzeń zapadła nad nimi cisza – nie podejmowano żadnych rozmów na ten temat na żadnym szczeblu. Informacje o pogromie, wątpliwościach co do jego przebiegu, ofiarach i procesie były w PRL blokowane. Pogrom kielecki został objęty cenzurą w krajowych publikacjach historycznych i badaniach dotyczących regionu kieleckiego. Pierwsza publikacja historyczna na ten temat pojawiła się dopiero w 1981 r. w „Tygodniku Solidarność”, a więc w prasie opozycyjnej. Archiwum kieleckiego SB zawierające dokumenty z okresu powojennego spłonęło, podobnie jak tysiące innych dokumentów bezpieki w 1988 r. Jego treść mogłaby zapewne rzucić nowe światło na sprawę pogromu kieleckiego, ale raczej już jej nie poznamy. Na razie jesteśmy więc skazani na odtwarzanie prawdy ze strzępków relacji i składanie drobnych faktów w jedną całość. Jaki obraz się z nich wyłania?
STRZĘPKI INFORMACJI
Pogrom w Kielcach był faktem. To nie ulega żadnej wątpliwości. Ale kto naprawdę wywołał zamieszki? Czy faktycznie był efektem spontanicznej reakcji tłumu? Czy przeciwnie – całość została perfekcyjnie przygotowana i od początku do końca przeprowadzona zgodnie z planem?
Anatol Fejgin – wysokiej rangi funkcjonariusz zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski żydowskiego pochodzenia w wywiadzie opublikowanym w „Reporterze” (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego: „Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać. (…) Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele”. Wyznanie to zostało odebrane jako pośrednie przyznanie się do tego, o czym nieoficjalnie mówiono od dawna – że pogrom kielecki był świadomie i celowo zorganizowany przez bezpiekę, która starannie zaplanowała jego przebieg, wykorzystując do jego przeprowadzenia prowokatorów oraz funkcjonariuszy UB i wojsko.
Co ciekawe, na ubecką prowokację zwracał również uwagę biskup Czesław Kaczmarek. Także ówczesny prymas Polski August Hlond podkreślał, że wydarzenia w Kielcach nie zostały spowodowane przez rasizm. W oświadczeniu przekazanym dziennikarzom prymas napisał m.in.: „Przebieg nieszczęsnych i ubolewania godnych wypadków kieleckich wykazuje, że nie można ich przypisać rasizmowi. Wyrosły one na podłożu całkiem odmiennym, bolesnym a tragicznym (…)”. Prymas przypomniał interwencję księży w dniu pogromu i nieopublikowaną odezwę biskupa kieleckiego. Stwierdził też, że za zepsucie się wcześniejszego dobrego stosunku Polaków do Żydów „w wielkiej mierze ponoszą odpowiedzialność Żydzi, stojący w Polsce na przodujących stanowiskach w życiu państwowym, a dążący do narzucenia form ustrojowych, których ogromna większość narodu nie chce”, zwracając uwagę na znaczącą rolę Żydów w aparacie stalinowskiego terroru, jakiemu zostali poddani wówczas Polacy. Sam Czesław Kaczmarek, będący w tym czasie biskupem kieleckim, nie był wówczas obecny w Kielcach – przebywał na kuracji w którymś z uzdrowisk. Tym samym zarzuty Grossa o bierności Kościoła podczas pogromu są nikczemnym kłamstwem, zwłaszcza że inni miejscowi księża próbowali interweniować. Faktem jest, że po powrocie do miasta biskup przeprowadził własne śledztwo, którego wyniki zawarał w raporcie wręczonym ambasadorowi USA. Napisał w nim m.in.: „Żydzi są nielubiani, a nawet znienawidzeni”, gdyż „są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce, który mu jest narzucany przemocą, wbrew jego woli. (…)”. I dalej: „Z tego postanowiły skorzystać pewne komunistyczne czynniki żydowskie w porozumieniu z opanowanym przez siebie Urzędem Bezpieczeństwa, aby wywołać pogrom, który by dało się potem rozgłosić jako dowód potrzeby emigracji Żydów do własnego kraju, jako dowód opanowania społeczeństwa polskiego przez antysemityzm i faszyzm i wreszcie jako dowód reakcyjności Kościoła (…)”, przypisując tym samym autorstwo pogromu kieleckiej bezpiece. Nawiasem mówiąc, bp Kaczmarek został później oskarżony przez komunistów o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych oraz Stolicy Apostolskiej, faszyzację życia społecznego, nielegalny handel walutami oraz kolaborację, a po aresztowaniu w 1951 r. był przesłuchiwany i torturowany przez ubeków głównie żydowskiego pochodzenia. Ponieważ od dnia sporządzenia raportu do dnia aresztowania upłynęło pięć lat, nikt nie wiązał sprawy zatrzymania ordynariusza diecezji kieleckiej z treścią napisanego przez niego raportu, co może być dużym błędem, a samo aresztowanie niekoniecznie spowodowane tylko walką z Kościołem.
Warto odnotować powyższe stwierdzenia, bowiem zostały napisane przez ludzi mających pełną świadomość nastrojów społecznych i sytuacji w kraju. Jeśli bowiem można w ogóle mówić o antysemickich nastrojach w społeczeństwie polskim, to nie wzięły się one znikąd. Polacy na co dzień mieli do czynienia z Żydami aktywnie uczestniczącymi w aparacie terroru – trudno więc oczekiwać, by ofiary pałały sympatią do katów. Opór Polaków w narzucaniu im komunizmu był wyjątkowo silny, a w 1946 r. często po prostu krwawy. Z drugiej strony – na Zachód przedostawały się informacje o tym, co dzieje się w Polsce i komuniści musieli jakoś uzasadnić swoje postępowanie wobec niepodległościowego podziemia. Zarzut antysemityzmu w Europie wstrząśniętej widokiem obozów zagłady nadawał się do tego idealnie.
Co znamienne – podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich. Prawie w tym samym czasie odbyły się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do „wypędzenia” ok. 711 tys. Żydów z satelickich krajów ZSRR. I tu dochodzimy do sedna sprawy – sytuacji międzynarodowej, która dla pogromu w maleńkich Kielcach miała dość istotne znaczenie.
WIELKA POLITYKA I MAŁE MIASTO
Żydzi od wieków żyli nadzieją powrotu do Jerozolimy i stworzenia w Palestynie własnego państwa. Dopiero w 1922 r. Liga Narodów przyjęła projekt utworzenia Brytyjskiego Mandatu Palestyny z następującym komentarzem: „Odbudowa Żydowskiej Siedziby Narodowej ma się dokonać bez żadnego uszczerbku dla praw ludności arabskiej w Palestynie”. W owym czasie większość mieszkańców Palestyny stanowili muzułmańscy Arabowie, a jedynie w Jerozolimie mieszkało większe skupisko Żydów. Po 1945 r. Wielka Brytania została wmieszana w coraz bardziej agresywny konflikt z Żydami, walczącymi o swobodny dostęp żydowskiej imigracji do Palestyny. Pretensje Żydów do własnego państwa popierały Stany Zjednoczone, w których tamtejsi Żydzi mieli znaczne wpływy. Z kolei Związek Radziecki był zainteresowany wsparciem Arabów, co bynajmniej nie oznaczało sprzeciwu wobec planów utworzenia państwa Izrael. Przeciwnie – Stalin zdawał sobie sprawę, że w przypadku utworzenia w Palestynie państwa żydowskiego konflikt młodego kraju ze światem arabskim jest nieuchronny, a ten z kolei pozwoliłby mu na wspieranie państw arabskich dostawami broni i w zamian napływ funduszy potrzebnych do odbudowy ZSRR po wojnie. Postanowił więc wykorzystać okazję.
Na przełomie czerwca i lipca 1946 r. przyjechały do Polski ostatnie transporty repatriantów żydowskich ze Związku Sowieckiego, w sumie ok. ćwierć miliona ludzi. Spośród nich wkrótce wyjechało 150 tys. właśnie z powodu pogromów inspirowanych tak przez NKWD, jak i przez organizacje syjonistyczne, którym również zależało na zwiększeniu liczby żydowskich mieszkańców Palestyny (acz z zupełnie innego powodu niż ZSRR). Ponieważ Żydzi nie zawsze chętnie wyjeżdżali na niepewny los, potrzebne były czynniki, które by ich do tego skłoniły. A nie było lepszych niż pogromy – dla ludzi, którzy dopiero co wynieśli głowy z wojennej pożogi, często tracąc w niej całe rodziny i przyjaciół, zagrożenie śmiercią było wystarczającym powodem, żeby uciekać, pozostawiając za sobą wszystko i zacząć życie od nowa, nawet ze świadomością, że będzie się to wiązało z zagrożeniem i trudnościami materialnymi. Według schematów NKWD później sami syjoniści dokonali prowokacji i pogromów w latach 1950-1951, by zmusić wówczas 547 tys. Żydów do wyjazdu do Izraela z krajów arabskich, takich jak Maroko, Algieria, Tunezja, Libia, Egipt, Arabia Saudyjska, Jordania, Syria i Liban oraz innych islamskich krajów, jak Iran, Pakistan, Turcja i Etiopia. Ukrywany jest fakt, że wcześniej zbrodnie podobne do pogromu kieleckiego miały miejsce po wojnie również w innych krajach Europy, pozostających pod sowiecką okupacją. Do pogromów doszło na Słowacji, Węgrzech i na Ukrainie – wszędzie według bardzo podobnego scenariusza. Również powody organizacji tamtejszych pogromów były identyczne jak w Polsce – odwracały uwagę międzynarodowej opinii publicznej od sowieckich zbrodni. Prof. Jerzy Robert Nowak pisze: „W opracowanej przez grupę wybitnych żydowskich badaczy na Zachodzie monografii historii Żydów w państwach zależnych od Związku Sowieckiego zwrócono szczególną uwagę na znamienne zachowanie pozostających pod nadzorem komunistów »sił porządku«: wojska i policji. W czasie zajść antyżydowskich w mieście Velke Topolcany 24 września 1945 r. w toku sześciogodzinnych zamieszek zniszczono wszystkie mieszkania żydowskie, raniono 49 osób. Policja przez cały ten czas nie tylko nie interweniowała w obronie napadniętych Żydów, lecz przeciwnie, uczestniczyła wraz z wojskiem w pogromie” (por. „The Jews in the Soviet Satellites”, Peter Meyer, Bernard D. Weinryb i in., Westpoint, Connecticut 1953, s. 105). I dalej: „Na łamach popularnego węgierskiego dziennika »Magyar Nemzet« z 15 marca 1991 r. przytoczono wymowne oceny węgierskiego historyka Marii Schmitd. Stwierdzała ona, że to ręka sowieckich tajnych służb kryła się za histerią wokół mordów rytualnych, wzniecaną w Słowacji w kwietniu 1946 r., na Węgrzech w maju 1946 r. (obok Kunmadars także w Mezökövesd i Hajduhadhaza) oraz w Polsce w lipcu 1946 r. Zdaniem Marii Schmidt: »Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy ‚kapitalizmu’; pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej ‚reakcji’, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków żydowskiego pochodzenia (…)«” (cyt. za: Janos Pelle, „A kunmadarasi pogrom. Shylock Hunniban II”, „Magyar Nemzet”, 15 marca 1991).
KATYŃ, PRZEGRANE REFERENDUM I UMOCNIENIE WŁADZY
Ale poza międzynarodowymi przyczynami pogromu w Kielcach były i przyczyny krajowe. Celem było nie tylko ukazanie środowisk niepodległościowych jako antysemickich zbrodniarzy, których zwalczanie jest obowiązkiem każdej praworządnej władzy. W polityce wewnętrznej chodziło także o odwrócenie uwagi opinii publicznej od sfałszowanych wyników referendum, które odbyło się zaledwie kilka dni wcześniej – 30 czerwca 1946 r. Wbrew komunistycznej propagandzie wzywającej do głosowania „Trzy razy tak”, Polacy zagłosowali trzy razy „nie”. Pogrom i reakcja nań władz odwracały uwagę od tego fałszerstwa. Odwracały też uwagę, zwłaszcza światowej opinii publicznej, od podjętego w tym czasie na procesie norymberskim tematu zbrodni katyńskiej. W 1946 r. Roman Andriejewicz Rudenko (późniejszy prokurator generalny ZSRR) – główny oskarżyciel z ramienia ZSRR w procesie norymberskim (a także w procesie szesnastu) – wniósł akt oskarżenia o ludobójstwo ok. 11 tys. polskich oficerów w Katyniu przez III Rzeszę. Ponieważ przebieg procesu szedł pod tym względem niezupełnie po myśli ZSRR, konieczne było odwrócenie od niego uwagi i podsunięcie światowej opinii publicznej tematu, na który była bardzo wrażliwa. To właśnie 4 lipca 1946 r. rozpoczęło się prezentowanie na posiedzeniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, podczas procesu najwyższych rangą zbrodniarzy nazistowskich, niekorzystnych dla ZSRR dowodów w sprawie zbrodni katyńskiej. Stalin zdawał sobie sprawę, że to nastąpi, potrzebował więc zdarzenia, które skutecznie odwróci uwagę od obu niewygodnych dla niego tematów. Pogrom pasował idealnie. Data 4 lipca, zadaniem ówczesnego ambasadora amerykańskiego w Polsce, Blissa Lanea, została specjalnie wyznaczona także po to, żeby reportaże z tego wydarzenia były natychmiast dostępne dla społeczeństwa amerykańskiego, a więc i dla tamtejszych środowisk żydowskich. Przecież 4 lipca to święto niepodległości USA – dzień wolny od pracy, w którym ludzie nie są zajęci codzienną bieganiną. W 1946 r. dzień ten przypadał w czwartek, więc opublikowanie informacji o pogromie w tym dniu i zaraz po nim zajmowało uwagę amerykańskiej opinii publicznej na dłużej niż parę godzin. Czyli znowu – spełniało dokładnie to, na czym zależało Stalinowi.
PRAWDZIWY, RZETELNIE PRZEKAZANY PRZEBIEG WYDARZEŃ
Faktem jest, że 4 lipca Henryk Błaszczyk, wówczas ośmioletni chłopiec, powiedział, że był przetrzymywany przez Żydów w piwnicy, z której udało mu się uciec. Po latach, już jako dojrzały mężczyzna w jednym z programów poświęconych pogromowi przyznał, że w pierwszych dniach lipca 1946 r. przebywał u rodziny na wsi, a gdy wrócił do miasta, ojciec kazał mu powiedzieć, że był przetrzymywany przez Żydów. Faktem jest, że 4 lipca do domu przy ulicy Planty 7, gdzie przebywali Żydzi dwukrotnie wkroczyli milicjanci, wojsko, KBW, oficerowie wywiadu wojskowego i sześciu współdziałających z nimi cywilów. Dom był otoczony kordonem wojska oddzielającego budynek i jego mieszkańców od tłumu na zewnątrz. Nikt z cywilów i osób „niepowołanych” nie miał możliwości wtargnięcia do środka. Hipotezę, że była to przeprowadzona z premedytacją akcja, zdają się potwierdzać następujące po sobie wydarzenia. Żydzi wyraźnie byli mordowani według jakiegoś planu. Najpierw wojsko nastraszyło ich, strzelając w okna, po wejściu żołnierze wylegitymowali obecnych i odebrali im broń, a następnie zaczęli strzelać do obecnych w środku. Pierwszymi ofiarami byli: rabin Kahande, najbogatszy kielecki kupiec żydowskiego pochodzenia, który głosił plan reaktywowania w mieście prywatnego handlu, i adwokat, który upominał się o zwrot żydowskiego mienia zagrabionego w czasie wojny. W dodatku przez wiele godzin świadomie nie zorganizowano odsieczy dla Żydów osaczonych w otoczonym przez wojsko i grupy cywilów budynku. Organizacja pomocy i stłumienie zamieszek nie powinny stanowić żadnego problemu, tym bardziej, że w późniejszych latach komuniści udowodnili wiele razy, że nie mieli z tym żadnego problemu. Jak wykazał prof. Jerzy Robert Nowak, szef kieleckiej bezpieki – major Władysław Sobczyński „odmówił wysłania na miejsce gromadzenia się tłumu kompanii szturmowej WUBP pod pretekstem, że żołnierze są zmęczeni nocną akcją w terenie”. Na miejsce zajść nie dopuszczono prokuratora oraz księży, którzy chcieli powstrzymać tłum, liczący bynajmniej nie kilka tysięcy osób, tylko raczej kilkaset.
KTO TEGO DNIA RZĄDZIŁ W KIELCACH?
Oczywiście zdarzenia tego nie dało się zorganizować spontanicznie – trzeba było wcześniej wybrać miejsce i czas oraz wyznaczyć odpowiednich ludzi. Wiele wskazuje na to, że inscenizacja „pogromu kieleckiego” odbyła się pod nadzorem wysokiej rangi urzędnika GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego), Michaiła Diomina, który na parę dni przed pogromem przyjechał do Kielc i po spisaniu sprawozdania z „pogromu” wyjechał. Michaił Diomin, który mówił biegle sześcioma językami, później służył na wysokich stanowiskach w ambasadach sowieckich w Niemczech Zachodnich i Izraelu. Został rozpoznany przez Żydów z Kielc, którzy po pogromie przyjechali do Izraela. Sama obecność w Kielcach urzędnika tak wysokiej rangi byłaby niezrozumiała, gdyby nie fakt, że tamtejszy „pogrom” był bardzo ważnym elementem w strategii Sowietów. Obok Michała Diomina w czasie pogromu w Kielcach był stacjonowany pułkownik NKWD Natan Szpilewoj i komendant ówczesnego Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach Władysław Spychaj-Sobczyński, który później mówił znajomym w jego rodzinnym Koninie, że pogrom kielecki, tak, jak i inne pogromy w ówczesnych krajach satelickich, był inscenizowany przez NKWD na rozkaz Moskwy, a przebieg tych zdarzeń był kontrolowany przez sowiecki aparat terroru. Ciekawa jest też historia zastępcy Sobczyńskiego. Był nim Albert Grynbaum, który w dziwnych okolicznościach zginął w wypadku samochodowym tuż po wydarzeniach kieleckich. O tym, że Sobczyński przez kilka godzin nie zrobił nic, by pogrom powstrzymać, powszechnie wiadomo. Ale nie wspomina się już o tym, że przez cały ten czas był pilnowany przez Natana Szpilewoja, który nawet miał dzwonić do Warszawy, żeby skonsultować dopuszczenie do ewentualnej interwencji. Rzecz znamienna, że Sobczyński – przedwojenny komunista i wojenny partyzant radziecki, chociaż ewidentnie nie dopełnił swoich obowiązków, pomimo wytoczonego mu procesu nie poniósł odpowiedzialności. Skazany został natomiast komendant milicji – Kuźnicki, który 4 lipca 1946 roku… przebywał na zwolnieniu lekarskim, a do pracy przyszedł na wieść o pogromie. Wszystko to wskazuje na świadomą prowokację i realizowanie odgórnie przyjętego scenariusza.
Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy kapitalizmu, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę i wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej reakcji, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków pochodzenia żydowskiego.
STRZAŁY Z GÓRY I CIOSY BAGNETÓW
Podobnego zdania była też Bożena Szaynok, autorka książki „Pogrom Żydów w Kielcach 4 VII 1946” (Warszawa 1991). Napisała ona, że „działania milicji służyły niewątpliwie rozwojowi wydarzeń pogromowych. Działania szefa WUBP [Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego – J.R.N.] były niewątpliwie skierowane na spotęgowanie wydarzeń pogromu” (s. 108). Na prowokację wskazuje też późniejsza kariera majora Sobczyńskiego. W normalnych warunkach oficer niepotrafiący opanować zamieszek, w wyniku których zginęli ludzie, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Tymczasem w procesie po zamieszkach skazani zostali ludzie, którzy według ich rodzin w dniu 4 lipca 1946 r. nawet nie przebywali w Kielcach.
Sędzia Andrzej Jankowski – wieloletni dyrektor Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Kielcach – w lipcu 1946 r. mieszkał w Kielcach i na własne oczy widział rzekomy tłum gromadzący się na Plantach. Stwierdził stanowczo, że nie było możliwości, by była to kilkutysięczna gromada ludzi. Ulica Planty nie pomieściłaby w żadnym wypadku takiej liczby ludzi.
Sędzia zwrócił też uwagę na jeszcze jeden aspekt zajść. W wywiadzie udzielonym dr. Leszkowi Bukowskiemu – naczelnikowi kieleckiej Delegatury Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN powiedział: „50 osób sądzonych w różnych procesach związanych z pogromem, 32 to byli milicjanci, żołnierze i funkcjonariusze UB. Pozostałych 18 to cywile. Na 40 Żydów, którzy stracili życie w tym dniu lub później w efekcie doznanych obrażeń, na 11 zwłokach znajdowały się rany postrzałowe, a na 11 rany od bagnetów Mosina, przy czym nie we wszystkich przypadkach jako przyczynę określono te obrażenia, gdyż ofiary miały również zmiażdżone czaszki od silnych uderzeń. Ślady na zwłokach wskazują na udział w zbrodni ludzi uzbrojonych”. A bagnety Mosina miało wojsko i KBW, a nie cywile i robotnicy. W dodatku, zdaniem sędziego, również zmiażdżone czaszki ofiar wskazują, że bito je, by zabić, a nie spontanicznie dawano w przysłowiową „mordę”.
Co więcej – we wspomnianym wywiadzie Jankowski przytoczył relację młodej Żydówki Hanki Alpert, która jako świadek wydarzeń podczas przesłuchań po pogromie powiedziała, że żołnierze po wejściu do budynku zdjęli mundury i z okien zaczęli strzelać do zgromadzonych na ulicy. Jeśli istotnie tak było, to należałoby postawić pytanie o cel takiego zachowania. Łatwo bowiem przewidzieć reakcję zgromadzonych, gdy nagle padły w ich kierunku strzały oddane przez cywilów zgromadzonych w budynku, gdzie przebywali Żydzi.
Warto też zastanowić się przez chwilę nad rolą Jana Wrzeszcza – prokuratora Sądu Okręgowego w Kielcach. Na początku lipca 1946 r. był co prawda na urlopie, ale przebywał w mieście. Usłyszawszy o wydarzeniach na Plantach, udał się tam i próbował objąć przewodnictwo. Jak widomo, został zignorowany i niedopuszczony do żadnych działań.
Trzy dni później na zjeździe delegatów Związku Zawodowego Pracowników Sądowych i Prokuratorskich w Łodzi, w odpowiedzi na propozycję uchwały potępiającej wydarzenia kieleckie, „które okrywają hańbą naród polski”, opowiedział się „za”, ale z koniecznością poznania faktów. Obecny tam wiceminister sprawiedliwości Leon Chajn w swoim wystąpieniu straszliwie go za to skrytykował. Następnego dnia wiadra pomyj wylała na niego lokalna prasa, a sam Wrzeszcz został zawieszony w obowiązkach. W końcu po licznych nieprzyjemnościach zarzucono mu, że jest „klerykałem” i przeniesiono w stan spoczynku, informując o tym – co znamienne – nie jego samego, tylko jego zwierzchnika. Kiedy jakiś czas później poprosił o zaliczenie mu do emerytury wcześniejszego okresu pracy w innej instytucji, prokurator Alicja Graf (z pochodzenia Żydówka), ta sama, która zleciła powieszenie generała Emila Fieldorfa, odmówiła mu nawet tego. Wrzeszcz musiał się więc bardzo narazić władzom, że tak potraktowały – w końcu – swojego człowieka.
"POLIGON DOŚWIADCZALNY"?
Sędzia Jankowski zwrócił też uwagę na osobę Henryka Błaszczyka, tego samego, który złożył doniesienie o porwaniu syna. Otóż cała rodzina Błaszczyków została zatrzymana przez UB i przetrzymywana aż do 1947 r. Nikomu z niej nie postawiono jednak żadnych zarzutów, a Henrykowi Błaszczykowi nie wytoczono żadnego procesu. A przecież z oficjalnej wersji wydarzeń wynika, że to on był ich prowokatorem. Za mniejsze rzeczy wówczas rozstrzeliwano. Dlaczego więc Błaszczykowi nic się nie stało? Sędzia Jankowski tego nie powiedział, ale przypuszczenie, że zatrzymanie było formą ochrony nasuwa się samo. A może chodziło o przytoczone przez sędziego pogłoski, że Błaszczyk był stałym współpracownikiem UB ps. „Przelot”? Co ciekawe – informacja pochodzi przede wszystkim od sekretarki szefa UB, Żydówki, która potem wyemigrowała. Czy stary Błaszczyk to „Przelot” – nie wiadomo. Wiadomo za to, że przez wiele lat był pracownikiem ochrony Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Sędzia zwrócił też uwagę, że badanie ciał wykazało, że dwaj spośród trzech zastrzelonych Polaków zginęli od strzałów oddanych z góry, co potwierdzałoby relację Hanki Alpert.
Zauważył również, że podobne zdarzenia z udziałem dzieci, chociaż niezakończone pogromami, miały miejsce w innych miejscach na południu Polski. Na przykład pod koniec lipca 1946 r. w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy, że jej syn nie wrócił na noc. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili ich Żydzi. Rzecz znamienna, że Henio Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ulicę Planty 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi. Może to oczywiście być zbieg okoliczności, ale trudno nie powtórzyć za sędzią Jankowskim pytania, czy południowo-wschodni region Polski był jakimś polem doświadczalnym.
ROLA NKWD
Inni autorzy zwracali uwagę na rolę NKWD w organizacji pogromu. Podkreślał ją np. Michael Chęciński w opublikowanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism – Nationalism – Antisemitism”. Chęciński – były oficer Wojska Polskiego żydowskiego pochodzenia – powiązany ze służbami specjalnymi, eksponował rolę wspomnianego już oficera sowieckiego wywiadu Michaiła Aleksandrowicza Diomina. Poza przytoczeniem powszechnie znanych faktów związanych z okresem jego pobytu w Polsce, Chęciński zwrócił uwagę, że Diomin był oficerem specjalizującym się w sprawach żydowskich (w latach 1964-1967 był oficerem wywiadu sowieckiego w Izraelu, gdzie pracował jako sekretarz attaché handlowego w ambasadzie sowieckiej w Tel Awiwie) i stwierdził, że to on nadzorował Sobczyńskiego. Co szczególnie ciekawe – Chęciński twierdzi, że dopiero ten nadzór przyniósł pożądane efekty, dowodząc, że Sobczyński próbował już zorganizować zajścia antyżydowskie w Krakowie i Rzeszowie, które jednak się nie powiodły. Chęciński w swojej książce pisał zresztą wprost, że z pogromu kieleckiego najwięcej korzyści wynieśli radzieccy komuniści, którzy na arenie międzynarodowej mogli rozpętać nagonkę na „polskich antysemitów”, „polskich faszystów z leśnych band” i oczywiście na polski Kościół. „Antyżydowskie wybuchy w Polsce służyły jako pretekst do wzmocnienia kontroli nad polskim aparatem bezpieczeństwa poprzez wskazanie, że Polacy, nawet komuniści, nie są w stanie sami utrzymać prawa i porządku (…). Co więcej, mogli usprawiedliwiać wszystkie przyszłe represje polityczne jako konieczne dla zahamowania antysemickich sentymentów ludności (…)” – pisał.
Co ciekawe (i zapomniane), Chęciński nie był odosobniony w swojej opinii. Na wiele lat przed nim na pogrom kielecki zareagowali polscy intelektualiści, w większości z pochodzenia Żydzi, którzy w specjalnym oświadczeniu wydanym w USA już 7 lipca 1946 r. napisali:
„Reżimowi warszawskiemu zależy na odwróceniu uwagi światowej opinii publicznej od swoich ogromnych problemów w administrowaniu krajem – ponieważ nie opiera się on na woli większości Narodu Polskiego – lecz potężnej policji bezpieczeństwa, za którą stoi okupacyjna armia sowiecka. W chwili, kiedy opinia publiczna krajów demokratycznych zaczyna sobie zdawać sprawę z oszustw i nadużyć, jakie popełnia w Polsce prosowiecki reżim (by wspomnieć tylko ostatnie, oszukańcze referendum), rząd warszawski sprowokował morderstwa w Kielcach – ubierając się w togę obrońcy społeczności żydowskiej – aby upozorować, że jest za obroną demokracji”.
Tym samym współcześni nie mieli złudzeń co do faktycznych sprawców pogromu, więc komuniści musieli uruchomić cały aparat propagandy, żeby opinie te powstrzymać. I tak też się stało.
APARAT KŁAMSTW
Pod koniec lipca 1946 roku w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy , że jej syn nie wrócił na noc do domu. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili go Żydzi. Rzecz znamienna, iż Henryk Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ul. Plany 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi.
Machina kłamstw została puszczona w ruch już w kilka godzin po zajściach. W oficjalnej odezwie do ludności miasta Kielc z dnia 4 lipca 1946 r. oświadczono: „Opłacane złotem bandy leśne NSZ, WiN, AK dokonały zbrodni”. Na kieleckich ulicach rozplakatowana została odezwa PPR, PPS, SP, PSL, SL, SD oraz Okręgowej Komisji Związków Zawodowych, pełna błędów i sformułowań charakterystycznych dla sowieckich produkcji tego typu, w której pojawiały się slogany o reakcyjnych panach polskich i stwierdzenie, że wydarzenia w Kielcach rzucają plamę na cały naród polski. Liczne błędy w stylistyce i pisowni wskazywały, że autorami tej ulotki z całą pewnością nie byli członkowie podpisanych pod nią ugrupowań, tylko raczej ktoś, kto słabo znał język polski, za to bardzo dobrze – język propagandy NKWD.
Obecny na pogrzebie ofiar pogromu minister bezpieki Stanisław Radkiewicz oświadczył, że wydarzenia w Kielcach to dzieło emisariuszy Rządu Polskiego na Zachodzie i generała Andersa, przeprowadzone przy poparciu AK. Władysław Gomułka w przemówieniu wygłoszonym na zebraniu aktywu PPS i PPR 6 lipca 1946 r. powiedział: „Faszyści polscy, ci sami, którzy tak entuzjazmują się na sam widok pana Mikołajczyka i których on wita lordowskim uśmiechem zadowolenia, prześcignęli w antysemickim szale morderców hitlerowskich”.
Zarzuty te powtórzyła komunistyczna prasa, pisząca o prowokacji elementów reakcyjnych i kieleckich kołtunach, zarażonych hitlerowską trucizną, podawaną przez andersowskich bandytów mszczących się za „klęskę referendum”.
Całość skwapliwie wykorzystali przedstawiciele żydowskich organizacji (np. Centralnego Komitetu Żydów Polskich), którzy zapominając o relacjach współbraci mówiących o strzałach oddawanych przez wojsko, zajścia te nazywali „próbą odłamu faszystowskiego podburzenia społeczeństwa przeciw rządowi”, spowodowaną oczywiście przegranym referendum. Icchak Cukierman (jeden z przywódców powstania w getcie) stwierdził, że: „(…) Kielce to początek organizowania zamachów na Żydów (…) Dookoła zorganizowanych sił faszyzmu stoją antysemiccy zbrodniarze. Rząd zaczyna się umacniać i walka z reakcją jest ciężka, można się spodziewać mordów na Żydach. Kielce nie były odosobnione (…)”. Tak częste przywoływanie „przegranego” referendum jako przyczyny pogromu z całą pewnością nie było przypadkowe. Gwoli sprawiedliwości trzeba też przyznać, że przynajmniej część informacji o przyczynach pogromu żydowskie organizacje czerpały wprost od Jakuba Bermana, a zatem trudno oczekiwać, by były one zgodne z prawdą. Berman wykonywał przecież ściśle instrukcje Moskwy, a sam będąc Żydem, był żywotnie zainteresowany stosunkami polsko-żydowskimi. Warto też odnotować, że o ile komunistyczne władze dostosowały się do życzeń środowisk żydowskich odnośnie odpowiedniego nagłośnienia pogromu kieleckiego na Zachodzie, o tyle nie podjęły żadnych szczególnych działań w celu zapobieżenia podobnym zajściom w przyszłości. Oznacza to, że miały świadomość, iż takie zagrożenie nie istnieje, albo, że w razie konieczności bez trudu zdołają opanować sytuację, co prowadzi wprost do wniosku, że zdarzenia w Kielcach były starannie zaplanowane i przeprowadzone zgodnie z przyjętym z góry scenariuszem.
PODSUMOWANIE
Podsumowując sprawę pogromu kieleckiego trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że powyższe wnioski, wyprowadzone z dostępnych strzępków dokumentów i relacji, nie znalazły pełnego potwierdzenia w archiwaliach.
Te bowiem, jak już zaznaczono, spłonęły w 1988 r. Zaznaczyć też trzeba, że niezależnie od wszystkich tych czynników w przeprowadzeniu pogromu poza wojskiem wzięła też udział grupka mieszkańców Kielc. Dziś nie sposób stwierdzić, kto wszedł w jej skład – ilu było w niej aktywnych komunistów wykonujących jakieś wytyczne, a ilu kielczan, którzy faktycznie uwierzyli w porwanie polskiego chłopca. Prawdą jest też, że w tamtych miesiącach widać było rażącą dysproporcję pomiędzy głodującymi Polakami a Żydami, którzy byli w nieporównanie lepszej sytuacji ekonomicznej i którzy wcale się z tym nie kryli. To drażniło i wzmagało niechęć. Nie bez znaczenia było zaangażowanie kieleckich Żydów w działania aparatu PPR, PPS i bezpieki, co wzbudzało do nich wręcz nienawiść, tyle że spowodowaną nie przynależnością etniczną, tylko polityczną. W dodatku przynajmniej kilku Żydów zaangażowanych w nowych władzach wywołało powszechne oburzenie popełnionymi nadużyciami. W tej sytuacji prowokacja łatwo mogła znaleźć podatny grunt. Biorąc pod uwagę, że ze stuprocentową pewnością wiemy, iż pierwsze jej ofiary zginęły z rąk przedstawicieli władzy, obciążanie za nią odpowiedzialnością Polaków jest co najmniej nadużyciem. A mówiąc wprost – podłym kłamstwem. Niestety, nie jedynym w kwestii stosunków polsko-żydowskich.
Dokumenty, źródła, cytaty::
http://catholicinsight.com/online/reviews/books/article_750.shtml
- James R. Thompson - Uniwersytet Rice w Houston w Teksasie
http://zaprasza.net/a_y.php?article_id=21673
"The Chesterton Review, Special Polish Issue, Spring - Summer"
- Iwo Cyprian Pogonowski, „Pogrom kielecki 1946”,www.owp.org.pl
- Jerzy Robert Nowak, „Prawda o Kielcach 1946 r. Część I”, „Nasz Dziennik”, 04 lipca 2002.
- „Pogrom kielecki – oczami świadka”,
- Katarzyna Bańcer (PAP)
http://dzieje.pl/aktualnosci/70-rocznica-pogromu-kieleckiego
http://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/07/odkamac-tzw-pogrom-kielecki.html
Jerzy Robert Nowak "Odkłamać tzw. pogrom kielecki""Warszawska Gazeta" 1 lipca 2016 r.
"Prawda o pogromie kieleckim - wielkie kłamstwo UB zdemaskowane""Zakazana Historia" lipiec 2014
"Mity przeciwko Polsce" Leszek Żebrowski; Żydzi, Polacy, komunizm wyd. Penelopa Warszawa 2012
EWA KOPACZ - ANIOŁ ŚMIERCI - SPECJALISTKA OD HIEN CMENTARNYCH.
EWA KOPACZ USIŁUJE WYWOZIĆ POLSKĘ Z SEJMU RP NA TACZKACH.
Według wypowiedzi Ewy Kopacz Jarosław Kaczyński i Prawo i Sprawiedliwość to hieny cmentarne. Często powtarza za wszechmendą antypolską, niejakim i nijakim Radosławem Sikorskim - "PiS - dorżnąć watahę".
Pogarda dla przeciwnika politycznego, wszechobecne kłamstwo, złodziejstwo i korupcja, sianie nienawiści, moralny nihilizm, cynizm oraz zdziczenie obyczajów, jakie obserwowaliśmy przez 8 lat pod rządami PO i PSL, są tym bardziej bolesne, że firmuje to wszystko kobieta. W naszej kulturze, prawie, że zbudowanej na matriarchacie, silnym Maryjnym kultem, szczególny szacunek należał się kobiecie. To ona wnosiła do życia rodzinnego i zbiorowego spokój, miłość, wyrozumiałość. Ewa Kopacz, nazwana w książce Ludwika Dorna "chodzącą nicością" jest w rzeczywistości bezwzględnym politycznym gangsterem w spódnicy.
NA METR W GŁĄB
Dorn określił Kopacz "chodzącą nicością" w 2009 roku, na rok przed tragedią Smoleńską, która zapisała się niezwykle oburzającymi kłamstwami Ewy Kopacz o współpracy polskich i rosyjskich patomorfologów i przekopywaniu smoleńskiej ziemi w miejscu katastrofy "NA METR W GŁĄB".
Ewa Kopacz jako minister zdrowia nie była żadną "chodzącą nicością", lecz słynną "macherką od służby zdrowia", o której mówiła agentowi CBA posłanka Beata Sawicka. Chytra baba z Radomia zajrzy ci w kotlet, zaatakuje lodem na plaży, zbada twoją wierność. Zagrozi bezpieczeństwu premiera Kanady, zgubi się na czerwonym dywanie i ogłosi powstanie nowego narodu. Jako pediatra pochwali się paleniem papierosów. Skrót JOW rozszyfruje jako „jednakowe” oraz „jednoosobowe” okręgi wyborcze.
Na koniec, udając twoją ciotkę, wyzna ci, że chciałaby, byś pozwolił jej zostać na jesieni premierem.
Przeciętny Polak oglądając, a tym bardziej słuchając premier Ewy Kopacz, zagryza wargi, obgryza paznokcie, powstrzymuje drżenie rąk. Ta prosta baba budzi postrach wśród dyplomatów, wojskowych, policjantów, pracowników „Warsu”, a nawet własnych ministrów.
Nikt nie wie, kiedy i gdzie odpali kolejną bombę obyczajową, językową, protokolarną,
PR-ową. Jej publiczne wystąpienia zdają się być wyjęte z repertuaru brytyjskiej grupy kabaretowej Monthy Pythona.
Najpierw widzimy poważną twarz, niby poważnego polityka. Następnie słyszymy z jego ust absurdalny dowcip. Na koniec zamiast słynnych 16 ton, na głowę pani premier spada tuzin niewybrednych memów internetowych. Kopacz jako polityk zawsze była bezwzględna, tak jak jej protektor - "Polska to nienormalność" Tusk.
Zagrzewając Platformę Obywatelską do wyborczego boju nie cofa się przed użyciem prymitywnych kłamstw, oszustw, insynuacji, pomówień przeplatanych niekiedy żałosną groteską.
Na przykład ostrzeżeniem przed PiS-em, który po objęciu władzy ma "aresztować autostrady", czyli "każdego dnia wszczynać procesy w swojej podejrzliwości, hamując kolejne inwestycje".
Czyż to nie kolejne zapewnienie bezkarności dla złodziei, którym zawdzięczamy najdroższe w Europie autostrady i bankrutujący rynek małych firm budowlanych, oszukanych przez skorumpowanych urzędników. Do stałego repertuaru Ewy Kopacz, przejętego od Donalda Tuska należy atak na prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
"Tylko my Platforma Obywatelska mamy siłę, aby uchronić Polskę, by nie stała się państwem jednej partii.
By nie stała się państwem - własnością jednego człowieka, w dodatku człowieka, który się schował i rządzi z ukrycia(...).
Rodzi się więc pytanie, czy wygra żądza władzy człowieka ukrywającego się w cieniu, lalkarza pociągającego za sznurki swoich marionetek, czy też Polska będzie normalną zachodnią demokracją(...).
Jest pytanie, czy zwycięży plan osobistej zemsty Jarosława Kaczyńskiego, czy plan rozwoju Polski, który przygotowaliśmy(...)".
Wydaje się, że tupet, bezczelność i prowokacje Ewy Kopacz nie mają granic.
"PiS mówi nam: chcemy zmiany. Ja odpowiadam: to się zmieńcie. Panie prezesie Kaczyński, niech pan się zmieni i zacznie uśmiechać się do ludzi. Panie pośle Macierewicz, niech pan się zmieni i przestanie poruszać się w oparach absurdu. Ojcze dyrektorze, niech ojciec się zmieni i zacznie głosić Ewangelię o miłości bliźniego. Panowie zmieńcie się"- mówiła swoim partyjniakom Ewa Kopacz. Kolejnym "chłopcem do bicia" po Kaczyńskim jest dzisiaj prezydent Rzeczypospolitej Polski Andrzej Duda, którego Kopacz nieustannie zaczepia, prowokuje, napomina.
"Tak, Platforma Obywatelska ma zamiar nadal budować drogi szybkiego ruchu, szkoły, przedszkola, żłobki, sieć Internetu, boiska, szpitale, całe to nudziarstwo, całą tę ruinę, której tak nie lubi prezydent Duda" - powtarza swoją życiową mantrę Ewa Kopacz.
Kopacz dobrze wie, że w tym kontekście słowa Dudy o "ruinie" nie padły, tak jak dobrze wie i milczy, gdy media niesłusznie oskarżają Dudę o brak szacunku dla niej. Co jak co, ale Duda pokazał, że ma osobistą kulturę, a zarzut nie podania ręki na powitanie pani premier jest absurdalny, za to bardzo wygodny marketingowo dla Kopacz.
A swoją drogą to kobieta pierwsza podaje rękę do powitania. Skoro jej nie podała, nie mogło być urazy, tym samym przewiny prezydenta. Przewrotna Kopacz i jej partia lubi się nazywać "nowoczesną", "otwartą", "europejską", ale to tylko propaganda, nowomowa, jak za komuny.
Równocześnie lubi łączyć PiS z komuną, co jest ewidentnym kłamstwem. Przygarnia na listy Platformy Grzegorza Napieralskiego z SLD i Ludwika Dorna z byłego PC i PiS, mówiąc za nich, że "zdają sobie sprawę z tego jakim zagrożeniem dla naszego kraju są rządy Jarosława Kaczyńskiego".
Ewa Kopacz w 2008 roku porównywała polityków PiS do hien cmentarnych. Jeszcze wtedy Dorn protestował. Jeden z najbardziej upadłych i zakłamanych posłów Stefan Niesiołowski, stale opluwający Dorna i Napieralskiego dzisiaj odkrywa:
"Pani premier patrzy bardzo odważnie w przyszłość"
W tym czasie poseł Lidia Staroń odchodzi z Platformy, bo kazano jej "sumienie zostawić za drzwiami". Kopacz demoluje młodą polską demokrację jak tylko może, obrzydza nam to, co chcemy nazywać polityką.
KOPACZ Z UNIĄ EUROPEJSKĄ NARZĘDZIEM ISLAMIZACJI - BRUKSELA SZANTAŻUJE POLSKĘ.
Kopacz z Platformą Obywatelską pokazali co potrafią w środowym (16 września 2015 r.) posiedzeniu Sejmu w sprawie imigrantów. Posiedzenie w tej sprawie zamieniło się w kampanie wyborczą PO z aroganckimi wystąpieniami Kopacz przeciwko PiS, Jarosławowi Kaczyńskiemu, Antoniemu Macierewiczowi, Kościołowi i ks. redemptoryście Tadeuszowi Rydzykowi. Ze strony Kopacz, Piotrowskiej, Grupińskiego i innych polityków PO padły jedynie wyzwiska pod adresem przeciwników politycznych, bez żadnej merytorycznej decyzji w rzeczonej sprawie. Merytoryczne i mądre sejmowe wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego przerywane było dzwonkami nowego Niesiołowskiego w szatach marszałka Sejmu, Małgorzaty Kidawy - Błońskiej, baby, również groźnej dla Polski, Polaków i polskości jak kopaczka.
WSTYD I HAŃBA
Wstyd i hańba. Natomiast prawda o imigrantach jest zatrważająca. Unia Europejska wypowiedziami Martina S c h u l z a i J e a n - C l a u d e J u n c k e r' a grozi Polsce przemocą i użyciem siły w razie nie przyjęcia ustalonej kwoty imigrantów. W tym jednym mają rację. Imigranci to kwoty, a nie ludzie. Na znane już światu pogróżki UE Sejm RP nie zareagował wdając się w awanturę polityczno - wyborczą, nie podejmując najmniejszych merytorycznych decyzji.
Wraz z falą imigrantów z Etiopii, Erytrei, Sudanu, Libii, Jemenu, Somalii, Afganistanu, Syrii, Iraku, chcących się wedrzeć do Europy, zalewa nas fala "politycznej poprawności", co jeszcze bardziej czyni sytuację dramatyczną. Tylko w nielicznych mediach można poznać grozę sytuacji, gdy nie lukruje się obrazu imigranta, czy uciekiniera przed wojną i prześladowaniami.
No bo jak tu nie pomóc rodzinie, której najmłodsze dziecko dźwiga na ramionach ojciec, a pozostałe dzieci pilnuje troskliwie matka. Prawda jest jednak bardziej złożona. na filmie telewizji węgierskiej widzimy, jak imigranci z nienawiścią wyrzucają z pociągu podarowaną im wodę w butelkach oraz żywność. Na innym filmie młody imigrant robi do kamery charakterystyczny gest podrzynania gardła, który również pokazał na zdjęciu w czasie środowej debaty sejmowej niezrzeszony poseł. Olbrzymia większość uchodźców to młodzi muzułmanie, którzy postanowili poszukać dla siebie lepszego życia na bogatym Zachodzie, albo niewykluczone czynnie walczyć z niewiernymi. No bo skąd ta nagła fala? Czy to nie demograficzny atak tzw. Państwa Islamskiego, które czerpie zyski ze szmuglowania ludzi do Europy? Te setki tysięcy uchodźców to dopiero początek wielkiego parcia Orientu na Zachód. To proces, który został zapowiedziany i opisany choćby przez naszego krakowskiego uczonego Feliksa Konecznego, czy później z wielką pasją przez słynną włoską dziennikarkę Orianę Falacci.
Ich racje były jednak traktowane niechętnie, wręcz wrogo, gdyż nie mieściły się w poglądach wyznawanych przez europejską lewicę. A ta jak wiadomo, tworzy sobie obraz świata według własnej narracji, pomijając podstawowe prawdy i fakty, a nade wszystko nienawidząc chrześcijaństwa. W imigrantach zaś mamy przede wszystkim dostrzegać nieszczęśliwych ludzi szukających pomocy. Dlaczego imigranci wybierają Niemcy? Dlaczego po udzieleniu im pierwszej pomocy za wszelką cenę starają się dotrzeć do Niemiec? Bo tam są największe zasiłki. Inaczej mówiąc, największy dobrobyt, bo imigrantom nie chodzi o pracę. W uchodźcach mamy dostrzegać przede wszystkim ludzi, a nie wyznawców Allaha. Tymczasem poza nieliczną grupą syryjskich chrześcijan pozostali to wyznawcy islamu. Nigdy nie zaakceptują chrześcijańskich korzeni Europy i będą budować Europę według własnych oczekiwań religijnych i prawnych. Islamiści nie wykluczają rzezi europejskich chrześcijan, których nienawidzą podobnie jak lewica. Znane są współczesne rzezie chrześcijan w krajach islamskich, jak np. opisane poniżej w Pakistanie. Areligijna przestrzeń, jaką wytworzyła lewicowo - liberalna Europa, jest dla islamu najlepszą zachętą do ekspansji. Polityka multi - kulti legła w gruzach, gdyż okazuje się niemożliwą syntezą różnych cywilizacji. Człowiek nie może być cywilizowany równocześnie na dwa różne sposoby, nie może być chrześcijaninem i muzułmaninem. Lewacka Europa świadomie odrzuciła swoje chrześcijańskie korzenie, sądząc, że religia stanowi przeszkodę na drodze do integracji różnych kultur. Dlatego Europa przegra z islamem, jeżeli nie nastąpi powrót do chrześcijaństwa i chęć czynnej obrony europejskiej tożsamości. Szef Komisji Europejskiej J e a n - C l a u d e - J u n c k e r wezwał, pod groźbą użycia siły, do solidarności z uchodźcami. nazwał to kwestią "ludzkiej godności" i utrzymania "wartości europejskich". Widocznie pragnie m.in. założenia publicznych toalet w polskich kościołach - podobnie jak uczynili to Ukraińcy w lwowskim rzym.-kat.kościele św, Marii Magdaleny. Szef Komisji Europejskiej w rzeczywistości zaprezentował typowo lewackie myślenie, funkcjonujące w Europie od dziesięcioleci. Uchodźcy nie docierają do Europy Zachodniej w poszukiwaniu europejskich wartości, gdyż te są im całkowicie obce. Szukają lepszego życia, które po pewnym czasie zorganizują sobie według własnych oczekiwań i pragnień. Według J u n c k e r a Polska ma przyjąć 11 tysięcy imigrantów. Dla naszych pseudoelit to wręcz rozkaz, który zgodnie z lewicową nowomową trzeba ludziom uzasadnić. Ewa Kopacz: "to jest test na naszą przyzwoitość". Bogdan Borusewicz: "nie możemy sobie pozwolić na zaprzepaszczenie europejskiej solidarności". Aleksander Kwaśniewski: "pokazujemy, że te stereotypy, które krążą na temat Polaków, o naszej ksenofobii, są prawdziwe". Aleksander Smolar: "jeśli chcemy utrzymać renty i emerytury, jeśli chcemy mieć ludzi do pracy, to imigracja jest rzeczą konieczną". Nic bardziej głupiego nie można powiedzieć. Niech Smolar i inni zobaczą, jak wygląda dzisiaj Marsylia. Rządzi się prawami, które stworzyli dla siebie byli emigranci, na ogół z krajów Maghrebu, dzisiaj już obywatele Francji. W Polsce będzie podobnie, a grunt pod to już przygotowuje niechętna chrześcijaństwu prasa, jak "Gazeta Wyborcza", nazywająca przeciwników fali imigracji "nazistami". A kim jest Żyd Adam Michnik określający Polaków, iż są jak Kościół, uczący obłudy, zakłamania, konformizmu i hipokryzji. Patrz https://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY
W swoich ostatnich książkach Oriana Falacci przestrzegała Europę przed ekspansją islamu. Dżihad, czyli święta wojna, poligamia, kary cielesne, deptanie godności kobiet, nienawiść do Zachodu, wyklinanie chrześcijan i Żydów, czyli psów niewiernych - to wszystko płynie do Europy wraz z falą imigrantów. Ale co najważniejsze. Oriana Falacci pisała, iż "Unia Europejska jest narzędziem, które ma coraz bardziej ułatwiać najeźdźcom wejście na nasze terytorium, a potem pozwolić im się włóczyć bez przeszkód po naszym domu". Jedynym dzisiaj politykiem europejskim, który dostrzega skalę zagrożenia Europy, jest premier Węgier Victor Orban. Stwierdził niedawno: "Nagle zobaczymy, że na naszym własnym kontynencie jesteśmy mniejszością". Ewa Kopacz zapomniała, iż jak dotąd Polska jest Przedmurzem Chrześcijaństwa w Europie, z oczekiwaniem Kopacz na przedmurze Azji, a utożsamianie się premier polskiego rządu z palikociarnią, komoruskimi, niesiołowszczyzną, borusewiczowszczyzną etc. przynosi jej wyłącznie hańbę.
RABUNKI I GWAŁTY W DOMACH UCHODŹCÓW - LECĄ KULE - MULTI - KULTI - MUSLI. NIEMCY - NOŻE I KREW W DOMACH IMIGRANTÓW - LATAJĄCE KRZESŁA - WYRAZ WDZIĘCZNOŚCI ZA AZYL
W Niemczech, doszło w tych dniach do niebywałej fali przemocy... jednych uchodźców przeciw drugim. Latające krzesła - wyraz wdzięczności za azyl. Walczyli ze sobą Syryjczycy i Afgańczycy, Arabowie i Murzyni gwinejscy, Berberowie z Arabami, Marokańczycy z całą resztą... Można długo wyliczać. Nagromadzony już w Niemczech, w wyniku różnic cywilizacyjnych, rasowych i językowych potencjał nienawiści między stłoczonymi ludźmi zaczął się wyładowywać po piątkowych modłach. Jeden z mieszkańców domów dla uchodźców został śmiertelnie ugodzony nożem. Prócz tego nastąpiła seria napaści na obywateli niemieckich, którzy byli na tyle nieostrożni, by wracać na piechotę do domu, czy też robić zakupy po zmroku. Doszło do kilku rabunków, co najmniej jednego przypadku zgwałcenia (ofiarą padła czternastolatka), a także do pobicia staruszki. Sprawca tego ostatniego czynu rzucił się z nożem na przechodniów, spieszących na pomoc napadniętej. Policja zmuszona została aby otworzyć ogień ostrą amunicją Po raz pierwszy doszło do użycia ostrej amunicji przez niemieckich policjantów, stawiających czoła furii napływających do ich kraju nieproszonych gości. W Bonn 23-letni obywatel Gwinei ciężko ranił nożem jednego ze swoich towarzyszy niedoli. Na widok nadjeżdżającej policji uciekł na dach. Spuścił się stamtąd niespodziewanie po linie, usiłując zajść funkcjonariuszy od tyłu. Wywijając dwoma nożami ruszył nagle w kierunku radiowozu. Został kilkakrotnie trafiony w ręce i nogi. Inny, podobny przypadek zakończył się zgonem na miejscu. W poczekalni komisariatu policji w Oberhausen, gdzie przebywało czterech interesantów, jeden z nich wyjął nóż. Następnie dźgnął nim innego oczekującego na rozmowę z oficerem dyżurnym. Ten nie chcąc dopuścić do morderstwa, był zmuszony wyjąć pistolet. Po kilkakrotnym, bezskutecznym okrzyku: „Rzuć nóż!”, zastrzelił napastnika. Regionalne radio i telewizja WDR, jak zwykle w podobnych przypadkach, starannie unika podania skąd pochodzi sprawca czynu zabronionego. Okoliczności sprawy, np. odmowa rzucenia noża na widok pistoletu, krwawa sprzeczka z chłopakiem, który przyszedł z dziewczyną (prawdopodobnie na tle napastowania tejże) wskazują jednak na kogoś z Bałkanów albo muzułmańskich brzegów Morza Śródziemnego.
ZAOSTRZAJĄCA SIĘ CENZURA "PO LINII I NA BAZIE".
W czasach komunistycznych wolno było publikować w Polsce tylko wiadomości oraz wypowiedzi zgodne z aktualną linią sprawującej niepodzielnie władzę PZPR. Wnioski przedstawiać w oparciu o obowiązującą ideologię marksizmu-leninizmu. W używanym wówczas skrócie jak wyżej. Obecnie mamy do czynienia z dość podobnym zjawiskiem w RFN. Szefowie działających w Niemczech największych agencji prasowych (DPA, Reuter, Associated Press) wydali swoim korespondentom polecenie, aby wszystkich krytykujących niekontrolowaną imigrację do Europy określać jako rasistów lub ksenofobów. Z kolei niemiecka policja jest zmuszona przedstawiać komunikaty, w których mowa o podejrzanym „wyglądającym na pochodzącego z południa”. Sankcja za nieprzestrzeganie podobnych nakazów jest oczywista. W epoce szalejącego bezrobocia i umów śmieciowych skuteczniejsza niż kiedyś groźba wezwania na rozmowę do SB, gdzie nie zawsze od razu wtrącano za kraty. W tych warunkach, a także biorąc pod uwagę upały, trudno się dziwić, że wystąpienia uliczne patriotycznych europejczyków sprzeciwiających się islamizacji Zachodu, nie są obecnie zbyt liczne ani widowiskowe. Koszmarny scenariusz z powieści fantastycznych, które przewidują odebranie Europy europejczykom, zaczyna się sprawdzać. Uchodźcy: 'Polska? Tam nie ma sensu zostawać!' Zaskakująca opinia o naszym kraju. W sprawie imigrantów Niemcom puszczają nerwy. Czy zaczną do nas strzelać? "Merkel musi odejść!"– Niemcy w stanie wrzenia.
INSTYTUT KS. PIOTRA SKARGI PODAJE: "PAKISTAN - KOLEJNE AKTY PRZEMOCY WOBEC CHRZEŚCIJAN - ATAKI ISLAMISTÓW NA CHRZEŚCIJAN"
W Pakistanie nie ustają ataki na chrześcijan, dokonywane przez fanatyków islamskich, a nawet niektórych przedstawicieli władz. 27 kwietnia w Lahore – drugim co do wielkości mieście tego kraju – grupa fundamentalistów ciężko raniła pastora protestanckiego i jego syna, a kilka dni wcześniej w innym dużym mieście – Faisalabadzie miejscowy policjant porwał i przez kilka dni wielokrotnie zgwałcił młodą chrześcijankę. W pobliżu miasteczka Hamza, wchodzącego w skład Lahore, dwaj ekstremiści muzułmańscy, należący do ugrupowania Tehreek-e-Ghazi Bin Shaheed (TGBS), zaatakowali 55-letniego pastora Ashrafa Paula i jego rodzinę. Już wcześniej otrzymywała ona różne pogróżki i żądania płacenia haraczu ekstremistom. Według wstępnych ustaleń, pastor ze swymi najbliższymi jechał samochodem, gdy nagle zaczęli do niego strzelać dwaj jadący obok motocykliści. Wystrzelono co najmniej 5 pocisków, które ciężko zraniły 24-letniego syna duchownego Sarfaza. Trafił on do szpitala, gdzie lekarze usunęli z jego ciała trzy kule. Z kolei w Faisalabadzie funkcjonariusz państwowy porwał 24-letnią chrześcijankę Sehar Naz, pracującą w jednym z towarzystw ubezpieczeniowych. Wraz z przyjaciółmi wracała ona samochodem do domu, gdy zatrzymał ich major Arif Atif Rana z Pakistańskich Służb Tajnych, żądając ich dokumentów. Po chwili wszystkim pozwolił odjechać, zatrzymał natomiast dziewczynę pod pretekstem sprawdzenia pewnych danych. Jej koledzy zaprotestowali i zaraz powiadomili o całej sprawie policję, która jednak, dowiedziawszy się, kim jest porywacz, odmówiła zajęcia się sprawą. Arif Atif Rana zabrał Sehar Naz do swego domu w miasteczku Samanabad, a potem do Lahore i tam trzymał ją 4 dni i wielokrotnie ją gwałcił. Po wykorzystaniu dziewczyny porywacz pozostawił ją na stacji kolejowej, grożąc przy tym, że jeśli się poskarży, kara dotknie całą jej rodzinę. „Bardzo łatwo jest uderzać w chrześcijan, wprost lub pośrednio, pod fałszywymi zarzutami” – szydził jej prześladowca. Mimo to dziewczyna poinformowała o całym zdarzeniu kościelną komisję „Justitia et Pax” w Faisalabadzie, która z kolei powiadomiła policję. Obecnie Sehar Naz mieszka w utajnionym miejscu, strzeżona przez siostry zakonne, podczas gdy major nadal przebywa na wolności. W obronie dziewczyny i z żądaniami położenia kresu bezkarności za tego rodzaju zbrodnie wystąpiło już szereg pakistańskich stowarzyszeń praw człowieka. Do zdarzenia doszło w dniach 14-18 kwietnia 2015 r., ale media poinformowały o tym pod koniec sierpnia, a potwierdzili to lekarze jednego ze szpitali w Faisalabadzie, stwierdzając na ciele młodej kobiety liczne ślady przemocy na tle seksualnym.
KOPACZ - POLSKA JEST BEZPIECZNA. - SZEF ZWIĄZKU CELNIKÓW - TIRY Z KRAJÓW MUZUŁMAŃSKICH WJEŻDŻAJĄ DO POLSKI BEZ KONTROLI.
Polska jest bezpieczna, zapewnia Kopacz. Szef związku celników: TIRy z krajów muzułmańskich wjeżdżają bez kontroli! Przez południową granice Polski, a także ze wschodu odbywa się transport imigrantów, a być może także broni, ostrzega Sławomir Siwy, lider związku zawodowego Celnicy PL. Premier po inspekcji granic przekonywała zaś, że z Polski można brać przykład. „Premier nie powinna wprowadzać Polaków w błąd. W interesie publicznym jest mówić prawdę, a ta wygląda tak, że jesteśmy właściwie bezbronni wobec działań przemytników. O ile na wschodzie odbywają się jeszcze jakieś kontrole to ruch z południa odbywa się bez żadnej kontroli. Jestem informowany, że tamtędy wjeżdżają nawet TIRy z krajów muzułmańskich” – powiedział Siwy. Celnik przypomina, że Państwo Islamskie ogłosiło, że wyśle do Europy pół miliona fanatyków. „W telefonach młodych imigrantów znajdowano filmy propagandowe z egzekucji ISIS, a teraz w porcie na wyspie Kos znaleziono kontener z bronią” - dodaje Siwy. Zdaniem lidera związkowego, przemytnicy bezwzględnie wykorzystują obowiązujące procedury i wytyczne uniemożliwiające skuteczną kontrolę. Dla przykładu, jeśli na granicę wjeżdża ktoś, kto nie ma nic do zadeklarowania, a system komputerowy nie wskaże go jako podejrzanego, to celnicy mają nie poddawać go kontroli. „Wiemy o tym bo zamieszczają bezczelne komentarze na forach celników” – mówi związkowiec.
EWA KOPACZ - ANIOŁ ŚMIERCI
Dr Mengele rychło zyskał wśród więźniów Auschwitz miano Anioła Śmierci. Czyny tego zwyrodniałego doktora medycyny są ogólnie znane. Propaganda hitlerowska wcale nie kryła się z ujawnianiem jego działalności, nazywając ją "pracą naukową dla dobra ludzkości".
Jakim mianem określić działalność Ewy Kopacz, posłanki na Sejm RP, ministra zdrowia? Uzyskała miano "Doktora Śmierci", nie tylko w społeczeństwie przerażonym jej działalnością publiczną w służbie zdrowia, ale również w środowisku lekarskim i wśród farmaceutów. Te opinie są mi znane z osobistych rozmów z lekarzami i farmaceutami. Te wszystkie opinie Kopacz ma "głęboko i szeroko", etc., skoro jest zaprzyjaźniona i popierana przez Tuska. Ten bezwzględny rusofilski premier, trzymający się kurczowo władzy, dla którego priorytetem są słupki sondażowe, a nie dobro społeczeństwa, uważa Kopacz za znakomitego ministra zdrowia, godnego awansu na marszałka Sejmu RP. Czyniąc Kopacz drugą osobą w państwie, wystawia sobie premier świadectwo działania antypolskiego. Jego przyjaźń ze "Związkiem Radzieckim na czele"świadczy po raz kolejny, że jest "Naszym człowiekiem w Warszawie", co z całą satysfakcją obwieszcza kremlowska "www.gazieta.ru".
Aleksander Szumański "Kurier Codzienny" Chicago
Dokumenty, źródła, cytaty::
- Feliks Koneczny wykłady
,0- Oriana Falacci wywiady
- "Głos Polski" Toronto - Wojciech Reszczyński "Nasza Polska"
https://www.piotrskarga.pl/pakistan--kolejne-akty-przemocy-wobec-chrzescijan-,7120,i.html
"DEMOKRACJA" W SĄDACH - PROLETARIUSZE WSZYSTKICH KRAJÓW ŁĄCZCIE SIĘ!
JAK SĘDZIOWIE UCZYNILI Z POLSKI PAŃSTWO BEZPRAWIA
MASONERIA W PARLAMENCIE UNII EUROPEJSKIEJ ZAGRAŻA POLSCE I KOŚCIOŁOWI
GUY VERHOFSTADT - ADOLF HITLER BIS
WALDEMAR ŻUREK - BORYS BUDKA - MARTIN SCHULZ - GUY VERHOFSTADT - ADOLF HITLER BIS
Prawo, ze względu na wieloznaczność pojmowania, w tym różnice światopoglądowe wydających o nim opinie, jest pojęciem wyjątkowo trudnym do zdefiniowania. Prawo, a ściślej prawo w ujęciu przedmiotowym – system norm prawnych, czyli ogólnych, abstrakcyjnych i jednoznacznych dyrektyw postępowania, które powstały w związku z istnieniem i funkcjonowaniem państwa lub innego uporządkowanego organizmu społecznego, ustanowione lub uznane przez właściwe organy władzy odpowiednio publicznej lub społecznej i przez te organy stosowane, w tym z użyciem przymusu.
W Polsce istnieje upolitycznienie prawa, co uważa się za niedopuszczalne.
Przykładem są upolitycznione wypowiedzi rzecznika prasowego Krajowej Rady Sądownictwa, Waldemara Żurka, m.in. wygłaszającego przed kamerami TVP obraźliwe słowa pod adresem nowo wybranych sędziów TK, zaprzysiężonych przez prezydenta RP. Krytyczne polityczne stanowisko w świetle "demokratycznego" prawa w sposób prawnie niedopuszczalny, zajmuje członek Krajowej Rady Sądownictwa, poseł Platformy Obywatelskiej, b. minister sprawiedliwości w rządzie koalicji PO - ZSL (PSL), Borys Budka, w dodatku posługujący się obraźliwym, nie prawniczym, knajackim, tromtadrackim językiem, popierający zamach stanu na suwerenną, niepodległą RP, przez niemiecko - masońską - żydowską - Unię Europejską na czele z masonem, faszystą , niemieckim Żydem, Martinem Schulzem niemieckim anty Polakiem . Patrz http://www.fronda.pl/blogi/prawda-o-nobliscie/po-buzek-na-kawce-z-masonami,37562.html PO, Buzek i Barosso na kawce z masonami w Parlamencie Europejskim.
KNAJACTWO - TROMTADRACTWO BORYSA BUDKI
Knajactwo to zachowanie charakterystyczne dla ludzi z marginesu społecznego. Tromtadractwo to krzykliwe głoszenie jakichś poglądów, zwłaszcza politycznych, lub wzniosłych haseł pozbawionych treści. Inny słownik języka polskiego PWN zanotował słowa pokrewne - knajacki, tromtadracja.
W tej sytuacji "knajacko - tromtadrackiej" Borysa Budkę zaliczyć należy do marginesu społecznego.
DEKLARACJA KONGREGACJI DOKTRYNY WIARY KOŚCIOŁA Z DNIA 26 LISTOPADA 1983 ROKU
"Stawiano pytanie, czy ocena Kościoła odnośnie stowarzyszeń masońskich zmieniła się na skutek faktu, iż nowy Kodeks Prawa Kanonicznego nie wymienia wolnomularstwa w sposób wyraźny jak poprzedni.
Obecnie Kongregacja jest w stanie odpowiedzieć na to, iż okoliczność ta jest spowodowana kryterium redakcyjnym takim samym, jak dla innych zrzeszeń, które podobnie nie zostały wymienione, ponieważ włączone są do szerszych kategorii.
Negatywna ocena Kościoła o wolnomularskich zrzeszeniach pozostanie więc niezmieniona, ponieważ ich zasady były zawsze uważane za nie do pogodzenia z nauką Kościoła i dlatego też przystąpienie do nich pozostanie nadal zabronione. Wierni, którzy należą do wolnomularskich zrzeszeń, znajdują się więc w stanie ciężkiego grzechu i nie mogą przyjmować Komunii Świętej.
Lokalne autorytety kościelne nie mają prawa wypowiadać się na temat istoty wolnomularskich zrzeszeń w sposób, który mógłby umniejszyć to co powyżej ustalono w zgodności i intencją deklaracji tejże Kongregacji z dnia 17 lutego 1981 roku.
Papież św. Jan Paweł II potwierdził niniejszą deklarację, uchwaloną na zwyczajnym posiedzeniu Kongregacji i zalecił jej opublikowanie w czasie audiencji udzielonej podpisującemu ją, kardynałowi Prefektowi".
Kodeks Prawa Kanonicznego (wszedł w życie 27 listopada 1983 r.)
Rzym, w siedzibie Kongregacji Nauki Wiary, 26 listopada 1983 roku.
(-) Kardynał Joseph Ratzinger Prefekt
(-) Arcybiskup Jerome Hamer O. P. Sekretarz
GUY VERHOFSTADT - ADOLF HITLER BIS
Szczególnie niebezpieczny dla Polski jest b. premier Belgii, mason, faszysta i anty Polak Guy Verhofstadt - Adolf Hitler bis, poseł do Parlamentu Europejskiego wybierany na pięcioletnia kadencję. Jego antypolskie wystąpienia polityczne w czasie obrad Parlamentu Europejskiego cechuje wspomniane tromtadractwo, a ponadto zbieżne jest z wystąpieniami Adolfa Hitlera z żądaniami od Polski korytarza i Wolnego Miasta Gdańska.
Historia zatoczyła koło, powtarza się nagonka na Polskę z lat 30 ub. wieku hitlerowskiej NSDAP.
PiS powinno odpowiedzieć Parlamentowi UE słowami Jozefa Becka z 5 maja 1939 roku:
"...Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor...".
NIETYKALNI
JAK SĘDZIOWIE UCZYNILI Z POLSKI PAŃSTWO BEZPRAWIA
Oszczercze upolitycznione stanowisko "prawne" zajmuje Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego prof. dr hab. Małgorzata Gersdorf.
Patrz Jan Piński http://www.uwazamrze.pl/artykul/1122796/nietykalni
"Jest to bezprzykładny w Europie atak polityka pretendującego do sprawowania władzy wykonawczej w Polsce na władzę sądowniczą. Jest to pełen pogardy atak wymierzony w każdego z tysięcy sędziów wszystkich sądów w Polsce. (...) Takie znieważające, wiecowe zdanie nawiązuje do najgorszych zwyczajów walki politycznej sprzed 1989 r.” – napisali w oświadczeniu prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf, prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński i prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego prof. Roman Hauser. Była to reakcja na słowa prezesa PiS Jarosław Kaczyńskiego, który na partyjnym wiecu zarzucił obecnej władzy terroryzowanie sądów przez wpływanie na ich prezesów(...)...
Przyzwolenia na upolityczniony wymiar sprawiedliwości absolutnie być nie może i nie będzie zapewnił minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
DYREKTOR ZESPOŁU ORZECZNICTWA I STUDIÓW TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJ NEGO KAMIL ZARADKIEWICZ
Prof. Kamil Zaradkiewicz, wieloletni dyrektor Zespołu TK otrzymał od prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego w ramach "konstytucyjności" TK zakaz wystąpień medialnych, pozbawiony został premii za wysługę 15 lat pracy oraz nakaz podania się do dymisji.
Profesor Kamil Zaradkiewicz nie podał się dymisji. Polacy oczekują podania się do dymisji przed końcem kadencji (upływa w grudniu 2016 r. ) prof. Rzeplińskiego, szkodzącego Polsce, Polakom i polskości.
PLATFORMA OBYWATELSKA Z PSL OBRABOWAŁY POLAKÓW Z 340 MILIARDÓW ZŁOTYCH
POLSKA UTRACIŁA DOSTĘP DO MORZA
STOCZNIOWCOM PROPONOWANO ZMIANĘ ZAWODU NA ... KOSMETYCZKI LUB MANICURZYSTKI!!!
Jak wykazał audyt sejmowy z dnia 11 maja 2016 roku rządy PO - PSL obrabowały Polaków z 340 miliardów złotych. Co w obronie Polaków wykonali "niezależni" polska prokuratura i sądownictwo w latach 2007 - 2015?
Ile miliardów dolarów amerykańskich straciła Polska i Polacy na skutek niezliczonej ilości afer?
Wiekowy dostęp do morza został Polsce przez rząd Tuska odebrany, stocznie zlikwidowane, społeczeństwo okłamywane, a pracę utraciły rzesze stoczniowców, powiększając polskie bezrobocie.
Stoczniowcom proponowano przekwalifikowanie na zawód...kosmetyczki lub manicurzystki!!!!!!!!
GRUBA KRESKA
Po 4 czerwca 1989 roku premier Tadeusz Mazowiecki ogłosił słynną „grubą kreskę", która praktycznie uniemożliwiła ściganie zbrodniarzy komunistycznych – „ludzi honoru" i ich tajnych współpracowników. Wobec takich decyzji, popartych dodatkowo brakiem dekomunizacji i lustracji elita intelektualna w Polsce przesiąknięta jest agenturą, np. dwudziestu pięciu tajnych współpracowników na UJ odkrytych przez dr Barbarę Nowak. W tym miejscu ze smutkiem potwierdzam, iż dr Barbara Nowak zmarła ( 08 stycznia 2013 roku).Rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzej Ceynowa i prof. Józef Włodarski - dziekan wydziału filologiczno-historycznego gdańskiej uczelni współpracowali w PRL ze Służbą Bezpieczeństwa. Obaj profesorowie byli organizatorami anty lustracyjnego buntu na polskich uczelniach. Prof. Józef Włodarski wraz z prof. Andrzejem Ceynową inicjowali uchwalenie przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich stanowiska, potępiającego lustrację na polskich uniwersytetach. Prof. Andrzej Ceynowa jest twórcą tzw. " anty lustracyjnego fortelu akademickiego". Polegał on na tym, że profesorowie objęci lustracją na własną prośbę byli przenoszeni na funkcję asystentów, którzy nie podlegali lustracji. Jeden z najwybitniejszych polskich historyków prof. Andrzej Garlicki TW „Pedagog”, pracujący na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL , zaś na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu z SB współpracowało co najmniej 25 naukowców. Inną sprawą jest lekceważenie istniejącego prawa, wobec obowiązującej rzymskiej zasady prawnej - dura lex sed lex ( łac. twarde prawo, ale prawo ) i ignorowanie prawa, niekiedy w sposób wulgarny.
POCAŁUJCIE MNIE W DUPĘ PAJACE
Pocałujcie mnie w dupę, pajace! - taki autorski komentarz dodał do swojego oświadczenia lustracyjnego profesor Jan Turulski z Instytutu Chemii Uniwersytetu w Białymstoku. Oświadczenie przesłał rektorowi. Ten jeszcze nie wie, jak zareagować - pisze "Gazeta Wyborcza".
Profesor wypełnił pierwszą część oświadczenia, wpisując, że nie współpracował z tajnymi służbami PRL. Po czym na całej stronie, na ukos, napisał zacytowane wyżej zdanie. W takiej formie oświadczenie trafiło do rektora Uniwersytetu, Jerzego Nikitorowicza. Na jego biurku wylądował również list, w którym prof. Jan Turulski wyjaśnia, kogo ma na myśli, pisząc "pajace", i dlaczego sięgnął po emocjonalny oręż.
"Magnificencjo, jestem zdumiony i rozczarowany, że za odmowę wykonania tego obowiązku twórca ustawy przewiduje tak dotkliwą karę jak utrata funkcji albo posady" - napisał profesor. "Za tak obrzydliwe przestępstwo, jakim jest odmowa wypełnienia formularza samo lustracyjnego, w IV RP winna być jedna kara: kara śmierci.(...). W zaistniałej sytuacji nieuzasadnionego humanitaryzmu ustawy, (...) na przymus złożenia oświadczenia odpowiadam twórcom tego aktu prawnego: Pocałujcie mnie w dupę, pajace!".
Już na poważnie profesor wyjaśnia, że w ten sposób chce przeciwstawić się złu, jakie - według niego - niosą ze sobą rządy PiS-u. Rektor przyjął oświadczenie z notatką i listem, ale nie jest zachwycony. Uważa, że oświadczenie jest niegodne profesorskiej funkcji.
Na razie nie wiadomo, czy profesor Turulski naruszył prawo, dodając do oświadczenia lustracyjnego własny komentarz. Nie wiadomo też, jak zareaguje IPN, do którego trafią wszystkie oświadczenia. Na uniwersytecie w Białymstoku to jedyny przypadek dodania własnej adnotacji.
Wydaje się, iż dzisiejsza opiniotwórczość katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego mająca niebagatelny wpływ na stosowanie prawa w Polsce i kształtowanie opinii publicznej, korporacyjność urzędującej palestry, wyrokowanie niepodległych sądów i Trybunału Konstytucyjnego, niekiedy budzące sprzeciw społeczny, ma swoje korzenie w zhańbieniu i zbezczeszczeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w okresie PRL-u.
Oprócz Buchały, Zolla i Ćwiąkalskiego działali tam jeszcze w tym okresie, Marek Waldenberg, kierujący katedrą Podstaw Marksizmu-Leninizmu, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, piszący prace naukowe o wielkości jakiegoś Karla Kautskiego marksistowskiego sekciarza.
Do pocztu bezprawników tego okresu dołączył prof. Julian Polan - Harashin b. prokurator w Lublinie, ścigający tam żołnierzy AK i NSZ, skąd musiał uciekać, bo Podziemie Niepodległościowe wydało na niego wyrok śmierci.
Prof. Julian - Polan Harashin, szwagier kardynała Franciszka Macharskiego, jako wiceszef Sądu Wojskowego wydał kilkadziesiąt wyroków śmierci na żołnierzy AK i NSZ. Był najkrwawszym sędzią PRL-u i skorumpowanym łapówkarzem. Jako dziekan studium zaocznego Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego wydał kilkaset „łapówkarskich" dyplomów magistrów praw.
Gdy jeden z dyplomowanych partyjnych i ubeckich „magistrów" skompromitował się swoją „prawniczą wiedzą" i sprawa nabrała rozgłosu prof. Julian Polan - Harashin podpalił dokumenty w dziekanacie, otrzymał wyrok, lecz szybko został uwolniony i skrupulatnie donosił nadal, jako agent SB, o wszystkim co usłyszał o krakowskim Kościele od żony i szwagra (kard. Franciszka Macharskiego) przy rodzinnym stole.
W sprawie masona prof. Andrzeja Zolla rodzi się cały szereg zapytań: - Czy wyznaczenie jego kandydatury na ministra sprawiedliwości było zgodne z polską racją stanu? - Dlaczego Kuria Krakowska powołała masona na szefowanie Fundacji kościelnej "Nie lękajcie się" - instytucji kościelnej, nie licząc się z deklaracją Kongresu Doktryny Wiary (w tekście powyżej) podpisaną przez papieża św. Jana Pawła II? - Dlaczego opinia publiczna nie została poinformowana o członkostwie w niemieckiej, faszystowskiej (NSDAP) Akademii Prawa Niemieckiego Fryderyka Zolla (młodszego) i jego udziału w dorocznych konferencjach tejże Akademii w Monachium obok Hansa Franka?
- Jaki był udział dziadka ze strony matki Andrzeja Zolla w uwolnieniu Włodzimierza Lenina (Uljanowa) z austriackiego więzienia, jak się ów dziadek nazywał i kim był w funkcjonującym wówczas społeczeństwie?
W czasach istnienia Katedry Prawa Karnego UJ w PRL, która ściśle współpracowała z krakowską esbecją, działali jeszcze, „oddani sprawie sowieckiej sprawiedliwości” sędziowie, prokuratorzy, adwokaci i niektórzy dziennikarze. I tak:
Prokurator Prokuratury Wojewódzkiej Rek, viceprokurator Gołda (TW SB) za pieniądze uwalniał od odpowiedzialności karnej największych zbrodniarzy. Pomagał mu asystent prok. Józef Skwierawski. Klientów mu nie brakowało, przy współpracy z mecenasem Karolem Buczyńskim, odmanem z krakowskiego getta, policjanta żydowskiego, współpracownika Gestapo w służbie Żagwii, gdzie „dzielnie” wysyłał swoich współplemieńców do niemieckich obozów zagłady.
Jak mu się coś udało, to zamiast okupu damom odbierał to co miały dla kochającego mężczyzny. W ten sposób uratował z krakowskiego getta swoją powojenną żonę Ruth Buczyńską, która jedynie z wdzięczności wyszła za niego za mąż.
Ruth Buczyńska była adwokatem i dużo dobrego uczyniła dla zniewolonych polskich patriotów. Podobną rolę jak Karol Buczyński spełniał również na obu frontach krakowski adwokat Maurycy Wiener, żydowski konfident Gestapo, a później SB.
Zapamiętałem jeszcze łajdacką esbecką działalność sędziego Korbiela z Sądu Wojewódzkiego - Wydział Karny w Krakowie, ale również przyjaznych ludziom adwokatów, opozycjonistów, lwowianina Leopolda Kozłowskiego i Andrzeja Kozłowskiego.
„Złotymi” zgłoskami zapisał się w historii dziennikarstwa krakowskiego sygnatariusz rezolucji 53 krakowskich literatów w procesie Kurii Krakowskiej ojciec Grzegorza Miecugowa, Bruno Miecugow, m.in. wysyłając wielkiego polskiego architekta Wiesława Zgrzebnickiego „Zgrzesia” do Kobierzyna – krakowskiego szpitala psychiatrycznego, przy pomocy żydowskiej ordynator kliniki psychiatrycznej Marii Orwid, będącej na usługach SB, organizatorki żydowskiej loży masońskiej B'nai B'rith, skąd, „Zgrześ” już nie wyszedł.
Za co? Dlaczego? W mojej zresztą obecności „Zgrześ” Miecugowowi w krakowskim Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” zwrócił uwagę na łajdacki jego podpis w owej rezolucji 53.
Była jeszcze jedna ciekawa, nie wyjaśniona dotąd sprawa. Zamordowany został dziennikarz „Echa Krakowa” Wojtek Kajder. Po jego śmierci okazało się, że Wojtek był esbeckim kapusiem. Miał na pieńku z Miecugowem i kto wie….Ślad prowadzi mnie jednak w stronę Brunona Miecugowa, bo dzień przed śmiercią Wojtek Kajder zwrócił się do mnie z prośbą o pilne spotkanie, a wiedział, że się znam z krakowskimi dziennikarzami, lekarzami i aktorami. O tym, iż red. Wojciech Kajder był TW dowiedzieliśmy się po jego śmierci, którą przeczuwał.
NAJGORSI SĘDZIOWIE III RP
„Nasza Polska”(18 czerwca 2013 r.) zamieściła tekst Roberta Wita Wyrostkiewicza „Najgorsi sędziowie III RP” w którym podaje imiona i nazwiska „najgorszych polskich sędziów”. Ów poczet obejmuje 20 imion i nazwisk upolitycznionych polskich sędziów, mających najgorszą opinię prawną. Wśród nazwisk z szerokim uzasadnieniem znajdują się powszechnie znani dyspozycyjni wobec PO i premiera Donalda Tuska sędziowie:
- Agnieszka Matlak
- Anna Wielgolewska
- Alina Rychlińska
- Anna Ptaszek
- Bartosz Janicki
- Ewa Solecka
- Ewa Strużyna
- Igor Tuleya
- Iwona Konopka
- Justyna Wiśniewska
- Magdalena Roszkowska
- Małgorzata Mojkowska
- Małgorzata Sobkowicz – Suwińska
- Mirosława Strzelecka
- Monika Jobska
- Paweł Filipiak
- Paweł Rysiński
- Piotr Hofmański
- Roman Kowalkowski
- Ryszard Milewski
SĄDOWNICTWO W III RP, Z PRAWA NA LEWO
SKANDALICZNE WYROKI WSPIERANIE "SWOICH"
POLITYCZNE KONEKSJE - TO NORMA W POLSKI SĄDOWCNICTWIE
Uniewinnili Sawicką, Palikota, Niesiołowskiego. Dali spokój "ludziom honoru"Kiszczakowi, Jaruzelskiemu, zabójcom Przemyka. Wypuścili Żemka, Rywina. Karcą prawicę (sprawa Wyszkowskiego, Rymkiewicza, ks. Garncarczyka).
Często to dzieci komuny albo ludzie opętani własną karierą. Trudno dać inne wytłumaczenie najbardziej skandalicznym procesom ostatnich lat.
Uniewinnienie poseł PO Beaty Sawickiej, blamaż sędziów z Państwowej Komisji Wyborczej, zamiatanie pod dywan korupcji w Sądzie Najwyższym, nieosądzenie zbrodniarzy PRL‑u – to symbole działalności sądów w mijającym roku.
W marcu Sąd Najwyższy utrzymał wyrok uniewinniający b. posłankę PO Beatę Sawicką i b. burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego, zatrzymanych w 2007 r. po akcji CBA za przyjęcie korzyści majątkowej w zamian za ustawianie przetargu. Sąd stwierdził, że oskarżeni ponoszą odpowiedzialność w wymiarze moralnym, ale nie można ich skazać. Pokłosiem tego wyroku jest sprawa o odszkodowanie, którą wytoczył skarbowi państwa Mirosław Wądołowski.
– Sądy i prokuratury przejawiają niechęć do zajmowania się sprawami dotyczącymi ludzi koalicji – mówi poseł PiS‑u Łukasz Zbonikowski. – Utrwala się przez to w społeczeństwie przekonanie, że sądy są usłużne wobec władzy. Cały czas dźwięczą mi w uszach słowa wypowiedziane w kampanii wyborczej w 2010 r. przez kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego, który po wygranym procesie w trybie wyborczym powiedział, że jeśli ktoś jeszcze powie coś na jego temat, sądy są jeszcze rozgrzane i wszystko tam można załatwić – dodał Zbonikowski.
– Nikt nie wie, według jakiej miary sądy polskie orzekają wyroki. Bo w podobnych sprawach jedni są niewinni, a inni są skazywani. Trudno więc mówić o niezawisłości sądów – powiedział „Codziennej” poseł Zbonikowski.
Słabą kondycję sądownictwa obnażyła też działalność PKW w ostatnich wyborach samorządowych, które przyniosły ujawnienie na niespotykaną dotychczas skalę nieprawidłowości wyborczych i przeświadczenie o sfałszowaniu wyników. Po tym blamażu i pod presją opinii publicznej cały skład sędziowski komisji podał się do dymisji.
W 2014 r. nie zapadły również wyroki skazujące głównych odpowiedzialnych za zbrodnie PRL‑u. Zapadł m.in. wyrok w sprawie masakry robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r., ale skazani zostali jedynie ppłk Bolesław Fałdasz, zastępca dowódcy jednostki ds. politycznych w Gdyni, i ppłk Mirosław Wiekiera, dowódca kompanii tłumiącej protesty 16 grudnia w Gdańsku. Kary uniknęli natomiast faktyczni sprawcy tragedii, m.in. Stanisław Kociołek, sekretarz KC PZPR, który miał wydać zgodę na strzelanie do robotników.
Bezkarni pozostają także twórcy stanu wojennego. Proces w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie w sprawie b. szefa MSW Czesława Kiszczaka nie może ruszyć ze względu na jego stan zdrowia. Sprawa dotyczy wyroku z 2012 r., w którym Kiszczak został skazany na 2 lata więzienia za przynależność do zorganizowanego przestępczego związku zbrojnego, który wprowadził stan wojenny w Polsce 13 grudnia 1981 r. Proces apelacyjny w 2012 r. został zawieszony po opinii biegłych lekarzy. Orzekli oni, że stan zdrowia Czesława Kiszczaka jest tak zły, że nie może on uczestniczyć w rozprawach.
Za komunistyczne zbrodnie nigdy nie został osądzony zmarły w maju br. Wojciech Jaruzelski.
Był on oskarżony przez IPN (razem z Kiszczakiem) o udział w zorganizowanym przestępczym związku zbrojnym, ale jego proces został zawieszony ze względu na stan zdrowia.
– Bagaż PRL‑u przekazany sądownictwu III RP jest źródłem zła w wymiarze sprawiedliwości, a to przekłada się na patologię życia politycznego i gospodarczego kraju – mówił Zbonikowski.
Jakub Wojewódzki może w żywe oczy kpić z sądów III RP. Jak informuje „Super Expres”, sprawa jego rasistowskich żartów od siedmiu miesięcy stoi w miejscu, bo Sąd Rejonowy w Warszawie nie może namierzyć showmana. Jak to możliwe, skoro Wojewódzki ma w telewizji swój program i wcale nie jest tajemnicą, gdzie można go znaleźć?!
Wojewódzki usłyszał zarzut publicznego znieważenia na tle rasowym po tym, gdy w 2011 r. w audycji radiowej razem z Figurskim naśmiewał się z pochodzenia rzecznika prasowego Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Alvina Gajadhura (matka Gajadhura jest Polką, a ojciec Hindusem).
Skandaliczne żarty uszły jednak Wojewódzkiemu na sucho, bo sąd uznał go za niewinnego. Gajadhur i prokuratura natychmiast złożyli apelację. Problem w tym, że apelacja, która w sierpniu ubiegłego roku miała zostać przesłana z sądu rejonowego do sądu okręgowego, nie trafiła tam do dziś! Dlaczego?
Apelacja nie została jeszcze przesłana do Sądu Okręgowego w związku z trudnościami z doręczeniem oskarżonym odpisów apelacji — przeczytał Alvin Gajadhur w piśmie przesłanym mu przez sąd rejonowy.
W sierpniu poinformowano mnie, że apelacja złożona przez prokuratora została przyjęta i będzie przesłana do sądu okręgowego. Minęło już siedem miesięcy, a akta sprawy nie zostały jeszcze wysłane z sądu rejonowego. Dlaczego ci panowie nie odbierają korespondencji? — oburza się Gajadhur w rozmowie z „Super Expressem”.
To bardzo dziwna sytuacja, tym bardziej, że - jak zauważa tabloid - trudności ze znalezieniem Wojewódzkiego „nie miałoby nawet dziecko”.
Wydaje mi się, że prosto jest go „namierzyć”, gdyż prowadzi cykliczne programy w telewizji — dodaje Gajadhur.
Podkreśla, że nigdy nie został za te słowa przeproszony ani przez Wojewódzkiego, ani przez Figurskiego. „SE” postanowił pomóc „nieporadnym” sądom i opublikował mapę z miejscami, w których można spotkać „Jakuba W.” Zaznaczono na niej ulicę, na której mieszka showman, stacje telewizyjne i radiowe, w których pracuje, a nawet jego ulubione knajpy, gdzie się lansuje. Cóż z tego, skoro dla sądów III RP Wojewódzki jest niewidzialny?
SKANDALICZNE WYROKI, WSPIERANIE KOLESIÓW, POLITYCZNE KONEKSJE - TO NORMA W POLSKIM SĄDOWNICTWIE
Tygodnik "Nasza Polska" prezentuje listę najgorszych sędziów III RP, zaznaczając, że lista nie jest kompletna ( stanowi jedynie obrazek pokazujący zgnile oblicze wymiaru sprawiedliwości).
AGNIESZKA MATLAK
Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie znana jest głownie z wyroku z 2010 roku w procesie w trybie wyborczym z powództwa sztabu Bronisława Komorowskiego, przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Matlak zabroniła Kaczyńskiemu informować, że Komorowski chce prywatyzować służbę zdrowia, bowiem jest to rzekomo informacja nieprawdziwa. Tyle, że nie tylko Komorowski, ale cała Platforma Obywatelska chciała prywatyzować służbę zdrowia (najszczerzej mówiła o tym Beta Sawicka na słynnej ławeczce), a nazywała to komunalizacją. Z tym, że oznacza to przekazanie szpitali samorządom. Te bankrutują, więc najprostszą drogą do ratowania służby zdrowia jest prywatyzacja. Sędzia Matlak ma na koncie nie tylko wyrok na korzyść Komorowskiego. Rozpatrywała także sprawę Wojciecha Jaruzelskiego, Jana Przedpełskiego, który domagał się, by generał wyprowadził się z jego rodzinnego domu zabranego rodzinie Przedpełskich przez komunistów na mocy tzw. dekretu Bieruta.
Przedpełski domu nie odzyskał.
Rozpatrywała proces Marka Króla i Jerzego Urbana. Wygrał Urban.
W przypadku sprawy "Gazeta Wyborcza" kontra Stanisław Remuszko sędzia Matlak popisała się "wybitnym" uzasadnieniem: "Negatywne treści na temat Adama Michnika redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej oraz wydawcy tej gazety Agora S.A są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego".
ANNA WIELGOLEWSKA
Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, która rozpatruje sprawę komunistycznego oprawcy, byłego szefa MSW, bezpieki i komunistycznego aparatczyka. Kiszczaka nie udało się dotąd osądzić, podobnie jak Jaruzelskiego. Oskarżeni zasłaniają się złym stanem zdrowia, pomimo, że na publikowanych w prasie zdjęciach wyglądają rześko. Zdarza się im nawet udzielać wywiadów prasie, brać udział w spotkaniach rangi państwowej, ale droga do sądu byłaby zbyt dużym obciążeniem leciwych organizmów, zmęczonych życiem, bo dowodzenie morderczymi formacjami nie było przecież łatwe.
5 czerwca tego roku, podczas posiedzenia rządu, sędzia Wielgolewska ogłosiła przerwę, by rozpatrzeć wniosek dwóch biegłych psychiatrów, którzy uznali, ze zdrowie 88-letniego Kiszczaka nie pozwala na sądzenie go po raz piąty w sprawie przyczynienia się do śmierci dziewięciu górników kopalni "Wujek" w 1981 roku. Sędzia ogłosiła, że spotkanie odbędzie się przy drzwiach zamkniętych.
Następnie ogłosiła przerwę, a wychodząc z sali rozpraw, została obrzucona tortem przez działacza "Solidarności", Zygmunta Miernika. Sprawa jest symboliczna, bowiem o ile Mirnikowi za rzucenie tortem grozi kara pozbawienia wolności(a wyrok w zawieszeniu ma niemal już w kieszeni), to prawdopodobnie Kiszczak za zlecenie mordowania ludzi pozostanie bezkarny.
To chyba najlepszy obrazek pokazujący prawdę o polskich sądach w III RP.
ALINA RYCHLIŃSKA
Znieważanie prezydenta podlega karze, ale w praktyce polskich sędziów to zależy o którego prezydenta chodzi...Kiedyś Andrzej Lepper został skazany za nazwanie Kwaśniewskiego "leniem". Za to w przypadku nazwania przez Janusza Palikota prezydenta Lecha Kaczyńskiego "chamem" sędzia Rychlińska, z Sądu Okręgowego w Warszawie, stwierdziła, że wyrażenie "cham" nie jest już dziś samo w sobie zniewagą i jego cena zależy od kontekstu wypowiedzi.
ANNA PTASZEK
Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie w 2012 roku podtrzymała decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa w prawie ataku posła PO Stefana Niesiołowskiego na dziennikarkę Ewę Stankiewicz.
Ptaszek usprawiedliwiała posła PO twierdząc, że "Stefan Niesiołowski jest osobą, którą łatwo sprowokować do wypowiedzi i zachowań o charakterze emocjonalnym".
Słowa "wstrętna pisówna", i "won do Pis-u", którymi Niesiołowski zwracał się do Ewy Stankiewicz, w ocenie sądu to "krytyczna ocena dokonań dziennikarskich".
BARTOSZ JANICKI
Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie w 2013 roku zadecydował w trybie ekspresowym, że tygodnik "W Sieci" może naruszać interesy wydawnictwa Pressbublica (obecnie Gremi Media) będącego własnością Grzegorza Hajdarowicza. Ten ostatni, (przyjaciel Grasia i rządu) mógł liczyć na wsparcie z ręki wymiaru sprawiedliwości. Argumentem, do którego przychylił się sędzia, było dysponowanie przez Hajdarowicza niemal nikomu nie znaną subdomeną internetową "W sieci opinii". Nie może więc istnieć nikomu nie znana domena "W sieci opinii" i tygodnik "W Sieci". Może istnieć tylko medium Hajdarowicza...
Decyzja sądu miała charakter natychmiastowej wykonalności, czego konsekwencją był zakaz wydawania tygodnika pod dotychczasową nazwą do czasu zakończenia procesu.
-Wystarczy, że Hajdarowicz szepnie gdzie trzeba.
Sędziów myślących podobnie jak Bartosz Janicki w Polsce nie brakuje. Jednak ciągle jest ich za mało. Aż szkoda, że sędziego Janickiego nie można sklonować. Może by się udało, gdyby jako dziecko właściwie się odżywiał.
Pochłaniał wyłącznie mirabelki i szczaw, tak jak to robił sędzia Tuleya, kiedy nad jego matką nocami znęcali się sadyści z UB, o on opuszczony błąkał się po polach i bezdrożach, żywiąc się korzonkami niedojrzałego jeszcze szczawiu.
Okrutne wspomnienia zostały mu na całe życie. Dlatego zawsze jest taki poważny. To z pewnością ułatwi jego sklonowanie. Wówczas jeden z Tuleyów będzie mógł wspierać sędziego Janickiego. w podejmowaniu korzystnych dla Hajdarowicza decyzji.
Uszczęśliwiać Pawła Grasia, a być może samego premiera - napisał Jerzy Jachowicz na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i trudno do jego ironicznego komentarza coś jeszcze dodać.
EWA SOLECKA
Sędzia Ewa Solecka z Sądu Okręgowego w Katowicach wydała w 2009 roku wyrok w sprawie ks. Marka Garncarczyka i redakcji "Głosu Niedzielnego" z powództwa Alicji Tysiąc. Sąd nakazał ks. Garncarczykowi przeprosić Alicję Tysiąc i wypłacić jej 30 tys. zł zadośćuczynienia za to, że opisując jej przypadek (uniemożliwiono jej w Polsce przeprowadzenie aborcji za co domagała się rekompensaty w Strasburgu i takie pieniądze otrzymała) nazwał aborcję morderstwem. W uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Solecka stwierdziła m.in., że katolicy mogą wyrażać swoją dezaprobatę moralną wobec wykonywania zabiegu aborcji - nazywać aborcję zabójstwem - ale w sensie ogólnym, a nie w odniesieniu do konkretnej osoby.
czyli można powiedzieć, że zabicie dziecka jest zabójstwem, ale nie można wskazać kto zabił czy chciał zabić (jak w przypadku Alicji Tysiąc).
EWA STRUŻYNA
Po 28 latach od śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka, 19-letniego maturzysty, Sąd Najwyższy przyznał, że sprawa ta jest porażką wymiaru sprawiedliwości, ale oddalił kasację w sprawie Ireneusza K. zomowca oskarżonego o pobicie Przemyka ze skutkiem śmiertelnym. Tym samym utrzymano w mocy wcześniejszy wyrok sądu apelacyjnego z 2009 roku, który uznał, że doszło do przedawnienia zbrodni. Sprawa uległa przedawnieniu, ponieważ sąd przyjął kwalifikację czynu jako nieumyślnego (słowo klucz!) spowodowania śmierci.
Pełnomocnik rodziny Przemyka, mecenas Andrzej Zalewski, powoływał się na protokół oględzin ciała z 1983 roku, mówiący , że uszkodzenia były tak drastyczne i rozległe, że nie ma podstaw do przyjęcia kwalifikacji dającej podstawy do przedawnienia sprawy. Sędzia Ewa Strużyna upomniała mecenasa rodziny zmarłego 19-latka, by "nie epatował" opisami sekcji zwłok...
12 maja 1983 roku Grzegorz Przemyk został pobity ze skutkiem śmiertelnym przez milicjantów Ireneusza K. (który go zatrzymał) i Arkadiusza Denkiewwicza (dyżurnego komisariatu, który nawoływał do bicia, mówiąc: "Bijcie tak, żeby nie było śladów").
Tylko ten ostatni został skazany na 2 lata więzienia, ale nie odsiedział ani jednego dnia!
IGOR TULEYA
Sędzia Igor Tuleya - rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie i sędzia orzekający w sprawie kardiochirurga Mirosława G. co prawda skazał słynnego lekarz-łapówkarza na karę w zawieszeniu (najłagodniejszy wyrok), uniewinnił go z wielu zarzutów, ale w swoim ustnym uzasadnieniu wyroku zaatakował ostro nie za łapówkarstwo, ale CBA, które łapówkarza zatrzymało...
Złożył nawet zawiadomienie do prokuratury na Biuro, którego metody śledcze przyrównał do stalinowskich(rykoszetem policzkując nie tylko CBA, ale także PIS). - Nie mogłem w to uwierzyć. Wszak sędzia Tuleya w uzasadnieniu wyroku na dr G. mówił: "Wzbudza to we mnie straszne skojarzenia, nawet nie z latami 80., ale z przesłuchaniami stosowanymi w latach 40. i na początku lat 50. W czasach największego stalinizmu".
Innymi słowy Tuleya uznał, że SB , w której jego matka służyła rowniezw latach 80., była instytucją lepszą niż służba niepodległego państwa polskiego, jaką jest Centralne Biuro Antykorupcyjne - skomentował sprawę Cezary Gmyz.
IWONA KONOPKA
Sędzia Konopka z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieście jest odpowiedzialna za skandaliczny wyrok z 2011 roku w którym skazała w trybie przyspieszonym na karę trzech miesięcy pozbawienia wolności przechodnia zaatakowanego przez policjanta (nie dopuściła zarejestrowanych kamerą dowodów).
Jednak na łamy gazet wróciła przy innej sprawie rok później. Wypuściła na wolność notorycznego podpalacza samochodów, syna znanego adwokata, a jakby tego było mało, to zamiast zadbać o bezpieczeństwo świadka, który go rozpoznał, zdradziła jego imię i nazwisko, narażając świadka na nieprzyjemności.
KARYGODNY AWANS SĘDZI IWONY KONOPKI
To jest wpis o tym, jak nie awansować sędziów. Sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia Iwona Konopka – znana z budzących oburzenie opinii publicznej orzeczeń sądowych – wkrótce będzie sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie. Uchwała Krajowej Rady Sądownictwa Nr 418/2015 zapadła w tej sprawie 11 marca 2015 r.
Sędzia Konopka m.in. skazała na 3 miesiące więzienia pozbawienia wolności Daniela Kloca, skopanego przez policjanta Karola C. w dniu 11 listopada 2011 r., dając bezkrytycznie wiarę zeznającemu funkcjonariuszowi i nie dopuszczając dowodów niewinności pobitego.
Ukarała kilkutysięcznymi grzywnami szanowanego filozofa profesora Bogusława Wolniewicza. Ponad 80-letni profesor był wzywany jako świadek na rozprawę przeciwko złodziejom, którzy go okradli w pociągu. Jako poszkodowany chciał umorzenia tej sprawy, ale sędzia nie pouczyła go, że nie ma takich uprawnień, gdyż – nie wiadomo dlaczego – nie nadano mu statusu pokrzywdzonego, za to w drakoński sposób go karała za odezwanie się „bez zezwolenia”, a potem niestawianie na rozprawę.
W 2012 roku wypuściła z aresztu podpalacza samochodów w Warszawie, syna znanego adwokata. Ujawniła też podpalaczowi – z niewiadomych powodów – dane kobiety, która go rozpoznała przez lustro weneckie i zeznawała w tej sprawie.
27 marca br., a więc już po Uchwale KRS o nominacji do Sądu Okręgowego, skazała na grzywnę w wysokości 1000 zł Grzegorza Brauna, kandydata w wyborach prezydenckich, za rzekome naruszenie miru domowego podczas słusznego protestu w Państwowej Komisji Wyborczej w dniu 20 listopada 2014 r. Nie tylko, że nie uznała, że protest zasługiwał na aprobatę, a nie karę, ale nawet – gdyby pomijać szlachetne motywy Brauna i innych protestujących – nie zakwalifikowała czynu jako mającego „znikomą szkodliwość społeczną”, a więc nie będącego przestępstwem, co było w realiach tej sprawy oczywiste.
Sędzia Iwona Konopka orzeka wbrew poczuciu sprawiedliwości, które jest właściwe większości Polaków. W ustroju prawdziwie demokratycznym, gdzie społeczeństwo miałoby wpływ na nominacje sędziowskie (poprzez ich wybór, jak w USA, lub opiniowanie, jak np. w Kanadzie), nie miałaby szans na awans. To kolejny dowód na to, że system powoływania sędziów w Polsce (praktycznie rzecz biorąc wyłącznie przez korporację sędziowską) jest skrajnie wadliwy.
Gdyby prezydentem Polski była osoba licząca się z odczuciami społecznymi, nie nastąpiłoby podpisanie tej nominacji. Niestety, tak nie jest. To też ważna wskazówka w zbliżających się wyborach prezydenckich.
PS. W dniu 5 maja otrzymałam informację z Biura Prasowego KRS, iż „Uchwała dotycząca
nominacji sędzi Iwony Beaty Konopki nie jest jeszcze prawomocna. 28 kwietnia 2015 r. została rozesłana do wszystkich uczestników postępowania nominacyjnego”. A zatem opinia publiczna ma jeszcze szansę wysłać protesty przeciwko tej nominacji zarówno do Biura Krajowej Rady Sądownictwa, jak i na ręce Prezydenta RP. Może warto wyrazić w ten sposób stanowisko?
JUSTYNA WIŚNIEWSKA
Barbara Kmiecik znana jako "Śląska Alexis" oskarżona była o wyłudzenie ponad 2 mln zł z giełdowej spółki Hydrobudowa Śląsk. Chodziło o to, że zaoferowała tej firmie pomoc w uzyskaniu 17 mln zł z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska na regulację rzeki Rawy. W uzyskaniu tej kwoty miała pomóc firma konsultingowa należąca do córki "Alexis", zaś owe 2 mln zł miały być prowizją za załatwienie dotacji, która jednak została przyznana już wcześniej. Mimo to sąd uznał, że Hydrobudowa miała prawo zapłacić za "analizy konsultingowe i ekspertyzy", które miała dla nich wykonać Barbara Kmiecik. "Alexis" miała też inne zarzuty. W tym roku oczyściła ją sędzia Justyna Wiśniewska, z Sądu Rejonowego Katowice-Zachód, która stwierdziła, że "oskarżona nie ukrywała żadnych faktów, wskazywała tylko , jakie warunki trzeba spełnić, aby otrzymać pieniądze".
Zdaniem sędzi, proces potwierdził, iż Barbara Kmiecik podczas rozmów powoływała sie na znajomości z politykami. - Nie miało to jednak wpływu na przekazanie dotacji, chodziło tylko o przedstawienie siebie jako osoby ustosunkowanej - stwierdziła sędzia Wiśniewska, uniewinniając nie tylko główną bohaterkę procesu, ale i siedmioro pozostałych oskarżonych, w tym jej córkę oraz członków kierownictwa Hydrobudowy Śląsk.
MAGDALENA ROSZKOWSKA
Kuba Wojewódzki nie może mieć traumy po sprawach sądowych. Wychodzi z nich obronną ręką.Latem 2007 roku Wojewódzki uszkodził szybę w hondzie 50-letniego inżyniera. Tłumaczył, że była to jego nerwowa reakcja na obraźliwy gest Macieja P, który miał mu pokazać wysunięty palec. Maciej P. zaprzeczał. W 2009 roku sędzia Roszkowska uniewinniła Kubę Wojewódzkiego od zarzutu uszkodzenia szyby wartej 457 zł w prywatnym aucie. Uznała, że nie miał on zamiaru dokonać przestępstwa. Już na początku prokuratura wzięła w opiekę Wojewódzkiego i wniosła o umorzenie sprawy ze względu na znikomą szkodliwość czynu., ale Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście tego nie uznał. Jednak finalnie sędzia Roszkowska uznała ekspertyzę biegłego (jak nie biegli od Kiszczaka, to biegli od szyb Wojewódzkiego...), który stwierdził, że szyba mogła mieć wcześniej "mikroskopijne uszkodzenia", a wtedy nawet lekkie uderzenie ręką powoduje jej rozbicie.
MAŁGORZATA MOJKOWSKA
Podobnie jak sędzia Tuleya, Mojkowska wywodzi się z czerwonej familii.Ojcem sędzi był Stanisław Mojkowski, redaktor naczelny "Trybuny Ludu" w latach 1967-1972.
Sama Mojkowska trafiła zaś do Sądu... Lustracyjnego. Oczyściła z zarzutów m.in. Stanisława Rymarza, przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej. W uzasadnieniu wyroku sędzia podkreśliła, że na temat Rymarza zachowały się tylko zapisy ewidencyjne, a nie ma żadnych dowodów na jego współpracę.
Jednak najgłośniejszy stał się proces Zyty Gilowskiej byłej premier i minister finansów. W 2006 roku Mojkowska oczyściła Gilowską, dodając do wyroku kuriozalne uzasadnienie: "W sprawie Zyty Gilowskiej wszystkie wymogi formalne rejestracji jako agenta zostały spełnione"- mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego. Dodała, że karta rejestracyjna Gilowskiej miała akceptację przełożonego Witolda Wieczorka. Z akt archiwalnych wynika, że 26 marca 1986 roku - tego dnia Zyta Gilowska została zarejestrowana jako tajny współpracownik Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lublinie. Była też założona teczka pracy i teczka personalna, które według sądu - "nie były pozbawione treści merytorycznej". Sędzia przypomniała, że teczki te zostały zniszczone w 1990 roku, ale nie wiadomo, jak były one obszerne. Mojkowska poinformowała nawet, na kogo donosiła SB Gilowska, a pomimo to dodala,że dokumenty są zawiłe, wymagają wielu analiz i wydala wyrok stwierdzający, że minister finansów złożyła zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne...
Podobnego cudu w sądach lustracyjnych długo by szukać.
MALGORZATA SOBKOWICZ - SUWIŃSKA Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie .
Prof. Jarosław Rymkiewicz vs Agora. W dniu 21 lipca 2011 r. zapadł wyrok 1 instancji w procesie „Agora kontra Rymkiewicz”. za wypowiedź , że redaktorzy "GW" są „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”. zasądziła zamieszczenie w Gazecie Polska na drugiej stronie w ramce, w rozmiarze 15×16 cm, czcionką nie mniejszą niż 14 punktów, w terminie 7 dni od daty uprawomocnienia się wyroku narzuconego i kłamliwego oświadczenia następującej treści: A oto narzucone przez sąd tj. sędzIę Małgorzatę Sobkowicz - Suwińską rzekome „oświadczenie” Jarosława Marka Rymkiewicza: "W wypowiedzi, której udzieliłem w „Gazecie Polskiej” artykuł „Pamięć i Krzyż” z 11 sierpnia 2010 r. sformułowałem nieprawdziwe, obraźliwe zarzuty i sugestie w stosunku do "Gazety Wyborczej". Ponadto zasądził karnie zadośćuczynienie w kwocie 5000zł. na cele społeczne.
Sąd Apelacyjny w Warszawie w składzie: SSA Irena Piotrowska, SA Aldona Wapińska, SA Lidia Sularzycka utrzymał w mocy to orzeczenie sądu pierwszej instancji. Dodatkowo zasądził od pozwanego 720 zł kosztów postępowania. W uzasadnieniu sąd stwierdził (czym wzbudził gromki śmiech licznie zgromadzonej publiczności), że pozwany nie wykazał jednoznacznie korzeni Michnika w Komunistycznej Partii Polski, gdyż swego czasu A. Michnik odciął się od nich. Chyba wtedy, gdy stwierdził, że gen. Kiszczak to „człowiek honoru”, a w sytuacji próby wywiadu z Jaruzelskim radził dziennikarzowi prawicowemu- cytuję: „odpierdol się pan od generała”.
MIROSŁAWA STRZELECKA
FOZZ-owcy mają się dobrze. Jedna osoba po krótkiej odsiadce na wolności (Janina Chim), inny uniknął kary kryty przez USA (Dariusz Przywieczerski), mózg całej afery właśnie wyszedł na wolność. W marcu 2005 roku Grzegorz Żemek były dyrektor FOZZ, po wieloletnim procesie(podczas którego przyznał, że był agentem wojskowych słuźb specjalnych PRL) został skazany na 8 lat więzienia za zagarnięcie z kasy FOZZ wielomilionowych kwot. Sąd w Stalowej Woli skazał go także za inne przekręty.
Wyrok łączny za te wszystkie sprawy opiewał na 12 lat oraz 72 tys. zł grzywny.
No i skończyła się sprawiedliwość (dziwne, że w ogóle poszedł siedzieć). W marcu 2013 roku sędzia Mirosława Strzelecka z Sądu Apelacyjnego w Warszawie zadecydowała o przedterminowym zwolnieniu Żemka, o które wnosił sam dyrektor więzienia...
Strzelecka uznała, że zachowanie skazanego w więzieniu jest nie tylko dobre, ale wręcz "ponadstandardowe". I stwierdziła, że "możliwość powrotu Żemka na drogę przestępstwa jest ograniczona".
Nawet szef fundacji pomocy więźniom "Sławek" Marek Łagodziński argumentował w sądzie, że dalsze przetrzymywanie Żemka w więzieniu przyczynia tylko nowych kosztów społeczeństwu...Ciekawe czy tak samo dyrektorzy więzień, fundacja i sędziowie broniliby zwykłego Kowalskiego, zwłaszcza nie posiadającego kradzionych milionów...
Odpowiedzialności uniknął inny złodziej milionów FOZZ Krzysztof Komornicki - rajdowiec i pracownik firmy samochodowej na Żeraniu z powodu "przedawnienia". Krzysztof Komornicki ma niejasną przeszłość w PRL.
MONIKA JOBSKA
3 czerwca 2013 roku sędzia Monika Jobska z Sądu Rejonowego w Gdyni zadecydowała ostatecznym uniewinnieniu Adama Darskiego "Nergala" słynnego satanisty, który publicznie podczas koncertu podarł Biblię i wykrzyczał do publiczności : "Żryjcie to gówno!"
Uzasadnienie, jak zwykle było nie lada wyczynem intelektualnym. Mało kto wymyśliłby jak bronić "Nergala", jak nawet Sąd Najwyższy stwierdził, że przestępstwo obrazy uczuć religijnych popełnia nie tylko ten, kto chce go dokonać, ale także ten, kto ma świadomość, że może do niego dojść.
Tymczasem sędzia Jobska stwierdziła, "Sąd uniewinnił Adama Darskiego od zarzuconego mu czynu uznając, że oskarżony działał w zamiarze ewentualnym znieważenia uczuć religijnych osób, ale tylko tych obecnych na koncercie, nie zaś pokrzywdzonych występujących w tej sprawie".
PAWEŁ FILIPIAK
W 2009 roku sędzia Filipiak z Sądu Rejonowego Łódź Śródmieście uznał, że Rado Maryja naruszyło dobra osobiste Stefana Niesiołowskiego (PO).
Chodziło o stwierdzenie, że w latach 70. podczas śledztwa w związku z działalnością niepodległościowej organizacji "Ruch" Niesiołowski "sypał" kolegów i zawarł "ugodę z SB". Tym samym sędzia obłożył cenzurą dyskusję o tym nie najciekawszym etapie życia obecnego posła PO znanego z chamskich wypowiedzi.
Sędzia "odpuścił" jedynie "Naszemu Dziennikowi" na którego łamach pisał o Niesiołowskim publicysta "Naszej Polski", autor książki "Zapiski Mohera", red. Wojciech Reszczyński.
Tymczasem wiadomo, że Niesiołowski sypał. Dokumenty potwierdzające ten fakt publikowała "Rzeczpospolita". Ale co ciekawsze, sam Niesiołowski nie ukrywał w 1989 roku, pisząc w swojej książce "Wysoki brzeg": "Nie miałem odwagi ani siły odmówić zeznań i to był mój największy błąd. Potem nie rozumiałem dlaczego. Nic mnie właściwie nie usprawiedliwiało poza strachem".
Ale widać od tego czasu stworzono nową historię, której zaciekle bronią sądy III RP.
PAWEŁ RYSIŃSKI
Sąd Apelacyjny w Warszawie uniewinnił Beatę Sawicką posłankę PO ( tę od kręcenia lodów za prywatyzację szpitali i winną pobrania łapówki 100 tysięcy PLN od agenta Tomka).
Sąd stwierdził i jest to kolejna już łamigłówka intelektualna uzasadnień wyroków w III RP - że Sawicka przyjęła łapówkę, ale dowody zostały zebrane nielegalnie!?
Innymi słowy, pomimo, iż Sawicka kręciła lody na prywatyzacji służby zdrowia, wzięła łapówkę od "kochanka" - nie ona jest winna, tylko kto? No kto? Oczywiście PIS!!! I CBA, które ją złapało za rękę (nielegalnie!!!). No i ten szloch na rozprawie, zapewne rozczulił sędziego Pawła Rysińskiego, przewodniczącego składu sędziowskiego!!! Szlachetny sędzia, z dobrym sercem dla szlochających podlotków. I jak zwykle dostało się PIS, a nie łapówkarzom (vide sprawa doktora Mirosława G.). Sędzia Paweł Rysiński to ten sam, który w procesie lustracyjnym TW "Bolka" Lecha Wałęsy, odmówił przesłuchania świadków, osób biorących udział W 1992 roku w transporcie teczki "Bolka" z Gdańska do Warszawy, osób, które znały treść dokumentów mających obciążać Wałęsów.
Dodatkowo, sądząc w procesie FOZZ sędzia Rysiński złagodził kary wobec oskarżonych oraz zasądzone wobec nich grzywny.
W 2007 roku sędzia Rysiński zadecydował, że dr Mirosław G. opuścił areszt za kaucją 350 tysięcy złotych.
PIOTR HOFMAŃSKI
W 2012 roku ambasador tytularny Tomasz Turowski został oczyszczony z zarzutu "kłamstwa lustracyjnego" przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. W marcu tego roku kuriozalnie zamknął sprawę Sąd Najwyższy stwierdzając, że Turowski skłamał w oświadczeniu, ale mógł to zrobić...Sąd Najwyższy, podobnie jak są II instancji uznał, że Turowski miał prawo napisać nieprawdę. ponieważ znalazł się w sytuacji kolizji obowiązków.
Z jednej strony powinien napisać prawdę w oświadczeniu lustracyjnym.
Z drugiej jednak, jako pracownik, a potem współpracownik Agencji Wywiadu, nie mógł tego zrobić, ponieważ mogłoby to narazić i jego i osoby z nim współpracujące.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że Turowski był wieloletnim szpiegiem w PRl (taką rolę pełnił, wstępując do zakonu jezuitów i "nadając" do bezpieki z Watykanu o sprawach Kościoła, polskiej emigracji i opozycji w kraju).
Pomimo tak zafajdanej przeszłości po 1989 roku dalej pracował dla nowych "oczyszczonych" służb specjalnych III RP.
Turowski jako pracownik ambasady RP w Moskwie odpowiadał w Rosji za przygotowanie wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 roku.
Warto zapamiętać autorów tego kuriozalnego orzeczenia: to sędziowie Bogdan Rychlicki, Michał Laskowski i Piotr Hofmański.
Ten ostatni "zasłynął" swego czasu z oczyszczenia z kłamstwa lustracyjnego Mariana Jurczyka, pomimo, iż zachował się obszerny materiał obciążający znanego działacza "Solidarności".
ROMAN KOWAŁKOWSKI
W 2012 roku współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Krzysztof Wyszkowski (który miał "czelność" nazwać Wałęsę tajnym współpracownikiem bezpieki), pomimo licznych dowodów na agenturalną przeszłość byłego prezydenta, został zmuszony przez sędziego Romana Kowałkowskiego do przeproszenia Wałęsy w głównym wydaniu "Faktów" TVN oraz lokalnej "Panoramie" TVP Gdańsk. Wyszkowski nie przeprosił. I to zdecydowanie jest godne pochwały. o nikt, żaden sąd, nie może nakazać przeprosin za prawdę!
To sumienia po prostu nie obowiązuje.
RYSZARD MILEWSKI
Wszyscy pamiętają, jak po prowokacji dziennikarskiej Ryszard Milewski został odwołany przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Stało się to po tym, jak ujawniono treść nagrania rozmowy dziennikarza podającego się za urzędnika kancelarii Donalda Tuska. - Będący wtedy prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku Milewski(...) prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu w sprawie Marcina P. prezesa Amber Gold. Jak poinformowało radiogdansk.pl pozbawiony stanowiska po aferze Amber Gold prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku po kilku miesiącach przerwy powrócił do pracy i znów orzeka...
Zapewne nie było to trudne do przewidzenia, zwłaszcza, że znajomość premiera z Milewskim trwa d łużej niż afera Amber Gold. Media ujawniły zdjęcia z meczu piłkarskiego gdzie obaj panowie siedzą koło siebie i żywiołowo kibicują ( sędzia Milewski nawet w pewnym momencie pokazuje komuś środkowy palec...). Samo życie... Kibole trzymają się razem!!! Zwłaszcza jeżeli chodzi o spółki związane z synem Tuska...
LISTA SĘDZIÓW i PROKURATORÓW- SPRZENIEWIERZENIA ETYCE ZAWODU
Poniższa lista sędziów sprzeniewierzających się etyce zawodu, została utworzona na wypadek sytuacji analogicznej do współczesnych Węgier, gdy prawica po przejęciu władzy przez premiera Orbana, rozpoczęła marsz ku niepodległości z gotowymi materiałami do rozliczeniu zbrodniczego systemu epoki komunizmu.
KATARZYNA DOBRZAŃSKA
Szefowa Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa. -Polska flaga w psiej kupie – za ten czyn w swoim show, Kuba Wojewódzki trafił przed oblicze prokuratury. Ta jednak umorzyła śledztwo twierdząc, że prowadzący nie naruszył prawa, a jego program miał formę happeningu. Program był rozrywkowy, miał formę happeningu, a osoby w nim występujące nie przejawiały lekceważącego stosunku do flagi(sic!) – tłumaczy szefowa Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa, Katarzyna Dobrzańska.
Poinformował o umorzeniu, wbrew prawu, sprawy o zniesławienie publiczne prezydenta Lecha Kaczyńskiego w programie radiowym, poprzez nazwanie go przez Michała Figurskiego: "małym, niedorozwiniętym i głupim człowiekiem".
KRZYSZTOF SOLECKI
Sędzia, przewodniczący Sądu Okręgowego XV Wydział Cywilny w Gdańsku– 11.03 2009r. rozprawa z powództwa Adama Darskiego (Nergala) przeciwko Romualdowi Nowakowi o nazwanie przestępstwem incydentu podarcia biblii przez Nergala podczas publicznego występu zespołu satanistycznego. Sędzia ukarał pozwanego Nowaka karą pieniężną za mityczną obrazę lidera zespołu.
MATEUSZ MARTYNIUK
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Prowadząc poranną audycje na antenie radia Eska dziennikarze poinformowali, że Radosław Majdan będzie reklamował prezerwatywy. Następnie zadzwonili do jednej z firm zajmujących się produkcją kondomów z pytaniem, czy w prezerwatywach udałoby się zamontować pozytywkę. Miałaby się włączać przy otwieraniu, zakładaniu lub po zetknięciu się z wilgocią. Zaproponowali by melodią odtwarzana przez pozytywkę był hymn Polski (Majdan był reprezentantem kraju) lub hymn Pogoni Szczecin (klubu w którym kiedyś grał Majdan). Po chwili prowadzący zaczęli nucić Mazurka Dąbrowskiego.Zachowanie Wojewódzkiego i Figurskiego na tyle zbulwersowało radnych PiS ze Zgierza, że postanowili oni złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. Politycy powołali się na art. 137 kodeksu karnego, który przewiduje odpowiedzialność karną za znieważenie symboli państwowych.Prokurator uznał, że odtworzenie hymnu nie miało charakteru znieważającego (sic!)- mówi Mateusz Martyniuk rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.Niestety nie znam nazwiska prokuratora, który podjął tak skandaliczną decyzję.
ADAM MAINKA - PAWŁOWSKI
Sędzia Sądu Rejonowego w Siemianowicach Śląskich- skazuje funkcjonariusza ABW, za niezapobiegnięcie przez funkcjonariuszy samobójstwu Barbary Blidy, podczas pamiętnego aresztowania pod zarzutem korupcji.
PAWEŁ CHODKOWSKI
Sędzia Sądu Rejonowego we Wrocławiu skazuje na kary więzienia i wysokie grzywny, uczestników protestu przeciw zapraszaniu na wykłady w Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego prof. majora Zygmunta Baumana, byłego oficera politycznego w Ludowym Wojsku Polskim, funkcjonariusza Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego odznaczonego Krzyżem Walecznych za „walkę z bandami”- żołnierzami polskiego Podziemia Niepodległościowego, tajnego współpracownika Informacji Wojskowej (ściśle podlegającej osławionemu kontrwywiadowi wojskowemu Armii Czerwonej „Smiersz”) o pseudonimie „Semjon”.
Główny Zarząd Informacji Wojska Polskiego, Ministerstwa Obrony Narodowej, Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego , tzw. Informacja Wojskowa – organ kontrwywiadu wojskowego działający w Polsce Ludowej w latach 1944–1957, odpowiedzialny obok Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego za masowe represje wśród żołnierzy Wojska Polskiego, Armii Krajowej (AK), Wolności i Niezawisłości (WiN), Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) oraz ludności cywilnej. Następnie (1957 r.) przekształcony w Wojskową Służbę Wewnętrzną Ministerstwa Obrony Narodowej.
W latach 1943–1945 w organach informacji Wojska Polskiego służyło 750 oficerów kontrwywiadu wojskowego "Smiersz" (działającego również w Armii Czerwonej), do sierpnia 1944 r.stanowili 100% oficerów informacji w Wojsku Polskim. W 1944 roku oficerami informacji zostało pierwszych 17 obywateli Polski.
W myśl ustawy z 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (art. 5 ust.1 pkt 8) Główny Zarząd Informacji Wojskowej uznawany jest za organ bezpieczeństwa państwa komunistycznego.
ZBIGNIEW WIELKANOWSKI
Sędzia Sądu Rejonowego w Toruniu, Wydział Rodzinny i Nieletnich .
Według aktu oskarżenia, zakłócił on ciszę nocną w mieszkaniu byłej znajomej, co zgłosiła ona na policję, ale potem za namową Wielkanowskiego wycofała zawiadomienie.
Sędzia, gdy minął czas, w którym mógł zostać ukarany za wykroczenie, sam złożył doniesienie, że przyjaciółka złożyła fałszywe zawiadomienie o przestępstwie. Gdy w 2004 r. sędziowski sąd dyscyplinarny uchylił mu immunitet sędziowski, by mógł odpowiadać w tej sprawie, jednocześnie pozbawiono go połowy wynagrodzenia – do czasu prawomocnego zakończenia jego procesu karnego. Początkowo sąd we Włocławku skazał Wielkanowskiego, co potem uchylono.
W 2006 r. sąd znów uznał jego winę, ale sprawę umorzył, bo „ma ona charakter bardziej obyczajowy i etyczny niż karny”. Apelację złożył m.in. ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który mówił, że są sędziowie, „którzy niechlubnie świadczą o poziomie moralnym ludzi pracujących w wymiarze sprawiedliwości – choćby ten słynny sędzia Wielkanowski”.
Za trzecim razem nie doszło do osądzenia sprawy, gdyż sędzia przez ponad dwa lata nie stawiał się w sądzie z powodu choroby. W październiku 2008 r. Sąd Rejonowy we Włocławku umorzył sprawę z powodu przedawnienia karalności. Konsekwencją umorzenia było ustanie zawieszenia w wykonywaniu czynności i konieczność zwrócenia mu potrącanego wynagrodzenia – w sumie ponad 190 tys. zł. Wielkanowski wrócił do pracy w kwietniu 2010 r
Od tego czasu orzeka nadal w Wydziale Rodzinnym Sądu Rejonowego w Toruniu.
MACIEJ JABŁOŃSKI
Sędzia Maciej Jabłoński orzeka w Wydziale III Karnym Sądu Rejonowego m.st. Warszawy. Po awanturze, jaką wywołała jego decyzja o wysłaniu prezesa PiS na badania psychiatryczne, poszedł na kilkudniowy urlop. Sąd Okręgowy w Warszawie, na wniosek adwokata Jarosława Kaczyńskiego, który zarzucał mu brak obiektywizmu i upolitycznienie, odsunął go od prowadzenia procesu.
MAGDALENA KOCÓJ
Prezes Sądu Rejonowego w Ropczycach, w Rzeszowie orzeka jako sędzia delegowany do Sądu Okręgowego. Sędzia Kocój (16.10.2014r Sąd Okręgowy w Rzeszowie),wydała wyrok (uzasadnienie tajne), wedle którego Jacek Kotula i Przemysław Sycz z Fundacji "Pro-Prawo do Życia", mają przeprosić szpital "Pro - Familia" w Rzeszowie, za organizowanie pikiet antyaborcyjnych i przypominanie, że w placówce tej zabijane są dzieci. Obaj panowie mają też zapłacić za rzekome obrażanie i zamieścić m. in. w "Gazecie Wyborczej" płatne przeprosiny rzeszowskiego szpitala „Pro - Familia”- autorstwa sędzi Kocój, wg. której w szpitalu nie dochodzi do zabijania życia ale ”terminacji ciąży” (sic!). Sędzi Magdalenie Kocój w 1989 roku przyznano tytuł „Honorowego Obywatela Ropczyc”.
LUCYNA ZBOROWSKA - SŁUPIANEK Z POZNANIA
Skazana została prawomocnym wyrokiem za oszustwo, po przeniesieniu orzeka aktualnie w Łodzi.
Wyrokiem Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim z 20 listopada 2006 roku w sprawie II. K. 213/06, zmienionym wyrokiem Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim z 10 lipca 2007 r. w sprawie VI Ka 234/07, sędzia Sądu Rejonowego dla dzielnicy Poznań Stare Miasto i Wilda, S-Z, została skazana za przestępstwo z art. 231 & 3 kodeksu karnego, polegające na trzykrotnym nieumyślnym (sic!) niedopełnieniu obowiązków sędziego w ten sposób, ze działając w celu korzyści majątkowej, będąc uprawniona do wystawienia dokumentu, poświadczyła nieprawdę w postanowieniach o stwierdzenie nabycia spadku wiedząc, że przedstawione w tych sprawach testamenty zostały sfałszowane – za co została skazana na karę 1 roku pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem wykonania tej kary na okres próby wynoszący 2 lata. W przestępstwie współdziałała z mężem- szefem szajki, mając wiedzę, że on te testamenty fałszował (sic!)
JOANNA BUKOWSKA
Sędzia II Wydziału Sądu Rejonowego Warszawa Mokotów wystosowała bezprawnie w myśl art.279 KPK- w sprawie cywilnej , na red. naczelnego „Uważam Rze” Jana Pińskiego- list gończy, grzywnę oraz 30-dniowy areszt, pomimo przedstawienia aktualnego zwolnienia lekarskiego. List gończy, grzywna i areszt zostały orzeczone po jego styczniowym z 2015 r. artykule, zatytułowanym „Nietykalni”, o korupcji w Sądzie Najwyższym i podległych mu sądach.
DAGMARA JOANNA DARASZKIEWICZ
Sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku w lutym 2014 r. na posiedzeniu sądu, bezzasadnie odrzuciła zarzuty zbezczeszczenia biblii i bluźnierczej obrazy uczuć religijnych z nawoływaniem do nienawiści przez Nergala-Darskiego, lidera zespołu satanicznego.
JACEK SOBCZAK
Sędzia Sądu Najwyższego oddalIŁ kasację od wyroku uniewinniającego Nergala, usprawiedliwiając bluźnierstwo wykrętnie , że zbezczeszczenie biblii było zaadresowane tylko do wąskiej grupy widzów (sic!).
WOJCIECH ŁĄCZEWSKI
Sędzia Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście Wydział II Karny- wydał wyrok skazujący na 3 lata więzienia szefa CBA Mariusza Kamińskiego za walkę z korupcją w aferze gruntowej, to wyraz pychy sędziowskiej, nieliczenia się z faktami i kodeksem karnym. Wyrok dyskwalifikujący sędziego jako prawnika. "Warszawska Gazeta" z dnia 13 maja 2016 roku w tytule podaje: "Skompromitowany sędzia ucieka przed opinią publiczną. Gdzie się schował sędzia Łączewski?".
LISTA POZWÓW ADAMA MICHNIKA I SPÓŁKI AGORA http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=lista-pozwow-michnika Wytaczanych o ochronę tzw. dóbr osobistych.
Pozwani wymienieni są w kolejności alfabetycznej. W kolejności: DATA, POZWANY, PRZEDMIOT POZWU, ROSZCZENIA
1. V 2005, ROMAN GIERTYCH, poseł na Sejm
W czasie publicznej debaty w krakowskim klubie Rzeczpospolitej nazwał Adama Michnika „byłym partyjnym aparatczykiem”.
Przeprosiny i 50 tys. zł na cel społeczny.
VII 2007, JAOSŁAW GOWIN, senator RP
W wywiadzie dla Dziennika stwierdził: „Pamiętam, jak wiele lat temu za poparcie idei lustracji zostałem przez Michnika nazwany faszystą”.
Przeprosiny i 50 tys. zł na cel społeczny.
X 2008, INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ
W publikacji IPN zatytułowanej „Marzec 1968 w dokumentach MSW” o ojcu Adama Michnika Ozjaszu Szechterze napisano, że w 1934 roku był „aresztowany i skazany za szpiegostwo na rzecz ZSRR”. Faktycznie Ozjasz Szechter został skazany na 8 lat więzienia za próbę przyłączenia części terytorium Polski do ZSRS.
Roszczenia obejmowały żądanie wpłaty 50 tys. zł na cel społeczny.
ANNA JARUCKA
Słowa będące przedmiotem pozwu padły w 2005 r., proces zakończony ugodą miał miejsce w 2006 r., Anna Jarucka, była asystentką Włodzimierza Cimoszewicza. Zgodnie z informacjami przedstawianymi w prasie oraz przez Polską Agencję Prasową pozew dotyczył przypisania Michnikowi udziału w „grupie trzymającej władzę” oraz stwierdzenia, że „Gazeta Wyborcza” „była dyspozycyjna”. Słowa te znalazły się w zacytowanych niżej wypowiedziach Anny Jaruckiej: „z przykrością muszę stwierdzić, że po 16 latach przemian nadal nie żyjemy w demokratycznym państwie, tylko żyjemy w państwie totalitarnym, w którym teraz kolejna grupa trzymająca władzę – i moim zdaniem jest to Cimoszewicz, Barcikowski, Michnik – realizuje własny scenariusz obsadzenia stanowiska prezydenta Rzeczypospolitej”. „Pan marszałek i dyspozycyjna wobec niego gazeta ("Gazeta Wyborcza"), której redaktor naczelny (Adam Michnik) był zawsze na Szucha częstym gościem, zrobili wszystko, żebym ja tutaj dzisiaj stanęła jako osoba niewiarygodna, jako osoba niezrównoważona psychicznie”. Przeprosiny oraz 1000 zł na cel społeczny.
Październik 2007, ROBERT KRASOWSKI, redaktor naczelny „Dziennika”. W artykule „O rycerzach lustracyjnej wojny”, opublikowanym w Dzienniku, padło stwierdzenie: „Michnik poświęcił jedną trzecią życia na obronę byłych ubeków, wikłając się w wojnę, w której z roku na rok tylko tracił”. Przeprosiny i 10 tys. zł na cel społeczny.
Wezwane przedsądowe – 2007/2008, ANDRZEJ NOWAK, redaktor naczelny dwumiesięcznika „Arcana”.W wywiadzie dla „Dziennika” stwierdził: „Z mojej perspektywy pominięta została w pańskiej diagnozie bardzo ważna część rzeczywistości: "Niezwykle silna presja mediów, które – na czele z Michnikową Wyborczą – wmawiały innym mediom i polskiej szkole (a za ich pośrednictwem setkom tysięcy młodych wkraczających w życie Polaków), że polskość to nie jest ofiara, tylko oprawca, polskość to jest coś, czego trzeba się wstydzić i od czego trzeba się odciąć”Przeprosiny w wezwaniu przedsądowym.
12 października 2005, JERZY TARGALSKI (Józef Darski), TOMASZ SAKIEWICZ, p.o. redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” oraz wydawca tego czasopisma Zarząd Niezależnego Wydawnictwa Polskiego Sp. z o.o.W artykule „Gry i zabawy Ubekistanu” opublikowanym w "Gazecie Polskiej" stwierdził: „Oczywiście można powiedzieć, że redaktor Michnik w niespodziewanym napadzie uczciwości postanowił zlikwidować w Polsce korupcję, którą poprzednio usprawiedliwiał jeśli korzystali na niej komuniści”. Przeprosiny w „Gazecie Polskiej” i wpłata 30 tys. zł cel społeczny.
IX 2006, WOJCIECH WIERZEJSKI, poseł na Sejm.
We wrześniu 2006 r. Wierzejski powiedział w programie „Teraz My” w telewizji TVN, że: „Michnik – jako członek KOR – był częścią ‘koncesjonowanej opozycji’, bo wcześniej był w PZPR, a potem się z tą partią "dogadał’”. Przeprosiny i 30 tys. zł na cel społeczny.
XII 2001, RAFAŁ ZIEMKIEWICZ, dziennikarz. Napisał w "Życiu" w artykule z 14.11.2001, że „Michnik wmawiał nam uparcie – gdy leżało to w interesie jego formacji – że nic w tym złego, jeśli były konfident SB jest ministrem, dyplomatą i posłem”. Przeprosiny oraz 50 tysięcy zł. na cel społeczny.
2006, RAFAŁ ZIEMKIEWICZ, dziennikarz, wydawca „Newsweeka” Axel Springer. W tekście „Nie nadążam” opublikowanym przez "Newsweek" z 18.09.2005 Ziemkiewicz napisał: „Adam Michnik robił wszystko, abyśmy nawet nie poznali nazwisk komunistycznych zbrodniarzy”. Przeprosiny oraz 50 tys. zł na cel społeczny.
26 III 2007 – wezwanie przedsądowe, 27 IV 2007 – pozew, ANDRZEJ ZYBERTOWICZ, profesor UMK. W artykule opublikowanym w Rzeczpospolitej napisał: „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”.Przeprosiny na łamach Rzeczpospolitej oraz wpłata 15 tys. zł na cel społeczny w pozwie.
17 III 2008 – pozew ANDRZEJ ZYBERTOWICZ, doradca Prezydenta RP. W wypowiedzi dla Rzeczpospolitej stwierdził: „Swoją drogą to ciekawe, kto mnie dotychczas pozwał do sądu: dwóch agentów i jeden ich zaciekły obrońca”. Przeprosiny na łamach Rzeczpospolitej oraz wpłata 20 tys. zł na cel społeczny
30.IV.2003, Ad Novum Sp. zo.o., wydawca dziennika „Trybuna”.
Brak cytatu. Według informacji z Rzeczpospolitej: „Trybuna sugerowała, że Agora niezgodnie z prawem odsprzedała swoje udziały w Canal+ oraz, że była winna Lwu Rywinowi pieniądze”.
V 2002, ANDRZEJ LEPPER, poseł na Sejm.
Brak pełnych danych. Chodzi m.in. o wypowiedź z sejmowej trybuny: „Weźmy pana Michnika i Agorę. Przecież to jest tak wszystko pomieszane, są spółki, spółeczki, a pan Michnik za 2000 r. – o czym też piszę w książce – dostał ulgę podatkową w wysokości tylko 1800 mln zł, gdy w tym roku Wysoka Izba głosami lewej strony i PSL zatwierdziła zabranie emerytom, rencistom, studentom dopłaty do biletów, obniżyła zasiłki porodowe, skróciła urlopy macierzyńskie, zabrała opiekuńcze, tłumacząc, że w ten sposób zaoszczędzi się 1 mld zł. Magnat prasowy Michnik dostaje ulgę w wysokości prawie 2 mld zł, a emerytom, rencistom i biednym zabiera się 1 mld zł, bo to ma być oszczędność”. Przeprosiny na łamach Gazety Wyborczej i Rzeczpospolitej oraz 50 tysięcy zł na cel społeczny.
IX 2007, JAROSŁAW KACZYŃSKI, Prezes Rady Ministrów.
„Państwo chyba nie czytają "Gazety Wyborczej". To, co się tam wyprawia, to "Trybuna Ludu" z 1953 r. Atak na nas przekracza wszelką miarę. Barańskiego (Marek Barański, dziennikarz TVP w PRL, później w "NIE" i "Trybunie"– red.) potrafią zostawić w tyle. Agora nie może nie mieć związków z oligarchią, jeżeli jest wydawnictwem na dużą skalę, a w Polsce gospodarka w niemałej części jest w rękach postkomunistycznych oligarchów. I w związku z tym zamówienia na ogłoszenia, reklamy, promocje są w ich rękach” Przeprosiny i wpłata 50 tys. zł na cel społeczny.
2005, TERESA KUCZYŃSKA, JERZY KŁOSIŃSKI – redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność” oraz jego wydawca – spółka TYSOL. Teresa Kuczyńska w sierpniu 2005 r. w tekście „To była nagonka” opublikowanym w "Tygodniku Solidarność" napisała, że „GW" woła o inwigilację ugrupowań prawicowych, o delegalizację ich partii”.Brak dokładnych danych. W orzeczeniu Sąd nakazał pozwanym umieszczenie w „Tygodniku Solidarność”, przeprosin oraz wpłatę 20 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny.
IV – XI 2005, ANTONI MACIEREWICZ, poseł na Sejm, członek komisji śledczej.
Według „Gazety Wyborczej”: „Macierewicz na konferencji prasowej cytował fragmenty pisma Czyżewskiego: „W procesie budowy i finansowania nowej siedziby Agory były zaangażowane firmy należące do grupy J. Kułakowskiego i A. Grochulskiego zarejestrowane w Wiedniu. (…) Przez jedną z tych spółek formalnie budowlanych (jej nazwa brzmiała "Wera GmbH") przepłynęły znaczne pieniądze na rzecz Agory. Zasłoną do tej operacji był proces uczestniczenia tej spółki w budowie siedziby imperium pana Michnika”. A od siebie Macierewicz dodał: „To jest przez świadka pokazane jako mechanizm związków korupcyjno-mafijnych”. Andrzej Grochulski kierował kilka lat temu szczecińską spółką "BGM Petrotrade Poland", której wspólnikom prokuratura zarzuca pranie brudnych pieniędzy i oszustwa podatkowe na 280 mln zł. Inni posłowie z komisji opowieści Czyżewskiego o powiązaniach mafii paliwowej z prokuratorami, służbami specjalnymi i mediami traktowali wstrzemięźliwie. Macierewicz ocenił, że „zeznania Czyżewskiego uzyskały zasadnicze potwierdzenie w innych źródłach dowodowych”. Przeprosiny oraz 50 tys. zł na cel społeczny.
21 IX 2010 – wezwanie przed sądowe, JAROSŁAW MAREK RYMKIEWICZ, profesor nauk filologicznych.
W komentarzu dla „Gazety Polskiej” w artykule Pamięć i Krzyż z 11 sierpnia 2010 roku miał stwierdzić o redaktorach „Gazety Wyborczej”: „rodzice czy dziadkowie wielu z nich byli członkami tej organizacji, która była skażona duchem ‘luksemburgizmu’, a więc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków. Tych redaktorów wychowano tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego krzyża. Uważam, że ludzie ci są godni współczucia – polscy katolicy powinni się za nich modlić”, nazwał ich: „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”, zauważył też, że „Polacy, stając przy nim (przy krzyżu na przed Pałacem Prezydenckim), mówią, że chcą pozostać Polakami. To właśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – na przykład w redaktorach „Gazety Wyborczej”, którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami” Pełnomocnik prawny Agory wezwał Rymkiewicza do opublikowania przeprosin „w związku z naruszeniem dóbr osobistych wydawcy „Gazety Wyborczej”
17 III 2011, 2) 7 VII 2011, 3) 21 VII 2011, JAROSŁAW MAREK RYMKIEWICZarosław Marek Rymkiewicz, profesor nauk filologicznych.
W komentarzu dla „Gazety Polskiej” w artykule Pamięć i Krzyż z 11 sierpnia 2010 roku miał stwierdzić o redaktorach „Gazety Wyborczej”: „rodzice czy dziadkowie wielu z nich byli członkami tej organizacji, która była skażona duchem ‘luksemburgizmu’, a więc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków. Tych redaktorów wychowano tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego krzyża. Uważam, że ludzie ci są godni współczucia – polscy katolicy powinni się za nich modlić”, nazwał ich: „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”, zauważył też, że „Polacy, stając przy nim (przy krzyżu na przed Pałacem Prezydenckim), mówią, że chcą pozostać Polakami. To właśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – na przykład w redaktorach „Gazety Wyborczej”, którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami”. Pierwsza rozprawa (17 III 2011) miała charakter pojednawczy stron, do ugody nie doszło. Następną rozprawę wyznaczono na dzień 7 lipca 2011 roku. Wyrok ogłoszono 21 lipca 2011 roku.Sąd nakazał zamieszczenie przeprosin na łamach „Gazety Polskiej” oraz wpłatę 5 tys. zł na cele społeczne. Zasądzono od pozwanego na rzecz Agora SA 1210 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania w sprawie.
2006 ZBIGNIEW WASSERMAN, minister koordynator ds. służb specjalnych.
Według „Gazety Wyborczej”: „Były minister koordynator ds. służb specjalnych w styczniu 2006 r. zarzucał Gazecie, że toczy "zawziętą wojnę w celu ochrony układu ludzi władzy, biznesu, mafii i służb specjalnych" oraz że "działania i praktyki „Gazety Wyborczej” wskazują na instrumentalną manipulację polityczną”.Sąd nakazał Zbigniewowi Wassermanowi zamieszczenie przeprosin na łamach „Gazety Wyborczej” oraz wpłatę 15 tys. zł na cel społeczny.
Ponadto: Wrzesień 2011. Agora S.A. kontra ANTONI KLUSIK o naruszenie dóbr osobistych za nazwanie „Gazety Wyborczej” „organizacją przestępczą i wrogą naszej cywilizacji”. Sąd w Opolu nakazał przeprosiny, należy je zamieścić na łamach „GW” i w audycji Radia Opole, „Loża radiowa”, której fragment skazany ma wykupić. Sąd nakazał zapłatę Agorze kwoty 600 zł tytułem zwrotu opłaty sądowej, oraz 360 zł tytułem zwrotu kosztów zastępstwa procesowego. W uzasadnieniu wyroku sąd orzekł, że pozwany nie wskazał, ani nie udowodnił przestępczej działalności powódki oraz jej wrogości w stosunku do naszej cywilizacji.
Aaron Szechter, jak widać, wygrywa wszystkie procesy, mimo iż jego przeciwnicy mówią prawdę. Dlaczego?
Otóż „negatywne treści na temat Adama Michnika redaktora naczelnego Gazety Wyborczej oraz wydawcy tej gazety Agory S.A. są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego”. Orzekł to w pisemnym wyroku 26 września 2005 Wysoki Sąd w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej (sygn. III C 1225, sędzia przewodnicząca Agnieszka Matlak).
Opracował Aleksander Szumański "Głos Polski" Toronto
Źródła:
- „Nasza Polska”(18 czerwca 2013 r.) zamieściła tekst Roberta Wita Wyrostkiewicza „Najgorsi sędziowie III RP” w którym podaje imiona i nazwiska „najgorszych polskich sędziów”
- Paweł Sergiejczyk "Nasza Polska" 30.04 - 8.05.2007
- Wodzowie profesorskiej rewolucji" - Paweł Sergiejczyk „Nasza Polska" nr 18 - 19 z dnia
30. 04 - 8. 05. 2007
- Teresa Tyszkiewicz - "Miłujcie się" nr 9 - 10 / 1999
- Artykuły redakcyjne 3obieg.pl http://3obieg.pl/
-"Nasza Polska" nr 25 (920) 18. 06. 2013)
http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=lista-pozwow-michnika (link is external)
http://niepoprawni.pl/blog/5832/lista-sedziow-sprzeniewierzajacych-sie-etyce-zawodu-0
Robert Wit Wyrostkiewicz "Nasza Polska"; 18.06.2015
http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/sadownictwo-w-iii-rp-z-prawa-na-lewo
http://3obieg.pl/sedzia-iwona-konopka-again
http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/sadownictwo-w-iii-rp-z-prawa-na-lewo
http://3obieg.pl/lista-sedziow-sprzeniewierzajacych-sie-etyce-zawodu-prawnika
http://niepoprawni.pl/blog/5832/lista-sedziow-sprzeniewierzajacych-sie-etyce-zawodu-prawnika
http://niezalezna.pl/62795-sady-w-iii-rp-w-roku-2014-polski-wymiar-niesprawiedliwosci
http://3obieg.pl/sedziowie-zawisli
https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo
https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=iwona+konopka+3obieg.pl
http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=lista-pozwow-michnika
"A IMIĘ BRZOZY DZIEWIĘĆDZIESIĄT SZEŚĆ”
TYTUŁ UTWORU ALEKSANDRA SZUMAŃSKIEGO
http://natemat.pl/79295,a-imie-brzozy-dziewiecdziesiat-szesc-o-drzewie-ktore-podzielilo-polske
(link is external)
– Gdzie jest ta brzoza, panie Lasek? – pytał z drwiną w poniedziałek w TVN 24 Adam Hofman, komentując najnowsze ustalenia naukowców skupionych wokół Antoniego Macierewicza. Dodał też, że w końcu „teoria o brzozie została obalona".
Wydaje się jednak, że wbrew jego słowom kwestia przyczyn smoleńskiej tragedii wciąż jest w opinii Polaków daleka od definitywnego rozstrzygnięcia, a feralne drzewo jak dzieliło, tak wciąż dzieli.
Trafił w brzozę, nie trafił, przecięła skrzydło czy nie przecięła? A czy to ważne? A tu oszołomy przychodzą i się czepiają, zmierzyli, nie zmierzyli?
Jeśli zmierzyli to jak? Może przeciąć skrzydło czy nie może? Symulację będą robić i sprawdzać. Już przecież zostało ustalone…
A czy zespól Macierewicza nie mógłby dokonać czegoś w rodzaju eksperymentu naturalnego?
Caly jego zespół wsiada do jakiegoś Tupolewa, którego jak zakładam mogłoby do tego celu użyczyć wojsko i tym Tupolewem lecą ścinać brzozy. Wynik eksperymentu rozwiałby narosłe wątpliwości. Wstrząsający poemat „A imię brzozy dziewięćdziesiąt sześć.
Kto potrafi ciąć drzewo na wysokości 6 metrów i na dodatek tak krzywo .Nie wiem czy to ważne, ale wydaje mi się, że komuś bardzo zależy na tym, żeby nas wszystkich wkręcać w ….
Brzoza (łac. Betula L.) – rodzaj drzew i krzewów należący do rodziny brzozowatych. Obejmuje trudną do sprecyzowania liczbę gatunków, ponieważ w obrębie rodzaju łatwo powstają mieszańce międzygatunkowe o trudnym do ustalenia statusie taksonomicznym” – czytamy na Wikipedii o tym, czym jest brzoza.
Ale w zbiorowej wyobraźni Polaków stała się ona w ciągu ostatnich kilku lat czymś znacznie więcej niż tylko drzewem. Dawniej kojarząca się chyba głównie ze swojskim, jesiennym krajobrazem sielskiej polskiej wsi, od trzech lat znajduje się w samym centrum najostrzejszego politycznego sporu w kraju.
BRZOZA A SKRZYDŁO TUPOLEWA
Spośród wszystkich brzóz porastających tę część świata, chyba tylko ta jedna została tak dokładnie przebadana i sfotografowana i jako jedna z niewielu ma swoją własną stronę na Wikipedii.
To brzoza smoleńska, zwana też „pancerną brzozą” lub brzozą Bodina. Lekarz pogotowia Nikołaj Bodin to jeden ze świadków katastrofy. Przewrócony podmuchem przelatującego nisko samolotu widział, jak tupolew z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie zahacza skrzydłem o drzewo.
I właśnie to zderzenie zostało przez komisję MAK oraz komisję Millera uznane za bezpośrednią przyczynę urwania fragmentu skrzydła, a następnie rozbicia się prezydenckiego (rządowego) samolotu.
Z taką wersją wydarzeń nie zgadzają się jednak badacze z parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy Tu-154, tacy jak prof. Wiesław Binienda. Ich własne raporty, a także artykuły prasowe dziennikarzy sympatyzujących z zespołem Antoniego Macierewicza poddają w wątpliwość nie tylko możliwość uszkodzenia skrzydła przez „miękkie” drzewo czy okoliczności rzekomej kolizji, ale i w niektórych przypadkach całkowicie kwestionują istnienie „smoleńskiej” brzozy.
Odbywająca się na łamach mediów smoleńska kłótnia o brzozę trwa od pierwszych miesięcy po katastrofie. I nic nie wskazuje na to, by miała się prędko skończyć.
BRZOZA - SYMBOL
– Brzoza nie jest kluczowa z punktu widzenia przyczyn katastrofy. Ona jest tylko symboliczna. Dla mnie problem jest inny — należy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego samolot znalazł się tak nisko – mówił w jednym z wywiadów przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek.
Z biegiem czasu kwestia brzozy uznana została za niemal decydującą o tym, czy w Smoleńsku doszło do zamachu, czy też nie. Bo jeśli oficjalna narracja (nazywana przez prawicę hipotezą o „pancernej brzozie”) nie jest prawdziwa, to zdaniem wielu oznacza to nie tylko, że śledztwo prowadzono niedbale. Może to też znaczyć, że przyczyny katastrofy smoleńskiej były inne – oczywiście związane z udziałem osób trzecich.
Ale na tym znaczenie brzozy się nie kończy: bo dynamika medialnej dyskusji szybko sprawiła, że stosunek do brzozy zaczął definiować naszą polityczną przynależność:
„Kto za brzozą, ten za Tuskiem, kto przeciw, ten za Kaczyńskim”. Dlatego obie strony politycznego sporu z taką zaciekłością rzuciły się w wir „dendrologicznej” dyskusji.
NIEKOŃCZĄCE SIĘ DYSKUSJE
Czy ktoś sam wdrapał się na drzewo (jeśli tak – to kto), czy sprowadzono dźwig, z którego dokonano pomiaru (jeśli tak – to kto go sprowadził i kto z dźwigu mierzył drzewo)?
Czy używano zwykłej miarki czy mierników laserowych (jeśli tak – jakich, chodzi o podanie modeli urządzeń)? – pytała Anita Gargas w artykule „Jedna brzoza, dziesięć pytań”.
Ich drobiazgowość śmieszy tylko na pierwszy rzut oka: każdy, kto zanurzy się choć trochę w prowadzone od miesięcy spory o brzozę zauważy, że najdrobniejszy szczegół może mieć w tych dyskusjach ogromne znaczenie.
Prawicowi politycy, dziennikarze i naukowcy atakują oficjalne ustalenia na każdym kroku, starając się podważyć ich wiarygodność:
Janusz Wojciechowski pytał, jak możliwe było, że skrzydło pękło w zderzeniu z brzozą, skoro w przypadku zamachów na WTC skrzydła samolotów pozostały nietknięte aż do eksplozji całej maszyny.
Prawicowe portale porównywały zdjęcia wykonane pod Smoleńskiem w różnych terminach, starając się wykazać, że przy brzozie manipulowano, umieszczając w niej fragmenty poszycia samolotu.
Czasami zresztą ustalenia różnych osób występujących przeciwko tezie o „pancernej” brzozie nie są ze sobą spójne: prof. Binienda swego czasu twierdził, że drzewo „było chore", niedawno Chris Cieszewski z amerykańskiego Uniwersytetu Georgii sugerował, że ścięto ją kilka dni przed 10 kwietnia, natomiast dziennikarki gazety “Nowe Państwo” twierdziły swego czasu, że… ta konkretna brzoza w ogóle nie istniała.
Ale wszystkim tym, którzy kpią z braku profesjonalizmu ekspertów związanych z Antonim Macierewiczem, trzeba przypomnieć, że tłumaczenia ze strony przedstawicieli państwowych komisji też nie zawsze brzmiały profesjonalnie i w pełni przekonywająco.
BRZOZA W POPKULTURZE
Gdy naukowcy, politycy i publicyści podnosili i zbijali kolejne argumenty w sporze, symbol smoleńskiej brzozy powoli przenikał do kultury popularnej. Trafiła nie tylko na okolicznościową monetę i na pomnik ofiar w kościele Św. Anny w stolicy, ale i stała się inspiracją dla wiersza, który napisał Aleksander Szumański.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Brzoza_smole%C5%84ska
(link is external) …W 2012 roku drzewo stało się tematem wiersza poety Aleksandra Szumańskiego (link is external) pt. „Brzoza smoleńska”[33] (link is external).
Aleksander Szumański
BRZOZA SMOLEŃSKA
Brzoza stała
Niewinna
Wyciągnęła ramiona
Płakała
Zraniona
I kona
Pozbawiono mnie życia
Tak rzekła
Niewinni
Też znają
Smak piekła
Nad lotniskiem
Zmierzch
A imię brzozy
Dziewięćdziesiąt sześć
Dla jednych obiekt kultu, dla drugich powód do kpin, dla jeszcze innych koronny dowód w sprawie wagi państwowej – tak czy inaczej smoleńska brzoza na trwałe wpisała się w naszą codzienność, a temperatura sporu wokół niej wskazuje, że szybko z niej nie zniknie.
We wtorek Tomasz Terlikowski wrzucił na swojego Facebooka zdjęcie skąpanego we mgle brzozowego zagajnika, podpisując je krótko: “Lubię jesień”.
Pod fotografią szybko zaroiło się od komentarzy o konferencjach, pancernych brzozach i komisji MAK. – Nawet komentując zupełnie neutralne zdjęcie nie możecie powstrzymać aluzji do Smoleńska? – zapytał ktoś. Wygląda na to, że nie.
Brzoza była złamana już 5 kwietnia, a zespół Laska nie powinien badać katastrofy – ustaliła II Konferencja Smoleńska.
Źródło: https://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/a-imie-brzozy-dziewiecdziesiat-szesc
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://natemat.pl/79295,a-imie-brzozy-dziewiecdziesiat-szesc-o-drzewie-ktore-podzielilo-polske
(link is external)
Smoleńskiej brzozie poświęcono też hasło w polskiej Wikipedii.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Brzoza_smole%C5%84ska
(link is external)
CHIŃSKA REPUBLIKA LUDOWA ZATRUŁA ŚWIAT KORONAWIRUSEM
TRUCICIEL - XI JINPING.
XI Jinping jest następnym komunistycznym dyktatorem po Mao Tse Tungu.
Xi Jinping (wym. [ɕǐ tɕînpʰǐŋ]; chiń. upr. 习近平; chiń. trad. 習近平; pinyin: Xí Jìnpíng; ur. 15 czerwca 1953 w Pekinie) – chiński polityk, sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin od 15 listopada 2012, przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej od 14 marca 2013 r. W 2018 roku magazyn „Forbes” umieścił go na pierwszym miejscu listy najbardziej wpływowych ludzi na świecie.
Przypomnę:
Mao Zedong (chiń. upr. 毛泽东; chiń. trad. 毛澤東; pinyin: Máo Zédōng; Wade-Giles: Mao Tse-tung; PWN: Mao Ce-tung; IPA: [mau̯:˧˥ tsɤ˧˥.tʊŋ˥] wymowa i; ur. 26 grudnia 1893 w Shaoshan, zm. 9 września 1976 w Pekinie) – chiński polityk, przywódca kraju w latach 1949–1976, od 1943 r. szef biura politycznego oraz Przewodniczący Komitetu Politycznego Komunistycznej Partii Chin (aż do śmierci) i ideolog maoizmu.
Razem ze Zhu De założył Armię Ludowo-Wyzwoleńczą (1 sierpnia 1927) po tym, jak Czang Kaj-szek rozpoczął serię czystek przeciwko komunistom. 1 października 1949 roku na placu Tian’anmen Mao ogłosił powstanie Chińskiej Republiki Ludowej. Po zdobyciu władzy Mao zapoczątkował przebudowę systemu gospodarczego i społecznego Chin poprzez proces kolektywizacji. Od lat pięćdziesiątych za jego sprawą przeprowadzono szereg kampanii politycznych i gospodarczych takich jak: kampania przeciwko prawicowcom, wielki skok naprzód, rewolucja kulturalna – nieudane eksperymenty gospodarcze doprowadziły do śmierci dziesiątek milionów ludzi. Przyczynił się także do rozłamu w bloku wschodnim i zaognienia stosunków z ZSRR. U schyłku życia doprowadził do ocieplenia stosunków ze Stanami Zjednoczonymi.
Pozostaje jedną z najbardziej znaczących i wpływowych postaci w historii Chin i XX wieku, budząc jednocześnie wiele kontrowersji. Przez wielu historyków jest uznawany za największego zbrodniarza w historii ludzkości, przypisuje mu się odpowiedzialność za śmierć 65 – 70 mln ludzi tylko w czasie pokoju.
Komitet Polityczny Komunistycznej Partii Chin wystosował do setek tysięcy członków partii odezwę, aby rozpowszechniali wiadomość, iż wrogowie chińskiej partii komunistycznej zarazili Chiny wirusem zrzucając odpowiedzialność na laboratoria chińskie.
PROFESOR SHI ZHENGLI
Profesor Shi Zhengli, wirusolożka z Wuhan, która bada koronawirusy
twierdzi, iż koronawirus to kara, którą natura wymierza ludziom za barbarzyńskie zwyczaje.
Uważa, iż wirusolodzy wykryli u sześciu gatunków nietoperzy zróżnicowaną grupę koronawirusów. Czasem jeden osobnik był zainfekowany kilkoma odmianami.
Shi Zhengli, wirusolożka z Wuhanu, twierdzi, że nie mogła już spać spokojnie
Chińskie media podają, iż nowa odmiana koronawirusa to kara, którą natura wymierza ludzkiej rasie za podtrzymywanie barbarzyńskich zwyczajów. Przysięgam na swoje życie, że nie ma to nic wspólnego z naszym laboratorium. Radzę tym, którzy rozsiewają plotki ze szkodliwych medialnych źródeł, tak samo jak tym, którzy wierzą nierzetelnym tzw. akademickim analizom indyjskich badaczy, żeby zamknęli swoje śmierdzące gęby” – taką gniewną wiadomość niedługo po wybuchu epidemii opublikowała wuhańska wirusolożka Shi Zhengli na swoim prywatnym koncie w WeChat, popularnym w Chinach komunikatorze.
Shi Zhengli kieruje Centrum Chorób Zakaźnych,w Wuhańskim Laboratorium Biobezpieczeństwa Narodowego Poziomu 3, a także jest wicedyrektorką Wuhańskiego Laboratorium Biobezpieczeństwa Narodowego Poziomu 4 (czyli mającego najwyższy poziom biobezpieczeństwa i zajmującego się najgroźniejszymi patogenami, takimi jak wirusy Ebola czy Marburg). Wszystkie placówki działają w samym mateczniku pandemii COVID-19.
CHIŃSKA GRA - MATKA DIABŁA
W efekcie paniki, która nastała wkrótce po odnotowaniu w Wuhanie pod koniec 2019 roku pierwszych zakażeń nowym typem wirusa, chińskie media społecznościowe masowo zaczęły oskarżać Shi Zhengli o przypadkowe wypuszczenie koronawirusa z podlegającego jej nadzorowi laboratorium. Szybko pojawiły się też teorie, że koronawirus był produktem inżynierii genetycznej stworzonym przez wuhańską naukowczynię. Oliwy do ognia dolało ukazanie się wyników badań grupy indyjskich naukowców twierdzących, że nowy koronawirus zawiera w sobie materiał genetyczny zbliżony do wirusa HIV.
To z kolei miało być jednoznacznym dowodem na to, że powstał on w wyniku ludzkiej ingerencji.
Niektórzy z tego powodu ochrzcili nawet chińską wirusolożkę złowieszczym mianem „matki diabła”.
Wieczorem 30 grudnia 2019 roku Shi Zhengli właśnie uczestniczyła w konferencji naukowej w Szanghaju, gdy otrzymała pilny telefon. Dzwonił jej szef z Wuhanu. „Rzuć, cokolwiek teraz robisz, i zajmij się tym natychmiast” – usłyszała. Do Wuhańskiego Instytutu Wirusologii, w którym pracowała, przyszły niepokojące próbki pobrane od dwóch pacjentów hospitalizowanych z powodu podejrzanych objawów nietypowo rozwijającego się zapalenia płuc.
Sześć kluczowych zagadek. Co już wiemy, a czego nie wiemy o koronawirusie?
Wykryto w nich wirusa bardzo podobnego do tego, który kilkanaście lat wcześniej wywołał SARS i przez dwa lata siał globalny zamęt. Jeśli te przewidywania by się potwierdziły, światu groziła nowa fala zachorowań o niedających się przewidzieć skutkach. Shi Zengli, ekspertka od koronawirusów, miała poprowadzić dalsze badania. Posłuchała więc polecenia służbowego i ruszyła do Wuhanu.
7 stycznia 2020 roku naukowcy mieli już absolutną pewność: pojawił się nowy, niebezpieczny koronawirus. Wkrótce nazwano go SARS-CoV-2, a chorobę, którą powoduje – COVID-19.
Pierwsze koronawirusy zostały odkryte już w latach 60. XX wieku. Większość z nich infekuje ptaki i ssaki, a te, które zakażają człowieka, najczęściej nie są groźne. Wiele z nich wywołuje sezonowe przeziębienie, a do typowych objawów należą problemy z oddychaniem oraz zaburzenia żołądkowo-jelitowe. Koronawirusy występujące wyłącznie u zwierząt są dla nich znacznie większym zagrożeniem. Niektóre odmiany wirusa ptasiego zapalenia oskrzeli (IBV) doprowadzają do ostrej niewydolności nerek u zakażonych ptaków lub atakują jajowody samic. Znacznie wyższa jest śmiertelność u zwierząt niż u ludzi.
Jeszcze w latach 90. XX wieku nie poświęcano więc koronawirusom szczególnej uwagi, ponieważ nie powodowały większych problemów zdrowotnych u przedstawicieli naszego gatunku.
Sytuacja uległa diametralnej zmianie, gdy w latach 2002-03 pojawił się wirus z tej rodziny, który wywoływał chorobę nazwaną zespołem ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej (SARS, zaś sam wirus – SARS-CoV). Do końca 2003 roku zachorowało na nią ponad 8 tys. osób, a 775 straciło życie.
KOBIETA NIETOPERZ NA TROPIE
SARS po raz pierwszy wykryto u handlarzy dzikimi zwierzętami z prowincji Guangdong, którzy zakazili się od cywety, drapieżnego ssaka z rodziny wiwerowatych. Ale to dzięki badaniom Shi Zhengli i jej współpracowników ustalono bezspornie, że pierwotnymi nosicielami tej odmiany koronawirusa są nietoperze. Wśród kolegów po fachu zaczęto ją nazywać „kobietą nietoperzem”.
Profesor Shi Zengli od 2004 roku wraz z ekipą międzynarodowych badaczy brała udział w licznych wyprawach do jaskiń zasiedlonych przez nietoperze, położonych głównie w południowej, subtropikalnej części Chin. Z ekspedycji do jaskiń znajdujących się w pobliżu Nanning, stolicy regionu Guangxi, zachowała malownicze wspomnienia. Rozległa wapienna pieczara z imponującymi stalaktytami lśniła od wilgoci.
Później było już znacznie gorzej. Wiele jaskiń było bardzo trudno dostępnych – wąskich, stromych i mrocznych, do których dostać się można było tylko z dobrze zorientowanym w terenie lokalnym przewodnikiem po wielogodzinnym marszu. Czasem przejście było tak ciasne, że profesor Shi Zengki wraz ze swoją ekipą musiała powoli przesuwać się na brzuchu.
Nie zawsze te wysiłki przynosiły spodziewane efekty badawcze. Większą część pracy wykonywano wieczorem i nocą. Przy wejściu do każdej zamieszkanej przez nietoperze jaskini rozpinano siatkę, w którą łapano zwierzęta. Następnie pobierano od nich próbki krwi i śliny, a potem je wypuszczano. We wnętrzu groty zbierano mocz i odchody nietoperzy.
Po wielu miesiącach żmudnych analiz w końcu wykryto w próbkach od kilku nietoperzy przeciwciała wirusa SARS. Dalsze ważne odkrycia przyniosły całoroczne badania prowadzone przez pięć kolejnych lat z rzędu w jaskini Shitou na obrzeżach miasta Kunming, stolicy południowo-zachodniej prowincji Junnan.
Próbki pobrane w tym czasie od nietoperzy pozwoliły na identyfikację kilkuset odmian koronawirusa o zróżnicowanej budowie genetycznej. A z tych co najmniej kilkadziesiąt wykazywało podobieństwo do wirusa SARS. W jaskini Shitou w 2013 roku naukowcy z zespołu profesor Shi Zengli rozpoznali odmianę koronawirusa pochodzącego od nietoperza, którego genom był w 97 proc. taki sam jak tego znalezionego u cywet z Guangdong.
W trakcie eksploracji innej części prowincji Junnan wirusolodzy wykryli u sześciu gatunków nietoperzy zróżnicowaną grupę koronawirusów. Czasem jeden osobnik był zainfekowany kilkoma jego odmianami. Dla badaczy stało się oczywiste, jak wielkie oznacza to zagrożenie i że w takich warunkach może z łatwością dochodzić do niebezpiecznych mutacji.
Shi Zhengli twierdzi, że odtąd nie mogła już spać spokojnie. Zaczęło ją prześladować widmo nadciągającej pandemii.
Pierwszą ofiarą śmiertelną COVID-19 był 61-letni mężczyzna, stały klient „mokrego targowiska” Huanan w Wuhanie, bazaru, na którym prócz ryb i owoców morza sprzedawano kilkadziesiąt gatunków zwierząt, w tym egzotycznych, nierzadko uznawanych w Chinach za chronione. Poza mięsem sprzedawcy wystawiali na stoiskach ściśniętych obok siebie w wąskich alejkach żywe węże, krokodyle, cywety, pawie, lisy, borsuki, psy, osły, owce, świnie, jeże czy wilczki. W klatkach ułożonych jedna na drugiej tłoczyły się zmaltretowane kurczaki.
Wielkie połacie skrwawionego mięsa wisiały nad głowami spacerujących klientów lub zalegały w niehigienicznych pojemnikach rzuconych byle jak. Zwierzęta w klatkach patrzyły więc, jak szlachtowano ich towarzyszy, i czekały.
Te obiekty nazywa się mokrymi targowiskami, bo kupujący często proszą o zabicie zwierzęcia na miejscu, a przez to wszędzie jest pełno krwi, śluzu i zmasakrowanych organów.
Źródło tajemniczych zachorowań w Wuhanie mógł stanowić lokalny "mokry targ", gdzie kupuje się zwierzęta zabijane na miejscu. Pełno tam krwi, śluzu i zmasakrowanych organów. Źródło tajemniczych zachorowań w Wuhanie mógł stanowić lokalny "mokry targ", gdzie kupuje się zwierzęta zabijane na miejscu. Pełno tam krwi, śluzu i zmasakrowanych organów.
Gdy stało się jasne, że źródło tajemniczych zachorowań w Wuhanie może stanowić lokalny „mokry targ”, 1 stycznia 2020 roku władze podjęły decyzję o jego zamknięciu (podobne targi miały swój udział w rozprzestrzenianiu się wirusa SARS).
Pod koniec lutego chiński rząd wprowadził stały całkowity zakaz kupna, handlu i konsumpcji dzikich zwierząt, które mogą być nosicielami koronawirusów.
Wciąż jednak można pozyskiwać żywe zwierzęta do wykorzystania w tradycyjnej medycynie chińskiej lub na skóry.
Jak podaje amerykańskie Centers for Disease Control and Prevention, 75 proc. wszystkich chorób, na które zapada człowiek, pochodzi od zwierząt.
Koronawirusy wywołują tzw. zoonozy, czyli choroby odzwierzęce. Badanie opublikowane na łamach „Nature” w lutym 2020 roku, sygnowane m.in. przez Shi Zhengli, wykazało, że kod genetyczny nowego koronawirusa w 96 proc. jest identyczny z koronawirusem, który występuje wśród populacji chińskich nietoperzy. Choć wiadomo, że najnowszą odmianę wirusa powodującą COVID-19 przenoszą zakażone nietoperze, nie do końca wiadomo, które zwierzęta są nosicielami pośrednimi (podejrzewa się, że choroba w populacji ludzkiej nie rozwinęła się bezpośrednio od nietoperzy). Mówi się o łuskowcach, cywetach i świniach. Nie oznacza to oczywiście, że powinno się wytrzebić gatunki, które noszą w sobie zagrażające nam mikroby.
„Myślę, że problem jest wtedy, gdy jeden z tych wirusów zawędruje na targ z dzikimi zwierzętami, gdzie ryzyko, że jedno zwierzę zainfekuje wielu ludzi, jest znacznie większe. (…) A jeśli myśli się o jaskini nietoperzy w Junnanie… Ludzie tak często tam nie chodzą… Nietoperze wylatują z jaskini i jedzą owady w okolicznych wioskach. (…) Wciąż jest małe prawdopodobieństwo zakażenia, bo ono wymaga kontaktu z odchodami – wirusy bytują w jelitach nietoperzy. Ale jeśli zacznie się na nie polować, a potem zaniesie się żywe na targ, a one zaczną tam oddawać kał, to w ten sposób zakażą się cywety, świnie i ludzie” – twierdzi Peter Daszak, prezes EcoHealth Alliance, badacz chorób zakaźnych, jeden ze współpracowników profesor Shi Zhengli.
ZE ZWIERZĄT NA LUDZI
Wiele znanych i groźnych chorób wywoływały wirusy, które mutując, przeskoczyły ze zwierzęcia na człowieka. Słynną pandemię grypy hiszpanki z 1918 roku, która według różnych szacunków zmiotła z powierzchni ziemi od 50 do 100 mln ludzi (chorowała wtedy jedna czwarta ludzkiej populacji), spowodował wirus ptasiej grypy. W ciągu zaledwie 24 tygodni siania spustoszenia zginęły 24 mln ludzi.
Odra, zabójczyni milionów, najprawdopodobniej jest jednym z efektów udomowienia owiec i kóz. Wirus HIV po raz pierwszy zaobserwowano wśród mieszkańców zachodniej Afryki, którzy polowali, zarzynali i zjadali mięso zakażonych naczelnych. Wirus Nipah przeskoczył na człowieka w 1998 roku ze świń hodowanych w Malezji – schorzenie to charakteryzuje się wysoką śmiertelnością (prawie połowa zainfekowanych ludzi umiera). Wirus Ebola przeszedł z nietoperzy na inne ptaki, a potem na ludzi, którzy zakazili się nim, jedząc ich zainfekowane mięso, (bardzo smaczne, dop. AS).
Wirus świńskiej grypy to zmutowana odmiana hiszpanki z 1918 roku (wirus H1N1 to połączenie wirusa świńskiego, ptasiego i ludzkiego – takie są najbardziej zjadliwe). W 2012 roku, nie tak znowu długo po pandemii SARS, pojawił się koronawirus MERS-CoV wywołujący chorobę znaną jako bliskowschodni zespół oddechowy (MERS), który rozprzestrzenił się za pośrednictwem nietoperzy i wielbłądów.
Czy zakaz handlu dzikimi zwierzętami, który wprowadziły niedawno Chiny, to wystarczający środek zaradczy przeciwko ewentualnym nowym ogniskom pandemii w przyszłości? Profesor Shi Zhengli twierdzi, że „handel i konsumpcja dzikich zwierząt to jedynie część problemu”. Nie tylko azjatyckie „mokre targowiska” są miejscami koncentrującymi na jednej przestrzeni ogromną liczbę zwierząt, zarówno martwych, jak i żywych, z którymi bezpośredni kontakt mają ludzie. Nie tylko na tych ociekających krwią i innymi potencjalnie chorobotwórczymi wydzielinami bazarach występują doskonałe warunki do rozwoju wszelkiej maści patogenów mogących agresywnie atakować ludzi.
To samo można powiedzieć o wielkich fermach przemysłowych, na których w ścisku i zamknięciu trzyma się duże grupy zwierząt, najczęściej schorowanych, osłabionych, okaleczonych i prewencyjnie faszerowanych ogromnymi ilościami antybiotyków (na które człowiek staje się odporny), tak by dotrwały do uboju w rzeźni.
Hale tego rodzaju występują na całym świecie, nie tylko w odległych Chinach, ale również w Polsce. Doktor Michael Greger, autor książki „Bird Flu: A Virus of Our Own Hatching” (Ptasia grypa: wirus z naszej własnej wylęgarni) pisze o fermach przemysłowych jako o idealnych wylęgarniach chorób zakaźnych. „Jeśli naprawdę chcesz stworzyć pandemię o globalnym zasięgu, to zbuduj fermy przemysłowe”.
Być może nadszedł już czas, aby ludzie na nowo przemyśleli swoje relacje ze zwierzętami i wprowadzili konieczne zmiany – nie tylko dla dobra zwierząt, ale również przetrwania własnego gatunku. „Jako że siedzimy przyczajeni w ukryciu i stawiamy czoło burzy koronawirusa bijącej w świat, wykorzystajmy ten okres wyciszenia do refleksji, że mamy siłę, by ograniczyć ryzyko wystąpienia nowej pandemii. Tak, powinniśmy położyć kres targom dzikich zwierząt, ale nie poprzestańmy na tym. Jeśli możemy zamknąć nasze całe społeczeństwo na tygodnie bez przerwy, to z pewnością możemy choć trochę zmienić naszą dietę” – napisał Paul Shapiro, autor książki „Jak hodowla mięsa bez zwierząt zrewolucjonizuje twój obiad i cały świat”.
Profesor Shi Zhengli nadal prowadzi w Wuhanie programy badawcze skoncentrowane na odkrywaniu nowych odmian koronawirusów występujących u nietoperzy. Uważa, że to, co do tej pory widziała, to dopiero początek. Wie, że nieuchronnie czekają nas kolejne epidemie. Twierdzi, że prawdziwy problem tkwi nie w zwierzętach, ale w ludzkich nawykach. „Najprostszy sposób na zapobieżenie tak zakaźnym chorobom to trzymanie się z dala od dzikich zwierząt, zaprzestanie jedzenia ich mięsa, unikanie ich siedlisk oraz ferm, na których są hodowane”.
"Gazeta Wyborcza"'Wysokie Obcasy"
Tyle "Gazeta Wyborcza", a jaka jest prawda?
AMERYKAŃSKI SENATOR UJAWNIŁ PRAWDĘ O KORONAWIRUSIE?
Od początku pojawienia się epidemii koronawirusa pojawiają się teorie, że Chiny ukrywają jego prawdziwe źródło. Amerykański senator zasugerował, że wirus został sztucznie stworzony lub jego epidemia była skutkiem błędu naukowców.
Republikański senator Tom Cotton odniósł się do koronawirusa w programie Sunday Morning Futures. „Ten wirus nie miał swojego początku na targu zwierzęcym w Wuhan” – powiedział – „Szanowani w Chinach epidemiolodzy opublikowali badanie w międzynarodowym periodyku "Lancet" i zademonstrowali, że wiele z początkowych przypadków nie miało żadnych związków z tym targiem. Wirus dostał się na ten targ zanim się z niego wydostał. Nie wiemy więc skąd się wziął”. Senator zapewne odnosił się do badania „Epidemiologiczne i kliniczne charakterystyki 99 przypadków nowego koronawirusa 2019 w Wuhan, Chiny”, które słynny periodyk medyczny opublikował w połowie stycznia.
Cotton ma duże wątpliwości co do prawdomówności chińskiego rządu. Stwierdził, że chińscy komuniści „kłamali od początku i dalej kłamią” o prawdziwej skali zagrożenia i być może początku epidemii. Zasugerował za to, że wirus ten mógł być stworzony sztucznie lub wypuszczony przez naukowców. Przypomniał, że w Wuhan znajduje się jedyne w Chinach laboratorium biologiczne o najwyższym stopniu zabezpieczeń. „Nie mamy żadnych dowodów, że wirus wziął się stamtąd, ale biorąc pod uwagę dwulicowość i brak szczerości chińskiego rządu musimy zadać im to pytanie” – stwierdził.
Cotton rzecz jasna został już zaatakowany przez lewicę, która twierdzi, że rozpuszcza teorie spiskowe. Jednak podobne wątpliwości mają sami Chińczycy.
Analiza genetyczna koronawirusa wykazała, że jego pierwszymi nosicielami były, podobnie jak w wypadku SARS, nietoperze. Problem w tym, że w Wuhan nie żyją nietoperze – najbliższa dzika populacja jest oddalona od tego miasta o kilkaset kilometrów. Początkowo spekulowano, że koronawirus przeszedł na ludzi gdyż ci wykorzystywali dziko żyjące nietoperze w kuchni i przyrządzali z nich zupy. Nie udało się tego jednak udowodnić i dzisiaj wielu naukowców podejrzewa, że musiał być jakiś gatunek pośredni, który przeniósł koronawirusa z nietoperzy na mieszkańców Wuhan. Na razie nie udało się zidentyfikować o jaki gatunek chodzi.
Botao Xiao i Lei Xiao, chińscy biolodzy pracujący na Południowochińskim Uniwersytecie Technologicznym, opublikowali niedawno tekst, który sugeruje, że zawiniło faktycznie laboratorium w Wuhan, oddalone od targu zwierzęcego o ok. 1,5 kilometra. Ich zdaniem pracujący w nim naukowcy trzymali tam liczne zwierzęta do testów, w tym 605 nietoperzy tego samego gatunku, który roznosił SARS w 2003 roku. W swojej pracy ujawniają, że jeden z pracowników tego laboratorium został zaatakowany przez jednego z tych nietoperzy. Wiedząc o ryzyku zakażenia poddał się dobrowolnej kwarantannie na 14 dni. Drugi raz zrobił to, gdy jeden z nietoperzy oddał na niego mocz. Można sobie wyobrazić, że ofiarą ataku zarażonego zwierzęcia padł inny pracownik i, nie wiedząc o tym, wyniósł wirusa poza teren laboratorium.
Zamieszkały w stanie Waszyngton trzydziestokilkuletni mężczyzna, który niedawno przebywał za granicą, jest pierwszym wykrytym w USA nosicielem nowego niebezpiecznego koronawirusa pochodzącego z Chin – podały we wtorek amerykańskie władze sanitarne.